• Nie Znaleziono Wyników

Dwugłosy : J. I. Kraszewski, T. T. Jeż (Z. Miłkowski), M. Bałucki, M. Konopnicka, St. Krzemiński, H. Skirmuntt, Wł. St. Reymont

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dwugłosy : J. I. Kraszewski, T. T. Jeż (Z. Miłkowski), M. Bałucki, M. Konopnicka, St. Krzemiński, H. Skirmuntt, Wł. St. Reymont"

Copied!
552
0
0

Pełen tekst

(1)

E L I Z A O R Z E S Z K O W A

L I S T Y

TOM I

D W U G Ł O S Y

1 9 3 7

NAKŁADEM TOWARZYSTWA IM. E L IZ Y ORZESZKOWEJ

W A R S Z A W A * G R O D N O

ORAZ INSTYTUTU WYDAWNICZEGO „BIBLIOTEKA POLSKA“

(2)
(3)

LISTY

ELIZY ORZESZKOWEJ

(4)

E L I Z A O R Z E S Z K O W A

L I S T Y

STARANIEM KOMITETU WYDAWNICZEGO TOWA­

RZYSTWA IM. E LIZY ORZESZKOWEJ W SKŁADZIE:

PROF. AURELI DROGOSZEWSKI, J. HOLENDERSKA, L U D W IK R. SW IDERSKI, PROF. JOZEF U JE JS K I

T O M I

N A K Ł A D E M TO W A R Z Y S TW A IM . E L IZ Y O R ZE SZK O W EJ

W AR SZAW A G R O D N O

ORAZ IN S T Y T U T U W Y D A W N . ,.B IB L IO T E K A P O L S K A “ 1 9 3 7

(5)

OL

E L I Z A O R Z E S Z K O W A dojui do HMSHjOS

DWUGŁOSY

J. I. K R A S Z E W S K I — T. T. JEŻ (Z. MIŁKOWSKI) M. BAŁUCKI - M. KONOPNICKA - ST. KRZEMIŃSKI

H. S K IR M U N T T — WŁ. ST. R E Y M O N T

POD KIERU NKIEM PROF. JO Z E F A U J E J S K IE G O O P R A C O W A Ł L U D W I K B R U N O N S W I D E R S K I

Z Z A S I Ł K I E M F U N D U S Z U K U L T U R Y N A R O D O W E J

N A K Ł A D E M T O W A R Z Y S TW A IM . E L IZ Y O R ZE S ZK O W E J

W A R S Z A W A G R O D N O

ORAZ IN S T Y T U T U W Y D A W N . „ B IB L IO T E K A P O L S K A “ 1 9 3 7

(6)

Nie pożycza się do domu

| H j Biblioteka Główna

UNIWERSYTETU GDAŃSKIEGO

*1100655030

Drukiem Zakładów Graficznych „Biblioteka Polska“ w Bydgoszczy

YISS |W3|09

1100655030

(7)

E L I Z A O R Z E S Z K O W A (1872)

(Z e z b io ró w R a p p e r s w i l s k i c h )

(8)

P R Z E D S Ł O W I Ę

Rzeźbę ducha, lo t m yśli, głębię uczuć i kierunek wysiłków całego życia E L IZ Y ORZESZKOW EJ poznać prawdziwie możemy ty lk o z Jej listów . Gromadziło je Towarzystwo Jej im ienia w ciągu la t piętnastu, b y teraz je ogłosić. O dkryła się w stosach tych kartek kopalnia szczerego złota dla badacza — m iłośnika ubiegłej epoki, zdrój m yśli kryształowych dla wszystkich czujących głębiej, dla wszystkich spragnionych mocnej, ożywczej treści.

B yła Orzeszkowa nauczycielką narodu. Stanęła w chw ili dla Ojczyzny ciężkiej na zagrożonych szańcach, z których zejść musieli mężczyźni, i zaczęła naród uczyć. Uczyła go miłości dla sponiewie­

ranej M atki i w iary w nadejście jaśniejszego dnia. Uciekając się do przebiegłości, do „tajem nego szyfru“ — o którym kilkakroć wspo­

mina w listach — usypiała czujność cenzury i za pomocą niewinnych na pozór słów krzepiła rzesze rodaków, spragnionych otuchy i zachęty do wytrwania. Dziesięć z górą tysięcy listów do N iej, jakie się znaj­

dują w posiadaniu Towarzystwa Jej im ienia, listów najrozmaitszych ludzi, wszelkiego stanu i wyznania, od zakątków M ałopolski i Po­

znańskiego aż po ta jg i Sybiru, z podziękowaniami — nieraz łzą ser­

deczną zakończonymi — za tę otuchę i pokrzepienie najwymowniej świadczy o tym posłannictwie, jakie pełniła ta znakomita Pisarka i wielka Polka.

Nie wszystko jednak, co chciała, wypowiedzieć mogła w słowie drukowanym. Przepojona do ostatniego rdzenia potężnym, przeni­

kającym na wskroś uczuciem m iłości do biednej Ojczyzny, musiała stale, na każdym kroku liczyć się z dławiącą dłonią zaborcy, z czujnym okiem cenzury. To wszystko więc, czego otwarcie, dla wszystkich napisać nie mogła, znajdowało ujście w korespondencji. Toteż w listach J ej poprzez wszystkie czasy, najrozmaitszą treść i różnorodność osób, do których się zwracała, przebija potężnie ten główny m otyw Jej ducha, rdzeń jego najistotniejszy — wszechwładna miłość do ziemi rodzinnej. Dziś, gdy odrodzonej Ojczyźnie potrzeba ja k najwięcej

(9)

I I PRZED SŁOW IE

tego uczucia od je j synów, może niebezpożyteczną będzie rzeczą pokazać społeczeństwu, ja k jedna z jego córek wszystko, co czyniła, czyniła z myślą o Polsce, może niebezpożyteczną będzie rzeczą wskazać wzór, godny naśladowania.

L is ty wszelkie — to człowiek w szarej, codziennej szacie, ten b liski nam, choć może o błyszczącym dla świata nazwisku i wspaniałym tytu le . L is ty wszelkie — to życie potoczne, pełne drobnych spraw i małych trosk. Jakże się różni autor Przedświtu od autora Listów do Delfiny Potockiej! Nie trzeba się więc dziwić, jeśli i w listach Orzeszkowej, tu wydanych, znajdą się rzeczy ludzkie, przy­

ziemne, sąd o kim ś czasem zbyt ostry, słowo za mocne, w popędliwo- ści użyte. To zawsze jednak będą drobiazgi, szczegóły łatw o zrozu­

miałe. Nad nim i góruje stale myśl ogólna: filozoficzna lub społeczna.

A ogarniają te lis ty przestrzeń czasu prawie półwiekową: od 1867 do 1910. Ciemna noc po upadku powstania, narodziny m yśli pozytywnej w Polsce, walka z obskurantyzmem, bankructwo ideałów ciasnej praktyczności, nawrót do romantyzmu, budzenie się M ło­

dej Polski, rok 1905 — rok wielkich nadziei i nowych złudzeń, wreszcie niejasne przeczucia świtu wielkiego dnia — to główne momenty tego okresu. L is ty Orzeszkowej rzucają na nie nowe światło, światło tym ciekawsze, że we wszystkich tych wypadkach brała Orzeszkowa żywy i w yb itn y udział. Każdy tom Listów — z czterech zamierzonych na razie — jakkolw iek stanowi zamkniętą w sobie całostkę obejmując pewną grupę korespondencji z całego życia autorki, oświetla pewne ty lk o zagadnienia, inne — następny. Wszystkie cztery tworzą dopiero cykliczną całość.

Tom pierwszy zawiera w yjątkowo obok listów Orzeszkowej odpowiedzi Jej znakomitych korespondentów: Józefa Ignacego K r a s z e w s k i e g o , Zygmunta M i ł k o w s k i e g o (T. T. Jeża), Michała B a ł u c k i e g o , M arii K o n o p n i c k i e j , Stanisława K r z e m i ń s k i e g o , Henryka S k i r m u n t t a , Władysława Stanisława R e y m o n t a . One to mówią o przeogromnym zna­

czeniu Orzeszkowej w życiu narodu i pojedynczych łudzi, z nich to przebija prawdziwa Jej wielkość. A cóż za wspaniałe zjednoczenie:

od Kraszewskiego do Reymonta!

Jednak tom pierwszy nie ty lk o ze względu na swoje bogactwo, na przepych treści zasługuje na szczególniejszą niż pozostałe uwagę.

Tak się złożyło — nie było to bynajm niej z góry obmyślone — że właśnie ten tom pierwszy zawiera ewolucję poglądów religijnych

Orzeszkowej.

(10)

PRZED SŁO W IE I I I Córka mówcy i członka wolnomularskiej loży „Przyjaciele Ludz­

kości“ na wschodzie Grodna, wychowana przez bardzo pobożną babkę w domu o tradycjach wolteriańskich, uczennica panien sakramentek w Warszawie — Orzeszkowa pod wpływem lite ra tu ry pozytywno- m aterialistycznej przechodzi pod sztandary wolnej m yśli. Taką jest w listach do Jeża, do Bałuckiego. Nieprzejednana nieprzyjaciółka wszelkiej zachowawczości, krytycznie nastawiona względem Kościoła i jego dogmatów. Powieści powstałe w tym czasie, zwłaszcza Pier­

wotni, to samo noszą piętno. Ale uważny czytelnik listów do Jeża łatw o dostrzeże, że im pulsywnej, uczuciowej naturze A u to rki brakuje czegoś, że serce Jej nie może zgodzić się na prym at zimnego rozumu.

