• Nie Znaleziono Wyników

Przebojem. R. 2, z. 3=11 (1924)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przebojem. R. 2, z. 3=11 (1924)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

P R Z E B O J E M (

MIESIĘCZNIK UCZNIOWSKI POSW. NAUCE i ROZRYWCE.

K U T N O N f l D O C H N i ą , Dnia 15 Marca 1924 roku.

RO K II. | Cena 400 000 M k. z przesyłką 450.000 M k. | ZESZYT 3 (11).

TREŚĆ ZESZYTU 3-ego. W ooJrow Wilson. Śp ks. G ralew ski. Pam ięci fl- dam a F einera. Ludzie Bezdom ni a W ia tr od m orza i Żerom ski na tle tych utw orów. M ó j świat. Z ło te myśli. Spraw ozdania. K ron ika. Zadanie k o ­

nikowe.

Woodrow Wilson.

Kiedy w 1917 r. zdawało się już, że N iem cy zw yciężą w w ie lkie j w o jn ie św iatow ej, zwłaszcza, iż Rosja w sku te k re ­ w o lu c ji w strzym ała działania w ojenne, przeprow ad ził W a o d ro w W ilson, prezydent S tanów Z jednoczon ych, w niosek w p a rla m e n ­ cie am e ryka ń skim o w ypow iedze nie w ojny N iem com . Na fa k t ten z ło ż y ły się dw ie przyczyny: d y p lo m a ty c z n y w y k rę t na zapy­

tanie W ilsona o celu poczynań w o je n n ych Rzeszy, i nota Ni«- m iec z dnia 30 stycznia 1917 r. zaw iadam iająca w szystkie pa ń ­ stwa, iż w walce p o d w o d n e j zatopią w o jska państw c e n tra l­

nych, o k rę ty tak handlow e ja k i w ojenne, bez w zględu na przynależność i przeznaczenie. B yło to aż nazbyt jaskraw e * • kreślenie n ie m ie ckich celów w ojennych : zniszczyć w szystka i za ja k ą k o lw ie k b ą d ź cenę zdobyć panow anie nad św iatem . Z brojna interw encja Stanów była n ie u n ikn io n ą we w łasnym interesie, a także ja k o pierw szy k ro k Prezydenta stosow ania zasad m oralnych w p o lity c e . P rzystąpienie do w o jn y Stanów przyczyniło się do o rzyśp ie s;e n ia zakończenia w o jn y T ra k ta ­ tem W ersalskim . W czasie p e rtra kta cji p o k o jo w y c h w latach 1917 a 1919 w ypo w ie d zia n o poraź pierw szy od w ielu la t sło ­ wa: „D o tych cza s rządzono, lub u siło w a n o rządzić św iatem drogą różn o ro d n e j w spólności interesów . Ta m etoda zb a n k ru ­ tow ała. Interesy nie jednoczą ludzi, interesy dzielą ich ty lk o . J e st w yłącznie jeden sposób połączenia ludzi: w spólne odda­

nie się p ra w u ". Tych kilka słów w yp o w ie d zia n ych w M anche­

sterze przez W ilsona doskonale św iadczy o kie ru n ku je g o p o ­ lity k i, w któ re j u ja w n ił on wiele in d yw id u a lizm u i to nieznane­

go poprzednio w okresie M acchiavelizm u: p ierw iastek idealiz­

mu. Jego usiłow ania stworzenia L ig i N arodów o p ie ra ły się

yyliśnie ną tej podstawie, W usta tego Wielkiego Prezydenta

(2)

m ożnaby w ło ż y ć słowa N orw ida: „B ra te rs tw o ludom dam, gdy łzy osuszę". B raterstw o ludów — czyż to nie szczytna idea?

W yrazicieli tej idei b y ło wielu, lecz ten b y ł pierw szym je j re ­ alizatorem . Sięgnął on do rdzenia zagadnienia prawa bytu, chcąc raz na zawsze w ym azać z h is to rji ludzkiej walką o p ra ­ wo istnienia. D zieło swe posunął daleko lecz nie znalazł wia ry ani u w sp ó łro d a kó w , ani u innych narodów . Zewsząd szły głosy nazywające go d o k try n e re m , idealistą, m arzycielem . Za­

pewne, iż śm iała m yśl, naw et może zbyt wcześnie podjęta, wzruszyła do głębi ciasne um ysły im p e rja lis tó w p rzyw ykłych do starego porządku rzeczy i nie rozum iejących tak żyw otnej w iekuiście kw e stji. Nic więc dziw nego, że d a ły się słyszeć głosy potępia jące pracę W ilsona, zresztą n a jzupe łniej nieuza­

sadnione, bo płynące ty lk o z niezrozum ienia posłann ictw a Prezydenta. Głosy te świadczą także o tem , że zawcześnie p o d ją ł się W ilson pojednania ludów , o tem samem świadczą rów nież b e stjalskie postępki bolszew ików i litw in ó w . Nie jest to je d n a k b yn a jm n ie j pow odem , by W ilsona nazwać utopistą. U topistą b ył ty lk o dlatego, że w zrok jego sięgnął poza granice dosięgalne nam w szystkim . Był on jedynym p o ­ lity k ie m m ającym na w zględzie dobro, m oralność i dlatego m usiał w tej walce paść zaw iedziony srodze.

P rzeciw staw ieniem idei w ilsonow skiej była p o lity k a N ie­

m iec, przeciw k tó re j nieubłaganie w alczył ów W ie lk i Prezy­

dent, W yobraźm y sobie stan m o ra ln y narodów po zw ycięst­

wie Rzeszy, w yo b ra źm y sobie butę tego narodu, k tó ry na p o ­ lu naukow em raczył uznawać ty lk o w sp ó łistn ie n ie fln g lji i Fran­

cji, narodu, uzurpującego sobie w yłączne prawo is tn ie ­ nia, a więc i prawo panow ania nad św iatem . K u ltu ra , handel p rzem ysł ko n c e n tro w a ły b y się w ręku Rzeszy. N iehum anitarna byłaby wówczas kultura, któ rą pam iętają jeszcze W ie lk o p o la ­ nie, streszczającą się w o h yd n ym m a ltre to w a n iu dzieci przy nauce „V a te r un se r". W ówczas ju n k ie r i żołdak niem iecki u- sta n o w ilib y konstytucję dla uciśnionych, k o n s ty tu c je pięści! O w olnaści naszego kraju nawet nie m ogłoby być m ow y. W y ­ stąpienie w ięc Stanów Z jednoczonych było doniosłe, bow iem sp araliżow ało zakusy „k u ltu ra ln e " Niem iec, a p c k^za ło ideę braterstw a ludów .

D oskonale rozum iał W ilson, iż nim poprze nową ideę musi dać ludom w olność; dlatego u łożył 14 p u n k tó w , k tó ­ re stały się podw alin ą T ra kta tu W ersalskiego. W nich p o d ­ k re ś lił sam ostanow ienie narodów . Dla nas ważny jest punkt 13-ty, k tó ry brzm i następująco:

„Niepodległe Państwo Polskie w inno być stw orzone z o b ­

szarów, zam ieszkanych przez ludność niespornie polską, z za-

pewnieniem wolnego i pewnego dostępu do morza, z zabez­

(3)

pieczeniem w m ię d z y n a ro d o w y m układzie je g o p o lity c z n e j i gospodarczej niezależności i te ry to rja ln e j nienaruszalności"

N iejedne m u s c e p ty k o w i nasunie się m oże w ą tp liw o ść czy owa g o rliw o ś ć w naszej spraw ie była szczerą i bezintere­

sowną? Słowa po w yże j przytoczone przeczą tej w ą tp liw o ści.

