• Nie Znaleziono Wyników

Apostolstwo Chorych, 2014, R. 85, nr 9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Apostolstwo Chorych, 2014, R. 85, nr 9"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

L I S T D O O S Ó B C H O R Y C H I N I E P E Ł N O S P R A W N Y C H

Na zapleczu

życia

- s. 10

CANSTOCKPHOTO.PL

(2)

MOJE OCZY UJRZAŁY ZBAWIENIE

Fra Angelico, fragment fresku „Przedstawienie Jezusa w świątyni”, 1440-1441 r., Konwent św. Marka, Florencja

H

istoria sędziwego Symeona jest doskonałym przykładem na to, że podeszły wiek to dla człowieka czas szczególnego Bożego błogosławieństwa. Symeon długo czekał na spełnie- nie się obietnicy Boga. U kresu życia doświadczył Jego wyjątkowej obecności, gdy w dziecku przyniesionym do świątyni rozpoznał Jezusa – od wieków zapowiadanego Mesjasza.

WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(3)

W E W RZEŚNIOW YM LIŚCIE

N A S Z A O K Ł A D K A

Na zapleczu życia

Choroby wieku podeszłego bywają podstępne. W pewnym sensie zabierają bowiem człowiekowi jego własną historię.

4

Z B L I S K A

Choroba jak potrzask

Lekarz geriatra mówi

o chorobach wieku podeszłego.

17

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Patron „nieobecnych”

Święty, który ponoć uzdrawiał

ludzi z najcięższych chorób.

24

W C Z T E R Y O C Z Y

Tak trzeba!

Historia człowieka, który wiele

poświęcił dla swojej rodziny.

21

P A N O R A M A W I A R Y

Za wszystko dziękować Bogu!

Panią Leokadię wspominają jej

znajomi i przyjaciele.

37

M O D L I T W Y C Z A S

Prawdziwy skarb

O tym, że celem ludzkiego życia jest osiągnięcie zbawienia.

14

B I B L I J N E C O N I E C O

Wszechmoc i wszechwiedza Boga O Bogu, który przenika życie każdego człowieka.

Od redaktora

Kiedy były prezydent USA Ronald Reagan zachorował na Alzheimera, wystąpił w telewizji z apelem, aby zwrócono uwagę na sytuację ludzi zmagających się z tą chorobą oraz ich opiekunów. W Polsce z powodu otępienia i zaburzeń pamięci choruje pół miliona ludzi. Wielu z nich przebywa w Zakładach Opieki. Prawie połowa z nich jest dotknięta chorobą Alzheimera. 21 września obchodzimy Światowy Dzień Osób z Chorobą Alzheimera. W bieżącym numerze pochylamy się nad tym tema- tem, aby zachęcić opiekunów do cierpliwej wytrwałości na drodze towarzyszenia chorym oraz ufnej wiary w Opatrzność Bożą. Pragnę otoczyć wszystkich chorych modlitwą, podobnie i ich opiekunów, dziękując im za ofiarną służbę, niedostrzeżoną nieraz okiem człowieka, jednak wyraźnie widoczną w „Oczach Bożych”.

KS. WOJCIECH BARTOSZEK

KRAJOWY DUSZPASTERZ APOSTOLSTWA

CHORYCH

(4)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

4

Choroba jak potrzask

BOGUMIŁ PIECHOWIAK LEKARZ GERIATRA

J

estem lekarzem geriatrą z dziewięt- nastoletnią praktyką. Chciałbym po- dzielić się z Czytelnikami podstawo- wą wiedzą z zakresu wybranych chorób wieku podeszłego oraz zwrócić uwagę na kilka praktycznych rozwiązań, które mogą pomóc w opiece nad osobą chorą, przebywającą często w domu rodzinnym, wśród swoich najbliższych.

Od razu na samym początku pragnę podkreślić, że starość nie jest chorobą.

Niestety coraz powszechniej tak właśnie się uważa. Owszem, wiekowi podeszłe- mu towarzyszy wiele schorzeń i dole- gliwości, o czym będzie mowa poniżej, jednak sama starość nie jest jednostką chorobową ani czasem, który należy uznawać za gorszy od reszty życia.

Jest jednym z jego etapów – tak samo ważnym i wartościowym, jak wszystkie pozostałe, choć oczywiście nie pozba- wionym licznych trudności i przykrych doświadczeń.