Orzeszkowa była w głębi ducha romantyczką od urodzenia i na próżno próbowała iść z duchem czasu, wyprzeć się, zgnębić w sobie ideały w ielkiej poezji wieszczów i tak niedawnej poezji czynu 63 roku. Uczuć religijnych nie um iała zamknąć do rozumowej form ułki, nie mogła stłum ić w sobie tęsknoty metafizycznej. A gdy się rozum z czasem w yzw olił spod d ykta tu ry filo zo fii pozytywnej, uważającej religię za przesąd, doszła całkowicie do głosu krępowana sztucznie natura człowiecza i z trudem zasypywane źródło w iary wezbrało. W tedy dopiero stworzyła Orzeszkowa swoje arcydzieła, bo dopiero wtedy mogła wypowiedzieć siebie.

Nie da się jednak z całkowitą ścisłością określić czasu przełomu duchowego A u to rki potężnego Ad astra. Ewolucja dokonywała się powoli, lata całe. Zapewne, musiała być jakaś chwila wybuchu uczuć religijnych, jakiś moment szczególnego natężenia m yśli, trudno jednak powiedzieć, kiedy się on zdarzył. Wskazać ty lk o można na drobiazg osnuty na tle zdarzenia z własnego życia A u to rki, na Krzak bzu

— jedno z najświetniejszych arcydzieł now elistyki polskiej — gdzie sławiona we wszystkich stolicach europejskich śpiewaczka dochodzi do przekonania, że niczym są wszystkie hołdy i zaszczyty tego świata wobec zasługi prostej kobiety, która wnuka swego nauczyła rano i wieczór pacierz odmawiać... Ale Krzak bzu powstał dopiero w m aju 1897 roku, a o dziesięć la t wcześniejszego Chama nie mogła była napisać osoba nie wierząca.

* * *

Jesteśmy w tak szczęśliwym położeniu, że to niezmiernie ważne i ciekawe zagadnienie ewolucji poglądów religijnych Orzeszkowej

— będące dominantą Dwugłosów — oświetlić możemy własnymi Jej

(11)

IV PR ZED SŁO W IE

słowami. U schyłku życia zapragnęła zdać sprawę z tego faktu przed swym serdecznym przyjacielem, Tadeuszem Bochwicem z Flo- rianowa. Poświęciła tej kw estii dwa listy. Jeden, pisany w ciągu pięciu dni (7—11 kw ietnia 1909 roku), został nie skończony i nie wysłany. Drugi, z dnia 20 kw ietnia tegoż roku, zawiera streszczenie pierwszego i zakończenie zagadnienia. Oba uzupełniają się nawzajem i stanowią interesującą całość1.

Zaznaczywszy ogólnie źródło nie podajemy w przytoczeniach, z którego lis tu która cytacja pochodzi, ani zaznaczamy opuszczeń uważając to za niepotrzebne rozpraszanie uwagi czytelnika. Oto słowa Orzeszkowej:

„Opisywałam już Panu w którym ś z dawnych listów , z jakim zapałem w pierwszej młodości swojej rzuciłam się do pracy umysłowej, nie ty lk o twórczej, pisarskiej, ale w ogóle te j, która jest nabywaniem coraz nowych i coraz szerszych horyzontów umysłowych. Żyłam samotnie, nic m i nie przeszkadzało. Po całodziennem pisaniu dla odpoczynku czytać zaczynałam i bardzo często zamykałam książkę wtedy, gdy przy dogasającej lampie pokój napełniał się białem świ­

taniem dnia lub złotym blaskiem wschodzącego słońca. Wszystkie sposoby i prądy ludzkiego myślenia, wszystkie afirmacje i negacje, na podstawach faktów albo hipotez naukowych oparte, przesuwały m i się przez umysł żłobiąc tam ślady mniej lub więcej głębokie i trwałe.

Najgłębsze zrazu, choć nietrwałe, w yżłobił sposób myślenia ten, k tó ry z wielką siłą rozpowszechniał się wówczas na Zachodzie i niemal wszechwładnie zapanował w ówczesnej literaturze polskiej. Nazewało się to filozofią pozytywistyczną lub krócej pozytywizmem. Przy­

wódcami czy m istrzam i tego kierunku b y li w A n g lii i we Francji:

B u c k i e , M i l i , S p e n c e r , L i t t r e , C o m t e (założyciel kierunku). Niemcy na swoją rękę podnosili sztandar filo zo fii materia- listycznej ( H a e c k e l , B ü c h n e r , M o l e s c h o t t ) , ale ta się w Polsce nie przyjęła, była snadź dla nas za twarda, za oschła, za gruba.

Ale pozytyw istam i b y li wszyscy prawie rówieśnicy m oi — takim b y ł duch czasu. M y lił się ks. C z e c z o 1 1 pisząc w liście do Pana, że na moje ukształtowanie się umysłowe w płynęły sfery literackie. Wcale nie. Rzadko bywałam w Warszawie, z towarzyszami po piórze miałam zawsze kontakt bardzo m ały i nic wcale ani dobrego, ani złego od nich

1 M ożność ogłoszenia lis tó w ty c h z a w d z ię c z a m y u p rz e jm o ś c i ich w ła ­ ściciela, p . J a n a B o c h w ic a , k tó re m u na t y m m iejscu w y r a ż a m y serdeczne p o d z ię k o w a n ia .

(12)

PRZEDSŁOW IE V nie brałam. Wzięłam to z książek, z własnego nad treścią ich myślenia i z tego przepotężnego wiewu pojęć i m yśli, k tó ry coraz inaczej każdą epokę napełnia i nazewa się — duchem czasu.

Otóż w stosunku do w iary religijnej pozytywizm nie zaprzeczał istnieniu rzeczy nadprzyrodzonych w ogóle, ja k to czynił m aterializm, i nie nakazywał w iary w nie, ja k to czynią wszystkie Kościoły i nie­

które kierunki filozoficzne, ale zalecał wprost i ty lk o nie zajmować się niemi, zostawiać je niejako za nawiasem m yśli i wiedzy, nie usiłować badać tego, co jest niezbadanem. O istnieniu Boga, o nieśmiertelności duszy i wszelkich innych zagadnieniach tej natury pozytyw ista mówić m iał: Nie wiem. A ni przeczyć, ani twierdzić. Nie zajmować się tem i wyznawać niewiadomość swoją w dziedzinie dla ludzkich spostrzeżeń i doświadczeń niedostępnej. Poza tem nie było w tej doktrynie nic antyetycznego i antyspołecznego, co b y um ysły szlachetniejsze od niej odtrącić mogło. Przeciwnie, naprzeciw ołtarzy, od których odwracała twarze ludzkie, wznosiła ona inne: ludzkości i pracy dla niej, altruizm u, wiedzy itd . B yło tam zresztą wiele jeszcze różnych zasad i haseł, pięk­

nych same w sobie, ale których wyliczać nie będę, ponieważ z przed­

miotem, o którym dziś opowiadam Panu, w bezpośrednim związku nie zostają. Przedmiotem tym są fluktuacje w iary religijnej, którym podlegałam, ta k ja k w ogromnej większości podlegają im ludzie z um y­

słami krytycznem i, analitycznemi, gdy oddają się pracy umysłowej.

Byłam więc pozytyw istką, o przedmiotach re lig ii w ogóle nie mówiłam ani tak, ani nie, ty lk o nie wiem, i przez czas pewien zdawało m i się, że w tej ciasnej i ciemnej celi, w której zamieszkałam, wszystko jest dobrze. Ale nie trw ało to długo. Upłynęło la t niewiele, może 6—8, gdy uczułam, że bez perspektywy w ykrojonej na świat zaziemski życie ziemskie jest celą ciasną, ciemną, duszną i w dodatku przez mnóstwo przeraźliwych strachów nawiedzaną. Im dłużej patrzałam na świat, im więcej rozw ijała się własna moja istota duchowa, tem mocniej uczuwałam, że ani pierwszy, ani druga w kręgu rzeczy spo- strzegalnych i doświadczalnych zamknąć się nie mogą, że nie podobna nie zajmować się tem, co poza tym kręgiem być musi, że pozytywizm dobrym być może dla m yśli ludzkiej na początek, ale że potem musi i powinna ona przekroczyć granicę biernej n i e w i a d o m o ś c i i przez puszczę zjawisk znikomych, cierpień, występków, nędz tego świata, szukać czegoś wiekuistego, wyższego, czystszego, w im ię czego można by znosić i kierować życie.

Nie podobna opisać w liście, jakiem i drogami spostrzeżeń, do­

świadczeń, cierpień i znowu zapalczywego uczenia się, czytania wyszłam

(13)

V I PRZED S ŁO W IĘ

z ciasnego koła pozytywizm u, porzuciłam go za sobą jako wzięty z ogólnego błędu czasu błąd młodego umysłu i stałam się już na zawsze głęboko i niezłomnie religijną. Nie podobna opisać tego w liście i zresz­

tą nie w tem rzecz, ja k szłam, ale do czego doszłam, co rozumiem przez wyraz religia.

