• Nie Znaleziono Wyników

•M- 44. Tom U.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "•M- 44. Tom U."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

•M- 44.

Warszawa, d. 29 Października 1883.

Tom U.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A W W a rs z a w ie :

,,W S Z E C H S W IA T A .“

ro c z n ie rs . 6 k w a r ta ln ie ,, 1 Z p rz e s y łk ą pocztową: r o c z n ie „ 7 p ó łr o c z n ie „ 3

ko p . 50.

20.

60.

K om itet Redakcyjny sta n o w ią : P . P. D r. T . C h a łu b iń s k i, J . A le k s a n d ro w ic z b .d z ie k a n U n iw ., m a g .K . D e ik e , m a g . S. K r a n is z ty k , k a n d . n. p. J . N a ta n s o n , m a g .A . Ś ló s a rs k i,

p ro f. J . T r e jd o s ie w ic z i p ro f. A . W rz e ś n io w s k i.

P r e n u m e r o w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W s z e c h ś w ia ta i we w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a j u i zag ran icą,.

A d r e s R ed akcyi: P o d w a le N r. 2 .

W S P O M N I E N I A

Z PODRÓŻY PO PERU.

przez

J a n a S z t o l c m a n a .

K R A J I P R Z Y R O D A .

Las g o rą c y .')

W podróży naszej z wyżyn kordylijerskich ku wielkim równinom wschodniego P eru , przy­

bywamy wreszcie do miejsca, skąd oko nasze objąć może olbrzymią przestrzeń; lekka m gła poranna okrywa cały widok i przez nią rozró­

żniamy wyraźnie większe rzeki, wijące się jak złociste wstęgi przy świetle wschodzącego słońca. Gwałtownym spadkiem góry zaczyna­

my się w dół spuszczać, czepiając się nieraz korzeni drzew lub brył kamiennych; w dwie godziny z wysokości 4000' zeszliśmy na 1000'.

*) P o ró w n . W szechśw iat t. I I , str. 4 0 9. — S k u tk iem zam ieszek politycznych w R zp litej E k w a d o rsk ie j, g d zie przebyw a obecnie p . S zto lcm an , p ra c a je g o , ra z ju ż wy­

sła n a do E u ro p y , z a g in ę ła i dopiero p o w racający z E k w a ­ doru p. S ie m ira d z k i przyw idzi z sobą n in ie jsz ą część jej pow tórnie n a p is a n ą . (P rz y p . R od.)

N a m ałej przestrzeni zmuszeni jesteśm y 9 r a ­ zy przebyć łożysko jednego i tego samego strum ienia, poczem droga dość równa prowa­

dzi do jak ićjś rzeki, k tó rą w bród przebyć mu­

simy; kilku z nas bierze się za ręce, aby zwiększonym ciężarem stawić opór prądowi wo­

dy. Pniem y się następnie po urwistym brze­

gu tej rzeki, aż wreszcie noga nasza dotknęła wspaniałych równin maynańskich; przywiąza­

na do brzegu łódź świadczy nam wymownie, że już gór na naszej drodze nie spotkamy.

Żegnam was, Kordylijery!

D nia jeszcze tego stajem y w miasteczku, gdzie czeka nas m ała zwłoka, spowodowana przez przygotowania do podróży rzeką. W ynaj mujemy wielką łódź, godzimy do niej 4 wioślarzy i jedne­

go stern ika — wszyscy pięciu Indyjanie z Cha- satu nad H uallagą, słynący w całem M aynas jako najlepsi wioślarze. Przód łodzi zajm ują czterej Indyjanie, środek — c a ł y szereg skrzyń moich; za niemi urządzono tak zwane „pau- m acari,“ czyli rodzaj daszku z liści palmowych, pod którym umieszczam me łozę i lokuję się.

Z tyłu sternik (popero), najstarszy z Ind yjan i najwprawniejszy, sadowi się ze swem niewiel- kiem wiosłem; jemu najtrudniejsza rola wypa­

dła: przenikliwym swym wzrokiem musi odkry­

wać podwodne pnie, na których łódź mogłaby osiąść lub, co gorzej, wywrócić się. Służący mój

(2)

690 W SZECHŚW IAT. N r. 44.

sadowi się na skrzyniach w towarzystwie kilku gatunków papug.

N igdy nie za trą się w mej pamięci chwile podróży z B alza-P u erto do Y urim aguas, w któ­

rej mogłem podziwiać wspaniałość lasów may- nańskich. W ciągu dnia wprawdzie zbytni u p ał czynił nas nieczułymi n a wszelkie cudy natury, lecz zato ra n n e lub wieczorne godziny dostarczały nam w każdej chwili sposobności do zachwycania się i uwielbiania Tego, który świat stworzył tak pięknym. Pomimowoli n a­

suwała mi się wtedy zawsze myśl, ja k nieudol­

nym je s t człowiek w swych wysiłkach n aśla­

dowania przyrody i gdym sobie przypominał nasze parki, nasze oranżeryje, nasze pałace, ubolewałem nad tymi, których one zachwycać mogą. P iękno nie potrzebuje symetryi, aby być pięknem.

Gdym następnie po powrocie do E uropy zwiedzał w towarzystwie pewnego znajomego W ilhelm shóhe (pod Oasselem), towarzysz mój, pokazując mi sław ną fontannę H erkulesa, oraz różne groty i strum ienie sztuczne, unosił się z zapałem nad pięknością tego. „Bardzo to ła d n e “ — odpowiedziałem, gdyż grzeczność tego wym agała, lecz w duchu pomyślałem sobie: „Ł adne dla tego, kto nie widział rzeczy piękniejszych.” M iałem bowiem na myśli owe lasy am erykańskie, pokryw ające tysiące mil kwadratowych, a w których każda m orga je st arcydziełem piękności.

R an ne powietrze, dość chłodne ja k na te strefy, obudziło nas z głębokiego snu, w jaki zapadliśmy. J u ż św itać zaczyna i gwiazdy ble­

dną szybko. Słyszę głosy mych Indy jan , szy­

kujących łódź do podróży, szybko więc zbie­

ra m pościel i do łodzi pakuję. Gotowiśmy, więc w drogę! J a k jedno uderzyły cztery wio­

sła i łódź pom knęła po szklistej powierzchni rzeki. T eraz możemy się przyjrzeć lasowi.

Ciemna, jed n o lita ściana wznosi się po obu brzegach nieszerokiej rz e k i; pnie, korony drzew, lijany, pasorzyty — zlewają się w jednę w spaniałą m asę; każden konar, każden liść je s t tam na swojem miejscu, a gdyby uragan lub inny ja k i ze ślepych żywiołów sprowadził częściową zm ianę w krajobrazie, tenby nic n a tem nie ucierpiał, gdyż właściwością ślepych żywiołów je s t poczucie piękna. W ydać się to może paradoksem , ta k jed n ak jest. W szak puszcza, k tó rą mamy przed oczami, nie raz, nie sto — uległa szalonemu działaniu uraganów

lub wylewów rzeki, a jed n ak dziś je st równie wspaniałą, ja k przed dziesięciu, ja k przed ty ­ siącem lat.

W dość znacznych odstępach wznoszą swe gęste korony olbrzymy tutejszych lasów — raz proste, równe, gładkie, to znów pochylone nie­

co, g arb ate, omszałe, niemniej jed n ak piękne.

O dstępy między niemi wypełniają mniejsze drzewa, często o kształtach dziwnych i fa n ta­

stycznych; jedno z nich, jakby kory pozbawio­

ne, posiada pień koloru ciała Ind yjan , którzy mi towarzyszą — ja k ono brun atn e i lśni się ja k ono. Skrom ne, niewysokie palmy kolcza­

ste wychylają swą elegancką koronę spomię­

dzy innych drzew, nieustępując pod wzglę­

dem piękności obok wznoszącej dumnie swe pierzaste liście „aguaje“ (M auritia fłexuosa), k tó ra do najwspanialszych ozdób lasów am a­

zońskich należy. W szystko to poprzeplatano lijanam i, powojami, spuszczającemi swe gęste sploty aż po sam ą wodę. R az po jednej, to znów po drugiej stronie rzeki spotykamy ró- wninki czystego piasku lub mułu, na których porasta niewysoka, jasno-zielona roślinność.

