V:
HM OI
N(
IO N(
I3 f
PB I
S Y '±
<
—
http://rcin.org.pl
V' ' '
http://rcin.org.pl
r v / / / c ^ t A
r y / S / <’ 7 ^
& i / / i ^ ? v / ł S A L ^ C sć-ć / / <T'2^v^ r y ) 4~*> ^ — .
0 / 7 / ł . 4 4 .
JEDNODNIÓWKA
1916
http://rcin.org.pl
http://rcin.org.pl
Bezdomnym,
Błądzącym wśród nocy bez gwiazd na drogach bezludnych, Czekającym na świt,
Dźwigającym krzyż dzisiaj, który znakiem będzie przyszłości,
poświęcamy.
http://rcin.org.pl
http://rcin.org.pl
r jy jd jc ie błogosławieni Ojca mego, otrzymajcie królestwo w am ugotowane o d ja ło jen ia św iata. A lb o w ie m łaknąłem, a daliście m i jeść;
pragnąłem , a napoiliście m nie; byłem nagim, a przyodzialiście mnie; cho
rym , a nawiedzaliście m nie; byłem więźniem , a przyszliście do mnie.
( 5 ew angelii św . (TUateus^a 18, 2—5).
J e z u s p rzy w o ła w szy do siebie dziecię, sta w ił je w pośrodku i w zią
w szy je w objęcia rzekł: kto p rzyjm ie jedno takie dziecię dla imienia mego, ten m nie przyjm uje.
( $ ew angelii św . (Ulateusja 23, 44—36).
(Tliech p o w y ższe słow a Zbaw iciela utorują drogę „Jednodniów ce”!
t
Ó d m u n d , A rcy b isku p .
http://rcin.org.pl
dy cały świat dziś „przerażony okrop
nościami wojny, która druzgoce ludy i wstrząsa narodami na ziemiach na
szych spełnia się cud wyczekiwany przez Krasińskiego, cud miłości i wspólnej pracy, który może nas zbawić. — W ięc gdy od źródeł W isły do borów nadniemeńskich wzrastał jęk bólu i głodu u nas wszystkie warstwy pracowników ducha i sze
rokie masy ludu wyciągają bratnią dłoń, by Wam, którzy nosicie krwawe brzemię wojny przynieść chociaż trochę ulgi. — „ W tej chwili tak pełnej nienawiści, tak okropnej krwi rozlewem“ odradza
my się wszyscy we łzach i bólach, w pracy i za
biegach wspólnych, to też na widnokręgu szarym od dymów pożogi powstaje jutrzenka dnia, w któ
rym „po usunięciu wszelkiej niezgody tylko miłość będzie panowała pomiędzy ludźmi“ . — Zrozumie
liśmy te słowa Ojca św., wiemy że nie pychą i nienawiścią, lecz pracą i miłością bratnią stoją narody, nie używaniem i butą, lecz wartością we
wnętrzną i duchem poświęcenia obywateli.
Ludwika Turnowa.
6
Od Krzyża Twego....
Od k r zy ża Twego nie wstanę, o Chryste, dopóki luny nie zg a sn ą ogniste
co się nad krajem moim świecą —
póki rozpaczn e nie zam ilkną g to sy, co krzykiem bólu biją w Twe niebiosy i niby ptaki trwożne do cię lecą.
Od K r z y ż a Twego nie wstanę, o Panie, któryś nas uczył czem j e s t miłowanie, póki nie spocznie oręż w wrogim ręku:
pó k i nie ujrzę, że na krwawe pola
zstą p iła ja s n a, w świetlnej z o r z y — Dola, i m iędzy nami ostała — — bez jęku.
Od K r z y ż a Twego nie wstanę, o Chryste póki serc polskich ofiary p r ze c zy ste nie zm u szą Ciebie do radosnych cudów;
Niech z grobu cieniów, zrodzon ych w rozpaczy, na św it Twa ręka w yprow adzić raczy
Lud — najnędzniejszy w śró d ludów.
27. 2. 1916. ś?us3C2yńska.
1 5q ) J L J 5 =lI
http://rcin.org.pl
pwyT
J A L ^ u b ię rozczytywać się w „M yślach" Pascal’a.
L W Każda z nich to skarga wielkiego umysłu, który rwie się ku Prawdzie, co krok raniony boleśnie ciasnemi granicami, jakie mu zakreśla przyrodze- . nie. Każda z nich to jęk duszy, spragnionej wewnętrznej harmonji, a wciąż sprzecznemi po
rywami mąconej.
Taka jest zresztą dola nas wszystkich.
Każdego rozum zawodzi.
W duszy każdego z ciemnych zakątków wypełzają raz w raz uczucia i pragnienia, od których odwraca się z niechęcią, smutkiem, przerażeniem lub wstrętem. Co chwila jady samolubstwa obezwładniają myśl, lub zniżywszy ją do roli swego służalca wnikają w życie.
Każdy z nas dorzuca w ten sposób swój haracz zła do ogólnej sumy stosunków, wśród których się obraca.
Jakie to upokarzające!
I szczęście tylko całe, że życie to nie prosta wypad
kowa składających się nań czynników, ani też wyłącznie ich synteza, lecz jeszcze coś więcej. — T o potęga twórcza, która każdą chwilę czasu, w jakiej się ziszcza, przesyca no- wemi żądzami, ideałami i faktami, nawiązując do przyczyn głęboko przed okiem naszem ukrytych, lub pojęciu niedo
stępnych a we wszystkiem co daje niesie pierwiastek do
broczynny.
Jak wierzę w nędzę natury ludzkiej, tak wierzę w do
broć życia.
Zwraca ono ku nam najczęściej oblicze smutne i łza
we lub groźne i nieubłagane. Ukazuje się w mgle niezisz- czalnych marzeń i pragnień, w huraganie klęsk albo chwale krzyża łacniej jak w wieńcu róż, — a jednak jest dobre!
Bo z łun pożarów, łez krwawych czy szarzyzny, miernoty, ciężkich zawodów, niedbalstwa, zapomnień, błędów i upad
ków utkane, zawsze jednak wyciosywa w nas coś nad wszystkie wielkości większego, wyciosywa... wartości moralne.
Z chaosu wydarzeń i przeżyć wyłaniają się one powoli, — kształcą, doskonalą i ogromnieją, — aż dorosną do wiecz
ności. — W tej pracy twórczej życia, my z otchłani naszej nędzy powołani jesteśmy uczestniczyć.
Nie wolno nam stać biernie!
Myślą jasną rozumieć musimy siebie i życie, by z jego skarbów zbierać skrzętnie wszystko co do pielęgnowania ducha konieczne, wolą niezłomną trwać musimy na drogach, które wiodą ku wyżynom istnienia.
Myśl i wola to niby dwie pochodnie płonące w do
stojnym przybytku duszy, by mogła dary życia przyjąć z należytą czcią i uroczystością.
D r, D o b r3yń sk a -tfyb icĄ a . Poznań, 18.. IV. 1916.
7
http://rcin.org.pl
Z archiwum hr. Kwileckich
w Dobrojewie.
asztelanic lędzki A d a m z Kwilcza Kw ilecki, pan na O strorogu, rotmistrz chorągw i husarskiej, był człowie kiem majętnym i w p ły w o w y m . Z w o je w ó d z tw a p o znańskiego podpisał elekcyą Stanisława A ugusta, jako poseł kaliski był 1775 r. członkiem sądu s e jm o w e g o , a 1777 r.
został konsyliarzem Rady Nieustającej. Dla tego to p o seł rosyjski w Warszawie, hr. Stackelberg, starał się zjednać g o sobie.
W tym celu wyrobił m u u carowej Katarzyny orde r ś. Anny, 0 czem doniósł kasztelanicowi z W a rs z a w y 10 sierpnia 1776 r., p ro sząc go zarazem, aby w zamian zrzekł się p o se lstw a na rzecz Lubia
towskiego, i przyrzekając, że d b ać będzie o jego interesa na sejmie.
Ale Kwilecki był za szczytów chciwy. Nie d o ś ć mu było orderu ś. Anny, zapragnął mieć także order A leksandra N ew skiego 1 oń, dziękując za tamten, prosił Stackelberga.
Życzeniu jego nie stało się zadość, natom iast Stanisław August udzielił mu 1779 r. o rderu ś. Stanisława.
O d tą d odstrychnął się Kwilecki od M o sk w y , o czem d o wiadujemy się z listu Stackelberga, pisanego z W a r s z a w y do Kaź
mierza Raczyńskiego 29 maja 1780 r.
„II y eut uri tems — pisał Stackelberg — que je culłwai les meilleures dispositions a ł egard de M. Kw ilecki, mais je
m apperęois acłuellemenł qu il s est engage avec quelques inconsi- deres dans une route, q ui ne lui donnę p lu s aucun droit a mes soins. Vołre Excellence est trop de mes a m is pour exiger de m oi aucune demarche en sa fa ve u r.“
Innemi słow y, p. kasztelanie stał się przeciw nikiem Rosyi.
Stracił więc łaski Stackelberga, ale za to zyskał w z glę dy S tanisław a A ugusta, który w r. 1782 m i a n o w a ł g o kasztelanem przem ęckim , 1786 r. n adał m u o rd e r O rła B iałego i w tym że roku, d nia 21 sierpnia, zaszczycił g o listem, w k t ó r y m prosił go, aby s w y m w pływ em przyczynił się d o w y b o r u za c n y c h p o s łó w na sejm warszaw ski.
