• Nie Znaleziono Wyników

Współżycie z ludźmi : kodeks towarzyski

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Współżycie z ludźmi : kodeks towarzyski"

Copied!
206
0
0

Pełen tekst

(1)

K O N S T A N C J A H O J N A C K A . / j ? 5. •>

ł i 1 Ł i

fs r i P

*®?3

WSPÓŁŻYCIE Z LUDŹMI

K O D E K S T O W A R Z Y S K I

B I B ł\ f G i iyK.A Państwowego s! tóllfil f :CZ(i0QO

w G u W iC A G H

1 __________________ 9 _________ 3 ___________________9

N A K Ł A D i D R U K : A . K R Z Y C K 1 , Z A K Ł A D Y W Y D A W N I C Z E , Ż N I N

(2)

W SZELK IE PRAWA Z A S T R Z E Ż O N E

(3)

K a żd em u z nas je s t o w iele p rz y je m n ie j obcow ać z lu d ź m i d o b r z e w ych o w a n ym i n iż z ta k im i, k tó r z y rażą brakiem tz w . fo r m , t y c i e w g ru p ie sp o łe c zn e j m o żliw e je s t ty lk o p r z y p rze strze g a n iu p e w n y c h u sta lo n ych fo r m , p ew n ych ka n o n ó w n a tu ry e ty c zn e j, s p o ­ łe c z n e j i to w a rz y sk ie j, k tó r e są w yra zem k u ltu r y danego s p o ­ łeczeń stw a .

C zy m że je s t w ięc ow o d o b re w ychow anie? B o p rzecież sam (a kt p rzyjścia na św ia t w śro d o w isk a , w k tó r y m o d dziecka w pajane są je g o zasady, n ie sta n o w i o d o b ry m w ychow aniu. M o żn a obracać się bez za rzu tu w n a jle p szy m to w a rzystw ie, prowadzić, b ły s k o tliw ie salonow ą ko n w ersa cję, p o p ra w n ie w ym ieniać u k ło n y , p rze p iso w o skła d a ć w izy ty , u m ieć p ię k n ie jeść a m im o to n ie być w p e łn i d o b rz e w ych o w a n ym .

P ra w d ziw e d o b re w ych o w a n ie to nie szereg w y u c zo n y c h g e ­ stó w co d zie n n y c h , to n ie b e zd u s zn a tresura, ale p rze d e w szy s tk im na w skro ś ży c z liw e u sto su n ko w a n ie się do lu d z i, w yrażające się w p rze strze g a n iu teg o , ażeby n ik t w n a szej obecności a zw ła szcza z naszego p o w o d u nie d o zn a ł p rzy k ro śc i. A ż e b y je d n a k k a żd y c z u l się d o b rze w n a szym to w a rzy stw ie , m u s im y na u czyć się opa­

n ow yw ania w szelkich o d ru ch ó w niechęci, u p rze d ze ń , złe g o h u m o ru , e g o iz m u , a n aw et o b ja w ó w ch w ilo w eg o zn u żen ia , g d y je s te śm y w tow arzystw ie.

(4)

D o b re w ychow anie w ym aga traktow ania w szy stk ic h z jed n a ko w ą u p rzejm o ścią b ez w zg lę d u na to , c zy m a m y d o czyn ien ia z lu d ź m i za leżn ym i o d nas, c zy też p rze c iw n ie z ta k im i, na k tó ry c h w łaśnie nam za le ty .

Ż a d n a sytuacja n ie u pow ażnia do za pom inania o p r z y s ło w iu

„nie czyń d r u g ie m u, co to b ie n ie m iło “. i m le p s ze w ych o w a n ie, im g łę b sza k u ltu ra ty m w iększa i szczersza byw a u p rzejm o ść.

N ie p o to s c h o d z im y się z lu d ź m i, a żeb y im narzucać sw o je z łe nastroje i d e p re sje , o c zy m pam iętać p o w in n i ci w szyscy, k tó r z y staw iają p ierw sze k r o k i w p rzysw a ja n iu so b ie zasad d o b reg o w y ­ chowania.

L u d zie p ra w d ziw ie d o b rz e w ych o w a n i p o zn a ją się za w sze i w szę d zie , g d z ie k o lw ie k b y się zeszli. P o p ra w n e fo r m y w sp ó łży c ia nie są w b rew m y ln y m p o ję c io m , ani zacieśnione, ani sko ­ stniałe i n ie są p rzezn a czo n e w yłą czn ie d la ja kich ś o zn a czo n ych p r z y p a d k ó w c zy je d n o s te k , dla ja kieg o ś je d n e g o na ro d u c zy rasy ale stanow ią w su m ie to coś, co u c zy c zło w ieka w łaściw ego p o ­ dejścia d o b liźn ich na c a ły m św iecie, p o d ejścia , k tó r e u ła tw ia p o ro zu m ie n ie , zd o b yw a ją c je d n o c ze śn ie sza cu n ek i sym p a tię. C z y li:

u czy k u ltu r y d u s z y .

S z tu k a w sp ó łżycia z lu d ź m i za jm o w a ła o d n iep a m iętn ych czasów n a jp o w a żn iejsze u m y s ły w szy stk ic h ep o k i n a ro d o w o ści, to te ż ba­

gatelizow ać ją m ogą ty lk o ba rd zo n ied o św ia d czo n e je d n o s tk i. N ie p o zo sta w a liśm y i m y , P o la cy, w ty le za in n y m i naro d a m i, a tra­

d y c je d o b reg o w ychow ania, g ła d k ic h fo r m , g rzeczn o ści i s ły n n e j gościnności sta ro p o lsk ie j p r z e c h o d z iły w ż y w e j tr a d y c ji z p o k o ­ lenia w p o k o le n ie . A le n ie brak n am i cen n ych d z ie ł z teg o za­

kresu p o w sta ły c h z tr o s k i o d o b re ob ycza je m ło d z ie ż y . U w ażne Ich p rzestu d io w a n ie p r z y n io s ło b y sp ra w ie w ięcej p o ż y tk u an iżeli szukanie obcych w zo ró w .

6

(5)

/ nic tu nie p o m o g ą d zisie jsze n a w o ływ a n ia : ,,p re c z z k o n ­ w en a n sem '1, ty m b a rd ziej, i e d o b re w ychow anie to n ie k o n w e ­ na n s, ale u m ie ję tn o ść o d p o w ie d n ie g o zachow ania się w każdej- sy tu a c ji. T o te i c z ło w ie k d o jr z a ły m u si m ieć zu p e łn ą p ew ność^

jak w n iektó rych n ieco d zien n ych okolicznościach p o stą p ić w ypada.

Z w ła sz c za k w estie ściśle o ficja ln ych sto su n k ó w , a na w et i u b ioru na n iektó re p u b lic zn e u ro czysto ści i w y stę p y n iep o ko ją n ie ty lk o k o b ie ty , ale ró w n ie d o b rze ro zm a itych n o w o aw ansow anych d y g n i­

ta rzy , na k tó r y c h nieraz sió d m e p o ty biją, g d y n ie znając g ra ­ d a cji ró in y c h o ficja ln ych g e stó w n ie są p e w n i, c zy nie p o p e łn ili jagiegoś fa łszy w e g o k ro k u . B o n ie ste ty lak to j u t je st na lynv b o ży m św iecie, i e p rzestrzeg a n ie p e w n y c h usta lo n ych fo r m to ­ w a rzyskich ro z str zy g a nieraz o p o w o d ze n iu i do p o m a g a w p r z e ­ b ija n iu się p rz e z życie.

Z n a jd ą się w p ra w d zie tacy, k tó r z y o d p o w ie d zą : ależ ja w ca le nie p ra g n ę ży ć z lu d ź m i, bo z obcow ania z n im i w ynikają sam e n ie p o ro zu m ie n ia , kw a sy, o b ra zy a p o co m i to w szy stk o ?

Jeżeli re zu lta t obcow ania z lu d ź m i je s t is to tn ie ty lk o ta k i

w ina le ż y p o n a jw ię k sze j części w braku zn a jo m o ści o d p o w ied n ich fo r m , n o i ta ktu . W s z e lk ie zaś zarzekania się p r z e d w sp ó łżyciem ' . z lu d ź m i to u to p ie i niezdaw anie so b ie sp ra w y z p o tr ze b real­

nego życia i je g o n ie u n ikn io n ych k o n se k w e n c y j. A n ierza d ko naw et z w ła sn eg o p o p ę d u to w a rzyskieg o . K to ż y je n o rm a ln y m życiem w śró d lu d z i a n ie na p u s ty n i, k to pracuje za w odow o lu b s p o ­ łeczn ie, k to m a d o m i r o d z in ę , k to w y ch o w u je d zieci te n ch ce c zy n ie chce m u s i w sp ó łż y ć z lu d ź m i. A im c zło w ie k g ła d s zy w o b ejściu , im u p rz e jm ie js zy , ty m ła tw ie j m u p r z y jd z ie po ko n a ć p rzeciw ień stw a lo su i w y w ik ła ć się z n a jtru d n ie jszy c h o p re s y j, k tó re b y ja kieg o ś n ie o b yteg o m ru k a p o ło ż y ły na o b ie ło p a tk i. N ie trzeb a ty lk o id e n ty fik o w a ć u p rz e jm o śc i z uniźo n o ścią r która je s t w iośnie za p rzeczen iem d o b reg o w ychow ania.