Przede wszystkiem i nade wszystko wiara w istnienie Boga, Stwórcy, Prawodawcy, Ojca wszystkiego, co istnieje nie ty lk o na naszej biednej ziemi, lecz w olbrzym im i żadną naszą rachubą niepodobnym do objęcia kosmosie. A ni zmysły nasze dostrzegać, ani umysł isto ty Jego pojąć nie są zdolne, lecz zasłaniająca Go tajemnica stoi naprzeciw innej: Jakim jest pierwszy początek i ostateczny cel wszystkiego, co istnieje ? Na te zapytania cały rozum wieków, cała wiedza ludzka przez w ieki zebrana w jakiem kolwiek choćby przybliżeniu odpowie­

dzieć nie są w stanie. Tłumaczą się one ty lk o i jedynie przez istnienie Boga, S iły twórczej niepojęcie potężnej i mądrej, która dała początek wszystkiemu i przede wszystkiem w ykreśliła cel. „N ie przypadek rządzi światem“ ( K r a s i ń s k i ) . Rządzi światem najwyższa Mądrość i Dobroć, bo dwa te przym ioty w naszym nawet m alutkim ludzkim świecie nierozdzielnie się z sobą wiążą, a ilekroć spotykam y się w nim z mądrością bez dobroci, przy bliższem przypatrzeniu się albo po upływie pewnego czasu przekonać się musimy, że była to mądrość

— fałszywa. Więc obok najwyższej Potęgi i najwyższej Mądrości — najwyższa Dobroć. I tu obok w iary w Boga w ytryskuje źródło miłości dla Niego. Nie podobna doskonałej, najwyższej Dobroci nie kochać.

Człowiek na te j złej ziemi często sprawy z tego przed sobą nie zdając tęskni do w ielkiej, do czystej, głębokiej Dobroci i sama już ta tęsknota jest nicią miłosną, łączącą serce jego z Bogiem, k tó ry jest tej Dobroci wyrazem najwyższym. Wiem, że naprzeciw twierdzenia tego stają zarzuty czerpane z istnienia, z w oli Bożej jednak, niezmiernego morza i niezliczonych gatunków Zła. Ale na wszystkie te zarzuty są odpo­

wiedzi, których tu przytaczać nie będę nie mogąc z lis tu czynić tra k ­ ta tu , lecz z których pojęcie o doskonałej dobroci Boga wychodzi zupełnie zwycięsko.

Więc oto mamy pierwszy wyraz re lig ii: wiara w Boga i miłość dla Boga.

Teraz następuje pojęcie istnienia w człowieku duszy, od m aterii, z której składa się ciało jego, odrębnej i — nieśmiertelnej. Ogromnie mizernem i grubo ordynamem jest zaprzeczanie istnieniu duszy na mocy tego, że je j zobaczyć ani dotknąć nie można. K tóż kiedy na k u li ziemskiej w idział je j bieguny albo stopą dotknął je j równika?

(14)

PRZEDSŁOW IE Y I I Jednak pojęcia biegunów i równika są niezbędnemi dla rozumienia kształtów, ruchow i różnych właściwości ziemi. Tale samo nie podobna zrozumieć m yśli ludzkiej i całego wysokiego rzędu uczuć ludzkich bez pojęcia o pierw iastku duchowym, k tó ry posługując się ja k narzę­

dziami organami naszego materialnego ciała tw orzy w nas m yśl, w y­

obraźnię i te uczucia wyższego rzędu, które często w sposób wrogi znajdują się względem m aterii naszej nakazując je j czyny trudne, ofiary ciężkie, czasem męczeństwo. Nie mogąc zobaczyć ani dotknąć swej duszy człowiek ją c z u j e w s o b i e , a ktokolw iek je j nie czuje, znajduje się, zdaniem mojem, pomimo nieraz przeciwnych pozorów, na niskim szczeblu rozwoju duchowego, to jest na takim szczeblu, gdzie nie ma jeszcze pracy m yśli i serca, zdolności do wielkich cierpień i wielkich radości, do wyrzeczeń się i ofiar, składanych czemuś, co nie jest ciałem ani żadną rzeczą, która jego jest. A skoro posiadamy w sobie pierwiastek duchowy od m aterii odrębny, więc rzecz prosta, że koniec materialnej części isto ty naszej jego końcem być ani musi, ani może. Istnieje on w ciągu dalszym, a ja k ? O tem n ik t nie wie.

Naturalnie, że elementarne pojęcia o piekle i czyśćcu na nic się już nie zdały i od księży oświeconych słyszałam, że nawet Kościół abso­

lutnie i dosłownie wierzyć w nie nie nakazuje, lecz gdyby i nakazywał, wysokie i czyste pojęcie o Bogu w iary te j nie dopuszcza. Tajemnicą to jest ta k samo ja k istota Boga, lecz niestraszna dla tych, którzy wierzą w tego Boga dobroć i sprawiedliwość. Co zdaje się być pewnem

— i jest to zdanie wielu m yślicieli i poetów, a między nim i K r a s i ń - s k i e g o — że przeznaczeniem dusz naszych jest stopniowe zapewne, przez wiele prób i wędrówek, udoskonalenie się i znalezienie się na jakim ś szczycie Dobra, Piękna i Szczęścia, k tó ry wieńczyć musi to dzieło Boże, jakiem jest wszechświat. Istn ie ją o tem całe teorie, sama jedną z nich posiadam i wyznaję, lecz dla określenia je j trzeba wiele bardzo miejsca i czasu, więc streszczając się zapisuję ty lk o jako drugi pun kt niezbędny wszelkiej re lig ii: wiara w nieśmiertelność duszy i w pozagrobowy dalszy ciąg je j doskonalenia się.

I w z ią w s z y s k rz y d ła n iezm ęczo n e

N ie m i z n ó w le c i, lecz ju ż w w y żs zą stronę.

Bo:

S z k o łą d uc h ó w są lu d zk o ś c ie d zie je . D ro g ą do niebios p la n e ty k o le je .

( K r a s i ń s k i )

A trzecim niezbędnym punktem re lig ii jest właśnie to włożone na duchy ludzkie przez Boga prawo doskonalenia się. Bóg jest naj-

(15)

V I I I PRZED SŁOW IE

wyższym prawodawcą świata: „P an wciąż z niebios myśl swą sieje“

( K r a s i ń s k i ) .

D la nieodgadniętych celów swoich rzucił Bóg człowieka po­

między falę zła i falę dobra rozkazując mu walczyć z pierwszą, wzbijać ku górze drugą. Dzieło to spełniać musi człowiek na wewnątrz i na zewnątrz, w samym sobie i dokoła siebie. Tę walkę i tę pracę nazewamy prawami moralnemi.

Najwyższym i nie dorównanym dotąd wyrazem praw moralnych jest nauka Chrystusowa, dlatego i religia chrześcijańska uważaną być musi za najwyższą spomiędzy re lig ii. Ona to zawiera w sobie naj­

wznioślejszy i najczystszy punkt treści samej isto ty re lig ii, którym jest miłość dla Dobra, nienawiść dla Zła, walka ze Złem, praca nad pomnażaniem w sobie i w innych Dobra.

A teraz czem jest Kościół, właściwie czem są Kościoły, bo przecież jest ich na świecie wiele?

Kościoły — to naczynia, które powyższe pojęcia religijne zgro­

madzają w sobie, przechowują i ludziom w formach, o ile podobna, najprzystępniejszych i najpowabniejszych podając przed zanikiem i zapomnieniem je bronią. Jako spełniające zadanie to są szanowne i szanowanemi być powinny, jako dzieła rąk ludzkich są omylne i wpływom różnych klim atów , ras, momentów czasu, różnych ludzkich ślepot i namiętności podlegające. Inne powstają w wiekach wcześniej­

szych, inne w późniejszych, inne na wschodzie, inne na zachodzie, czy na północy i południu. Tworzą też coraz inne dogmaty i obrządki, w których bywa wiele prawdy i wiele ludzkich błędów, wiele rzeczy wiecznych i takich, które czas swój przeżywają i przem ijają. Można we wszystko kościelne wierzyć i być zupełnie niereligijnym , gdy się nie ma miłości dla Boga i bliźnich i nie dąży się ku udoskonaleniu swemu i innych; można o wielu rzeczach kościelnych w ątpić i posiadać w sobie ducha religijnego, gdy się Boga kocha i względem praw jego jest [się], o ile ty lk o podobna, posłusznym. Na spodzie każdego Kościoła jaśnieją trz y wiekuiste i zbawcze prawdy: Bóg, dusza i prawa moralne i kto je posiada, jest religijnym , a im głębiej w duszy je posiada, tem jest religijniejszym , choćby z Kościołem na wielu punktach w pojęciach się różnił. Kościół te kapitalne i pod­

stawowe prawdy przechowuje, pod symbolami i surowemi przykaza­

niam i ukazuje ludziom, którzy bez tego w większości swej pom ijaliby je i o nich zapominali. Zadanie to wielkiem jest i szanowanem być powinno, ale szacunek nie odejmuje prawa do k ry ty k i, przeciwnie, im więcej cóś szanujemy, im wyższe znaczenie czemuś przypisujem y,

(16)

PRZEDSŁOW IE I X tern ściślej obowiązani jesteśmy do wykazywania tego czegoś błędów czy niedostatków. Tylko trzeba, aby k ry ty k a była poważna, uzasad­

niona, wolna od złości i nienawiści, od niesprawiedliwych napaści i uchybień.

