• Nie Znaleziono Wyników

W strefie liryczności Pana Tadeusza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W strefie liryczności Pana Tadeusza"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Czesław Zgorzelski

W strefie liryczności Pana Tadeusza

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 22, 35-49

(2)

Czesław Zgorzelski

W STR EFIE LIRY CZN OŚCI P A N A T A D E U S Z A *

Pan Tadeusz jest już dziś dla nas „chlebem pow szednim ” . Do Sopli-

cowa p ow racam y n ieraz jak do dom u rodzinnego — z radością i z p rzy ­ w iązaniem . Bo „książka ta — ja k pow iada Ł e m p ic k i1 — to nie tylk o arcydzieło, ale i do b ry p rzy jaciel” . W ty m czytelniczym spoufaleniu uchodzi nieraz naszym odczuciom przeciw ność tego poem atu, niezw ykłość jego sztuki n a rra c y jn e j, wym ow ność liryczna w e w n ę trz n o -stru k tu ra ln y c h przeciw ieństw u tw o ru . Pan Tadeusz zadziw ia grą różnorodnych elem en ­ tó w poezji. J a k b y u tw ó r pow staw ał w ogniu ścierający ch się sprzecz­ ności.

Bo proszę zważyć:

Szeroki, epicki oddech opow iadania rozlew ającego się swobodnie k u rozległym p rzestrzen io m fab u la rn y m — i sielankow a drobnostkow ość szczegółów pow szedniej szczęśliwości. Epopeiczna pan oram a społeczno- -histo ry czn a, u trw a la n ie szlacheckiej, odchodzącej już przeszłości — i ciasne granice pow iatow ych horyzontów gaw ędziarza. Zobiektyw izow a­ nie obrazu rzeczyw istości, u k ieru n k o w an e k u przedm iotow em u jej u trw a ­ lan iu w drobiazgach życia — i subiektyw ne, lirycznie znaczące jej u niezw yklanie, jak choćby upoetyzow anie Zosi, rozśw ietlające tę postać w szystkim i p ro m ieniam i zwiewnego uro k u . „M aksim um poetyczności osiągnięte [...] p rzy m in im aln ym p oetyzow aniu” — ja k powie o niej K lein er 2.

H om erow a statyczność w szczegółowej, nieśpiesznej relacji, p rzep ro ­ w adzonej w atm osferze uw ażnego spojrzenia na przebieg w ydarzeń, na zachow anie się ludzi, a n aw et na w ygląd d ro bnych przedm iotów z ich otoczenia — i u śm iech n ięta żartobliw ość heroikom icznej opowieści, w y ­ zw alająca poetycką grę u d an ej powagi, re je s tru ją c e j z porozum iew aw ­ czym p rzy m ru żeniem oka m ało znaczące szczegóły fab u la rn e . O pow iada­ nie w tonie pół serio, pół żartem , z rzekom ą tro sk ą o k ro n ik arsk ą n iem al

(3)

dokładność przedstaw ień, ale też z w y raźn ie sygnalizow aną dobroduszno- ścią zabaw y poetyckiej.

Z jed n ej stro n y dram atyczność spowiedzi Ja ck a Soplicy — z d ru g ie j zaś kom ediowość scen i postaci. „Cóż za w sp an iały kom ediopisarz tk w ił w ty m Litw inie! — w y k rzy k n ie B oy-Ż eleński o M ickiew iczu w zw iązku z epizodem nocnej rozm ow y Tadeusza z T elim eną — J a k a znajom ość w szystkich k rę ty c h dróżek serca! Co za c h w y t m ęsk iej i żeńskiej psycho­ logii! K ażde słowo nieom ylne, każde — arcydziełem dow cipu” 3.

Z jed n ej s tro n y — scotto w sk i sztafaż sporu rodów na tle w y darzeń historycznych, powieściowa tajem niczość głów nej postaci, rom ansow ość in try g Telim eny, różnorodne sposoby zaciekaw iania czy teln ik a przebie­ giem k ilk u splecionych ze sobą w ątków . Z d ru g ie j n ato m iast — pozorna statyczność (dynam izow anych przew ażnie!) opisów k ra ju , przyrody, ludzi, budynków , a n aw et zw ykłych przedm iotów codziennego u żytk u . R om ans i poem at opisow y — zw iązane w jedną s tr u k tu rę literack ą.

Z jed n ej s tro n y — dziedzina k o n k retó w uk azan ych w ich m a te ria l­ n ym w ym iarze, przedm iotow a rzeczowość obserw acy j, zm ysłowa suge- styw ność obrazow ania; w edług słów P aluchow skiego — „jesteśm y w św ie- cie, gdzie w szystko jest b ry łc w a te, w y m iern e, n ib y bezpośrednio dające się spraw dzić [...]” 4. „W szędzie — pow iada K rid l o P anu Tadeuszu 5 — precyzyjność, jasność, dokładność, pewność, czystość, zwięzłość, p lasty k a,

konkretność, idealne zharm onizow anie z otoczeniem A z d ru g ie j

s tro n y — cała baśniow a cudowność Pana Tadeusza, zarów no w p rzed sta­ w ien iu u personifikow anych zjaw isk p rzy ro d y uczłow ieczow ionej, jak i p o rtre to w an iu ludzi, „dziw aków serdecznych” — jak nazw ie ich P r z y b o ś #, o sta tn ic h egzem plarzy staro d aw n ej L itw y. Ta przedziw na św iadom ość czytelnicza, że oto pogrążam y się w św iat, w k tó ry m n a ­ k ład a ją się i op alizu ją w zajem nie re a ln a p raw d a szczegółu i w ytęsk n iona złuda poetycka.

Z jed n ej s tro n y — „rozm iłow anie się w pow szednim życiu” 7, upo­ dobanie do szczegółów codzienności. Z d ru g ie j — d elik atn e nasy canie ich sugestiam i n adbudow anej a u ry n astrojo w o-em o cjon alnej, zabarw ianie

sfe rą niedopow iadanych sk o jarzeń znaczeniow ych.

Tylko ta k i p oeta ja k M ickiewicz p o trafi bez szw an ku chodzić w s tr e ­ fie napięcia m iędzy ta k o stro p rzeciw staw ny m i skrajnościam i. Godzić np. w esele ze sm u tk iem , uśm iech pobłażania z goryczą zawodu. Ju ż Słow acki dostrzeg ł był w poem acie, że „często z najw eselszych n a pozor m iejsc sm u tek u jm u je człow ieka” 8. S tre fa tego „ sm u tk u ” ogarnia nie ty lk o k rain ę w spom nień i tęsknoty, ale także w iele szczegółów fa b u la r­ n ej osnow y opow iadania. W edług słów Borowego — ,,śmierć w pro st c c ie ra się o pogodne o b razy p o e m a tu ” 9.

