• Nie Znaleziono Wyników

O pochodzeniu wsi polskiej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O pochodzeniu wsi polskiej"

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

. c

23916

(3)
(4)
(5)

0 pochodzeniu wsi polskiej.

Biblioteka Jagiellońska

1 0 0 2 0 7 3 8 0 2

LW6W,

C Z C I O N K A M I D R U K A R N I L U D 6 W E J ,

pod z a rzą d e m T . W ie d en ia . 1905.

1002073802

(6)

V N I v . t X ^ y A G C L L ,

C H A C O V I E N 8 I S .

(7)

i architektu ry pytam y się- przedew szystkiem , k ied y cho­

dzi o przeszłość. D laczego tak jest — łatw o odgadnąć.

S ta re kroniki i dokum enty przechow ujem y po b ibliote­

kach i archiw ach, zabytków sztuki i architektury bro­

nim y przed zniszczeniem i nie dopuszczam y w szelkiej zm iany, chcem y je mieć i zachow ać, o ile tylk o można nietkniętem i, chcem y słowem ochronić je przed działa­

niem czasu, k tó ry niszczy i przed działaniem życia, które, sam o cią g le zmienne, zm ienia wszystko dokoła siebie i rzec można, żyje w łaśnie tą przemianą.

W obec tego rodzi się pytan ie, czy np. sposób bu­

dow ania domów lub- rozdział pól i system go sp o d ar­

stw a m ogą b yć m ateryałem historycznym , czy można się ich p ytać o od ległą przeszłość historyczną ? P r z e ­ cież domy, pola, są przedm iotem codziennego użytku — co w ięcej, stan ow ią m ajątek społeczny, są dobrem ekonom icznem i jako takie muszą się naginać i p rz y ­ sto sow yw ać bezustannie do now ych potrzeb i w ym a­

gań ; pow inniśm y się naw et usilnie o to starać, a b y od pow iadały tym nowym potrzebom, ab y się p rzy sto ­ so w ały do bieżących, w spółczesnych form życia. W s z y ­ stko to praw da, ale mimo tych w ątpliw ości, które się m ogą niejednem u nasunąć, przecież się pytać możemy 0 przeszłość, n aw et od ległą, n ietylko starych kron ik 1 np. pom ników arch itektu ry, ale dziś lub do niedaw na jeszcze istniejących form osadniczych, pól dw orskich i chłopskich, chat i dworów, słowem możem y się pytać

(8)

w si polskiej współczesnej, lub do niedaw na jeszcze istniejącej o jej pochodzenie i przeszłość i co w ięcej może nam ona dać odpowiedź.

Czemu tak je s t ? Ł atw o odgadnąć.

W sz y sc y w iem y, że różne w arstw y społeczne nie biorą równom iernego udziału w kulturze — jedn e z nich idą naprzód, inne pozostają w tyle, pozostając zaś w tyle, nie mają tych potrzeb, które są przyczyną i po­

wodem w szelkich zmian, trzym ają się w ięc starszych, prostszych form i sposobów gospodarczych, których na now sze nie zm ieniają. T o b y ła b y odpowiedź, która się sam a narzuca, odpowiedź pierw sza z brzegu, jakb yśm y m ogli powiedzieć. Prócz niej jest w szakże i inna, po którą trzeba głębiej sięgn ąć. O kresy historyi ekonom i­

cznych stosunków są daleko dłuższe, niż o k resy histo­

ry i politycznej, tak że jeden i ten sam stopień ekono­

micznej ew olucyi obejmuje zazw yczaj różne stad ya ew olu cyi politycznej. Szczególniej okazuje się tutaj trw ałą technika gospodarcza, k tóra się naw et w ów czas nie koniecznie zmienia, k ied y się zmienia rozdział m a­

jątku społecznego, zawsze więcej zw iązany ze zm ianami politycznem i i bardziej od nich zaw isły. G łębiej, poza zmienną, ruchliw ą i burzliw ą falą politycznych zdarzeń i w ypadków , k ry je się toń nie zupełnie nieruchom a, ale spokojniejsza. Zm iany, które w niej zachodzą, są powolne — lecz za to trw alsze i sięgające do gruntu, do podstaw. D opóki się one nie pojaw ią, w szystko jest po dawnemu — wiele rzeczy zmienia się na po­

wierzchni — a przecież dawne form y i stosunki zo­

stają nietknięte! Podobnie i ze w sią polską. P rz e trw a ła ona niejedną polityczną zm ianę, p rzetrw ała naw et i upadek dawnej R zeczypo sp olitej i dopiero dzisiaj znowu się zm ieniać poczyna. Nim to w szakże n astąpi, nim zniknie, a raczej nim się przeobrazi i zatraci sw e ch arakterystyczn e znamiona, możemy jeszcze dzisiaj, lub m ogliśm y do niedaw na odnajdyw ać w niej n ietylko zatarte ślad y i szczątki — ale praw ie nietknięte form y i stosunki odległej przeszłości dziejowej.

(9)

poznać się z najbardziej zasadniczem i form am i jeszcze dziś istniejącej w si polskiej, przyczem będzie nam cho­

dzić jed yn ie o najbardziej typow e i najpowszechniejsze jej ch arak terystyczn e znamiona.

W ieś polska, taka, ja k ą jeszcze pam iętam y, z ch a­

tam i po obu stronach drogi, je st zbudowana zazw yczaj w prostą ulicę, z folw arkiem i dworem pańskim opodal.

P o la orne takiej w ioski dzielą się zazw yczaj na trzy części, stosując się do podziału gospodarczego. Nie tak to dawno bowiem, gd yż jeszcze do p ołow y X I X w ieku mniej więcej, system em panującym b y ł system trójpo- low y, siano oziminę w jednem z tych trzech pól, w d rą­

giem jarzyn ę, a trzecie i ostatnie b yło ugorem i słu ­ żyło za pastw isko. W iększą część każdego z ow ych pól stan ow iły grunta folw arczne, t. z. w G alicy i obszar dw orski, obok nich zaś cią gn ęły się w ązkiem i pasm am i d ziałki chłopskie. T a k a jest najogólniejsza, s z e m a- t y c z n a form a w si polskiej. O czyw iście, różne odstęp­

stw a od niej i zm iany są nietylko możliwe, ale naw et konieczne. Przedew szystkiem tam, gdzie g l e t ^ n i e b y ła jednostajnie urodzajną, tam owe trzy pola d zieliły się jeszcze na niw y, a w każdej Z takich niw znowu p o ja ­ w iają się i pola dw orskie i sąsiadujące z niemi działki chłopskie. N a taką w ieś p o lsk ą różne w p ły w y d ziałały w ciągu w ieków i one też w niejednem m usiały naru­

szyć tę jej najprostszą, dosyć przejrzystą formę. D ziały rodzinne, kupna, sprzedaże, zam iany etc. sp raw iły , że szczególniej działki chłopskie ro zryw ały się i „ta r g a ły "

coraz bardziej, na coraz bardziej mniejsze parcele, roz­

rzucone nieraz w kilkunastu i kilkudziesięciu nawet m iejscach. W każdym jed n ak razie w szystkie te nieuni­

knione zresztą zm iany d ziały się w o b r ę b i e owej zasadniczej form y, gm atw ając ją i zacierając pozornie ale w cale jej nie znosząc. O gólnie też biorąc, w skazan y szem at może służyć jak o typ najpow szechniejszy w si polskiej, inne, np. typ, w którym osadnik m iał tylk o

(10)

w jedn ym k aw ałk u sw oją rolę, należał do rzadszych i w krótce p rzyjął tę postać, o której przed ch w ilą mówiłem, tak że istotnie należy ją, a nie inną uznać za powszechną.

Stw ierdzenie pow szechności tego typu je st tylk o częścią zadania, któreśm y sobie postaw ili; teraz z kolei m usim y się zapytać, skąd się on w ziął, z jakiej jest epoki i jakim odpowiada stosunkom gospodarczym i społecznym ?

