Roman Pollak
[Dwie notatki]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 63/3, 179-182
1972
Pam iętnik Literacki LXIII, 1972, z. 3
ROMAN POLLAK
[DWIE NOTATKI]
W listopadzie 1971 otrzymałem ostatnią przesyłkę redakcyjną od prof. Romana Pollaka, gorliwego w spółpracow nika „Pamiętnika Literackiego” od 1916 roku. Za
w ierała ona dwie notatki materiałowe, publikowane tutaj pośmiertnie. Przesyłce towarzyszył list, dotyczący również tych tekstów.
Zapomniane sienkiewiczianum — pisał Profesor — „wiąże się [...] z moją żywą pam ięcią o Maverze, o którym u nas w ie się zbyt mało jako o znawcy naszej lite ratury. [...] Druga notatka odnosi się do Goffreda, którego losy tak. m i leżą na sercu, podobnie jak cały Piotr Kochanowski. Kuję na ten temat w ciąż coś nowego, bo dręczą m nie różne zagadki odnoszące się do tego w ielkiego poety i jego przyjaciela.
Nie posyłam moich notatek w maszynopisie i proszę, aby Redakcja, a raczej Sekretariat sporządził m aszynopisy [...]”.
Są to ostatnie autografy Profesora spoczywające w tekach redakcyjnych.
Pam ięć o Nim — jako uczonym i człowieku — będzie żywa.
B. Z.
Z PRZEDROZBIOROWYCH DZIEJÓW „GOFFREDA”
Nie zn alazły się d o tąd żadne szczątki rękopiśm ienne p rac literackich P io tra K ochanow skiego, żadne rozdziały G offreda czy pierw sze rzu ty przek ład u — k u n iem ałej udręce tych, co p rag n ęlib y p rzy jrzeć się bliżej pracow ni tłum acza. W ostatecznej red ak cji p rzek ładu i w y d an iu go d ru kiem niep ośled nia ro la p rzy p ad ła Jan o w i Tęczyńskiem u, przyjacielow i, w spółpracow nikow i i żarliw em u opiekunow i poety, zw łaszcza pod koniec jego życia, k ied y up orczyw a ch o roba do łoża go przykuła. Jak że żywo przyp om in a się t u sto su nek M ickiew icza do śm ierteln ie chorego S tefan a G arczyńskiego !
P ie rw o d ru k G offreda u rodził się pod szczęśliwą gw iazdą. U kazał się jeszcze za życia tłum acza, pod szczególną o pieką Tęczyńskiego, k tó ry — ja k n ależy przypuszczać — czuw ał też n a d b ard zo s ta ra n n ą korektą. P ie r
w odrukow i tem u pośw ięcił cen ny a rty k u ł J a n Pirożyński, pt. „G offred abo Jeru za lem w y zw o lo n a ” przekładania P iotra K ochanow skiego. Z za
gadek p ierw o d ru ku (1618) („B iuletyn B iblioteki Jag ielloń sk iej” t. 20
180 R O M A N P O L L A K
(1970), s. 133— 140). Z b ad ań au to ra, o p a rty c h n a rew iz ji 23 eg zem p larzy pierw o d ru k u , w ynika, że an i je d e n z n ich n ie je s t zu pełnie po p raw n y , że n ie było poddruków ani w y d ań nielegalnych, że n a k ła d teg o w y d a n ia m usiał być ogrom ny, w ielotysięczny, zw ażyw szy, że w X V I w. p rzeciętn a w ysokość n a k ła d u w ynosiła 500 egzem plarzy. P rzy końcu edycji dołą
czono 21 om yłek dru k u , a prócz teg o w k ilk u m iejscach przep ro w adzo no popraw ki przez n ak lejen ie m ałych pasków papierow ych. W edług P iro ż y ń - skiego „różnice te k stu [w pierw odruku] są w y nik iem bardzo sta ra n n ej k o rek ty , przeprow adzonej n ie raz, lecz k ilk a ra z y w m ia rę postępów tło czenia” (s. 135— 136).