K ró tk ie a grun to w n e ujęcie naszej spraw y w 13 tym p u n ­ kcie, o b e jm u ją c y m w szystkie d zie d zin y naszego życia, przem aw ia za tern, iż W ilson działał z p obud ek ty lk o id ealnych .

Z p o ło że n ie m P olski m ó g ł go zapoznać p u łk o w n ik H ous j e ­ go p rzyja cie l, k tó ry bardzo serdeczne nici naw iązał z Pade­

re w skim . Pośrednią w ięc drogą m ó g ł W ilson stw ierdzić p ra w ­ dziw ość w ierzeń naszych W ieszczów , iż Polska przez cierpienia i ideę pośw ięcenia się, w zrosła duchem ponad inne narody.

P otw ierdzen ie tego zn a jd u je m y w je g o pam ię tn ika ch . „W s z e ­ lako Polska tak o k ru tn ie tra k to w a n a przez swych potężnych sąsiadów , była zdawien daw na tragiczną postacią h is to rji św ia­

to w e j i nigdy nie d o św ia d czyła na sobie usług p rz y ja c ie ls k ic h ".

Jeden rzut oka u m o ż liw ił te m u w yb itn e m u m ężow i scha­

ra kte ryzo w a n ie stanow iska Polski w obec innych narodów , sta­

n ow iska, k tó re za jm o w a ła »d w ie k ó w .

O n jeden na k o n fe re n c ji p a ryskie j s p rzyja ł naszej spraw ie, prow adząc nieraz w alkę z egoizm em A n g lik ó w i N ie m có w . On jeden b y ł za odda n ie m nam G dańska, G órnego Śląska, on je ­ den p rzych yln ie z a p a try w a ł się na kw e stje L w o w a , W ilna, on jed e n , bo i Francja nieraz zajm ow ała sta n o w isko dw uznaczne, o czem W ilso n w spom ina w p a m ię tn ika ch . P rzedstaw iając p ro ­ je k t przyszłego państw a P olskiego uw zg lę d n ia ł W ilson w szyst­

kie w a ru n ki, zabezpieczające nas gospod arczo i p o lity c z n ie , pod w zględem handlu i przem ysłu a g łó w n ie pod względem e tn o g ra fic z n y m „N ależy stw o rzyć n ie pod ległą i d e m o kra tyczn ą Polskę. Je j granice w in n y być z a kre ślo n e po słusznem ro zw a ­ żeniu in te re só w n a ro d o w ych i gospodarczych, przyczem należy położyć dostateczn y nacisk na niezbędność o d p o w ie d n ie g o d o ­ stępu do m o rz a ", — pisze P rezydent na m arginesie w niosku s p ecjalne j k o m is ji, badają cej sto su n ki społeczno • polityczne.

Kw estja postaw ion a je s t jasno, bez w y b ie g ó w d yp lo m a tyczn ych . M im o najlepszych chęai W ils o n a w y d a rto Polsce port, je d ­ ną z podstaw bytu handlow ego, po zb a w io n o części Ś ląska G ó r­

nego, gdzie w ielu P olaków jęczy d otąd pod pięścią bru ta ln e g o Krzyżaka, oderw ano od m acierzy M azurów i W a rm iń c z y k ó w . Nie jest to w ina ty lk o W ilsona, lecz g łó w n ie pew nego odłam u A m e ry k a n ó w , nie a kce p tu ją cych poczynań Prezydenta w P ary­

żu. Z ro b ił On je d n a k bardzo wiele. W szak Je m u zawdzięcza Polska sw ój byt niepodległy, Je m u to sam o zaw dzięczają Cze­

chy i Jugosław ja.

(4)

W ilson w yp rze d ził daleko ideą braterstw a ludów , k tó rą gorąco pragną! zrealizow ać, p o lity k ó w w spółczesnych. M im o to , iż b ył nazwany d o k try n e re m , bedą jego .m rz o n k ę społeczną", ro zp a tryw a li jeśli nie za kilka, to za kilkanaście lat na forum m iędzynarod ow em , bo k vestja ta sięga g łę b o k o w prawa bytu, k tó re coraz bardziej uszczupla się wraz z postępem te c h n ik i i precyzyjnem , a naw et w yra fin o w a n e m o b m yśla n ie m sposobów w zajem nego uśm iercania się

Choć więc 3-go lutego b. r. śm ierć zabrała w ie lk ie g o id e ­ alistę i p o lity k a , konse kw e n tn e g o realizatora haseł: „R ów ność, W olność i B ra te rstw o !", choć zeszedł on z tego świata, Jego duch został nie śm ie rte ln y; spuścizną Jego są m yśli, któ re ja ko w iecznotrw ałe i potężne przetrw ają czas, aż znajdzie się c z ło ­ w iek, k tó ry podąży śladem W ilsona i urzeczyw istni je. Przez swą m iłość ludzkości p ozostaw ił pam ięć po sobie ja ko czło­

w ie k należący nie ty lk o do A m e ry k i, lecz do całego rodzaju lud zkie g o .

A dla nas PolaKów pozostanie b y ły Prezydent St. Zjed.

W o o d ro w W ilson na zawsze O dn o w icie le m naszej p o lityczn e j

n iepod ległości. K! v m M

S. p. Ksiądz Gralewski.

Dnia 17. II. 1924 r. nieubłagana śm ierć zabrała ś w ią to b li­

w ego kapłana, nieustraszenie walczącego z Rosją o prawa dla szkolnictw a, najlepszego obyw atela Polski, k tó ry całe życie i w szystkie s iły pośw ięcił ojczyźnie i narodow i.

Ks. Jan G ralew ski u ro d ził się 16 grudnia 1868 r. we wsi W łó k i pow. S ierpeckiego z ojca Jana i m a tk i M o n iki z Ru- d o w skich. Nauki do klasy V l-te j o o b ie ra ł w gim nazjum w Białej S ie d le ckie j, następnie w III gim nazjum warszaw skiem . Po ukończeniu sem inarjum m e tro p o lita ln e g o w 1891 r. o trz y ­ m ał św ięcenia k a p ła ń skie i do 1898 roku spraw ow ał o b o w ią z­

ki wikarjusza. W tym roku po śm ierci ks. K rup iń skie g o zajął m iejsce re kto ra p o p ija rskie g o ko ścioła, na któ re m to sta n o ­ w isku zasłynął ja k o św ietny m ówca. Kazania jego cechow ał duch o b y w a te ls k i, siła i natchnienie. Przem aw iał z ta kie m u- m iło w a n ie m pra w d y głoszonej i z taką wiarą, iż zyskał m iano

„d ru g ie g o S kargi*, a m łodzież, zaniedbująca od lat k ilk u p ra k ty k i re lig ijn e , zm ieniała sposób postępow ania. Ś. p. ks.

