Łukasz Tischner
Glosa do artykułu prof. Henryka
Markiewicza "Czego nie rozumiem w
"Traktacie moralnym"?"
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (113), 188-193
2008
18
8
Glosa do artykułu prof. H enryka M arkiewicza
Czego nie rozum iem w „Traktacie moralnym ”?
Profesor H enryk M arkiew icz, tytułując swój tekst Czego nie rozumiem w „Trakta
cie moralnym?1, chce się podzielić swą ignorancją. N ie dajm y się jednak zwieść - to
bez w ątpienia niew iedza uczona. P atronuje jej Sokrates, który jak w iadom o, był postrachem nie tylko dla polityków, lecz także dla poetów. P rzypom nijm y znany fragm ent Obrony Sokratesa: „O poetach się przekonałem niedługo, że to, co oni ro bią, to nie z m ądrości płynie, tylko z jakiejś przyrodzonej zdolności, z tego, że w nich bóg w stępuje, jak w wieszczków i w różbitów; ci także m ówią wiele pięknych rzeczy, tylko nic z tego nie w iedzą, co m ów ią”2. Pozornie prostoduszne „nie ro zu m iem ” Profesora M arkiew icza w skazuje na m ielizny, na których osiada kapryśna i w w ielu m iejscach zaszyfrowana myśl traktatow a. O strze sokratejskiej ironii Profesora wy m ierzone jest także w krytyków, którzy - z lenistw a lub z wyrachow ania - nazbyt ufają poetyckiem u natchnieniu. W Czego nie rozumiem w „Traktacie moralnym”? do stało się i m nie jako interpretatorow i twórczości M iłosza, choć zarazem poczytuję sobie za zaszczyt, że w pew nych fragm entach arty k u łu Profesor znalazł we m nie sprzym ierzeńca w niewiedzy. Mojej ignorancji bardzo daleko do uczoności Profeso ra, ale jak w idać, istnieją wątpliw ości w spólne m istrzow i i czeladnikow i.
Z praw dziw ym en tu zja zm em odnoszę się do p ro je k tu „h e rm en e u ty k i nega tyw nej”, której rzeczn ik iem jest Profesor M arkiew icz. Z asadniczo także po d zie lam znaczną część zastrzeżeń przez Profesora w yrażonych. Z n iek tó ry m i k om en
1 H . M a r k ie w ic z C zego n ie r o zu m ie m w „ T ra k ta c ie m o r a ln y m ”?, „T ek sty D r u g ie ” 2 0 0 6 n r 5 , s. 2 0 5 -2 1 2 . C y ta ty lo k a liz u ję w te k ś c ie .
2 P la to n O b ro n a S o k ra te s a , p r z e k l., w s t ę p i k o m . W . W it w ic k i, P IW , W a r sz a w a 19 9 2 , s. 23 .
Tischner Glosa do artykułu prof. Henryka Markiewicza.
ta rz a m i jed n ak tru d n o m i się zgodzić. Z an im przejdę do b ardziej generalnych uwag polem icznych, p o sta ra m się odpow iedzieć na k o n k retn e zarzuty, któ re od noszą się do m oich in te rp re tac ji.
