• Nie Znaleziono Wyników

Adres ZESed-a-łccsri: EZrak:cwsk;ie-Przedmieście, IbTr 6S.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres ZESed-a-łccsri: EZrak:cwsk;ie-Przedmieście, IbTr 6S."

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

,/ł£ 1. Warszawa, d. 1 Stycznia 1888 r. Tom V I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z EC H ŚW IA T A ."

W Warszawie: rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata

i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą,.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. D r. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b.dziek.

Uni\v.,mag K. Deike, mag.S. Ivramsztyk,Wł. Kwietniew­

ski, W. Leppert, J . Natanson i mag. A. Śldsarski.

„W szechśw iat1* przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego dru k u w szpalcie albo jego miej sce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 ‘/j,

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

Adres Z E Sed-a-łccsri: EZrak:cwsk;ie-Przedmieście, Ib T r 6S.

Ś. p. J a n T f d r z e j e w j c z ,

(2)

2 W SZECH ŚW IA T. N r 1.

n Jędrzejew icz,

W drugiój połow ie ro k u m inionego dech śm ierci pow iał ponad szczupłą drużyną, n a­

szych przyrodników , przerzedzając ją w do­

tkliw y dla nas sposób. Sześciu aż z tego zastępu ubyło, a ostatnim w łaśnie był n ie ­ odżałow any nasz stały w spółpracow nik, przodow nik na niw ie fizyjografii krajow ćj, ś. p. J a n Jędrzejew icz, z zaw odu lekarz, osiadły w P łoń sk u , zm arły w dniu 21 G ru ­ dnia r. z.—Mąż pełen nauki, obyw atel k ra ­ ju w całem znaczeniu tego słowa, m arzy­

ciel i entuzyjasta, pełen talentów , lecz przy tem głęboki i spokojny w m yślenia ja k an ­ glik, system atyczny w p ra cy ja k niem iec, ( a przedew szystkiem człow iek czynu, tak

w życiu praktycznem , ja k o też w sferze i myśli — człow iek w yjątkow y w naszem społeczeństwie, wzór do naśladow ania.

J a n Jędrzejew icz u ro d z ił się w W a rsz a ­ wie w 1835 roku, do szkół uczęszczał w ro- dzinnem mieście, w r. 1852 ukończył w y­

dział m echaniczny 8-o klasow ego girnna- zyjum realnego, w k tórein odznaczał się szczególnem zam iłow aniem do m atem atyki, jeo m etry i opisującej i do rysu nku. Nie- m ając środków m ateryjalnych, nie m ógł myśleć o kształceniu się w zaw odzie, ja k i- by najw ięcej p rzy p ad ał do jeg o zdolności i upodobań, w stąpił przeto do szkoły sztuk pięknych na w ydział budow nictw a. P rz e ­ szło dw uletni pobyt w tym zakładzie umo- żebnił Jęd rzej ewiczowi nabycie zasadni­

czych wiadomości z m atem atyki wyższej.

Lecz nadm ierne zajm ow anie się rysunkam i technicznem i spow odow ało zapalenie oczu, a lekarze zaopinijow ali, że dalsze zajm ow a­

nie się tym przedm iotem grozi u tra tą w zro­

ku. T ak wykolejony Jęd rzejew icz wstę­

puje na ap likacyją do K om isyi S k arb u do w ydziału dóbr i lasów, lecz nowe to zaję­

cie przyszłem u lekarzow i, m eteorologow i i astronom ow i nie p rzy p ad ało do sm aku:

m arzył ciągle o studyjach uniw ersyteckich.

W roku 1856, kiedy ograniczenie co do licz­

by i pochodzenia m łodzieży w stępującej do un iw ersy tetó w w C esarstw ie zostało zn ie­

sione, Jędrzejew icz, w skrom ne zaledw ie środki pieniężne zaopatrzony, udaje się do uniw ersytetu moskiewskiego i w stępuje na w ydział lekarski, ja k o m ogący w przy szło ­ ści zapew nić m u utrzym anie m ateryjalne.

Ciężkie koleje losu czekały go w M oskwie, wśród społeczeństw a nieznanego, a wobec konieczności zarabiania na kaw ałek chleba.

W czasie studyjów uniw ersyteckich u trz y ­ muje się z daw ania lekcyj, a gdy te środki zaw odziły lub też były niew ystarczające, ja k o grający dobrze na kilk u in stru m en ­

tach, a w szczególności na fortepijanie, wie­

czoram i zrzuca z siebie m undur, przyw dzie­

wa frak i nie waha się zarabiać jak o zw y­

k ły m u zyk ant.—U czciw ą i w ytrw ałą pracą doszedł nareszcie do przyzw oitego u trz y ­ m ania na ostatnich kursach w un iw ersy te­

cie m oskiewskim , a naw et potrafił zrobić pew ne oszczędności, które pozw oliły po skończeniu studyjów i uzyskaniu stopnia lek arza w r. 1861 na odbycie podróży za­

granicę. P o pow rocie do k ra ju osiadł na stałe, ja k o lekarz, w r. 1862 w P łońsku.

P rz e z 25 la t p ra k ty k i w P łońsku, ja k o zdolny i sum ienny lekarz, zyskał sobie za­

służone uznanie i powszechny szacunek.—

Lecz zawód, ja k i sobie obrał, nie zadaw al- n iał jeg o p o trzeb duchow ych. U m ysł jego z n a tu ry obdarzony zdolnościami do nauk ścisłych, dobrze zapraw iony w tym k ieru n ­ ku w szkołach: realnej i sztuk pięknych,

! a przytem podsycany pragnieniem wiedzy wszechświatowej, plynącem z tćj duszy poe-

i

tycznćj, rw a ł się w krainę zjaw isk zaziem- skich, stanow iących przedm iot astronom ii.

W pierw szych latach p ra k ty k i lekarskiej skrom ne były dochody Jędrzejew icza, a po­

mimo to chętnie niemi dzielił się ze swemi j najbliższem i, by ł bowiem praw dziw ym du-

j

chem opiekuńczym d la swych rodziców i r o ­ dzeństw a, zacnym synem i uczynnym b ra-

! tem. — Pom im o ciężkich w arunków m ate- i ry jalny ch , um iał jeszcze zgrom adzić bibli- ' jo tek ę dzieł naukow ych, z której czerpał

| wiedzę i ciągle k ształcił się, n ie ty lk o ja k o I lekarz, lecz jednocześnie przygotow yw ał się do sam odzielnych obserwacyj m eteoro­

logicznych i astronom icznych. P o je d e -

| n astu latach p ra k ty k i zdo łał zaoszczędzić

sobie fundusze w ystarczające n a założenie

m ałego o bserw atoryjum astronom icznego

(3)

N r 1. WSZECHŚW IAT. 3 i stacyi m eteorologicznej, czego dokonał

w czasie od 1872 do 1875 roku.

O bserw acyje m eteorologiczne zaczął p ro ­ wadzić od początku 1876 roku, w edług wzorów p rzyjętych w pierw szorzędnych ob- serw atoryjach m eteorologicznych, a uchw a­

lonych na kongresach m eteorologicznych.

W pierw szym tom ie P am iętnika Fizyjo- graficznego z roku 1881 ogłosił w ypadki ze swoich spostrzeżeń, dokonanych w P łoń sku w czasie od 1875— 1880 i\, przy czem opi­

sał dosyć szczegółowo urządzenie swojej stacyi m eteorologicznej. Spostrzeżenia z lat następnych były ogłaszane w dalszych to­

mach P am iętnika, wychodzących co rok, tak, że spostrzeżenia z ro k u 1885 są w yd ru­

kow ane w tomie V I z r. 1886. P rz y spra­

w ozdaniu za ro k 1881, umieszczonem w to ­ mie I I , dodał pogląd na klim atologiją k ra ­ ju naszego na zasadzie zestaw ienia w ła­

snych spostrzeżeń dokonanych w P łońsku z danemi dla innych miejscowości naszych.

Nakoniec w tom ie V II, oprócz spostrzeżeń m eteorologicznych, pomieścił tablicę poró­

wnawczą, za la t 10, czynników m eteorolo­

gicznych z chorobam i panującem i w P ło ń ­ sku i jego okolicy, opatrzoną odpowiednie- mi objaśnieniami. Sama tablica, zrobiona w łasnoręcznie przez Jędrzejew icza na du­

żą skalę, była umieszczona na przeszłorocz- nej w ystaw ie hygienicznej w W arszawie.

Szereg prac dopiero co wyliczonych prze­

konyw a nas, że Jędrzejew icz był fizyjogra- fem w całem znaczeniu tego słowa, pojm u­

jącym potrzebę badania k raju , przyjm ują­

cym w tem badaniu czynny udział, o ile tylko czas i siły na to pozw alały i um ieją­

cym w yprow adzać wnioski z m ateryjałów , nagrom adzonych tak przez siebie, jak o też i przez innych. Jędrzejew icz, ja k o fizyjo- graf, był doskonałym i wzorowym klim a­

tologiem k ra ju naszego, z ludzi pryw atnych jedynym w ostatnich czasach.

