Konrad Górski
Zagadnienie emendacji tekstów
Mickiewicza
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 45/3, 143-211
Z A G A D N I E N J A J Ę Z Y K A
A R T Y S T Y C Z N E G O
KONRAD GÓRSKI
ZAGADNIENIE EM EN DACJI TEK STÓ W M ICKIEW ICZA
Studium nin iejsze jest w yciągiem z recenzji p ierw szych czterech tom ów W ydania N arodow ego D zieł Adama M ickiew icza, zam ów ionej przez Komi tet R edakcyjny W ydania N arodow ego [ = W N] w zw iązku z przygotow a niem now ej ed y cji na Rok M ickiew iczow ski. Poniew aż zagadnienie em en- dacji tekstów M ickiew icza nastręcza w iele m ateriału do dyskusji, ogłaszam tę część recenzji, która d otyczy krytyki tekstu.
W zeszycie J ę z y k a P o l s k i e g o (XIX, 1934, n r 5) pośw ięconym zagadnieniom języ k a M ickiewicza K azim ierz N i t s c h pisał p rzed dw udziestu la ty n a te m a t p ro je k tu słow nika M ickiewicza: „Słow nik ta k i byłby bez w ątp ien ia bardzo pożyteczny [...], ale czy m ożliw y on do w ykonania przed ukazaniem się k o m p letu kry tycznego w y da n ia pism M ickiewicza, ba, k ied y n iek tó re jego listy w ogóle nie są jeszcze w yd ane?“ Zdaw ałoby się, że nic słuszniejszego niż tak i po gląd, a jed nak w aru n k i, w jak ich się odb yw ał d ru k dzieł M ickiew i cza, spraw iają, że dopiero po ukazan iu się słow nika — obejm ującego leksykę zarów no druków w y d an ych za życia poety, ja k i dochow a n y ch autografów — będzie m ożna zrek o n struo w ać praw dziw y tek st M ickiewicza, nie skażony in te rw e n cją upow ażnionych i nieupow aż nionych korektorów jego dzieł.
Zacznę od k ilk u przykładów . Jacek Soplica sk arży się, że uw a żano go niesłusznie za zd rajcę (Pan Tadeusz X, 805— 807 *):
„W yraz »zdrajca« brzmiał w uszach, odbijał się echem W domie, w polu; ten w yraz od rana do zmroku W ił się przede mną jako plama w chorym oku".
(w edług WN)
O bydw a au to g rafy księgi X, k tó re do n as doszły, m ają w tym m iejscu m r o k u , ni e z m r o k u . S p ró b u jm y w ięc zbadać stosunek
1 Gdzie nie zaznaczono inaczej, cyfra rzym ska oznacza przy utw orach k sięg ę lub rozdział, arabska wiersz. O znaczenia te zastosow an o z reguły tylko w na w iasach.
144 K O N R A D G Ö R SK I
tych oboczności n a p rze strz e n i całej tw órczości M ickiewicza. Z m a teriałów ju ż zeb ran y ch p rzez pracow nię Słow nika M ickiewiczow skiego i stanow iących chyba 95— 99°/o tego, co je s t do zebrania, w ynika, że m r o k w y stę p u je u naszego poety 31 razy , a z m r o k — 4 razy. Te cztery razy to cy to w an y Pan Tadeusz (X, 806), następ nie:
L ilie (15), G rażyna (122; ty lk o w edycji z r. 1829, p ierw o d ru k m a
m r o k ) , w reszcie O leszkiew icz (22). Ale po zestaw ien iu z a u to g ra fam i o k azu je się, że w G rażynie au to g ra f m a m r o k , w O leszkie-
w iczu oba a u to g rafy (K rechow ieckiego i kórnicki) m a ją w ty m m iej
scu m r o k . Pozostają w ięc ty lk o L ilie, gdzie n ie m am y m ożności spraw dzić au to g rafu , bo się n ie zachow ał. Mimo to tru d n o się oprzeć wnioskowi, że i ta m m u siał być m r o k . Skąd się w zięła w d ru k u oboczność, k tó re j p o eta nigd y w rękopisie n ie użył? W iem y, że Mic kiew icz pow ierzał n ieraz k o rek tę sw ych dzieł zaufanym p rzyjacio łom (co się sp ecjalnie zem ściło n a Panu T adeuszu, jak się o ty m niżej przekonam y), w iem y rów nież, że każd a d ru k a rn ia posiada swo ich korektorów , oczyszczających k o rek tę łam ow ą z błędów rzu c a ją cych się w oczy p rzed o d daniem te k stu do k o re k ty au to rsk ie j, w ie m y w reszcie, że n a jb ard ziej zd rad liw y m i błędam i zecerskim i są za m ian y słów, k tó ry c h obraz graficzny je st do siebie zbliżony. Takie podobieństw o ob razu graficznego dw óch słów zarów no u łatw ia b łęd n e o d czytanie te k s tu przez zecera, jak i u tru d n ia później w y łapanie om yłki przez korektora.
W ja k i w ięc sposób z m r o k dostał się do tekstów dru k o w a n ych M ickiewicza, tru d n o przesądzać, ale n ajp raw d opod obniej d ecy d u jącą ro lę m iało tu owo zd radzieckie podobieństw o ob razu graficz nego m r o k u i z m r o k u . Typow ym p rzy k ła d em tego rodzaju błędów są trz y m iejsca w P anu Tadeuszu, w k tó ry c h dopiero W yda nie Sejm ow e [= W S ] p rzy w ró ciło a u ten ty czn e brzm ienie te k stu n a podstaw ie autografu, a m ianow icie: w y s ł a w i a ł zam iast „w ysta w iał“ (III, 629), b o k i e m zam iast „okiem “ (V III, 523), g ę s i c h zam iast „g ęsty ch “ (VIII, 780). Do rozpoznania b łęd u w w ym ienio n y ch trzech w ypadkach pom aga sens k o n tek stu , ale jeśli chodzi o za m ianę m r o k u przez z m r o k , pomoc t a odpada. Przychodzi n a tom iast su k u rs ze stro n y słow nika danego poety, obejm u jącego nie tylko w y razy , ale i frazeologię. Tak np. jeśli chodzi o c y ta t ze spo w iedzi Jacka, rozporządzam y jeszcze jed n y m a rg u m e n te m n a ko rzyść m r o k u . W yrażenie „od r a n a do m r o k u “ sp o ty k am y w ty m że Panu Tadeuszu (XII, 344), w G rażynie (122), a p o n iekąd i w III cz.
E M E N D A C J A T E K S T Ó W M IC K IE W IC Z A 145
Otóż w yrażenie przysłow iow e, u ta r te n a jm n ie j je s t p o datn e do po siadania oboczności w in d y w id u aln y m języ k u danego człowieka. Możemy więc bez w ielkiego ry zy k a stw ierdzić, że z m r o k , jest w d ru k ac h M ickiewicza in tru z e m i p rzy n ajm n iej w trzech w y p ad kach —- tj. w G rażynie, O leszkiew iczu i P anu T adeuszu — w inien być usun ięty n a irzecz m r o k u . Co do L ilii, to d ecyzja p rzyw ró cenia m r o k u jest tru d n ie jsz a i zależy po niekąd od psychologii edytora. Pośród najlep szych przedstaw icieli tego fach u m ogą się zn a leźć tacy, k tó rzy by nie zaw ahali się tego zrobić, i tacy, k tó rzy nie uczyniliby tego za żadne skarby.
D rugi przyk ład . C zytam y w opisie sad u (II, 423):
Tylą farb żyw ych, różnych mak z r z e n i с ę mami.
Skąd się tu w zięła t a z r z e n i c a , nigdzie poza ty m w Panu
Tadeuszu nie spotykana? S ięgnijm y znów do m ateriałó w słow niko
wych. O kazuje się więc, że ź r e n i c a w y stę p u je 73 raz y (w ty m 7 razy p isan a w postaci ź r e n i c a), n ato m iast z r z e n i c a — 5 razy. P rz y jrz y jm y się z kolei ty m o statn im w ypadkom . W y stęp ują one w Dziadach (cz. I, 441; cz. II, 486, tu pisow nia: ź r ż e n i e a), w Gra
ży n ie (753), w A rym a n ie i O rom azie (10), a w reszcie w cytow anym
w ierszu Pana Tadeusza. Po bliższym zb adaniu okazuje się, że w au to g rafie I cz. Dziadów, gdzie m a być owa z r z e n i c a , m iędzy literą
z i e w id nieje czarny kleks, pod k tó ry m tru d n o coś rozpoznać. Nie
w szyscy w ydaw cy doczytali się tam z r z e n i c y , n iek tó rzy, jak K allenbach, w idzieli ź r e n i c ę ; poza ty m w czterech in n y ch m ie j scach tejże I cz. D ziadów w y stęp u je ź r e n i c a (137, 153, 266 oraz w zaniechanym u ry w k u o sąsiadkach), co czyni ow ą z r z e n i c ę pod kleksem m ało praw dopodobną. W G rażynie i w P anu Tadeuszu autog rafy m a ją zdecydow anie ź r e n i c ę (Mickiewicz najczęściej nie staw iał kresk i n ad ź). Pozostaje II cz. D ziadów i w iersz A r y man
i Oromaz, gdzie sy tu acja jest taka, jak p rzy Liliach: nie posiadam y
autografu, n ie m ożem y przeprow adzić k o n tro li do końca.