Czuw ał więc tłum acz z Tęczyńskim n ad d ru kiem poem atu, podobnie ja k A riosto n a d każdym p raw ie arkuszem ostatniego za jego życia w y d a n ia Orlanda. Do tak ieg o w niosku doszedł S a n to rre D eb en ed etti w p rzy pisach do w zorow ej edycji A riostow ego arcy dzieła (Bari, L aterza 1928, t. 3, s. 426), poniew aż nie znalazł dw óch id en ty czny ch egzem plarzy w y d a n ia z 1532 roku.
M im o w yjątkow o dużego n a k ład u p ierw o d ru k u G offreda „p raca z a cnego p o ety — ja k podaje F. C ezary w e w stępie do w y d a n ia 2 — prze n ied o sta te k egzem plarzów ginąć po czynała” . W ydał w ięc w 1651 r. p oem at po raz w tóry, a w 1687 po raz trzeci, jako H istorię obozową. Nie zn am y w ysokości nakładów ty ch edycji. O dtąd aż do r. 1772 n ie pojaw ia się te n u tw ó r w now ej szacie. Lukę tę w y p e łn ia ją odpisy. Z końca X V II w.
pochodzi odpis p rzy k ro jo n y do w iek u m łodzieńczego w rękopisie B iblio
tek i B aw orow skich, n r 758. Jego k ró tk ą c h a ra k te ry sty k ę podałem w K się dze p a m ią tko w ej Stanisław a D obrzyckiego z r. 1928 („G o ffred ad u su m D elphini”). Z czasów saskich w yw odzi się, rów nież nie z a re je stro w an y dotąd odpis odnaleziony niedaw no przez S te fa n a N ieznanow skiego w b i
bliotece dom inikanów krakow skich, dokąd dostał się jako d ar F ranciszkà Potockiego z jego B iblioteki P eczarskiej. J e s t to foliał o p raw n y w skórę i liczący 464 stron. N a odw rocie okładki n alep io n a k arteczk a, a n a niej w ow alu w y d ru k o w an y n a p is: „B iblioteka K om endoriy S itk ow ieck iej” . W środ ku ow alu h erb P ilaw a i zaw ołanie Potockich: „ Scutu m opponebat scutis” . W odpisie b ra k przedm ow y i w iersza dedykacyjnego. Odpis je st n iez b y t staran n y , sporo usterek , m iejscam i w iersze opuszczone, p rze sta w ione.
W m iarę postępu studiów dzieje przedrozbiorow e G offreda zapew ne jeszcze się wzbogacą.
ZAPOMNIANE SIENKIEWICZIANUM
N arastające od pół w ieku z górą bogactw o lite ra tu ry zajm ującej się Sienkiew iczem , re je stro w a n e pod entu zjasty czn ym p a tro n a te m J u lia n a K rzyżanow skiego, je s t w ym ow nym św iadectw em p rom ieniow ania Sien-
kiewiczowej sztu k i w k ra ju i daleko poza jego granicam i. Z apew ne z cza
sem przybędzie t u jeszcze sporo spostrzeżeń dotąd nie uw zględnionych i przygodnych, cen n y ch w ypow iedzi. Z byt n ik ła znajom ość polszczyzny w szerokim św iecie n ie pozw alała nap aw ać się piękn em Sienkiew iczow ej n a rra c ji w jego postaci przyrodzonej. P rzekłady, zrazu zbyt skw apliw e, nie dość sta ra n n ie kontrolow ane, zniekształcały w artości utw orów , n ieraz op ierały się n ie n a źródłach bezpośrednich, ale raczej n a innych p rze
kładach, z języ k a francuskiego lub rosyjskiego. Mimo to zdobył sobie Sienkiew icz w y ją tk o w ą w n iek tó ry ch k raja ch europejskich popularność, k tórą starano się w yjaśn ić n a różne sposoby.
W ysoki k u n szt n a rra c ji Sienkiew iczow ej w zniósł się najw yżej w T r y logii, a zw łaszcza w jej części pierw szej, i od raz u zachw ycił ogół polskich czytelników . Ale cudzoziem cy dopatrzyć się tej w ielkiej sztuki nie mogli poprzez blade, b ezb arw n e przekłady. O ddalała ich od tego dzieła także niedostateczn a znajom ość naszej h isto rii i w ciąż odnaw iającej się t r a gedii naszych K resów . I dlatego n ajw yższą m ia rą Sienkiew iczow ej sztuki było dla Zachodu Quo vadis, bo bliższe, bo przystęp niejsze — a n ie Ogniem i m ieczem .
