7 4 5 6 1*1
astolatki
Buddyzm nla poahodzl ud Bogn By fen zMawolony
WymoaLvny mąż :
Najstemke osoby świata \
P L -ISS N 0209-0120 M IE SIĘ C Z N IK K O ŚC IO Ł A Z IE L O N O Ś W IĄ T K O W E G O W P O L S C E
3
-4/92
strona 11
strona 14
Cala naprzód! ...
Drzwi były z a m k n ię t e ...
Zwyczajne ż y c i e ...
Dlaczego porzuciłem kapłaństwo buddyjskie W ie r s z e ...
Kultury p r ze d p o to p o w e ...
Nie stracisz go ...
W olny od seksualnych nałogów . . Najlepszy Tatuś ...
Czas p r z y g o to w a n ia ...
Warto było tam b y ć ...
W ydarzenie i p r z e ż y c i e ...
Poznajmy nasze z b o r y ...
Pan odpowiedział ...
Relacja z działań Misji Namiotowej Mały C h r z e ś c ij a n in ...
Zmieniaj ś w i a t ...
Marsz dla Jezusa Europa 92 . . . . Wiadomości ze ś w i a t a ...
W iadomości z k r a j u ...
Zapowiedzi w y d a r z e ń ...
Tajemnica sukcesu ...
. . 3 . . 4 . . 5 . . 6 . . 7 . . 8 . .10 . .12 . .13 . .14 . .16 . .16 . .17 . .18 . .19 . .20 . .23 . .23 . .24 . .25 . .26 . .27 strona 23
CH RZEŚCIJA N IN Pism o założone w roku i 929. znak graficzny kościoła M iesięcznik K ościoła Zielonośw iątkow ego w Polsce. Redaguje zespól. A dres redakcji: "Chrześcijanin", ul. Sienna 68/70,00-825 W arszaw a, tel. 22.248575, fax 22.204073.
C ena egzem plarza 15.000 zl. Prenum erata roczna krajowa: 90.000 zł. zagraniczna zwykła: 10 USD; zagraniczna lotnicza:
Europa - 13 USD; Afryka, Azja, A m eryka Pin. - 15 USD; A m eryka Płd. i A ustralia - 18 USD. Prenum eratę krajow ą prosim y w płacać na blankietach zam ieszczanych w każdym num erze. Prenum eratę zagraniczną prosim y kierow ać pod adresem redakcji czekiem bankow ym w walucie obcej lub gotów ką na konto: Instytut W ydaw niczy "Agape" PBK , III O/W arszaw a, Nr: 370015-8497-136. M ateriałów nie zam ów ionych redakcja nie zw raca oraz zastrzega sobie praw o zm ian w nadesłanych artykułach. Nazw a m iesięcznika prawnie zastrzeżona. N um er indeksu: 35462 PL-ISSN 0209-0120 Redakcja techniczna, opracowanie graficzne, skład i diapozytyw y - PA N D A Plus, W arszaw a, ul. M arszałkow ska 1/119, fax/tel. 25-23-20
2
F oto CA F
Cała naprzód!
"Żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się w stecz - p ow iedział C hrystus - nie nadaje się do K rólestw a B ożego".
Jakże stanowcze są to słowa. Brzm ią podobnie do tych, które w ypowiedział Pan, gdy m ów ił o konieczności nowego, ducho
wego narodzenia: "jeśli kto się na now o nie narodzi, nie m oże ujrzeć K rólestw a Boże
go, (...) nie m oże wejść do Królestw a B o
żego Jednak fragm ent dotyczący chw y
tających za pług nie odnosi się do niew ie
rzących, lecz do ludzi, którzy ju ż zdecydo
wali się kroczyć za Panem.
C hrześcijaństw o nie zostało stw orzo
ne do rzeczy błahych. Jego p rze zn ac ze
niem nie je s t tylko chw ila. Jest tw orem o posłannictw ie w iecznym . D latego zo sta
ło zało żo n e n a najpo tężn iejszej skale, w z n ie s io n e n a n a jw y ż sz y m sz cz y cie . M ów iąc o rodzinie dzieci B ożych, P an Jezus rzekł: "N ie m oże się ukryć m iasto położone n a górze". Z naczy to, że m oje życie z B ogiem , w społeczności je g o k o ś
cioła, je st spraw ą najw yższej w agi. N ie m ogę jej zlekcew ażyć. M uszę zadbać o to, aby w ykonać w szystko, do czego z o s
tałem przez B oga pow ołany.
N ied b a ła słu ż b a i n ie c h lu jn e życie chrześcijańskie przynosi śm ierć n ie tylko tym , którzy lek cew ażą słow a Pana. Z ło je st zaraźliw e. D latego B óg przestrzega, m ów iąc: "m artw a m ucha m oże zepsuć
olejek aptekarza" albo "odrobina kw asu cały zaczyn zakw asza".
P ew nego d nia w m oim dom u p ojaw iła się now a, duża p ralk a autom atyczna. M i
nęło w iele m iesięcy od chw ili jej k u p ie nia, a ciągle tylko je d n a osoba potrafiła ją obsługiw ać. B yła nią m oja m am a. P am ię
tam , że kiedyś chciałem w rzucić do pralki ja k ąś m a łą rzecz. W tedy m am a podeszła do m nie i pow iedziała, że aby p ralka d o b rze chodziła i nie huczała, trzeba zebrać w ięcej rzeczy i dopiero w tedy, przy w ięk szym obciążeniu, robić pranie.
O d tam tego czasu, gdy m yślę o ch rześ
cijaństw ie, p rzypom ina m i się nasza a u to m atyczna pralka. C hrześcijaństw o b o w iem d ziała na podobnej zasadzie. F u n k cjonuje praw idłow o tylko w tedy, gdy je s teśm y po b rzegi w ypełnieni C hrystusem . A postoł P aw eł napisał: "Słow o C h ry stu sow e n iech m ieszka w w as obficie..."
(K ol 3,16).
C hrześcijaństw o nie je st tym , czym być pow inno, je śli staje się połow icznym i częściow ym oddaniem się B ogu. N ie pełne życie chrześcijańskie nie tylko nie przynosi zadow olenia, ale je s t w ręcz ro z m inięciem się z celem i p ójściem w o d w ro tn y m k ie ru n k u . M o ż n a p o w ied z ie ć:
"niepraw idłow e używ anie pralki - n isz czy ją". C hcąc napraw dę dobrze w ykonać choćby m ałą rzecz dla K rólestw a B o ż e
go, trzeba w ypełnić się B ogiem i Jego Słow em .
D obrze je st m ieć św iadom ość tego, że któregoś dnia przyjdzie czas zapłaty. Pan zbierze ze sw ojego pola "kąkol i pszen i
cę". T ych, którzy budują i tych, którzy p rzy w o d zą do ruiny. Jezus C hrystus p o w iedział: "K to nie je st ze M ną, je st p rze
ciw ko M nie, a kto ze m n ą nie zbiera, rozprasza". N ieraz w arto na chw ilę zat
rzym ać się i pom yśleć: Czy m oje chrześ
cijaństw o je st rzeczyw iście "pójściem na całego" w służbie dla P ana? Czy czasem nie stało się ju ż tylko zabaw ą lub pracą w ykonyw aną "na pół gw izdka"?
D zieci B oże m uszą pam iętać o tym , że
"kom u w iele dano, od tego w iele będzie się żądać, a kom u w iele pow ierzono, od tego w ięcej będzie się w ym agać" (Łk 12,48). I nie m a tu m ow y o w ym aganiach je d y n ie ze strony B oga. W ym agać od nas będ ą inni, tu n a ziem i, bracia i siostry, p asterze, nauczyciele. Z w ym aganiam i zw raca się do nas K ościół C hrystusa, k tó rego sługam i jesteśm y.
D A R W SZ POMO&SKf
3
Everett Stenhouse
o %
J
eżeli św iat kiedykolw iek potrzebow ał w ielk an o cn eg o zw iasto w an ia to na p ew no potrzebuje go dzisiaj. W ielu ludzi żyje w ciągłym strachu przed w ojną i lęku przed bezpraw iem coraz częściej o g arniającym ekonom ię i politykę. S w oją o b ronę przed tym i zagrożeniam i w idzą w ucieczce w cynizm i rozpacz.
A le tak w cale nie m usi być. W E w an gelii Jana (20,19) czytam y, że "gdy nastał w ieczór i drzw i były zam knięte z bojaźni p rze d Ż ydam i, p rzyszedł Jezus, stanął w śród uczniów i rzekł do nich: Pokój wam !"
D rzw i były zam knięte, choć w tym czasie pow inny być otw arte.
Z am knął je strach. Z ostały zam knięte przed ludźm i potrzebującym i nadziei i szukającym i je j poza sobą.
D zisiaj nagrom adziło się w iele bólu za drzw iam i strachu. L udzie o baw iają się teraźniejszości i p rzeraża ich przyszłość.