Sam a zaś rzeka cicho i nieznacznie toczy swe wody, szemrząc tylko zlekka tam , gdzie j ą u r ­ wisty brzeg z właściwego kierunku zbacza, lub gdzie spotyka n a swej drodze sterczące gałęzie zwalonego drzewa, — płynie jedn ak naprzód spokojnie, podobna do tego ludu, który szem­

rząc na swych przewodników, idzie tam , gdzie oni mu każą.

R anne godziny m ają tu urok nieokreślony:

na czystem lazurowem tle nieba wspaniale od­

bijają przeciągające stad a czerwonych ara- sów; ptastw o się kręci, ożywiając sam otnię lasu, gdyż to dla niego najlepsza godzina do szukania karmu; z nadrzecznego gąszczu do­

chodzą nas srebrzyste nuty—słuchajm y pilnie, gdyż to m istrz tych lasów, sławny „organito”

Peruw ijan (Oyphorhinus m odulator) daje kon­

cert, jakiego u nas w E uropie nie usłyszymy.

Powietrze napełnia ja k a ś woń nieokreślona a przyjemna, zapewne składowa różnych woni, jakie las z siebie wydaje '). P a r a saren spo­

kojnie pije wodę, odbijając się w jej równej, ja k zwierciadło powierzchni.

‘) Z a p a c h ten p o sia d a ją lasy nizinow e do w ysokości 4 0 0 O 1. W g ó rsk ic h lasach zastęp u je go sm o łk o w a woń n iek tó ry ch drzew i krzew ów .

(3)

N r. 44. W SZECHSW 1AT. 691 Takie niezatarte wrażenie zrobiły na mnie

lasy maynańskie, gcłym je poraź pierwszy w Styczniu 1880 r. zobaczył; zachwyt mój nie zmniejszył się ani trochę, gdym w 4-ry miesiące później wsiadał na statek, aby do Europy od­

płynąć. J a k o pamięć po nich, pozostało we mnie wrażenie czegoś olbrzymiego, wspania­

łego, niezrównanego.

W spom niałem już wyżej, że większe drzewa rosną w dość znacznem od siebie oddaleniu, skutkiem czego kontur lasu, widziany z pe­

wnej odległości, wyda nam się jako linija b ar­

dzo falista. T a okoliczność także powoduje niejednostajny rozkład podszycia leśnego, któ ­ re w sąsiedztwie większych drzew je s t rzadkie i niewysokie, gdy przeciwnie w odstępach, dzielących je, gąszcz dochodzi niekiedy nie­

zwykłego rozwoju. Przyczyną tego je s t brak św iatła pod gęstem i koronami wielkich drzew.

Dlatego też brzegi lasu, np. brzegi rzek i pól zapuszczonych, są zawsze podszyte nieprzeby­

tym gąszczem, dzięki obfitości światła sło ­ necznego.

G ru n t w lasach nizinowych je s t po większej części gliniasty, nie widać go jednak pod g ru ­ bą warstwą zgniłych liści i pni zwalonych; wy­

stępuje zaś tylko n a ścieżkach lub po brze­

gach rzek i strum ieni. Części lasu niżej poło­

żone i dostępne dla większych wylewów rzek, posiadają g ru n t mulasty z m ałą domięszką liści, a roślinność tych części je s t wogóle b a r­

dzo różna, przeważa zaś w niej aguajo (Mau- ritia). W idziałem nad Amazonką znaczne prze­

strzenie, pokryte prawie wyłącznie przez ten gatunek palmy.

Oprócz większych rzek, przecinają lasy dzie­

wicze liczne strum ienie i strum yki o łożysku bardzo krętem . P o drodze z Cham birayacu do Y urjm aguas, na przestrzeni 3 wiorst przecina się ich 7. J a k są k ręte owe strum yki, przeko­

namy się z tego, że przestrzeń między dwoma brodami jednego z nich, k tórą po dróżce prze­

być można w 5 minut, przebyłem raz w 2 go­

dziny, idąc łożyskiem strumienia. Taż sam a obserwacyja stosuje się i do większych rzek, a jako przykład posłużyć nam może H uallaga, która poniżśj Y urim aguas tworzy olbrzymi zakręt. P rzestrzeń pomiędzy tem miasteczkiem a hacyjendą Santa-R osa, lądem, idąc pieszo, przebywa się w kwadrans czasu, gdy statek parowy, płynący w dół rzeki z szybkością

16 mil ang. na godzinę, potrzebuje 2 godzin czasu dó jej przebycia.

N ie od rzeczy będzie zrobić m ałą wzmiankę o Amazonce, która wraz ze swemi wasalami wśród tych lasów króluje, w Europie bowiem wyrobiono sobie o niej bardzo błędne pojęcie.

Ju ż od zlania się je j z rywalką swą — z rzeką Ucayali, Am azonka w żadnem prawie miejscu nie płynie jednem łożyskiem, lecz przez cały szereg wysp zostaje podzieloną na liczne ram iona, nie możemy więc bynajmniej sądzić 0 jej szerokości. Olbrzymia m asa wody, pom i­

mo nadzwyczaj słabego spadku '), posiada średnią szybkość w porze wielkich wód (w m.

Kwietniu i M aju) około 4 mil ang. na godzinę.

M ętne jej nurty niosą wówczas do morza olbrzymie masy zwalonych kłód i całe wyspy, złożone z jakiejś traw iastej rośliny.

Cały system Amazonki charakteryzuje się obfitością tak zwanych „cochas” (w języku ąuechua „cocha“ znaczy jezioro). Są to olbrzy­

mie rezerwoary stojącej wody, połączone z rzeką zwykle dość wąskiemi kanałam i.

W oda takich cochas jest dość przejrzysta 1 posiada charakterystyczny brunatny kolor ługu. Miejscowi uw ażają je za dawne łożyska

rzeki.

P ory roku posiadają w lasach maynańskich ten sam rozkład, co i w całym regijonie M ontana, pora jed n ak dżdżysta nie je st tu ta k przykrą, jak w górnych piętrach lasów, a to dzięki tej okoliczności, że tu prawie niema ani mgieł, ani drobnych a długotrw ałych deszczy­

ków. Silne uragany wprawdzie są tu bardzo częste w miesiącach Styczniu, Lutym i M arcu , ulewy też tu bywają prawdziwie zwrotnikowe, trw ają jednak zwykle nie więcej nad parę go­

dzin i ograniczają się w większej liczbie wy­

padków do popołudniowych godzin dnia. M o­

głem zauważyć, że te burze najczęściej nad ­ ciągają od zachodu, czyli od Kordylijerów, rzadziej od południa lub wschodu, ani razu zaś nie widziałem, aby od północy nadciągał uragan.

Uraganom takim , które n a swej drodze olbrzymie drzewa zm iatają i często domy uno­

szą, towarzyszą zwykle nadzwyczaj silne eks- plozyje elektryczne. Nigdy jed n ak nie widzia­

łem podobnego napięcia elektrycznego, ja k

0 Y u rim a g u a s, p o ło żo n e o 3 0 0 0 m il a n g . od u jśc ia , je s t w zniesione zaledw ie n a 7 0 0 n a d poziom om m o rza.

(4)

692 W SZECH ŚW IA T. N r. 44.

pewnej marcowej nocy 1880 roku. U ragan szalał prawie noc całą, w strząsając domo­

stwem i pędząc do w nętrza przez klatkow ate ściany strum ienie deszczu. Od godziny 1-ej do 3-ej nad ranem błyskawica nie ustaw ała n a chwilę: literalnie przez dwie godziny niebo zionęło ogniem, tak, że można było, jak w dzień, chodzić przy migocącem świetle bły­

skawicy.

N ie od rzeczy będzie przypomnieć czytelni­

kowi, że te lasy am azońskie są dla P eruw ijan i Brazylijczyków niewyczerpanem źródłem bo­

gactw. O statniem i szczególniej czasy eks- ploatacyja ich przybrała znaczne rozmiary.

