• Nie Znaleziono Wyników

Glosa do artykułu prof. Henryka Markiewicza "Czego nie rozumiem w "Traktacie moralnym"?"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Glosa do artykułu prof. Henryka Markiewicza "Czego nie rozumiem w "Traktacie moralnym"?""

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Łukasz Tischner

Glosa do artykułu prof. Henryka

Markiewicza "Czego nie rozumiem w

"Traktacie moralnym"?"

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (113), 188-193

2008

(2)

18

8

Glosa do artykułu prof. H enryka M arkiewicza

Czego nie rozum iem w „Traktacie moralnym ”?

Profesor H enryk M arkiew icz, tytułując swój tekst Czego nie rozumiem w „Trakta­

cie moralnym?1, chce się podzielić swą ignorancją. N ie dajm y się jednak zwieść - to

bez w ątpienia niew iedza uczona. P atronuje jej Sokrates, który jak w iadom o, był postrachem nie tylko dla polityków, lecz także dla poetów. P rzypom nijm y znany fragm ent Obrony Sokratesa: „O poetach się przekonałem niedługo, że to, co oni ro ­ bią, to nie z m ądrości płynie, tylko z jakiejś przyrodzonej zdolności, z tego, że w nich bóg w stępuje, jak w wieszczków i w różbitów; ci także m ówią wiele pięknych rzeczy, tylko nic z tego nie w iedzą, co m ów ią”2. Pozornie prostoduszne „nie ro zu m iem ” Profesora M arkiew icza w skazuje na m ielizny, na których osiada kapryśna i w w ielu m iejscach zaszyfrowana myśl traktatow a. O strze sokratejskiej ironii Profesora wy­ m ierzone jest także w krytyków, którzy - z lenistw a lub z wyrachow ania - nazbyt ufają poetyckiem u natchnieniu. W Czego nie rozumiem w „Traktacie moralnym”? do­ stało się i m nie jako interpretatorow i twórczości M iłosza, choć zarazem poczytuję sobie za zaszczyt, że w pew nych fragm entach arty k u łu Profesor znalazł we m nie sprzym ierzeńca w niewiedzy. Mojej ignorancji bardzo daleko do uczoności Profeso­ ra, ale jak w idać, istnieją wątpliw ości w spólne m istrzow i i czeladnikow i.

Z praw dziw ym en tu zja zm em odnoszę się do p ro je k tu „h e rm en e u ty k i nega­ tyw nej”, której rzeczn ik iem jest Profesor M arkiew icz. Z asadniczo także po d zie­ lam znaczną część zastrzeżeń przez Profesora w yrażonych. Z n iek tó ry m i k om en­

1 H . M a r k ie w ic z C zego n ie r o zu m ie m w „ T ra k ta c ie m o r a ln y m ”?, „T ek sty D r u g ie ” 2 0 0 6 n r 5 , s. 2 0 5 -2 1 2 . C y ta ty lo k a liz u ję w te k ś c ie .

2 P la to n O b ro n a S o k ra te s a , p r z e k l., w s t ę p i k o m . W . W it w ic k i, P IW , W a r sz a w a 19 9 2 , s. 23 .

(3)

Tischner Glosa do artykułu prof. Henryka Markiewicza.

ta rz a m i jed n ak tru d n o m i się zgodzić. Z an im przejdę do b ardziej generalnych uwag polem icznych, p o sta ra m się odpow iedzieć na k o n k retn e zarzuty, któ re od­ noszą się do m oich in te rp re tac ji.