W czasie sejm u czteroletniego kasz te lan A dam należał d o s t r o n n ic tw a p atryotycznego, które dążyło d o n a p r a w y Rzeczy
pospolitej i przymierza z Prusam i.
Z tego to czasu za c h o w a ły się listy m arsz ałk a s e jm o w e g o Stanisław a Małachowskiego, pisane z W a r s z a w y d o Adama Kwi- leckiego. P on ie w aż zaw ierają bard zo za jm ując e szczegóły, p o d a jemy z nich wyjątki, z a c h o w u ją c p ie rw o tn ą p iso w n ią .
Z W a rs z a w y , 22 g r u d n ia 1788.
„Danina X. R adziw iłła1) dla R z e c z y p o s p o lite y o fiaro w an a 6210 ludzi zbroynych, oraz JW. G enerała a r ty l e r y i L>) 10,000 ludzi...
Jezierski zn o w u tu w n osił, że dźw ięk Rubli M o s k ie w s k ic h słyszeć się daie y m ów iąc o Korticellim radził, aby o d Rubli zacząć a na Z łotych Cesarskich kończyć.... Na R a p p o rt L u b o w ic k ie g o który j uczynił d o D epartam entu, że na Ukrainie s ą P o z o r y d o b u n t u c hłopskiego, chałas się wielki zrobił w Izbie. O t ó ż zlec o n o zaraz M arszałkom w ydać o rd in a n s e d o n iektóryc h K o m m e n d , a b y na U krainę poszły, a o E w a k u a c y ą W o is k a M o s k i e w s k i e g o z n o w u
Karola Panie K ochanku.
2) Szczęsnego Potockiego.
http://rcin.org.pl
Notę z n o w y po w to rz y ć kazano.... H e tm a n Branicki dziś m a bydź pierwszy raz w Senacie po Polsku."
29 g r u d n ia 1788.
„P rz ystą piono do Elekcyi K om m isarzy W o is k o w y c h . Obrani tedy z S e n a t u : Grocholski, Kasztelan Bracławski, Karśnicki, Ka
sztelan Wieluński, N iesiołow ski W o i e w o d a N o w o g r o d z k i. Z Stanu Rycerskiego: Czaplic, W a le w s k i R om uald, Starzenski S ta rosta Brań
ski, Bieliński C z e sn ik K. D e m b o w s k i S tarosta Jan k o w sk i, Szydłowski Teodor, Xiążę Mikołai Radziwiłł, S z w y k o w s k i Szam belan, y Jerzy Zabiełło. Z W o is k o w y c h : K rasiński O b o ź n y , C z a p sk i Pułkownik, Oizrzynski P ułkow nik, Stetkiewicz, Jelinski. T ak H etm ani iako Kommisarze W o is k o w i N o w o o b r a n i zaraz Przysięgę w ykonali, a na Dniu S obotnim Jurisdikcyą s w o i ę zafundow ali. Z a p e w n e JW W P a n Dobrodzi kręcić trochę g ł o w ą za cniesz nad Elekcyą Kommisarzy.
Porozstrzygały się Kreski na r o ż n e Partye, y tak wypadło.... Se
weryn P otocki p o d ał też tu P rojekt żeby ord e ry maiący na p o trzebę teraznieyszą Rzp. zapłacili p o 300 Zło. od o rd e ru Orła Bia
łego, a od o rd e ru S. S tanisław a p o 3000 Zło. y Sam zaraz 3000 Zło.
oddał do Laski. N a d to in fu tu ru m zeby maiący o rd e ry płacili P o datek coroczni p o 2000 Zło. o d O rła Białego, a p o 1000 Zło. od S. Stanisława. D o Smaku p rz y s z e d ł ten Projekt tym wszystkim, którzy o r d e r o w niemaią, ale zaszczyceni nim p iszczeć zaczęli, że ten Projekt d o ruiny by nas prz y p ro w ad z ił, że p rz y s zło b y Nam Gwiazdy o d p ru ć , y te u T r o n u złożyć. Projekt w ięc w zm ianko
wany ad delib eran d u m poszedł. H e tm an W . K. iuż p o P olsku był w Senacie."
12 stycznia 1789.
„Boleję nad Stratą W o i e w o d y G n i e ź n ie n s k i e g o , x) b o w o s o bie Jego po strad a łe m S z a n o w n e g o Przyjaciela. Takie to życie
*) Franciszka K sawerego K ęszyckiego.
ludzkie nikczemne na Swiecie! Wiatry gonimy, a wszystko niczym się kończy. Projekt wedle W erbunku ludzi luźnych p o dpisany, y każdemu Regimentowi p o 1000 Zło. narekrutow ać kazano. N o tę o Ewakuacyi W oiska M oskiewskiego z n o w u podpisano niezwa- żaiąc y na wzięcie B osakowa. Projekt względem Podyrnnego ad Interim płacić się mającego, nim inne Podatki u stanow ione będą, iest tu w prow adzony, W d z tw a Wielkopolskie naw et dono gratuito ofiarowały toż P odym ne nateraz, ale Ruś sprzeciwia się temu....
Jest także Projekt względem Starostw, aby te były o b r o c o n e w Ziem skość sposobem D o b r Pojezuickich, y zeby Prawa P o s se s- s o ro w bądz Dożywotnich, bądz Emfiteutycznych były bonifikowane.
Suchodolski podał zno w u Projekt względem B iskupstw a K ra k o w skiego, zeby Stotysięcy naznaczyć przyszłemu Biskupowi, a resztę obrocić na potrzebę Rzp. y Dobra Slachcie per plus offerentium popuszczać. Wiele iest Projektow uzytecznych, ale to przeciw'- nością, że oporem w szystko idzie, y końca czyli Decizyi niem asz w rzeczach pilnych. Należałoby iak naispieszniey u sta n o w ić P o datek, y ztąd ustanowić W oisko, bo gdy tego nie będzie, w sz y s tk o iest niczym. Tymczasem rozność zdań wszystkiem u na prz e
szkodzie, y gdy tak tw ard o rzeczy poidą, nie m ożno Sobie wiele pom yślności obiecywać."
26 stycznia 1789.
„Na zaciągnienie Summ y 10 Millionow dla Korony, y 3 Millionow dla Litwy zapadła iuż Konstitucya. Dałby Pan Bog, zeby ten Interes Podatku ułożyli, bo bez teg o nic bydź p o m y ś l
neg o niemoże. W oiska tru d n o p retendow ać bez fu ndusz u udeter- minowania, a gdy Jego mieć nie będziemy, zaw sze zostaniem y nikczemni, bo bezsilni, y na nic się w szystkie Rady niezdadzą."
1 czerwca 1789.
„O wniście do kraju 550 Z w o sz c z y k o w czyli przechód Ich do armii, chałas tu był, przeprow adzenia zaś żądanego niewól-
9
http://rcin.org.pl
10
nikow Tureckich Rzpta niedozwolila. Satkow skiego B iskupa Słu- k ie g o ’) prz y p ro w ad z o n o iuż y Delegacya od S ta n ó w w yznaczona ściśle go examinuie. Sztakelberk pisał Bilet do marszałka, że G o zadziwia wzięcie Biskupa Ruskiego, odebrał krotką o d p o w ie d ź , że wzięcie X-a Satkow skiego obyw atela w własnym kraiu mniey za
dziwiać p o w in n o od wzięcia B isk u p ó w Polskich w kraiu, y do Moskwy zaprowadzenia. Xiąże Kurlandzki odpisał grzecznie, że wyznaczonych Ludzi chętnie przystawi. Xiąże zaś P otem kin o d pisał grzecznie na List dawniey p isany o o w e w p ro w a d z e n ie Ludzi do Smily: explikow ał się z tego. N ao sta te k przywiązanie d o Kraiu Polskiego wytłomaczywszy, na d o w o d teg o ofiarował Rzptey Broń na 500 Ludzi, y 12 armat. P o p k a w Łucku sw iezo p o w ie sz o n o , y degradował G o X. Lewiński Officyał Łucki, przeczytaw szy Inkwi- zicye, y Dekret.11
31 sierpnia 1789.
„Rzeczą iest pewną, że się tu niechęci o d k ry w a ć zaczynaią między wielu osobami, a publiczność tracić może na tym. S prawa Ponińskiego może Ich więcey pom n o ży ć, bo Ten w s p ó ln ik ó w Seymu 1775 pow o ły w a ć chce, y iuż to sąd o w n ie w G łosie swoim oświadczył. P o d o b n o ma zamysł ciągnąć Wodza. Z tego rozma
zywania rzeczy, y z tey nieszczęśliwey Spraw y o b aw ia ć się należy przeciwnego takiego skutku.... Brigady po m n o żo n o , y liczbę Ich powiększono, Rotmistrza Rangę u d e c id o w a n o to iest maią być bezpłatny. Mają Moc służyć, gd y zechcą, y gdy R otmistrz do Chorągw i przyiedzie, y Służbę o d p ra w iać chce, K o m m e n d a przy nim, fortragowanie od niego zawMsło, gdy zaś niechce być u Kommendy, to liber. Officyalistow Kommissyi W o i s k o w e y Pensye
]) Sadkowski, niegdyś kapelan p oselstw a rosyjskiego, b ył głów nym sprawcą w szystkich tajem nych przeciw Polsce knowań. Odkąd został biskupem, w szystkie godności duchow ne rozdawał popom, z Rosyi sprow adzonym , a liczba cerkwi wzrosła z 94 na 300.
u s t a n o w i o n o . Urzędy te niem aią by d ź p r z e d a w a n e . Na Extra E x p e n s a , y na O fficyalstw a 35000 Zło. K o m m is sy i W o is k o w e y w y z n a c z o n o . Rejent Litewski z K oronnym r ó w n ą P e n s y ą mieć ma."
