,/ł£ 1. Warszawa, d. 1 Stycznia 1888 r. Tom V I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W S Z EC H ŚW IA T A ."
W Warszawie: rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata
i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą,.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. D r. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b.dziek.
Uni\v.,mag K. Deike, mag.S. Ivramsztyk,Wł. Kwietniew
ski, W. Leppert, J . Natanson i mag. A. Śldsarski.
„W szechśw iat1* przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego dru k u w szpalcie albo jego miej sce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 ‘/j,
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
Adres Z E Sed-a-łccsri: EZrak:cwsk;ie-Przedmieście, Ib T r 6S.
Ś. p. J a n T f d r z e j e w j c z ,
2 W SZECH ŚW IA T. N r 1.
n Jędrzejew icz,
W drugiój połow ie ro k u m inionego dech śm ierci pow iał ponad szczupłą drużyną, n a
szych przyrodników , przerzedzając ją w do
tkliw y dla nas sposób. Sześciu aż z tego zastępu ubyło, a ostatnim w łaśnie był n ie odżałow any nasz stały w spółpracow nik, przodow nik na niw ie fizyjografii krajow ćj, ś. p. J a n Jędrzejew icz, z zaw odu lekarz, osiadły w P łoń sk u , zm arły w dniu 21 G ru dnia r. z.—Mąż pełen nauki, obyw atel k ra ju w całem znaczeniu tego słowa, m arzy
ciel i entuzyjasta, pełen talentów , lecz przy tem głęboki i spokojny w m yślenia ja k an glik, system atyczny w p ra cy ja k niem iec, ( a przedew szystkiem człow iek czynu, tak
w życiu praktycznem , ja k o też w sferze i myśli — człow iek w yjątkow y w naszem społeczeństwie, wzór do naśladow ania.
J a n Jędrzejew icz u ro d z ił się w W a rsz a wie w 1835 roku, do szkół uczęszczał w ro- dzinnem mieście, w r. 1852 ukończył w y
dział m echaniczny 8-o klasow ego girnna- zyjum realnego, w k tórein odznaczał się szczególnem zam iłow aniem do m atem atyki, jeo m etry i opisującej i do rysu nku. Nie- m ając środków m ateryjalnych, nie m ógł myśleć o kształceniu się w zaw odzie, ja k i- by najw ięcej p rzy p ad ał do jeg o zdolności i upodobań, w stąpił przeto do szkoły sztuk pięknych na w ydział budow nictw a. P rz e szło dw uletni pobyt w tym zakładzie umo- żebnił Jęd rzej ewiczowi nabycie zasadni
czych wiadomości z m atem atyki wyższej.
Lecz nadm ierne zajm ow anie się rysunkam i technicznem i spow odow ało zapalenie oczu, a lekarze zaopinijow ali, że dalsze zajm ow a
nie się tym przedm iotem grozi u tra tą w zro
ku. T ak wykolejony Jęd rzejew icz wstę
puje na ap likacyją do K om isyi S k arb u do w ydziału dóbr i lasów, lecz nowe to zaję
cie przyszłem u lekarzow i, m eteorologow i i astronom ow i nie p rzy p ad ało do sm aku:
m arzył ciągle o studyjach uniw ersyteckich.
W roku 1856, kiedy ograniczenie co do licz
by i pochodzenia m łodzieży w stępującej do un iw ersy tetó w w C esarstw ie zostało zn ie
sione, Jędrzejew icz, w skrom ne zaledw ie środki pieniężne zaopatrzony, udaje się do uniw ersytetu moskiewskiego i w stępuje na w ydział lekarski, ja k o m ogący w przy szło ści zapew nić m u utrzym anie m ateryjalne.
Ciężkie koleje losu czekały go w M oskwie, wśród społeczeństw a nieznanego, a wobec konieczności zarabiania na kaw ałek chleba.
W czasie studyjów uniw ersyteckich u trz y muje się z daw ania lekcyj, a gdy te środki zaw odziły lub też były niew ystarczające, ja k o grający dobrze na kilk u in stru m en
tach, a w szczególności na fortepijanie, wie
czoram i zrzuca z siebie m undur, przyw dzie
wa frak i nie waha się zarabiać jak o zw y
k ły m u zyk ant.—U czciw ą i w ytrw ałą pracą doszedł nareszcie do przyzw oitego u trz y m ania na ostatnich kursach w un iw ersy te
cie m oskiewskim , a naw et potrafił zrobić pew ne oszczędności, które pozw oliły po skończeniu studyjów i uzyskaniu stopnia lek arza w r. 1861 na odbycie podróży za
granicę. P o pow rocie do k ra ju osiadł na stałe, ja k o lekarz, w r. 1862 w P łońsku.
P rz e z 25 la t p ra k ty k i w P łońsku, ja k o zdolny i sum ienny lekarz, zyskał sobie za
służone uznanie i powszechny szacunek.—
Lecz zawód, ja k i sobie obrał, nie zadaw al- n iał jeg o p o trzeb duchow ych. U m ysł jego z n a tu ry obdarzony zdolnościami do nauk ścisłych, dobrze zapraw iony w tym k ieru n ku w szkołach: realnej i sztuk pięknych,
! a przytem podsycany pragnieniem wiedzy wszechświatowej, plynącem z tćj duszy poe-
i
tycznćj, rw a ł się w krainę zjaw isk zaziem- skich, stanow iących przedm iot astronom ii.
W pierw szych latach p ra k ty k i lekarskiej skrom ne były dochody Jędrzejew icza, a po
mimo to chętnie niemi dzielił się ze swemi j najbliższem i, by ł bowiem praw dziw ym du-
j
chem opiekuńczym d la swych rodziców i r o dzeństw a, zacnym synem i uczynnym b ra-
! tem. — Pom im o ciężkich w arunków m ate- i ry jalny ch , um iał jeszcze zgrom adzić bibli- ' jo tek ę dzieł naukow ych, z której czerpał
| wiedzę i ciągle k ształcił się, n ie ty lk o ja k o I lekarz, lecz jednocześnie przygotow yw ał się do sam odzielnych obserwacyj m eteoro
logicznych i astronom icznych. P o je d e -
| n astu latach p ra k ty k i zdo łał zaoszczędzić
sobie fundusze w ystarczające n a założenie
m ałego o bserw atoryjum astronom icznego
N r 1. WSZECHŚW IAT. 3 i stacyi m eteorologicznej, czego dokonał
w czasie od 1872 do 1875 roku.