Profesor Markiewicz stwierdza:

T isc h n e r , n ie w y m ie n ia j ą c ź r ó d ła sw ej w ie d z y , w y ja ś n ia , że E tr u s k o w ie „z p r z y m r u ż e ­ n ie m o k a tr a k to w a li n a w e t b o g ó w o l i m p i j s k i c h ”. E n c y k lo p e d ia K a to lic k a (t. IV. T o w a r z y ­ s tw o N a u k o w e K U L , L u b lin 1 9 8 3 , s. 1 2 2 0 -1 2 2 1 ) m ó w i c o ś w r ę c z p r z e c iw n e g o - ż e o d c z u ­ w a li o n i n ie u s t a n n y lę k p r z e d n ie d o s t r z e ż e n ie m w o li b o g ó w i że z n a m ie n n ą c e c h ą ic h r e lig ii b y ły o k r u t n e o b r z ęd y . P r z y ty m E tr u s k o w ie m ie li sw y c h w ła s n y c h b o g ó w , k tó r y c h u m ie s z c z a li n ie n a O lim p ie , le c z w r ó ż n y c h s e k to r a c h n ie b a . (s. 2 0 8 )

Ź ródłem mej w iedzy był W itold D obrow olski, au to r Sztuki Etrusków. To on, d ostrzegając w etruskiej sztuce użytkow ej m otyw y w łaściw e Jończykom , pisze: „N otujem y tu u m iejętn e sprow adzenie bóstw a na ziem ię i u kazanie go w ża rto b li­ wym, ziem skim w ym iarze” . D odaje n astępnie:

J a k ą r o lę o d e g r a li w ty m w id z e n iu b ó s tw J o ń c z y c y [ ]? W ja k im s t o p n iu to s a m i E tr u ­ s k o w ie , u le g a ją c w ła s n y m p r z y r o d z o n y m s k ło n n o ś c io m , tr a k to w a li z p r z y m r u ż e n ie m o k a p r z e d s ta w ia n e p r z e z s ie b ie m it y g r ec k ie? T ru d n o w tej c h w ili r o z s tr z y g n ą ć . N i e b e z z n a ­ c z e n i a je s t je d n a k fa k t, iż w ła ś n ie w J o n ii, k tó ra ta k b a r d z o k s z ta łto w a ła e tr u s k ie g u s ty z d r u g ie j p o ło w y V I w ie k u p .n .e ., u r o d z ił s ię f i l o z o f K s e n o fa n e s , w ty c h s ło w a c h w y ś m ie ­ w a ją c y n a iw n e w ie r z e n ia s w y c h w sp ó łc z e s n y c h :

„ H o m e r i H e z jo d p r z y p is y w a li b o g o m c z y n n o ś c i, k tó re ś m ie r t e ln y c h o k r y w a ją w s t y ­ d e m i h a ń b ą , a w ię c k r a d z ie ż e , c u d z o łó s tw a i w z a je m n e o s z u s tw o [ _ ] . Ś m ie r t e ln ic y s ą ­ d z ą , i ż b o g o w ie r o d z ą się w p o d o b n y s p o s ó b ja k lu d z i e , ż e m a ją s z a ty p o d o b n e d o ic h w ła s n y c h , ta k i sa m g ło s i ta k ą sa m ą p o s ta ć , ta k je st, a g d y b y w o ły c z y lw y m ia ły ręce i u m ia ły n im i m a lo w a ć , tw o r z ą c d z ie ła s z t u k i, ja k to c z y n ią lu d z i e , to k o n ie m a lo w a ły b y b o g ó w ja k o p o d o b n y c h d o k o n i, a w o ły ja k o p o d o b n y c h d o w o łó w , p r z e d sta w ia ją c ic h c ia ła n a p o d o b ie ń s t w o w ł a s n e .. . ”

[ _ ] B y ć m o ż e to J o n o w ie z a s z c z e p i li E tr u s k o m te n ż a r to b liw y , ir o n ic z n y d y s ta n s w s to s u n k u d o r o z p o w s z e c h n io n e j m it o lo g ii.3

D laczego w m oim k o m e n tarzu w spom inam o stosunku E tru sk ó w do bogów olim ­ pijsk ich , a nie o ich własnej surowej religii? Bo w kontekście traktatow ego wywo­ du chodzi chyba przede w szystkim o nastaw ienie do k u ltu ry /re lig ii najeźdźców - w p rzy p a d k u E trusków do religii Greków, z k tórym i toczyli wojny, oraz do w ie­ rzeń zw ycięskich R zym ian.