Zupełnie na pewno możemy odnieść istnienie tej form y w io sk i do X V i X V I wieku. W ów czas już b y ła ona powszechną i zupełnie ustaloną. N ie m am y oczy­

w iście z tych czasów planów lub katastru, ale m am y inne źródła, które nam ten b rak m ogą zastąpić. P ie r w ­ szy K ro m er w sw ym opisie P o lsk i z drugiej połow y X V I w. mówi, że w ioski budow ane są w prostą ulicę.

0 podziale pól mówią znowu źródła, które m am y dzięki zapobiegliw ości kościoła. Istn ieją z teg-o czasu m iano­

w icie różne sp isy m ajątków i uposażeń kościeln ych.

N ajstarszy i n ajpełniejszy jest t. z. Liber Beneficiorum, t. j. „ K s ię g a uposażeń“ D ługosza, obejm ująca całą dye- cezyę krakow ską, a w ięc całą ówczesną, M ałopolskę.

Pochodzi ona z drugiej p o ło w y X V wieku, prócz niej zaś dla archidyecezyi gnieźnieńskiej m am y nieco późniejszą z 1 5 5 1 . roku podobną k sięg ę uposażeń L a ­ skiego, oraz Liber Retaxaiionum z pierw szych lat X V I wieku. Je s t to bardzo szczegółow y inwentarz dóbr 1 dochodów m ajątku arcyb isku pstw a, sporządzony także przez tego sam ego L a sk ie g o , a wreszcie m am y jeszcze statuta i k sięg i sądow e z X V w ieku, które dla badań tego rodzaju, ja k nasze, można zużytkow ać. O pisy, gdzie leżą role folw arczne, role proboszczów, lub więcej szcze­

gółow e w zm ianki o łanach km iecych, w skazują p o śre­

dnio, że w ieś ów czesna — to w łaśnie w ieś z podziałem na trzy pola, w k tórych tylko role km iece sta­

nowczo g ó ro w a ły nad folwarcznem i, bo ról folw arcznych nie b yło jeszcze podówczas tak w iele, ja k to zobaczym y niebaw em . Prócz tych w zm ianek pośrednich, m am y

(11)

ważniejsze, bezpośrednie, które m ów ią w prost o takim w łaśnie podziale pól, k tó ry już znamy. M ówi to prze- dew szystkiem ow a „ K s ię g a uposażeń" D ługosza w jednym ustępie, wspom ina w nim m ianow icie o ja k ie jś wiosce, której role dzielą się na trzy pola „zw yczajem innych w iosek". A dalej Statut K azim ierza Ja g iello ń c zyk a z roku 1457 wspominano zagrodniku, k tó ry nie ma roli w trzech m iejscach, widocznie w ięc b y ł to w yjątek — inni zagrodnicy, a z pew nością i kmiecie* m ieli tak po­

dzielone role.j Statut Ja n u szo w sk iego z X V I w. w re­

szcie mówi, że łan polski ma b yć podzielony na trzy pola, to sam o powtarzają i k się g i podskarbińskie z końca X V I w. W szystk ie te historyczne źródła, ja k w idzim y, pośw iadczają zgodnie, że ów podział na trzy pola b y ł podziałem pow szechnym w X V i X V I w ieku. P o ­ wszechną b y ła i w ieś zabudowana w ulicę, ja k to znowu św iadczą opisy P o lsk i z X V I w ieku, a przedew szystkiem K ro m er. Podział zaś o w ych trzech pól na poszczególne ni­

w y b y ł bardzo częstym , możemy się o tem także przekonać z tych sam ych źródeł, które przed chw ilą w ym ieniłem , oraz z k sią g s ą d o w y c h ; opisy w iosek, które się w nich mieszczą, stw ierdzają to aż nadto w yraźn ie ^ n i e pozo­

staw iają pod tym względem żadnej w ątpliw ości.

Sam o stw ierdzenie faktu, że taka a nie , inna form a w ioski b yła powszechną w X V i X V I w ieku w P o lsce, nie w yczerpuje w szakże całej kw estyi. Cofnę­

liśm y w stecz w ieś p o lsk ą od p o ło w y X I X w ieku do X V i X V I — ale zachodzi teraz pytanie, czy nie mo­

żemy' jej cofnąć jeszcze dalej wstecz i uznać np., że to ja k iś prastary typ słow iań ski — wieś polska z doby pierw szych P iastó w , M ieszka i Chrobrego ? W iem y przecież, że stosunki ekonom jczne i form y gospodarcze odznaczają się w ielk ą stałością, z tego naw et założenia w yszliśm y, w ięc może ostatecznie i w ieś po lsk a nie już z X I X ale z X V w ieku da się istotnie cofnąć wstecz dalej jeszcze ? Otóż takie przypuszczenie należy k a te ­ goryczn ie odrzucić. W ieś z X V w. nie jest w sią naj­

pierw otniejszą. M am y na to bezpośrednie i pośrednie

(12)

dow ody. N a razie nie m ogę bliżej wchodzić w tę kwe- styę, zbyt bowiem oddaliłoby to nas od w łaściw ego przedmiotu. W kró tce będę m iał sposobność zająć się bliżej pierwotnem , t. j. najstarszem osadnictwem pol- skiem , tutaj w ystarczy stw ierdzić fakt, że najdaw niej­

sze osady polskie b y ły bądź osadam i jednodworczem i, bądź zbiorem osad jednodw orczych, chata osadnika w raz z upraw ianem polem, częstokroć rozrzuconem w kilku niw kach, np. po lesie, stan ow iła dla siebie odrębną gospodarczą całość. M ogło też przyjść do ze­

staw ienia razem a następnie pom ieszania kilku takich osad jednodw orczych w skutek rozrodzenia się potom ków pier­

w szego osadnika-założyciela lub jednorazow ego osiedlenia się paru lub kilku osadników, nie b y ły to jed n ak w ioski takie, ja k ie poznaliśm y, słowem nie b y ła to wieś polska ani X V w. ani o czyw iście X I X wieku. T a wieś, którą znam y jeszcze do dziś dnia, w y ru g o w ała w idocznie d aw ­ niejszą — to przypuszczenie samo się teraz już nasuw a/

Istotnie tak się i stało.

j Pow stan ie obecnej w si polskiej można odnieść do w ielkiego vruchu gospodarczego i społecznego, który się w Piasto\H kiej P o lsce rozpoczął w ciągu X I I I w ieku, a roz­

w in ął i dokonał w ciągu dwóch następnych stuleci, t j.

w ciągu X I V i X V wieku. Bez przesady też rzec można:

jeszcze dzisiaj odczuw am y pośrednio najdalsze, ostatnie skutki tego, tak już zdaje się, d alekiego przewrotu.

. W każdym rozwoju ekonom iczno-społecznym dają się odróżnić dwa nader znamienne o kresy, a m ianowi­

cie: pierw szy — gospodarstw a bezobroto wego, odoso­

bnionego i następny — go spo d arstw a pieniężnego.

Stad yu m pierw sze, gospodarstw a odosobnionego, tern się głów nie odznacza, że producent jest zarazem kon ­ sumentem, w ystarcza sobie praw ie zupełnie, handel zaś jest przedew szystkiem zamiennym. W stadyum zaś w ię­

cej rozw iniętego gospodarstw a pieniężnego, podział p racy staje się coraz powszechniejszym , pieniądz w y ­ stępuje też jako środek, stale pośredniczący m iędzy

(13)

tym , k tó ry sprzedaje, a tym , k tó ry kupuje, ludzie tw orzą sobie niejako pew ną stałą m i a r ę wartości.