W iemy jednak, że z r z e n i c a b y ła w epoce M ickiew icza jesz cze dość rozpow szechniona, w ięc b ardzo łatw o pierw szy lepszy zecer lub ko rek to r m ógł ją przem ycić do składanego czy popraw ianego tekstu. W w ydan iu z r. 1844 z r z e n i c a znika z II cz. Dziadów, ale nie znika z A rym a na i Oromaza. M ickiewicz n ie m iał n a pew no w pływ u ani n a jej zniknięcie w 1844 r., ani n a jej p o jaw ien ie się w roku 1823. W obu razach działał p rzy p ad ek lub in te rw e n c ja ludzi upow ażnionych albo i nieupow ażnionych do gospodarow ania w
146 K O N R A D G Ó R SK I
dzym tekście. W każdym razie, o ile ktoś by się w ahał, czy m ożna usunąć z r z e n i с ę z II cz. Dziadów oraz z A ry m a n a i Orom aza (WN usunęło ją z tego wiersza!), co do G ra żyn y i Pana Tadeusza w ątpliw ości chyba mieć n ie będzie.
Oba przytoczone t u w y p adk i są św iadectw em , że dopiero w o p a r ciu o m a te ria ł porów naw czy Słow nika M ickiewiczowskiego m ożna będzie u stalić zgodny z in te n c ją poety te k st jego dzieł. J e s t to w h i sto rii filologii, nie ty lk o naszej, ale — być m oże — pow szechnej (mówię oczywiście o stuleciach historii now ożytnej), w yp ad ek dość rzadki, jeśli n ie sporadyczny. M a on sw oje źródło w fakcie n ieb y w ałego chaosu ortograficznego pan ującego w rękopisach M ickiew i c z a ,4 co z kolei pociągnęło za sobą konieczność in te rw e n c ji k o rek - torskiej zarów no ze stro n y przyjaciół, k tó rzy poecie w tej p rac y pom agali, jak i ze stro n y druk arzy, k tó rzy n a pew n o n ieje d n o n a w łasną rę k ę popraw iali, nie p y tając o pozwolenie. Rozw inę tę sp ra w ę szerzej, gdy będę m ówić o konieczności w pro w ad zenia bardzo w ielu p o p raw ek do te k stu Pana Tadeusza, ale po d kreślam ją ju ż teraz, poniew aż będzie o n a stanow ić podstaw ow ą p rzesłankę w szyst kich rozw ażań, k tó re tu m am z a m iar przedstaw ić.
O m ów ienie te k stu 1 tom u zacznę od k ilk u uw ag o decyzji W a cław a B o r o w e g o , żeby za podstaw ę te k stu 1 to m u WS w ziąć edycję z 1844 roku. Na jego opracow aniu oparło się z kolei WN, w ięc uw agi te będą się odnosić i do niego. W sp raw ach ed y to rsk ich n ajw ażn iejszą zasadą je st to, że nie m a tu zasady, k tó rej w p ew n ych w yp adkach n ie należałoby naruszyć. Zasada ostatniego w y d a n ia za życia a u to ra jest bez w ątp ie n ia słuszna i w w iększości w ypadków pożyteczna, ale gd y chodzi o M ickiewicza, zawodzi. O statecznie w y daw ca edycji z 1844 r., A leksander Chodźko, n a w e t nie p ró b u je zapew niać czytelnika, że a u to r b ra ł udział w p rac y edy torsk iej. U przedza n a k arcie tytu ło w ej, że jest to w y dan ie ,,na nowo p rz e j rzane [ale czy przez autora, o ty m ani słowa!], dopełnione i za ze zw oleniem jego [scilicet poety!] [...] do d ru k u p o dane“ . P o d k reślan ie zezw olenia, a m ilczenie o udziale w p racy w ydaw niczej je s t aż n a d to w ym ow ne. Nie ulega w ątpliw ości, że Chodźko z n a jd u jąc się w czę sty m k on tak cie z p o etą m ógł go n ieraz o różne szczegóły zapytać, a le n a pew no w ogrom nej większości w ypadków ro zstrzyg ał sam , bo inaczej nie mógł. A poza ty m w y starczy w czytać się w p rz e d m owę Chodźki do 1 tom u, żeby widzieć, ja k b ardzo w yd aw ca u s p ra w iedliw ia się — n ie ty le przed społeczeństw em , i l e zapew ne p rzed Tow iańskim i K ołem — że te poezje znow u p o jaw ia ją się n a p
ół-E M ół-E N D A C J A T ół-E K S T Ó W M IC K Iół-E W IC Z A 147
k a c h księgarskich. Ile zażenow ania w ty m akcencie, że one „są nie- o&zacowaną p am ią tk ą [...], ale ty lk o p a m ią tk ą “ . A dalej:
Takie rzeczy n ie pow tarzają się: są on e w yrazem i św iadectw em prze szłości, do niej należą. Co odtąd w y jd zie spod pióra w ieszcza, m usi być jem u spółczesne, w ięc musi być w ięk sze, praw em w zrostu i postępu ducha.
, J e ś li tak pisał Chodźko, to znaczy, że ty m silniej m usiał ta k czuć M ickiewicz, on, k tó ry 10 la t w cześniej, po skończeniu Pana Tade
usza pisał, że w ięcej p ió ra n a fraszki n ie u żyje, a w liście do K aj-
siew icza (z 31 p aździernika 1835 r.) cy tow ał słow a S ain t-M artin a: „O n ne devrait écrire des vers qu’après avoir fa it u n m iracle“. W ie m y dobrze, ja k pogłębiły się te n a stro je i p rze k o n a n ia w dobie tow ia- nizm u, skądby się więc wzięło u M ickiewicza, k tó ry n igdy n ie lub ił „m yć i czesać“ sw oich płodów, dostatecznie w iele zainteresow ania, żeby w ty m w łaśnie okresie sw ego życia, w dobie najcięższych w alk i ta r ć w Kole, zająć się pow ażniej e d y to rsk ą stro n ą w łasnych poezji, ta k m ało już dlań ak tu aln y ch . Jeśli zaś chodzi o Chodźkę, to opra cow anie przez niego te k stu Pana Tadeusza w edycji z 1844 r. jest ta k n iestaran n e, że p o d ry w a zau fan ie do reszty. T ak w ięc tru d n o mi się zgodzić z w yborem edycji z 1844 r. za podstaw ę te k stu 1 tom u W N. W ydaje m i się, że d la utw orów , k tó re p o jaw iły się do r. 1829, p od staw ą w inno być w ydanie petersb u rsk ie, w k tó re sam po eta wło ży ł n ajw ięcej staranności, a d la u tw o ró w późniejszych edycja z ro k u 1838. Oczywiście z ty m zastrzeżeniem , że w poszczególnych w y p ad k ach b y łyb y m ożliw e o dstępstw a od te j linii. R ozum iem jednak, że n a raz ie ta k a podstaw ow a zm ian a lin ii edytorskiej jest dla WN niem ożliw a, więc ograniczę się do w skazania pew ny ch szczegóło w ych popraw ek, jakie bez w iększych zakłóceń całości dały by się w prow adzić. B ędą to n a tu ra ln ie raczej drobiazgi w obec p rzy jęcia bez zm ian y głównej p odstaw y tekstu.
W ro zp atry w an iu poszczególnych u tw o ró w będę się trzym ać ko lejności zastosow anej w WN.
W Św itezian ce ujednolicony został w form ie S w i t e z i gen.
sing, od słow a Ś w i t e ź . Pochodzi to zapew ne od Chodźki, bo jeszcze
w ed y cji z 1838 r. p o eta używ a rów nolegle form : S w i t e z i u i S w i t e z i , a dopiero ed y cja z r. 1844 w p row ad za wszędzie S w i- t e z i . P ro p o n u ję przyw rócić w w. 3 i 75 form ę S w i t e z i u . — W iersz 43 jeszcze w edycji z r. 1829 brzm iał: „K lął się przy ś w i ę t y m księżyca b lask u “. P o tem zja w ia się zam iast ś w i ę t y m — ś w i e t n y m , co jest zm ianą w y b itn ie n iek o rzy stn ą dla sensu. Któż z nas n ie zna zw rotu: „kląć się n a w szy stk ie ś w i ę t o ś c i “, ale żeby
148 ^ K O N R A D G Ó R SK I
się kląć n a ś w i e t n o ś ć czegokolwiek n a świecie, o ty m jako żywo n ik t nie słyszał. Wobec tego, że oba słow a p o sia d a ją bardzo podobny obraz graficzny, zachodzi tu w ypadek analogiczny do cy tow anych poprzednio błędów zecerskich w P anu T a d eu szu („w ystaw iał“ za m iast „w ysław iał“ itp.). Należy więc p rzyw ró cić ś w i ę t y m . — Podobnie dopiero ed y cja z r. 1844 w p ro w ad za do w. 151 K t o z a m iast K t ó ż ; zapew ne pod w pływ em analogii do w. 12: „ K t o je s t dziew czyna“. Otóż żadnego pow odu do resp ek to w an ia tej zm iany nie ma.
W Pani T w ard o w skiej (55):
D iabeł za k u n t u s z ułapił...