2.

Odnosząc się do dygresji na temat Balzaca, Profesor pisze:

„ N a m ię t n o ś ć lu d z k ic h s p r a w ” in te r p r e tu j ę ja k o p a s ję p o z n a w c z ą s k ie r o w a n ą k u k o n k r e ­ to m ż y c io w y m ; n a ja k iej p o d s ta w ie T is c h n e r a k c e n tu je tu „ z n a c z n e o d d a le n ie (e m o c jo ­

(4)

06

1

n a ln e , a le ta k że p r z e s tr z e n n o -c z a s o w e )” (S M , s. 1 3 4 )4 - n ie w ie m . W y r a z „ n a m ię t n o ś ć ” su g e r u je c o ś w r ę c z p r z e c iw n e g o , tr u d n e g o z r e s z t ą d o p o g o d z e n ia z „ tr z y m a n ie m k r ó t­ k o ”. (s. 2 0 9 )

Pisząc o owym o ddaleniu, m iałem na m yśli k om entarze M iłosza do Komedii ludz­

kiej z Legend nowoczesności. M iłosz porów nuje Balzaka podglądającego, co dzieje

się po d dach am i dom ów m iasta-potw ora, do dziecka n a d m row iskiem , które

w k ła d a p a ty k i c ie s z y s ię z b e z ła d n e j k r z ą ta n in y ow a d ó w . U r o jo n a p o tę g a o b se rw a to r a m a s y je st ty m w ię k s z a , im d z ia ła n ie je g o o fia r je st b a rd ziej s z a lo n e , p e łn e z a ś le p ie n ia i w id o c z ­ nej d a r e m n o ś c i. S tą d z a p e w n e to o k r u c ie ń s tw o B a lz a k a , lu b o w a n ie się w o p is a c h a b erra ­ c ji, ś le p y c h p o p ę d ó w i d z iw a c z n y c h p r z y z w y c z a je ń [ . .. ] . S tą d to o k r u c ie ń s tw o sy tu a cji: p o m y śln e r o z w ią z a n ie p r z y c h o d z i z a w sz e o p ię ć m in u t za p ó ź n o . J a k b y s p e łn ia ją c a ry sto - te le so w s k i w a r u n e k tr a g e d ii, w ie je z m ie s z c z a ń s k ie j e p o p e i lito ś ć i g r o z a .5

Ten, kto m im o w ielkiej ciekaw ości i nam iętn o ści spogląda na lu d zk ą m asę jak na m row isko, b u d u je dystans przestrzenno-czasow y, a h isto ria zaślepionej jednostki siłą rzeczy staje się jedynie przy k ład em szaleństw a g atu n k u , lu d z k i czas i p rze­ strzeń zostają pom niejszone do m iary egzystencji owada.

3.

K om entując niejasny fragm ent Traktatu moralnego, w którym mowa jest o schi- zofrenikach, Profesor M arkiewicz pisze: „Nawiasowo zauważę, że dwuwiersz «A Babel na ostatniej cegle kładzie dwie klęski równolegle» - nie byłby zrozum iały, bez obja­ śnienia autora, że kryje się w n im paralela m iędzy rozbiciem jądra atomowego a we­ w nętrznym rozdw ojeniem , czyli rozbiciem jednolitości osoby”, po czym dodaje w przypisie: „Nie wiem , na jakiej podstaw ie T ischner tw ierdzi, że rozum ow anie ta ­ kie właściwe jest tylko «człowiekowi prostem u», nie jest więc pewne, czy należy je traktow ać serio (SM, s. 136)” . M oja nieśm iała sugestia bierze się stąd, że w iara w ko­ niec świata jako efekt gniew u Bożego jest właściwa raczej „człowiekowi p ro stem u ” niż ukąszonem u przez H egla i M arksa oświeconemu, który zdaje się w irtualnym odbiorcą Traktatu. P onadto w sform ułow aniu: „inne rozbicie ją d ra”, dom yślam się grubego żartu, aluzji do w ulgaryzm u, pokrew nego tem u, który pojawił się w liście do K rońskiego, kiedy M iłosz b ro n ił się p rze d łagodzeniem antykom unistycznej wymowy Traktatu moralnego: „To, co zalecasz, polegałoby po pro stu na zrobieniu ze schizofreników i katatoników paskarzy, łapow ników i złodziei dogasającej m id d le­ -class. [...] Rozum uj przez chwilę trzeźwo - czy to nie jest h aniebny zabieg. Jaki pisarz z jajam i w yrzeknie się przyjem ności szargania i paszkw ilu?”6. A zatem M i­