(4)

pada na m o ra ln ą i p a trio ty c z n ą ocenę n iek tó ry ch zjaw isk życia w So­ plicow ie i w zaścian k u D obrzyńskim . Nie tu sz u je an i p rzy w a r szlachty, ani jej podatności n a dem agogię G erw azego, ani zapiekłej m ściwości K lucznik a, ani m oskiew skiego s ty lu życia i ocen w p e te rsb u rsk ich aneg­ dotach T elim eny.

I nie p rz y tłu m ia w cale sm u tk u i goryczy w zruszającej elegii w Epi­

logu. Sam zam iar dołączenia do epiki poem atu u zup ełnienia lirycznego

je s t w sw ej niezw ykłości n a jle p szy m przy k ład em różnolitej n a tu ry a rty ­ stycznej u tw o ru .

Tyle rozm aitości! I ty le p rzeciw staw n y ch prądów p rzepły w ających przez łożysko utw oru!

2

A przecież nie w yczu w am y w n im w ew nętrznego skłócenia! W szy­ stk o u k ład a się w P anu T ad eu szu n a w łaściw e m iejsca, wszędzie od­ n a jd u je m y ślady p o rząd k u jącej m yśli au to rsk iej. W rażenie ładu, h a r ­ m onii i zespolonej jedności stano w i n iezaprzeczalny efe k t przeżycia estetycznego, jak ie pozostaw ia po sobie le k tu ra Pana Tadeusza.

Co w ięcej: z ty ch w e w n ętrzn y c h przeciw staw ień m etodą typow ą dla w ypow iadania się lirycznego idą w n ad b u d ow y w aną stre fę znaczeń poe­ m a tu sugestie szczególnej, n iep o w ta rza ln e j a u ry otaczającej św iat p rzed­ sta w ia n e j w nim rzeczyw istości. A to ich oddziaływ anie w zm ocnione zostaje i dodatkow o jeszcze pogłębione w zetknięciu naszym z osobowo­ ścią człow ieka prow adzącego całą opowieść. Bo i on jest k o n stru k c ją przedziw nie złożoną, a m im o to jed n o litą. W y starczy odwołać się do zwykłego, czytelniczego dośw iadczenia, b y stw ierdzić, że osobowość ta zw ykła przem aw iać różnym i głosam i. M ożna by n a w e t m ówić o trzech obliczach postaci w y ła n ia jąc e j się n a m z sam ego sposobu prow adzenia n a rra c ji.

N iekiedy lu b i w kład ać m askę g a w ę d z i a r z a , w spółpow ietnika

szlacheckich gości Soplicow a; w idzim y, jak gładko um ie w cielać się w ich role, jak w ła sn y języ k p o tra fi dostosow yw ać do św iata ich pojęć i odczuć. P ó ł żartem , pół serio ogranicza w łasn y h o ry zo n t spojrzenia do zasięgu w idzenia zaściankow ego, w y ra ż a ją c ja k b y ap ro b atę staro daw nej rzeczyw istości. Z p rzy m ru że n iem oka, w porozum ieniu z czytelnikiem , z lek k im n a lo te m dobrodusznie żartobliw ego uśm iechu k sz ta łtu je sferę stylizow anej w a rstw y znaczeń n ad b u d o w y w an y ch n ad dosłow nym sensem n a rra c ji, najczęściej h u m o rem podm iotow o okraszonej.

Ale rów nie często u k a z u je się n a m inne oblicze n a rra to ra , tw a rz człow ieka, k tó ry nie zry w ając w cale zw iązków z ow ym gaw ędziarzem ,

(5)

u m ie w odróżnieniu od niego spojrzeć n a p rzed staw ian ą rzeczyw istość oczym a a r t y s t y , pokazać piękno i sens św iata w p raw d zie p rzyrody, ludzi, przedm iotów i zdarzeń prześw ietlon ych w idzeniem p o e t y . I on tak że wnosi w tę n ad budow yw aną stre fę znaczeń p o em atu sw e w łasne odczucie uk azy w an ej rzeczyw istości, przeżycie p iękna n a tu ry , całą su ­ b iek ty w n ą a u rę w zruszenia płynącego z poetyckiego p rzyb liżania sobie i in n y m p raw d y utraconego k ra ju . C zujem y, że łączą go bliskie zw iązki z osobowością au to ra. Mówi jak b y głosem p rzezeń u w ierzy teln io n y m , z pobliża sfe ry jego przeżyć.

A przecież są także w poem acie fra g m en ty , w k tó ry c h to „pobliże” s ta je się n iejak o identycznością, kied y głos n a rra to ra p rzy b ie ra jaw n ie i bezpośrednio ak cen ty w ypow iedzi w pełni liry czn ej. G aw ędziarz za­ ściankow y i o b se rw a to r-a rty sta u w ierzy teln io n y przez poetę przechodzi w sferę w łasnego życia podm iotowego. W ypow iedź przylegać poczyna nie ty le do św iata fab u ły soplicow skiej, ile do k ręg u osobistych doznań m ów iącej osoby. N azyw am y n iekied y te fra g m e n ty — chyba n iezb y t fo rtu n n ie — d y g r e s j a m i l i r y c z n y m i . N iezbyt fo rtu n n ie , gdyż w ten sposób sp raw iam y w rażenie, jak b y nie było liry czn y ch akcentów tak że w głosie a rty sty -o b se rw ato ra lub w żarto b liw y m hu m orze n a r r a ­ to ra skryteg o pod sty lizacją zaściankow ego gaw ędziarza. I ta k ja k b y fra g m e n ty w ypow iedzi jaw nie podm iotow ej b y ły n a p ra w d ę ty lk o ubocz­ n y m i eksk ursam i, o dstępstw am i od głównego n u r tu opowieści i m ów iły 0 sp raw ach m niej istotnych, nie należących do rzeczy!

A w istocie jest inaczej! K ażdy z tych trz e ch głosów n a rra to ra ob­ jaw ia n am w jak ie jś m ierze u k ry tą w nim lub w y rażo n ą w p rost, w ię k ­ szą lub m niejszą cząstkę osobowości, k tó rą czyteln ik o d tw arza jako obraz au to ra. I ten obraz dopiero decyd uje o jedności ow ych trzech głosów człow ieka opow iadającego nam o św iecie Pana Tadeusza.

Ale postaw a tw órcy poem atu u jaw nia się rów nież i z ty ch jego po­ czynań, k tó re dotyczą zew nętrznych, poza- czy p o n a d n a rra cy jn y c h skład n ik ów dzieła, tak ich jak jego ty tu ł, nagłów ki ksiąg czy pastiszow o- -żartob liw e, z d y stan su autorskiego uk ształto w an e zapow iedzi ich „ tre ­ ści” . A także n iek tó re w podobnej fu n k cji w prow adzone objaśnienia poe­ ty n a końcu poem atu. Przecież i one g ra ją w całości u tw o ru w łasną, zróżnicow aną i w cale nie b ag ateln ą rolę w toku le k tu ry . N iekiedy s tw a rz a ją d y stan s żartobliw ego, czasem z lekk a ironicznego spojrzenia, k ied y indziej służą efektom heroikom icznej zabaw y czy autoparodii. Ileż mogą one powiedzieć n am o postaw ie tw ó rcy w obec siebie sam ego 1 w obec rzeczyw istości k ształtow anego św iata poezji! 10

T ak oto w d ynam icznym rozw ijaniu się n a rra c ji dochodzi do skom pli­ kow anej g ry zbliżania się i oddalania, n a k ła d a n ia się i różnicow ania w Panu Tadeuszu czterech różnych ról n arra c y jn o -au to rsk ic h ; słow em :

(6)

w ch od zim y w o rb itę oscylacji i m igotania sugestii lirycznych w y n ik a ją ­ cych ze w sp ó łp racy zaściankow ego gaw ędziarza, n a rra to ra -a rty s ty , li- ryczno-podm iotow ego głosu „ a u to ra ” i osobowości, k tó re j p rzy p isu jem y n a d d a n e poza n a rra c ją decyzje tw órcy dzieła u.