Ten k u n t u s z n astręcza pow ażny kłopot, albow iem przeszedł istotnie przez w szystkie w y d an ia i z tego w zględu m iałby p raw o do m agać się respektu. A jed n ak w ydaje się raczej nieporozum ieniem ortograficznym . W au tografie Pani T w a rd o w skiej m am y tu n ap rzód k u n t u s z., ale później u zostało popraw ione n a o. W P anu T adeuszu słowo to w raca w ielok rotnie i zawsze pisane je s t w auto grafie w for m ie к o n t u s z , ty lk o w dwóch m iejscach (XI, 220 i X II, 405) p o ja w ia się k u n t u s z . Otóż M ickiewicz uznaw ał n a pew no n o rm ę obo w iązującą, że słow o to należy pisać k o n t u s z, ale pochylał o p rze d nosówką, a że nieraz p opełniał b łąd ortog raficzny pisząc zam iast po chylonego o fonetycznie u ( s k u r a , k ł u t n i a , p o d r u ż y , z r u b - c i e itp.), więc i w Pani T w ardow skiej n ap isał zrazu k u n t u s z ( = k ó n t u s z ) i tak przeszło do druk u. K iedy dokonał p o praw k i w autografie, tru d n o wiedzieć. Może już po w y d ru k o w a n iu ballady? Tak czy inaczej, zachow anie postaci k u n t u s z m ija się n a pew no z uznaw aną przez poetę norm ą językow ą i głębszego u zasad nien ia nie posiada.
W T u k a ju p ro p on u ję dokonanie jed nej k o n ie k tu ry i jednego n a w ro tu do tek stu p ierw o d ru k u i edycji z ro k u 1829. K o n iek tu ra do tyczy n astępującego uryw ka:
Gdzie puszcza zarosła w koło, Spodem czarna, z. w ierzchu płow a, Żwirami nasute czoło
W yn osi góra Żarnowa, Tam szli...
W ty m brzm ien iu od zd ania głównego „tam szli“ zależą d w a oko- licznikow e m iejsca: 1) gdzie puszcza zarosła w koło; 2) gdzie g óra Żarnow a, spodem czarna, z w ierzchu płow a, w ynosi czoło n a s u te
E M E N D A C J A T E K S T Ó W M IC K IE W IC Z A 149
żw iram i. Ale wówczas razi zarów no b rak jakiegokolw iek spójnika m iędzy obu zdaniam i podrzędnym i, ew en tu aln ie m iędzy zdaniem okolicznikow ym d ru g im i zdaniem głównym , jak rów nież pew na n ie- składność obrazu: n ie je st jasne, jak się ko m ponują ze sobą owa puszcza i góra. W szystkie te b rak i giną, jeśli zam iast p u s z c z a dać p u s z c z ą . W ówczas z dw óch zdań okolicznikow ych robi się jedno i s ta je się jasne, że góra Żarnow a, skoro je st w koło zarosła p u s z
c z ą , a szczyt m a nagi, p o k ry ty żw irem , to m usi być: „spodem czar na, z w ierzchu pło w a“ 2.
Pro po zycja n a w ro tu do w y dań w cześniejszych dotyczy w. 294: „D iabeł św isnął, czm ychnął, zginął“. Oczywiste, że „czm ychnął“ i „zgin ął“, to dw a grzyby w barszcz. W obu w ydan iach pierw szych (1822, 1829) w iersz brzm iał: „D iabeł świsnął, c h y c h n ą ł , zg inął“. Z m ian a m ogła pow stać zarów no jak o sk u te k podobieństw a obrazu graficznego obu słów (wówczas by łab y ty lk o om yłką zecerską) albo jak o w y n ik zam iany archaicznego słow a n a nowsze i bardziej zrozu m iałe. Nie m am możności spraw dzić, czy nie w prow adził jej L eonard C h o d ź k o w edycji p aryskiej z 1828 r., po czym edycja z r. 1838 p rz e ję ła ją jako ustaloną. N iew ątpliw ie jed n a k te k st M ickiewicza przem y ca o w iele m niej zrozum iałe arch aizm y (dowodem w. 60 § w i
te z i: „P ew nie nie złowią ni oka“, błędnie objaśniony w WN), z czego
nie w ynika, żebyśm y je m ieli zastępow ać in ny m i słowami. C h y c h n ą ł w iąże się też doskonale z tra d y c ją baśni o diable. Dowodem hasło CHYCH w słow niku Lindego, gdzie zn ajd u jem y cy taty stw ie r dzające, że słowo to oznacza m . in. śm iech diabelski („D iabeł się z с h y c h e m unosił n a d w ieżam i m iasta“). C h y c h to śmiech stłu m io ny , w danym w y p ad ku w y rażający szyderczy try u m f diabła n a d bied nym T uka jem. P rzyw rócenie p ierw o tn eg o brzm ienia jest w ty m w ypad k u n ajzupełniej uzasadnione.
W b alladzie L ilie ed ycja z r. 1844 w prow adziła pew n ą zm ianę, k tó ra je st praw dopodobnie om yłką zecerską, a w każdym razie nie m a o p arcia w w ydaniach daw niejszych i razi niekonsekw encją w sto su n k u do kontekstu. Chodzi m i o u ry w e k następ u jący (143— 152):
Zachodzi drogę pani: „Bracia moi kochani, Jesień zła do podróży, W iatry, sło ty i deszcze.
* K oniekturę tę w ysunęła dr Janina Budkowska i sądzę, że przyjęcie jej w y jd zie tylko utw orow i na korzyść.
150 K O N R A D G Ó R SK I
W szak czek aliście dłużej, C zekajcie trochę jeszcze". Czekają. Przeszła zima, Brata n ié ma i n ié ma. C zekają; m yślą sobie: M oże pow róci z w iosną.
Ja k o ś dziw nie t a zim a zo stała tu przeskoczona w opow iadaniu; w k ażd y m raz ie oczekiw anie, że b ra t pow róci z w iosną, je st zrozu m iałe w okresie zim y, a n ie po jej przem inięciu. No bo też w szystkie w y d a n ia przed 1844 r. m iały tu „ p r z y s z ł a z im a “, co n a d a je u ry w kow i całkow itą k o n sek w en cję w ew nętrzn ą. T u po w ró t do w y d ań w cześniejszych chyba konieczny.
Z kolei Oda do m łodości. To jed en z najcięższych orzechów do zg ry zien ia w h isto rii ed y to rstw a. Odę d ru ko w ano bez w iedzy i k o n tro li M ickiew icza ty le razy, że p rzygotow ując edy cję z 1838*r. p o e ta zrezygnow ał z p rzy w ró cen ia jej pierw otnego b rzm ien ia i p rz y ją ł te k st w fo rm ie ju ż spopu lary zo w an ej. Chodźko chciał z te k s tu o ry g in a l nego ocalić archaiczne d o d a j w w. 2, a le poza ty m p rz y ją ł tek st z 1838 roku. G dybyż b y ł ko n sek w en tn y i p rzyw ró cił je d y n ie se n sow ne t u zam iast t o w w. 1, ale tego — n ie ste ty — nie uczynił. W obecnej postaci tek st O d y nie pok ryw a się ani z ustalo ny m w do tychczasow ych w y d aniach brzm ieniem , a n i n ie o d tw arza koncepcji p ierw o tn e j. Sądzę, że należało b y p rzy ją ć raczej te k st z 1838 г., a w d o d atk u k ry ty c z n y m dać p ełne b rzm ienie zachow anego a u to g rafu , n a to m ia st k om binow anie ty ch rzeczy m eto dą Chodźki nie jest w skazane.
W iersz Toasty m oże być ok azją do now y ch rozw ażań w o p arciu o m a te ria ł słow nikow y. W p ierw szym w ierszu czytam y: „Co by było w ś r ó d z a k re su “ 3. W 1 tom ie P oezyi F ilom atów te k s t o p a rty o a u to g ra f m a ś r ó d . Z estaw iając liczbowy sto sun ek ty ch oboczności w ca ły m d orobku M ickiew icza w idzim y, że p rzy tłaczającą większość r e p re z e n tu je ś r ó d (194 razy ); w ś r ó d sp o ty k am y 42 razy. A le p rzy bliższej k o n tro li ta o sta tn ia liczba ogrom nie się skurczy. S tw ierd źm y n aprzód, że w e w szy stk ich w ypadkach, gdzie rozporządzam y a u to
3 Już po napisaniu tych rozw ażań dow iedziałem się, że istnieją egzem plarze 1 tom u, które mają w w. 1 T o a s tó w n ie w ś r ó d , lecz ś r ó d . W idocznie K om i tet R edakcyjny w prow adzał popraw ki tekstu w p o szczeg ó ln y ch nakładach. To jednak, co piszę niżej o tych obocznościach, będzie m iało zastosow an ie i w in n y ch w ypadkach, w ięc w artość dalszych rozw ażań n ie doznaje przez to uszczerbku.
