• Nie Znaleziono Wyników

Wieś, 1948.03.14 nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś, 1948.03.14 nr 11"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

9

W n a s t ę p n y m i i w m e r z e : K o n k u r o m „ C z y t e l n i k a 6* i n a y r a d i a „ W s i 66

Stron 12 — ___ __...____ _

Opłata pocztowa niszczona ryczałtem.

Cena 20 zł.

W NUMERZE między innymi:

t o r r

44 Janion —Szlachetność czy szlachełczyzna f. Erenburg — W Polsce

J. Putek — ..Cement" i .Ropa* w dziejach ruchu Jutowego w Polsce

M. Kruczkowska — Francja w lałach 1830 — 1848 S. A. Pieniążek — Edward Kr—zan czyta „Poland

of To—day“

T. O rlew icz — Krai paradoksów kapitalistycznych S. Skulski — Obrazki

T Y G O D N I K S P O Ł E C Z N O - L I T E R A C K I E. Niziurski— „Zrywanie z burżuazją"

J. Falenciak — „Staczali się coraz niżej“ 1

Rok V Łódź, 14 marca 1948 r. N r 11 (140) M . Czuła — Wszystko zawdzięczałem „sobie*

J

Jakub Litwin

Z W OJNY - W DEMOKRACJĘ LUDOW Ą

L a m pe p is a ł w czasie w o jn y . G dy k r e ś lił w s p a n ia łą m y ś l: „O d 150 la t sto i p rze d P o l­

ską zagadnienie, ja k być w spółczesnym k r a ­ jem . R ozw iązanie w czorajszego dn ia nie o d po w ia da dzisiejszem u.... M is ją naszego po­

k o le n ia je s t uwspółcześnienie P o ls k i“ — nie is tn ia ła a n i Polska, ani s ta ra E uropa, k tó ­ r e j P olska b y ła członem.

Tocząca się z faszyzm em w o jn a , k tó r a n ie - t y łk o w y ty c z y ła dalszą drogę ro z w o ju spo­

łecznego, ale rów nocześnie odcięła p o w ró t do czasów m in io n y c h , b y ła w a lk ą na ro d ó w w ob ron ie swego życia i istn ie n ia .

,.Po raz p ie rw szy w dziejach w olne narody, bez zastrzeżeń, pow szechnie u z n a ły w o jnę , k tó r a się toczy, zà sw o ją w o jnę . W b re w te ­ m u co b y ło podczas w o jn y poprzedniej', k ie ­ d y p rz y w ó d c y p a ń s tw i a r m ii p rz y n a g la li i po pędzali n a ro d y do w y s iłk ó w w o je n n y c h

— podczas te j w o jn y niem a w głęb iach mas lu d o w y c h w ie lk ie i d e m o k ra ty c z n e j k o a lic ji o p o ró w a n ty w o je n n y c h . P rz e c iw n ie , n a ro d y same p rą do bezw zględnej w o jn y z h itle ­ ryzm em , i p rz y n a g la ją k ie ro w n ik ó w p a ń s tw i a r m ii do ja k n a jś m ie ls z y c n , do ja k n a '- b a rd z ie j stanow czych działa ń p rz e c iw po­

tw o r o w i h itle ro w s k ie g o im p e ria liz m u “ , (str. 48).

K o m p le k s E u ro p y b u rż u a z y jn e j, zrodzony p rze z W ie lk ą R e w o lu c ję Francuską, o k tó ­

r e j p is a ł V ic to r C o nsid éra nt: „Nasze spo­

łeczeństw o je s t de m okra tyczn e w fo rm ie , a ry s to k ra ty c z n e — w zasadzie“ — k o p a ł p o w o li, on czasów p ie rw s z e j w o in v ś w ia to ­

w e j n ip ty lk o dlatego, że nie m ożna b y ­ ło go bro nić, ile raczej dlatego, że n ik t n ie c h c ia ł go b ro n ić . „Ż y łe m w koszm arze od 1031 ro k u — p is a ł w ów czas K . Z illia - cus — i ż y ję w n im dziś jeszcze“ . A L lo y d George W ta jn y m m e m o ria le prze dłożon ym k o n fe re n c ji „ W ie lk ie j czwęórki“ w 1919 ro k u m ó w i: „C a ły is tn ie ją c y do tąd po rząd ek w je go p o lity c z n y m , społecznym , i gospodar­

czym u ję c iu je s t przez m asy k w e s tio n o w a n y

— od jednego k ra ń c a E u to p y do d ru g ie ­ go... W iększa część ty c h n ie p o k o jó w je s t z d ro w a “ .

W ojn a ś w ia to w a . w y k a z a ła naocznie n ie ­ zdolność b u rż u a z ji s p ra w o w a n ia n a d a l po­

k o jo w e j w ła d z y n a d na rod am i.

W ówczas to z ro d z iła się w u m y s ła c h p rz y ­ w ó d c ó w k la s p ra c u ją c y c h , w ró ż n y c h - k r a ń ­ cach E u ro p y, ko n c e p c ja n o w y c h fo r m u s tro ­ jo w y c h i n o w y c h m e to d w a lk i ov w y z w o ­ le n ie k la so w e i narodow e.

„N a ro d o w y f r o n t w a lk i w y z w o le ń c z e j — p i­

sze L a m p e — je s t nakazem h is to rii. T en f r o n t będzie n a p ra w d ę s kute czny i n a jb a r ­ d z ie j skuteczny, k ie d y się w n im s k u p ią w s z y s tk ie bez w y ją tk u o d ła m y i k ie r u n k i szczerze i u c z c iw ie w alczące o w y z w o le n ie P o ls k i, o je j wolność i niepodległość, k ie ­ d y w s z y s tk ie b ę d „ m ia ły glos w decydow a­

n iu o losach n a ro d u .“ (str. 25) L a m pe — m a r ­ k s is ta . zasłużony działacz ro b o tn ic z y — p rz e ła m u je n ie t y lk o stare, zaśniedziałe, s e k c ia rs k ie n a w y k i p rz e d w o je n n y c h p a r tii ro b o tn ic z y c h — a le p ie rw s z y — jasno i o t­

w a rc ie — s ta w ia p ro b le m a n ty im p e r ia li- stycznego fr o n tu narodowego.

R zą dy fas z y s to w s k ie godzą n ie ty lk o w poszczególną klasę. G rożą is tn ie n iu w szyst­

k ic h — k a to lik ó w ■> a te istó w , u m ia rk o w a ­ n y c h i ra d y k a łó w — są groźbą d la całego na ro d u .

„T o zagrożenie w y m a g a s k u p ie n ia s ił ca­

łego na ro d u , w p ie rw s z e j li n i i ro b o tn ik ó w , k tó r z y o d p ó łw ie k u k ro c z ą w a w an gard zie w a lk i w y z w o le ń c z e j, chłop ów , s ta n o w ią c y c h m asę p ra c u ją c e j ludn ości, in te lig e n c ji, k tó ­ r a m u s i znaleźć sw e m ie jsce w szeregach lu d u “ , (str. 25).

S łusznie też s tw ie rd z a p ro f. T ra in in , że g łó w n y m źró d łe m p o w s ta n ia d e m o k ra c ji lu ­ d o w e j je s t a n tyfa szysto w ska , a n ty im p e r ia li- styczna, n a ro d o w o -w y z w o le ń c z a i społeczna p o staw a najszerszych mas n a rod u.

K o n c e p c ja dem okra tyczn eg o fr o n tu n a ro ­ dowego w y c h o d z i z założenia, że k a p ita ­ liz m je s t ró w n ie g ro ź n y d la k la s niep osia - d a ją c y c h ja k i pośrednich, dro bn om ie sz- czańskich. Że k a p ita liz m d z ię k i postępującej k o n c e n tra c ji ś ro d k ó w p r o d u k c ji i k a p ita łu , n ie ty lk o zaostrza p rz e c iw ie ń s tw a m ię d z y k la s ą ro b o tn ic z ą i b u r ż u a z ją ---ale. ja k to w y k a z u je p rz y k ła d N ie m ie c i S ta n ó w Z je d ­ noczonych — w y z u w a z w łasno ści ró w n ie ż d ro b n y c h posiadaczy.

W ojna, ja k ą to c z y ły n a ro d y z faszyzm em ,

' -

A lfre d Lampe

* ) A lf r e d L a m pe Bce,

Książka,

1948.

