• Nie Znaleziono Wyników

V :H M O IN ( IO N ( I3 f

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "V :H M O IN ( IO N ( I3 f"

Copied!
84
0
0

Pełen tekst

(1)

V:

HM OI

N(

IO N(

I3 f

PB I

S Y

<

http://rcin.org.pl

(2)

V' ' '

http://rcin.org.pl

(3)

r v / / / c ^ t A

r y / S / <’ 7 ^

& i / / i ^ ? v / ł S A L ^ C sć-ć / / <T'2^v^ r y ) 4~*> ^ — .

0 / 7 / ł . 4 4 .

JEDNODNIÓWKA

1916

http://rcin.org.pl

(4)

http://rcin.org.pl

(5)

Bezdomnym,

Błądzącym wśród nocy bez gwiazd na drogach bezludnych, Czekającym na świt,

Dźwigającym krzyż dzisiaj, który znakiem będzie przyszłości,

poświęcamy.

http://rcin.org.pl

(6)

http://rcin.org.pl

(7)

r jy jd jc ie błogosławieni Ojca mego, otrzymajcie królestwo w am ugotowane o d ja ło jen ia św iata. A lb o w ie m łaknąłem, a daliście m i jeść;

pragnąłem , a napoiliście m nie; byłem nagim, a przyodzialiście mnie; cho­

rym , a nawiedzaliście m nie; byłem więźniem , a przyszliście do mnie.

( 5 ew angelii św . (TUateus^a 18, 25).

J e z u s p rzy w o ła w szy do siebie dziecię, sta w ił je w pośrodku i w zią­

w szy je w objęcia rzekł: kto p rzyjm ie jedno takie dziecię dla imienia mego, ten m nie przyjm uje.

( $ ew angelii św . (Ulateusja 23, 4436).

(Tliech p o w y ższe słow a Zbaw iciela utorują drogę „Jednodniów ce”!

t

Ó d m u n d , A rcy b isku p .

http://rcin.org.pl

(8)

dy cały świat dziś „przerażony okrop­

nościami wojny, która druzgoce ludy i wstrząsa narodami na ziemiach na­

szych spełnia się cud wyczekiwany przez Krasińskiego, cud miłości i wspólnej pracy, który może nas zbawić. — W ięc gdy od źródeł W isły do borów nadniemeńskich wzrastał jęk bólu i głodu u nas wszystkie warstwy pracowników ducha i sze­

rokie masy ludu wyciągają bratnią dłoń, by Wam, którzy nosicie krwawe brzemię wojny przynieść chociaż trochę ulgi. — „ W tej chwili tak pełnej nienawiści, tak okropnej krwi rozlewem“ odradza­

my się wszyscy we łzach i bólach, w pracy i za­

biegach wspólnych, to też na widnokręgu szarym od dymów pożogi powstaje jutrzenka dnia, w któ­

rym „po usunięciu wszelkiej niezgody tylko miłość będzie panowała pomiędzy ludźmi“ . — Zrozumie­

liśmy te słowa Ojca św., wiemy że nie pychą i nienawiścią, lecz pracą i miłością bratnią stoją narody, nie używaniem i butą, lecz wartością we­

wnętrzną i duchem poświęcenia obywateli.

Ludwika Turnowa.

6

Od Krzyża Twego....

Od k r zy ża Twego nie wstanę, o Chryste, dopóki luny nie zg a sn ą ogniste

co się nad krajem moim świecą

póki rozpaczn e nie zam ilkną g to sy, co krzykiem bólu biją w Twe niebiosy i niby ptaki trwożne do cię lecą.

Od K r z y ż a Twego nie wstanę, o Panie, któryś nas uczył czem j e s t miłowanie, póki nie spocznie oręż w wrogim ręku:

pó k i nie ujrzę, że na krwawe pola

zstą p iła ja s n a, w świetlnej z o r z y — Dola, i m iędzy nami ostała — — bez jęku.

Od K r z y ż a Twego nie wstanę, o Chryste póki serc polskich ofiary p r ze c zy ste nie zm u szą Ciebie do radosnych cudów;

Niech z grobu cieniów, zrodzon ych w rozpaczy, na św it Twa ręka w yprow adzić raczy

Ludnajnędzniejszy w śró d ludów.

27. 2. 1916. ś?us3C2yńska.

1 5q ) J L J 5 =lI

http://rcin.org.pl

(9)

pwyT

J A L ^ u b ię rozczytywać się w „M yślach" Pascal’a.

L W Każda z nich to skarga wielkiego umysłu, który rwie się ku Prawdzie, co krok raniony boleśnie ciasnemi granicami, jakie mu zakreśla przyrodze- . nie. Każda z nich to jęk duszy, spragnionej wewnętrznej harmonji, a wciąż sprzecznemi po­

rywami mąconej.

Taka jest zresztą dola nas wszystkich.

Każdego rozum zawodzi.

W duszy każdego z ciemnych zakątków wypełzają raz w raz uczucia i pragnienia, od których odwraca się z niechęcią, smutkiem, przerażeniem lub wstrętem. Co chwila jady samolubstwa obezwładniają myśl, lub zniżywszy ją do roli swego służalca wnikają w życie.

Każdy z nas dorzuca w ten sposób swój haracz zła do ogólnej sumy stosunków, wśród których się obraca.

Jakie to upokarzające!

I szczęście tylko całe, że życie to nie prosta wypad­

kowa składających się nań czynników, ani też wyłącznie ich synteza, lecz jeszcze coś więcej. — T o potęga twórcza, która każdą chwilę czasu, w jakiej się ziszcza, przesyca no- wemi żądzami, ideałami i faktami, nawiązując do przyczyn głęboko przed okiem naszem ukrytych, lub pojęciu niedo­

stępnych a we wszystkiem co daje niesie pierwiastek do­

broczynny.

Jak wierzę w nędzę natury ludzkiej, tak wierzę w do­

broć życia.

Zwraca ono ku nam najczęściej oblicze smutne i łza­

we lub groźne i nieubłagane. Ukazuje się w mgle niezisz- czalnych marzeń i pragnień, w huraganie klęsk albo chwale krzyża łacniej jak w wieńcu róż, — a jednak jest dobre!

Bo z łun pożarów, łez krwawych czy szarzyzny, miernoty, ciężkich zawodów, niedbalstwa, zapomnień, błędów i upad­

ków utkane, zawsze jednak wyciosywa w nas coś nad wszystkie wielkości większego, wyciosywa... wartości moralne.

Z chaosu wydarzeń i przeżyć wyłaniają się one powoli, — kształcą, doskonalą i ogromnieją, — aż dorosną do wiecz­

ności. — W tej pracy twórczej życia, my z otchłani naszej nędzy powołani jesteśmy uczestniczyć.

Nie wolno nam stać biernie!

Myślą jasną rozumieć musimy siebie i życie, by z jego skarbów zbierać skrzętnie wszystko co do pielęgnowania ducha konieczne, wolą niezłomną trwać musimy na drogach, które wiodą ku wyżynom istnienia.

Myśl i wola to niby dwie pochodnie płonące w do­

stojnym przybytku duszy, by mogła dary życia przyjąć z należytą czcią i uroczystością.

D r, D o b r3yń sk a -tfyb icĄ a . Poznań, 18.. IV. 1916.

7

http://rcin.org.pl

(10)

Z archiwum hr. Kwileckich

w Dobrojewie.

asztelanic lędzki A d a m z Kwilcza Kw ilecki, pan na O strorogu, rotmistrz chorągw i husarskiej, był człowie kiem majętnym i w p ły w o w y m . Z w o je w ó d z tw a p o ­ znańskiego podpisał elekcyą Stanisława A ugusta, jako poseł kaliski był 1775 r. członkiem sądu s e jm o w e g o , a 1777 r.

został konsyliarzem Rady Nieustającej. Dla tego to p o seł rosyjski w Warszawie, hr. Stackelberg, starał się zjednać g o sobie.

W tym celu wyrobił m u u carowej Katarzyny orde r ś. Anny, 0 czem doniósł kasztelanicowi z W a rs z a w y 10 sierpnia 1776 r., p ro ­ sząc go zarazem, aby w zamian zrzekł się p o se lstw a na rzecz Lubia­

towskiego, i przyrzekając, że d b ać będzie o jego interesa na sejmie.

Ale Kwilecki był za szczytów chciwy. Nie d o ś ć mu było orderu ś. Anny, zapragnął mieć także order A leksandra N ew skiego 1 oń, dziękując za tamten, prosił Stackelberga.

Życzeniu jego nie stało się zadość, natom iast Stanisław August udzielił mu 1779 r. o rderu ś. Stanisława.

O d tą d odstrychnął się Kwilecki od M o sk w y , o czem d o ­ wiadujemy się z listu Stackelberga, pisanego z W a r s z a w y do Kaź­

mierza Raczyńskiego 29 maja 1780 r.

„II y eut uri tems — pisał Stackelberg — que je culłwai les meilleures dispositions a ł egard de M. Kw ilecki, mais je

m apperęois acłuellemenł qu il s est engage avec quelques inconsi- deres dans une route, q ui ne lui donnę p lu s aucun droit a mes soins. Vołre Excellence est trop de mes a m is pour exiger de m oi aucune demarche en sa fa ve u r.“

Innemi słow y, p. kasztelanie stał się przeciw nikiem Rosyi.

Stracił więc łaski Stackelberga, ale za to zyskał w z glę dy S tanisław a A ugusta, który w r. 1782 m i a n o w a ł g o kasztelanem przem ęckim , 1786 r. n adał m u o rd e r O rła B iałego i w tym że roku, d nia 21 sierpnia, zaszczycił g o listem, w k t ó r y m prosił go, aby s w y m w pływ em przyczynił się d o w y b o r u za c n y c h p o s łó w na sejm warszaw ski.