G ralew ski p e łn ił jednocześnie o b o w ią zki prefekta państw ow ej szkoły realnej i pryw atnej pensji p. .S ikorskiej i p. S m o liko w skie j w W arszawie. P atrjotyczna jego działalność na tem sta n o w is­

ku sp o w o d o w a ła inte rw e n cję rządu i zakaz nauczania. Gdy

raz począł pracow ać nad m łodzieżą, w ychodził z założenia, że

przyszłością narodu jest dobre wychowanie tej młodzieży. W

(5)

celu pogłębienia s tu d jó w pedag ogicznych w yje ch a ł zagranicę do ftn g lji, Francji, S zw ajcarji, a naw et do A m e ry k i płn. O b ją w ­ szy dostatecznie ca ło kszta łt d y d a k ty k i i p e d a g o g iki, zajm o w a ł sie żyw o w kraju spraw am i o ś w ia ty i w y c h o w a n ie m m ło ­ dzieży w duchu p o ls k im . Od 1898 r. do 1905 p rze w o d n iczył s e k ­ cji w ych o w a w cze j W arszaw skiego Tow . H igje n iczn e g o , był p re ­ zesem In stytu tu H ig je n y dziecięcej, o g ro d ó w Raua, c z ło n kie m Zarządu Tow . D o b ro czyn n o ści, brał rów nież czynny udział w k o m ite c ie re d a k c y jn y m E n c y k lo p e d ji Ilustrow anej i W y c h o w a w ­ czej. Jeśli zw ażym y, iż b y ły to czasy obcej i w ro g ie j nam k u ltu ry b iz a n ty js k ie j, k tó re j duch p o lski oparł sie sku tkie m w ew n ę trzn e j ż yw o tn e j siły, będ zie m y m ieli obraz nadw yraz tru d n e j pracy ś. p. ks. J. G ralew skiego. Sława kaznodziei i m iłość ja ką go pow szechnie otaczano, p o w o ła ły ks. G ra le w ­ skie g o na posła do D um y ro s y js k ie j. Bardzo śm iałe, naw et zaśm iałe b y ły je g o w ys tą p ie n ia w D um ie państw ow e j, do k tó ­ rej d w u k ro tn ie posłow ał. M iał tam odw agę poruszać spraw y s zko ln ictw a i panującego w niem ducha. Żelazną lo g ik ą o ś m ie ­ lał się nieraz k ry ty k o w a ć rząd i m in iste rja , piętnują c szp ie ­ g o w ski system urzędów , sto so w a n y w zględem m łodzieży. W m ow ach przytaczał treść d o k u m e n tó w k o m p ro m itu ją c y c h rząd ro syjski. P osłow ie ro syjscy pow ta rza li n ie je d n o k ro tn ie jego s ło ­ wa na p oparcie sw ych w y w o d ó w . O je g o śm iałości świadczą d o sko n a le słow a w yp o w ie d zia n e w D um ie: „P rze czyta m panom k ilk a p u n k tó w d o ku m e n tu , na k tó ry m w y d ru k o w a ło M. O.

W arsz. O k rę g n a u ko w y. Proszę posłuchać. O to w zór s zko ły szpiegostw a: „P e le ca m nauczycielom badać tę spraw ę w g ra ­ nicach ich okręgu szkolnego i donosić m i o osobach n ie p ra w ­ nie n a uczają cych" „J e s t to zadanie p o lic ji, a nie n a u c z y c ie li11.

W stw o rzo n e j przy D um ie K o m isji O ś w ia to w e j pracow ał i ks. G ralew ski, broniąc usiln ie spraw po lskie g o s z k o ln ictw a , szczególnie elem entarn ego. N aw et prasa rosyjska p opierała ks.

G ra le w skie g o , widząc w nim znawcę spraw s zko ln ych S k u t­

kiem w ystą p ie ń ks. G ra le w skie g o 200 nauczycieli po lskich , u- suniętych ty lk o za g o rliw ą pracę, za ję ło znów stanow iska.

8 sierpnia 1907 r. o trz y m a ł A rc y b is k u p W ar. piśm ie n n y nakaz od zastępcy m in istra M orozow a, zm uszający ks. G ra­

le w skiego do opuszczenia granic K rólestw a Polskiego „za s z k o d ­ liw ą pracę p o lo n iz a to rs k ą “ za „n a c jo n a liz m 11 dążący do „ w y ­ rugow ania języka ro s y js k ie g o ze szkó ł" K rólestw a i za „a g ito ­ w anie ja k o duszpasterza w śród k a to lik ó w w kie ru n ku ja s ­ k ra w ię p o lo n iz a to rs k im “ . M im o to , ks. G ralew ski nie zaprze­

stał pracow ać społecznie , gdyż w ro k później zabrania k a te ­ g o r y c z n i gen. gub. S kałłon pracy d u szpaste rskie j ks. Grale- w skie m u . Z bólem serca ks. G ralew ski opuścił K ró le s tw o P o l­

skie, a u d a ł się do G alicji, gdzie za ło żył szkołę średnią, stosu­

jąc w niej program , k tó ry sam w y p ra c o w a ł i uznał za odpo-

(6)

N ależy jeszcze w spom nieć, iż b y ł zm a rły je d n ym z za ło ­ życie li tak pow ażnej p la có w ki o św ia to w e j jaką była „P o lska m acierz szko ln a ", gdzie pia sto w a ł godność vice - prezesa.

Z ajm ow ał się także bezintereso w nem i p o ta je m n e m naucza­

niem m łodzieży w duchu p a trjo ty c z n y m .

Za o fia rn ą pracą p a trjo tyczn ą s p o ty k a ły go ciągle prze­

śladow ania. Za granicą K rólestw a

P ol s k i e g o

b y ł do ro ku 1915, k ie d y k o m ite t O b yw a te lski p o w o ła ł go do k o m is ji O św ia to w e j.

W m aju tegoż ro ku w yg ło s ił ks. G ralew ski re fe ra t p. t. „Z a ­ dania w ychow aw cze szkoły naro d o w e j w Polsce".

W ysuw a on tu szereg p o s tu la tó w , sięgających do rd z e ­ nia w ychow ania narodow e go, w ydając jednocześnie tem sa­

m em sąd o g łę b o kie j znajom ości potrzeb szkolnictw a p o ls k ie ­ go i m łodzieży po lskie j.

„U trw a le n ie sam odzielności naro d o w e j będzie p ie rw szym w a ru n kie m w ych o w a n ia n a ro d o w e g o " — pisze w referacie.

Je s t on w ycze rp u ją cy i posiada taką silę żyw otną, iż p o z o ­ staje dotychczas a ktu a ln ym , o niem świadczą obecne ro z p o ­ rządzenia M in iste rju m , norm ujące sposób nauczania w szkole średniej. Z aw arł on tam w iele m yśli, k tó re się teraz w p ro w a ­ dza w ezyn. D om agał się od uczniów sam odzielności w pra­

cy, karności, kształcenia zm ysłu o rganizacyjn ego, św iadom ości ob o w ią zkó w o b yw a te lskich , re lig ijn o ś c i i przejęcia się hasłam i fila re c k ie m i: O jczyzna, nauka, cnota.