P r o fe s o r o d w o łu je s ię tu d o m o jej k s ią ż k i S e k r e ty m a n ic h ejsk ic h tru cizn . M ił o s z w obec

z ł a , Z n a k , K r a k ó w 2 0 0 1 . C y ta ty lo k a liz o w a ł w s w o im w te k ś c ie p o s k r ó c ie SM .

C z . M iło s z L e g e n d y n o w o czesn o ści, w s t ę p J. B ło ń s k i, W y d a w n ic tw o L ite r a c k ie , K r a k ó w 1 9 9 6 , s. 2 3 -2 4 . C z . M iło s z Z a r a z p o w o jn ie . K o re sp o n d en c ja z p is a r z a m i 1 9 4 5 -1 9 5 0 , Z n a k , K r a k ó w 1 9 9 8 , s. 2 8 3 . 4 5 6

(5)

Tischner Glosa do artykułu prof. Henryka Markiewicza.

łosz sprzeciwia się filozofii kolaboracji, ale w im ię naiw nych p rzekonań „człowieka prostego”, czyli jednak nie na w łasny rachunek, i stąd bierze się m oja wątpliwość, czy czyni to w tym fragm encie utw oru serio.

4.

In te rp re tu ją c strofę o tych, którzy służą złu, Profesor M arkiew icz stw ierdza, że nie w iadom o, kim są - gestapow cam i, ubow cam i, diab łam i jak u Boscha, czy też lu d ź m i obłąkanym i? P otem dodaje:

C o p r z e z te n o b łę d n a le ż y r o z u m ie ć ? T is c h n e r o d r z u c a s c h iz o f r e n i ę [ . .. ] i d o m y ś la s ię , że c h o d z i tu o k a m u fla ż u m o ż liw ia ją c y d z ia ła n ie , k tó r y M iło s z w Z n ie w o lo n y m um yśle n a ­ z w ie k e tm a n e m (S M , s. 1 3 8 ). D la ta k iej w y k ła d n i n ie m a w T ra k ta cie ż a d n y c h p o d sta w . J e st o n a s p r z e c z n a z a r ó w n o z z a lic z e n ie m g e s t a p o w c ó w i u b e k ó w d o lu d z i o g a r n ię ty c h ty m o b łę d e m , ja k i z d a ls z ą k o n sta t a c ją , ż e w w ię k s z y m lu b m n ie j s z y m s t o p n iu w s z y s c y są n im o b ję c i. (s. 2 1 0 )

N iew ątpliw a sprzeczność, na k tó rą zw rócił uwagę Profesor, odsyła nas do p o d sta­ wowego p ro b lem u historiozoficzno-etycznego rozw ażanego w Traktacie - czy ist­ nieje in dyw idualna odpow iedzialność m o raln a, skoro p o d d an i jesteśm y dziejowej konieczności, któ ra m iażdży naszą wolność. Jeśli jej nie m a, to naw et zło po p eł­ n ian e przez gestapow ców i ubeków staje się czym ś na kształt k atastrofy n atu ra ln ej - „obłędem ” . Skoro jed n ak są różne stopnie obłędu, znaczyłoby to, że obłąkanie m oże być też kam uflażem , m ożna się m u do jakiegoś stopnia opierać. N iespójność i n ie d o sta tk i tego fra g m en tu bio rą się chyba stąd, że sam M iłosz m iota się m iędzy abstrakcją historiozoficznej teodycei spod znaku K rońskiego7 i elem entarnym przy­ w iązaniem do zasad przyzwoitości.

