• Nie Znaleziono Wyników

P. ANTONI DOHRN.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "P. ANTONI DOHRN."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSfl!. 4 (14 42 ).

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZY#.

P R EN U M ER A TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: ro c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztow ą r o c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W sz e c h ś w ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „W szechśw iata*4 p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o re m w lo k a lu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i : W S P Ó L N A JST°. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

S. P. A N T O N I D O H R N .

W ro ku

1 8 9 7

z pow odu d w u d z ie sto ­ pięcioletniego j u b ile u s z u s ta c y i zoologi­

cznej w Neapolu we w szy stk ich czaso­

pism ach ogólno - biologicznych, także i polskich, u k a z y w a ły się a r t y k u ł y p o d ­ noszące znaczenie i oceniające n ie z m ie r­

ną doniosłość s ta c y i n e a p o lita ń sk ie j.

Obecnie s ta c y a zoologiczna znowu p r z y ­ pomina się w s z y s tk im biologom, ale ty m razem nie św ię te m rado sn e m , lecz z po ­ wodu żałobnej wieści, że w d niu

2 6

w rz e ­ śnia r. ub. z m a rł w w iek u la t

6 9

założy­

ciel je j, w łaściciel i k ie ro w n ik prof. dr.

Antoni Dohrn.

Czem dla n a u k biologicznych s ta ła się stacya zoologiczna w Neapolu, nie t r z e ­ ba dzisiaj ponow nie wobec biologów

| p rzyro dn ik ów obszerniej p rzy po m in ać i szczegółowo uzasadniać.

A ntoni D o hrn, u r o d zo n y

2 9

g r u d n ia

1 8 4 0

r o k u w Szczecinie, s tu d y o w a ł n a u k i przyrodnicze, specyalnie zoologię w Kró­

lewcu, Bonn, J e n ie i Berlinie; w

2 7

roku życia h a b ilito w a ł się w J e n ie i był ta m przez cz te ry l a t a docentem .

S tu d y a filogenetyczne D ohrna, głównie dociek ania n a d pochodzeniem zw ierząt k ręgow ych, skierow ały młodego uczone­

go do b a d a n ia zw ierząt m o rsk ich w za­

toce m esyńskiej i neapo lita ń sk ie j, a u j e ­ mne stro n y b a d a ń dory w czy ch zrodziły m yśl założenia s ta c y i zoologicznej, któ- rab y, obok g ro m adzen ia okazów, zape­

w n ia ła badaczom spokojną p rac ę n a u k o ­ wą i w szechstronne, u m ie ję tn e w y z y s k a ­ nie głębin morza, tej kolebki ży c ia o r g a ­ nicznego; w y b ó r padł n a Neapol ze wzglę­

du n a bog actw o flory i fau n y zatoki neap o lita ń sk ie j. N iezm ierne tru d n o ś c i p ię trz y ły się n a drodze młodego b a d a ­ cza, ale niezm ordo w anym zabiegom jego u d a ło się w obcem społeczeństw ie w y ­ w alczyć zrozum ienie dla doniosłości idei i w y b u d o w a ć w najpięk niejszy m punkcie Neapolu, we w spaniałym p a r k u n a d m o ­ rzem, okazały gm ach s ta c y i zoologicznej, mieszczący zarów no akw^aryum, ja k o też obszerne sale dla pracowni n a u k o w y c h i biblioteki. W y je d n a w s z y u rozm aitych p a ń s tw su b w e n e y e na prow adzenie s t a ­ cyi, D ohrn stw o rzy ł in s ty tu c y ę p ra w d z i­

wie m iędzynarodow ą; coroku kilku dzie­

sięciu uczonych z ro zm aitych krajów

zjeżdżało się n a studya.

(2)

50 W SZECHŚW IAT

j

Y

o

4

Od sam ego p o c z ą tk u s t a c j a zoologicz­

n a s ta ła się s t a c y ą biologiczną w z n a­

czeniu ogólnem, k tó ra d o s ta r c z a ła m ate - r y a łu i środków do b a d a ń n ie ty lk o n a d organ izacyą, rozw ojem , ale i s p oso b em życia ró ż n y c h zw ierząt. Zn k r e s je j rósł z ka ż d y m rokiem . N iedługo, bo j u ż po la ta c h dziesięciu, D o h r n m u sia ł p o m y śle ć o ro zszerzeniu sta c y i, s ta w ia ją c n ow y, duży pawilon, a w ro k u 1905 p o w ięk szył j ą p ra w ie w dw ó jn a só b n o w y m , w ie lk im b u d y n k iem ; t ru d n o ś c i u z y s k a n ia od m ia ­ s ta - N e a p o lu d a ls z y c h k a w a łk ó w ogrodu, t ru d n o ś c i w w y s z u k a n iu o d p o w ie d n ic h f u n d u sz ó w zw alczał zw ycięsko.

T a k o nieczn ość ro zsz e rz a n ia g m ac h u , to w y n i k ro sn ą c y c h n ie ty lk o zbiorów, p rz e d e w s z y s tk ie m biblioteki, z w i ę k s z a ją ­ cej się a d m in is tra c y i, ale p r z e d e w s z y s t ­ k iem zw iększającej się liczby p r z y je ż d ż a ­ j ą c y c h ze w sz e c h s tr o n p rac o w n ik ó w , w y n ik niejako z e w n ę tr z n y , a b ę d ą c y w y ­ razem znaczenia i roli, j a k ą w n a u k a c h biologicznych i z a sa d n ic z y c h p o d s ta w a c h n a u k le k a r s k ic h s ta c y a zoologiczna od­

g r y w a ła coraz w y ra ź n ie j. A b y je j z n a c z e ­ nie w t y m k ie r u n k u u w y d a tn ić , trzeb a- by p rzy ta cz a ć te s e tk i u k a z u ją c y c h się ro krocznie rozpraw , k tó re o p a r t e b y ły n a m ate ry a le n e a p o lita ń s k im . N iechaj w y s ta rc z y p rzy to czyć zdanie, ku k t ó r e ­ m u dzisiaj k a ż d y biolog m u s i się p r z y ­ chylić, a k tó re j u ż w r o k u 1897 t y s i ą c a ­ mi podpisów stw ie rd z ili w a d re s ie j u b i ­ leu szo w ym p r z y r o d n ic y całego św iata: że s ta c y a zoologiczna w N e a p o lu p c h n ę ła n a u k ę o życiu n a n ow e zupełnie to ry , ta k , iż tru d n o sobie dzisiaj w y o brazić, j a k w y g l ą d a ły b y obecnie n a u k i biologi­

czne, g d y b y nie w p ły w w s p a n ia ły c h w y ­ ników badań, p o c h o d z ą c y c h ze s ta c y i n e a p o lita ń sk ie j.

P ie rw o tn ie z a jm o w a n o się w s ta c y i głów nie b a d a n ia m i zootom icznem i, p o ró ­ wnaw czo - an ato m ic z n e m i, histo lo g ic z n o - em bryologicznem i, b a d a n ie m spo sob u ży­

cia zw ierząt, i do teg o celu p rac o w n ie były p r zy sto so w a n e ; j a k cele j e j i z a d a ­ n ia rosły, s tw ie r d z a n a jle p ie j fak t, że dzisiaj m a w zorow o u r z ą d z o n e p rac o w n ie do b a d a ń b o tan ic zn y c h , fizyologicznych, ba k te ry o lo g ic z n y c h , c h e m ic z n y c h , do b a ­

d a ń w k i e r u n k u m e c h a n ik i rozwojowej, j e d n e m słow em j e s t dzisiaj sta c y ą b io ­

logiczną w na jo g ó ln ie jszy m zakresie.

Pomimo, że obecnie cała sieć stacy j zoologicznych, u rz ą d z o n y c h na w zór N eapolu, objęła w ybrzeża m orskie, s ta c y a n e a p o lita ń s k a do dziś dnia z a jm u je s t a ­ now isko przod ujące.

A b y s tw o rz y ć te najidealniejsze w a ­ ru n k i p racy, p o trz e b a było n iety lk o b e z ­ p rz y k ła d n e j, niezm ordow anej, sp rę ż y s te j zapobiegliw ości i d a r u a d m i n is t r a c y j n e ­ go, j a k i e m i D o h rn się odznaczał, p o trz e ­ b a było p r z e d e w s z y s tk ie m n iesła b n ąc e g o , zd ążającego z p o stę p e m n a u k i zrozum ie­

n ia w y m a g a ń u m ie ję tn o ści i znaczenia z a g a d n ie ń n a u k o w y c h . A te n da r o b e j­

m ow ania szerokiego w id n o k r ę g u n a u k o ­ wego, t e n z a p a ł do n ow y ch z a g ad nie ń n a u k o w y c h D o hrn posiadał w n a jw y ż ­ sz y m stopniu. P rz y te m , c h oć by n a jw ię k ­ szy p rze c iw n ik w osob istych z a p a t r y w a ­ n iac h n a u k o w y c h , k a ż d y w s ta c y i z n a j ­ dow ał n iety lk o gościnność, ale serd eczn e przyję cie , w szelkie możliwe u łatw ie n ie i u d o g od nien ie w p rac y . To też w ż a ­ dnej p rac o w n i na świecie n ie sp o ty k a li się zapew ne nig dy uczeni o t a k r ó ż n o ­ ro d n y c h k ie r u n k a c h n a u k o w y c h , a D o h rn zaw sze s ta r a ł się umożliwić pracę ja k - n a jw ię k s z e j ilości badaczów , p r z y k u w a ­ j ą c k a ż dego o sobistą p rzy c h yln ością i uczyn no ścią; piszący te słowa, n ie je d n o ­ krotnie, późno z d e c y d o w a w s z y się n a w y ja z d do s ta c y i zoologicznej, jego t y l ­ ko uprze jm ośc i zawdzięczał, że pomimo iż w sz y s tk ie oficyalne m iejsca a u stry a c- kie były z ajęte, o trz y m y w a ł nadliczbow e m iejsce w ponad m ia rę p rz e p e łn io n y c h p ra c o w n ia c h .