Profesor Markiewicz stwierdza:
T isc h n e r , n ie w y m ie n ia j ą c ź r ó d ła sw ej w ie d z y , w y ja ś n ia , że E tr u s k o w ie „z p r z y m r u ż e n ie m o k a tr a k to w a li n a w e t b o g ó w o l i m p i j s k i c h ”. E n c y k lo p e d ia K a to lic k a (t. IV. T o w a r z y s tw o N a u k o w e K U L , L u b lin 1 9 8 3 , s. 1 2 2 0 -1 2 2 1 ) m ó w i c o ś w r ę c z p r z e c iw n e g o - ż e o d c z u w a li o n i n ie u s t a n n y lę k p r z e d n ie d o s t r z e ż e n ie m w o li b o g ó w i że z n a m ie n n ą c e c h ą ic h r e lig ii b y ły o k r u t n e o b r z ęd y . P r z y ty m E tr u s k o w ie m ie li sw y c h w ła s n y c h b o g ó w , k tó r y c h u m ie s z c z a li n ie n a O lim p ie , le c z w r ó ż n y c h s e k to r a c h n ie b a . (s. 2 0 8 )
Ź ródłem mej w iedzy był W itold D obrow olski, au to r Sztuki Etrusków. To on, d ostrzegając w etruskiej sztuce użytkow ej m otyw y w łaściw e Jończykom , pisze: „N otujem y tu u m iejętn e sprow adzenie bóstw a na ziem ię i u kazanie go w ża rto b li wym, ziem skim w ym iarze” . D odaje n astępnie:
J a k ą r o lę o d e g r a li w ty m w id z e n iu b ó s tw J o ń c z y c y [ ]? W ja k im s t o p n iu to s a m i E tr u s k o w ie , u le g a ją c w ła s n y m p r z y r o d z o n y m s k ło n n o ś c io m , tr a k to w a li z p r z y m r u ż e n ie m o k a p r z e d s ta w ia n e p r z e z s ie b ie m it y g r ec k ie? T ru d n o w tej c h w ili r o z s tr z y g n ą ć . N i e b e z z n a c z e n i a je s t je d n a k fa k t, iż w ła ś n ie w J o n ii, k tó ra ta k b a r d z o k s z ta łto w a ła e tr u s k ie g u s ty z d r u g ie j p o ło w y V I w ie k u p .n .e ., u r o d z ił s ię f i l o z o f K s e n o fa n e s , w ty c h s ło w a c h w y ś m ie w a ją c y n a iw n e w ie r z e n ia s w y c h w sp ó łc z e s n y c h :
„ H o m e r i H e z jo d p r z y p is y w a li b o g o m c z y n n o ś c i, k tó re ś m ie r t e ln y c h o k r y w a ją w s t y d e m i h a ń b ą , a w ię c k r a d z ie ż e , c u d z o łó s tw a i w z a je m n e o s z u s tw o [ _ ] . Ś m ie r t e ln ic y s ą d z ą , i ż b o g o w ie r o d z ą się w p o d o b n y s p o s ó b ja k lu d z i e , ż e m a ją s z a ty p o d o b n e d o ic h w ła s n y c h , ta k i sa m g ło s i ta k ą sa m ą p o s ta ć , ta k je st, a g d y b y w o ły c z y lw y m ia ły ręce i u m ia ły n im i m a lo w a ć , tw o r z ą c d z ie ła s z t u k i, ja k to c z y n ią lu d z i e , to k o n ie m a lo w a ły b y b o g ó w ja k o p o d o b n y c h d o k o n i, a w o ły ja k o p o d o b n y c h d o w o łó w , p r z e d sta w ia ją c ic h c ia ła n a p o d o b ie ń s t w o w ł a s n e .. . ”
[ _ ] B y ć m o ż e to J o n o w ie z a s z c z e p i li E tr u s k o m te n ż a r to b liw y , ir o n ic z n y d y s ta n s w s to s u n k u d o r o z p o w s z e c h n io n e j m it o lo g ii.3
D laczego w m oim k o m e n tarzu w spom inam o stosunku E tru sk ó w do bogów olim pijsk ich , a nie o ich własnej surowej religii? Bo w kontekście traktatow ego wywo du chodzi chyba przede w szystkim o nastaw ienie do k u ltu ry /re lig ii najeźdźców - w p rzy p a d k u E trusków do religii Greków, z k tórym i toczyli wojny, oraz do w ie rzeń zw ycięskich R zym ian.
2.
