JSfb 2 0 . W arszaw a, dnia 14 maja 1899 roku. T o m X V I I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PK H V L'M ERA TA „ \V8 Z K t lIS \V IA T A “ . W W a r s z a w i e : rocznie rub. 8, k w artalnie rub. 2.
Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.
Prenum erow ać można w R edakcyi W szechświata i we wszyst
kich księgarniach w k ra ju i zagranicą.
K o m ite t R e d a k c y j n y W s z e c h ś w i a t a stanow ią Panow ie:
D eike IC, D ickstein S.. liism ond J., Flaum M., H oyer HL, Jurkiew icz K., Kowalski Al., K ram sztyk S., Kwietniewski W f,p Lewiński J ., Morozewicz J., Natanson J ., Okolski S., Struinpf E.,
Sztol ;inan J ., W ey b erg Z., W róblew ski W . i Zieliński Z.
A d r e s K e d a k c y i : Krakowskie - Przedmieście, 3S J"-r SS.
Promienie S i T.
’ \*7"ed.ł-u.gr i ■ fcsad .s.-ń . C 3 -. Sagnaea
N iem a chyba w historyi fizyki odkrycia, któreby w ta k szybkim czasie wywołało tyle badań specyalnych, zostało ta k gruntownie i rozpatrzone na drodze doświadczalnej i ta k prędko zaprzągnięte do_służenia ludzkości, | jak odkrycie Rontgena. Podobnie ja k i w in
nych przypadkach promieniowania pozna
liśmy ju ż i tu, że prom ienie Bontgena nie stanowią pojedynczego objawu, ale że istnie
je całe widmo prom ieni tej k ateg o rii o roz
maitych, choć ściśle zbliżonych, własno
ściach.
K iedy przed laty kilkunastu Orookes od
krył promienie katodalne, nikomu na myśl nie przychodziło, żeby one były różnorodne, a jednak już H e rtz i L en a rd wykazali, że stnieją rozm aite promienie katodalne, ró ż niące się nieco w swych skutkach, a niektó
rzy badacze próbowali je naw et rozszczepić zapomocą m agnesu. ~ P e rrin dowodził istnie
nia analogicznych promieni anodalnych, wy
chodzących z anody, a przed bardzo niedaw
nym czasem zakres ten powiększyły znacznie badania S. Thom psona, który odkrył dwa nowe ich rodzaje i nazw ał prom ieniam i dia- katodalnem i i parakatodalnem i.
N ależało oczekiwać tego samego i dla tych promieni X , które poraź pierwszy badał R ontgen, i rzeczywiście przypuszczenie to od samego początku spraw dzało się nieustannie.
W tym jedn ak względzie nauka najwięcej zawdzięcza pięknym badaniom fizyka fra n cuskiego G. Sagnaca, którego poszukiwania, przeprowadzone od końca r. 1896 do czasów ostatnich, dowodzą niezbicie istnienia całej skali promieni analogicznych z rontgenow- skietni; badania te są tak ważne i doniosłe, że zamierzamy tu taj zapoznać z niemi czy
telników, podając poniżej w streszczeniu oryginalną rozprawę Sagnaca, umieszczoną w zeszycie Jo u rn al de^ Physiąue za lu
ty r. b.
Dla promieni X niem a ciał ^bezwzględnie nieprzezroczystych,'wszystkie ciała przepusz
czają je w większej lub mniejszej mierze i przytem zauważono, że przezroczystość ta je st w ścisłej zależności od ciężaru atom owe
go danego c i a ł a : maleje, gdy on wzrasta, a jednocześnie zwiększa się, gdy gęstość ciała staje się mniejszą. W iadomo dalej, że, padając na jakiekolwiek ciało, wiązka pro- promieni X nie zbacza ze swego prostolinij - nego kierunku. Lecz każdy elem ent m ate- ryi, umieszczony na drodze tej wiązki, po
chłaniając pewną ilość promieni X , wysyła
jednocześnie we wszystkich kierunkach to,
co Sagnac nazwał prom ieniam i drugorzędo-
306 W SZECHŚWIAT N r 20 wemi S ') ; promienie zaś S , p ad a ją c na
ciała, wzbudzają, promieniowanie trzeciorzę
dowe T *) i t. d , a sam e te nazwy drugorzę- dowy, trzeciorzędowy . . . przypominają, do
brze sposoby kolejnego powstawania wysy
łanych prom ieni. Te ostatnie, posiadając wogóle zasadniczy c h a ra k te r prom ieni X , tworzą jed n ak nowy ich szereg o w łasno
ściach coraz bardziej się różniących od p ier
wotnych rentgenow skich, z których pow stają przez coraz większe przekształcenia.