J a k w s p ra w a c h n a u k o w y c h obok b e z ­

w z ględ nej szczerości i o tw a rto śc i w y r o ­

zum iałość dla i n n y c h z a p a try w a ń , c e ­

c h u ją c a p raw d z iw ie wyższy um ysł, t a k

zn ajom ość i w n ikn ięcie w uspo so bienie

je d n o s t k i, pomimo bardzo w yso k o p o s u ­

n ię ty c h w y m a g a ń , b y ły p o d s ta w ą j e g o

s to s u n k u do otoczenia. U m iał z g ro m a ­

dzić około siebie s z ere g w y b itn y c h u c z o ­

n y c h i dz ielnych ludzi, k tó rz y mu n i e ­

ty lk o pom agali w s tw a r z a n iu stacyi, ale

i w dalszym ciągu w rozległej adm ini-

(3)

Ne 4 WSZECHSWIAT 51

stracyi, w g r u p o w a n iu m ateryałówr n a u ­ kowych, u rzą d z a n iu nowoczesnej prac o­

wni, s tw a rz a n iu n a jk o m p le tn ie jsze j b i ­ blioteki biologicznej, j a k a wogóle is tn ie ­ je, w re d a g o w a n iu w y d a w n ic tw ta k ob ­ s zernych j a k w ielkie pom nikowe dzieło

„Die Flora u n d F a u n a des Golfs von N e a p e l“, „ M itteilungen der Zoologischen S ta tio n in N e a p e l“ i „Zoologischer Jah-

re s b e r ic h t" .

A cały z a s tę p służby, załoga d w u w ła ­ sn y c h s ta tk ó w stacy i, k ilkudziesięciu r y ­ baków , k tó rz y codziennie znosili u z y s k a ­ ne z połowu m a t e r y a ł y dla sta c y i, w sz y ­ scy mieli w nim serdecznego i tro sk li­

wego opiekuna, tak, iż k a ż d y z nich, po­

mimo w y m a g a n ia najściślejszej sum ien­

ności i obowiązkowości, do k tó rej nie ła ­ two n a g in a się n a t u r a południowca, b y łb y w ogień skoczył dla ,,il signore".

O s ta tn ie m je s z c z e dziełem, k tó re Dohrn przeprowadził, było stw orzenie funduszu e m e ry ta ln eg o dla p racow nikó w stacyi, j a k i m rza d k o k tó ra in s t y t u c y a p r y w a tn a

poszczycić się może.

T en ogólny s z ac u n e k i p rzyjaźń, k tó rą D o h r n um iał p o zy sk ać wśród p r z e d s ta ­ wicieli ś w i a ta n a u ko w ego , ta cześć, j a k ą go otaczało obce p ierw o tn ie społeczeń­

stw o, to p rzyw iązan ie, ja k i e m u okazy­

wało otoczenie, były w y n ik iem nietylko j e g o n a u k o w e g o znaczenia, je g o dzielno­

ści, przedsiębiorczości i en erg ii, miały one swe źródło w j e g o niepospolitej, w y ­ soko po n a d z w ykłą m ia rę w y ra s ta ją c e j i n d y w id u a ln o ś c i i um ysłow ości, k tó ra u każdego, k to się z n im zetknął, pozo­

s ta w ia ła n ie z a ta r te w spom nienie. Z wszech­

s tr o n n ą w ie d z ą p rzy ro d n ic z ą łączył s z e ­ rokie ogólno filozoficzne w ykształcenie, c h ę tn ie d y s k u to w a ł o z a g a d n ie n ia c h ogól­

ny ch, in te re s o w a ł się ob jaw a m i życia k u ltu r a ln e g o w n ajró żn orod n iejszy ch dzie­

dzinach, a od zajęć n a u k o w y c h szukał w y tc h n ie n ia w sztuce, której b y ł w y ­ tw o r n y m znaw cą, a k tó ra p rze siąk a ła w j e g o w rażliw ą duszę z z a b y tk ó w k r a ­ ju , w k tó ry m przeb yw ał.

To też n a z e b ra n ia c h w j e g o gościn- nem, ślicznem u s tr o n iu przy Rione Ame- deo obok ludzi n au ki, sp otyk ało się a r ­ ty stó w , m alarzy, rzeźbiarzy, litera tó w ,

m uzyków; rozm owy naukow e, a rt y s ty c z ­ ne kończyły się nieraz m uzyką, najc z ę ś­

ciej m u zy k ą klasyczną, której był g o rą ­ cym wielbicielem, a do przed nich ro zk o ­ szy należały w ycieczki po morzu, u r z ą ­ dzone w błiższem k ó łk u na s ta t k u s t a ­ cyi, k t ó r y c h celem najczęściej byw ała posiadłość p a ń s tw a Dohrnów na Ischii.

Dla piszącego te słow a uro k chwil przepędzonych w gościn ny m dom u p a ń ­ s tw a D oh rn ów podnosiło i to, że gospo­

d ynią dom u była polka, pani M arya z Ba­

ran ow sk ich D ohrnow a, której w y k s z ta ł­

cenie i w y k w in tn y u m y sł pozwalał c z y n ­ nie uczestniczyć w dążeniach n au ko w ych męża, a od w tajem niczony ch d o w ia d y ­ wano się dopiero nieraz, z ja k i e m to c zy­

niła zrozumieniem, oddaniem i nieraz p o ­ święceniem ; w rażliwy jej um ysł b rał ż y ­ wy udział w r u c h u n a u k o w y m i a r t y s t y ­ cznym; pomimo oddalenia zachow ała g o ­ rące przyw ią z a n ie do k r a ju i okazyw ała je, przy sp a rza jąc lite r a tu r z e włoskiej i nie­

mieckiej tłum aczeń utw o ró w polskich, m iędzy inn em i Sienkiewicza, a n a w e t dokonała tru d n e g o zadania p rz e tłu m a cz e ­ nia i w y d a n ia po niem iecku S e jm u czte­

roletniego Kalinki.

Nad ch orym mężem czuw ała aż do chwili zgonu; pociechą dla niej, dla r o ­ dziny i dla licznych przyjaciół D ohrna może być myśl, że zgon, w yw ołany c h o ­ robą serca uc h ro n ił go od dłuższych cier­

pień, a p r z e d e w s z y s tk ie m od dłuższej bezczynności, k tó ra dla um y słu ta k r u ­ chliwego, energicznego i czynnego b y ła ­ by n a jw ię k s z ą dolegliwością.

Dla wielbicieli ś. p. Dohrna, dla p r a ­ cowników i przyjaciół s ta c y i zoologicznej ta jeszcze płynie w ielka pociecha, że pomnik, j a k i za życia D o h rn sobie s tw o ­ rzył, pozostaje zabezpieczony w swem istn ien iu n a przyszłość. Już w o sta tn ic h lata ch życia p rzy g o to w y w a ł j a k o swego następcę, w prow adzając go we w szystkie czynności, swego syna, d-ra R e in h a rd a Dohrna, k tó ry w k ró tk im czasie zysk ał sobie uznanie i s y m p a ty e otoczenia i p r z y ­ b y w ających corocznie badaczów; do b o ­ k u będzie on miał i nadal sztab w y p ró ­ b o w any ch i w y tr a w n y c h w sp ó łp ra c o w n i­

ków w osobach prof. Meyera, prof. Eisi-

(4)

52 W SZECHSW IAT JMś 4

ga, d-ra Lo Bianco, d-ra G iesb rechta, d-ra Schobla, d -ra G asta, ,Lin d ena i in., j e d n e m słow em zarząd, k t ó r y się p r z e ją ł duch em ojca, k t ó r y obok z ro z u m ie n ia do­

niosłości celów i dążn ości s ta c y j n a u k o ­ w y ch posiada i u m ie ję tn o ś ć ich p rz e p ro ­ w adzenia, tak , iż w ie k o p o m n e dzieło ca­

łego życia D o h r n a n ie ty lk o d la n a u k i po­

zostaje, ale daje i r ę k o jm ię d alszego ro z ­ w oju w przyszłości.

K. Kostanecki.

B I O L O G I A T E R M I T Ó W .

O dczyt w y g ło sz o n y w K o le A k ad e m ic k iem P rz y ro d n ik ó w W szeehn. lw o w . dn. 26/6 i 2/7

1909 roku.

W r o k u u b ie g ły m u k a z a ł a się k s ią ż k a K. E s c h e ric h a p. t. „Die T e r m i te n oder w eissen A m eisen, eine biolog isch e Stu- d i e “, k tó r ą n ależy uw ażać za p ie r w s z e opraco w an ie k r y ty c z n e d o ty c h c z a s o w e g o m ate ry a łu , odnoszącego się do te rm itó w . O t y c h o w a d a c h pisano i z a jm o w a n o się niem i n a u k o w o ju ż w d r u g ie j połowie X V III w., t. j. w cześniej, niż m ró w k am i, a j e d n a k w p o ró w n a n iu z te m i o s ta tn ie - m i daleko mniej o n ic h w iem y . P i e r w ­ sze n o ta tk i n a u k o w e z a w d z ię c z a m y J. G.