O bserw acyje m eteorologiczne zaczął p ro wadzić od początku 1876 roku, w edług wzorów p rzyjętych w pierw szorzędnych ob- serw atoryjach m eteorologicznych, a uchw a
lonych na kongresach m eteorologicznych.
W pierw szym tom ie P am iętnika Fizyjo- graficznego z roku 1881 ogłosił w ypadki ze swoich spostrzeżeń, dokonanych w P łoń sku w czasie od 1875— 1880 i\, przy czem opi
sał dosyć szczegółowo urządzenie swojej stacyi m eteorologicznej. Spostrzeżenia z lat następnych były ogłaszane w dalszych to
mach P am iętnika, wychodzących co rok, tak, że spostrzeżenia z ro k u 1885 są w yd ru
kow ane w tomie V I z r. 1886. P rz y spra
w ozdaniu za ro k 1881, umieszczonem w to mie I I , dodał pogląd na klim atologiją k ra ju naszego na zasadzie zestaw ienia w ła
snych spostrzeżeń dokonanych w P łońsku z danemi dla innych miejscowości naszych.
Nakoniec w tom ie V II, oprócz spostrzeżeń m eteorologicznych, pomieścił tablicę poró
wnawczą, za la t 10, czynników m eteorolo
gicznych z chorobam i panującem i w P ło ń sku i jego okolicy, opatrzoną odpowiednie- mi objaśnieniami. Sama tablica, zrobiona w łasnoręcznie przez Jędrzejew icza na du
żą skalę, była umieszczona na przeszłorocz- nej w ystaw ie hygienicznej w W arszawie.
Szereg prac dopiero co wyliczonych prze
konyw a nas, że Jędrzejew icz był fizyjogra- fem w całem znaczeniu tego słowa, pojm u
jącym potrzebę badania k raju , przyjm ują
cym w tem badaniu czynny udział, o ile tylko czas i siły na to pozw alały i um ieją
cym w yprow adzać wnioski z m ateryjałów , nagrom adzonych tak przez siebie, jak o też i przez innych. Jędrzejew icz, ja k o fizyjo- graf, był doskonałym i wzorowym klim a
tologiem k ra ju naszego, z ludzi pryw atnych jedynym w ostatnich czasach.
U rządzenie obserw atoryjum astronom i
cznego z n a tu ry rzeczy musiało więcej cza
su zająć niż urządzenie stacyi m eteorologi
cznej, jed n ak że ju ż w r. 1880 Jędrzejew icz ogłasza swoje spostrzeżenia astronom iczne w specyjalnych w ydaw nictw ach: w A stro- nom ische N achrichten i V ierteljahrschrifft d er astron. Geselschaft. W spółrzędne ob
serw atoryjum w P łońsku były drukow ane
w V I tomie P am iętn. F izyjogr. D ziałal
ność Jędrzej ewicza ja k o astronom a będzie oceniona przez specyjalistę i podana w j e dnym z num erów W szechświata. Na tem miejscu zaznaczym y tylko, że obserw a
cyje Jędrzejew icza posiadały wartość n au kową, a s ta c y ja je g o została zaliczona do zw iązku m iędzynarodow ego stacyj astrono
micznych, korzystających ze specyjalnych przyw ilejów .
P o zorganizow aniu się u nas pracy p rz y rodniczej, której ujaw nieniem stały się: P a m iętnik Fizyjograficzny wychodzący od 1881 roku i W szechśw iat, k tóry rospoczął swój żywot 1882 roku, Jędrzejew icz by ł sta
łym współpracownikiem obu tych organów.
W pierwszym , ja k ju ż w zm iankow aliśm y umieszczał sam odzielne prace z dziedziny klim atologii, w drugim z postępów astro nomii i m eteorologii, ja k o to: o kom etach pojawiających się w danej epoce, które to kom ety sam zazwyczaj obserwował przed podaniem o nich wiadomości, najnowsze r e zultaty z obserwacyj dokonanych nad pla
netami: M arsem, S aturnem i Jowiszem, cał
kow ite zaćmienie słońca d. 19 Sierpnia 1887 ro k u i wiele innych. Niezależnie od tego um ieszczał a rty k u ły w czasopismach: P rz y roda i P rzem ysł, W ędrow iec i K orespon
dent P łocki, a lekarskie w odpowiednich specyjalnych organach.
Nadto z pod jeg o pióra wyszło dzieło:
„K osm ografija” ogłoszone drukiem 1886 r., ja k o tom 9 seryi 3 B iblijoteki m atem atycz
no-fizycznej, wydawanej z zapomogi K asy M ianowskiego.— W dziele tem wyróżnia się opracow aniem dział astrofizyczny, który stanow ił specyjalność autora.
Jędrzejew icz b rał czynny udział w od
czytach, urządzanych przez koło w ydaw ni
cze dwu powyżej wzm iankow anych o rga
nów i tak, w latach 1881, 1882 i 1887 w y
pow iedział w W arszaw ie, w seryjach wy
kładów przyrodniczych, odczyty: Zastoso
wanie praw m eteorologii do celów p ra k ty cznych, O słońcu i O elektryczności powie
trzn ej, w roku zaś 1884 m iał odczyt na ko
rzyść osad rolnych, O przeszłości św iata fizycznego. D w a pierwsze i ostatni były w swoim czasie ogłoszone drukiem we Wszechświecie. Niezależnie od tego wy
głaszał odczyty w P łocku, ju żto pow tarza-
4 W SZECH ŚW IA T. N r 1.
ją c m iane w W arszaw ie, ju ż też n a tem aty nowo opracow ane.