M y ś li o N o w e j P o l-

zao strzyła znacznie p rz e c iw ie ń s tw a , n a ra s ta ­ ją ce ju ż w okre sie p o k o ju . Z a w ie ru c h a w o ­ je n n a b y ła cesarskim cięciem , z k tóreg o po w s ta n ie no w a epoka. Z te j w o jn y m u s i się na ro d zić no w a E u ro p a i no w y na ród polski.

L a m p e toczy ostrą w a lk ę p rz e c iw ty m w s z y s tk im , k tó r z y s ta ra ją się stępić ostrze w a lk i n a rod ow e j' i o d w ró c ić to k ro z w o ju historycznego.

„G ra b a rz e d e m o k ra c ji w Polsce b y li g ra ­ b a rz a m i w o ln o ś c i i niepodległości. B o jo ­ w n ic y d e m o k ra c ji b y li i są b o jo w n ik a m i 0 w o lno ść i de m okra cję. G raba rze dem o­

k r a c ji w E u ro p ie b y li g ra b a rz a m i n ie p o d le ­ głości p a ń s tw o w e j P o ls k i. B o jo w n ic y dem o­

k r a c ji e u ro p e js k ie j b y li _ sprzym ierzeń cam i 1 to w a rz y s z a m i b ro n i niep odleg łościow có w p o ls k ic h “ .

P olska, k tó r a się od rod zi z h e k a to m b y

■wojennej n ie może i n ie p o w in n a być po­

dobną do P o ls k i, k tó ra zginę ła w e w rz e ś n iu 1939 ro k u . T a m ta b y ła zacofana i nied o­

ro z w in ię ta gospodarczo. A c i k tó r z y n ią rzą­

d z ili n ie s ta ra li się j e j u p rze m ysło w ić.

W rzode m na cie le n a ro d u jeszcze od X V I I I W ie ku b y ła k w e s tia chłopska. Z je d n e j s tro ­ n y is tn ia ły w ie lk ie la ty fu n d ia m agnackie, z d ru g ie j' — p a n o w a ł głód ziem i.

L a m p e s ta w ia p o s tu la t niezbędnych re ­ fo r m gospodarczych i społecznych — z re a li­

z ow an ych ju ż dziś przez obóz d e m o k ra ty c z ­ n y.

„ K ie d y w y jd z ie m y z pożogi w o je n n e j, prze d o d rod zonym na rod em stanie zadanie b u d o w a n ia zręb ów sw ej pa ństw o w ości na now o, na fu n d a m e n ta ch , k tó re u g ru n tu ją naszą w o lność i niepodległość, ty m razem ju ż ną w ie k i.

U c z y n ić to może ty lk o d e m o k ra c ja p o ls k a “ , (str. 129).

L a m p e d o k o n u je o s tre j a n a liz y p o ls k ie j przeszłości h is to ry c z n e j. W szelkie d o tych­

czasowe k lę s k i m ia ły za pow ó d niedosta­

teczną dem okratyczność in s ta n c ji k ie ro w ­ niczych. i samego ru ch u .

„P o ls k a d e m o kra tyczn a nie po zw o li so­

bie n a p o w tó rz e n ie b łę d ó w p o lity k i z okresu m ię d z y listo p a d e m 1918 r. a w rze śn ie m 1939 r „ n ie będzie s pe kulow a ła na grze obcych im p e ria liz m ó w , i n ie będzie bala nsow ała na p rz e c iw ie ń s tw a c h m ię dzy w ie lk im i m o ca r­

s tw a m i, nie oprze swego b y tu na c h w ie j­

n e j rów no w ad ze sprzecznych s ił w E u ro p ie “ , (str. 130).

La m pe s ta w ia jasno i o tw a rc ie sprawę w s p ó łp ra c y z p a ń s tw a m i d e m o k ra ty c z n y m i a w p ie rw s z y m rzędzie ze Z w ią z k ie m Ra­

d z ie c k im — zarazem stw ie rd za konieczność nowego układu granic Polski.

„Nasza g ra n ica zachodnia, nasza po zycja nad B a łty k ie m z w rze śnia 1939 r., p o w in na być zm ieniona na naszą korzyść, na k o ­ rzyść p o k o ju og ó ln o -e u ro p e jskie g o “ . (str. 130).

Z pasją pisarską i na m ię tn ością w a lc z y L a m pe p rz e c iw ty m , k tó rz y p o w strzym a ć c h c ie li ro z w ó j h is to ry c z n y n a ro d u p o ls k ie ­ go. S ta w ią w y ra ź n ie pro blem , że Polsce po w o jn ie p o trze ba d łu g o trw a łe g o p o k o ju i w y ­ tężonej pracy. B u rż u a z y jn o - k a p ita lis ty c z n e otoczenie E u ro p y m ię d z y w o je n n e j n ie m o ­ g ło zap ew nić p o k o ju a k la s y rządzące P o l­

ską w z m a g a ły napięcie i chaos.

B y zapew nić sobie suw erenność i p o k o ­ jo w e w a r u n k i b y tu — P olska m u s i n ie t y l ­ k o u g ru n to w a ć u siebie d e m o k ra c ję — m u ­ s i ró w n ie ż zapew nić sobie pom oc i w s p ó ł­

pra cę d e m o k ra ty c z n y c h sąsiadów i soiusz- n k ó w . Frazesem i fa n ta s m a g o rią b y ły sa­

n a c y jn e slogany o Polsce m o c a rs tw o w e j od m o rz a do m orza, k tó re w re z u lta c ie p rz y ­ c z y n iły się do iz o la c ji i osa m otnienia — a w k o n s e k w e n c ji ostatecznej do k lę s k i. P o l­

ska n ie może is tn ie ć an i ja k o p a ń s tw o im ­ p e ria lis ty c z n e , a n i w otoczeniu im p e r ia li­

stycznym .

O drodzona P olska w n o w y m u k ła d z ie s ił w E u ro p ie będzie nie zarze w ie m w o jn y i ig ra s z k ą w ob cych ręka ch — ale pa ństw e m k tó r e in n y m służyć będzie za w z ó r now ego ty p u d e m o k ra c ji i w a lk i o suw erenność n a ­ rod ow ą.

L a m p e z d a w a ł sobie spraw ę, że n o w y u k ła d s ił społecznych ta k w e w n ą trz n a ro ­ d u ja k i n a are nie m ię d zyn a ro d o w e j w y m a ­ ga n o w y c h m etod rządzenia i n o w y c h fo rm ro z w o jo w y c h .

„W s z y s tk ie p a rtie p o lity c z n e P o ls k i ze sw o­

im i s ta ry m i p ro g ra m a m i, s ta ry m i m etod am i d z ia ła n ia i s ta ry m i p rz y w ó d c a m i p rz e ż y ły się.

R zeczyw istość w y m a g a now ego u k s z ta łto w a ­ n ia k ie ru n k ó w p o lity c z n y c h w Polsce. D la d o kon an ia niezbędne są nowe w ie lk ie p rą d y

ideowe. . '

R ozpoczniem y po szukiw an ie d ró g nowego ty p u go spodarki narod ow e j. Z c h w ilą o d zy­

s k a n ia niepodległości odrazu stanie przed k r a ­ je m spra w a d ró g odbudow y“ .

I d a le j k re ś li m od el d e m o k ra c ji lu d o w e j, zaznaczając p rz y te m że „p ie rw s z y m w a ru n ­ k ie m odrodzenia narodow ego jest w o lność u k s z ta łto w a n ia w ła s n y c h dró g ro z w o jo w y c h “ . P rz y te m stw ie rd za : „te o re ty c z n ie je s t m oż­

liw a , a w k a ż d y m razie n ie je s t w y k lu c z o n a m ożliw ość e w o lu c ji go spo da rczo -po lityczne j P o ls k i w k ie r u n k u socjalistyczn ym , drogą p o ko jo w ą , bez w o jn y d o m o w e j“ . (Z tez p ro ­ gra m ow ych ).

Gdy ginęła stara Polska i stara Europa

L a m pe z n a la z ł koncepcję n o w y c h fo rm u s tro ­ jo w y c h , w y k a z a ł, że w e w n ę trzn y, ja k i m ię ­ d z y n a ro d o w y u k ła d s ił społecznych u n ie ­ m o ż liw ia ł wówczas p o k o jo w e w sp ółżycie i ro zw ó j n a ro d ó w — s tw ie rd z ił rów nie ż, że n ie m o ż liw y je s t p o w ró t do m inionego.