M ożem y zrozum ieć p rzyczyny stra
chu w krajach o bjętych w ojną, o p an o w a
nych przez głód, niszczonych desp o ty z
m em . W takich przypadkach strach je st czym ś naturalnym i trudno m ieć go lu dziom za złe. N aw et je że li n ie w pełni ich rozum iem y, pow inniśm y w spółczuć ich cierpieniu.
P sychologow ie używ ają po jęcia "sa
m otny tłum ". C hcąc w yrw ać się z tłum u, ludzie uciekają w niebezpieczne p rzy g o dy seksualne, alkohol, n arkotyki i tysiące innych rzeczy, aby tylko m óc otw orzyć drzw i strachu. P o pew nym czasie stw ier
dzają, że "przyjem ności" się skończyły, a d rzw i zam knęły się z trzaskiem .
To strach zatrzasnął drzw i uczniom C hrystusa w obaw ie przed utratą p o cz u cia bezpieczeństw a. O ni także bali się te raźn iejszo ści, a przyszłość n apaw ała ich lękiem , tak sam o ja k nas dzisiaj.
B iblia pokazuje nam , że to nie m y k o n trolujem y n aszą przyszłość, tym bardziej że nie w iem y naw et, co w ydarzy się d z i
siaj. O czyw iście, przyszłość je st n ie p ew n a i n ie zn a n a. Je d n ak ż e, k ie d y Jezus w chodzi w środek w ydarzeń zach o d zą
cych w naszym życiu, drzw i zam knięte p rzez strach otw ierają się w cu dow ny sposób, podobnie, ja k że
lazne bram y w ięzienia, w którym znajdow ał się apostoł P iotr (Dz 12,10). C hw ała obecności zm ar
tw ychw stałego C hrystusa m an i
festuje się w Jego słow ach: "Nie lękaj się, j a zw yciężyłem świat".
T akie je s t posłanie w ielkanoc
ne. M ów i ono o otw arciu drzw i, o p o g o d z ie d u c h a , o ra d o śc i.
C h ry stu s zm artw y ch w sta ł! O n żyje, a w ięc m y także żyjem y.
N ie m ożem y prow adzić naszego życia za zam kniętym i drzw iam i, sparaliżow ani strachem .
B yć m oże tw oje życie w ydaje s ię b y ć k a r ą o d b y w a n ą z a drzw iam i nie do przebycia. D o s
trze g asz , że d rzw i strach u nie p o zw alają ci korzystać z pełni ra dości, k tórą niesie w ielkanocna praw da. P róbujesz się uśm iechać a n aw et śm iać. O statecznie - je st
przecież Wielkanoc. A le ju ż zaraz drzw i strachu znow u o dgrodzą cię od radości Z m artw ychw stania.
Pam iętaj jednak, że zm artw ychw stały P an chce otw orzyć w szystkie drzw i tw o je g o życia. O n chce w prow adzić św iat
ło ść w ielk an o c n eg o p o ra n k a , ja sn o ść, któ ra będzie trw ała w iecznie. S kąd o tym w iem y? Z m artw ychw stały C hrystus p o k azał nam sw oją reakcję n a zam knięte d rzw i: ch o ć "drzw i b y ły za m k n ię te ...
przyszedł Jezus".
M ożem y dośw iadczyć W ielk an o cy w naszym życiu tylko w ów czas, gdy p o z w olim y M u w ejść do nas przez zary g lo w ane drzw i. M oże m yślisz, że O n nigdy nie przyjdzie do ciebie, bo je ste ś św iad o m y tych w ydarzeń w tw oim życiu, które się Jem u nie podobają. A le O n w ejdzie.
Jakiekolw iek by istniały drzw i m iędzy to b ą a Z m artw ychw staniem i Ż yciem , On przejdzie przez nie, aby być z tobą. To, czego m u trzeba, to serce szukające G o i pragnące G o przyjąć.
Ż a d e n g rze ch , w ą tp liw o śc i, w ady, strach, naw et bardzo w ielki, nie p o w st
rzy m a G o przed tym . O n stanie pośrodku tego w szystkiego z ro zp raszającą strach deklaracją: "Pokój niech będ zie z tobą".
W yobraź sobie m oc je g o obecności. Czy m ożna porów nać jak ieś w ydarzenie do je g o w ejścia do m ieszkania, dokładnie zam kniętego przez strach?
N ie, O n nie zabłysnął ja k błyskaw ica w pokoju, w którym byli zgrom adzeni uczniow ie. O n po prostu w szedł i stanął m iędzy nim i. Z naczyło to w ięcej niż m o ż
n a było oczekiw ać. D zisiaj, O n je st gotów uczynić to sam o d la ciebie.
N ie p rzyjdzie po to, by w praw ić cię w za k ło p o ta n ie . O n p rz y jd z ie by stanąć przy tobie. P rzyjdzie przebaczyć ci grze
chy, uleczyć tw oje złam ane życie i ro zb i
tą rodzinę. O n przyjdzie do ciebie, żeby po prostu z to b ą b yć .
"G dy drzw i były zam knięte (...) p rzy szedł Jezus i rzekł: Pokój W am !".
71 Renata Krupa
3-4/92
Z U V C Z f l J N C Ż ¥ C i €
- W staw ałem o trzeciej rano i z b utam i w ręku szedłem przez lasy, żeby dotrzeć n a nabożeństw o i tam usłużyć - w sp o m i
n a B azyli O sieczko.
B rat O sieczko kończy w tym roku 80 lat. W ychow ał dw anaścioro dzieci.
W szystkie są w ierzące. T rzej synow ie są pastoram i: w P rzem yślu, K rośnie i B ry- lińcach. D w aj następni są kaznodziejam i zboru w Przem yślu.
B rat O sieczko to w ierzący starej daty, do ko ń ca oddany B ogu i spraw ie ew a n g e
lizacji. D o dziś o d w iedza rod zin y w r ó ż n ych w ioskach i głosi im C hrystusa.
A w szystko zaczęło się "za B ugiem ".
W latach dw udziestych, na terenie U k ra
iny rozpoczęło się przebudzenie. Ż yw a w ieść E w angelii d ocierała tam za p o śred nictw em em igrantów , którzy w yjeżdżali do A m eryki w poszukiw aniu zarobku i s z c z ę ś c ia .I r z e c z y w iś c ie z n a jd o w a li szczęście - w żyw ym B ogu.
W B rylińcach najpierw n aw róciła się rodzina K ustodow iczów . K atarzyna K us- todow icz w yjechała do A m eryki i tam w yszła za m ąż za p asto ra p rezbiteriańs- kiego. G dy p rzyjechali w odw iedziny, pozostaw ili B iblię i żyw e św iadectw o o C hrystusie. W k ró tce K u sto d o w icz n a w iązał k ontakt z ruchem zielo n o św iątk o wym. Z aczęto się zbierać n a czytanie S ło w a B ożego i m odlitw ę. O dw iedzali ich bracia z różnych kościołów : br. G akie- w icz, k aznodzieja C hrześcijan E w an g e
licznych, br. B uczak z K ościoła P rezbite- riańskiego, br. B iliński z K ościoła B ap- tystycznego, br. C zerski. P ren u m ero w a
n o c z a s o p ism o w ję z y k u u k ra iń sk im
"W iara i nauka".
B azyli O sieczko m iał w ów czas 15 lat.
P oselstw o E w angelii dotykało je g o serca.
P ragnął uczestniczyć w nabożeństw ach.
A le rodzice spoglądali n a to niechętnie. - T am chodzą tylko biedacy. Ż aden p o w aż
ny gospodarz tam nie zagląda - m ów ili.
W ierzący zaś przeży w ali w spaniałe chw ile z B ogiem . N aw racały się now e osoby, B óg ch rzcił D uchem Św iętym . L udzie p łakali z radości. T akie "ekscesy"
były dla p rzyzw yczajonych do spokojnej pobożności katolickiej (K ościół G reko- K a to lic k i) cz y m ś n ie w y o b ra żaln y m . - T am działa ja k aś d ziw na siła! - L udziom języ k i pow yciągało i pow pychało ich pod w arsztat w kącie! - P rzychodzi do nich jakiś dziw ny człow iek w czarnym u b ra
niu!
O jciec zabronił B azylem u chodzić do K ustodow icza i p row adził go do cerkwi.
A le i tam B azyli cieszył się społecznością z B ogiem . K lękał i gorliw ie m odlił się, często płacząc. W yw oływ ało to drw iny kolegów . W reszcie ojciec stw ierdził: - M a ją się z ciebie naśm iew ać, to lepiej nie chodź do cerkw i. I p ozw olił m u n a pow rót do społeczności w ierzących.
Jakaż to była radość dla m łodego Bazy
lego ! N a nabożeństw ach żarliwie m odlił się o swoich rodziców. N iedługo potem jego m atka, nam ówiona przez w ierzącą ciotecz
ną siostrę poszła n a nabożeństwo. W róciła
B rat Bazyli Osieczko
do dom u bardzo poruszona: - T am się niebo otw iera - m ów iła. - T am ludzie na ziem i, ale ich serca w niebie!
W ielka by ła w tedy gorliw ość w ierzą
cych. C hcieli spotykać się ja k n ajc zę ście j.