Ja k o prelegent, Jęd rzejew ic z należał u nas do najlepszych p opularyzato rów wie
dzy i mówców z k ated ry , w ykłady jeg o od
znaczały się uroczystym spokojem , nie było w nich owych chw ilow ych uniesień, które u wielu prelegentów w ytw arzają m om enty krzykliw e, a pomimo to jednostajn ości n u żącej nie posiadały, panow ała w nich p rz y jem na h arm o n ija słów w ypow iadanych, bez użycia w ysokich i nadm iernie głośnych to nów; tym sposobem zdobił je pew ien w dzięk krasom ów czy. O ryginalne było to kraso- mówstwo Jędrzejew icza, poniew aż polegało h a niezm iernej prostocie słowa, nigd y nie gonił on za w yszukanem i w yrażeniam i, a j e dnakże jego odczyty tak łatw o i przyjem nie w padały w ucho słuchacza, co w części stąd pochodziło, że w nich zawsze tk w iła myśl przew odnia a zasadnicza, dobrze pojęta przez w ykładającego i logicznie przepi-owa- dzona w sposób jem u w łaściw y.— W odczy
tach Jędrzejew icza u jaw n iała się w p ra wa w nauczanie publiczne, chociaż nie by ł z fachu nauczycielem, co poczęści daje się objaśnić tem, że całą m łodość zajm ow ał się nauczaniem .
P ra c naukow ych Jędrzejew icza, odnoszą
cych się do astronom ii i k lim atologii k ra jo wej, nie m ożna oceniać m iarą, ja k a stosuje się do ludzi, k tórzy z urzędu są obow iązani zajm ow ać się tem i naukam i, j a k profesoro
wie uniw ersytetów , d y re k to ro w ie obserw a- toryjó w i ich pom ocnicy i t. p. W k ra ja ch o wysokiej cyw ilizacyi, oprócz tych u rz ęd o w ych uczonych, w ielu ludzi pryw atnych zajm uje się nau k ą w zaciszu swych domów, w pracow niach, obserw atory jach lub bibli- jo tek ac h w łasnych. L u dzie ci, o wyższej um ysłow ej organizacyi, której potrzebą je s t upraw a w iedzy,zazw yczaj posiadają o lb rzy mie środki m ateryjalne, k tóre im pozw alają n a ten sport szlachetny a praw dziw ie lu d z
ki. U nas w tym w zględzie p an u je cisza, k tó rą przerw ać odw ażyło się niew ielu w y
robników m yśli lub pióra. W śród nich pierw szorzędne m iejsce zajm ow ał Ję d rz e je wicz, człowiek, uposażony od n a tu ry w ta len ty duszy, lecz nieposiadający żadnego dziedzicznego m ienia, któ ry od dzieciństw a m usiał w łasną p racą zarabiać n a u trz y m a
nie siebie i swoich najbliższych. P rac e naukow e Jędrzejew icza, w skazują, w ja k i sposób mamy dźw ignąć godność narodow ą i jak iem i drogam i możemy dojść do pozn a
nia w łasnego k ra ju .
Należy podziwiać pracow itość J ę d rz e je wicza, k tó ry mógł tak dużo dokonać w zglę
dnie w niedługiem życiu. Ja k o lek arz pro- w incyjonalny dużo m iał zajętego czasu ucią
żliwą p ra k ty k ą lekarską, wieczory poświęcał pra&y nad książką i piórem , a wśród nocy zajm ow ał się robieniem obserwacyj astro nom icznych. P rac o w ał więc nadm iernie, co organizm jego, z n atu ry w ątły, m u siało przedw cześnie w yczerpać i przyp raw ić o śm ierć w 52 ro k u życia.
D la każdego społeczeństwa strata p rzed w czesna w zorowego obyw atela i człow ieka n auk i je s t niepow etow ana, lecz dla nas tak ubogich pod każdym względem je s t ona dotkliw ym ciosem, wobec tego faktu, że do
tąd nie znaleźli się naśladow cy w pracy przez niego podjętej.
Do licznych wieńców złożonych na m ogile ś.p. J a n a Jędrzejew icza w rozm aitej postaci, p rzy ro dn icy dorzucają skrom ną wiązankę nieśm iertelników , z któ ry ch dw a były z e r
wane ręk ą nieboszczyka, pośw ięcając jego pam ięci tom V II P am iętn ik a Fizyjografi- cznego. W obec m ogiły ś. p. J a n a , n iep e
wni o losy przyszłe tego w ydaw nictw a, stoim y zatrw ożeni, nogi nam m im ow olnie ug in ają się i, klęcząc nad grobem , cichym szeptem wypow iadam y przyrzeczenie, które p rz ed rokiem w yrzekliśm y w chw ilach cięż
kiej tro sk i o przyszłość W szechświata „b ę
dziem y bronić naszej grzędy i nie ustąpim y póki tch u stanie w piersiach.”
E . D.
ZBIORY NAUKOWE
F r . R adziszew ski w swojej „W iadom ości h istoryczn o-statysty czn ej” o B iblijotekach polskich publicznych i p ryw atnych w ym ie
n ia około 600 miejscowości, w których są albo były u nas księgozbiory. P rz y n ie
k tó ry ch dopisuje „zbiór osobliwości i oka
zów p rzy ro d n iczy ch ” albo „gabinet n arzę
fiM ic T o s -r ^ to r7"rcdii!k6vł
i m . K o p e r n i k a
w s z e c h ś w i a t . B ■ b L I , Q T E K A r> _ dzi fizycznych” i t. p. •— W w ielu z miejsc
wym ienionych, szczególniej w większych miastach, spotykam y kilku, nierzadko kil
kunastu, właścicieli zbiorów, tak, że nie bę
dzie przesadą, jeżeli ocenimy n a 1000 licz
bę ogólną posiadaczy biblijotek i zbiorów naukow ych, k tó re istnieją, albo istniały na ziemiach dawnój P o lski, tem bardziej, że tw ierdzić m ożna z pewnością, jak o p ry w a
tnych zbiorów au to r nie w yliczył i w poło
wie, bo i żądać tru d n o , żeby o wszystkich mógł się dowiedzieć.
„W iadom ość” F r . Radziszewskiego je s t pisana w taki sposób, że niezaw sze można wywnioskować napewno, czy dany zbiór istnieje obecnie, albo też oddaw na ju ż prze
stał istnieć. Jestto zresztą dosyć sucha sta
tystyka, w której rzadko bardzo spotkać się można z czemś, coby św iatło rzuciło na początek zbioru, na zam iary i dążenia z a łożyciela, potem — na środki jak iem i zbiór utrzym yw ał się i rozw ijał, a wreszcie — na losy jego ostateczne.