La m pe o b ra c a ł się nie ty lk o w gra n ica ch p ro b le m u przezw yciężenia sprzeczności k a ­ p ita lis ty c z n y c h — konieczność ta n ie p o d ­ legała d y s k u s ji. S zuka ł no w y c h dróg i m e­

to d prze ła m a n ia k a p ita liz m u . T y m ró ż n ił się od te o re ty k ó w i p is a rz y m ieszczańskich.

T a m ci w s ta ry p rz e ż y ty schenu u s tro jo w y c h c ie li w na jle pszym razie w ło ż y ć je d y n ie pewne now e elem e nty — a w rzeczyw istoś­

ci nie u m ie li rozw iązać żadnego p ro b le m u społecznego. iJie p o d o ła li tru d n o ś c io m p ro ­ b le m a ty k i społecznej a n i M a n n h e im i P op­

p e r — w A n g lii — a n i B lu m , Iz a rd w e F ra n c ji.

B lu m jeszcze w okresie p o b y tu w nie ­ m ie c k im obozie p'-sał, że o ile n a ro d y chcą po w o jn ie d a le j istnieć i w sp ółp raco w ać

— w in n y .zrezygnow ać ze sw ej s uw ere n­

ności, k tó ra — Jego. zdaniem — je s t ju ż dzćś anachronizm em ..

La m pe ja k t w szyscy te o re ty c y d e m o k ra ­ c ji lu d o w e j dow odzi, że p o d sta w o w ym w a ­ ru n k ie m ro z w o ju P o ls k i — je s t w olność i niezależność narodow a.

Rozbieżność m a c h a ra k te r zasadniczy.

K ie d y ś m ieszczaństw o c h e łp iło się swą idea suw erenności i niezależności n a ro d o ­ w e j. Na sztandarze r e w o lu c ji w y p is a ło tr z y ..y. li,).. Fratarrutś. Fgs.lit.ś“. 7, dwóch o s ta tn ic h zrezygnow ało w to k u w a lk k la - sow ych jeszcze w X I X w ie k u . P ierw sze z a k w e s tio n o w a li obecnie. (Świadczą o _ ty m ró ż n o ra k ie p u b lik a c je w y d a w a n e zarów no w A n g lii ja k j w e F ra n c ji — a w zasadzie ograniczenie suw erenności n a ro d o w e j je s t podstaw ow ą ideą dzisiejszego zachodnio - eu­

ro p e js k ie g o m ieszczaństwa).

Z ja k ic h p rzyczyn ? N ie bez słuszności pisze gdzieś uczony fra n c u s k i, H a lb w a ch s, że m ieszczaństw o w to k u e w o lu c ji h is to ry c z n e j up od ab nia się ja koś socjologicznie do szlach­

ty . N ie w ą tp liw y m zaś je s t fa k t, że coraz w y d a tn ie j' n a b ie ra cech in te rn a c jo n a ln y c h

— coraz ściślejsze łączą je w ię z y ponad­

na rod ow e — m iędzynarodow e, i klasow e.

Sprzeczności k la s o w y c h m ię dzy pra cą i k a p ita łe m przez d łu g i czas n ie dostrzegała n a u k a b u rż u a z y jn a . G d y je s tw ie rd z a ła

— tr a c iła zdolności badawcze i tw órcze . G u i­

zo t — po rzezi czerw cow e j 1848 ro k u — na k ilk a n a ś c ie la t z a w ie s ił sw ą pracę n a uko w ą.

K ry z y s m ieszczańskiej k o n c e p c ji n a ro d ó w d rą ż y ł n a u k ę m ieszczańską przez c a ły w ie k X I X i X X .

W ostateczności z m u s ił ją do re z y g n a c ji z n ie j.

I n ie dziw , że p ro b le m n a ro d u p o d e jm u ­ je n a u k a ro b o tn icza i de m okra tyczn a. L a m p e s tw ie rd z a je d y n ie f a k t y oczyw iste: — k la s y rządzące — b u rż u a z ja i z.iem iaństw o — w y ­ n a ro d o w iły się, bo s tr a c iły w yczu cie in te ­ resó w i zagadnień na rod ow ych . S tra c iły sens h is to ry c z n y w ra m a c h nowego u k ła d u s ił społecznych i k la so w ych .

O ile obóz szlachecko — b u rż u a z y jn y m a ­ lu je kon cep cję n a rod u, w k tó r e j k la s y lu d o ­ w e — w e d łu g w y ra ż e n ia Ś w ię to ch o w skie ­ go — b y ły zawsze elem entem b ie rn y m

— L a m p e k r e ś lił kon cep cję n a rod u, w k tó ­ r e j podstaw ow ą s iłą czynną je s t w ła ś n ie lu d . P o z w o liło m u to w y p ro w a d z ić te o rię n a ro d u z z a u łk a w ja k i z a p ro w a d z iła ją m y ś l mieszczańska.

Ide a de m okratycznego fr o n tu narodow ego je s t n ic z y m in n y m , ja k p rz e s ta w ie n ie m s ił społecznych w ło n ie n a ro d u — a w dalszym eta pie h is to ry c z n y m — lik w id a c ja sprzecz­

ności w e w n ą trz - n a ro d o v ’ych. E le m en te m d o m in u ją c y m p rz e s ta ją b yć k la s y posia dają­

ce. R olę czołow ą w na ro d zie o d g ry w a ć za­

czyna ją ' kla s a ro b o tn ic z a i chłopska.

N o w a ko n c e p c ja n a ro d u z ro d z iła się w to ­ k u z a c ie k łe j w a lk i z h itle ry z m e m , gd y w

■ g rę w c h o d z iła ob ron a k u ltu r y , c y w iliz a c ji i eg zystencji na ro d u . N ie w y s k o c z y ła ja k A te n a z g ło w y Zeusa. J ę j p o w sta n ie u w a ­ ru n k o w a ł c a ło k s z ta łt s to s u n k ó w społecz­

n y c h i m ię d z y n a ro d o w y c h — k lę s k a sta­

r y c h d o k try n i m ech an izm ów społecznych, a w p ie rw s z y m rzędzie w ie lk i, a n ty fa s z y ­ s to w s k i p o ry w m as lu d o w y c h .

W ie lko ść Lam pego na ty m polega, że u m ia ł n o w y m konce.pclom — jeden z p ie rw s z y c h w Polsce — nadać k s z ta łt p o ję c io w y i in te ­ le k tu a ln y . Że poprzez w o jn ę p rz e rz u c ił po­

m ost do czasów p o k o jo w y c h . Pom ost t r w a łv re a ln y ł h is to ry c z n ie postępow y.

(2)

s<r- 3 ___________ • ____ - ,.W I E Ś“

M a ria Janion

, VV&. ■

>>s

i

Nr 11 (140V

Szlachetność czy szlachetczyzna

Maria Dąbrowska w okresie pisania „Ludzi stamtąd“

N A „GRUBEGO ZW IERZA“

Z okazji wznowienia przez „Czytelnika“

„Ludzi stamtąd“ M arii Dąbrowskiej, czoło­

wi współcześni kry ty c y zareprezentowali arsenał chwytów, których zazwyczaj używa się tylko przy wyprawie na grubego zwie­

rza literackiego. Wacław* Kubacki w „O d­

rodzeniu“ (n r 92, „Pod znakiem epiki“ ) i Kazimierz Wyka w „Twórczości" (zeszyt 12, r. 1946, „Ludzie stąd“ ) przedstawili niesłychanie drobiazgowy opis artystyczne­

go kształtu „Ludzi stamtąd“ w katego­

riach mniej lub więcej formalistycznych.

Melania Kierczyńska w „Kuźnicy“ (n r 68,

„O „Ludziach stąmtąd“ ) w ramach analizy ideologicznej dokonała interpretacji ideolo­

gicznego sensu i społecznej fu n k c ji utworu.

Rezultaty krytycznych wywodów Kubac­

kiego i W yki dadzą się; poza dostarczeniem interesującej lektury czytelnikom czasopi­

sma, sprowadzić do k ilk u superlatywów, podkreślających słusznie wartość artystycz­

ną utw oru Dąbrowskiej oraz do k ilk u nie­

jasnych ogólników o „postawie ludzkiej“

autorki czy do zawikłańych rozważań o

„epickości“ .