A księża? Cóż? Na księży zapatrywać się trzeba ja k na ludzi ułomnych, któ rzy nie zawsze sprostać mogą swemu wielkiemu i trudne­

mu zadaniu, którzy nawet nie zawsze w pełni rozumieć je są zdolni.

Tak samo ułom nym i i niedorosłymi do zadań swych bywają ludzie zawodów innych, mniej wymagających nawet i mniej niełatwych.

Spotykamy np. nieuczciwych, niesumiennych, moralnie zepsutych pisarzy i uczonych, a czyliż dlatego w ątpim y o konieczności i dobro­

czynności istnienia piśm iennictw i nauki ? Religia swoją drogą, a ci, co ją w ręku swem piastują — swoją. Ci mogą być niemądrzy, źli, zepsuci — ta pozostaje wielką, wiekuistą, świętą. Jest to Idea — w ręku ludzkiem. Niedołężne czy brudne ręce nie powinny nas zrażać do tkw iącej w nich perły najwyższej ceny. D la księży, tak samo ja k dla innych ludzi biednych, słabych i ułomnych, pobłażliwość mieć trzeba i nie pozwalać, aby cienie od nich padające przed oczyma duszy naszej zasłaniały Boga, nieśmiertelność i prawodawstwo Boże.

Oto jest moje, bardzo w krótkości wypowiedziane, wyznanie w ia ry".

* * *

Niech lis ty te, takie głębokie i wiecznie aktualne tem aty po­

ruszające, raz jeszcze polecą w świat ja k ongiś, gdy niby p ta ki w y­

fruw ały z grodzieńskiego gniazda niosąc na skrzydłach swych zdrowe ziarna pociechy, rady i pokrzepienia. Niech przypomną społeczeństwu tę postać kobiety-rycerza, nieugiętej szermierki polskiego słowa, głoszonego w dni mroczne i groźne na ratunek, na przetrwanie. Niech zaświadczą wreszcie, kim była, jest i będzie E L I Z A O R Z E S Z ­ K O W A , ta gwiazda pierwszej wielkości na firmamencie lite ra tu ry polskiej, ten duch piękny w szeregu najpiękniejszych duchów ludzkości.

Warszawa, październik 1936 r.

TOW ARZYSTW O IM . E L IZ Y ORZESZKOW EJ

(17)

E L IZ A ORZESZKOWA

JÓZEF IG N A C Y K R A SZEW SK I

(

1872

1881

)

I

(18)
(19)

I. O R ZE S Z K O W A DO K R A S Z E W S K IE G O

d. 27 lutego 1872 r., Grodno.

Gdybym była tysiąc razy wymowniejszą, niż jestem, nie potra­

fiłabym jeszcze wyrazić całej wdzięczności i radości, jakie uczułam otrzym ując łaskawie przesłany m i p o rtre t Czcigodnego Pana. Tak ja k całe pokolenie, do którego wiekiem należę, z książek pisanych przez Pana uczyłam się czytać, czuć i otwartem okiem patrzeć na społeczność 5

rodzimą. Droga, którą Pan przebyłeś, którą dziś jeszcze postępujesz tak stale i niezmordowanie, acz ciernistą jest i nieledwie męczeńską, obudzać musi w każdem dobrem sercu i w każdym pojętnym umyśle cześć, przynależną dwom najwyższym, połączonym ze sobą zasługom—

pisarza i obywatela. 10

Toteż gdy otrzymałam dowód tak niespodzianej dla mnie a tak drogiej życzliwości Pana, zapragnęłam zaraz wyrazić wdzięczność moją k ilk u przynajm niej słowami, w których racz Pan wyczytać wszystko, czego objąć lite rą nie potrafiłam , a co jako skromna dzile- tantka i Polka powiedzieć bym pragnęła z głębi serca genialnemu 15 pisarzowi i wysoce zasłużonemu rodakowi.

Zarazem z w ielką nieśmiałością dołączam do pisma tego moją fotografiją, która o tyle ty lk o dla Pana posiadać może wagi, o ile przed­

stawia jedną z isto t żyjących na rodzinnej Jego ziemi i im ię Pana wspominających często, ze czcią szczerą zawsze i głęboką. 20

El. Orzeszkowa

II. ORZESZKOWA DO KRASZEWSKIEGO

24)12 I X [i8 ]y 6 , Grodno.

Szanowny Panie.

Zaczynam lis t ten od przypomnienia się pamięci Pana. Przed k ilk u ła ty byłam dość szczęśliwą, aby otrzymać fotografiją Pana, i dość śmiałą, aby Mu za nią podziękować parą słowy, które z pewnością nie wyrażały wszystkiego, co czułam. Fotografiją z własnoręcznym Pana podpisem jest dla mnie jedną z nielicznych a najcenniejszych re likw ii, 5

przez życie uzbieranych. Rozmowy listownej nie ośmieliłabym się rozpoczynać, pomimo wielokrotnych a naglących pokus, gdyby nie

O rzeszkowa: L is t y I 2

(20)

4 I I. ORZESZKOWA DO KR ASZEW SKIEGO

wypadek, k tó ry stanął na drodze mej w postaci jednego z wydawców warszawskich, p. N o s k o w s k i e g o , i wezwał mię do redagowania io zbioru powieści społecznych, wychodzić w świat mającego od d. i kw ie t­

nia 1877-go roku.

Uczynione m i przedstawienie przyjęłam ze względu, że jakkolw iek wydawnictwa wszelkie, beletrystyczne szczególniej, mnożą się u nas w sposób zbyteczny i pewnie szkodliwy, uchylenie się moje od sprawy 15 te j niczemu zapobiec by nie mogło. Zamiast mnie stanąłby tu pośpiesznie ktoś inny. Dlaczegożbym zaś nie m iała spróbować zużytkowania w tym kierunku, jeżeli nie umiejętności m ojej, której mam bardzo mało, to szczerych i silnych chęci służenia ogółowi, których mam ta k wiele, że z nich przeważnie składa się istota moja moralna i umysłowa, 20 ja k też treść i osnowa mego życia?

W ydawnictwo zresztą, o którem mowa, jeżeli należycie pokiero- wanem, a przede wszystkiem przodującemi pióram i wspartem zostanie, może w istocie przynieść społeczeństwu naszemu pewne usługi i pożytki.

Składać się ono ma z utworów osnutych wyłącznie na tle m i e j s c o -

25 w y c h i d z i s i e j s z y c h warunków i stosunków, a zmierzać do rzucenia w społeczność garści pożytecznych i podnoszących m yśli, w form y piękna przybranych, do skierowania wzroku ogółu na jakieś ważne o b e c n i e dla kra ju , a mało dostrzegane potrzeby lub groźby, do obudzenia w sumieniu publicznem jakichś strun drzemiących, a dla

3° ogólnej harm onii b ytu narodowego ważnych. N ik t lepiej od Pana nie wie, ja k ubogą jest dziś społeczność nasza w środki propagandy i oświe­

cania i ja k spomiędzy środków tych ważnym, cennym i popularnym jest powieść. Jeżeli szczególne niepowodzenia jakieś przedsięwzięcia naszego ścigać nie będą, można mieć więc nadzieję, że nie będzie ono

35 bezpożytecznem i że choć w m alutkiej cząstce przyczyni się do tego, do czego wszyscy dążyć chcemy i powinniśmy.

Teraz z trwogą prawdziwą zapytuję Pana, czy nie pogardzisz Pan prośbą przeze mnie zanoszoną, prośbą bardzo nieśmiałą, lecz bardzo gorącą, postawienia na czele wydawnictwa naszego im ienia swego,

40 które budząc w narodzie cześć i miłość powszechną budzi w nim ufność ku przyozdobionemu niem dziełu wszelkiemu. Czy obdarzysz nas Pan powieścią, od której moglibyśmy zacząć szereg utworów publiczności

ofiarowanych ?

Trwoga, z jaką pytanie to zadaję, ma k ilk a źródeł. Naprzód, czemże 45 jestem, abym spodziewać się mogła względów Pana dla siebie i otrzy­

m ania pierwszeństwa przed ubiegaj ącymi się o nie, przelicznym i ? Tu jednak pociesza mię myśl, że tym razem nie własną m oją maluczką

(21)

I I . ORZESZKOWA DO KRASZEW SKIEGO 5 osobę przedstawiam, ale ogół, dla którego pracować pragnę, w święte im ię którego Pana proszę! Następnie wiem, że w najgorszę trafiam chwilę, w chwilę pochłoniętą wspaniałem przedsięwzięciem, którego 5°

pierwsze kro ki w postaci Starej baśni i Luboniów przed nie­

wielu właśnie dniam i b y ły przedmiotem zachwytu i wdzięczności dla pewnego licznie zgromadzonego polskiego towarzystwa, śród którego znajdowałam się i którego byłam lektorką. Ależ znowu — czyż wygasa w jakiejkolw iek chw ili ognisko słoneczne? czy wyczerpuje się kiedy- 55

kolwiek zdrój wiecznie żywy ? czy przestają kiedy kw itnąć kw ia ty na płodnej niwie w strefie wiecznego la ta ? Czyliż dla mnie jednej ty lk o przestałbyś Pan być słońcem, oświecającem zarówno w ielkich, ja k maluczkich, zdrojem, z którego wszyscy czerpią siłę i pociechę, wiecz- ncm, cudownie urodzajnem latem ? K to wie, może i na moje pokorne 60

zaklęcie dokonasz Pan jednego z tych cudów działalności niezmordo­

wanej, która od ta k dawna i ta k powszechnie budzi pełen uwielbienia podziw ?