7 w r z e ś n i a 1789.
„ D o n o sz ę nietylko że Etat w o i s k o w y k o n t i n u o w a n y był w p rz eszłym tygodniu, ale ieszcze n ie s k o ń c z o n y . U d e c id o w a n o szc zegulnieysze Artikuły w z g lę d em Kawaleryi N a r o d o w e y , a potem u d e te r m in o w a n o okoliczności w zględem G w a r d i o w , które tak się z o sta ć maią, iak są, y niemi d o życia Król Imć w ła d a ć ma, a po zeiściu Jego tak G w a rd ie, iako milicya G r o d z i e ń s k a oraz Pułki K rólew skie d o K o m p u tu W o is k a Rzp. p r z y łą c z o n e b y d ź maią, y od Kom m issyi W o is k o w e j d e p e n d o w a ć m a w s z y s t k o to W o isk o . S zeffo w sk a Pensya na 10 tysięcy Złotych d e te r m in o w a n a ."
5 p a ź d z ie rn ik a 1789.
„ W przeszłym ty g o d n iu o G e nerała ch y B rigadierach oraz Vice Brigadierach cała s p r z e c zka. O to ż c o n c lu s u m , że z woli S ta n ó w n o m inow ał Kroi 4 G e n e ra łó w M a jo ro w to iest Xcia Jozefa P o n ia to w sk ie g o , Zabiełłę, K ościuszkę y S u ffc zy n sk ieg o , a Kom- m issya W o is k o w a 3 G e n e r a łó w M ajorow z p o m i ę d z y służących aktualnie w W oisku fo r tr a g o w a ć ma. P o d o b n o m a b y d ż Xże Jabło
n ow ski, C zapski y k to ś trzeci. K o m m e n d a n te m ta k ż e fortecy Kamie- nieckiey n o m inow ał Kroi O rło s k ie g o G e n erał M ajora. C o się tycze G e n erał Leitnanta, tego kreacyą d o l s z e g o m arca w s trz y m a n o .
2 li s to p a d a 1789.
„JW Marszałek N. K.1) ieszcze w W r o c ł a w i u baw i, y z d r o w szy b y d ź ma. W o ie w o d y In o w ro c ła w s k ie g o - ) s z k o d a , b o C złow iek zacny. S am a y z C ó rk ą iechała on eg d a y przez R aszy n d o Wielkiey Polski.“
') Nestor Kaźmierz Sapieha.
-’) Józefa M ycielskiego.
http://rcin.org.pl
11
M. W yw iórski.
http://rcin.org.pl
9 listopada 1789.
„Na nas zaw sze Strach, y lękać się o Stratę należy, Dai Boże, aby tylko na G da ńsku się skończyło. Nasze Rady niewiele znaczą dotąd, gdy Podatku p e w n e g o niemasz, aby dostarczył p o trzebom W o isk a Stutysiącznego k to re g o ieżeli niebędzie, zawsze bezsilni bać się musimy.... Xciu W irte m b e rg o w i Indigenat przy
znano favore Xcia Generała, y ieszcze podany iest Projekt który do Deliberacyi poszedł, aby G e n e ra ls tw o L e itnantostw o wakuiące oddać mu, ale to się p o d o b n o w strzym a.'4
21 g ru d n ia 1789.
„Bog to wie naylepiey co się z nami dziać będzie w przy
szłości, ale coś niem asz Pozoru d o S pokoyności, b o jeżeli między zagranicznymi W o in a trwać będzie, to się w szędzie szerzyć za
pew ne będzie."
4 stycznia 1790.
„W Delacyi swoiey y J W W P a n a D obrodziea umieszcza Xiąże Kalixt. P ow inniby tę S p raw ę P oninskiego cale um orzyć bo to iest tylko do zakłócenia w e w n ę trz n e g o okazyą. W W o in ę p o d o b n o wniść Nam przyidzie przez przyszły który ma bydź allians.
Jest to dla Nas zaprędko, bo ieszcze Siły nasze nie są tak mocne, żebyśmy się w W o in ę w daw ać mogli.“
Z listów tych widać, jak ro z tro p n y m i przew idującym mę
żem był Małachowski. S zanow ano g o pow szechnie, czego d o wodzi między innemi uroczystość, o której do n o sił z W a rsza w y J. Kwilecki kasztelanowi Adamowi doia 18 maja 1789 r.:
„Na S. Stanisław — pisał — z okazyi Marszałka seymo- w ego Imienin złożyliśmy się y daliśm y w Pałacu Rzeczypospolitey wielki bal z kolacyą i lllominacyą w trzech Salach. T a ń c o w a n o w 5 Salach, stoły były y w d w ó c h nam iotach w O grodzie, 3000 Biletów wydano, expens na to przechodził zł. 2000. Merlini miał dyspozycyą lllominacyi O g ro d u y dał także Imaynacyą. W środku 12
O g r o d u reprezentow any był Pałac w ieczności k o lo r o w e m i Lampami Illom inow any w którym stał M arszałek w P ła s z c z u K o n su lo w Rzym skich dźwigający u p adającą W o ln o ś ć P o ls k ą a z drugiey stro n y O yczyzna na G ł o w ę Jego w ieniec kładąca. P rzy tym Pa
łacu Illominow anym m niem anym p o Kolacyi za sta ł Kroi z S en ato rami y Ministrami K awaleram i idący O r s z a k s a m y c h M atron Polskich na których czele b ęd ą c Xiężna A d a m o w a (C zartoryska) d o o b o k idącego z Królem M arszałka d e k la m o w a ł a w iersze od Kobiet Polskich, y oddała K rolowi w ieniec ż e b y g o włożył na G ł o w ę M arszałka/1
Kasztelan Adam Kwilecki, oże n io n y z W e r o n i k ą Łącką, zmarł w D o biojew ie 25 lu te g o 1824 r. Był to o statn i szlachcic wielkopolski, który nosił się p o polsku.
O n to z b u d o w a ł 1784 r. dzisiejszy pałac w D o b ro je w ie i przy nim założył park w sm ak u francuskim.
W pałacu zn a jd o w ał się dawniej p o rtre t c a ro w e j Katarzyny.
W r. 1848, gdy to w e d le w yrażenia starego c h ło p a d o b r o j e w s k ie g o były „bachandrye szlacheckie", kosynierzy, k tó rz y założyli o b ó z w D obrojew ,e, podziurawili ó w portret, k tó ry n a stę p n ie , w y r z u cony na strych, zniknął. D o sta ło się też z a c h o w a n e m u d o tą d p o r tretow i Stanisława A ugusta, który przeszyto kulą.
Prof. Dr. Sta nisła w Karzuozuski.
http://rcin.org.pl
Jerzy Hulewicz.
O tulona w m g ły s z a r e na sk r zy d ła c h za m ie c i W koron ie p r o m ie n is te j z b ły s k a w ic i g rz m o tu , N ie p rz y ja c ió łk a c is z y , w ła d c z y n i łoskotu G roźna burza ż y w io łó w z r y w a się i leci...
Leci, nie p y ta o nic co p a d n ie po d rodze, C zy k w ia t pełen n a d zie i, co w y k w itł do słońca, C zy p is k lę n iedołężn e, k tó reg o obrońca,
D ąb stu letn i u p a d a p r z y w ęd ro w ca nodze. ..
L eci nie p y ta o nic — n iezb ła g a n a , d zik a C zy serce pełn e ż y c ia , dłoń sk r ze p łą n ap o tk a . — J ą u p a ja , z a g r z e w a , ta p ie k ie ł m u zyk a .
D la n iej zn iszczen ie p ie r w s z a i ostatn ia z w ro tk a — G o rze j — g d y fu r y a w o jn y do k ra ju za w ita ...
B iada, kogo n ie szc zę s n y ten huragan sp o tk a !...
M arya Cichoiuiczozua.
Poznań, 10 II. 1916.
Wisło, Wisło, roidziałaś ty iriele.
Wisfo! Wisło, midziałaś ty miele, Krmią spłynęłaś, od źródeł po kres;
Znasz ty nasze radosne niedziele, I poiD5zednie dni przegorżkich łez.
Znasz ty nasze ranki i mieczory;
(Tlrok, i jasny, niebosiężny mzlot, Różnych czarom, i przeróżnych rot, Fale tmoje znają rozhomory....
Wisło cicha, potężna i mierna!
Tak jak cichym i miernym jest lud, Pełna krasek, rusałek i złud!
Wiecznie młoda i siłą bezmierna, Pomiedz, zaliż zabraknie ci mód!
Zaliż źródeł ukrytych miljony
może zgasić złych dni błahy trud?
Co po śmiecie rozpuścił zagony?
Pomiedz, zaliż zabraknie ci mód...?
Roman Wilkanomicz.
http://rcin.org.pl
14
N A D B A Ł T Y K I E M .
I.
Z achód słońca.