Melania Kierczyńska sens ideologiczny utworu starała się wyinterpretować, jedy­

nie na podstawie tekstu, nie interesując się sytuacją historyczną, z którą należy skonfrontować postawę ideologiczną autor­

ki, ani też nie starając się wniknąć głębiej w warunki i przyczyny kształtowania się takiej ideologii. Stąd trafne obserwacje Kierczyńskiej doprowadziły przez swą apo- dyktyczność i bezwzględne przykrawanie według wzorców absolutnych do krzywdzą­

cego Dąbrowską stanowiska.

Kierczyńska podchwyciła skwapliwie wy­

znanie autorki, w którym daje ona wyraz swemu filozofującemu nastawieniu i uznała

„Ludzi stamtąd“ niemal za metafizyczną przypowieść. Kierczyńska słusznie podkre­

śliła w swej recenzji, że Dąbrowska wska­

zuje nędzarzom wyłącznie drogi duchowego przezwyciężania ciężkich warunków co­

dziennego bytowania. Źe pociecha, ja kie j im udziela w swej niewątpliwie pięknej książ­

ce — to erotyzm, miłość życia, przejęcie się pracą, wreszcie to, co sama Dąbrowska z okazji „Pamiętników chłopów“ nazwała

„radością życia przecierpianego“ .

Społeczna funkcja utworu i możliwości aktualnego oddziaływania zostały słusznie nazwane i odsłonięte. Nie ujaw niła jednak Kierczyńska wewnętrznego powiązania „L u ­ dzi stamtąd“ z całokształtem twórczości

Dąbrowskiej, co dało lukę w ostatecznej ocenie. Lukę tę ma zamiar wypełnić mój artykuł.

Kierczyńska stwierdza: „Stanowisko za­

jęte przez Dąbrowską odpowiada obiektyw­

nie interesom tych, którzy z ustroju spo­

łecznego, warunkującego* „dno życia" w czworakach czerpali własne bogate możli­

wości życiowe". Jeśli „Ludzie stamtąd“ czy jakikolw iek inny utwór Dąbrowskiej odpo­

wiadał interesom dworu, to były to nader wysublimowane „interesy“ . Obrona dworu szlacheckiego, przeprowadzona przez Dą­

browską została przecież także przeniesiona w całośei w sferę perspektyw moralnych, walk i osiągnięć duchowych.

„MÓWIĘ!, BOM SMUTNY I SAM PEŁEN W INY...“

To motto „Rozdroża“ określa w najlep­

szy sposób całokształt społecznej, publicy­

stycznej 1 literackiej działalności M arii Dą­

browskiej. Postawa ideologiczna Dąbrow­

skiej wyrosła niemal w całości z ge­

stu kajającego się szlachcica. Da się ją wmieście bez reszty w szereg rozwojowy społecznej myśli szlachetnych odkupicieli win dworu.

Nasilenie, jakie u progu niepodległości przybrał k o n flik t między wsią a dworem, wzrost sił stronnictw ludowych i ich rady- kalizacja na lewym» skrzydle, zbliżonym do ugrupowań socjalistycznych, wpływy, jakie socjaliści i ludowcy zdobyli w pierwszych rządach niepodległej Polski, pogłosy re­

wolucji rosyjskiej, lęk przed wybuchem niezadowolenia w masach, mogących znieść warstwę szlachecką z powierzchni ziemi — wszystko to stawiało sprawę reform wsi na ostrzu noża i pozostawiało członkom tej warstwy dwie możliwości: ekspiację z win

stuleci lub okopy Św. Trójcy.

Droga ekspiacji była teraz oczywiście trudniejsza, wymagająca od ówczesnego po­

kolenia więcej, niż od pokoleń poprzednich.

Dąbrowska dała w „M ojej odpowiedzi“ su­

maryczną ocenę dawnych dróg naprawy błędów: — „ideą spełnionych zadośćuczy­

nień — w powstaniach, konfiskatach i ofia­

rach z dóbr —- nie można się zasłaniać, i wykręcać od konieczności przeobrażeń

W

naszym ustroju rolnym skoro ekspiacje owe były tego rodzaju, że nie mogły bolą­

czek społeczno-gospodarczych uleczyć“ . Droga ekspiacji poprzez ofiarność na cele narodowe została zdezaktualizowana prze­

wrotem stosunków politycznych. Dziesięciu sprawiedliwych szlachetczyzny skierowało . się na wyznaczony tradycją szlacheckich radykałów szlak reform społeczno-gospo­

darczych.

Oczywiście — na plan pierwszy wysunęło się tu marzenie o moralnym odrodzeniu warstwy szlacheckiej, o ratowaniu je j po­

przez wskazanie użyteczności i niezbędno­

ści na innej płaszczyźnie: — świętości mo­

ralnej. Nie sposób oddzielić tych szlachet­

nych złudzeń od wskazań innego apologety szlacheckiej ekspiacji, Żeromskiego z ro­

ku 1907: „Okaże teraz szlachcie polski wielkość duszy, która przecie samą siebie w trudzie tyle la t przezwyciężała. Odpasze wreszcie zlotolity pas i zrzuci z ramion kon- tusz czerwony. Zstąpi w piastowski lud i stanie się ludem... Rozpustne swoje hasło:

— „zastaw się, a postaw się!“ — przemie­

ni szlachta polska na najwyższe hasło świata. Zastaw się, ja k wygnańce w ziemię cudzą i w ziemię sybirską! Nie zostaw sobie nic prócz wielkości duszy“ (podkr. moje—

„Słowo o bandosie").

Wszystko wydawało się jeszcze łatwe w promieniach entuzjazmu niepodległościowe­

go, uczucia „...głębokiego i pokornego za­

chwytu nad wielkością czasów, w których żyjemy, pięknością i drogocennością ziemi, danej nam za warsztat pracy i potęgą przy­

szłości, która jest cała przed nami“ (Dą­

browska „O zjednoczonej Polsce“ , 1919).

„Ziemia, dana nam za warsztat pracy“ sta­

ła się przedmiotem reform y rolnej. Polski szlachcic nie entuzjazmował się okazją zdo­

bycia „wielkości ducha“ ; oprócz burzy pro­

testów, bezsilnych wobec uchwał sejmu, po­

ja w iły się groźniejsze objawy sabotażu, ja k np. pozostawianie odłogiem przeznaczonych na parcelację części m ajątku itp.

Dąbrowska, pracująca wówczas w Urzę­

dzie Ziemskim, wydała broszurkę „O w y­

konaniu reform y rolnej“ (1921), gdzie w tonie pełnym biurokratycznej naiwności wzywała do współpracy z „czynnikami rzą­

dowymi“ , apelowała do bezstronności, umiarkowania, zrozumienia rzeczy, miłości dobra publicznego i wielu jeszcze pięknych cech i przymiotów. Reforma wykonana w tym duchu miała być istotną i trw ałą na­

prawą ustroju rolnego Polski.

W tonie rzeczowego komentarza ustawy, ja k i panuje w całości broszurki poza mo­

ralizatorskim wstępem i zakończeniem, uderzają momenty —'zdawałoby się najzu­

pełniej zbyteczne w urzędowym wydawni­

ctwie tego typu — gorące apoteozy koope- ratyzniu. Kooperatyzm miał tu zabezpie­

czyć pomyślne rezultaty reform y rolnej.

Jednak nie tylko tyle. W ideologii Dą­

browskiej, kształtującej się — ja k sama stwierdza w ogromnej mierze pod wpły­

wami m yśli E. Abramowskiego, koopera­

tyzm urósł do Znaczenia cudownego eliksi­

ru na wszelkie schorzenia organizmu spo­

łecznego. Tak traktow ał to sam Abramow- ski_—• „Kooperatywa, jako sprawa wyzwo­

lenia ludu pracującego" (2 wyd., 1917). Nie trzeba dodawać, że była to typowa u to p ij­

na poprawka do kapitalizmu. Wartość idei kooperatywizmu polegała nie tylko na uni­

wersalności, ale i na możliwości wyrugo­

wania dzięki niej czynnika rewolucji.