Z daniem W y k i12 w ow ym h a rm o n ijn y m zjednoczeniu zróżnicow anych czynników a rty z m u Pana Tadeusza w spółdziałają „trzy w ielkie zw orniki e ste ty c z n e ” : liryzm , h u m o r oraz am biw alen cja poezji i praw dy. W szy­ stk ie trz y m ają d ecydujące znaczenie w k ształtow an iu barw y, a tak że w e w zm ag an iu siły p rom ieniow ania n a rra c ji u tw o ru n a otaczającą go a u rę liry c z n o ś c i13. W szystkie są też p rzejaw am i podm iotow ej postaw y osoby m ów iącej i — pow iązane we w zajem nej dynam icznej w spół­ p rac y — d ecy d u ją tak że o c h a ra k te rz e i k ie ru n k u sugestyj, jakie z owej g ry różn y ch upostaciow ań n a rra to ra w yp ły w ają.

W o stateczn y m rezu ltacie liry zm i h u m o r w spółtw orzą ową stre fę znaczeń liry czn y ch o k alający ch cały poem at n a k sz ta łt kręg u atm o sfery ziem skiej w okół naszego globu. E m anuje ta s tre fa z całości poem atu, a nie z poszczególnych jego fragm entów ; tw orzy się n iejak o ponad nim , z całej p rzestrzen i tek stow ej, z sum y w szystkich przeżyć, w yo­ b rażeń , em ocyj i reflek sy j, ja k a ogarnia nas w toku lek tu ry . A zw łasz­ cza — w p ełn y m oglądzie u tw o ru już po jej zakończeniu. W y rasta z ty c h w szy stk ich sugestii, k tó re wiodą nasze rozum ienie przedm iotu w sfe rę w tó rn ej, n ad b u d o w an ej, bezpośrednio w skazyw anej lub pośred ­ nio podsuw anej a u ry znaczeń ogólnych.

P o w iedzm y w y raźn iej: owa gra różnych upostaciow ań n a rra to rsk o - -au to rsk ic h spraw ia, że te k s t poem atu, opow iadając n a w e t o k o n k re t­ ny ch postaciach, scenach czy w y d arzen iach fab u ły , m ówi w ciąż pośred ­ nio o człow ieku, k tó ry opowieść tę prow adzi; że doborem słów, budow ą zdania, ro d zajem m etafo ry k i, organizacją toku rytm icznego, grą rym ów i w ielu in n y m i czynnikam i w y razu podsuw a nam in te rp re ta c ję jego postaw y w obec przed m io tu i siebie samego, a n aw et św iadczyć może o in n y ch doznaniach jego życia w ew nętrznego; że zatem tek st ten p rzy ­ lega do tego człow ieka podobnie jak każdy w y raz w iersza lirycznego dc w ypow iadającej się w nim osoby.

T ekst poem atu nad b u d o w u je w ten sposób stre fę znaczeń dalszych, poetycko, m etaforycznie, aluzy jn ie, za pom ocą sk o jarzeń różnego rodzaju lub inaczej jeszcze u ogólniając je, zabarw iając em ocjonalnie, żartobliw ie lub reflek sy jn ie; słowem: p rze jm u ją c w o statecznych sw ych sugestiach fu n k c je ek sp resji lirycznej.

(7)

3 Czas w ejrzeć w k o n k re ty tek stu .

P rzyp om n ijm y : w szak każda n iem al z postaci Pana Tadeusza, w k ra ­ czając n a k a rty u tw o ru , już od raz u od pierw szych sw ych p oru szeń n a scenie w nosi ze sobą sferę szczególnych, jej ty lk o w łaściw ych skojarzeń. N ajczęściej tę au rę sk o jarzen io w ą k s z ta łtu ją porów nania:

O to — Zosia:

„ J a k biały p ta k ”

...wleciała przez okno świecąca,

Nagła, cicha i lekka, jak św iatłość miesiąca... [I 127 - 128]

A potem — w tejże księdze — w m yślach T adeusza

...króluje [...] jak w pogodę

Lilia jezior, skroń białą wznosząca nad wodę... [330 - 331]

W księdze III jaw i się w zieloności ogrodu

Jako promień słoneczny...

K iedy śród roli padnie na krzem ienia skibę, Lub śród zielonej łąki w drobną wody szybę...

[8 - 1 0]

A nieco dalej zryw a się „lecieć ja k k ra sk a spłoszona...” [86]. W k się­

dze V p rzy ró w n an a zostaje do „bogini rozkoszy” [86 - 94], a w X I — przyw odzi n a m yśl D ianę [838 - 840]. I nie zadziw i już n as w cale, że w księdze X II w polonezie, „u stro jo n a w ró w niank i i w kw ieciste w ień ce” , w y stą p i w poetycko w y su b lim o w an ym obrazie, „rządząc tań cem ja k anioł nocnych gwiazd o b ro tem ” [829 -8 3 1].

Nie trzeb a dopowiadać, jak ich w arto ści liry czn y ch s ta je się w poem a­ cie uosobieniem .

To nie p rzy p ad ek rów nież, iż T elim ena prezen to w an a je st w in n y sposób: że w tacza się m iędzy gości soplicow skich „ ja k k u la b ilard o w a” [I 561], że Asesor p rzy ró w ny w a ją złośliw ie do „sam icy, / K tó ra m iejsca n a gniazdo szu k a w okolicy” [III 2 9 4 -2 9 5 ], że potem , w „Ś w iąty n i d u ­ m a n ia ” „W ydaw ała się z dala ja k p stra gąsienica...” [329]. I nie p rz y ­ p ad ek spraw ia, że H rabia w sw ej żartobliw ie kom ediow ej roli jaw i się n a m to „ ja k kot, gdy u jrz y w róble n a w ysokiej sośnie” [II 134], to „ J a k czapla, w szystkie ry b y chcąca poźrzeć okiem ” [II 138], to „ ja k d zio b aty żu raw z dala od stad a, gdy odp raw ia c z a ty ” [II 4 4 7 -4 5 0 ].