5.

I w reszcie o sta tn i zarzut. Profesor zastanaw ia się, jaka jest wymowa zagadko­ wego finału: „Idźm y w pokoju, ludzie prości. / P rzed n am i jest / - Jądro ciemności” i stw ierdza: „N iektórzy d o p atru ją się w tych słow ach stoickiego h ero izm u wobec strasznej przyszłości, a ja odczytuję w n ic h w yraz niew iedzy lu d z i p rostych o tym , co ich czeka. I nie m a tu wcale, jak chciałby T isch n er - «rozpaczliwego w ezwania do przeciw staw ienia się złu» (SM, s. 147). Zapow iedź: «Wiersz mój chce chronić od rozpaczy» nie została sp e łn io n a” (s. 211). D alek i jestem od dopatryw ania się op ty m izm u w tych słow ach - stą d w łaśnie m oja uwaga o „ r o z p a c z l i w y m w ezw aniu do przeciw staw ienia się z łu ”. Z gadzam się więc, że Traktat nie chroni od rozpaczy. Z arazem jednak owo „idźm y w p o k o ju ” (naw iązujące być m oże do form uły rozgrzeszenia) nie jest w yrazem rezygnacji, lecz jakim ś w ezw aniem do

Por. T. K r o ń s k i P ro b le m z ł a m o ra ln eg o u H e g la , w: t e g o ż R o z w a ż a n ia w o k ó ł H e g la , P W N , W a r sz a w a 1960.

16

(6)

19

2

d ziałania, m oże po p ro stu do trw ania w pokoju, czyli do c z y n n e g o u n ik an ia zła/złych ludzi.

Pora w reszcie na kilka zastrzeżeń generalnych. Profesor M arkiew icz zdaje się pom niejszać znaczenie politycznej aluzyjności utw oru, chytrości M iłosza, który chciał najw yraźniej przeciw staw ić się im m oralizm ow i spod zn a k u Tygrysa, a do­ m yślnie ak ceptacji dla kom unistycznego „jądra ciem ności”, choć przecież n ie gło­ sił w Traktacie poglądów jaw nie dysydenckich. N iespójność wywodu traktatow ego w ynika najczęściej z owej chytrości, kam uflażu, zapew ne także z rozterek b u n tu ­ jącego się ucznia K rońskiego, a zdecydow anie rzadziej - z „konieczności znale­ zienia ry m u ” (s. 211). K orespondencja z K rońskim i dowodzi, że M iłosz, pisząc

Traktat, borykał się nie tylko z tru d n o ściam i n a tu ry artystycznej, lecz także, a m o ­

że przede w szystkim z k rępującym ru c h pióra nacisk iem ówczesnej ideologii. Pew­ nie dlatego początek jest ta k łagodny i jedynie „tak zw any” dodane do „świt poko­ ju ” oraz uwaga o skrytości serca pozw alają się dom yślać, że opresja w Polsce nadal trw a. N iem niej aluzja do jakiejś nowej form y zniew olenia jest chyba oczywista i to ona w yznacza reguły deszyfracji utw oru.