Dąbrowska podkreślała, że dzielą Abra­

mowskiego były jedna z tych rzeczy na Świecie, które natchnęły ją wielkim entu­

zjazmem do życia. Z Abramowskiego za­

czerpnęła wiarę w kooperatywę, jako czyn­

nik vvyzwolenia człowieka bez stosowania

ostrych środków, nadzieję, że wobec roz­

woju kooperatyw ustrój kapitalistyczny zamrze naturalną śmiercią, a náde wszy­

stko charakterystyczną dla swych soiida- rystycznych marzeń radosną utopię brater­

stwa i współdziałania, wspaniałej moralnej przebudowy człowieka. Poza entuzjastycz­

nymi artykułam i i książką, poświęconą Abramowskiemu w r. 1925 „mania coope- rativica“ Dąbrowskiej przejawia się wre­

szcie i w działalności publicystycznej, nie- związanej z szerzeniem kultu osoby Abra­

mowskiego, ja k „Ręce w uścisku“ (1938), a nawet i w literackiej. W r. 1922 wydała Dąbrowska zbiorek opowiadań pt. „Gałąź czereśni“ , poświęcony w całości nieukrywa­

nej propagandzie idei spółdzielczej.

Curiosum swego rodzaju klasyczny przy­

czynek do postawy filantropijnego marzy- cielstwa stanowić może opowiadanie

„Dziewczynka z kaczeńcami“ . Dziewczynka sprzedaje kaczeńce, żeby kupić książkę szkolną — i bolesne zdümienie autorki:

dzieje się to w dobie „g d y co minutę prze­

walają się z rąk do rąk olbrzymie fortuny, a wielkie, międzynarodowe transakcje do- konywują się w ciągu kilku godzin“ . Dą­

browska w kapitalizmie, w całej machinie ekonomicznej współczesnego społeczeństwa nie dostrzega siły, funkcjonującej konsek­

wentnie, rządzonej określonymi prawami rozwojowymi. Komentarz autorski sugeru­

je pogląd, że kapitalizm to tylko jakieś skrzywienie kierunku działalności ludzkiej.

„1 gdy na to wszystko nie mogą poradzić ci, co pędzą tysiącem pojazdów, co gonią za wielkim i interesami wzdłuż ulicy, gdzie stoi dziewczynka —• myślę o kooperatywie szkolnej...“ . Kapitaliści chcieliby, ale nie mogą poradzić, bo nie są dobrymi ludźmi.

„Ź li ludzie — oto jest smutna klęska świa­

ta“ . „Niedobrzy ludzie! — perswaduje ła­

godnie pszenica w „Gałęzi czereśni“ --- T y­

le macie w sobie sił cudownych, które mogą was uczynić wielkim i i bogatymi! Dlaczego chcecie na nas zarabiać — na nas, ubogiej żywności świata?"

Sprecyzowany został leitm otiv całej tw ó r­

czości Dąbrowskiej: —■ źli ludzie... nie­

mądrzy ludzie... działający wbrew własnym interesom ludzie...

Reforma rolna z r. 1920, ani poprawka z r. 1925 nie przyniosły oczekiwanej, is to t­

nej i trw ałej naprawy ustroju rolnego Pol­

ski. Prof. Bujak, jeden z najgorętszych bo­

jowników o reformę rolną w latach Í918-19 (nota bene przyjm ujący wówczas, jako do­

puszczalne maKimum ziemiańskiego fo l­

warku 500 ha) stwierdzał w r. 193S, że rozdrobnienie ziemi w Polsce było w tych czasach większe, niż po wojnie, gdyż sze­

reg wpływów dławiących drobną własność rolną, ja k utrudniony odpływ do przemy­

tu * kryzys rolniczy, opanowanie organiza- c ji rolniczych przez ziemiaństwo — zni­

weczył wszelkie skutki uprzedniej reformy.

Była to woda na dworskie m łyny: zie­

miaństwo „z góry wiedziało", że reforma i tak nic nie pomoże i broniło się dalej za­

cięcie. Oględna — bynajm niej nie radykal­

na akcja parcelacyjna min. Poniatowskie­

go wywołała burzę protest ów i wzrost egoi­

stycznego zacietrzewienia w sferach zie­

miańskiej konserwy. Dąbrowska, zatroska­

na o los swej warstwy, przerażona absolut­

nym niezrozumieniem sytuacji, dworu, prze­

chodzeniem do porządku dziennego nad najbardziej palącymi, żądającymi rozwiąza­

nia sprawami, chwyciła za pióro, by we­

zwać do „upamlętania“ .

W ocenie znaczenia „Rozdroża“ przez sa­

mą autorkę nie brak ponurego proroctwa.

Dąbrowska uważała „Rozdroże“ za najhar­

dziej umiarkowany, le być może ostatni juz tak umiarkowany, glos w sprawie re­

form y rolnej.

Konkretny program polityczny był dość mało sprecyzowany; mętność zarzucały mu też nawet pisma przychylne Dąbrowskiej i sprawie parcelacji, ja k in. in. „Wieś i pań­

stwo“ . Funkcja „Rozdroża“ nie polegała też na zarysowaniu programu; miało to być ostatnie memento dla warstwy ziemiań­

skiej, dwudziestowieczne „Kazanie Sejmo­

we“ : „.„drżę o Polskę, ja k drżą dziś m i­

liony,, które widzą, że Bóg jakby nas obrał z pi'zezornego rozumu, skoro pojąć nie mo­

żemy, że nie ty lk o siła, wielkość, lecz i nie­

podległość Polski zależy od bytu i pomyśl­

ności nie garści uprzywilejowanych, ‘ ale wszystkich je j pracujących obywateli i związanych z je j dziejami ludów“ .

„Rozdroże" — to próba znalezienia miej­

sca dla szlachty w Rzeczpospolitej poprzez zneutralizowanie je j ujemnego działania, Wskazanie je j możliwości pożytecznej fu n ­ k cji społecznej. Dąbrowska nie ukrywa, że dążenie do wpłynięciu na warstwę szla­

checką jest rezultatem lęku przed rewolu­

cją socjalną, którą może wywołać prowo­

kujące, nieustępliwe Stanowisko zie/rliań- stwa. Możliwość uniknięcia gniewu ludu po-

przez dobrowolną ofiarę! Stanowisko nie nowe — Żeromski pisał w „Słowie o ban­

dosie“ : „Nie przymusowe, lecz dobrowolne wywłaszczenie!... Nie trzeba w Polsce re­

wolucji socjalnej. Kto pierwszy znalazł l i ­ berum veto, ten pierwszy zniweczy na z:emi rewolucję socjalną“ .

W polemice z „Rozdrożem“ zarzucano Dąbrowskiej dążenie do wyeliminowania ziemiaństwa z życia Polski. Było to stano­

wisko ja k najbardziej niesłuszne. Miejsce dla ziemian mogło się zresztą znaleźć w ra ­ mach sanacyjnej reform y rolnej. Liczne i stosunkowo spore folw a rki rolne m iały się stać ośrodkami k u ltu ry rolnej dla okolicy.

Ziemianie — to dla Dąbrowskiej wciąż naturalni przewodnicy ludu, byle tylko zrozumieli logikę historii, przestali żyć pre­

tensjami do współczesności i obroną ma­

terialnego stanu posiadania. Książka pisa-:

na była z miłością i lękiem. „Są jednak ra­

cje, których wolałoby się nie mieć. I z któ­

rym i występuje się nie dla przyjemności, lecz z rozpaczliwa nadzieją, że im jednak życie może zaprzeczy...“ („M oja odpo«

wiedź“ ).

Nawoływania Dąbrowskiej o poprawę moralną, o przebudowę duchową oprócz powodzi oszczerstw i wymysłów wywołały jedną odpowiedź, utrzymaną w tonie spo­

kojnym i poprawnym. „Rycerski przeciw-, nik“ ja k stwierdza Dąbrowska — Zofia Starowieyska-Morstinowa rozprawiła się Z autorką „Rozdroża", je j własną bronią: nie można wymagać od ziemian oddania ziemi, zejścia dobrowolnie ze stanowiska rządzą­

cego. Jest to żądanie godzące w istotę czło­

wieka, w istotę jego egoizmu, żądanie wy­

rzeczenia się i przezwyciężenia „własnego ja “ . — Jakże można to jednak robić, gdy idea reform y rolnej nie jest prawdą abso­

lutną, dla któ re j zdobywa się wyznawców i dla któ re j przeobrażają się dusze ludzkie.;

Na szczęście historia musiała rozstrzyg­

nąć ważniejsze zagadnienia, niż nierozwią­

zana do dziś kwestia, czy można przeobra­

zić duszę ziemianina.