Nie sposób, rzecz jasna, w krótkim tekście dotknąć szczegółowo problema- tyki wszystkich chorób wieku podeszłe- go. Po pierwsze dlatego, że chorób tych jest niemało, a po drugie każda z nich z osobna, z uwagi na swoją złożoność, mogłaby dostarczyć materiału na nie- jeden artykuł. Stąd skupię się jedynie na demencji starczej oraz chorobie Al- zheimera. Są to bowiem jedne z naj- cięższych schorzeń wieku podeszłego, które nie pozostają bez skutku również dla opiekunów i rodzin osób chorych.

Demencja a Alzheimer Chcąc omówić wspomniane scho- rzenia należy rozpocząć od dokonania istotnego rozróżnienia. Dość popularne jest bowiem pytanie o różnice pomię- dzy demencją a chorobą Alzheimera.

Wiele osób stosuje powyższe określenia zamiennie. Wydaje się, że również leka- rze wolą używać terminu „demencja”, jako że określenie „choroba Alzheime- ra” zyskało liczne treści, które nie tyl- ko nie mieszczą się w jego definicji, ale i w większym stopniu nazwa ta napawa Codziennością chorego staje się strach przed własnym odbiciem w lustrze, poczucie opuszczenia, niepewność, utrata kontaktu ze światem, bezradność, samotność i rozpacz.

(5)

Z B L I S K A

5

APOSTOLSTWO CHORYCH

pacjentów lękiem. Tymczasem demen- cja i choroba Alzheimera to dwa różne schorzenia. Dokładniej rzecz ujmując, demencja nie stanowi żadnej jednostki chorobowej, ale jest zespołem pewnych symptomów i może być spowodowana rożnymi schorzeniami. Pojęcie „demen- cja” odnosi się do obniżenia sprawno- ści umysłowej, która uwydatnia się na różne sposoby: pojawiają się kłopoty z wykonywaniem prostych czynności, z komunikacją międzyludzką. Osoba nią dotknięta może potrzebować stałej opieki pielęgniarskiej. Choroba Alzhe- imera jest natomiast jednym z ciężkich schorzeń – obok choroby Parkinsona, choroby Picka czy choroby Huntingtona – które może demencję wywołać. Jeśli

więc lekarz postawi pacjentowi diagno- zę demencji (otępienia) ten powinien skonsultować się z innym specjalistą, najlepiej geriatrą, który bliżej zbada schorzenie i dokładniej je opisze.

Ona zawodzi pierwsza

Pierwszym objawem mogącym świadczyć o demencji starczej jest osła- bienie pamięci, które często bywa także zwykłym następstwem starości i z tego względu jest bagatelizowane. Zaburze- nia pamięci w demencji są jednak dość charakterystyczne, ponieważ osoba jest w stanie przypomnieć sobie zdarzenia mające miejsce wiele lat wcześniej, a nie pamięta, co robiła poprzedniego wieczoru. Następnie mogą pojawić się

CANSTOCKPHOTO.PL

(6)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

6

także takie objawy jak: zmiany osobo- wości, gwałtowne wahania nastroju, apatia, osłabienie organizmu, niechęć do wykonywania codziennych czynno- ści i wreszcie całkowita utrata pamięci.

Dominującym objawem demencji jest zmęczenie. Może ono razem z ograni- czoną zdolnością do koncentracji stop- niowo prowadzić do zaniechania korzy- stania z rekreacji i życia towarzyskiego.

Wówczas trudność choremu sprawia nawet oglądanie telewizji lub czytanie książek, ponieważ zatraca on zdolność śledzenia wątków. Ostatecznie pacjent traci umiejętności wykonywa-

nia nawet najprostszych czyn- ności, takich jak gotowanie lub utrzymanie higieny osobistej.

Istnieje wiele zagrożeń dla chorych na demencję, którzy mieszkają sami. Poza pomija- niem posiłków i problemami z higieną, osoby dotknięte otępieniem mogą zapominać

o zapalonych świecach lub zostawiać włączone kuchenki. Krewni muszą być czujni i powinni zorganizować opiekę domową tak, aby zapewnić chorym wymagane wsparcie. W końcowej fazie otępienia upośledzeniu ulegają prawie wszystkie funkcje życiowe. Mowa jest niezrozumiała, ruchy nieskoordynowane lub całkowicie upośledzone, pacjent nie jest w stanie poradzić sobie z niczym samodzielnie.