Jeszcze przed ogłoszeniem doświadczeń S ag n ac a stwierdzono niejednokrotnie, że cia
ła , uderzone przez prom ienie X , w ysyłają wiązkę rozproszonych prom ieni, lecz na ich własności i na nie same nie zw racano należy
tej uwagi, nie badano ich rozchodzenia się w przestrzeni i nie zadaw ano sobie p y tan ia
co do ich natury. N iektórzy fizycy sądzili, że ciała gładkie są zdolne do prawidłowego odbijania prom ieni X , inni widzieli tu p e
wien rodzaj dyfuzyi, większość jed n ak , a między niemi i sam R ontgen, sądzili, źe ciała wysyłają z powrotem część padających nań promieni X , nie zm ieniając ich n atu ry . W swej ostatniej pracy prof. R ontgen zapy
tuje, czy to zjawisko je s t analogiczne z od- ! biciem dyfuzyjnem, czy też z fłuorescencyą, lecz py tan ia tego rozwiązać nie może.
W ykażem y następnie błędność tych p o g lą dów; idąc zaś za Sagnakiem powiemy n a
przód o różnicach i wspólnych cechach p ro -
') Od pierw szej lite ry s łó w : secondaire, te r- tiaire.
mieni X i S, o zależności tych ostatnich od sposobu ich powstawania, wreszcie o prom ie
niach trzeciorzędowych T, oraz przytoczymy wnioski, jak ie wyciągnąć się d ają z wszyst
kich tych badań, co do natury zachodzących zjawisk.
Aby wykazać działanie fotograficzne pro
mieni S bierzemy ru rk ę Orookesa i k ieru je
my promienie X , wychodzące z niej, n a od
powiednie ciało, które wysyła prom ie
nie drugorzędowe, wywierające widoczny wpływ n a czułą warstewkę brom osrebrną, umieszczoną odpowiednio i ochronioną przez stosowny eki’an od bezpośredniego działania promieni pierwotnych. Z am iast płytki foto
graficznej można użyć ekranu luminescencyj- nego, którego świecenie z niemniejszą do
kładnością ujaw nia nam istnienie promieni S.
/*U
F ig. 2.
J a k wiadomo, ciała naelektryzowane pod wpływem promieni X tra c ą szybko swój ł a dunek; podobne działanie również i prom ie
ni S S agnac wykazuje przy pomocy n a s tę pującego prostego doświadczenia. B ierze on elektroskop (fig. 1) z naelektryzowanym uprzednio listkiem złota f \ część aa po
wierzchni zam iast szkła zaw iera blaszkę glinową. R u rk a i wysyła promienie X , a te, p ad ając na M M , przekształcają się n a p r o mienię S ; te ostatnie wchodzą przez aa do elektroskopu, p ad ają n a naelektryzowany listek złota f i szybko go wyładowywują; od bezpośredniego wpływu promieni X chroni elektroskop stosownie urządzony ekran E E .
R odzaj prom ieni S zależy w wysokim
stopniu od n atu ry ciał (MM), na które pa-
N r 20 WSZECHŚWIAT 307 dają promienie X ; ciała względnie lekkie,
jak glin, siarka, ebonit, parafina, wysyłają promienie drugorzędowe o daleko mniejszem natężeniu, niż ciała ciężkie, ja k np. miedź, złoto, żelazo; ekran pokryty platynocyan- kiem barytu . świeci w tym i drugim przy
padku z natężeniem daleko większem, niż w pierwszym.
D ziałanie elektryczne przez glin ch a ra k te ryzuje promienie 8 zarówno, ja k i sąsiednie padające promienie X . P ostaram y się tu doświadczalnie usprawiedliwić w yrażen ie:
„promienie S ”, a mianowicie wykażemy, że one rozchodzą się bardzo dokładnie po liniach prostych i są wysyłane we wszystkich kierunkach naokół części ciała, uderzonej przez promienie X . W doświadczeniu,
prztdstaw ionem na fig. 2, powierzchnia me
talow a M odbiera przez szczelinę /'e k ra n u ołowianego wiązkę promieni X , idącą z od
powiedniej rurki i; nadto dla większej o stro ż
ności nad M znajduje się drugi ekran z ołowiu ee, umieszczony na bardzo nieznacz
nej odległości od M. Prom ienie X przy żadnym kącie padania nie odbijają się od powierzchni M, lecz ta o statnia wysyła z od
powiedniej swej części we wszystkich kie
runkach promienie S, k tó re d ziała ją na czulą płytkę fotograficzną pp. Ig ła , umiesz
czona w t , na drodze promieni drugorzę- dowych, daje wyraźny cień na kliszy, a roz
kład emulsyi nie odbywa się na całej płytce, lecz tylko na jej części, ograniczonej z niż
szej swej strony wyraźnie linią Z. N a fig. 3 promienie S przechodzą bez załam ania wązki pryzm at parafinowy r i następnie p ad ają na płytkę zwierciadlaną to , k tó ra je zatrzy muje, nie odbijając. N atom iast ze wszyst
kich punktów to wychodzą we wszystkich kierunkach promienie trzeciorzędowe T , k tó re również działają na płytkę fotograficzną, poczynając od punktu z'. Rozchodzenie się doskonale prostolinijne promieni S bez, za
łam ania, bez prawidłowego odbicia, własność energicznego wyładowywania ciał naelek- tryzowanych bez względu n a ich znak, każe mieścić je w tej samej grupie, co i padające promienie*X. Lecz, jakkolw iekjsą zbliżone do siebie, to ja k zobaczymy wkrótce nie są one jednak identyczne.