(6)

T e n ze s p ó ł g esfó w , k tó re k ró tk o o kreśla m y jako d o b re m a n iery, p o d leg a p e w n y m zm ia n o m nie ty lk o za le in ie o d ep o k, ale m iew a t e i o d m ie n n e zabarw ienia za le in ie o d n a rodow ości. N p . u p r z e j­

m ość E u r o p e jc z y k a w ydać się m o ie C h iń c zy k o m szo rstko ścią a na­

w e t n ieo krzesa n iem , p o d cza s g d y n am ich cerem o n ia ł to w a rzy sk i w yd a je się przesadą n ie d o p rzyjęcia . A le na o g ó ł u k sz ta łto w a ł się z czasem p ew ien in tern a cjo n a ln y ty p d o b reg o w ychow ania, u zn a n y p rz e z w szy stk ie k u ltu ra ln e n a ro d y , k tó r y p o d ż a d n y m s to p ­ n ie m g e o g ra fic zn y m razić n ie b ęd zie.

D a w n e kręp u ją ce a często n a w et śm ie s zn e n a ka zy i zakazy tak zw a n eg o „ d obrego to n u “ p o tr a fił d z isie jszy c zło w ie k tak u p ro ś­

cić i do sto so w a ć d o p o tr ze b s w o je j ep o k i, i e nie ty lk o n ie c zu je ich balastu, lecz p rze c iw n ie w id z i w nich n a w et p e w n e u ła tw ie ­

nie w obcow aniu. T y m b a rd ziej, t e w cale n ie są uciążliw sze o d nieobycia, k tó r e pozbaw iając c zło w ieka p ew n o ści siebie, a co za ty m id z ie d o b reg o sam opoczucia, zatruw a im n iejed n ą ch w ilę i w yrabia ta k zg u b n ą w następstw ach n ieśm ia ło ść. P o w ia d a m : zg u b n ą , bo c z ło w ie k n ie śm ia ły nie o d w a ży się n ig d y b yć sobą, nie p o tr a fi b yć n a tu ra ln y m , p r o s ty m , c zy li p o p e łn ia na jw iększą n iezg ra b n o ść to w a rzyską . O ile b o w iem p ro sto ta zd o b y w a serca, o ty le w szelkie sztu c zn o śc i i udaw ania ośm ieszają ty lk o człow ieka.

D la teg o to św ia t lu d z i d o b rz e w ych o w a n ych ła tw o w ybacza pew ne niedociągnięcia to w a rzy sk ie poch o d zą ce z n ied o św ia d czen ia , ale na sz tu c zn e p o k ry w a n ie b ra kó w i p o zę p a tr z y z nieufnością.

U p r z e jm o ś ć , k u ltu ra serca i ta k t to tr z y g łó w n e cn o ty reg u lu ją ce n a jm ą d rze j sto s u n k i m ię d z y lu d ź m i. O ile nie są w ro­

d z o n e m o żn a je p r z y d o b re j w o li, sa m o k ry ty c y źm ie i u siln e j pracy n a d sobą p rz y sw o ić sobie d o teg o sto p n ia , ze staną się d rugą naturą. Pracę n a d r o z w o je m tych nieo cen io n ych w łaściw ości rozpocząć trzeb a je d n a k n iem a l o d k o ły s k i i tu rola w ychow ania

w> d o m u r o d z in n y m tłu m a c z y się jasno.

8

(7)

RODZINA

D om rodzinny szkołą żyda

D om rod zin n y jest dla d z ie d najlepszą szkołą ż y d a , w której p rzygotow ują się bez tru d u do przyszłych obow iązków . O d rodziców i ich zachow ania się zależy, jakie będ ą owoce tej nauki, jak się u k ształtu je um ysł i dusza ich dzieci.

A tm osfera dom u rodzinnego, pan u jące w niej zwyczaje, c h a ra k te ry rodziców , ich zalety czy w ady — w szystko to m a niezaprzeczony w pływ n a w rażliw ą, c h ło n n ą psychikę dziecka, które jest najbystrzejszym obserw atorem i krytykiem tego, co się do k o ła niego dzieje. W iele z tych rzeczy m oże naw et nie rozum ieć na razie, ale m im o to zapam ięta je i wyniesie n a dalsze życie jako n ab y tek w artościow y lub ujem ny.

W zajem ny sto su n ek m ałżonków do siebie w codziennym życiu g ra du żą rolę w w ychow aniu dzieci. H arm onijne w sp ó ł­

życie, św iadczenie sobie naw zajem d ro b n y ch uprzejm ości i w zględów , okazyw anie szacunku i przyw iązania stw arza dzie­

ciom ciepłe ognisko dom ow e, które im zapew nia zdrow e w a­

runki rozw oju, pozostaw iając n a całe życie w zruszające w sp o ­ m nienie beztroskiego dzieciństw a. A p o n ad to u g ru n tu je w nich przekonanie o w artości, nie tylko uczuciowej rodziny, lecz także o jej d o niosłym znaczeniu etycznym , w ychow aw czym i społecznym .

Przykład rodziców — ich autorytet

N ajlepszym w ychow aw cą jest d o b ry p rzy k ład . Źadrie za­

kazy i kary nie zdziałają tyle, co codzienny, żywy przykład rodziców , pod w arunkiem jednak, że nie będzie w sprzecz­

(8)

ności z w ydaw anym i rozkazam i i naukam i. N iestety, nie w szyscy rodzice doceniają tę praw dę, nie wszyscy krępują się obecnością dzieci, które w y rastają nieraz w środow isku nie­

u stan n y ch sw arów , niezgody i gorszącycli scen. Pod żadnym w arunkiem nie pow inni m ałżonkow ie obniżać w ten sp o só b sw ego au to ry tetu rodzicielskiego, choćby istniały między nimi pow ażne nieporozum ienia. O d y jed n o krytykuje d ru g ie przed dziećmi, gdy zachow ują się w obec siebie szorstko i lekcewa­

żąco, jakże potem m ogą oczekiwać p o słu ch u i p o szanow ania, skoro d o b ro w o ln ie podkopali sw oją pow agę. Przykry nastró j w dom u zapada ciężarem w m łodociane d usze, a liczne urazy psychiczne, zatruw ające później d o ro sły m już ludziom życie, m ają sw e źró d ło w takim sm utnym dzieciństw ie, którego nie c h ro n iła m ąd ra m iłość rodziców , ich delikatność uczuć, ich szlachetne form y w życiu codziennym .

Z d o m u , z p rzy k ład u rodzicielskiego p ow inno dziecko w ynieść zam iłow anie d o w szystkich cnót ułatw iających życie i w spółżycie z ludźm i. A więc do praw dom ów ności, d o b ro ci, życzliwości, uprzejm ości i poszanow ania bliźnich bez względu na rangę społeczną lub m ajątek. Skądże jak nie z dom u ro ­ dzinnego pow inno w ynieść zadatki n a jednostkę uspołecznioną, p rzy g o to w an ą do zgodnego pożycia w grom adzie, w yzbytą osobniczego egoizm u i osobistych am bicyjek w sensie ujem nym . D om rodzicielski, o ile m a spełnić należycie sw oje zadanie, m usi być nie tylko szkołą d o b ry c h m anier, ale jednocześnie wyrazicielem najw yższych w artości etycznych.

Uprzejm ość wobec członków rodziny i domowników W zględy uprzejm ości obow iązują rów nież rodzeństw o m ię­

dzy sobą. Z nany to objaw , że chłopcy lubią wyw yższać się i naw et dokuczać swoim m łodszym sio stro m , żąd ając m im o to różnych dro b n y ch św iadczeń od nich. Źle robią m atki, które takie zachow anie synów tolerują, a naw et zachęcają dziewczynki do ustępstw a w imię tzw. św iętego spokoju.

W takich w arunkach chłopiec nie nauczy się szacunku d la ko­

biety, czego przestrzega każdy do b rze w ychow any m ężczyzna.

10

(9)

S iostry jednak nie pow inny o d p łacać braciom pięknym za n a ­ d o b n e, ale w łasnym zachow aniem zm usić d o liczenia się z nim i

D o dalszych krew nych czy to m ieszkających w d o m u , czy przychodzących w odw iedziny pow inna m łodzież odn o sić się z najw yższą uprzejm ością. Jeśli starsi — uszanow ać wiek, jeśli m łodsi — umilić im pobyt. Żadnych grym asów , uśm ieszków złośliw ych ani fochów okazyw ać nie w olno, a w ogóle stale pam iętać o tym , że nie istnieje taka okoliczność, która by uspraw iedliw iała zaniechanie zasad uprzejm ości.

O p ró cz najbliższej rodziny jest jeszcze w dom u ktoś, z kim dzieci o bcują zupełnie blisko. T o słu żb a dom ow a. Jak grzeszą wobec niej dzieci źle w ychow anych ludzi — lepiej nie rozw odzić się nad tym. Podkreślić tylko w tym miejscu trzeba, i to z naciskiem , że kardynalnym w arunkiem d o b reg o wy­

chow ania jest ludzkie i grzeczne traktow anie służby. Kto dzieci d o tego nie w droży, kto sam przeciw ko tem u grzeszy, dla tego nie m a m iejsca w śród do b rze w ychow anych ludzi.

Stosunek dzieci do zwierząt

Z ainteresow anie dzieci zwierzętam i dom ow ym i i ptaszkam i jest wielkie, a od d o ro sły ch tylko zależy skierow anie go n a w łaściw e tory. T ym czasem co się dzieje? Z m ałym i w yjątkam i nieszczęśliwe zw ierzęta stają się zabaw ką w rękach m ałych, nieśw iadom ych o krutników , a rodzice patrzą na to pobłażliw ie.