Z astępy ta k zwanych ,.exploradores“ prze­

biegają je we wszystkich kierunkach, cią­

gnąc z nich niem ało korzyści. Drzewo kau ­ czukowe (Siphonia elastica) szczególniej daje doskonały zarobek odkrywcom. Z a nim idzie

„marfil v egetal“ (kość słoniowa roślinna — P hytelephas m acrocarpa), dające tw ardy ma- tery ja ł na guziki i gałki do lasek. Zarzaparil- la, copaiva, yanilla, balsam peruwijański, cu- ra ra — z tych również lasów pochodzą. D rze­

wo kakaowe (Theobrom a cacao) rośnie tu dzi­

ko. M ilijony zaś żółw i, niosąc corocznie nieobliczoną ilość ja j, dają mieszkańcom mo­

żność wydobywania tłuszczu, który wraz z tłu ­ szczem lam antynowym stanowi jed en z najw a­

żniejszych produktów wywozowego handlu P eru . Obfitość ryb w rzekach i zwierzyny w lasach dostarcza Indyjaninow i zdrowego i łatw ego do zdobycia pożywienie. K lim at tych lasów je s t stosunkowo dość zdrowy, choć E uropejczyk cierpi tu zwykle na zimnice, m a- laryje lub dysenteryje.

(C. d. n.)

POWRÓT KOMETY Z R. 1812.

p rz e z

D - r a J a n a J ę d r z e j e w i c z a z P ło ń s k a .

W r. 1812 były praw ie jednocześnie obser­

wowane trzy komety. Pierw sza, odkryta przez F laug erg uesa w r. 1811, odznaczała się nad­

zwyczajną świetnością warkocza, szczególniej po przejściu p unktu pfzysłonecznego na je ­ sieni tegoż roku, co j ą upam iętniło w umy­

słach ówczesnych świadków wielkich wojen.

K iedy w początku r. 1812 znikła z powodu położenia ziemi niedogodnego do jej widzenia, Bessel, królewiecki astronom , opierając się na jej silnym blasku, obliczył, że po zmianie po­

łożenia ziemi w połowie r. 1812 jeszcze j ą zo­

baczyć będzie można mimo wzrastającego cią­

gle przez 6 miesięcy oddalenia. W niosek ten z niedowierzaniem przez wielkich astronomów przyjęty, spraw dził się jed n ak w miejscu zu­

pełnie niespodziewanem. K om eta została po­

raź trzeci na swej drodze dostrzeżoną przez W iśniewskiego w Nowo-Czerkasku; obserwo­

wał on ją przez całą połowę Sierpnia w odle­

głości 60 milijonów mil od ziemi, co znacznie dopomogło do bliższego określenia postaci jej drogi. Pokazało się, że ta świetna kom eta do­

piero po 3000 la t może wrócić do słońca. O sp ra­

wdzeniu tego rach un ku niema dziś co mówić, w przyszłości rok 4800 jest zadaleki, wstecz zaś cofając się, natrafiam y n a epokę również odległą, bo sięgającą wojny trojańskiej, a w owych czasach, mimo istniejących gdzienie­

gdzie wzmianek o różnych kom etach, nic pe­

wnego dowiedzieć się niemożna, fałszywy bo­

wiem już wtenczas pogląd łączenia zjawisk niebieskich z wielkiemi dziejowemi wypadkami ludów, przeważał w opisach przedewszystkiem, zostawiając na uboczu najważniejsze dane:

czasu i miejsca.

D ru g a kometa, widziana w r . 1812 do 15-go Lutego, była wogóle słabą. O dkryta przez P ousa w M arsylii 15 L istopada 1811 r., do tegoż roku, ja k i poprzednia, bywa zaliczaną na mocy ogólnie przyjętego praw idła nadaw a­

nia komecie nazwy tego roku, w którym prze­

chodzi ona przez p unkt przysłoneczny. K ró tk i stosunkowo czas spostrzeżeń tej drugiej ko­

mety w r. 1811 pozwolił wnioskować zaledwie przybliżenie, że okres jej obiegu około słońca około 760 la t wynosi.

Trzecia wreszcie kom eta, odkryta również przez P ousa 20 L ipca 1812 roku i obserwo­

wana do końca W rześnia tegoż roku, zwana właściwie kom etą roku 1812, przedstaw iała utw ór mglisty ze słabem jądrem , tak, że tylko przez teleskopy dostrzeżoną być mogła, z wy­

jątkiem zaledwie dnia 15 W rześnia, w którym Bode mógł j ą gołem okiem rozpoznać. D roga jej, obliczona wówczas, przedstaw iała wydłu­

żoną elipsę, której oś wielka ocenioną została na 690 milijonów mil, to je s t sięgała poza ostateczne krańce całego dziś znanego układu

(5)

N r. 44. W SZECH ŚW IA T. 693 słonecznego o 4 razy wziętą odległość ziemi

od słońca, to je st o 80 milijonów mil przeszło.

A by tę ogrom ną drogę obiedz, kom eta potrze­

buje 70 la t i 10 miesięcy przeszło podług r a ­ chunku Enckego, a tym sposobem w drugiej połowie obecnego roku powinnaby znowu wró­

cić do słońca. P rzy wielkiej ilości znanych, a daleko świetniejszych komet, nikt z obecnie żyjących astronom ów nie szukał je j, a świeżo odkryta we W rześniu r. b. przez B rooksa ko­

meta, uw ażaną była w pierwszej chwili za no­

wą, dopiero droga jej po kilkunastu dniach obserwacyi okazała się być tąź samą, co droga komety P ousa z r. 1812; nie ulega zatem w ąt­

pliwości, że i sam a kom eta je s t tąż samą, ró ­ żnica bowiem kilku miesięcy w dojściu jej do punktu przysłonecznego, je s t bardzo niezna­

czną w porównaniu z ta k długim, bo 71-letnim czasem jej całkowitego obiegu, podczas k tó ­ rego kom eta z łatwością na swej drodze pod­

legać może zboczeniom, spowodowanym przy­

ciąganiem wielkich planet. Obrachowanie wo­

góle postaci tak wydłużonych elips, je s t z tego powodu bardzo trudnem , że spostrzeżenia ko­

met obejm ują zwykle ten mały kaw ałek ich dróg, na którym one, rozpalone ciepłem sło- necznem, silniej świecą, z oddalaniem się zaś od słońca i stopniowem stygnięciem, światło ich słabnie i z tego powodu na większej części drogi wcale nie są dostrzegalne. K om eta z r.

1812 spostrzeganą była wówczas zaledwie przez półtrzecia miesiąca, kiedy cała jej droga zajmuje 70 la t przeszło i ta k więc godną po- dziwienia je s t dokładność rachunku, który z tak małego, bo zaledwie y 3oo prawie część drogi stanowiącego ułamku, całkow itą jej po­

stać określić je s t w stanie.

Z powodu tych trudności, przez sam ą n a tu ­ rę rzeczy wytworzonych, powrót tegoroczny komety przedstaw ia ważny naukowy interes, bo stwierdzi pierwotny rachunek i włączy do grupy układu słonecznego nowe ciało, stale pod wpływem przyciągania słońca zostające.

Pow rót ten może zarazem uzasadnić istniejące przypuszczenie, że nie drugi, ale trzeci już raz kometa ta je st z ziemi widzialną i że je s t tą samą, k tó rą Gdańszczanin Hevelius w r. 1672 widział i opisał.

P o odkryciu komety w pierwszych dniach W rześnia r. b., była ona tak słabą, że tylko przez największe teleskopy można j ą było do- strzedz. W Płońsku, mimo znanego jej miej- '

sca, dopiero 22 W rześnia została rozpoznaną jak o lekka m gła z jaśniejszym nieco środkiem , była wtedy o 43 milijony mil odległą od ziemi.