Jak widać — kwestie społeczne, wszel­

kie sprawy człowieka umiała Dąbrowska!

widzieć tylko w kategoriach moralnych.

Pod kątem moralnego wzniesienia czy upad­

ku rozpatrywała nie tylko losy ludzi stąd

— z zagrożonego dworu, ale i losy ludzi stamtąd — z dna folwarcznej nędzy.

NOC PONAD ŚWIATEM

Trudno rozsądzić, czy sprawa „Ludzi stamtąd“ wyłoniła się nagłym cieniem zei wspomnień uśmiechniętego dzieciństwa, czy ze stosu urzędowych akt kierowniczki „re ­ feratu robotników rolnych“ w Minister­

stwie Rolnictwa. Przedmowy Dąbrowskiej do I I i I I I wydania opowieści przerzucają zagadnienie na płaszczyznę ogólnoludzką, w:

dziedzinę wieczystych cierpień i wzlotów!

ducha ludzkiego. Książka. jednak mówi cc) innego. Zbyt głęboka, smutna, ale i kon­

kretna wiedza o życiu leży u je j podłoża, zbyt przejmujący i prawdziwy obraz kre­

śli pisarka-realistka, byśmy się dali zwieść programowym wynurzeniom o rzeczach od­

wiecznych i symbolicznych. Jest to nie t y l­

ko przypowieść metafizyczna, ja k t ) su--

geruje sama autorka i je j surowy k ry ty k , M. Kierczyńska.

„Ludzie stamtąd“ , to niewątpliwie do­

kument zarówno dokładnej znajomości sto­

sunków folwarcznych, ja k i solidnej wie­

dzy o przedmiocie i umiejętności socjologi­

cznego widzenia życia gromady. Dąbrowską kreśli liczne i skomplikowane wiązania, łą­

czące życie jednostki z folwarczną społecz­

nością, ostro zarysowuje obraz poszczegól­

nych grup i wzajemnych stosunków między]

nimi. Tak hp. folwarczni i bandocliy to dwie zupełnie różne grupy; nie ma elementu wrogości, ale istnieje wyraźne poczucie ob­

cości: — „g a lic jo k i" — mówi się o nich z pogardą, dziewuchy rado płatają im figle, chłopcy chcieliby ich wykluczyć z towarzy­

skiego życia gromady. Bandosy pozostają poza. nawiasem momentów, w których ma­

nifestuje się ścisła wspólnota gromady?

pracują w czasie pogrzebu W ityka, którego

„robiące ręce“ swoich niosą do grobu. Gro­

mada osiadła — niezmienna, solidarna, związana stałością wspólnej doli, wyodręb­

nia się ostro od wszelkich elementów prze­

lotnych. Równie ostro i >;e znajomością sto­

sunków wiejskich kreślona jest sytuacja człowieka, którego kalectwo i przymusowa bezczynność postawiły poza obrębem życia grupy, wyłączyły z ścisłej społeczności pra­

cującej (mleczarz Dyonizy, Stróż Nikodem), Ta niewątpliwa ^ wiedza społeczna ule mo­

gła doprowadzić — wbrew twierdzeniom Kierczyńskiej — do sfałszować). Bo filozo­

fowanie Dyonizego i wybujały erotyzm Ł u cji czy M arynki nie k ry ją w sobie żad­

nych arealistyeznych momentów; zastrze­

żenia przeciw tym elementom można mieć

(3)

Nr 11 (HO) „W I E S" Str. 5 jedynie z punktu widzenia ich ideologicz­

nej fu n k c ji w oddziaływaniu na czytelnika.

Dotychczasowe recenzje — zarówno fo r- malistyczne W yki i Kubackiego, ja k i a rty ­ kuł Kierczyńskiej — niewłaściwie postawiły sprawę dworu w „Ludziach stamtąd“ . W y­

ka stwierdza podwójną: artystyczną i spo­

łeczną nieobecność dworu; Kubacki do­

strzega jedyną funkcję dworu w organizo­

waniu grupy, wspólnoty — niezbędnego przedmiotu epickiego opisu. Według K ie r­

czyńskiej dwór to nie tylko punkt obser­

w acji Dąbrowskiej, ale i szaniec niedotknię- ty przez nią krytyką . „Dąbrowska w yeli­

minowała z opisywanej przez siebie rzeczy­

wistości rysy klasowego myślenia i odczu­

wania, społecznego buntu i w alki najm itów rolnych, rysy wrogiego stosunku dworu i czworaków“ . Jest to już wyraźnie sprzecz­

ne z prawdą.

ścią. Szlachecka ekspiacja na każdym polu

— a więc i wstyd za własną „uczoność“

wobec upośledzonej ciemnoty. To właśnie Maria Dąbrowska z uporem forsuje w ro ­ ku 1937 kandydaturę „Pamiętników chło­

pów“ do nagrody „Wiadomości Literackich“

za najlepszą książkę r. 1936. Trzeba podać koleżeńską dłoń „mozolnym wysiłkom prze­

bijającej się na światło samorodnej tw ó r­

czości chłopskiej“ — brzmi uzasadnienie ju ry . Nie śmiejmy się z te j apoteozy „samo-

ilja Erenburg

W

rodności!“ Nie trudno dziś — z pozycji współczesnego radykalnego ruchu ludowe­

go — mówić o wsteczności poglądów M arii Dąbrowskiej.

Czy „Ludzie stamtąd“ mogą być dziś książką szkodliwą ? — Zapewne. I ma tu rację Kierczyńska. Ale to kwestia właści­

wego komentarza.

W głębi sanacyjnej nocy nad światem umiejmy jednak dostrzec historyczny sens twórczości M arii Dąbrowskiej. To ostatnie

P O L $ C

ogniwo w łańcuchu zjawisk zwanych „ra ­ dykalizmem szlacheckim“ . Dziś jest to świat zamknięty, miniony. Pęd żywej hi­

storii uczynił jego problemy ka rtką z pod­

ręcznika „dziejów ojczystych“ . Przemijanie jego skwitował utw ór artystycznie ciosko, nały. Nie przypadkowo porównywano „L u ­ dzi stamtąd“ do „Pana Tadeusza“ — —

„Patrzcie, patrzcie młodzi, może to już ostatni...“ .

Na szczęście! Maria Janion

E t]

Niedwuznaczne są przekleństwa W ityezki po śmierci męża, zaharowanego na śmierć przy dworskich owcach. Niedwuznaczne są napomknienia, dlaczego Nikodem dopiero po dziesięciu latach choroby znalazł się w szpitalu. Nie ma zamazywania społecznych konfliktów w obrazie dworu, ja k i narzu­

cał się oczom folwarcznych, szukających ratunku, gdy powyzdyehały im krow y:

„N azajutrz wszyscy spoglądali na dwór, szukając w nim wątpliwego ratunku. Pod bystrym słońcem i czystym niebem stał za­

padnięty, rozgrodzony, zasypany ulewą l i ­ ści, sam jakby goły i cały w pręgach dzi­

kiego wina, ja k w strugach k rw i ...lecz te­

raz, kiedy państwo wyjeżdżali za granicę, ze swą umierającą na suchoty panną, zro­

biło się jeszcze gorzej. Ludzie wiedzieli dobrze, co teraz nadchodziło. Niezałatane dachy. Urwane ordynarie. Niezapłacone dniówki“ . Tak, pan jest na ogół dobry i ludzki, niesie na rękach pijanego stangre­

ta — jasnym jest jednak, dlaczego Piotrek się rozpił. „ — I tak... I tak. I tak człowieka gnój zeżre... Stary pan puścił go i odszedł“ . Spojrzenie na czworaki z dworskiego gan­

ku jest spojrzeniem pełnym wstydu i skru­

chy.

Jeśli nawet tendencja autorki zmierzała do przefilozofowania rzeczywistości, to wię­

cej mówią o tym przedmowy, niż tekst no­

wel. Straszna, niesfałszowana rzeczywistość wygląda zbyt jaskrawo spod wszystkich wątłych i wątpliwych pocieszeń.