W ten sposób trwożąc się i pocieszając wyczekiwać będę z nie­

cierpliwością wielką odpowiedzi, która oby przyjaznem m i natchnie- 65

niem podyktowaną była. Prospekt wydawnictwa wkrótce u jrzy światło dzienne. Cóż uczynimy, jeżeli Pan im ienia swego wypisać w nim nie pozwolisz ? Co do warunków pieniężnych — podyktowanie ich należeć będzie do Pana.

Racz Pan pozwolić, abym z oddalenia przynajm niej, gdy inaczej 70

nie można, i z głębokiem, gorącem wzruszeniem uścisnęła czcigodną dłoń Jego, od której pragnęłabym też otrzymać błogosławieństwo Ojca i Mistrza.

El. Orzeszkowa

I I I . ORZESZKOWA DO KRASZEWSKIEGO

Listopad 18j6 r., Grodno.

Szanowny Panie.

Odpowiedź m oja na cenne pismo Jego1, za które serdeczne prze- sełam Mu dzięki, opóźniła się z powodu niezbędnej potrzeby, w ja kiej znalazłam się, zamienienia k ilk u listów z p . N o s k o w s k i m . Osta­

tecznym wynikiem korespondencji tej jest wiadomość, którą przesłał

1 P ism o to n ie za c h o w a ło się, ja k w s z y s tk ie w ogóle li s t y d o O r z e s z ­ k o w e j sprzed r . 1878.

2*

(22)

6 I I I . ORZESZKOWA DO KRASZEW SKIEGO

5 m i p . N o s k o w s k i , o zawahaniu się swem w m yśli rozpoczęcia wydawnictwa zamierzanego przedtem, nim roz[s]trzygną się w ja k i­

kolwiek sposób wypadki naruszające spokój ogólny umysłów i — finan­

sów. Rzecz to niespodziewana dla mnie, jednak zrozumiała. Wobec powszechnego zainteresowania się sprawami pełnemi burz i gróźb io książki małą ty lk o uwagę zwracać na siebie mogą, ka p ita ły stają się lękliwem i i bezczynność uważaną być zaczyna za najlepszą, a może jedyną możliwą spekulacją. Stosując się do tego nastroju ogólnego p. N o s k o w s k i , jakkolw iek nie wyrzeka się wcale zamiaru powzię­

tego, spełnienie go odkłada do czasów spokojniejszych i term inu, 15 w którym rozpocznie się wydawnictwo, stale określić teraz ju ż nie może.

Co do mnie, pozostaje m i ty lk o tymczasem najserdeczniej podziękować Szanownemu Panu za to, że prośba moja w zupełności przez Niego odrzuconą nie została, a otrzymaną obietnicę zachować głęboko w pamięci, aby o spełnienie je j upomnieć się w czasie stosownym 20 z całą energiją ponownej, serdecznej prośby.

Za znalezione w liście Pana szczegóły tyczące się osoby Jego szczerze Mu wdzięczną jestem. Obchodzą one nie ty lk o mnie, ale wszystkich, którzy w kra ju naszym umieją myśleć i cenić prawdziwą a wysoką zasługę.

25 Dwie powieści historyczne Pana: Starą baśń i Lubonie czytałam wspólnie z wielu innem i osobami w Nowem Mieście nad Pilicą, gdzie przepędziłam na kuracji trz y miesiące. K ółko nasze skła­

dało się z osób ukształconych i kochających rzeczy rodzinne. Toteż ogólnie zachwyceni byliśm y czystą i wzniosłą poetycznością, która 30 przenika każdą niemal stronnicę Starej baśni, i ciepłem a wyra­

zistością kolo rytu znajdujących się tam obrazów. W powieści tej malowanie jest tak przepyszne, że — poważam się wyrazić tu zdanie m o j e i n a s z e — przewyższa o wiele doskonałością swą rzeźbę postaci. Ta ostatnia znajduje za to wyborny swój wyraz w królu

35 Mieszku z Luboniów, k tó ry staje przed oczami czytelników niby posąg w idzialny ze wszech stron i niemal dotykalny. Najplastyczniejsza to postać ze wszystkich, które zaludniają dwie powieści; tuż za nią stoi Jaruha, czarownica. Inne postacie niewieście urocze są, lecz trochę mgliste. W łast wzniosły i dlatego może nie dość silnie o grunt swój wspar- 40 ty . Myszko z Czerwoną Szyją za to z lekka szkicowany, lecz ja k ży w y !

Ogólny podziw nasz wzbudzała olbrzym ia wiedza Pana w rze­

czach ta k odległej starożytności. Przedstawiane w powieściach obrządki religijne, uroczystości dworskie, urządzenia domowe i wo­

jenne budzą wysokie zajęcie czytelnika i wywierają na wyobraźnią

(23)

ORZESZKOWA(pierwszazlewej)WNOWYMMIEŚCIE Czwartyz prawej STANISŁAWNAHORSKI

(24)

H I. ORZESZKOWA DO KRASZEW SKIEGO 7 wpływ czarodziejskich jakby widzeń. Rzadki to przykład w literaturze, 45 aby erudycja tak głęboka była zarazem tak zajmującą i barwną!

Powieści te powinny obudzić w kraju żywy zapał— ale czy wobecnej porze naród nasz może się dać porwać aż do zapału czemkolwiek, choćby najlepszem i najpiękniejszem ? Wielkie pytanie, które ja pozwo­

liłabym sobie rozstrzygnąć wyrazem „ n ie !“ O przyczynach smutnego 50 tego „n ie ! wiele by mówić można, ale nie chcąc zabierać bazgraniną moją drogiego czasu Pana wolę przeprosić Go za tę nie proszoną 1 nie pytaną recenzją Jego powieści, którą umieściłam w tym liście, ale która — wierzę w to — za całą karę ściągnie mi ze strony Pana

pobłażliwy uśmiech. 55

Raz jeszcze pozwalając sobie nadmienić, że otrzymaną od Pana obietnicę zachowuję w pamięci mej do pomyślniejszych czasów, proszę o pozwolenie uściśnienia dłoni Jego bardzo przyjaźnie i z uczuciem głębokiej czci.

El. Orzeszkowa

IV. ORZESZKOWA DO KRASZEWSKIEGO

d. ę / n 1879 r > Grodno.

Czcigodny Panie.

Jakkolwiek uwiadomienie Pana o rozpoczętem na L itw ie przeze mnie i spólników moich przedsiębierstwie księgarsko-wydawniczem1 poczytywałam zawsze za obowiązek przez głęboką dla Pana cześć nakazywany; jakkolw iek pragnęłam, abyś Pan drogę naszą obdarzył przyjaznem życzeniem swem i wzmacniającem zatwierdzeniem naszych 5

zamiarów — to jednak przed uroczystością jubileuszu i wnet po niej nie śmiałam zajęć i utrudzeń Pana zwiększać korespondencją moją.

Dziś myślę, że zbyt niedyskretną nie będę, jeżeli poważę się przed- s awić Panu zamiary i cele nasze, środki, jakiem i do celów tych dążyć postanowiliśmy, a także prośbę, którą do Pana zanieść pragniemy. 10

N ik t zapewne lepiej od Czcigodnego Pana nie zna obecnego stanu kraju naszego w ogóle, a L itw y w szczególności. Popełniłabym więc

^ nie arowany, gdybym rozpisywała się długo nad zupełnym u nas brakiem wszelkiego umysłowego kierownictwa, wszelkich środków

1 W r. 1879 z a ło z y la O r z e s z k o w a w W iln ie k s ięg a rn ię w y d a w n ic z ą , t y m w a ż n y m , a m a ło d otych czas z n a n y m p rz e ja w ie je j d zia ła ln o ś c i k u ltu r a ln o - społecznej pisze obszernie sam a w lis ta c h do J e ż a .

(25)

8 IV . ORZESZKOWA DO KRASZEW SKIEGO

15 rozświecania op in ii publicznej i strzeżenia je j od wpływających w nią zewsząd niebezpiecznych prądów. To ty lk o powiem, iż prasa war­

szawska czyniąc wiele wszystkiego uczynić nie może, gdyż tak ob­

szerna i do pewnego stopnia w odrębnych warunkach znajdująca się prowincja, ja k Litw a, posiadać musi i posiada istotnie odrębne swe 20 właściwości, potrzeby i kierunki. Księgarnia wileńska p. Z a w a d z ­

k i e g o , szanowna ze względów wielu, całkiem prawie bezczynną jest, czytelnictwa krajowego żadnem staraniem nie wzmaga, najlżejszego kierownictwa nań nie wywiera, a oprócz dzieł teologicznej i gospo­

darskiej treści nic nie wydaje. H istorią lite ra tu ry Z d a n o w i c z a 25 jako w yjątek w regule tej poczytywać należy, w yjątek, k tó ry zapewne powtórzy się nieprędko i stanowiąc nabytek jakiś dla piśmiennictwa najgwałtowniejszym potrzebom umysłowości miejscowej nie zapobiega i wcale do nich zastosowanym nie jest.