Czasem dziecko, zajęte „baw ieniem się " z psem czy kotem lub ptaszkiem , d aje spokój zatru d n io n ej jak ąś pracą m atce, której to na rękę. A to, że pies czy kot szarp an y , targany, pędzony po w szystkich kątach, m altretow any i zm uszany do k ark o ­ łom nych sztuczek, d o skoków w tedy, kiedy w łaśnie po trze­

b u je np. sn u i cierpi — nie dochodzi d o św iadom ości ro d zi­

ców, którym idzie przede wszystkim o to, ażeby dzieci czym ­ kolwiek zająć i mieć spokój. N ad faktem , że takie traktow anie zwierząt przez dzieci w yrabia w nich okrucieństw o i bezw zględ­

ność także w obec ludzi, nie zastanaw iają się, uw ażając to za w ym ysły nudn y ch m oralistów i tych pom yleńców , którzy za­

(10)

kolenie m iłość do zw ierząt, d o b ro ć i należne im względy, tole­

ru ją bezm yślne lub rozm yślne dręczenie stw orzeń, zdanych n a łaskę i niełaskę człowieka. Ale że z takich dzieci nic d o b reg o r ie w yrośnie, to pew ne.

Dzieci przy stole

K w estią sp o rn ą w wielu rodzinach jest sp raw a w spólnych p osiłków dzieci z rodzicam i. U dział dzieci b y łby dlatego w ska­

zany, że w łasnym przykładem łatw o je m ożna w drożyć do p o p raw n eg o jedzenia i przy tym zbliżyć się do nich celowiej aniżeli przez doryw czo okazyw ane zainteresow anie i serdecz­

ności, zazwyczaj w pośpiechu św iadczonych i ju ż z m yślą o cze­

kających zobow iązaniach. Posiłki bez opieki starszych grożą nabyciem brzydkich przyzw yczajeń, które później tru d n o w y­

korzenić.

Codzienny stół

Stołow i n a przyjęcia pośw ięcam y d użo uw agi i p rz y stra ­ jam y go najpiękniej, jak um iem y, za to stół codzienny, do którego zasiad ają najbliższe nam osoby, pozostaw iam y w cie­

niu. Stół, przy którym schodzim y się co dzień, a dzieci uczą się przy nim p o p raw n e g o jedzenia, zachow ania i zbliżają się do d o ro sły ch . A co z tych obcow ań z nam i w yniosą, to im na zawsze pozostanie w pam ięci albo jako prom ień słoneczny

— albo jako koszm ar nie do zniesienia.

N ie do p u śćm y do tego. I ta k u stró jm y ten fam ilijny, pow szedni stó ł, żeby przyciągał n a teraz, a na później wy­

kw itał w e w spom nieniach d o ro sły c h ludzi jak uśm iech dzie­

ciństw a.

C zysto w y p ran y o b ru s, biały lub kolorow y, a na nim w azka z polnym i kwiatam i albo całkiem po p ro stu z zielo­

nym i gałązkam i, jak a ś zabaw na figurka przed nakryciem , sztućce i talerze lśniące od czystości, sta ra n n ie u b ra n a , uśm iech­

nięta m atka, ojciec nieroznegliżow any i bez stałej gazety w ręku

— czyż to aż tak wiele, ażeby się na takie rzeczy nie m ożna zdobyć dla zapew nienia p o żąd an eg o n a stro ju podczas p o sił­

(11)

ków ? C o za szkoda, że nie doceniam y, czym jest nastró j psychiczny dla odżyw iania ciała. Spytajcie o to dzieci, sp y ­ tajcie służby, a zaraz się dowiecie, kiedy k to z w as był w złym h u m orze przy stole, a uczestnikom jedzenie nie chciało przejść przez g a rd ła . Kiedy to p an o w a ła w d om u o ło w ian a atm osfera,

a istoty zależne od w as drżały, z lęku.

Ludzie jak b y sobie specjalnie w ybierali stó ł ja d a ln y do załatw iania p o rach u n k ó w o sobistych, do w yw lekania żalów, skarg, wym ów ek, kom unikow ania sm utnych w iadom ości o tym , kto zachorow ał lub u m arł albo o rzeczach budzących o brzy­

dzenie i w stręt. W y p ły w ają n a wierzch spraw y k u chenno- dom ow e, oczywiście zaw sze przykre, psoty i grzechy dzieci p o ­ d aw an e ojcu n a w ety itp. Po co to w szystko? W szak siedzą te dzieci przy sto le z nam i i słu c h a ją krytycznie lub z trw ogą, w szak są nasze m yśli zaniepokojone tą atm o sferą niezadow o­

lenia i zrzędności.

O takich zatrutych obiadach p isa ła raz m ło d a k o b ieta do sw ojej sio stry w ybierającej się za m ąż: cokolwiek b ąd ź ci życie przyniesie — chy b a takich obiadów , jak w naszym dom u, na pew no nie będziesz ja d a ła . Jeśli mi się kiedyś p rzyśnią — chodzę jak zw arzona. Ale u m nie ja d a się zawsze w odśw ięt­

nym , rad o sn y m n a stro ju , choćby nie w szystko szło jak z p ła tk a . O d straszy ł m nie p rzy k ład rodzinnego d om u i w spom nienie n a ­ szych zalęknionych m ałych serc, które o d d y ch ały z u lg ą d o ­ piero po odejściu o d sto łu . N iechże tw oje dzieci nie p o z n ają tego uczucia.

Pani d om u, która sa m a go tu je, pow in n a zaw czasu p rzygo­

tow ać w szystko tak, ażeby przed podaw aniem do sto łu mieć p o d ręką nakrycia do zm iany, a tylko po d an ia w ychodzić do kuchni — i to bez m iny um ęczonej ofiary. A dom ow nicy — nie w yłączając nietykalnego p a n a d om u — pow inni w yręczać ją w czym się tylko da. Ż adnego przy tym zaaferow ania, n a rz e ­ kań, dąsów , w ym ów ek — przeciw nie, w szystko n a w e s o ła

A po posiłku nie trzeb a przy niesprzątniętym stole roz­

k ła d ać się n a o b ru sie z robieniem p apierosów , czytaniem czy innym i zajęciam i, lecz n ap rz ó d doprow adzić s tó ł d o ładu.

(12)

I znow u zależy tu praw ie w szystko od pani d om u, k tó ra w łasnym przykładem w ychow uje dom ow ników i zapraw ia do stara n n y ch m anier w codziennym życiu, pam iętając, że tak od święta jak na codzień p o trzeb n e są ludziom do d o b reg o sam o ­ poczucia — piękno, d o b ro ć i uśm iech.

Dzieci w towarzystwie — w lokalach publicznych W p ro w ad zan ie dzieci d o tow arzystw a — ale tylko na w y­

raźne życzenie gości — m a tę d o b rą stro n ę, że osw aja je z obcym i i w yrabia n a tu ra ln ą sw obodę. T rzeba jed n ak przy tych eksperym entach uw ażać, ażeby się nie przeciągały za d łu ­ go. poniew aż dzieci lubią p o p ad ać w kłopotliw ą d la obcego otoczenia p oufałość i w tedy sta ją się nużące.

N iem ow lęta lepiej prezentow ać znajom ym w dziecięcym p o ­ koju. D la m atek są one niew ątpliw ie przedm iotem tkliwych za­

chw ytów , ale pozornym zainteresow aniem znajom ych kieruje przew ażnie tylko kurtuazja wobec rodziców , której nie wy­

pad a nadużyw ać. Bawienie gości opow iadaniem o w yjątkow ych zaletach lub zdolnościach dzieci budzi zaledw ie w yrozum iały uśm iech, więc lepiej tego unikać.

Z ab ieran ie dzieci z so b ą w odw iedziny d o bezdzietnych znajom ych je st dużym nietaktem . Ale i tam , gdzie są w d o m u dzieci, należy w przód porozum ieć się z d o ro sły m i, a nie po­

legać na w zajem nym zapraszaniu się dzieci na w łasn ą rękę, co bywa nieraz praktykow ane przez sam odzielne pociechy.

O p o w iad ała mi pew na m atka, jak to jej siedm ioletnia có­

reczka ośw iadczyła raz niespodziew anie: — Z apom niałam ci coś pow iedzieć, p rzy g o tu j d o b ry podw ieczorek, bo ja sobie n a dziś zam ów iłam kilka dziew czynek. — Jakże to m o g łaś zrobić bez po p ro szen ia o pozw olenie? — N ie m iałam czasu czekać, aż w rócisz do d om u, przystaw iłam sobie krzesełko d o telefonu i dzw oniłam do każdej. P rz y jd ą n a pew no. — C zyż nie w ym ow ny znak czasu?

P odczas odw iedzin z dziećmi obow iązkiem m atki jest uw ażać n a ich zachow anie, nie pozw alać im m yszkow ać po całym d om u ani w trącać się do rozm ów d o ro sły ch , czy też sam ow olnie rządzić się przy sto le jad a ln y m , d otykać w szyst­

14

(13)

kiego palcam i albo naw et próbow ać. Jakkolw iek takie w y­

bryki d o b reg o hum o ru należy stanow czo ukrócać, jednakow oż trzym anie rozbaw ionych dzieci w karbach p osłuszeństw a nie pow inno n abierać cech o sten tacy jn eg o karcenia o byle drobiazg.

P o p su ło by to zabaw ę i dzieciom , i do ro sły m .