K ażda z ty ch postaci żyje w świecie poem atu jako em an acja różnych, sw ych w łasnych, w yraziście su g ero w any ch w arto ści nastrojow o -p od m ioto - w ych. I każda sta je się rów nocześnie dla czyteln ika w ym ow nym z n a­ kiem , ja k w idzi je i p rzeżyw a człow iek, k tó ry n a m o nich opow iada. A le co tu mówić o p o staciach u tw o ru zn anych n am z im ienia i czyn­

(8)

nie w y stę p u ją c y ch w Soplicowie! P rz y p o m n ijm y choćby, jakie to sugestie liryczne w zbogacony pojaw ia się ty tu łe m p rzy k ła d u ty lk o ów sty p izo ­ w an y „m yśliw iec” , k tó ry błądzi sobie sw obodnie przez pola u p raw n e L itw y „ ja k o k ręt n a m o rz u ” :

Czyli jak prorok patrzy w niebo, gdzie w obłoku W iele jest znaków widnych strzeleckiem u oku, Czy jak czarownik gada z ziem ią, która głucha Dla mieszczan, m nóstwem głosów szepce mu do ucha.

[II 5 - 1 0 ]

P rz y k ła d y m ożna b y m nożyć. W e w szy stk ich jaw i się ta sam a m e ­ toda z atrzy m y w an ia czy teln ika na dłużej za pom ocą rozw iniętego w po­ ró w n an iu obrazu, zabarw ionego sum ą sk o ja rz eń prow adzących daleko poza fa b u la rn e ra m y poem atu.

W szakże nie ty lk o ludzie otoczeni są w P a nu Tadeuszu w yraźnie w y ­ czuw alną a u rą sk o ja rz eń lirycznych. W noszą ją także przedm ioty, b u ­ dowle, zwderzęta, zdarzenia... P om iń m y p rz y k ła d y choćby tak ie jak opis sali jad a ln ej w zam ku po k łó tn i spow odow anej przez G erwazego w cza­ sie obiadu, opis prow adzący nas w p ierw w sferę poem atów heroikom icz- nych, później żartobliw ie u śm iech ający się z w czesnorom antycznej grozy ballad. L u b opis k arczm y Jankiela! Iluż m etafo ry czn y m i sko jarzeniam i w p ro w adzający n as w egzotykę b ib lijn o -h e b ra jsk ie j k u ltu ry !

N ajsiln iejszy w szakże ład u n ek sk o jarzen io w o -liry czn y w nosi do poe­ m a tu żyw ioł przyrody. J e s t w Panu T a d e u szu ta k w łaśnie, jak n ap isał b ył Słow acki: „ N a tu ra cała żyje i c zu je” 14. W spółżyjem y z nią — m ożna b y rzec — n a co dzień. P ozostaw m y n a boku spraw ę sugestyw ności ob­ razow ej ty c h opisów, ty lek ro ć już u m ie ję tn ie w p racach o poem acie om aw ianą. D o tk n ijm y raczej tylk o M ickiew iczow skiej m etod y zaciera­ nia gran ic m iędzy św iatem ludzi a o taczający m ich k ró lestw em p rzyro dy . O bie sfery b y to w an ia zesp alają się w poem acie jako bliskie sobie, n ie ­ m al jed noro dn e p rze jaw y życia. J e st to — ja k w iem y choćby z u w aż­ n y ch obserw acji W yki — zasługa różnego ro d za ju n a tu ro - i an tro p o -m o r- fizu jący ch zabiegów poety.

O t — choćby owo słońce. K le in e r słu sznie w łączył je „do zespołu b o h ateró w ” p oem atu 15. A jednocześnie je s t to jed e n z najw ażn iejszy ch i w ciąż a k ty w n y c h czynników św iata soplicow skiego. Jego w schody i za­ chody do kładnie odm ierzają u p ły w czasu od p ią tk u w księdze I do w to r­ k u w księdze X. Ono też m ierzy o sta tn i d zień fa b u ły — od w czesnego p o rank a, k ied y to w „pęk u ogniów ” „oko słońca w eszło — jeszcze nieco se n n e ” [XI 174], aż do końca dnia, gd y

...spuściło głowę, obłok zasunęło,

I raz ciepłym pow iew em w estch n ąw szy — usnęło. [XII 854 - 5]

(9)

J e s t bow iem zegarem w szystkiego, co się dzieje w świecie poem atu: w yznacza bieg dnia i nocy, k olejne przepływ anie w ieczoru i po ran k a 1#, re g u lu je ry tm prac n a polu i zajęć obyczajow ych w e dw orze. P iln u je porząd k u w świecie ludzi, zw ierząt, ptaków i owadów... J e st wszędzie i w idzi w szystko. Ł ad w życiu Soplicowa, ta k jaw nie odczuw any w cza­ sie le k tu ry , jem u w łaśnie, słońcu, h arm onię swą zaw dzięcza 17. I czujem y w yraźnie, że na nieboskłonie stre fy znaczeń liry czn y ch Pana Tadeusza ten ład pro m ieniu je autorow i i czytelnikom ja k sym bol słoneczności całego św iata, k tó ry się M ickiewiczowi w w izji ojczystego k r a ju poe- lycko zrealizow ał.

4

Nie zawsze jed n a k św iat Soplicow a sta je przed nam i w św ietle słońca. N iekiedy — w m rokach w ieczornych lub nocnych — p rzy b ie ra inne, czasem n a w e t niespodziew ane, zgoła zadziw iające k ształty. M ożna by rzec, że w sy tu acjach , gdy zarysy przedm iotów s ta ją się w e m gle czy w ciem nościach gorzej w idzialne, podległe raczej w yczuciu czy w rażeniom n iepew nym , obrazy n a b ie rają cech chw iejn ych i w zam gle­ niu sw ych zarysów p rzeistaczają się w w idzenia poetyckie, niezw ykłe, czasem n a w e t — ja k b y rzek ł M ochnacki — „ fa n tasty c k ie ” 18. W ieża zam k u Horeszow skiego w y d aje się w tych w a ru n k a c h „dw akroć wyższa, bo stercząca n ad m głą ra n n ą ” [II 1 1 9 -1 2 0 ], a jezd ni w m glistym po­ ra n k u księgi VI [48] „ m ig ają” n a gościńcu — w odczuciu ekonom a — „jak d u c h y ”.

W tedy też w zrasta ich sugestyw ność liryczna, zwiększa się sfe ra sk o ja rz eń m etaforycznych. Słowem : byw a ta k w łaśnie, jak zaobserw ow ał to już w cześniej B rodziński, gdy w rozpraw ie O klasyczności i rom an -

tyczności próbow ał u jąć różnice obu tych sposobów patrzen ia na rzeczy­

wistość:

„Klasyczność, ograniczając wyobrażenie, do jednego nas przedmiotu sprow a­ dza; romantyczność od przedmiotu do nieskończoności unosi; [...]. Dla Homera w szystko było ciałem, dla rom antyków [...] w szystko jest duchem. Pierw sza jest dzień jasny, w którym nam się nieskończoność zdaje być ograniczoną, druga jest noc tęż niekończoność otwierająca i niepew ne dla oka, ale pełne wrażenia przed­ staw iająca przedm ioty.” 19

P a lu c h o w s k i20, p rzy p o m in ając to rozróżnienie Brodzińskiego, tra fn ie zw raca uw agę na w spółistnienie w Panu Tadeuszu obu sposobów pa­ trz e n ia n a rzeczyw istość. I dlatego w poem acie M ickiewicza przeżyw am y ró żne jej sfery: „Św iat niezaprzeczalnie istn iejący — i św iat n ap o m y k a ­ n y ty lko , dom yślny, u la tu ją c y od «żywego ciała» ziemi. K onkretność — i liryczne, u niw ersaln e p e rsp e k ty w y ”.

