• Nie Znaleziono Wyników

Adres ZESed-a-lscyi: 22Zra,lso-wsls:Ie-I=rzed.m.ieście, USTr SS. 21. Warszawa, d. maja 1898 i*. Tom XVII.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres ZESed-a-lscyi: 22Zra,lso-wsls:Ie-I=rzed.m.ieście, USTr SS. 21. Warszawa, d. maja 1898 i*. Tom XVII."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J \° 21. Warszawa, d. 22 maja 1898 i*. T om X V II.

PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA".

W W ars za w ie: rocznie rs. 8, kw artalnie rs. 2 Z p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. lo , półrocznie rs. 5 P renum erow ać można w Redakcyi .W szechśw iata’

i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranica.

K om itet Redakcyjny W szechświata stanow ią P an o w ie:

D eike K., D icksteln S., H oyer H . Turkiewicz K., K w ietniew ski W ł., Kram sztyk S., M orozew icz J., N a - tanson J., Sztolcm an J ., T rzciński W . i W róblew ski W .

Adres ZESed-a-lscyi: 22Zra,lso-wsls:Ie-I=rzed.m.ieście, USTr SS.

Z A G A D K A C Z A S U .

M ow a prof. O S T W A L D A przy o tw arciu Zakładu fizyko-chemicznego d. 3 stycznia 1898 r.

Rozważania treści ogólnej nie są ju ż dziś w naukach ścisłych ta k ą rzadkością, ja k ą były przed la t dziesiątkiem. Po okresie po­

przedzającym , okresie największej specyali- zacyi, w całej dziedzinie wiedzy daje się zau­

ważyć zwrot do zagadnień—i to do najw aż­

niejszych, które tylko wspólną pracą rozwią­

zać się dadzą. Po okresie rozdrobnienia n astępuje z koniecznością nieprzepartą okres, w którym zagadnienia wspólne różnym dzia­

łom wiedzy występują na plan pierwszy i ze wszystkich organizmów wiedza posiada w najwyższym może stopniu zdolność zapo­

m ocą norm alnego rozwoju powstrzymywać i w ynagradzać szkodliwy lub jednostronny rozrost swych organów. Z tego punktu wi­

dzenia nie będzie może zbyt śmiałem, jeżeli postaram y się dorzucić ze strony chemii ogól­

nej przyczynek do kwestyi, k tó ra dotąd zaj­

m owała wyłącznie filozofów. Mamy n a myśli problem at czasu.

Wiemy, że wszystko, co się odbywa, odby­

wa się w czasie. Cóż to jed n ak znaczy?

Jeszcze umysł tak wielki, ja k Newton, uważał czas za coś istniejącego objektywnie i jego „P rincipia” zaw ierają rozważania o różnicy między czasem bezwzględnym a względnym, z których drugi (względny) m iał się zawierać w pierwszym. K a n t, k tó ­ ry w wielu pomysłach znajdow ał się pod wpływem N ew tona, w tej właśnie kwestyi największe położył zasługi, gdyż rozpoznał subjektywny ch a rak ter czasu i przestrzeni.

W edług niego czas i przestrzeń są tylko fo r­

mami jiostrzegania, które poprzedzają wszel­

kie doświadczenia i są wrodzone duchowi ludzkiemu, ale dopiero w doświadczeniu do­

chodzą do świadomości i n abierają treści.

W iadom o powszechnie, że t a myśl K a n ta , k tó rą dziś za największy jego czyn naukowy mamy, stosunkowo niewielki wpływ z począt­

ku wywarła. W naukach przyrodniczych aż do połowy bieżącego wieku nie znajdujemy z niej ani śladu. Dopiero fizyol >gia doświad­

czalna organów zmysłowych powołała j ą do nowego życia. Dopiero wtedy wystąpiły ja k - naj wyraźniej cechy subjektywne wszystkich wrażeń, jakie otrzymujemy od naszych orga­

nów zmysłowych i myśl K a n ta w dalszym swym rozwoju przebiegła zwycięsko przez cały okres wiedzy przyrodniczej.

Rozwój ten spowodował znowu, że i zasad-

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

(2)

322 WSZECHSWIAT N r 21.

nicza myśl K a n ta w znacznej mierze odmie- ] nić się m usiała. P rzypuszczenie K a n ta 0 formach postrzegania, niezależnych od do­

świadczenia i poprzedzających je, nie dało się utrzym ać w pierw otnej swej postaci. N a j­

pierw bardzo skrom nie, potem coraz en er­

giczniej występowały dowody, źe na pojęcie przestrzeni sk ład ają się czynniki doświad­

czalne. A ż nadto jest znanem , ja k silnie spierano się początkowo z Helm holtzem , gdy ten ośmielił się twierdzić, źe geom etrya w re ­ zultacie je st ta k samo n au k ą doświadczalną, ja k dajmy na to fizyka lub biologia i źe różni się od nich tylko niezm ierną p ro sto tą i ł a t ­ wością zasadniczych doświadczeń, k tóre s ta ­ nowią jej podstawę.

J a k to zdarza się często, zaczęto i to za­

gadnienie roztrząsać z najtrudniejszej strony.

Jeżeli doświadczalne składniki odszukano w pojęciu przestrzeni, to możemy tego sam e­

go spodziewać się dla pojęcia czasu. Tu jednak zajm ujące nas zjaw iska daleko są prostsze 1 łatw iej tu możemy dojść do ścisłych rezul­

tatów. Tem właśnie badaniem pragniem y tera z się zająć, gdyż sądzim y, źe tu dalej posunąć się można, niźli to dotąd uczyniono.

Czasowi „samemu w sobie” przypisujem y przebieg równom ierny. Odbywa się to na zasadzie faktu, że czas dla nas występuje z dwuma o k re sa m i: z okresem doby i okre­

sem roku. T a właśnie okoliczność, że dwa tu dane przez doświadczenie okresy przebie­

g a ją zupełnie niezależnie jeden od drugiego, wytworzyło w nas przekonanie, że peryodycz- ność nie należy do cech czasu. W yobraźm y sobie jed n ak duszę myślącego chrabąszcza.

Trw anie jego życia liczy się tylko na tygod­

nie i dla niego okres doby należeć musi do istotnych własności czasu, gdyż doświadczeń, które się tem u przypuszczeniu opierają, nie mógł zebrać. Inaczej znów m usiałaby sobie czas wyobrażać ję tk a , ginąca tego samego dnia, kiedy się narodziła: gdyby przed śm ier­

cią wieczorem zechciała zgromadzić cały za­

sób swych doświadczeń, to wyobrażałaby so­

bie czas nie peryodycznym, ale zmiennym jednoznacznie. B ak tery a znów, żyjąca np.

kw adrans, o takiej zmienności czasu znów nie mogłaby mieć pojęcia i t. d.— możemy, jednam słowem, wyobrazić sobie cały szereg różnych pojęć czasu, których cechy będą zu­

pełnie odm ienne, a zależne od fizyologicznej

j budowy danej istoty żyjącej. W niosek stąd', je s t oczywisty : nie mamy najmniejszej zasa­

dy uważać ludzkiego pojęcia czasu za do­

skonałe i niewzruszone, lecz przeciwnie m u­

simy uznać, że zależy ono od warunków fizyo­

logicznych naszego istnienia.