Zwróćmy się teraz do pytania o zasadni
czym charakterze przekształcania się pro
mieni X . W doświadczeniu, przedstawionem na fig. 4, eloktroskop C może odbierać przez płytkę glinową a’b' tylko promienie, zawarte w stożku a'd'b'c\ określonym przez otwory o \,o 'i ekranów ołowianych E ',, E 'j. R u rk a i wysyła wiązkę promieni w kształcie stożka acbd, ograniczonego przez otwory o, i o2 ekranów z ołowiu E lt E j. Z łoty listek elektroskopu f może być zatem wyładowany przez promienie S, wzbudzane przez prom ie
nie X tylko w obrębie przestrzeni M ( ehgh ), wspólnej wymienionym dwum stożkom.
W prawdzie ru rk a l wysyła również prom ie
nie X i wiązką e'k'g'h', ale te promienie
308 WSZECHŚW IAT N r 20 daleko słabsze od poprzednich nie mogą
wejść przez otwór o'2, tak że można śm iało pominąć to promieniowanie drugorzędowe, które mogą, wywołać. K iedy powietrze atm o
sferyczne je s t jed y n ą inateryą, zap ełnia
ją c ą przestrzeń M, to listek elektroskopu f opada tylko bardzo nieznacznie pod w pły
wem wyładowującego działania nielicznych promieni S, wysyłanych przez powietrze, co stw ierdził również i H óntgen przy pomocy ekranu z platynocyanku bary tu. Spadek listka / elektroskopu, który S agnac obserwo
w ał przy pomocy lunety o m ałej odległości ogniskowej, był daleko szybszy, jeżeli w prze strzeni M umieszczono płytkę L L z parafiny, siarki, glinu i t. d., a jeszcze bezporów nania większy w obecności miedzi, cynku, ołowiu lub innego m etalu ciężkiego.
W yładow ujące działanie prom ieni S je st caeteris paribus proporcyonalne do czasu niezbędnego, aby obraz listka złotego f w lu
necie przesunął się w m ikrom etrze okularu z jednej i tej samej określonej podziałki n x n a d ru g ą ta k ą sam ą N iechaj t będzie przeciąg czasu spadania listka f, w razie kiedy prom ienie przed padaniem na L L (fig. 4) przechodzą przez płytkę glinową, ebonitową lub parafinow ą A A , umieszczoną naprzeciw otworu o,. N iechaj dalej t' b ę
dzie czas tego samego spadania listka / elek
troskopu, kiedy p ły tk a A A będzie przen ie
siona do położenia A 'A ' przed otworem o\ na drodze wiązki prom ieni S . Znalezio
no, że zawsze czas H je s t większy od t , t. j.
że je d n a i ta sam a p ły tk a A A okazuje się daleko bardziej nieprzezroczystą dla p rom ie
ni dręgorzędowych S, niż dla pierwotnych X . S tąd okazuje się również, że niesłusz- nem jest mniemanie, jakoby ciała, na które p adają prom ienie X , rozpraszały je w czę
ści, nie zm ieniając ich n atu ry , ja k to wielu sądziło; gdyby ta k było, to wtenczas prom ie
nie X powinnyby bez różnicy przechodzić przez jednę i tę sarnę p łytkę przed lub po dyfuzyi od L L . A więc możemy wypowie
dzieć następujący wniosek ogólny : m atery a posiada własność przekształcania prom ieni X na promienie silniej pochłaniane, niż prom ienie wzbudzające. W yraz dodatni c — — f --- 1 charakteryzuje stopień prze-
Z
k ształcania się promieni, można go nazwać,
ja k proponuje Sagnac, spółczynnikiem prze
kształcenia. Spółczynnik ten posiada zupełnie określone znaczenie dla danego rodzaju ma- teryi i wiązki promieni, o ile tylko pozostaje s ta łą grubość płytki A A , warunki geome
tryczne doświadczenia, ciśnienie i rodzaj g a zu, nakoniec wymiary elektroskopu i gatu nek jego ścian.
W dalszym ciągu S agnac badał wpływ ciał różnego rodzaju n a stopień p rzek ształ
cania się promieni X . Z nalazł on, że p ły t
ka glinowa A A o grubości 0,3 mm posiada współczynnik c niewielki dla promieni S , pochodzących z ciał dosyć przezroczystych dla promieni X , przeciwnie zaś spółczynnik znaczny dla m etali ciężkich (5 lub 10 np.).
Ł atw o wykazać w doświadczeniu, przedsta- wionem na fig. 4, że promienie S z miedzi, cynku, ołowiu i t. p. są zatrzym ywane p r a wie całkowicie przez płytkę glinową A 'A ’, tymczasem kiedy ta sam a płytka, przeniesio
n a do A A , pozwala przechodzić promieniom X na tyle, że listek złota f wyładowuje się bardzo wyraźnie. W tej formie doświadcze
nie to m ożna bardzo łatw o powtórzj ć, zastę
pując elektroskop przez kliszę fotograficzną.
Jeżeli promienie X przechodzą przez układ z dwu lub więcej różnych płytek, położonych na sobie, to, zm ieniając ich porządek, łatwo sprawdzić, że promienie, wysyłane w tych obu przypadkach, nie są zupełnie jednakowe.