Jeszcze raz w yjeżdża do S zw ajcarji, celem o d b ycia stud- jó w nad h isto rją w ychow ania oraz organizacją sam orządu szkolnego. W 1917 r. przeryw a tę pracę, pow raca do kraju, aby zająć s ta n o w isko inspektora szkolnego , 'lecz w 1919 r.

rząd p olski w ysyła go do F rancji, W ło ch , S zw ajcarji w celu ukończenia pracy rozpoczętej.

O statnie dwa lata p ra co w ite g o żyw ota spędza ks. Gra- le w ski na głuchej wsi T o n ic k ie j, tu odbyw a studja nad m e to ­ dą nauczania re lig ji. R ezultatem te j pracy jest Katechizm p. t.

„Pan Jezus w duszy dzie cka ". Przed k ilk u m iesiącam i p o w ró ­ c ił ks. G ralewski na sta n o w isko in sp e kto ra szko ln e g o , lecz ciężka choroba nie p o zw o liła mu już pracow ać na um iło w a - nem p o lu .

M. H.

KI. V III.

S. p. Adamowi Feinerowi:

Już d rugie życie uczniow skie gaśnie, zdm uchnięte przed­

wcześnie lo d o w a ty m w ichrem nieubłaganej śm ierci. Już d ru ­ gie drzew ko łam ie burza w w in n icy naszej pracy, zanim zdą­

żyło się ono o k ry ć pierw szem i kw ia ta m i. Pełne tro s k i d ło n ie

opadają nam bezw ładnie, a bolesnym sm u tkie m zawodu obie -

(7)

ka się tw arz nasza. W zm a rłym tra c im y cichego, p ra co w ite g o i skro m n e g o ucznia, k tó ry m ó g łb y zostać w przyszłości je d ­ nym z najlepszych synów ojczyzny, ch lu b ą i p o m o cą dla swej liczn e j rodziny. N iestety, śm ierć, czatująca usta w iczn ie na ży­

cie nasze nie zna czasu, ani w ie ku , nie lic z y się też z w a ru n ­ kam i i p o trze b a m i naszego życia, ale je d n ym m o m e n te m prze ­ kreśla najdłuższe ra ch u n ki lu d zkie . Je st w tem jedna w ie lk a praw da, k tó ra upokarza najpysznie jszych i zw ycięża n a jp o ­ tężniejszych m ocarzy św iata. Nic w ięc d ziw n e g o , że nie o p a rł się je j cichy i p o k o rn y ś. p. A dam Feiner, na k tó re g o tw arzy w id zie liśm y w dniu pogrzebu m a je sta tyczn y s p o k ó j p o jedn ania się z tą praw dą.

Z a m kn ę ły się w ięc tw o je doczesne kręgi zabiegów , a o tw a rły się wieczne krę g i już nie zab ie g ó w ale b y tu dnia szczęśliw ego. 1 choć um arłeś, żyjesz w iecznie i tu ta j d łu g o jeszcze żyć będziesz w sercach k o c h a ją c y c h Cię o só b i w na­

szej pam ięci n a d łu g o p ozostan ie s k ro m n y i cichy w zór b o g a ­ tego w c n o ty ucznia.

Z. K. L ip k a

W ych o w a w ca i nauczyciel kl. IV-ej.

Pamięci Mdama Feinera.

Dnia 12 lu te g o b. r. utraciła szkoła sw ego w y c h o w a n k a ś. p. A dam a Feinera N ie z b y t da w n o p rze b yw a ł on w g ro n ie sw ych k o le g ó w s z k o ln y c h , w s p ó łp ra c o w a ł razem z nim i na ła w ie s z k o ln e j, cie s z y ł się ich s y m p a tją .

Nie d a w n o uderzało to serce czyste żyw em tę tn e m w je g o m ło d o c ia n e j piersi, a dusza z ro z p o s ta rte m i ra m io n a m i rw ała się do życia. J e g o m ło d e serce, ja k g d yb y k ie lic h k w ia ­ to w y , zaczęło d o p ie ro ro zch yla ć swe p ła tk i. Z czary sw ych m ło d zie ń czych m arzeń zaledw ie zaczął spijać nektar w io s e n ­ nych c h w il. Ś. p. A dam c o d zie n n ie podąża ł do szkoły i ja k ż o łn ie rz staw ał na p o ste ru n ku w klasie ną oznaczoną godzinę.

C h ciw y w iedzy nie zważał na za d ym ki śnieżne, m róz, deszcz, ale śpieszył z o d d a lo n e j przeszło 6 km . w io s k i ro d zin n e j — Na- g od o w a do szko ły, s ka rb n icy w iedzy, ażeby p e łn e m i rękom a czerpać z niej d rogocen ne p ra w d y n auki, w zbogacać sw ój u- m ysł, uszla ch e tn ia ć serce i kszta łto w a ć charakter, ażeby s u ro ­ w y m a te rja ł p ry m ity w n y c h uczuć i w yobrażeń przetw arzać na subtelną i bogatą tk a n k ę d u ch o w e g o życia. M ło d y i n ie z u p e ł­

nie ro z w in ię ty organizm m ato b ył o d p o rn y na czyn n iki a tm o ­

sferyczne. Przyszła w reszcie ciężka ch o ro b a tyfu su i zagroziła

życiu tego m ło d e g o o rg a n izm u . W ą tły i w ycieńczony o rganizm

w y s tą p ił do zapaśniczej w alki z cho ro b ą : sza m o ta ł się w sz p o ­

nach g o rą czki, w ił się w ko n w u lsja ch bólu, ale, n ie ste ty, nie

m ó g ł p rze trzym a ć kryzysu ciężkiej c h o ro b y . W w alce ty fu s o ­

(8)

d n ió sł triu m f. W reszcie przyszła sroga śm ierć i nieubła ganą kosą przecięła pasm o dni je g o życia. Cała szkoła boleśnie odczuła stratę ś. p. Adam a i serdecznie w sp ó łczu je ze s tr o ­ skaną m a tką i rodzina.

Ten dzw on żałobny, k tó ry obw ieścił mu godzinę śm ierci, w y d z w o n ił zarazem radosny i triu m fa ln y h ym n now ego życia.

Niech Jego św ietlana pam ięć pozostanie na zawsze w śró d nas. U m iło w a n ie przez N iego w iedzy, uszanow anie o- b o w ią zku niech będzie dla nas w zorem i p o b u d ką dla dalszej, w y trw a łe j pracy. Id źm y w ięc za przykładem ś. p. Adam a i dążm y do św iatła w iedzy, z a o p a tru jm y się w ten oręż duchow y, by w przyszłości śm iało i o tw a rcie w ystą p ić do w a lki z ży­

ciem .

„Ż e g n a j! żegnaj kw ie cie m ło d y!

Ja k o o b ło k na b łękicie,

J a k na piasku strum ień w ody, W ysch ło , zn ikło T w o je ż y cie “ . .W y b ra n i przez Boga u m ierają ro ło d o “ .

J. M.

KI. VIII.

„Ludzie Bezdomni" a „W iatr od morza"

i Żeromski na tle tych utworów.

(D okończenie).