Jeżeli tak je st, to musimy się zająć roz­

biorem składników pojęcia czasu; nim to jed n ak uczynimy, winniśmy dać odpowiedź

na jedno jeszcze pytanie.

Z a co mamy mieć czas? Nie możemy mu przypisać objektywnego istnienia tak, ja k skłonni jesteśmy przypisywać je, np., kuli ziemskiej lub jakiem ubądź innemu przed ­ miotowi. Uważanie go, za przykładem K a n ­ ta, za formę postrzegania, tę ma wadę, że wtedy i czas i przestrzeń s ta ją się w ielko­

ściami zupełnie izolowanemi, których zwią­

zek z innerni wielkościami zupełnie uchwycić się nie daje. N ajracyonalniejszym wydaje mi się pogląd, według którego uważać musi­

my czas za najogólniejsze prawo przyrody.

P raw am i przyrody nazywamy przecież wogó-

i le takie analogie zjawisk, które napotykam y w mniejszej lub większej liczbie faktów i które zatem pozw alają nam powiązać istot­

ną treść tych faktów i myślowo je opanować.

P raw a przyrody ograniczają niejako nie­

skończoną rozmaitość zjawisk możliwych i sprowadzają te zjaw iska do jednego lub kilku zjawisk rzeczywistych, a ich znaczenia tem je st większe, im liczniejsze i różnorod­

niejsze są zjawiska, które one w jednę całośó łączą.

Czyż można czas w tem znaczeniu nazw ać prawem przyrody? Czy pojęcie czasu okreś­

la nam stosunki, które przy różnorodnych zjawiskach rzeczywistych zachodzą, ale które równie dobrze moglibyśmy sobie inaczej wyo­

brażać? W rozważaniach naszych, ja k mu­

siałoby się utworzyć pojęcie czasu w różnych organizm ach, mamy już odpowiedź na nasze pytania. Odpowiedź ta, oczywiście, musi byó twierdzącą.

Przystąpm y teraz do rozbioru pojęcia cza­

su i postarajm y się wyodrębnić jego sk ład -

| mki.

Po pierwsze, znajdujem y w czasie ciągłość, i M am y wszyscy to poczucie, że czas równo­

miernie i nieprzerw anie ubiega, że, inaczej

j mówiąc, między różnemi okresam i czasu nie 1 znajdujem y odstępów, pozbawionych czasu..

(3)

N r 21. WSZECHSW1AT 323 Ż adne bowiem przekonanie nie je s t pewniej- |

sze w naszym umyśle, a opiera się przecież ono na operacyi, k tó rą tylko z wielkiemi ostrożnościami stosujemy w fizyce—mianowi­

cie na interpolacyi. Podczas snu i innych stanów nieświadomości, nie mamy wcale po­

czucia czasu i gdybyśmy się opierali tylko na tem doświadczeniu, to budząc się, gdy po­

czucie czasu znów powraca, winnibyśmy przyjąć, że czas daje się przerywać. Inne jednak doświadczenia uczą nas, że w czarsie tej przerwy inne zjawiska od nas niezależne odbywały się bez zmiany, źe więc przerw a ta była tylko pozorną, w istocie zaś czas ubiegał niepowstrzymanie. Pożyteczność takiego tłu ­ maczenia rzeczy dotąd zawsze się spraw dza­

ła, nie mamy też potrzeby szukać innego, musimy jed n ak pam iętać o tem, że pojęcie ciągłości czasu ps lega na wniosku indukcyj­

nym . albo raczej na hypotezie, której poży­

teczność stwierdziły doświadczenia; droga więc, k tó rą do pojęcia ciągłości czasu do­

szliśmy, niczem się nie różni i pewniejszą nie je st od dróg, na których zdobywamy inne praw a przyrody.

D ru g ą właściwością czasu je st jego cha­

ra k te r liniowy. Chcę przez to obrazowo oznaczyć, że czas je s t wielkością ciągłą o ta ­ kich własnościach, że z jednej wartości je ­ go do drugiej dowolnej tylko jedną drogą przejść można. To samo oznaczyć możemy, mówiąc, że czas je st wielkością jednow ym ia­

rową. W ciągu życia naszego nie poznajemy nigdy wyjątków od tej własności czasu, wy­

jątków , którebyśmy dopiero przez interpola- cyą uzupełniać musieli.

T rzecią własność czasu możemy nazwać jego jednoznacznością. Term in ten m a ozna­

czać, że czas podczas swego przebiegu nigdy nie powraca do wartości, k tó rą już raz miał poprzednio. Pod tym więc względem włas- [ ności jednowymiarowego czasu różnią się od | własności jednowymiarowej również lin ii:

linię można poprowadzić tak, źe ona sam a się przetnie, a jeden jej punkt powtórzyć się w niej może kilkakrotnie : czas nie przecina się nigdy. Jeduoznaczność czasu poznajemy teź właściwie przez interpolacyą, a to dlate- gr, źe nie zawsze jesteśm y w stanie dostrzedz • . różnicy między jednym okresem czasu a d ru ­ gim. Gdy siedzimy np. nad brzegiem mo­

rza i przyglądam y się bijącym falom, to tra ­

cimy wkrótce zdolność odróżnienia od siebie pojedynczych uderzeń m orza i odbieramy w końcu wrażenie takie, jakgdyby to samo zjawisko pow tarzało się ciągle bez najm niej­

szej zm im y czasu. A le przekonywamy się wkrótce, że inne zjawiska, bądź nie peryo- j dyczne, bądź też m ające inne peryody, np.

wysokość słońca na niebie, przebiegały w sposób ciągły podczas tego, gdyśmy się morzu przyglądali. I przy tych więc powta­

rzających się wciąż wrażeniach przebieg ich był jednoznaczny i jeżeli tylko dostatecznie rozszerzymy zakres naszych spostrzeżeń, to zobaczymy, że w każdem pow tarzającem się zjawisku odnajdziemy indywidualne cechy, które je od poprzednich lub następnych od­

różniają.

Poczwarte wreszcie, przebieg czasu je st jednokierunkowy. Przez to słowo chciałbym oznaczyć, że dwa momenty czasu różnią się nietylko swą odległością ale i porządkiem swego następstw a, skąd jeden z nich odzna­

czamy jako wcześniejszy, drugi jak o póź­

niejszy. Porządek następstw a je s t bezwzględ­

ny i nie może być odwrócony; następstw a czasu raz dokonanego odmienić już niepodob­

na. Obraz zmysłowy dokładniej nam to wy­

jaśni. Jeżeli mamy dwa punkty, to odległość ich je s t określona jednoznacznie, ta k samo ja k d la dwu momentów czasu : w stosunkach przestrzennych nic jed n ak nie zmusza, aby ustanowić różnicę w następstw ie tych dwu punktów. Dopiero jeżeli wyobrazimy sobie punkt trzeci, występuje różnica w następ stwie dwu pierwszych punktów, bo jeden z nich jest bliższy trzeciego, niż drugi.

W stosunkach czasu ta różnica istnieje od-

i razu; choćbyśmy mieli tylko dwa momenty, to jeden z nich zawsze musi być wcześniej­

szy, d ru g i zaś późniejszy.