Kino, teatr, cyrk to nie są w idow iska odpow iednie dla w ieku dziecięcego, ch y b a ze specjalnym dla dzieci p rogram em . M imo że nie pozw ala na to higiena ciała ani duszy, w idujem y tam jednak naw et dw uletnie m aleństw a. Siedzi takie biedactw o na kolanach m atki lub ojca, a w łaściwie kręci się na w szystkie stro n y , nudzi się, grym asi, ch ru p ie cukierki podaw an e d la za­

baw ienia, szczebioce rozkosznie n a g lo s i n ieustannie o coś pyta przeszkadzając nieśw iadom ie widzom . N p. podczas wy­

św ietlania obrazó w w kinach w chwilach najbardziej em ocjo­

nujących słyszym y n araz piskliw ym dyszkancikiem w ypow ia­

d an e d y sk retn e polrzeby i uspokajające tłum aczenia rodziców . C o za korzyść widzą oni w prow adzeniu dzieci na n ieo d p o ­ w iednie dla tego wieku w idow iska, odbyw ające się zazwyczaj w jak najgorszym pow ietrzu — tru d n o pojąć. W praw dzie m atki w yjaśniają, że nie m ogąc nikom u pow ierzyć m aleństw a na ten czas, zabierają je z so b ą tylko' z konieczności, ale czy dla chw ilow ej rozryw ki m atki w olno n arażać dziecko n a szko­

dliw e w pływ y, a obcych ludzi n a nieprzyjem ności?

Dzieci w podróży — na letnisku — w tramwaju I autobusie Jest to rzeczą ch arak tery sty czn ą, że ktokolwiek w siadając d o przedziału kolejow ego spostrzeże w nim dzieci — w ycofuje się pospiesznie. Robią to nie tylko m ężczyźni, uciekają również i kobiety, w ystraszone perspektyw ą tego, co w dro d ze p rzy j­

dzie znosić. Przedział zam ienia się z reg u ły w pry w atn y a p a r- tam encik dziecięcy, o d pow iednio zag racony i zaśm iecony, w którym króluje m ały, nieśw iadom y ty ran i niew olniczo ule­

gająca mu we w szystkim m atka. C złow iek m usi ze stoicyzm em zrezygnow ać z oso b istej sw o b o d y , znosić cierpliw ie krzyki i gry m asy dziecka, asystow ać różnym odrażającym funkcjom i jeszcze d o tego uśm iechać się uprzejm ie i niem al z zachw ytem , bo inaczej czekają g o z a tru te sp o jrze n ia i złośliw e docinki.

(14)

Dzieci chow ane rozum nie od pierw szej chwili, nie n a ­ p rzykrzą się nikom u, naw et w łasnej m atce. Aż żal zbiera, dlaczego tak m ato m atek i w ychow aw czyń korzysta z praw i­

dłow ych zasad w ychow ania niem ow ląt i robi z nich tyranów zakłócających spokój d o rosłych. Ile to energii idzie w ten sp o só b n a m arn e, ile niepotrzebnie straco n eg o czasu!

N ielepiej dzieje się n a letniskach.

T am , gdzie są w pensjonacie m ałe dzieci albo d o ra sta ją c a m łodzież trzeb a bez n a m y słu szukać innego pom ieszczenia, o ile ktoś istotnie dla w ypoczynku przyjechał. M atki n a ogół nie znoszą uw ag pod adresem sw oich dzieci, a kto się na nie odw aży, to stanow czo w róg dzieci i m izantrop. N iepokojenie w sp ó łlo k ato ró w dzikim i harcam i od ra n a do nocy po kory­

tarzach i sch o d ach , pod drzw iam i i oknam i, niesforne zacho­

w anie w obec starszy ch , b rak uprzejm ości, w łaźliw ość i nahal- ność, złośliw e p so ty tłum aczą m atki p o trzeb ą ru ch u i zabaw y.

P otrzebie tej nikt nie przeczy, ale przecież n a w szystko m ożna znaleźć odpow iedni czas i m iejsce, tak ażeby uszanow ać cudzy sp o k ó j i odpoczynek. D o ro śli m ają chy b a co najm niej rów ne p raw a.

T ram w aj, au to b u s bo także teren y popisów niesforności dzieci, a czasem uchybień pedagogicznych rodziców . N iechęć d o k upow ania biletów d la dzieci w wieku obow iązującym do tego, sprzeczki z k o n d u k to ram i i um niejszanie lat dzieciom uczy je kłam stw a i oszukiw ania, a szorstkość rodziców w obec otoczenia w p aja w nie zasad y egoizm u i bezw zględności. T oteż takie dzieci zachow ują się w tram w ajach tak, jak g d y b y w szyscy pow inni im ustępow ać z d ro g i, p o trącając sąsiadów , sta ją w zabłoconym obuw iu n a siedzeniach, ro b ią g ło śn e uw agi itp. A nabyw szy takich m an ier w dzieciństw ie sto su ją je później w życiu, nie zd ając sobie z tego sp raw y jak bardzo są nieodpow iednie i ja k rażą ludzi d o b rze w ychow anych.

W iek szkolny

W wieku szkolnym m usim y w pajać w m łodzież respekt d la nauczycieli i korep ety to ró w p ry w atn y ch , nie krytykow ać ich

16

(15)

w obecności dzieci, nie robić ujem nych uw ag o szkolnych system ach nauki i p ro g ram ach , przeciw nie budzić w nich uczucia szacunku dla w ładz i przełożonych. Z krytyką m ogą zaczekać do wieku dojrzałego, kiedy już p o traifą rozróżnić między dobrem a złem . W iek szkolny jest rów nież okresem , w którym trzeba m łodzież z całą stanow czością w drażać do punk tu aln o ści i obow iązkow ości. K ażdą chęć uchylania się od sp ełn ian ia szkolnych obow iązków ukrócać w zaro d k u , nie tole­

row ać żad n y ch w ykrętów i z m iejsca w yjaśnić: dlaczego.

S to su n ek m łodych d o stary ch zatracił dziś daw ną, p e łn ą praw dziw ego respektu i czci, ofrm ę, która przechow ała się za­

ledwie w niewielu rodzinach. B ezcerem onialność, jakiej św iad ­ kam i byw am y często, m usi w yw ołać p rotest. N ie idzie b y ­ n ajm niej o jak ąś uniżoną czołobitność, ale po p ro stu o przy ­ zw oitą form ę obcow ania, obow iązującą przecież także w obec rów nych wiekiem . N iektórzy w śród m łodych w y o b rażają sobie, że ludzie dojrzali, a ju ż broń Boże podeszli wiekiem — to okazy na w ym arciu, nie m ające już nic do pow iedzenia w życiu.

Z dajem y sobie spraw ę, że jest to objaw przejściow y, ale naw et jako zjaw isko przem ijające jest bard zo niesym patyczny i nie pow inien być tolerow any. O d y się jednak zastanow im y, kto tem u w inien, m łodzi czy starzy, trzeba przyznać, że niestety raczej starzy. D om rodzinny w idocznie nie potrafił zaszczepić m łodzieży tej potrzeby serca, która dyktuje szacunek dla wieku, widocznie b rak by ło m ądrej m atki, nieustępliw ej w w ycho­

w yw aniu ku d o b rem u . N ieporozum ienie pom iędzy obiem a generacjam i d a ło b y się łatw o w yjaśnić przy o b opólnej d o b rej woli, a obie stro n y zyskałyby tylko na połączeniu d o św iad ­ czenia lat d o jrzałych z zapałem m łodości. N ierzadko widujem y przecież w p ro st sio strzan y sto su n ek m atki z córką, a kole­

żeński — ojca z synem . G ra n ica wieku przesu w a się łatw o, gdy u m y sł p o zo staje m łody, a człowiek kroczy z postępem . S tarsze pokolenie złożyło zresztą niezaprzeczone dow o d y takiej żyw otności w o statn ich dziesiątkach lat.

Młodzi i starzy

(16)

Życie towarzyskie i społeczne m łodzieży

H arcerstw o i sp o rty a także w ym ogi bieżącej chwili w p ro ­ w ad z ają w cześnie m łodzież szkolną w pracę społeczną i w sp ó ł­

życie tow arzyskie nie tylko z rów ieśnikam i. Ale cokolw iek by się m ów iło o sam odzielności dzisiejszej m łodzieży, p o trzeb u je

■ona w tych sp raw ach bezsprzecznie pom ocy starszych. Rodzice pow inni interesow ać się tą stro n ą życia sw oich dzieci i nie zw alać odpow iedzialności za nią w yłącznie na zak ład y naukow e, lecz och o tn ie podzielić się w łasnym i dośw iadczeniam i i w spólnie rozw iązyw ać w yłaniające się przed now icjuszam i trudności.

O bow iązki harcerskie pozn aje m łodzież w sw ojej chorągw i, z p ra c ą społeczną zaznajam ia się w szkole, to p ra w d a , ale p rak ty czn e w prow adzenie idei w czyn nie je st łatw e. W tym to w łaśnie m om encie trzeb a ją w esprzeć m ąd rą, przyjacielską rad ą . A i pierw sze sam odzielne kroki w obcow aniu z ludźm i poza dom em nie są wcale łatw e ani d la onieśm ielonych now ą sy tu a c ją , ani naw et d la zbyt pew nych siebie. Ileż to sp o so b ­

ności do n iezgrabnych poczynań p rzy n o szą im prezy szkolne lub byw anie w d om ach rów ieśników . W tych p rzypadkach cz u jn a , ale nie narzucająca się opieka i ra d a starszych zd o ­ byw a sobie g o rącą w dzięczność z ak ło p o tan y ch d e b iu tan tó w na

terenie społeczno-tow arzyskim .