C hoć zim a ciężka, m róz i śnieg, oprócz n iedziel schodzili się rów nież w e w torek, czw artek i sobotę. M łodzież spotykała się także w środy. W tym czasie naw róciło się następnych dziew ięć rodzin. L atem chrzest przyjęli: m łody O sieczko i je g o m atka.
W zgrom adzeniu nie było w tedy k az
nodziei. K ażdy m ężczyzna, k tóry potrafił czytać, czytał fragm ent S łow a B ożego.
Z borow nicy bardzo lubili słuchać m ło d e
go B azylego. A on ju ż w tedy zaczął o d czuw ać pow ołanie nie tylko do czytania, ale i nauczania, chociaż nie m ógł się o d w ażyć jeszc ze n a skom entow anie p rz e czytanego Słow a. D opiero po proroctw ie b raci z W ołynia zaczął regularnie u słu g i
wać. M iał w tedy 18 lat.
AUT
B óg po ło ży ł m u na serce pracę m isyj
ną. W staw ał w cześnie rano i lasam i cho
dził odw iedzać w ierzących w R yboty- czach, M akow ej, B rzeżaw ie, Piątkow ie, G roszów ce. O dległości w ynosiły naw et do 30 i 40 km . W ciągu jednego roku aż 26 razy odw iedził zbór w D aro wicach.
W 1936 r. zaczęła się organizow ać M isja Z ielonośw iątkow a. W każdym re jo n ie, który obejm ow ał je d en pow iat u s
tanow iono starszych. W pow iecie prze
m yskim , w którym leżały B rylińce, star
szym i byli bracia: W asyl W ojtow icz z C hyrzyny i M ichał K rzyw da z B rzeżaw y.
T ak trw ało aż do w ojny. W czasie wojny N iem cy zabronili się w ierzącym spoty
kać, głów nie d latego,że ich zw iązek w yz
n an io w y nie b y ł zarejestrow any. G dy naw racający się w ystępow ali z Kościoła, w pisyw ano ich do ksiąg dla bezw yzna
niow ych, co daw ało podstaw y do oskar
żania ich, że są kom unistam i. W ierzący spotykali się po kryjom u, a jednocześnie starali się o rejestrację w ram ach istnieją
cych ju ż zw iązków w yznaniow ych. N aj
lepsze w arunki zaproponow ał br. N au- m iuk z K ościoła M etodystycznego. K oś
ció ł daw ał w ierzący m d u żą sw obodę, postanow ił nie ingerow ać w w ew nętrzne spraw y, takie ja k m ów ienie językam i lub w kładanie rąk. W spółpraca układała się bardzo dobrze. Z bór w B rylińcach p o zo s
tał w K ościele M etodystycznym aż do 1977 roku.
P o w ojnie i kilkuletnim okresie w y
siedlenia na tereny północno-w schodniej P olski, gdzie zm arła m u pierw sza żona i gdzie ożenił się pow tórnie, br. O sieczko w raz z ro d zin ą p ow rócił na daw ne tereny.
B ył bardzo przyw iązany do zboru w B ry lińcach.
W tym czasie je d n ak B rylińce w ylud
niły się. C zęść m ieszkańców przesiedlo
no n a zachód, część w yem igrow ała do A m eryki. C zasy były niebezpieczne, b ra cia nie m ogli podróżow ać. Z bór p o d u padł. A le brat O sieczko nie ustaw ał w pracy. Po w ojnie, w B rylińcach odbyły się je szc ze trzy chrzty. B rat O sieczko p rzyczynił się do w ybudow ania w B ryliń
cach dom u zborow ego. P race trw ały od 1977 do 1979 r. B udow ę w spom agali fi
nansow o byli członkow ie zboru, obecnie m ieszkający w A m eryce i A ustralii.
W 1987 r., po ponad dw udziestoletniej p rzerw ie, kilku m ieszkańców Brylinieć przyjęło chrzest. W tym sam ym roku p as
torem zboru w B rylińcach został S tanis
ław O sieczko. Syn brata Bazylego.
BOŻENA OLECHNOWICZ
5
R
o d zin a, w której p rzy sz ed łe m na św iat, gorliw ie prak ty k o w ała b u d dyzm . M ieszkaliśm y w Sri L ance. M ój dziadek w ybudow ał w iele św iątyń i za w sze pragnął, by je d en z je g o synów został buddyjskim m nichem . Z a aprobatą ro d z iców m nie w łaśnie w ybrano do tej z a sz
czytnej roli. M iałem w tedy zaledw ie o- siem lat.
Jakiś czas później zacząłem m o ją re li
gijną edukację. S łuchałem w ielu in stru k cji; obejrzałem też św iątynię. W obec c a łej w ioski odbyła się u roczysta ordynacja, p o czym w ysłano m nie do buddyjskiego sem inarium . M iałem się dalej uczyć i doskonalić.
Początkow o cały ten pom ysł podobał m i się. O czekiw ałem , że m oje życie b ę dzie inne, niż życie osoby św ieckiej. Je d nak stw ierdziłem , że je s t to w łaściw ie to sarno. P orów nując życie zw ykłych ludzi i kapłanów - nie w idziałem różnic. N a czym m iałaby polegać "w yższość" tych drugich?
P ostanow iłem sobie być bardziej gor
liw ym oraz żyć ściśle w edług zasad m ojej religii. M im o to, w ciąż nie było zm ian w m oim życiu duchow ym . P aliłem p ap iero sy, m iałem także inne złe nałogi. O d czu w ałem pustkę, brak ja k ieg o k o lw iek sensu w życiu.
N ieustannie m edytow ałem o B uddzie i jego filozofii. M yślałem o tym , co stanie się ze m ną po śm ierci. B uddyzm nauczał, że człow iek otrzym uje nagrodę za dobre czyny, oraz karę za sw oje złe uczynki.
B ałem się w ięc z pow odu m oich złych uczynków . C zułem lęk i niepew ność w o bec zagadnienia śm ierci. I choć w iele r a zy m ów iłem innym o grzechu, ta k n a p raw dę nie w iedziałem , czym on jest.
K iedy m iałem d w adzieścia lat, osiąg
nąłem najw yższy punkt, do którego m oże dojść buddyjski kapłan. Pom im o tego, m oje "znaki zapytania" nadal nie daw ały m i spokoju. Z astanaw iałem się też nad początkiem św iata. C zytałem dużo i p o rów nyw ałem to, co m ów i b uddyzm z o d k ry cia m i w spółczesnej nauki. N iesp o dziew anie otrzym ałem rów nież p u b lik ac
ję m ó w iącą o Jezusie C hrystusie. T ego n ie c h c ia łe m czy tać. B y łem go rący m przeciw nikiem chrześcijaństw a.
M inął ja k iś czas i otrzym ałem inny traktat o Jezusie. T y m razem p o stan o w i
łem zapoznać się z je g o treścią. K u m em u zdziw ieniu znalazłem tam odpow iedź na p ytania, które sobie staw iałem n a tem at początku św iata. B ardzo się cieszyłem , że m ogłem to przeczytać.
N ap isa łe m p o d ad res w sk az an y na traktacie, pro sząc o w ięcej literatury. W te n sposób otrzym ałem i "pochłonąłem "
n o w ą p o rc ję . A p ó ź n ie j za p rag n ąłem spotkać się z osobą, któ ra m i to w ysłała.
C złow iek ów b y ł pastorem . W y tłu m a
czył m i, ja k B óg stw orzył św iat i cz ło w ie
ka, a następnie, ja k człow iek upadł w grzech. P o w iedział też, że B óg p rzy g o to w ał ludziom drogę zbaw ienia, i że drogą tą je s t Jezus C hrystus - S yn B oży.
R o z m o w a p rze cią g n ęła się do p ó ź nych godzin. N ocą w iele m yśli p rze b ie
gało m ój um ysł. "C zem u b yłem tak g o rą cym p rzeciw nikiem chrześcijaństw a?" - pytałem sam siebie. N araz zacząłem p o j
m ow ać, że b uddyzm je st tylko filozofią, k tórą w ym yślił człow iek. N ie je st on d ro gą do B oga, drogą w iary. K iedyś uw aża
łem Jezu sa za k o goś takiego ja k B udda, lecz oto teraz odkryłem , że Jezus je st Bogiem .
T o oczyw iste, że filozofia nie ro zw ią
że p roblem u grzechu. B udda sam p o w ie
dział, że nigdy ju ż nie n arodzi się n a tej ziem i. "W ja k i w ięc sposób" - m yślałem - "ktoś, kto nie je st ju ż z nam i, m oże nam pom óc rozw iązać nasze problem y?" W i
działem też ja sn o , że je śli człow iek m a być uspraw iedliw iony je d y n ie za dobre czyny i ukarany za złe, to dla rodzaju ludzkiego nie m a p raktycznie żadnej n a dziei.
T ej nocy zacząłem napraw dę w ierzyć, że C hrystus je st lekarstw em n a grzech ludzkości. M odliłem się do B oga - S tw ór
cy i m oje życie oddałem P anu Jezusow i.