Konigowi (1779 r.), k t ó r y op isuje życie te r m itó w in dy jsk ich . J e s t to p ierw sz y k r o k n a drodze d o k ład n ie js z e g o p o z n a ­ n ia g o s p o d a rs tw a te rm itó w . W d w a la ta później u k a z a ł się l is t S m e a t h m a n a , k t ó ­ r y w y w ołał w ielkie z a in te re s o w a n ie . W i a ­ domości przezeń p o d a n y c h długo nie chciano uznać za p raw d z iw e, aż p ó ź n ie j­

sze b a d a n ia praw ie w e w s z y s tk i e m je potw ierdziły. L i s t S m e a t h m a n a j e s t p o d ­ s ta w ą dzisiejszej term ito lo g ii.

Pote m n a s ta j e dłu ższa p rzerw a. D o ­ piero w 1850 ro k u no w ą k sią ż k ę w y d a je m isy o n a rz T. S. Savage, k tó ry , p r z e b y ­ w a ją c d łu g i czas n a z a c h o d n ic h w y b r z e ­ żach Afryki, s tu d y ó w a ł głów nie T e rm e s bellicosus. Opisuje bard zo w iele n o w y c h fak tó w i po tw ierd za w iado m o ści p o d a n e przez S m e a th m a n a .

W la ta c h 18 5 5 — 1860 w y c h o d z i dzieło

w ażnego znaczenia w term itologii, m ia ­ nowicie w ielka m onografia te r m itó w II.

Hagena. P o ra ź pierw szy z n a jd u je m y tu su m ie n n ie z e b ra n ą lit e r a tu r ę n a w e t roz­

p roszo ną w s p ra w o zd a n ia ch z podróży ta k , że dla n a s tę p n y c h badaczów m o n o ­ grafia H a g e n a s ta ła się niezbędną. Ma ona w ie lką w a r to ś ć dla biologa, albo­

w iem a u to r j e j, b ad a ją c przez s z e re g la t życie term itów , poznał wiele k w e s ty j bio­

logicznych, k tó re p o ru sz y ł w te m dziele.

P rz y p u sz c z e n ia je g o co do s ta n o w is k a s y s te m a ty c z n e g o term itó w , w y p ro w a d z o ­ ne głów n ie n a p o d sta w ie f a k tó w biolo­

gicznych, b y ły b ardzo trafne, chociaż trz e b a było jeszcze p raw ie pół w ieku c z e ­ kać, zanim j e uznano.

Monografia po w yższa w z budziła z a in t e ­ reso w a n ie w ie lu badaczów ta k , że od t e ­ go c z a s u zaczęły się obficie u k a z y w a ć r o z p r a w y odnoszące się do term itó w .

A żeby u łatw ić dalsze bad an ia, należało m a t e r y a ł t e n u p o rz ą d k o w a ć i opracow ać k ry ty c z n ie ; tego d o kon ał właśnie K. E- scherich. Z j e g o dziełka d o w ia d u je m y się, co dziś w ie m y o te r m ita c h , a co należy je s z c z e zrobić, a b y dokładniej poznać te t a k c iekaw e pod k a ż d y m względem ow ady.

Z ap o z n ajm y się z niem i bliżej.

Kastowość termitów. W s z y s t l ie t e r m ity, podobnie j a k m rów ki, pszczoły, osy i in ­ ne o w a d y żyjące to w a rz y sk o , tw o rzą s p o ­ łeczeństw o, k tó re g o liczba członków j e s t nadzw yczaj różna; zależnie od g a tu n k u s p o ty k a m y gniazda liczące od kilk u d z ie ­ s ią tk ó w do k ilk u milionów osobników .

Stoso w nie do tego z n a jd u je m y u nich różnego s to p n ia zróżnicow anie k a sto w e.

Zasadniczo osobniki dzielą się n a dwie g ru p y : rozpłodow e i robocze. Ale i ten n a jp r o s ts z y podział nie zawsze s p o ty k a ­ my; zw łaszcza u b ę d ą c y c h n a na jn iż s z y m s to p n iu uspo łeczn ienia osobniki płciowe m o g ą p ełnić rolę ruboczych, w p oczątk o ­ w yc h zaś s ta d y a c h rozw oju kolonii w y ­ p a d e k te n zachodzi ogólnie. N iekiedy znowu, t. j. w p r z y p a d k a c h w y j ą t k o ­ w y c h , p e w n e osobniki robocze m ogą się s ta ć rozpłodowemi.

U w yżej z o rg a n izo w a n y ch te r m itó w

osobniki robocze ró żn ic u ją się je s z c z e na

(5)

,N« 4 W SZECHŚWIAT 53

k a s tę trzecią, t. zw. żołnierzy, k tó re j a k i poprzednie u n ajw y ż ej uspołecznionych m ogą jeszcze w y s tę p o w a ć w dwu for­

m ach, ró żn ią cy c h się j e d n a k tylk o w iel­

kością.

Obok t y c h k a s t w s ta r s z y c h koloniach z n a jd u je m y je s z c z e osobniki młodociane na r ó ż n y c h s ta d y a c h rozwoju.

N ależy zaznaczyć, że powyższa kasto- wość poleg a p rz e d e w s z y s tk ie m na ró ­ żnicy w s to p n iu ro zw oju pozarodkowego, t. j., że osobniki j e d n e j k a s ty są dalej p osunięte w rozwoju niż z k a s t y innej.

I t a k np., oso bniki płciowe są form ami ro z w in ię te m i zupełnie, g d y robocze p rz e d ­ sta w ia ją się j a k o niedojrzałe, p o w s trz y ­ m an e n a pew nem s ta d y u m rozwoju, ule­

głe j e d n a k p e w n y m zm ianom p rzy sto so ­ w aw czym . P ra w ie skończonem i w r o z ­ woju są t. z w. im a g in e s , t. j. s k rz y d la te osobniki płciowe, h a b itu a ln ie zupełnie do siebie podobne; z c hw ilą zaś kiedy n a ­ t u r a powoła j e do s p ełn ienia swego z a ­ d a n i a fizyologicznego, w zajem ne ich p o ­ d o b ie ń s tw o szy bko się zm ienia do nie- poznania. Gdy bow iem o tw orzy m y choć­

by nowozałożone gniazdo, zobaczym y s a ­ micę z silnie n a b rz m ia ły m odw łokiem tak, że sam iec wobec niej w y g lą d a ja k karzeł. Rozrost s a m ic y j e s t zależny od g a tu n k u , zawsze zaś z n a jd u je się w p r o ­ sty m s to s u n k u do ro zm iaró w gniazda.

W kolonii term ic ie j z n a jd u je się n o r ­ m alnie tylk o j e d n a p a ra królew ska; cza­

sem, chociaż rzadziej, sp o ty k a n o 5—6 sa­

mic i tyleż lub m niej samców.

N iekiedy z darza się p rzy p ad ek, że p a ­ ra k r ó le w s k a ginie; w te d y przez poda­

wanie odp o w iedniego p o k a rm u ro b o tn ic y zm ieniają n iek tó re form y la rw a ln e na osobniki płciowe. Te o sta tn ie zazwyczaj pochodzą z t. zw. neote n icz n y c h , t. j. za­

p a so w y c h oso bników płciowych; w b r a ­ ku ty c h j e d n a k , m ogą się rozw inąć i ze z w y k ły c h larw roboczych lub n a w e t z p rze z n a cz o n y c h n a żołnierzy.

Co dotyczę osobników k a s ty ro b o tn i­

czej, należy zaznaczyć, że różnią się one zasadniczo od p o d o b n y c h u r e s z t y so- cyalnie ż y ją c y c h owadów; bo g d y u o s t a t ­ nich ro bo tnice są zaw sze z re d uk o w an e - mi sam icam i, to u te rm itó w nie p rze d ­

s ta w ia ją płci żadnej. P o siad a ją jeszcze inne sobie właściwe cechy, mianowicie przystosow anie ich do pełnienia funkcyj sp e cy a ln y ch j e s t t a k daleko posunięte, że pozbawione są wzroku, k tó ry , j a k pó ­ źniej zobaczym y, j e s t im zupełnie z b y ­ teczny; ciało m ają m iękkie, są zatem zu­

pełnie bezbronne, a więc przeciw nie niż u in n y c h owadów uspołecznionych.

Nie j e s t t o j e d n a k upośledzenie, bo o broną ich j a k i całego g n iaz d a zajęci są żołnierze, którzy, j a k można się do­

myślać, są opatrzeni p otężnem i szczęka­

mi, osadzonemi n a rów nie silnej głowie.

Cała organizacya żołnierza w y k a z u je , że stw orzony j e s t je d y n ie do obrony i p ro ­ w a dzenia walki.

Nie w szystkie j e d n a k rodzaje term itó w posiadają w swem społeczeństwie żołnie­

rzy; są również i takie, u k t ó r y c h b r a ­ k u je znow u specyalnej k a s ty robotniczej, a z a s tę p u ją j ą żołnierze.

Co zaś do rozw oju p o stem b ry o n a ln eg o i czynników , j a k i e p ow odują różnicow a­

nie się form m łodocianych n a różne k a ­ sty, j a k i zm iany o sobnika w inną fo r­

m ę k a s t o w ą —to wiadom ości nasze z t e ­ go z a k re s u są jeszcze bardzo szczupłe i n iep e w n e. T e rm ity przechodzą p r z e ­ obrażenie niezupełne, t. j. z j a j a w ylęga się in d y w id u u m podobne z postaci do formy dojrzałej; wzrost i pew ne n ie z n a ­ czne p r ze m ia n y łączą się ściśle z lenie­

niem.

Stwierdzono, że n a zm iany m orfologi­

czne, przy n a jm n ie j w p e w n y m kierun k u, w p ły w a rodzaj pożywienia; możliwe, że obok tego w yw iera t u w pływ i odpo­

w ie d n ia te m p e ra tu ra .

Początek i rozwój kolonii termitóio. Zo­

b aczm y teraz, j a k i j e s t początek i roz­

wój kolonii i j a k i j e s t w niej rozkład pracy.