Jeżeli teraz szukać będziemy przyczyn, dla których przypisujemy czasowi te cztery wy­

żej wymienione własności, to zobaczymy, źe źródła ich są bardzo różne. Ciągłość jest bardzo rozpowszechnionem przypuszczeniem naszego myślenia i je st w blizkim związku z pojęciem naszej jaźni. Przedm iot ten mu­

simy jednak pozostawić na uboczu. T ak sa ­ mo liniowe własności czasu dałyby się za­

pewne sprowadzić do źródeł psycho-fizyolo- gicznych. S tąd też nawet w najdalszych abstrakcyaeh naukowych te dwie cechy czasu

(4)

32 4 WSZECHSWIAT N r 21. są zawsze zachowane. Inaczej się jednak

rzecz m a z dwiema pozostałemi. W n a jb a r­

dziej posuniętym, najbardziej oderwanym dziale fizyki, w m echanice posługujem y się oddawna pojęciem czasu, k tóre dwu o sta t­

nich własności, jak ie wymieniliśmy, nie po­

siada. Czas w czystej m echanice je st zwykłą wielkością liniową; między dwuma m om enta­

mi czasu istnieje tu tylko pewna odległość, k tó ra daje się w ym ierzyć—innej różnicy między m omentami takiem i m echanika nie rozważa zupełnie. M echanika nie uwzględ­

nia również faktu, że nasz czas doświadczal­

ny je s t jedno znaczny: w ruchu peryodycz- nym mamy zjaw iska, k tó re w jednakowych odstępach czasu są identyczne : istnieje więc w tym przypadku nieskończenie wiele róż­

nych wartości czasu, dla których wszystkie inne zmienne m ają zupełnie jednakow e w ar­

tości : czas ta k i nieskończoną liczbę razy się przecina.

Zwykła m etoda m ierzenia czasu daje nam odrazu doskonały p rzy k ład takiego czasu.

N a zegarze co dwanaście godzin skazówki przyb ierają zupełnie to sam o położenie i gdy­

byśmy tylko według nich o czasie sądzili, to musielibyśmy tw ierdzić, że czas się nie posu­

wa, ale przeciwnie co dwanaście godzin się pow tarza. To samo dotyczy zegara światów : obrotu ziemi koło osi i jej obiegu naokoło słońca. K ażdy z tych ruchów pow tarza się całkiem dokładnie. W praw dzie przypusz­

czamy dzisiaj ze względów teoretycznych, że i te ruchy nie są ściśle peryodyczne, w każ­

dym jednak razie idzie tu o wnioski, których doświadczenie podziśdzień nie stwierdziło jeszcze z dostateczną pewnością.

(D o k . n a s t.) .

Tłum . L . B r .

Lokalizacya czynności psychicznych w mózgu.

Im A ufbau u n seres Geistes, in den gros- sen b eh a rre n d en Z ugen seiner G liederung spiegelt sich k la r u n d deutlich die Archi­

te k tu r unseres G ehirns wieder.

Flechsig (Die Localisation der geistigen Vorgdnge).

Jednem z p ra sta ry c h zagadnień, które umysł ludzki rozw iązać darem nie usiłował

wieki całe, jest zagadnienie, dotyczące „du ­ szy” naszej. Czem jest „du sza” nasza, gdzie je s t jej siedlisko — oto pytania, które poko­

lenie przekazywało pokoleniu. K a żd a nie­

m al stronica dziejów rozwoju umysłowego ludzkości przedstaw ia nam śm iałe często pró ­ by rozwiązania tej tajem niczej zagadki. P o ­ cząwszy od najgrubszego antropom orfizm u, m ateryalizującego „duszę”, która w chwili śm ierci lub zaśnięcia m iała opuszczać ciało człowieka, by za przebudzeniem doń wrócić, a skończywszy na najbardziej nikłych i lot­

nych abstrakcyach najgłębszych myślicieli i filozofów, pojęcie „duszy” ulegało całem u szeregowi stopniowań. B em okryt ze swemi atom am i, A rystoteles ze swą duszą roślinną, zwierzęcą i ludzką, Ojcowie Kościoła; dalej, wielki przyrodnik i myśliciel wieku X V II-e g o Descartes, który, pomimo swego determ ini­

stycznego poglądu na objawy życiowe, duszy, siedzącej, zdaniem jego w szyszce (glandula pinealis—gruczoł n a wypukłości mózgu, mię­

dzy wzgórkami czworaczemi), kazał wypusz­

czać swe „esprits anim aux” po rurk ach cien­

kich, zaw artych w nerwach; dalej, Leibnitz, uduchowniający swe monady, K a n t ideolog i wielu innych—oto słupy wytyczne, na któ ­ rych historyk myśli ludzkiej dłużej powinien swą uwagę zatrzym ać.

N adszedł wiek X IX -ty . Niby za do­

tknięciem różdżki czarodziejskiej podniosły się zasłony i oczom zdumionego człowieka ukazały się nieznane mu i niewyobrażane nawet dziwy i czary. Posypały się odkrycia i wynalazki, „o których ani śniło się filozo­

fom naszym ”. Niepohamowany w swych za­

pędach umysł człowieka zaczął badać i d o ­ ciekać. W badaniach tych, noszących czę­

sto pozory samej tylko praktyczności, prze­

b ija jed nak ciągle to, co mu najbardziej le­

żało n a sercu, co odziedziczył w spuściznie po swych przodkach—owa niep rzep arta dąż­

ność do zgłębienia, tajników życia. L ecz od dziś rozpoczął inną taktykę, z innej strony przypuścił a ta k do owej niezdobytej dotąd, a nęcącej ku sobie twierdzy. U znając całą bezowocność i jałowość dociekań metafizycz­

nych, owo p ra sta re zagadnienie, „das qual- voll u ra lte R athsel, woriiber schon manche H a u p te r geg riib elt”—ja k mówi Heine, za­

czął on inaczej pojmować. Z arzucił intro- i spekcyą, czyli sam oobserwacyą wewnętrzną,

(5)

N r 21. 325 a zawezwał na pomoc skalpel anatom a, mi­

kroskop histologa, obserwacye klinicysty i tak uzbrojony poddał analizie nie ową „duszę”, nie istotę świadomości, z której poznania zupełnie skapitulował, lecz warunki jej po­

wstawania, jej podścielisko fizyczne, za które uznał system nerwowy. J a k ą je st w n aj­

drobniejszych szczegółach budowa tego mi- j sternego narządu, jakim jest mózg, jakiego j rodzaju procesom fizycznym odpowiada ten lub inny stan świadomości, i gdzie one się [ umiejscowiają —takie pytania zadano sobie do rozwiązania. W laboratoryach anato- I micznycb, histologicznych, psycho fizyologicz- nych, w klinikach zaw rzała praca. I isto t­

nie zrobiono bardzo wiele. P rzed 30 nie- | spełna laty znany anatom H y rtl mówiąc w dziele sw. m o mózgu, pow tarzał s ta ro ­ żytną sarkastyczną maksymę : „textura ob- scura, obscuriores morbi, functiones obscu- rissim ae”. Dziś, ja k żeglarz na mapie geo­

graficznej, ta k neurolog n a atlasie mózgu z dumą się rozgląda. W ie on, co ma myś­

leć o tym lub owym pęczku włókien nerwo­

wych, biegnących w pewnym kierunku, o tej lub innej okolicy kory mózgowej. Są i dla niego niektóre rzeczy ciemne, wątpliwe, lecz gdzież tych wątpliwości niema. Otóż wy­

kazanie w sposób możliwie przystępny dróg, którem i uczeni dochodzili do owych odkryć, a zwłaszcza zapoznanie szerszego koła czy­

telników W szechświata z wynikami tycb b a­

dań stanowić będzie treść niniejszego a rty ­ kułu. Nawiasem chciałbym zaznaczyć, źe w kwestyach, dotyczących szczegółów anato­

mii i fizyologii układu nerwowego, odsyłam zawczasu czytelnika do pięknych artykułów prof. H oyera p. t. „Mózg i myśl”, zamiesz-. | czanych przed trzem a laty w szeregu nume­

rów W szechświata ‘). M am zam iar główną uwagę zwrócić, ja k to już wspomniałem, na lokalizacyą czynności psychicznych w mózgu, k tó rą szanowny A utor zaledwie pobieżnie po­

ruszył, a któ ra, zdaniem mojem, niemniej szerszy ogół interesow ać powinna.