R zućm y o k ie m na pierwszy lepszy w „W ietrze od m orza"

opis, by się przekonać ile m ieści w sobie barwy, lin ij i życia.

(Str. 54 i dalsze). „N ad nieskończoną puszczą kw ietniow e płynęły o b ło ki, gdy trzej w ędrow cy W ojtech, zwany A dalbertem , Radim, zwany G andentym i K leryk Bogusza, zwany Benedyktem , wybrnąwszy nareszcie z kniei, ujrzeli przed sobą rzekę. M inąw ­ szy setki leśnych, górskich i nizinnych o ko lic, płynęła niez­

m ierna, od wód wiosennych wezbrana, zalewając brzeg niski i zm u lo n e m i piany kąsając ostrego lądu urwiska. Nie mogta zm ieścić się w łożu m ocnem , obrosłem bezbizeżnem i lasami, to też prawa je j Nogać odpadła we wschodnie niziny i tworzyła nieprzebyte strum ienie i m okradła, jeziorzyska i błota, oblega­

jące w ie lkim opłazem szeroki g o ściniec". . . „W idzieli przed sobą po prawej i po lewej ręce lasy wielkodrzew e, prastare, zielone od koron sosnowych. Puszcze te m łodziuchna wiosna baziami brzóz i rozkw itającego białodrzewia przetykała. Ukazy­

wały się przed ich oczyma i nikły w sm ugach rozlew isk olbrzy­

m ie gnaty dębów i lip, odarte jeszcze z liści, — rude polany,

obłysiałe pagórki i ledw ie zielejące m okradła. Korytem , przed

w iekam i w yrwanem w środow isku tych puszcz i łąk leśnych,

ponosiły ich wody pieniste w zam gloną odległość. W ysoko

(9)

nad lasam i p łyn ę ły o b ło k i w iosenne, z k tó rych je d n e były p o ­ złociste, inne ja k o śnieg białe, a inne o barwie n iebiosó w . W ę ­ d row cy m k n ę li w swą drogę, nie wiedząc, dokąd ich fale za­

niosą. P łynęli na p o d o b ie ń stw o o b ło kó w . Dusze ich były nie tutejsze, lecz tam eczne, nie przyrośnięte do ziem i, ja k o lasy, lecz, na w zór o b ło kó w , podlegające praw om , żyw otow i i p o d ­ m u ch o m nieba. M ie li poza sobą w ielką głuchą sam otność sw o­

ją, każdy inną, każdy od m ie n n ą , każdy inaczej d o tkliw ą , — ja k ­ by trzy w ięzienne cele.

P odniosła się dusza ich i stała się na tern czółnie je d n ą rzekom ą duszą we trzech osobach. Zaśpiew ali wszyscy wraz psalm radosny".

f l teraz in n y ustęp (str. 216 i 218). „J e s ie ń cicha, je sie ń p ó łn o c y zstępowała na ziem ię. W net wszystko w niej zam arło, skurczyło się, przygasło.

N oc szła. Bezksiężycowa, gwiaździsta noc nad ziem ią i m orzem . N iepostrzeżon y przym rozek le k k i tum an podźw igał z zalewu, A n i je d e n o b ło k nie zaćm iew ał rozpostarcia i prze­

pychu gwiazd, k tó re w yn ika ły w szafirach w ysokiego s k le p ie n ia ".. .

„A s tro n o m zawinął się m o cn o w w ie lk ie fu tro niedźw iedzie nogi w sunął w sandały z w ilczury. O d w ró cił się od w id o ku tej ziem i. G ciekł oczym a w w iekuistą swą m łodość, w niebiosa. Bez­

m ia ry gwiazd na je g o w zrok czekały. Z atonął oczym a w jasnej, de lika tn e j, p o łyskliw e j sznudze, — w m lecznej drodze, — w w ie ­ k u istym o b ło ku , w tu w a ln i najśw iętrzej, przepasającej wszech- niebiosa, za którą w nieskończonych przestworach szeregi gw iazdozb iorów się kryje. Pozdrow ił zam g lo n e m i oczym a i c i­

ch ym warg poszeptem białą gwiazdę biegunow ą, stojącą w ieku- iście p o śro d ku , m iędzy zenitem i p oziom u pó łn o cn ą dzielnicą, ponad cie m n e m i strasznych w ód borealnych bezm iaram i, ponad cię żkie m czarnych nocy p u stko w ie m , — św iatło żeglarzy w bu­

rzach i w ichrach zbłąkanych, — o p ie k u n k ę sam otnego rybaka, k tó ry się na śm ierć w walce ze w szechm ocnym żyw iołem spra­

cował, — łaskę, stojącą nad głuchą i nie m ą przem ocą, — na­

dzieję. P ozdrow ił ją, przodow nicę świętą w drogach m orskich ludzi p ó łn o cn e g o świata, nieznaną g re ckim i fe n ic k im p o m orzu tułaczom , gdyż ich biegun p ó łn o c n y leżał m iędzy gwiazdą b ie ­ gunow ą a gw iazdozbiorem W ie lkie j N iedźw iedzicy, w edług k tó ­ rej ogona, — zwiąc go Cynozurą, — w m orzach ste ro w a li".

Zbytecznem je st dalsze przytaczanie opisó w — trzebaby czytać książkę odnow a, aby niczego nie uronić: je d e n ustęp piękniejszy od drugiego, tak, że n ie w ia d o m o wreszcie, k tó re m u dać palm ę pierwszeństwa. W szystkie je d n a k m ają cechę w spólną:

na wszystkich w ycisnęła swój stygm at ta nasza łagodna psyche

słow iańska, w dźw ięk gęśli pastuszej zasłuchana, idąca do nas

od praw ieku i unosząca się na skrzydłach m arzenia ponad

św iatem rzeczywistości; na wszystkich znać to głę b o kie przedu-

(10)

10

chow ienie i w ielką m o c ukochania tego kraiszcza p o m o rskie g o . S tosunek Ż e ro m skie g o do natury w „W . od m .“ ja k i w innych utw orach, m ie n i się bogatą gam ą stanów w zruszeniow ych, liry ­ cznych. Czytając g łośno te opisy i wsłuchając się w każde zdanie i słow o, słyszym y jed n ą subtelną, uroczą, czarodziejską m uzykę, bije z nich m oc i barwa języka, w ieje prąd najczy- strzej poezji, czuć to, co nazywam y arystokratyzm em to n u a rty­

stycznego. Przyroda u Ż e ro m skie g o żyje z ludźm i, czuje z n im i, boleje, raduje się, m o d li się te m i słow y m atka natura: „O d w ró ć ju ż od ludzi w ojnę. O dw róć w o jn ę straszliwą, zawsze okrutną.

O dw róć m o rderstw o z orężem w d ło n i. W yrw ij oręż z rąk lu d z­

kich i zarzuć go w ziem ię. N iech ju ż na w ieki rdzewieje. Niech ju ż ludzie nie zabijają ludzi, lecz niech żyją w s p o k o ju pracy.

N iech każdy idzie za k lę k ie m pługa, każdy wzdłuż brózdy swej, po ziem i n ieprzem ierzon ej, która za tru d płaci tylą m iłości.