(10)

T ak jest np. z h isto rią staw ów soplicowskich, o k tó ry ch n a rr a to r w ie przecie, że są „ b ło tn iste ” , „zielonkaw e” i chórem żab grające, ale za chw ilę n ie przeszkodzi m u to, że zobaczy je „jako p arę kochank ó w ” . Ich h isto ria rom ansow a, w napo m k n ien iu ty lk o opow iadania w łączona i k o n k rety z ac y jn e j dom yślności czyteln ik a poddana, rozszerza sferę li­ ryczn y ch sugestii cichego soplicowskiego w ieczoru przed zbliżającą się k a ta stro fą zajazdu [VIII 586 - 6 2 8 ]21.

Ależ nie ona jedna! Jeszcze bardziej w ym ow na i lirycznym i sk o ja­ rzeniam i daleko w sfe ry kosm iczne oddalona sta je się h isto ria m iłosna ziem i i nieba. Zapow iedziana jest tu już n a początku księgi V III, gdy całe grono gości soplicow skich

Pogląda w niebo, które zdawało się zniżyć, ścieśn iać i coraz bardziej ku ziemi przybliżać; Aż oboje, skryw szy się pod zasłonę ciemną Jak kochankowie, wsaczęli rozmowę tajemną

Tłum acząc sw e uczucia w westchnieniach tłum ionych, Szeptach, szmerach i słowach na wpół wymówionych...

[13 - 18]

R eszta ginie w pom roku, zostaw iona sk ojarzeniom liryczny m czytelnika. Ale za kilk ad ziesiąt m in u t, skoro tylko skończy się „dziw na m u zy k a w ieczoru ”, w g ęstn iejący m m ro k u ukaże się n a stę p n y epizod scen y m iłosnej:

N areszcie księżyc srebrną pochodnię zaniecił, Wyszedł z boru i niebo i ziem ię oświecił. One teraz, z pomroku odkryte w połowie, Drzem ały obok siebie, jako m ałżonkowie Szczęśliwi: niebo w czyste objęło ramiona Ziemi pierś, co księżycem św ieci posrebrzona.

[55 - 60]

Tylko w ta k ie j p rze p a stn e j nieskończoności w szechśw iata, w ciszy i w spokoju nocy księżycow ej dokonać się mogło pięknie i czysto szczęście zbliżenia m iłosnego kosm icznych kochanków! E fek t a rty s ty c z n y tego w ą tk u , w yodrębnionego z k o n tek stu , a jednocześnie n a rra c y jn ie ściśle z n im zespolonego i poddanego liry czn ej ko n tem p lacji czytelnika, nie w ym aga w y jaśn ień. Św ieci n a nieboskłonie stre fy p oetyckiej Pąna

Tadeusza jak gw iazda p ierw szej w ielkości. U w zniośla jej w ym ow ę i p ro­

w adzi w szerokie, u n iw ersalizu jące p e rsp e k ty w y znaczeń liry c z n y c h 22. Tę znaczącą rozległość horyzontów Pana Tadeusza, jego „cudow ność” , zastęp u jącą z n ad w y żk ą „dziw ność” m itologiczną poem atów k lasy cy - stycznych, w prow adza zazw yczaj głos n a rra to ra -a rty s ty . To on u m ie spojrzeć n a całe otoczenie Soplicowa, n a d rzew a i staw y, n a p ta k i i zw ierzęta, n a k rzew y i grzyby, n a sady i ogrody w arzy w ne ta k , że w idzim y je w przek ształcen iach , k tó re m ów ią n am dużo w ięcej o lu ­ dziach, o przyrodzie i o p orządku św iata, niż p o tra fi to w okół siebie

(11)

odczytać zw ykły śm iertelnik-odbiorca. B u du je rzeczyw istość w idzialn ą, u w ierzy teln ia jej poetycką egzystencję i jednocześnie poddaje ją do p rzeżyw ania, sk iero w u jąc jej sens isto tn y ku stre fie znaczeń liry czn y ch poem atu. To pod jego piórem w y ra sta w P anu Tadeuszu ow a sfera przedziw nej „cudow ności” kreow anej mocą poetyckiego dostrzegania zna­ ków niezw ykłości w ty m co zw yczajne.

Na dowód n iech w y starczą dwa tylko przy k ład y , różne w n a s tro ju ale jednakow o w m etafo ryce swej w ym ow ne. Oto czarna, b u rzliw a chm ura:

Czasem widnokrąg pęka od końca do końca, I anioł burzy .na kształt niezmiernego słońca Rozświeci twarz, i znowu okryty całunem

Uciekł w niebo i drzwi chmur zatrzasnął piorunem. [X 80 - 83]

I d rug i p rzy k ład — już w in n ej, w ręcz przeciw staw nej au rze n a s tro jo ­ w ej: poranek, „niebo czyste” , jeszcze

Kilka gwiazd św ieci z głębi, jako perły ze dna Przez fale; z boku chmurka biała, sama jedna, P odlatuje i skrzydła w błękicie zanurza, Podobne do niknących piór Anioła Stróża, Który nocną m odliwą ludzi przytrzymany Spóźnił się, śpieszy wracać między spółniebiany.

[XI 157 - 162]

Oba o brazy jaśn ie ją odblaskiem w strefie znaczeń lirycznych p o em atu nie ty lk o sam e z siebie, odczytyw ane oddzielnie, ale znaczą tak że po­ średnio, w spólną g rą k o n trastó w i zbliżeń, a także oddechem in n ej, pozaziem skiej rzeczyw istości.

W szakże porządek rzeczy, zdarzeń i ludzi w świecie Pana Tadeusza w yznacza najczęściej sam „gospodarz p o e m a tu ” , jego „ a u to r”. To on d a je n am odczucie ry tm u dnia i nocy, to on w yznacza dalsze, h isto ryczn e p rzestrzen ie czasu w stecz lub n ap rzód i on w reszcie d elikatnie, pośrednio, czasem w zniośle, k ied y indziej z żarto bliw y m pobłażaniem podsuw a oce­ n ę osób i zdarzeń, zabarw ia przedm iot opowieści przejaw am i osobistej sy m p a tii lub niechęci. B ardzo rzadko — potępienia.