* * *

J a k astronom ią zrodziła astrologia, che­

mią,—alchem ia, tak m atką nauki o lokaliza-

‘) Patrz „Mózg i myśl” przez prof. H. Ho­

yera. Wszechświat n-r 3— 19 z r. 1894 lub w odbitce.

cyach była frenologia. Twórcy je j, Gall i Castle, umiejscowiając różne „w ładze” du-

| szy, różne strony ch arak teru i „popędy”

j w tycb lub innych wyniosłościach mózgu, nie przypuszczali nawet, że ich dziecięco-naiwne hypotezy staną się bodźcem do badań w tym kierunku prawdziwie naukowych. P od ich zapewne wpływem zaczął wykonywać swe słynne wiwisekcye Flourens, który wycinał lub niszczył u zw ierząt pewne części mózgu i obserwował, ja k zwierzę zachowywać się będzie po danej operacyi.

Z a kamień węgielny nauki o lokalizacyach uważać należy odkrycie chirurga paryskiego Broca. W r. 1861 przedstwił on akadem ii lekarskiej w P ary ż u mem oryał, w którym na podstawie kilku spostrzeżeń i sekcyj po­

śm iertnych dowodził, źe „do istnienia mowy artykułowanej niezbędna je s t nienaruszonośó trzeciego a prawdopodobnie i drugiego lewe­

go zawoju czołowego”. W kilka lat później, bo w r. 1870, E ritsch i H itzig ogłosili stw ier­

dzony przez siebie fakt, że drażniąc prądem indukcyjnym niektóre okolice kory mózgowej, mianowicie : u psa—części, położone obok sulcus cruciatus, a u m ałp—obok sulcus cen- tralis, można wywołać u nich stale pewne ruchy tej lub innej kończyny lub pewnych grup mięśni. D alej, w r. 1874 W ernicke, lekarz z W rocław ia, ogłosił kilka przypad­

ków, w których chorzy, mogąc mówić i sły­

sząc dobrze, nie rozumieli tego, co się do nich mówiło i jak o przyczynę tego zaburze­

nia podawał znajdowane stale przy autopsyi rozmiękczenie pierwszego lewego zawoju skroniowego.

T rzy te odkrycia posłużyły jako punkty wytyczne do dalszych badań nad anatom ią fizyologiczną u kładu nerwowego wogóle, a mózgu w szczególności. Równoległy po­

stęp nauk w innych dziedzinach, rozwój che­

mii, udoskonalenie m ikroskopu ułatw iły nam niezmiernie rozproszenie mroków, pokryw a­

jących m isterną budowę tego narządu. Nie od rzeczy przeto będzie zapoznanie się ze spo­

sobami badań i m etodami, które pozwoliły nam wyodrębnić poszczególne pęczki włókien nerwowych, wykazać szczegółowo ich prze­

bieg, rozpoznać ich czynność fizyologiczną, związek z ośrodkami, zbadać znaczenie sa­

mych ośrodków i t. p. Metody te są nastę­

pująco : I

I

(6)

3 2 6 WSZECHS WIAT N i 21 1) M etoda barw ienia p reparató w z tkanki

nerwowej zapomocą różnych odczynników chemicznych. P olega ona na tem, że niektó­

ro z tych barwników, działając n a jedne pierw iastki nerwowe, inne pozostaw iają nie- tk n ię te m i: ta k np. hem atoksylina zab ar­

wia włókna nerwowe z osłonką rdzenną (mye- liną) na kolor mocno czarny, substancya sza­

r a przy tem zaledwie zmienia swą barwę;

karm in przeciwnie zabarw ia na czerwono tylko istotę szarą. W tak i lub inny sposób zabarwione skrawki, ścinane stopniowo m pewnej odległości, pozw alają nam z pewnem prawdopodobieństwem wnioskować o p rze­

biegu włókien, ich związku z innemi i t. p.

2) M etoda em bryonalna czyli rozwoju włó­

kien, którą opracow ał Flechsig i jego ucznio­

wie. Z arad za się ona na tem, że włókna dojrzew ają, t. j. otrzym ują osłonkę rdzenną niejednocześnie; badając więc mózgi za ro d ­ ków, znajdujących się n a różnych stopniach rozwoju, widzimy, że podczas gdy jedne z włókien, a raczej całe ich systemy, czy pęczki, m ają ju ż osłonkę rdzenną, inne n ato ­ m iast jeszcze jej n e posiadają. Ośrodki, od których odchodzą cwe w łókna bezrdzenne, naturalnie, także znajd u ją się w początko­

wym stanie rozwoju

3) M etoda zwyrodnień wtórnych, inaczej anatom o-patologiczną zwana. Tw órca jej, T urek, wychodził z tej zasady, że ponieważ odżywianie się włókien nerwowych znajduje się w ścisłej zależności od stanu kom órek nerwowych, k tóre stanow ią ich początek, przeto zniszczenie tych lub innych komórek bezw ątpienia pociągnie za sobą zwyrodnienie ich wydłużonych wypustków, czyli włókien.

B adanie więc włókien zw yrodniałych przy ograniczonem porażeniu ośrodków nerwo­

wych da nam możność wykazania, które z nich w owych ośrodkach biorą swój począ­

tek. M etodę tę stosujem y w badaniach d o ­ świadczalnych nad zw ierzętam i. P rzecinając nerw , wywołujemy jego zwyrodnienie, które rozw ijać się będzie w kierunku dośrodkowym lub odśrodkowym, zależnie od tego, czy nerw te n je s t przewodnikiem czucia, czy ruchu.

4) M etoda niezupełnego rozwoju lub zani­

ku. P olega ona na tej zasadzie, źe, jeżeli u danego organizm u od chwili przyjścia jego n a świat jakikolw iek z narządów zmysłowych wcale lub praw ie wcale nie funkeyonował, czy

to przypadkowo, czy też wskutek warunków, wytworzonych sztucznie, ja k np. zniszczenia u zwierząt narządów wzroku, słuchu lub po­

wonienia, to nerwy, biegnące od tych n a rz ą ­ dów do ośrodków nerwowych, ja k również i same ośrodki, znajdować się będą w stanie zaczątkowym, 'niezupełnego rozwoju lub za­

niku.