N azajutrz rano czułem głęboki pokój.
P oszedłem do św iątyni, ale m odliłem się do jed y n eg o B oga i w ciąż czytałem lite
raturę chrześcijańską. O trzym ałem uzd
row ienie dla m ojego ciała i w olność od m oich złych nałogów . O deszła pustka, k tó ra kiedyś była w ew nątrz m nie, a jej m iejsce zajęła radość.
M oże to dziw ne, lecz nadal chciałem trzym ać się m ego buddyjskiego kap łań s
tw a. N io sło m i on o nieco św iatow ych w ygód. Jednak pew nej nocy P an p o w ie
d ział m i, że m uszę się w yłam ać z tego stylu życia. W m odlitw ie oddałem się w ięc - ju ż bez reszty - żyw em u B ogu w Jezusie C hrystusie. W taki oto sposób, po dziesięciu latach drogi buddyzm u, p orzu
ciłem ten rodzaj służby. R ozpoczęło się m oje now e życie.
M odląc się gorliw ie, szukałem w oli B ożej d la siebie. W krótce Pan pokazał m i, że chce, abym b y ł je g o św iadkiem dla ludzi w m oim kraju. Z apisałem się do Instytutu B iblijnego n a C ejlonie, a po u- kończeniu studiów rozpocząłem głosze
nie ew angelii.
T am , gdzie się udałem , nie było w ów czas ani jed n eg o chrześcijanina. Ludzie ostro w ystępow ali przeciw ko chrześci
jań stw u , podobnie ja k ja kiedyś. Już sam o w spom nienie im ienia Jezus, pow o d o w a
ło ich gniew . M im o to - chw ała niech będzie Bogu! - dziś w ielu z nich je s t zb a
w ionych. P rzyjęli Jezusa C hrystusa do sw o ic h serc i o trzy m ali p rze b acz en ie grzechów . M am y kościół i nabożeństw a co niedzielę. O tw ieram y kolejne p lacó w ki, aby głosić i u czyć innych o Z b aw icie
lu.
T ak oto działa w szechm ocny B óg. To O n dał m i sw oje przew odnictw o i sw oją siłę, abym m ógł to w szystko dla N iego czynić. K ocham G o i uw ielbiam za Jego działanie w życiu ludzi, którzy potrzebują zbaw ienia.
Ze względu na bezpieczeństwo rodziny autora, jego nazwiska nie podano.
Na podstawie "Pentecostal Evangel"
opracowała Hanna Borowska
LTURY
RZEDP E
W edług B iblii, p ierw szym założonym n a ziem i m iastem było H enoch ( I M 4,17). Z p ew nością nie było to jeszcze m iasto w edług naszych pojęć, lecz m ała w ioska, n a k tó rą składały się prym ityw ne chatki. Czy jak ieś ślady po nim chow ają się jeszcze w piaskach pustyni? N a to pytanie trudno je s t n am dziś o d p o w ie
dzieć.
C ałą p rzedpotopow ą cyw ilizację (na terenie M ezopotam ii) m o żn a podzielić na cztery okresy kulturow e: K arim Szahir, D żarm o, H assun oraz H alaf. N azw y tych okresów pochodzą od nazw stanow isk ar- choeologicznych reprezentujących te o k resy.
Okres Karim Szahir (po 6000 p.n.e.) N a podstaw ie radiow ęglow ych analiz, za najstarsze osiedle założone w 7500 r.
p.n.e. (H .W .Saggs), lub ju ż w 8350 r.
p.n.e. (M .B rezzilon), uw ażane je s t J e ry cho. T ak w czesne datow anie Jery ch a n ie znajduje je d n ak uzasadnienia, gdyż inna osada, K arim S zahir, w ykazująca w cz eś
n ie jsz e odeń ce ch y , d ato w a n a je s t n a 7000 - 6000 p.n.e. Jak w iadom o, nie m o ż na bezkrytycznie ufać m etodzie C -14 . D latego też Jerycho, które w edług p o m ia
ru radioaktyw ności ocenia się ja k o sta r
sze, m o żn a by przyjąć za m łodsze od K arim S zahir. R ów nież fakt, że leży ono p o za M ezopotam ią, będącą k olebką lu d z
kości, św iadczy n a rzecz takiej in te rp re
tacji.
W K arim S zahir (na w schód od K ir- kuk) dokonano p rzejścia od gospodarki opartej n a zbieractw ie, do gospodarki o- partej n a pro d u k cji środków żyw ności (w g B iblii p rzejście to zostało dokonane ju ż za życia A dam a - 1 M 3,23). Z n a le
ziono tu kości udom ow ionych zw ierząt, takich jak: kozy, ow ce, św inie i pew nych ras koni. Z naleziono ponadto k am ienne o strza sierpów , żarna i zrobione z k a m ie nia m otyki. Z atem upraw iano ju ż ziem ię.
Okres Dżarm o (5500 - 5000 p.n.e.) In n a , p ó ź n ie js z a o sa d a, w D ża rm o (rów nież n a w schód od K irkuk), zn a m io nuje w yższy stopień rozw oju niż K arim S zahir i Jerycho. O dkopano tu p ro sto k ąt
ne dom y, składająca się z k ilk u izb. Ś cia
ny i podłogi w ykonane były z ubitej gliny n a k am iennych fundam entach, z w b u d o w anym i glinianym i p iecam i, z kom inam i i g lin ian y m i zb io rn ik am i w podłodze.
Z naleziono gliniane figurki p rzed staw ia
ją c e zw ierzęta, k tóre św iadczą o istnieniu p o gańskich kultów , a także statuetkę b o
gini p łodności (jej k u lt szerzył się w o- w ych czasach od P ółw yspu Iberyjskiego po Jezioro B ajkał).
Z apom niano w ięc ju ż o B ogu A dam a i E w y, którego im ienia w zyw ano w c z a sach E n o sza (1 M 4,26), i z którym c h a dzał H enoch ( IM 5,24). W m iejsce d aw nej, zdrow ej, m onoteistycznej religii p o częły się szerzyć w ynaturzone kulty p o gańskie.
W D żarm o, w śród znalezionych kości zw ierzęcych 90 % należy do: kozy dom o
w ej, ow cy, św ini, ko n ia i b yd ła rogatego.
U ży w a n o co n ajm n ie j d w ó ch odm ian pszenicy, a także grochu polnego. Ś w ia
dectw em upraw y zbóż je s t obecność ż a ren, m oździerzy i m otyk krzem iennych.
Okres Hassun (5000 - 4600 p.n.e.) W okresie H assun pojaw iła się ceram i
ka, osada o tw orzyła się n a zew nątrz, ro z w in ął się handel, co św iadczy o znacz
nym , dokonującym się w tym czasie p o s
tępie. Im portow ano obsydian (odm iana szkliw a w ulkanicznego bogatego w k rze
m ionkę, w ykorzystyw anego do w yrobu narzęd zi) oraz kam ienie półszlachetne, ja k turkus i m alachit. S prow adzano je z teren ó w dzisiejszego Iranu. W okresie H assun stosow ano w klęsły kam ień jako zaw iasy, n a których obracały się drzwi.
S to so w an o gładzone siekiery, za broń służyła p roca, do której używ ano terak o tow ych kul. R elig ia p rzejaw iała się w k u l
tach bogini płodności i była silnie p rzepo
jo n a elem entam i m agicznym i. W ierzono także w życie pozagrobow e. N azw a o kre
su pochodzi od osady H assun, położonej n a zachód od rzeki T ygrys, nieco na p o łudnie od M osulu.
R ów nolegle z późniejszym okresem H assun, a n astępnie okresem H ala f w ys
tępuje ku ltu ra S am arra (jej nazw a p ocho
dzi od o siedla nad Środkow ym T ygry
sem ). K u ltu ra ta je s t re p rez en to w an a p rzez charakterystyczną ceram ikę ozd a
b ian ą sym bolam i geom etrycznym i i sty lizow anym i p ostaciam i zw ierząt.
Okres H alaf (4600 - 3850 p.n.e.) N azw a p ochodzi od T ell H ala f nad C haburem . W tym okresie postęp nastąpił w e w szystkich dziedzinach życia. U p ra
w ian o w ięc ej ro d za jó w ro ślin zb o ż o w ych, osw ojono dalsze gatunki zw ierząt, p ow stał p rzem ysł w łókienniczy. K am ień Szahir)
irokiti ł
Jericho O
Wadi/ an-Natuf)
BLISKI W SCHÓD ok. 4000 p.n.e.
H alaf Samarra Eridu
B adan
inne chalko lityczne kultury neolityczne Nazwy podane w nawiasach dotyczą wcześniejszych osiedli, nieistniejących w 4000 p.n.e.
C eram ika m alow ana z okresu H assun
*rrir»«Tr*HTT»T
m m n rK % |
t m i m i r a i
C eram ika z S am arry
C eram ika halafska je d n a k nadal stanow ił podstaw ow y m a te
riał do w yrobu narzędzi, ale to w łaśnie w tym okresie pojaw iły się pierw sze p rz y rządy w ykonane z m iedzi ( IM 4,22).