U rządzenie obserw atoryjum astronom i­

cznego z n a tu ry rzeczy musiało więcej cza­

su zająć niż urządzenie stacyi m eteorologi­

cznej, jed n ak że ju ż w r. 1880 Jędrzejew icz ogłasza swoje spostrzeżenia astronom iczne w specyjalnych w ydaw nictw ach: w A stro- nom ische N achrichten i V ierteljahrschrifft d er astron. Geselschaft. W spółrzędne ob­

serw atoryjum w P łońsku były drukow ane

w V I tomie P am iętn. F izyjogr. D ziałal­

ność Jędrzej ewicza ja k o astronom a będzie oceniona przez specyjalistę i podana w j e ­ dnym z num erów W szechświata. Na tem miejscu zaznaczym y tylko, że obserw a­

cyje Jędrzejew icza posiadały wartość n au ­ kową, a s ta c y ja je g o została zaliczona do zw iązku m iędzynarodow ego stacyj astrono­

micznych, korzystających ze specyjalnych przyw ilejów .

P o zorganizow aniu się u nas pracy p rz y ­ rodniczej, której ujaw nieniem stały się: P a ­ m iętnik Fizyjograficzny wychodzący od 1881 roku i W szechśw iat, k tóry rospoczął swój żywot 1882 roku, Jędrzejew icz by ł sta­

łym współpracownikiem obu tych organów.

W pierwszym , ja k ju ż w zm iankow aliśm y umieszczał sam odzielne prace z dziedziny klim atologii, w drugim z postępów astro ­ nomii i m eteorologii, ja k o to: o kom etach pojawiających się w danej epoce, które to kom ety sam zazwyczaj obserwował przed podaniem o nich wiadomości, najnowsze r e ­ zultaty z obserwacyj dokonanych nad pla­

netami: M arsem, S aturnem i Jowiszem, cał­

kow ite zaćmienie słońca d. 19 Sierpnia 1887 ro k u i wiele innych. Niezależnie od tego um ieszczał a rty k u ły w czasopismach: P rz y ­ roda i P rzem ysł, W ędrow iec i K orespon­

dent P łocki, a lekarskie w odpowiednich specyjalnych organach.

Nadto z pod jeg o pióra wyszło dzieło:

„K osm ografija” ogłoszone drukiem 1886 r., ja k o tom 9 seryi 3 B iblijoteki m atem atycz­

no-fizycznej, wydawanej z zapomogi K asy M ianowskiego.— W dziele tem wyróżnia się opracow aniem dział astrofizyczny, który stanow ił specyjalność autora.

Jędrzejew icz b rał czynny udział w od­

czytach, urządzanych przez koło w ydaw ni­

cze dwu powyżej wzm iankow anych o rga­

nów i tak, w latach 1881, 1882 i 1887 w y­

pow iedział w W arszaw ie, w seryjach wy­

kładów przyrodniczych, odczyty: Zastoso­

wanie praw m eteorologii do celów p ra k ty ­ cznych, O słońcu i O elektryczności powie­

trzn ej, w roku zaś 1884 m iał odczyt na ko­

rzyść osad rolnych, O przeszłości św iata fizycznego. D w a pierwsze i ostatni były w swoim czasie ogłoszone drukiem we Wszechświecie. Niezależnie od tego wy­

głaszał odczyty w P łocku, ju żto pow tarza-

(4)

4 W SZECH ŚW IA T. N r 1.

ją c m iane w W arszaw ie, ju ż też n a tem aty nowo opracow ane.

Ja k o prelegent, Jęd rzejew ic z należał u nas do najlepszych p opularyzato rów wie­

dzy i mówców z k ated ry , w ykłady jeg o od­

znaczały się uroczystym spokojem , nie było w nich owych chw ilow ych uniesień, które u wielu prelegentów w ytw arzają m om enty krzykliw e, a pomimo to jednostajn ości n u ­ żącej nie posiadały, panow ała w nich p rz y ­ jem na h arm o n ija słów w ypow iadanych, bez użycia w ysokich i nadm iernie głośnych to ­ nów; tym sposobem zdobił je pew ien w dzięk krasom ów czy. O ryginalne było to kraso- mówstwo Jędrzejew icza, poniew aż polegało h a niezm iernej prostocie słowa, nigd y nie gonił on za w yszukanem i w yrażeniam i, a j e ­ dnakże jego odczyty tak łatw o i przyjem nie w padały w ucho słuchacza, co w części stąd pochodziło, że w nich zawsze tk w iła myśl przew odnia a zasadnicza, dobrze pojęta przez w ykładającego i logicznie przepi-owa- dzona w sposób jem u w łaściw y.— W odczy­

tach Jędrzejew icza u jaw n iała się w p ra ­ wa w nauczanie publiczne, chociaż nie by ł z fachu nauczycielem, co poczęści daje się objaśnić tem, że całą m łodość zajm ow ał się nauczaniem .

P ra c naukow ych Jędrzejew icza, odnoszą­

cych się do astronom ii i k lim atologii k ra jo ­ wej, nie m ożna oceniać m iarą, ja k a stosuje się do ludzi, k tórzy z urzędu są obow iązani zajm ow ać się tem i naukam i, j a k profesoro­

wie uniw ersytetów , d y re k to ro w ie obserw a- toryjó w i ich pom ocnicy i t. p. W k ra ja ch o wysokiej cyw ilizacyi, oprócz tych u rz ęd o ­ w ych uczonych, w ielu ludzi pryw atnych zajm uje się nau k ą w zaciszu swych domów, w pracow niach, obserw atory jach lub bibli- jo tek ac h w łasnych. L u dzie ci, o wyższej um ysłow ej organizacyi, której potrzebą je s t upraw a w iedzy,zazw yczaj posiadają o lb rzy ­ mie środki m ateryjalne, k tóre im pozw alają n a ten sport szlachetny a praw dziw ie lu d z­

ki. U nas w tym w zględzie p an u je cisza, k tó rą przerw ać odw ażyło się niew ielu w y­

robników m yśli lub pióra. W śród nich pierw szorzędne m iejsce zajm ow ał Ję d rz e je ­ wicz, człowiek, uposażony od n a tu ry w ta ­ len ty duszy, lecz nieposiadający żadnego dziedzicznego m ienia, któ ry od dzieciństw a m usiał w łasną p racą zarabiać n a u trz y m a ­

nie siebie i swoich najbliższych. P rac e naukow e Jędrzejew icza, w skazują, w ja k i sposób mamy dźw ignąć godność narodow ą i jak iem i drogam i możemy dojść do pozn a­

nia w łasnego k ra ju .

Należy podziwiać pracow itość J ę d rz e je ­ wicza, k tó ry mógł tak dużo dokonać w zglę­

dnie w niedługiem życiu. Ja k o lek arz pro- w incyjonalny dużo m iał zajętego czasu ucią­

żliwą p ra k ty k ą lekarską, wieczory poświęcał pra&y nad książką i piórem , a wśród nocy zajm ow ał się robieniem obserwacyj astro ­ nom icznych. P rac o w ał więc nadm iernie, co organizm jego, z n atu ry w ątły, m u ­ siało przedw cześnie w yczerpać i przyp raw ić o śm ierć w 52 ro k u życia.

D la każdego społeczeństwa strata p rzed ­ w czesna w zorowego obyw atela i człow ieka n auk i je s t niepow etow ana, lecz dla nas tak ubogich pod każdym względem je s t ona dotkliw ym ciosem, wobec tego faktu, że do­

tąd nie znaleźli się naśladow cy w pracy przez niego podjętej.

Do licznych wieńców złożonych na m ogile ś.p. J a n a Jędrzejew icza w rozm aitej postaci, p rzy ro dn icy dorzucają skrom ną wiązankę nieśm iertelników , z któ ry ch dw a były z e r­

wane ręk ą nieboszczyka, pośw ięcając jego pam ięci tom V II P am iętn ik a Fizyjografi- cznego. W obec m ogiły ś. p. J a n a , n iep e­

wni o losy przyszłe tego w ydaw nictw a, stoim y zatrw ożeni, nogi nam m im ow olnie ug in ają się i, klęcząc nad grobem , cichym szeptem wypow iadam y przyrzeczenie, które p rz ed rokiem w yrzekliśm y w chw ilach cięż­

kiej tro sk i o przyszłość W szechświata „b ę­

dziem y bronić naszej grzędy i nie ustąpim y póki tch u stanie w piersiach.”

E . D.

ZBIORY NAUKOWE

F r . R adziszew ski w swojej „W iadom ości h istoryczn o-statysty czn ej” o B iblijotekach polskich publicznych i p ryw atnych w ym ie­

n ia około 600 miejscowości, w których są albo były u nas księgozbiory. P rz y n ie­

k tó ry ch dopisuje „zbiór osobliwości i oka­

zów p rzy ro d n iczy ch ” albo „gabinet n arzę­

(5)

fiM ic T o s -r ^ to r7"rcdii!k6vł

i m . K o p e r n i k a

w s z e c h ś w i a t . B ■ b L I , Q T E K A r> _ dzi fizycznych” i t. p. •— W w ielu z miejsc

wym ienionych, szczególniej w większych miastach, spotykam y kilku, nierzadko kil­

kunastu, właścicieli zbiorów, tak, że nie bę­

dzie przesadą, jeżeli ocenimy n a 1000 licz­

bę ogólną posiadaczy biblijotek i zbiorów naukow ych, k tó re istnieją, albo istniały na ziemiach dawnój P o lski, tem bardziej, że tw ierdzić m ożna z pewnością, jak o p ry w a­

tnych zbiorów au to r nie w yliczył i w poło­

wie, bo i żądać tru d n o , żeby o wszystkich mógł się dowiedzieć.

