• Nie Znaleziono Wyników

Chłopi i Państwo : tygodnik społeczno-polityczny, 1947.08.24 nr 26

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chłopi i Państwo : tygodnik społeczno-polityczny, 1947.08.24 nr 26"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

O H Ł (0 P 1

M É I T T W ®

T Y G O D N I K S P O Ł E C Z N O P O L I T Y C Z N Y

R. 1 N r. 26 W A R S Z A W A , 24 S IE R P N IA 1947 R , C ena 5 »zł

JÓ Z E F N IE Ć KO

yyN aga praw do11 — czy urojenia

Ob. R ek, w swej „O p e ra c ji bez n a rk o z y 44 („D z ie n n ik L u d o w y “ N r 64G), daje c z y te ln ik o m p rz y ­ k ła d tw o rz e n ia legendy. Przede w s z y s tk im uzasadnia „e n d e ko - w a to ść lu d o w c o w ą “ ob. M ik o ła j­

czyka, poczym pisze:

„G d y w y b u c h ła w o jn a i p rz y ­ szła o ku p a cja , s tw o rz o n y został ró w n ie ż lu d o w y ru c h k o n s p ira ­ c y jn y . I k o m u się oddaje n a jw y ż ­ szą w ładzę w p a rtii? „C e n tra ln e K ie ro w n ic tw o “ ( t r z y o soby) w K r a ju na w niosek Józefa N ie c k i decyduje , że „w o d z e m '4 m a być tenże e n d e ko w a ty p. M ik o ła jc z y k , p rz e b y w a ją c y w ty m czasie w L o n d y n ie . O dtąd rośnie legenda, za k tó rą ru c h cld o p ski pła ci s tra ­ s z liw ą cenę. N ic w ażniejszego nie p o sta n a w ia się, i nie decyduje bez u p rz e d n ie j zgody „ L o n d y n u “ . B o ta m — w e d łu g o p 'n îi ob. N ie c­

k i, O sieckiego i in n y c h — m a b yć ź ró d ło w sz e lk ie j m ą d ro ści, m o ­ ż liw o ś c i i ro z s trz y g n ię ć . B o ta m z „w o d z e m 4' od czasu do czasu ro z m a w ia C h u rc h ill, Eden itp .

„ T a k i b y ł początek te j o to le­

g e n d y“ .

N a zakończenie zaś ob. R ek za­

pow ia d a , że „b e z niechęci, s y m ­ p a tii czy uprzedzeń44 należy czy­

n ić k ry ty c z n y , „za sa d n iczy prze­

g lą d naszej przeszłości i te ra ź ­ niejszość“ — by „ w naszym 50-lc- tn im ru c h u lu d o w y m doszukać

(d o ko ń cze n ie )

Y znow óż ob. R ek n a k re ś lił słuszną zasadę dociekan ia p ra w ­ dy, gdyż is to tn ie , je ś li kto ś p rz y ­ stępuje do oceny zdarzeń i lu d z i o d g ry w a ją c y c h w ty c h zdarze­

n ia c h m n ie j czy w ięcej w ażką ro ­ lę, to — je ś li chce dojść do w n io ­ skó w tra fn y c h — m usi uprze d n io od rzu cić precz w szelkie „ n ie ­ chęci, sym p a tie czy uprzedzenia“ . W zg lę d n ie , je ś li d o ty k a tego za­

kre su zagadnień tlla celów bie­

żących, ta k ty c z n o - propaga ndo­

w ych , to nie należy zasadam i s łu s z n y m i p rzyo b le ka ć tw ie rd ze ń d o ra źn ych i pobieżnych, je d n y m słow em — dostatecznie nieprze­

m yśla n ych .

T a k ie g o z ro zu m ie n ia należało­

b y w ym agać od ob. Ręka, ja k o h is to ry k a ru c h u ludow ego. Ob.

R ek je st b o w ie m a u to re m d w u ­ to m o w e j h is to r ii pierw szego 50- lecia ru c h u ludow ego.

Czy ob. R ek — kreśląc genezę legendy M ik o ła jc z y k a — prze­

m y ś la ł w sposób dostateczny to w szystko co napisał?

P rz y p u ś ć m y naw et, że w cza­

sach k o n s p ira c ji, na m ó j w niosek, C e n tr. K ie ro w n ic tw o zadecydo­

w a ło , że ob. M ik o ła jc z y k m a być w odzem . Czy ta k a decyzja m o ­ g ła b y być źró d łe m h is te rii, po­

p ro s i u obłędu ja k i zapanow ał

w w ie lk ic h zespołach społeczeń­

stw a p o ls k ie g o !

A w szak przecież i ob. R ek i m y w szyscy w ie m y o ty m do­

skonale, że ob. M ik o ła jc z y k o- k rz y k n ię ty został -na „w o d z a n a ro d u “ przede w s z y s tk im przez m ieszczaństw o i drobnom iesz­

czaństw o — słowem , przez tę część społeczeństwa, k tó ra przed w o jn ą i w czasie o k u p a c ji s k u p iła się w ró ż n o ra k ic h orga n iza cja ch p ra w ic o w y c h , a naw et re a k c y j­

n ych.

W ie m y i o ty m dcskonale, że ten c h o ro b liw y stan, ja k i zapano­

w a ł w u m ysło w o ści w ie lkie g o od­

ła m u społeczeństwa, dopiero z biegiem czasu zaczął się udzielać i ru c h o w i lu d o w e m u , a n a w e t i działaczom k ry ty c z n ie m yślą­

cym , k tó r z y uprze d n io stanęli ju ż na in n e j drodze. P rzypom nę choćby ty lk o ten fa k t. że psy­

chozie te j u le g ł i ob. Rek, prze­

chodząc z p o lity c z n y m i s w o im i p rz y ja c ió łm i z szeregów S L do P S L — na czele k tó re g o sta ł przecież ten sam ob. M ik o ła jc z y k . C hyba do tego k r o k u nie zm u­

szała n ik o g o rzekom a decyzja C e n tr. K ie ro w n ic tw a , uznająca M ik o ła jc z y k a za wodza.

A n i spostrzegł się ob. R ek — ja k niechęci, sym patie czy uprze­

dzenia p rz e s ła n ia ły ob. R e ko w i oczy — i p rzystę p u ją c do w a lk i z legendam i, sam odrazu stw a rz a

(2)

d z ie js k ie j m o c y C e n tr. K ie ró w - p is tw a , k tó re w czasach k o n s p i­

r a c ji rz e k ło : M ik o ła jc z y k u , stań się w odzem — i o to d e c y z ji tej U legły w ie lk ie zespoły społeczeń­

stw a — i M ik o ła jc z y k w odzem się s ta ł!

K to ś n ie ta k da w n o n a z y w a ł Ob. M ik o ła jc z y k a „ p r i m adonną jedneg o sezonu“ . D o k u c z liw a ta nazw a bodajże n a jle p ie j sym bo­

liz u je ro lę ja k ą odegrał ob. M ik o ­ ła jc z y k w czasach swej w ie lk ie j p o p u la rn o ści: R o la M ik o ła jc z y k a n ie b y ła b o w ie m ro lą „w o d z a “ , czy choćby ty lk o ro ztro p n e g o p rz y w ó d c y . P rzyw ó d ca p o w in ie n Umieć oceniać sytu a cję i w y c ią ­ gać tra fn e w n io s k i. W ka żd ym bądź razie nie p o w in ie n dać się ponosić f a li n a s tro jó w — je ś li u p rze d n io d o kła d n ie nie ocenił, do ką d go ta fa la może ponieść.

P rzyw ó d ca p o w in ie n um ieć na­

w e t p rz e c iw s ta w ić się n a s tro jo m i p o ku sić się o żłobienie nowego n u rtu , zm ierzającego do ro z w ią ­ zania w sze lkich sp ra w czo ło w ych po m y ś li in te re só w n a ro d u i pań­

stwa.

Ob. M ik o ła jc z y k nareszcie w czasie trzeciego sw ojego p o b y tu w M oskw ie dobrze ocenił s y tu ­ ację i tra fn e w y c ią g n ą ł w n io s k i, decydują c się na w ejście do w s p ó łp ra c y w Rządzie Jedności N a ro d o w e j. Bezpośrednio po p rz y b y c iu z M o s k w y do W a rsza ­ w y — zastał nas ju ż po fa k c ie w ystą p ie n ia naszego z D elegatu­

r y Rządu L o n d yń skie g o i R ady Jedności N a ro d o w e j — co uczy­

n iliś m y nie z podpo w iedzi ob. M i­

k o ła jc z y k a , ale z własnego roze­

znania s y tu a c ji. Ob. M ik o ła jc z y k z s o lid a ry z o w a ł się w te d y ca łko ­ w ic ie z naszym poglądem na sy­

tu a cję i z w n io s k a m i z tego w y ­ p ły w a ją c y m i.

N ie ste ty, im d alej, ty m b a r­

dzie j daw a ł się unosić f a li n a s tro ­ jó w , k tó ry c h ź ró d łe m b y ła nie rzekom a decyzja C entr. K ie r. po­

w sta ła w czasach o k u p a c ji, ale liczne środow iska wysoce nieza­

dow olone z p o w o d u re fo rm spo­

łecznych, a zarazem z tego pow o­

du, że nie Rząd L o n d y ń s k i z R aczkiew iczem , A rcisze w skim , S o sn ko w skim i A ndersem ro zp o ­ czyna odbudow ę P o lski. A lb o ­ w ie m rz ą d y R aczkiew ieża z pe­

w nością z d o ła ły b y o b ro n ić »inte­

re sy ele m e n tó w „z re fo rm o w a ­ n y c h “

T u ta j też t k w i geneza „w o d z o - stw a “ i błędów ob. M ik o ła jc z y k a , k tó re mszczą się teraz na ru c h u lu d o w y m i z pew nością nie u ła ­ tw ia ją , lecz o p ó źn ia ją dzieło od- b p d o w y P o lski.