Odnosząc się do dygresji na temat Balzaca, Profesor pisze:
„ N a m ię t n o ś ć lu d z k ic h s p r a w ” in te r p r e tu j ę ja k o p a s ję p o z n a w c z ą s k ie r o w a n ą k u k o n k r e to m ż y c io w y m ; n a ja k iej p o d s ta w ie T is c h n e r a k c e n tu je tu „ z n a c z n e o d d a le n ie (e m o c jo
06
1
n a ln e , a le ta k że p r z e s tr z e n n o -c z a s o w e )” (S M , s. 1 3 4 )4 - n ie w ie m . W y r a z „ n a m ię t n o ś ć ” su g e r u je c o ś w r ę c z p r z e c iw n e g o , tr u d n e g o z r e s z t ą d o p o g o d z e n ia z „ tr z y m a n ie m k r ó t k o ”. (s. 2 0 9 )
Pisząc o owym o ddaleniu, m iałem na m yśli k om entarze M iłosza do Komedii ludz
kiej z Legend nowoczesności. M iłosz porów nuje Balzaka podglądającego, co dzieje
się po d dach am i dom ów m iasta-potw ora, do dziecka n a d m row iskiem , które
w k ła d a p a ty k i c ie s z y s ię z b e z ła d n e j k r z ą ta n in y ow a d ó w . U r o jo n a p o tę g a o b se rw a to r a m a s y je st ty m w ię k s z a , im d z ia ła n ie je g o o fia r je st b a rd ziej s z a lo n e , p e łn e z a ś le p ie n ia i w id o c z nej d a r e m n o ś c i. S tą d z a p e w n e to o k r u c ie ń s tw o B a lz a k a , lu b o w a n ie się w o p is a c h a b erra c ji, ś le p y c h p o p ę d ó w i d z iw a c z n y c h p r z y z w y c z a je ń [ . .. ] . S tą d to o k r u c ie ń s tw o sy tu a cji: p o m y śln e r o z w ią z a n ie p r z y c h o d z i z a w sz e o p ię ć m in u t za p ó ź n o . J a k b y s p e łn ia ją c a ry sto - te le so w s k i w a r u n e k tr a g e d ii, w ie je z m ie s z c z a ń s k ie j e p o p e i lito ś ć i g r o z a .5
Ten, kto m im o w ielkiej ciekaw ości i nam iętn o ści spogląda na lu d zk ą m asę jak na m row isko, b u d u je dystans przestrzenno-czasow y, a h isto ria zaślepionej jednostki siłą rzeczy staje się jedynie przy k ład em szaleństw a g atu n k u , lu d z k i czas i p rze strzeń zostają pom niejszone do m iary egzystencji owada.
3.
K om entując niejasny fragm ent Traktatu moralnego, w którym mowa jest o schi- zofrenikach, Profesor M arkiewicz pisze: „Nawiasowo zauważę, że dwuwiersz «A Babel na ostatniej cegle kładzie dwie klęski równolegle» - nie byłby zrozum iały, bez obja śnienia autora, że kryje się w n im paralela m iędzy rozbiciem jądra atomowego a we w nętrznym rozdw ojeniem , czyli rozbiciem jednolitości osoby”, po czym dodaje w przypisie: „Nie wiem , na jakiej podstaw ie T ischner tw ierdzi, że rozum ow anie ta kie właściwe jest tylko «człowiekowi prostem u», nie jest więc pewne, czy należy je traktow ać serio (SM, s. 136)” . M oja nieśm iała sugestia bierze się stąd, że w iara w ko niec świata jako efekt gniew u Bożego jest właściwa raczej „człowiekowi p ro stem u ” niż ukąszonem u przez H egla i M arksa oświeconemu, który zdaje się w irtualnym odbiorcą Traktatu. P onadto w sform ułow aniu: „inne rozbicie ją d ra”, dom yślam się grubego żartu, aluzji do w ulgaryzm u, pokrew nego tem u, który pojawił się w liście do K rońskiego, kiedy M iłosz b ro n ił się p rze d łagodzeniem antykom unistycznej wymowy Traktatu moralnego: „To, co zalecasz, polegałoby po pro stu na zrobieniu ze schizofreników i katatoników paskarzy, łapow ników i złodziei dogasającej m id d le -class. [...] Rozum uj przez chwilę trzeźwo - czy to nie jest h aniebny zabieg. Jaki pisarz z jajam i w yrzeknie się przyjem ności szargania i paszkw ilu?”6. A zatem M i
P r o fe s o r o d w o łu je s ię tu d o m o jej k s ią ż k i S e k r e ty m a n ic h ejsk ic h tru cizn . M ił o s z w obec
z ł a , Z n a k , K r a k ó w 2 0 0 1 . C y ta ty lo k a liz o w a ł w s w o im w te k ś c ie p o s k r ó c ie SM .