O czyw iście oba te o kresy nie są w rzeczyw istości tak ściśle odgraniczone, ja k w naukowej definicyi. Ż ycie nie m ieści się n igd y w form ule czy definicyi i nie może b yć w niej zupełnie uwięzione. M ięd zy jedn ą ep o k ą a drugą, które są. niejako dwom a ostateczno- ściam i, mieści się epoka przejściow a. Pien iąd z jako środ ek zam ienny jest już znany i w użyciu, ale nie w powszechnem i w yłącznem użyciu, tak że w iększość tran zakcyi, lub przynajm niej bardzo znaczna ich część d o ko n yw a się jeszcze za pom ocą pew nych dóbr, k tó ­ rych wartość powszechnie jest ustaloną i użyteczność ogólnie znaną. D obra owe to przedew szystkiem : zboże, b ydło, miód, a prócz tego łupieże, t. j. skó rk i rozli­

cznych zwierząt, bardzo poszukiw an y przedm iot ów cze­

snego handlu. O kres ten przejściow y możnaby nazwać okresem s u r r o g a t ó w p i e n i ą d z a . P o lsk a w X I I i X I I I w., a naw et znacznie wcześniej, przeszhi już i zostaw iła za sobą epokę gospod arstw a zupełnie bez- obrotow ego. T ak ie gospodarstw o zresztą prow adzą tylk o lu dy zostające na bardzo niskich szczeblach k u l­

tury, o niem też w P o lsce X I I w. i m owy b y ć już n aw et nie może. Nie w eszła wszakże P o lsk a ów czesna już zupełnie w okres gospodarstw a czysto pieniężnego.

Pieniądz, ja k w szy scy w iem y powszechnie, istniał w P o lsce X I I i X I V wieku, ale w iększość danin na rzecz panującego, k ościoła i na rzecz dw orów pańskich, którą sk ład ała ludność rolnicza różnych k ategoryj, b y ła oddaw aną i przyjm ow aną w znacznej bardzo m ie­

rze w zbożu, b yd le, miodzie i łupieżach zw ierzęcych, a znak to niechybny, że gospodarstw o społeczne tkwi na ow ym pośredniem stadyum surrogatów pieniądza.

W X I I I wszakże wieku przychodzi chw ila, ja k b y śm y dzisiaj pow iedzieli, „przesilenia ekonom icznego1', która ma dla dalszego rozwoju P o lsk i pierwszorzędne znaczenie. |

Naród, odcięty od wszelkich w p ływ ó w z zewnątrzj*1 k tóry przechodzi podobne przesilenie ekonomiczne,

(14)

musi sobie sam radzić i sam w ytw orzyć nowe form y ekonom icznego i społecznego bytu. T a k ie odcięcie wszakże je st rzeczą w y jątk o w ą — zw ykle też dzieje się inaczej : zaciąga on niejako pożyczkę — u lega w p ły­

wom narodów sąsiednich, znajdujących się na w yższych szczeblach ekonom icznego rozwoju, —/ przysw aja so ­ bie te form y i stosownie do sw oich potrzeb zm ienia je i przerabia. Od tego przerobienia i przysw ojenia zależy nieraz jeg o dalszy byt i jeg o rozwój. Je ż eli bowiem nie jest w stanie przysw oić sobie tych form w yższych, grozi mu zw ykle niebezpieczeństwo pochłonięcia przez naród bardziej rozw inięty, który często z początku na drodze pokojowej, a później i przem ocą narzuca mu sw oją kulturę.^ Je s t to zw ykłe p r a w o : form y niższe, mniej doskonałe, ustąpić muszą przed wyższem i, jeśli się z niemi zetkną. „ B y le strumień życia p ły n ą ł w y ­ żej “ — ja k mówi poeta.' /W podobnem niebezpieczeń­

stwie znalazła się podówczas i P o lsk a. Ju ż w końcu X I I w ieku, a w każdym razie w ciągu X I I I dała się uczuć w P o lsce potrzeba przem iany go spo d arstw a surrogatów na pieniężne (oczyw iście przem iany powolnej), zatrzym ać tego ruchu nie było można, od jeg o rozw iązania, jak wspom inałem, zależała dalsza przyszłość i rozwój — trzeba też było koniecznie rodzące się żądania za­

spokoić.

Społeczeństw a, na niższych szczeblach k ultu ry stojące, inaczej tworzą sobie pojęcie b o g actw a: przed­

staw ia się ono dla nich po w iększej części jako s k a r b , jeśli chodzi o drogi kruszec, drogocenne tkaniny etc.

Prócz tego zaś stan ow ią bogactw o z a p a s y . T eraz w szakże dobrze zaopatrzona spiżarnia, ja k b y śm y dzisiaj powiedzieli, w ziarno, dzieże miodu i połcie słoniny, nie m ogła w ystarczyć jed yn ie i w yłącznie. Nie chciano mieć już pełnej kom ory — chciano mieć przedew szyst- kiem pełny trzos — pieniędzy, chciano m ieć d o c h ó d w pieniądzu. M iejscow a ludność rolnicza, zostaw iona sw ym w łasnym siłom, nie m ogła n a r a z i e zadość uczynić nowym w ym aganiom , nie m ogła sprostać

(15)

i podołać zadaniu, trzeba b y ło przedew szystkiem innej, lepszej techniki gospodarczej, ale prócz tego trzeba było gruntownej przem iany daw nych stosunków spo­

łecznych, bez której to przem iany znowu technika nie w ystarczała, słowem potrzeba było polepszenia doli rolniczej ludności, z czego, ja k zw ykle w takich razach, nie zdawano sobie w cale spraw y. N ie wątpię, że ow a przem iana b y ła b y się dokonała na drodze zw yk łej, jeśli tak powiedzieć wolno. Ludność rolnicza i w ogóle społeczeństwo polskie X I I I w ieku b y ło b y sam o roz­

wiązało tę k w estyę — tylko bardzo pow oli i może pod niejednym względem nie tak łatw o i nie tak pom yślnie.

Tym czasem stało się inaczej. W P o lsce o b jaw iła się dążność do zapotrzebowania w ydatniejszej ludzkiej p ra c y — daleki Zachód potrafił ją zaspokoić. P o lska zaroiła się od obcych przybyszów z dalekich stron, od kolonistów, gotow ych czynsz pieniężny uiszczać.

Na zachodnim krańcu Europy, nad morzem Nie- m ieckiem w e F lan d ry i i F r y z y i w końcu X I w ieku i na początku X I I o b jaw ił się k orzystn y zw rot w położeniu ludności rolniczej, a w ślad za tem w zględne, ja k na ówczesne czasy, przeludnienie. T o w y tw o rzyło znowu dążność wśród owej ludności do szukania now ych s ie ­ dzib, słow em do kolonizacyi. S ła b o zaludnionych prze­

strzeni nie brakło podów czas w E uropie, z ow ego też zbiornika we F lan d ry i, z którego poczęło się teraz prze­

lewać, rozeszła się szeroko fa la osadnicza po ow ych n ieledw ie pustych obszarach. R u ch e m ig racyjn y z F la n ­ dryi i H olandyi, dla którego wschód E u ro p y o d g ryw a ł podobną rolę, ja k dla osadników europejskich Far-AVest Północnej A m eryk i, dał się najw cześniej i najsilniej od­

czuć w sąsiednich okolicach N iem iec północnych i w T u ­ ryn gii, powoli jed n ak dotarła pierw sza fala osadnicza, jakb yśm y ją nazw ać m ogli, dalej na W schód i oparła się aż o P o lsk ę — m ianow icie o Ś lą sk , gdzie osadni­

ków flan d ryjskich i w allońskich sp o tyk am y dosyć w cze­

śnie. N ie d om yślam y się może, iż osadnictwo fryzyjsko- flandryjskie — to pierw sza straż w ielk iego osadniczego

(16)

i ekonom icznego prądu, k tó ry zaludnił dzisiejsze N iem cy północne — P ru sy , i k tó ry do gruntu zm ienił etnicze stosunki tej części E u ro p y. P aństw o N iem ieckie dawno już b yło zajęło i ujarzmiło S ło w ian połabskich — ale zająć i ujarzm ić — a nawet w ytępić w znacznej mierze ludność tubylczą — to jeszcze-nie w szystko, to dopiero przedw stępne niejako przygotow an ie do dalszego dzia­

łania. Słow iań szczyzn a p o łab sk a po długich i m order­

czych w alkach, z przetrzebioną bardzo silnie ludnością, czekała w łaśnie teraz na tych, którzy m ieli dać hasło n iejako do zupełnego w y p arc ia tubylców . K sią ż ę ta sa ­ scy, przedew szystkiem A lb rech t Niedźwiedź, a także różni dostojnicy kościelni, biskup B re m y i arcyb isku p H am burga, oraz c a ły szereg różnych opatów c yster­

skich zw rócił się teraz do F la n d ry i i F r y z y i po Osa­

dników. K to potrzebuje i żąda w yśw iadczen ia jakich ś usług, jak w tym razie ekonom icznych, ten musi się zgodzić także na pew ne w arunki, które podają ci, do których się on zw raca i sam też musi podać swoje.