X

W ra c a ją c do ow e j „d e c y z ji"

C entr. K ie ro w n ic tw a — ośw iad­

czam, że a n i ja , a n i n ik t in n y n ie s ta w ia ł w n io s k u b y „w o d z e m "

m ia ł być ob. M ik o ła jc z y k , czy też k to ś k o lw ie k in n y . W o g ó łe a n i ta k ie g o w n io sku , a n i d e c y z ji pa­

s u ją c e j ob. M ik o ła jc z y k a lu b k o ­ goś i nnego na „w o d z a " — nie b yło . W szyscy w C entr. K ie ro w ­ n ic tw ie m ie liś m y dostateczny za­

pas zdrow ego ro z u m u , b y w ie ­ dzieć o ty m , że n ie ty lk o „w o d z o ­ w ie “ ale i p rz y w ó d c y p o ja w ia ją się w ż y c iu nie na m o cy choćby n a jb a rd z ie j a u to ry ta ty w n y c h u- ch w a ł, ale na m o cy w ła sn ych p rz y ro d z o n y c h zdolności i m o ż li­

w ości działania.

D o ob. M ik o ła jc z y k a C entralne K ie ro w n ic tw o R uchu Lud o w e g o w k o n s p ira c ji m ia ło stosunek po­

z y ty w n y i inaczej b y ć nie m ogło.

P<t K ongresie S L w 1938 r. ob.

M ik o ła jc z y k p o w o ła n y został na jednego z w iceprezesów N K W i w czasie o k u p a c ji b y ł je d n y m z pośród ż y w y c h i czyn n ych c z ło n k ó w P re z y d iu m N K W , albo­

w ie m : W . W ito s b y ł w ię z io n y — a i po z w o ln ie n iu z n a jd o w a ł się p o d ścisłą o bserw acją gestapo, a w ię c ja k o prezes S L, nie m ó g ł o b ją ć k ie ro w n ic tw a d z ia ła n ia m i k o n s p ira c y jn y m i. W iceprezes A . C zapski zo sta ł w p o czątkach o k u ­ p a c ji za m o rd o w a n y, a wiceprezes d r. W ł. K ie m ik , po z w o ln ie n iu z w ię zie n ia ró w n ie ż z n a jd o w a ł się pod bezpośrednią o bserw acją gestapo. B a g iń s k i z ja w ił się bez m a ła p o trz e c h ' la ta c h nieobec­

ności: W te j s y tu a c ji C. K . uzna?

w a ło ob. M ik o ła jc z y k a 1 ja k o urzę ­ dującego wiceprezesa SL, a g łó w ­ n ie ja k o rep re ze n ta n ta S L nai terenie za g ra n iczn ym . Ja k ie w y ­ obrażenia m o g li m ie ć poszczegól­

n i czło n k o w ie C K w o dniesie niu do osoby ob. M ik o ła jc z y k a na przyszłość — c z y m o g ło to m ieć ja k ie k o lw ie k pow ażniejsze zna­

czenie?

Jeśli ch o d zi o m n ie osobiście —- m im o tt> iż w ie d zia łe m podob nie ja k i ob. Rek, że M ik o ła jc z y k znaj d o w a l się przed w o jn ą po p ra w e j s tro n ie ' w a ch la rza — p o lity c z n e ­ go SL, nie m n ie j je d n a k b ra łe m pod uwagę ten fa k t, że ob. M ik o ­ ła jc z y k b y ł stosunkow o m ło d y i ż y w y , że b y ł zdecydow anym i p rz e c iw n ik ie m sanacji, a p rze b y­

w a ją c w ta k d o n io s ły m okresie czasu na e m ig ra c ji — p rz e jd z ie przeobrażenia, k tó re go pogłębią ja k o działacza p o lityczn e g o , a tym » sam ym sp o w o d u ją przesu­

nięcie się k u lew em u s k rz y d łu w achlarza.

T a k ie prześw iadczenia m ia łe m , W czasie pow sta n ia w a rs z a w ­ skiego — g d y po p o b ycie w M oskw ie nadesłał M ik o ła jc z y k sw ój p ro je k t z a ła tw ie n ia spraw;

polsko - ra d zie ckich , prze św ia d ­ czenia te jeszcze b a rd z ie j się w e m m c u g ru n to w a ły . Z a c h w ia łe m się w sw ym poglądzie — g d y 'M i­

k o ła jc z y k ■ n ie w y c ią g n ą ł p e łn y c h ko n sekw en cji. U stępując ze sta­

now iska p re m ie ra rzą d u lo n d y ń ­ skiego — n ie o p a rł się na u c h w a ­ le R a d y Jedności N a ro d o w e j, k tó ­ ra akceptow a ła w K ra ju * uzgod­

n io n y w M o skw ie p r o je k t ułoże­

n ia s to su n kó w p o ls k o -ra d z ie c k ic h i n ie p rz y b y ł w te d y do K ra ju .

A le to w s z y s tk o n ie leży na:

l i n i i u ro je ń ob. R ęka dotyczą cych ź ró d ła z k tó re g o w y p ły n ę ło „ w o ­ d z o s tw o " ob. M ik o ła jc z y k a .

„Nie iylko więcej chleba potrzeba człowiekowi ale i wię­

cej wolności, więcej samodzielności i o k a z ji do w y siłkó w , twórczych, więcej radości życia i dobrowolnego współdzia­

łania, mniej zaś przymusowej działalności dla cudzych celów"1,

B . Russel

2

(3)

O. KOTULA

s- #

Drugie Powstanie Śląskie

P O W S T A N I E !

Czyn powstał w ie lk i! Bo swą dłonią twardą Zerw ał krzyżacki kaganiec

I x dum nym czołem w boje poszedł hardo Śląski powstaniec!

K rew da i życie, a gdy trzeba będzie^

Bez wahań pójdzie na ostatni szaniec!

Wbrew dyplom atom zwycięstwo zdobędzie Śląski powstaniec!

S praw a Śląska a może raczej,

|a k ją nazw a ł w ie lk i p rz y ja c ie l Po­

la k ó w , A n g lik profesor Roose, tr a ­ gedia Śląska, w eszła na arenę m ię ­ dzynarodo w ą po zakończeniu p ie r­

wszej w o jn y św ia to w e j,

A n g lia zdecydow anie p rze ciw ­ s ta w ia ła się odebraniu Śląska G ó r­

nego N iem com i oddaniu Polsce, A n g lia n ie ch ę tn ym o kiem pa­

tr z y ła na w z ro s t potę g i F ra n c ji i n ie chciała dopuścić do p ow stania na gruzach p o b ity c h N iem iec s il­

nych organizm ów p a ń stw ow ych sprzym ierzonych z F rancją. P o lity ­ k a angielska, zgodnie zresztą z tra d ycją , dążyła do zachow ania ró w n o w a g i s il w E u ro p ie i nie chciała -dopuścić do zbytniego o- słabienia N iem iec.

F rancja p rze ciw n ie dążyła do zniszczenia p o te n cja łu gospodar­

czego N iem iec i odebrania N ie m ­ com obszarów p rze m ysło w ych b y u n ie m o ż liw ić im prow adzenia w przyszło ści w o jn y. A n tagon izm anglo - fra n cu ski zaciążył w dużym stopniu na spraw ie Śląska, W y ­ k o rz y s ta li tę sytuację N iem cy, szerząc a n typ o lską propagandę i starając się przekonać św ia t i£

P olska niezdolna jest do p ro w a ­ dzenia gospodarki na ta k tru d n ym terenie, ja k i prze d sta w ia u p rze ­ m y s ło w io n y G ó rn y Śląsk.

Zagadnienie narodow ościow e G órnego Śląska b y ło dla A n g li­

k ó w drugorzędnym i n ie m ie li oni zam iaru lic z y ć się z w o lą m iejsco- ,wej ludności polskie j. Po długich przetargach p o lity c z n y c h decyzją T r a k ta tu W ersalskiego, postano-

Olga Zarzycka

w io n o p rze p ro w a d zić na G órnym Śląsku ple b iscyt. A n g lia zgodziła : się na ta k ie rozw iązanie sp ra w y

Śląska w przekonaniu, że ludność polska na Śląsku jest nieu św ia d o ­ m iona naro d o w o a a dm inistracja n iem iecka w o d p o w ie d n i sposób .prze p ro w a d zi p le b is c y t i do P o ls k i w łączone Zostaną w najgorszym w y p a d k u o k rę g i rolnicze.

P ow ołano do życia M iędzysoju­

szniczą K om isję Rządzącą i P le b i­

scytow ą, złożoną z p rz e d s ta w ic ie li A n g lii, F ra n c ji i W ło ch . G ó rn y Ś ląsk obsadzony został przez od­

d z ia ły w o jsko w e trze ch państw . A d m in is tra c ja i p o lic ja pozostały nadal w rękach N iem ców , N iem cy nie u k ry w a li n a w e t ja k zam ierza­

ją p rze p ro w a d zić p le b is c y t a nie­

m ie c k i kom isarz p le b is c y to w y w y ­ dał odezwę, ogłaszając u tw o rze n ie m ilio n o w e g o funduszu do w a lk i z

„b o jó w k a m i polskim i* i zw alcza­

n ia P o la k ó w i p o lskich działaczy p le b iscyto w ych .

W tych w a ru n ka ch pow sta ł P o l­

ski K o m ite t P le b is c y to w y w O po­

lu. N a czele K o m ite tu stanął W o j­

ciech- K o rfa n ty , d łu g o le tn i d z ia ­ ła cz p o lity c z n y i społeczny na Ślą­

sku, m ający pełne zaufanie ro b o t­

n ik a i chłopa polskiego. N ik t nie w ie rz y ł w s p ra w ie d liw e i p o k o jo ­ w e z a ła tw ie n ie sp ra w y Śląska.