D o życia tow arzyskiego p rzy g o to w u je m łodzież najlepiej urządzanie dla niej zabaw w dom ach p ryw atnych i pow ierzanie je j roli g o sp o d arzy , o d d an ie w jej ręce organizacji we w szyst­

kim, od zaproszeń począw szy aż do przy rząd zan ia bufetu. Je st to sp o so b n o ść, przy której dziewczęta i chłopcy p rzek o n ają się, że m uszą w niejednym korzystać z dośw iadczeń m atki. D la rodziców znow uż zd arz a się d o b ra okazja d o d y sk retn eg o czuw ania n ad rozbaw ioną g ro m ad k ą i jej m anieram i. P o ­ m ostem w iodącym do h arm o n ijn eg o w spółżycia o b u generacyj jest zaufanie m łodych a tak t starych.

Życie tow arzyskie m łodzieży po ukończeniu szkół średnich, czyli w okresie stu d ió w n a w yższych uczelniach, zyskuje n a sam odzielności i sw obodzie osobistej nie zatracając jednakow oż nic z nab y ty ch w d om u d o b ry ch form . C ó rk a lub syn m iesz­

18

(17)

k ając z rodzicam i sto su je się tak sam o jak przedtem do ich zobow iązań tow arzyskich. Poniew aż jednak m łodzież naw ią­

zuje poza dom em znajom ości koleżeńskie, m oże w p o ro z u ­ m ieniu z rodzicam i przyjm ow ać w dom u sw oich now ych zn a­

jom ych, których bezw arunkow o p rzed staw ia rodzicom . Po w spólnym zaznajom ieniu rodzice u suw ają się, nie okazując p reten sji do b ra n ia udziału w zabaw ie m łodych.

O ile m łodzież w yjeżdża z d om u n a stu d ia d o innego m iasta — chłopcom przychodzi o wiele łatw iej naw iązanie znajom ości na obcym terenie, łatwiej — zlikw idow anie nie­

o d p ow iednich. M łode dziewczęta m uszą być b ard zo o stro ż n e w w yborze pom ieszczenia i bliższych znajom ości, gdyż kon­

sekw encje niew łaściw ego środow iska m o g ą się dla nich okazać zg u b n e.

T ow arzyskie i społeczne życie m łodzieży daje d u żo sp o ­ so b n o ści do byw ania n a zebraniach związkowych i zabaw ach,

■do w spółżycia z ludźm i nie tylko w ram ach koleżeńskich zn a ­ jom ości. M łoda dziew czyna b io rąca udział w tym życiu nie pow in n a niczym zw racać n a siebie uw agi, nie w yróżniać się ani stro jem , ani dezy n w o ltu rą m anier. Bo jakkolw iek obecnie p a n u ją znacznie sw obodniejsze obyczaje tow arzyskie i niejedno

■co daw niej by ło na indeksie tow arzyskim nie razi dziś nikogo, to jed n ak sp raw y tak tu i przyzw oitości nie zostały i nigdy nie z o sta n ą zm ienione. A także b y stre oko opinii społecznej nie

•straciło nic z żyw otności i d lateg o m ło d a dziew czyna żyjąca p o za dom em rodzicielskim podw ójnie m usi uw ażać na sw oją

reputację, k tó ra zależy od zachow ania godności o sobistej w każdej sytuacji. M ożna byw ać i przyjm ow ać u siebie, baw ić się w esoło i z h u m o rem , ale uw ażać gdzie, kiedy i z kim, a p rzede w szystkim nie pozw olić w sw ojej obecności n a nie­

odpow iednie zachow anie kolegów czy naw et koleżanek. C za­

sem za najniew inniejszy w gruncie rzeczy w ybryk d o b reg o h u ­ m o ru w ypada pok u to w ać dłu g ie lata. Bo jak się d o kogoś przyczepi jak a ś m arka, niesp o só b się jej pozbyć. N ab y te je d n ak w d om u rodzinnym zasad y u ch ro n ią m ło d ą dziew ­ cz y n ę p rzed niejednym gorzkim rozczarow aniem , k tó re byw a

(18)

udziałem zbyt im pulsyw nych n a tu r, nie krępujących się żadnym i w zględam i.

Sport w życiu m łodzieży

S p o rty i ćwiczenia fizyczne w eszły w życie m łodzieży tak silnie, a upraw ian e rozsądnie i z um iarem tyle przynoszą zd ro ­

wia, h u m o ru i radości, że tylko zachęcać by do nich należało.

N iestety, oprócz wielu jasnych stro n m ają też i sw oje cienie:

p rzesad ę w w ysiłkach ifzycznych, k tóra prow adzi do po­

w ażnych schorzeń, ru b aszn o ść, a naw et b ru ta ln o ść form . G orszące sceny n a boiskach podczas zaw odów m ogłyby n ajzagorzalszych zw olenników o d straszy ć od p ro p ag o w an ia sp o rtó w , zw łaszcza zaw odniczo, gdyż w łaśnie na tym tle objaw ia się p rzesada i bru taln o ść. C zegóż bo św iadkam i by­

w am y nieraz na tych w idow iskach? Bójki, w yzw iska, w ul­

g arn e słow nictw o, niekarność, b a rb a rz y ń sk a bezw zględność w obec otoczenia, nierycerskie traktow anie w spółzaw odników . A już mecze piłki nożnej to nie turnieje o pierw szeństw o w sp raw n ej grze, lecz istne walki n a noże — w tym przy­

p ad k u n a p o d k u te gw oździam i b u ty — w alki nib y o śm ierć lub życie.

G d y nie p o m ag ają ani interw encje w ładz klubow ych, ani u p o m nienia publicystów w prasie, gdyż nie o d stra sz a ją p o ­ w ażne okaleczenia i procesy sąd o w e o uszkodzenie ciała — czy b y nie w arto pom yśleć o reakcji ze stro n y społeczeństw a, k tó re by om ijało b ru ta ln e im prezy. M oże finansow e stra ty , uniem ożliw iające w yjazdy i sp ro w ad zan ie zagranicznych d ru ­ żyn, przyw iodłyby w reszcie do opam iętan ia roznam iętniony o d ­ łam sportow ców .

Strój m łodzieży

Z asadniczym nakazem w u bieraniu dzieci i m łodzieży d o ­ rastającej je st celow ość i p ro sto ta . Z u p ełn ie zresztą tak sam o ja k u d o ro sły c h .

20

(19)

M ałe dzieci źle się czują w strojniejszych szatkach, k tó re tylko przeszkadzają w zabaw ie, bo trzeba zawsze w tedy uw ażać, ażeby ich nie pom iąć lub nie poplam ić. Sam więc zdrowy;

in sty n k t dziecka w skazuje, jak je ubierać. M ateriały jasn e, w esołe, łatw e do p ran ia, krój p ro sty , niew yszukany, o to co jest n ajodpow iedniejsze na każdą okoliczność, a do czego w zory łatw o znaleźć m ożna w czasopism ach kobiecych.

Kwestię ub io ru m łodzieży w wieku szkolnym u n o rm o w ał szczęśliwy nakaz noszenia m un d u rk ó w , o statn io i dla dziew ­ cząt. Z arządzenie bard zo na czasie i bardzo potrzebne. Może nareszcie znikną z ulic m iasta, z tram w ajów i au to b u só w nie­

u d o ln e kopie film owych gw iazd, z fryzuram i ułożonym i trw ałą o n d u lacją, z ustam i ukarm inow anym i i spojrzeniam i w am pów , co z p ro sto tą m u n d u rk a nie było by w harm onii. Może n a ­ reszcie zobaczym y p ro ste , m iłe, m ło d e dziewczęta, odpow iednio d o wieku u b ran e i zachow ujące się, których jedynym , niesfał- szow anym wdziękiem będzie n a tu ra ln o ść w łaściw a w iośnie życia.

N a chw ile uroczystości dom ow ych, n a zabaw y i wizyty, z rodzicam i w skazane są sk ro m n e m ateriały i m odele. Ż adne ciężkie jedw abie, koronki, w yszukane przy b ran ia lub ozdoby, żad n e ostatnie krzyki m ody w kroju czy też tjarwie. P rzesad n e stro jen ie dziew cząt i p rzykładanie zbyt wielkiej wagi d o ich ub io ru w yrabia tylko szkodliw ą próżność i m ałostkow ość. P ro ­ sto ta we w szystkim — to najpiękniejsza o zd o b a m łodocianego w ieku.

W a rto przy tej sp o so b n o ści w spom nieć i o sporto w y ch d resac h .

Ci wszyscy, którzy są sportow cam i z krwi i kości, w iedzą d o b rze jak się u b rać należy i dlatego m ają zawsze właściw e zacięcie, sw oisty szyk i ton. Rozum ieją, że celow ość i w ygoda p rzed e w szystkim , a dopiero potem d ro b n e koncesje na korzyść sezonow ej m ody w zakresie barw , tkanin lub jeszcze w ygodniej­

szych i bardziej uproszczonych form kroju.

Ale te śm ieszne figury, jakie w idujem y w środow iskach sp o rto w y ch lu b w gó rach , ud ając tu ry stó w czy narciarzy.