Cicho szumią znużone długą pieśnią fale, I wodne duchy do snu swym szmerem kołyszą, I pośród przyrodzenia owianego ciszą — Swiatowit na spoczynek zstępuje wspaniale!
Już promieniste gońce dobiegają Rugii I wieńczą modrzewiową różanie świątynię, Szybko spieniony rumak śród błękitów ginie, Mijając chyżo morza niebieskawe smugi.
Tak przejmowani dreszczem tajemniczym trwogi Mówili starożytni w obec Tw ego cudu,
Chyląc z pokorą czoła przed swoimi bogi....
Dzisiaj kiedy T y znany pośród T w ego ludu, Ty, co skinieniem palca rządzisz ląd i morze, Dzisiaj patrzym bez wzruszeń na Tw e cudy Boże!
K o ło b r z e g , w lipcu .
Z o rza
II.
w ieczorna
Już purpurowa zorza zarumienia fale, Całując brzeg zielony i rzewną pieszczotą Słodzi w chwili rozstania ból i ciche żale, Kładąc na chmurne czoło aureolę złotą!
W krótce zazdrosna chmura zorzy blask pochłonie, 1 rzuci mgłę błękitną na wodne przestrzenie, I blask ostatni spłynie w przepaściste tonie, Ostatnią gasząc iskrę, ostatnie wspom nienie!
Lecz zorza znów powróci rozproszyć mgły szare, Różowym znowy blaskiem cichy b rzeg obleje I fale dumające uśmiechem ocuci...
A serce raz straciwszy nadzieję i wiarę,
Z szyderstwem bólu wspomni dawne swoje dzieje I nigdy, oh na wieki do nich nie p ow róci!
U riela.
http://rcin.org.pl
Maciej Wierzbiński.
D O S Ł O Ń C A .
ówili jej, upominali w ciepłej chacie: nie chodźcie, kobieto, w tę noc, nie chodźcie na zatracenie!..., ale ona, g łu c h a na w szelkie rady, p o tężn y m m a g n e s e m w iedziona, wstąpiła jednak w g ę s tą ciem nicę wietrzną, d żdżystą, nasiąkłą zim nem i desz
czów i śn ieg ó w . W y r o s te k w y w i ó d ł ją z ostatnich o p ło tk ó w Ł o w i
cza na ścieżynkę po ln ą i ruszyła p rz ed siebie w czerń bezkreśną pustynną, m achinalnie szalem się otulając.
Szła ż w a w o , radośnie. O b e s c h ły łzy, co od kilku miesięcy sączyły się raz w ra z z o p u
chniętych oczu bezw iednie i cicho, niby k ry sz ta ło w e w o dy ze źródełka zamierającego chwilami. Z ag o śc iła w niej wielka ufność, ogrzała ją i pchnęła n a p r z ó d śmiało, b o zdało jej się, że zbliża się kres mąk i cierpień, że skok tylko jeden dzieli ją o d Skierniewic, od dom u, od dziecka.
Skoro u d ało się jej dotrzeć do Ł o w ic z a i wykraść się z miasteczka, nie grozi jej już nic. Gadali w p ra w d zie ludzie, że tam gdzieś za brz e
giem rzeczułki usłały się w o j
ska w nieprzebytych, żelazem groźnem najeżonych szeregach,
utaiły w okopach zdradzieckich niby wilków głodnych stada w ba- gniskach, ale coś w niej śmiało się z tej bajki urągliwie. Miała przecież przed sobą gwiazdę promienistą, jak ongi trzech królów wiodła do stajenki Chrystusow ej, a za jej przew odem ominie bez
pieczną no g ą przeszkody, przepłynie przestrzeń jak obłok cichy i spocznie nareszcie w słońcu.
Na samą myśl o dom u drżały w niej nerwy wszystkie, jak struny arfy cudow nym p orusz one zefirem, i grały hymn radości najwyższej, co wyposażał ją siłą i o d w a g ą bo h ateró w i unosił w niebiańską strefę archaniołów.
Wracała do dziecka....
W złą godzinę opuściła sw e maleństwo. Było to w końcu lipca, gdy spadła na nią wieść o zgonie matki w Nieszawie.
Spłakała się, wspominając jak to matczysko spracow ane m a
wiało jej nieraz: »Ty, Jadwi- siu, oczy mi zamkniesz....«
Nie zamknęła jej oczu, nie uścisnęła twardej a dobrej ręki na ostatnie pożegnanie.
A teraz zapóźno było jechać.
Na cóż opuszczać kramik z nabiałem, który był na jej głowie? C zy można p o z o sta wiać dziecko pod opieką takiej jak Basia młodej dziew uchy?
Chciała ostać w domu, ale mąż w fabryce zajęty, m ów ił:
»Jedź, bo jeszcze siostry całki dobytek m atczyny sobie przy
15
http://rcin.org.pl
16
właszczą, niczego tobie nie użyczywszy«. Prawda, niejedno z c h u doby przydałoby się nie dziś to później trzyletniej Marysi. Trza było jechać.
Ale jakoś nie sporo jej było. A gdy w siadła na wózek, co miał ją zawieść na kolej, trzasło i załamało się koło. Zły znak, tchnęło ją coś, jakby przed podróżą przestrzegając. Jednakże wytrwała w raz powziętym zamiarze i — pojechała na s w e nieszczęście.
Ledwie starą W łodarczykow ą złożono na w ieczny spoczy
nek, gdy raptem zmąciło się, z e p so w a ło coś do cna na świecie.
Jakiś grom uderzył w glob ziemski i, w trzęsieniu ziemi zachwiało się wszystko, zakołowrociło się w głowach. U su n ęły się z pod nóg podstawy, stargały się stosunki, stoczyło się w s z y s tk o w wiry burzy szalonej i pow szechny z a p a n o w a ł chaos, z k tó re g o o d m ę tó w nie było widać jutra. 1 szedł po ziemi dreszcz g ro z y śmiertelnej i krzyk p u sz c z y k ó w : wojna! wojna!....
W struchlałej duszy kobiety stanął lęk okropny. Kiej wojna, to męża jej wzieni w szeregi, b o ć przecie w grenadjerach służył, gdy go poznała. Poszedł i m oże oczy jej nie zobaczą go już nigdy a dziecko ostawił Basi lub sąsiadom na poniewierkę....
Zwaliła się na nią niedola. Serce szlochało, kołatało się w piersi jak ptak schwytany i w ięziony w klatce, i rw ało do dziecka daremnie. Przygw ożdżona b rutalną wolą losu, wisiała na łańcuchu konieczności, pełna jęku i rozpaczy. Uciszyła się wkrótce, zapadła w spokój konieczny, lecz p o d tą osłoną niepokój i tęsknica toczyły ją jak s t o n ó g jądro drzewa, przeżuwały, trawiły, zabijały.
Bladły, zapadały się lica, koszm ary targały spoczynek nocny, w źre
nicach szkliło się głuche, lękliwe osłupienie, pytające: czem u to?....
Lecz łysnął promień jasny i p o d n ió s ł ją z upadku. Dzięki zabiegom dobrych ludzi uzyskała przepustkę do Łowicza. Nie dalej, ale wydało się to niemal szczytem szczęścia, gdyż z Ł o w i
cza do Skierniewic było już blizko, bliziuteńko — dla niej, co
d o tą d tysiące mil była o d dziecka o d le g łą i g rz ę sła w otchłani czarnej beznadziejności.
B ogu dzięki, p rzebyła najgorsze. T e r a z p o z o s t a w a ł o jej tylko iść, isć śmiało....
Ale zerwał się m ro ź n y w iatr i, g d y z e ślizgiej ścieżki d o stała się w roztopy alei t o p o lo w e j, u d e rz y ł w jej tw arz, zapierał jej d r o g ę lo dow atem tch n ien iem . Szumy, p o ś w i s t y za g rały w uszach jej ż a ło s n ą gęd ź b ą jesie n n ą i n iby przez c m e n t a r z c y p r y s o w y brnęła m ozolnie, rozdeptując bryły miąższej mazi, c ie n k ie s z y b k i lodu, ka
łuże, bajory i umijając k o n ary drzew, zciętych siek ierą żołnierską.
Niemal co krok znach o d ziła ślady w o j n y na stratow anej, zrujnow anej, nieprzystępnej drodze. G ł ę b o k ie w y b o je , w y rw y p o ciskami wyżłobione, p o n i e c h a n e puszki i g ra ty b la s z a n e , z g u b io n y hełm, p o d k o w a , rzemyk, o b a lo n a i złam ana M ęka P a ń s k a — w s z y s tk o to m ów iło, że tędy przew alały się fale z a s tę p ó w żołn iersk ic h i prze
latywał ura g an bitewny. W jednem m iejscu z e r w a ł o się przed nią s ta d o kruczych w idziadeł p tasich z o g r o m n y m w rz as k iem , s n ać sp ło s z o n e z obfitego żerow iska. Istotnie, u s z e d łs z y kilkanaście k ro k ó w , ujrzała na ziemi c o ś niby tło m o k i ro z p o z n a ł a cielsko koń sk ie z w zdętym p o t w o r n i e kadłubem , s t o c z o n e p rz e z roba ctw o, p o s z a rp a n e przez kruki i w ro n y . O w iały ją s m r o d l i w e w yz ie w y rozkładającego się ścierwa.