N iech pokocha ją zwierzęta d o m ow e, towarzyszów d ostojnych , w iernych i zacnych. N iech pokocha ją k w ia ty i drzewa, zboża, jarzyny, liście i kłosy, święte n ie w in n e i tak w iecznie bez o d ­ m ia n y uczciwe. N iechaj nareszcie ludzie uszanują świętość dzie­

ci i trud przodków um arłych. N iech oddadzą spraw iedliw ość pracy w yko n a n e j w przeszłości. N iechaj ją uczczą, ja k o prawo.

„O d w ró ć napaść zdobyw ców . W strzym aj m iecz po d n ie sio n y.

O dw róć ju ż od ludzi w o jn ę ".

Gdy w czytu je m y s|ę w „W ia tr od m orza" ogarnia nas ja ­ kieś dziwne, n ie o kre ślo n e uczucie, liryzm najgłębszy, aż do dna duszy sięgający. Ten liryzm o b o k e p ickie g o s p o ko ju , to głów na nuta książki.

N ależy jeszcze zw rócić uwagę na zewnętrzną szatę „W ia ­ tru od m orza" — na język.

„O patrzność, tw orząc narody, m ów i H. S ienkiew icz, ho jn ie obsypała naszych pra o jcó w rozlicznem i daram i. Dała im obszer­

ne i żyzne ziem ie; dała im zarazem Iwie i gołę b ie serca, szla­

chetne dusze i bystre um ysły, zdolne do najgórniejszych lotów , flle nie był to jeszcze kres darów. M ożnaby pow iedzieć, że Bóg, tworząc Polaków , rfcekł im : O to n a d o m ia r wszystkiego da­

ję w am spiż dźw ięczny a niepożyty, taki, z ja k ie g o ludy, żyjące przed w am i, stawiały posągi swym bohate ro m ; daje wam złoto błyszczące i giętkie, a wy z tego tworzywa uczyńcie m o w ę wa­

szą. I została ta m ow a niepożyta ja k śpiż, św ietna i droga ja k złoto, jedna z najw spanialszym w świecie, tak wspaniała, p ię k ­ na i dźwięczna, że chyba ty lk o język daw nych H ellenów m oże się z nią p o ró w n a ć". Cudu na tej m ow ie d o ko n a ł M ickiew icz i S łow acki. D zięki nim , naród słyszy siebie m ów iącym i drżenie radosne go obiega. Po nich przyszedł Ż e ro m ski. „W ia tr od m o ­

rza", ten fo rte p ia n , w ydaje tak now e to n y, ja k, kie d y zagra

pierwszy m istrz. Skądże tyle potęgi w strunach? Są w książce

ustępy, gdzie polszczyzna niesłychana gra w espół z tę tę te rji ży­

(11)

w iołów . To nie język, ale spiżowy szczerbiec Bolesławów, co zwycięstwo pisze. Choć „W . od m .“ prozą jest pisany, to je d ­ nak język tej książki zawiera w sobie nieobeszłe m ocarstwo poezji, m im o , że rym ów je j brak i rytm u. Język ten tak obra­

zowy, że lśni ja k tęcza, tak potężny, że huczy jak grzm ot w górach, ja k pszenica złoty, dorodny; . swobodny, ja k lo t m ewy białoczelnej nad m orskich wód bezm iaram i. Duch boży zdaje się unosić nad w odam i m ow y Ż erom skiego. Poeta używa słów silnych, jędrnych, niezw ykłych, czerpiąc je z bogatej krynicy gwar N ie któ re wyrazy, to ja k zgrzyt, żelaza po szkle (np.

grodziszcze, paliszcza, zburzyszcze, pszaśny, dworzyszcze.) Ktoś powiedział, że Ż erom ski nie rozstaje się n igdy ze słow nikiem Lindego, wozi go ze sobą wszędzie, gdzie go tylko losy p o ­ niosą.

f\ jaka je st idea, ja k i cel, „W ia tru od m orza"? — O to co m ów i w tej sprawie fld a m Grzym ała — Siedlecki: „W szystko bow iem , co w ypow iedział (Żerom ski), z rw aniem się duszy, w czarach przyrody, o przyszłości i teraźniejszości Pomorza jest ty lk o p u n kte m wyjścia dla naszego dopow iedzenia w sobie: o przyszłość tego kraju idzie! U trw alić stan posiadania polskiego na Pom orzu. U trw alić go liczebnie w ludziach, m oralnie w ich wartości. Przypaść całym ciężarem i m ocą ducha p lem ienne go do tej na m orze spadającej krainy, przesycić ją sobą, przetw o­

rzyć w w arow nię potęgi ekonom iczne j, własnej, polskiej, w y­

zyskać każdą piędź ziem i, zaludnić tradycją, .uskrzydlić nowo- żytnością, przetrworzyć typ Polaka w bohatera m orskiego, dać m u radość zmagamia z niebezpieczeństwem , dać m u wesele trudu, pęd do dalekości, choćby djabla wpuścić w je g o żyły, byleby pulsow ały żądzą panowania i władania, nam iętnością p o ­ tęgi, am bicją, że polska to je st potęga. Przez morze, przez m or- skość niech się dusza lacka uczy zawziętości, w jestestw ie m o ­ rza niech szuka dla niej obrazu! Do m orskości lutej, a czarow- nej niech dociąga swe siły i swe zamiary. Dla tego pisze dzie­

ło o m orzu i P o m o rz u *1)

Nic więc dziwnego, że synowska m yśl Żerom skiego cza­

sów ostatnich przeniosła się na te rubieże północn e Polski, zwane Pom orzem . Dewizą in n e j książki Ż erom skiego — „S n o ­ bi zmu i Postępu" są słowa: „Patrz w S zczytno!"

Patrzmy w tę ziem ię prastarą, mazurską. Idźm y duchem dotych braci naszych, którzy pod pręgieżem te u to ń skim zapai li się M atki — Ojczyzny. Jako antidotu m na powiedzenie Bism ar- ka „W y, panow ie Polacy, idźcie sobie do M o n a cco ” — niech będą dla nas słowa: Mazury muszą być nasze!

■) „Rzeczpospolita" 1922 r.

(12)

12

-

Dziwić się ty lk o należy, że „W ia tr od m orza" czytają tak m ało ci, którzy to hasło ciałem uczynić mają Czytajcie tę książ­

kę, błądźcie po je j wnętrzu serdecznem.

T . A. K.

KI. VIII;

M ó j ś w i a t .

W sobie mam św iat, co szczęściem drży, Ś w ia t pełen barw i w oni,

Na św iecie c h łó d , na św ięcie łzy, W e m nie w ciąż szczęścia struna drży I dzw o n i, d zw oni, dzw oni...

W o k o ło w iatr, w o k o ło źle, W ic h r w ciąż za w ia tre m goni, Za m o im oknem szarpie się,

— Na św iecie w icher z deszczem tnie, W szyby m ej duszy dzw oni,

A le w m em sercu szczęścia cud Przejasnem św ia tłe m płonie, W k o ło to p n ie je śnieg i lód.

— W sercu paproci p ło n ie cud, Ś w ia t m u się gnie w p o k ło n ie . /

B o ro w ik KI IV.

K utno, d. 5. II. 24 r.

Złote myśli.

