JANINA RUTKIEWICZ
ur. 1926; Lublin
Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne, II wojna światowa Słowa kluczowe sąsiedzi, Jan Kula, pomoc Żydom
Pomoc Żydom
[Najbliższy sąsiad] to był Czeladynów, on był chyba sierżantem. Wiem, że był zaprzyjaźniony z rodzicami. Zanim wybuchła wojna, zanim Niemcy wstąpili to trzeba było nocne patrole przeciwlotnicze [organizować]. Pamiętam, w naszej pralni tata zorganizował nosze i cała apteczka była przygotowana. Pamiętam nawet dyżurowałam z ojcem, to na godziny było podzielone, i Czeladyn, i sąsiedzi wszyscy.
Na Środkowej mieszkała rodzina Cękalskich i w czasie okupacji mieli bardzo wysokie ogrodzenie. Okazało się, że oni przechowywali Żydów. Chyba cała rodzina żydowska, kilkanaścioro osób. Nikt nie mógł dostać się do nich, no zrozumiałe.
Przechowali się ci wszyscy Żydzi. Pamiętam, jak po wyzwoleniu wyszli i taki jeden nasz lokator stał na progu, oni mówią: „I ty żeś się przechował.” Bo on taki zarośnięty, do Żyda trochę podobny. Później podobno do Izraela wyjechali, a ci Cękalscy się stąd wyprowadzili.
[Jan Kula] to też żydowski chłopiec. On chodził przed wojną do Vetterów. Do Żyda niepodobny. On był ciemny blondyn, niebieskie oczy, ale jego rodzice byli zaprzyjaźnieni z moim ojcem. Przecież tu z Żydami żyło mi się dosyć dobrze. On przyszedł kiedyś i mówi: „Ja chcę pojechać do Niemiec.” – „Ale jak ty to zrobisz?” –
„Ja mam pomysł, tylko ja muszę nauczyć się waszych katechizmów, żebym tam się nie odróżniał”. Ja go uczyłam i nawet później dałam mu różaniec i książeczkę do nabożeństwa i on w ten sposób się urządził, że zgłosił się na roboty. Wyprowadzili ich do łaźni na Bronowicach i on z tego orszaku wymknął się, bo zrozumiałe, że rozpoznaliby go tam, jak będzie nagi i schował się w bramie. Tym sposobem dostał się do Niemiec, przeżył. Nawet pisał z Niemiec, ale ja mu już nic nie odpisywałam, bo rodzice uważali, że naraża się dwie strony. I przeżył. Po wojnie nas odwiedził. I wyjechał do Izraela. On przyjął Jan Kula. Jakie było [prawdziwe] nazwisko to nie pamiętam, [na imię miał chyba] Włodek. Nie mam pojęcia. Kulę to pamiętam, bo rodzice kupowali mleko i ten ojciec przychodził z banieczką i zabierał, bo jeszcze wtedy w getcie byli, to jemu czy tam chleb, czy coś kupowali. On zajmował się chyba
pośrednictwem.
Włodek pamiętał, że rodzice się znali i przyszedł do nas. Najnormalniej w świecie przyszedł. Była stodoła, jeszcze sprzed wojny. Wojsko słomę nałożyło i myśmy koc mu dali i on spał tam jakiś czas, dokąd nie urządził się w ten sposób, że wyjechał do Niemiec. Dzielny człowiek mimo wszystko. Ile on mógł mieć lat wtedy, dziewiętnaście?
Nawet w naszym domu na Narutowicza 40 mieszkała żydowska rodzina. Ja byłam ulubienicą tego Berka. Ciągle tam przychodziłam, on zapraszał mnie na śledziki, bardzo dobre robili. A i poza tym była jeszcze jego rodzina, mieszkali naprzeciw Granicznej. Zawsze ta Żydówka, jak usmażyła śledzie, to naszej mamie przysłała, a przepyszne robiła. Z tej rodziny przeżyła Perełka, ona się nazywała. Przepłynęła Bug i przechowała się w Rosji. Po wyzwoleniu przyjechała do Lublina, wtedy nastroje były niezbyt sprzyjające Żydom. Mówiło się, ze oni [z] Polaków to krew ściągają. Wiem, że w Kielcach najbardziej. Perełka przyjechała później z mężem. Krótko była, wyjechała do Izraela. Za jakiś czas ona się zgłosiła do mojej mamy z prośbą, żeby pójść do ich gminy żydowskiej, potrzebne jej były jakieś zaświadczenia. Moja siostra to załatwiła.
Ona odpisała: „Moi sąsiedzi nie wierzyli, że odpiszecie.”. Ale podziękowała. Później jeszcze – to już żeśmy się śmieli, bo przecież oni nie jedli polskich wędlin, a ona nas poprosiła, żeby jej wysłać kiełbasę. Jadzia wysłała tą kiełbasę, kontakt się z nią utrzymywał. Nawet mam gdzieś jej list jeszcze.
Data i miejsce nagrania 08-02-2018, Lublin
Rozmawiał/a Piotr Lasota
Transkrypcja Agnieszka Piasecka
Redakcja Dagmara Spodar
Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"