Światło je j jednak stopniowo wzrasta, tak, że od 1-go Października już i tu kilkakrotnie ze ścisłością obserwowaną być mogła, czy zaś bę­

dzie możebną do widzenia bez pomocy lunet, , tego z poprzedniej jej bytności w r. 1812-ym

wnioskować nie można, była bowiem wtedy ledwo dostrzegalną. Z dotychczasowego jej blasku rachunek teoretyczny każe się spodzie­

wać, że około końca G rudnia będzie dla oka nieuzbrojonego łatwo widzialną, światło jej naw et powinno się wzmagać jeszcze do poło­

wy Stycznia 1884 r., t. j. do czasu przejścia przez punkt przysłoneczny. Je śli rachunek się sprawdzi, kom eta ta różniłaby się pod tym * względem od wielu innych, których blask zwy­

kle w powrotach słabnie. W sk u tek zbliżania się do słońca, wszystkie komety z drobnych cząstek m ateryi kosmicznej złożone, pod wpły­

wem ciepła słonecznego podlegają rozpaleniu i pewnego rodzaju rozkładowi, wskutek czego wytwarzają się w nich świetlne zjawiska w ar­

kocza i otaczającej rozpalone jąd ro atmosfery;

znany je st nawet przykład rozbicia się komety na dwie części pod wpływem rozkładowym go­

rąca słonecznego, a nawet wielce prawdopo- dobnem je s t rozpadanie się niektórych kom et na drobne m eteoryty, stanowiące m ateryjał gwiazd spadających. Z tej zasady osłabienie stopniowe blasku kom et w pow rotach je s t rze­

czą naturalniejszą, aniżeli jego zwiększenie, obecna więc kom eta je s t i pod tym względem zajmującą, jeśli przewidziane rachunkiem wzmocnienie jej blasku sprawdzi się.

Obecnie znajduje się ona w gwiazdozbiorze Smoka i przedstaw ia się jako delikatna, słaba gwiazdka, otoczona równie słabo świecącą, m glistą atmosferą; warkocz z jednej strony już się zaczyna tworzyć. W chwilach wzmocnio­

nego blasku w początkach G rudnia będzie wi­

dzialną po zapadnięciu nocy w zachodniej stronie nieba w gwiazdozbiorze Lutni, ponad świetną gwiazdą Wega; w połowie G rudnia przejdzie wpoprzek drogę mleczną, następnie, kiedy już gołem okiem prawdopodobnie będzie widzial­

ną, coraz szybszym biegiem zdążać będzie ku południowi aż do połowy Stycznia, to je s t do przejścia przez punkt przysłoneczny. Położe­

nie jej tegoroczne je s t do spostrzeżeń bardzo korzystne, bo jeszcze po przejściu przez punkt

(6)

694 W SZECH ŚW IA T. N r. 44.

przysłoneczny, w którym zbliży się do ziemi do 12 i pół tylko milijonów mil, przez jakiś czas tylko po zachodzie słońca będzie widzialną.

O naturze jej fizycznej i składzie chemi­

cznym dziś nic jeszcze wiedzieć niemożna z po­

wodu nadzwyczajnej odległości. W prawdzie już 27 W rześnia K onkoly w W ęgrzech próbo­

wał rozbierać jśj światło zapomocą przyrządu widmowego i dostrzegł w widmie trzy blade smugi — były one jed n ak ta k słabe, że zna­

czenia ich nie dało się określić.

0 MIARACH PRAWNYCH I ZWYCZAJOWYCH

W P O L S C E .

n a p is a ł

M a r y j a n A. B a r a n i e c k i .

(C ią g dalszy,).

1. R óżnorakie m iary, używane w Polsce, usiłowano ujednostajnić na sejmie w r. 1565.

K o nstytucyja tego sejm u, łokieć miary k ra ­ kowskiej na cały kraj stanowi. Co do korca, który był najrozm aitszej (wielce od siebie ró ­ żnej) objętości, kazano tymczasem we wszyst­

kich województwach Korony, wraz z Mazow­

szem i R usią, trzym ać się m iary, jakiej głó­

wne m iasto każdego województwa używa; co do trunków jednak, polecono, iż one m ają być w całej K oronie k w a rtą krakow ską mierzone, a 4 kw arty m ają iść n a garniec, garncy zaś 72 na beczkę ‘), a 24 g arn ce na baryłkę. F u n t, czyli dwie grzywny, m a zawierać 32 łuty albo 48 skojców 2). In n a zaś była grzywna, używa­

na w K oronie, a inna n a Litwie 3); funtów 32 tw orzą kam ień, a 5 kamieni przedstaw iają cen tn ar ( = 160 funtów). Nawoływano również na tym sejmie o ujednostajnienie różnych wiel­

kością łanów (od r. 1374 bowiem płacono po

*) K o n s ty tu c y ja se jm u w r . 15 9 8 p o z w o liła w o je­

w ództw u k ra k o w sk ie m u m ie ć beczki do p iw a o 6 2 g a rn c a c h .

a) S k o jc a m i ta k ż e aż do p o czątk u w ieku X V I n azy ­ w ano p o d w ó jn e g r o s z e ."

3) Z a K ru se m ( 1 7 8 4 ) i G e rh a rd te m ( 1 7 9 1) p o d aje C zacki g rzy w n ę k o ro n n ą = : 4 1 9 8 asso m h o le n d e rsk im , a litew ską (ró w n ą k ró le w ie c k ie j), za K ru se m , = : 4 0 7 6 a - h . (G rzy w n a h o le n d e r s k a = :5 1 2 0 a . h . = 2 4 6 , 0 8 3 9 g r a m a ).

2 „grosze” z łanu), oraz o określenie innych m iar gruntu, jak : włóka, śrebie, ślad — lecz tego nie załatwiono w tedy.— W Litwie miary były jednostajniejsze. Długo jed nak nie była określona, używana od najdawniejszych cza­

sów, m iara objętości, beczką zwana. D rugi (1564), a wyraźniej trzeci (1588) statu ty li­

tewskie stanowią, iż beczka powinna mieć m iarę czterech korcy krakow skich ')•— U chw a­

ły, powzięte na sejmie roku 1565, miały być wprowadzone w ten sposób: wszystkie miary i wagi, na sejmie wycechowane, dano pod do­

zór wojewodom, a każdy z nich, zjechawszy zaraz po sejmie do głównego m iasta swego województwa, winien był oddać urzędowi sta­

rościńskiemu z nakazem, aby były na ratuszu każdego m iasta i m iasteczka chowane i wyda­

wane tym, którzyby podobne sprawić sobie zechcieli; kopije, uznane za sprawiedliwe, b u r­

m istrz powinien ocechować i do użytku oddać interesantowi. — Postanow ienia te jed n ak , osobliwie w K oronie, nie były wykonywane, a z czasem powiększyły ilość używanych przed­

tem m iar. Były więc najrozm aitsze łokcie 2) i stopy 3), znacznie bardzo różniące się od sie­

bie korce, używane w różnych miejscowo­

ściach *), przeróżne m iary powierzchni, oraz rozm aite wagi. W ogóle, m iary „nietylko co powiat, ale co miasteczko różniły się” ').

') T o ż sam o stw ie rd za u c h w a ła se jm o w a w r. 1 6 1 3 . 2) Ł o k ie ć lw ow ski, ile z ró żn y ch u ła m k ó w regic- strów za Z y g m u n ta A u g u s ta , S te fa n a B a to reg o i Z y­

g m u n ta I I I w idzieć m o ż n a , m ia ł 1 ' / j ło k c ia k ra k o w ­ sk ie g o . R o z u m iem że a rsz y n , m ia ra ta ta rs k a , której Rusini używ ali, b ędąc m ia rą w h a n d lu togo ro d z a ju , d a l eg zy sten cy ją te m u lw ow skiem u ło k cio w i. (C z .)

3) N iezaw sze 2 stopy, u żyw ane w pew nej m iejsco ­ w ości, sta n o w iły ło k ie ć ta m ż e .