Co w ięcej: to ten sam głos bliskiego już n a m człowieka, a u to ra poe­ m atu , odezwie się raz jeszcze, n a pożegnanie, w Epilogu, k tó ry — ja k b y w k o n tra p u n k to w y m p rzeciw staw ieniu — stan ie się nie ty le liry czn y m u zu pełn ien iem Pana Tadeusza, ile jego pogłębieniem poprzez s k o n tra - stow anie poem atu z p raw d ą rzeczyw istości przeżyw anej osobiście w e w zruszająco bezpośrednim w yzn an iu poety.

Słoneczna prom ienność św iata soplicowskiego zam glona zostaje w

Epilogu św iadom ością histo ry czn ej klęski narodu; pogodna ufność w m ą ­

drość ładu, k tó ra rządzi n a tu ra ln y m i praw am i ludzi i p rzy ro d y tego św iata, om roczona zostaje sk arg ą n a żałosny los e lity społecznej sk azan ej

(12)

n a w yg nan ie z podbitego k ra ju . A le jednocześnie p raw da ta s ta je przed nam i uw znioślona patosem p ro ro ctw a o przyszłym zw ycięstw ie,

Gdy orły nasze lotem błyskaw icy Spadną u dawnej Chrobrego granicy.

L iryczne ak cen ty n a rra c ji poem atu odzyw ające się raz po raz w do­ brotliw ie uśm iech n iętej gaw ędow ości opow iadania, p rzeistaczają się w fa ­ lę w y z n a ń au to ra, zabarw ionych sm u tk iem epilogow ej elegii, w z ru sz a ją ­ cych zadum ą człow ieka spoglądającego n a sw e poetyckie dokonanie z p e rsp e k ty w y w łasnych, n a jb a rd zie j osobistych doznań, w spom nień, przem y śleń i prag n ień 2\

5

Istn ien ie i barw ę uczuciow ą s tre fy lirycznej Pana Tadeusza w yczuw a­ m y w szyscy m niej lUb bardziej w yraźn ie, choć k o n k rety z u je m y ją za­ pew ne różnie, może n ie zawsze św iadom ie, czasem chyba n a w e t n ie ­ tra fn ie , zby t su b iek ty w n ie lu b w ąsko.

N iek tó ry ch czytelników po em atu ogarnia — być może — tch n ien ie przeszłości szlacheckiej, u ro k czasów, gdy zam ierała już jej św ietność, odchodząc niepow rotnie, ta k jak dziś w ygasa dla n as powoli, ale osta­ tecznie, św iat rzeczyw istości przedw ojen n ej. Dla in n y ch poezja Pana

Tadeusza sta je się ja k b y pow ro tem n a wieś, do dom u rodzinnego, n a

czas w y tchnien ia, na czas zapom nienia o ty m , co złe; ow iew a a tm o sfe rą b eztroski, pogody i w spółżycia z przy ro d ą. W ielu czytelnikom pozbaw io­ n y m ziem i ojczystej, a zwłaszcza ty m , k tó rz y tęsk n ią za słońcem W ilna i Now ogródczyzny, przynosi chw ilę złud y oddychania pow ietrzem ro ­ dzinnych wzgórz i rów nin. In n i — w stra p ie n iac h w łasnych i n aro d o ­ w ych — szukać będą w M ickiew iczow skim poem acie u k o jen ia i nadziei, a czy tając o statn ie jego księgi o „p am iętn ej w iośnie” , py tać będą cich u t­ ko, podobnie jak rów ieśnicy poety: „K iedy...”

W szakże cała sfera ty ch i w ielu in n y ch u k ieru n k o w a ń znaczeniow ych i sk o jarzeń lirycznej stre fy Pana Tadeusza nie stanow i — jak się zdaje — najogólniejszej i n a jtrw a lsz e j w artości n ad bu dow any ch znaczeń p oem atu. P row ad zą one poza i ponad rea k c je zb y t w ąsko u k o n k retn io n e, o g ran i­ czone potrzebam i czasu i ho ry zo n tam i in d y w id u aln y ch oczekiwań. M ówią o egzystencji człow ieka w ogóle, także i o naszej, dzisiejszej. A w św iecie nas otaczającym pozw alają odczuć b lask Św iatłości n igdy n ie gasnącej. Zarów no — w sensie eg zy sten cjaln y m ja k i m etafizycznym . Pan Tade­

u sz rozw iesza n ad n am i jak b y kopułę nieba rozjaśnionego p rom ieniam i

sw ych sugestii lirycznych.

Św iadczą o ty m n a jle p ie j głosy czytelników : pisarzy, poetów , uczo­ nych, k ry ty k ó w literack ich. Z głosów, k tó re m ożna by tu zacytow ać, przytoczm y czte ry tylko, może n a jb a rd z ie j znam ienne.

(13)

Rozpocznijm y od w ypow iedzi najbliższej nam , sprzed lat p aru , J a ro ­ sław a M arka Rym kiew icza, k tó ry zastan aw iając się n ad drobiazgow ą szczegółowością opisów M ickiewicza, zapytuje:

„Po co mu to było, to precyzowanie, dopowiadanie, m nożenie epitetów , to oglą­ danie każdego przedmiotu, każdego istnienia, każdej cytryny, w iew iórki, filiżanki, każdego kapelusza i każdego deszczu ze w szystkich stron, z każdego, jaki tylko jest m ożliwy, punktu w idzenia?”

I n a zapytanie to ta k odpowiada:

„Wygląda mi na to, że on tak dokładnie, z takim w ściekłym uporem te w szy­ stkie cytryny i w iew iórki oglądając, chciał jakby przym usić je do istnienia, do ja­ kiegoś intensywniejszego, wyrazistszego istnienia. I jakby zarazem zależało mu na utrwaleniu jednorazowości, jedyności, w yjątkowości każdego istnienia. [...] To jest tak, jakby w Panu Tadeuszu [...] toczył w ielki bój o istnienie widzialnego świata, [...] w ielki bój przeciwko przemijaniu, marnieniu, rozpadowi. Cytryny, wiewiórki, kapelusze, suknie, grzyby i obłoki idą — prowadzone przez niego — w bój przeciw nicości.” 24

Jeszcze w yżej — ku n ad budow anym sferom znaczeń lirycznych — sięga in te rp re ta c ja n a jisto tn iejszy ch w artości Pana Tadeusza ukazana przez M arię D ąbrow ską, znacznie w cześniej, już w 1925 r.; dla niej ten poem at, to

„rozkoszna epopeja polskiej żywotnej codzienności, cudowna zm ysłow o-rom an- tyczna fanfara biologicznej radości istnienia, przedmuchnięta przez w ielkie zdarzenie dziejow e”.

To tak jak u Rym kiew icza. A le to nie w szystko. Z daniem D ąbrow skiej

— „cudowna, nieprzenikniona rozumem tajemnica sztuki sprawia, że bez w zględu na to jaki jej dzieła m alują świat, zbliżają nas do czegoś, co jest poza w szystkim i z czym obcowanie jest jakby łączeniem się z boskością życia” 25.