D latego w łaśnie - w brew k o kieteryjnym w ypow iedziom sam ego M iłosza i za­ strzeżeniu Profesora M arkiew icza - nie b u d z i m oich w ątpliw ości ty tu ł utw oru. Poeta pyta o m ożliw ość zachow ania zasad przyzw oitości w obliczu historycznego zła o zn am io n ach n a tu ra ln ej konieczności. To p y tan ie prow adzi go do zasadniczej k on fro n tacji z „teodyceą histo rio zo ficzn ą” spod zn a k u K rońskiego. I to owo sta r­ cie rozstrzyga o bezdyskusyjnej w ażkości m ającego swe n ie d o sta tk i Traktatu. M i­ łosz na swój poetycki sposób rozpraw ia się z tym , co George L. K line nazw ał onto- logicznym „błędem przyszłości rzeczyw istej”, a zw łaszcza aksjologicznym „błę­ dem odroczonej w artości” 8. Cóż owe te rm in y znaczą? O ddajm y głos K lin e’owi:

„ B łą d p r z y s z ło ś c i r z e c z y w is t e j” p o le g a n a tr a k to w a n iu m o żliw o śc i ja k o rze c zy w isto śc i [ . .. ] , a „ b łą d o d r o c z o n e j w a r to ś c i” na tr a k to w a n iu a b s tr a k c y jn y c h w a r to ś c i- id e a łó w w ta k i s p o ­ só b , ja k b y b y ły o n e k o n k r e t n y m i w a r to ś c ia m i-u rz e c z y w is tn ie n ia m i.

N a s t ę p s t w e m o b u ty c h b łę d ó w je s t r o z p o w s z e c h n io n e u p r ze strz e n n ie n ie c z a s u h i s t o ­ r y c z n e g o , k tó re u ła tw ia tr a k to w a n ie „ p r z y sz ły c h b y t ó w ” ta k , ja k b y m ia ły o n e ta k i sa m s ta tu s o n t o lo g ic z n y i ta k i sa m (lu b , p r z e w a ż n ie , w y ż s z y ) s ta tu s a k s j o lo g ic z n y ja k to , c o is t n ie j e o b e c n ie - jak by, in a c z e j m ó w ią c , b y ły o n e r ó w n ie o k r e ś lo n e , r ó w n ie r z e c z y w iste [ ...] i d o k ła d n ie ta k sa m o c e n n e , je ż e li n ie c e n n ie j s z e , ja k b y ty te r a ź n ie js z e . T en z e s p ó ł b e z p o d s ta w n y c h z a ło ż e ń p r o w a d z i d o o d m a w ia n ia ja k ie j k o lw ie k sa m o istn e j, n ie in s tr u - m e n ta ln e j w a r to śc i t e m u , c o is t n ie j e obecnie - k a ż d e j w s p ó ln o c ie , k u ltu r z e , p r a k ty c e c z y o s o b ie .9

8 Por. G .L . K lin e R o sy jsc y i za ch o d n io e u ro p ejsc y m yśliciele o tra d yc ji, n o w o czesn o ści

i p r zy sz ło ś c i, p r z eł. J. S z a c k i, w: E u r o p a i co z tego w y n i k a ? , op r., p r z e d m .

K. M ic h a ls k i, p r z e k ł. z b ., R e s P u b lic a , W a r sz a w a 1 9 9 0 , s. 1 7 0 -1 7 2 .

(7)

Tischner Glosa do artykułu prof. Henryka Markiewicza.

M iłosz pokazuje, że żyjący obecnie „ludzie p ro ści” i ich świat m ają w artość sam o­ istną, której nie relatyw izuje żaden ideał-m ożliw ość. M ówi jasno, że nie m ożna ich poświęcić w im ię jakiejkolw iek u to p ii dobra, k tóre m a kiedyś zatryum fow ać. N a m arg in esie dodam , że b ardzo żałuję, iż Profesor M arkiew icz nie w ziął pod lu p ę frazy „ludzie p ro ści”, bo przecież P oeta p arad o k saln ie zalicza do n ic h sam e­ go siebie.