4) T a k n p . w r. 16 6 0 stw ierd zo n o , że korzec pile- cki m a p ó łto ra k o rc a k rak o w sk ieg o , że k o rc z y k o lsz ty ń ­ ski in a korczyków ' k ra k o w sk ic h (po 14 g a rn cy ) trzy i t. d . W e d łu g d o k u m en tó w z r. 1 5 6 9 , korcy 4 ośw ię­

cim sk ich — 5 k ra k o w sk im , ćw iertn ia p o z n a ń s k a d z ie ­ liła się n a 4 w iertele po 18 g a rn c y (dotąd w k alisk iem liczą zboże n a ,,w irte le ‘* po 16 g a rn c y ); k o śc iań sk a ćw iertnia m ia ła 2 to ru ń sk ie i t. d . — Ł a sz t oddaw na n a M azow szu m a 3 0 k o rc y , czyli 6 0 p ó lk o rc y (k o rc z y ­ k ó w ), je d n a k w „ A ry tm e ty c e d la sz k ó ł n a ro d o w y ch ” (3 -io w y d an ie, 1 7 8 5 ) i w y d an y m rów nież przez K om i- syją e d u k a c y jn ą „ E le m e n ta rz u d la sz k ó l p a ra fija ln y c h n a ro d o w y c h '1 ( 1 7 8 5 ) pod an o : „ ła s z t zaw iera w sobie k o rcy w a rsza w sk ich 2 7 . “

„ N ie n aszeg o tylko k r a ju ta b y ła w a d a .“ (C z.) O ró ż n o ra k ic h u n as m ia ra c h m o żn a pow ziąć pojęaie

(7)

N r. 44. W SZECH ŚW IA T. 695 2. Dopiero wskutek postanowienia sejmu

w r. 1764, na wniosek K o m isji skarbu koron­

nego, uporządkowano miary w K oronie „cum provinciis annexis.” — Łokieć, który był za­

chowany n a ratuszu warszawskim, jako równy krakowskiemu '), przyjęto za n orm alny2), z po­

działem: sążeń = 3 łokciom, łokieć = 2 sto­

pom, stopa = 12 calom; cal = 12 linijom, linija = 12 punktom . D ługość tego łokcia przedstaw ia 264 lin ij3) stopy paryskiej ( = 0,595539 m etra). — J a k o korzec obowiązują­

cy ogłoszono korzec warszawski czyli mazo­

wiecki, z podziałem na 4 ćwierci, albo 32 garnce (ale korczyk gdański = 16 garncom), a garniec = 4 kwartom = 1 6 kwaterkom. Do płynów zaś beczka = 142/ 5 konwi = 72 g arn ­ com 4), z dalszym podziałem garnca na kw ar­

ty i kw aterki. Ten garniec (koronny) obejmuje 190 cali sześciennych paryskich (jest więc

z d z ie ła C z ack ieg o i tab lic K o lb erg a. T u p rz y ta c z a m ty lk o w ażn iejsze z m ia r zw yczajow ych.

' ) W ta b lic a c h K o lb e rg a ło k ie ć w olnego m ia sta K r a ­ k ow a = 0 , 6 1 6 9 6 9 m e tra , a sto p a = 0 , 3 5 6 4 2 1 m ., ło k ie ć zaś lw ow ski = 2 stopom = 0 ,5 9 3 9 3 1 m . O be­

cnie w G alicyi p rz y jm u je się (używ ane p rzed w p ro w a­

d zen iem w r . 1 8 7 6 sy stem atu m e try c z n e g o ,: ło k . k r a k .

= 0 ,6 1 6 3 9 9 m ., st. k r a k . = 0 , 2 9 8 0 1 1 m ., ło k ie ć lw ow ski = : 0 , 5 9 4 2 7 2 m ., st. Iw. = 0 , 2 9 6 7 9 9 m ., n a d to arszyn (w e L w ow ie) = 0 , 8 1 7 0 5 8 m . (w ed łu g tab licy w A ry tm e ty c e B ą c z a lsk ie g o , w ydanej we L w o ­ w ie w r . 18 7 5 ).

2) „ N ic w z ru sz a ją c m iary protow ej sta ro d aw n e j co do w łó k .1* — N ależy lask ę m iern ic zą czyli w ierzbcę u w aża ć ja k o początkow o ró w n ą 15 ło k c io m c h e łm iń ­ sk im s ta ry m , o k tó ry ch n iżej.

3) „ K o m is y ja e d u k a c y jn a , p o tw ierd zając d z ie ła k la ­ syczne o g ie o m e try i w y d an e, z d a ła się u p raw n ić m n ie ­ m a n ie , że sto p a m ia ła 1 3 0 8 */2 l'm j dziesiątkow ych ( t . j . d ziesiąty ch części lin ii) stopy p a ry sk ie j, a ta k ł o ­ k ieć m ia łb y 2 6 1 5 (sic) lin ij dziesiątkow ych. Ł o k ie ć , k tó ry w m a g istra c ie m ia s ta W arsz a w y zach o w an y z o sta ł i k tó ry k o m isy ja sk a rb o w a k o ro n n a w r . 17 6 4 w z ię ła za p ra w id ło , s k ła d a ł się z linij (sic) 2 6 4 0 ; in n e ło k c ie były 2 dziesiątk o w em i (sic ) Jin ija m i m n iejsze , lecz to b ra n o za o m y łk ę .11 ( C z .) . P ra w d o p o d o b n ie w yraz d z ie ­ sią tk o w e je s t w tem z d a n iu p rzestaw io n y ; p o w in n o być

„ z linij dziesiątk o w y ch 2 6 4 0 ; in n e ło k cie były 2 ' / 2 lin ija m i m n ie jsz e .“ L ecz z a m ia s t 2 6 15 p ow inno być

2 6 1 7 .

4) W p ra w d z ie to postanow ienie se jm o w e m ów i w y ­ ra ź n ie o w zo rach k ło d y , m ia ry k ło d o w ej, ale ich niczem n ie o k re śla , a n i z ż a d n e m i in n em i m ia ra m i n ie w ią ż e .—

U ży w an y a n ta ł ( a n ta łe k ) je s t czw a rtą częścią tej beczki, a w ięc zaw iera 18 g a rn c y . — D o jn ic a , uży w an a n a U k ra in ie i L itw ie , m ie w a ła od 8 g a rn c y do 2 k o rc y .—

K o n iu sz k a = : 2 g a rn c o m .

kw arta ‘) koronna — 0,942228 litra). — Z a funt dla K orony przyjęty został funt wrocław­

ski; podziały: centnar = 5 kamieniom, k a ­ mień = 32 funtom, funt 2 grzywnom = 32 łutom , a nadto funt okrętowy, szyfunt („sza- fu n t“) 2) = 13 kamieniom. F u n t koronny miał przedstaw iać ciężar 8442 assów holenderskich;

garniec wody dystylowanej, przy 10° R. i przy 27% cala par. ciążenia atmosfery, m a ważyć 9,3055 tych funtów, czyli łokieć sz. wody 480 funtów. [Poszukiwania Eitelw eina okazały, że funt wrocławski, a więc i k o ro n n y 3) = 405,228 gram a]. Sejm polecił rozesłać po k ra ju nace­

chowane wzory, a nadto wiarogodne egzem­

plarze złożyć tak na ratuszu warszawskim, ja k i w archiwum skarbowem.

3. M iary dla Litwy ustanowiono o state­

cznie, na wniosek Komisyi skarbowej litew­

skiej, n a sejmie r. 1766. — Łokieć pozostał dawny, ogólnie na Litwie używany od wieku X H I-g o , doskonale równy dwu stopom p ary­

skim, czyli 288 linijom 4) par. ( = 0,649679 m.). — J a k o podstawę m iar objętości, bardzo dobrze określono garniec (m ały) litewski, któ ­ ry w kształcie walcowym mieć powinien we­

wnętrznie 7% cali litewskich (czyli paryskich) głębokości, a 47/ 8 cali w średnicy; garniec = 4 kwartom = 8 półkwartówkom. Do zboża i wogóle ciał sypkich przyjęto następujący po­

dział: beczka = 4 ćwierciom = 8 ośminom = 16 szesnastkom = 144 garncom (m ałym ) B), do płynów zaś beczka dzieli się na 72 garnce cechowe (czyli duże, t. j. ma także 144 garnce

') K w a rta k ra k o w sk a = 0 , 9 6 0 9 5 3 1., a lw ow ska

= 0 , 9 6 1 3 2 1. ( A r. B .).