Przyszło w ięc w ten sposób do zaw arcia o b o p ó l n e j u m o w y m iędzy stronami. K o lo n iści owi, sprow adzani z Zachodu do dzisiejszych Niem iec północnych, p rz y ­ nosili z sobą, zmienione i ulepszone sposoby techni­

cznej u p raw y i podziału pól : ulepszony p łu g żelazny i zam iast rozrzuconych drobnych działków po całej przestrzeni, zajętej pod uprawę, jeden w iększy k aw ał pola, który się ciągn ął zazw yczaj długim pasem od za­

budowań gospodarczych do gran ic w ioski, często zaś ze w zględu na trójpolów kę rola ow a leżała w trzech polach. B y ł to postęp i to znaczny w obec panujących podów czas w Niem czech stosunków. Postępem b y ła ró­

wnież i o rgan izacya takiej nowej w ioski. M yliłb y się ten, k tó ry b y sądził, że b y ła ona zupełnie now ą —-tak nie b yło, już istniejące dawniejsze niem ieckie stosunki b y ły pun k­

tem w yjścia do dalszych zmian w tym kierunku. Zm iany te p o le g a ły przedew szystkiem na przyznaniu większej auto­

nomio w iększego sam orządu nowym osadnikom. A n i t. z w.

(17)

Schulthess, t. j. nasz późniejszy sołtys, rodzaj niższego urzędnika w iejskiego , k tó ry teraz zazwyczaj um aw iał się z w łaścicielem za osadników , nie b y ł zupełną n o ­ w o ścią, ani sądow nictw o które spraw ow ał, ale i jeg o urząd i zakres funkcyj, które w yp ełn iał, zo stały teraz zmienione i rozszerzone w duchu, ja k wspom inałem , za­

pew nienia większej sw obody m ieszkańcom . I wśród sa­

mej ludności rolniczej m ogła się znaleźć klasa, której położenie praw ne b yło zbliżone do położenia k olon i­

stów. O czyw iście tylko dawniejsze, uciążliw e nieraz i w ielorakie robocizny i daniny zo stały zam ienione na stałe. Zastąpił je czynsz w gotow iźnie, o którą przede- w szystkiem chodziło w łaścicielom , sprow adzającym k o ­ lonistów. K olon iści zaś m ogli go łatw iej uiścić, bo b y li zamożniejsi od daw niejszej ludności, pracującej gorzej wśród go rszych w arun ków — prócz czynszu składali oni jeszcze pewną ilość zboża różnego gatunku i o p ła­

cali dziesięcinę zazwyczaj także w gotów ce. P e łn ili też i pew ne posługi, a tam, gdzie b y ł folw ark, bardzo n ie­

znaczną robociznę, zw ykle parę dni w roku i pom oc przy żniwach.

T akie "b y ły najogólniej tylko i pokrótce zazna­

czone ich obow iązki, które w yp ełn iać m usieli — ale nie odrazu. Je ż eli bowiem należało w ieś z now ego korzenia założyć, osuszyć błota, ja k się to zw ykle działo na północnem pojezierzu morza N iem ieckiego lub B a ł­

tyku, lub w ytrzeb ić las, jeśli to b yło w ew nątrz kraju, tam uw alniano now ych osadników na pew ną liczbę lat od w szelkich czynszów i obow iązków . Je ż eli zaś p rzy­

chodziło do zam iany już istniejącej daw niejszej osad y na nową, tam zazwyczaj lata w olności skracano do po ło w y, ze względu na łatw iejsze w arunki gospodarstw a. Z re ­ sztą liczba lat ow ych stałą nie b y ła — to już zależało od um ow y, nie zapom inajm y bowiem , że to b y ła umowa m iędzy stronami, która w tym w ypad ku , ja k i w wielu innych, regu low ała w zajem ny stosunek. Pośrednio w y ­ nika z sam ego faktu, że to b y ła um owa, jeszcze jeden nader w ażny f a k t .' S k ą d przychodzili owi osad n icy ?

(18)

N ikt się ich tak bardzo, ja k sądzę, nie w y p yty w ał. M ogli to b yć t. zw. Jiospites“, t. j. goście, którzy i dawniej mieli praw o przenosić się z m iejsca na m iejsce i upraw iać cudze w łości, godzić się za kontraktem , ja k b y śm y powiedzieli, słow em owa k lasa ludności rolniczej, której praw ne sta­

now isko najbardziej się zbliżało do stan ow iska nowych osadników, m ogli to b yć czyiś poddani, którzy tego przyw ileju nie m ieli i którzy b yli naw et zbiegam i.

Z chw ilą wszakże, k ied y przyszło do zaw arcia takiej um ow y, wchodzili oni faktycznie w n ow y stosunek, b yli, ja k b y śm y dziś powiedzieli, farm eram i, dzierżawcam i, kió- rzy m ogli o p u ścić,rolę po w ypełnieniu warunków , prze­

w idzianych w umowie. Z p raw a tego musieli oni czę­

sto korzystać, a naw et go nadużywać, b yło też ono dla nich ważnym bardzo przyw ilejem , który w y n ik ał z sa- v m ych ów czesnych stosunków ekonom icznych. Zapotrze­

bow anie p racy b yło znaczne i rosło, dopokąd o ziemię b yło łatw iej, niż o pracę ludzką. Ten w zgląd nawet za­

p ew n iał w pewnej mierze przew agę tym , którzy dostar­

czali pracy, t. j. nowym kolonistom, nad now ym i w ła ­ ścicielam i, w sku tek tej przew agi też stosunki ludności rolniczej zm ieniały się podówmzas na lepsze — jak się zresztą zw ykle dzieje w epokach zw iększonego ruchu gospodarczego, który bez zapotrzebowania p racy obejść się nie m oże}

C a ły ten ruch osadniczy, o którym w spom ina­

łem, w ciągu X I I . a szczególniej w ciągu X I I I w.

ogarn ął zachodnie i południowe N iem cy, „N iem cy wła- śc iw e “ , ja k b y śm y je w odróżnieniu od późniejszych, wschodnich m ogli nazwać. I one z kolei n ietylko p rzyj­

m ow ały łian d ryjskich kolonistów, ale pod impulsem owej kolonizacyi i w edług jej m odły zaczęły zmieniać i reorganizow ać sw oje w łasne stosunki i sam e w y sy ła ć także kolonistów na daleki W schód. P rzyszło im to ła ­ two, w X I I i X I I I w ieku bowiem N iem cy zachodnie p o siad ały już także n ad w yżkę ludności, go to w ą opuścić sw e dawne siedziby i szukać choćby na obczyźnie po­

p raw y lo s u ; udoskonalone zaś urządzenia Iłandryjskie,

(19)

0 których wspom inałem , m iały z niem ieckiem i jedno źródło i różniły się tylko stopniem rozwoju, łatw o więc 1 szybko m ogły b yć przejęte. T o w szystko sp raw iło , że kolon izacya niem iecka stała się niebaw em bardzo liczną, liczniejszą naw et o wiele, niż flandryjska, od której tylko im puls w yszedł, N iem cy też p rzy jęły g łó w n y udział w za­

ludnieniu i zagospodarow aniu wschodniej Europy.