„W iadom ość” F r . Radziszewskiego je s t pisana w taki sposób, że niezaw sze można wywnioskować napewno, czy dany zbiór istnieje obecnie, albo też oddaw na ju ż prze­

stał istnieć. Jestto zresztą dosyć sucha sta­

tystyka, w której rzadko bardzo spotkać się można z czemś, coby św iatło rzuciło na początek zbioru, na zam iary i dążenia z a ­ łożyciela, potem — na środki jak iem i zbiór utrzym yw ał się i rozw ijał, a wreszcie — na losy jego ostateczne.

F r. R adziszew ski dobrze zrobił, że, żału­

ją c miejsca, nie w daw ał się w wyłuszczanie wszystkich wspom nianych okoliczności. Cóż kierow ać m ogło założycielem biblijoteki lub zbioru naukow ego? Jużci zrozumieć łatw o, że praw ie zaw sze dążność naukow a z takim lub innym odcieniem, ku własnemu zadow oleniu skierow ana najczęściej, rza­

dziej — i dobro ogólne m ająca na celu, ale zawsze piękna i szlachetna. A środki na utrzym anie i pom nożenie zbiorów nauko­

wych wszak wiemy także, skąd byw ają b ra ­ ne. W yjąw szy m ożnych tego świata, inni zbieracze topią w kolekcyjach zazwyczaj cały swój krw aw y zarobek, chleb pow sze­

dni, od ust swych dzieci odjęty, bo nad pa- syją kolektorską niem a podobno nałogu, któryby zupełniej m ógł zaw ładnąć człow ie­

kiem. N akoniec — co do losów, jakich dośw iadczają zbiory naukow e, naw et sucha statystyka nie m ogła oszczędzić czytelniko­

wi porozrzucanych tu i owdzie (a dość gę­

sto) wiadomości w takim n ap rzy k ład rodza­

ju : „biblijoteka była ceniona n a 15 tysięcy rubli — po śm ierci w łaściciela resztki jej sprzedano za 75 ru b li” albo „sprzedano po 8 złp. za ce n tn a r” albo — i to podobno naj­

częściej — „co się z tym zbiorem stało, nie­

w iadom o”.

T ak, dopraw dy, sm utne są dzieje naszych zbiorów naukowych. Człow iek bardziej od innych dla nauki poświęcony, nieraz szla­

chetny m arzyciel, szukający w niej sposo­

bów uszczęśliwienia swego społeczeństwa, pracuje w pocie czoła nad zbudow aniem przybytk u swój myśli. B uduje piękny gm ach na gruncie osobistego poświęcenia i z a ­ pału, niepom ny, że fundam enty tej budow y skruszą się i rosproszą w chw ili, kiedy j e ­ mu samemu zabraknie życia lub sił do d a l­

szej pracy. M niejsza, że w książki, n arzę­

dzia lub okazy włożył grosz niem ały — on w nich zam knął niedającą się ocenić pracę swego życia i niezgłębione skarby swojej miłości dla nauki. I oto takiem i koszty wystawiona budow a naraz pozostaje bez właściciela — cóż w tedy — czy znajdzie się dłoń miłościwa, coby jej dała opiekę? Z w y­

kle, praw ie zawsze, przychodzi ciemny h a n ­ dlarz i te drogocenne pam iątki kupuje „po 8 złotych za c e n tn a r”. Sm utne, bardzo sm utne dzieje.

Czy więc przezorność i trzeźwe za p atry ­ wanie się na rzeczy nie każą nam uważać zbiorów naukow ych za szkodliw e dla k ra ju zakłady, których grom adzenie pochłania czas i siły najlepszych obyw ateli, a wza- m ian nie przysparza nic, naw et trw ałej p a­

m iątki? Czy nie lepiej ham ować zapędy tych, którzy z ich grom adzenia cel życia uczynili sobie? W szakże icli praca, do zw ykłych chlebodajnych zadań skierow ana, stokroć lepiej opłaci się im samym i ich p o ­ tom stw u, a więc pośrednio i dla ogółu bę­

dzie pożyteczniejsza.

Znaczenie zbiorów naukow ych od da­

wnych ju ż czasów zostało zrozum iane u wszystkich cyw ilizowanych narodów.

W ielkie ogniska oświaty na Zachodzie chlu­

bią się swemi biblijotekam i, muzeam i i ga-- binetam i, a sumy, ja k ie łożą na ich potrże- by, nieraz dochodzą bardzo poważnych roz­

m iarów. Zamożni obyw atele tych krajów szczęśliwych nie pozw alają się ubiegać in- stytucyjom publicznym , a liczba p ry w a­

tnych zbieraczy je s t tam ogrom na. I k aż­

dy z nich może spokojnie myśleć o p rz y ­

szłości swych skarbów , bo wie, że zawsze

znajdą się chętne ram iona, k tóre je p rz y ­

garną. Szacunek zaś, jakim zbiory te są

tam otoczone, g ru n tu je się na tem przeko-

(6)

6 WSZECHŚWIAT. N r 1.

naniu, że są one nietylko najlepszym rossa- dnikiem nauki i szkolą jć j kochania, nie­

tylko narzędziam i i w arsztatem tw órczej myśli człow ieka, ale oraz i najpiękniejszym tej myśli pom nikiem, którem u większa cześć się należy, aniżeli pam iątkom politycznych zwycięstw i podbojów .

Czy też u nas p rzyjdzie kiedy czas na po­

dobne mniemanie?

Zn.

8AKTERYJE ŚWIECZCE.

O gólnie znanem zjaw iskiem w p rz y ro ­ dzie je s t św iecenie (fosforescencyja) m orza, zarów no ja k świecenie się próch na i roskła- dających się na p ow ietrzu liści opadłych z drzew lub mchu leśnego. Świecą też sa­

m oistnie niektóre zw ierzęta m orskie i—rz a ­ dziej w praw dzie— lądow e, k tórych n a jb a r­

dziej znanym przedstaw icielem je st roba­

czek św iętojański.

D aw ni p rz y ro d n icy i żeglarze różne w y­

głaszali zdania o przyczynach św iecenia mo­

rza, przed stu laty mniej więcej poznano je d n a k , że przyczyną świecenia m orza są drobne bardzo, m ikroskopijne ale w wiel­

kiej grom adzące się liczbie isto ty zw ierzęce, zbliżone do wym oczków, którym też n ad a­

no odpow iednią nazw ę JNoctiluca.—O prócz tych niedobrze znanych i zaledw ie określo­

nych pierw otniaków , którym morze św ie­

cenie swe m a zaw dzięczać, opisano znaczną liczbę zw ierząt m akroskopijnych, głów nie gw iazd m orskich, m eduz i innych z g ru p y jam ochłonnych (C oelenterata), które samo- dzielnem odznaczać się m ają świeceniem . P o w ierzchnia ciała tych zw ierząt, zazw y­

czaj galaretow ata, w ydaje bądź w wodzie morskiej bądź ponad pow ierzchnią wody, w pow ietrzu, charak tery sty czn e św iatło, zw ane fosforescencyją, podobne do świece­

nia się próchna lub do migocącego odw łoka robaczków św iętojańskich.

J u ż wszakże A ry sto teles zaznaczył, że pew ne ry b y m orskie m ają własność św iece­

n ia w ciemności, a wielu bardzo żeglarzy zarów no w X V I I i X V I I I j a k i w bieżą­

cym jeszcze w ieku zastanaw iało się nad

świeceniem m orza, w którem żadnych zw ie­

rzątek , naw et n ajp ro stszych ja k NoctUuca, nie można było znaleść; m iędzy innym i słyn ­ ny podróżnik Meyen znajdo w ał i opisał śluz zeb ran y w m orzu, najczęściej w pobliżu brzegów , m ający w ydatną własność świece­

nia, zw ierzątek je d n a k w sobie niezaw iera- jący . W ro k u 1830 M ichaelis w padł na m yśl przefiltrow ania świecącej wody m or­

skiej przez cienki p apier i p rzekonał się, że na takim fUterku osiada śluzow ata, św iecą­

ca się m ateryja, gdy przecedzona woda n a j­

zupełniej własność świecenia utraca. N aj­

obfitsze ilości takiego świecącego się g ala­

retow atego osadu zbierał M ichaelis w p o r­

cie m iasta K iel, gdzie dużo odpadków zw ie­

rzęcych i roślinnych ulegało roskładow i.

Żeglarzom i rybakom znającym m orze wia­

domo, że nieżyw e kraby, ryby, szkarłupnie i t. p. często bardzo się świecą, że podo-

! bnież świecić niekiedy może długo w p o r­

cie spoczyw ające drzew o okrętow e. W resz­

cie, mięso ryb m orskich, przechow yw ane na pow ietrzu, niekiedy naw et po upiecze­

niu lub ugotow aniu, leżące w wilgoci i w zi­

m nie, okazuje własność fosforycznego świe­

cenia. U nas, zdała od m orza, zdarza się w ypadkow o spostrzegać, że śnięte ryby, chow ane w piw nicy, nagle świecić poczy­

n ają. Co więcej, mięso z b y dląt bitych w szlachtuzach, przechow yw ane w jatk ac h rzeźniczych, może w pew nych w arunkach n ab rać własności świecenia w ciemności.