Zboczyła na nagie pola, zwłaszcza, że j e d n o c z e ś n ie p rz e szył ją lęk przed s p o tk a n ie m człowieka, i w ę d r o w a ł a raźnie po twardniejącej ziemi, zniec zu lo n a na w s zy stk o . Lecz ra p te m zadrzała i, oszołom iona, stanęła jak wryta, g d y ż z w y ż y n kirem zasnutych runął na nią strach nieznany. Załom otały tam [w p rz e stw o ra c h skrzydła olbrzymich jakichś nietoperzy tczy j a s z c z u r ó w apokalipty
cznych. M oże były t o upiory, w ie d ź m y w ro z w i a n y c h krepach, pęd z ące orszakiem ż u raw im na Ł y są G órę, z c h o r e j fantazji poczęte.
O d jazdy ich szalonej zakołysały się* b u rz liw ie fale pow ietrzne,
http://rcin.org.pl
a potem z oddali doleciał huk c z a s o w y , p o n u ry i długi i popłynął nad ziemią d z w o n ó w p o g r z e b o w y c h m uzyką, zapadając w d u szę jej echem tragicznej grozy.
Sama jed n a stała kobiecina w ą tła w toni tej n o c y mroźnej, strachami zaludnionej, niby na p a s t w ę jej w ydana, lecz płonęło w niej ognistem i głoskam i h asło : iść! iść! W ięc ruszyła dalej a z dnia grozy w ykw it! — u śm ie c h jej dziecka i oskrzydlił tęczą szczęścia s ta rg a n e serce matczyne.
Zapom niała o torturach o sta tn ic h miesięcy, znikła teraźniej
szość, o k ro p n a jak sm o cza jama, i niczem zdały się w szelkie cier
pienia w o b e c wyciągających się ku niej, o b n a ż o n y c h ramion dziecka, w o b e c tych ocząt śm iejących się gw iazdkam i radości po
witalnej i rajskiego dźw ię k u : mama!!....
Jak p rzed słońcem to p n ia ły p rz ed tym obrazkiem g ó ry nie
szczęścia.
W ięc p r ę d z e j ! D o d o m u ! S unęła lekko, szukając węzełka przytroczonego d o p asa — lalki, jaką miała dla dziecka, i nie z w a żała już na nic, ani na m róz zcinający w o d y ani na hu k napełnia
jący g rz m ote m pieczarę nocy. M u siała przepraw iać się przez rowy, przedzierać przez krze kolczaste na m iedzach, lgnąć w brózdach, broczyć przez łąki, zapadać w trzę saw isk a, su w a ć po lochach, ale wiodła ją n a p rz ó d g w iaz d a miłości i głosik dziecięcy szeptał, nucił jej coś p rz e s ło d k o na ucho.
Aż w y r o s ł y przed nią z w ę g l o n e k ontury dziw aczne, zczo- chrane, zębate, w id m o w e . Z gliszcza chaty, stodółki, obory. Nie
dawno, mieszkały tam praca i d o b y tek , tętniło życie, teraz zionęła śmiertelna p u s tk a i witała tułacza tru p im oddechem .
Na tle tej ruiny głuchej ro z p o s ta rł się nagle bezmiar jej niedoli jak p łach ta i sm utek wielki prz y g n ió tł ją s t u p u d o w y m cię
żarem. T o co Bóg, co miłość r d z e n n a spłotła w w ęzeł uśw ięcony, rozdarła fa talność złośliwa i o k ru tn a na trzy łzami ociekające,
szmaty i cisnęło ją, męża i dziecko na trzy strony, skazując na męki. 1 otóż ona, matka, stała niby posąg boleści wiecznej w ś ró d rum ow isk zgasłego szczęścia ludzkiego, w głuchej puszczyków przystani, żebrząc tęsknem okiem ulitowania od owej nocy, co wyła rykiem dział siejących zagładę.
Chwiały się pod nią nogi. Bezmiernie znużona siadła na gruzach, wsparła się o resztkę m urów okopconych i z rękoma m artw o na kolanach złożonemi zapadła w stan spoczynkowy. Jak świece zdmuchnięte zgasły w niej odrazu wszelkie uczucia i myśli, zastygło życie; serce biło niby w bezmyślnym mechanizmie ze g a
row ym a w duszy panowała pustka.
C zas płynął, mróz srożył się, oplatał nogi, ogarniał ciało, a ona jak kamień spoczywała bez ruchu, bez czucia.
Była chwila, że ocknęła się z martwoty, bo coś zawołało w niej: iść! iść!.... Hasło to wszakże przeleciało nad głow ą niby p o d m u ch wiatru i nie dźwignęło na nogi kobiety. Ale poszła za niem z b u d z o n a dusza...,
Szła znow u dalej do domu, a w piersi zimnej podnosiły się prądy ciepłoty lubej, przeczucia radości złotej. Mknęła teraz jak zefir po kwiatach, płynęła w przestrzeń w o n ią róż polnych, i na niebie zorze zasrebrzyły się pierwsze, gdy napotkała szereg ciemnych postaci z bagnetami. Powstrzymali ją.
— Dokąd idziecie kobieto?....
— Do dziecka.... — odparła bez lęku.
— Stójcie! C o za jedna?....
— Matka.,..
— Niewolno!
— Niewolno?! A czy wy, ludzie, matek nie macie?.... P o mnijcie na wasze matki, rzućcie broń m orderczą i miasto zabijać s y n ó w matkom, idźcie do d o m ó w , do d ziec i!.... D ość łez, d o ś ć żałoby, nieszczęścia....
17
http://rcin.org.pl
Bagnety wypadły z rąk żołnierzy, a oria w aureoli macierzyń
stwa kroczyła, w szędzie otwierając sobie drogę magicznem słowem.
Jeszcze chwila a matka i dziecko splotą się w akord kry
ształowy szczęścia....
Serce wzbierało coraz w iększą radością i dum ą, ogarniało wszystkie dzieci małe i duże, brało w siebie wszystkie łzy matczyne, 18
rozkw itało w pąk miłości świetnej, potężn ia ło , olbrzym iało jak słońce, co w złotej szacie w ychylało się na ś w i a t z n u r tó w nocy.
W reszcie ktoś krzyknął nad nią:
— Wer da?....
Nie odpowiedziała. Nie żyła.
24. 2. 16.
L E K R R Z E .
(Bajka).j-an cierpiał na duszności od daw nej ju ż pory ) na ciężar na piersiach, — a ja k o człek chory S tra c ił apetyt, wychudł, policzki mu j bladły, N ogi były ja k tyczki i brzuch m ia ł napadły, Ą U czył Jeno na 3e 2 prom ienną wiosną JY[oje wróci mu Jdrowie i siły mu wyrosną.
Lec3, że, ja k nam wiadom o, k a ż d y s ię u w a ża , 2 a mędrszego od wszelkich doktorów lek a rza , W ięc sąsiedni nuż r a d lić ! Ą>zecye jY[i&ał
— , ,W edle jY[nie, tobie m ogą pom ódz tylko tłuste J^nedle/' __
Ą>aj więc, gdy nawpół drzem iąc, 3 chorobą się biedki, W padli do jego chaty najbliżsi sąsiedzi:
k ic h a ł, Ąleksy, tfa ro l, — chłopiska ja k tury....
2 3a3drością na nich patr3y ł ów chud3ia k ponury 2 3a3dro$cią! ! ...
N a to tfa ro l: — ,,Ty b y d lę ! próżno go rozczulasz J-emu m e kulebiaka potrzebna, lecz g u la s z 1-"
— „T yś sa m b y d lę ! — chces3 po łb ie!" Ąleksy odpow ie J nuż s ię gr3mocić W3ajem, po plecach, po głowie,
Potem dwóch 3 nich jednego 3 catej siły wali.
W końcu pr3y g n ie tli Jana, lec3 je ś ć mu nie dali,
N i gulaszu, ni knedli ani k u l e b i a k i...
Lec3 Ą leksy wnet k^3y k n ą ł:
— ,.G łu p ia r a d a taka, G dyż tobie d o b rze z r o b i je n o k u le b ia k a
2 w ła s3cia , n a jd ro ż sz y J-anku, je ż e li j ą czasem 2 a kąsis3 starem sa d łe m i p o p ije s3 k r a s e m " .
Q3y m yślicie, ż e J-an stą d wysnuł m o ra ł ja k i?
— N ie . On ch o c ia ż g łó d w ielki w pustym br3uchu c3uje, W cią ż s ię jeszcze n a m yśla k^° 9° p o ra tu je,
Jfto 3 tych trzech sjejerje ra d zi, a k^° łże obłudnie....
J tak my ś lą c , — z d n ia na d^icń co ra z b a rd zie j chudnie. — Ą e n ry k Sienkiewicz.
http://rcin.org.pl
„Z niedalekiej przeszłości44.
M ie s z k a ń c ó w W a rs z a w y , używ ających p o d w ie c z o rn e j przechadzki w piękny dzień w r z e ś n i o w y 1830 r. dziwiło niezmiernie, że Wielki K siążę K o n s tan ty , w b r e w utartem u zw yczajow i, nie baw i o tej p o rz e w obozie, że nie z w ie d z a k oszar i o d w a c h ó w , lecz w raz z żoną, Księżną Ł ow icką, z okna pałacu B e lw e d e rs k ie g o przygląda się pilnie snującym się w alejach p o jazd o m i tłumom p ublicznośc i.