P o lsk a leżała podówczas na dalszym jeszcze W sch o ­ dzie, niż dzisiaj. W praw d zie położenie geograficzn e jako takie zmianom nie ulega, nie posuw a się dalej, ani p rzy­

bliża, posuw ają się wszakże łub cofają p rąd y c y w iliza­

cyjne. P o lsk a ówczesna, pow iedzieć można, leżała na sam ych już krańcach E u ro p y, E u ro p y łaciń skiej, zacho­

dniej, którą sam a k ied yś m iała na W schód dalej posu­

nąć. D o niej też dojść, o nią się oprzeć m usiały owe prądy kolonizacyjne, na nią w pływ swój w y wrzeć. T a k ęię stało istotnie. W p ły w to b ył niezmiernej doniosłości i w agi, ja k często b yw a w p ły w pod wielu w zględam i zbaw ienny w pewnej chw ili dziejow ego rozwoju — ale m ógł on b yć i obosiecznym, m ógł się bowiem i zgubnym okazać.

Pierw sza fa la tego w ielkiego ruchu kolonizacyjńego, fala flan dryjska, mimo że szła z tak daleka", dotarła przecież do P o lsk i — i to niespodziew anie wcześnie.

M ianow icie na Ś ląsk u widzim y osadników flandryj- skicb, z francuskiej części F lan d ry i, t. j. z W alon ii, pod koniec X I I wieku. O siedlają się oni na ziem iach b o g a­

tego opactw a kanoników regu larn ych na górze Sobótce, którego zakonnicy także z F la n d ry i p rzyb yli, później są i we W ro cław iu — z chw ilą ja k się on ze starego p ia­

stow skiego grodu przetw arza na m iasto. P o im m igracyi flandryjskiej, która dotarła zresztą tylko do najbardziej zachodnich okrain P o lsk i, do sam ego zaś jej wnętrza nie dószła, przyszła fala druga, potężniejsza, a z nią przyszli oczyw iście dobrzy nasi znajomi — niem ieccy koloniści. P ierw sza, po przejściu tak znacznych obsza­

rów , b yła już za słab ą, musnęła w ięc tylko P o lsk ę, za to druga ud erzyła o nią z całą jeszcze siłą, zalała ją

(20)

na chw ilę, cofnęła się, ale zostaw iła znaczne bardzo ślady, przyniosła bowiem z sobą n ietylko ludzi, ale z nimi razem nowe urządzenia i nowe stosunki ekono­

miczne. Z pom ocą to w łaśnie ow ych kolonistów niem iec­

kich i w znacznej mierze przez nich dokonał się przew rót gospodarczy, o którym wspom inałem . P rzew rót ten ek o ­ nom iczny i społeczny jest pierwszorzędnej d o n io sło ści:

P o lsk a w y sz ła z daw nych pierw otniejszych stosunków i w eszła w nowe, bardziej rozwinięte, n astąpiła zam iana go spod arstw a bezobroto wego na pieniężne, po w stały m i a s t a , bez których zam iana ow a nie jest się w stanie dokonać, bo one to d ostarczały za sprzedane zboże p ie­

niędzy, w których o p łacał czynsz kolonista. B ez prze­

sad y też należy pow iedzieć: od pom yślnego rozw iązania tego dziejowego problem atu zależał nietylko p rzyszły roz­

wój ekonom iczny P olski, ale naw et w znacznej m ierze jej narodowe istnienie. \

S e tk i dokum entów lokacyjn ych, t. j. p rzyw ilei w ystaw ionych na zakładanie w iosek na praw ie flan- dryjskiem lub niem ieckiem , które do nas doszły, św iadczą dziś jeszcze, ja k dalece nowe osady b y ły liczne i jak szybko p o w staw ały w ciągu X I I I i X I V w ieku. P a n u jący udzielał pozwolenia na lokacye, które b y ły Wrazem uwolnieniem od daw nych ciężarów i d a­

nin składanych w ed łu g praw a m iejscowego, t. j. p o l­

skiego, k o rzystali z nich w szyscy, którzy tylko k o rz y ­ stać m ogli — a w ięc kościół i rycerstw o — ale przede- w szystkiem kościół.',, P o siad ał on z daw ien daw na zna­

czne i rozległe m ajątki, zawsże też, d b ały o dobre z a ­ gospodarow anie i pow iększenie dochodów, pierw szy mu­

sia ł się zwrócić po now ych kolonistów , którzy jed n i m ogli mu zapewnić i dochód i dziesięcinę w pieniądzu i zbożu^Przecież w pierwszej już połow ie X I I I w ieku biskup płocki i w ro cław ski wiodą długie sp o ry z k s ię ­ ciem i ludnością, nie chcą bowiem już w tedy przyjm o­

wać dziesięciny w skórkach zw ierzęcych i miodzie — i zam iast ow ych surrogatów pieniądza żądają gotów ki i zboża. N ic też dziwnego, że pierw si zw racają się do

(21)

tych, którzy im jed yn ie m ogą dostarczyć jedn ego i dru­

giego, a przychodzi im to o w iele łatw iej niż innym i W idzieliśm y już, ja k opactwo śląsk ie na górze Sobótee- zw raca się do F lan d ry i i stam tąd osadników sprowadza, bo samo stam tąd pochodzi. B o g ate opactw a C ystersów , pow stałe przeważnie na końcu X I I w ieku, pochodzą praw ie w yłącznie z Niem iec, nic też dziwnego, że z N ie­

m iec sprow adzają teraz osadników i przedew szystkiem zw racają się po nich do swej dawnej o jczyzn y: chcą mieć nietylko b raci zakonnych N iem ców , ale i w ioski niem ieckie naokoło siebie i robią to, o ile tylko się da-

■jPrócz kościoła ż y w y udział w tym całym ruchu bierze sam panujący, do którego należą podówczas jeszcze o l­

brzym ie obszary. Zaludnia on je i zagosp odarow yw a także przybyszam i z N iem iec — a nadto lokuje i za­

kłada niem ieckie miasta. S ta re piastow skie §Jtcm3x . ustępują teraz m iejsca niem ieckim m i a s t o m . S y p a n e z ziemi okopy koliste, z poza k tórych w ygląd ają zczer- niałe drew niane obronne budowle i kościelne wieże — dawne, nieraz jeszcze po gań sk ie grodziska zam ieniają się na murowane gro d y i dw orce książęce. D aw ne pod­

grod zia: k upy domostw pod ow ym i kolistym i okopami — zam ieniają się na regularnie w ytyczone i w ym ierzone kw adratow e rynki z ratuszem i farą w pośrodku i uli­

cami, które się rozchodzą na w szystkie cztery strony.

K r a j przyb iera inny charakter, bo i rycerstw o także w yjed n yw a od księcia pozwolenie na zakładanie w si na praw ie niem ieckiem i ono nie chce b yć w tyle za k o ­ ściołem i p an u jącym ; nie chce. a naw et nie może, czuje bowiem doskonale i umie ocenić ekonomiczne znaczenie kolonizacyi i nie m yśli w cale w yzb yw ać się p łyn ących z niej, korzyści. Słow em w tym ruchu kolonizacyjnym biorą udział w szystkie w arstw y społeczne w ed łu g sił i możności..