Podobnie j a k u pszczół i m ró w ek ta k i u te r m itó w zachodzi rojenie się. W p e ­ wnej porze ogrom na liczba osobników u s k rz y d lo n y c h opuszcza gniazdo m acie­

rzyste, w z b ija się w p ow ietrze i odbywa t. zw. gody. Między te r m ita m i a pszczo­

łami j e s t j e d n a k zasadn icza różnica, bo

g d y rój pszczół zawsze cały ja k o taki

daje p o czątek n o w e m u gniazdu, z a w ie ra ­

(6)

54 WSZECHSW IAT u\'o 4

j ą c w sobie już w s z y s tk ie k a s ty , u t e r ­ m itó w w y l a tu j ą ty lk o form y płciowe, a. od b y w sz y gody, s p a d a j ą m a s a m i na ziemię, o dłam u ją sobie s k r z y d ł a i w y s z u ­ k u ją p a ra m i dogodnego m ie js c a n a zało­

żenie gniazda. S t o s u n k i z a te m są raczej podobne j a k u m rów ek. N ie ja s n ą j e s t j e d n a k k w e s ty a , j a k się z a c h o w u ją w z g lę ­ dem siebie obie płci w czasie r o je n ia się, czy w y la tu ją oddzielnie, a łączenie się w p a r y n a s tę p u je w dro d ze k rz y ż o w a n ia się osobników z g n iaz d ró żn y c h , czy też w y l a tu j ą obie płci z danej kolonii r a z e m i p arzą się pom iędzy sobą. Różni b a d a ­ cze s tw ie r d z a ją oba w y p a d k i, ale zdaje się, że e n to g a m ia z d a rz a się ty lk o w y ­ j ą tk o w o , praw idło w o za ś obow iązu je krzyżow anie.

Również p o ra k o p u lac y i nie j e s t p ew n a.

J e d n i tw ierdzą, że zachodzi ona w czasie rojenia się, inni, że po o p adnięciu n a zie­

mię, a jeszcze inni, że daleko później, bo dopiero po założeniu g niazda. N a jp ra w - d o po d o b niejszem w y d a je się tw ierd z enie ostatn ie; p rze m aw ia b o w iem za n ie m sze­

r e g faktów , p rze c z ą c y c h p rz y p u s z c z e ­ niom innym . O bserw ow an o np. u t e r m i ­ tó w dla nich j e d y n i e c h a r a k t e r y s t y c z n y okres „ n a rz e c z e ń s tw a “. Po s p a d n ię c iu n a ziem ię jeszcze n ie d o jrz a ły c h płciowo osob­

n ik ó w s k rz y d la ty c h s p o ty k a n o nieroz- dzielne pary, p ew ien czas w a łę sa jąc e się, a p o tem dopiero z a b ie ra ją c e się do zało­

żenia gniazda.

Po z b u d o w a n iu pierw szej k o m o ry t a k zw. godowej oba o sobniki sz y b k o d o jrz e ­ w ają, co p ra w ie naocznie d a je się z a u w a ­ żyć; m ianow icie odwłok w s k u t e k ro z w o ­ j u o rg an ó w p łciow yc h zn a cz nie w z ra sta , co zw łaszcza u s a m ic y j e s t n a d z w y c z aj c h a r a k te r y s ty c z n e m ; u n ie k t ó r y c h g a t u n ­ ków o b jęto ść je j p o w ię k sza się 8 —9 r a ­ zy, dochodząc około 1 dm długości.

N ależy zaznaczyć, że z n a cz e n ie s a m c a u t e r m itó w j e s t daleko w iększe, niż u pszczół i m rów ek; bo g d y u t y c h o s t a t ­ n ich po zapło d n ien iu s a m c y j a k o z b y le - czne g in ą lub b y w a j ą tępio n e, u t e r m i ­ tów sam ie c zawsze poz o sta je p r z y s a m i ­ cy, co j e s t połączone z c zęstem je j za- p ładn ian iem .

S am ica s k ła d a p o c z ątk o w o ty lk o k ilk a

j a j , ale stopniow o ze w zro stem objętości je j ciała ilość ich się powiększa.

Rozwój e m b r y o n a ln y i p o ste m b ry o n a l- n y p o stę p u je s to s u n k o w o bardzo powoli.

Po k o pulacy i sam ic a s k ła d a j a j a dopiero po k ilk u n a s tu , a u n ie k tó r y c h g a tu n k ó w n a w e t po kilku dziesięciu dniach; n a do j­

rzenie ro b o tn ik ó w i żołnierzy p o trz e b a około całego roku, d la osobników zaś płciow ych d w a lata. I n d y w id u a p ie r w ­ szej g e n e ra c y i są zaw sze m niejsze i s ła b ­ sze niż n a s tę p n y c h ; t a k np. w ro d za ju T e rm o p sis p ie r w s i żołnierze m a ją z a le d ­ wie 10 m m długości, g d y n o rm a ln ie d ł u ­ gość ich dochodzi 18 m m .

W y ż ej o p isa n y sposób p o w s ta w a n ia k o ­ lonii j e s t n o r m a ln y i bez w ą tp ie n ia p ie r­

w otny. N ie k ie d y j e d n a k nowe gniazdo, p o d.obnieja k i u m rów ek, p o w sta je w te n sposób, że p e w n a część osobników robo­

czych w raz z żo łnierzam i opuszcza g n i a ­ zdo m ac ierz y ste , z a b ie ra ją c ze sobą j a j a i l a r w y i z a k ła d a n ow ą kolonię, połączo­

n ą z p ie rw o tn ą zapomocą kanałó w , k t ó ­ re z czasem zupełnie się p rze ry w a ją. Co do osobników p łciow ych, to albo w y c h o ­ w u j ą j e z la rw i ja j z a b ra n y c h , albo też c h w y t a j ą p a ry w ałę sa jąc e się w okresie na rz e c ze ń stw a .

Ze sposobu p o w s ta w a n ia now ego p a ń ­ s tw a w y n ik a ja s n o , że p a r a k rólew ska j e s t zm uszona dość długi czas s a m a w y ­ k o n y w a ć w szelkie prace, j a k budow anie gniazd a, p ielę g n o w a n ie jaj i larw i d o ­ s ta r c z a n ie t y m o s ta tn im po karm u. Za­

t e m osobniki płciowe p o s ia d a ją p r z y n a j ­ m niej początkow o w szelkie i n s t y n k t y ; są one pod t y m w zględem zupełnie podobne do s a m ic y m rów ek. Stopniow o j e d n a k , w m ia rę tego j a k im p r z y b y w a pomoc z n o w y c h g e n e ra c y j, z ak res ich działania zm niejsza się coraz bardziej, aż w k o ń c u ogranicza się u sa m ic y je d y n ie do s k ła ­ d a n ia j a j , a u s am ca do d o s ta rc za n ia jej s p e rm y . Jeżeli sobie u p r z y to m n im y , że p a r a t a d a je milionom, a u n ie k tó r y c h g a tu n k ó w n a w e t m iliardom osobników życie, to w idzim y, że j e s t t o czynność w cale niem ała.

Ja n Golański.

(O. d. nast.).

(7)

JSS 4 WSZECHŚWIAT 55

R Y S Z A R D H E R T W IG

O N O W Y C H ZA G AD N IE NI AC H W B ADA NI AC H KOMÓRKI.

(C iąg dalszy).

C zęstem z ja w is k ie m w histólogii i em- bryologii są p ow iększone k o m ó rk i o j ą ­ d ra c h w k ształcie m orw y, lub p o s tr z ę ­ pionych, lub też olbrzym ie kom órki o wie­

lu j ą d r a c h , a raczej o jednem ją d r z e roz- drobnionem ; częstsze jeszcze s ą podobne o b jaw y w pro ce sa c h patologicznych. Te dziwne k s z ta ł ty j ą d r a są uw a ż a n e po­

w szechnie, choć n iesłusznie, za p rz e ja w amitozy; tłu m aczon o j e z resztą n a jro z ­ maiciej. W e d łu g p e w n y c h bad aczów t a ­ k a am itoza poprzedza okres zupełnego zw y ro d n ie n ia kom órki, w e d łu g in n ych j e s t to konieczny, n o rm a ln y s ta n ro z ­

m n a ż a n ia kom órki, po k tó ry m ponownie n a s tę p u je podział d ro g ą m itozy. Jeśli p rz e ja w y podobne t łu m a c z y ć będziemy n a zasad zie analogii z w ym oczkam i, doj­

dziem y do prześw iadczenia, że dziw acz­

ne k s z ta ł ty j ą d r a są oznaką k r y ty c z n eg o okresu w życiu k o m ó rk i n a s k u te k spo­

tęg o w a n ej funkcyi; z ła tw o śc ią n a stą p ić może w t e d y śm ierć, ale może również n a s tą p ić odrodzenie kom órki. To o s ta t ­ nie j e s t z ja w is k ie m s ta łe m w p r z y p a d ­ k a c h t a k zw anej a m ito zy k om ó rek roz ­ rodczych, o p is y w a n y c h w szczególności u płazów. U w y m o czk ów w ielo jąd ro w y ch za o bserw o w ałem in n y jeszcze fakt, m a ­ j ą c y n a celu zapobieżenie h y p e rc h ro m a -

zyi j ą d r a i p rzyw ró c e n ie t y m sposobem kom órce zdolności fu n kcyonalnej: f a k t te n p oleg a n a u su n ię c iu z j ą d r a cząstek, obfitujących w c h ro m a ty n ę , czyli, ta k z w a n y c h p rzeze m nie, „ c h ro m id y j“ i za­

nik u ich w protop lazm ie, p rzy czem n ie ­ j e d n o k r o tn ie tw o rz y się b a rw n ik . I te z ja w is k a rów nież s p o ty k a m y u isto t w ie ­ lo kom ó rko w ych w tk a n k a c h bądź z d ro ­ w ych, bądź patologicznych.