F r. R adziszew ski dobrze zrobił, że, żału
ją c miejsca, nie w daw ał się w wyłuszczanie wszystkich wspom nianych okoliczności. Cóż kierow ać m ogło założycielem biblijoteki lub zbioru naukow ego? Jużci zrozumieć łatw o, że praw ie zaw sze dążność naukow a z takim lub innym odcieniem, ku własnemu zadow oleniu skierow ana najczęściej, rza
dziej — i dobro ogólne m ająca na celu, ale zawsze piękna i szlachetna. A środki na utrzym anie i pom nożenie zbiorów nauko
wych wszak wiemy także, skąd byw ają b ra ne. W yjąw szy m ożnych tego świata, inni zbieracze topią w kolekcyjach zazwyczaj cały swój krw aw y zarobek, chleb pow sze
dni, od ust swych dzieci odjęty, bo nad pa- syją kolektorską niem a podobno nałogu, któryby zupełniej m ógł zaw ładnąć człow ie
kiem. N akoniec — co do losów, jakich dośw iadczają zbiory naukow e, naw et sucha statystyka nie m ogła oszczędzić czytelniko
wi porozrzucanych tu i owdzie (a dość gę
sto) wiadomości w takim n ap rzy k ład rodza
ju : „biblijoteka była ceniona n a 15 tysięcy rubli — po śm ierci w łaściciela resztki jej sprzedano za 75 ru b li” albo „sprzedano po 8 złp. za ce n tn a r” albo — i to podobno naj
częściej — „co się z tym zbiorem stało, nie
w iadom o”.
T ak, dopraw dy, sm utne są dzieje naszych zbiorów naukowych. Człow iek bardziej od innych dla nauki poświęcony, nieraz szla
chetny m arzyciel, szukający w niej sposo
bów uszczęśliwienia swego społeczeństwa, pracuje w pocie czoła nad zbudow aniem przybytk u swój myśli. B uduje piękny gm ach na gruncie osobistego poświęcenia i z a pału, niepom ny, że fundam enty tej budow y skruszą się i rosproszą w chw ili, kiedy j e mu samemu zabraknie życia lub sił do d a l
szej pracy. M niejsza, że w książki, n arzę
dzia lub okazy włożył grosz niem ały — on w nich zam knął niedającą się ocenić pracę swego życia i niezgłębione skarby swojej miłości dla nauki. I oto takiem i koszty wystawiona budow a naraz pozostaje bez właściciela — cóż w tedy — czy znajdzie się dłoń miłościwa, coby jej dała opiekę? Z w y
kle, praw ie zawsze, przychodzi ciemny h a n dlarz i te drogocenne pam iątki kupuje „po 8 złotych za c e n tn a r”. Sm utne, bardzo sm utne dzieje.
Czy więc przezorność i trzeźwe za p atry wanie się na rzeczy nie każą nam uważać zbiorów naukow ych za szkodliw e dla k ra ju zakłady, których grom adzenie pochłania czas i siły najlepszych obyw ateli, a wza- m ian nie przysparza nic, naw et trw ałej p a
m iątki? Czy nie lepiej ham ować zapędy tych, którzy z ich grom adzenia cel życia uczynili sobie? W szakże icli praca, do zw ykłych chlebodajnych zadań skierow ana, stokroć lepiej opłaci się im samym i ich p o tom stw u, a więc pośrednio i dla ogółu bę
dzie pożyteczniejsza.
Znaczenie zbiorów naukow ych od da
wnych ju ż czasów zostało zrozum iane u wszystkich cyw ilizowanych narodów.
W ielkie ogniska oświaty na Zachodzie chlu
bią się swemi biblijotekam i, muzeam i i ga-- binetam i, a sumy, ja k ie łożą na ich potrże- by, nieraz dochodzą bardzo poważnych roz
m iarów. Zamożni obyw atele tych krajów szczęśliwych nie pozw alają się ubiegać in- stytucyjom publicznym , a liczba p ry w a
tnych zbieraczy je s t tam ogrom na. I k aż
dy z nich może spokojnie myśleć o p rz y
szłości swych skarbów , bo wie, że zawsze
znajdą się chętne ram iona, k tóre je p rz y
garną. Szacunek zaś, jakim zbiory te są
tam otoczone, g ru n tu je się na tem przeko-
6 WSZECHŚWIAT. N r 1.
naniu, że są one nietylko najlepszym rossa- dnikiem nauki i szkolą jć j kochania, nie
tylko narzędziam i i w arsztatem tw órczej myśli człow ieka, ale oraz i najpiękniejszym tej myśli pom nikiem, którem u większa cześć się należy, aniżeli pam iątkom politycznych zwycięstw i podbojów .
Czy też u nas p rzyjdzie kiedy czas na po
dobne mniemanie?
Zn.
8AKTERYJE ŚWIECZCE.
O gólnie znanem zjaw iskiem w p rz y ro dzie je s t św iecenie (fosforescencyja) m orza, zarów no ja k świecenie się próch na i roskła- dających się na p ow ietrzu liści opadłych z drzew lub mchu leśnego. Świecą też sa
m oistnie niektóre zw ierzęta m orskie i—rz a dziej w praw dzie— lądow e, k tórych n a jb a r
dziej znanym przedstaw icielem je st roba
czek św iętojański.
D aw ni p rz y ro d n icy i żeglarze różne w y
głaszali zdania o przyczynach św iecenia mo
rza, przed stu laty mniej więcej poznano je d n a k , że przyczyną świecenia m orza są drobne bardzo, m ikroskopijne ale w wiel
kiej grom adzące się liczbie isto ty zw ierzęce, zbliżone do wym oczków, którym też n ad a
no odpow iednią nazw ę JNoctiluca.—O prócz tych niedobrze znanych i zaledw ie określo
nych pierw otniaków , którym morze św ie
cenie swe m a zaw dzięczać, opisano znaczną liczbę zw ierząt m akroskopijnych, głów nie gw iazd m orskich, m eduz i innych z g ru p y jam ochłonnych (C oelenterata), które samo- dzielnem odznaczać się m ają świeceniem . P o w ierzchnia ciała tych zw ierząt, zazw y
czaj galaretow ata, w ydaje bądź w wodzie morskiej bądź ponad pow ierzchnią wody, w pow ietrzu, charak tery sty czn e św iatło, zw ane fosforescencyją, podobne do świece
nia się próchna lub do migocącego odw łoka robaczków św iętojańskich.