Profesor M arkiew icz na sokratejski sposób użąd lił g nuśniejących m iłoszolo- gów. Jego w spaniały szkic pozw ala spojrzeć na Traktat bez bałw ochw alstw a, choć także z w iększym onieśm ieleniem . Po Czego nie rozumiem w „Traktacie moralnym”? tru d n ie j będzie wykazać, że jed n ak coś się rozum ie. M am jed n ak w rażenie, że intencja polem iczna uniew rażliw iła Profesora na au tentyczne w alory utw oru, k tó ­ ry m im o swoich słabości jest k am ien iem m ilowym w h isto rii polskiej kultury. Ona też chyba kazała zam ilknąć św iadkow i tam tego czasu. Byłbym ogrom nie ciekaw „dopow iedzenia” do szkicu, w którym Pan Profesor skonfrontow ałby Traktat z w łas­ nym w spom nieniem „św itu p o k o ju ” i odpow iedział na pytan ie, na ile „historiozo- fia” M iłosza w Traktacie bliska była w yobrażeniom na tem at przyszłości żywionym zaraz po w ojnie.

Abstract

Łukasz TISCHNER

Jagiellonian U n iversity (K ra k ó w )

A Gloss to Article by Prof. Henryk Markiewicz

In his sketch, Mr. T ischn e r engages in polem ics w ith certain theses o f Prof. M arkiew icz's

article W hat is it that I don’t understand o f C. M ilosz's Traktat m oralny? First, charges are

replied to as raised by Mr. M arkiew icz against Mr. T ischner's in te rp re ta tio n o f The M oral

Treatise contained in his b o o k Sekrety manichejskich trucizn. M ilosz w obec zła [ ‘Secrets o f M anichean poisons. M ilosz against e vil']. T ischn e r argues th a t in light o f w h a t is k n o w n to us, th e Etruscans indeed tre a te d O ly m p ic gods w ith a pinch o f salt. H e also argues th a t Balzac's n o ve ls ta u g h t o n e t o stay d is ta n t to w a rd ‘h u m a n affairs', w h e re a s th e passages o n ‘schizophrenics', ‘evil p e o ple' and ‘sim ple p e o ple' are unclear due to a h isto rio so p h y th a t Milosz has to a certain e x te n t taken o v e r fro m Tadeusz Kroński. In th e final section o f his article, Mr. T ischn e r draws o u r a tte ntio n to th e political allusiveness o f th e Milosz p o em , w h ic h Prof. M a rkie w icz seem ingly has n o t sp o tted . H e finally resum es th e qu e stion o f a peculiar ‘h istoriosophic th e o d ic y ' (w h ich was eventually rejected by M ilosz) fo rm in g the

ideological substratum o f The M oral Treatise.

19

Cytaty

Powiązane dokumenty

dany prostokąt miał pole

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencja Wywiadu, Państwowa Straż Pożarna, Komenda Główna Policji, Biuro Ochrony Rządu, Straż Graniczna,. Prezes Urzędu Transportu

Mechanizm leżący u  podstaw podwyższonego ciśnienia tętniczego u  osób z  pierwotnym chrapaniem nie jest w pełni wyjaśniony, ale może mieć związek ze zwiększoną

Film „Rok diabła” jest bardzo dobry przykładem jak wprowadzanie mylnych tropów co do konwencji oraz charakteru materiałów może być elementem budującym absurd świata

Jeśli jednak, z jakiegoś powodu niemożliwe jest stosowanie detekcji cech ad hoc i magazynowanie ich w bazie danych (np. w przypadku dynamicznie aktualizowanej bazy danych w

Podaj nazwę kategorii znaczeniowej rzeczowników pochodnych, do której należy rzeczownik czytelniczka i podkreśl jego formant, a następnie za pomocą tego samego formantu

Tolerancja jest logicznym następstwem przyjętego stanowiska normatywnego, jeśli to stanowisko obejmuje jedno z poniższych przekonań: (1) co najmniej dwa systemy wartości

Profesor M arkiew icz zdaje się pom niejszać znaczenie politycznej aluzyjności utw oru, chytrości M iłosza, który chciał najw yraźniej przeciw staw ić się im m