5) M etoda anatomo-porównawcza. Mey- nert, który pierwszy ją opracował, wychodził z tej zasady, że u różnych zwierząt pomiędzy rozwojem części obwodowych narządów zm ys­

łowych a ich ośrodkami mózgowemi istnieje dość ścisła zależność. T ak więc, zbadanie budowy mózgu u zwierząt, których np. n a­

rz ąd wzroku lub powonienia znajduje się w stanie szczątkowym lub w stanie rozwoju

! nadzwyczajnego, ułatw i nam określenie ośrod­

ków dla tych narządów. Wogóle, badanie mózgu o budowie prostej, nieskomplikowa­

nej, ułatw ia nam zrozumienie zawiłych sto ­ sunków tego narządu u zwierząt wyższych.

6) M etoda fizyologiezna, polegająca na I tem , że wyodrębniamy poszczególne włókna

na mocy ich czynności. T ak np. drażniąc zapomocą prądu elektrycznego pewne ośrodki mózgowe, ja k to czynili pierwsi F ritsc h i H i- tzig, możemy wprowadzać w ruch wychodzą­

ce z nich włókna nerwowe i odwrotnie, nisz­

cząc dane ośrodki nerwowe, wycinając je, ja k to robili Goltz i F lourens, wywoływać zanik odpowiadającej im funkcyi, ten lub in ­ ny paraliż i t. p.

7) M etoda patologo-fizyołogiczna, właści­

wiej mówiąc kliniczna. Z asa d a jej je st ta sam a, co i w poprzedniej z tą tylko różnicą, że tu nie rę k a badacza przy eksperymencie, lecz sam a n a tu ra wywołuje pewne zniszcze­

nia w substancyi mózgowej. T ak np. ropnie, wylewy krwawe, jakie zachodzą podczas a t a ­ ków apoplektycznych, niszcząc daną część

j istoty nerwowej, sprowadzają te lub inne za-

| burzenia czucia lub ruchu. B ad ając więc r o ­ dzaj owych zaburzeń i porażeń ośrodków, wywnioskować możemy o związku, ja k i istnie­

je pomiędzy poszczególnemi częściami układu nerwowego.

Tyle więc środków, tyle dróg, prow adzą­

cych do owego celu, a jednak ja k dalecy jesteśm y od należytego jego poznania. P rz y ­ czyny tego siu k ać należy w dwu okoliczno­

ściach : przedewszystkiem w mózgu poza sub-

(7)

N r 21 WSZECHŚWIAT 327 stancyą szanj, skupioną w korze mózgowej

i w zwojach podkorowych i poza drogami czucia i ruchu czyli włóknami projekcyjnemi, istnieje ca ła niezliczona ilość włókien spoidło- wych czyli komisuralnych i asocyacyjnych;

pierwsze z nich łączą symetryczne części obudwu półkul, drugie zaś kojarzą sąsiednie lub bardziej od siebie odległe zawoje tej s a ­ mej półkuli mózgowej. W skutek tego mózg w szerokich granicach umie przystosowywać się do zmienionych a nawet patologicznych warunków : jedne części mózgu biorą na sie­

bie zastępczo czynność drugich i badając np.

klinicznie objawy zaburzeń czucia i ruchu, dochodzimy do wniosków, nie zawsze potwier­

dzanych przez badanie pośmiertne mikrosko­

powe mózgu. Wiadomo np., że w mięśniach, które zwykły pracować jednocześnie, ja k mięśnie tułowia, oczu, twarzy, których u ner­

wienie centralne prawdopodobnie jest obu- stronnem , wyrównanie czynności po poraże­

niach następuje bardzo szybko. W iadomo również, że spotykano kilkakrotnie na sek- cyach całe zawoje, a nawet płaty zajęte przez ropień otorbiony lub torbiel u osobni­

ków, które za życia nie okazywały żadnych zaburzeń czucia, ruchu lub inteligencyi. W y­

równywanie, prawdopodobnie, odbywało się tu powoli, stopniowo i stało się w końcu zu- pełnem. D alej, wskutek tych samych przy­

czyn, t. j. wskutek mnogości asocyacyj po ­ między oddzielnemi częściami kory mózgo­

wej, sprawa patologiczna, umiejscowiona gdzieś np. w tylnej części mózgu z łatwością odezwie się na jego częściach przednich; tak wiadomo, że przy wylewach krwawych do mózgu, powstałych bynajmniej nie w okolicy trzeciego lewego zawoju czołowego, chorzy również tra c ą na krótki wprawdzie czas mo­

wę, lub wykazują jej zaburzenia. Odbywa się tu t. zw. działanie z odległości.

W ykazaw szy drogi, którem i uczeni docho­

dzili do swych odkryć i trudności, jak ie przy- tem mieli do pokonania, przechodzimy obec­

nie do głównie zajm ującej nas kwestyi, t. j.

do anatom ii fizyologicznej mózgu i do łoka- lizacyi w nim czynności psychicznych. P o ­ nieważ podstawę i pierw iastki zasadnicze świadomości naszej, ja k to wykazała analiza, stanow ią poszczególne czucia, pospolicie nie­

właściwie wrażeniami zwane, ponieważ z czuć tych, jak o z m atery ału dla wyobrażeń i po­

jęć, składa się caie nasze życie psychiczne, przeto od nich to rozbiór swój rozpocząć m u­

simy. W ykażemy więc najpierw, jakiem i drogami podrażnienie, spowodowane przez różne podniety św iata zewnętrznego,przenosi się do kory mózgowej i tam wywołuje ów dziwny stan fizyczny, którem u towarzyszą niewytłumaczone dotąd zjawiska świadomo­

ści, zwane czuciami dotyku, wzroku, słuchu, powonienia i sm aku, a następnie rozpatrzy ­ my oddzielne okolice kory mózgowej, jako umiejscowienia warunków fizycznych czynno­

ści psychicznych człowieka.

* * *

Rozpoczniemy od zmysłu dotyku. G łębsza analiza anatomo-fizyologiczna, a zwłaszcza kliniczna wykazała, że pod tę kategoryą czuć podciągamy czucia jakościowo zupełnie różnorodne; m ianow icie: czucia dotykowe, w właściwem tego słowa znaczeuiu, czucia bólowe, cieplikowe, mięśniowe i stawowe.

W przypadkach patologicznych zdarza się nieraz, źe chory czucie dotyku ma zachowa­

ne, a bólu np. zupełnie nie odczuwa (t. zw.

analgesia) lub odwrotnie (anaesthesia dolo- rosa). Niekiedy bywa dotknięte tylko czucie termiczne lub mięśniowe : chory wtedy r,ie odróżnia przedmiotów gorących od zimnych, lub też nie zdaje sobie sprawy ze stopnia na­

prężenia swych mięśni. P rzy zaburzeniach w czuciu stawowem, spotykanych często przy wiądzie rdzenia pacierzowego (tabes doisa- lis), pacyent nie umie sobie zdać sprawy z położenia kończyn, czy są one w stanie skurczu, czy rozkurczu i t. p.

Z a narząd obwodowy wszystkich, wyliczo­

nych powyżej czuć, uważać należy niezliczo­

ną ilość drobnych gołych włókienek nerw o­

wych i t. zw. ciałek K rauzego, M eissnera i Paciniego, stanowiących zakończenia n e r­

wów czuciowych, rozsianych po całej po­

wierzchni naszego ciała, w skórze, mięśniach, w błonie śluzowej, wyściełającej różne jam y i w błonie maziowej, pokrywającej powierzch­

nię stawów. Podrażnienie, powstałe w tych zakończeniach, przenosi się po nerwach czu­

ciowych w kierunku dośrodkowym dalej.