J u ż wszakże A ry sto teles zaznaczył, że pew ne ry b y m orskie m ają własność św iece
n ia w ciemności, a wielu bardzo żeglarzy zarów no w X V I I i X V I I I j a k i w bieżą
cym jeszcze w ieku zastanaw iało się nad
świeceniem m orza, w którem żadnych zw ie
rzątek , naw et n ajp ro stszych ja k NoctUuca, nie można było znaleść; m iędzy innym i słyn ny podróżnik Meyen znajdo w ał i opisał śluz zeb ran y w m orzu, najczęściej w pobliżu brzegów , m ający w ydatną własność świece
nia, zw ierzątek je d n a k w sobie niezaw iera- jący . W ro k u 1830 M ichaelis w padł na m yśl przefiltrow ania świecącej wody m or
skiej przez cienki p apier i p rzekonał się, że na takim fUterku osiada śluzow ata, św iecą
ca się m ateryja, gdy przecedzona woda n a j
zupełniej własność świecenia utraca. N aj
obfitsze ilości takiego świecącego się g ala
retow atego osadu zbierał M ichaelis w p o r
cie m iasta K iel, gdzie dużo odpadków zw ie
rzęcych i roślinnych ulegało roskładow i.
Żeglarzom i rybakom znającym m orze wia
domo, że nieżyw e kraby, ryby, szkarłupnie i t. p. często bardzo się świecą, że podo-
! bnież świecić niekiedy może długo w p o r
cie spoczyw ające drzew o okrętow e. W resz
cie, mięso ryb m orskich, przechow yw ane na pow ietrzu, niekiedy naw et po upiecze
niu lub ugotow aniu, leżące w wilgoci i w zi
m nie, okazuje własność fosforycznego świe
cenia. U nas, zdała od m orza, zdarza się w ypadkow o spostrzegać, że śnięte ryby, chow ane w piw nicy, nagle świecić poczy
n ają. Co więcej, mięso z b y dląt bitych w szlachtuzach, przechow yw ane w jatk ac h rzeźniczych, może w pew nych w arunkach n ab rać własności świecenia w ciemności.
K ro n ik i średniow ieczne no tu ją z przesą- dnem przerażeniem zjaw isko świecenia się mięsa baraniego i koźlęcego, trw ające przez dni k ilk a w r. 1492 w P adw ie, podobnież w 1641 r. w M ontpellier i t. p. Zjawisko to przestało później przerażać, lecz ja k przedtem tak i obecnie w ystępuje w danych w aru nk ach, a m ianowicie p rzy długiem przechow yw aniu mięsa (u rzeźników), za
zwyczaj posolonego dla zabespieczenia od zepsucia. W r. 1868 np. w ystępow ało ono n araz w B ernie i w H eidelbu rg u; sp orady cznie, t. j. w odosobnionych przypadkach trafia się niew ątpliw ie i u nas.
W 1875 ro k u ruchliw y i dzielny fizyjolog E . F . P fliiger, któ ry p rz y badaniu spalania fizyjologicznego w ustro jach żywych p o trą
cił o spraw ę fosforescencyi i w ykazał, że
zjaw isko świecenia w najściślejszym pozo
N r 1. WSZECHŚWIAT. 7 staje zw iązku z utlenianiem (oddychaniem),
dowiódł, że świecenie nieżywych ry b i t. p.
m orskich isto t pochodzi z osiedlenia się na tych przedm iotach niezliczonego hufca b ak- teryjaln y ch ustrojów , t. j. najdrobniejszych kulistych grzybeczków rozszczepkow ych lub ich zarodników . "Widział on pod m ikrosko
pem w zrost i rozm nażanie się tych nikłych kuleczek, a przez filtrow anie zatrzym yw ał je na papierze, g d y —podobnie j a k w do świadczeniu M ichaelisa— w oda odcedzona przestaw ała świecić. P flu g era, ja k o fizyjo- loga, z jego p u n k tu widzenia, obchodziła przew ażnie zależność w zajem na między w y
dzielaniem słabego św iatła fosforycznego a pochłanianiem tlenu, ja k ie mógł dla gala
retow atej w arstw y nagrom adzonych bakte- ryj wykazać, używ ając odpow iednich p rzy rządów . Z badaniem samych bakteryj przeto P fliig e r się nie zajął.
W dziew ięcioletnim mniej więcój okresie czasu, któ ry u p ły n ął od p rac P flugera aż do rospow szechnienia się zasad badania wszelkich bakteryj w hodow lach czystych, przez rozsiew anie ich na sztucznem podłożu, bakteryjam i świecącemi zajm owali się: N u- esch (1877 i 1885), L assar (1880) i L u d w ig (1 8 8 2 -8 4 ).
Niiesch opisał dokładnie w arunki, przy których w ciągu siedmiu tygodni zrzędu utrzym yw ało się świecenie mięsa w spiżarni u pewnego rzeźnika, badał własności świe
cącego grzyb ka (B acterium lucens) i p rz e nosił go z w ieprzow iny i wołowiny n a mięso psów, kotów, królików , ptactw a i żab, o trzy m ując na now ych podłożach podobne ja k na m acierzystym gruncie świecenie.
L assa r zastosował m etody barw ienia do fosforyzującego grzybka, otrzym anego z leżą
cej przez dni kilka w ieprzow iny, pochodzą
cej z ja te k berlińskich. Zapomocą barw ni
ków anilinow ych udaw ało mu się odróżnić m ikrokoki świecące od innych grzybków , zjaw iających się na roskładającem się mię
sie; nadto otrzym yw ał rów nie wyraźnie barw ione p re p a ra ty z kaw ałków mięsa św ie
cącego, po stw ardnieniu ich w alkoholu.