W y n ik i n a s z y c h b adań n a d zm ianam i j ą d r a , k tó r e ś m y n azw ali fu nkcyonalnem i, brzm iały j a k n a s tę p u je : w sz y s tk ie zja ­

w iska poznane p r z e m a w ia ją przeciw te- oryi, j a k o b y j ą d r o w yzw alało funk cye pro top lązm y za pośrednictw em pange- nów. Przeciw nie doświadczenie dopro­

wadziło raczej do w niosku, że ją d r o w celu pobudzenia c zynności protopla- zmy odciąga z niej p ew ne s u b sta n c y e ,

Nie zam ierzam rozciągać m y śli tej do znaczenia teoryi, lecz w dalszym ciągu tej ro zp ra w y p r z y ro s t j ą d r a , u w a r u n k o ­ w a n y fu n k cy ą kom órki, n a z y w a ć będę fu n k cy o n a ln y m w z ro ste m j ą d r a .

Musimy teraz rozpatrzeć szczegółowo, w j a k i sposób w w a r u n k a c h n o rm a ln y c h w zrost fu n k cy o n a ln y j ą d r a w p ły w a na sto s u n e k ją d ro p laz m y ? W s tr z y m a m się chwilowo z odpowiedzią n a to py tan ie i p rze d s taw ię j ą w zw iązku z in n ą kwe- styą: ja k i e znaczenie m a sto s u n e k j ą d r o ­ plazm y w rozm nażaniu?

N ajbardziej rozpo w sze c hn ion ą i n i e ­ w ą tp liw ie n a jp ie rw o tn ie jsz ą postacią roz­

m nażania j e s t podział kom órki; określano go daw niej, j a k o w z ro st „ponad m iarę indyw idualną".

W określeniu te m słu sz n ą j e s t , można powiedzieć aż b a n a ln ie słuszn ą myśl, że k ażdy podział, a ta k ż e każ d e ro zm n aża­

nie wogóle, zw iązan e j e s t z p o p rze d z a ją ­ cym j e w zrostem żywej s u b s ta n c y i. Nie- odpowiedniem zato j e s t określenie: „po­

n a d m iarę in dyw id ualn ą"; było też ono wielekroć k ry ty k o w a n e , a n a w e t ośm ie­

szane. Co się przez to w y ra ż en ie r o z u ­ mie? J e s t ono pojęciem dogm aty cznem , k tó re w y m y k a się przed wszelkiemi u s i­

łow aniam i dokładnego ujęcia. P rzeczy mu doświadczenie, g d y ż kom ó rki d o s ię ­ g a ją niera z olbrzymich rozm iarów, i w t e ­ dy dopiero w pew ny ch w a r u n k a c h odra- zu r o zp a d a ją się n a se tk i i ty sią c e m a ­ łych kom órek. J a k w idzim y, określenie

„ponad m iarę in d y w id u a ln ą " j e s t n ie w ia ­ domą, ja k ie m ś X, k t ó r e n o rm u je s to s u ­ nek w zro stu do rozm nażania. J e s t to w yrażenie nieodpow iednie, gdyż po zor­

nie tylko cośkolw iek w y ja ś n ia , błędne, gdyż w wielu p rz y p a d k a c h ro zm nażania się k o m ó re k zupełnie nie d a je się z a sto ­ sować.

A b y sform ułow ać sobie wyobrażenie

czynnika nieznanego, kierując e go podzia­

(8)

56 W SZECH ŚW IAT JM» 4

łem kom órek, w y ch o d z ę z za ło ż e ń n a s t ę ­ p u jąc y c h . P odział j e s t o b jaw e m e n e r ­ gicznej c zy nno ści kom órki; siły, k t ó r e w okresie w z r o s tu p o z o s ta w a ły w s ta n ie s p o c zy n k u b u d z ą się n a g le do działania.

P o d koniec p odziału r ó w n o w a g a sił zo­

sta je zn o w u osiągnięta; w n a s tę p n y m ok resie w z r o s tu sto p n io w o b y w a n a r u ­ szana, dopóki nie dosięgn ie s t a n u n a p ię ­ cia, n iez b ę d n e g o dla podziału.

J e dn o cześn ie z k o m ó rk ą r o śn ie j ą d r o . R o zpo w szech nion y j e s t p o g lą d —je ś li wo- góle m ożna się t a k w y ra z ić o z a g a d n ie ­ niu, k tó re d oty ch c z a s nie b y ło r o z w a ż a ­ ne j a k o coś odręb neg o, —że m ięd zy j e ­ d n y m podziałem a d r u g im j ą d r o ro śn ie w t y m s a m y m s to p n iu , co zaródź. G d y ­ by t a k było, s ta n ró w n o w a g i sił p o d czas całego o k resu w z r a s ta n ia kom órk i, t r w a ł ­ by w t y m s a m y m u k ład zie, j a k i s tw o rz y ł podział poprzedni; nie b y ło b y p o w o d u do j a k i c h ś szcz e g ó ln y c h u k s z ta ł to w a ń się sił, j a k to się z d a rz a przed n o w y m p o ­ działem. J e s t e ś m y z a te m z m u sz e n i p r z y ­ puszczać, że p o dczas w z r o s tu k o m ó rk i we w z a je m n y m s t o s u n k u poszczegó ln ych jej części n a s t ę p u j ą z m ia n y , k t ó r e p o t ę ­ g u j ą się aż do o sią g n ię c ia o d p o w ie d n ie ­ go napięcia. W e d łu g m n ie z m ia n y te p o leg a ją n a n i e p r o p o r c y o n a ln y m s t o s u n ­ k u w z ro s tu p ro to p la z m y i j ą d r a w o k r e ­ sie p rz y s w a ja n ia .

P ro to p la z m a j e s t w o s ta tn ie j in s t a n c y i podłożem czy n n o śc i życiow ych. M a k s S chulze p ie r w s z y dowiódł sta n o w cz o , że tw o rzy ona wydzieliny, f u n d a m e n ta l n e s u b s ta n c y e t k a n k i łąc z ne j, c h rz ą s tk o w e j i kostn ej, w łók ien m ię ś n io w y c h i n e r w o ­ wych, j e s t źródłem czuciow ości i ku rczli- wości. A więc w z ro s t p r o to p la z m y j e s t j u ż sam p rzez się w z ro s te m s u b s t a n c y i czynnej lu b też w a r u n k i e m p o p r z e d z a ją ­ c ym j e j tw orzen ie się. J ą d r u p r z y p a d a w udziale w y z w a la n ie p r z e ja w ó w ży c ia p rotop lazm y, p rz y c z e m p o w ię k s z a się ono, czyli, j a k to n a z w a łe m „ro śn ie fun k - c y o n a ln ie “. P o n ie w a ż d o ś w ia d c z e n ie uczy, że s to s u n k o w o m ałe siły w y z w a ­ l a j ą duże za p asy energii, praw dopodob- n e m j e s t , że m ały p r z y r o s t j ą d r a r ó w n o ­ w a ż n y j e s t z n a c z n e m u p r z y r o s to w i p r o ­ toplazm y . Je śli t a k j e s t is to tn ie , nie-

w sp ó łm ie rn o ś ć m as j ą d r a i p ro to p la zm y m usi się p o tęg o w a ć od je d n e g o p o d z ia łu do dru g ie g o . R ó w n o w a g a n o rm y ją d ro - plazm y z ostaje n a ru sz o n a ; s to s u n e k ją- drop la z m y zm ien ia się n a k o rzy ść j ą d r a , p o w s t a je s ta n napięcia jąd ro p laz m y , k t ó ­ r y p o tęg u je się stopniowo, wreszcie z o ­ s ta je o s ią g n ię te to, co n a z w a łe m p rz e d ­ te m „na p ię c ie m j ą d r o p l a z m y “ w ściślej- szem znaczeniu. To napięcie j e s t w ed ług m n ie p rz y c z y n ą podziału. Gdy o s ią g n ię ­ te z o sta n ie m a x im u m napięcia, ją d r o s t a ­ j e się zdolnem do w z r o s tu k o sz te m p la ­ zmy; to n a g ro m a d z e n ie s u b s ta n c y i p ro ­ w a d z i do podziału. W zrost fu n k c y o n a l- n y w p o łąc z e n iu ze w z ro ste m p o działo­

w y m p r z y w r a c a ją s ta n n o rm y ją d ro p la - zmy.