W ielk i ten prąd kolon izacyjny, pod którego w p ły ­ wem dokonała się w P o lsce przem iana gospodarstw a bezobrotow ego na pieniężne, m usiał także zmienić orga- nizacyę ludności rolniczej; b y ł dosyć potężnym, a b y w y ­ tw orzyć i pozostawić now y typ w ioski — ten typ wio-

2

(22)

ski w łaśn ie, k tóry obecnie za polski, m iejscow y, możemy uw ażać. Z nim możemy się teraz zapoznać i dow iedzieć, ja k on w y g lą d a na ziem iach polskich. W n ik an ie w szcze­

g ó ły wychodzi daleko poza ram y niniejszego odczytu, nie mam też i ja zamiaru podaw ać tutaj szczegółow ych badań, w ystarczy m iejsca zaledw ie na podzielenie się z czytelnikiem najogólniejszym i w ynikam i, choć p rzy­

znać trzeba, że nietylko brak m iejsca stoi na przeszko­

dzie do powiedzenia i co najważniejsze o b j a ś n i e n i a w szystkiego. To, co się wie pewnie i dokładnie, zawsze skrócić łatw o — ale w łaśnie trudność po lega na tern, że nie w szystko dobrze w iem y, nie w iem y n. p. d o k ła­

dnie, o ile i w jakiej mierze zm ieniają się w arunki umów m iędzy w łaścicielam i a kolonistam i w m iarę, ja k się na wschód posuw am y. N a to należałoby porównać lo k acye polskie — z bardziej zachodniemi niem ieckiem i — a o ile wiem przynajm niej, nikt się tem nie zajął, z g ó ry wszakże powiedzieć można, iż sam kontrakt, sam a umowa, którą obie strony zaw ierały, niew ielkim i nieznacznym mo­

g ła ulegać zmianom. Jed en czynsz, t. j. jeg o w yso k ość oraz dziesięcina i inne ciężary, słowem strona ekono­

miczna um ow y zmienić się m ogła, choć i to pewnem nie je st; strona praw na nie u lega zmianom tak łatw o, i tym razem też nie zm ieniła się w cale, ale, co n as najw ięcej obchodzi, nie zm ieniła się sam a t e c h ­ n i k a , t. j. sam sposób zakładania now ych osad lub przem iany już istniejących. N ie zmienił się ów sposób i po drodze nie zgubił, nim do nas przyszedł. Zm iany n astąp iły później pod w pływ em m iejscow ych stosun­

ków, ale i tych zmian zbytnio przeceniać nie należy — głó w n y zrąb, g łó w n y plan, w swoich najogólniejszych zarysach nie został tak dalece naruszonym — dlatego też możemy śm iało pow tórzyć, że wieś polska, ta, którą dziś znam y i która jest lub do niedaw na jeszcze b yła zupełnie powszechną, pochodzi w prostej linii od owych osad zakładanych n iegd yś na niem ieckiem lub flandryj- skiem praw ie. V

(23)

P rzyp atrzm y się nieco bliżej tym wioskom, które wzór dla późniejszych stanow ią.

L o k a c y a wsi, osadzenie jej na praw ie niem ieckie ,» ! iure theutonico11, jak m ówią nasze dokum enty, w y ­ m agało dosyć czasu i zachodu. B r a ły w niej udział um aw iające się s tro n y : w łaściciel z jednej strony, a z dru­

giej sołtys jak o pośrednik, oraz, ja k ich n azyw ają nasze polskie dokum enty, km iecie, t. j. przyszli gospodarze i prócz nich reszta w iejskiej ludności, a m ianow icie za­

gro d n icy, a także często rzem ieślnicy i karczm arze. Ze strony kolonistów w ystęp o w ał sołtys i pod jeg o k ie ­ runkiem dokonyw ał się pom iar zajm ow anego obszaru — zw ykle lasu lub pustki — a czasem starej, już istnieją­

cej osady, k tórą na nowo należało urządzić. Oznaczano m iejsce, które następnie rozmierzano na łany, tak się bowiem w P o lsce n azyw a „mansus11, k tóry odpow iadał niem ieckiej „ H ufe“ , w łóce, ja k b y śm y ją także nazwać m ogli. D w a b y ły rodzaje łanów , które z sobą przynieśli ob cy k o lo n iści: łan frankoński — w iększy, zdaje się, odpow iadający niem ieckiej „Kdnigshufe1,1, t. zw. w łóce kró lew sk iej, i łan flan d ryjsk i — mniejszy, zw any także u nas w łódką chełm ińską. Stosunek w zajem ny obu tych łanów najpew niej b y ł taki, że łan frankoński w y n o sił m orgów 45 a flan d ryjsk i 30. P rz y ją ć trzeba wszakże, iż stosunek ów nie b y ł wszędzie jednaki. N iektórzy uczeni niem ieccy n p: przypuszczają, że łan frankoński b y ł dwa razy w iększy od flan d ryjskiego, m iał on mor­

g ó w 60, podczas k ie d y flan d ryjski m iał ich ty lk o 30

kle na ła n y frankońskie mierzono la sy i pustki, które m iafy b yć dopiero w ytrzebione i zam ienione na upraw ną rolę —

wne pola, choć nie b yło to zawsze i wszędzie zasadą, k tó rąb y się kierow ano stale. Zdaje się, że i mniejsza lub w iększa urodzajność gruntów w chodziła tutaj w ra ­ chubę, a m ianowicie ziemie mniej urodzajne dzielono na ła n y większe frankońskie, żyźniejsze na mniejsze — flan d ryjsk ie' Sam pom iar o d b yw ał się zapom ocą szn ura;

po przem ierzeniu obliczano ogólną ilość łanów . Bardzo na flan d ryjskie zaś mniejsze, mierzono już dawniej upra-

(24)

często ow ych łanów b yło dw adzieścia, choć z gó ry ostrzegam , że w cale nie m yślę, ab y to b y ła ja k aś stała liczba, b y w a ły bowiem osady liczące po trzydzieści — po czterdzieści i więcej łan ów — a b y w a ły i mniejsze — stw ierdzić tylko muszę, że w si o dwudziestu łanach spo­

ty k am y w dokum entach lo k acyjn ych w ięcej niż innych.

Obliczano tedy, czy je st łanów tyle, ile b yło trzeba i przy­

stępowano do ich rozdziału m iędzy całą ludność p rzysz­

łej w ioski — m iędzy km ieci, so łtysa i zagrodników . K o lo n iści, km iecie, jak ich n azyw ają stale późniejsze polskie dokum enty lokacyjn e, dostaw ali zazw yczaj po jednym łanie, a w yjątkow o naw et i po dw a ła n y , ale to w każdym razie należało do rzadkich w ypadków . Pozostaje teraz wszakże pytanie, gdzie i ja k leżał ów łan, k tó ry p rzypad ał każdemu z kolonistów na owym przeznaczonym pod upraw ę obszarze — czy c a ły leżał w jednem miejscu — czy może rozdzielony w kilku lub może w paru ?

O sady Handryjskie, zakładane w dzisiejszych pół­

nocnych Niem czech, szczególniej osad y zakładane w dzi­

siejszym Hanowerze, M eklem burgii, odznaczały się ule­

pszonym podziałem pól, ja k to już wspom inałem . U le ­ pszenie to polegało na uproszczeniu dawniej istniejącego podziału pól ornych. (K ażdy osadnik m ianowicie dosta­

w ał swój grunt w jednem miejscu, w jednym wązkim pasie, który się ciągn ął od jeg o dom ostwa do granic wsi. T a k i podział w ytw o rzył się przedew szystkiem we F ry z y i, gdzie b y ł w ynikiem w arunków fizyograficznych.