P odniosła się ja k o ść w yrobów cera
m icznych, garncarstw o było ju ż p raw d o podobnie w yodrębnionym zaw odem rz e m ieślniczym . W tym okresie - co z n a
m ienne - w ynaleziono pojazd kołow y.
Z najdyw ane figurki kobiece lub zw ie rzę
ce, terakotow e lub rzeźbione w m iękkich skałach, m iały zapew ne znaczenie k u lto we. W ierzenia religijne obejm ow ały w ia
rę w życie pozagrobow e.
P oszczególne w spólnoty utrzym yw ały ze sobą stosunki handlow e. W osiedlach halafskich po raz pierw szy spotyka się brukow ane ulice, co było zapow iedzią późniejszej urbanizacji. N ależące do tego okresu okrągłe budow le z k o pulastym d a ch em (o p an o w an o zasad ę sk lepienia), często przedłużone p rostokątną kom orą, służyły z pew n o ścią ja k o sanktuaria.
K ultura h alafska n arodziła się p raw d o podobnie w A syrii, zaś w okresie m a k sy m alnej ekspansji sięgała po w ybrzeże S y rii i C ylicji n a zachodzie, A rm enię na północy, S am arrę na południu i Iran na w schodzie.
Z asięg tej kultury je s t nieco w iększy n iż p o p rze d zając ej j ą k u ltu ry H assun.
Ślady kultury halafskiej u ryw ają się nagle w m om encie najw iększego jej rozkw itu, przy czym nie p oprzedza go ch arak tery s
tyczny w takich przypadkach okres sc h y ł
kow y. P rzyjm uję, że została o n a zn isz
czona przez Potop w roku 3850 przed C hrystusem 2.
Podsumowanie
W sp ó łczesn a n au k a zakłada, iż p o czątki cyw ilizacji sięgają roku 8000 p.n.e.
(ale z pow odzeniem m o żn a b y skrócić ten m om ent do 6000 p.n.e.). O d tej chw ili, zbiegającej się z p o czątkiem n eolitu (e p o k a k am ienia gładzonego), z n ie sam o w i
tym postępem ro zw ija się trw ający do n aszych czasów rozw ój m yśli ludzkiej.
T rw ający 8000 -1 0 0 0 0 lat okres pracy m yśli ludzkiej, w spółcześni archeolodzy, historycy i biolodzy po p rzed zają p aleo li
tem (epoka k am ienia łupanego) trw a ją cym kilkaset tysiącleci, k tóry w M e zo p o tam ii m iał się skończyć w 10000 r. p.n.e.
Takiej interpretacji h istorii należy p o sta wić pytanie: D laczego na przestrzeni o- w ych kilk u set tysięcy lat nie było p o stę pu? P rzecież człow iek z "tam tych c z a sów ", naw et jeżeli m iał m niejszy m ózg, był w ystarczająco inteligentny, aby n a dać sw ojej tw órczości coraz to w yższe i bardziej w yszukane form y.
C hcąc rozw iązać tę trudność, zw o len nicy ew olucji, dają upust sw ojej fantazji m ów iąc o rzekom ej "rew olucji noelitycz-
nej", k tó ra m ia ła nastąpić ok. 8000 r.
p.n.e. W edług B iblii nie było rew olucji neolitycznej, a ch alkolit n astąpił w ó s
m y m p o k o le n iu p o stw o rz e n iu (1 M 4,22). S tw orzony przez B oga człow iek od razu był w yposażony w tw órczy um ysł, zdolny do w y tw arzania coraz to w y ż
szych form kulturow ych. W M ezo p o ta
m ii n igdy nie było barbarzyństw a, od razu p ow stała w ysoko ro zw inięta cyw ilizacja.
N a to m ia st n a in n y c h te re n a c h , d okąd m igrow ała ludność, nie doszło do rów nie w ysokiego rozw oju. N a ziem iach o d le g łych, takich ja k E uropa, p ółnocna A zja i A fryka, n astąp ił cy w iliza cy jn y regres, cofnięto się do p aleolitu i barbarzyństw a.
C zytelnik B iblii m oże traktow ać rz e ko m ą "rew olucję neolityczną" i rów nie rzekom e setki tysięcy lat paleolitu, ja k o m ityczne w ytw ory w spółczesnej nauki, k tó ra odw róciła się o d B o g a i usiłuje o ta czającą ją rzeczyw istość interpretow ać w d uchu ateistycznym .
Bibliografia: H .W .Saggs, W ielkość i upadek Babi
lonii, PIW , W -w a 1973, s.15-27; M .B rezillon, E n
cyklopedia kultur pradziejow ych, W A iF, W -w a 1981; J.M euszyński, O dkryw anie M ezopotam ii, PW N , W -w a 1977.
1) A tom y w ęgla w ystępują w dw óch postaciach izotopowych: C-12 i C-14; atom y C-14 są nietrwale i po 5568 latach połow a z nich ulega rozpadow i (do C-12); obliczając stosunek atom ów C-14 do C-12 m ożna określać w iek badanego materiału; m etoda ta pozw ala datow ać do 30 tys. lat w stecz, jednak uzyskiw ane w ten sposób wyniki nie zawsze są popraw ne (datując m um ie egipskie pom ylono się o 800 - 1000 lat).
2) Potop um ieszczam pom iędzy kulturam i H alaf a U bajd. Skłania m nie do tego obecność ludzi i zw ie
rząt w ceram ice halafskiej, ich brak w ceramice ubajdzkiej, oraz zagadkow e zniknięcie kultury Ha
laf. W arstw y pow odziow e z U r i N iniw y datowane są n a około 3800 r. p.n.e. W roku 3850 p.n.e. kom eta H alley ’a (pow racająca w okolice Słońca co 77 lat), zbliżyła się do ziem i wyjątkow o blisko (wg obliczeń prof. K am ieńskiego) ukazując się na tle gw iazdoz
bioru R yb pod Jow iszem , następnie w ciągu 29 dni zakreśliła na niebie łuk 172 st., przechodząc przez połow ę znaków zodiaku. N a podstaw ie tych danych przyjm uję ro k 3850 p.n.e. jako datę Potopu.
E&SZEK TAŃCZ W ć
9
John Benton
B t e s t o s j ß f t e e t f o
Jest ojcem, wychowawcą, pedagogiem, dyrektorem domów dla nastolatków przechodzących kryzys. Dobrze zna sprawy młodych ludzi, ich m otywacje,problem y ich rodziców. Napisał książkę "Czy wiesz, gdzie są twoje dzieci?", a w niej zawarł wiele ciekawych spostrzeżeń. Co możesz zrobić jako matka, ojciec - by twoje dziecko i siebie uchronić p rzed kryzysem? Praktyczne rady John Benton przedstawia w oparciu o Biblię i o swoje osobiste doświadczenia. W prostych "przepisach" zaleca rozwinąć strategię, w której
rodzice i dzieci będą zawsze blisko siebie.
B
ycie blisko je s t łatw e na początku.P o czątek je st w spaniały. P rzecież, gdy urodziło się w asze dziecko, m y śleliś
cie, że nigdy nie będziecie m ieć z nim żadnych problem ów . L ata m inęły. W ciąż je szc ze m acie w p am ięci radość to w arz y szącą narodzinom . G dy m aluchy rosły, było w iele pracy, lecz p odjęliście ten trud z ochotą, z zapałem .
W asze pociechy raz były słodkie ja k aniołki, k iedy indziej trzeba się b yło za s
tanaw iać: "Co im się stało? C o je n ap a d ło?" Po burzach św ieciło słońce, m ijał rok za rokiem i nagle okazało się, że w asze dziecko stało się ju ż nastolatkiem . N ie chodzi o to, m atko czy ojcze, aby cię straszyć. M usicie m ieć je d n a k św iado
m ość, że dla m łodych ludzi "bycie n asto latkiem " to bardzo trudny czas. N ie p o z w ól, by w tedy w łaśnie uderzyło w w asz dom nieszczęście.
Problem y z alkoholem , narkotykam i, depresje, całkow ity b rak kontaktu, sam o
bójstw a, ucieczki, przedw czesne ciąże - to się rzeczyw iście zdarza, ale w w aszym przypadku tak być nie musi.
Istnieje sposób n a to, b y m ieć dziecko
"po sw ojej stronie". Już nieraz m oże m y ś
lałeś: "Jak to się stało? Ja k do tego d o sz
ło?" Sądziłeś, że je straciłeś, i że to k o niec. B o b y ł taki dzień, gdy tw oje dziecko odw róciło się plecam i do ciebie i tw oich w artości. S ą rodzice, k tórzy nie do św iad czyli tego bólu, ale bo ją się sam ej m yśli, że ta k będzie. P ow iem ci, spraw y nie w yglądają ta k źle, n ie aż tak źle, ja k p rzy puszczałeś. P osłuchaj...
1. NIE STRACISZ SW OJEGO N A S
TOLATKA, GDY POZNASZ JEGO ŚW IAT.