W położeniu takiem garstce ludzi pragnących pracować i p o-

3° m i m o w s z y s t k o cóś czynić, o cóś się starać, czemuś zapobiegać błysnęła m yśl wytworzenia w W ilnie zawiązku choćby miejscowej prasy, wytworzenia go w jedynej form ie m ożliwej, wielce niedogodnej i ryzykownej, lecz poza którą nie ma ju ż żadnej nie ty lk o drogi, ale ścieżki i z której w przyjaźniejszym jakim ś momencie wywinąć można

35 będzie lepszy ciąg dalszy. O periodycznem wydaniu jakiejkolw iek natury dziś marzyć nie podobna: w terminach z góry oznaczonych pozwolonem jest wydać trz y ty lk o książki lub zeszyty rocznie. Wypada więc utworzyć szereg dzieł, tak książek, ja k broszur, podzielić go na serie i każdą serią wydawać tak, aby składające ją części wychodziły

4° w terminach różnych. Serię każdą poprzedzą prospekty wzywające do prenumeraty; droga zaś prenumeraty uła tw i nabywanie całości i stopniowo wytworzy koło czytelników, którzy ju ż do stopnia pewnego pod wpływem wypowiadanych w seriach poglądów pozostawać będą.

Jak powiedziałam wyżej, niedogodne to jest, skomplikowane, nie

45 dość dla ogółu jasne, lecz jedynie ty lk o możliwe, dotąd przynajm niej wiemy, że jest możliwe, lecz czy w chw ili danej jakieś halt! nas nie spotka, zaręczyć nie możemy. Postanowiliśmy jednak próbować. Że zaś dla dokonywania tak znacznych nakładów okazała się niezbędna potrzeba posiadania księgarni własnej, założyliśmy ją i otw orzyli w d. 16-m

5° wrześn[ia] st[arego] st[ylu] po uprzedniem wystaraniu się o odpowiednie do prowadzenia je j siły umiejętnościowe i pewien zasób stosunków z pierwszorzędnemi w kra ju księgarsko-wydawniczemi firm am i.

Miesiąc już z górą upłynął od otworzenia księgami, miesiąc tak po­

m yślny pod względem finansowym, że za m aterialną je j przyszłość

(26)

IV . ORZESZKOWA DO KRASZEW SKIEGO 9 ręczyć się zdaje. Przyszłość ta zresztą zagwarantowaną jest tem jeszcze, 55

iż kapitał zakładowy do przyszłych potrzeb przedsiębierstwa zasto­

sowanym został i w razie chyba wielkich niepowodzeń dostateczną dlań podstawą być przestanie.

Potrzebujęż spowiadać się przed Panem z politycznych i społecz­

nych przekonań moich, z przewodniej zatem nici wydawnictwa, 60 którem jako przedstawicielka firm y i redaktorka wyłącznie prawie kierować będę ? Pewną jestem, że spowiedź tę wyczytał Pan w dotych­

czasowych skromnych co do wartości, lecz zawsze szczerych pracach moich. Powiem więc tylko , że nie zamierzam ani burzyć, ani ranić, ani za cokolwiek bądź komukolwiek kłó tn i i wojen wypowiadać; że 65 w dobroczynność i trwałość postępu wierzę wtedy tylko, gdy rozwija się on na drogach pokojowego i logicznego rozwoju, nie zaś sposobem gwałtów i wybuchów indywidualnych pojęć i żądz; że jeśli krańcowe wstecznictwo wydaje mi się niebezpiecznem dla energii ogółu, którą usypia, i dla przyszłości jego, którą wielowzględnie trudną uczynić 70 może, to ze strony drugiej, nowatorstwo a outrance, to miano­

wicie nowatorstwo, które przemocą naturę ludzką przekształcać a łańcuch dziejowych przyczyn i następstw rozrywać usiłuje, które płynie nie z wewnątrz ogółu, lecz z zewnątrz doń przybywa, a na

sztandarach swych przynosi krzywo wypisane nazwy socjalizmu 75 i kosmopolityzmu — przedstawia m i się jako niedorzeczność groźna i wstrętna, na najwyższych szczytach swych zaledwie mająca prawo do nazwy jałowej ideologii, poniżej zaś będąca czemś daleko gorszem.

Oto wszystko, czem uzupełnić czułam się w obowiązku spowiedź tę, którąś, Czcigodny Panie, w pismach mych niezawodnie wyczytał. 80 A teraz śmiem zapytać, czy dla powyżej opisanych zamiarów i prac naszych możemy spodziewać się najcenniejszego ze wszystkich poparć, poparcia Pana. Czy zechcesz Pan obdarzyć nas na drogę słowem życzliwości, a pierwszy krok nasz pośród niej stawiony wesprzeć pracą swoją? Program pierwszej serii nakładów naszych umieszczam na 85 stronicy następnej listu tego. Niektóre z wymienionych w nim dzieł już posiadam, inne są mi przez panów autorów uroczyście przyrzeczo­

nemu Bardzo, bardzo pragniemy, na czele szeregu tego umieścić imię Pana. Ze wszystkiego, czemkolwiek obdarzyć Pan nas raczysz, cieszyć się będziemy niewymownie, lecz uszczęśliwiłbyś nas Pan naj- go wyżej dając nam cóś zastosowanego do miejsca i chwili, do tła wydaw­

nictwa, które przeważnie popularno-naukowem uczynić pragniemy.

Rzecz jakaś o pracy np., czy o rodzinie, czy o stosunku postępowości z zachowawczością, czy jeszcze traktująca epizod jakiś z historii na-

(27)

10 IV . ORZESZKOWA DO KRASZEW SKIEGO

95 szej, z dziejów lite ra tu ry lub obyczajów, czy na koniec zajmująca się jakiem ikolw iek urządzeniami bądź ekonomicznemi, bądź edukacyj- nemi za granicą z porównawczym poglądem na sprawy kra ju naszego z tejże dziedziny — rzecz taka wyszła spod pióra Pana posiadać bę­

dzie dla ogółu naszego wartość wysoką, a nas pod względem wszelkim 100 wesprze potężnie. Co do czasu, pragnęlibyśmy posiadać ją ja k naj­

prędzej, bo najdalej w kw ietniu wydać musimy prospekty, a przed­

tem wymienione w nich dzieła ocenzurowanemi być powinny. Co do rozmiarów, zostawiamy je naturalnie w oli i uznaniu Pana z tern ty lk o objaśnieniem, że zarówno tomem średniej objętości, ja k szczupłą

105 choćby broszurą, być może. Co do warunków pieniężnych na koniec, oczekiwać będziemy rozkazów Pana. Autorom wymienionym w pro­

gramie przyrzekliśm y 20—25 rs. za arkusz druku form atu takiego, ja k i posiada warszawska Niwa.

Nie potrzebuję opowiadać Panu, z jaką niecierpliwością oczeki- iro wać będę odpowiedzi Jego. Wszak będzie m i ona łaskawą, niepraw­

daż ? Pozwól Pan, abym z wyrazem głębokiej czci na ustach brater­

sko a serdecznie rękę Jego uścisnęła.

El. Orzeszkowa

Program serii I-e j nakładów firm y E. O r z e s z k o w e j i S-ka.

1. P io tr C h m i e l o w s k i , Walka ■postępowców z zachowawcami na 115 Litwie i Rusi w latach 1840—1848. Epizod z dziejów cyw ilizacji

na Litw ie.

2. T. T. J e ż , O spólnictwie (krytyczny rozbiór doktryn i idei komunistycznych).

3. W. P r z y b o r o w s k i , Włościanie w Polsce i gdzie indziej.

1 2 0 4 . W al. M a r r e n e , O wychowaniu domowem.

5- Jan K a r ł o w i c z , Przewodnik pedagogiczny dla matek.

6. Ed. L u b o w s k i , Sąd honorowy, komedia.

7. Na długie wieczory, zbiór noweli i opowiadań:

T. I. M. B a ł u c k i e g o, Z książeczki pamiątek.

I25 T. I I. W. Z. K o ś c i a łk o w s k i e j, Z opowiadań lekarza.

T. I I I . L. M e y e t, Z dziejów serc ludzkich.

Oprócz tego mam w cenzurze własną broszurę moję p t. Patrio­

tyzm i kosmopolityzm, której losy jednak są wielce niepewne. Jeżeli nie zostanie wzbronioną, wydam ją p[rzed] N[owym] Rokiem jeszcze 130 jako wstęp do wszystkiego.

(28)

V. K R A S ZE W S K I DO ORZESZKOW EJ 11

V. KRASZEWSKI DO ORZESZKOWEJ

d. i i listopada i8j ę , Drezno, villa — Nordstrasse.

Szanowna P a ni!

Chciałbym być ju ż tak silnym na duchu i na ciele, aby móc Pani obszernie bardzo na lis t Jej odpisać, ale wróciłem z tych wielkich godów pija n y niemi i osłabły, zgnieciony na miazgę... tak że od po­

w rotu jestem w ręku doktora i na lekarstwach, a mimo upojenia wiel- kiem szczęściem na dnie kielicha b y ły i krople zatrute. Wszystko to 5

razem starego i zmęczonego — przybiło... Nie mogę przyjść do siebie.

W ybieram do odpisania chwilę w dniu, w której zwykle jestem na j­

silniejszy, ale i tak nie wiem, ja k podołam zadaniu, boć jest nad czem pomyśleć i o czem pisać.