T e n s z k ic teo ry i podziału k o m ó rk i p r z y jm u je j a k o założenie d o stę p n e ś c is łe ­ m u b a d a n iu z m ia n y w s to s u n k u ją d r o - plazm y. Chodzi ty lk o o w yn a le zie n ie s to ­ s o w n y c h o b je k tó w i sto s o w n y c h m eto d w celu graficznego w y o b r a ż e n ia w z r o s tu p r o to p la z m y i w z ro s tu j ą d r a od je d n e g o podziału kom órki do n a stę p n e g o . O m o ­ żliwości ro z w ią z a n ia tej t ru d n o ś c i ś w i a d ­ czy ta b lic a I (zob. X 2 s tr. 27), w y k o n a ­ n a przez d-ra Popow a. P r z e d s t a w i a ona graficznie p r z y r o s t j ą d r a , plazm y w y ­ m o czka F r o n to n i a leu c a s m ię d z y j e d n y m podziałem a d ru g im . Z a d aleko by m nie z aprow adziło w d a w a n ie się w szczegóły, j a k ą d r o g ą p. Popow zd oby ł p oszczegól­

ne da n e do w y k r e ś le n i a k r z y w y c h i j a ­

kie m u s ia ł za ch ow a ć ostrożności, a b y

o trz y m a ć r e z u l t a t y w iarogodne. J a k k o l ­

w iek dla n a s w a ż n e są ty lk o w y n ik i o s ­

ta te c z n e , dla w z b u d z e n ia z a u fa n ia do t a ­

blicy, p r zy to c zę fak t, że dwaj moi u c z ­

niow ie na jz u p e łn ie j niezależn ie j e d e n od

d ru g ie g o , lecz s to s u ją c tę sarnę m etod ę,

z b ie rali o b s e rw ac y e p o trz e b n e do kon-

s tr u k c y i k r z y w y c h . P rzed p ięciu laty

dr. W ie rz b ic k i rozpoczął bad an ia, o k t ó ­

r y c h w s p o m in a łe m n a zjeździe zoologów

n iem ie c k ich we W ro c ław iu . Poniew aż

z pow o dó w n a t u r y politycznej nie m ógł

p r a c y doprow adzić do końca, p. Popow

po djął też s am e n a jśc iśle jsz e b a d a n ia od

p o c z ątk u . W zasadzie, w y n ik i obu bada-

czów z g a d za ły się, lecz dr. Popow, dzięki

(9)

JS6 4 W SZECHSW IAT 57

s ta ra n n ie js z y m k u ltu ro m , o trz y m a ł rez u l­

ta ty jeszcze d o k ładn iejsze, niż je g o p o­

przednik.

Między j e d n y m podziałem a d ru g im za­

równo w zimnie j a k w cieple można o b ­ serw ow ać sta ły i j e d n o s t a j n y w czasie p rzy rost protoplazm y. Inaczej jądro; b e z ­ pośrednio po podziale zm niejsza się je g o objętość; s ta n ta k i tr w a 2 godziny dla k u l tu r y hodow anej w cieple, około 6 go ­ dzin dla k u l t u r y w zimnie. Poczem j ą ­ dro zaczy n a się p o w ięk szać (w zrost funk- cyonalny). Po 4, a odpowiednio 20 go­

d zinach j ą d r o osią ga p o c z ą tk o w e r o zm ia ­ ry, rośnie b ardzo powoli aż do chwili kiedy się z a cz y n a podział, poczem r a p t o ­ wnie znacznie się p o w ię k sza (w zro st p o ­ działowy). P r z e b ie g k rzy w e j j e s t praw ie taki sam w zimnie, j a k i w cieple. W y ­ s tę p u je to najw idoczniej n a j a w , gdy chcem y z ró w n a ć k r z y w ą o trz y m a n ą w zi­

mnie z k r z y w ą o trz y m a n ą w cieple n ie ­ ty lk o pod w z g lę d e m czasu, ale i pod w zględem w ielkości j ą d r a . J ą d r o w zi­

mnie m a się do j ą d r a w cieple, j a k 1,6: 1,0. A b y k r z y w ą j ą d r a w zimnie zrów nać z k r z y w ą j ą d r a w cieple, m u si­

my p rz y ją ć , że 5 podziałek k rzy w e j, k t ó ­ re w cieple w yn o sz ą 1,0, ró w n a ją się w zim nie 1,6. S k o n s tru o w a n e w te n spo­

sób obie k r z y w e p o k r y w a ją się praw ie zupełnie. O b s e rw u ją c s to s u n e k j ą d r o ­ plazmy, widzim y, że u le g a on zmianom m iędzy j e d n y m podziałem a drugim . W p o c z ą tk u podziału oznaczał g o Popow dla zw ie rz ą t w cieple n a 1 : 6 4 do 67, dla z w ie rz ą t w zim nie n a 1 :5 4 . Tę w iel­

kość określiłem , j a k o n o rm ę jąd ro p la z m y . W dalszym ciągu ró żn ic a m ięd zy m asą j ą d r a a m a s ą p ro to p la zm y w z r a s ta aż do p iętnastej g o d z in y w cieple, do siedm dzie- siątej wr zimnie; i m a x im u m w ynosi l : 98 do 100 w cieple, 1: 84 w zimnie.

Ten s ta n n a z w a łe m n a p ię c ie m j ą d r o p l a ­ zmy. T u ta j z a tr z y m u j e się sz y b k i w z ro st j ą d r a a s to s u n e k ją d r o p la z m y p o w ię k sza się, dopóki nie z o sta n ie o sią g n ię ta przez podział p ie rw o tn a n o r m a ją d ro p laz m y .

A naliza k r z y w y c h i liczb, n a j a k i c h się one opierają, w y k a z u je , że spostrzeżenia, które p o słu ż y ły do s k o n s tr u o w a n ia , z g a­

dzają się w zupełności z m ojem i p o glą ­

dam i teo re ty c z n e m u N iezrozum iałem j e s t je d y n ie zmniejszenie j ą d r a po k ażd ym podziale. Zachodzą t u dwie możliwości.

Popierw sze, że zmniejszenie j e s t pozor­

ne, spow odow ane sk u rc z e n ie m m asy j ą ­ d ra przez w yd alen ie części ciekłych. Po- drugie, i to m iałoby z p u n k t u widzenia teo re ty c z n e g o duże znaczenie, że w zrost f u n k c y o n a ln y j ą d r a m usi być w y r ó w n a ­ n y przez resorpcyę. Może dalsze b a d a ­ n ia ro z strz y g n ą , czy nie należy p rzy p i­

sać znacznego obniżenia krzyw ej po prze­

b ie g u podziału podobnej resorpcyi.

W iele istnieje dróg s p ra w d ze n ia w a r ­ tości teoryi, k tó rą t u rozw ijam i k tó rą oparłem na ścisłem z b a d an iu określo ne­

go fak tu . P r z e w o d n ią m yślą tak ie g o s p ra w d z a n ia m u sia ła b y b y ć możność do ­ wolnej zm iany s to s u n k u j ą d r o p la z m y d r o ­ gą dośw iadczalną, lub też m ożność ś c i­

słego zbadania kom órek, s p o ty k a n y c h w przyrodzie a w y k a z u jąc y c h p e w n e od­

ręb nośc i w s to s u n k u jąd ro p laz m y . W z g lę d ­ n y w z ro s t jądra,, to j e s t pow iększenie się m a s y j ą d r a w s to s u n k u do takiej s a ­ mej ilości p rotoplazm y, bądź też z m n ie j­

szenie m a s y pro to p la zm y w s to s u n k u do tak iej sam ej m asy j ą d r a , p o w in ien b y w y ­ wołać opóźnienie podziału kom órki, a w pierw szym p rz y p a d k u rów nież p r z y r o s t podziałowy; przeciwnie, w z g lę d n e zm niej­

szenie się m a s y j ą d r a po w innoby p r z y ­ spieszyć podział, obniżyć w ielko ść po­

działową. G dyby podział j ą d r a był kon- se k w e n c y ą w yłącznie określonego s to s u n ­ k u ją d ro p la z m y , g d y b y żadne in n e cz y n ­ n ik i,—w y n ik a ją c e z budow y części s k ł a ­ dow ych kom órki, np. je j d o jrz e w a n ia — nie w ch od ziły w grę, m ożnaby dowolnie i każdej chwili w y w o ływ a ć podział k o ­ m órki przez silne zm niejszenie j ą d r a . W y d a je mi się, że n iek tó re w y m o c z k i n a d a w a ły b y się do ta k ic h e k s p e r y m e n ­ tów, a, o ile wiem, n ik t ich do tąd nie w y k onyw ał.

Je d n ak o w o ż is tn ie ją innego rodzaju d o ­ św ia d cz e nia , po legające częściowo n a b e z ­ p ośredniej o bserw acyi, k tó re p o n iek ą d u rze c z y w is tn ia ją n a s z e p o s tu la ty . Do­

św iadczenia na w y m oczkach , k tó ry c h j ą ­

d ra p o w iększały się pod w pływ em hy-

pertrofii f u n k cy o n a ln ej lub przez działa­

(10)

58 W SZECH ŚW IAT JSTa 4

nie zim na, w y k a z a ły , że z m n iejszen ie m a ­ sy j ą d r a opóźnia podział i p o tę g u je w ie l­

k o ś ć podziałową. N a jw ię k s z ą z a słu gę pod t y m w z g lę d em m a G erasim ow , k t ó ­ r y op erow ał n a S k r ę tn ic a c h . Że z m n ie j­

szenie j ą d r a znacznie p o tę g u je zdolność do podziału, dowodzi n a d to brózdkow a- nie k a ż d eg o j a j a zw ierzęcego. Szybko po sobie n a s tę p u j ą c e p o d z ia ły tłu m a c z ą się w t y m o s ta tn im p r z y p a d k u o lbrzym iem n a p ię c ie m ją d r o p l a z m y n a p o c z ą tk u p r o ­ cesu, k tó re po k a ż d y m po dziale w y r ó ­ w n y w a się w d ro b n ej ty lk o części, tak, że b e z pośre dnio po j e d n y m podziale go­

to w e są w a r u n k i dla d o k o n a n ia się n a ­ stęp n e g o . T a k i s ta n t r w a , dopóki n ie n a ­ s tą p i n o r m a ją d r o p l a z m y czyli s t a n s p o ­ czynku.

T e m i k r ó tk i e m i w y w o d a m i nie w y c z e r­

p a liś m y b y n a jm n ie j znaczenia, j a k i e m a b r ó zd k o w a n ie d la o p ra c o w a n ia te o r y i ro z ­ m n a ż a n ia kom ó rk i. N a le ży w y ja ś n ić b a r ­ dzo w a ż n ą osobliwość, m ia n o w ic ie o k r e ­ sowość podziałów, to zja w isk o , że n a p ię ­ cie ją d r o p l a z m y nie z o s ta je w y r ó w n a n e n a ty c h m i a s t po p i e r w s z y m podziale, co b y ło b y ró w n ie ż możliwe, lecz s to pn io w o po ca ły m sz ere g u podziałów.