P ola orne w pobliżu morza, narażone na jeg o zalew y, m usiały się na sztucznie usypan ych w yżynach ciągn ąć takim i wązkim i pasam i. B ezw ątpienia, taki podział przy­

nosili z sobą i w inne okolice tłan d ryjscy i niem ieccy koloniści, przynosili go czasem i do P o lsk i — nie są ­ dzę wszakże, ab y to b y ł panu jący podział wsi osadzo­

nych u nas na praw ie niem ieckiem . M ógł się on naw et d osyć często trafiać — temu nie przeczę, ale nie sądzę, ab y w p łyn ął na ostateczne w ytw orzenie późniejszej wsi polskiej. N a to w p łyn ął typ inny. Nasze dokum enty lo­

(25)

I

kacyjn e w ym ien iają czasem i m iejsce, w którem się znajdow ały ła n y kolonistów, a m ianow icie m ów ią one, że są w trzech m iejscach — otóż sądzę, że b y ł to podział powszechnie p rzyjęty, słow em zgodny z późniejszym . N ow i koloniści przyczyn ili się głów nie do rozpow szechnie­

nia u nas gospod arstw a trójpolow ego, które, aczk ol­

w iek znane, przecież nie b yło w X I I I a naw et i X I V w.

ogólnie przyjętem — a w łaśnie fakt, że łan znajduje się w trzech m iejscach, odpowiada gospodarczem u p o ­ działow i na trzy p o la : ozime, jare i na ugór. T a k i po­

dział m usieli już przynieść ze sobą osobliw ie liczniejsi koloniści niem ieccy i ten w łaśnie pozostał typow ym .

U czeni n iem ieccy są zdania, że podów czas w N iem ­ czech panującym b y ł podział pochodzący z bardzo odległej epoki. Grunta orne, należące do ja k ie jś osady, dzieliły się na pew n ą ilość niw różnej urodzajności, w każdej takiej niw ie każd y z m ieszkańców w ioski m iał swój udział i w ten sposób m iał sw oją w łókę we w szystkich rodzajach g le b y. Otóż wobec tego podziału, podział na trzy pola, u w zględ n iający tylko sposób, t. j. technikę gospodarstw a, b y ł postępem , bo b y ł także uproszcze­

niem. Z pew nością też o kazyw ał się w zw ykłej p rak tyce dostatecznym , a b y zapewnić każdem u z uczestników tak i sam udział we w szystkich rodzajach g le b y w zię­

tych pod upraw ę — zbyt bowiem w ielkich różnic pod tym względem na przestrzeni jednej w ioski b y ć nie mo­

g ło i w znacznej w iększości w yp ad kó w z pew nością nie b yw ało . T en podział na trzy pola, z których w k a­

żdym now y osadnik m iał trzecią część łanu frankoń-

^ skiego lub flan d ryjsk iego , b y ł powszechnym . D o k o n y­

w ał się on zaś w drodze losow ania, dla uniknięcia w szel­

kich sporów , k tó reb y przy zw ykłym dow olnym w yborze w yn ik n ąć m ogły. Nie trzeba sobie w szakże zbyt prosto, t. j. zbyt ściśle przedstaw iać tego pom iaru: przypuśćm y, m ogło b yć dwudziestu osadników — otóż niekoniecznie równo dw adzieścia łanów odpow iadało ich liczbie. Z w y ­ k le tak nie b yw ało . Przedew szystkiem m ógł się zna- leść i znajdow ał ja k iś łan jeden, dwa, lub ja k a ś jeg o część

(26)

naw et ponad żądaną i um ówioną liczbę, otóż dzielono i taki pozostały skraw ek roli m iędzy kolonistów . B y ły to t. zw.

po niem iecku „ TJberscharen“ , z których pow stał nasz „ob­

szar1*. Później, w X V wieku, role owe zbyw ające na­

zyw ano bardzo trafnie przym iarkam i, a po łacinie excres- centiae albo superfluitates. L e ż a ły one na g ra n icy wsi poza całkow itym i łanam i i bardzo często p o w staw ały póź­

niej, w m iarę zajm owania, a często wdzierania się w si w lasy, zarośla lub inne „n ieużytki1*. N ie w szystko, oczy­

w iście kończyło się na owej roli — prócz niej kolonista musiał m ieć łą k ę, pastw isko i w reszcie las, z którego m ógłb y u żytkow ać. Ł ą k i zw ykle dostaw ał pew ną ilość w pro po rcyi do roli ornej, mierzono ją zaś albo na w ozy siana, albo też daw ano w prost pew ien jej obszar, rozm ie­

szczony podobnie ja k orne pola. P a stw isk o zostawało wspólne dla w szystkich — las też, aczkolw iek pański, obcią­

żony był, ja k b yśm y pow iedzieli dzisiaj, różnym i serw i­

tutami. Budulcu oczyw iście dostarczał w łaściciel na zbu­

dowanie domostw, ale prócz tego ten sam las m usiał do­

starczyć kolonistom drzewa opałow ego i różnych jeszcze użytków, bez których ówczesne gospodarstw o, bardziej ekstensyw ne niż dzisiejsze, obejść się nie mogłoś

pK m iece ła n y w trzech polach z przym iarkam i i łą ­ kam i n ad aw ały charakter wsi, d ecyd ow ały o jej typie i zajm ow ały praw ie c a ły jej obszar, nie można wszakże powiedzieć, ab y zajm ow ały go całkow icie. Prócz nich b y ły jeszcze orne grunta, które nie b y ły łanam i km ie­

cym i, t. j. nie m ia ły więcej niż łan, albo nie dochodziły do je g o rozmiaru. Przedew szystkiem prócz łanów i km ieci b y li jeszcze zagrodnicy i b y ły zagrody t. zw. hortulani i hortulaniae przyw ilejó w lok acyjn ych , dosłow nie ogro- ( dnicy i ogrody. Z agro d y nie leż ały zazwyczaj w trzech po- 1 lach, nie można też pow iedzieć, ile w y n o siły . M ie­

rzono je na pręty, nie na m o rg i; przypuścić trzeba, że b y ły to k a w a łk i pola w rozm aitych w ioskach rozmaitej w ielkości, w ydzielane razem z domostwem zagrodnikom . K a ż d y km ieć m iał na swoim łanie obok sw ego domu taki skraw ek roli z chatą przeznaczoną dla zagrodnika,

(27)

lub też zagrodnicy razem, t. j. w jednem jakiem ś m iej­

scu wsi, zw ykle na t. zw. „n aw siu " m ieli sw e zagrody.

Prócz zagrodników takie hoftulaniae, t. j. zagrody, m ieli także karczm arze lub karczm arz, oraz rzem ieślnicy, ja k np. niezbędny k ow al/oraz szewc, piekarz, rzeźnik, bo w ów czas b yli oni po wsiach, b y ły np. i jatki, co nas może nieco zdziwić, ale w tśd y nie b y ł jeszcze km ieć skazanym na przym u sow y w egetaryan izm . ja k dzisiajj^

Jeżeli weźm iem y łan jak o jednostkę m iary po­

wierzchni i co ważniejsze, ja k o jednostkę gospodarczą to zagrody stan ow iły ostatni,.»ajm niejszy, rzecby można, ułam ek tej jednostki sam oistnie zagospodarow an y. A le i sam łan, a naw et w yjątkow o / d w a ła n y , które km ieć czasam i posiadał, nie b y ły /n o w u najw iększą, je d y n ą gospodarczą jednostką. W iększą b yło „so łtystw o " nie dwór, ja k b y śm y się m ógli spodziew ać, sądząc z cza­

sów późniejszych. S o łtys; aczkolw iek nie jedynie, ja k to zaraz zobaczym y, b y ł wszakże głó w n ie w yposażony ziemią. D ostaw ał on zazw yczaj dwa, trzy do czterech łanów , ponad tę liczbę nie bardzo już w ykro czyć można.