2) W e d łu g pisow ni w t. VII Y o l. le g u m .

3) F u n t k ra k o w sk i = 4 0 5 , 4 9 3 g ., a lw ow ski = 4 2 0 , 0 4 5 g . (A r. B .) .

ł ) Z a te m ło k ie ć litew ski — [2/ \ \ ło k c ia k o ro n n e g o . 5) N a ła s z t królew iecki sz ło beczek litew sk ich 8 i ćw ierci 3 , a n a ła s z t ry sk i (k tó ry m ia ł 4 5 pu ró w ry sk ic h ) beczek ośm i o śm in a. — P u r żm u jd z k i, uży­

w an y d o tą d n a L itw ie i n a B iało ru si, = 2 4 g a rn c o m lit., ta k , iż beczka litew ska = 6 pu ro m ż m u jd z k im . U ży w an y zaś daw nićj w n ie k tó ry c h okolicach n a B ia ło ­ rusi pu r b iałyniecki ( o d m ia sta B ia ły n ic z e ) — • 71 g a r. lit., ta k , iż beczka lit. = 2 p. b. i 2 g a rn c o m . Z używ anych przed tem n a P o lesiu i P o d lasiu sz a n k ó w , sz a n e k daw ny = 4 8 g a r. lit., a now y = 2 4 g a r . lit.

O becnie n a Polesiu będące w użyciu sz a n k i, są ró w n e 3 2 g a r. „ rz ą d o w y m ," a 4 sz an k i id ą n a beczk ę ; że zaś ta m ż e p rz y jm u ją 8 g a r . „ rz ą d o w y c h " ja k o ró w n e 9 g a r.

„ k o m isy jn y m , “ za te m ta beczka o d p o w ia d a lite w sk ić j.

(8)

696 W SZ E C H ŚW IA T . 'Kr. 44.

małe); czasza do miodu m a 6 garncy cecho­

wych, czyli 12 m ałych). [G arniec więc mały (szynkowy), zwykle później w prost garncem litewskim nazywany, ja k o objętość 142,32426 cali sz. par., = 2,823199 litra ')]. F u n t litew­

ski został określony, ja k o cztery-piąte funta berlińskiego. C en tn ar m a 5 kamieni, kam ień 40 funtów, funt 32 łuty (jednak funt rzeźniczy n a mocy zwyczaju m iał 50 łutów). [Ponieważ funt berliński = 468,53588 gram a, więc funt litewski 2) = 374,8287 g.].

4. Co do m iar powierzchni gruntów , istn ia­

ło w ustawie ekonomicznej r. 1557 następu­

jące opisanie włóki, c z y li3) łanu: „A chcąc, kto jeszcze w tem nieum iejętny wiedzieć, ja ­ kim obyczajem włóki, m orgi i p ręty są mie­

rzone, z tego rozdziału i próby niżej opisanej, snadniej się sprawić, a n a ostatek każdy domy­

ślić się może. N aprzód sznur ma być wzdłuż kupieckich łokci 75, z których dzieląc n a j­

przód po łokci 7 '/ 2 działu w sznurze, za łokcie trojakie: kupieckie prętow e i ziemne, to je st wyciągnąwszy łokcie, jed en wzdłuż, a w po­

przek drugi, masz łokieć jeden kupiecki, a gdy wyciągniesz półosm a łokcia wzdłuż, a ło­

kieć w poprzek, je s t łokieć prętowy. G dy zaś wszystek wyciągniesz wzdłuż i łokieć w po­

przek, masz ziemny łokieć, a gdy trzy sznury, jeden (*) wzdłuż, jeden poprzek, czyni prętów 30, albo morg jeden. A gdy wyciągniesz sznu­

rów trzydzieści wzdłuż, a trzy poprzek, uczyni morgów 30, albo włóka jed n a, co gdy mię wy­

rozumiesz, dłużyzny i poprzeczyzny łatw o stąd porachować możesz.” (T u widocznie wyraz:

jeden, przy którym je s t (*), zbyteczny, nie zgadza się z wyrażeniem: trzy sznury — może mylnie został przez Czackiego wpisany (liczba zaś: 30 (prętów) je s t oczywiście om yłką druku, zam iast 300). Z tego opisania wypada, że sznur = : 75 łokciom = 10 prętom, m órg 4) —

*) J e d e n w ięc g a rn ie c lite w sk i — 3 k w a rto m k o ­ ro n n y m , b ęd ąc n ie z n a c z n ie o d n ic h m n ie jsz y . D la te g o p rz y jm u je się 4 g a rn c e lit. = : 3 g a r . k o r ., a w ięc b ecz­

kę litew sk ą ró w n ą 3 k o rc o m k o ro n n y m i I 2 g a rn c o m k o ro n n y m .

2) Z a te m fu n t k o ro n n y = 1 ,0 5 6 4 9 3 fu n ta litew . 3) „ Ł a n i w łó k a n ic z e m się od siebie n ie ró ż n ią , ty l­

ko n a z w is k ie m ." (Z a b o ro w sk ie g o , ,J e o m e try ja p ra k ty - czn a“ r . 1 7 8 6 ) . — „ W ł ó k i było zaro b n e p o le, ła n y zaś do zaro b ie n ia b yły p rz e z n a c z o n e . “ (C z.)

4) „ M u rg i seu ju t r z y n y ,“ „ m o r g i sive j u tr z y n y “ (D łu g o sz , L ib e r b en eficio ru m , I I I ) . P o czątk o w o m ó rg

300 prętom kwadratowym, włóka = 30 m or­

gom. A le chociaż, ja k mówi Czacki, „to jest uroczysty i prawny przepis pom iaru — z za­

pomnieniem ustawy ekonomicznej, zapomnia­

no o prawdziwych pom iaru praw idłach. “ J u ż później, nawet przytoczonemi wyżej po­

stanowieniami sejmowemi, nie ujęto u nas po­

wierzchni gruntów w oznaczone przepisy. Uży­

wano więc wciąż najróżnorodniejszych miar.

Czacki z urzędu obrachowywał niektóre z uży­

wanych m iar gruntowych i ułożył odpowie­

dnią tablicę. R ezultaty jego obliczenia z pro- tokułów referendaryi koronnej przeszły do ró ­ żnych dzieł. Zauważyć tu należy, że przyjętą na Mazowszu w r. 1576 włókę chełm ińską (jej podział: włóka = 30 morgom, m órg = 300 prętom kw., pręt k w .= 1 0 0 pręcikom k w .= p rę - cik kw. = 1 0 0 ławkom kw., przy pręcie równym 7!/a łokciom, tak, iż włóka = 506250 łokciom kwadr.), z czasem wymierzano, uważając za podstawę łokieć warszawski (późniejszy ko­

ronny), a nie chełmiński ‘), a mimoto utrzy­

mano dla niej nazwę włóki chełmińskiej; do­

dano tylko podział m orga na 3 sznury kwa­

dratowe. Owoż, przy pomocy tych miar, m a­

jących za podstawę łokieć koronny, a nazywa­

nych chełmińskiemi, a niekiedy chełmińsko- polskiemi, z obliczeń Czackiego wypada, że z używanych miar:

Ł an frankoński większy = 1 włóce, 20 m or­

gom, 1 sznur, kw., 38 prętów kw.; łan fran ­ koński mniejszy = 1 włóce, 10 morg., 1 sznur, kw., 10 pręt. kwadr., 40 pręcik, kw.; łan teu- toński 2), niemiecki = 1 włóce, 13 morg., 60 pręt. kw.; łan kmiecy większy = 21 morg., 1 sznur, kw., 51 p rę t. kw., 20 pręcik, kwadr.;

łan kmiecy mniejszy = 6 morg., 2 sznur, kw., 48 pręt. kw.; łan rew izo rsk i3) 3 włókom.

o z n a c z a ł o b sz ar, k tó ry m o ż n a zo rać w c ią g u d n ia , od ra n a , od „ j u t r a . 11

*) Ł o k ie ć c h e łm iń sk i (zach o w an y w C h e łm n ie n a ko­

ściele P a n n y M a ry i m iędzy d w o m a za m u ro w a n e m i sztyf­

ta m i żelazn e m i) sta ry = 2 5 5 ,4 4 linii p a r ., ło k . ch eł.

now y = 2 5 9 ,4 3 1. p . (g d y ło k . w a rsz ., j a k w idzieli­

śm y , =3: 2 6 4 1. p .)