Ćwiczenia mogą pomóc Demencja najczęściej dotyka osoby, które ukończyły 65 rok życia i zdecy- dowanie częściej pojawia się u kobiet

niż u mężczyzn. Całkowicie demencji nie można zapobiec, ponieważ jest ona w pewien sposób związana z procesem starzenia się, jednak można znacząco spowolnić towarzyszące jej procesy za- chodzące w organizmie. Istnieje wie- le metod leczenia, zapobiegania oraz opóźniania demencji starczej. Należy do nich między innymi tzw. jogging mózgowy polegający na aktywizacji zapisów pamięciowych, ćwiczeniu płyn- ności wymowy oraz łączeniu wyrazów.

Możliwe jest dzięki temu systematyczne stymulowanie aktywności umysłowej, spowalniające proces starze- nia się mózgu. Można rów- nież samodzielnie w domu wykonywać niektóre ćwi- czenia, np. pisać listy, głośno czytać książki czy prowadzić dziennik. Istnieje także wiele roślin, które zażywane syste- matycznie, poprawiają pracę mózgu. Najczęściej stosuje się żeń-szeń, miłorząb japoński, ogórecz- nik lekarski oraz preparaty zawierające lecytynę.

Po równi pochyłej

Choroba Alzheimera jest upośledze- niem ośrodkowego układu nerwowego, które prowadzi do stanów otępiennych, utraty pamięci oraz pogorszenia oceny sytuacji, co powoduje, że chory staje się niezdolny do samodzielnego funkcjono- wania. Chorobie tej mogą towarzyszyć objawy neurologiczne. Najczęściej moż- na napotkać tzw. zespół parkinsonowski powodujący spowolnienie psychorucho- we, sztywnienie mięśni oraz zaburzenia

Cierpliwość

i zrozumienie

są kluczowe

w kontakcie

z osobą chorą.

(7)

Z B L I S K A

7

APOSTOLSTWO CHORYCH

mimiki twarzy. Można wyróżnić siedem faz rozwoju choroby Alzheimera.

Faza I jest etapem, w którym nie obserwuje się u chorego żadnych za- burzeń. Faza II to czas, kiedy pojawiają się niewielkie problemy z pamięcią, np.

zapominanie nazw przedmiotów czy imion. W fazie III zaczynają się pro- blemy z pamięcią oraz koncentracją dostrzegane przez otoczenie. Chory ma trudności z wykonywaniem codziennych czynności, nie radzi sobie z planowa- niem, z odtwarzaniem przeczytanej lub usłyszanej treści oraz z zapamię- tywaniem bieżących wydarzeń. Faza IV charakteryzuje się umiarkowanym zaburzeniem funkcji poznawczych i jest postrzegana już jako wczesne stadium choroby Alzheimera. Pojawiają się pro- blemy z przywoływaniem niedawnych zdarzeń oraz mylenie wątków ze swojego życia. Zdarza się również, że senior jest przygaszony, zamknięty w sobie oraz spada jego zainteresowanie otoczeniem.

Ewidentne problemy z pamięcią poja- wiają się w fazie V. Chory ma trudności z podaniem informacji takich jak: wła- sny adres zamieszkania, numer telefonu, dzień tygodnia, data czy pora roku. Na tym etapie zaburzenia łaknienia prowa- dzą do utraty wagi. Występuje również niechęć do dbania o higienę, zmiany ubrania, pojawiają się częste zaburzenia nastroju i zachowania. W przedostat- nim, zaawansowanym stadium choroby osoba starsza wymaga pomocy w wy- konywaniu najprostszych codziennych czynności. Pojawia się znaczna zmiana w zachowaniu, zwiększa się podejrzli- wość, występują złudzenia oraz omamy

zarówno wzrokowe jak i słuchowe. W fa- zie VII chory traci kontakt z otoczeniem, w związku z czym zdany jest całkowicie na pomoc drugiej osoby. Utracona zo- staje płynność mowy. Pacjent nie jest zdolny do samodzielnego jedzenia oraz korzystania z toalety. Zdarza się rów- nież przewlekłe nietrzymanie moczu i stolca. Do objawów należą również problemy z siedzeniem, chodzeniem, uśmiechaniem się oraz utrzymaniem głowy w pozycji pionowej.