E M E N D A C J A T E K S T Ó W M IC K IE W IC Z A 151
g rafam i poety, d ru k o w a n e m u w ś r ó d odpow iada w autografie ś r ó d (pisane ró żn ie: s r o d , ś r ó d , ś r ó d , ś г o d ). Są to m iejsca w y stęp ujące: w III cz. D ziadów (sc. 2, 67) i w P anu Tadeuszu (II, 19, 90, 470; XI, 249, 298; XII, 112; V III, 29 — w obec b ra k u a u to g ra fu niespraw dzalne). D alej m uszą budzić w ątpliw o ść te k sty przekazane drogą odpisu, a w ięc: Pani A niela (22, 39), Do O nufrego P ietra szkie
w icza (58), Tchórz n a w yborach (43), J a m b y na im ieninach Jana C ze czota (60, 102). J e śli w ym ienione odpisy, robione ręk ą filom atów lub
A lek san d ra Chodźki, nie m ogą uchodzić za pew ne, to cóż m ówić o w ierno ści tak ic h przekazów tekstow ych, ja k H istoria Polski (8 ra zy), O sław iań szczyźnie (4 razy), gdzie o w ie rn y m zachow aniu języka M ickiew icza nie m oże być m ow y (dzieje ty c h te k stó w podaje P i g o ń w 4 tom ie WS). T a sam a okoliczność zu p ełnej niepew ności te k s tu zachodzi p rzy przekład zie z E m ersona (1 raz). W trzech w ypadk ach m am y do czynienia z u tw o ram i o n iep ew n y m a u to rstw ie (Im p ro w i
zacja w M oskw ie — 2 razy, W m a le ń k ie j w iosce — 1 raz). P ierw o
d ru k O dy (w P o lih y m n ii) m a w w. 36: „ ś r ó d zaw o d u “, co je st n ie m al potw ierdzeniem , że w auto g rafie było ś r ó d . Pozostają w y pad k i n iesp raw d zaln e ze w zględu n a zaginięcie lu b niedostępność a u to g ra fu : M ieszko (35), O bjaśnienia do poem a tu opisowego „Z o fió w
k a “, S e n z B y ro n a (41), o b jaśn ien ia do so n e tu M ogiły harem u, Księgi... P ielg rzym stw a (X, XVI, X V III — 2 razy), a rty k u ł P ielg rzym P olski — co stan ow i razem 9 w y padków uży cia w ś r ó d . W reszcie
album ow y w iersz Podróżni, gdzie początek brzm i: „B łądzącym w ś r ó d ciasnego dni naszych p rzestw o rza“, je d y n y w ypadek, k iedy m am y możność stw ierd zenia w a u to g rafie postaci w ś r ó d . A u tograf te n je s t stosunkow o łatw o dostęp n y w podobiżnie ogłoszonej w 2 to m ie (1900) edycji k ry ty czn ej T ow arzystw a L iterackieg o im. A dam a M ickiewicza; bliższe p rzy jrzen ie się słow u w ś r ó d w ty m do k u m en cie przekonyw a, że p o e ta począł pisać jakieś in n e słowo za czynające się od sy lab y wo, potem dodał rod, a w reszcie przero b ił lite rę o n a ś i ta k pow stało w ś r ó d .
S p ró b u jm y teraz podsum ow ać w y n ik i tego przeglądu. Otóż 3 razy p ojaw ia się słow o w ś r ó d w te k sta c h o niep ew n y m au to rstw ie, 19 raz y w tek stach przek azan y ch za p o śred n ictw em kopii (często bard zo m ało w iarogodnych), 10 razy w d ru k ac h , k tó ry c h n ie m ożem y w ięcej zestaw ić z autografem , 9 razy w m iejscach, k tó re w d ru k u m a ją w ś r ó d , n ato m iast w a u to g ra fie ś r ó d , w reszcie 1 raz w au tog rafie, p rzy czym n ie jest pew ne, czy od razu poeta m iał zam iar n apisać w ś r ó d , czy też p rze ro b ił n a w ś r ó d słowo inne.
152 K O N R A D G Ó R S K I
Tak więc gdybyśm y n a w e t u zn ali za pew ne, że M ickiewicz używ ał oboczności w ś r ó d , to należało by stw ierdzić, że czynił to n iezm ier nie rzadko, w ięc i w Toastach, skoro a u to g ra f m iał ś r ó d , n ie m a pow odu do p rzy jm o w an ia p o p raw k i w prow adzonej przez Chodźkę, czy przez k tóregoś z p op rzed n ich w ydaw ców . Do spraw y zachow ania w ś r ó d w innych u tw o rach jeszcze powrócę.
Jam by... Józefów (1):
Cyt, bracia, zamknąć g ęb y i n a d s t o r c z y ć słuchy!
Nie znam y autografu, w ięc pow odując się w zględam i językow y m i m usim y podejrzew ać tu o m y łk ę lu b p o praw kę kopisty. L inde nie podaje słow a n a d s t o r c z y ć , z n a n ato m iast n a s t o r c z y ć ( = n a stroszyć, najeżyć, podnieść w górę) i w yposaża to hasło o bfity m m a teriałe m przykładow ym . W edług w szelkiego praw dopodobieństw a m usiało tu być n a s t o r c z y ć . P odobny błąd (tu kopisty, tam zecera lu b korek to ra) zaszedł w P anu T adeuszu (II, 443), gdzie m am y w p ierw o d ru k u bezsensow ne n a d t r ą c i zam iast n a t r ą с i, tak w łaśnie nap isan e w au to g rafie i zgodne z m ateriałem u Lindego.
W iersz W im io n n ik u m a „w oda B a ł t y c k a “ (3); to chyba om ył k a zecerska WN zam iast B a ł t y c k a , ja k czytam y w edycji z roku
1844.
W S za n fa ry m (151): „Co m u rogi w ta k długie p i ą t r z ą się r a m iona“ ; form a p i ą t r z ą je st o m y łk ą zecerską, u trz y m a n ą we w szystkich w y d aniach późniejszych; a u to g ra f m a p o praw nie p i ę t r z ą .
W Farysie (114): „Na s k i e l e t a c h w ielbłądów siedzą j e ź d - c ó w kości“ zaw iera aż dw a błędy; a u to g ra f m a w yraźnie s z k i e l e t ó w i j e z d z с ó w, co je s t zresztą zgodne z postacią ty ch słów w pozostałej tw órczości poety.
W iersz 9 w bajce Pchla i rabin: „M rów ki sn u ją szpich lerze“ — je s t w zięty z kopii P ietraszk iew icza i zdaniem Borowego (w aparacie k ry ty czn y m 1 tom u WS) n a jle p ie j odpow iada sensowi i ry tm ice wiersza. A jed n a k z ty m „snuciem szp ich lerza“ tru d n o się pogodzić. Skoro w a u to g rafie (znanym ty lk o z p rz e d ru k u G ubrynow icza w PTM, VI, 512) po słow ie m r ó w k i p o eta nap rzó d napisał: n a c h l e b p r a c u j ą , potem to p rze k re ślił i napisał: s a m e m a j ą s p i c h l e r z , co zw iększa w iersz o jed n ą zgłoskę, to może n ajsłu sz niej postąpili w ydaw cy ed y cji z 1861 r. dając lekcję: m a j ą s z p i c h l e r z e . Słowo . s n u j ą w kopii P ietraszkiew icza było m oże b łęd
E M E N D A C J A T E K S T Ó W M IC K IE W IC Z A 153
nym odczytaniem d efin ity w n ej red a k c ji m a j ą , po skreśleniu s a- m e i postaw ieniu słow a s z p i c h l e r z w liczbie m nogiej.
W Tchórzu na w yb o ra ch (47): „ w s k r o ś sa rk a ń i śm iechu“, choć o p arte n a kopii Chodźki, je st maiło przekonyw ające. W ydaw cy ed ycji z r. 1861 dali tu w ś r ó d . P o m ija ją c to, czy słusznie zrobili w y b ie ra jąc postać w ś r ó d zam iast ś r ó d , trz e b a stw ierdzić, że składniow o lepiej odpow iada, tek sto w i w ś r ó d , ni e w s k r o ś , k tó re n ależy uznać za pom yłkę kopisty. Słowo w s k r o ś w y stęp u je u M ickiew i cza w ielokrotnie, ale w tak im zastosow aniu nigdy.
Co się tyczy w iersza M azur, to sądzę, że 'bezpieczniej byłoby p rz e nieść go do utw orów p rzy p isy w a n y c h M ickiewiczowi. T ajem nicza h isto ria jego odnalezienia, dostępność rzekom ego au tog rafu tylko w podobiźnie pierw szej jego części n ie pozw alają n a zupełnie pew ne u stalen ie autorstw a. N ikt n ie p ró b ow ał zestaw iać owej podobizny a u to g ra fu z in n y m i au to g rafam i p o e ty i stw ierdzić, czy rękopis ten je st n a p ra w d ę autografem , n ie zaś pospolitym apokryfem . Jeśli cho dzi o m oje osobiste odczucie, w iersz robi w rażenie niedołężnego n a śladow nictw a pew nych p a rtii M ickiew iczow skich (polonez z Pana
Tadeusza), ale. nie w y d a je m i się, żeby m ógł być dziełem naszego
poety.
W reszcie p ew na uw aga o gólniejsza dotycząca w ierszy album o w ych. N iektóre z nich dostały się ju ż za życia poety do różnych alm anachów i czasopism, a p o tem zostały p rzedru ko w ane w edycji z r. 1844 (jak np. W im io n n ik u S. B.). Sądzę, że podstaw ą ich tek stu w in n a być n ie ed y cja Chodźki, k tó ry p rzy jm ow ał gotowy tek st u p rzed nio już ogłoszony, lecz a u to g ra f, jeśli tylko m ożem y mieć do niego dostęp. Tak np. w w ym ien io n y m w ierszu z album u Salom ei Becu początek w au to g rafie b rzm i: „ Jaśn ia ły ch w ile“ , podczas gdy e d y cja z r. 1844 d ru k u je: „M inęły chw ile“. M ickiewiczowi w 1844 r. było to n a pew no w szystko jedno, ja k ten w iersz jest drukow any, ale n a m m usi zależeć n a d o tarciu do jego postaci auten ty czn ej, a nie zm ienionej dow olnie przez p rzy p ad k o w y ch w ydaw ców .