W czasie sejm u czteroletniego kasz te lan A dam należał d o s t r o n n ic tw a p atryotycznego, które dążyło d o n a p r a w y Rzeczy­

pospolitej i przymierza z Prusam i.

Z tego to czasu za c h o w a ły się listy m arsz ałk a s e jm o w e g o Stanisław a Małachowskiego, pisane z W a r s z a w y d o Adama Kwi- leckiego. P on ie w aż zaw ierają bard zo za jm ując e szczegóły, p o d a ­ jemy z nich wyjątki, z a c h o w u ją c p ie rw o tn ą p iso w n ią .

Z W a rs z a w y , 22 g r u d n ia 1788.

„Danina X. R adziw iłła1) dla R z e c z y p o s p o lite y o fiaro w an a 6210 ludzi zbroynych, oraz JW. G enerała a r ty l e r y i L>) 10,000 ludzi...

Jezierski zn o w u tu w n osił, że dźw ięk Rubli M o s k ie w s k ic h słyszeć się daie y m ów iąc o Korticellim radził, aby o d Rubli zacząć a na Z łotych Cesarskich kończyć.... Na R a p p o rt L u b o w ic k ie g o który j uczynił d o D epartam entu, że na Ukrainie s ą P o z o r y d o b u n t u c hłopskiego, chałas się wielki zrobił w Izbie. O t ó ż zlec o n o zaraz M arszałkom w ydać o rd in a n s e d o n iektóryc h K o m m e n d , a b y na U krainę poszły, a o E w a k u a c y ą W o is k a M o s k i e w s k i e g o z n o w u

Karola Panie K ochanku.

2) Szczęsnego Potockiego.

http://rcin.org.pl

(11)

Notę z n o w y po w to rz y ć kazano.... H e tm a n Branicki dziś m a bydź pierwszy raz w Senacie po Polsku."

29 g r u d n ia 1788.

„P rz ystą piono do Elekcyi K om m isarzy W o is k o w y c h . Obrani tedy z S e n a t u : Grocholski, Kasztelan Bracławski, Karśnicki, Ka­

sztelan Wieluński, N iesiołow ski W o i e w o d a N o w o g r o d z k i. Z Stanu Rycerskiego: Czaplic, W a le w s k i R om uald, Starzenski S ta rosta Brań­

ski, Bieliński C z e sn ik K. D e m b o w s k i S tarosta Jan k o w sk i, Szydłowski Teodor, Xiążę Mikołai Radziwiłł, S z w y k o w s k i Szam belan, y Jerzy Zabiełło. Z W o is k o w y c h : K rasiński O b o ź n y , C z a p sk i Pułkownik, Oizrzynski P ułkow nik, Stetkiewicz, Jelinski. T ak H etm ani iako Kommisarze W o is k o w i N o w o o b r a n i zaraz Przysięgę w ykonali, a na Dniu S obotnim Jurisdikcyą s w o i ę zafundow ali. Z a p e w n e JW W P a n Dobrodzi kręcić trochę g ł o w ą za cniesz nad Elekcyą Kommisarzy.

Porozstrzygały się Kreski na r o ż n e Partye, y tak wypadło.... Se­

weryn P otocki p o d ał też tu P rojekt żeby ord e ry maiący na p o ­ trzebę teraznieyszą Rzp. zapłacili p o 300 Zło. od o rd e ru Orła Bia­

łego, a od o rd e ru S. S tanisław a p o 3000 Zło. y Sam zaraz 3000 Zło.

oddał do Laski. N a d to in fu tu ru m zeby maiący o rd e ry płacili P o ­ datek coroczni p o 2000 Zło. o d O rła Białego, a p o 1000 Zło. od S. Stanisława. D o Smaku p rz y s z e d ł ten Projekt tym wszystkim, którzy o r d e r o w niemaią, ale zaszczyceni nim p iszczeć zaczęli, że ten Projekt d o ruiny by nas prz y p ro w ad z ił, że p rz y s zło b y Nam Gwiazdy o d p ru ć , y te u T r o n u złożyć. Projekt w ięc w zm ianko­

wany ad delib eran d u m poszedł. H e tm an W . K. iuż p o P olsku był w Senacie."

12 stycznia 1789.

„Boleję nad Stratą W o i e w o d y G n i e ź n ie n s k i e g o , x) b o w o s o ­ bie Jego po strad a łe m S z a n o w n e g o Przyjaciela. Takie to życie

*) Franciszka K sawerego K ęszyckiego.

ludzkie nikczemne na Swiecie! Wiatry gonimy, a wszystko niczym się kończy. Projekt wedle W erbunku ludzi luźnych p o dpisany, y każdemu Regimentowi p o 1000 Zło. narekrutow ać kazano. N o tę o Ewakuacyi W oiska M oskiewskiego z n o w u podpisano niezwa- żaiąc y na wzięcie B osakowa. Projekt względem Podyrnnego ad Interim płacić się mającego, nim inne Podatki u stanow ione będą, iest tu w prow adzony, W d z tw a Wielkopolskie naw et dono gratuito ofiarowały toż P odym ne nateraz, ale Ruś sprzeciwia się temu....

Jest także Projekt względem Starostw, aby te były o b r o c o n e w Ziem skość sposobem D o b r Pojezuickich, y zeby Prawa P o s se s- s o ro w bądz Dożywotnich, bądz Emfiteutycznych były bonifikowane.

Suchodolski podał zno w u Projekt względem B iskupstw a K ra k o w ­ skiego, zeby Stotysięcy naznaczyć przyszłemu Biskupowi, a resztę obrocić na potrzebę Rzp. y Dobra Slachcie per plus offerentium popuszczać. Wiele iest Projektow uzytecznych, ale to przeciw'- nością, że oporem w szystko idzie, y końca czyli Decizyi niem asz w rzeczach pilnych. Należałoby iak naispieszniey u sta n o w ić P o ­ datek, y ztąd ustanowić W oisko, bo gdy tego nie będzie, w sz y s tk o iest niczym. Tymczasem rozność zdań wszystkiem u na prz e­

szkodzie, y gdy tak tw ard o rzeczy poidą, nie m ożno Sobie wiele pom yślności obiecywać."

26 stycznia 1789.

„Na zaciągnienie Summ y 10 Millionow dla Korony, y 3 Millionow dla Litwy zapadła iuż Konstitucya. Dałby Pan Bog, zeby ten Interes Podatku ułożyli, bo bez teg o nic bydź p o m y ś l­

neg o niemoże. W oiska tru d n o p retendow ać bez fu ndusz u udeter- minowania, a gdy Jego mieć nie będziemy, zaw sze zostaniem y nikczemni, bo bezsilni, y na nic się w szystkie Rady niezdadzą."

1 czerwca 1789.

„O wniście do kraju 550 Z w o sz c z y k o w czyli przechód Ich do armii, chałas tu był, przeprow adzenia zaś żądanego niewól-

9

http://rcin.org.pl

(12)

10

nikow Tureckich Rzpta niedozwolila. Satkow skiego B iskupa Słu- k ie g o ’) prz y p ro w ad z o n o iuż y Delegacya od S ta n ó w w yznaczona ściśle go examinuie. Sztakelberk pisał Bilet do marszałka, że G o zadziwia wzięcie Biskupa Ruskiego, odebrał krotką o d p o w ie d ź , że wzięcie X-a Satkow skiego obyw atela w własnym kraiu mniey za­

dziwiać p o w in n o od wzięcia B isk u p ó w Polskich w kraiu, y do Moskwy zaprowadzenia. Xiąże Kurlandzki odpisał grzecznie, że wyznaczonych Ludzi chętnie przystawi. Xiąże zaś P otem kin o d ­ pisał grzecznie na List dawniey p isany o o w e w p ro w a d z e n ie Ludzi do Smily: explikow ał się z tego. N ao sta te k przywiązanie d o Kraiu Polskiego wytłomaczywszy, na d o w o d teg o ofiarował Rzptey Broń na 500 Ludzi, y 12 armat. P o p k a w Łucku sw iezo p o w ie sz o n o , y degradował G o X. Lewiński Officyał Łucki, przeczytaw szy Inkwi- zicye, y Dekret.11

31 sierpnia 1789.

„Rzeczą iest pewną, że się tu niechęci o d k ry w a ć zaczynaią między wielu osobami, a publiczność tracić może na tym. S prawa Ponińskiego może Ich więcey pom n o ży ć, bo Ten w s p ó ln ik ó w Seymu 1775 pow o ły w a ć chce, y iuż to sąd o w n ie w G łosie swoim oświadczył. P o d o b n o ma zamysł ciągnąć Wodza. Z tego rozma­

zywania rzeczy, y z tey nieszczęśliwey Spraw y o b aw ia ć się należy przeciwnego takiego skutku.... Brigady po m n o żo n o , y liczbę Ich powiększono, Rotmistrza Rangę u d e c id o w a n o to iest maią być bezpłatny. Mają Moc służyć, gd y zechcą, y gdy R otmistrz do Chorągw i przyiedzie, y Służbę o d p ra w iać chce, K o m m e n d a przy nim, fortragowanie od niego zawMsło, gdy zaś niechce być u Kommendy, to liber. Officyalistow Kommissyi W o i s k o w e y Pensye

]) Sadkowski, niegdyś kapelan p oselstw a rosyjskiego, b ył głów nym sprawcą w szystkich tajem nych przeciw Polsce knowań. Odkąd został biskupem, w szystkie godności duchow ne rozdawał popom, z Rosyi sprow adzonym , a liczba cerkwi wzrosła z 94 na 300.

u s t a n o w i o n o . Urzędy te niem aią by d ź p r z e d a w a n e . Na Extra E x p e n s a , y na O fficyalstw a 35000 Zło. K o m m is sy i W o is k o w e y w y z n a c z o n o . Rejent Litewski z K oronnym r ó w n ą P e n s y ą mieć ma."