N ajbliższem w ie lkie m m iastem środka E u ro p y — jeżeli granicą Europy je st Ural — b yła b y W arszawa. Z d o b ą d im y się na w iarę w siebie, a p rzyjd ą nam siły, k tó ry c h nie będziem y p o trze b o w a li szukać daleko. U czm y się od króla Ducha, od K onrada z .D z ia d ó w ", i tego now ego Konrada z „W y z w o le ­ n ia ", a n a jw ię ce j od księdza Piotra, k tó ry o św ie c ił Konrada i sam p o zyska ł w idzenie najjaśniejsze w naszej literaturze.

Wincenty Lutosławski.

„N o w e Is k ie rk i".

S ło w o je s t czynu te sta m e n te m ; czego się nie m oże czy­

nem dopiąć, to się w słom ie te stu je , przekazuje; ta k ie tylko słow a są p o trze b n e i ta kie ty lk o zm a rtw ych w sta ją czynem , w szelkie inne są m n ie j lub w ięcej uczoną fraze o lo g ią , al&o m echaniczną konieczno ścią, jeżeli nie rzeczą sam ej sztuki.

C yprjan K. N orw id.

„Prom ethidion“-

(13)

Sprawozdanie z uroczystej Akademji dla uczczenia ś. p. Woodrowa Wilsona, wskrzesiciela Pulski.

S taraniem K o m isji

O ś w i a t o w e j

przy Zarządzie „B r P o m o ­ c y " dnia 9 III. 24 ro ku o godz. 10'/* od b yła się w sali g im n a ­ stycznej G im nazjum P aństw ow ego publiczna A ka d e m ja , aby uczcić jedneg o z najw iększych m ężów stanu całego świata, jedneg o z n a jw ięcej zasłużonych dla sp ra w y p o ls k ie j, p rzed­

w cześnie zgasłego, b. prezydenta

St.

Z je d n o czo n ych A. P. W o®d- row a W ilsona. Na program zło żyły sie: S tarannie w y ko n a n y na pianinie przez kol. M arya n o w skie g o Marsz żałobny C h o p i­

na i kol. H azenfelda na skrzypcach i re fe ra t kol. H eftm ana, k tó ry zdał spraw ę ? udziału

St

Z je d n o czo n ych w w o jn ie w szechśw iatow e j tudzież p o d k re ś lił znaczenie W ilsona dla n a ­ szej ojczyzny.

C hór uczniów pod batutą pana p ro f. K enski o d śp ie w a ł z odczuciem „G audę Mater P olonia", a hym n n a ro d o w y St.

Z je d n o czo n ych A. P., w y k o n a ł na p ianinie ko l. Dangel.

13

D A LS ZE O F IA R Y NA G IM N A Z J U M .

W 1923 r. w p ły n ę ły w dalszym ciągu na potrzeby G im ­ nazjum p a ństw ow e go następujące sum y.

Od uczn ió w kl. I 211,300,000 m k „ k i. II 72,200,000 m k , k l. III 24.000,003 m k., k l IV 23,000,000 m k , kl. V 20,000,000 m k., kl. VI 30,500,000 m k., kl. VII 16,000,000 m k.

Od P. B o w b e lskie j 2,000,000 m k., od p. P io tro w s k ie j 1,000,000 m k., od ks. p ro f. W olanina 8,000,000 m k., za prze­

zrocza 6,250,000 m k., Szkoła P, J e ls k ie j 22,000,000 m k., Z a­

rząd „B r. P o m “ . 15,000,000 m k.

Pan W iz y ta to r Sznuk na rzecz „P rz e b o je m " 2,000,000 m k.

Od p. C e lk o w s k ie g o 1,000,000 m k.

Z koń ce m b. r. sz. odbędzie się w ycieczka naukow a nad m orze p o lskie . Bliższe szczegóły w n astępn ym num erze

„P rz e b o je m ".

Ogólne Zebranie „Bratniej Pomocy".

Z pow o d u p iln e j p o trze b y z?łatw ienia szeregu naglących spraw , zw o ła n o dnia II b. r. nadzw yczajne O gólne Zebranie

„B ra tn ie j P o m o cy", Z agaił je k o l. F ilip o w ic z , poczem d o k o n a ­ no w yb o ru przew odniczą cego w osobię k o l H eftm anu, i 5«*

krtUrzi kol Karpińskiej*.

(14)

Pierwszy zabrał głos kol. F ilip o w icz. W przem ów ieniu

*w em p o w ia d o m ił nas Kolega Prezes o tem , że do Zarządu .B ra tn ie j P o m o cy" w p ły n ę ła prośba, z p odpisa m i przeszło 70 czło n kó w , w k tó re j ci dom agają się m ianow ania Pana dyr.

K ostro i ks. prof. W olanina, w uznaniu pełnej pośw ięcenia p ra ­ cy dla dobra stow arzyszenia „B ra tn ia P o m o c" i w d o w ó d s y m p a tjl uczniów ku N im — C zło n ka m i H o n o ro w e m i Stow .

„B ra tn ia P o m o c ” . N iem ilknące o k la s k i b y ły je d y n ą o d p o w ie - d i i ą zc strony zgrom adzonych.

Następnie ro zp a tryw a n o sprawę K o m isji R ew izyjnej. Kol Filipowicz p rze d sta w ił prośbę K o m isji o udzielenie je j d ym isji.

Po o żyw io n e j d ysku sji u w o ln io n o od o b o w ią z k ó w K om isję Rewizyjną, a na podstaw ie n o w ych w y b o ró w weszli do niej kol kol. S tefański, H ejm an i Dangel.

R ozpatryw ano d a le j sprawę składek czło n k o w s k ic h , k t ó ­ re tak n ie re g u la rn ie n a p ływ a ją do Zarządu „B ra tn ie j P o m o cy".

A żeby tem u zapobiec uchw alono, że skarbnicy poszczególnych klas ściągną s k ła d k i i będą je n ajpóźn iej do 15 każdego m ie ­ siąca doręczać sk a rb n ik o w i „B ra tn ie j P o m o c y ".

Na tem w yczerpano porządek dzienny.

O becni: Rada Pedagogiczna, oraz czło n ko w ie w liczbie 107.

~ ~ ...

---w j

0 K R O N I K A .

:---,--- ---

K ó łko literackie. Dn. 2 m arca b. r. o d b yło się zw ycza j­

ne zebranie K ó łka lite ra ckie g o . P o w ybraniu przew odniczącym zebrania kol. H eftm ana. a sekretarzem k o l. G rudniew icza u ch w a lo n o przyłączyć K ó łk o lit. do „B r. P o m o c y ", która będzie roztaczać nad k ó łk ie m opiekę, w spom agać je m ate rja ln ie , w zam ian za praw o inge re n cji w spraw y Kółka i praw o korzy-

*ta n ia z re fe ra tó w w ygłaszanych na zebraniach. W zw iązku z przyłączeniem K ółka do „B r. P om ocy" w y ło n iła się kw estja statutow a. W celu załatw ienia tej spraw y w ybrano k o m isję sta tu to w ą , do k tó re j w eszli: prezes kó łk a k o l. H e ftm an, sekretarz, kol. G rudniew icz i kol. Pietrzak Fr. N astępnie p o s ta n o w io n o zm ienić sposób om aw iania kw e stji lite ra ckich . Ustalono, że je ­ den z uczniów zapozna się d o k ła d n ie z życiem i tw óczością danego autora (rk i) i odczyta najw ażniejsze, u m ie ję tn ie w y ­ brane przy p o m o c y p. prof. Andersa, ustępy dzieł, ob ja śn ia ­ jąc genezę, ideę, w artość, znaczenie i s ty l dzieł. Zebrani spo­

dziewają się w ten sposób p ra k ty c z n ie j u m o żliw ić dokładne

poznanie i zrozum ienie treści zapow iedzianego u tw oru, wziąć

większy udział w dyskusji, a te m sam em p o d trzym a ć k ó łk o

literackie na odpowiednim pozipmie w y m o g ó w , m im o braku

(15)

Przygotow ane atoli już o d c z y ty p o sta n o w io n o w y g ło s ić na następnych zebraniach kółka.