M n o ż y ły się napady na d ziałaczy p o lskich , p o lic ja nieim ęcka prze­

śladow ała ludność polską i gro ziła jej prześladow a niam i w razie od­

dania głosu za Polską,

P ow ołano w ię c do życia P olską O rganizację W o jsko w ą , k tó ra m ia­

ła ną celu obronę ludności p o ls k ie j przed n ie m ie ckim te rro re m . A k ­ cja ta okazała się niezbędną.

N iem cy rozpoczęli 17 sierpnia 1920 r , m anifestację w K a to w i­

cach, domagając się od M iędzyso­

juszniczej K o m is ji ogłoszenia neu­

tra ln o ś c i Górnego Śląska, Doszło do starć z oddziała m i francuskim i, w czasie k tó ry c h został za m o rd o ­ w a n y przez N iem ców le ka rz P o­

la k D r. M ie lę c k i. B o jó w k i n ie m ie ­ ckie rz u c iły się na polskie pla có w ­ k i, niszcząc je.

O dpow iedzią na zbrodnicze w y ­ stąpienia N iem ców b y ło D rugie P ow stanie Śląskie, k tó re w y b u c h ­ ło w nocy z 19 na 20 sierp n ia 1920 ro k u .

K o rfa n ty zażądał od M iędzyso­

juszniczej K o m is ji rozw iązania p o ­ lic ji niem ieckiej, u tw o rz e n ia s tra ­ ży o b yw a te lskich i zapew nienia P olakom swobodnego działania.

P ow stanie dało nadzw yczajne w y n ik i: w ciągu k ilk u dni o p a n o ­ wane zostały zupełnie p o w ia ty tarnogórski, ry b n ic k i, zabrzański i b yto m ski, a w innych p ow iatach to c z y ły się zażarte w a lk i. Po­

w sta ń cy w a lc z y li bohatersko a N iem cy rozpoczęli ucieczkę na za- ' chód.

Postawa lu d u śląskiego zasko­

c z y ła A lia n tó w . R ozpoczęli oni p e rtra k ta c je z K o rfa n ty m idąc na d a le kie ustępstw a.

P o licja nie m ie cka została roz­

w iązana a u tw o rzo n a p o licja G ó r­

nego Śląska, złożona w p o ło w ie z P o la k ó w i N iem ców . Z a w a rto r ó ­ w nież um owę polsko - niem iecką, k tó ra m iała zapew nić k ra jo w i spo­

kój.

L u d śląski, s e tk i la t ciem iężony przez N iem ców , uśw ia d o m ił sobie siłę, ja ką reprezentuje. L u d ten

nie chce b yć nadal przedm iotem p rz e ta rg ó w p o lity c z n y c h , chce sam 0 sobie stanow ić i żąda należnych m u pra w . N ie p rzyjm ie on b ie rn ie d e cyzji m iędzynarodow ych, lecz c h w y c i ponow nie za broń, by w trze cim p ow staniu w y w a lc z y ć dla P o ls k i s k ra w e k cennej zie m i ślą­

skiej i zam anifestow ać w obec c a ­ łego świata, że lu d śląski b y ł, je s t 1 będzie p o ls k t

(4)

Zw iązek Radziecki a Polska

T ru d n o w tej c h w ili p rze p ro w a ­ dzać rozw ażania na te m a t stosun­

k ó w panujących na prze strze n i szeregu w ie k ó w m in io n ych pom ię ­ d zy P olską a Rosją. Będzie to jed­

n a k zgodne z p ra w d ą histo ryczn ą gdy lin ię przew odnią ty c h stosun­

k ó w uogólnim y w sposób następu­

ją cy:

Na s k u te k odw iecznego p a rcia św iata germ ańskiego ku W schodo- d o w i — przede w szystkim P olska te m u n a p o ro w i podlegała. W róż­

n y c h czasach ró żn o ra ko u k ła d a ły się losy na polach b ite w n y c h w o js k p o ls k ic h z n ie m ie ckim i — naogół je d n a k biorąc, P olska ulegała na­

p o ro w i i ustępow a ła od Zachodu usiłu ją c szukać rekom pensa ty te ­ ry to ria ln e j na W schodzie, gdzie k s z ta łto w a ło się potężne państw o Carów m oskiew skich. Rzecz jasna, że pom iędzy Polską a państw em ca ró w m usia ły w te d y zapanować sto su n ki naprężenia. O bejm ow anie przez P olskę te ry to rió w B ia ło ru s i i U k ra in y ro zb u d za ły w M o skw ie p o d e jrz liw o ś c i i lę k p rze d ro z ro ­ stem państw a polskiego k u W scho­

do w i, co w rezu lta cie m ogłoby p o ­ w ażnie zagrażać państw u carów . W czasie w ie k o w y c h zadrażnień i sporów pom iędzy P olską a R o­

sją — różnie b y w a ło : w ie m y, że w M o s k w ie b y w a ły i p o lskie od­

d z ia ły zbrojne; w ie m y, że b y ­ w a ły też i k o n k re tn e koncepcje w spólnego w ła d c y p o lsko - ro syj­

skiego. A le staw ało się i ta k , że zbrojne o d d z ia ły rosyjskie w k r a ­ c z a ły do W arszaw y — aż w re zu l­

ta cie doszło od tego, że Rosja, w e ­ spół z N iem cam i i A u s trią , p o ­ d z ie liły się te ry to ria m i ziem p o l­

skich.

C h a ra kte rystyczn ym d la okresu n ie w o li narodu po d trzem a zabo­

ra m i jest to, że przez c a ły okres n ie w o li naród p o ls k i d a rz y ł naj­

w ię kszą nienaw iścią Rosję, p o k ła ­ dając n ie k ie d y nadzieje na p rz y ­ jaznym ustosunko w aniu się do d w u ch in n ych zaborców , A u s tr ii i N ie m ie c.

G łó w n ie na te ry to ria c h zaboru rosyjskiego w y b u c h a ły pow stania i ru c h y re w olucyjne, choć przecież i dw aj in n i zaborcy b y li ty lk o za­

b o rca m i i jednego ty lk o szczerze p ragnęli, b y co ry c h le j i m o ż liw ie n ajskuteczn iej zgerm anizow ać i

(Ciąg dałszyj.

II.

w chłonąć ż y w io ł po lski. N a jb a r­

dziej ja skra w ym p rz y k ła d e m p rz y ­ jaznego ustosunkow ania się do A u s tr ii i N iem iec — z jednoczes­

nym p rze ciw sta w ie n ie m się R osji

— b y ła pierw sza w ojna św iatow a, k ie d y to w ram ach a rm ii niem iec­

k o - a u s tria c k ie j p o w s ta ły z b ro j­

ne o d d zia ły polskie , w alczące przez pew ien okres czasu ram ię p rz y ram ieniu z w o jska m i niem ie- ck o -a u s tria c k im i.

T a k i stan rzeczy w y n ik a ł zape­

w ne dlatego, że pom iędzy n a ro ­ dem p o lskim a n arodam i germ ań­

s k im i is tn ia ł pew ien w sp ó ln y m ia­

n o w n ik, ja k im b y ł k a to licyzm . A le to jeszcze nie w szystko, a lbow iem : n a ró d p o ls k i po przez d łu g i sze­

reg stu le ci zn a jd o w a ł się po d w p ły w a m i -k u ltu r y n a ro d ó w za­

chodnich, bezpośrednio zaś, naro­

d ó w germ ańskich.

G dy m ó w im y „n a ró d p o ls k i" —•

to b ie rzm y pod uwagę, że w ó w ­ czesnych czasach czynności k ie ro ­ w nicze narodu spoczyw ały w y łą ­ cznie w rę ka ch m agr-aterii i szlach­

ty —■ zaś masy ludow e u le g a ły t y lk o tem u k ie ro w n ic tw u .

D latego te ż masy lu d o w e pod w zględem k u ltu ra ln y m ż y ły swoim w ła sn ym życiem , zaś w a rs tw a k ie ­ ro w n icza •— ż y ła życiem w y w z o - row anym na życiu m a g n a te rii na­

ro d ó w zachodnich.

T e dw a c z y n n iki, a w ię c : re lig ij­

no - k a to lic k i i k u ltu ra ln y — one to zapewne pow o d o w a ły, że ostrze n ie n a w iś c i w stosunku do germ ań­

skich zab o rcó w b y ło słabsze, ani­

ż e li do zaborcy rosyjskiego, m im o to naw et, że naród ro s y js k i b y ł na­

ro d o w i p olskiem u p o k re w n y z ty ­ tu łu słow iańskiego pochodzenia, p o k re w ie ń s tw a językow ego i ze zb liżo n ych do siebie zw ycza jó w życia grom adzkiego ja k ie panow a­

ły .w w a rstw a ch ludow ych.

T e dw a c z y n n ik i po m is trz o w ­ sku w y g ry w a ły n a ro d y germ ań­

skie, k tó re zawsze p o słu g iw a ły się m etodą siania w zajem nych niena­

w iś c i pom iędzy n a ro d a m i sło w ia ń ­ s k im i. D la te g o też P olska i Rosja carska — pow odując się najczę­

ściej doraźnym i osiągnięciam i —

p o c z y n iły w ie le b łę d ó w u tru d n ia ­ ją cych wzajem ne zbliżenie się, o- bustronne zaufanie i solidarne, działanie p rz e c iw k o odw iecznem u n a p o ro w i fa li germ ańskiej k u w schodow i.

Z pew nością rozum iał to w szy­

s tk o W ódz R e w o łu cij R osyjskie j—- L e n in , w raz z najbliższym i s w o im i w s p ó łp ra co w n ika m i, skoro n a ­ ty ch m ia st po zw ycię stw ie re w o lu ­ cyjn ym — ogłoszony został d e k re t R a d y K o m isa rzy L u d o w ych uzna­

ją cy pra w a narodu polskiego do niepodległości państw ow ej.

B łę d y carskiej R osji u s iło w a ła p rostow ać Rosja Ludow a.

G dy w ja k iś czas po ty m d e k re ­ cie Polska odzyskała sw oją n ie ­ podległość — naród p o ls k i n ie u ­ fn ie ustosunko w ał się do s ta n o w i­

ska zajętego w odniesieniu do P o l- i s k i przez ówczesną Radę K o m isa ­ rz y Ludow ych.