N ie chodzi o to, aby m am a n o siła m ini, a tata dżinsy. I w cale n ie m usicie używ ać najnow szego slangu. A le w iedz o tym , że dziś życie je s t inne i u czyń w szystko, abyś rozum iał św iat, w k tórym teraz tw ój n astolatek m usi sobie radzić. Po prostu w iedz skąd on przychodzi, gdy w raca do d om u i d o k ąd id z ie, k iedy w ychodzi.
"W iedz" - nie znaczy: znaj nazw ę m ie js
ca; m usisz rozum ieć, czym ono jest, co oznacza k ażda spraw a, co się za tym k ry
je. A postoł P aw eł uczy nas czegoś, gdy pisze do K oryntian: "D la słabych stałem się sła b y , ab y sła b y c h p o zy sk ać ; dla w szystkich stałem się w szystkim , żeby ta k czy ow ak n iektórych zbaw ić" (IK o r 9,22). Z rób podobnie!
2. NIE STRACISZ GO, JEŻELI NIE STRACISZ CIERPLIW OŚCI.
M łody człow iek w w ieku kilkunastu lat p rzechodzi w ielkie zm iany em ocjo
nalne i fizyczne. P rzechodzi przez trudny czas, bo w ielu rzeczy nie rozum ie i m a do tego praw o. M a praw o do frustracji. R o dzic je s t pod tym w zględem silniejszy, m a ju ż za sobą "cielęcy w iek", a tym czego najbardziej potrzebuje, je s t cierpli
w ość. "A lbow iem w ytrw ałości wam p o t
rzeba" - m ów i B iblia (H br 10,36); gdy poddasz się B ogu - D uch Św ięty rozw inie w tobie sw ój ow oc i staniesz się cierpli
wy.
K toś p o w iedział, że cierpliw ość to po kój w obliczu presji i je st to praw da. W trudnych m om entach m usisz zachow ać pokój. B ardzo ci pom oże, je że li razem z tw o im n a s to la tk ie m b ę d z ie c ie cz y ta ć B iblię, p olecam zw łaszcza księgę P rzy
pow ieści Salom ona. D obrze je s t zacząć pierw szego dnia m iesiąca i co dzień c z y tać rozdział, który koresponduje z datą.
T rzydzieści je d e n rozdziałów , trzydzieści je d e n dni, w spólne rozw ażania. B oże S ło
wo pracuje w tedy w w aszych sercach i zm ienia was.
P ow iem ci coś: je że li to, co teraz d źw i
gasz stanow i dla ciebie ciężar, pam iętaj:
dziecko w yrasta z tego w ieku. N ie będzie takim zaw sze. P óźniej w szyscy będziecie się śm iać z sytuacji, przez które razem przeszliście.
P rzed laty, gdy m o ja żo n a E lsie, nasza trójka dzieci i ja zaw sze w ybieraliśm y się n a w akacje, przez pierw sze dni byłem je szc ze pod w ielkim w pływ em nastroju w yniesionego z pracy. S kory do n ap o m i
nania i k arcenia, w ciąż traktujący w szy s
tko śm iertelnie pow ażnie. G dy je c h a liś
m y autostradą, często traciłem cierpli
w ość z pow odu sprzeczek dzieci.
K rzyczałem w tedy: "K oniec! K oniec tych sprzeczek!" (po angielsku: "cut" - utnijcie). T eraz, gdy nasze dzieci są d o rosłe, dow iedziałem się, że w tedy, gdy na nie krzyczałem , od razu robiły z palców
"nożyczki" i udaw ały, że ucinają sobie języki. O czyw iście prow adząc sam ochód nie m ogłem tego w idzieć, ale słyszałem d ziec ięc e chich o tan ie. W ted y m nie to złościło, ale teraz w szyscy śm iejem y się z tego bardzo serdecznie.
O biecuję ci: je szc ze będziesz się śm iać z rzeczy, które dziś są pow odem tw ojej troski.
3. N IE S T R A C IS Z D Z IE C K A , J E Ż E L I B Ę D Z IE S Z O P A N O W A N Y .
N ie je ste m pew ien czy użyłem w łaści
w ego słow a, ale chcę w as nakłonić do tego, abyście nie starali się za w szelką cenę uchodzić za doskonałych. C zujesz, że ja k o rodzic m usisz zaw sze p okazać się
z najlepszej strony. M i
m o to trze b a pozw olić d z ie c k u , a b y p o z n a ło błędy, ja k ie zdarza ci się p o p e łn ia ć . N ie z a d rę czaj go starą form ułką
"G dy b y łe m w tw oim w ieku..."
M łodości nie da się c o fn ą ć i m ło d y c z ło w iek czasem napraw dę nie je s t w stanie w y o b razić sobie codziennego pokonyw ania w ielu k i
lom etrów w drodze do szkoły. C hce natom iast zobaczyć ciebie takim , ja k im je ste ś,n ie m askuj się w ięc.
G dy przechodzisz trudności, dośw iad
czasz po rażek - proś sw ojego nastolatka, aby m odlił się o ciebie, je ś li popełniłeś błąd. N iew łaściw e relacje są uzdraw iane dzięki przebaczeniu. Jakub dobrze to w y raził: "W yznaw ajcie tedy grzechy je d n i drugim " (Jak 5,16). N ie m am tu n a m yśli spraw , o których w iesz tylko ty i Bóg.
M y ślę o sytuacjach, gdy p o trzeb u jesz przebaczenia od sw ego dziecka. Poproś w ięc o nie.
4. N IE S T R A C IS Z D Z IE C I , J E Ś L I B Ę D Z I E S Z Ż Y Ć P O C H R Z E Ś C I JA Ń S K U .
"Św iętość" je s t słow em , k tó re dla n a s
tolatk a znaczy bardzo m ało. T erm in ten pozostanie pusty, d opóki nie zilustruje go w asze życie, życie rodziców . Jak w y g lą
da w asze chodzenie w św ięto ś
ci? O dpow iedzcie sobie.
C zasem dorośli, zdaw ałoby się - dojrzali chrześcijanie, tak napraw dę n ie zdają sobie sp ra
w y z tego , co to w łaściw ie je st św iętość. K iedy ja dorastałem , kobiety w naszych zborach nie p ow inny się były m alow ać, o b cin a ć w ło só w , c z y za k ła d ać spodni. U w ażano, że p rze strze
ganie takich w łaśnie zakazów to istotny frag m en t "życia w św iętości". A le nie o to chodzi.
Św iętość to to, co istnieje w e w n ątrz. Z ap y taj d zieck a: "Jak w yobrażasz sobie ch rześcija
nina, o którym m ożna p o w ie
dzieć, że je s t św ięty?" Raczej nie będzie to ktoś "na p ied esta
le", lecz m iło sie rn y , p rz e b a czający człow iek. K toś, kto p o d o b n ie ja k Je zu s - m y śla ł i troszczył się o innych.
Z acznijcie w dom u dzielić się w aszy
m i przem yśleniam i. R ozw ażajcie Słowo.
C zego uczy B iblia o św iętości, o życiu . sp raw ie d liw y m ? T ak a ro zm o w a m oże
w nieść coś now ego, także dla dziecka.
5. N IE S T R A C IS Z D Z IE C K A , J E Ż E L I W S Z C Z E P I S Z M U N A D Z I E J Ę N A P R Z Y S Z Ł O Ś Ć .
N iektórzy ludzie, patrząc na szklankę z w odą, p ow iedzą: "Jest do połow y p e ł
na", a inni: "Jest w połow ie pusta". Ta znana ilu stra cja pokazuje czym m oże być dla nas przyszłość.
Jed n i p ro g n o zu ją nieszczęścia: trzę
sienia ziem i, głód, w ojnę; m ów ią, że to w łaśnie nadchodzi. D rudzy, św iadom i, że w szystko m o ż e się zdarzyć - nie tracą z oczu faktu, ż e Jezus zaw sze będzie z n a m i. W łaśnie tę postaw ę m usisz prom ow ać i w ypracow ać dla siebie.
L udzi w w ieku lat kilkunastu, bom bar
duje się d ziś opisam i trudnej przyszłości.
T o ich zabija. P ozbaw ieni nadziei w ypi
sują n a m urach: "Śm ierć" i szukają u- cieczki w narkotykach. R adzę wam : z a m iast poddać się depresji - w spólnie się m ódlcie. Z acznij podkreślać pozytyw ne strony życia. B ądź nieugięty w uśw iada
m ianiu dziecku, że są przed nim w spania
łe cele, d la których napraw dę w arto żyć.
I n a koniec doradzę ci coś jeszcze: daj mu do przeczytania ten artykuł i zapytaj co o nim sądzi!
Tłum. H. Borowska Zdjęcia Dariusz Pomorski
11
Steve Gallagar
Wolny od seksualnych
P
o d n io słe m słu c h aw k ę , n ie m o g ą c uw ierzyć, że to napraw dę m oja żona je st tam n a drugim końcu drutu.- N ie k ocham cię, Steve - p ow iedziała zim no. - Jestem z kim ś innym i n ie w rócę.
- W porządku - rzuciłem szyderczo. - W ięc posłuchaj ja k rozw alę sobie m ózg.