„...jeśli mówimy o pisarzu, że stoi na po­

zycjach danej klasy czy warstwy społecz­

nej, nie znaczy to bynajm niej ani że sam do niej koniecznie należy, ani nawet, że jest je j świadomym, jawnym apologetą.

Znaczy to jedynie, że pisarz znajduje takie rozwiązania wysuwanych przez życie za­

gadnień, jakie obiektywnie odpowiadają in ­ teresom danej klasy czy warstw y“ (K ie r­

czyńska). Czy „Ludzie stamtąd“ odpowia­

dali obiektywnie interesom klasy ziemiań­

skiej? — Obrona dworu M arii Dąbrowskiej przebiegała po lin ii programu zbyt minima- łistycznego, a stawiała dworom zbyt tru d ­ ne i różnorodne obowiązki, by mogło to być uznane za program wygodny. Ujawnie­

nie straszliwej nocy nad światem czwora­

ków nie było zgodne z interesami dworu — z całą pewnością. Po wydaniu „Ludzi stam­

tąd“ jeden z przedstawi cieli ziemiaństwa pisał z oburzeniem do Dąbrowskiej, że je j książka to w ybryk chorej wyobraźni. Nie było zgodne z interesami ziemiańskiej kon­

serwy „Rozdroże“ . Warstwa ziemiańska nie przebierała też w słowach na określenie

„zbrodniczej“ pozycji Dąbrowskiej.

Stanowisko Dąbrowskiej nie było rewo­

lucyjne. Nawiązywało do innych prób wmontowania folw arku w strukturę spo­

łeczną Polski, podejmowanych przez prof.

Grabskiego („W ieś i fo lw a rk“ , 1930). Spo­

śród działaczy ludowych bliskim był Dąb­

rowskiej jedynie profesor Bujak. Na­

wet „Młoda Myśl Ludowa“ , ja k stw ier­

dzała Dąbrowska w „Odpowiedzi“ , miała o wiele bardziej radykalny program. Mimo to ze strony szlacheckiej rozprawiono się z Dąbrowską niesłychanie ostro. Czego nie powiedziano z okazji „Rozdroża“ ! Ewoko- wano nawet ducha Szeli — „Do roboty Szeli brać trzeba rasowych czekistów“ — drw ił nieoceniony „M erkuriusz“ . Swoi od­

trą cili Dąbrowską ostatecznie. „Polemika z „Rozdrożem“ dużo mnie nauczyła. Wiem tedy, że wystąpiłam coś jakby w ro li dur­

nego Don Kichota, k tó ry w ziemiaństwie chciał widzieć Dulcyneę i to zdolną do przemienienia się w księżniczkę ducha. Owa zaś Dulcynea „silna, leniwa i czerstwa“

(N orw id) w odpowiedzi w ylała m i na głowę kubeł brudów i pomyj. Tak bywa durnym Don Kichotom. „ I bardzo słusznie“ mó­

wiąc znowu słowami Norwida“ . („Odpo­

wiedź“ ).

Oto durny Don Kichot czy też Rycerz- Bandos z opowieści Żeromskiego, panicz, co

„krwawą bandosa dolę przypiął sobie do lewego boku, ja k zardzewiały, w ziemi w y­

kopany brzeszczot mieczowy“ .

Wśród odradzającego się ducha szla- chetczyzny odbyła się ostatnia zapewne w naszej historii próba ekspiacji. Próba ety­

mologicznego uzasadnienia sensu szlache- ckości poprzez je j związki ze szlachetno-

WAESZAW A

Chodzimy po Warszawie z Julianem Tu­

wimem. Wokoło rumowisko i księżyc.

Wspominamy ja k ongiś przed 20-tu la ty krążyliśm y po tych samych ulicach. Tak samo ja k wtedy gwarzymy o poezji. W pew­

nym momencie Tuwim pyta: „Czyż jest w świecie piękniejsze miasto?“ — Rzeczywi­

ście, zburzona Warszawa jest piękna w swym tragiźmie. Czynszowe kamienice z końca X IX w. upodobniły się dziś do ruin Rzymu. Miasto nie umarło. Mrowie ludzi krząta się i buduje, taszczy kamienie, sadzi kw iaty. Warszawa — ta,' któ rą znałem przed wojną, nie zachwycała mnie. To nie Kraków z wysmukłymi konturam i Wawe­

lu. Mimo to posiadała swój szczególny u- rok — wdzięk, lekkość, nastrój cichego

PORTRETY ŚLĄSKIE

Młody robotnik

ry s . M . B e zd zikó w n a

smutku. Jakżeż zmieniło się to miasto!

Zmieniła się cała Polska. Wprawdzie nie trudno dojrzeć pierwotny rysunek Warsza­

wy, rozeznać się według starego planu w labiryncie zrujnowanych ulic, usłyszeć zna­

jome niegdyś nazwy, napotkać dawnych, cudem ocalonych znajomych. Oto ru in y ko­

ścioła: szkielet dachu, przed ołtarzem M at­

k i Boskiej świece, astry, klęczące kobiety.

Oto zwalony dom, ale na parterze cukier­

nia. — Ale wszystkie te zasadnicze elemen­

t y dawnej panoramy stanowią jedynie szczegóły o wiele szerszego płótna — W ar­

szawy nowej, takiej, ja k była i jednocześnie innej. Nie mówię w te j chwili o ofiarach, bohaterach, męczennikach, powstańcach ghetta. Mówię o tych, eo ocaleli. Ci zacho­

w ali dawną żywość i wdzięk, lecz sta li się naturalniejsi i silniejsi. Zmienił się wygląd tłumu. Nie widać już w Alejach Jerozo­

limskich olśniewających oficerów, nadają­

cych ulicy charakter dekoracji operetko­

wych. Dzisiejsi oficerowie nie czynią już ta k srogiego marsa. Ci walczyli. Mniej też staroświeckich wąsatych ziemian i... mniej żebraków. Wiadomo było od dawna, że Po­

lacy umieją się bić. Legendy o polskiej od­

wadze obiegały w X IX w. całą Europę.

Wiedzieliśmy również, że to naród wysoce utalentowany — dał przecież światu M i­

ckiewicza, Słowackiego i Chopina. Dzisiaj ujrzeliśm y jeszcze jedną Polskę — Polskę pracy. Twardy wysiłek znosi zwaliska, W ar­

szawy, przydaje szczególne znaczenie ster­

tom kamieni i cementu, zwózce i terkotowi maszyn.

Nowy, niezauważalny tu dawniej rytm pracy — nowoczesny romantyzm — patos powrotu do życia. Dla Niemców miało to być żerowisko bezczelnych zbirów, teren obozów śmierci. Jedynie my, Rosjanie po­

tra fim y odczuć ile ten k ra j przecierpiał.

T utaj uderzają naszą uwagę już nie ruiny,

*) „N a w o je W re m ia “ N r 1 (139) styczeń 1948 r .

a po prostu... te nieliczne domy, które oca­

lały. A jednak współczesna Polska szyb­

ciej wraca do życia niż stosunkowo mniej zniszczona Francja. Nie posądzamy F rancji o lenistwo. Lecz nie ma tam te j jedności, te j w iary w przyszłość, jaka cechuje nową Polskę — wiary, która uderza przybysza, kiedy wda się w rozmowę z ludźmi ruin.

Oto jakaś kobiecina biduje na Starym Mie­

ście, gdzie po prostu nie został kamień na kamieniu.. Oczyściła z dziećmi suterynę i zasadziła kw iaty. Noe, pusto, ciemno, zwał kamieni i.... malec z elementarzem. O czym­

że ta kobieta myśli? o trzeciej wojnie? o bombie atomowej ? Nie, ona tu pomiędzy ruinam i czuje się spokojniejsza, niżeli wszy­

scy mieszkańcy Washingtonu i Chicago.

Zastanawia się nad przyszłością syna, mo­

że będzie z niego inżynier, może doktór.

Pamiętam ja k to przed 20 la ty Warszawę trzęsła po nocach gorączka. Sensacyjne ty ­ tu ły wieczorowych gazet straszyły czytel­

ników niemal co dobę, straszyły wszy­

stkim... nawet groteskowym Waldemara- sem. A dziś Warszawa, a z nią cała Polska jest sprzymierzona z przyszłością i dlatego właśnie tak sprężyście pracują fa b ryki Ło­

dzi, Białegostoku czy Katowic, a młodzi ludzie zapełniają audytoria uniwersytetów.