* Przechodzę do 2 tom u.
P rzy jęcie za podstaw ę w y d a n ia G ra żyn y tek stu w edycji p e te rs b u rsk ie j uw ażam za zu pełnie uzasadnione. Słuszne rów nież są po p ra w k i w prow adzone w o p arciu o au to g ra f i w y dan ie w ileńskie (w
y-154 K O N R A D G Ó R S K I
liczone n a s. 265— 266). P ro p o n u ję jed n a k w pro w adzen ie jeszcze po niższych popraw ek.
W iersz 32:
Pierw szy mąż j e c h a ł w zupełnej zbroicy...
A utograf: j а с h a ł, co m a sw oje u zasadnienie w celow ej arch ai- zacji języ k a G ra żyn y i m usiało być zm ienione sk u tk ie m om yłki zecer skiej (a może p u ry sty czn y ch zapędów g ro n a p rzy jació ł, k tó rz y robili w W ilnie k orektę, gdy M ickiewicz siedział w Kow nie). W tejże Gra
ży n ie m am y w w. 348 r o z j a c h a l i , w prow adzone przez poetę
w e d y c ji z r. 1829, a oprócz tego w P anu T adeuszu (I, 346): „D aw niej n a d w o ry pańskie j a c h a ł szlachcic m ło d y “ , co w u stach Sędziego b rzm i zu pełnie n a tu ra ln ie .
W iersz 122:
Ile zjeść można od ranka do z m r o k u .
A utograf: m r o k u ; w ydanie w ileńskie: m r o k u . Po dalsze ra c je odsyłam do w yw odów n a początku n iniejszej recenzji. Z m r o k n ależy uznać za in tru z a w tekstach M ickiewicza.
W iersz 693:
D alsze r o z m o w y przerwał mu p osłaniec...
R ym w id od dłuższego czasu z n ik im n ie rozm aw ia. Po o statniej rozm ow ie z G rażyną (skończoną n a w. 579) R ym w id o b serw u je jako n iem y św iadek przebieg zdarzeń i w głowę zachodzi, co to w szystko m a znaczyć. R ozm yślania jego u ję te są w form ę w ew nętrzneg o mo nologu (667: „tak m ówiąc z sobą, w zniósł do góry oczy“), ale w żad n y m w y p ad k u nie m ożna tego nazw ać r o z m o w ą . Słowo to zask ak u je i dziwi. A u to g raf przynosi w y jaśn ien ie: „Dalsze r o z m y s ł y p rze rw a ł m u posłaniec“. Zaznaczam , że u M ickiew icza r o z m y ś l i ć s i ę znaczy „nam yśleć się, przem y śleć s p ra w ę “ (Tadeusz do T elim eny: „Proszę cię, m oja droga, r o z m y ś l s i ę , uspokój!“ — V III, 501). P ro p o n u ję w ięc p rzyw rócenie brzm ien ia autografu , po niew aż m am y t u znów do czynienia z błędem zecersk im w yw ołanym p rzez podobieństw o graficznego obrazu zam ienio ny ch w yrazów .
W iersz 753:
I pytające topiąc w niej z r z e n i c e . . *
J a k ju ż podaw ałem w yżej, au to g ra f m a w ty m m iejscu z r e n i - c e. Czy może wchodzić w rach u bę in te n c ja p o głęb ien ia archaicznego k o lo ry tu języka? C hyba nie, poniew aż z r z e n i c a b yła w p ierw szej poł. X IX w. (ew entualnie w pierw szej ćw ierci tego stulecia) tak
E M E N D A C J A T E K ST Ó W M IC K IE W IC Z A 155
dalece postacią p rzew ażającą, że Linde p o daje w yłącznie z r z e n i с ę, nie w ym ieniając ź r e n i c y n a w e t jako oboczności. N ależy więc przypuścić, że z r z e n i c a dostała się do te k s tu G rażyn y jako w y n ik in te rw e n cji p o stro n n eg o k o re k to ra podczas przy go tow y w an ia edycji w ileńskiej i siłą in e rc ji pozostała w edycjach następnych. A u to g raf o d tw arza t u rzeczyw isty język M ickiewicza i n ależy jego brzm ienie przyw rócić.
O K onradzie W allenrodzie nie będę m iał w iele do pow iedzenia. W ybór podstaw y te k s tu (edycja z r. 1829) n ie może podlegać w ą tp li wości. S kraw k i a u to g ra fu , k tó re do nas doszły, nie p o zw alają n a gru nto w n iejsze zbadanie autentyczności form językow ych. W jed n y m w ypadku u p o m n iałb y m się ty lk o o przyw ró cenie p ierw otnego brzm ienia (IV, 442—443): „In n e b yły W altera m yśli; c h o w a n y śród Niemców, Z n ał potęgę Z akonu...“ — WN o d stępu jąc od tra d y c ji obu pierw szych w y d a ń (1828, 1829) d a je c h o w a n y zam iast s c h o w a n y — „w ych o w an y “ , a to w oparciu o edycję z r. 1838 i 1844. Ale K o m itet R ed ak cy jn y WN sam p rzy znaje (s. 266), że „poeta n ie z a j m ow ał się bezpośrednio żadnym z n astęp n y ch w ydań K onrada W al
lenroda“ i „po w yjeździe z Rosji n ie rozporządzał [sciL Mickiewicz]
jego a u to g ra fe m “, w ięc ta m o dernizacja n ie od p o ety w yszła i n ie m a żadnego uzasadnienia. S taropolskie s c h o w a n y m a u M ickiew icza jeszcze jedno zastosow anie w M ieszku (o ty tu ło w y m bo h aterze m ów i się, że b ył „ciem no s c h o w a n y , głupi, lecz d u m n y z p otęgi“ — 11), w ięc po co zacierać a u te n ty cz n y c h a ra k te r języ k a p o ety n a rzecz popraw ek dokonanych przez nieznanego k o re k to ra ad u su m delphini. Oczywiście, p rzy w ró cen ie słow a s c h o w a n y pociągnie za sobą ko nieczność dodania k om entarza.
Na te m a t Giaura n ie m am żadnych uw ag. W ybór te k s tu p o d sta wowego zupełnie słuszny, objaśnienia* nie w y m agają u zup ełnień. To samo, jeśli chodzi o m łodzieńcze pró b y epickie stanow iące u z u p e ł n ien ie 2 tom u.
*
Tom 3, zaw ierający u tw o ry d ram atyczne, u derza przede w szy st kim p raw idło w ym uk ład em m ateriału. M am tu n a m yśli um ieszcze n ie Dziadów cz. I po d ru k o w an y ch częściach kow ieńsko-w ileńskiej p a rtii utw oru. O dpow iada to zarów no chronologii po w stania po szczególnych fragm entów , ja k i zasadzie w ydaw niczej, żeby w y o d rę b niać od siebie u tw o ry d ru k o w an e za życia danego a u to ra od u tw orów ogłaszanych po jego śm ierci. Oparcie się n a edycji z r. 1829 dla cz. II
156 K O N R A D G Ó R SK I
i IV bezw zględnie słuszne; n ie podlega rów nież w ątpliw ości p rzy w rócenie w ierszy opuszczonych w edycji z r. 1829 sk u tk iem niedopa trz e n ia korek ty.
W tekście II cz. Dziadów zaproponow ałbym rozw ażenie pew nej k o n iektu ry . Chodzi m i o w. 464: „Czy o przysm aczek sło d k i“. W iersz te n stanow i część u ry w k a pow tarzanego w praw d zie z p ew nym i w a rian tam i, ale n a ogół stereotypow ego pod w zględem sty listy czn ym i rytm icznym . G uślarz zap y tu je A niołki (83— 86):
Czego potrzebujesz duszeczko, Żeby się dostać do nieba? Czy prosisz o chw ałę Boga? C z y l i o przysm aczek słodki?
A postrofa do W idm a złego p a n a brzm i oczywiście nieco inaczej (204— 207):
A czegóż potrzeba dla duszy, A by uniknąć katuszy? Czy prosisz o chw ałę nieba? C z y o pośw ięcon e gody?
N atom iast pod adresem Dziewczyny zap ytan ie brzm i identycznie, jak do Aniołków (461—464):
Czego potrzebujesz, duszeczko, Żeby się dostać do nieba? Czy prosisz o chw ałę Boga, C z y o przysm aczek słodki?
Otóż tu w łaśnie w ysk ak u je niespodzianka: c z y zam iast c z y l i . W zgląd n a ry tm ik ę całego u tw o ru nie b y łb y ro zstrzygający, bo poeta nie trz y m a się schem atu ośmiozgłoskowego: skoro każda z p rzy to czonych inw okacji zaczyna się od w iersza o dziew ięciu zgłoskach, to m ógł się zdarzyć i siedmiozgłoskowiec. A le chodzi o identyczność stylistyczną obu apostrof: do A niołków i do Dziew czyny, zakłóconą w czw artym w ierszu i rytm icznie, i stylizacyjnie. M yślę więc, że owo zakłócenie nie było zam ierzone przez a u to ra i jest sk utk iem w yłącz nie zecerskiego błędu, przepuszczonego w pierw szym w y d an iu i utrw alonego siłą tra d y c ji w n astępnych. B yłb ym więc za p rzy w ró ceniem w w. 464 słow a c z y l i .
N a te m a t D ziadów cz. IV żadnych uw ag nie m am .