Śmiało można powiedzieć, że chory czuje się wówczas jak zwierzę złapane w potrzask. Codziennością chorego sta- je się strach przed własnym odbiciem w lustrze, poczucie opuszczenia, nie- pewność, utrata kontaktu ze światem, bezradność, samotność i rozpacz.

Dom jak azyl

Dla pacjenta cierpiącego na chorobę Alzheimera najlepszym miejscem jest jego własny dom, czyli znane otocze- nie i przedmioty. Ważne jest jednak wprowadzenie pewnych zmian. Dom powinien być bezpieczny dla pacjen- ta. Przede wszystkim należy usunąć z podłogi przedmioty, o które można się potknąć. Przeszkodą stają się naj- częściej dywany, progi i kable elektrycz- ne. Zabezpieczenia wymagają również sprzęty AGD, gniazdka elektryczne, okna, drzwi oraz kanty mebli. Trzeba też pamiętać o tym, by w niedostęp- nym miejscu umieścić noże, drobne przedmioty, klucze. Pomocne będzie zainstalowanie w łazience uchwytów i mat antypoślizgowych, a przy łóżku – barierek zabezpieczających przed

(8)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

8

upadkiem. W miarę postępu choroby pacjent staje się niesamodzielny i za- gubiony. Cierpliwy i odpowiedzialny opiekun jest mu więc coraz bardziej potrzebny.

Gotowi na wszystko

Warto uświadomić sobie, że demen- cja czy choroba Alzheimera nie dotyka tylko osoby chorej, ale jest w równym stopniu chorobą rodziny i osób spra- wujących opiekę. To właśnie otoczenie chorego, oprócz niego samego, zostaje najmocniej doświadczone w tym cza- sie. Bardzo często zdarza się, że ciężar opieki nad chorym zostaje przerzucony wyłącznie na jednego członka rodzi- ny, który samotnie mierzy się z traumą nękającą bliskiego. Tymczasem jest to zadanie znacznie przewyższające moż- liwości i siły jednej osoby. Zwłaszcza, że niejednokrotnie opiekunem chorego jest często również schorowany i bo- rykający się z problemami podeszłego wieku współmałżonek. Opiekun najczę- ściej zupełnie nie jest przygotowany do sprawowania opieki. Nikt go nie nauczył, jak i gdzie szukać pomocy i jak o nią prosić. Podejmuje więc często samotną walkę, zmagając się z opieką i pielęgnacją chorego. Wieloletnia opieka nad chorym z chorobą Alzheimera lub demencją jest ogromnym obciążeniem i z czasem może wypalać opiekuna psychicznie.

Opieka nad chorym na demencję lub chorobę Alzheimera nigdy nie ogranicza się jedynie do przygotowania posiłku, pomocy w ubraniu się lub też przypo- mnienia kilku podstawowych faktów z życia. Niektórzy opiekę tę określają

jako „opadanie na dno razem z cho- rym”. Bez wątpienia jest to prawdziwie ekstremalne wyzwanie, które wyniszcza zarówno fizycznie jak i psychicznie. Bar- dzo często wiąże się ono z porzuceniem życia towarzyskiego, rodzinnego, a tak- że zawodowego. Opiekun musi stać na posterunku przez 24 godziny na dobę, będąc gotowym dosłownie na wszystko.

Demencja i choroba Alzheimera po- wodują, że tryb życia rodziny zwykle musi ulec zmianie, tak aby zapewnić odpowiednią opiekę swemu bliskiemu.

Może się to wiązać ze zmianą pracy, miejsca zamieszkania, włączeniem do pomocy innych członków rodziny lub z powierzeniem opieki profesjonalistom,

CANSTOCKPHOTO.PL

(9)

Z B L I S K A

9

APOSTOLSTWO CHORYCH

zajmującym się opieką nad pacjentem w miejscu jego zamieszkania.