B y w a ły w praw dzie i w iększe jeszcze sołtystw a, ale w każdym razie należy przyjąć, że cztery ła n y b y ły gran icą jeg o rozmiaru. D w a łan y w szakże n ależało b y może przyjąć jeśli nie za najczęstszy, to w każdym r a ­ zie za częsty, dość z w y k ły rozm iar sołtystw a, b y ło w ięc ono w takim razie dwa razy w iększe od gospodarstw a km iecego. Ciekaw em jest, czy przy w ydzielaniu grun ­ tów na sołtystw o nie da się zauw ażyć ja k iś stały spo­

sób obliczania, ja k iś proceder, obow iązujący zw ycza­

jowo dla stron obu? Otóż na to pytan ie dosyć trudno od­

powiedzieć. Przynajm niej wprost nie m ów ią o tem p rzy­

w ileje lokacyjne. Z zestaw ienia i porównania ogólnej liczby łanów so łtystw a m ożnaby przypuścić, że często ob ow iązyw ał d ziesiąty procent t. j. jeśli np. w ieś liczyła łanów dw adzieścia, sołtystw o liczyło ich dw a — ale nie zawsze da się ów stosunek zauw ażyć — tak, iż mo­

żna go zaznaczyć, ale nie można tw ierdzić, że b y ł on powszechnie i jedynie znanym i uznanym. Jaśn iej się

(28)

przedstaw ia kw estya położenia ow ych łanów sołtysich...

M o g ły one leżeć m ianowicie albo razem z łanam i km ie­

cym i, t. j. w trzech polach — albo m ogły stanow ić odrębny, zam knięty kom pleks gospodarczy, poza ow ym podziałem na trzy pola. Otóż pow iedzieć trzeba, że zw ykle leżały razem z łanam i km iecym i w trzech polach. Tam, gdzie k m ieć m iał trzecią część łanu, t. j. dziesięć, piętna­

ście lub dwadzieścia m orgów w stosunku do jakości łanu, tam so łtys m iał albo po całym łanie, albo po mor­

gó w dw adzieścia i czterdzieści. T o zależało już o czy­

w iście od tego, czy sołtys m iał dw a czy trzy ła n y lub w ięcej. Czasem wszakże b yło inaczej, a m ianow icie część łanów sołtysich leżała razem z km iecym i, np. je ­ den łan lub naw et w ięcej leżał p rzy samem so łtystw ie i stanow ił odrębny i zam knięty gospod arczy kom pleks.

Z tego, co o so łtystw ie pow iedziałem , można już mó­

w ić, że w znacznej mierze zastępow ał on późniejszy fo l­

w ark — rodzi się w szakże pytanie : czy napraw dę w ta ­ kich w siach nowo lokow anych na praw ie niemieckiem) n ie b yło w cale fo lw ark ów i gruntów folw arczn ych ? ,/'Otóż jeśli w ieś b y ła k rólew ską lub kościelną, zazw yczaj

folw arku nie b yło — jeśli zaś b y ła szlachecką, bardzo często znajdow ał się on we w si — ale regu łą to w cale nie było. C zy jed n ak b ył lub nie — bo to już zależało od m iejscowych stosunków, w każdym razie b y ł on n ie­

znacznych rozmiarów, zajm ow ał zw ykle nie w ięcej nad parę lub k ilk a najw yżej łanów , słow em tam, gdzie b ył, nie przenosił jeg o obszar w z w y k łych w arunkach ob­

szaru sołtystw a, zw ykle zaś i tak b yw ało , że sołtystw o m ogło b y ć od fo lw ark u znaczniejsze.

P o d an y tutaj obraz w si lokow anej w P o lsce na praw ie niem ieckiem nietylko że się różni zasadniczo od wsi polskiej dzisiejszej, ale w głó w n ych , zasadniczych r y ­ sach zgadza się z nią zupełnie. I tu i tam podział na trzy pola — i tu i tam z a g r o d y — jedn a tylko różnica musi każ­

dego uderzyć i zastanow ić: a m ianowicie brak pól fo lw ar­

cznych, które później tak dużo zajmują m iejsca w każdej w si polskiej. T e różnice w y tw o rz y ły już późniejsze sto-

(29)

sunki, b y ła to zmiana, która się też dokonała w o b rę­

bie w si lokowanej na praw ie niem ieckiem i której pun­

ktem w yjścia b y ły stosunki w si o w e j; różnice w ięc p o l­

skiej w si późniejszej bynajm niej nie przeczą temu, że pochodzi ona od tej w łaśnie, którą poznaliśm y.

Ł an y , które dostaw ał so łtys i km iecie, a także za­

gro d y, słow em c a ły ten podział w ioski, o jakim m ów i­

łem, słu ż ył za podstaw ę do um ow y o czynsze i pow in­

ności, które za używ alność ziemi m ieli sk ład ać sp ro w a­

dzeni osadnicy. W ystępuje przedew szystkiem so łtys przy sam ej umowie, tak dobrze u n as w Polsce, ja k i w szę­

dzie gdzieindziej. P an ujący, biskup, opat, lub w reszcie m ożny jak i pan, słowem w ła ściciel ziemi szukał k o lo ­ nistów, ale nie u m aw iał się z każdym z nich z osobna.

W imieniu kolonistów w ystęp o w ał i um aw iał się j e ­ den — późniejszy sołtys, z nim przychodziło do zaw ar­

cia i spisan ia um owy. Podobnie przecież działo się do niedaw na jeszcze, a może i dziś jeszcze dzieje się w K r ó ­ lestw ie Polskiem . T y lk o jeśli idzie o rozparcelow anie m a j ą t k u , oczyw iście przedsiębiorca, k tó ry koloni­

stów dzisiaj dostarcza, nie zostaje sołtysem , jeg o rola ogran icza się do sprow adzenia kolonistów.

D aw niej b yło inaczej. Zazw yczaj ten, k tó ry kolo ­ nistów w y n a jd y w a ł i zm awiał, sta w a ł się, ja k przed ch w ilą pow iedziałem , sołtysem . S am a ta nazw a jest spol­

szczeniem zresztą tylk o n azw y niem ieckiej „Schulthess“ , po łacin ie zaś n azyw ał się on scultetus. Ten so łtys m iał rozliczne p raw a i przyw ileje. J a k już w iem y, b y ł on pośredniczącem ogniwem m iędzy panem w łości, dzie­

dzicem, a kolonistam i. P an ów, dziedzic, osobliw ie jeśli nim b y ł kościół, p o siad ał sam liczne przyw ileje, prze­

dew szystkiem zaś m iał sądow nictw o/ nad ludnością, na jeg o ziem iach osiadłą, choćby z sam ego tytułu lo k a c y j­

nego, którego mu udzielił panujący. Z chw ilą lokacyi ustęp o w ał on znaczną ich część so łtyso w i i kolonistom . S o łtys, jako zastępca dziedzica, sp raw o w ał sąd y wraz z ław n ikam i, w yb ran ym i z pośród kolonistów, sądził on w raz z nimi rozliczne k atego rye spraw cyw iln ych i k a r­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zwracając się do wszystkich, Ojciec Święty raz jeszcze powtarza słowa Chrystusa: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by

„Budowa nowego budynku i przebudowa istniejącego na budynki mieszkalne wielorodzinne z garażem podziemnym wraz z instalacjami wewnętrznymi, dojściami oraz

Śmiało można więc powiedzieć, że północ województwa doczekała się do- brych czasów i garściami korzysta z moż- liwości, jakie dają środki unijne.. Drogi są bardzo

W przetargu mogą uczestniczyć osoby fizyczne i prawne, które zapoznają się z pełną treścią ogłoszenia (za- mieszczoną na tablicy ogłoszeń w budynku Urzędu Miasta Ruda Śląska

Znaczenie tego najstarszego wariantu stereotypu Niemca zostało wyeksponowane w same] nazwie Nie- miec, która etymologicznie znaczy tyle co „nie- my", w sensie

Ślad tych wierzeń można odnaleźć nawet w języku polskim, gdyż wyraz wilkołak (prawdopodobnie skrócona wersja od: wilko-dłak) oznacza dosłownie „mający

W związku z powyższym zmiana opłat w tym zakresie od 1 grudnia 2020 roku została anulowana, a otrzymane powiadomienia o wysokości opłat od 1 grudnia 2020 roku

Pamiętajcie, że jest to praca grupowa, więc dobrze ją sobie zorganizujcie, szczególnie czas pracy - może już po kilku obliczeniach warto zastanowić się nad punktem 2..