O k o lic z n o ś ć ta w y w o ła ła ciche ro z m o w y o d w o r z e Belwe- derskim i jego m ie szk a ń cac h ; ten i ó w w ciskał się w tłum, b y nie podpaść s r o g ie m u ce sarz ew icz o w i, m im o, że w szy stk ich uderzał łagodny, tę sk n y i ro z m a rz o n y w y ra z t w a r z y Księcia.
O n tym cza sem , nie zw a ż a ją c n a ruch uliczny, błądził sm ę
tnym w zrokiem p o dalekiej przestrzeni. R o zk o szo w ał się widokiem zanurzającego się w zieleń parku łazienkow skiego, sło ń c a i rysują
cych się na tle błęk itn eg o nieba s z c z y tó w św iątyń stolicy.
W reszc ie , jak o b y b u d z ą c się z zadum y, sze p n ął d o opartej o ramię żo n y :
»!leż to narzekań na m nie i na rządy moje!.... ale popatrz, Żonusiu, ot najszc zęśliw szy kraj!.... w s z ę d z ie zaburzenia, n i e z a d o w o lenie, rozruchy.... je d n a W a r s z a w a p rz e d s ta w ia o b ra z nieprzerw anej spokojności, z a d o w o le n ia i d o b r e g o bytu!.... tu czuję się szczęśliwy, bezpieczny; n ig d y nie to w a r z y s z y nam eskorta, a rezydencyi naszej strzeże tylko d w ó c h inw alidów , u z b r o jo n y c h w pałasze! a nie jak w P e te rs b u rg u , W ie d n iu i Paryżu, silna w arta honorowa....
»Bo też nie ma lepszego Polaka nademnie.... prawdziwym i nieprzyjaciółmi kraju to te niepowściągliwe gaduły sejmowe.... C ze
góż to oni chcą?.... Zamiary Aleksandra muszą prędzej czy później się spełnić! Odstąpiłem Mikołajowi korony, więc on musi od d ać mi teraz prowincye zabrane«.
»Toż korpus litewski i administracja tamtejsza mojej p o d legają władzy.... trochę umiarkowania i cierpliwości, a spełnią się życzenia moje i wasze«.
»Nikczemnicy, jak Rożniecki, Sas, G e ndre straszą mnie c o dziennie rewolucyą.... a przecież generałowie Krasiński, Staś, K urna
towski, Trembicki,.... a moje w isusy z czwartego pułku, a S a p e r y ! ils sont m aintenant a moi a la vie et a la mort!«
»W ojsko moje jest tak doskonałe i przygotow ane, że m o głoby z dnia na dzień do boju w yru sz y ć« !
Po chwili dodał, »jednego temu wojsku braknie — w odza! — Car pour moi, je ne suis pas fait pour la guerre, ce n ’est pas mon affaire«!
Słysząc to Księżna przerwała pieszczotliwie, »ależ m on mari ż a r t u j e !«
»Je ne plaisante pas du tout, odparł, je ne suis pas fait pour la g u e r r e !«
Te wynurzenia Księcia przerwał brzęk o s tró g spieszącego przez dziedziniec ku bramie w chodow ej m łodego porucznika d r u giego pułku ułanów w towarzystwie kapitana h uza rów G r o dzieńskich.
»Da — da! ot braterstw o wojska polskiego z korpusem litewskim, szczepione w mej kancelaryi! zawołał z radością Książę, wskazując na młodych oficerów«.
»Czemuż to Żansiu gwardja polska i litewska, stojąc w W arszawie, przez 15 lat p o d tymi samymi dow ódzcam i i prze
bywając często po całych dniach razem, w ścisłe związki przyjaźni 2*
19
http://rcin.org.pl
nie wchodzą, tylko zimną z a ch o w u ją grzeczność? a przecież i tamci też polacy chociaż z prowincyi zabranych*.
Wielki Kniaź widocznie nie wiedział, że to on właśnie ustawicznie kopał przepaść między garnizonem polskim, a litewsko- rosyjskim W arszawy.
Okazywał on wprawdzie w iększą sympatję w'ojsku polskiemu i był z niego, jako z sw ego dzieła niesłychanie d u m n y m ; w po
ufnych roz m ow ach ganił rosyjskie, a wychwalał w ojsko polskie.
Mimo to on w ó d z naczelny w o jsk polskich w y s tę p o w a ł zawsze w mundurze rosyjskim, mimo że Aleksander a także Mikołaj poka
zywali się w W arszaw ie za w sze w m undurze generała polskiego.
Przy każdej paradzie, przy każdej uroczystości przypominał Konstanty Polakom jakie było ich stanow isko, ustaw iając wojsko rosyjskie w pierwszym, polskie w drugim rzędzie.
Manja dokuczania kazała mu dbać o to, by rozkazom jego podległa część wojska rosyjskiego, licznych doznaw ała korzyści.
Tak n. p. starał się, by aw anse w korpusie litewskim były szybkie, podczas gdy w polskich pułkach musiała młodzież kilkanaście lat czekać, zanim wyższy uzyskała stopień.
Korpus litewski, niejako o g n iw o łączące K rólestw o z pro- wincyami zabranemi, był więcej polski, niż rosyjski. W szyscy żołnierze pochodzili z Litwy i z W o ły n ia; stopnie oficerskie zaj
mowali przeważnie Polacy, tylko sztabs-oficerowie pochodzili z daw nego wojska rosyjskiego, z których jednak większa część, pożeniona z polkami, czuła się »W arszawiakami«.
Nie frudno więc było w y tw o rz y ć ow e braterstw o, które na widok młodych oficerów Księciu się przypomniało i tak bardzo g o rozczuliło.
Oni zaś ani nie przypuszczając, że są przedm iotem obserwacji i rozmyślań groźnego wodza, przebiegli sw o b o d n ie dziedziniec, by | 20
po kilkugodzinnej pracy b iu ro w e j uraczyć się ś w i e ż e m powietrzem przyległego parku Ł az ien k o w sk ieg o .
»Jakże tu miło, cicho, a s w o b o d n i e ! p r z e m ó w i ł po nieja- kiemś milczeniu, ułan.... praca b iu ro w a m nie nuży,... te w ieczne ra
porty, skargi, rozkazy — te p rz e śla d o w a n ia k o l e g ó w i braci! — ach to takie wstrętne, ob u rz ające — s z c z ę śliw y będę, g d y z n ó w w ró c ę d o pułku!.... Tam w Lubelskiem zdała o d N o w o s il c o w ó w , K u rru tó w i tej całej kliki belwederskiej tak s w o b o d n i e tak dobrze, a t u !....
»Ależ T a d e u s z u ! prz erw a ł huzar, t o ż t o prz ecież najw yższy zaszczyt, być przy b o k u jego c e s a rz e w ic z o w s k ie j m o śc i i d w o ru . Że też to wy koroniarze z a w sz e jesteście n i e z a d o w o le n i, w d u sz y i w krwi buntownicy!.... Macie w szy stk o , w o js k o , rząd, opiekę w sz e c h p o tę ż n e g o cesarza i króla!.... K onstytucję, d o b r o b y t !.... p rze
cież człowiek tej miary, jak mój wuj, gen. R ożniecki albo kapitan A bram ow icz....
»Nie m ów m y o tem E dw ardzie! b o w tej k w e stji nigdy się nie zgodzim y«, przerw ał s z o r stk o ułan, p o d r a ż n i o n y ironiczno-zło- śliwemi uwagami kolegi, g ło szo n em i z g estem n ie o m y l n e g o saw anta.
»Ulóżmy lepiej plan na w iec zó r dzisiejszy*.
»Brawo, dzielny ułanie! p ro p o n u ję z a b a w ę w salach r e d u to w y ch z kolegami m e g o pułku, lub też szk lan k ę w i n a u H o n ora tki w w esołem gronie mych n a d o b n y c h przyjaciółek«.
»Nie lubię H onoratki przepełnionej zbiram i policji, a że chciałem się dziś zabawić, w ięc cho d ź m y d o t w y c h h u z a r ó w , m oże spo tk am y tam mego przyjaciela Adasia W o ro n ie c k ie g o * .
P o cze m wmieszani w ciżbę w najlepszej k o m ity w ie ruszyli ku miastu, bawiąc się żarcikami i r o z m o w ą o s p o t y k a n y c h m ło dych panienkach.
T o też nie p o d p a d ło im, że ta na p o z ó r s p o k o jn a p u b li
cz n o ść zdradzała pew'ne z d e n e rw o w a n ie i niep o k ó j nie zauważyli
http://rcin.org.pl
że tu i ow dzie sły ch ać było n iby jakieś ciche narady, szmery, szepty, które milkły z zjaw ieniem się w ą tpliw ej figury, podejrzanej 0 styczność z tajną policyą.
A o p o w i a d a n o tu so b ie cie k a w e now iny. W ięc, że prze
zorny N o w o s ilc ó w , udając c h o r o b ę , w yjechał nagle d o Słonina;
dalej, że na pałacu B riihlow skim w i d z ia n o karteczki z n a p i s e m :
^Belweder będz ie o d n o w e g o ro k u d o wynajęcia*; inni z n ó w za
stanawiali się n ad g o r ą c z k o w ą c z y n n o ś c ią policji, M akrota i Birn- bauma. P o w ta r z a n o też p o sły sz a n ą g d z ie ś w ia d o m o ść , że K o n stan ty zamierza p rz en ieść się d c W ło c h i na z a w s z e op u ścić W a rsza w ę.