W reszcie prof. L u d w ig postaw ił sobie za zadanie zbadać, czy i o ile świecące m ikro
koki z mięsa zwierzęcego są tożsamemi z P fliigerow skiem i kuleczkam i z ryb m or
skich i p rzek o n ał się, że jestto jeden je d y n y
ustrój, żyjący równie dobrze na tem i na owem podłożu i dający się najzupełniej ła two z jednego na drugie przenosić. L u d w ig nazw ał ten saprofityczny, a na słonych tylko podłożach rosnący grzybek rosszczepkowy:
Micrococcus P flugeri.
P raw dopodobnem je st bardzo, że bak te
ryj a ta je s t szeroko rospow szechniona i że ona to w ytw arza zjawisko świecenia zaró-
j
wno często w wodzie m orskiej, ja k i na lą- j dzie, w powolnie dokonyw ających się na
| pow ietrzu rozkładach. G rzybek ten spra- I wia niew ątpliw ie fosforescencyją drzew a okrętow ego w morzu; zapew ne też świece
nie zw ierząt o galaretow atej powierzchni ciała (meduz np.) nie je s t sam odzielnem świeceniem danego zw ierzęcia lecz polega na fosforescencyi grzybka,M icrococcusPflii- geri, osiadającego saprofitycznie na danem zwierzęciu, pod postacią szeroko rozlanej kolonii. Z pewnych faktów dorywczego świecenia niektórych grzybów leśnych, n o r
m alnie nieodznaczających się fosforescen
cyją, a także z różnych w zm ianek o świe
ceniu zw ierzęcych w ydzielin, odpadków i t. p.
możnaby wnosić, że M icrococcus P flu g eri z jednój strony tow arzyszy niekiedy innym saprofitom, k tó re pozornie za świecące poczy- taćby można, że z drugiej strony rozw ija się przy ro zkładach najrozm aitszych ciał pochodzenia zwierzęcego. Natom iast sze
reg cały grzybków , jak A garicus m elleus, C ollybia tu b ero sa ,X y laria hypoxylon i t. d., ma niew ątpliw ie sam odzielną, zupełnie taką ja k powyżój powołany m ikrokok, zdolność świecenia, w ytw arzania św iatła przy przy
sw ajaniu m ateryi.
W łasności drobniutkiego m ikrokoka świe
tlnego, w arunki, w których tenże żyje i po
myślnie wzrasta, mogły być lepiej poznane- m i dopiero skutkiem udoskonalenia metod czystej hodow li b aktery jaln ej a zwłaszcza hodowli na stałem podłożu, k tó rą do nauki przed kilku laty w prow adził R. Koch.
W r 1885 postanow ił p ro f L ud w ig otrzy
mać czyste hodowle świetlnego m ikrokoka a następnie i innych fosforyzujących g rzy bów. U dało mu się to w zupełności w ciągu ro k u 1886, a jednocześnie z ogłoszeniem przezeń w yniku tych doświadczeń ukazało się zawiadom ienie am sterdam skiego profe
sora F o rstera, znanego hygijenisty, o otrzy-
w s z e c h ś w i a t . N i - 1.
m uniu przezeń również hodow li czystej te goż samego kulistego m ikrokok a, fosforyzu
jącego na podłożu żelatynow em , z dodat
kiem znacznym soli k uchennej do wylanej n a szklaną płytę żelatyny.
P o d łu g obu uczonych, którzy zadali sobie pracę odosobnienia i w yhodow ania bez do- mięszki obcój g rzy b k a św ietlnego, M icro
coccus P flu g eri, hodow lę żelatynow ą na szklanej płycie udaje się łatw o otrzym ać w zw yczajnćj lub naw et w niskiej tem pera
turze, w zrost b akteryi je s t szybki i bujny, a otrzym any tak ą drogą p re p a ra t, w cie
m nym trzym any pokoju, świeci się w y ra
źnie, robiąc w rażenie gw iaździstego przy pogodnej nocy nieba, to znów drogi mle- cznój lub dostrzeganego w lunecie skupie
nia gwiazd. P odobne, iskrzące się w ciemni p re p ara ty , takie w yw ierają w rażenie, że przez prof. L u d w ig a zalecane są do demon- stracyj przy szkolnych w ykładach. Ś w iece
nie fosforyczne je s t o tyle w ybitnem , że za- pomocą czułćj p łyty fotograficznej można zdjąć „autofotografiją,” t. j. podobiznę wy
w ołaną przez działanie w łasnego św iatła bakteryj ek.
U dało się naw et prof. L udw igo w i ja k i F o rsterow i wspólnie z E ng elm an nem zba
dać widmo tak będącego w mowie m ik ro k o ka ja k i pew nych grzybów wyższych (A ga- ricus, X y la ria ). Nie będziem y się tu za
trzym yw ali nad w łasnościam i spektralnem i naszych istot św ietlnych, lecz podnieść z na
ciskiem musimy ciekaw y i a rc y ch a rak tery - styczny fak t spraw dzony p rzez L ud w iga,
jże widm a każdego z tych świecących grzyb-
jków są specyficzne, swoiste, je m u w yłącznic właściwe tak dalece, że gdyby m ikroskopo- [ wo nie m ożna było pom iędzy dw om a g a tu n kam i żadnćj dopatrzeć różnicy, to n a zasa
dzie otrzym anego w idm a stanow czo o różnicy między własnościam i św iatła obu okazów w nosićby można.
(dok. ncist.).
J . N .
M E T E O R Y T Y
JAKO OGNIWA
W TWORZENIU ŚWIATÓW.
H istoryja m eteorów w bieżącem stuleciu stanow i ciekawy ustęp w dziejach nauki.