(20)

albo p ara d u ją c e z zaaferow anym i m inam i po ulicach m iast w dro d ze n a najzw yklejszą tow arzyską wycieczkę, kończącą się dancingiem , — aż p ro szą się o ołów ek k arykaturzysty! Co za o rgia barw , co za zabójcze fasony, co za przejęte m iny i o sten ­ tacyjne sz astan ie się w najludniejszych m iejscach przed oczym a rozbaw ionych widzów.

P od adresem tych w łaśnie okolicznościow ych sp o rtsm an ek i sp o rtsm a n ó w życzliwa uw aga: przypatrzcie się praw dziw ym sportow com i bierzcie z nich wzór, ale przede w szystkim nie udaw ajcie kogoś, kim w rzeczyw istości nie jesteście. A jeśli już koniecznie idzie o zaprezentow anie cudacznego d re su — to najodpow iedniejszym m iejscem p okazu będzie d la niego

— m ask arad a.

*

22

(21)

UROCZYSTOŚCI RODZINNE

Slub

U roczystości rodzinne, do których należą m. i. ślu b y , m a ją u stalo n e form y, przekazane przez tradycję, a zm ieniające się co pewien czas w zależności od w arunków i w ym ogów życia codziennego. N ie należy się dziwić, że tego rodzaju ściśle w ew nętrzne uroczystości po d leg ają pew nym nakazom z zew­

n ątrz. Przecież każdy z n as m a jakieś kolo życzliwych, którzy p ra g n ą z nam i dzielić radości czy sm utki. N iektóre znow u sytuacje w y m ag ają zetknięcia się z w ładzam i kościelnym i.

W y p a d a więc d o ro słem u człowiekowi znać zwyczaje o g ó ln ie przyjęte w takich chw ilach i wiedzieć, w jakiej form ie pow ia­

dam iać, zapraszać, przyjm ow ać, dziękow ać itp.

O kresu p o p rzedzającego sam ślu b nie p o ru szam , g d y ż w obec znanej sw obody tow arzyskiej m łodego pokolenia wiem y, jak łatw o o zaw arcie znajom ości przy w spólnych stu d ia c h , w pracy społecznej i biurow ej lub w życiu sportow ym . Jest to zapew ne lepsza fo rm a obcow ania m łodych, g dyż d a je m ożność p oznaw ania się w życiu codziennym , w w aru n k ach zw ykłych, a nie p o p rzestaw an ia n a sto su n k ach w yłącznie tow a­

rzyskich, jak to daw niej byw ało.

M ówiąc jed n ak o sw obodzie m łodego pokolenia nie m am b ynajm niej n a m yśli ryzykow nych eskapad we dw oje czy to n a bale, czy na wycieczki, albo odw iedzin sk ład an y ch kolegom w kaw alersldch m ieszkaniach. U nas czy w A m eryce — w iem y, jak się to zazwyczaj dla dziew cząt kończy.

U roczystość zaślubin może być obecnie n ad e r uproszczona.

C o raz częściej słyszym y o ślubach w porze p o ra n n e j, w obec­

ności tylko rodziców i dw óch św iadków . N a taki cichy p o ­ ra n n y ślu b w k ład a p a n n a m ło d a kostium lu b su k n ię w izytow ą

(22)

i płaszcz w zimie, a w lecie lekkie okrycie. P an m io d y jest w zupełnie ciem nym ubraniu lub w czarnej m ary n arce i czar­

nym obuw iu. D o tego c h arak teru stro ju sto su ją się i inni obecni.

Po cichym ślubie n a stęp u je zwykle śn iad an ie w dom u ro ­ dzicielskim p an n y m łodej lub kogoś z najbliższej rodzin)', czy też zam ów ione specjalnie w restau racji, w osobnym pokoju.

Zazw yczaj odbyw a się ono w gronie, które zn ajd o w ało się w kościele przy cerem onii ślu b n ej. N a p ro g u now ego miesz­

kania w itają m ło d ą p a rę rodzice chlebem , solą, a czasem i lam pką wina.

Z darza się, że w p ro st od ślubu p ań stw o m łodzi idą do pracy zaw odow ej, a niedaw no pewien m iody lotnik po wyjściu z kościoła ośw iadczył obu zdum ionym ro dzinom : — Bawcie się d o b rze i wypijcie za nasze zdrow ie, bo my zaraz odlatujem y do siebie. — 1 odlecieli! M ożna sobie w yobrazić zdum ienie obec­

nych i ciężki żal rodziców , którzy zapew niali, że lotnik jest najczulszym sy sn e m i w ogóle najlepszym chłopcem pod sło ń ­ cem i nie mogli pojąć, dlaczego zrobił im taką p rzykrość?

N aw et więc i w takiej chwili pań stw o m łodzi pow inni liczyć

&ę z uczuciam i tych, którzy ich wychow ali.

Jeżeli ślu b był cichy należy w ysiać dalszym krew nym , przyjaciołom i znajom ym d ru k o w an e zaw iadom ienie o zaw artym m ałżeństw ie w jak najkrótszym czasie, możliwie w kilka dni p o ślubie. Zwykle zatem trzeba zam ów ić i zaadresow ać zaw ia­

dom ienia już przed ślubem .

N ajb ard ziej uroczysty z p u n k tu w idzenia kościelnego jest ślu b około godziny 10— 11 ra n o po m szy św., w ysłuchanej przez m łodą parę, cały orszak ślu b n y i przyjaciół. P an n a m ło d a ma w ów czas suknię ślu b n ą z w elonem , pan m łody — żakiet i lakierki (nie frak!). Panie w orszaku ślubnym — p o p o ­ łudniow e stro jn e su k n ie ja sn e z kapeluszam i, panow ie — ża­

kiety i cylindry.

Jednakże p rzed p o łu d n ie jest p o rą, w której w iększość ludzi pracuje, jeśli więc pragniem y na uroczystość zaślubin zgro­

m adzić całą rodzinę i jak najliczniejsze g ro n o znajom ych, wy­

bieram y p o rę p o p o łu d n io w ą o k oło godziny 17— 18. O ficjalnym

24

(23)

strojem p an n y m łodej jest w tedy biała toaleta z w elonem ślu b n y m , p an a m łodego — frak. Panie w orszaku ślubnym m ają suknie w ieczorow e, a z kolorów dozw olone są w szystkie z w yjątkiem białego. Podczas żałoby albo nie uczęszcza się na śluby, albo zdejm uje się ją na te krótkie chwile, co w obec m ody czarnego koloru n a każdą okoliczność m oże się o g ra ­ niczyć do jakiegoś jasn eg o szczegółu przy czarnej toalecie.

S praw a bukietów nie przedstaw ia trudności. P a n n a m ło d a d o staje białe kwiaty, drużki w kolorach h arm onizujących z ich toaletam i.

P a n n ę m ło d ą p ro w ad zą do o łtarza albo dw aj drużbow ie, alb o jej ojciec. P a n a m łodego drużki albo m atk a p a n n y m łodej.

N ależność za obrząd ek ślu b n y w kościele oraz za p ojazdy orszaku w yrów nuje pan m iody, który, po porozum ieniu z ro ­ dzicam i, om aw ia w parafii szczegóły uroczystości. W szystkie zaś inne w ydatki złączone z uroczystościam i weselnym i należą do rodziców p an n y m łodej.

Z aw iadom ienia w ysyła się na tydzień lub dw a przed ślu ­ bem , ale jeszcze wcześniej zapraszam y osobiście tych, których prag n iem y mieć w orszaku ślu b n y m . Z aw iadom ienia są d ru k o ­ w ane albo litografow ane n a białym kartonie, t. zw. b ry sto - lowym , złożonym w pól. P o lewej stro n ie zaw iadam iają rodzice p a n n y m łodej, po praw ej — p an a m łodego o dacie ślubu sw oich dzieci. U sam ego d o łu , po obu stro n a c h , p o d aje się ad resy obu rodzin, ab y ułatw ić nad sy łan ie życzeń.

O pow tórnym zam ęściu rozsyła się zaw iadom ienia po ślubie.

Zwyczaj sk ład an ia upom inków m łodej parze obow iązuje tylko osoby związane w ęzłam i bliższej znajom ości, przyjaźni czy też koleżeństw a. Rodzaj zaś ich, to nieco zawilsza sp raw a.

W y p ad a przecież ofiarow ać coś, co i rad o ść spraw i, i nie znajdzie się n araz w kilku egzem plarzach, i — co tu ukryw ać!

— będzie m iało jakąś p raktyczną w artość. D ysk retn y w yw iad w gronie najbliższych w tajem niczonych o d d a łb y o b u stro n o m p o żą d an e usługi... Ale cokolwiek b ąd ź ofiarujem y, czy rzecz sk ro m n ą, czy kosztow ny przedm iot, pam iętajm y o jednym w a­

(24)

ru n k u : nigdy nie daw ać czegoś byle zbyć, byle załatw ić spraw ę, lecz zastanów m y się zaw czasu n ad rodzajem odpow iedniego upom inku i szukajm y ze szczerą chęcią zrobienia przyjem ności o b darow anym .

O trzy m an ie zaw iadom ienia o m ającym się odbyć ślubie obow iązuje do złożenia życzeń bąd ź osobiście po ślubie w ko­

ściele, bąd ź listow nie czy telegraficznie. O trzy m an e zaw iado­

m ienie o m ałżeństw ie zaw artym przed pew nym czasem nie obow iązuje' do w ysłania życzeń, choć oczywiście m ożna to zrobić, jeśli chcem y okazać specjalną życzliwość m łodej parze.