Zapewniano, że w w o jsk u , z w ła s z c z a w szkole p o d c h o r ą ż y c h wre 1 kipi — że m łodzież p atry o ty c zn a niecierpliwie w y g lą d a jakiegoś wybuchu, który n ie b a w e m na
stąpić musi.
Nie p o d p a d ł o też młodym oficerom, że p u b lic z n o ś ć z zdzi
wieniem im się przyglądała. Bo w tym czasie o g ó l n e g o napręże
nia nie codzień w id z ia n o oficera polskiego za paniebra t z »Mo- skalem«.
W ięc ten i ó w , zw łaszcza młodzież akadem icka, ciekawie o nazwisko ułana dopytyw ała, by je umieścić n a liście oficerów podejrzanych.
S k re ś lo n o b y je naty ch miast, g d yby z d o ła n o zajrzeć do głębi serca jego.
P o to m e k rodziny rycer
skiej, w y n ió sł z d o m u tradycje J Graczyński, Poznań.
i uczucia, jakie za czasów Rzeczypospolitej wiodły przodków na kresy, by »w procederze z Tatary« służyć ojczyźnie i zaprawiać się do rzemiosła wojskowego.
W n u k konfederaty barskiego, a syn m ężnego legionisty z pod kom endy Chłopickiego, wstąpił Tadeusz Bogusławski d o wojska narodow ego, aby za przykładem przodków siąść na koń, skoro ojczyzna powoła.
O be cne położenie kraju, uważał on jako przejściowe i był przekonanym, że prędzej czy później wypadnie z orężem w ręku upom nieć się o nieprzedawnione prawa ciemiężonej.
Przeciwnik wszelkich tajnych stowarzyszeń, nie należał d o tak bardzo rozgałęzionych w ów c zas spisków, był przecież g o t ó w
na dane hasło pierwszy stanąć tam, gdzie p o w in n o ś ć zawołała.
Podczas gdy koledzy pułku w olny od słuby czas spędzali na polowaniach, kuli- gach, hulankach, — on zam knięty w kwaterze, zagłębiał się w historji sw e g o narodu.
Pilnie przeglądał dzieła w o jenne, zwłaszcza o taktyce i strategji Napoleona.
Z przyjemnością s p ę dzał wieczory u szefa sw ego, pułkownika Dwernickiego, słu
chając z niezmiernem zacieka
wieniem op o w iad a ń stare go wojow nika o wielkich bitwach, których był świadkiem i u cze
stnikiem.
http://rcin.org.pl
Skoro nadszedł rozkaz o d k o m en d ero w an ia do bok u Wielkiego Księcia najzdolniejszego oficera pułku, wybrał Dwernicki pana Tade
usza, a ściskając na pożegnanie jego rękę, upom inał jak ojciec:
»Jedź młodzieńcze uczyć się, a wracaj z czystem sercem, nieska- żonem zgnilizną Belwederu i jego otoczenia! D o n o ś też pilnie co mówi i myśli Warszawa«.
1 pojechał pan Tadeusz, ale nie w chęci używ ania lub wy
wyższenia się, lecz celem pogłębienia nabytych wiadom ości. Zabrał się tam z całym młodzieńczym zapałem do pracy, w przekonaniu, że doświadczenia w sztabie generalnym zdobyte, zużyje kiedyś na d obro kraju.
Tu poznał kapitana h u z a ró w Grodzieńskich, a pracując w jednym wydziele, nawiązał z nim stosunki koleżeńskie.
Kapitan Edw ard Jęczm ionowski, w którym było cokolwiek polaka, niemca i moskala, łączył w swojej osobie przymioty i wady każdego z tych narodów.
Z matki Kurlandki był synem oficera w służbie rosyjskiej, który chociaż polak, walczył 1812 roku jako adjutant generała Czaplica przeciw sztandarom narodow ym .
Nie czuł on nigdy po w o łan ia do zaw odu w ojskow ego, lecz nie o d b y w s z y szerszych nauk, któreby go do innego zawodu usposobiły, został żołnierzem w przekonaniu, że na tej drodze zdo
będzie znaczenie i intratę.!
W ybrał korpus litewski, b o wiedział, że tu prędzej dosłuży się stopnia i znaczenia, a chorując z a w sz e na panka, wstąpił do pułku huzarów gwardyi w W arszaw ie, b o liczył na p o m o c i pro
tekcję stryja, generała Gerstenzweiga, który znów dla karjery i przy
podobania się sferom panującym, zmienił nietylko nazw isko, ale naw et religię i otwarcie jako rosjanin występował.
Dzięki w pływ om tegoż generała dostał się pan Edward do sztabu mimo, że nie posiadał o d p o w iednich zdolności, ani 22
zam iło w a n ia do pracy um ysłow ej. D u m n y z n atu ry , nie wchodził z nikim w ścisłą zażyłość, a w o b e c k o le g ó w , z w ła s z c z a niższego stopnia, był zaw sze cierpki i podejrzliwy.
Dla d ogodzenia miłości własnej u cz ę sz c z a ł tylko w w yższe to w arzy stw a, zwłaszcza g en e rałó w rosyjskich, n iem ieck ieg o p o c h o dzenia. T u przy szam panie i grze w karty, c z u ł się szczęśliwy i s w o b o d n y ; tu też przejął się panującym w tych sferach internacjo
nalizmem oraz ślepą b a łw o c h w a lc z ą u ległością w o b e c wszelkiej w ładzy i potęgi.
Lubił zawsze i w szę d zie i m p o n o w a ć c h o ć b y błyszczącym m u n d u re m lub względami N o w o s i l c o w ó w i R ożnieckich, w ięc unikał t o w a r z y s tw polskich, bo wiedział, że tam zalety te nie znajdą uznania.
P ana Tadeusza polubił, b o p o d o b a ła się m u u słu ż n o ść , s k r o m n o ś ć i szczerość kolegi. Starał się przecież n a w e t po za służbą zach o w y w a ć w o b e c niego p e w n ą w y n io s ło ś ć , pon iew a ż sądził, że wyrządza nielada zaszczyt, sk o ro on, kapitan gwardji, raczy zbliżyć się do s k ro m n e g o porucznika lin iow ego.
Raz po raz obiecyw ał w p ro w a d z ić g o w t o w a r z y s t w o d y gnitarzy rosyjskich, naw et polecać w z g lę d o m W ie lk ie g o Księcia.
Ale zdziw ił się niezmiernie, sk o ro pan T a d e u s z grz ecz nie , ale b ard zo sta n o w c z o p o d o b n e propozycje odrzucił.
O d m o w a ta w yw ołała p e w n e oziębienie s t o s u n k ó w , aż błahe nieporozumienie w s p ra w a c h słu ż b o w y c h w y w o ł a ło między nimi tak g w a łto w n ą i nam iętną duskusję, że z m u siło oficera polskiego
do zażądania od kapitana h o n o ro w e j satysfakcji.
Pan Edward przyjął w p ra w d zie w e z w a n ie , lecz niby ze w z g lę d u na obowiązki służbow e, prosił, o o d ło ż e n ie r o z p ra w y do urlopu now orocznego.
P o niejakimś czasie zjawił się w biurze k ap itan A bra m o w icz z rozkazem szefa sztabu, o d staw ienia p o ru c z n ik a B o g u s ła w s k ie g o
http://rcin.org.pl
do sław etnego w ięzienia w kla
sztorze Karmelitów. T u ze zdzi
wieniem d o w ied z ia ł się pan T a deusz od k o m e n d a n ta , że u m ie
szczony jest w areszcie tym cza
sowym, i że w krótkim czasie stanie przed s ęd z ią śledczym.
P ró ż n o łam ało sobie g ł o wę biedne żołnierzysko, za jakie przewinienie d o s t a ł się do kozy?
Pocieszał się, że to jakieś fatalne nieporozumienie, k tó re p ierw sze przesłuchy w yjaśnią, b o nie p rz y puszczał nigdy, a b y s p ra w a z ka
pitanem doszła d o w iad o m o ści wyższej władzy.
Ale z a p o w ie d z ia n y a u d y tor się nie zjawiał. C zekał w ięc jeszcze tydzień, czekał d w a ty
godnie, w re szcie n apisał do p u ł
kownikowej N., w d o w y po z n a nym w W a rs z a w ie N apoleończy-
ku, w której d o m u często bywał, aby prosiła przebyw ającą w swych gościnnych p ro g a c h starszyznę w o j s k o w ą o zajęcie się jego sp ra w ą i w ybaw ienie z tak przykrego położenia.
Z je d n a n y sługa w ięzienny doręczył list, ale wrócił bez odpowiedzi.
U b o d ło to niezmiernie p an a Tadeusza, temwięcej, że puł
kow nikow a okazyw ała mu z a w s z e szczerą, życzliwą przyjaźń, a także jej córka, p a n n a Janina, któ rą on szczerze p o k o c h a ł i na
23 przyszłą towarzyszkę życia upatrzył.
W przypuszczeniu, że to jakieś nieporozumienie, n a pisał ponow nie, ale z przesła
nej odpowiedzi dowiedział się, że pułkow nikow a nie życzy sobie korespondencji oraz o d bierania listów od więźnia, b o to wyw ołać może niemiłe dla niej następstwa.