- W yjąłem rew olw er, zakręciłem b ęb e n kiem i szczęknęłem nim dokładnie na w prost telefonu. P otem w ycelow ałem w sw oją głowę.
- N ie ró b tego, Steve! - w ykrzyknęła.
Z aw ahałem się, a następnie opuściłem broń. Ż ycie było tak m ało znaczące. N ie dbałem o to czy um rę, czy będę żył.
*
M oje problem y zaczęły się w cześnie.
O jciec - alkoholik obrażał m nie n ie u sta n nie. "Tobie nigdy nic się nie uda" - zw ykł był m ów ić. D ziałało to m iażdżąco.
M am a by ła chrześcijanką i zabierała m nie do kościoła, je d n a k zaprzestałem tam chodzić po kilku latach.
Z buntow any, zacząłem brać nark o ty ki, m iałem w ów czas czternaście lat. P o czątkow o zażyw ałem L SD , a następnie zacząłem sobie w strzykiw ać heroinę. O k radałem dom y i co popadło, aby m ieć pieniądze na m ój nałóg. B yłem areszto w any kilkanaście razy.
N astępnym "w ielkim odkryciem " ja kiego dokonałem były kobiety.
U w odziłem je d n ą dziew czynę po dru giej i by ła to m oja w łasna droga by w y krzyczeć św iatu: "P atrzcie, ja k im w sp a
niałym je ste m m ężczyzną".
M ając szesnaście lat znalazłem się w dom u dla m łodzieży. K tóregoś dnia, p e w ien chłopak p o w iedział mi: "Z ostałem chrześcijaninem ".
- "Coś takiego, on m a religię!".
- To je st napraw dę dobre - k o n ty n u o w ał. - P rzyjąłem P an a Jezusa ja k o o so b is
tego Z baw iciela.
- A ch tak? - odpow iedziałem . - Ja też w yszedłem kiedyś w kościele do przodu.
- N ie, to nie ta k - nie daw ał za w ygraną.
- W ierzyć w Jezusa, o znacza iść za N im i p oddać Jem u sw oje życie. T y, natom iast, gdybyś teraz um arł, p oszedłbyś prosto do piekła.
T a m yśl nie p o dobała m i się. O statecz
n ie poszliśm y razem na spotkanie i ja zrobiłem te ileś kroków w przód, by p rz y ją ć Jezusa do sw ojego życia.
P rzez m om ent odczułem tę różnicę.
Z aniechałem w ielu m oich "dzikich z a chow ań", ale nastąpiło to dlatego, że sta rałem się używ ać siły w łasnej w oli. B y łem p osłuszny chrześcijańskim zasadom , ale nie m iałem zdrow ej relacji z B ogiem . M odlitw a i studiow anie B iblii w ydaw ały się nudne.
*
N ajw iększym problem em ja k i m iałem by ła pornografia. Z acząłem od m ag azy nów z dziew czynam i, a następnie - d eg e
nerując się coraz bardziej - doszedłem do film ów porno. To m nie zżerało ja k rak.
C hciałem , ale nie potrafiłem przestać.
P o rnografia d aw ała m i sw oisty "haj" i pożądałem jej każdego dnia, tak ja k lu dzie p ożądają alkoholu, czy narkotyków . K iedy w kroczyłem w w iek d w udzies
tu lat, seks stał się m oim stylem życia.
O glądałem sprośne film y i uw odziłem ty le kobiet ile tylko m ogłem . P rzez jakiś czas żyłem z je d n ą dziew czyną i w k ońcu zdecydow aliśm y się pobrać. Już p o ślubie w yjechaliśm y do Los A ngeles i tam z a
cząłem p racow ać ja k o zastępca szeryfa.
Z arów no w pracy ja k i poza n ią coraz głębiej w chodziłem w niem oralność. N a w et później, gdy byłem ju ż żonaty, nie m ogłem przestać uw odzić innych kobiet.
D oszło do tego, że m o ja żona K athy opuściła m nie. "C óż, ko b iet nigdy m i nie zabraknie" - pow iedziałem sobie i aby nie b yć gołosłow nym rozpocząłem rom ans z trzem a dziew czynam i naraz. Z całych sił broniłem się przed m yślam i o m oim n ie u danym m ałżeństw ie.
K ilk a tygodni później ogarnęła m nie tęsknota za m o ją żo n ą i - bardziej niż k iedykolw iek - czułem się chory z p o w o du m ojego grzechu. "Z m ierzam donikąd"
- stw ierdziłem trzeźw o. T ego w ieczoru upadłem n a k o la n a i jeszcze raz oddałem m oje życie B ogu. Z adzw oniłem do o- w ych trzech "przyjaciółek" i zerw ałem z n im i znajom ość. N a drugi dzień zadzw o
n iła do m nie m oja żona.
- N aw róciłem się! - krzyknąłem po dekscytow any. W tedy K athy zgodziła się do m nie w rócić.
B yło je d n ak coś, o czym m usiała m i p o w ie d z ie ć . K ie d y o d e s z ła , sp o tk a ła m ężczyznę, który pom agał jej zapom nieć o w szystkich p rzykrościach d ośw iadczo
nych w cześniej z m ojego pow odu. Z asta
naw iała się, czy nie byłoby w łaściw e p o ś
lubienie tego człow ieka. K ilk a tygodni później odkryła, że m odli się i m o d li... o m nie. W ied ziała ju ż, że pow inniśm y być razem .
*
M u siała je d n a k w rócić do T im a po sw oje rzeczy. Z araz gdy w yszła, zaczą
łem się niepokoić. "C zem u nie poszliśm y razem ? P ow inienem z n ią pójść". M ijały godziny i d osłow nie b yłem ja k w g orącz
ce. W iedziałem , że coś się stało, coś je st źle. B łagałem B oga, by przyprow adził ją z pow rotem . L eżałem na dyw anie, zacis
k ałem zęby i w ołałem do P ana ze w szys
tk ich sił. N igdy nie byłem je szc ze w takiej desperacji.
A oto co zaszło: gdy K athy zjaw iła się w dom u T im a, by zabrać sw oje rzeczy, on tam w łaśnie był. Z aczęli rozm aw iać i ro z m aw iali ta k przez k ilka godzin. Z dołał STEVE GALLAGAR - założył i prowadzi Służ
bę Czystego Życia (Pure Life Ministries) w Sacramento, w Californii. Jest członkiem Chrześcijańskiego Centrum w Sacramento.
J. Grant Swank
Najlepszy tatuś
nam ów ić ją , aby do niego w róciła. W tedy zadzw oniła do m nie i p ow iedziała o tym , a ja przystaw iłem sobie pistolet do głow y i zagroziłem , że nacisnę spust.
K iedy opuszczałem lufę rew olw eru, T im w yszeptał do K athy: "Skoro Steve chce się zabić - to trudno. P ozw ól m u, to przecież nie tw oja w ina". T e słow a p o z w oliły jej zrozum ieć, że znajduje się w n iew łaściw ym m iejscu. W y szła i w róciła do dom u.
U płynęło sześć godzin odkąd w id zia
łem ją ostatni raz. N ie w iem d okładnie ja k to się stało, ale te godziny m nie złam ały.
S tałem się innym człow iekiem .
I tak oto nastał now y p oczątek dla K a t
hy i dla m nie. K ochaliśm y się, choć w o kół było tyle problem ów , p rzez któ re m u sieliśm y przebrnąć. N ajw iększy stan o w i
ła pornografia.
P o krótkiej przerw ie - m ój nałóg w ró cił. K ochałem B oga i p rosiłem by m nie uzdrow ił, ale byłem bezradny. C hciałem pokutow ać, chciałem ju ż nigdy do tego nie w racać i znów przegryw ałem . Z u w a gą słuchałem kazań i czytałem ch rz eśc i
ja ń sk ie książki. N a nic. W yglądało na to, że nic nie pom aga.
N iespodziew anie trafiłem n a książkę o nałogach seksualnych. D okładnie o p isy w ała m oje życie. Z ro zum ienie p roblem u, ja k ie w ów czas zy sk ałem , b y ło p ie rw szym krokiem , ja k i p ostaw iłem n a drodze do w olności.
P rzekonałem się, że nikogo nie m ogę w inić za to, gdzie i w ja k im stanie je st
m oje życie; nikogo - z w yjątkiem siebie sam ego. T o ja w ybrałem sw oje grzeszne d ziałania i dlatego ja rów nież m usiałem zdecydow ać, że kończę z tym . W iedzia
łem , że m oje ciało je st za słabe, ale w ó w czas w reszcie zrozum iałem , że m oc je st w Słow ie B ożym .
Z acząłem codziennie studiow ać B ib lię. O d tego zaczynałem dzień, po u p ły w ie następnych godzin m ogłem stw ier
dzić -je ste m inny. Z m ieniało m nie Słow o B oże.
Z apam iętyw anie w ersetów pom agało zw alczać p ożądliw e m yśli. B yły porażki.
A le nigdy nie p ozw oliłem sobie na z n ie chęcenie. P ow staw ałem i szedłem dalej.