Ten wpływ porządku np. na działanie elek
tryczne wysyłanych przez nie prom ieni dru gorzędowych jest szczególniej wyraźny w przypadku dwu płytek, jednej z su b stan cyi lekkiej i dosyć przezroczystej, drugiej zaś z substancyi ciężkiej i pochłaniającej. Z n a leziono, że np. blaszka glinowa o '/ 3 mm g ru bości i cynkowa o '/zo mm wysyłają prom ie
nie S o daleko większem działaniu na elek
troskop, kiedy układ ten przechodzą prom ie
nie X w porządku A l—Z n , niż odwrotnie.
Zjawisko to niezmiernie łatw o wykazuje również ekran luminescencyjny.
Doświadczenie na fig. 3 dowodzi nam już, że promienie trzeciorzędowe T pochodzą z prom ieni drugorzędowych S w taki sam sposób, ja k te ostatnie z pierwotnych pro mieni X . F ig . 5 przedstaw ia to samo do
świadczenie z tą tylko różnicą, że otwór w ekranie ołowianym E E pozwala p rze
chodzić pewnej wiązce promieni X , k tóra
K r 20 WSZECHŚWIAT 309 wzbudza w u 0z0 czułą płytkę fotograficzną
pp', umieszczoną w odłegłości tylko kilku
nastu milimetrów od ekranu ołowianego E E . Pod wpływem pierwotnych prom ieni X , wychodzących z ru rk i i, m etal ciężki M (np. zwierciadło ze stali) wysyła promienie S, które d ziałają na kliszę w obrębie prze
strzeni uz, ograniczonej ściśle z jednej s tro ny p rostą z, położoną w płaszczyznie zwier- ciadełka M. Prócz tego odpowiednio um iesz
czona płytka glinowa ab o Yio mm grubości, pochłaniając pewną część drugorzędowych promieni S , wysyła jednocześnie promienie trzeciorzędowe T, k tóre działają na płytkę fotograficzną w odległości 1 lub 2 mm w prze
strzeni u 'z '. Teraz możemy porównać na jednej i tej samej kliszy działania : 1) u0z0, pochodzące od promieni X , 2) u z pochodzą
ce od promieni S ze stali M , 3) u'z\ pocho
dzące od promieni T, wysłanych przez płytkę glinową ab . O kazuje się, że natężenie dzia
łania nie je st jednakow e dla Wszystkich pro
mieni; podczas gdy np. jed n a i ta sam a p ły t
ka ab dość dobrze przepuszcza promienie X , promienie S w znacznej części zatrzym u
je; nakoniec promienie T są Silnie pochła
niane już przez bardzo nieznaczne warstwy powietrza. M ożna stąd wyprowadzić wnio
sek ogólny : zdolność przenikania stopniowo się zmniejsza, kiedy przechodzimy od pro
mieni X do promieni S i następnie do pro
mieni trzeciorzędowych T. Ponieważ rów
nież stopniowo zwiększa się ich pochłanianie przez warstwy powietrza, więc rzecz n a tu ralna, że w obrębie niewielkich odległości i w gazach rozrzedzonych możnaby jeszcze ciągnąć znacznie dalej to stopniowe prze
kształcenia promieni X i w pewnym rodza
ju przedłużać coraz bardziej widmo prom ie
ni X ze strony promieni najsilniej pochła
nianych. A nalogia ze zjawiskami świecenia (luminescencyi) prowadzi nas do przypusz
czenia, że w tej przedłużonej części nowego widma długość fałi stopniowo się zwiększa (prawo Stokesa). Jeżeli przyjmiemy, że pro mienie X różnią się od świetlnych tylko n ad zwyczajnie m ałą długością fali, to można oczekiwać, że przez takie stopniowe p rze
kształcenia dojdziemy do promieni identycz
nych z pewnym rodzajem promieni pozafiole- towych, znanych obecnie, np. do tych wielce interesujących promieni skrajnych pozafiole- towych o długości fali 0,1 mikrona, które obserwował Schum ann i które nie wzbudzają zwykłych klisz fotograficznych i są w zupeł
ności pochłaniane przez '/io mm powietrza atmosferycznego.
Powyższe fakty upoważniają nas do wnios
ków następujących.
1) H ypoteza, wypowiedziana przez R e n t
gena w jego ostatniej rozprawie, że prom ie
nie X przedstaw iają tylko specyalny rodzaj promieni katodalnych, musi być bezwarun
kowo odrzuconą. J e s tto fakt godny za
stanowienia, że promienie drugorzędowe z ołowiu mogą być porównane pod względem ich słabej zdolności przenikania z prom ie
niami, które badał L enard. P rócz tego pro
mienie S lub X z jeduej strony, a promienie katodalne zwykłe lub L e n a rd a z drugiej, zachowują się zupełnie odwrotnie względem ciał; mianowicie podczas gdy w rurce Croo- kesa promienie katodalne przekształcają się na promienie X bardziej przenikające, to odwrotnie ta sama płytka, odbierając pro mienie X , przekształca je na promienie S mniej przenikliwe. W ogóle zaś w żadnym razie nie wydaje się możliwem przypuszcze
nie, że piomienie X pow stają pod wpły
wem dyfuzyi promieni katodalnych; prędzej
możnaby się zgodzić na to, ja k sądzi Sagnac,
że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem
31 0 W
s z e c h ś w i a tN r 20 indukcyi elektrom agnetycznej, wywołanej i
przez nagłe zatrzym anie ładunków k ato - j
dalnych w chwili, kiedy te o statnie prom ie- j
nie uderzają o m ateryę.