N ie zapom inajm y p rz y ty m , że k o n ie c ro k u 1918 i p o c z ą tk i u 1919-go, to b y ł czas stw a rza n ia i a k tó w dokonanych k u w schodo­

w i, lu b k u zachodow i.

Je ślib yśm y n a s ta w ili się k u za­

chodow i — to rzecz jasna, że nie o g ra n iczylib yśm y się d o odzyska­

n ia jedynie ty lk o ziem z a ję ty c h przez N ie m cy w czasie osta tn ich ro z b io ró w P o lski, ale u s iło w a lib y ś ­ m y sięgnąć i po ziem ie rdzennie polskie, w c h ło n ię te do organizm u niem ieckiego w w ie k a c h d a w n ie j­

szych. Jeślibyśm y n a w e t nie da­

r z y li p e łn ym zaufaniem d e k re tu R ady K o m isa rzy L u d o w ych d o ty ­ czącego Polski, to i ta k ze s tro n y R osji nie g ro z iło nam żadne nie­

bezpieczeństw o. Rząd re w o lu c y j­

n y m ia ł dość w ła sn ych k ło p o tó w

■— i dość fro n tó w w a lk i z a rm ia m i k ie ro w a n y m i przez c z y n n ik i re ­ akcyjn e (D e n ikin , K o łc z a k itd .jż T ym b a rd zie j nie m ogło tov nam za­

grażać, gdyż Rosja Ludow a, w i­

dząc n a w ró t P o ls k i k u ziem iom zachodnim , przestała b y d o p a try ­ w ać się w Polsce swego p rz e c iw ­ n ik a . P rze ciw n ie : sta w a ła b y się naszym sprzym ierzeńcem choćby z te j prostej racji, że b y ła b y zain­

teresow aną w ta k im stanie rzeczy*

N iestety, uleg liśm y nałogom i w ie k ó w m inionych, ulegliśm y n ie ­ m ą d rym prześw iadczeniom o swej przynależno ści do k u ltu r y n a ro -

4

(5)

9 ó w zachodnich, a zarazem o swe)

•wyższości k u ltu ra ln e j w obec na­

ro d u rosyjskiego.

W y b ra liś m y ^te dy pochód na iWschód — a zwłaszcza na K ijó w , na podbój U k ra in y , odw racając o- czy od ziem rdzennie p o lskich na Zachodzie,

j-; Mimo- p a ro k ro tn y c h p ro p o z y c ji

¡p rzystą p ie n ia do ro k o w a ń p o k o ­ jo w y c h , staw ianych Polsce przez

•Rosję — nie zd o ła liśm y się w yco - Jfać z błędnej drogi — aż w re zu l­

ta c ie osiągnęliśmy K ijó w , z k tó re ­ go m usieliśm y pośpiesznie się w y ­ cofać.

W re zu lta cie te j p o lity k i osiąg­

nęliśm y m orze nie n a w iści — z w ła ­ szcza ze stro n y narodu u k ra iń ­ skiego i b ia ło ru skie g o — nie m ó­

w ią c już o pogłębieniu się n ie u ­ fności w narodzie rosyjskim .

D la Z w ią z k u R adzieckiego nie u le g a ło w te d y w ą tp liw o ś c i, że P olska w la ta ch 1919— 20, znala­

z ła się na drodze k u W schodow i n ie ty lk o na s ku te k w łasnych na­

staw ień odziedziczonych po w ie ­ kach m inionych, ale że nastaw ie­

nia te zo sta ły w yko rz y s ta n e przez państw a k a p ita lis ty c z n e i P olska dała się użyć za narzędzie w a lk i z now ym ąstrojem narastającym

w Rosji. A w ię c Polska przez k a p © ta liz m n a ro d ó w zachodnich pod*J bechtyw an a i sprzętem w o je n n yiti wspomagana — w esp ó ł z różno­

ra k im i D e n ik in a m i i K o łcza ka m i m ia ła sparaliżow ać osiągnięcia re w olucyjne, k tó re — rzecź jasna

— w y k lu c z a ły penetrację k a p ita ­ łu zagranicznego na olbrzym ich te ry to ria c h Z w ią z k u R adzieckiego, T o w szystko razem w ziąw szy, nie mogło b yć,p o m o ste m do u ło ­ żenia przyjaznych stosunków p o ­ m ię d z y Z w ią zkie m R adzieckim a Polską.

J. Niecko

(Ciąg dalszy nastąpi).

J A N W IK T O R

Wiciowe „Święta Żniwne”

„Błogosławiony chleb ziemi czarnej"

W okresie po żn iw n ym odbyw a­

ją się w ca łym k a riu „Ś w ię ta Ż n i­

w n e " — zw ane także „D o ż y n k a ­ m i". N azw a „Ś w ią t ^ tiiw n y c h "

p rz yjm o w a ć się zaczęła w p rzed­

w o je n n ym ruchu w ic io w y m i w tre ś c i swej zasadniczo rozró żn ia ła pojęcie „Ś w ię ta Ż niw nego“ od

„D o ż y n e k ". R uch w ic io w y d aw ­ n ym zw yczajom składania w ie ń ­ c ó w — nada w a ł także i daw ną tre ść — a zarazem m yśl p rze w o d ­ nią. O czyw iście, że fo rm z e w n ę trz­

nych tej „d a w n o ś c i" ślepo nie na­

śladowano, natom iast wzbogacano now ym tw o rzyw e m , zgodnie z n o ­ w y m i w a ru n k a m i społecznym i na Wsi.

vi Co b y ło is to tą przedw ojennych

„Ś w ią t Ż n iw n y c h " — n a jlepie j to o d tw o rz y ł Jan W ik to r w swej książce p t.: „B ło g o s ła w io n y chleb zie m i cza rn e j", napisanej po p rz e ­ ż y ciu O brzędu Żniw nego Ś w ięta w M ie rzą cce p o w ia tu G a rw o liń s k ie - go, zorganizowanego przez tam ­ tejsze „ W ic i" . D latego też, w te ­ gorocznym p o żn iw n ym okresie cząsu, dajem y poniżej obszerniej­

szy w y ją te k z opisu jednego ze

„Ś w ią t Ż n iw n y c h " — przedw ojen­

nych, k tó y rc h ideja b y ła zaczerp­

n ię ta ze zw yczajów , ja k ie pano­

w a ły w czasach przedpańszczyź- nianych, k ie d y to lu d ro ln y ż y ł w w olności człow ieczej i o b y w a te l­

skiej.

Zw yczaje te zo sta ły w y k o s z la - w ione w okresie n ie w o li pańszczy­

źnianej. W ła d c y prze strze n i i ch ło ­ p ó w — nie m ogli w y k o rz e n ić od­

w iecznych zw ycza jó w zw iązanych z zakończeniem żn iw — p rze in a ­ c z y li je tedy w ten sposób, że za p o pijaw ę , kiełbasę i m uzykę z tań- co w a jką — p rz e is to c z y li „Ś w ię to Ż n iw n e " na d o żyn ko w y zw yczaj składania dziedzicom n ie ty lk o sym boli plonów , ale i w ie rn o p o d - dańczych uczuć.

N ie k tó re z przedw ojennych or- ganizacyj m łodzieżow ych, zw łasz­

cza sanacyjnych, „o d g rze w a ją c"

zw yczaje „d o ż y n k o w e " na w si — nie p o p ró b o w a ły n a w e t nadać ty m zwyczajom, ja k ic h ś tre ś c i społecz­

n o -w ychow aw czych , odpow iadają­

cych now ym czasom, poszły na­

tom iast po najm niejszej lin ii oporu I nadal p rzy pom ocy „d o ż y n e k "

szerzyły na w si ducha bierności i w iernopoddańczego posłuszeń­

stw a.

i

O czyw iście, nie można już b y ło g lo ry fik o w a ć na „d o ż y n k a c h "

bezpośrednio dziedziców , zaczęto te d y g lo ry fik o w a ć pa n ó w sta ro ­ stów, p rzyczym za p rzyn ę tę — ta k samo ja k w czasach pańszczyźnia­

nych — b y ła w ó d k a i kie łb a sa starościńska, z d o d a tkie m „ta ń c o - w a jk i" i b ija ty k i.

Za czasów pańszczyźnianych, śpiew ano m iędzy in n y m i i ta k : —<

„ A nasz dziedzic, d o b ry pan —>

d o b ry pan! O k o w ity d a ł nam dzban — d a ł nam dzban“ !

Za czasów sanacyjnych p rze in a ­ czono ten śpiew następująco: —-

„N asz starosta d o b ry pan — do­

bry. pan! —■ d a ł nam p iw a p e łn y dzban — p e łn y d zb a n "! (autenty­

czne). |

W czasach pow ojennych ru ch w ic io w y u g ó ry nie doszedł jeszcze do poddania re w iz ji p rzedw ojen­

nych zw yczajów żn iw n ych by na­

dać im now e i bogatsze fo rm y — <

bądź też p rz e c iw s ta w ić im now e zwyczaje, albo p rzyją ć m yśli p rz e ­ w o d n ie przedw ojen nych „Ś w ią t Ż n iw n y c h ". S praw a ta przetacza się w terenie m im o swej c e n tra li.

A szkoda w ie lk a , bo zw yczaje zw iązane z zakończeniem żniw , są je d n a k zn a ko m itą okazją dla dzia­

ła ń na lin ii sp o łeczno -w ych ow aw ­ czego ro zw o ju życia w si.

*

' — „N a o jc ó w ż n iw n y c h , jalc zawsze ta k i teraz, nie zaproszono p o lity k ó w , działaczy, p ro w o d y ­ ró w , ale lu d z i znanych z dobrego serca, uczynności, uczciw ości, r o ­ z u m ie ją cych dążenia m ło d y c h , gospodarzy p ra c o w ity c h , z k tó ­ ry c h w ie lu d o ro b iło się m a ją tk u w ła s n y m w y s iłk ie m i zapob ie g li­

w ością, w y k r w a w iło z dziesięciu p a lc ó w te zagony.