7 w r z e ś n i a 1789.

„ D o n o sz ę nietylko że Etat w o i s k o w y k o n t i n u o w a n y był w p rz eszłym tygodniu, ale ieszcze n ie s k o ń c z o n y . U d e c id o w a n o szc zegulnieysze Artikuły w z g lę d em Kawaleryi N a r o d o w e y , a potem u d e te r m in o w a n o okoliczności w zględem G w a r d i o w , które tak się z o sta ć maią, iak są, y niemi d o życia Król Imć w ła d a ć ma, a po zeiściu Jego tak G w a rd ie, iako milicya G r o d z i e ń s k a oraz Pułki K rólew skie d o K o m p u tu W o is k a Rzp. p r z y łą c z o n e b y d ź maią, y od Kom m issyi W o is k o w e j d e p e n d o w a ć m a w s z y s t k o to W o isk o . S zeffo w sk a Pensya na 10 tysięcy Złotych d e te r m in o w a n a ."

5 p a ź d z ie rn ik a 1789.

„ W przeszłym ty g o d n iu o G e nerała ch y B rigadierach oraz Vice Brigadierach cała s p r z e c zka. O to ż c o n c lu s u m , że z woli S ta n ó w n o m inow ał Kroi 4 G e n e ra łó w M a jo ro w to iest Xcia Jozefa P o n ia to w sk ie g o , Zabiełłę, K ościuszkę y S u ffc zy n sk ieg o , a Kom- m issya W o is k o w a 3 G e n e r a łó w M ajorow z p o m i ę d z y służących aktualnie w W oisku fo r tr a g o w a ć ma. P o d o b n o m a b y d ż Xże Jabło­

n ow ski, C zapski y k to ś trzeci. K o m m e n d a n te m ta k ż e fortecy Kamie- nieckiey n o m inow ał Kroi O rło s k ie g o G e n erał M ajora. C o się tycze G e n erał Leitnanta, tego kreacyą d o l s z e g o m arca w s trz y m a n o .

2 li s to p a d a 1789.

„JW Marszałek N. K.1) ieszcze w W r o c ł a w i u baw i, y z d r o w ­ szy b y d ź ma. W o ie w o d y In o w ro c ła w s k ie g o - ) s z k o d a , b o C złow iek zacny. S am a y z C ó rk ą iechała on eg d a y przez R aszy n d o Wielkiey Polski.“

') Nestor Kaźmierz Sapieha.

-’) Józefa M ycielskiego.

http://rcin.org.pl

(13)

11

M. W yw iórski.

http://rcin.org.pl

(14)

9 listopada 1789.

„Na nas zaw sze Strach, y lękać się o Stratę należy, Dai Boże, aby tylko na G da ńsku się skończyło. Nasze Rady niewiele znaczą dotąd, gdy Podatku p e w n e g o niemasz, aby dostarczył p o ­ trzebom W o isk a Stutysiącznego k to re g o ieżeli niebędzie, zawsze bezsilni bać się musimy.... Xciu W irte m b e rg o w i Indigenat przy­

znano favore Xcia Generała, y ieszcze podany iest Projekt który do Deliberacyi poszedł, aby G e n e ra ls tw o L e itnantostw o wakuiące oddać mu, ale to się p o d o b n o w strzym a.'4

21 g ru d n ia 1789.

„Bog to wie naylepiey co się z nami dziać będzie w przy­

szłości, ale coś niem asz Pozoru d o S pokoyności, b o jeżeli między zagranicznymi W o in a trwać będzie, to się w szędzie szerzyć za­

pew ne będzie."

4 stycznia 1790.

„W Delacyi swoiey y J W W P a n a D obrodziea umieszcza Xiąże Kalixt. P ow inniby tę S p raw ę P oninskiego cale um orzyć bo to iest tylko do zakłócenia w e w n ę trz n e g o okazyą. W W o in ę p o ­ d o b n o wniść Nam przyidzie przez przyszły który ma bydź allians.

Jest to dla Nas zaprędko, bo ieszcze Siły nasze nie są tak mocne, żebyśmy się w W o in ę w daw ać mogli.“

Z listów tych widać, jak ro z tro p n y m i przew idującym mę­

żem był Małachowski. S zanow ano g o pow szechnie, czego d o ­ wodzi między innemi uroczystość, o której do n o sił z W a rsza w y J. Kwilecki kasztelanowi Adamowi doia 18 maja 1789 r.:

„Na S. Stanisław — pisał — z okazyi Marszałka seymo- w ego Imienin złożyliśmy się y daliśm y w Pałacu Rzeczypospolitey wielki bal z kolacyą i lllominacyą w trzech Salach. T a ń c o w a n o w 5 Salach, stoły były y w d w ó c h nam iotach w O grodzie, 3000 Biletów wydano, expens na to przechodził zł. 2000. Merlini miał dyspozycyą lllominacyi O g ro d u y dał także Imaynacyą. W środku 12

O g r o d u reprezentow any był Pałac w ieczności k o lo r o w e m i Lampami Illom inow any w którym stał M arszałek w P ła s z c z u K o n su lo w Rzym skich dźwigający u p adającą W o ln o ś ć P o ls k ą a z drugiey stro n y O yczyzna na G ł o w ę Jego w ieniec kładąca. P rzy tym Pa­

łacu Illominow anym m niem anym p o Kolacyi za sta ł Kroi z S en ato ­ rami y Ministrami K awaleram i idący O r s z a k s a m y c h M atron Polskich na których czele b ęd ą c Xiężna A d a m o w a (C zartoryska) d o o b o k idącego z Królem M arszałka d e k la m o w a ł a w iersze od Kobiet Polskich, y oddała K rolowi w ieniec ż e b y g o włożył na G ł o w ę M arszałka/1

Kasztelan Adam Kwilecki, oże n io n y z W e r o n i k ą Łącką, zmarł w D o biojew ie 25 lu te g o 1824 r. Był to o statn i szlachcic wielkopolski, który nosił się p o polsku.

O n to z b u d o w a ł 1784 r. dzisiejszy pałac w D o b ro je w ie i przy nim założył park w sm ak u francuskim.

W pałacu zn a jd o w ał się dawniej p o rtre t c a ro w e j Katarzyny.

W r. 1848, gdy to w e d le w yrażenia starego c h ło p a d o b r o j e w s k ie g o były „bachandrye szlacheckie", kosynierzy, k tó rz y założyli o b ó z w D obrojew ,e, podziurawili ó w portret, k tó ry n a stę p n ie , w y r z u ­ cony na strych, zniknął. D o sta ło się też z a c h o w a n e m u d o tą d p o r ­ tretow i Stanisława A ugusta, który przeszyto kulą.

Prof. Dr. Sta nisła w Karzuozuski.

http://rcin.org.pl

(15)

Jerzy Hulewicz.

O tulona w m g ły s z a r e na sk r zy d ła c h za m ie c i W koron ie p r o m ie n is te j z b ły s k a w ic i g rz m o tu , N ie p rz y ja c ió łk a c is z y , w ła d c z y n i łoskotu G roźna burza ż y w io łó w z r y w a się i leci...

Leci, nie p y ta o nic co p a d n ie po d rodze, C zy k w ia t pełen n a d zie i, co w y k w itł do słońca, C zy p is k lę n iedołężn e, k tó reg o obrońca,

D ąb stu letn i u p a d a p r z y w ęd ro w ca nodze. ..

L eci nie p y ta o nic — n iezb ła g a n a , d zik a C zy serce pełn e ż y c ia , dłoń sk r ze p łą n ap o tk a . — J ą u p a ja , z a g r z e w a , ta p ie k ie ł m u zyk a .

D la n iej zn iszczen ie p ie r w s z a i ostatn ia z w ro tk a — G o rze j — g d y fu r y a w o jn y do k ra ju za w ita ...

B iada, kogo n ie szc zę s n y ten huragan sp o tk a !...

M arya Cichoiuiczozua.

Poznań, 10 II. 1916.

Wisło, Wisło, roidziałaś ty iriele.

Wisfo! Wisło, midziałaś ty miele, Krmią spłynęłaś, od źródeł po kres;

Znasz ty nasze radosne niedziele, I poiD5zednie dni przegorżkich łez.

Znasz ty nasze ranki i mieczory;

(Tlrok, i jasny, niebosiężny mzlot, Różnych czarom, i przeróżnych rot, Fale tmoje znają rozhomory....

Wisło cicha, potężna i mierna!

Tak jak cichym i miernym jest lud, Pełna krasek, rusałek i złud!

Wiecznie młoda i siłą bezmierna, Pomiedz, zaliż zabraknie ci mód!

Zaliż źródeł ukrytych miljony

może zgasić złych dni błahy trud?

Co po śmiecie rozpuścił zagony?

Pomiedz, zaliż zabraknie ci mód...?

Roman Wilkanomicz.

http://rcin.org.pl

(16)

14

N A D B A Ł T Y K I E M .

I.

Z achód słońca.

Cicho szumią znużone długą pieśnią fale, I wodne duchy do snu swym szmerem kołyszą, I pośród przyrodzenia owianego ciszą — Swiatowit na spoczynek zstępuje wspaniale!

Już promieniste gońce dobiegają Rugii I wieńczą modrzewiową różanie świątynię, Szybko spieniony rumak śród błękitów ginie, Mijając chyżo morza niebieskawe smugi.