K ro n ik i średniow ieczne no tu ją z przesą- dnem przerażeniem zjaw isko świecenia się mięsa baraniego i koźlęcego, trw ające przez dni k ilk a w r. 1492 w P adw ie, podobnież w 1641 r. w M ontpellier i t. p. Zjawisko to przestało później przerażać, lecz ja k przedtem tak i obecnie w ystępuje w danych w aru nk ach, a m ianowicie p rzy długiem przechow yw aniu mięsa (u rzeźników), za­

zwyczaj posolonego dla zabespieczenia od zepsucia. W r. 1868 np. w ystępow ało ono n araz w B ernie i w H eidelbu rg u; sp orady ­ cznie, t. j. w odosobnionych przypadkach trafia się niew ątpliw ie i u nas.

W 1875 ro k u ruchliw y i dzielny fizyjolog E . F . P fliiger, któ ry p rz y badaniu spalania fizyjologicznego w ustro jach żywych p o trą­

cił o spraw ę fosforescencyi i w ykazał, że

zjaw isko świecenia w najściślejszym pozo­

(7)

N r 1. WSZECHŚWIAT. 7 staje zw iązku z utlenianiem (oddychaniem),

dowiódł, że świecenie nieżywych ry b i t. p.

m orskich isto t pochodzi z osiedlenia się na tych przedm iotach niezliczonego hufca b ak- teryjaln y ch ustrojów , t. j. najdrobniejszych kulistych grzybeczków rozszczepkow ych lub ich zarodników . "Widział on pod m ikrosko­

pem w zrost i rozm nażanie się tych nikłych kuleczek, a przez filtrow anie zatrzym yw ał je na papierze, g d y —podobnie j a k w do ­ świadczeniu M ichaelisa— w oda odcedzona przestaw ała świecić. P flu g era, ja k o fizyjo- loga, z jego p u n k tu widzenia, obchodziła przew ażnie zależność w zajem na między w y­

dzielaniem słabego św iatła fosforycznego a pochłanianiem tlenu, ja k ie mógł dla gala­

retow atej w arstw y nagrom adzonych bakte- ryj wykazać, używ ając odpow iednich p rzy ­ rządów . Z badaniem samych bakteryj przeto P fliig e r się nie zajął.

W dziew ięcioletnim mniej więcój okresie czasu, któ ry u p ły n ął od p rac P flugera aż do rospow szechnienia się zasad badania wszelkich bakteryj w hodow lach czystych, przez rozsiew anie ich na sztucznem podłożu, bakteryjam i świecącemi zajm owali się: N u- esch (1877 i 1885), L assar (1880) i L u d w ig (1 8 8 2 -8 4 ).

Niiesch opisał dokładnie w arunki, przy których w ciągu siedmiu tygodni zrzędu utrzym yw ało się świecenie mięsa w spiżarni u pewnego rzeźnika, badał własności świe­

cącego grzyb ka (B acterium lucens) i p rz e ­ nosił go z w ieprzow iny i wołowiny n a mięso psów, kotów, królików , ptactw a i żab, o trzy ­ m ując na now ych podłożach podobne ja k na m acierzystym gruncie świecenie.

L assa r zastosował m etody barw ienia do fosforyzującego grzybka, otrzym anego z leżą­

cej przez dni kilka w ieprzow iny, pochodzą­

cej z ja te k berlińskich. Zapomocą barw ni­

ków anilinow ych udaw ało mu się odróżnić m ikrokoki świecące od innych grzybków , zjaw iających się na roskładającem się mię­

sie; nadto otrzym yw ał rów nie wyraźnie barw ione p re p a ra ty z kaw ałków mięsa św ie­

cącego, po stw ardnieniu ich w alkoholu.

W reszcie prof. L u d w ig postaw ił sobie za zadanie zbadać, czy i o ile świecące m ikro­

koki z mięsa zwierzęcego są tożsamemi z P fliigerow skiem i kuleczkam i z ryb m or­

skich i p rzek o n ał się, że jestto jeden je d y n y

ustrój, żyjący równie dobrze na tem i na owem podłożu i dający się najzupełniej ła ­ two z jednego na drugie przenosić. L u d w ig nazw ał ten saprofityczny, a na słonych tylko podłożach rosnący grzybek rosszczepkowy:

Micrococcus P flugeri.

P raw dopodobnem je st bardzo, że bak te­

ryj a ta je s t szeroko rospow szechniona i że ona to w ytw arza zjawisko świecenia zaró-

j

wno często w wodzie m orskiej, ja k i na lą- j dzie, w powolnie dokonyw ających się na

| pow ietrzu rozkładach. G rzybek ten spra- I wia niew ątpliw ie fosforescencyją drzew a okrętow ego w morzu; zapew ne też świece­

nie zw ierząt o galaretow atej powierzchni ciała (meduz np.) nie je s t sam odzielnem świeceniem danego zw ierzęcia lecz polega na fosforescencyi grzybka,M icrococcusPflii- geri, osiadającego saprofitycznie na danem zwierzęciu, pod postacią szeroko rozlanej kolonii. Z pewnych faktów dorywczego świecenia niektórych grzybów leśnych, n o r­

m alnie nieodznaczających się fosforescen­

cyją, a także z różnych w zm ianek o świe­

ceniu zw ierzęcych w ydzielin, odpadków i t. p.

możnaby wnosić, że M icrococcus P flu g eri z jednój strony tow arzyszy niekiedy innym saprofitom, k tó re pozornie za świecące poczy- taćby można, że z drugiej strony rozw ija się przy ro zkładach najrozm aitszych ciał pochodzenia zwierzęcego. Natom iast sze­

reg cały grzybków , jak A garicus m elleus, C ollybia tu b ero sa ,X y laria hypoxylon i t. d., ma niew ątpliw ie sam odzielną, zupełnie taką ja k powyżój powołany m ikrokok, zdolność świecenia, w ytw arzania św iatła przy przy­

sw ajaniu m ateryi.

W łasności drobniutkiego m ikrokoka świe­

tlnego, w arunki, w których tenże żyje i po­

myślnie wzrasta, mogły być lepiej poznane- m i dopiero skutkiem udoskonalenia metod czystej hodow li b aktery jaln ej a zwłaszcza hodowli na stałem podłożu, k tó rą do nauki przed kilku laty w prow adził R. Koch.

W r 1885 postanow ił p ro f L ud w ig otrzy­

mać czyste hodowle świetlnego m ikrokoka a następnie i innych fosforyzujących g rzy ­ bów. U dało mu się to w zupełności w ciągu ro k u 1886, a jednocześnie z ogłoszeniem przezeń w yniku tych doświadczeń ukazało się zawiadom ienie am sterdam skiego profe­

sora F o rstera, znanego hygijenisty, o otrzy-

(8)

w s z e c h ś w i a t . N i - 1.

m uniu przezeń również hodow li czystej te ­ goż samego kulistego m ikrokok a, fosforyzu­

jącego na podłożu żelatynow em , z dodat­

kiem znacznym soli k uchennej do wylanej n a szklaną płytę żelatyny.

P o d łu g obu uczonych, którzy zadali sobie pracę odosobnienia i w yhodow ania bez do- mięszki obcój g rzy b k a św ietlnego, M icro­

coccus P flu g eri, hodow lę żelatynow ą na szklanej płycie udaje się łatw o otrzym ać w zw yczajnćj lub naw et w niskiej tem pera­

turze, w zrost b akteryi je s t szybki i bujny, a otrzym any tak ą drogą p re p a ra t, w cie­

m nym trzym any pokoju, świeci się w y ra­

źnie, robiąc w rażenie gw iaździstego przy pogodnej nocy nieba, to znów drogi mle- cznój lub dostrzeganego w lunecie skupie­

nia gwiazd. P odobne, iskrzące się w ciemni p re p ara ty , takie w yw ierają w rażenie, że przez prof. L u d w ig a zalecane są do demon- stracyj przy szkolnych w ykładach. Ś w iece­

nie fosforyczne je s t o tyle w ybitnem , że za- pomocą czułćj p łyty fotograficznej można zdjąć „autofotografiją,” t. j. podobiznę wy­

w ołaną przez działanie w łasnego św iatła bakteryj ek.

U dało się naw et prof. L udw igo w i ja k i F o rsterow i wspólnie z E ng elm an nem zba­

dać widmo tak będącego w mowie m ik ro k o ­ ka ja k i pew nych grzybów wyższych (A ga- ricus, X y la ria ). Nie będziem y się tu za­

trzym yw ali nad w łasnościam i spektralnem i naszych istot św ietlnych, lecz podnieść z na­

ciskiem musimy ciekaw y i a rc y ch a rak tery - styczny fak t spraw dzony p rzez L ud w iga,

j

że widm a każdego z tych świecących grzyb-

j

ków są specyficzne, swoiste, je m u w yłącznic właściwe tak dalece, że gdyby m ikroskopo- [ wo nie m ożna było pom iędzy dw om a g a tu n ­ kam i żadnćj dopatrzeć różnicy, to n a zasa­

dzie otrzym anego w idm a stanow czo o różnicy między własnościam i św iatła obu okazów w nosićby można.

(dok. ncist.).

J . N .

M E T E O R Y T Y

JAKO OGNIWA

W TWORZENIU ŚWIATÓW.