(6)

Po zajęci« m iejsca na ła w a c h na d a n y zn a k w y ło n ił się k o r o ­ w ó d ż n iw n y spom iędzy gospo­

d a rs k ic h zabudow ań p rz y w tó rz e m arsza weselnego, pam iętającego n ajstarsze n u ty te j w si. N a czele szło dw anaście dziew czyn ze zbo­

ż o w y m i w ia n u s z k a m i na g ło ­ w ach, a za n im i kosiarze z kosa­

m i, ż n iw ia r k i z sierpam i, g ra ­ b ia m i i prze d sta w icie le m ło d e j w si całego p o w ia tu , niosący w ie ń ­ ce, u w ite z k ło s ó w zebranych z w s z y s tk ic h pól. Szli nie pod ga­

nek d w o rs k i, bo to nie w y ro b n i­

cy, bandosi p oniżen i i s k rz y w ­ dzeni w y c ią g a ją c y ręce pó ru b la czy g arniec w ó d k i, ale zdą ża li przed o jc ó w synow ie ic h ta k sa­

m o spracow ani, ta k samo ziem ię m iłu ją c y w o ln i gospodarze, w sp ó ł

tw ó rc y ty c h pionów .

K ie d y ucich ła m u zyka , z e rw a ł się śpiew ż n iw n y , d a w n y, k tó r y n ió s ł m elodie zebrane ż p ó ł, ja k ­ b y głosy:

O tw ó rzcie - nam tu s z e ro k o , w ro ta , B o tu ta j id z e nasza ro b o ta . P lo n n ie s ie m y , p lo n , W o jc ó w n aszych d o m !

A p otem zm ie n iła się n u ta i za­

b rz m ia ła ja k b y m o d litw a śpie­

wana przed d o b ry m c z ło w ie kie m i przed polem p e łn y m d a ró w i b ło g o sła w ie ń stw :

Ż e b y do-brze p lo n o w a ło ,

P o p ię ć k o r c y z f u r y d a ło — W a m , Ż e b y p o s z e d ł g łó d

P re c z o d n a szych w ró t.

Ż e b y . c z a rn y ch łe b ra z o w y

M ia ł r o k c a ły b ie d n y , w s io w y — lud...

Zespoły obrzędow e stanęły, tw o rz ą c z w ie ń có w łańcuch, k tó - rego o g n iw a m i b y ły sym boliczne k s z ta łty z k ło s ó w pszennych i ż y tn ic h . P oniosła się w niebo i poszła daleko po zie m i pieśń — w yznanie, pieśń — przysięga, m a ­ ją c a dusze b ra ta ć:

P o d szta n da re m naszym K w itn ie w ia ra c h ło p s k a . C a ła zie m a za n im m s z y , P ó jd z ie żyw a P o lska , A n o od p rz y c ie s i D a le j ją b u d o w a ć , P o ls k ę p ię k n ie i u ła d z a ć D o n ie b ie s k ic h p o w a ł,

K ie d y z a m ilk ł śpiew, p rze m ó ­ w ił p o w ia to w y p rz e w o d n ik m ło -

//

6

dzie ży; w p ro s ty c h słow ach w ita ł o jc ó w i m a tk i i w y ja ś n ił, c z y m to św ię to , k ie d y synow ie skła d a ją ow oc w y k o n a n y ze z n o ju w szyst­

k ic h . „ A b y to św ięto, w sp ó ln ie p rz e ż y ty dzień; w z m o c n ił ty m w iększą m iło ś ć do o jc ó w , w z m ó g ł ty m w iększą chęć do tw o ­ rz e n ia chleba dla d ru g ic h i do tw o rz e n ia lepszego życia, na w s i“ .

— M ó w ił m ło d y gospodarz do starszego, b a rd zie j w y p ra c o w a ­ nego i u trudzone go, z czcią dla je g o mozołu:, dla dośw iadczenia zebranego w c ię ż k im życiu.

Każde k o ło zupełnie sam odziel­

nie, w e d łu g w ła s n y c h p o m ysłó w , p rz y g o to w a ło sw ó j w k ła d do ogólnego obrzędu, każde niosło piosenki n a tc h n ie n ia m ie js c o w y c h sw o ich poetów i n im i w y ra ż a ło p ra g n ie n ia i tę skn o ty. N ie ś li plon z pól, z serc, k ło s y i d a ry sw ej duszy. S ło w a m i pieśni w p a try w a li się w przyszłe d n i, m arząc o b u ­ d o w a n iu p ra w d y i s p ra w ie d li­

w ości, m o d lili się i p rzysię g a li g o to w i do najcięższych tru d ó w w im ię d o b ra ogólnego. A n ie m a l zawsze je d n a n u ta ro z b rz m ie ­ w a ła w każdej pieśni, a to, aby n ik t nie zaznał głodu we w s i i w m ieście, aby chleba w szyst­

k im sta rczyło , aby p o d zia ł chle- ba b y ł s p ra w ie d liw y :

Ż n iw n e ś w ię to u c z c ć n a m p o trz e b a , , B y ch le b się d a rz y ! z p ie c z y w a

każdego, J a s n y ja k s ło ń c e z w y s o k ie g o n ie b a , B y n ie z a b ra k ło do ż n iw a p rz y s z łe g o . N ie c h k a ż d a m a tk a p o ż y w i swe

d z ie c ię , B o z e m ia ro d z i d la w s z y s tk ic h

aa św ie ci« .

O d b y w a ły się nie w ie js k ie , nie pańszczyźniane d o ż y n k i ale do­

ż y n k i w olnego o b yw atela . N ie n ie ś li w ie ń c ó w pod ganek d w o r­

ski, ale z chat k u p ro g o m Rzeczy­

p o s p o lite j, z zagonó w m ie d z a m i zagro d zo n ych -— na n iw y w o ln e j P o lski.- P ło m ie n ia ły słow a, w z y ­ w a ły i p o ry w a ły do p ra c y dla o jczyzn y. W y c h o d z ili z ciasnych iz b o jc ó w na szerokie d ro g i, w io ­ dące w przyszłość, w id z ie li P o l­

skę, a p ra g n ę li, aby k a ż d y n a j­

n ędznie jszy z m iło ś c ią ją p rz y ­ g a rn ą ł i z nią się zespolił w p ra c y i w chlebie. Czasem ja k dzwon zahuczał n o w y d ź w ię k „p rz e b u - d u je m z now a naszą P olskę całą“ ,

„d ź w ig n ą ć ś w ia t za słońcem śla d “ , to zn ó w :

N a ś m ie rć z b ra ta n y z z ie m ią c ik ło ^ N ie s k ą p i p o tu je j c i k r w i,

G n ie c io n y , k r z y w d ą z r z u c i z ło , T o nasza w a r a

— w ia ra w s i __

M łodzież składała w ieńce w po»

k ło n ię serdecznym o jco m , ja k o w s p ó łtw ó rc o m chleba. O jc o w ie o d b ie ra li ze w zruszeniem , dzięko­

w a li z ry w a ją c y m się głosem :i abyście i w y p lo n u nie z m a m ili, g d y nas nie stanie, a b y i w a m słoneczko b ło g o s ła w iło , a b y n ie ­ szczęścia m ija ły was, abyście chleb s p o żyw a li w lepszym j u trze, s tw o rz o n y m przez m iło ś ć i zgodę.

W ie ś tw orząca chleb dla lep­

szej przyszłości, nie z a p o m n ia ła też o pisarzach, czerpiących treść do sw ych u tw o ró w z g leby c h ło p ­ s k ie j. O b d a rz y li ic h w ieńcem w kształcie serca u w ite g o z k ło s ó w pszennych i ż y tn ic h , a w ś ro d k u m ieszczących pęk c ie rn i z n a b ity ­ m i g ło g a m i ja k o sym b o l d o li c h ło p s k ie j , zroszonej k r w a w y m p o le m : „ W ty m w ieńcu z k ło s ó w całego p o w ia tu w p le tliś m y serca w s z y s tk ic h , k tó r z y p ra g n ą ,1 a b y serca p isa rzy b y ły złom em słońca, d a rzą cym św ia tłe m , w iedzą, m o ­ cą. a b y serca p isa rzy b y ły zawsze z łu d e m w p ra c y i radości. P u l­

sam i sw ej m iło ś c i m u s i p is a rz o d ła m yw a ć ciernie. Sercem c ie r­

n ia m i p o ra n io n y m pisarz m u s i zagrzew ać i do zw ycię stw a p o ­ ry w a ć “ .

Z d a w a ło się w s z y s tk im w cza­

sie skła d a n ia w ieńców , że to p rzedziw ne nabożeństwo, k tó re zespala, p ro s tu je d ro g i tło serc, że ta je m n a m oc w iąże ręce w n o w y b ra te rs k i łańcuch.

Po złożeniu w ie ń c ó w nastąpiła:

g łó w n a część dożynek, a to o b ­ rzęd chleba. Z n ó w się o tw a r ły w ie rze je sto d o ły, a z boiska, spo­

m ię d zy zapola pełnego sn o p ó w w y ło n iła się grom ada w ro b o ­ czej p rzyo d zie w ie . ja k b y szła z zagonów po skończonej p ra c y . D w u n a s tu ż n iw ia rz y z kosam i*

k tó r y m i k o s ili latoś, dw anaście p o m o cn ic z sierpam i. '.

Z a m a rli wrszyscy. Z ciszy po»

w o li ro d z ił się szm er, p rz e is ta ­ czał się głos, w y ra s ta ł ja k b y . z ziem i, n a b ie ra ł m o cy, d ź w ię k u ^

» łó w i p rz e ro d z ił się w m o d litw ę :!

„O jc z e nasz, k tó r y jesteś w niebie...

Ż n iw ia rz e i ż n iw ia r k i o d ło ż y « k o s y j sie rp y, s ta n ę li p rz e d ®J?