Nie ty lk o na tej naszej Litw ie, ale we wszystkich częściach kra ju 10 naszego jest wiele do zrobienia, a środki nasze własne są sparaliżowane, zwichnięte, słabe. Tymczasem z jednej strony pod pozorem rozumnego konserwatyzmu i poczciwego patriotyzm u ciśnie się fanatyzm średnio­

wieczny i zacofanie, z drugiej — pod pozorem postępu narzucają się doktryny ledwie na to im ię zasługujące, fantazje umysłów chorych, 15 szaleństwa. Jeden i drugi prąd grozi niebezpieczeństwem, pierwszy obumarłością i śmiercią, drugi szałem i zdziczeniem.

Europa, obawiająca się socjalizmu, narzuca nam wsteczność, Rosja, lękająca się nihilizm u w części, a pragnąca postępu w drugiej połowie, nasyła nam lekarstwa na chorobę, której nie mamy. Utrzymać 20 spuściznę zdrowej cyw ilizacji, którą mieliśmy, nie dać się spętać fanatykowi wstecznictwa, nie wyrzec się tra d y c ji dla u to p ij — jest to zaprawdę wielkie a wielkie zadanie. Gdybyżeśmy m ieli ręce roz­

wiązane, swobodę m yśli i ruchu, gdyby nas nie podejrzewano, gdyby jedyne narzędzie, jakie mamy, miłość narodowości, nie było przy- 25

tępiane z obawy, abyśmy go nie użyli lekkomyślnie...

Rozumiem, co Pani chcesz czynić, ale zgadzając się pewnie na myśl zasadniczą — ja , com próbował już wydawnictwa w innych warunkach, a niegdy żył i w kraju, widzę, jakie tu trudności będą w wykonaniu. Od wykonania zależy wszystko — co gorzej, nieledwie 3° od materialnych warunków jego.

Cel, ja k i Pani chcesz osiągnąć, możeby najlepiej dał się zdobyć za pomocą pisma zbiorowego, wychodzącego w nieoznaczonych ter-

(29)

12 V. KR A S ZE W S K I DO ORZESZKOWEJ

minach. Tak wychodziło moje Athenaeum przez la t io . Nie 35 znam dzisiejszych warunków i nie wiem, czy to możliwe. Broszury seriami wychodzące, zobaczysz Pani, do natury naszej, do na­

szego obyczaju się nie nadadzą. Z początku pójdzie to, później wszystko się rozprzęże. Lecz próbować trzeba, jeśli Pani sądzisz, że można.

4» Co do mnie, póki jestem tak niedołężny, ja k dziś, nic obiecywać nie mogę, lecz je śli się pokrzepię, odżyję, z największą chęcią jakąś kwestię społeczną, np. postępu i konserwatyzmu, będę się starał po m yśli mej sformułować.

Lękając się o poczętą serię moich powieści historycznych, abym 45 je j nie odumarł, nim dojdzie do jaśniejszych czasów, cały teraz siedzę w studiach do niej. Ten ty lk o , kto pracował nad powieścią tego ro­

dzaju, wie, ile to potrzeba mięsa na odrobinę bulionu.

Racz mnie Pani zawiadomić o dalszym postępie wydawnictwa swego i chciej wierzyć w najgłębszy szacunek, z ja kim zostaję Jej

5° sługą życzliwym.

/ . I . Kraszewski

VI. ORZESZKOWA DO KRASZEWSKIEGO

14/2 [1]88[o ], Grodno.

Szanowny Panie.

W te j chw ili otrzymałam cenny lis t Pana1 * * * 5 i śpieszę z podzię­

kowaniem za sąd pobłażliw y o maluczkiej pracy m ojej. Do podzię­

kowania jednak pozwolę sobie dodać słów k ilk a ku obronie, nie książki samej, ale przyczyn i intencji, które ją wywołały.

1 L is t te n , j a k w s z y s tk ie in n e pisane do O r z e s z k o w e j w r. 1880, z a g in ą ł. Streszcza go O r z e s z k o w a w liście do T . T . J e ż a z d n . 14 /2 [i]8 8 [o ] ( k tó r y p o za t y m n ie z a w ie ra nic in te re s u jąc e g o , n ie w c h o d zi w ięc w c a ­ łości do w y d a w n ic tw a ) — w słow ach n a s tę p u ją c y c h :

„ N ie d a le j j a k w c zo ra j p rz y k re g o d o ś w ia d c zy ła m w ra ż e n ia , a p r z y ­ szło m i ono z lis tu n ajza c n ie js ze g o i czcigodnego K r a s z e w s k i e g o . P o s ła ła m m u k s ią ż k ę m o ję o P a trio ty źm ie. O d p is a ł m i n a ty c h ­ m ia s t g rzecznie, ale t a k d w u z n a c z n ie , że d o p ra w d y w o la ła b y m , a b y 5 m ię W y ła ja ł. U t r z y m u je n a p rzó d , że p ra c a ta n ie z d a je się b yć p o trz e b n ą , i m a n a d z ie ję , że ,,d la w iększości społeczeństw a k s ią ż k a t a b ęd zie

(30)

V I. ORZESZKOWA DO KRASZEW SKIEGO 13 N ik t w świecie, najsurowszy nawet z krytykó w i znawców, nie 5 p o tra fi lepiej, głębiej odczuć i zeznać nade mnie, ile brakowało m i do tego, abym przedm iot tej wagi i drogocenności z należytą wiedzą

t y l k o z n a k ie m g rasującej gdzieś d a le k o e p id e m ii" . C z y ż b y tern t y l k o b y ć m ia ła ? N a s tę p n ie c h w a li ją za to , że „ n a p is a n a , ja k N ie m c y m ó w ią , o b ie k ty w n ie i trz e ź w o " . C z y ż b y t ą t y lk o b y ła je j zasług a?

10 C z y n ie czuć w n ie j, że k o c h a m i k o c h a n ie o b u d zić p ra g n ę ta m , k ę d y ono z a n ik a t a k s zy b k o , t a k n ie p o w s trz y m a n ie , iż d o p ra w d y n ie je s t to w c a le „ e p id e m ią g ras u ją c ą z d a le k a " , lecz c h y b a p a ra liż e m d o t y ­ k a ją c y m tk a n k ę po tk a n c e , n e rw po n e rw ie , tu ż , t u ż pod sam em sercem naszem . N a k o n ie c , w te n sposób obszedłszy się z k s ią ż k ą c h w a li K r a- 15 s z e w s k i n ie ź m ie rn ie , co ? — ja k iś m ój lis t o tw a r t y do M [a r ii] S z e-

1

i g i p rz e d k ilk u l a t y n ap is a n y , a b ę d ą c y n ic ze m in n e m , ja k k ilk u - s tro n ic o w y m ż a rc ik ie m , b a g a te lk ą w s p o m n ie n ia n ie w a rtą , a n ap isaną na prośbę J [u lia n a ] O c h o r o w i c z a , ówczesnego w y d a w c y O pie­

k u n a Domowego, po ja k ie jś w esołej z t y m o s ta tn im ro z m o w ie

20 i ja k o je j streszczenie i u p a m ię tn ie n ie . B y ło ż b y n a p ra w d ę g łu p s te w k o te w ięcej w a rte od p ra c y , w k tó rą w ło ż y ła m n ajg o rętsze b ic ia mego serca i n a jw ię k s z ą sum ę m a łe j w is to c ie w ie d z y , lecz zaw sze w ie d z y m o je j? S m u tn o m i b y ło b a rd z o , d la te g o w części, że d w u z n a c z n y , a w g ru n c ie n ie p rz y c h y ln y w y r o k te n w y s z e d ł od K r a s z e w s k i e g o ,

25 lecz g łó w n ie d la te g o , że — t a k i d w u z n a c z n y ! G d y b y m i b y ł n ap is a ł:

W z ię ła ś się n ie do swego, n ie m asz na p rze d s ię w zię c ia t a k ie dość t a ­ le n tu i n a u k i, tu z b łą d z iła ś , ta m t o opuściłaś, to i l e w y ra z iła ś i t d . — b y ła b y m z m a r tw io n ą , ale ra z e m w d zię c zn ą za tę n a jw y ż s z ą o zn a k ę s z a c u n k u , ja k ą je s t szczerość. Cóż ro b ić je d n a k ! N ie d o s zliś m y jeszcze

30 do teg o , a b y ro zu m ie ć , iż szczerość, w zg lę d e m p ew n e j k a te g o r ii lu d z i p rz y n a jm n ie j i w p e w n y c h sto sun kach , g rzeczniejszą je s t s to kro ć n ad o k le p a n ą i n iesm aczn ą grzeczność.

S zan ow n em u P a n u k s ią ż c z y n ę m o ją p o s ła ła m p rz e d ty g o d n ie m . C z y doszła? N ie proszę P a n a , a byś n ie b y ł ze m n ą g rze c zn y m a n i 35 d w u z n a c z n y m , bo w ie m , że od N ie g o m ię to n ie s p o tk a . W ie m d o b rze, że je ś li P a n u rzecz c a ła lu b cóś w n iej się n ie p o d ob a, napisze m i P a n po pro stu i o tw a rc ie : Ź le z ro b iła ś

1

Z d a n ie m m o je m t a k się ro b ić w in n o p o m ię d z y lu d ź m i, k tó r z y s za n u ją się w z a je m , lecz c h w a lić p rze z zę b y , a p o m ię d z y w ie rs z a m i m ieścić ty s ią c z a rz u tó w , n ajsu ro w szych , bo 40 n ie ja s n y c h , w yniosłość to n ie lic u ją c a ze s ły n n ą skrom nością J u b ila ta . P a n u to m ogę p o w ie d zie ć o tw a rc ie , że zra zu ro z ż a lo n a , te ra z jestem ju ż t y lk o zła , na siebie p rzed e w s z y s tk ie m , za s ub m isją o ka za n ą p rze s łan ie m k s ią ż k i i d w a r a z y p o w tó rz o n ą prośbę o p racę ja k ą ś , n a jd ro b n ie js z ą cho ć b y , do w y d a w n ic tw a naszego, k tó r a o tr z y m a ła d w a r a z y je d n e m i 45 s ło w y p o w tó rz o n ą o d m o w ę . M y ś lę , że czc ig o d n y J u b ila t posądza nas tro c h ę o z a m ia r ściąg n ięcia za nogi P a n a B o ga z niebieskiego tro n u Jego a posadzen ia na m iejscu o p ró żn io n e m D a r w i n a , S p e n c e r a lu b k o g o k o lw ie k z te j k o m p a n ii..."