H istoryja m eteorów w bieżącem stuleciu stanow i ciekawy ustęp w dziejach nauki.

Aż do samego schyłku wieku osiem nastego, pomimo wielu podań i wieści lud o w y ch ,n ie w ierzono zgoła w spadek b ry ł kam iennych na ziemię; gdy w r. 1794: C hladni, znany [ z p rac swoich nad akustyką, w ykazał p ra w ­

dziwość tego zjaw iska i ogłosił tra k ta t o ka-

j

m ieniach na ziem ię spadających, w yw ołał tem powszechne szyderstw o, a jed en z k ry -

| tyków oświadczył, że czytając książkę C hla-

j

dniego doznał wrażenia takiego, jakg dyb y

| mu rzeczywiście kam ień z nieba spad ł na głowę. W krótce je d n a k potem, gdy Biot spraw dził na m iejscu wiadomość otrzym aną w P ary żu o deszczu kam ienistym pod A igle w departam encie O rn y w r. 1803 n ik t ju ż nie w ą tp ił o rzeczy wistości aerolitów . Zesta­

wiono wtedy w' jed n ę gru pę zarów no aero- lity, czyli m eteory rzeczyw iście na ziemię spadłe i gw iazdy spadające, czyli m eteory, k tó re tylko przez górne w arstw y naszćj at­

m osfery przebiegają, ale o pochodzeniu ich tw orzono najdziw aczniejsze dom ysły, aż dopiero S chiaparelli w roku 1886 zebrał te n a pozór bezładnie w przestrzeni światowej rozrzucone b ry ły w roje krążące po d ro ­ gach praw idłow ych i w ykazał stanowisko ich w system atyce światów. P oznano też i olbrzym ią obfitość tych drobiazgów n ie­

bieskich i zrozum iano, że przypada im ro ­ la doniosła w organizacyi św iata całego, a w szczególności zaczęto j e wiązać z po­

glądam i kosmogonicznemi, z historyją roz-

| woju b ry ł niebieskich. D om ysły te d atują ju ż od lat kilk un astu, a świeżo znakom ity

| pracow nik na polu analizy spektralnej,

; N orm an L ockyer, opierając się na bada-

j

niach widm m eteorów w zestaw ieniu z w i­

dm am i innych ciał niebieskich, doszedł w tym względzie do wniosków daleko się-

| gających i sform ułow ał je w stanow cze tw ierdzenia.

Z ap atry w an ia swe na udział m eteorów

w rozw oju światów przedstaw ił L ockyer

(9)

N r 1 .

w s z e c h ś w i a t

. 9

współcześnie tow arzystw u królew skiem u I w L ondynie i akadem ii nauk w P aryżu; za­

razem je d n a k w angielskiej „N aturę” o g ło ­ sił badania, na których o parł śmiałe nie­

w ątpliw ie swe wywody. Ze względu na oryginalność i doniosłość tych poglądów astrofizyka angielskiego, należy nam tu głó­

wną ich treść przytoczyć.

W szystkie ciała niebieskie, tw ierdzi L oc­

kyer, które własnem błyszczą światłem , są złożone z m eteorytów , albo też stanow ią masy par, które się rozw inęły w skutek cie­

pła, w ytw orzonego przy kondensacyi me­

teorów pod w pływ em siły ciężkości. W i­

dma w szystkich tych ciał zależą od ciepła, które się wywiązało przy uderzaniu owych m eteorytów , jakoteż od przestrzeni pustych, pozostających m iędzy m eteorytam i w ro­

jach : albo też, gdy m eteoryty są zagęszczo­

ne, od okresu, ja k i up ły n ął od zupełnego ich ulotnienia.

P rzy z n an ie ta k doniosłego znaczenia m e­

teorytom polega na n atu rze ich widma i na analogii jeg o do widm innych ciał niebie­

skich. L ockyer mianowicie poddał bada­

niu spektralnem u ułam ki aerolitów , czyli m eteorytów spadłych na ziemię, ogrzewa­

ją c j e do różnych tem p eratu r, bądź to pło­

mieniem lam pki B unsena, bądź też rozża­

rzając je silniej przy pomocy prądu elek­

trycznego w rurze, z której powietrze było usunięte. D la porów nania ro sp atrzy ł on też widmo różnych pierw iastków , przez rospalanie ich rów nież do tem p eratu r b a r­

dzo różnych.

Co do węgla, p rzekonał się, że w ydaje on dwa widm a, złożone ze smug żłobkow anych czyli kolum n (fluting, cannelure); różnica tych widm zależy od tem peratury,—w tem­

p eraturach wyższych systemy tych sm ug są bardziej złożone; w razie, gdy w ystępuje zw iązek w ęgla z wodorem, przybyw a je d n a jeszcze charakterystyczna sm uga.—Z m eta­

li zaś poddaw anych ogrzew aniu w pło ­ m ieniu B unsena, w najniższej tem p eratu ­ rze ukazuje się wyraźnie przedew szystkiem widmo m agnezu, złożone z kilku linij i ce­

chujące się rów nież sm ugą żłobkowaną;

widmo sodu tą drogą otrzym yw ane jest ju ż m niej św ietne.—W iadom o, że w widmach wielu m gławic, ja k również w widmach wielu św ietnych gw iazd oraz tak zw anych

gwiazd nowych, lin ije w odoru występują bardzo silnie, z tego w zględu należało zb a­

dać w arunki, pod jak iem i ustępują z widm a linije wodoru, oznaczone w widmie słone-

J

cznem głoskam i C i F ; otóż, gdy widmo w odoru rospatryw ane jest w tem p eratu rze najniższej, w ja k ie j jeszcze występować mo­

że, linija F zachow uje świetność swą długo jeszcze po zupełnem zniknięciu linii C.

D ośw iadczenia prow adzone z aerolitam i ogrzewanem i w płom ieniu tlenow odornym w ydały dziesięć lub dw anaście linij, należą­

cych do m agnezu, żelaza, sodu, litynu, po ta­

su i m anganu. In n y sposób badania polegał n a tem, że odłam ek m eteorytu umieszczano w środku ru ry poziomej i przepuszczano przez nią iskry elektryczne. P o zupełnem [ ulotnieniu m eteorytu spektroskop w ykazał J w ru rz e najpierw ej widmo wodoru, a sm u­

gi w ęgla dostrzegane były tylko p rzy p ad ­ kowo. Gdy następnie parę m eteorytu pod­

dano ogrzew aniu zapomocą lam pki Bunse- j na, umieszczonej poniżej ru ry poziomej, w y­

stąpiła linija m agnezu, do której przyłączy­

ły się i inne linije m etaliczne wraz ze sm u­

gam i węgla.

T a k przygotow any m atery jał dośw iad­

czalny posłużył do zestawienia go z widm a­

mi jasnych m eteorów, kom et, m gław ic i gwiazd. Co się tyczy jasn y ch m eteorów, ukazujących się w atm osferze ziem skiej, to obserwacyje dotąd zebrane w ykazały w ich widmach obecność linij magnezu, sodu, lity­

nu, potasu i sm ug żłobkowanych węgla; li- niją zieloną m agnezow ą w szczególności w ykazały obserw acyje K onkolego i H e r- schla. Z tego wolno wnieść, że tem peratu­

ra tych ciał, gdy się w atmosferze naszej rozżarzają, je s t wyższa, aniżeli płom ienia Bunsena.

G dy aerolity w rurze ulegają silnem u ogrzaniu, w ydają widmo węglowe. P o do ­ bne widmo okazują roje m eteoryczne, gdy przebiegają w pobliżu słońca, albo też ko­

mety w okolicach przysłonecznych swej drogi; przyczyny tego rozjaśnienia szukać należy w działaniach elektrycznych, zacho­

dzących między p arą kom etarną a słońcem.

R ospatrzenie widm, jak ie okazują komety, gdy są w punkcie przysłonecznym , uczy, że linije te są zupełnie zgodne z łinijam i, któ­

re przedstaw iają m eteoryty sztucznie ogrze-

(10)

10 W SZECH ŚW IA T. N r 1.

wane, ■ — znajdujem y tam m ianow icie linije sodu, linije żelaza w łaściw e niskim tem pe­

raturo m , linije m agnezu, m an g an u i n iek tó ­ re inne. Dwie słabe kom ety z ro k u 1866 i 1867 m iały widmo złożone z jed n ej tylko, zapew ne m agnezowej linii. W ogólności, jak ik o lw iek je s t stan kom ety i czy ru c h y jćj w ew nętrzne są szybsze czy tej w o lniej­

sze, wydają, one w idm a podobne do widm m eteoiytów rozżarzonych w ru rach .