A teraz pro b lem w yjątkow o ciężki — sp ra w a te k s tu I cz. D zia
E M E N D A C J A T E K ST Ó W M IC K IE W IC Z A 157
ców, posiadaliśm y d o tąd dw a układy, k tó ry c h uzasadnieniu pośw ię cono całe rozpraw y: jed e n — K allenbacha, p rz y ję ty przez w szystkich wydaw ców daw niejszych, i d ru g i — K leinera, ogłoszony w P a- m i ę t n i k u L i t e r a c k i m (XXXI, 1934). K om itet R edakcyjny WN pisze (t. 3, s. 442): „W w y d an iu n iniejszym te k st frag m en tu p rzy jęto z a u to g ra fu “. To n ie jest ścisłe. Tekst I cz. Dziadów w d ru g im a rk u sik u au to g rafu je st ta k pogm atw any, że w ydrukow ać go w tej postaci n ie podobna i WN tego n ie zrobiło. N aw iązując do tego, co m ówiłem przed chw ilą o dw óch układach fragm entu , trzeb a stw ie r dzić, że tek st WN je st w zasadzie pow tórzeniem u k ład u K allenbacha z w y jątk iem sceny m iędzy Dziecięciem i Starcem , k tó rą WN kom po n u je w edług propozycji K leinera. W prow adzenie tej ostatniej po praw k i jest n ajzu p ełn iej uzasadnione i stanow i n iew ątpliw y p ostęp w pracy ed ytorskiej n ad I cz. Dziadów.
Nie mogę jed n ak powiedzieć, żeby m nie zachw ycało pozostaw ie- nie układu K allenbacha w pozostałych p artiach . S p ró bu jm y zw ięźle przeanalizow ać rzeczyw isty u k ład tek stu w autografie. Zeszycik sk ła da się z trzech arkusików , z k tó ry c h każdy posiada 4 k artk i. N ie w ątp liw ą ciągłość te k stu w idzim y do k. 5r i od k. 9r do l l v (k arta 12 nie jest zapisana). G m atw anin a zaczyna się od k. 5v i trw a do k. 8v. K a rty 5v, 6r, 7v i początek 8r w ypełnione są tekstem należącym do sceny m iędzy S tarcem i Dziecięciem, p rzy czym dadzą się k o n sekw entnie złączyć z początkiem tej sceny na k. 4v i 5r. Na karcie 7r m am y P i e ś ń S t r z e l c a , k tó ra oczywiście m usi poprzedzać słow a G ustaw a: „Spolo w ałem piosenkę“, więc stanow i początek fra g m en tu umieszczonego dalej n a k a rta c h trzeciego ark usik a. K łopot pow staje dopiero, gdy chcem y połączyć z resztą fragm entów dw a u ry w k i pom ieszczone n a k. 8r i 8v, a m ianow icie: C h ó r m ł o d z i e ż y i M ł o d z i e ż (a więc znów chór m łodzieży, tylko inaczej nazw any). Sposób rozw iązania tej zagadki, podany przez K leinera, jest bardzo pom ysłow y i m oże słuszny, ale rozstrzygających racji za sobą nie posiada. Jed n ak że przypuszczenie K leinera, że C h ó r m ł o d z i e ż y należy uznać za C h ó r do m ł o d z i e ż y (z om yłkow ym opuszczeniem przez poetę słow a d o ) jest bardzo kuszące i chyb a najbliższe rzeczywistości. Otóż w y d aje m i się, że przy u k ład aniu fra g m entów I cz. Dziadów w innibyśm y się kierow ać n astęp ujący m i zasadam i: 1) nie rozryw ać tek stu żadnym i w staw k am i ta k długo, póki on w y k azu je bezpośrednią ciągłość, n a d a n ą m u przez au to ra; 2) fra g m enty, k tó ry c h n ie um iem y w sposób nie budzący w ątpliw ości złą czyć z resztą, oddzielić gw iazdkam i od pozostałych, okazujących n ie
158 K O N R A D G Ó R S K I
w ątp liw ą spoistość w ew n ętrzn ą. K ieru jąc się ty m i dw om a zasadam i p ro po nu ję nadać I cz. D ziadów w now ej ed ycji u k ład następ u jący : 1) m onolog Dziewicy; 2) w ejście C hóru w ieśniaków z G uślarzem ; 3) Chór m łodzieńców (nie oddzielony żadną gw iazdką, ja k to je s t obecnie w WN); 4) m onolog G uślarza; 5) scena: S tarzec i Dziecię (w obecnym układzie); 6) C hór [do] m łodzieży i Młodzież (frag m en t oddzielony gw iazdkam i n a początku i n a końcu); 7) P ieśń S trzelca i reszta aż do końca auto grafu . U kład ta k i je s t najbliższy au to g rafu w ty m sensie, że oddaje n astęp stw o poszczególnych części bez p rze sądzania o n iezrealizow anych zam iarach poety.
Jeśli chodzi teraz o odczytanie au to grafu , to w ty m punkcie WN skorzystało z n iek tó ry ch no w ych lek cji K leinera, ale nie ze w szyst kich. Pozwolę w ięc sobie dorzucić p arę arg u m en tó w n a korzyść k ilk u z nich.
W iersz 43:
W p r z y r o d z e n i a pow szechnej ciał i dusz ojczyźnie.
K lein er odczytał: ,,W p rzy ro d z e n iu “ . K tokolw iek m iał do czy nienia z au to g rafam i M ickiewicza, te n w ie, że a i u b y w ają tam cza sem tru d n e do odróżnienia, toteż obydw a sposoby o dczytania m ogą m ieć sw oje uzasadnienie ze stan ow isk a g rafik i M ickiewicza. A co d aje analiza treści? W p ierw szym w y p a d k u z d an ie będzie brzm iało: ,,W pow szechnej ojczyźnie p r z y r o d z e n i a ciał i dusz w szystkie stw orzenia m ają sw e bliźn ie isto ty “ (celowo n a d a ję zdaniu szyk u n i kający jakiejk olw iek inw ersji). W d ru g im w y p ad k u : „W p r z y r o d z e n i u , pow szechnej ojczyźnie ciał i dusz, w szystkie stw o rzenia m ają sw e bliźnie isto ty “ . Z d aje się, że wyższość lekcji drugiej jest oczywista. Co m iałoby znaczyć w yrażenie „ p r z y r o d z e n i e ciał i du sz“, albo co to je s t „ojczyzna p r z y r o d z e n i a “, tru d n o zgad nąć. N atom iast p r z y r o d z e n i e u z n an e za pow szechną ojczyznę ciał i dusz to pogląd zu p ełn ie jasny. K to by uw ażał, że su g e ru je on m aterialisty czn y pogląd n a św iat u ro m a n ty k a i dlatego nie jest p ra wdopodobny, tem u n ależałoby przypom nieć, że w ow ym czasie dla M ickiewicza n a t u r a ( = p rzy rodzenie) je st zespołem organicznym m aterii i ducha. D latego G ustaw m ów i z p o g a rd ą o K siędzu, k tó ry nie słyszał kołacącego się w k a n to rk u złego ducha: „Nie dziw, głosu n a t u r y n ie dosłyszą s ta rz y “ (D ziady, cz. IV, 702). Podobnie jed n a z pierw o tn y ch red ak cji zakończenia R o m antyczności zaw ierała słow a w y rz u tu pod adresem m ędrca: „Tyś sy n m ądrości, m y n a t u r y
E M E N D A C J A T E K S T Ó W M IC K IE W IC Z A 159
dzieci“. Nic w ięc nie sto i n a przeszkodzie, a b y p rzy jąć raczej lekcję K leinera.
W iersz 384:
Trzeba ogień z a ł o ż y ć .
To chyba om yłka zecersk a WN; w szyscy w ydaw cy daw n iejsi m ają tu n a ł o ż y ć, co jest zresztą zgodne z u ta rtą frazeologią.
W iersz 441:
Ś w ieć mi słoń ca n iech ź r z e n i с a . . .
Pow ołując się n a a rg u m e n ta c ję n a s. 145— 146 niniejszej p racy p ro p o n u ję dać tu lekcję ź r e n i c a .
W iersz 442:
O lśnię . . . . tw oje lica...
P o ostatn im p rzean alizo w an iu tego u ry w k a przez P ig o n ia 4 m ożna bez w iększego ry z y k a lapsus calam i m a r z y c h odczytać jako m a - r z ą с i n ie uciekać się w ięcej d o kropek.
W iersz 247:
ś с i ś n i j dziada rękę!
K allenbach i K lein er o dczytali tu ś c i ś n i , co jest zgodne z a r chaiczną postacią tego ty p u im p eratiw ó w i w in n y ch m iejscach tegoż utw o ru : s p o j r z y (101), w e ź m i (315), s p o j r z y (449; tu WN m a s p ó j r z y j , podczas gdy K le in e r — s p ó j r z y ! ) .
Z kolei tek st III cz. Dziadów. W zięcie drugiego w y dan ia (Paryż 1833) za p odstaw ę ed y to rsk ą z jednoczesnym uw zględnieniem edycji z r. 1832 pozwoliło n a sporządzenie przekazu najlepszego ze w szyst kich dotychczasow ych. Toteż jeśli w ysun ę k ilk a propozycji popraw ek, to w oparciu o autograf, k tó ry pozwoli n am usunąć n iew ątp liw e błę d y czy dowolności n iezn any ch korektorów .