Istnieje piękny zwyczaj bło g o sław ien ia m łodej parze tuż przed ślubem przez rodziców , a w ich braku przez kogoś n aj­

starszego w rodzinie. Jest to tak w zruszająca chw ila i jedyna w życiu (bo tylko przy pierw szym ślu b ie), że pow inna o d ­ byw ać się w yłącznie w gronie odbierających i udzielających b ło g o sław ień stw a — jako w yraz najczystszej, najbezinlere- sow niejszej m iłości rodziców , a wdzięczności i pokory dziecięcej ze stro n y m łodych. N iechże w tedy będą sam i z sobą.

Lecz m im o łatw o zro zum iałego w zruszenia, tow arzyszą­

cego żegnaniu się córki z dom em rodzicielskim i rodziców z dzieckiem , trzeba się opanow ać n a tyle, ażeby pod ejrzan a czerw oność oczu i nosa nie zd rad ziła przelew anych przed chwilą łez. Był czas inny, odpow iedniejszy, d o załatw ienia z sobą tej uczuciow ej spraw y, niż ta chw ila przezw ana „ w eseln ą", prze­

znaczona na uśm iech i najlepsze nadzieje n a w sp ó ln ą przy­

szłość m ałżonków .

Urodziny — chrzest

O przyjściu n a św iat dziecka d o nosim y krew nym i g ro n u życzliwych m niej więcej do trzech dni, na co zaw iadom ieni o d ­ po w iad ają niezwłocznie życzeniam i

D aw ny zwyczaj odw iedzania m łodej m atki, g d y jeszcze leżała w łóżku, z o stał zupełnie zarzucony jako niewłaściwy z wielu pow odów , przede w szystkim zaś z higienicznych w zględów . Jedyny w yjątek m oże stanow ić w yraźne zaproszenie do odw iedzin, które naw et i w takim p rzy p ad k u pow inny trw ać

26

(25)

b ard z o krótko. Po złożeniu gratulacji i zapytaniu o zdrow ie w ypada pow iedzieć coś m iłego pod adresem dziecka, ale bez sztucznych zachw ytów i przesady. Rozm ow a m usi być p o ­ g o d n a i lekka, tak żeby chorej niczym nie wzruszyć. Ale lepiej odczekać z odw iedzinam i aż do czasu, g d y m a tk a w róci do pełni sił i n orm alnego try b u życia.

A w ogóle z odw iedzaniem chorych, nie tylko m łodych m atek, trzeba być bard zo o strożnym . Dowiedziaw szy się o ch o ­ robie w dom u znajom ych spieszym y okazać w spółczucie i za­

pytujem y o stan zdrow ia pisem nie lub telefonicznie. Zjaw ienie się osobiste m oże w praw ić w kłopot rodzinę zajętą pielęgno­

w aniem c horego. D opiero w okresie rekonw alescencji m ożna przyjść z wizytą, ale zabaw ić jak najkrócej. G d y b y rodzina nie p ro p o n o w ała w ejścia do pokoju pacjenta, nie należy nalegać.

W rozm ow ie z chorym najlepiej jest nie robić żadnych uw ag o w yglądzie, więc ani zachw ycać się, jak ktoś do b rze w ygląda, ani ubolew ać nad zaszłą zm ianą. Kwestię tę w ogóle pom inąć m ilczeniem . D la palaczy przestro g a, że w pokoju chorego bezw arunkow o palić nie w olno, choćby znając czyjś n ieo p a­

now any n ałó g chory sam zap raszał do tego.

C horym kobietom przynosim y kw iaty, a sto su n k i bliższej p rzyjaźni upow ażniają do przyniesienia słodyczy lub jakichś specjalnie ulubionych przysm aków , o ile dieta na to pozw ala.

R odzina nie okazuje odw iedzającym zniecierpliw ienia, wy­

raża w dzięczność za dow ody zainteresow ania się chorym , o d ­ pow iada cierpliw ie i uprzejm ie na wszelkie zapytania, m ów iąc oczywiście tylko to, co uzna za stosow ne, czego nikt z ludzi rozsądnych nie weźmie za złe.

C erem onia ch rztu o dbyw a się w kościele. Tylko w w yjątko­

wych okolicznościach, i to za specjalnym pozw oleniem w ładz p arafialnych, przychodzi ksiądz do d om u.

W y b ó r rodziców jest sp ra w ą b ard zo w ażną, chociażby z tego w zględu, że nie znając przyszłości nie w iem y, czy nie w ypadnie im kiedyś zająć się losem dziecka. D latego do b rze jest w ybierać ludzi nie tylko nam życzliwych, ale i w pełni sił, za rad n y ch , energicznych. Z aproszeniu n a rodziców chrzestnych nie w y p ad a odm aw iać, ch y b a że istnieją jakieś w ażne, isto tn e

(26)

przeszkody, które należy podać. Ale przezorność i tak t n a ­ kazuje upew nić się w przód, czy ta godność, połączona w przy­

szłości z uciążliwym i nieraz obow iązkam i, nie będzie d la kogoś kłopotliw a.

N ikt z zaproszonych na uroczystość chrztu nie m a o b o ­ wiązku sk ład an ia upom inków prócz rodziców chrzestnych.

R odzaj tych upom inków , z m ałym i o dm ianam i, jest m niej więcej ustalony. D ziew czynkom ofiarow ujem y m edalik z łań ­ cuszkiem , coś z biżuterii (z m yślą o przyszłości), jakieś cen­

niejsze p rzy b o ry toaletow e. C hłopcom m ożna dać ryngraf, kosztow ne spinki, zegarek, sre b rn e nakrycie stołow e w futerale itp. O sta tn io weszły w m odę praktyczniejszego rodzaju upo­

minki pod p ostacią papierów w artościow ych albo książeczek oszczędności. W niektórych dzielnicach istnieje w sferach uboższych zwyczaj dodaw ania do upom inku kilku albo kilku­

nastu m etrów pięknego białego p łó tn a, zw anego krzyżinem , a czasem spraw iania kom pletnego ubioru chrzestnego.

Rodzice chrzestni m uszą też pam iętać o d atk u pieniężnym dla niańki, która przynosi dziecko do chrztu.

T ak rodziców jak gości obow iązuje stró j wizytowy, a panie, zależnie od rodzaju przyjęcia, stro jn iejsza lub skrom niejsza toaleta. M atka ch rzestn a nie m oże być czarno u b ra n a ze względu na zakorzenione o d d aw n a uprzedzenie, że ten kolor nie przynosi szczęścia.

Zazwyczaj trzym a dziecko do chrztu je d n a p a ra rodziców , są jed n ak sfery tow arzyskie, w których za p rasza się po kilka par.

Rodzice chrzestni niech nie m yślą, że ich obow iązki kończą się z chw ilą dokonanej cerem onii kościelnej. O chrześniaków trzeba się system atycznie dow iadyw ać, pam iętać D d ro b n y ch upom inkach okolicznościow ych, śledzić ich rozw ój fizyczny i um ysłow y i w ogóle okazyw ać im takie zainteresow anie, ażeby czuli, że w rodzicach chrzestnych m ają praw dziw ie im o d d an y ch przyjaciół.

Imieniny

W p raw d zie niektórzy o b ch o d zą nie im ieniny, lecz u ro ­ dziny, je st to jed n ak trad y cja p ro testan ck a, gdzie przy n a d a ­

28

(27)

w aniu im ion dziecku nie obiera się, jak się to u katolików dzieje, p a tro n a , tym sam ym więc tylko d a ta urodzin byw a obchodzona.

Dzień im ienin to dzień życzeń i p o d aru n k ó w , które m ają być w idom ym znakiem pamięci, życzliwości czy przyjaźni.

D latego też niedopuszczalną jest rzeczą, ażeby podaru n k i h\ ly zb y t kosztow ne, przechodzące isto tn ą m ożność ofiarodaw cy, gdyż nie m ożna solenizantom psuć radości św iadom ością, że p o d a ru n e k ukróci! inne potrzeby rodziny. K osztow ny p o d a ­ runek m a jeszcze i tę d rasty c zn ą stro n ę, że niepokoi m yślą o koniecznym rew anżu.

A teraz pytanie, co kom u m ożna ofiarow ać? O tym roz­

strzygać m usi stopień zażyłości, delikatność o raz ta k t

K obiety o b d a ro w u ją się zazwyczaj dro b n y m i upom inkam i, jak : p rzy b o ry toaletow e, perfum y, p ap ier listow y, drobiazgi z zakresu galanterii skórzanej czy też g ard ero b y w ykonanej w łasnoręcznie lub kupnej, książki, nu ty , p ren u m eraty czasopism , ab o n a m e n t do czytelni, na koncerty, do teatru , kwiaty. Rzeczy zbytku lub codziennej potrzeby.

M ężczyzna może oifarow ać kobiecie kw iaty, czekoladki lub w ogóle słodycze, ow oce, książki, album z w łasnoręcznie w y­

k onanym i fotografiam i, o b ra z itp.

Są n a ten tem at sprzeczne zdania, czy kobieta także może o b darow yw ać m ężczyznę? N iezaw odnie, prócz narzeczonego, kuzynów m a i „obcy“ m ężczyzna praw o do naszej pam ięci, w yrażonej w realnej postaci d ro b n e g o upom inku, jeżeli n a­

praw d ę je st d o b ry m , m iłym , cenionym znajom ym lub p rzy ­ jacielem rodziny. M ałostkow y sto su n e k „kobiety w obec męż­

czyzny" niechaj ustąpi m iejsca p ro sty m , n atu raln y m sto su n k o m człowieka do człowieka. N iejed n o k ro tn ie zaś w ybiera kobieta u p om inek dla m ężczyzny w imieniu m ęża, a b o d o rad za w w y­

borze, pow in n a więc wiedzieć, jakie p o d a ru n k i ofiarow ać w y­

p a d a a jakich nie.