C z . M iło s z L e g e n d y n o w o czesn o ści, w s t ę p J. B ło ń s k i, W y d a w n ic tw o L ite r a c k ie , K r a k ó w 1 9 9 6 , s. 2 3 -2 4 . C z . M iło s z Z a r a z p o w o jn ie . K o re sp o n d en c ja z p is a r z a m i 1 9 4 5 -1 9 5 0 , Z n a k , K r a k ó w 1 9 9 8 , s. 2 8 3 . 4 5 6
Tischner Glosa do artykułu prof. Henryka Markiewicza.
łosz sprzeciwia się filozofii kolaboracji, ale w im ię naiw nych p rzekonań „człowieka prostego”, czyli jednak nie na w łasny rachunek, i stąd bierze się m oja wątpliwość, czy czyni to w tym fragm encie utw oru serio.
4.
In te rp re tu ją c strofę o tych, którzy służą złu, Profesor M arkiew icz stw ierdza, że nie w iadom o, kim są - gestapow cam i, ubow cam i, diab łam i jak u Boscha, czy też lu d ź m i obłąkanym i? P otem dodaje:
C o p r z e z te n o b łę d n a le ż y r o z u m ie ć ? T is c h n e r o d r z u c a s c h iz o f r e n i ę [ . .. ] i d o m y ś la s ię , że c h o d z i tu o k a m u fla ż u m o ż liw ia ją c y d z ia ła n ie , k tó r y M iło s z w Z n ie w o lo n y m um yśle n a z w ie k e tm a n e m (S M , s. 1 3 8 ). D la ta k iej w y k ła d n i n ie m a w T ra k ta cie ż a d n y c h p o d sta w . J e st o n a s p r z e c z n a z a r ó w n o z z a lic z e n ie m g e s t a p o w c ó w i u b e k ó w d o lu d z i o g a r n ię ty c h ty m o b łę d e m , ja k i z d a ls z ą k o n sta t a c ją , ż e w w ię k s z y m lu b m n ie j s z y m s t o p n iu w s z y s c y są n im o b ję c i. (s. 2 1 0 )
N iew ątpliw a sprzeczność, na k tó rą zw rócił uwagę Profesor, odsyła nas do p o d sta wowego p ro b lem u historiozoficzno-etycznego rozw ażanego w Traktacie - czy ist nieje in dyw idualna odpow iedzialność m o raln a, skoro p o d d an i jesteśm y dziejowej konieczności, któ ra m iażdży naszą wolność. Jeśli jej nie m a, to naw et zło po p eł n ian e przez gestapow ców i ubeków staje się czym ś na kształt k atastrofy n atu ra ln ej - „obłędem ” . Skoro jed n ak są różne stopnie obłędu, znaczyłoby to, że obłąkanie m oże być też kam uflażem , m ożna się m u do jakiegoś stopnia opierać. N iespójność i n ie d o sta tk i tego fra g m en tu bio rą się chyba stąd, że sam M iłosz m iota się m iędzy abstrakcją historiozoficznej teodycei spod znaku K rońskiego7 i elem entarnym przy w iązaniem do zasad przyzwoitości.
5.
I w reszcie o sta tn i zarzut. Profesor zastanaw ia się, jaka jest wymowa zagadko wego finału: „Idźm y w pokoju, ludzie prości. / P rzed n am i jest / - Jądro ciemności” i stw ierdza: „N iektórzy d o p atru ją się w tych słow ach stoickiego h ero izm u wobec strasznej przyszłości, a ja odczytuję w n ic h w yraz niew iedzy lu d z i p rostych o tym , co ich czeka. I nie m a tu wcale, jak chciałby T isch n er - «rozpaczliwego w ezwania do przeciw staw ienia się złu» (SM, s. 147). Zapow iedź: «Wiersz mój chce chronić od rozpaczy» nie została sp e łn io n a” (s. 211). D alek i jestem od dopatryw ania się op ty m izm u w tych słow ach - stą d w łaśnie m oja uwaga o „ r o z p a c z l i w y m w ezw aniu do przeciw staw ienia się z łu ”. Z gadzam się więc, że Traktat nie chroni od rozpaczy. Z arazem jednak owo „idźm y w p o k o ju ” (naw iązujące być m oże do form uły rozgrzeszenia) nie jest w yrazem rezygnacji, lecz jakim ś w ezw aniem do
Por. T. K r o ń s k i P ro b le m z ł a m o ra ln eg o u H e g la , w: t e g o ż R o z w a ż a n ia w o k ó ł H e g la , P W N , W a r sz a w a 1960.