2) Jeżeli naw et usuniemy przypuszczenie, dotychczas bardzo praw dopodobne, które
jzalicza prom ienie X do skrajnych prom ieni ! pozafioletowych, to będzie m ożna powiedzieć, że zjaw iska p rzekształcania prom ieni X przez ciała są dla tych ostatnich promieni tem samem, co zjaw iska lum inescencyi dla pozafioletowych.
W historyi prom ieni X zjaw iska p rze
kształcania się ich przy spotkaniu się z ciała-
jmi m ateryalnem i m ają naw et znaczenie da- j
leko większe, niż d la promieni świetlnych ; zjaw iska luminescencyi. S kutkiem tych właśnie przekształceń odsłoniły nam się ; pomiędzy niemi a m atery ą nowe bardzo ogól
ne stosunki, które istotnie ch arak tery zu ją prom ienie X i pozw olą z czasem bezwątpie- nia bliżej określić ich n atu rę. J u ż teraz do tych wielce przenikliw ych prom ieni X , które badał R ontgen i które przechodzą przez wiele milimetiów żelaza, i do środko
wych prom ieni X , mniej powszechnie s to sowanych, pozw alają one dodać c a łą gam ę stopniowo schodzącą prom ieni X , coraz bardziej pochłanianych, pochodzących np.
z siarki, glinu, miedzi, cynku, ołowiu.
Pierwsze kresy tego szeregu obejm ują pro
mienie mało różne od środkowych promieni X , o których wspomnieliśmy wyżej; lecz promienie S z miedzi, cynku są ju ż praw ie nowe, a większą część działania elektryczne- ' go lub fotograficznego prom ienie S z ołowiu zatrzym uje ju ż czarny p ap ier lub kilka mm
jpowietrza; tymczasem kiedy prom ienie X , j
z których pochodzą, p rz en ik ają wiele me
trów powietrza. P rze k ształcen ia na prom ie
nie trzeciorzędowe zw iększają jeszcze o d dalenie, ju ż i ta k znaczne, między krańcam i całego szeregu. Zw iększająca się trudność doświadczeń je st jedyną przeszkodą do nie
ograniczonego przedłużania tej skali pro
mieni do czasu, kiedy idąc wciąż prawidłowo w tym kierunku nie natrafim y być może na rodzaj promieni znany nam ju ż przed od
kryciem R ontgena.
Streścił W ładysław Gorczyński.
ZIOŁA AMERYKI PÓŁNOCNEJ
w porównaniu do flory zielnej Europy i Azyi północnej.
Porównywając drzew a i krzewy tego lądu z roślinnością drzewną strefy um iarkowanej starego św iata zauważyliśmy, że z nie
wielu, przytem wątpliwemi wyjątkam i niema pomiędzy niemi gatunków wspólnych, ja k kolwiek główna m asa drzew, wchodzących w skład lasów północnej części lądu am ery
kańskiego, należy do tych samych rodzajów, co i drzew a Eurazyi i ma wiele gatunków zbliżonych, takich, które geografia botanicz
na uw aża za zastępcze.
Pierwsze wrażenie, jakiego doznaje b o ta
nik europejski, wychodzący poza obręb m ia
sta w jednym ze środkowych stanów, aby przyjrzeć się florze zielnej, jest zupełnie in ne. O drazu znajduje się on wśród otoczenia swoich dobrych europejskich znajom y ch:
pełno tu krwawnika (Achilleum millefolium), rum ianku (M atricaria Ohamomilla), ja s tr u nu (Chrysanthem um leucanthem um ), babek (Plantago), szczawiu (Rum ex acetosella) i t. d., nie mówiąc ju ż o owych żółtych dm uchaw cach (T araxacum officinale), których ta k sa-
! mo, ja k u nas, pełno je s t n a łąkach. Pierw sza myśl, k tó ra mu świta— czy nie s p ła ta ła mu figla k tó ra z wrogich botanice wróżek i nie przeniosła go skinieniem różdżki czaro dziejskiej napow rót do jakiegoś zak ątk a nad W isłą. Myśl ta znika niebawem, bo oto znajduje wreszcie między zaroślam i parę nieznanych i jakoś odrębnie w yglądających gatunków. W ięc powstaje nowa wątpliwość : czy to są istotnie te same gatunki,— ale ich bliższe zbadanie usuwa ją ostatecznie.
Chwila zastanowienia jed n ak —i fak t prze
staje być dziwnym, chociaż nie pozbywamy się pewnego rozczarowania na widok tak po
spolitych i dobrze znanych rzeczy, zam iast spodziewanych nowych. W iadomo bowiem każdem u wędrownemu botanikowi, że niektó
re rośliny idą w ślad za człowiekiem, tak ja k idą za nim wróble i inne niekoniecznie oswo
jone i miłe zw ierzątka. R ażący przykład takiego ścisłego związku pomiędzy pewnemi
') Ob. W szechśw iat z r. 1897.