B overi s t a r a się to z a g a d n ie n ie ro z w ią ­ zać p rzez ch ro m ozom y, w n ich w id z ą c c z y n n ik d e c y d u ją c y d la n a s tą p i e n i a po­

działu. U z n a ją c i n d y w id u a ln o ś ć chrom o- zomów, tw ie r d z i on, że p odział n a s t ę p u ­ j e , g d y ch ro m ozom y o s ią g a ją r o z m ia r y 2 r a z y w iększe, niż w k o ń c u p o p r z e d n ie ­ go podziału, a te m s a m e m d o jrz e w a ją . Taki po g ląd p r z y j m u je w z a ło ż e niu p e ­ w n ą n o r m a ln ą w ie lk o ść chrom ozom ów ; j e s t to ro zszerzenie n a c h ro m o z o m y t w i e r ­

d zenia o k o m ó rc e j a k o o całości: że dzie­

lą się one, g d y o s ią g n ą w z ro st, p r z e k r a ­ c z ają cy m ia rę i n d y w id u a ln ą . Co do mnie, sądzę, że w p r z e b ie g u b r ó z d k o w a n ia , za­

ró w n o j a k w z w y k ły m podziale, d e c y d u ­ j ą c y m j e s t s to s u n e k m a s y j ą d r a do m a ­ sy p ro to p la zm y . J e ś li is to tn ie podział u w a r u n k o w a n y j e s t tem , że w o b ec pe­

w n e g o n a p ię c ia ją d r o p l a z m y n a s tę p u j e w z r o s t j ą d r a k o s z te m p ro to p la zm y , a w s k u t e k tego p r o to p la z m a w s t ę p u je w s ta n czynny, czyli j e s t z d o ln a do p odzia­

łu ,—to ilość w y k o n a n e j p rzez n ią p r a c y

m u si p o zostaw ać w p ew n y m s to s u n k u p r a w id ło w y m do ilości przem ian c h e m i­

cznych, ja k i e n a s tę p u j ą za k a ż d y m po­

działem. Im w ięk sza j e s t podziałow a m a s a kom órki, tem w y d a tn ie js z e m uszą b y ć p r z e m ia n y chemiczne. Miarą ich j e s t w ielkość po działow a chromozomów.

W ielkie napięcie ją d ro p la z m y , i s t n i e j ą ­ ce n a p ocz ątk u procesu b ró zdk ow ania, nie może być w y r ó w n a n e zaraz po p ie r w ­ szym podziale, dlatego, że chromozomy, k t ó r y c h w ielkość j e s t m ia r ą ilości c h e ­ m ic z nych p rze m ia n plazm y, m ogą rosnąć tylko do p e w n y c h granic; z chw ilą, g d y g ran ic e te z o s ta n ą osiąg nięte, n a s tę p u je j u ż podział kom ó rk i.

Z bad anie w ie lk ośc i chrom ozom ów w ró­

ż nych fazach p ro ce su b ró zd k o w a n ia po­

zwoli ro zstrz y g n ą ć , k t ó r y z p o glądów m a w ięcej cech p ra w d o p o d o b ie ń s tw a : czy B overego, u w z g lę d n ia ją c y u s ta lo n ą w iel­

kość chrom ozom ów , czy też mój, u w z g lę d ­ n i a ją c y s to s u n e k chrom ozom ów do p la ­ zmy. Zgodnie z p o g lą d e m B overego w ielkość chrom ozom ów p o w in n a b y się s ta le u trz y m y w a ć p r a w ie na t y m s a m y m poziomie, w e d łu g m n ie p o w in n a b y s to ­ pniowo się z m n iejszać p ro po rcy on alnie do ro zm iaró w w dzielącej się protopła- zmie i zm ian c h e m iczn ych. Inaczej mó­

wiąc: w m ia rę z m n ie js z a n ia się ro zm ia ­ rów b la s to m e ro n ó w p o w in n y b y p r o p o r ­ c y o n a ln ie z m n ie js z a ć się chrom ozom y.

P a n n a E r d m a n n ó w n a podjęła się ż m u d ­ n e j p r a c y ozn a cz e n ia wielkości c h ro m o ­ zomów w ró ż n y c h s ta d y a c h b r ó z d k o w a ­ nia j a j a jeżow ców . C hrom ozom y zostały w o d p o w ie d n ie m p o w ię k s ze n iu n a r y s o w a ­ ne, w y m ie rz o n o ich długość i szerokość, poczem, p r z y j m u ją c s zero k ość i g r u b o ś ć za w ielkości równe, obliczono iloczyn t y c h trzech w y m iaró w . Nie o d d a w a ł on w ielkości i s t o t n y c h chrom ozom ów , lecz w ielkość c z w o ro g ra n ia s te g o p r y z m a tu , w k t ó r y c hrom o z o m y b y ły b y w pisane.

J a k k o lw ie k p o m ia ry d o k ła d n e są n i e m o ­ żliwe, sposób w y m ie r z a n ia dla n a s z y c h celów j e s t w y s ta rc z a ją c y . Zrobiono d a ­ lej p o m ia ry k u l t u r w trz e c h t e m p e r a t u ­ rach: w 10°C, 16°C i 20°C. W y n i k ich j e s t p r z e d s ta w io n y n a t a b lic y II (zob.

M 2 s tr. 28), Liczby w r u b r y c e b o z n a ­

(11)

JSIł 4 WSZECHSWIAT 59

czają w ielkości chrom ozomów w m ik r o ­ n a c h sz eśc ien ny c h , liczby w r u b r y c e o

oznaczają m in u ty , k tó r e u p ły n ęły m iędzy dw om a po sobie n a s tę p u ją c e m i sta d y a m i;

liczby w r u b ry c e a oz n a cz a ją pojedyncze podziały.

Z tab lic y w idać z n a cz n e obniżenie w iel­

kości chrom ozom ów w b ie g u brózdkowa- nia. W s ta d y u m p lu te u s m a ją one

7 4 0

tej objętości, j a k ą m a ją w pierw szem wrzecionie. J e s t to n a d e r w a ż n a cecha dla p r z e b ie g u b ró zd k ow an ia. Gdyby w ielkość c h rom ozom ów była stałą, ró ­ w n o w a g a części s k ła d o w y c h komórki, u ja w n ia j ą c a się w n o rm ie ją d ro p la z m y b y ła b y o s ią g n ię ta znacznie wcześniej i pro ces b ró z d k o w a n ia daleko wcześniej z a tr z y m a łb y się, niż się to dzieje is t o t ­ nie.

Możnaby mi u c z y n ić zarzut, że zam iast oznaczać w ielko ść chromozomów, byłoby zn acznie prościej oznaczyć w ielkość j ą d r a w s ta n ie s p oczy nk u. P a n n a E rd m a n n ó w - n a d o k o n a ła i t y c h pomiarów; w y n ik i ich nie są w y s ta rc z a ją c e , gdyż w chodzi tu w g rę now y, n iez n a n y czynnik: w łasność pęczn ien ia j ą d r a . Nie w iem y, czy to w c h ła n ia n ie pły nó w j e s t cechą s ta łą czy zm ienną, zależną od w ie k u i w ielkości kom órek. Te s to s u n k i, ła tw e z re s z tą do zb adan ia, m uszą b y ć n a s am p rzó d w y ja ­ śnione.

Tłum . E . Sokolnicka.

(D ok. n ast.).

K O M E T A H A L L E Y A .

W edług teleg ram u z obserw atoryum Yer- kesa w A m ery ce w świetle kom ety Halleya w ko ń cu g ru d n ia r. p. bardzo w ydatne miej­

sce zajmowała trzecia sm uga oyanu (zape­

wne zielona). P. Kosińska z Aleksandrówki, ja k już wiadomo czytelnikom Wszechświata, miała możność dokonać? obserwacyi t e j ­ że ko m ety w d. 9 stycznia zapomocą ośmio- centym etrow ej lu nety. K om eta wydawała się p. Kosińskiej nieco wydłużoną w k ie ru n ­ k u S E — N W i nieco jaśniejszą w części SE.

Czyżby to wydłużenie było zaczątkiem tw o ­ rzącego się warkocza? dodaje obserwatorka.

Prócz powyższej k o m ety , obecnie świecą

na niebie dwie inne teleskopowe, k tóre je ­ dnak pozostaną takiemi. J e d n a — o d kryta przez p. Daniela w Princeton 7 grudnia r. z.

i d ru g a— peryodyozna, Winneckego.

T. B .

S P R A W O Z D A N I E .

Prof. John Perry, członek Tow. Kró­

lew skiego. B ą k i . Z u p o w a ż n i e n i a a u t o r a p r z e t ł u m a c z y ł a M a t y l ­ d a M e y e r(ó w n a?). Z licznem i ilu- s tra c y a m i. Warszawa, nakładem księgarni naukowej. 1910.

Mała ta książeczka, napisana przed 20 laty, jest w swoim rodzaju arcydziełem, prawdziwą antytez ą panoszącej się u nas ta n d e ty odczytowej. Z k ilk u podstawowych spostrzeżeń nad zw ykłym bąkiem (stąd t y ­ t u ł książki) a u to r jej wyprowadza w sposób elem entarny wszystkie zasadnicze własności ru c h u wirowego i wykazuje, że znajomość tego ru c h u umożliwia nam zrozumienie ca­

łego szeregu najważniejszych zjawisk fizycz­

nych, począwszy od precesyi osi ziemskiej, a kończąc na skręcaniu płaszczyzny polary - zacyi przez pole m agnetyczne. W ykład nie­

zmiernie pomysłowy, jasny, barw ny, ożywio­

ny t u i owdzie przebłyskami w ytw ornego hum oru, trzy m a na uwięzi uw a g ę czytelni­

ka od pierwszej do ostatniej stronicy, a bi­

je z całego dziełka takie gorące umiłowa­

nie przedm iotu, t a k a cześć dla geniuszu ludzkiego, że niepodobna nie wybaczyć a u ­ torowi ryzykow nego nieco zakończenia, w którem czytamy: „niema takiego złego, któ- regoby wiedza, kierow ana poważną i prawą wolą, nie pomogła oczyścić lub zniszczyć1.