16
19
2
d ziałania, m oże po p ro stu do trw ania w pokoju, czyli do c z y n n e g o u n ik an ia zła/złych ludzi.
Pora w reszcie na kilka zastrzeżeń generalnych. Profesor M arkiew icz zdaje się pom niejszać znaczenie politycznej aluzyjności utw oru, chytrości M iłosza, który chciał najw yraźniej przeciw staw ić się im m oralizm ow i spod zn a k u Tygrysa, a do m yślnie ak ceptacji dla kom unistycznego „jądra ciem ności”, choć przecież n ie gło sił w Traktacie poglądów jaw nie dysydenckich. N iespójność wywodu traktatow ego w ynika najczęściej z owej chytrości, kam uflażu, zapew ne także z rozterek b u n tu jącego się ucznia K rońskiego, a zdecydow anie rzadziej - z „konieczności znale zienia ry m u ” (s. 211). K orespondencja z K rońskim i dowodzi, że M iłosz, pisząc
Traktat, borykał się nie tylko z tru d n o ściam i n a tu ry artystycznej, lecz także, a m o
że przede w szystkim z k rępującym ru c h pióra nacisk iem ówczesnej ideologii. Pew nie dlatego początek jest ta k łagodny i jedynie „tak zw any” dodane do „świt poko ju ” oraz uwaga o skrytości serca pozw alają się dom yślać, że opresja w Polsce nadal trw a. N iem niej aluzja do jakiejś nowej form y zniew olenia jest chyba oczywista i to ona w yznacza reguły deszyfracji utw oru.
D latego w łaśnie - w brew k o kieteryjnym w ypow iedziom sam ego M iłosza i za strzeżeniu Profesora M arkiew icza - nie b u d z i m oich w ątpliw ości ty tu ł utw oru. Poeta pyta o m ożliw ość zachow ania zasad przyzw oitości w obliczu historycznego zła o zn am io n ach n a tu ra ln ej konieczności. To p y tan ie prow adzi go do zasadniczej k on fro n tacji z „teodyceą histo rio zo ficzn ą” spod zn a k u K rońskiego. I to owo sta r cie rozstrzyga o bezdyskusyjnej w ażkości m ającego swe n ie d o sta tk i Traktatu. M i łosz na swój poetycki sposób rozpraw ia się z tym , co George L. K line nazw ał onto- logicznym „błędem przyszłości rzeczyw istej”, a zw łaszcza aksjologicznym „błę dem odroczonej w artości” 8. Cóż owe te rm in y znaczą? O ddajm y głos K lin e’owi:
„ B łą d p r z y s z ło ś c i r z e c z y w is t e j” p o le g a n a tr a k to w a n iu m o żliw o śc i ja k o rze c zy w isto śc i [ . .. ] , a „ b łą d o d r o c z o n e j w a r to ś c i” na tr a k to w a n iu a b s tr a k c y jn y c h w a r to ś c i- id e a łó w w ta k i s p o só b , ja k b y b y ły o n e k o n k r e t n y m i w a r to ś c ia m i-u rz e c z y w is tn ie n ia m i.
N a s t ę p s t w e m o b u ty c h b łę d ó w je s t r o z p o w s z e c h n io n e u p r ze strz e n n ie n ie c z a s u h i s t o r y c z n e g o , k tó re u ła tw ia tr a k to w a n ie „ p r z y sz ły c h b y t ó w ” ta k , ja k b y m ia ły o n e ta k i sa m s ta tu s o n t o lo g ic z n y i ta k i sa m (lu b , p r z e w a ż n ie , w y ż s z y ) s ta tu s a k s j o lo g ic z n y ja k to , c o is t n ie j e o b e c n ie - jak by, in a c z e j m ó w ią c , b y ły o n e r ó w n ie o k r e ś lo n e , r ó w n ie r z e c z y w iste [ ...] i d o k ła d n ie ta k sa m o c e n n e , je ż e li n ie c e n n ie j s z e , ja k b y ty te r a ź n ie js z e . T en z e s p ó ł b e z p o d s ta w n y c h z a ło ż e ń p r o w a d z i d o o d m a w ia n ia ja k ie j k o lw ie k sa m o istn e j, n ie in s tr u - m e n ta ln e j w a r to śc i t e m u , c o is t n ie j e obecnie - k a ż d e j w s p ó ln o c ie , k u ltu r z e , p r a k ty c e c z y o s o b ie .9
8 Por. G .L . K lin e R o sy jsc y i za ch o d n io e u ro p ejsc y m yśliciele o tra d yc ji, n o w o czesn o ści
i p r zy sz ło ś c i, p r z eł. J. S z a c k i, w: E u r o p a i co z tego w y n i k a ? , op r., p r z e d m .