W przedm ow ie poety trz y k ro tn ie p o jaw ia się nazw isko senatora Now osilcowa w postaci N o v o s s i l t z o f f . Tak isto tn ie w y dru ko w ano w ed y cji z r. 1833, a le kom u przyszło do głowy, aby to tak sp rep aro w ać n a użytek Francuzów , dziś n ie odgadniem y. Nie m a je d n a k żadnej racji, żeby te n dziw oląg dalej hodować. W przedm ow ie i w ielo k ro tn ie w tekście po ety ck im M ickiewicz pisze N o w o s i
1-4 S. P i g o ń , Z k ło p o t ó w filologa. H istoria jednej koniektury. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , XLIV, 1953, z. 2, s. 671.
160 K O N R A D G Ö R S K I
c o w lub N o w o s i l c ó w (sc. 1, 52, 366, 370; sc. 7, 17) i tę postać należy wszędzie u trzym ać.
W przedm ow ie w. 66: „ k a ra boża s i ę g a j ą c a w idom ie p rz e śladow ców “. B rzm i to dość nieskładnie, bo też jest (błędem zecerskim . W autografie: ś c i g a j ą c a . M ówiąc o au tog rafie m am n a m yśli nie ten w drezdeńskiej „książeczce“ , lecz a u to g ra f d ru g i — kórnicki.
Scena 1, w. 384— 387:
...w ięc mnie się zdarzyło W Hiszpaniji, lat tem u — o to daw no było.
W ięc byłem w legijonach, naprzód pod Dąbrowskim, A potem w szedłem w sław n y pułk Sob olew sk iego.
U derza od razu, że w. 386 nie posiada rym ow ej p ary. W au tografie jed n ak ją posiada, jest bowiem poprzedzony w ierszem : „Nim car m ię ty m oszpecił m u n d u rem szelm ow skim “. Nie było żadnego powodu, żeby te n w iersz m iał usuw ać z d ru k u sam poeta; przeciw nie — to, co się m ów i n a początku sceny o K ap ralu , że go „car przerobił gw ał tem n a M oskala“, z n ajd u je tu potw ierdzenie w jego w łasnych sło w ach i uzasadnia zaufanie, z jak im w ięźniow ie do niego się odnoszą. Po p ro stu w ięc zaw iniła k orek ta. W p ierw o d ru k u Pana Tadeusza za b rak n ie w te n sposób dwóch w ierszy, p rzy czym jed en z n ich (XI, 326) p rzyw rócą errata 2 tom u, a drugi (VII, 318) zostanie w staw iony n a m iejsce dopiero w w y d an iach po śm ierci poety. N ależy w ięc ów b rak u ją cy w iersz przyw rócić i "wtedy u ry w e k będzie brzm iał, jak n astęp u je:
...w ięc mnie się zdarzyło w Hiszpaniji, lat temu -— o to daw no było,
N im car mię tym oszpecił mundurem szelm ow skim — W ięc byłem w legijonach, naprzód pod Dąbrowskim, A potem w szedłem w sław n y pułk Sob olew sk iego.
Scena 1, w. 398— 399:
otóż z w ięk szych w w ięk sze
grzechy laząc, nuż bluźnić na Pannę N a j ś w i ę t s z ę . . .
A utograf: N a j ś w i ę t s z ą . K o re k to r językow y chciał zbliżyć asonans do rym u, ale nie p rzero bił aso n an su n a rym , a rzeczyw istą form ę flek sy jn ą u żytą przez poetę zepsuł. P ro p o n u ję przyw rócenie brzm ienia autografu.
Scena 2, w. 67:
E M E N D A C J A T E K S T Ö W M IC K IE W IC Z A 161
A utograf m a oczywiście s r o d , tzn. w edle o rto g rafii M ickiewi czowskiej (pom ów im y o n iej p rzy Panu Tadeuszu) _ odpow iednik ś r ó d . Że tę form ę trz e b a przyw rócić, w y n ik a z w yw odów n a s tro nie 150— 152.
W iersz 91:
Z r z u c ą ciało i tylk o jak duch w ezm ą pióra...
M iejsce to n astręcza jed e n z n a jtru d n ie jsz y c h problem ów ed y to r skich u M ickiewicza. Je śli w d ru k o w a n y m tekście poety czytam y słowo z r z u c a ć , to m ożna bez p u d ła powiedzieć, że w auto grafie (o ile go posiadam y) będzie w ty m m iejscu z r u с a ć. Nie czas tu i nie m iejsce, żeby ty m się gorszyć. Z r u c a ć je st uproszczeniem a rty k u la c ji sp oty k an y m już w z a b y tk ach średniow iecznych i do dziś d nia żyje w ustach ludzi, co pokończyli szkoły i un iw ersy tety . Gdy zaglądam y jed n ak do au to g rafu , spotyka n as tu w ielka niespodzianka. Bez żadnej w ątpliw ości au to g ra f m a w ty m m iejscu: „ R z u c ę ciało“ . Ta różnica jednej lite rk i p row adzi do w ielkiej różnicy treściow ej, ośw ietla bow iem zupełnie odm iennie w yobrażenie poety o stosunku m iędzy duszą i ciałem. P rz y lek cji z r z u c a ć ciało jest jak ąś ze w n ę trz n ą pow łoką, łachm anem , czymś niezdolnym do sam oistnego b y tu i działania. T akie w y o b rażen ie jed n ak ro zm ija się ze w szystkim , co n a te m a t sto su nku m iędzy duszą i ciałem (scil. człow ieka żyjącego) w III cz. D ziadów czytam y. D la M ickiewicza ciało to nie zespół orga nicznych tk an ek , w k tó ry c h d o k o n y w ają się tylko fizjologiczne pro cesy, a le coś, co m oże czynić w rażenie isto ty żyw ej n a w e t w tedy, gdy dusza z tego ciała w yjdzie. M am y tu jakieś w yróżnienie m iędzy
anim a veg eta tiva i anim a spiritualis. Ta o sta tn ia może r z u c i ć (tzn.
porzucić) ciało n a pew ien czas, ale ono w jakiś sposób dalej żyje. Potw ierdzeniem tego są w szystkie sceny w idzeń w Dziadach i w y gląd K o n rad a w sc. 1 p rzed w yśpiew aniem „pieśni szatań sk iej“ („B ra cia, d u c h jego uszedł i błądzi daleko...“ etc.) i w reszcie słow a Guśla- rza (sc. 9, 15— 22):
Bo na duchów zgrom adzenie, W tajem niczą noc na Dziady, Można w zy w a ć żyw ych cienie. Ciała bądą u biesiady Albo u gry, albo w boju, I zostaną tam w pokoju,- Dusza zw ana po im ieniu O bjawia sią w lekkim cieniu ..
162 K O N R A D G Ó R SK I
To ujęcie spraw y przekonyw a, że lek cja r z u c ę c i a ł o jest jed y n ie ko n sek w en tna w sto su n k u do założeń całego dzieła i ona jed y n ie m ogła pochodzić od M ickiewicza.
Scena 2, w. 112:
Jak przyjaciel, k ochanek, m ałżonek, jak o j c i e c . . .
A uto g raf m a o c i e c , co się tłum aczy ry m em d o c i e c , w y stę p u jący m w w ierszu 115. R y m u tego używ ał p o eta i gdzie indziej, np. w Panu Tadeuszu (III, 362— 363): „ Wiesz, że p a n Jacek, b ra t m ój, T adeusza o c i e c , D ziw ny człowiek, zam iarów jego tru d n o d o- c i e c “. Z am iany o c i e c n a o j c i e c m u siał dokonać jakiś k o rek to r językow y, nie m ogący się pogodzić z tym archaizm em ; naszym jed n a k obow iązkiem jest p rzy w ró cenie autenty czneg o brzm ienia tekstu.
Scena 3, w. 165:
B odajeś zdechł, k l e c h o . . .
A utograf: k l e c h ą . P rzek leń stw o n a b ie ra zupełnie innego sensu. D iabeł n ie życzy K siędzu P io tro w i śm ierci, lecż pozostania w tej sa m ej, n a d e r skrom nej pozycji życiow ej, jak dotychczas, in n y m i sło w y życzy m u, żeby nie z ro b ił żadnej k a rie ry w duchow nym stanie. Leży to n a linii hum ory sty czn ego u jęc ia tej postaci przez cały czas sceny. W pow iedzeniu: „B odajeś zdechł, k l e c h o “ — w y sk ak u je n ato m iast pew na pasja, raczej nie oczekiwana. N iejakim arg u m en tem za p rzyw róceniem lekcji a u to g ra fu jest i ry m p o c i e c h ą , chociaż to w zestaw ieniu z ry m ik ą M ickiew icza rozstrzygać nie może.
Scena 3, w. 197:
Sługa już sp racow an y i n i e g o d n y na nic.