N r 20 WSZECHŚWIAT 311 gatunkam i roślin a siedzibą ludzką miałem
sposobność widzieć podczas wędrówek po
„tajdze” ') w Syberyi północnej. N ad rzeką K e t,’ gdzie szczupłe osady ostiaków ro zrzu cone są w odległości wielu dziesiątków mil od siebie wśród owego dziewiczego lasu, znajdujem y dokoła osad roślinność, stano
wiącą rażącą sprzeczność z typową florą zielną formacyi leśnej, a przypom inającą zu
pełnie skład florystyczny naszych zaniedba
nych podwórek. Z oajd u je się tu pokrzywa, lebioda, łopian i inne zioła, rosnące zwykle u płotów i na śmieciskach, a których nigdzie w tajdze znaleźć nie można. N ie trzeba n a
wet, aby człowiek zam ieszkał na stałe; dosyć je st naśmiecić w przechodzie—a już wśród zupełnie obcej flory leśnej znajduje się wy
sepka typowych i dobrze znanych tow arzy
szy człowieka. P am iętam , ja k idąc ścieżką leśną w tajdze natrafiliśm y na chałupkę, wy
budowaną dla wypoczynku i noclegu robot
ników, którzy przechodzili tam tędy do m iej
sca rozpoczętych wówczas robót około ka
nału, łączącego dopływy Obi z Jenisejem . Koło niej znajdow ał się oczywiście śm ietnik, a na nim najbardziej typowy bukiet starych, ale dawno niewidzianych znajomych.
Przypom inając sobie takie fakty, botanik wędrowny zaczyna się mniej dziwić obecno
ści tylu dobrych znajom ych europejsko-azya- tyckich w Ameryce; a w m iarę ja k się odda
la od m iasta, flora zielna przybiera coraz bardziej swoisty miejscowy wygląd.
Jakkolw iek wiele ziół europejskich już od kilku stuleci rozpowszechniło się i zaaklim a
tyzowało w Am eryce północnej, łatwo wszak
że wyśledzić ich obce pochodzenie, a b o tan i
cy amerykańscy bez najmniejszego wahania odróżniają w opisach florystycznych gatunki wspólne E u razy i i A m eryki od tych, które tu zostały przywiezione. C echą tych o stat
nich je st to mianowicie, że trzy m ają się one przeważnie wschodniego pobrzeża, posuwa
ją c się zwolna od A tlan ty k u w głąb ląd u tą samą drogą, k tó rą idą osady ludzkie,—oraz że znajd u ją się rozrzucone w pobliżu miast i innych ognisk cywilizacyjnych.
W śród ziół tedy A m eryki północnej, bio
rąc pod uwagę ich stosunek do ziół S tarego
') „ T a jg a” — form acya leśna w Syberyi; m ia
no to noszą tylko lasy dziewicze, odwieczne.
Świata, rozróżnić możemy trzy kategorye : 1) zioła zaaklimatyzowane, przywiezione przez europejczyków po odkryciu A m eryki;
2) zioła wspólne obu lądom (Eurazyi i A m e
ryce), rozpowszechnione w Ameryce od cza
sów najdawniejszych; 3) zioła zbliżone—g a
tunki zastępcze—analogiczne do tych, jakie poznaliśmy wśród drzew i krzewów.
Zacznijmy od tych ostatnich— w ybierając oczy
wiście rodzaje najbardziej znane. Fiołek (Vio- la) ma tu licznych przedstaw icieli— najczęściej wszakże pozbawionych woni, stanowiącej główny uro k naszego kw iatka wiosny; między niemi je s t kilka gatunków o kwiatach białych, ja k np. Viola lanceolata, blanda i in. Rozpo
wszechniony w Azyi północnej rodzaj kosaćca (Iris) i tu ma dosyć licznych przedstaw icieli po części bardzo zbliżonych do syberyjskich.
Z tych Iris verna, bardzo przypom inający I. si- birica (z A zyi) rośnie w gęszczach sosnowych na suchym gruncie w K arolinie północnej i W ir
ginii. I. M issouriensis rośnie wysoko nad p o ziomem m orza (2 000 do 8 00 0 stóp) w K alifor
nii północnej i Newadzie— miejscowościach nie
zwykle suchych. Zdziczałe europejskie s ą : I. Germanica L. i I. P seudocorus L.
Prześliczne są gatunki am erykańskie grzybie
ni (N ym phaea), często bardzo hodowane w r e zerw uarach fontan i parkowych sadzawkach m iast tutejszych, chociaż u stę p u ją w piękności afrykańskim i indyjskim , któ re również można spotkać w parkach obok wspaniałej V ictoria Re- gia. Do rodowitych am erykańskich należy Nym
phaea odorata, którego kwiaty białe i wonne sprzedają tu w kwiaciarniach; je s t tbardzo zbli
żony do naszego grzybienia białego (N. alba) tylko piękniejszy o wspanialszych kwiatach i liś
ciach większych.