WROCŁAW

Wrocław jest jedną z tych miejscowo­

ści, gdzie szczególnie mocno czuje się wiarę w człowieka. Miasto na skutek trzymiesięcz­

nych walk zniszczone niemal ze szczętem żyje, stanowiąc miernik polskiej woli. Mia­

sto piękne. Szczęściem część jego zabytków ocalała : ratusz, katedra z romańską rzeźbą, koronki gotyku, anieli renesansu. Znajo­

my rzeźbiarz rzekł mi, że powietrze i kolo­

r y t Wrocławia przypominają mu paryskie nadbrzeża Sekwany. Gdy wspomniałem o sztuce, uczyniłem to nie tylko dlatego, że jest ona tak charakterystyczna dla W ro­

cławia, lecz również dlatego, że ten duch w i e l k i e j t w ó r c z o ś c i żyje we wszystkich jego nowych mieszkańcach, od kamieniarza do studentów.

Kapitele i portale, które mnie tak za­

chwyciły, pochodzą jeszcze z owych cza­

sów, gdy przedwojenny Breslau b ył W ro­

cławiem. Nie zajmuję się ani archeologią polityczną, ani polityką archeologiczną.

Gdy myślę o ciężkiej walce, jaką Żydzi to ­ czą obecnie w Palestynie, to przed oczyma nie staje m i k ró l Dawid - i Juda Macha- beusz, lecz trud, pot i krew tych ludzi, k tó ­ rzy tu wśród pustyń założyli kwitnące wio­

ski. Tak samo Wrocław je st dla mnie m ia­

stem polskim nie dlatego, iż zachowały się w nim cegły z czasów Bolesława Krzywou­

stego, ale dlatego, że 300.000 polskich pio­

nierów umiało przepoić życiem wypalone i połamane mury.

„Washington Post“ nie tak dawno poin­

formowała swoich czytelników, że W ro­

cław jest dla Polski ciężarem, i że Polacy zaskoczeni są narzuconą sobie w nim rolą.

gospodarzy'. Poczciwi Amerykanie chcieliby Polskę od Wrocławia... oswobodzić. Ame­

rykańska i angielska prasa przedrukowuje a rty k u lik i socjal-demokratów niemieckich:

„Niemcy przesiedlone“ . „Obszary n a j­

bardziej ongiś zagospodarowane dziczeją“ ,

„Go rychlej przeprowadzić rewizję granic“ .- Na szczęście o losach Wrocławia nie decy­

dują już filantropijne „pobożne życzenia“

„Washington Post“ , ani też kiepski humor p. Marshalla. Jedna z niemieckich gazet w angielskiej strefie oznajmiła niedawno, że strata Wrocławia i Szczecina to finis Ger- maniae. Schuhmachery nie chcą pogodzić się ze stratą Wrocławia, a godzą się nad wyraz chętnie na jakąś Bizonię, która może l i ­ czyć w najlepszym razie na niepodległość w rodzaju Guatemali czy wysp Hawajskich.

Próżno niemieccy socjal-demokraci i ich anglosascy poplecznicy klarują, iż Niemcy nie mogą bez Śląska istnieć. Wszyscy nie­

mieccy, badacze, zajmujący się przed Wojną problemem wschodnim, wskazywali z trw o ­

gą na zjawisko tzw. „O stfluchtu" —

„ucieczki ze wschodu“ — masowe opuszcza­

nie przez Niemców terytoriów kresowych i przenoszenie się na zachód. Dla Niemiec tereny wschodnie były doczepką, posiadanie ich było raczej kwestią heraldycznego sno-

bizmu, a nie konieczności ekonomicznej.

Dla Polski Ziemie Odzyskane to zboże, wę­

giel, morze, życie. Olbrzymia większość mieszkańców to nowoprzybyli: Polacy ze Lwowa, zniszczonych miast Polski Central­

nej czy z Francji. Mawiano często ongiś, że Polakom brak zdrowego rozsądku i dy­

scypliny, jednak nikt, nawet wrogowie, nie mogli im nigdy zarzucić braku patriotyzmu.

Stykałem się z polskimi górnikami w pół­

nocnej Francji. W okresie międzywojen­

nym nieppdległa Polska nie była w stanie przygarnąć ich i wyżywić, mimo to pozo­

stali wierni polskości i bynajmniej nie zdziwiło mnie, gdy ujrzałem ich teraz nad Odrą. Obecnie kontynuują długą historię swego narodu i rozpoczynają nowe dzieje Śląska.

PORTRETY ŚLĄSKIE

Młody Inżynier

ry s . M . B ezd zikó w na

Z przedziwną szybkością choć w nie­

zmiernie ciężkich warunkach wybudowano we W rocławiu olbrzymią fabrykę wagonów.

Widziałem w niej Polaków zza Bugu, z Wi- leńszczyzny, z Francji. Nie jest to dla nich jakaś zwyczajna sobie fabryka — wyłącz­

ne miejsce pracy i zarobku, ale jednocze­

śnie realizacja nowego patriotyzmu i naro­

dowych ambicji.

Przeoranie pustyni intelektualnej to je­

szcze większe dzieło niż likw idacja ruin.

Uniwersytet wrocławski został w dużej mie­

rze zniszczony. Z jakim jednak zapałem w audytoriach, przypominających jeszcze wy­

glądem kantory zakładów budowlanych, młodzi chłopcy i dziewczęta przybyli z od­

ległych często okolic kraju, słuchają w y­

kładów. Profesorowie (większość z Uniwer­

sytetu Lwowskiego), ludzie już niemłodzi, widzą tu, że dorobek ich życia nie został zmarnowany. Mają komu przekazać swoją wiedzę, wątpliwości, wiarę. W teatrze, gdzie wystawiano dotąd prymitywne, dydaktycz­

ne melodramaty uczniów Baldura von Schi- rach, gra się Szekspira, Gogola, Priestley'a.

Czy to również „zdziczenie?“ .

W gmachu teatru mieści się pracownia dwóch młodych malarzy. Powstają tam nie portrety H itlera w pseudoklasycznym sty­

lu, lecz bardzo śmiałe w ujęciu pejzaże. I jeszcze jeden objaw „dzikości“ : koncert praskiej filharm onii w sali koncertowej by­

łej niemieckiej radiostacji, z któ re j niedaw­

no jeszcze ulatywało w eter „H ie r spricht Breslau!“

Przychodzą m i na myśl miasta i wsie Loary. Francuzi żyją tam w domach ojców i dziadów. N ikt, ni w Londynie, ni w Washingtonie nie zastanawia się, czy ich stamtąd nie wysiedlić. I ci nie naprawiają zburzonych budynków, nie montuj?, mo­

stów. Polacy wrocławscy wiedzą, że tu po­

zostaną.

tłum. Tadeusz Chróścielewski

Cytaty

Powiązane dokumenty

dr José Alberto García Avilés (Universidad Miguel Hernández de Elche, Hiszpania), dr Bogdan Fischer (Uniwersytet Jagielloński, Polska), prof.. Tomasz Goban-Klas

każdej akcji politycznej 75. Swoistym symbolem wykorzystania w tym kontekście figury „złego „sąsiada” był reprodukowany w wielu tysiącach egzemplarzy plakat,

Society of Naval Architects and Marine Enqineers 198:3, SernitsmaqJ and 3A Keuninq. Speed Loss

A zatem fakt zła ontycznego w postaci śmierci Ludwika pcha na tory radykal- nego agnostycyzmu, czyli enigmy poznawczej, która machinalnie zstępuje w alo- giczny

Czy istnieje specyficzne apostolstwo ludzi świeckich. Collectanea Theologica

Kiedy bolszewicy przeszli już pod Płock, a nie zaczął się jeszcze ich odwrót, przez Bieżuń przejeżdżał szwadron kawalerii z dywizji gen.. Jechali od Żuromina w

Kapral, który nocą wybrał się do dziewczyny, włożył moje buty, żeby być bardziej elegancki.. Z rana ogłoszono alarm bojowy, stawiłem się bez butów — nie było

Autor sądzi, że w omawianych listach nie może chodzić o cesję, gdyż „ja k ­ kolwiek Beniamin Grodek starał się odwieść brata od zamierzonego działania