Tak przejmowani dreszczem tajemniczym trwogi Mówili starożytni w obec Tw ego cudu,

Chyląc z pokorą czoła przed swoimi bogi....

Dzisiaj kiedy T y znany pośród T w ego ludu, Ty, co skinieniem palca rządzisz ląd i morze, Dzisiaj patrzym bez wzruszeń na Tw e cudy Boże!

K o ło b r z e g , w lipcu .

Z o rza

II.

w ieczorna

Już purpurowa zorza zarumienia fale, Całując brzeg zielony i rzewną pieszczotą Słodzi w chwili rozstania ból i ciche żale, Kładąc na chmurne czoło aureolę złotą!

W krótce zazdrosna chmura zorzy blask pochłonie, 1 rzuci mgłę błękitną na wodne przestrzenie, I blask ostatni spłynie w przepaściste tonie, Ostatnią gasząc iskrę, ostatnie wspom nienie!

Lecz zorza znów powróci rozproszyć mgły szare, Różowym znowy blaskiem cichy b rzeg obleje I fale dumające uśmiechem ocuci...

A serce raz straciwszy nadzieję i wiarę,

Z szyderstwem bólu wspomni dawne swoje dzieje I nigdy, oh na wieki do nich nie p ow róci!

U riela.

http://rcin.org.pl

(17)

Maciej Wierzbiński.

D O S Ł O Ń C A .

ówili jej, upominali w ciepłej chacie: nie chodźcie, kobieto, w tę noc, nie chodźcie na zatracenie!..., ale ona, g łu c h a na w szelkie rady, p o tężn y m m a g n e s e m w iedziona, wstąpiła jednak w g ę s tą ciem nicę wietrzną, d żdżystą, nasiąkłą zim nem i desz­

czów i śn ieg ó w . W y r o s te k w y w i ó d ł ją z ostatnich o p ło tk ó w Ł o w i­

cza na ścieżynkę po ln ą i ruszyła p rz ed siebie w czerń bezkreśną pustynną, m achinalnie szalem się otulając.

Szła ż w a w o , radośnie. O b e s c h ły łzy, co od kilku miesięcy sączyły się raz w ra z z o p u ­

chniętych oczu bezw iednie i cicho, niby k ry sz ta ło w e w o ­ dy ze źródełka zamierającego chwilami. Z ag o śc iła w niej wielka ufność, ogrzała ją i pchnęła n a p r z ó d śmiało, b o zdało jej się, że zbliża się kres mąk i cierpień, że skok tylko jeden dzieli ją o d Skierniewic, od dom u, od dziecka.

Skoro u d ało się jej dotrzeć do Ł o w ic z a i wykraść się z miasteczka, nie grozi jej już nic. Gadali w p ra w d zie ludzie, że tam gdzieś za brz e­

giem rzeczułki usłały się w o j­

ska w nieprzebytych, żelazem groźnem najeżonych szeregach,

utaiły w okopach zdradzieckich niby wilków głodnych stada w ba- gniskach, ale coś w niej śmiało się z tej bajki urągliwie. Miała przecież przed sobą gwiazdę promienistą, jak ongi trzech królów wiodła do stajenki Chrystusow ej, a za jej przew odem ominie bez­

pieczną no g ą przeszkody, przepłynie przestrzeń jak obłok cichy i spocznie nareszcie w słońcu.

Na samą myśl o dom u drżały w niej nerwy wszystkie, jak struny arfy cudow nym p orusz one zefirem, i grały hymn radości najwyższej, co wyposażał ją siłą i o d w a g ą bo h ateró w i unosił w niebiańską strefę archaniołów.

Wracała do dziecka....

W złą godzinę opuściła sw e maleństwo. Było to w końcu lipca, gdy spadła na nią wieść o zgonie matki w Nieszawie.

Spłakała się, wspominając jak to matczysko spracow ane m a­

wiało jej nieraz: »Ty, Jadwi- siu, oczy mi zamkniesz....«

Nie zamknęła jej oczu, nie uścisnęła twardej a dobrej ręki na ostatnie pożegnanie.

A teraz zapóźno było jechać.

Na cóż opuszczać kramik z nabiałem, który był na jej głowie? C zy można p o z o sta ­ wiać dziecko pod opieką takiej jak Basia młodej dziew uchy?

Chciała ostać w domu, ale mąż w fabryce zajęty, m ów ił:

»Jedź, bo jeszcze siostry całki dobytek m atczyny sobie przy­

15

http://rcin.org.pl

(18)

16

właszczą, niczego tobie nie użyczywszy«. Prawda, niejedno z c h u ­ doby przydałoby się nie dziś to później trzyletniej Marysi. Trza było jechać.

Ale jakoś nie sporo jej było. A gdy w siadła na wózek, co miał ją zawieść na kolej, trzasło i załamało się koło. Zły znak, tchnęło ją coś, jakby przed podróżą przestrzegając. Jednakże wytrwała w raz powziętym zamiarze i — pojechała na s w e nieszczęście.

Ledwie starą W łodarczykow ą złożono na w ieczny spoczy­

nek, gdy raptem zmąciło się, z e p so w a ło coś do cna na świecie.

Jakiś grom uderzył w glob ziemski i, w trzęsieniu ziemi zachwiało się wszystko, zakołowrociło się w głowach. U su n ęły się z pod nóg podstawy, stargały się stosunki, stoczyło się w s z y s tk o w wiry burzy szalonej i pow szechny z a p a n o w a ł chaos, z k tó re g o o d m ę tó w nie było widać jutra. 1 szedł po ziemi dreszcz g ro z y śmiertelnej i krzyk p u sz c z y k ó w : wojna! wojna!....

W struchlałej duszy kobiety stanął lęk okropny. Kiej wojna, to męża jej wzieni w szeregi, b o ć przecie w grenadjerach służył, gdy go poznała. Poszedł i m oże oczy jej nie zobaczą go już nigdy a dziecko ostawił Basi lub sąsiadom na poniewierkę....

Zwaliła się na nią niedola. Serce szlochało, kołatało się w piersi jak ptak schwytany i w ięziony w klatce, i rw ało do dziecka daremnie. Przygw ożdżona b rutalną wolą losu, wisiała na łańcuchu konieczności, pełna jęku i rozpaczy. Uciszyła się wkrótce, zapadła w spokój konieczny, lecz p o d tą osłoną niepokój i tęsknica toczyły ją jak s t o n ó g jądro drzewa, przeżuwały, trawiły, zabijały.

Bladły, zapadały się lica, koszm ary targały spoczynek nocny, w źre­

nicach szkliło się głuche, lękliwe osłupienie, pytające: czem u to?....

Lecz łysnął promień jasny i p o d n ió s ł ją z upadku. Dzięki zabiegom dobrych ludzi uzyskała przepustkę do Łowicza. Nie dalej, ale wydało się to niemal szczytem szczęścia, gdyż z Ł o w i­

cza do Skierniewic było już blizko, bliziuteńko — dla niej, co

d o tą d tysiące mil była o d dziecka o d le g łą i g rz ę sła w otchłani czarnej beznadziejności.

B ogu dzięki, p rzebyła najgorsze. T e r a z p o z o s t a w a ł o jej tylko iść, isć śmiało....

Ale zerwał się m ro ź n y w iatr i, g d y z e ślizgiej ścieżki d o ­ stała się w roztopy alei t o p o lo w e j, u d e rz y ł w jej tw arz, zapierał jej d r o g ę lo dow atem tch n ien iem . Szumy, p o ś w i s t y za g rały w uszach jej ż a ło s n ą gęd ź b ą jesie n n ą i n iby przez c m e n t a r z c y p r y s o w y brnęła m ozolnie, rozdeptując bryły miąższej mazi, c ie n k ie s z y b k i lodu, ka­

łuże, bajory i umijając k o n ary drzew, zciętych siek ierą żołnierską.

Niemal co krok znach o d ziła ślady w o j n y na stratow anej, zrujnow anej, nieprzystępnej drodze. G ł ę b o k ie w y b o je , w y rw y p o ­ ciskami wyżłobione, p o n i e c h a n e puszki i g ra ty b la s z a n e , z g u b io n y hełm, p o d k o w a , rzemyk, o b a lo n a i złam ana M ęka P a ń s k a — w s z y s tk o to m ów iło, że tędy przew alały się fale z a s tę p ó w żołn iersk ic h i prze­

latywał ura g an bitewny. W jednem m iejscu z e r w a ł o się przed nią s ta d o kruczych w idziadeł p tasich z o g r o m n y m w rz as k iem , s n ać sp ło s z o n e z obfitego żerow iska. Istotnie, u s z e d łs z y kilkanaście k ro k ó w , ujrzała na ziemi c o ś niby tło m o k i ro z p o z n a ł a cielsko koń sk ie z w zdętym p o t w o r n i e kadłubem , s t o c z o n e p rz e z roba ctw o, p o s z a rp a n e przez kruki i w ro n y . O w iały ją s m r o d l i w e w yz ie w y rozkładającego się ścierwa.

Zboczyła na nagie pola, zwłaszcza, że j e d n o c z e ś n ie p rz e ­ szył ją lęk przed s p o tk a n ie m człowieka, i w ę d r o w a ł a raźnie po twardniejącej ziemi, zniec zu lo n a na w s zy stk o . Lecz ra p te m zadrzała i, oszołom iona, stanęła jak wryta, g d y ż z w y ż y n kirem zasnutych runął na nią strach nieznany. Załom otały tam [w p rz e stw o ra c h skrzydła olbrzymich jakichś nietoperzy tczy j a s z c z u r ó w apokalipty­

cznych. M oże były t o upiory, w ie d ź m y w ro z w i a n y c h krepach, pęd z ące orszakiem ż u raw im na Ł y są G órę, z c h o r e j fantazji poczęte.