(7)

eam i, u s ta w ie n i w d łu g ie szeregi p o obu stronach, ja k b y kla syczn y c h ó r, m a ją c y w yp o w ia d a ć ru c h a ­ m i r ą k i głosem p ra w d ę z a w a rtą

¡w pacierzu.

Pow szedni, codzienny, b y le ja k , d o ry w c z o n ie ra z m ó w io n y pacierz z m ie n ił się w d o s to jn y h y m n .

¡W yrazy, w ypow iedzian e z prze­

ję cie m , b rz m ia ły ja k gorejące zaklęcia. Z d a w a ło się, że to n ie lu d z k ie w a rg i, ale g ru d y z ie m i ro d z in n e j, o ch ro n io n e j przed nie­

szczęściami, m o d lą się o p rz y jś c ie K ró le s tw a Bożego. L u d z ie w y c ią ­ g a li ra m io n a w yso ko , ja k b y z me­

lba ch c ie li z d ją ć słońce i znieść lu d z io m czekającym . I ta k za­

s ty g li z rę k a m i w y c ią g n ię ty m i, b ła g a ją c głosem i całą postacią:

„C h le b a naszego powszedniego d a j n a m dzisia j..,

W te j c h w ili ze s to d o ły pełnej d a ró w ż n iw n y c h w y ło n iło się dw anaście dzie w czyn w b ie li.

N a g ło w a ch z ło c iły się w ia n u s z k i u w ite z k ło s ó w . N a d ło n ia ch , na ro z p o s ta rty c h ln ia n y c h ch u stka ch n io s ły b o ch n y, w c z o ra j upieczone z m ą k i zebranej p o g a rści z W szystkich sąsieków w si. D w a ­ naście chlebów , dwanaście sło ń c spadłych z p rz e stw o rzy.

. Szereg z b liż a ł się p o w o li w s k u ­ p ie n iu . C hleb pow szedni, bez­

k rw a w y , b ło g o s ła w io n y w y ra s ta ł zę słów pacierza, u n o s ił się i p o d ­ c h o d z ił do w y c ią g n ię ty c h d ło n i.

• A u s ta w ie n i kosiarze i k o s ia rk i z a n u c ili:

. B ło g o s ła w io n y c h le li z ie m i c z a rn e j

i * t S B t f > «

S p ra w ie d liw o ś ć n ie c h c h le b

w rę k a h w a ż y , S p r a w ie d liw a d o b ra d ło ń .

N ie c h się k r z y w d a n i zd ra d a n ie z d a rz y ~ i Z ie m io , m a tk o , k r z y w d y b ro ń .

T w a rd e , żylaste, spracowane garście o jc ó w p o d e jm o w a ły p rz y ­ niesione chleby. N a jsta rsza m a t­

k a u ję ła jeden, trz y m a ła .w p a l­

cach drżących, u n io sła k u w a r­

g o m i cało w a ła p ożyw ną św ię­

to ś ć . Z a p ła ka ła . Ł z y się r z u c iły z ócz i ja k b y ro z ja ś n iły słow a, k tó re w y p o w ia d a ła .

. - B łogosław , Panie, ten chłebuś ś w ię ty i w szystkich , k tó rz y będą g o sp o żyw a li — zn ó w d źw ignęła go w górę, ja k ka p ła n unoszący hostię, m ilc z ą c w p a try w a ła się w u icb o , k u d a w c y życia, k u B o g u

p ro m ie n ie ją c e m u na w yżyn a ch , zam ieszkałem u w słońcu. Cała ro z ja ś n io n a w y rz e k ła : — S pra­

w iłe ś że w ra d o ści spożyw ać bę­

d zie m y tw o je d a ry, spraw , abyś­

m y w przyszłe la to w weselu zbie­

g a li snopy. C h ro ń s ie w y nasze od nieszczęścia, p o błog osław z n ó j lu d z k i, chłebuś św ięty...

.W szyscy odczuli, że w Jego m o c y b y ło , aby z ia rn o rzucone w glebę wzeszło i d o jrz a ło , i w szyscy zgodnie, k ie ru ją c w z ro k znad chłeba k u nie b u , bezw ied­

nie szeptali:

— Słoneczko, słonko, p o b ło ­ gosław.

S taruszka u ję ła nóż i z nam a­

szczeniem n a k re ś iiła z n a k k rz y ż a na spodzie chłeba: W im ię O jca i Syna... O jco w ie i m a tk i, k r a jm y chleb dla w szystkich , żeby n ik o ­ m u nie za b ra kło , ale też żeby n a j­

m n ie jsza o kru szyn a n ie z m a m i­

ła się. ś w ię ty chłebuś p rz e k le ń ­ stw e m nie k a rm i...

K ie d y zaczęły m a tk i i o jc o w ie k ra ja ć , w z n ió s ł się p o w o li z g ro ­ m a d śpiew:

T a k m a ło na ś w ie c ie d o b ro c i...

D z ie w c z y n k i n a d s ta w ia ły ln ia ­ ne ch u sty pod skib y, k r o m k i i od­

n o s iły k u ze b ra n ym gro m a d o m .

— P o żyw a jcie z B ogiem . S p ra ­ w ie d liw ie dzielcie chleb.

K a żd y b ra ł, ła m a ł się z sąsia­

dem, ojcie c z dzieckiem , m a tk a z có rk ą , b ra t z bratem , obcy z ob­

cym , a w szyscy b y li z b ra ta n i i s p o żyw a li chleb p rz y w tó rz e pieśni: '

B ło g o s ła w io n a d o b ro ć c z ło w ie k a N ie s ie m iło ś ć lu d z io m w dom .

' »

T n ie ra z pięści zemstą zaciśnię­

te ro z p la ta ły się i łą c z y ły w uścisku.

-— Z a p o m n ijm y p rz e w in . W zgo­

dzie i p o je d n a n iu s p o ż y w a jm y B o ż y chleb.

D z ie lili się ja k o p ła tk ie m . W i ­ g ilia — to św ięto ro d z in y w czte­

re c h ścianach o d g ro d zo n ych od św ia ta , od społeczności, u ro czy­

stość ż n iw n a —: to ś w ię to całej w s i z b ra ta n e j pracą.

Gdzie in d z ie j s ta ru s z k i z a w ija ły W c h u s ty skibę.

— T rzeba o jc u zanieść, C h cia ł iść, ale ja k ? Z łó ż k ie m ? C h ó ry, T rze b a go ucieszyć.

M y , obcy w id z o w ie , p a trz y liś ­

my

n ą to w szystko,, ja k b y na,

zja w ę sprzed w ie k ó w . N ie nw»

g liś m y słow a w ypow iedzieć, bo w zruszenie trzeba b y łz a m i wye ra zić. A te, choćby najszczer-s sze, b y ły b y teatralne.

K to ś rz e k ł:

— T e n obrzęd pachnie zbożem i św iętością. M a m w rażenie, że w naszych oczach o d ro d z iło się stare m is te riu m g re c k ie j Deme- ie ry . C hyba ta m b y ła ta ka św ię­

tość, dostojność i p ro sto ta , ch yb a z ta k im sam ym p rze ję cie m r o l­

n ic y , synow ie ziem i, n ie ś li d a ry na o fia rę o łta rzo m , k a p ła n o m czy p rz o d o w n ik o m . Może ta k sam o uroczyście śpiew ano p ie śn i w ie l­

biące bóstw o słoneczne, dawcę w s z y s tk ic h p lo n ó w i d a ró w chleb­

nych.

P a trz e liś m y na ręce, łam iące chleb ta k samo, ja k ręce k a p ła ń ­ skie, spra w u ją ce o fia rę na sto p ­ n ia c h o łta rza , p a trz y liś m y na tw a rze ta k głęboko wzruszone.

Z nać b y ło , że w szyscy z e b ra n i czu ją w ażność c h w ili, k tó ra je s t . przeżyciem . O brząd m ia ł s w o ją poezję, urodę, treść, toteż w z ru ­ szał w s z ystkich , p o d n o sił na d u ­ szy i ro d z ił dobroć, o k tó re j m ó ­ w iła staruszka. N ie s te ty te j d o ­ b ro c i n ie -m o ż n a b y ło w ynieść ze św iętego m iejsca w życie...

A m oże d u c h y p ra o jc ó w , zm ę­

czonych ż o łn ie rz y , zeszły też n a ja ło w y piaszczysty padół z n ie ­ b ie skich ś c ie rn is k i p rz y n io s ły cienie w ie ń c ó w u w ity c h ze sło­

necznych k ło s ó w i s k ła d a ły je w darze w s z y s tk im żyjącym « N ie z n ik n ę ły , n ie r o z w ija ły się, ale z e s p o liły z Obecnymi, a b y uczestniczyć w ż n iw n e j u ro c z y ­ stości. I ręce ż y ją c y c h c z u ły ręce ta m ty c h , ic h duszę u p ra co w a n ą i w ieńce te m ia ły duszę ta m ty c h chlebną, b łogosła w io ną.

Słońce p o w o li p osuw ało się p o niebie, p rze d n im p ły n ą ł o b ło łó * z m ie n io n y w ś w ie tlis ty w ia n , ja k b y słońce n io s ło go w darze ko m u ś d a le kie m u . K ie d y ten o b ło k się ro z w ia ł, n a d b ie g ł in n y , ja k b y chusta ln ia n a w n ie w id z ia l­

n y c h d ło n ia ch , chcąca obetrzeć p o t z u tru d zo n e g o oblicza.

Słońce zapadło poza m ie d z a m i dnia, w zm ierzchu.

Po ro zd zie le n iu chłeba ukazała’

się p rz o d o w n ic a ze snopem zboża;

i każdem u w rę c z y ła kło s.