W łókna nerwów czuciowych po większej czę­

ści biegną w pniach wspólnych z włóknami nerwów ruchowych. Doszedłszy do zgru­

bień, zwanych zwoja ni międzyuiekręgiow,

(8)

328 WSZECHSWIAT oddzielają się od nich i jak o korzenie tylne

wchodzą w rdzeń pacierzowy.

Z anim jed n ak śledzić będziemy dalszy przebieg dróg czuciowych w rdzeniu, naw ia­

sem przypomnim y czytelnikom , że u kład nerwowy nie przedstaw ia bynajm niej nie­

przerw anej nici przewodników, źe komórki nerwowe nie są bezpośrednio z sobą powią­

zane zapomocą włókien nerwowych. P odług nowszych badań cały u k ład nerwowy składa się z oddzielnych neuronów, t. j . komórek z wyrostkami różnej długości. N ajdłuższy

F ig. 1. Schem at przebiegu głównych dró g czu­

ciowych w ośrodkowym u kładzie nerwowym.

a — kom órki zwojów między kręgow ych; 1— drogi czuciowe długie, dochodzące do rdzenia przed łu ­ żonego; 2 — drogi czuciowe krótkie; 3 — drogi

móżdżkowe.

z nich, t. zw. wyrostek osiowy, zapomocą drzew iastych rozgałęzień, dendrytów , oplata rozgałęzienia innych kom órek. W szelkie więc podrażnienia przenoszą się zapomocą mniejszych lub większych etapów za pośred­

nictwem k o n taktu — zetknięcia, a nie zla­

nia się.

D rogi czuciowe przed staw iają się w ten

mniej więcej sposób ') : wyrostek osiowy ko­

m órki zwojów międzykręgowych (fig. l a ) dzieli się na dwie gałęzie, z których jed n a idzie do obwodu, np. do powierzchni ciała i kończy się dendrytam i lub innemi utw o­

ram i, stanowiącemu ich modyfikacyą (ciałka K rauzege i t. d.), druga zaś wchodzi przez tylne korzenie do rdzenia i tu w sznurach tylnych dzieli się na dwie gałęzie, wstępującą i zstępującą. G ałąź zstępująca wkrótce gi­

nie, załam ując się i wchodząc pod kątem prostym w szarą istotę rdzenia; gałąź wstę­

pująca idzie wyżej i kończy się albo w szarej istocie rdzenia na pewnej wysokości (drogi czuciowe krótkie, przebiegające w pęczkach B urdacha, patrz fig. 1, liczba 2), albo też do­

chodzi aż do rdzenia przedłużonego, gdzie oplata zapomocą swych dendrytów kom ór­

ki nuclei gracilis et cuneati (drogi długie w pęczkach G olla—fig. 1, liczba 1). S ąto dro­

gi, podług wszelkiego prawdopodobieństwa dla czuć dotykowych i mięśniowych. Od g a ­ łęzi wstępującej odchodzą bocznice (ram i collaterales), z których jedne o p latają ko­

m órki tylnych rogów, drugie idą do słupów C lark a (fig. 3, w n-rze nast. Wszechśw.), inne zaś przenikają w przednie rogi i służą do łu ­ ków odruchowych, gdyż podrażnienia swego udzielają dużym komórkom rogów przednich, których wyrostki osiowe unerw iają mięśnie i wywołują ich skurcz.

(C. d. nast.).

D-r Sl. Kopczyński.

0 życiu zwierząt morskich kopalnych,

WedJug J. WALTHEBA.

(Dokończenie).

6. S k a m i e n i a ł o ś c i c h a r a k t e r y s t y c z - n e i t. zw. f a c i e s g e o l o g i c z n a . Dwa pojęcia stanowią treść dyskusyj s tra ­ tygraficznych : pojęcie o „facies“ geologicz-

') D ane, przytaczane poniżej, są, wogóle za­

sadnicze i po większej części schem atyczne. Chcą­

cemu bliżej zapoznać się z tą kwestyą, polecam

„A tlas m ózgu człowieka i przebiegu włókien**

d-ra F latau. Berlin, 1895.

(9)

N r 21. WSZECHSWIAT 329 nej i o poziomie geologicznym. P od nazwą

facies rozumiemy cechy, rozróżniające współ­

czesne pokłady geologiczne. Poziom zaś czyli horyzont geologiczny jestto warstwa, pojmowana teoretycznie, k tóra pomimo ce­

chujących j ą różnic petrograficznych, pomi­

mo rozmaitych „facies” swojego rozwoju, może być oznaczona i wyśledzona na znacz­

nej bardzo przestrzeni, a to dzięki zachowa­

nym w niej skamieniałościom ch arak tery s­

tycznym. Różnice faciesowe pomiędzy po­

kładam i są em piryczną podstawą wszelkich badań geognostycznych, przyczem określenie składu petrograficznego facies nie nastręcza zwykle żadnych trudności.

Ogólnie znanym je st w geologii fakt, źe wielka liczba skamieniałości znajdow ana by­

wa prawie wyłącznie w pewnych tylko pokła­

dach, które stanowią daną facies. Np. czar­

ne łupki sylurskie odznaczają się wielkiem bogactwem graptolitów i wyjątkowo tylko nie zaw ierają ich w sobie; gdy w wapieniach i piaskowcach sylurskich skamieniałości te należą do wielkich rzadkości. Skam ieniało­

ści takie, charakteryzujące pewien tylko ele­

m ent petrograficzny jednej i tej samej for- macyi, będziemy nazywali skam ieniałościam i faciesowemi.

Takiź sam stosunek zachodzi w rozmiesz­

czeniu współczesnych organizmów morskich.

K ażdy ry bak wie doskonale, źe pewne zwie­

rz ęta morskie napotykają się głównie w pew­

nych tylko miejscowościach i na przestrzeni ograniczonej. P rzy porównywaniu p etrogra­

ficznego składu dna zatoki Neapolitańskiej z rozmieszczeniem w niej organizmów m or­

skich, rzuca się w oczy na każdym niemal kroku ten decydujący wpływ facies dna m or­

skiego, zwłaszcza na florę.

Skamieniałości faciesowe stanowią prze­

ważną część znanych organizmów kopalnych, a ich rozmieszczenie je st ściśle związane z pewnemi tylko rodzajam i skał, tworzących seryą warstw osadowych.

Zależność ta m a swoje uzasadnienie w przy­

puszczeniu, źe organizmy te znajdowały sprzyjające d la swego rozwoju warunki wy­

łącznie n a pewnym rodzaju gruncie dna m or­

skiego, co znowu naprow adza na myśl, że większość organizmów płciowych należała do fauny bentosu. W łaściwością bowiem fauny bentonicznej jest, źe składające ją o rg an iz­

my przystosowane są ściśle do specyficznych właściwości swego podłoża.