O d jazdy ich szalonej zakołysały się* b u rz liw ie fale pow ietrzne,

http://rcin.org.pl

(19)

a potem z oddali doleciał huk c z a s o w y , p o n u ry i długi i popłynął nad ziemią d z w o n ó w p o g r z e b o w y c h m uzyką, zapadając w d u szę jej echem tragicznej grozy.

Sama jed n a stała kobiecina w ą tła w toni tej n o c y mroźnej, strachami zaludnionej, niby na p a s t w ę jej w ydana, lecz płonęło w niej ognistem i głoskam i h asło : iść! iść! W ięc ruszyła dalej a z dnia grozy w ykw it! — u śm ie c h jej dziecka i oskrzydlił tęczą szczęścia s ta rg a n e serce matczyne.

Zapom niała o torturach o sta tn ic h miesięcy, znikła teraźniej­

szość, o k ro p n a jak sm o cza jama, i niczem zdały się w szelkie cier­

pienia w o b e c wyciągających się ku niej, o b n a ż o n y c h ramion dziecka, w o b e c tych ocząt śm iejących się gw iazdkam i radości po­

witalnej i rajskiego dźw ię k u : mama!!....

Jak p rzed słońcem to p n ia ły p rz ed tym obrazkiem g ó ry nie­

szczęścia.

W ięc p r ę d z e j ! D o d o m u ! S unęła lekko, szukając węzełka przytroczonego d o p asa — lalki, jaką miała dla dziecka, i nie z w a ­ żała już na nic, ani na m róz zcinający w o d y ani na hu k napełnia­

jący g rz m ote m pieczarę nocy. M u siała przepraw iać się przez rowy, przedzierać przez krze kolczaste na m iedzach, lgnąć w brózdach, broczyć przez łąki, zapadać w trzę saw isk a, su w a ć po lochach, ale wiodła ją n a p rz ó d g w iaz d a miłości i głosik dziecięcy szeptał, nucił jej coś p rz e s ło d k o na ucho.

Aż w y r o s ł y przed nią z w ę g l o n e k ontury dziw aczne, zczo- chrane, zębate, w id m o w e . Z gliszcza chaty, stodółki, obory. Nie­

dawno, mieszkały tam praca i d o b y tek , tętniło życie, teraz zionęła śmiertelna p u s tk a i witała tułacza tru p im oddechem .

Na tle tej ruiny głuchej ro z p o s ta rł się nagle bezmiar jej niedoli jak p łach ta i sm utek wielki prz y g n ió tł ją s t u p u d o w y m cię­

żarem. T o co Bóg, co miłość r d z e n n a spłotła w w ęzeł uśw ięcony, rozdarła fa talność złośliwa i o k ru tn a na trzy łzami ociekające,

szmaty i cisnęło ją, męża i dziecko na trzy strony, skazując na męki. 1 otóż ona, matka, stała niby posąg boleści wiecznej w ś ró d rum ow isk zgasłego szczęścia ludzkiego, w głuchej puszczyków przystani, żebrząc tęsknem okiem ulitowania od owej nocy, co wyła rykiem dział siejących zagładę.

Chwiały się pod nią nogi. Bezmiernie znużona siadła na gruzach, wsparła się o resztkę m urów okopconych i z rękoma m artw o na kolanach złożonemi zapadła w stan spoczynkowy. Jak świece zdmuchnięte zgasły w niej odrazu wszelkie uczucia i myśli, zastygło życie; serce biło niby w bezmyślnym mechanizmie ze g a­

row ym a w duszy panowała pustka.

C zas płynął, mróz srożył się, oplatał nogi, ogarniał ciało, a ona jak kamień spoczywała bez ruchu, bez czucia.

Była chwila, że ocknęła się z martwoty, bo coś zawołało w niej: iść! iść!.... Hasło to wszakże przeleciało nad głow ą niby p o d m u ch wiatru i nie dźwignęło na nogi kobiety. Ale poszła za niem z b u d z o n a dusza...,

Szła znow u dalej do domu, a w piersi zimnej podnosiły się prądy ciepłoty lubej, przeczucia radości złotej. Mknęła teraz jak zefir po kwiatach, płynęła w przestrzeń w o n ią róż polnych, i na niebie zorze zasrebrzyły się pierwsze, gdy napotkała szereg ciemnych postaci z bagnetami. Powstrzymali ją.

— Dokąd idziecie kobieto?....

— Do dziecka.... — odparła bez lęku.

— Stójcie! C o za jedna?....

— Matka.,..

— Niewolno!

— Niewolno?! A czy wy, ludzie, matek nie macie?.... P o ­ mnijcie na wasze matki, rzućcie broń m orderczą i miasto zabijać s y n ó w matkom, idźcie do d o m ó w , do d ziec i!.... D ość łez, d o ś ć żałoby, nieszczęścia....

17

http://rcin.org.pl

(20)

Bagnety wypadły z rąk żołnierzy, a oria w aureoli macierzyń­

stwa kroczyła, w szędzie otwierając sobie drogę magicznem słowem.

Jeszcze chwila a matka i dziecko splotą się w akord kry­

ształowy szczęścia....

Serce wzbierało coraz w iększą radością i dum ą, ogarniało wszystkie dzieci małe i duże, brało w siebie wszystkie łzy matczyne, 18

rozkw itało w pąk miłości świetnej, potężn ia ło , olbrzym iało jak słońce, co w złotej szacie w ychylało się na ś w i a t z n u r tó w nocy.

W reszcie ktoś krzyknął nad nią:

Wer da?....

Nie odpowiedziała. Nie żyła.

24. 2. 16.

L E K R R Z E .

(Bajka).

j-an cierpiał na duszności od daw nej ju ż pory ) na ciężar na piersiach,a ja k o człek chory S tra c ił apetyt, wychudł, policzki mu j bladły, N ogi były ja k tyczki i brzuch m ia ł napadły, Ą U czył Jeno na 3e 2 prom ienną wiosną JY[oje wróci mu Jdrowie i siły mu wyrosną.

Lec3, że, ja k nam wiadom o, k a ż d y s ię u w a ża , 2 a mędrszego od wszelkich doktorów lek a rza , W ięc sąsiedni nuż r a d lić ! Ą>zecye jY[i&ał

, ,W edle jY[nie, tobie m ogą pom ódz tylko tłuste J^nedle/' __

Ą>aj więc, gdy nawpół drzem iąc, 3 chorobą się biedki, W padli do jego chaty najbliżsi sąsiedzi:

k ic h a ł, Ąleksy, tfa ro l,chłopiska ja k tury....

2 3a3drością na nich patr3y ł ów chud3ia k ponury 2 3a3dro$cią! ! ...

N a to tfa ro l:,,Ty b y d lę ! próżno go rozczulasz J-emu m e kulebiaka potrzebna, lecz g u la s z 1-"

— „T yś sa m b y d lę ! chces3 po łb ie!" Ąleksy odpow ie J nuż s ię gr3mocić W3ajem, po plecach, po głowie,

Potem dwóch 3 nich jednego 3 catej siły wali.

W końcu pr3y g n ie tli Jana, lec3 je ś ć mu nie dali,

N i gulaszu, ni knedli ani k u l e b i a k i...

Lec3 Ą leksy wnet k^3y k n ą ł:

,.G łu p ia r a d a taka, G dyż tobie d o b rze z r o b i je n o k u le b ia k a

2 w ła s3cia , n a jd ro ż sz y J-anku, je ż e li j ą czasem 2 a kąsis3 starem sa d łe m i p o p ije s3 k r a s e m " .

Q3y m yślicie, ż e J-an stą d wysnuł m o ra ł ja k i?

N ie . On ch o c ia ż g łó d w ielki w pustym br3uchu c3uje, W cią ż s ię jeszcze n a m yśla k^° 9° p o ra tu je,

Jfto 3 tych trzech sjejerje ra d zi, a k^° łże obłudnie....

J tak my ś lą c ,z d n ia na d^icń co ra z b a rd zie j chudnie. Ą e n ry k Sienkiewicz.

http://rcin.org.pl

(21)

„Z niedalekiej przeszłości44.

M ie s z k a ń c ó w W a rs z a w y , używ ających p o d w ie c z o rn e j przechadzki w piękny dzień w r z e ś n i o w y 1830 r. dziwiło niezmiernie, że Wielki K siążę K o n s tan ty , w b r e w utartem u zw yczajow i, nie baw i o tej p o rz e w obozie, że nie z w ie d z a k oszar i o d w a c h ó w , lecz w raz z żoną, Księżną Ł ow icką, z okna pałacu B e lw e d e rs k ie g o przygląda się pilnie snującym się w alejach p o jazd o m i tłumom p ublicznośc i.

O k o lic z n o ś ć ta w y w o ła ła ciche ro z m o w y o d w o r z e Belwe- derskim i jego m ie szk a ń cac h ; ten i ó w w ciskał się w tłum, b y nie podpaść s r o g ie m u ce sarz ew icz o w i, m im o, że w szy stk ich uderzał łagodny, tę sk n y i ro z m a rz o n y w y ra z t w a r z y Księcia.

O n tym cza sem , nie zw a ż a ją c n a ruch uliczny, błądził sm ę­

tnym w zrokiem p o dalekiej przestrzeni. R o zk o szo w ał się widokiem zanurzającego się w zieleń parku łazienkow skiego, sło ń c a i rysują­

cych się na tle błęk itn eg o nieba s z c z y tó w św iątyń stolicy.