K ro k dalej, a zn ajdziem y się w sferze rew elacji m etafizycznych. Mówi o nich — już bez osłonek — L echoń w jed n y m ze sw ych odczy­ tów O literaturze polskiej, podkreślając, że one to są „poetycką treścią

Pana Tadeusza” :

„wszystko, co się w tej epopei dzieje, przy całym tyle razy sławionym realiz­ m ie Mickiewicza, ma dzięki w łaśnie czystej poezji znaczenie symboliczne, m etafi­ zyczne; pod każdym obrazem, każdym opisem kryje się w niedościgłym wierszu M ickiewicza inny sens, w iele innych sensów, i poruszeni najpierw w naszym po­ czuciu w idzialnej rzeczyw istości, schodzim y tą drogą do naszej podświadomości, w którą zapadły wspom nienia, niew ypowiedziane bóle, i w której rodzą się owe sym ­ bole, znak naszych odrębności, talentów i szaleństw. Opis Zosi tańczącej jest jakby znakiem , przez który M ickiewicz budzi w nas tęsknotę do idealnej miłości, poczu­ cie związku m iędzy kobiecością a bezcielesnym ideałem , który nazywamy aniels- tw em .” 26

Uw agi te pow racają ja k b y echem znacznie zresztą zm ienionym w zdaniach, k tó re o isto tn y ch znaczeniach po em atu w ypow iada Miłosz w Z ie m i Ulro:

(14)

jest poem atem na wskroś m etafizycznym , to znaczy jego przedmiotem jest rzadko dostrzegany w codziennie nas otaczającej rzeczyw istości ł a d i s t n i e n i a jako obraz (czy odbicie w lustrze) czystego Bytu. [...] nie sam e pariarchalne stosunki spo­ łeczne jego powstanie um ożliw iły. Pana Tadeusza mógł napisać tylko poeta, który — kiedy? w 1849 roku! — pow iedział do Seweryna Goszczyńskiego: «Kalendarz i bre- w ierz są to najw ażniejsze książki dla człowieka», a w ięc poeta, w którym głęboko tk w iły przyzwyczajenia rytualizujące czas: rok rolniczy, rok liturgiczny. I ostatecz­ nie tylko czas uporządkowany, nie m echanicznie według zegarka, ale sakralnie, poz­ w ala nam naprawdę w ierzyć w istnienie rzeczy. Wschody i zachody słońca, zw ykłe czynności jak przyrządzanie kawy czy zbieranie grzybów są w ięc i tym , za co bierze je czytelnik, i powierzchnią, pod którą ukrywa się w ielka akceptacja, która ożywia i podtrzym uje opis. [...] rzeklibyśm y, że ogórki i arbuzy soplicowskiego sadu sp eł­ niają w szelkie w arunki, aby otrzymać godność sym bolów czyli rzeczy, które zarówno są sobą w całej pełni, jak znaczą coś innego.” 27

Ale n a jp ię k n ie j d ziałanie te j sam ej lirycznej stre fy w y ra sta jąc e j po­ n ad dosłow nym znaczeniem w ierszy Pana Tadeusza w y raził już dużo w cześniej Słow acki w zn any ch stro fach B eniow skiego:

Słuchaj... i patrzaj... bo jako zjaw ienie Litwa ubrana w tęczow e prom ienie W ychodzi z lasu. — Z taką chwałą

Potrącał lutnią... ten śpiewak Litwinów, Że m yślisz dotąd, że to echo grało,

A to anielskich był głos Serafinów; Grzmotowi jego niebo odegrzmiało...

Chociaż Gofredów nie m iał i Baldwinów, Ani m ógł morza w iosłam i zamącić,

A ni księżyca z w ież krzyżowych strącić... Jednak się przed tym poem atem w ali

Jakaś ogromna ciem ności stolica; Coś p ad a...28

To cudow ne d ziałanie poezji, że się przed poem atem w ali ja k a ś ogrom na ciem ności stolica, je s t chyba głów ną i n a jtrw a lsz ą w artością

Pana Tadeusza, jakże a k tu a ln ą i dla nas, szu kających Św iatłości w śród

m roków dnia dzisiejszego.

P r z y p i s y

* Referat jest skróconą w ersją pracy poświęconej przestrzeni znaczeń lirycz­ nych poematu.

1 S. Łem picki, O „Panu Tadeuszu”. L w ów 1934, s. 120. 2 J. Kleiner, Mickiewicz. Lublin 1948, t. 2, oz. 2, s. 290.

3 T. B oy-Żeleński, M ic kie wic z a m y w: O Mickiewiczu. Kraków 1949, s. 26. 4 A. Paluchow ski, Uwagi o obrazowaniu w „Panu Tadeuszu”. „Pamiętnik Literacki” 1959, z. 2, s. 486.

5 M. Kridl, P rze d m o w a [do wyd. Pana Tadeusza „dla uczczenia setnej rocz­ nicy ukazania się poem atu”]. Warszawa 1934, s. XVIII.

6 J. Przyboś, „Historia szlachecka” czyli baśń w: Czyta ją c Mickiewicza. Wyd. III. Warszawa 1965, s. 58.

(15)

7 J. Przyboś, „Widzę i opisuję”, tamże s. 97.

8 List z 18X11 1834. Korespondencja Juliusza Słowackiego. Oprać. E. Saw ry- mowicz. Wrocław 1962, t. 1, s. 275.

9 W. Borowy, O poezji Mickiewicza. Lublin 1958, t. 2, s. 189.

10 w ięcej m ówi o tym Z. Stefanowska w szkicu Pam iętn ik d o m o w y w „Panu Tadeuszu” w księdze zbiorowej: Mickiewicz. S y m p o zju m w K atolic kim U n iw er­ sytecie Lubelskim. Lublin 1979, s. 221 - 226. Aby jedno przynajmniej z sum y zn a­ czeń w tych poczynaniach M ickiewicza zilustrować, w ystarczy wskazać choćby na efekt, jaki w ynika z zapowiedzi streszczających zawartość ksiąg poematu. Oto kilka przykładów gry, jaką one w nawiązaniu do ówczesnych zw yczajów literac­ kich prowadzą. Grupa pierwsza, dynamizująca ich zakończenia: „Dalej w grzyby!” w ks. II, „Niedźwiedź M ospanie!” w ks. III, „Hajże na Sopolicę!” w ks. VII. Gru­ pa druga, żartobliwie uśmiechnięta: „Plany m yśliw sk ie T elim eny” w ks. V, „No­ w a D ydo” w ks. VIII, „Tajemnicza nimfa gęsi p asie” w ks. III. Grupa trzecia, in ­ trygująca czytelnika, także z uśmiechem autorskijn: „Dziewczyna w ogórkach” w ks. II, „Zjawisko z kluczem ” w ks. V, „Szturm i rzeź” na oznaczenie klęski dro­

biu soplicow skiego w ks. VIII. Grupa czwarta z zabawnym i kw alifikacjam i: „Głos żołnierski Maćka Chrzciciela” w zestawieniu (tuż obok): ,,Głos polityczny pana Buchm ana” w ks. VII. A można by naw et wśród zapowiedzi tych odczytać rów ­ nież hasła leciutko zabarwione odcieniem lirycznym , obie — niczym pointy: p ier­ w sza na zakończenie ks. X: „Nadzieja” i druga na zakończenie ks. XII: „Kochaj­ m y się!”.