Pierwsze miejsce pod tym względem zaj­

m uje fauna osiadło-bentoniczna. P rzytw ier­

dzone do podłoża zwierzęta i rośliny niezdol­

ne są do zmiany miejsca i mogą żyć i rozwi­

jać się tylko przy ciągłości sprzyjających warunków zewnętrznych. Zdarzały się wpraw­

dzie przykłady, źe larw a meroplanktoniczna korala tryasowego z prowincyi alpejskiej zo­

sta ła przeniesiona do niemieckiego morza tryasowego; jestto jednakże wyjątek z ogól­

nego prawidła, źe facies niemieckiego wapie­

nia muszlowego korali nie zawiera. Bentos koczowniczy także dostarcza niezliczonych skamieniałości faciesowych, mimo, źe zdol­

ność samodzielnego ruchu umożliwia zwierzę­

tom tym przekraczanie granic danej facies, co u zwierząt osiadło-bentonicznych możliwe jest tylko w pierwszych stadyach rozwoju za pośrednictwem larw m eroplanktonicznych.

Paradoksalnem wyda się zapewne zdanie że zwierzęta nektoniczne często także należą do form, charakteryzujących oddzielne facies.

W szak zwierzęta nektoniczne, opatrzone sit- nemi mięśniami, bardziej niż inne grupy zwie­

rz ą t morskich zdolne są do swobodnej zmia­

ny miejsca pobytu. Należy jedn ak pam ię­

tać, że ruchy zwierząt nie są wcale wynikiem wolnej woli, lecz są wykonywane pod nacis­

kiem czynników zewnętrznych. Zapewne, źe ryb a lub wieloryb mogłyby z łatwością prze­

być przestrzeń od północnego bieguna do oceanu antarktycznego, zwykle jednak ani potrzeba pożywienia, ani tem peratury wody nie zmuszają ich do tego. Dzięki zaś silnej m uskulaturze ciała zwierzęta nektoniczne mogą skutecznie stawiać opór burzom i p rą­

dom morskim, co daje im możność pozosta­

wania w pierwotnych miejscach zamieszkania gdy bentos koczowniczy bywa nieraz biernie unoszony daleko od swej ojczyzny pierwotnej.

Ryby kopalne d ają nam wyborny przykład lokalnego rozmieszczenia niektórych zwierząt nektonicznych. Należałoby przypuszczać, źe właśnie ryby powinnyby służyć jako ch a rak ­ terystyczne skam ieniałości całych horyzon­

tów geologicznych. Jednakże rzecz ma się wręcz przeciwnie : ryby należą do skamienia­

łości faciesowych, t. j. takich, które są w ła­

ściwe pewnym tylko i niezbyt rozległym po­

kładom. P raw d a, że Paleomicus charakte-

(10)

.3 3 0 WSZECHSWIAT N r 21.

ryzuje horyzont łupku m iedzianego, a Se- mionotus — pewien horyzont niemieckiego kajpru; nie brak także gatunków L um na i C archaris, charakteryzujących niektóre młodsze pokłady geologiczne; lecz znowu bo g ate w ryby kopalne pokłady R aiblu, Solnho fenu, M onte-B olca i w. i. należy do typowych i dobrze znanych utworów faciesowych.

Tylko zw ierzęta planktonu nie dostarczają skamieniałości faciesowych, gdyż ojczyzną ich—pełne, bezbrzeżne morze, a życie nie je s t zależne od faciesowych różnic dna m or­

skiego. Spytajm y zatem , czy zw ierzęta planktoniczne mogą staó się skam ieniało­

ściami cbarakterystycznem i dla pewnych p o ­ ziomów geologicznych? P aleontologia nie d aje nam na to odpowiedzi potw ierdzającej : co do promienie, np k tóre bez kwestyi n a le ­ żą do planktonu, znajdujem y w pracy R iista następujące wielce ciekawe szczegóły: ze 109 znanych form prom ienie paleozoicznych dwie tylko nie należą do form współczesnych;

na 74 formy jurskie są tylko dwie formy wy­

m arłe : Stichocapsa yenusta żyła od dolnego dewonu do goltu; C rom yom m a perplexum — od goltu do miocenu. W idzim y zatem ja k m ałym zmianom uległy promienice w ciągu długich peryodów geologicznych. Przyczyny tego są widoczne : plankton zam ieszkuje wo- I dy pełnego oceanu, gdzie panują mniej wię­

cej stałe stosunki pod względem tem peratury i składu wody. S tałość form zw ierząt plan- j

ktonicznych czyni je nieprzydatnem i do ch a­

rakterysty ki horyzontów geologicznych.

Skamieniałościom faciesowym należy prze­

ciwstawić skam ieniałości, ch arakteryzu jące różne poziomy geologiczne. Od czasów Sm i­

tha, który pierwszy przyznał skam ieniało­

ściom wielkie znaczenie w studyach s tra ty ­ graficznych, m ają one w geologii tak wielkie znaczenie, że zastanaw ianie się bliższe nad j ich istotą, wszystkim dobrze znaną, wydaje się zbytecznem. Należy jednakże pam iętać, że od czasów Sm itha poglądy naturalistów n a wszechświat znacznym uległy zmianom W owym czasie panow ała teo ry a k atastro f C uviera i nau k a o stałości gatunków. Szereg pow tarzających się aktów tworzenia, p rzery­

wany wielkiemi katastrofam i, stanowił klucz do rozw ikłania wszelkich zagadek s tra ty g ra ­ ficznych. Dziś zapatrujem y się na też samo fakty z innego punktu widzenia. Lyell objaś­

nił nam, że chronologia geologiczna je st hi- storyą rozwoju ziemi; Darwin zbudował hy- potezę ciągłej zmiany gatunków, a H aeckel uczył nas o ich stosunkach filogenetycznych;

W allace poddał dowcipnej analizie rozmiesz­

czenie geograficzne organizmów obecnie ży­

jących; Suess nakoniec rozwikłał ch arak ter formacyj transgresyjnych. W obec tych po­

stępów wiedzy niewolno już nam dziś pozo­

staw ać na gruncie grubego empiryzmu i po­

sługiwać się metodą skamieniałości ch a rak ­ terystycznych, niezdając sobie jasnej sprawy z naukowych przesłanek tego sposobu b a­

dania.

Co to je st charakterystyczna skam ienia­

łość?— C harakterystyczną nazywa się skamie niałość, m ająca bardzo szerokie poziome i nieznaczne tylko pionowe rozmieszczenie w warstwach ziemi. K a żd a skamieniałość je st szczątkiem kopalnym jakiegoś organiz­

mu. Rozpowszechnienie skamieniałości ho­

ryzontalne odpowiada geograficznemu ro z­

mieszczeniu organizmu za jego życia; pionowe zaś — długotrw ałości jego gatunku na ziemi.

P rzetłum aczona na język biologiczny defini- cya brzmi jak następuje : skam ieniałość ch a­

rakterystyczna jest szczątkiem kopalnym zwierzęcia lub rośliny, które miały niegdyś szerokie bardzo rozmieszczenie geograficzne, lecz po krótkotrw ałem życiu wyginały.

G ranice horyzontalnego rozmieszczenia zwierzęcia odpowiadają po większej części granicom jego ojczyzny pierwiastkowej. Z d a ­ rza się jednak, źe zwierzę zostaje uniesione przez prądy m orskie daleko od pierwotnego swego m iejsca zamieszkania; dlatego to roz­

strzy gające w tej kwestyi znaczenie ma obfi­

tość szczątków danej formy. Te same prąd y, które unosiły zwierzę żywe, mogły unieść j e ­ go tru p a i tw arde części szkieletu. S tan przechowania się skam ieniałości będzie n a j­

lepszą wskazówką co do dalszego lub bliższe­

go jej tran sp o rtu po obumarciu organizm u.