W reszc ie , jak o b y b u d z ą c się z zadum y, sze p n ął d o opartej o ramię żo n y :

»!leż to narzekań na m nie i na rządy moje!.... ale popatrz, Żonusiu, ot najszc zęśliw szy kraj!.... w s z ę d z ie zaburzenia, n i e z a d o w o ­ lenie, rozruchy.... je d n a W a r s z a w a p rz e d s ta w ia o b ra z nieprzerw anej spokojności, z a d o w o le n ia i d o b r e g o bytu!.... tu czuję się szczęśliwy, bezpieczny; n ig d y nie to w a r z y s z y nam eskorta, a rezydencyi naszej strzeże tylko d w ó c h inw alidów , u z b r o jo n y c h w pałasze! a nie jak w P e te rs b u rg u , W ie d n iu i Paryżu, silna w arta honorowa....

»Bo też nie ma lepszego Polaka nademnie.... prawdziwym i nieprzyjaciółmi kraju to te niepowściągliwe gaduły sejmowe.... C ze­

góż to oni chcą?.... Zamiary Aleksandra muszą prędzej czy później się spełnić! Odstąpiłem Mikołajowi korony, więc on musi od d ać mi teraz prowincye zabrane«.

»Toż korpus litewski i administracja tamtejsza mojej p o d ­ legają władzy.... trochę umiarkowania i cierpliwości, a spełnią się życzenia moje i wasze«.

»Nikczemnicy, jak Rożniecki, Sas, G e ndre straszą mnie c o ­ dziennie rewolucyą.... a przecież generałowie Krasiński, Staś, K urna­

towski, Trembicki,.... a moje w isusy z czwartego pułku, a S a p e r y ! ils sont m aintenant a moi a la vie et a la mort!«

»W ojsko moje jest tak doskonałe i przygotow ane, że m o ­ głoby z dnia na dzień do boju w yru sz y ć« !

Po chwili dodał, »jednego temu wojsku braknie — w odza! — Car pour moi, je ne suis pas fait pour la guerre, ce n ’est pas mon affaire«!

Słysząc to Księżna przerwała pieszczotliwie, »ależ m on mari ż a r t u j e !«

»Je ne plaisante pas du tout, odparł, je ne suis pas fait pour la g u e r r e !«

Te wynurzenia Księcia przerwał brzęk o s tró g spieszącego przez dziedziniec ku bramie w chodow ej m łodego porucznika d r u ­ giego pułku ułanów w towarzystwie kapitana h uza rów G r o ­ dzieńskich.

»Da — da! ot braterstw o wojska polskiego z korpusem litewskim, szczepione w mej kancelaryi! zawołał z radością Książę, wskazując na młodych oficerów«.

»Czemuż to Żansiu gwardja polska i litewska, stojąc w W arszawie, przez 15 lat p o d tymi samymi dow ódzcam i i prze­

bywając często po całych dniach razem, w ścisłe związki przyjaźni 2*

19

http://rcin.org.pl

(22)

nie wchodzą, tylko zimną z a ch o w u ją grzeczność? a przecież i tamci też polacy chociaż z prowincyi zabranych*.

Wielki Kniaź widocznie nie wiedział, że to on właśnie ustawicznie kopał przepaść między garnizonem polskim, a litewsko- rosyjskim W arszawy.

Okazywał on wprawdzie w iększą sympatję w'ojsku polskiemu i był z niego, jako z sw ego dzieła niesłychanie d u m n y m ; w po­

ufnych roz m ow ach ganił rosyjskie, a wychwalał w ojsko polskie.

Mimo to on w ó d z naczelny w o jsk polskich w y s tę p o w a ł zawsze w mundurze rosyjskim, mimo że Aleksander a także Mikołaj poka­

zywali się w W arszaw ie za w sze w m undurze generała polskiego.

Przy każdej paradzie, przy każdej uroczystości przypominał Konstanty Polakom jakie było ich stanow isko, ustaw iając wojsko rosyjskie w pierwszym, polskie w drugim rzędzie.

Manja dokuczania kazała mu dbać o to, by rozkazom jego podległa część wojska rosyjskiego, licznych doznaw ała korzyści.

Tak n. p. starał się, by aw anse w korpusie litewskim były szybkie, podczas gdy w polskich pułkach musiała młodzież kilkanaście lat czekać, zanim wyższy uzyskała stopień.

Korpus litewski, niejako o g n iw o łączące K rólestw o z pro- wincyami zabranemi, był więcej polski, niż rosyjski. W szyscy żołnierze pochodzili z Litwy i z W o ły n ia; stopnie oficerskie zaj­

mowali przeważnie Polacy, tylko sztabs-oficerowie pochodzili z daw ­ nego wojska rosyjskiego, z których jednak większa część, pożeniona z polkami, czuła się »W arszawiakami«.

Nie frudno więc było w y tw o rz y ć ow e braterstw o, które na widok młodych oficerów Księciu się przypomniało i tak bardzo g o rozczuliło.

Oni zaś ani nie przypuszczając, że są przedm iotem obserwacji i rozmyślań groźnego wodza, przebiegli sw o b o d n ie dziedziniec, by | 20

po kilkugodzinnej pracy b iu ro w e j uraczyć się ś w i e ż e m powietrzem przyległego parku Ł az ien k o w sk ieg o .

»Jakże tu miło, cicho, a s w o b o d n i e ! p r z e m ó w i ł po nieja- kiemś milczeniu, ułan.... praca b iu ro w a m nie nuży,... te w ieczne ra­

porty, skargi, rozkazy — te p rz e śla d o w a n ia k o l e g ó w i braci! — ach to takie wstrętne, ob u rz ające — s z c z ę śliw y będę, g d y z n ó w w ró c ę d o pułku!.... Tam w Lubelskiem zdała o d N o w o s il c o w ó w , K u rru tó w i tej całej kliki belwederskiej tak s w o b o d n i e tak dobrze, a t u !....

»Ależ T a d e u s z u ! prz erw a ł huzar, t o ż t o prz ecież najw yższy zaszczyt, być przy b o k u jego c e s a rz e w ic z o w s k ie j m o śc i i d w o ru . Że też to wy koroniarze z a w sz e jesteście n i e z a d o w o le n i, w d u sz y i w krwi buntownicy!.... Macie w szy stk o , w o js k o , rząd, opiekę w sz e c h p o tę ż n e g o cesarza i króla!.... K onstytucję, d o b r o b y t !.... p rze­

cież człowiek tej miary, jak mój wuj, gen. R ożniecki albo kapitan A bram ow icz....

»Nie m ów m y o tem E dw ardzie! b o w tej k w e stji nigdy się nie zgodzim y«, przerw ał s z o r stk o ułan, p o d r a ż n i o n y ironiczno-zło- śliwemi uwagami kolegi, g ło szo n em i z g estem n ie o m y l n e g o saw anta.

»Ulóżmy lepiej plan na w iec zó r dzisiejszy*.

»Brawo, dzielny ułanie! p ro p o n u ję z a b a w ę w salach r e d u ­ to w y ch z kolegami m e g o pułku, lub też szk lan k ę w i n a u H o n ora tki w w esołem gronie mych n a d o b n y c h przyjaciółek«.

»Nie lubię H onoratki przepełnionej zbiram i policji, a że chciałem się dziś zabawić, w ięc cho d ź m y d o t w y c h h u z a r ó w , m oże spo tk am y tam mego przyjaciela Adasia W o ro n ie c k ie g o * .

P o cze m wmieszani w ciżbę w najlepszej k o m ity w ie ruszyli ku miastu, bawiąc się żarcikami i r o z m o w ą o s p o t y k a n y c h m ło ­ dych panienkach.

T o też nie p o d p a d ło im, że ta na p o z ó r s p o k o jn a p u b li­

cz n o ść zdradzała pew'ne z d e n e rw o w a n ie i niep o k ó j nie zauważyli

http://rcin.org.pl

(23)

że tu i ow dzie sły ch ać było n iby jakieś ciche narady, szmery, szepty, które milkły z zjaw ieniem się w ą tpliw ej figury, podejrzanej 0 styczność z tajną policyą.

A o p o w i a d a n o tu so b ie cie k a w e now iny. W ięc, że prze­

zorny N o w o s ilc ó w , udając c h o r o b ę , w yjechał nagle d o Słonina;

dalej, że na pałacu B riihlow skim w i d z ia n o karteczki z n a p i s e m :

^Belweder będz ie o d n o w e g o ro k u d o wynajęcia*; inni z n ó w za­

stanawiali się n ad g o r ą c z k o w ą c z y n n o ś c ią policji, M akrota i Birn- bauma. P o w ta r z a n o też p o sły sz a n ą g d z ie ś w ia d o m o ść , że K o n stan ty zamierza p rz en ieść się d c W ło c h i na z a w s z e op u ścić W a rsza w ę.

Zapewniano, że w w o jsk u , z w ła s z c z a w szkole p o d c h o r ą ż y c h wre 1 kipi — że m łodzież p atry o ty c zn a niecierpliwie w y g lą d a jakiegoś wybuchu, który n ie b a w e m na­

stąpić musi.

Nie p o d p a d ł o też młodym oficerom, że p u b lic z n o ś ć z zdzi­

wieniem im się przyglądała. Bo w tym czasie o g ó l n e g o napręże­

nia nie codzień w id z ia n o oficera polskiego za paniebra t z »Mo- skalem«.

W ięc ten i ó w , zw łaszcza młodzież akadem icka, ciekawie o nazwisko ułana dopytyw ała, by je umieścić n a liście oficerów podejrzanych.

S k re ś lo n o b y je naty ch ­ miast, g d yby z d o ła n o zajrzeć do głębi serca jego.

P o to m e k rodziny rycer­

skiej, w y n ió sł z d o m u tradycje J Graczyński, Poznań.

i uczucia, jakie za czasów Rzeczypospolitej wiodły przodków na kresy, by »w procederze z Tatary« służyć ojczyźnie i zaprawiać się do rzemiosła wojskowego.