K. M ic h a ls k i, p r z e k ł. z b ., R e s P u b lic a , W a r sz a w a 1 9 9 0 , s. 1 7 0 -1 7 2 .
Tischner Glosa do artykułu prof. Henryka Markiewicza.
M iłosz pokazuje, że żyjący obecnie „ludzie p ro ści” i ich świat m ają w artość sam o istną, której nie relatyw izuje żaden ideał-m ożliw ość. M ówi jasno, że nie m ożna ich poświęcić w im ię jakiejkolw iek u to p ii dobra, k tóre m a kiedyś zatryum fow ać. N a m arg in esie dodam , że b ardzo żałuję, iż Profesor M arkiew icz nie w ziął pod lu p ę frazy „ludzie p ro ści”, bo przecież P oeta p arad o k saln ie zalicza do n ic h sam e go siebie.
Profesor M arkiew icz na sokratejski sposób użąd lił g nuśniejących m iłoszolo- gów. Jego w spaniały szkic pozw ala spojrzeć na Traktat bez bałw ochw alstw a, choć także z w iększym onieśm ieleniem . Po Czego nie rozumiem w „Traktacie moralnym”? tru d n ie j będzie wykazać, że jed n ak coś się rozum ie. M am jed n ak w rażenie, że intencja polem iczna uniew rażliw iła Profesora na au tentyczne w alory utw oru, k tó ry m im o swoich słabości jest k am ien iem m ilowym w h isto rii polskiej kultury. Ona też chyba kazała zam ilknąć św iadkow i tam tego czasu. Byłbym ogrom nie ciekaw „dopow iedzenia” do szkicu, w którym Pan Profesor skonfrontow ałby Traktat z w łas nym w spom nieniem „św itu p o k o ju ” i odpow iedział na pytan ie, na ile „historiozo- fia” M iłosza w Traktacie bliska była w yobrażeniom na tem at przyszłości żywionym zaraz po w ojnie.
Abstract
Łukasz TISCHNER
Jagiellonian U n iversity (K ra k ó w )
A Gloss to Article by Prof. Henryk Markiewicz
In his sketch, Mr. T ischn e r engages in polem ics w ith certain theses o f Prof. M arkiew icz's
article W hat is it that I don’t understand o f C. M ilosz's Traktat m oralny? First, charges are
replied to as raised by Mr. M arkiew icz against Mr. T ischner's in te rp re ta tio n o f The M oral
Treatise contained in his b o o k Sekrety manichejskich trucizn. M ilosz w obec zła [ ‘Secrets o f M anichean poisons. M ilosz against e vil']. T ischn e r argues th a t in light o f w h a t is k n o w n to us, th e Etruscans indeed tre a te d O ly m p ic gods w ith a pinch o f salt. H e also argues th a t Balzac's n o ve ls ta u g h t o n e t o stay d is ta n t to w a rd ‘h u m a n affairs', w h e re a s th e passages o n ‘schizophrenics', ‘evil p e o ple' and ‘sim ple p e o ple' are unclear due to a h isto rio so p h y th a t Milosz has to a certain e x te n t taken o v e r fro m Tadeusz Kroński. In th e final section o f his article, Mr. T ischn e r draws o u r a tte ntio n to th e political allusiveness o f th e Milosz p o em , w h ic h Prof. M a rkie w icz seem ingly has n o t sp o tted . H e finally resum es th e qu e stion o f a peculiar ‘h istoriosophic th e o d ic y ' (w h ich was eventually rejected by M ilosz) fo rm in g the
ideological substratum o f The M oral Treatise.