W ych o d ząc po za ram y szab lo n u : papierośnica, cygarniczka, popielniczka, scyzoryk, n óż do p apieru, pióro wieczne, sreb rn y lub złoty ołów ek — m ożna intelektualiście ofiarow ać książkę łub

(28)

sztych, zbieraczow i — p rzed m io t Jego zainteresow ania, filate­

liście — ła d n y d o b ó r znaczków pocztow ych, m elom anow i — n u ty alb o cenne płyty. K raw aty, szaliki, laski, spinki i inne praktyczne drobiazgi należy zachow ać dla najbliższej rodziny.

Życzenia w raz z upom inkiem przesyłam y w dniu imienin ran o . O ile wiem y, że solenizantka m a zwyczaj p rzyjm ow ania gości w tym dn iu , pow tarzam y życzenia osobiście, sto su jąc się ściśle do godzin przyjęć. Jeżeli n p . w yznaczono po rę od 17—20 godziny — nie m ożem y przyjść na kilka m in u t przed dw udziestą, bo o tej porze goście pow inni zbierać się do o d e j­

ścia. N a wieczór m ogą przyjść tylko w yraźnie zaproszeni.

T ylko w w yjątkow ych okolicznościach sk ład am y żjc z e n ia telefonicznie, gdy n p . w ostatniej chwili przeszkodziło coś w yjściu. Życzenia telefoniczne łatw o przy b ierają form ę p o g a­

wędki, a ta m oże przeszkodzić g o sp o d arzo m w pełnieniu o b o ­ wiązków w obec gości w dn iu tak „g o rąc y m ", jakim byw a dzień im ienin, szczególnie w d o m u o só b o rozległych sto su n ­ kach tow arzyskich.

Pam iętając o o b d aro w y w an iu d o ro sły c h , nie m ożem y za­

pom nieć o dzieciach.

W w yborze p o d aru n k ó w d la nich trzeb a się kierow ać nie tylko płcią m ałych solenizantów , ale rów nież wiekiem o raz ideologią w ychow aw czą rodziców (dziecku pacyfisty nie przy­

niesiem y k arab in k a). P raktyczne upom inki, jak : p ren u m eraty , m apy, p rzy b o ry szkolne, sp o rto w e, m alarskie, rękodzielnicze, książki, m eble są odpow iednie dla dzieci starszych. D la m ło d ­ szych najm ilsze b ęd ą oczywiście zabaw ki: p ro ste, nieskom pli­

kow ane, higieniczne. Słodycze w dużych ilościach są p o d a­

runkiem chętnie przez dzieci w idzianym , ale kłopotliw ym dla rodziców , którzy w obaw ie o zdrow ie dziecka m uszą m u o d eb ra ć to, co jest jego bezsprzeczną w łasnością, a zatem spraw ić dziecku w tym dniu przykrość.

P o d a ru n e k m a do spełnienia dw a zad an ia: spraw ić k o m u ś radość — o raz godnie reprezentow ać ofiarodaw cę, jego kul­

tu rę i sto su n ek do o b d aro w an eg o .

*

30

(29)

ŻYCIE TOWARZYSKIE

Warunki — mieszkanie — znajom ość form

Zanim zaczniem y byw ać i naw zajem przyjm ow ać zasta­

nów m y się w przód, jakie m am y do tego w arunki. Czyli, jak się przedstaw ia m ieszkanie, b udżet i czy m y sam i jesteśm y d o ­ statecznie przygotow ani, tzn. poinform ow ani o zw yczajach i obow iązkach, które m im o w ielu ju ż dokon an y ch uproszczeń n a k ła d a życie tow arzyskie.

P ozornie w y glądają te zastrzeżenia b ard zo pow ażnie, m im o to jed n ak przy bliższym rozpatrzeniu n a pew no nie o d straszą nikogo od zam iaru w spółżycia z ludźm i.

O m ieszkaniu m ożna zasadniczo tyle pow iedzieć, że o kul­

tu rze w nętrz nie stanow i nigdy lu k su s, ale d o b ry sm ak w ła­

ścicielki. Środki finansow e g ra ją d ru g o rzę d n ą rolę, jeśli zn aj­

dzie się ręka, k tóra potrafi tani d ro b iaz g tak d o b rać i tak sto ­ sow nie um ieścić, że zachw yci oczy. G d y w m ieszkaniu od pierw szego w ejrzenia czujem y lad i czystość, a m eble, tkaniny i ob razy są rozm ieszczone celowo, bez p rzeład o w an ia i zle­

w ają się w h a rm o n ijn ą całość — w tedy m am y kulturalne w nętrze.

N iezaw sze drogo cen n e dyw any, stylow e m eble, kosztow ne b ibeloty i o ry g in ały m istrzów d łu ta lub pendzla n a ścianach stw arzają w nętrze estetyczne i pociągające. C zęsto byw a w p ro st przeciw nie. A bibelotom należy się o so b n a w zm ianka. M ają o n e jedynie w tedy uzasadnienie w m ieszkaniu, o ile są w pew nym sto p n iu dziełem sztuki albo słu ż ą do praktycznego celu, n p .: flakon lu b w aza n a kw iaty, przycisk n a b iu rk u , p o ­

(30)

pielniczka itp. Ale nigdy ta zbieranina ze w szystkich w ystaw , te pieseczki, kotki, ow ady, zw ierzątka, pudełeczka, m otylki, n iezdarne figurynki, zaśm iecające kobiece biurka, stoliki. T o nie są bibeloty, lecz chw asty w m ieszkaniu, których jak n a j­

prędzej wyzbyć się należy.

Jakże nas rażą pokoje p rzeładow ane m eblam i i zagracone przedm iotam i, które nie wiedzieć po co sto ją, ale które „szkoda wyrzucić, bo tyle kosztow ały i są jeszcze zupełnie d o b re " — jakże kłują oczy osław ione ju ż m akatki i robótki ręczne, jakieś w ym yślne i n iep raw d o p o d o b n ie pozbaw ione sensu dekoracje wszelakich kącików, okien itp. Ale rozm iłow anym w nich w ła­

ścicielkom tru d n o w ytłum aczyć, ż‘e szkoda czasu i pieniędzy na te brzydactw a (b o przecież także robótki sp o ro kosztują) — że lepiej było by robić praktyczne i użyteczne trykotaże d la siebie i dzieci, a za to uzyskać w m ieszkaniu więcej w olnej przestrzeni i niepopstrzonych straszy d łam i ścian.

N ie chcąc nikogo urazić — p anie są drażliw e i w rażliw e n a krytykę ro b ó tek — przyznaję, że zd arzają się istotnie piękne okazy w śród ro b ó t ręcznych, ale s ą to n ap raw d ę — białe kruki.

W n ętrza m ieszkaniow e średniej klasy, bo d la takiej jest ta książka przeznaczona, nie m ają pretensji do am filady sa ­ lonów i m uzealnych zbiorów . Idzie przede w szystkim o stw o ­ rzenie praw dziw ego ogniska dom ow ego, m iłego i przytulnego, d o którego dom ow nicy w racają po pracy z rozkoszą. G dzie w szystko jest um ieszczone na w łaściw ym m iejscu, a każdy przed m io t istotnie p o trzebny i albo spełnia rolę użyteczną, albo zaspokaja zm ysł estetyczny, sprzęty nie w chodzą ludziom w d rogę, a sp o só b ośw ietlenia o d p o w iad a przeznaczeniu lokalu.

M oże jeszcze n ig d y nie było tak łatw o urządzić m ieszkanie ład n ie i tanio, jak dziś. G d y daw niej w n ajskrom niejszych w aru n k ach nie m ogło się obejść bez sak ram en taln eg o salo n u , sypialni, jad aln i i to w ybieranych zależnie od ceny a bez troski o je d n o litą całość — dziś w obec m ody tapczanów m o żn a przyjm ow ać gości w każdym pokoju. C o więcej, np.

32

Cytaty

Powiązane dokumenty

W programie ujęte zostały doniesienia z wielu dziedzin medycyny, między inny- mi rodzinnej, alergologii, endokrynologii, gastroenterologii, hepatologii, kardiolo- gii,

Nikodem słucha i widzi, czym jest świat dla Tego, kto się teraz do niego, do Nikodema, zwraca, ów świat, który Bóg tak umiłował, że Syna swego Jednorodzonego dał.

śmieję się wtedy, gdy przeszłość się marzy, gdy chcę płakać bez

Zachęcanie daje jednak większy przyrost prawidłowych zachowań z uwagi na to, że przymus nie na wszystkich działa jednakowo – egzostatycy będą krnąbrni dla popisu,

Abso| went studiów I stopnia fizyki jest przygorowany do pracy w laboratoriach fizycznych badawczych i diagnostycznych oraz obstugi i nadzoru urzqdzeń, których

Wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Grupę Spółek IDEAL z siedzibą w Warszawie, podanych przeze mnie w aplikacji oraz w przekazanych dokumentach danych osobowych, w celu

Perspektywa naturalistyczna pojawiła się w drugiej połowie XX wieku jako sprzeciw wobec metodologii scjentystycznej i filozofii analitycznej.. Ta

P iasek p ustyń afrykańskich silnie bardzo rozgrzewa się od prom ieni słońca i szybko ciepła swego udziela powietrzu, kiedy tym czasem lody i śniegi północy