P rzez długi czas d arem n ie czekaliśm y n a p otw ierdzenie przez odpo
w iednio przygotow anego cudzoziem ca naszych w łasnych ocen, w ynoszą
cych ta k w ysoko to dzieło w dziejach naszej — a chy ba n ie ty lko n a szej — powieści. T aki cudzoziem iec znalazł się w reszcie — w śród Wło
chów. Był to św ietn y slaw ista i polonista, prof. G iovanni M aver (zm arły w 1970 roku). N iezw ykłe i pouczające są drogi, k tórym i d o tarł do uroków Sienkiew iczow ej n a rra c ji.
Jak o m łody chłopiec poch łan iał n a jp ie rw Trylogię w przekładzie serb skim, a więc zrodzonym w atm o sferze w ciąż żyw ej w śród Serbów tr a dycji w alk w ob ron ie ch rześcijań stw a i E uropy. Potem , po w ielu latacli, szczęśliwe losy zaw iodły tego slaw istę do Słowackiego. C zytał go w ory
ginale, zagłębiał się w e fra g m en ty Króla-D ucha, w o k taw y B eniow skiego.
Czy m ożna sobie w yobrazić idealniejsze przygotow anie do le k tu ry orygi
n ału Ogniem i m ieczem ja k stu d iu m B en io w skieg o ?
A potem — w r. 1926 — p rzy jech ał prof. M aver do P o znania w m ie
siącu sierpn iu i tu rozczy ty w ał się w stu d iach o Sienkiew iczu w bibliotece S em inarium L ite ra tu ry Polskiej, a w ieczoram i zam ykał się w hotelow ym pokoju z T rylo g ią i czytał do zap am iętan ia, do białego św itu. Sam dziw ił się tem u, że od tej le k tu ry w p ro st oderw ać się, n ie może. S ta ra ł się ro zu mowo, naukow o ująć tajem n ice tego nieprzezw yciężonego czaru. R ezultat jego rozw ażań n a te n te m a t u kazał się w iosną 1927 w „R ivista di L itté ra tu re Slave” (t. 2, z. 1, s. 65— 78), pt. La „Trilogva” di Enrico S ien kiew icz.
Im pressioni e co m m en ti. Bez b a la stu uczoności, z ro m ań sk ą lekkością, jasnością i w rodzonym a rty zm em słow a u jął tu a u to r uroki T rylogii i uza
sadnił naukow o im p resje w łasne.
182 R O M A N P O L L A K
W krótce po u k azan iu się tego szkicu om ów iłem go bliżej w a rty k u le ogłoszonym w „K u rierze P oznańskim ” (1927, n r 242) o raz pokrótce w dziale P oloników w łoskich w „Przeglądzie W spółczesnym ” (1928, n r 69).
Ale te in fo rm acje nie znalazły echa należytego. Tylko R yszard Skulski podał w zm iankę suchą w Przeglądzie n o w sze j litera tu ry k r y ty c z n e j o S ie n k ie w ic zu („P am iętn ik L iterack i” 1932, s. 546), a po w ielu lata ch zb y t ogól
nikow o w spom niał o ty m szkicu M ieczysław B ra h m e r n a k onferencji po
św ięconej Sienkiew iczow i, w listopadzie 1966, n ie podając bliższych szcze
gółów i w y rażając potrzebę polskiego p rze k ład u tej w łoskiej publikacji.
A u to r jej, o b d arzony su b te ln ą w rażliw ością nie ty lk o n a piękno literackie, ale tak że n a m uzyczną urodę słowa, zw racał uw agę n a brzm ienie w y ra żeń, n a ry tm iczn e falow anie okresów — słowem, o g a rn ia ł uro k Sienkie- w iczow ej powieści w pełni jej k rasy. U w agi sw oje zakończył k ró tk ą cha
ra k te ry s ty k ą sty lu T rylogii, oddając najw yższe pochw ały jej części pierw szej jako „jednem u z n ajb ard ziej in teresu jących, a m oże i n a jp ię k n ie j
szych dzieł w ieku X IX ” .