2) W w ojew ództw ie S ierad zk iem , w ed łu g dekretów sta ro śc iń sk ic h z la t 1 7 6 2 i 1 7 7 8 , śrebie ró w n a ło się ła n o w i teu to ń sk iem u .

3) P rz y rew izyi w ó jto stw , ła n ten pisarze sądowi nazyw ali ła n e m c h e łm iń sk im , co z czasem przez nie- baczn o ść są d y p o w ta rz a ły (C z .). — B y w a ły zw yczajem uśw ięcone in n e je sz c z e m ia ry . T a k n p. w o k o licach Ż ar-

(9)

N r. 44. W SZ E C H ŚW IA T . 697 Z tablic zaś K olberga wynika, że inne,

w Polsce używane miary, można przez takież, tak zw. chełmińskie '), miary tak wyrazić 2):

W łóka chełm ińska stara = 28 morgom, 26 prętom kw.; włóka chełmińska nowa =3 28 morg., 2 sz. kw., 91 pręt. kw., 15 pręcik, kw.;

włóka litewska 3) — 1 włóce, 5 morg., 2 sz.

kw., 10 pręt. kw., 74 pręcik, kw.; m órg m ag­

deburski (180 prętów 4) kw.) = 1 sz. kw., 27 pręt. kw., 98 pręcik, kw.; włóka m agdeburska (30 morgów mag.) — 12 morgom, 2 sz. kw., 39 pręt. kw., 44 pręcik, kw.; mórg (Joch) wiedeński (1600 sążni w . 5) kw.) = 2 sz. kw., 88 pręt. kw., 51 pręcik, kw.

(dok. nast.)

BUDOWA GNIAZD PTASICH.

p o d łu g O u s t a l e t a .

(D okończenie).

Jeżeli opuścimy A ustraliją, by powrócić do nowego świata, a w miejsce muchołówek o barw ach ciemnych, zajmiemy się kolibrami o barw ach świetnych, mieniących, ujrzymy

no w ca kieliszek pola by ł 12 8 -ą częścią ła n u (C z .), p ra ­ w dopodobnie je d n e g o z k m iecy ch .

S ta je ła n u fran k o ń sk ieg o je s t d łu g o śc ią 2 1 7 */2 ło k c ia k o r.; sta je ła n u k m ieceg o w iększego = r 8 4 ło k . k o r., m n ie jsz e g o — I 0 0 ł. k o r. (Z w iązek sta ja z ła n e m o p isu je C z a c k i.)

’ ) J e d n a ta k a w łó k a ró w n a się w m ia ra c h now opol- sk ic h 1 w łó ce, 2 m o rg o m , 2 0 p ręto m kw . i 9 4 ,8 5 9 6 p rę c ik a k w .

2) O p u szczając u ła m k i p ręcik a k w ad rato w eg o . 3) M ia ła ta k i sam p o d ział j a k c h e łm iń sk a , z d o d a ­ n ie m sz n u ra kw . = 1 0 0 p rę to m kw . (W ię c w ł. lit.

= ta k ż e 5 0 6 2 5 0 ł . lit. k w .). W łó k a litew sk a o s a d n a = : 3 3 m o rg o m litew sk im .

4) P r ę t tej m ia ry = ; i 2 stóp re ń sk ic h . S to p a re ń ­ s k a (czy li p ru sk a z ro k u 1 8 1 6 ) 13 9 ,1 3 1. p a r. — ■ 0 ,3 1 3 8 5 3 5 m e tra .

T a k ic h 1 2 0 prętów k w . tw orzyło używ any u n a s w n ie k tó ry c h d zieln icach m ó rg reń sk i polny, zaś 1 6 0 ty c h prętów k w ad r, liczono n a m ó rg reński leśny, ch o ć w ty m o sta tn im p rzy jm o w an o niekiedy za podstaw ę ta k ż e p rę t lin ijo w y — I 6 stopom re ń sk im .

5) C o do sążn ia w ied. K o lb erg ra z p rz y jm u je , że s to p a w ied. = 1 4 0 , 1 2 6 8 lin . p a r. (część I , s tr. 3 2 ), a w d ru g ie m m iejscu (część I I , s tr. 2) , że sążeń w ied.

— 8 4 0 , 7 8 lin . p a r. (p ierw sza d a n a je s t w ia ro g o d n ie j- s z a ). W e d łu g tablicy w A r. I?, sążeń w iedeński =

1 , 8 9 6 4 8 4 m .

świetne powietrzne budynki, wzniesione przez te piękne stworzenia, a odznaczające się lek­

kością i doskonałością budowy. T rudno nam zrobić wybór pośród tych budowli pięknych, ta k rozmaitych n atu rą materyjałów, zewnę­

trznym wyglądem i rozmiarami.

Zatrzym ajm y się najpierw nad gniazdem kolibra Lophornis ornata, które swym k ształ­

tem okrągławym i staraniem , z jakiem je s t zbu­

dowane, przypomina w m iniaturze gniazdo zięby i szczygła.

A le zanim będziemy podziwiać dzieło, przy­

patrzmy się pracownikowi. Mały to je s t przy­

miotnik, który im się słusznie należy, bo oboje samieć i samica, nie m ają więcej ja k 7 cent.

długości od końca dzióbka do końca ogona, a pozbawione pierzy, każde z nich dałoby się zamknąć w łupinie orzecha. Są to prawdziwe karły między ptakam i, ale karły, które n atu ra wypieściła i ustroiła w przepyszne kwiaty. N a głowie samca sterczy czubek koloru kaszta­

nowatego, odbijający od cądnej zielonej b a r­

wy czoła i szyi; po bokach szyi są pęki piórek drobnych, nierównej długości, barwy jask ra - wo-rudawej i każde opatrzone n a końcu nieco rozszerzonym, plam ą jużto czarną matową, już jaśniejącą barwam i szmaragdów. D ołącz­

my do tego skrzydła purpurowe, pióra ogonowe rude z obwódką bronzową, nóżki wiotkie i dzio­

bek cienki ja k igła, a będziemy mieli obraz samca Lophornis w godowym stroju. Mniej wyszukany strój samiczki, pozbawionej czuba i bocznych przy szyi ozdób, niemniej je ­ dnak przedstawia całość barw najprzyjem niej­

szych dla oka.

J a k wszystkie kolibry, te liliputowe ptaszy­

ny, żywią się mikroskopowemi owadami i nek­

tarem , którego poszukują w kwiatach sto r­

czyków o koronie białej. G-niazda budują w rozwidleniu gałązek, pokrywając je na ze­

wnątrz blaszkami porostów zupełnie takich samych, ja k te, którem i je s t porośnięta kora sąsiednia.

Zanim zbadamy gniazda zawieszone, muszę jeszcze powiedzieć słów kilka o budowie, k tó ­ rą trudno zaliczyć do jakiejś kategoryi o k re­

ślonej, a która je st tak dziwną, że oddawna zwróciła na siebie uwagę podróżników.