-— N a n o w y siew, na n o w y siew , a b y dobrze p lo n o w a ł na p rz y s z ły

r o k , \- -i

(8)

M A R IA S Z C Z A W IŃ S K A

Pomoc Centrali Stronnictwa w stroiku

Zanim pow iem ja k w y g lą d a ło przyg o to w a n ie s tra jk u ch ło p skie ­ go od stro n y Naczelnego S e kre ta ­ ria tu ówczesnego S tro n n ic tw a L u ­ dowego — chcę przypom nieć d a w ­ n y m ludow com , a poinform ow a ć now ych o pew nych w ażnych szcze­

gółach:

— O tóż S e k re ta ia rt N aczelny S tro n n ic tw a w okresie s tra jk u chłopskiego, a zarazem n a jw ię k ­ szego rozrostu stro n n ictw a — w y ­ glądał. bardzo o ryg in a ln ie ! N ie ­ praw dopo dobnie skrom nie, jeśli porów nać to z obecnym i udogod-

(Dalszy ciąg ze str. 7-e j) W , ciżbie p rz e la ty w a ły słow a z w arg na w a rg i.

— Na n o w y siew.

S ta rcy, dzieci, k o b ie ty u jm o w a li w palce źdźbła i p odąża li k u sw o­

im sp ra w o m i godzino m . Z d a w a ­ ło się, że to zagony w ykoszoiiego zboża, w ra c a ją m ie d z a m i k u p o lo m na bogatszy siew. L u d z k ie lany...

G w ia zd y w y b ły s ły , ja k b y kto ś rozsypał w y kru szo n e zia rn a z k ło ­ sów, a ic h ś w ie tlis te dusze p rz y ­ ją ł Pan na zagony niebieskie.

Cisza le tn ie g o w ie czo ru szu­

m iała od słów :

— Na n o w y sie w !

W ra c a liś m y z grom adą, d u m a ­ jąc nad w s z y s tk im , cośm y w i­

dzieli. D z ie liliś m y się niezapo m ­ n ia n y m i w ra że n ia m i. K toś p o ­ w iedział, p a trzą c na zn ika ją ce rzesze.

P rz e ż y liś m y ż y w y B is k u p in . Może w ta k i dzień p ra o jc o w ie nasi ta k samo ś w ię c ili chleb, m o ­ że dzieci n io s ły o jc o m ten owoc ro d n e j ziem i, a b y d z ie lili spra w ie d liw ie . Może obrzędy ta m ty c h czasów zn ó w o żyły, może kło sy, przeniesione z ta m ty c h pól, zm ie­

n iły się w k ło s y w w ieńce, aby się o d ro d zić na chleb dla ż n i­

w ia rza .

I ta k co ro k u w ych o d zi z ia rn o z zie m i i na rę ka ch u z n o jo n y c h w ra ca do zie m i, a b y zw iastow ać dzień pełen p lo n ó w , a z serc lu d z i m iło ś ć w y ra s ta , zm ie n ia ją c się w uścisk: — B ra c ie !

chłopskim

(Przygarść w spom nień z ra c ji Jęcia).

n ie n ia m i te ch n iczn ym i będącym i w dyspozycyj s tro n n ic tw p o lity c z ­ nych.

Obecnie każde s tro n n ic tw o chłopskie w Polsce posiada do u- ż y tk u gmach w W arszaw ie, w cale niepobudow any w ła sn ym w y s ił­

k ie m chłopów — ty lk o bezpłatn ie przydzielony.

O prócz w ygodnych, obszernych lo k a li — C entrale s tro n n ic tw p o ­ siadają w łasne d ru k a rn ie , m agazy­

ny z papierem , sp ółdzieln ie w y d a ­ w nicze w ydające masę książek i czasopism, w spaniałe śro d ki lo k o ­ m ocji składające się z w ie lu sa­

m ochodów ciężarow ych i osobo­

w ych. O prócz tego, dzisiejsze s tro n n ic tw a chłopskie posiadają p ra w ie p ó łto re j s e tk i posłó w chło p skich m ających bezpłatne śro d ki przejazdu aż do sam olotów w łą czn ie — a p rzy tym i in s tru k to rz y p a rty jn i mają b ile ty bezpłatnej jazdy kolejam i. W e w s z ystkich p a rtja c h chło p skich m ożnaby się d o liczyć najm niej p ó ł tysiąca p ła t­

nych u rzę d n ikó w , różnych sekre­

ta re k , m aszynistek, w oźnych i t. p,, m ających różne p rz y d z ia ły żyw n o , ściowe, odzieżowe i t. p._

W b iu ra ch ce n tra l jest n ie k ie d y po k ilk a d z ie s ią t a p a ra tó w te le fo ­

nicznych, z m ożliw ością rozm ów m iędzym iastow ych. T elegram y w y s y ła się i odbiera d zie sią tka m i dziennie. Id ą co rano w św ia t chłopskie d z ie n n ik i w d zie sią t­

kach tysię cy! Co tyd zie ń : s e tk i t y ­ sięcy ty g o d n ikó w , a d ru k ó w wsze­

la k ic h to n ik tb y nie o b lic z y ł!

*

C e ntrala przedwojennego, p o łą ­ czonego S tro n n ic tw a Ludow ego;

jedynego w Polsce s tro n n ic tw a chłopów , obejm ująca sw ym zasię­

giem organizacyjnym c a ły k ra j, na k tó re j w ezw anie s ta w ia ły się nie ty lk o tysiące, ale d z ie s ią tk i i set­

k i tysię cy chłopów w yg lą d a ła w ty m czasie ta k :

P rzy ul. C hm ielnej 110 zajm o- w a ła trz y pokoje: dw a m a le ń kie jednookienne i jeden troszkę w ię k ­ szy, d w uokien ny. W lo k a lu ty m m ie ściły się: pokój prezesa S tro n ­ n ic tw a i N K W , N aczelny S e k re ta ­ ria t, S p ó łdzieln ia „P rasa C h ło p ­ ska ", R edakcja i A d m in is tra c ja

„Z ie lo n e g o S ztandaru ", Z a rzą d W o je w ó d z k i i Zarząd P o w ia to w y S tro n n ic tw a -województwa i po­

w ia tu w arszaw skiego.

P ra c o w n ik ó w pła tn ych , stale z a tru d n io n ych b yło nas: oprócz M a rsza łka Rataja, kolega G ru d ziń ­ s k i Józef — Sekretarz generalny i re d a k to r o d p o w ie d zia ln y „ Z ie lo ­ nego S ztandaru "; pani Ire n a K o s­

m ow ska p racow ała zasadniczo w re d a kcji, ale za ła tw ia ła c a ły ogrom;

spraw z zakresu pom ocy poszko­

dow anym chłopom ; ja p ra c o w a ­ łam w S e kre ta ria cie N aczelnym beż określenia fu n k c ji, gdyż w ła s ­ noręcznie spełniałam fu n kcje ró ż ­ n o ra kie : od z a ła tw ia n ia ko re sp o n ­ dencji i interesantó w , poprzez pi»

sanie na maszynie, p ro w a d ze n ie kasy, w ydaw anie i k o n tro lę le g i—

tym ą cyj — do fu n k c ji gospodarza lo ka lu , woźnego i gońca p a ku ją ce ­ go p a czki i w ystaw ającego w o - gonkach na poczcie.

O pfócż tego w psó łp ra co w a ła m * redakcją „Z ielonego S ztandaru "*

C ałą A d m in is tra c ję „Z ie lo n e g o S ztandaru“ i S półdzieln ię „P ra sa C h ło p ska " p ro w a d z ił kolega J a ­ nusz K o rc z a k m ając do pom ocy riajmłodszego kolegę G rze ch n ika A rka d iu sza , zwanego przez nas

„K a z ik ie m ", k tó r y b y ł om al że w ych o w a n kie m S tro n n ictw a , Ł ą ­ cznie c a ły zespół z M a rs z a łk ie m R atajem skła d a ł isę z sześciu o- sób!

O posiadaniu samochodu n ik o ­ m u się naw et nie śniło. M arszałek' R ataj chodził dw a razy dziennie pieszo z Hożej 14 na C hm ielną 110 (około 2 k ilo m e try !), ta k samo pa­

ni K osm ow ska i k o l. G ru d ziń ski.

Ja w y ją tk o w o nie p o trze b o w a ła m biegać, bo m ieszkałam w kuchen­

ce jaka należała do ore g o 3 -p o k o -

■jowego lo k a lu , co m i u m o ż liw ia ło pracę nieraz po 24 godziny na do­

bę!

Z urządzeń techniczna h, oprócz jednego aparatu te le f nicznego,

(9)

m ie liś m y d w ie m aszyny do pisa­

n ia i jeden ręczny, s ta ry p o w ie la cz.

P o s łó w s tro n n ic tw o po b o jk o c ie w y b o ró w nie m ia ło . In s tru k to ró w c z y in s p e k to ró w c e n tra li ta k ż e nie b y ło . O b ile ta c h żn iż k o w y c h , czy b e z p ła tn y c h , w obec ostre j o p o zy­

c ji S tro n n ic tw a — n ie m ogło być m o w y.

Fundusze s k ła d a ły się w ty m czasie z dochodu c z w a rte j części za le g ity m a c ję czło n k o w s k ą , k tó ra k o s z to w a ła jeden z ło ty — c z y li 25 g ro szy od cz ło n k a na ro k . Sum y te w w ie lu w y p a d k a c h „ u t y k a ły "

w te re n ie , szły b o w ie m na prace te re n o w e i n ie zawsze m ożna )e b y ło ściągnąć d la C e n tra li. N a j­

w ię k s z e sum y w y d a tk ó w p o c h ła ­ n ia ły nam w y ja z d y w ie lu p re le ­ g e n tó w w te re n ; na św ię ta lu d o w e , k u rs y , ko n fe re n cje , zjazdy. J a k o k o s z ty w y ja z d u lic z y ło się t y lk o z w ro t za b ile t k o le jo w y ; fu rm a n k i c z ło n k o w ie d a w a li darm o. N ie b y ­ ło żadnych d je t czy h o n o ra rió w . N ie b y ło ró w n ie ż m o w y o z w ro ­ ta c h k o s z tó w przejazdu u c z e s tn i­

k ó w . P re le g e n ta m i b y li w p rz e w a ­ żającej m ierze a ka d e m icy.