Z biologicznego punktu widzenia sp o ra­

dyczne ukazywanie się i nagłe znikanie wielu skamieniałości charakterystycznych liczne n a­

stręcza trudności. Z e stanowiska Cuviera kwestya ta ro zstrzy g ała się z łatwością; my jed n ak widzimy w niej problem at filogene­

tyczny, na który odpowiedź powinna wypaść inaczej. Pierwsze ukazanie się zwierzęcia I w pokładach geologicznych odpowiada pierw-

(11)

N r 21. WSZECHSWIAT 3 3 1 szem u jego wystąpieniu w historyi ziemi,

miejscu rozgałęzienia się drzew a genetyczne­

go danej formy. Większość jednakże skamie­

niałości charakterystycznych nie ukazuje się poraź pierwszy w jednym jakimkolwiek punk­

cie pokładu geologicznego, lecz przeciwnie występuje odrazu w rozmaitych, często od­

ległych od siebie punktach danej sez’yi po­

kładów i to w wielkiej liczbie okazów.

W ychodząc z monofilogenetycznego pocho­

dzenia gatunków, niepodobna jest łączyć w jeden horyzont wszystkich często bardzo od siebie odległych stanowisk pierwszego ukazania się danej formy charakterystycznej.

Tym sposobem przechodzimy do wypowie­

dzianej przez H . Spencera zasady względnej współczesności, równoważnika stratygraficz­

nego, czyli hoinotaksyi. Rozumowanie po­

wyższe dotyczę także zanikania skamieniało­

ści charakterystycznych; tylko bowiem teorya

• k a ta stro f byłaby w stanie wytłumaczyć zanik całych faun jednocześnie na kuli ziemskiej.

Połączywszy w jednej płaszczyznie punkty ostatniego wystąpienia danej formy, otrzy­

mamy znowu horyzont geologiczny względnej współczesności.

Teorya skamieniałości charakterystycznych, poddana krytyce, doprowadza nas do wnios­

ku, że większość tych skamieniałości ma zna­

czenie czysto lokalne, źe zatem bezkrytyczne posługiwanie się m etodą skamieniałości cha­

rakterystycznych przy klasyfikacyi pokładów geologicznych musi z konieczności prowadzić do ciężkich błędów stratygraficznych.

N ie twierdzim y przez to bynajmniej, źe skamieniałości charakterystyczne nie istnieją.

Doświadczenie przeczy tem u stanowczo, a szerokie rozpowszechnienie graptolitów, am onitów i belemnitów je st faktem d osta­

tecznie znanym w nauce.

Clymenia z górnego dewonu, A rcestes z tryasu, A rietites z liasu są typowemi przed­

stawicielami skam ieniałości tego ro d z a ju : cechują je nagłe ukazanie się w znacznej ilości, szerokie rozpowszechnienie i rychłe wyginięcie. K ażdy z tych punktów zawiera w sobie problem at biologiczny. Rozwój mo- nofilogenetyczny je st w sprzeczności z nagłem ukazaniem się tych form jednocześnie, w róż­

nych często odległych od siebie punktach danego poziomu geologicznego. Wiadomo, źe wędrówki zw ierząt odbywają się bardzo

powoli, wobec zaś teoryi o zmienności g a tu n ­ ków trudno pojąć szerokie rozmieszczenie form zupełnie identycznych. N agłe zaś za­

nikanie skamieniałości charakterystycznych zdaje się wskrzeszać sta rą i zapomnianą już teoryą katastrof. Niewolno jednak przeczyć fak tom : poszukajmyż dla nich objaśnienia biologicznego.

Pierwsze przypuszczenie, nastręczające się w tej kwestyi naszemu umysłowi, je st takie : skamieniałości charakterystyczne żyły jedno­

cześnie wszędzie tam , gdzie obecnie znajdu­

jem y ich skam ieniałe szczątki. Przypuszcze­

nie to może być stosowane do fauny p lan kto ­ nu, nektonu, m eroplanktonu, a poczęści i pseudoplanktonu.

Zw ierzęta planktoniczne tylko w w yjątko­

wych przypadkach posiadają tw arde szkiele­

ty; prócz tego niezmienność form tej grupy zwierząt czyni ich mało przydatnem i dla cha­

rakterystycznych poziomów geologicznych.

Go dotyczy nektonu, to widzieliśmy wyżej, że ryby i ichtyozaury nie należą również do typowych skamieniałości, charakteryzujących różne poziomy geologiczne.

Zwierzęta bentoniczne niezdolne są do aktywnego zasiedlania szerokiego horyzontu geologicznego, ja k również nie są w stanie rozwijać się n a różnych facies dna m or­

skiego.

Zatrzym ajm y się na jednym bardzo cha­

rakterystycznym przykładzie. P ecten islan- dieus jest, ja k wi .domo, skam ieniałością cha­

rakterystyczną napływów dyluwialnych na

! pobrzeżach m orza Bałtyckiego. M uszla ta, należąca do dawno wymarłej w okolicy tej

j formy, może być zbierana w Dddeyalla

| w wielkiej ilości okazów. Przy dragowaniu w F ir th of Clyde często się zdarza, źe sieć czerpie muszle P ecten island.icus razem z roz- m aitem i organizmami źywemi; nigdy jedn ak { nie udało się d-rowi M urrayowi natrafić na i zwierzę żyjące; należy zatem przypuścić, że form a ta, dziś już wymarła, zamieszkiwała I w niedalekiej przeszłości B ałtyk. Ten sam ro- j dzaj zamieszkuje obecnie prowincye arktycz- ne i borealne. Geolog zatem poczyta kiedyś wszystkie osady morskie, zawierające P ecten islandicus, za utwory współczesne, stanowią-

| ce jeden poziom geologiczny, mimo że osady

! te powstały w różnych epokach geologicz • j nych. Z powyższego widzimy, że fauna ben-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Póki zaś Do pozostaje bez zmiany, stygnięcie w kierunku od powierzchni ku środkowi również zwolna i stopniowo zmniejsza się i zanika, wówczas rozpoczyna się

jeżeli okres drgań elektrycznych, jakie mogą się w nich odbywać, jest taki sam, jak i w fali padającej.. W przeciwnym razie fala przez deskę

Istotnie bowiem je ­ żeli pod działaniem tego wpływu cząsteczki wewnętrzne chociaż w bardzo nieznacznym stopniu uchylą się od drogi prostolinijnej, wówczas

M aurel zgadza się na owę ludność pierwotną, lecz widzi w nich przymieszkę nie malajów, tylko czystych mongołów.. Dla Moura iW akego w skład kmerów weszła

nie zw ierząt o galaretow atej powierzchni ciała (meduz np.) nie je s t sam odzielnem świeceniem danego zw ierzęcia lecz polega na fosforescencyi

Gdy ciało ros- ciągam y, cząstki oddalają się m iędzy sobą, siła międzyatomowra staje się przyciągającą.. | i dąży do sprow adzania cząstek do

W yspy Filipiny podlegają też trzęsieniom ziemi; seismograf w obserwatoryj um w Manilli jest w ciągłym ruchu, nawet wtedy, gdy trzęsienie ziemi czuć się nie

holu usuwa powietrze z naczynia; gdy jednak przez wrący płyn przepuszczamy powietrze albo tlen, świecenie powraca i nawet staje się bardzo jasnem; 3) świecenie