W n u k konfederaty barskiego, a syn m ężnego legionisty z pod kom endy Chłopickiego, wstąpił Tadeusz Bogusławski d o wojska narodow ego, aby za przykładem przodków siąść na koń, skoro ojczyzna powoła.

O be cne położenie kraju, uważał on jako przejściowe i był przekonanym, że prędzej czy później wypadnie z orężem w ręku upom nieć się o nieprzedawnione prawa ciemiężonej.

Przeciwnik wszelkich tajnych stowarzyszeń, nie należał d o tak bardzo rozgałęzionych w ów c zas spisków, był przecież g o t ó w

na dane hasło pierwszy stanąć tam, gdzie p o w in n o ś ć zawołała.

Podczas gdy koledzy pułku w olny od słuby czas spędzali na polowaniach, kuli- gach, hulankach, — on zam ­ knięty w kwaterze, zagłębiał się w historji sw e g o narodu.

Pilnie przeglądał dzieła w o ­ jenne, zwłaszcza o taktyce i strategji Napoleona.

Z przyjemnością s p ę ­ dzał wieczory u szefa sw ego, pułkownika Dwernickiego, słu­

chając z niezmiernem zacieka­

wieniem op o w iad a ń stare go wojow nika o wielkich bitwach, których był świadkiem i u cze­

stnikiem.

http://rcin.org.pl

(24)

Skoro nadszedł rozkaz o d k o m en d ero w an ia do bok u Wielkiego Księcia najzdolniejszego oficera pułku, wybrał Dwernicki pana Tade­

usza, a ściskając na pożegnanie jego rękę, upom inał jak ojciec:

»Jedź młodzieńcze uczyć się, a wracaj z czystem sercem, nieska- żonem zgnilizną Belwederu i jego otoczenia! D o n o ś też pilnie co mówi i myśli Warszawa«.

1 pojechał pan Tadeusz, ale nie w chęci używ ania lub wy­

wyższenia się, lecz celem pogłębienia nabytych wiadom ości. Zabrał się tam z całym młodzieńczym zapałem do pracy, w przekonaniu, że doświadczenia w sztabie generalnym zdobyte, zużyje kiedyś na d obro kraju.

Tu poznał kapitana h u z a ró w Grodzieńskich, a pracując w jednym wydziele, nawiązał z nim stosunki koleżeńskie.

Kapitan Edw ard Jęczm ionowski, w którym było cokolwiek polaka, niemca i moskala, łączył w swojej osobie przymioty i wady każdego z tych narodów.

Z matki Kurlandki był synem oficera w służbie rosyjskiej, który chociaż polak, walczył 1812 roku jako adjutant generała Czaplica przeciw sztandarom narodow ym .

Nie czuł on nigdy po w o łan ia do zaw odu w ojskow ego, lecz nie o d b y w s z y szerszych nauk, któreby go do innego zawodu usposobiły, został żołnierzem w przekonaniu, że na tej drodze zdo­

będzie znaczenie i intratę.!

W ybrał korpus litewski, b o wiedział, że tu prędzej dosłuży się stopnia i znaczenia, a chorując z a w sz e na panka, wstąpił do pułku huzarów gwardyi w W arszaw ie, b o liczył na p o m o c i pro­

tekcję stryja, generała Gerstenzweiga, który znów dla karjery i przy­

podobania się sferom panującym, zmienił nietylko nazw isko, ale naw et religię i otwarcie jako rosjanin występował.

Dzięki w pływ om tegoż generała dostał się pan Edward do sztabu mimo, że nie posiadał o d p o w iednich zdolności, ani 22

zam iło w a n ia do pracy um ysłow ej. D u m n y z n atu ry , nie wchodził z nikim w ścisłą zażyłość, a w o b e c k o le g ó w , z w ła s z c z a niższego stopnia, był zaw sze cierpki i podejrzliwy.

Dla d ogodzenia miłości własnej u cz ę sz c z a ł tylko w w yższe to w arzy stw a, zwłaszcza g en e rałó w rosyjskich, n iem ieck ieg o p o c h o ­ dzenia. T u przy szam panie i grze w karty, c z u ł się szczęśliwy i s w o b o d n y ; tu też przejął się panującym w tych sferach internacjo­

nalizmem oraz ślepą b a łw o c h w a lc z ą u ległością w o b e c wszelkiej w ładzy i potęgi.

Lubił zawsze i w szę d zie i m p o n o w a ć c h o ć b y błyszczącym m u n d u re m lub względami N o w o s i l c o w ó w i R ożnieckich, w ięc unikał t o w a r z y s tw polskich, bo wiedział, że tam zalety te nie znajdą uznania.

P ana Tadeusza polubił, b o p o d o b a ła się m u u słu ż n o ść , s k r o m n o ś ć i szczerość kolegi. Starał się przecież n a w e t po za służbą zach o w y w a ć w o b e c niego p e w n ą w y n io s ło ś ć , pon iew a ż sądził, że wyrządza nielada zaszczyt, sk o ro on, kapitan gwardji, raczy zbliżyć się do s k ro m n e g o porucznika lin iow ego.

Raz po raz obiecyw ał w p ro w a d z ić g o w t o w a r z y s t w o d y ­ gnitarzy rosyjskich, naw et polecać w z g lę d o m W ie lk ie g o Księcia.

Ale zdziw ił się niezmiernie, sk o ro pan T a d e u s z grz ecz nie , ale b ard zo sta n o w c z o p o d o b n e propozycje odrzucił.

O d m o w a ta w yw ołała p e w n e oziębienie s t o s u n k ó w , aż błahe nieporozumienie w s p ra w a c h słu ż b o w y c h w y w o ł a ło między nimi tak g w a łto w n ą i nam iętną duskusję, że z m u siło oficera polskiego

do zażądania od kapitana h o n o ro w e j satysfakcji.

Pan Edward przyjął w p ra w d zie w e z w a n ie , lecz niby ze w z g lę d u na obowiązki służbow e, prosił, o o d ło ż e n ie r o z p ra w y do urlopu now orocznego.

P o niejakimś czasie zjawił się w biurze k ap itan A bra m o w icz z rozkazem szefa sztabu, o d staw ienia p o ru c z n ik a B o g u s ła w s k ie g o

http://rcin.org.pl

(25)

do sław etnego w ięzienia w kla­

sztorze Karmelitów. T u ze zdzi­

wieniem d o w ied z ia ł się pan T a ­ deusz od k o m e n d a n ta , że u m ie­

szczony jest w areszcie tym cza­

sowym, i że w krótkim czasie stanie przed s ęd z ią śledczym.

P ró ż n o łam ało sobie g ł o ­ wę biedne żołnierzysko, za jakie przewinienie d o s t a ł się do kozy?

Pocieszał się, że to jakieś fatalne nieporozumienie, k tó re p ierw sze przesłuchy w yjaśnią, b o nie p rz y ­ puszczał nigdy, a b y s p ra w a z ka­

pitanem doszła d o w iad o m o ści wyższej władzy.

Ale z a p o w ie d z ia n y a u d y ­ tor się nie zjawiał. C zekał w ięc jeszcze tydzień, czekał d w a ty­

godnie, w re szcie n apisał do p u ł­

kownikowej N., w d o w y po z n a ­ nym w W a rs z a w ie N apoleończy-

ku, w której d o m u często bywał, aby prosiła przebyw ającą w swych gościnnych p ro g a c h starszyznę w o j s k o w ą o zajęcie się jego sp ra w ą i w ybaw ienie z tak przykrego położenia.

Z je d n a n y sługa w ięzienny doręczył list, ale wrócił bez odpowiedzi.

U b o d ło to niezmiernie p an a Tadeusza, temwięcej, że puł­

kow nikow a okazyw ała mu z a w s z e szczerą, życzliwą przyjaźń, a także jej córka, p a n n a Janina, któ rą on szczerze p o k o c h a ł i na

23 przyszłą towarzyszkę życia upatrzył.

W przypuszczeniu, że to jakieś nieporozumienie, n a ­ pisał ponow nie, ale z przesła­

nej odpowiedzi dowiedział się, że pułkow nikow a nie życzy sobie korespondencji oraz o d ­ bierania listów od więźnia, b o to wyw ołać może niemiłe dla niej następstwa.

» Czyżby wszyscy g o opuścili! Koledzy, przyjaciele, przełożeni, naw et o n a ? C zyż w nieszczęściu nikt ręki nie poda — słow em nie pocieszy?

I g d y takie pytania bie­

daka trapiły, zjawił się n ie sp o ­ dziewanie kolega z szkoły pod- horążych, porucznik Piotr W y ­ socki. P o wysłuchaniu żali pocieszał jak umiał pana T a ­ deusza, że niewola jego nie­

długo się skończy, bo wkrótce wielkie wypadki w ypróżnią w szystkie więzienia, a być może zapełnią je ludźmi, którzy teraz nad nie­

winnymi się znęcają. Zaklinał, aby nie tracił otuchy, lecz w y ­ pełnił obowiązki żołnierza-obywatela, skoro nadejdzie o d p o w ie ­ dnia chwila.

Pan Tadeusz p róbow a ł w ydobyć z przyjaciela wyjaśnienie tak tajemniczych w yw odów , ale zaniechał tego, w idząc niepokój i zdenerw ow anie gościa.

J. Graczyński Poznań.

http://rcin.org.pl

(26)

24

W y c h o d ząc w spom niał pan Piotr, że teraz ani on, ar.i ko­

ledzy nie byw ają w domu pułkow nikow ej, że tam jednym gościem kapitan Jęczmieniowski, który p o d o b n o cieszy się wielkimi wzglę­

dami jej córki; że codzień byw ają razem na paradach, w Saskim ogrodzie i w teatrach.