Aż do samego schyłku wieku osiem nastego, pomimo wielu podań i wieści lud o w y ch ,n ie w ierzono zgoła w spadek b ry ł kam iennych na ziemię; gdy w r. 1794: C hladni, znany [ z p rac swoich nad akustyką, w ykazał p ra w
dziwość tego zjaw iska i ogłosił tra k ta t o ka-
j
m ieniach na ziem ię spadających, w yw ołał tem powszechne szyderstw o, a jed en z k ry -
| tyków oświadczył, że czytając książkę C hla-
j
dniego doznał wrażenia takiego, jakg dyb y
| mu rzeczywiście kam ień z nieba spad ł na głowę. W krótce je d n a k potem, gdy Biot spraw dził na m iejscu wiadomość otrzym aną w P ary żu o deszczu kam ienistym pod A igle w departam encie O rn y w r. 1803 n ik t ju ż nie w ą tp ił o rzeczy wistości aerolitów . Zesta
wiono wtedy w' jed n ę gru pę zarów no aero- lity, czyli m eteory rzeczyw iście na ziemię spadłe i gw iazdy spadające, czyli m eteory, k tó re tylko przez górne w arstw y naszćj at
m osfery przebiegają, ale o pochodzeniu ich tw orzono najdziw aczniejsze dom ysły, aż dopiero S chiaparelli w roku 1886 zebrał te n a pozór bezładnie w przestrzeni światowej rozrzucone b ry ły w roje krążące po d ro gach praw idłow ych i w ykazał stanowisko ich w system atyce światów. P oznano też i olbrzym ią obfitość tych drobiazgów n ie
bieskich i zrozum iano, że przypada im ro la doniosła w organizacyi św iata całego, a w szczególności zaczęto j e wiązać z po
glądam i kosmogonicznemi, z historyją roz-
| woju b ry ł niebieskich. D om ysły te d atują ju ż od lat kilk un astu, a świeżo znakom ity
| pracow nik na polu analizy spektralnej,
; N orm an L ockyer, opierając się na bada-
j
niach widm m eteorów w zestaw ieniu z w i
dm am i innych ciał niebieskich, doszedł w tym względzie do wniosków daleko się-
| gających i sform ułow ał je w stanow cze tw ierdzenia.
Z ap atry w an ia swe na udział m eteorów
w rozw oju światów przedstaw ił L ockyer
N r 1 .
w s z e c h ś w i a t. 9
współcześnie tow arzystw u królew skiem u I w L ondynie i akadem ii nauk w P aryżu; za
razem je d n a k w angielskiej „N aturę” o g ło sił badania, na których o parł śmiałe nie
w ątpliw ie swe wywody. Ze względu na oryginalność i doniosłość tych poglądów astrofizyka angielskiego, należy nam tu głó
wną ich treść przytoczyć.
W szystkie ciała niebieskie, tw ierdzi L oc
kyer, które własnem błyszczą światłem , są złożone z m eteorytów , albo też stanow ią masy par, które się rozw inęły w skutek cie
pła, w ytw orzonego przy kondensacyi me
teorów pod w pływ em siły ciężkości. W i
dma w szystkich tych ciał zależą od ciepła, które się wywiązało przy uderzaniu owych m eteorytów , jakoteż od przestrzeni pustych, pozostających m iędzy m eteorytam i w ro
jach : albo też, gdy m eteoryty są zagęszczo
ne, od okresu, ja k i up ły n ął od zupełnego ich ulotnienia.
P rzy z n an ie ta k doniosłego znaczenia m e
teorytom polega na n atu rze ich widma i na analogii jeg o do widm innych ciał niebie
skich. L ockyer mianowicie poddał bada
niu spektralnem u ułam ki aerolitów , czyli m eteorytów spadłych na ziemię, ogrzewa
ją c j e do różnych tem p eratu r, bądź to pło
mieniem lam pki B unsena, bądź też rozża
rzając je silniej przy pomocy prądu elek
trycznego w rurze, z której powietrze było usunięte. D la porów nania ro sp atrzy ł on też widmo różnych pierw iastków , przez rospalanie ich rów nież do tem p eratu r b a r
dzo różnych.
Co do węgla, p rzekonał się, że w ydaje on dwa widm a, złożone ze smug żłobkow anych czyli kolum n (fluting, cannelure); różnica tych widm zależy od tem peratury,—w tem
p eraturach wyższych systemy tych sm ug są bardziej złożone; w razie, gdy w ystępuje zw iązek w ęgla z wodorem, przybyw a je d n a jeszcze charakterystyczna sm uga.—Z m eta
li zaś poddaw anych ogrzew aniu w pło m ieniu B unsena, w najniższej tem p eratu rze ukazuje się wyraźnie przedew szystkiem widmo m agnezu, złożone z kilku linij i ce
chujące się rów nież sm ugą żłobkowaną;
widmo sodu tą drogą otrzym yw ane jest ju ż m niej św ietne.—W iadom o, że w widmach wielu m gławic, ja k również w widmach wielu św ietnych gw iazd oraz tak zw anych
gwiazd nowych, lin ije w odoru występują bardzo silnie, z tego w zględu należało zb a
dać w arunki, pod jak iem i ustępują z widm a linije wodoru, oznaczone w widmie słone-
J
cznem głoskam i C i F ; otóż, gdy widmo w odoru rospatryw ane jest w tem p eratu rze najniższej, w ja k ie j jeszcze występować mo
że, linija F zachow uje świetność swą długo jeszcze po zupełnem zniknięciu linii C.
D ośw iadczenia prow adzone z aerolitam i ogrzewanem i w płom ieniu tlenow odornym w ydały dziesięć lub dw anaście linij, należą
cych do m agnezu, żelaza, sodu, litynu, po ta
su i m anganu. In n y sposób badania polegał n a tem, że odłam ek m eteorytu umieszczano w środku ru ry poziomej i przepuszczano przez nią iskry elektryczne. P o zupełnem [ ulotnieniu m eteorytu spektroskop w ykazał J w ru rz e najpierw ej widmo wodoru, a sm u
gi w ęgla dostrzegane były tylko p rzy p ad kowo. Gdy następnie parę m eteorytu pod
dano ogrzew aniu zapomocą lam pki Bunse- j na, umieszczonej poniżej ru ry poziomej, w y
stąpiła linija m agnezu, do której przyłączy
ły się i inne linije m etaliczne wraz ze sm u
gam i węgla.