S zerokie je d n a k sm ugi w ęglow e dostrze­

żono nietylko w jasnych m eteorach i kom e­

tach , ale okazują je także i gw iazdy zali­

czane do klasy I I I ; też same sm ugi d ostrze­

żono i w w idm ach n iek tó ry ch gw iazd „no­

w y ch”, a zw łaszcza w gw ieździe nowej O ryjona. D latego też pod pew nym w zg lę­

dem te ciała niebieskie zestaw iać można z m eteoram i i kom etam i. Różnica zaś po­

lega na tem, że gdy widm a tych ostatnich ciał u jaw niają jed y n ie tylko prom ieniow a­

nie, w gw iazdach, o których m owa obok prom ieniow ania znajdujem y i objaw y po ­ chłaniania: w ysyłane prom ienie zd rad zają obecność węgla, gdy linije ciemne czyli ab ­ sorpcyjne w yw oływ ane są głów nie przez p ary m agnezu i cynku. M ożna więc wnieść, że zjaw iska p ochłaniania pow stają w skutek obecności p ar rozżarzonych, otaczających odrębne czyli indyw idualne m eteory, k tó re w skutek uderzeń w zajem nych ro z g rza ły się do wysokiej tem peratury. Tego ro d zaju gw iazdy nie są przeto zbiorow iskam i pary, ja k nasze słońce, ale stanow ią jak b y chm u­

ry rospalonych głazów ; m am y tu praw do­

podobnie pierw szy stopień zagęszczania me- teorycznego.

D o gw iazd tój kategoryi należą dobrze znane gw iazdy a O ry jo n a i a H erkulesa.

G w iazda now a w O ryjonie, k tórą rówrnież tu zaliczyć wypada, nie okazyw ała ta k sil­

nych smug absorpcyjnych, j a k dw ie g w iaz­

dy powyższe; przypuścić m ożna, że zagęsz­

czanie w yw oływ ane przez d ziałanie siły ciężkości nie posunęło się tu tak daleko, żar głazów m eteorycznych nie został dop ro w a­

dzony do stopnia ta k wysokiego, by mógł zam askow ać prom ieniow anie przestrzeni m iędzy niem i pozostałych, a k tó re w yraźnie w ystępuje w kom etach.

W widm ach m gław ic w yróżniono dotąd ogółem siedem lin ij, z których trzy schodzą

się z linijam i wodoru; trzy inne z linijam i m agnezu, a pochodzenie siódmej je s t nie­

znane. N iekiedy w ystępuje je d n a tylko lin ija m agnezowa, najczęściej je d n a k to w a­

rzyszy jój lin ija F w odoru. Pozostałe li­

nije nie w ystępują w ogólności w jed n em widm ie, ale różne m gławice przedstaw iają niektóre z wym ienionych linij.

W idm a m gław ic okazują przeto analogi- ją do widm m eteorytów rozżarzanych w a t­

m osferze silnie rozrzedzonej; można rów ­ nież dostrzedz .podobieństwo tych widm do widm kom et z r 1866 i 1867, które p rz y ­ toczono wyżój. Skoro zaś dla w yjaśnienia objaw ów tych ostatnich ciał niebieskich od­

w ołujem y się do uderzenia m eteorytów , n a­

leży w b rak u lepszego tłum aczenia i tu tęż samą przyjąć przyczynę. Części składow e m eteorytów , a głównie oliw in, tłum aczą w zupełności objaw y widmowe, ja k ie nam p rzed staw iają jasn e m eteory, kom ety, m gła­

wice. Gazy w yw iązujące się z m eteorytów w pew nych okolicznościach dają widmo w odoru, w innych widmo węgla

O bok m gław ic staw ia wreszcie L ockyer pew ną g ru p ę gw iazd, m ianowicie gwiazdy o widm ach, składających się z szerokich li­

nij, których p rz y k ła d przedstaw ia gw iazda 152 katalog u S chjellerupa. Jak k o lw iek rostrząśnięcie n a tu ry tego w idm a p rz ed sta­

w ia w iele trudności, poznać można, że i za­

chodzące tu linije odpow iadają linijom me­

teorytów , jak ie się okazują po ogrzaniu ich do tem p eratu r wyższych. — W widm ach ty ch gw iazd szczególniej w yraźnie w ystę­

pu ją dwie linije szerokie, których poło-

j

żenie oznaczył Yogel; otóż w doświadcze­

niu jednem , gdy poddaw ano rozżarzaniu

j

m eteoryt bogaty w m angan, je d n a z linij tego m etalu w ystąpiła bardzo w yraźnie [ w tem p eratu rze płom ienia B unsena; można

| więc przypuścić, że lin ija ta, jed y n a z linij m etalicznych g ru p y żelaza, k tó ra je st w i­

dzialną w tem p eraturze B unsena, stanow i zaród jednój z dw u owych linij w widmie tych gwiazd. M ożnaby m niemać, że szero­

kie linije tych widm należą do wodoru, róż­

ne je d n a k w zględy skłaniają do zarzucenia tego domysłu. W iele szczegółów wym aga jeszcze dokładnego zbadania, L o ck y er są­

dzi wszakże, że różnice ja k ie zachodzą

! w w idm ach posiadających szerokie linije,

(11)

N r 1. W SZECHŚW IAT. 11 nie pochodzą od różnic chemicznych w bu­

dowie w ydających je ciał niebieskich, ale są następstw em różnic tem peratury.

W ogóle stosunek, ja k i zachodzi pom iędzy rozżarzoną pow ierzchnią m eteorytów a roz- dzielającem i je przestrzeniam i, stanow i przyczynę nadzw yczaj ważną rozmaitości ich widm. G dy p rzerw y między m eteory­

tam i są bardzo wielkie, gazy w odstępach tych zaw arte będą tak rzadkie, że nie wy­

dają widma jasnego; objaśnia to właśnie n atu rę m gław ic i gw iazd bez linii F . G dy przerw y nie są tak znaczne, gazy będą mniśj rozrzedzone i wydawać będą jasne linije, należą tu więc m gławice i gw iazdy 0 jasnój linii F . G dy p rzerw y są stosun­

kowo d ro b n e, a tem p eratu ra oddzielnych m eteorytów większa, ustępować będzie wi­

dmo gazów zaw artych w odstępach, a nato­

m iast obecność p a ry rozżarzonej około każ­

dego m eteorytu, ujaw ni się przez pochła­

nianie; będziem y w tedy m ieli widmo cią­

głe, w ydaw ane przez sameż m eteoryty, ale poprzerzynane smugami absorpcyjnem i, za­

leżą cemi od w pływ u p ar otaczających.

Ja k o ciekawe w yjaśnienie powyższych poglądów przytoczyć można gwiazdę nową z konstelacj i Ł abędzia, k tóra zabłysła w ro ­ ku 1876 i w rozw oju swoim przeszła wszy­

stkie stopnie tem peratury, ja k ie okazują gw iazdy o szerokich linij ach, kom ety i m gła­

wice. W okresie początkow ym główne jój linije odpow iadały linijom wodoru, m agne­

zu w niskiój tem peraturze i sodu. N astę­

pnie przyłączyły się linije m agnezu właści­

we wyższój tem peraturze i węgla. W epo­

ce najw yższój tem p eratu ry tźj gwiazdy, 8 G ru d n ia 1876 roku, linije obserwowane przez Y ogla w skazyw ały obecność wodoru, sodu, m agnezu, węgla, żelaza, m anganu 1 barytu, a gw iazda zdradzała w arunki po­

dobne, ja k w ielka kom eta 1882 r., gdy by ­ ła w punkcie przysłonecznym . Żelazo, ba- ry.t, węgiel i sód stopniowo znikały, nastę­

pnie i wodór, a w ostatniój fazie pozostała tylko linija m agnezu, ja k w kometach 1866 i 1867 r.

(dok. nast.).

S. K.

W S P R A W I E

K O N K U R S U P R Z Y R O D N I C Z E G O

ogłoszonego przez Akadomijij umiejętności,

z zapisu księdza Jakubowskiego.

W N -rze 24 r. z. W szechśw iata podaliśm y tekst konkursu przyrodniczego z zapisu ks.

Jakubow skiego w tem brzm ieniu, ja k on ogłoszony został na zeszłorocznem posiedze­

niu publicznem A kadem ii. Zaszła jed n ak wtedy pew na niedokładność, którą spieszy­

my tu sprostować.

S. p. ks. re k to r Jak u b o w sk i w zapisie swoim wskazał, że konkursy m ają być o g ła­

szane kolejno: z historyi kościoła, nauk przyrodniczych stosowanych i historyi pol- skiój. Co do pierwszego rodzaju k o n k u r­

sów zastrzegł, że opracow ania m ają być do­

stępne naw et dla ludu wiejskiego. W r. b.

przyszła kolej na konkurs przyrodniczy.

W ydział m atem atyczno-przyrodniczy A k a ­ demii uchw alił tem at, a sekretarz w ydziału, ś. p. prof. K uczyński, redagując ogłoszenie, przez pom yłkę owo zastrzeżenie legatary ju- sza, odnoszące się tylko do konkursów z za­

kresu historyi kościoła, pomieścił w tekście konkursu przyrodniczego. P ro stu ją c więc wzmiankowane powyżej nasze we W szech- świecie ogłoszenie, ponow nie podajem y ca- ły, popraw cy ju ż, tekst konkursu:

„Opisać na podstawie najnowszój lite ra­

tu ry i własnego dośw iadczenia sposoby su­

szenia owoców i warzyw, tak w przem yśle fabrycznym , ja k i dom ow ym ”.

A u to r powinien podać nietylko dokładne opisy i rysunki potrzebnych przyrządów ale także koszt ich spraw ienia lub też wy­

robienia w domu; pow inien wskazać, jak ie u atunki owoców i ja k ie z naszych w arzyw do tego się nadają, powinien podać koszty połączone z produkcyją i wykazać, w jakich w arunkach może się ona opłacać. W ogóle, praca konkursow a pow inna świadczyć, że au tor nie je st kom pilatorem ale rzeczą się fachowo zajm ował, zna w arunki i potrzeby krajow e.