(31)

14 V I. ORZESZKOWA DO KRASZEW SKIEGO

i mocą opracować potrafiła. Wiedziałam z góry, iż rzeczy tej nie zdołam napisać doskonale, iż w obrobieniu mojem będzie ona przęd­

ło stawiała niezawodnie wiele niedokładności, pustek, omyłek może.

Jednak podjęłam się zadania tego — chciej Pan wierzyć, iż nie przez zarozumiałość, zuchwale rzucającą się z małemi siłam i ku rzeczom wielkim , lecz przez sumienne i głębokie uczucie i uznanie potrzeby, potrzeby ozwania się w sprawie, w której n ik t dotąd zabrać głosu 15 nie chciał lub nie śmiał. Istotnie, sprawa to, o której aby mówić, trzeba śmieć narazić się ze stron wielu... Śmiałam stanąć wobec niebezpieczeństwa objawiającego się w dwu postaciach... dlatego, że wiem dobrze, wiem niestety, iż antypatriotyzm nie jest dziś „epidem ią grasującą gdzieś daleko“ , ale chorobą szerzącą się coraz w organizmie 20 naszym, zwracającą w strony obce wiele cennych naszych sił, zabie­

rającą tkankę po tkance, nerw po nerwie, tuż, tuż niemal pod samem już naszem sercem. Tętna te odzywają się nie ty lk o „nad Newą“ , kędy nie bywam; uderzają one w ielkim chórem nad W ilią i Niemnem,’

słychać je, choć słabo jeszcze i z rzadka, i nad W isłą. Ci, co tu żyją’

25 wiedzą o tem dobrze — ale milczą; dlatego to wydaje się, jakobym ja jedna widziała i słyszała, a wydaje się nie dlaczego innego, ty lk o żem się jedna głośno o tem ozwała. Czyliż śmiałość i szczerość — pochodzące z boleści — za grzech poczytanemi mnie być mają ? Ra­

dości, chluby, oklasku nie wyglądam, ani szukam, ani spodziewam 30 się, lecz pragnąć m i wolno, abym posądzoną nie była o wymyślanie chorób społecznych gw oli... czemu? — nie zgadnę nawet. Od la t piętnastu patrzę na ten biedny świat nasz, słucham, spostrzegam, sprzeczam się, nawracać usiłuję, aż przyszła chwila, w której powzięłam myśl zgromadzić w książce rezultat spostrzeżeń moich, rozmów i usi- 35 łowań na drogach prywatnych dokonywanych. Oto wszystko. Uczy­

niłam , ja k umiałam. Najgorętszem pragnieniem mojem jest, aby bie- glejsi i potężniejsi ode mnie lepiej, potężniej o sprawie tej prze­

m ów ili...

Mnie także serce uderzyło silniej, gdym na pierwszym egzem- 4° pl[arzu] książki mojej wyczytała: W ilno. Że przed la ty wyraz ten łączył się z imieniem Pana, a dziś łączy się z mojem, dowód to na j­

lepszy, jakeśmy zubożeli i ja k potrzebujemy wytężać biedne siły nasze, aby nie popaść w nędzę ostateczną.

Z najgłębszą czcią

El. Orzeszkowa

(32)

V II. ORZESZKOWA DO KR ASZEW SKIEGO 15

V II. ORZESZKOWA DO KRASZEWSKIEGO

25/2 [18]80, Grodno.

Szanowny i drogi Panie.

Istotnie, źlem sobie wytłum aczyła lis t Pana1', wyobraziłam sobie, że mieści się w nim wątpliwość co do szczerości intencji, które b y ły m i pobudką do napisania książki, ja k też co do potrzeby odzewania się o tym przedmiocie, i zabolało mię to ta k mocno, iż utaić ból ten przed Panem nie było w mocy m ojej. W całej naszej gromadce piszą- 5

cej, co więcej, w całym narodzie naszym nie ma pewnie ani jednej żywej duszy, która by nie pragnęła gorąco szacunku i życzliwości Pana. Jakżebym ja pragnąć ich nie miała, ja, która literalnie uczyłam się czytać na książkach przez Niego pisanych, w pierwszej młodości nie czytałam ich, lecz chłonęłam je, a potem, pisać zacząwszy, myślałam 10 0 Nim zawsze ja k o m istrzu, sprostać którem u byłoby szczęściem, 1 o tw órcy ukochanej gałęzi piśmiennictwa, dla którego wdzięczność jest obowiązkiem. Zawszem m arzyła gorąco o osobistem poznaniu Pana, o ustnem zaniesieniu do Niego prośby o błogosławieństwo na drogę pracy i wymaganych przez nią wyrzeczeń się i cierpień, 15 o wskazówki, rady, wsparcie... Że się marzenia te nie spełniły, następ­

stwo to okoliczności, o których pisać byłoby zbyt długo, a może nie-

1 N a p o p rz e d n i l i s t o tr z y m a ła O r z e s z k o w a od K r a s z e w ­ s k i e g o o d p o w ie d ź , k tó ra nie d o c h o w a ła się; c h a r a k te ry z u je ją w liście do J e ż a z d n . 2 5 /2 [ i8 ] 8 o (podo bn ie j a k p o p rz e d n i, c y to w a n y w p rz y p is k u , nie w c h o d zi on p oza t y m w y ją tk ie m do w y d a w n ic tw a ) w sposób n a s tę p u ją c y : , , Z K r a s z e w s k i m sp ra w a w z ię ła o b ró t n o w y i n ie sp o d zie w a n y . W o d p o w ie d z i n a lis t, o k tó r y m P a n w ie , w ż a lu , k tó r y m z a w ła d n ą ć n ie m o g ła m , n ap is a ła m tro c h ę może [za] o stro. N ie o k s ią ż k ę m i szło, a le o za p rze c zen ie je j p o trze b n o śc i, n ie o p o c h w a ły , ale o szczerość

5

w w y ra ż e n iu p rz y g a n . O d p is a ł m i n a ty c h m ia s t — ale ja k ? C zule, serdecznie, w cale in a c z e j, n iż ja to u c z y n iła m , lis t swój k o m e n tu ją c i p rz y rz e k a ją c pisać o książce w ko resp o n d en cji ja k ie jś , a ty m c za s em c h w a lą c ją n ie o g ra n ic ze n ie . Co o te m w s z y s tk ie m m yśleć? N ie w ie m . N a jle p ie j m oże n ie m yśleć w c a le. O k reślen ie P a n a usposobień K r a - 10 s z c w s k i e g o i s ta n o w is k a jego w zg lę d e m n o w y c h p rą d ó w m y ś li lu d z k ie j — doskonałe. M u s i to b y ć is to tn ie o rg a n iz a c ja p rze d e w s zy st­

k ie m w r a ż liw a i p o d d a ją c a się w p ły w o m , p r z y te m c z y n n a n ad w szelką m ia rę , co g a tu n e k czynn ości je j nieco p su je . N a ogół, k a ż d y c zło n ek n aro d u naszego czcić go m u si i p o w in ie n za za s łu g i, k tó re p o ło ż y ł d la 15 lit e r a t u r y , ję z y k a , ro z w o ju m y ś li i u k s z ta łc e n ia s m a k u , a le z s y m p a tią

rzecz in n a . T ę w o ln o je s t m ieć a lb o nie m ie ć ...“

Cytaty

Powiązane dokumenty

We give below a simple proof of the fixed point theorem of [B] for order preserving maps of a bounded interval into itself (nonexpansiveness is needed explicitly only in order to

Michael [11] has proved that every metric space can be embedded isometrically as a closed, linearly independent subset of a normed linear space, while Arens and Eells [1] have

In particular, it turns out that the mixed measure-category product of ideals (i.e. the product of the ideal of all meager sets and the ideal of all sets having measure zero)

Si on note H 1 le sous-groupe de R form´e par tous les nombres r´eels x tels que la s´ erie de terme g´ en´ eral kxn!k 2 converge, cela se traduit donc par le r´ esultat suivant,

If R is continuous, we can extend it by continuity onto the whole of X, and since relations (2) will be satisfied for all x in X, by continuity of the involved operators, we can

We shall prove (Section 5) that (∗) and (∗∗∗) are equivalent at every point of a 4-dimensional warped product manifold at which the tensor S − (K/n)g does not vanish, where K is

Making use of the results contained in Sections 1–2 we investigate the solvability of the equation (0.2) with nonhomogeneous linear part as well as the problem of stability of

(After the first manuscript of this paper was submitted, the author could get Assani’s paper Rota’s alternating procedure with non-positive operators (to appear in Adv. in Math.),