W śród licznych lilij am erykańskich Lilium Ca- nadense ma kw iaty żółte i zbliżona do niej je s t L. superbum . M ająca kw iaty czerwone L. phi- ladelpliicum przypom ina je d en z gatunków Sybe
ryi wschodniej.
Bardzo zbliżone do naszego bodziszka łąkow e
go (Geranium pratense) je s t am erykański G. ma- culatum .
Liczne są gatunki am erykańskie należącego do rodziny storczykow atych pantofelka (Cypri- podium), ubogo reprezentow anego w naszej flo
rze, ale m ającego pięknych przedstaw icieli w Sy
beryi : Cypripedium acaule, zwany tu „arką Noego” , rośnie praw ie we wszystkich stanach na pobrzeżu A tlantyku, zaczynając od M aine do K aroliny południowej. C. pubescens (po angiel
sku „Moccasin Flow er’1 — kw iat mokasynowy) bardzo zbliżony je s t do C. calceolus—jedynego, zdaje się, przedstaw iciela tego rodzaju w naszej
| florze.
j
Nasz tłustosz pospolity (Pinguicula yulgaris)
| ma tu zastępcę w P. lutea, k tó ry rośnie w miej-
3 1 2 W
s z e c h ś w i a tN r 20
gcowościach piaszczystych, w ystępując w ogrom nych zwarciach.
Jedynym rodowitym am erykańskim p rz e d s ta wicielem tysiącznika (C entaurea) je s t C. Ameri- cana, rosnący w suchych miejscowościach w Te- xas i A rkansas. Im patiens fulva, rosnący wzdłuż wybrzeża A tlantyckiego na wschód od Missisipi i Missouri w m iejscow ościach nizkich i wilgot
nych, oraz na w ybrzeżu oceanu Spokojnego, b a r dzo zbliżony jest, do europejskiego niecierpka (Im patiens N oli-tangere), A ntennaria plantagiui- folia je d en z t. zw. nieśm iertelników , bardzo tu pospolity na początku la ta , podobny je s t u d e rz a jąco do pospolitego w E u ro p ie i Azyi północnej Gnaphalium dioicura. Z am iast naszych krzyżow - nic : Polygala yulgaris i am ara '< znajdujem yt tu P. lutea, a S agittaria variabilis odpow iada naszej
„strzałce w odnej” — S. sagittaefolia. Szereg nazw poniższych : Clematis V irginiana, Acjuilegia cana- densis, A sarum canadense, Veronica A m ericana, Veronica V irginiana, H ieracium Canadense, Sola- uum Carolinense, P arnassia Caroliniaua — których większą część w ypisuję z pięknego zbioru roślin, znajdującego się w uniw ersytecie chicagoskim — nazw, łączących europejski rodzaj z przym iotni
kiem, oznaczającym miejscowość am erykańską, ju ż sam przez się przem aw ia do ucha botanika.
Przejdźm y teraz Łdo innej kategoryi ziół, do tych, które będąc rodowitemi w Ameryce, są wspólne jej z lądem E u ra z ji. W przeciw
staw ieniu do drzew am erykańskich jestto kategorya bardzo liczna
Znany dobrze u nas zaw ilec (Anem one nemo- rosa), którego kw iaty białe znajdujem y po g a
jach i zaroślach wczesną wiosną w E u ro p ie i Sy
beryi, spotyka się też w Ameryce północnej—
w górach od północnej K aroliny aż do K alifornii i do strefy północnej; ta k samo A. patens rośnie od zachodniego brzegu je z io ra M ichigan do gór Skalistych i do posiadłości hrytańskicb na p ó ł
noc. N atom iast A. V irginiana je s t właściwym tylko Ameryce gatunkiem , ja k np. A. coerulea je s t czysto syberyjskim , a A. ranunculoides — od
powiadającym mu europejskim gatunkiem Rogownica (Cerasfium arv e n se)” rośnie tu od A tlantyku do Kalifornii i od G eorgii n» północ, w edług F rauklina, aż do krain wiecznych lodów;
gatunek ten spotyka się te ż na północnym obsza
rze E uropy i Szkocyi. , oao{fB I‘iS’- Pospolity u nas dzwonek okrągłolistny (Cam- panula rotundifolia) rośnie w Nowej A nglii, New Jersey, Pensylwanii, w północnej części Ohio, M ichigan, aż do gór Skalistych. — Len (Linum perenne) znajduje się na całym obszarze między oceanem Spokojnym, a rze k ą M issisip i.:— Ja g o da mącznica (A retostaphylos uva ursi) pospolita w E u ro p ie północnej i Syberyi, rośnie w Orego- nie, na górach Skalistych, w Pensylwanii i innych okolicach.— N ależąca do rodziny obrazkow atych Calla p alu stris w spólna je s t E uropie, Syberyi, L aplandyi i A meryce północnej. P ięciornik (Po- !