T erm in do nadsyłania p rac ko n k u rso ­

(12)

12 W SZEC H ŚW IA T. N r 1.

wych naznacza się po koniec G ru d n ia 1888 j

roku.

N ag ro da rs. 600, k tó ra w danym razie rozłożoną być może na dw ie nag ro d y w k w o -

j

tach rs. 400 i rs. 200.

Kękopism p racy konkursow ej bez p o d p i­

su au to ra, pow inien, ja k zw ykle, zaopatrzo-

j

ny być godłem i dodana k o p erta tem samem godłem oznaczona, zapieczętow ana, zaw ie­

rająca w sobie nazw isko a u to ra i dokładny adres.

B .

Towarzystwo Ogrodnicze.

P o s i e d z e n i e o s i e m n a s t e K o m i s y i t e o - r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h odbyło sig d n ia 15 G rudnia 1887 roku, o godzinie 8 w ieczorem , w lokalu T o ­ w arzystw a, Chm ielna N r 14.

1. P ro to k u ł posiedzenia poprzedniego został od- I czy tan y i przy jęty .

2. Na w niosek przew odniczącego K om isyja p o ­ stanow iła p rzedstaw ić Z arządow i tow arz. dzieło | F. N ym ana: Conspectus F lorae E u ro p eae do n a b y ­ cia d la b ib lijo tek i tow. z funduszów n a te n cel przeznaczonych na ro k 1888.

3. N astępnie p. A. E jsm ond p rzed staw iał rezu l- j

ta ty swej w ycieczki botanicznej do puszczy B ia­

łowieskiej.

Z in icy jaty w y „ P a m ię tn ik a F izyjograticznego”

odbył p. A. E jsm ond w raz z p. K. D rym m erem i F r. Błońskim wycieczkę botaniczną do puszczy Białow ieskiej w lecie r. b. (połow a Lipca i począ­

te k Sierpnia). Zw iedził % całej p u szm y , bo część w schodnią, południow ą, zachodnią i środkow ą,—

pozostała niezw iedzona ty lk o część północna. Z bie­

r a ł ro ślin y w 54 różnych p u n k ta c h , a z zebranych gatunków okazuje się, że puszcza m a bo g atą ro ­ ślinność i, pomimo spóźnionej pory, liczba ze b ra ­ nych gatunków ro ślin kw iatow ych i zaro d n ik o ­ w ych w yższych w ynosi przeszło 650.— N ajobficiej reprezentow ane są: C om positae 76 g at., G ram ineae 62 g at., Papilionaceae 42 gat., U m belliferae 31 g at., L ab iatae 30, C yperaceae 26, R anunculaceae 24, P e r- sonatae 22, Rosaceae 20, O rchideae 18 gat. N aj­

bogatsze w g atu n k i z dziew ięciu zw iedzonych s t r a ­ ży są straże: Okolińska, H ojnow ska, Stołpow ska i Augustowska.

Z iglastych rośnie pięć gatunków ro ślin , z k tó ­ ry c h sosna i św ierk najpospolitsze, m ianow icie w południow ej i zachodniej części puszczy, cis zaś i jo d ła należą do rzadkości; cis rośnie tylko w s tra ­ ży L eśm iańskiej, w ostępie N ieznanow o, jo d ła zaś pod nazw ą „cisu białego” ro śn ie n a w ysepce po­

łożonej w śród bagien, w straży O kolińskiej, w m iej­

scowości zwanej Ciesanką.— Z liściastych drzew w puszczy rosną dwa gatunki dębu, grab, lipa, klon, jesion, osina, olsza, jabłoń, grusza, głóg, j a ­ rzęb in a, szakłak i k ru szy n a, k alin a i w iele g atu n ­ ków w ierzb. Z roślin zielnych, dw uliściennych, do ch arak tery zu jący ch puszczę należą: A ąuilegia vulgaris, A ctea spicata, T h alictru m aquilegifolium i Th. m inus, D en taria bulbifera, C ardam ine h ir- suta, D rosera anglica (w m iejscowości Głęboki kąt), G eranium sanguineum , G. silyaticum , T rifolium L u p in aster, Cytisus ratisbonensis, Orobus luteus, Or. laevigatus, Geum hispidum , C icuta yirosa var.

angustifolia, P im pinella m agna, H eracleum sibiri- cum, M y rrh is od o rata, Scabiosa inflexa, In u la sa- licina, J. h ir ta , C entaurea austriaca, Cirsium ca- nnm , A rn ica m ontana, H ieratiu m cymosum, Ade- n o p h o ra suaveolens, P ru n e lla grandiflora, Draco- cephalum R uyschianum , O riganum vulgare.

Jednoliścieniow e rośliny m ają w ielu przedstaw i­

cieli z rodziny tra w i storczyków . Z traw iasty ch w yróżniają się: L eersia oryzeides, Elym us euro- peus, H ierochloa australis, Melica nutans. Ze sto r­

czyków pospolitszem i w puszczy są: P la ta n th e ra bifolia, O rchis m aculata, C ypripedium calceolus, E p ip actis latifolia, C ephalanthera ru b ra ; do rzad ­ szych należą: H erm inium m onorchis, E pipogano- phyllus, G oodyera repens, M alaxis paludosa, Mi- crostylis m onophyllus. — Z innych jednoliścienio- wych zasługują n a w zmiankę: Gladiolus im briea- tus, S cheuchtzeria p alustris, C arex paludosa, Li- lium M artagon.

Zarodnikow ych naczyniow ych znalazł p. E . 19 ga­

tunków , a m ianow icie: 6 gat. E ąuisetum , 4 gat.

L ycopodium , 9 gat. F ilices.—Przem ów ienie swoje p. A. E jsm ond uzupełnił okazam i zebranych przez siebie roślin, sta ra n n ie zasuszonemi.

4. P. F r. Błoński, współtowarzysz p. E jsm onda w w ycieczce do puszczy B iałow ieskiej, zb ierał wy­

łącznie rośliny skrytokw iatow e, do grom ady g rz y ­ bów i m chów należące. Zakom unikow ał Komisyi re z u lta ty ze w spomnianej wycieczki. R ezultaty p rzed staw iają się ja k następuje: G rzybów zebrał lub zanotow ał p. B- 150 gatunków , porostów 51, mchów liściastych 107 i wątrobowców 26 g a tu n ­ ków. F lo ra grzybów prócz wielu rzadkości, ja k np. C lavaria p y x id ata, H ydnurn coralloides, H. au- ran tiacu m , T ram etes K alchbrenneri, T r. cinnaba- rin a, T r. rubescens, Polyporus viridans, P. um bel- latus, L eu rites variegata i t. d., zaw iera trz y no­

we g atunki, któ re p. Błoński nazw ał: Polyporus lithuanicus, P. sim ulans i X ylaria entom ophila (na jed n y m z gatunków rodzaju C arabus). Prócz tego godne są w spom nienia gatunki: D aedalea quercina i Polyporus roseus, których n ik t dotąd, o ile w ia­

domo p. B„ na drzew ach iglastych n ie obserwo­

wał, a k tó re w puszczy bardzo często na św ie r­

kach i sosnach gnijących spotykać się dają.

F lo r a lichenologiczna również je s t ciekawa, ja k ­

kolw iek niezbyt bogata. Do rzadszych należą: Ce-

tr a r ia sepincola, S ticta scrobiculata, Icm adophila

aeru g in o sa (z owocami), A brothallus p arm eliaru m ,

C elidium stictarum ; oraz następujące gatunki za-

(13)

N r 1. WSZECHŚW IAT. 13 sługują n a uwagę, ze względu, że znajdow ane by­

ły w stanie owocującym : E v ern ia p ru n a s tri, Sticta pulm onaria, P arm elia saxat.ilis, P. physodes. — P o ­ spolity gdzieindziej C hrobotńik reniferow y (Clado- nia rangiferina) w puszczy do rzadkości należy, a S ticta p ulm onaria wbrew zwyczajowi i św ierki, prócz drzew liściastych, obrasta.

F lora bryjologiezna prócz kilku rzadkości, oraz nadzw yczajnej obfitości form , praw ie nie odróżnia się od flory okolic W arszaw y (jeżeli weźm iem y pod uw agę ty lk o ł%ki i lasy, z k tó ry c h jed y n ie pusz­

cza się składa). Na w yszczególnienie zasługują:

H ypnum Som m erfeldtii, H. stram in eu m , Ii. com- m u tatu m (z owocami), H. incurvatum , B rachytbe- cium cam pestre, A n titric h ia cu rtip en d u la, Necke- r a p e n n a ta i com planata, F o n tin alis hypuoides, Meesea longiseta i tristic h a , U lota L udw igii, z po­

m iędzy k tó ry ch N eckera p en n ata i com planata znajdyw ał p. B. bardzo często na drzew ach ig la­

stych (św ierkach), co stanow i objaw niezwykły.

Z w ątrobow ców nak o n iec do osobliwszych nale­

żą: Ju n g erm an n ia b a rb a ta , Sphagnoccetis commu- nis, M astigobryum trilo b atu m , T richocolea toinen- tella, L ejeunia serpyllifolia, A neura p alm ata, Fe-

g a te lla conica.