M in ę ło sp o ro c z a s u n im s p o jrz a łe m w stecz, aby stw ierdzić ja k dłu g ą p rze b y łem drogę.
B ardzo istotną była szczerość w obec innych, a szczególnie w obec m ojej żony.
T am to podw ójne, daw niej skryw ane ż y cie - skończyło się. O dniosłem zw y cięst
wo. W iedziałem ju ż , że p rzezw yciężę p o kusy.
W iem z całą pew nością, że to B óg napraw dę m nie uw olnił. B ył dzień, gdy trzym ałem rew olw er celując sobie w g ło wę.. N ie dbałem w ów czas o to czy będę żył, czy um rę. D ziś m oje życie m a cel i p raw dziw ą w artość. T o B óg nadaje m u w artość. C hcę G o zaw sze w ielbić za Jego m iłość i dobroć, ja k ą nam okazuje.
Pew nego wieczoru nasz syn, Jay, który m iał wówczas siedem lat, zachował się nieg
rzecznie i z tego pow odu pogniewaliśmy się trochę na niego. W ydaw ało mi się, że ja także jestem winny tej sytuacji i czułem się z tego pow odu przygnębiony.
Gdy nadeszła pora snu i Jay leżał już zwi
nięty pod kołdrą, usiadłem na brzegu jego łóżka aby się pomodlić, tak jak każdego wie
czoru.
Zanim zacząłem modlić się na głos, po cichu poprosiłem Boga aby usunął to napięcie, które się wytworzyło pomiędzy m ną a moim synem . Czy pow inienem tak poprowadzić m odlitwę, aby stała się ona krótkim wykła
dem , będącym ostatnim klapsem? A m oże z czułością i m iłością pomóc mu się pozbierać?
Co będzie lepszym rozwiązaniem?
Jay odw rócił swoją twarz ode mnie, praw
dopodobnie także zastanawiając się, co Tata m a m u do powiedzenia.
W tedy jego duże, brązowe oczy zwrócone w m oją stronę oceniły mój stan. Po tym spoj
rzeniu m oje siły opadły i m iałem już odpo
wiedź od Boga.
Zamknąłem oczy i m odliłem się: "Drogi Panie, dziękuję Ci za Jay ’a. Ty wiesz, jak bardzo go kocham - on jest dla mnie wszyst
kim! D ziękuję Ci, że go nam dałeś. Niech on zawsze służy Tobie. Teraz dziękujemy Ci za nadchodzący sen. Bądź blisko nas wszystkich i niech jutro będzie dobry dzień. W imieniu Jezusa Chrystusa, Amen".
Jay odw rócił się do mnie i mocno objął mnie za szyję.
"Tatusiu - powiedział mi na ucho - czy ty m nie kochasz naw et ja k jestem niegrzeczny?"
- Tak - odpowiedziałem. - Zawsze cię ko
cham.
W tedy on powiedział: - Jesteś najlepszym tatusiem na świecie!
- N ie zapomnij tego - mówiłem do siebie wyłączając światło. Nie zapomnij!
tłum. R.K.
:
:
.
p GOTOWANIA
M
ają co najmniej dziew iętnaście lat, i co najmniej dw uletni "staż" wiary. Są po m aturze, lub ukończyli szkołę zawodową. P o chodzą z różnych zborów, z różnych stron Polski. Zdarza się, że przyjeżdżają także z zagranicy. Przyszli tu ze swoim i m arzeniam i i przekonaniem, że Bóg pow ołuje ich do służby.Przyszli pełni oczekiwań, ale także niosąc zbyteczny balast - nim b własnej wspaniałości.
Trzy lata studiów - to czas dla nich, czas rozwoju, zmian i nauki.
*
Szkoła nazywa się W arszawskie Semina
rium Teologiczne. N azwa nie wskazuje, że chodzi o placów kę Kościoła Zielonośw iątko
wego.
- Celowo - wyjaśnia jeden z w ykładow
ców, brat M ieczysław Kwiecień. - Chodzi nam o to, żeby dać szansę ludziom spoza K ościoła. Jesteśm y otw arci, aby kształcić wszystkich ew angelicznie wierzących braci.
T radycje sięgają czasów pow ojennych, jeszcze Zjednoczonego Kościoła Ewangelicz
nego. Szkoła Biblijna otw arta w 1948 roku przeprowadziła dwa roczne cykle nauczania.
Potem ucichła na praw ie dw adzieścia lat. P o
wodem był terror stalinowski, represje, i wiele rozm aitych utrudnień ze strony władz. D opie
ro w 1968 roku, po oddaniu do użytku Domu Kościelnego przy ulicy Zagóm ej, rozpoczęła regularną działalność now a szkoła. Pierwsze kursy były krótkie, ale stopniowo program kształcenia w ydłużał się. Dwuletni cykl obo
wiązywał już od 1977 roku, a w kilka lat później zaczęto prow adzić prace nad rozsze
rzeniem okresu nauki do trzech lat. Poszuki
wano także nowego obiektu, aby stał się on siedzibą Seminarium.
Działkę wraz z czterokondygnacyjnym do
mem, na Pradze, przy ulicy W ybornej 20,
kupiono w lipcu 1986 roku. N astępnie doku
piono jeszcze sąsiedni kaw ałek ziemi i dziś cały teren przy W arszawskim Sem inarium ma prawie cztery tysiące m etrów kwadratowych powierzchni. B udynek jest duży: m ieści sale w ykładowe, kuchnię, stołówkę, kaplicę, po
m ie sz c z e n ia a d m in istracy jn e i akadem ik (gdzie m ieszka ponad 80 % studentów, czyli około 25 osób).
Przy reorganizacji ZKE w 1987 r. szkoła przeszła pod zarząd Kościoła Zielonoświątko
wego. Jej dyrektorem - nieprzerw anie od 1982 roku - jest brat W łodzim ierz Rudnicki, absol
went ChAT.
Tym, co zw raca uwagę, jest porządek. Nie tylko czystość, lecz ogólnie: porządek we wszystkim. A tm osfera ładu. Zajęcia trw ają od godziny 9.15 do 15.00. W cześniej, o ósmej rano, jest półgodzinna społeczność (w małych grupach) i śniadanie. Po wykładach wszyscy idą na obiad, a po południu studenci mogą sami dysponować swoim czasem . To jest w iel
ka zaleta.
Darek, I rok: - Byłem kiedyś w Szkole Biblijnej w Belgii i tam m ieliśm y wszystko zaplanowane z góry, cały dzień. Tu kładzie się nacisk na indyw idualną dyscyplinę, dojrza
łość, na odpowiedzialność. Bo ja k m a się czło
wiek tego nauczyć, jeśli nie spróbuje? W ybór należy do m nie, konsekw encje także.
- D laczego tu przyszedłeś?
- Jestem Polakiem , ale m ieszkałem w Niemczech. Chciałem poznać Kościół w Pol
sce, jego potrzeby. I oczywiście, dokładnie przestudiować Pismo.
M ówi, że "trafił" w stu procentach. Profil nauczania całkowicie odpow iada jego potrze
bom, oczekiwaniom, jakie miał. A tm osfera jest rodzinna, wykładowcy cudowni ("nap
raw dę m ają dla nas czas"), i nie m a podziałów typu: "Ty jesteś dopiero z pierwszego, a ja już z trzeciego roku".
Położenie szkoły - na peryferiach W arsza
wy - w ywołuje poczucie pewnej izolacji. Do śródm ieścia jedzie się stąd godzinę, tak więc je st to norm alne, że człowiek zada sobie naj
pierw pytanie: "Czy muszę jechać?" Zdaniem
"dużego" Pawła, który w łaśnie kończy trzeci rok, ten "element oddzielenia" jest wyraźny.
Lecz dzięki temu, napraw dę są tu warunki, aby studiować.
- W iem, że to po prostu je st inny czas, czas przygotowania. Teraz m uszę dużo się uczyć, dużo czytać i jestem jakby nieco "z boku".
Oczywiście mam kontakt ze zborami, z ludź
mi, ale to nie jest tak bardzo intensywne i tak żywe, ja k było i ja k chyba będzie w przyszłoś
ci.
Dbanie o codzienną społeczność z Panem, szkolne obowiązki, dyżury w kuchni i inne zadania porządkow e, jakie każdy student musi w ykonywać w ym agają dużo pracy i - zdaniem D arka - tylko dojrzały człow iek może temu podołać.
- Jest bardzo ważne - m ówi jeszcze - abyś rozum iał, po co to robisz. N ie dla dyplomu, ale po to, żeby przygotować się do służby. Słysza
łem takie zdanie: "Bóg w ziął mnie ze świata, potem bierze świat ze mnie, aby następnie wysłać m nie do świata".
Celem egzam inów wstępnych jest spraw
dzenie wiedzy oraz m otywacji kandydatów.
Służy tem u pisemny test (znajomość Biblii, historii K ościoła i języka polskiego) oraz - w celu sprawdzenia m otywacji - rozm owa z kan
dydatem . Ta rozm owa w 90% decyduje o przyjęciu.
14