D ru g a p o zycja n a jw ię k s z y c h w y d a tk ó w to z w ro ty k o s z tó w p o d ­ ró ż y a d w o k a to m b ro n ią c y m c h ło ­ p ó w w s p ra w a ch p o lity c z n y c h w sądach p ro w in c jo n a ln y c h . B ra li z w r o ty ty lk o a d w o k a c i obcy, c z y b ie d n ie js i z lu d o w ych . Z a m ożniejsi a d w o k a c i, ja k : ś. p; G ra liń s k i Z y ­ gm unt, ś. p. U rb a n o w ic z S tefan i in n i, nie t y lk o n ie b ra li od nas żad­

n y c h p ie n ię d z y , ale jeszcze o p ła ­ c a li s k ła d k i na pracę w te re n ie . M a w ia ło się na te n te m a t w spo­

sób d o w c ip n y : „N a cią g n ą ć M e ce ­ n asów na fo rs ę !"

T rz e c ia p o zycja — to k o s z ty d ru k ó w , odezw , a fiszów i o p ła ty p o czto w e .

Pensje, o w y s o ko ści k tó ry c h le ­ p ie j nie w spom inać, b y ły w y p ła c a -

W p ła c a jc ie p re n u m e ra tę . P rz y ­ s y ła jc ie a d re sy s w o ic h z n a jo m y c h w celu w y d a n ia im n u m e ró w

o k a z o w y c h .

„C H Ł O P I I P A Ń S T W O “ są do n a b y c ia

v w

K A Ż D Y M K IO S K U Z G A Z E T A M I.

J e ś li gdzie w k io s k u n ie m a — to trz e b a żądać s p ro w a d ze n ia .

ne najczęściej w ra ta c h n ie m a l

„ d n ió w k o w y c h " .

Z p ie n ię d z m i b y ło n ie ra z ta k k ru c h o , ta k ie ro b iliś m y oszczędno­

ści, że p a m ię ta m ja k raz M a rs z a ­ łe k chcąc z w o ła ć n a d zw ycza jn e posiedze nie N K W — p ro s ił b y

„ s k a lk u lo w a ć " co nas ta n ie j w y ­ niesie: w y s ła n ie czte re ch lis tó w ekspresem do c z ło n k ó w N K W w M a ło p o lsce , czy jedna depesza do

z a w ia d a m ia , że I V k u r s ju ż 9 -c io m ie ­ s ię c z n y , r o z p o c z y n a się d n ia 1 P A ­ Ź D Z I E R N I K A 1947 r. O p la ta m ie s ię c z n a

— 2.090 z ł. W ie m y , ż e je s t to w s to ­ s u n k u do m o ż liw o ś c i w s i — o p ła ta w y ­ s o k a . A p e lu je m y je d n a k d o Z w ią z k u M ło d z ie ż y W ie js k ie j „ W i c i 1, c z y n n ik ó w o ś w ia to w y c h i s p o łe c z n y c h — o z ró z u <

m ie n ie t e j p ra w d y , że o p a rc ie r o b o t y w y c h o w a w c z e j je d y n ie n a s u b w e n c ja c h

— z a w o d z i, o ra z . że c h c ą c m ie ć p ra w o d o s ta n o w ie n ia o s o b ie , m u s im y w z ią ć a a s ie b ie o d p o w ie d z ia ln o ś ć k o n k r e tn ą za nasze p ra c e .

W y c h o w a n k o w ie B ru s u b ę d ą in s t r u ­ k t o r a m i p ra c y te a tr a ln e j n a w s i. Z a n im w y ż s z e s z k o ły te a tr a ln e w y c h o w a ją p rz o ­ d o w n ik ó w t e a tr u n a c a łą w ie ś p o ls k ą , w ie le u p ły n ie la t. T y m c z a s e m k a ż d e K o ło M ło d z ie ż y p r o w a d z i s w ó j t e a t r i k a ż d e m u K o łu m u s im y p rz y jś ć z r y c h łą p o m o c ą .

W o d p o w ie d z i n a nasze z a p y ta n ie , c z y w y c h o w a n k o w ie B ru s u m og ą o t r z y ­ m ać p ra c ę s ta łą , p ła tn ą , w d z ie d z in ie te a tr u lu d o w e g o — o d p o w ie d z ia ły n a m ju ż „ W i c i “ — p o z y ty w n ie . M in . O ś w ia ty zaś u z a le ż n iło s w o ją d e c y z ję o d p o d a n ia m u b liż s z y c h d a n y c h o p ro g ra m ie p ra c y s z k o le n io w e j w B ru s ie . — Sam . C h ło p ­ s k a — w ie r z y m y — o d p o w ie r ó w n ie ż p o z y ty w n ie , o c z y m z a p e w n ia ją nas d z ia ła c z e t e j in s t y t u c ji. • —

P rz y p o m in a m y , że k a n d y d a c i m uszą b y ć t r o s k liw ie w y b ie r a n i p rz e z K o ła M L , Z w . P o w ia to w e i W o je w ó d z k ie , c z y n n ik i o ś w ia to w e i s p o łe c z n e .

G o rą c o a p e lu je m y ta k ż e d o w s z y s t­

k ic h U . L u d o w y c h o r ó w n ie t r o s k liw y w y b ó r k a n d y d a tó w z p o m ię d z y b y ły c h w y c h o w a n k ó w i s k ie r o w a n ie ic h d o B ru s u . —

W y m a g a m y u k o ń c z o n e j 7 k la s . s z k o ły p o w s tte c h n e j, c h ę tn ie p rz y jm ie m y k a n ­

d y d a tó w ze s z k o łą ś re d n ią — a d o ty c h -

K ra k o w a , a b y tenże od siebie ic h p o w ia d o m ił.

P rz y ta k im o to a p a ra cie w y k o ­ n a w czym , ta k ic h m o ż liw o ś c ia c h te c h n ic z n y c h i fin a n s o w y c h — Se­

k r e ta r ia t N a c z e ln y p rz y s tą p ił do z re a liz o w a n ia u c h w a ły w ła d z na­

cze ln y c h S tro n n ic tw a o o rg a n izo ­ w a n iu 10-dniow e go s tra jk u c h ło p ­ skiego.

( D okończenie w nast. num erze)

c z a s o w y u d z ia ł w p ra c y s p o łe c z n e j i te ­ a tr a ln e j — je s t n ie z b ę d n y m w a r u n k ie m p rz y ję c ia k a n d y d a ta lu b k a n d y d a t k i. — S t r ó j lu d o w y , in s tru m e n t m u z y c z n y —i p o ż ą d a n e . —

K o le ż a n k i i K o le d z y ! Z e r w ijm y z u p o ­ k a rz a ją c ą nas n ie p u n k tu a ln o ś c ią . Z o rg a ­ n iz u jc ie w a r u n k i m a te r ia ln e i w y ja z d k a n d y d a tó w d o B ru s u — s p ra w n ie i p u n ­ k tu a ln ie .

Z g ło s z e n ia p rz y jm u je m y d o 15 w r z e ż t n ia b r. N a d z ie ln y i s o lid a rn y z e s p ó ł —«

c z e k a m y — w d n iu 3 0 -y m w rz e ś n ia .

K ie r o w n ik U n iw . L . w B ru s ie Z O F I A S O L A R Z O W A A d r e s : B ru s k /Ł o d z i, p ta . K o n s ta n ty n ó w .

U n iw e r s y te t L u d o w y T e a tr a ln y .

OGŁOSZENIE

R a d a P e d a g o g ic z n a U n iw e r s y te tu L u ­ d o w e g o w G łu c h o w ie k . G r ó jc a p o d a je d o w ia d o m o ś c i, że z a ję c ia w U n iw e r s y ­ te c ie ro z p o c z y n a ją się 1 p a ź d z ie rn ik a 1947 r.

N a p ię c io m ie s ię c z n y k u r s je s ie n n o » z im o w y p rz y jm o w a n a b ę d z ie m ło d z ie ż p łc i o b o jg a p o w y ż e j 18 r . ż y c ia .

P o d a n ia o p rz y ję c ie (w ra z z ż y c io r y ­ sem ) n a le ż y s k ła d a ć d o 15 w r z e ś n ia n a a d re s :

U N IW E R S Y T E T L U D O W Y W G Ł U C H O W IE p o c z ta G R Ó J E C , s k rz . N r. 11.

P r z y ję c i na k u r s o trz y m a ją p iś m ie n n e z a w ia d o m ie n ia .

K o s z ty u trz y m a n ia w in te r n a c ie s łu ­ c h a c z e p o k r y w a ją w n a tu rz e lu b g o tó w c e ( o k o ło 1.500 z ł. m ie s ię c z n ie ).

D la n ie z a m o ż n y c h u lg i.

Uniwersytet Ludowy Teatralny

w Brusie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę z tego, że masy ludowe pod koniec X V II i na zaraniu X V III wieku — i jeszcze długo później — świadome już były

Opłatę za prenumeratę należy przekazywać przekazem pocztowym pod adresem administracji. Składano w drukarni Chłopskiej

Głównym tematem obrad była ciężka sytuacja materialna

Wystawa obrazuje dorobek Polski od czasu zakończenia wojny i cieszy się wielkim powodzeniem.. Korfantego przeniesione zostały na Górę

określając ich używanymi wtedy przez nich pseudonimami, przedtym jednak trzeba zapytać o zgodę czy godzą się na po­.. danie ich

Chcemy, żeby odjęła możność robienia źle bogatym , żeby biednym dała możność tw orzenia dobra... Dąbrówka p-ta W ola

bistości Stanów Zjednoczonych powtarzały wielokrotnie, że już nie powtórzy się historia pierw­.. szej wojny, kiedy to sojusznicy czekali do 1917 roku na

Idziemy, jak pęd przeznaczenia, głos ziemi pobudkę nam gra, idziem y na rozkaz sumienia, żelazne kompanie