T a k przygotow any m atery jał dośw iad
czalny posłużył do zestawienia go z widm a
mi jasnych m eteorów, kom et, m gław ic i gwiazd. Co się tyczy jasn y ch m eteorów, ukazujących się w atm osferze ziem skiej, to obserwacyje dotąd zebrane w ykazały w ich widmach obecność linij magnezu, sodu, lity
nu, potasu i sm ug żłobkowanych węgla; li- niją zieloną m agnezow ą w szczególności w ykazały obserw acyje K onkolego i H e r- schla. Z tego wolno wnieść, że tem peratu
ra tych ciał, gdy się w atmosferze naszej rozżarzają, je s t wyższa, aniżeli płom ienia Bunsena.
G dy aerolity w rurze ulegają silnem u ogrzaniu, w ydają widmo węglowe. P o do bne widmo okazują roje m eteoryczne, gdy przebiegają w pobliżu słońca, albo też ko
mety w okolicach przysłonecznych swej drogi; przyczyny tego rozjaśnienia szukać należy w działaniach elektrycznych, zacho
dzących między p arą kom etarną a słońcem.
R ospatrzenie widm, jak ie okazują komety, gdy są w punkcie przysłonecznym , uczy, że linije te są zupełnie zgodne z łinijam i, któ
re przedstaw iają m eteoryty sztucznie ogrze-
10 W SZECH ŚW IA T. N r 1.
wane, ■ — znajdujem y tam m ianow icie linije sodu, linije żelaza w łaściw e niskim tem pe
raturo m , linije m agnezu, m an g an u i n iek tó re inne. Dwie słabe kom ety z ro k u 1866 i 1867 m iały widmo złożone z jed n ej tylko, zapew ne m agnezowej linii. W ogólności, jak ik o lw iek je s t stan kom ety i czy ru c h y jćj w ew nętrzne są szybsze czy tej w o lniej
sze, wydają, one w idm a podobne do widm m eteoiytów rozżarzonych w ru rach .
S zerokie je d n a k sm ugi w ęglow e dostrze
żono nietylko w jasnych m eteorach i kom e
tach , ale okazują je także i gw iazdy zali
czane do klasy I I I ; też same sm ugi d ostrze
żono i w w idm ach n iek tó ry ch gw iazd „no
w y ch”, a zw łaszcza w gw ieździe nowej O ryjona. D latego też pod pew nym w zg lę
dem te ciała niebieskie zestaw iać można z m eteoram i i kom etam i. Różnica zaś po
lega na tem, że gdy widm a tych ostatnich ciał u jaw niają jed y n ie tylko prom ieniow a
nie, w gw iazdach, o których m owa obok prom ieniow ania znajdujem y i objaw y po chłaniania: w ysyłane prom ienie zd rad zają obecność węgla, gdy linije ciemne czyli ab sorpcyjne w yw oływ ane są głów nie przez p ary m agnezu i cynku. M ożna więc wnieść, że zjaw iska p ochłaniania pow stają w skutek obecności p ar rozżarzonych, otaczających odrębne czyli indyw idualne m eteory, k tó re w skutek uderzeń w zajem nych ro z g rza ły się do wysokiej tem peratury. Tego ro d zaju gw iazdy nie są przeto zbiorow iskam i pary, ja k nasze słońce, ale stanow ią jak b y chm u
ry rospalonych głazów ; m am y tu praw do
podobnie pierw szy stopień zagęszczania me- teorycznego.
D o gw iazd tój kategoryi należą dobrze znane gw iazdy a O ry jo n a i a H erkulesa.
G w iazda now a w O ryjonie, k tórą rówrnież tu zaliczyć wypada, nie okazyw ała ta k sil
nych smug absorpcyjnych, j a k dw ie g w iaz
dy powyższe; przypuścić m ożna, że zagęsz
czanie w yw oływ ane przez d ziałanie siły ciężkości nie posunęło się tu tak daleko, żar głazów m eteorycznych nie został dop ro w a
dzony do stopnia ta k wysokiego, by mógł zam askow ać prom ieniow anie przestrzeni m iędzy niem i pozostałych, a k tó re w yraźnie w ystępuje w kom etach.
W widm ach m gław ic w yróżniono dotąd ogółem siedem lin ij, z których trzy schodzą
się z linijam i wodoru; trzy inne z linijam i m agnezu, a pochodzenie siódmej je s t nie
znane. N iekiedy w ystępuje je d n a tylko lin ija m agnezowa, najczęściej je d n a k to w a
rzyszy jój lin ija F w odoru. Pozostałe li
nije nie w ystępują w ogólności w jed n em widm ie, ale różne m gławice przedstaw iają niektóre z wym ienionych linij.
W idm a m gław ic okazują przeto analogi- ją do widm m eteorytów rozżarzanych w a t
m osferze silnie rozrzedzonej; można rów nież dostrzedz .podobieństwo tych widm do widm kom et z r 1866 i 1867, które p rz y toczono wyżój. Skoro zaś dla w yjaśnienia objaw ów tych ostatnich ciał niebieskich od
w ołujem y się do uderzenia m eteorytów , n a
leży w b rak u lepszego tłum aczenia i tu tęż samą przyjąć przyczynę. Części składow e m eteorytów , a głównie oliw in, tłum aczą w zupełności objaw y widmowe, ja k ie nam p rzed staw iają jasn e m eteory, kom ety, m gła
wice. Gazy w yw iązujące się z m eteorytów w pew nych okolicznościach dają widmo w odoru, w innych widmo węgla
O bok m gław ic staw ia wreszcie L ockyer pew ną g ru p ę gw iazd, m ianowicie gwiazdy o widm ach, składających się z szerokich li
nij, których p rz y k ła d przedstaw ia gw iazda 152 katalog u S chjellerupa. Jak k o lw iek rostrząśnięcie n a tu ry tego w idm a p rz ed sta
w ia w iele trudności, poznać można, że i za
chodzące tu linije odpow iadają linijom me
teorytów , jak ie się okazują po ogrzaniu ich do tem p eratu r wyższych. — W widm ach ty ch gw iazd szczególniej w yraźnie w ystę
pu ją dwie linije szerokie, których poło-
j
żenie oznaczył Yogel; otóż w doświadcze
niu jednem , gdy poddaw ano rozżarzaniu
j