G rom z p o g o d n eg o nieba nie wywarłby takiego wrażenia jak ta w iad o m o ść; prawie bezprzytom ny, rzucił się T ade usz ku drzwiom, by zw ołać dozorcę, ubezw ładnić go, w y d o b y ć się na wolność, odszukać rywala gdziekolw iekbądź i pom ścić w yrządzoną sobie krzywdę. Skoro jednak spostrzegł, że plan ten jest niewyko­

nalny, p ostanow ił skrócić męki sam obójstw em .

Po napisaniu listów do matki, przyjaciół i pułku snuł przez całą noc najróżniejsze plany, w reszcie postanow ił napaść nazajutrz wchodzącego do celi z wieczorną rewizyą żołnierza, w y rw ać mu pałasz i zadać sobie cios śmiertelny. P o g o d zo n y z tą myślą, ocze­

kiwał z rezygnacją zbliżenia się wieczornej godziny, układając w myśli wszystkie szczegóły w yko n a n ia zamiaru.

Tym czasem z nadejściem szarej godziny posłyszał wołania na kurytarzach, że na Solcu coś się p a l i !

W tem , jak na pożarną trw ogę , uderzył kilka razy dzw on i nagle umilkł, poczem odezwała się trąbka alarm owa w pobliskich koszarach jazdy, a w śród głębokiej ciszy rozległ się tętent w peł­

nym galopie przebiegającego p o bru k u ulicy konia. Tadeusz słuchał pod oknem, myślał, słuch wytężał; serce biło mu jak mło­

tem, ale na ulicy żywej duszy nie było widać — W a rs za w a zda­

wała się zamarłą.

Naraz zdawało mu się, że b ę b n y uderzyły werbel i zamil­

kły. W tem na ulicy zawrzało coś, jakby p o c h ó d oddziału żoł­

nierzy — w powietrzu ozwały się wrzaski, zdała huknął strzał, potem było ich coraz więcej, aż naraz salwa jakby całego batalionu wstrząsnęła powietrzem.

P o dpadło mu, że w do m ach g a s z o n o św iatła, zapierano p o śp ieszn ie bramy, że lud zbiegał się na ulicy. N a raz posłyszał gw ar, krzyki, w rzaw ę p o c h o d z ą c ą z tysiąca piersi, — rozległ się trzask łamanych drzwi, w y p adających z zaw iasów ... b u c h n ę ły strzały...

a po nich wrzask p o d o b n y d o burzy i wycia.

W krótce potem rozległo się w k u ry ta rz a c h więziennych g o rą czk o w e naw oływ anie i bieganie — za trz e s z c z a ły drzwi pod naporem cisnących je ludzi — runęły w g łąb celi, a po nich w p a d ło g r o n o ludzi zbrojnych w siekiery, drągi, koły, w narzuco- nem ledw o ubraniu, bez czapek, pół b o s o z o k rz y k ie m : »Moskałe naszych mordują! do b r o n i! d o b ro n i! — P anie oficerze stań na naszem czele i p ro w a d ź p o d arsenał!«

Pan Tadeusz o sz ołom iony, o d u r z o n y t c h n ie n ie m św ież eg o pow ietrza, p o ch w y ciw szy p o rz u c o n y p rzed w ięz ie n iem karabin, z okrzykiem: »Za ojczyznę — za P o lsk ę ! na M o s k a la !* ruszuł pod arsenał, a za nim rzesza z b r o jn e g o r o z g o r ą c z k o w a n e g o walką ludu.

Z brzaskiem dnia 10. kwietnia 1831 r. w y r u s z y ł a na W o ły ń dywizja gen. Prądzyńskiego, celem z a atakow a nia ro z ło ż o n e g o pod łganiem korp u su Rosena. W przedniej straż y s z e d ł sz w a d ro n dru g ieg o pułku ułanów kapitana B o g u sła w sk ie g o , za nim reszta pułku, a dalej cała dywizja.

P odczas marszu donieśli wieśniacy, że p o ł o ż o n ą przed frontem wieś Domanice zajm uje jazda ro sy js k a w sile 200— 300 koni. Znajdujący się przy przedniej straży P rą d z y ń s k i, rozkazał Michałowi Mycielskiemu p o s k o c z y ć z ułanam i i o d d z ia ł ten z n isz­

czyć lub zabrać, dodając żartobliw ie ^Nieprzyjaciela te g o ofiaruję p u łk ow nikow i na śniadanie.*

»Przyjmuję generale« odparł Mycielski, s a lu tu ją c pałaszem, lecz zbliżywszy się d o w si spostrzegł n a ty c h m ia st, że nie d w a

http://rcin.org.pl

(27)

25 szwadrony, jak m n iem an o , lecz trzy pułki jazdy ma p rz ed sobą. — j

Wysłał przeto a d ju ta n ta z ra portem , że »Nieprzyjaciela nie tylko starczy na śniadanie, ale i na o b iad«, po cz em roz w inął pu łk w linję bojową, aby ro z p o c z ą ć szarżę, zanim przeciw nik zdąży ze wsi de- buszować i pozyc ję w otw arte m p o lu zająć.

Na d a n e h a sło p o s u n ę ła się linja u łanów stępa naprzód, łamiąc się na d w a oddziały, by p rz e p u śc ić nadjeżdżającą galopem baterją p o ru c zn ik a Ekielskiego.

W te m jadący o b o k p u ł k o w n ik a trębacz z a d z w o n ił dw a krótkie oboje i w ś r ó d pow a żn ej, uroczystej ciszy stanęli ułani, wyrównani jak na saskim placu, a z ro sk o ły s a n ą od w z b u rz o n y c h uczuć piersią p a trz ą z u w a g ą na w o d z a , oczekując g ło s u trąbki, która jedyną tu jest teraz k o ­

mendą.

T o też p ie rw s z e ako rd y sygnału na flankiery, poru sz y ły plutony sk rz y d ło w e, które, jak wachlarze, rozw in ęły się przed frontem, harcując i strzelając do przeciwnika.

W tej ostatniej p rzed starciem chwili przebiegając do- wódzcy szeregi, zalecają żołn ie­

rzom o d w a g ę i zim n ą krew — nakazują p o p ra w ić kulbaki, m o ­ cniej p o d p ią ć czapki, skrócić c u ­ gle i stać — a kapitan T a d e u s z B ogusław ski n a p o m in a ł sw ój o d ­ dział, aby okazał się g o d n y m sw e g o d łu g o le tn ie g o p u łk o w n ik a

D w ernickiego, k tóry n ie d a w n o J. Graczyński, Poznań.

pod Stoczkiem z rezerwowym i tak świetne odniósł zw y ­ cięstwo.

I w chwili, gdy zw rócony do frontu zachęcał żołnierzy, wyskoczył z linji flankierów oficer huzarów, na krótki dystans w y ­ palił do niego z pistoletu i jak strzała zawrócił ku swoim, zanim skrzydłow y podoficer Dachowicz, który na pierwszy rzut oka p o ­ znał w' nim towarzysza pana Tadeusza z czasów W arszaw skich, zdążył kapitana swem ciałem zasłonić.

Pan Tadeusz blady, krwią zbroczony, z szablą ku w ro g o m wzniesioną, skierował konia za front, bo już w polskich szeregach odzyw ał się sygnał atakowy, który zaraz cała orkiestra p u łkow a pochwyciła.

W ięc pochyliły się lan­

ce ułańskie w pól ucha k o ń ­ skiego, z miejsca ruszyły sz w a ­ drony galopem i z straszliwym okrzykiem: »hurra!« w p a dły na nieprzyjaciela, który roz­

prysł się po d tym z u c h o w a ­ tym natarciem, jak roz pryskują się w z b u rzo n e fale m orskie o kadłub okrętu.

Zmięszani z huzarami jak groch z kapustą, parli ułani całą siłą przeciwnika, który licząc na p o m o c pułków o d ­ w o d o w y c h , rozpaczliwy sta­

wiał opór. Położenie a tak u ­ jących byłoby nader krytyczne, gdyby świeże pułki zdążyły wyjść z D om anic i zajętych

http://rcin.org.pl

Cytaty

Powiązane dokumenty

tycznej odpowiedzi. Dochodzi do tego, że uczeń zaczyna się obawiać codziennych konsultacji z mistrzem, i stara się ich unikać. Często występujące na tym etapie milczenie ucznia

Ja płakałam bo chciałam mieć mamę, która czasem zap- łacze też z mojej przyczyny: nad dziewczynką, która nie wie, dlaczego należy właśnie do tych rodziców, skoro

Wspomniana pani doktor (wierzyć się nie chce – ale kobit- ka ponoć naprawdę jest lekarką!) naruszyła ostatnio przepi- sy.. Może nie kodeks karny, ale na pewno zasady obowiązu-

glądem przypomina bardzo okaz przedstawiony przez Crookalla (1959, tabI.. 3) Wśród bardzo wielu obserwowanych okazów pochodzących ze stropów wymienionych pokładów

szu odsłania się tajemnica ciągłości poezji, bo wiersz jest zawsze fragmentem

Trzeba się po prostu wzajemnie słuchać, a jeśli strony się nie słuchają, to mamy kryzys – zauważa Zofia Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i

w sprawie szpitali klinicznych.. Szpital kliniczny jest to bowiem wyłącznie podmiot leczniczy, dla którego podmiotem tworzącym jest uczelnia medyczna, wyko- nujący

Coraz większym cieniem na syste- mie ochrony zdrowia kładzie się już nie tylko świa- towy kryzys finansowy.. Przychody Narodowego Funduszu Zdrowia zależą od poziomu zatrudnienia