Cierpliwa obecność

Należy pamiętać, że choremu obok fachowej opieki medycznej jest jednak najbardziej potrzebna cierpliwa i pełna miłości obecność najbliższych. Żadna, nawet najbardziej profesjonalna pomoc nie jest w stanie zastąpić czułej troski kogoś bliskiego, kto zwykle zdolny jest względem chorego do poświęceń znacz- nie wykraczających poza medyczne standardy i procedury.

Cierpliwość i zrozumienie są klu- czowe w kontakcie z osobą dotkniętą demencją lub chorobą Alzheimera.

Opiekun musi niejednokrotnie wyka- zać się pomysłowością i sprytem, aby mieć szansę dotarcia do chorego. Aby to dotarcie było możliwe starajmy się formułować pytania tak, by nasz pod- opieczny mógł na nie odpowiedzieć:

„tak” lub „nie”, natomiast polecenia powinny być krótkie i zrozumiałe np.

„zdejmij buty”, „umyj ręce”. Ważny jest ton głosu i wyraz twarzy. Pamiętajmy, że chory nie zawsze rozumie sens słów, ale zawsze odbiera ton naszego głosu jako przyjemny i zrównoważony, bądź też odwrotnie, a to może powodować poirytowanie i konflikt.

Warto codziennie przypominać choremu, jaki jest dzień miesiąca, po- stawić w widocznym miejscu kalendarz z datami oznaczonymi dużymi cyframi, informować chorego o pogodzie i umoż- liwiać wykonywanie prostych czynności, jak np. zmywanie, odkurzanie, podlewa- nie kwiatów, obieranie warzyw. Należy

też choremu proponować zajęcia, któ- re podtrzymują aktywność umysłową – wspólne gry, oglądanie programów telewizyjnych, układanie puzzli czy przeglądanie fotografii.

Pamiętać też o sobie

Opiekowanie się osobą z chorobą Alzheimera lub demencją bywa wy- czerpujące zarówno fizycznie jak i psy- chicznie. Tylko opiekun, który potrafi zadbać także o samego siebie jest w sta- nie dobrze wypełniać swoje obowiązki.

Nie izolujmy się zatem od innych ludzi, nauczmy się efektywnie odpoczywać, starajmy się wychodzić z domu, kiedy mamy taką możliwość, podtrzymujmy kontakty z innymi, poświęćmy wolny czas na swoje hobby i prośmy o pomoc i wsparcie, gdy czujemy się zmęczeni i bezradni. I chociaż opieka nad osobami cierpiącymi na demencję lub chorobę Alzheimera wydaje się być przysłowio- wą „walką z wiatrakami”, to z własnego zawodowego doświadczenia wiem, że w każdym przypadku warto podjąć ten nadludzki wysiłek, okazując chorym wsparcie. Nie wiemy tego na pewno, ale prawdopodobnie chory, który stracił kontakt z otoczeniem, w pewnym stop- niu zachowuje jednak zdolność odbie- rania gestów do niego skierowanych.

Jest w stanie we właściwy sobie sposób odczytać intencje tych, którzy się nim opiekują. Może to przypuszczenie wy- starczy do podjęcia decyzji, by zamiast zniecierpliwienia próbować jednak oka- zywać chorym troskę i miłość...

q

(10)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

10

Na zapleczu życia

RENATA KATARZYNA COGIEL

D

ługi korytarz z mnóstwem drzwi i sztucznym neonowym światłem. Woń środków dezyn- fekujących zmieszany z aromatami szpi- talnej kuchni. Gwar rozmów, odgłosy aparatury, monitorów i kapiących ospale kroplówek. Oddziałowe godziny szczytu.

Na końcu korytarza, przy wielkim oknie, które jako jedyne wpuszcza tutaj promienie słońca, funkcjonuje równo- legły świat. Na inwalidzkim wózku ona.

Charakterystyczna pochylona sylwetka, dłonie splecione w koszyk modlitwy, a może tylko wykręcone przez bezlito- sny czas. Tęczowa piżamka, włosy spięte w siwy ogonek i kilka drobiazgów na stoliku obok. Nazywają ją tutaj „Kru- szynka”. Naprawdę ma na imię Alicja.

Ma metr pięćdziesiąt wzrostu i nie- dawno skończyła 95 lat. Siedzi posłusz- nie na wózku chociaż potrafi chodzić.