te n tilla frutioosa) obiega dokoła kulę ziemską;
w Nowej Anglii wybiera miejscowości wilgotne, w O hio— bardziej suche, a w M ichiganie— piaski nadbrzeżne; w Colorado spotykam y go na n a j
suchszych stanow iskach; później przez K a lifo r
nią, S ierra Nevadę ciągnie się ' na północ aż do wybrzeży syberyjskich i dalej. Pierścień dokoła kuli ziemskiej tw orzy też pospolity u nas kaCzy- niec błotny (C altha palustris),
Z przytoczonych przykładów zaczyna się stawać widocznym fa k t ogólny wielkiej do
niosłości: wszystkie gatunki zielne, wspólne starem u i nowemu światowi, należą do roślin strefy zimnej, szerzących się bardzo daleko na północ— niektóre aż do lodów arktycz- nych—do tych stre f kuli ziemskiej, gdzie oba te lądy są bardzo do siebie zbliżone, łącząc się w dodatku z pomocą szeregu wysp. In - nemi słowy, gatunkam i wspólnemi są te, któ
re mogły sięgać tak daleko na północ, gdzie znajduje się most n atu raln y do przejścia przez ocean; niektóre z nich i dotychczas tw orzą nieprzerwane pasmo dokoła kuli ziemskiej,
I tu możemy zauważyć fakt, zaznacza
ny wielokrotnie ; rośliny, które w strefach cieplejszych gnieżdżą się tylko na szczytach gór i tworzą w ten sposób niejako wysepki, oddzielone ogromnemi przerwam i dolin, da
lej na północ schodzą na niziny, zajm ując ju ż nieprzerw ane przestrzenie.
Jak im sposobem mogły się szerzyć podob
ne rośliny przez ogromne przestrzenie, o d dzielające owe krainy alpejskie? Dlaczego w Alpach, P irenejach i n a U ralu spotykam y te same formy, których niem a na równinach między temi górami?
N a to pytanie, oddawna postawione przez geografią botaniczną, jed n a tylko odpowiedź je s t p raw dopodobna: rośliny te zajm owa
ły niegdyś cały obszar, ja k i inne, ciągną
ce się nieprzerwanym pasem; gdy wszakże
warunki klim atyczne zmieniły się tak , że
przeciętna tem p eratu ra na równinach sta ła
się zbyt wysoką, aby gatunki te mogły wśród
nich istnieć, zostały one przy życiu tylko
tam , gdzie mogły uniknąć nadm iaru ciepła,
podnosząc się "coraz to wyżej ku szczytom
gór. Form y tedy, rosnące n a ’szczytach Alp
lub Pirenejów, są potomkami osobników tego
sam ego szczepu, który dziś zajm uje równiny
Syberyi, a niegdyś szerzył się po całej E u ro
pie północnej i środkowej. Ale odcięte od
N r 20 WSZECHŚWIAT 313 siebie i pozbawione możności krzyżowania
się, ulegając nieco odmiennym wpływom, rozrzucone na tak odległych od siebie p la cówkach, osobniki tegoż gatunku mogą, stop
niowo ulegać przeobrażeniom, które począt
kowo w ytw arzają odm ianę,' a następnie—
nowy gatunek.
Rozumowania powyższe dadzą się też za
stosować do szeregów wysp, łączących dwa lądy. T am , gdzie dziś znajdują się łańcuchy wysp, mogły by ć niegdyś przesmyki lądowe;
rośliny szerzyły się po nieprzerwanym lądzie, a gdy stopniowe obniżanie dna morskiego ten ląd rozerwało, potomkowie dawnej wspólnej roślinności zachowały cecliy rodzeństwa.
Spróbujm y teraz zestawić te wyniki zotrzy- manemi przy porównywaniu gatunków drzew A m eryki północnej z europejskiem i i azya- tyckiemi. Skąd pochodzi ta różnica w u k ła dzie flory zielnej i leśnej? Dlaczego Am e
ryka ma tak wiele gatunków ziół wspólnych ze starym światem i prawie nie ma współ- j
nych drzew i krzewów? Odpowiedź na to pytanie nie pozostawi żadnej trudności. Ż a den z gatunków drzew (prócz wierzby przy- 1 biegunowej i brzozy karłow atej) nie sięga tak daleko na północ, aby mógł był skorzystać z owych mostów naturalnych, które łączyły w niezbyt odległej epoce, a po części dziś jeszcze łączą oba lądy w postaci szeregu wysp arktycznych; granica lasów i wogóle roślinności drzewnej nie sięga, a naw et jest bardzo jeszcze odległą od tej szerokości, pod którą E u razya i A m eryka dziś zbliżają się do siebie. A owe zbliżone do siebie g a
tunki jednakowych rodzajów drzew, które uprzednio ju ż wymieniliśmy, muszą być po
tomkami przodków z czasów o wiele dawniej
szych, kiedy połączenie między starym i no
wym światem było szersze i sięgało dalej na południe; zresztą i warunki klimatyczne na krańcowej północy były wówczas inne, niż dziś.
Przeciwnie zaś zioła, które łatwiej wy
trzym ują surowy klim at północny, mogą się, że tak powiem, prześlizgać przez obszar przybiegunowy i utrzymywać łączność flor obu wielkich lądów.
W. M . Kozłowski.
0 teoryach wzrostu roślin.
( Z k r a k o w s k i e g o K ó ł k a p r z y r o d n i k ó w ) .