» Czyżby wszyscy g o opuścili! Koledzy, przyjaciele, przełożeni, naw et o n a ? C zyż w nieszczęściu nikt ręki nie poda — słow em nie pocieszy?
I g d y takie pytania bie
daka trapiły, zjawił się n ie sp o dziewanie kolega z szkoły pod- horążych, porucznik Piotr W y socki. P o wysłuchaniu żali pocieszał jak umiał pana T a deusza, że niewola jego nie
długo się skończy, bo wkrótce wielkie wypadki w ypróżnią w szystkie więzienia, a być może zapełnią je ludźmi, którzy teraz nad nie
winnymi się znęcają. Zaklinał, aby nie tracił otuchy, lecz w y pełnił obowiązki żołnierza-obywatela, skoro nadejdzie o d p o w ie dnia chwila.
Pan Tadeusz p róbow a ł w ydobyć z przyjaciela wyjaśnienie tak tajemniczych w yw odów , ale zaniechał tego, w idząc niepokój i zdenerw ow anie gościa.
J. Graczyński Poznań.
http://rcin.org.pl
24
W y c h o d ząc w spom niał pan Piotr, że teraz ani on, ar.i ko
ledzy nie byw ają w domu pułkow nikow ej, że tam jednym gościem kapitan Jęczmieniowski, który p o d o b n o cieszy się wielkimi wzglę
dami jej córki; że codzień byw ają razem na paradach, w Saskim ogrodzie i w teatrach.
G rom z p o g o d n eg o nieba nie wywarłby takiego wrażenia jak ta w iad o m o ść; prawie bezprzytom ny, rzucił się T ade usz ku drzwiom, by zw ołać dozorcę, ubezw ładnić go, w y d o b y ć się na wolność, odszukać rywala gdziekolw iekbądź i pom ścić w yrządzoną sobie krzywdę. Skoro jednak spostrzegł, że plan ten jest niewyko
nalny, p ostanow ił skrócić męki sam obójstw em .
Po napisaniu listów do matki, przyjaciół i pułku snuł przez całą noc najróżniejsze plany, w reszcie postanow ił napaść nazajutrz wchodzącego do celi z wieczorną rewizyą żołnierza, w y rw ać mu pałasz i zadać sobie cios śmiertelny. P o g o d zo n y z tą myślą, ocze
kiwał z rezygnacją zbliżenia się wieczornej godziny, układając w myśli wszystkie szczegóły w yko n a n ia zamiaru.
Tym czasem z nadejściem szarej godziny posłyszał wołania na kurytarzach, że na Solcu coś się p a l i !
W tem , jak na pożarną trw ogę , uderzył kilka razy dzw on i nagle umilkł, poczem odezwała się trąbka alarm owa w pobliskich koszarach jazdy, a w śród głębokiej ciszy rozległ się tętent w peł
nym galopie przebiegającego p o bru k u ulicy konia. Tadeusz słuchał pod oknem, myślał, słuch wytężał; serce biło mu jak mło
tem, ale na ulicy żywej duszy nie było widać — W a rs za w a zda
wała się zamarłą.
Naraz zdawało mu się, że b ę b n y uderzyły werbel i zamil
kły. W tem na ulicy zawrzało coś, jakby p o c h ó d oddziału żoł
nierzy — w powietrzu ozwały się wrzaski, zdała huknął strzał, potem było ich coraz więcej, aż naraz salwa jakby całego batalionu wstrząsnęła powietrzem.
P o dpadło mu, że w do m ach g a s z o n o św iatła, zapierano p o śp ieszn ie bramy, że lud zbiegał się na ulicy. N a raz posłyszał gw ar, krzyki, w rzaw ę p o c h o d z ą c ą z tysiąca piersi, — rozległ się trzask łamanych drzwi, w y p adających z zaw iasów ... b u c h n ę ły strzały...
a po nich wrzask p o d o b n y d o burzy i wycia.
W krótce potem rozległo się w k u ry ta rz a c h więziennych g o rą czk o w e naw oływ anie i bieganie — za trz e s z c z a ły drzwi pod naporem cisnących je ludzi — runęły w g łąb celi, a po nich w p a d ło g r o n o ludzi zbrojnych w siekiery, drągi, koły, w narzuco- nem ledw o ubraniu, bez czapek, pół b o s o z o k rz y k ie m : »Moskałe naszych mordują! do b r o n i! d o b ro n i! — P anie oficerze stań na naszem czele i p ro w a d ź p o d arsenał!«
Pan Tadeusz o sz ołom iony, o d u r z o n y t c h n ie n ie m św ież eg o pow ietrza, p o ch w y ciw szy p o rz u c o n y p rzed w ięz ie n iem karabin, z okrzykiem: »Za ojczyznę — za P o lsk ę ! na M o s k a la !* ruszuł pod arsenał, a za nim rzesza z b r o jn e g o r o z g o r ą c z k o w a n e g o walką ludu.
Z brzaskiem dnia 10. kwietnia 1831 r. w y r u s z y ł a na W o ły ń dywizja gen. Prądzyńskiego, celem z a atakow a nia ro z ło ż o n e g o pod łganiem korp u su Rosena. W przedniej straż y s z e d ł sz w a d ro n dru g ieg o pułku ułanów kapitana B o g u sła w sk ie g o , za nim reszta pułku, a dalej cała dywizja.
P odczas marszu donieśli wieśniacy, że p o ł o ż o n ą przed frontem wieś Domanice zajm uje jazda ro sy js k a w sile 200— 300 koni. Znajdujący się przy przedniej straży P rą d z y ń s k i, rozkazał Michałowi Mycielskiemu p o s k o c z y ć z ułanam i i o d d z ia ł ten z n isz
czyć lub zabrać, dodając żartobliw ie ^Nieprzyjaciela te g o ofiaruję p u łk ow nikow i na śniadanie.*
»Przyjmuję generale« odparł Mycielski, s a lu tu ją c pałaszem, lecz zbliżywszy się d o w si spostrzegł n a ty c h m ia st, że nie d w a
http://rcin.org.pl
25 szwadrony, jak m n iem an o , lecz trzy pułki jazdy ma p rz ed sobą. — j
Wysłał przeto a d ju ta n ta z ra portem , że »Nieprzyjaciela nie tylko starczy na śniadanie, ale i na o b iad«, po cz em roz w inął pu łk w linję bojową, aby ro z p o c z ą ć szarżę, zanim przeciw nik zdąży ze wsi de- buszować i pozyc ję w otw arte m p o lu zająć.
Na d a n e h a sło p o s u n ę ła się linja u łanów stępa naprzód, łamiąc się na d w a oddziały, by p rz e p u śc ić nadjeżdżającą galopem baterją p o ru c zn ik a Ekielskiego.
W te m jadący o b o k p u ł k o w n ik a trębacz z a d z w o n ił dw a krótkie oboje i w ś r ó d pow a żn ej, uroczystej ciszy stanęli ułani, wyrównani jak na saskim placu, a z ro sk o ły s a n ą od w z b u rz o n y c h uczuć piersią p a trz ą z u w a g ą na w o d z a , oczekując g ło s u trąbki, która jedyną tu jest teraz k o
mendą.
T o też p ie rw s z e ako rd y sygnału na flankiery, poru sz y ły plutony sk rz y d ło w e, które, jak wachlarze, rozw in ęły się przed frontem, harcując i strzelając do przeciwnika.
W tej ostatniej p rzed starciem chwili przebiegając do- wódzcy szeregi, zalecają żołn ie
rzom o d w a g ę i zim n ą krew — nakazują p o p ra w ić kulbaki, m o cniej p o d p ią ć czapki, skrócić c u gle i stać — a kapitan T a d e u s z B ogusław ski n a p o m in a ł sw ój o d dział, aby okazał się g o d n y m sw e g o d łu g o le tn ie g o p u łk o w n ik a
D w ernickiego, k tóry n ie d a w n o J. Graczyński, Poznań.
pod Stoczkiem z rezerwowym i tak świetne odniósł zw y cięstwo.
I w chwili, gdy zw rócony do frontu zachęcał żołnierzy, wyskoczył z linji flankierów oficer huzarów, na krótki dystans w y palił do niego z pistoletu i jak strzała zawrócił ku swoim, zanim skrzydłow y podoficer Dachowicz, który na pierwszy rzut oka p o znał w' nim towarzysza pana Tadeusza z czasów W arszaw skich, zdążył kapitana swem ciałem zasłonić.
Pan Tadeusz blady, krwią zbroczony, z szablą ku w ro g o m wzniesioną, skierował konia za front, bo już w polskich szeregach odzyw ał się sygnał atakowy, który zaraz cała orkiestra p u łkow a pochwyciła.
W ięc pochyliły się lan
ce ułańskie w pól ucha k o ń skiego, z miejsca ruszyły sz w a drony galopem i z straszliwym okrzykiem: »hurra!« w p a dły na nieprzyjaciela, który roz
prysł się po d tym z u c h o w a tym natarciem, jak roz pryskują się w z b u rzo n e fale m orskie o kadłub okrętu.
Zmięszani z huzarami jak groch z kapustą, parli ułani całą siłą przeciwnika, który licząc na p o m o c pułków o d w o d o w y c h , rozpaczliwy sta
wiał opór. Położenie a tak u jących byłoby nader krytyczne, gdyby świeże pułki zdążyły wyjść z D om anic i zajętych