11 Wzajemny stosunek tych autorsko-narratorskich upostaciowań najw yraźniej m oże ujawnia się w wym iarach dystansu, jaki dzieli je — każde inaczej — od kreow anego św iata fabularnego. Najbliżej tego świata, niem al uczestnicząc w nim, staje gaw ędzierz zaściankowy; obok, ale dalej od rzeczyw istości fabularnej, lokuje się narrator-artysta; poza nim, bliżej „obrazu autora”, m ieści się narator prze­ m aw iający głosem liryczno-autorskim i dopiero dalej, w innej sferze rzeczyw i­ stości, znajduje się pozycja podmiotu czynności twórczych, którego zw iem y „au­ torem ”.

12 K. Wyka, „Pan Tadeusz”. I. Studia o poemacie. 11. Studia o tekście. W ar­ szawa 1963; tu: I 254 - 322;.

18 Zarówno, „liryzm ” jak i humor, są zresztą zjaw iskam i jednorodnymi w sw ej naturze: liryczność — jako kategoria estetyczna, która sprawia, że w ypow iedź przylega w w iększej m ierze (lub jednakowo) do podmiotu m ówiącego niż do przed­ m iotu w ypow iedzi, a humor — jako wyraz postaw y osoby m ówiącej w obec oto­ czenia. Słusznie zauważa M. Dernałowicz w książce: A d a m Mickiewicz (Warszawa 1985, s. 321 - 322), że „nie sposób dzielić Pana Tadeusza na partie liryczne i partie hum orystyczne”, kwestionując tezę Wyki, jakoby „liryzm pełnił .tu funkcję apro­ baty, a humor strzeże przed zbytnią apoteozą”. N aw iasem m ówiąc i trzeci z w y ­ m ienionych „zworników” wym agałby ściślejszego zdefiniowania, skoro ujęcie W yki, jeśli rozumieć je jako rozstaw ienie poezji i prawdy, ilu zji i rzeczywistości, rom an­ tyzm u i realizmu po dwu przeciwnych biegunach, budzić może nieporozum ienia różnego rodzaju, jak choćby te, które w yraził Przyboś w recenzji książki Wyki: „W sztuce nie istnieje dylem at «złudzenia» a «rzeczywistości», »poezji« a «dosłownej prawdy», lecz sztuki a sztuczności”. („Życie Literackie” 1964, nr 638).

14 Korespondencja Juliusza Słowackiego, l.c. 15 J. Kleiner, op. cit., t. 2, cz. 2, s. 395.

18 Naw et krótkie zmiany pór roku w serw isie W ojskiego poddane są w p oe­ m acie rytm owi upływ ającego w ciąż czasu.

(16)

cow ie już w I księdze poematu (w. 38), a przypomina o tym nieraz i później (zob. I 145, 148, 201 i in.). O tym porządku inform uje również zawsze, ilekroć goście zgrupowani są w liczniejszym gronie: przy spacerze (I 211), przy zasiadaniu do stołu z powtarzaniem (z zabawną powagą) formułki: „Goście w eszli w porząd- ku...” (I 300, 819, III 700, V 305) i jedynie Telim ena — nie bez racji — ma szcze­ gólne prawo w yłam yw ania się z tego rygoru.

18 M. Mochnacki, O literaturze polskiej w w ieku dziewiętn astym . W arszawa 1830, s. 9.

19 K. Brodziński, O klasyczności i romantyczności tu dzie ż o duchu poezji p o l­ skiej. Wyd. II. K raków [b. d.], „Biblioteka N arodow a”, s. 79 - 80.

2i A. Paluchow ski, op. cit., s. 495 - 496.

21 Już wcześniej nieco w tejże księdze (w. 38 - 50) ukazał był poeta oba sta­ w y balladowo, w grze miłosnej uromantycznione:

Jak o z a k lę te w g ó ra ch k a u k a sk ich jeziora, M ilczące przez d zień ca ły , g ra ją ce z w ieczora...

22 Por. także obserwacje Paluchowskiego o „m echanice” zatrzym ywania u w a­ gi czytelnika na ubocznych przedmiotach, op. cit., s. 494.

23 W referacie z braku czasu pom inięto dwa następne rozdziały. Jeden pró­ buje ukazać rolę jaw nie lirycznych fragm entów narracji w architektonice poematu: drugi natom iast szkicowo dotyka zjaw isk wierszowania i składniowo-m etrycznej gry uzgodnień lub kolizyj jako czynników ekspresji lirycznej.

24 J. M. Rym kiewicz, R o z m o w y polskie latem 1983. Paryż 1984, s. 134 - 135. 25 M. Dąbrowska, O „Panu Tadeuszu”. Pisma rozproszone pod red. E. K orze­ niew skiej. Kraków 1964, t. 2, s. 28 i 29.

2* J. Lechoń, O literaturze polskiej. N ew York (1964), s. 113. 27 Cz. Miłosz, Ziemia Ulro. Paryż 1980, s. 101 - 102.

28 J. Słowacki, Beniowski, pieśń VIII. Dzieła w s zy stk ie pod red. J. Kleinera. W rocław 1957, t. 11, s. 82.

Cytaty

Powiązane dokumenty

24 T.. Kolejne sympozjum poświęcone pielgrzymkom Jana Pawła II do Ameryki Łacińskiej, zatytułowane „Jan Paweł II w Boliwii” odbyło się 26 listopada 2009 w

Teoretycznym celem analizy jest stwierdzenie, jakimi cechami charakteryzują się tego typu pytania i jakie miejsce zajmują w ogólnej klasyfikacji pytań. Praktycznym

W ostatnim przypadku spiritus movens powstałej narracji znajduje się pod powierzchnią – traktując stosunek treści do formy jako „drugie dno obrazu” – albo przed obrazem,

cjami jej autora i potraktujemy planowanie i plan Moriarty ’ ego jako, odpowiednio, czynność i wytwór czysto psychiczny (przy zastrzeżeniu, że profesor ani głośno

Zanim rozwiążemy jakiś problem, musimy się zastanowić jakie dane posiadamy oraz co chcemy uzyskać (efekt).. Dopiero potem zastanawiamy się, jakimi środkami

•Historyczne centrum Krakowa (wpis 1978). •Królewskie Kopalnie Soli w Wieliczce i Bochni (wpis

Powód celowego łamania praw wychowanków zakładu poprawczego przez oso- bę, która ma wspierać proces resocjalizacji oraz być autorytetem w dziedzinie społecznego i

Naprężenie styczne na powierzchni kontaktu ziarna z gładką płytką rośnie z przyrostem siły normalnej do wartości granicznej zależnej do wilgotności