Czasem widuję ją nawet, jak wsparta o balkonik lub czyjeś życzliwe ramię,

zapuszcza się na wyprawę do wielkiego zapomnianego kaktusa, stojącego w rogu korytarza. Rozmawia z nim jak z przy- jacielem. Chucha, dmucha i oczywiście podlewa. Lubi rośliny. Świeże i suszone.

Podpatrzyłam kiedyś, że z jej książeczki do nabożeństwa wystają wąsy suszonych niezapominajek i konwalii. Kiedy widzę takie „cuda” trudno mi uwierzyć, że pani Alicja pamięta coraz mniej i nie zawsze wie gdzie i kim jest. Cierpi na chorobę Alzheimera w średnim stadium rozwoju.

Poza czasem

Nie od razu odważyłam się usiąść obok niej. Upłynęło też sporo czasu za- nim wiedziona trochę troską, a trochę ciekawością, zabrałam ją na przejażdżkę po oddziałowym korytarzu. Pani Alicja ma ogromne kłopoty z pamięcią. Coraz częściej nie rozumie co się z nią dzieje i dziwi się, że w jej szpitalnej sali, którą wciąż uważa za swój dom, nie wisi stary zegar z przedpokoju. To niesamowite, że pamięta wydarzenia sprzed 50 lat, a nie wie, że ma córkę Zofię albo potrafi Choroba Alzheimera jest bardzo podstępna. Zabiera człowiekowi jego historię i bezlitośnie zaczyna pisać od nowa swoją własną. Jest to historia z coraz to liczniejszymi przerwami, historia obca i wroga.

(11)

Z B L I S K A

11

APOSTOLSTWO CHORYCH

protestować z przerażeniem, gdy przed posiłkiem pielęgniarka przychodzi zro- bić jej zastrzyk insuliny, którą przyjmuje przecież 3 razy dziennie od blisko ćwierć wieku.

Któregoś dnia spotykam na oddzia- le jej córkę. Gdy tylko może, odwiedza mamę. Karmi ją, myje, po prostu jest.

Moja mama jest z zawodu florystką.

Przez wiele lat pracowała również jako krawcowa. W domu było nas troje, ale zostałam już tylko ja. Mama nie pamięta tragicznej śmierci dwóch swoich synów.

Jest przekonana, że wyjechali za chlebem.

Ale tak jest tylko w te lepsze dni. Zwykle w ogóle nie wie, że miała dzieci i często zdarza się, że obcych ludzi uważa za członków rodziny. Wtedy pod żadnym

pozorem nie wolno jej wyprowadzać z błędu. Dla jej dobra trzeba odgrywać wyznaczone przez nią role.

Skradzione historie

Dobrze wiem, o czym mówi ta kobie- ta. Doświadczyłam kiedyś „bycia” pra- wnuczką pani Alicji. Kiedyś uporczywie zaczęła nazywać mnie Matyldą i wówczas musiałam zgodzić się na kilkugodzinną kradzież cudzego życiorysu. Pani Alicja wspominała nasze wspólne wakacje z co- dziennymi wyprawami do lasu. Z deta- lami opowiadała mi jak bardzo musiała na mnie uważać, bo byłam nieposłuszna i bez przerwy trzymały się mnie psoty.

Zrelacjonowała mi również wzruszają- cy pochówek mojego ukochanego psa

CANSTOCKPHOTO.PL

(12)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

12

Brutusa, którego śmiertelnie pożądliły szerszenie. Dowiedziałam się także, że prababcia dwa razy uratowała mi życie, gdy topiłam się w rzece oraz że musiała gotować mi moją ulubioną zupę szcza- wiową z groszkiem ptysiowym. Jakież było moje zdumienie, gdy pani Zofia potwierdziła wszystkie opowieści swo- jej mamy. Zgadzał się każdy szczegół, najmniejszy detal.

Choroba Alzheimera jest jednak bar- dzo podstępna. Zabiera człowiekowi jego historię i bezlitośnie zaczyna pisać od nowa swoją własną. Jest to historia z co- raz to liczniejszymi przerwami,

historia obca i wroga. Chory pamięta wiele szczegółów, ale nie potrafi właściwie umiejsco- wić ich w czasie i ułożyć z nich ciągu wydarzeń. Czuje się tak, jakby na swoje życie patrzył od zaplecza. Jest bardziej jego ob- serwatorem niż uczestnikiem.