W au tog rafie i w p ierw o d ru k u : „ n i e z g o d n y n a n ic“. M am y tu znów relik t staropolszczyzny, ale — jak św iadczą przy k ład y u L indego -r— w X V III w. jeszcze bardzo żyw otny. U Skargi w Ż y
w otach ś w ię ty c h : „ N i e z g o d n y jeste m n a starość n a nic, jedno
n a m o d litw y “. Troc w p rzek ład zie T elem aka: „K to sek retu zachow ać nie um ie, do b e rła n i e j e s t z g o d n y “ . M o n i t o r (r. 1775, s. 629): „Rozum iał, że do niczego n i e z g o d n a je st um iejętność“. H ube w e w stępie do F iz y k i (r. 1788): „D la gw ałtow nych spadków n iek tó re rzeki do spław u n i e z g o d n e “. Je że li m ógł użyć tego sło w a w końcu X V III w. a u to r p odręcznika fizyki, to było ono jeszcze w obiegu pow szechnym . W ch w ili u k azy w ania -się D ziadów drezdeń skich m usiało brzm ieć arch aiczn ie i dlatego nie prześlizgnęło się
E M E N D A C J A T E K S T Ó W M IC K IE W IC Z A 163
przez sieć k o rek to rsk ą drugiego w ydania, ale w m odlitew nym tekście m ów ionym przez K siędza P io tra było zupełnie na m iejscu. W szystko, co w iem y o technicznych w a ru n k a c h d ru k u dzieł M ickiewicza, p rze m aw ia za tym , że usunięcie tego słow a nie od niego wyszło.
Scena 7, w. 129:
Idę nazajutrz, w progu p o l i c y j s k i e draby...
A utograf k ó rn icki m a tu: p o l i c e j s k i e , co ściśle odpow iada rosyjskiej postaci słowa. K o re k to r chciał zapew ne w y raz uży ty p rzez poetę spolonizować, co m u się oczyw iście nie udało, a k o lo ry t lokaln y celowo w prow adzonego słow a przez to zatarł. To samo pow tórzy się w7 Przeglądzie w o jska (374). O czywiście należy przyw rócić brzm ien ie autentyczne, choćby ze w zględu n a jego arty sty czn y sens.
P etersburg (171):
Naprzód na jego o b l i c z e osiadał...
Obydw a au to g rafy : K rechow ieckiego i kórnicki m ają tu zgodnie: o b l i c z u , co je st poza ty m pod w zględem składniow ym p o p rą w - niejsze. Do lek cji au to g rafu trz e b a w ięc będzie wrócić.
P om nik Piotra W ielkiego (38):
H ordy n a j e z d c ó w barbarzyńskich zgromił...
A utograf: n a j e ź d ź c ó w . P o m ijając sp raw ę b rak u znaczków diakrytycznych n a d ź, co om ów im y p rzy k ry ty c e te k s tu 4 tom u, trz e ba stw ierdzić, że form a u ży ta w d ru k u nie pochodzi od M ickiewicza: jest albo błędem zecerskim , albo sam ow olną pop raw k ą jakiegoś ko rektora.
Przegląd w o jska (135, 167, 174):
N areszcie w szystk ie nogi w bok r o z r z u c i [...] Tak z domu oknem z r z u c o n y p ies zdycha [. . . ] Car nigdy nie z r z u c a mundura...
W a u to g rafie m am y w ty ch w ierszach: r o z r u с i, z r u c o n y , z r u с a. K onsekw encja, z ja k ą p o eta używ a w yłącznie tej postaci ( z r u c i ć , z r u c a ć , r o z r u c i ć , p o r o z r u c a n y ; to o statn ie w R ybce, w. 117 w edycji z r. 1829) zarów no w autografach sw ych utw orów , jak i w listach, n ak azu je ją uznać za znam ien ną d la jego języka. Toteż wszędzie tam , gdzie rozporządzam y auto grafem i m o żem y się nim w ylegitym ow ać, n ależy przyw rócić auten tyczne b rz m ie li*
164 K O N R A D G Ö R SK r
n ie tek stu . P o p raw ian ie tej postaci słow a m usiało wychodzić od ko rektorów .
W iersz 374:
Biorą ich z ziem i p o i i c y j s k i e sługi...
O bydw a au to g rafy m ają tu zgodnie: p o l i c e j s k i e . Por. uw agi do D ziadów cz. III {sc. 7, 129).
O leszkiew icz (72, 79— 80):
I zniknął w krótce za parkan t e r a s u. [...] Jeden nie w rócił, lecz na schody sk oczył I b iegł t e r a s e m . . .
W pierw szym w y p ad k u oba a u to g ra fy m ają: t a r a s u , w d ru gim — t e r a s e m . Słowo t a r a s po jaw ia się u M ickiew icza w ie lo k ro tn ie (Grażyna, Pan T adeusz), ale g dy chodziło o jego użycie w 'związku z życiem polskim , M ickiewicz n ie w ah ał się co do jego postaci, ustalonej ju ż w XV I w. (por. cy ta ty u Lindego). T u jednak, g dy opisyw ał P e tersb u rg , zaczęła oddziaływ ać rosyjska postać słowa, bliższa fran cu sk iej niż polskiej (t j e r r a s a — la terrasse); stą d w a h an ie w idne w autografie. Podczas k o re k ty rzecz została u je d n o sta j niona, ale przez kogo, tru d n o wiedzieć. W ypadek jest tru d n y do roz strzygnięcia. Ze sw ej stro n y w ysuw am sugestię, żeby w w. 72 uzgod nić te k s t z autografam i, a w 80 pozostaw ić brzm ienie dotychcza sowe.
Konieczność zm iany z m r o k u n a m r o k w w. 22 O leszkie-
w icza u zasadniałem n a początku n iniejszych rozw ażań.
*
Rozw ażania n a te m a t k ry ty k i te k stu 4 tom u (Pana Tadeusza) m uszę zacząć od dłuższego w stępu, pośw ięconego spraw om o rto g ra fii M ickiew icza i technicznym w arunkom , w jak ich się m usiał odby w ać d ru k jego dzieł. D otykałem m arginesow o ty c h rzeczy ju ż wcze śniej, ale dopiero te ra z p o staram się udokum entow ać stosow aną do tychczas m etodę postępow ania p rzy p o p raw kach tek stu. A ni przez chw ilę n ie zapom niałem o tym , że auto g raf (choćby ostatni) dzieła druko w aneg o za życia i pod k o n tro lą a u to ra nie je st red a k c ją osta teczną i w razie rozbieżności m iędzy a u to g ra fe m i d ru k iem ro zstrzy ga d ru k . N iem niej p ra w d ą jest i to, że posiadając au to g raf m ożem y p opraw ić błęd y zecerskie p ierw o d ru k u . W w y p adk u M ickiewicza dołącza się jeszcze jed n a okoliczność. Skoro po eta zlecał k orek tę
E M E N D A C J A T E K ST Ó W M IC K IE W IC Z A 165
językow ą innym sam skup iając uw agę p rzed e w szystkim n a korek cie stylistycznej, to ty m sam ym o tw ierał szerokie pole dla dowolności obcych korek to ró w , k tó rz y in terw en io w ali znacznie w ięcej, niż byli pow inni. Nie od dziś wiadom o, jak ą p lagą są różni puryści, k ie ru jący się p raw id ła m i szkolnej g ram aty k i tam , gdzie trz e b a znać h i storię języka, albo n a rzu cający in n y m sw oje w łasne upodobania stylistyczne, jak o rzekom o jedynie p raw idłow y sposób w y rażan ia m yśli. T u a u to g ra fy M ickiewicza m ogą m ieć dla nas bezcenną w a r tość, bo pozw olą przyw rócić au te n ty cz n y te k s t jego dzieł, nie sk a żony obcym i w trę ta m i. W reszcie rozw ażania o pisow ni i c h a ra k te rz e autografów M ickiew icza pozwolą n a usunięcie zasadniczego niepo rozum ienia, jak im jest pieczołow ite zachow yw anie niekonsekw encji ortograficznych te k s tu obranego za podstaw ę edycji d la rzekom ego zachow ania w łaściw ości językow ych autografu. Chw iejność o rto g ra fii rzadko kied y je s t odbiciem chw iejności w ym ow y, n ie m ów iąc już o tym , że p ró b a odtw orzenia w całej rozciągłości w ym ow y M ickiewicza w tekście jego dzieł b y łab y szczytem nonsensu. M ic kiew icz w iedział, że jego regionalna w ym ow a nie pokryw a się z obo w iązującą n o rm ą językow ą, w idną w pisow ni, toteż nieraz jedn o i to sam o zdanie zu p ełn ie inaczej w ygląda pod w zględem graficznym w pierw szym b ru lio n ow y m rzucie, a inaczej w czystopisie. W p ierw szej red ak cji (w „książeczce“) słow a rozwścieczonego S en ato ra do lokai brzm ią:
A potem zapakow ać tak na cztery kluczy. C'en est trop, ha łajdaki służby w as naucza.
K tokolw iek się zetk n ął z w ym ow ą ludzi ze stro n rodzinnych Mic kiewicza, ten nie będzie m iał w ątpliw ości, że tu, w brulionie, w te k ście pisanym n a u ż y te k w łasny, p oeta pisze tak, ja k to w sw ojej w yobraźni zgodnie z w łasn ą w ym ow ą słyszy. Ale w aùtografie k ó r nick im , k tó ry m a już c h a ra k te r czystopisu, te sam e w iersze będą
napisane inaczej (pom ijam różnice redakcyjne):
Skórę w am zedrę szelm y, służby w as nauczę, Potem osobno zamknij, tak, na cztery klucze.
Więc przy w y d aw an iu tekstów M ickiewicza nie o to chodzi, żeby przez zachow anie tak iej czy innej pisow ni odtw orzyć w ym ow ę poety, tylko o to, żeby odtw orzyć norm ę językow ą, do k tó rej się poeta sto sował i k tó ra dopiero w zestaw ieniu d ru k u z au to g rafem d aje się w yw nioskow ać.