Do spraw ozdania swego p. B łoński dołączył oka- zy grzybów , porostów, w ątrobow ców i mchów przez siebie zebranych i z wielką starannością zasuszo­

nych i uporządkow anych. Okazy niektóre odzna­

czały się ro zm iaram i niezw ykłemi.

Spraw ozdaniem p. Ejsm onda i Błońskiego zain­

teresow ali się szczególniej botanicy, pp. A lesandro- wicz, F . B erdan i inni, którzy przyjm ow ali udział w dyskusyi, ja k a się w yw iązała przy okazywaniu rzadszych okazów.

N a tem posiedzenie ukończone zostało.

KROMKA NAUKOWA.

METEOROLOGIJA.

— Ilość deszczu na całej ziemi. N a podstaw ie k a r ­ ty deszczów sporządzonej przez E lijasza Loomis sta­

ra się Jo h n M urray oznaczyć ogólną ilość wody, spa­

dającej z deszczem n a całej ziemi. Przecięciowa w ysokość roczna opadu deszczowego na lądach sta­

łych w ynosi 970 mm, a ilość wody spadająca rocznie 111,800 hi3. N ajbogatszym w deszcz lądem je st A m eryka p łd. (1670 mm), dalej idą: A fryka (825 mm), A m eryka płn. (730 mm), E u ro p a (615 mm), Azyja (555 mm), A u stralija (520 mm). Co do szerokości gieo- graficznej, to najw iększą ilość opadu znajdujem y w pasie między 10° szer. p łn. a 20° szer. p łd ., a dalej m iędzy 40° a 60° szer. płd. Od bieguna płn. aż do 60° szer. płn. ilość opadu wynosi 340—370 mm, po-

czem między 60° a 50° znajdujem y nagły przyrost do 550 mm, a w szerokościach m niejszych obfitość deszczu staje się coraz w iększą aż do 10° szer. płd.

Ilość wody, jaka spływa do oceanów, ocenia au to r n a 24 600 m3, a niem niej nad 87100 m3 przechodzi bespośrednio przez ulatnianie do pow ietrza. L iczby te oczywiście uw ażać m ożna za słabe jed y n ie p rz y ­ bliżenie, przedstaw iają jed n ak pewne znaczenie jak o pierw sza próba ocenienia tych stosunków. (N atur- forscher).

S. K.

CHEM1JA.

— Badania kryjoskopowe. Od daw na już p. Ra- oult b ada kw estyją w pływu rozm aitych substancyj rospuszczonych na obniżenie stopnia zam arzania wody i innych rospuszczalników, a zdobyte spostrze­

żenia doprow adziły go do wygłoszenia praw a, że iloczyn z obniżenia tem peratury, w ywołanego przez 1 g danej substancyi (na 100 g rospuszczalnika), przez ciężar cząsteczkow y tej samej substancyi, jest jednakow y dla w szystkich ciał. Iloczyn ten nazw ał p. R. „cząsteczkowem obniżeniem punktu krzepnię­

cia”. Praw em tem oczywiście m ożna się p o siłko­

wać d la obliczenia ciężaru cząsteczkowego ciał n ie ­ lotnych, oznaczając obniżenie te m p e ra tu ry z a m a r­

zania, wywołane przez rospuszczenie określonej ilości badanego związku. Podobne oznaczenie p rze­

prow adził p. R aoult dla wodnego rostw oru kw asu gronowego, k tó ry stanow i optycznie bierną odm ia­

nę kw asu winnego, pow stającą przez zmięszanie rów now ażnych ilości kwasów praw ow innego i le- wowinnego. Chodziło w ty m razie o rosstrzygnięcie p y tan ia, czy kwas gronowy (C8 Hla 0 12 -f- 2 II2 0 ) istn ieje jak o ta k i w rostw orze, czy też przy rospu- szczaniu rozkłada się całkow icie n a kwas praw o i lew ow inny lC4 HG Oe). W ty m ostatnim w ypadku kwas gronow y pow inienby spowodować zupełnie t a ­ kież samo obniżenie p u n k tu krzepnięcia, ja k rów na mu ilość kwasu w innego; w pierw szym zaś wypad- I ku obniżenie d la kw asu gronowego pow innoby być dw a razy mniejsze. D oświadczenia w ykazały, że w rostw orze roscieńczonym nastąpił całkow ity ros- k ład kwasu gronowego, natom iast w stężonym pe­

w na część kwasu gronowego pozostała nierozłożoną.

U łam ek te n wynosi jed n ak w rostw orze praw ie na-

! syconym tylko 6°/0. (Ztsch. f. phys. Chemie).

Al. FI.

K a le n d a rz y k astro n o m iczn y

n a S t y c z e ń .

N iebo zimowe ozdobione je s t najpigkniejszem i gw iazdozbioram i i najśw ietniejszem i gw iazdam i.

Przedew szystkiem w godzinach w ieczornych na

południo-w schodzie błyszczy w spaniały Syryjng?

(14)

14 W SZECH ŚW IA T. N r 1.

w gw iazdozbiorze Psa W ielk ieg o , najjaśniejsza z gw iazd stały ch . Je stto w łaściw ie gw iazda po­

dw ójna, tow arzysz jej je d n a k , pom im o olbrzym iej w ielkości (m asa Syryjusza przechodzi 13,8, m asa jeg o tow arzysza 6,7 ra z y m asę słońca) je s t gw iaz­

dą bladą, ledwie 9 w ielkości, zatem oku n ieu zb ro ­ jonem u niedostępną, — św ieci 5CCO razy słabiej aniżeli sam Syryjusz. P rzew id zian y przez Bessla w roku 1844 z pow odu pew nych nieregularności w ruchu w łasnym Syryjusza, tow arzysz jeg o do­

strzeżony został d o p iero w r. 1862, Ś red n ia odle­

żą w W oźnicy, 2 drugiej Perseusz ze sły n n ą gwiaz­

d ą zm ienną A lgolem ([3 Perseusza). Poniżej ku w schodowi B liźnięta z K astorem i Polluksem , a ni­

żej jeszcze Pies m ały z Procyjouem .

N ad poziom em w schodnim znajdujem y Lwa z R egulusem , a nieco w yżej R aka; na półuoco- w scbodzie N iedźw iedzicę W ielką rów nież w po­

bliżu poziomu. Na północy Smok rozw ija swe sploty poniżej N iedźw iedzicy m ałej, a nieco dalej zachodzi L ira z W egą. N a północo - zachodzie zm ierza ku poziomowi L a lę d ź na k rań ęu drogi

K arta nieba na m iesiąc Styczeń.

głośó obu tych gw iazd w yrów nyw a 37 ra z y wzię­

tej odległości ziemi od Błońca, a czas ich obie­

gu około wspólnego śro d k a ciężkości wynosi 49 lat.

Powyżej Psa W ielkiego rosciąga się rozległy O ryjon z dw iem a gw iazdam i pierw szej w ielkości, R igel i Beteigeza; tr z y gw iazdy stanow iące pas O ryjona noszą też nazwę laski Jakóba. W są- siedztw ie^O ryjona błyszczy B yk z A ldebaranem i z P lejadam i.

Tuż w pobliżu zenitu z jednej stro n y św ieci Ko-

m lecznej, która powyżej niego przechodzi przez K asyjopeę i sunie dalej ku południo-wschodowi.

Na zachodzie zniża Big czworobok Pegaza, za k tó ry m idzie A ndrom eda, gdy n a południo-zacho- dzie w idzim y W ieloryba i B arana, na południu zaś rzekę E ry d a n .

Z w ielkich p la n e t jed en ty lk o S atu rn w godzi­

nach w ieczornych podw yższa św ietność nieba. W e­

nus je s t teraz gw iazdą po ran n ą, M ars wschodzi

koło północy, a Jow isz znacznie później, ja k to

w skazuje następ n a tabela:

Cytaty

Powiązane dokumenty

trójkącie? Długość przekątnej... Jej długość wynosi. Jest to tak s iln e sterowanie, że utrudnia ono obserwatorowi ocenę tego, w ja k ie j mierze uczniowie są

Zapobiega on wyosabnianiu, izolacji, zamykaniu się prywatnych światów przeżycia, co na dłuższą metę prowadzi albo do rozpaczliwej samotności (u

ułóż nadgarstek jednej ręki na środku klatki piersiowej poszkodowanego (dolna połowa mostka poszkodowanego), nadgarstek drugiej dłoni ułóż na grzbiecie

dzy produktam i takiej przem iany znaleźć się mogą bardzo łatw o i ciała stałe, trudno lotne, może wybuchające za ogrzaniem. C iała te m ogą zasklepiać ru ry

go miasta nad rzeką S krw ą i w je j pobliżu spostrzegałem tylko węże dość jasnój mo- drawćj barwy, być może, że przystosowanej do szerokich, miejscami

go dnia L uteg o tego roku, przy którego końcu C hrystus się narodził. To przyjęcie u praszcza w yrachow ania, które au to r p rze­.. prow ad za szczegółow

Nie je st bespiecznie atakow ać grom ady; bronią się one zbiorowo i bardzo energicznie, niew ystaw iając się praw ie na żadne niebespieczeństw o, gdyż szu kają

da w akw aryjum zupełnie uspokoi, m uł na dno opadnie, bliżćj będziemy się mogli przy ­ patrzyć ty m wszystkim istotom, a w owych dziwacznych, zielonych i