Na najbliższem zebraniu odczyta k o l. W iśniew ski R. swó]

re fe ra t p. t. „E le m e n t lu d o w y w poezji G o szczyń skie g o ", a na dn. 30 m arca ko l S tefański opracuje tw ó rczo ść S y ro k o m li.

K ó łk o h is to ry c z n e . Dnia 24 lutego r. b. odbyło się ze­

branie Kółka historycznego, na któ re m kol. Dangel w ygłosił re­

ferat p. t : „P olacy w A m e ryce ". W dyskusji nad tą pracą w zię­

li udział: kol. Heym an, k tó ry zarzucił prelegentow i brak związku pom iędzy tytu łe m a treścią referatu i, że nie uw zględnił em ig ra cji szlacheckiej do A m e ryki, oraz kol. B. Marczak, któ ry starał się wyjaśnić ko l. H eym anow i tę nieścisłość, dowodząc, że prelegent użył określenia: „A m e ry k a " w znaczeniu „Stany Z jednoczon e".

Następnie zabrał glos ks. prof. W olanin, który, reasum ując w y­

wody krytyków , wykazał przyczyny rozw oju polskiego Kościoła narodowego w A m eryce i potrzebę zaznajom ienia się Polaków, m ieszkających w kraju ojczystym , ze stosunkam i życia Polaków w Am eryce. Zachęcał przytem kol referenta do opracowania kilku podobnych odczytów szczególniej z dziedziny szkolnictwa polskiego w Am eryce. Na zebraniu uchw alono urządzić uroczy­

stą akadem ję ku czci byłego prezydenta St. Zjed. A. i tego k tó ry w im ię spraw iedliw ości poddał myśl wskrzeszenia Polski

— T. W. W ilsona.

Przewodniczył zebraniu kol. Kujawski.

K ó łk o m a te m a tyczn e . Na X-tem i X l-tem zebraniu K ó ł­

ka m atem at. kl. VI. w dniach 8 i 19 lutego b. r. zaznajom ili zebranych kol. H ordyjew ski i kol. Czermański, opierając się je ­ dynie na wyjaśnieniach i wskazówkach otrzym anych uprzednio od p. prof Jochm ana, pierwszy z wzorem M o iv re ’a i z pierw iast­

kow aniem liczb zespolonych, drugi z zrów naniam i dw um ienne m i.

Następnie nawiązując do dotychczasowej pracy, je j przebiegu i w yników , zestawił ją p. prof. Joęhm an z pracą najwybitniejszych m atem atyków . Zasadniczym w nioskiem w ynikającym z tego zesta­

wienia było: O ile ta k je d n i ja k i drudzy nie wywiązali się (w swym zakresie) zawsze ze swych zadań i nie osięgnęli pożąda­

nych w yników , było to najczęściej następstwem dwóch przyczyn:

l.° zawiłości i trudności badań m atem atycznych i 2.° trudności wyjaśnienia w yników tych badań. Zdanie to poparto w yjątkam i wynurzeń sławnych m atem atyków . Nie w ątpim y, że będzie ono dla nas nie tyle uspraw iedliw ieniem naszych niedom agań, ile o- tuchą i zachętą do dalszej pracy.

X ll-te zebranie Kółka m atem . kl. VI. dn. 22 lutego b. r.

Kol. Rożen podał rozwiązanie rów nań dw um iennych w ogólnym

wypadku, a następnie, "biorąc pod uwagę w ypadki szczególne,

zbudował na ich podstawie n ie któ re w ielokąty for. Dyskusja,

(16)

16

która się następnie wywiązała, przyczyniła się do usunięcia drobnych zresztą braków referatu.

Na VIII-em zebraniu Kółka m atem . kl. VII i VIII dnia 20 lutego b. r. w ykonano pod kierow nictw em p. prof. Jochm ana konstrukcję cienia własnego i rzuconego kuli.

Zadanie konikowe.

Począwszy od sylaby oznaczonej dużą lite rą ruchem k o ­ nika szachowego, odgadnąć m yśl jednego z naszych wiesz­

czów .

choć ce czyń . nia tw o choć

czać tchnie ich ser cią je j

tw o zwąt gle . tw o czyń siach

bezwy pa i w pier choć o m nie

pisz je m ym m iał ci schnie

roz Idź obra wy sa byś.

O D REDAKCJI.

M im o b. starannej ko re kty pozostają w num erach naszego pisem ka błędy zecerskie, za które nie chce odpowiadać Redakcja.

Wydawca: Zarząd Bratniej Pomocy w osobie prof. CJRBMNA.

R edaktor odpow iedzialny kol. W Ł O D Z IM IE R Z KARPIŃSKI.

K o m itet redakcyjny w osobie prof. Andersa.

D r « k t f' < * ł K o w | k i e g ę * K ^ n ! * ,

Cytaty

Powiązane dokumenty

ro po dłuższym czasie dla stwierdzenia, czy chleb zapleśniał. Przynosi go gospodarzowi najdzielniejsza ze wszystkich żniwiarek, zwana przodownicą. Ten wieniec

skiego, jako władca Mandżurji.. W ten sposób Chiny podzieliły się na kilka oddzielnych państw. Czem więcej jednak s*ożą się stronnictwa, tem więcej rośnie

Wówczas grzmiało z Szwajcarji jego słowo, a każdy je musiał usłyszeć, kto usłyszał, przyznał, że przez Sienkiewicza przemawia wola dziejów i przy ostatnich

minów maturalnych, a często dopiero w ostatniej chwili, decyduje się taki młodzieniec na obranie sobie jakiegoś kie­.. runku

Krajewskiego uległy prace w ogrodzie pewnej zwłoce, energiczne jednak zabiegi uczniów starają się doprowadzić ogród do należytego

sy dopuścić nie chciały, obawiając się zbytniego wzmożenia się sił państwa polskiego.. Reformy poprzedzające u-- stanowienie Konstytucji Majowej były bardzo

Po odczytaniu referatu wywiązała się dyskusja nad kwestją, czy należało uwzględnić w odczycie kwestję polityczną, następnie zwrócono uwagę nia metodę

ka Dąbrowskiego, ideały patrjotycznego poświęcenia się dla o- gółu, karności obyw atelskiej względem rządu Rzeczypospolitej, ideały kulturalnej współpracy