Nie ulega wątpliwości, że z takiego od­

czytu, objaśnionego w prost nieprawdopo­

dobną liczbą doświadczeń, odnieść może p e ­ wną korzyść naw et słuchacz zupełnie n ie ­ przygotow any. Z książką atoli rzecz się ma inaczej. Czytelnik je st zawsze w gorszeni położeniu od słuchacza, a różnica ta osiąga swe m axim um w tedy, gdy głównym w a ru n ­ kiem zrozumienia je st możność dokładnego wyobrażenia sobie p ew nych kombinacyj przestrzennych. I dlatego prześliczną książ­

kę P erry eg o czytać może z pożytkiem t y l ­ ko ktoś taki, kom u nie je s t zupełnie obca zasada składania ruchów i kto widział p rz y ­ najmniej kilka doświadczeń z liczby ty c h , k tóre były pokazywane na odczycie. A m o­

że znów takiego czytelnika „ B ąk i“ nie za­

interesują wcale? Myliłby się bardzo, kto-

by t a k sądził. W prost przeciwnie, a u to r

w rozprawie swej nagromadził tyle doświad­

(12)

60 WSZECHŚWIAT M 4

czeń oryginalnych, rzucił ty le myśli głębo­

kich, że im więcej k to ma wiadomości z tej dziedziny, tem większe znajdzie zadowolenie w przestudyow aniu „Bąków". W szczegól­

ności, ko m p eten tn y nauczyciel fizyki znaj­

dzie tam prawdziwą kopalnię c e nnych w sk a ­ zówek.

P rzekład ma tę wielką a rzadką zaletę, że nigdzie nie n asuw a wątpliwości co do t e ­ go, j a k należy rozumieć myśl autora; n a d ­ to, czyta się łatwo, a miejscami sprawia n a ­ w et wrażenie estetyczne. Tem szpetniej uw ydatniają się n a tak iem tle ciężkie w y ­ kroczenia przeciwko polszczyznie; a liczba ich jest, niestety, dość pokaźna: „o wiele godzin po trzęsieniu ziemiu ( 1 1 1 ); „co się rozumie pod skrę c e n ie m 11 (118); „zostaje w y ­ r y t a dokładna s k a la “ (103); „w y k o n y w u ją “;

„absurdalna h y p o te z a “ (99); „robi nieczyn­

ną siłę ciężkości'” (43); „dopóki nie p r z e s t a ­ łaby ona przepuszczać żadnych drg a ń “ (116); „sprowadzeniem w szystkich ty c h r u ­ chów wirowych do odbywania się“ (107);

„ k to wie, ja k dalece um ysłow a niższość ko biet u w a ru n k o w a n a j e s t “ zamiast „ k to wie, czy niższość um ysłow a kobiet nie je s t u w a ­ r u n k o w a n a " (9). Razi także ucho z b y t czę­

ste umieszczanie prz y m io tn ik a przed rze­

czownikiem oraz posługiwanie się zestaw ie­

niami w rodzaju: „c ie kaw ym byłoby zmie­

rzenie".

I jeszcze dwie drobne uwagi: n a str. 112 znajdujemy zdanie (o wieży), k tó re najoczy- wiściej domaga się jakiegoś kom entarza; na str. 2 2 , gdzie mowa o h e r b a tn ik u , należa­

łoby zaznaczyć, że chodzi t u nie tyle o kon- cepcyę gastronom iczną, ile raczej o pewien określonym kształt g e o m etry czn y , nie każdy bowiem h e rb a tn ik warszawski nadaje się do opisanego doświadczenia.

R ysunki, k t ó r y c h jest 58, odpowiadają najzupełniej sw em u celowi.

St. B o u ffa łł.

Akademia Umiejętności.

III. W ydział m atem atyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia j j grudnia

19 0 9

r.

P rz e w o d n ic z ą c y : D y r e k t o r E . J a n c ze w sk i-

(D ok o ń czen ie).

S ek re ta rz zdaje spraw ę z posiedzenia Ko- misyi fiżyograficznej, k tó re odbyło się w dniu 18 listopada 1909 roku.

P rzewodniczący prof. dr. K reutz, poświę­

cił gorące wspomnienie wielce zasłużonem u

członkowi Komisyi, ś\v. p. prof. d-rowi S ta ­ nisławowi Zaręczneniu, zm arłem u w W ie­

dniu d. 23 lipca r. b. Obecni uczcili p a ­ mięć zmarłego przez powstanie.

Dr. W. Łoziński w referacie p. t.: „ U tw o ­ ry dyluwialne w obszarze Kielecko - sando- m ierskim “ zdał sprawę ze swych badań w roku 1909, k tó re objęły: 1) sandomier- sko-opatowską wyżynę lesową, 2 ) grzbiet Łysogór.

1 ) Sandomiersko - opatow ska w yżyna le- sowa ciągnie się szerokim pasem od lewego brzegu Wisły k u zachodowi aż do samego podnóża g rz bie tu Łysogór. Dyluwialna po­

k ry w a w yżyny spoczywa na u t w o ra c h mio^

ceńskich lub staro - paleozoicznych, które w s k u te k d enuda cyi predyluw ialnej tworzą podłoże o nierównej powierzchni falistej, za­

znaczającej jeszcze predyluw ialńe wcięcia erozyjne. Północne, po części mieszane dy- luw ium powleka starsze podłoże nieprzerw a­

ną V a r s t w ą , której grubość wynosi najczę­

ściej z a k d w ie parę metrów. O dkryw ki oka­

zują przeważnie glinę lodowcową jak o w y ż ­ szą, a u tw o ry piaszczyste jak o niższą czgść glacyalnego (albo też fluwioglacyalnego) dyluwium . N a dyluwium glacyalnem roz­

pościera się pokryw a typow ego lesu eolicz- nego i otula płaszezowato nierówne podłoże.

Zależnie od przebiegu podłoża, grubość lesu j e s t chwiejna i wynosi od kilku aż do 30 m przeszło, osiągając w ten sposób największą miąższość w całej E u ro p ie środkowej. W n a j­

większej grubości i w najbardziej typowej postaci les przedstaw ia się w okolicach, p o ­ łożonych na N i N W od Sandomierza. T u ­ taj też krajobraz ma wygląd zupełnie chiń­

ski: głębokie, nieraz piętrow e drogi wgłę­

bione, dzikie debry z całemi labiryntam i rozgałęzień, liczne komory, wydrążone rzę­

dami w lesowych ścianach, t u i owdzie n a ­ w et ubogie mieszkania w lesie i t. d. U t w o ­ rzenie się grubej p o k ry w y lesowej stępiło znacznie nierówności predyluw ialnego pod­

łoża i w ytw orzyło niemal równą pow ierzch­

nię wyżyny, k tó ra od okolic Sandomierza podnosi się bardzo powoli i nieznacznie k u zachodowi. P ow ierzchnia w yżyny, k tó ra z pewnej odległości wydaje się całkiem ró ­ wną, je s t gęsto pocięta wcięciami erozyjne- mi, k tó re okazują dwa w ybitne ty p y : l) pła­

skie, predyluw ialńe zagłębienia erozyjne, w y ­ ścielone lesem, o łagodniejszych k sz ta łta c h i 2 ) dzikie typow e debry lesowe, k tó re nie- zliczonemi rozgałęzieniami wżerają się bez u­

stannie coraz głębiej w wyżynę. K u o ta ­ czającym, niżej położonym okolicom w yżyna lesowa u ry w a się strom ym , poszarpanym brzegiem, jak np. wzdłuż nadwiślańskiego niżu lub wzdłuż doliny Kamiennej. K u za­

chodowi pas lesowy zwęża się i miejscami

rozpada na odosobnione płaty lesu, N a jd a l­

Cytaty

Powiązane dokumenty

I przez cały czas bardzo uważam, dokładnie nasłuchując, co się dzieje wokół mnie.. Muszę bardzo uważnie słuchać, ponieważ nie mam zbyt dobrego

Instytucja kas rejestrujących w systemie podatku od wartości dodanej była kojarzona nie tylko z realizacją funkcji ewidencyjnej przy zastosowaniu tych urządzeń, ale również z

Układ kolejnych rozdziałów jest podporząd- kowany dwóm szlakom rozumowania z  trudem dającym się ze sobą pogodzić.. Najpierw przedsta- wiam historyczne następstwo dokonań

Po pierwsze miałem sporo wyjazdów, były wyjazdy na studia, były wyjazdy do Warszawy, wyjazdy na stowarzyszenie stenografów, przy czym spotkania stowarzyszenia stenografów

Wolontariat jaki znamy w XXI wieku jest efektem kształtowania się pewnych idei.. mających swoje źródła już w

teren obozowy kolumnę zamknęły się bramy obozu.. Wśród więfnjów pozostałych w obozie nie było dyscypliny

Zmierzając do definicji sprzedaży jest bardzo ważne, by wiedzieć, jak szeroko chce się ją określać.. To decyduje, jakie kryteria muszą być spełnione, by w

2.2 Organizator oświadcza, iż wszystkie nagrody zostaną wydane zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa podatkowego. 2.3 Finalista zobowiązany jest do podania