Chcę tu mówić o skomplikowanemu dziele Ortotomy długo-ogonowej (Orthotom us lon- gicaudatus v. O. sutorius), k tó ra mieszka w In- dyjach i Birm anie i pospolicie nosi nazwę po­

(10)

698 W SZECHŚW IAT. N r. 4 4. krzywki szwaczki. Nazwę tę usprawiedliwia naj­

zupełniej nadzwyczajna zręczność, k tó rą ptak rozwija przy łączeniu brzegów jednego listka, zeszywaniu ich forraalnem w kierunku środko­

wego nerwu, lub przy łączeniu kilku liści je ­ dnej gałązki, by tym sposobem zrobić ochronę dla swojego gniazda. Liście w ten sposób uży­

te, pochodzące najczęściej z drzew kawowych, są częstokroć nawpół zwiędłe, ale trzym ają

bezpiecza od wysunięcia się węzełkiem. Tym sposobem tworzy się pochewka, rodzaj fute­

rału , który otwiera się u góry i pozwala p ta ­ szkowi wchodzić do gniazda; to zaś m a kształt woreczka, artystycznie utkanego z wełny, b a ­ wełny i włókien roślinnych. Budową swą przy­

pomina ono gniazdo kolibra Lophons, o któ- rem powyżej była mowa, a jednocześnie, spo­

sobem przyczepienia należy ono ju ż do kate-

G n ia z d o się jeszcze mocno ogonkami na gałązce tak, że gniazdo, k tó re obejm ują, może się bezpie­

cznie kołysać od w iatru. Sznurek, łączący te liście, je stto częstokroć źdźbło bawełny, którą pokrzywka przędzie swemi szczękami, to znów kaw ałek nitki, k tó rą poryw a z okolic domu lub z w arsztatu krawcowi. Zapom ocą dzioba, zakończonego ja k szydło, robi ona dziurki na brzegu obranych liści i w te dziurki przewle­

ka bawełnę lub nitkę, której koniec każdy za-

goryi gniazd wiszących, którem i obecnie się zajmujemy.

W tym szeregu mieści się wielka liczba gniazd ptaków wróblowatych o pięknych k ształ­

tach, o barw ach żywych, połyskujących nie­

kiedy metalicznemi odcieniami, szczególniej występującemi u kolibrów starego lądu A fry­

ki, Azyi południowej i Oceanii. Te gniazda są zwykle utworzone z puchu niektórych ro­

ślin lub z ziarn, opatrzonych puchem, powią­

(11)

N r 44 W SZE C H ŚW IA T. 699 zanych pajęczyną; ta k np. są utworzone p o ­

wietrzne kołyski, które Dicoeum minimum, D. hirundinaceum, przyczepiają mocno na końcu gałązek, nadając im kształty głębokie­

go worka, opatrzonego w górze otworem za­

bezpieczonym rodzajem daszku.

Zewnętrznym pozorem i sposobem utkania, kruche te budynki są bardzo zbliżone do gniazd remiza, którego starożytni autorowie

G n ia z d o r e m i z a ,

określają nazwą Rómisch albo ptak rzymski (A canthis rom ana), bo mu wyznaczyli W ło ­ chy jak o wyłączną siedzibę. Tymczasem n ap ra­

wdę, remiz znajduje się także w Grecyi, w W ę­

grzech, Polsce, Rossyi, Azyi środkowej, a nawet w południowej F rancyi i dziś nosi nazwę Remiz pendulinus. W ogóle wysiaduje samica re­

miza dwa razy do roku, najpierw w Kwietniu lub M aju, następnie w Sierpniu i ja jk a swoje białe i różowe składa w gniazdko, w kształcie woreczka podługowatego, o ścianach, u tk a ­ nych z puchów wierzbowych, topolowych, p ał­

ki wodnej, ostu, wzmocnionych nazewnątrz korzonkami, włóknami roślinnemi lub wło­

siem; wewnątrz worek ten je st grubo wysłany w arstw ą puchu miękkiego i zawieszony na końcu giętkiej gałązki ponad wodą, najczę­

ściej bieżącą. K szta łt i kolor zm ieniają się niekiedy, stosownie do natury m ateryjałów i do pory, w której jest budowane; zawsze j e ­

dnak otwór, który je łączy ze światem zewnę­

trznym, je s t położony z boku i przedłuża się w rodzaj szyjki. Niekiedy nawet gniazdo przy­

biera kształt rogu.

Gniazdo wilgi (Oriolus vulgaris) należy do całkiem innego rodzaju gniazd wiszących.

W ilga samiec, wiadomo to zapewne wszystkim, je s t jednym z najświetniejszych ptaków naszej fauny; ma on wspaniałą barwę żółto-złotą, z plamami czarno-aksam itnem i n a skrzy­

dłach i ogonie; sam ica mniej pięknie odziana, nosi barwę szarą i zieloną, przeplataną paska­

mi bronzoweini, co jedn ak elegancko wygląda.

P ta k ten przybywa do nas w końcu wiosny, a opuszcza nas w ostatnich dniach Sierpnia.

Z araz po przybyciu, wilga wiedząc, że m a tyl­

ko trzy miesiące czasu n a wychowanie swojej rodziny, zabiera się pospiesznie do budowania gniazda, które umieszcza zawsze w rozwidle­

niu gałązek dzikiej wiśni lub innych drzew.

Gniazdo ma kształt siatkowatego woreczka.

Z początku samiec i samica pracują wspólnie:

on przyczepia naprzód własną śliną do rozwi­

dlonych gałązek jeden koniec nitki wełnianej lub włókna pokrzywy, a drugi podaje dzio­

bem swojej towarzyszce. Tym sposobem roz­

pościera się rodzaj pomostu, którego nitki krzyżują się w rozmaitych kierunkach, two­

rząc osnowę, na której dopiero umieszczają kawałki kory brzozowej, liście suche i źdźbła trawy; następnie, gdy już budynek z grubsze­

go ukończony, samiec odlatuje i staje n a cza­

tach, a samica sama ju ż wykończa robotę, równa ściany, wygładza wnętrze i wyścieła je miękkiemi trawami, pierzem i bawełną. W ka­

żdym razie obie płci zarówno biorą udział w wylęganiu i wychowaniu młodych. Młode zaś rosną bardzo prędko i wkrótce są zdolne wyruszyć z rodzicami na łowienie owadów lub dziobanie dojrzałych wiśni.

Godne zastanowienia się są różne stopnie przemysłu tkaczy, ptaków, których sam a n a­

zwa wskazuje ich zdolności, a które żyją za­

równo w Azyi południowej i na sąsiednich wyspach, ja k i w Afryce i na M adagaskarze.

N a tejto ostatniej wyspie żyje F u d ia (F ou dia m adagascariensis), gatunek, który uk ład a swoje gniazdo w kształcie kuli. B ad ając zbli- ska ten mały budynek, można rozpoznać, że on się składa z gałązek traw iastych roślin rozmaitego gatunku i z liści iglastych, zsypa­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Po odcięciu Lwowa od Polski decyzją konferencji w Jałcie wśród wypędzonych lwowian nasilił się proces idealizacji miasta.. Napisano o nim setki wierszy,

Metodyopartenalogice—postacinormalneformuł29 PrzekształcanieformułdoCNF Rozważmyponownieprzykładowąformułęijejzerojedynkowątabelęprawdy:

Jako PRACĘ DOMOWĄ , bardzo proszę zrobić ćwiczenia znajdujące się w karcie pracy (PRESENT SIMPLE-ĆWICZENIA).. PRACĘ DOMOWĄ proszę przesłać na maila do PIĄTKU, 22.05.2020

Ludzie często zobowiązują się do czegoś, często też nie wywiązują się ze swoich zobowiązań i uważają, że nic takiego się nie stało.. Spróbujcie

„Przyczynek do znajomości fauny ską- poszczetów w odnyc h Galicyi" opisuje poraź pierwszy w Galicyi 34 g atun ki ską- poszczetów w odnych, prostując p rzytem

Jeszcze bardziej pouczające są obser- wacyje nad ślepymi od urodzenia, którzy wskutek operacyi wzrok odzyskali; czują oni tylko jakieś błyski, jakieś migotanie

Można nadsyłać rozwiązania czterech, trzech, dwóch lub jednego zadania (każde na oddzielnej kartce), można to robić co miesiąc lub z dowolnymi przerwami. Rozwiązania zadań

 Utylizacja, recykling – wykorzystanie odpadów i śmieci jako surowców wtórnych do przetworzenia na odpady.. Pod wpływem mikroorganizmów rozkład substancji (np. ścieków )