Z mamą nie jest jeszcze

bardzo źle. Wiem, że najtrudniejsze dopiero przed nami. Lekarze mówią, że ostatnie stadium choroby przyjdzie niebawem, że jest to kwestia kilku mie- sięcy, może nawet tygodni. Mamie już zdarzyło się kilka napadów agresji. Kiedy ostatnio przyszła do niej pielęgniarka, by założyć kroplówkę, wzięła ją za zło- dziejkę. Na szczęście skończyło się tylko na krzyku i oblaniu wodą. Innym razem, gdy salowa chciała zmienić jej pościel i posprzątać, mama zaczęła histerycz- nie płakać. Krzyczała, by nie zabierać jej poduszki, którą dostała w posagu.

Ze łzami w oczach przekonywała, że przechowuje w niej białą szatkę na dzień

chrztu swojego pierwszego dziecka, które nosi pod sercem.

Kadry z życia

Kilkakrotnie byłam z panią Alicją, gdy miała swoje gorsze dni. Siadałam wówczas obok niej przy wielkim oknie i czekałam na jakąś reakcję. Godzinami patrzyła przed siebie całkowicie nieobec- nym wzrokiem i od czasu do czasu mia- rowo uderzała zaciśniętą pieścią w kra- ciasty koc okrywający jej nogi. Może właśnie próbowała sobie przypomnieć młode i szczęśliwe lata. Może chciała po-

wiedzieć coś ważnego, ale nie umiała znaleźć odpowiednich słów. Może oczami wyobraź- ni widziała swój dawny ogród z rzędami dorodnych czereśni i kępkami polnych kwiatów.

Może zastygłe na wargach sło- wa układały się w modlitewny szept. A może przez jej głowę przetaczała się właśnie jakaś niesłychana przygoda albo płomienny flirt z młodzieńczych lat. Może...

Jedyne na co pani Alicja pozwalała w takie dni, to trzymanie za rękę. Kie- dy złapała, nie chciała puścić. Jakby się bała, że bez dotyku drugiego człowieka zupełnie przestanie istnieć. Jakby ciepło czyjejś dłoni było gwarancją przeżycia kolejnej chwili. Jakby realny kontakt za- pewniał bezpieczeństwo i spokój.

Dobrze pamiętam jej dłonie. Kościste palce, czyste paznokcie, zaręczynowy pierścionek i wytarta obrączka. Mapa naczyń krwionośnych płytko zaznaczona pod skórą. Topografia życia, topogra- fia lat. Kiedy trzymam jej dłoń, oczami

Ta choroba

wykrada życie

po kawałku nie

tylko samym

chorym.

(13)

Z B L I S K A

13

APOSTOLSTWO CHORYCH

wyobraźni widzę młodą dziewczynę.

Piękną, szczęśliwą, zakochaną. Alicja w krainie czarów. Teraz, kilkadziesiąt lat później, ta sama Alicja, nie potrafi odnaleźć drogi do samej siebie. Nie wie dlaczego wszystko minęło, nie rozumie, gdzie podział się jej szczęśliwy świat. Boi się. Samotnie walczy o każdy oddech.

Rezygnacja, bezradność, samotność, rozpacz.

Mama nie wróci

Córka pani Alicji jest tutaj prawie codziennie. Wielokrotnie ze sobą roz- mawiamy. Czasem siedzimy razem przy oknie i milczymy. To niesamowite ile człowiek drugiemu człowiekowi jest w stanie powiedzieć o sobie bez słów.

Gesty, uśmiech, nawet sposób trzymania kubka tak wiele mogą zdradzić, tak wiele mogą odsłonić. Jednak za delikatnym uśmiechem pani Zosi kryje się przede wszystkim wielkie cierpienie. Mogę się tylko domyślać jak trudna do zniesienia musi być codzienna bezradność wobec choroby mamy. Jak niewyobrażalnie mę- czące musi być odgrywanie niechcianych ról. Jak ciężko patrzeć i godzić się na ból bliskiej osoby. Intuicja mnie nie zawodzi.

Któregoś dnia pani Zosia szukając ulgi, wyrzuca z siebie potok słów.

Odkąd u mamy zdiagnozowano Al- zheimera, przeżywam swoją żałobę po niej. Przeżywam żałobę, bo nie ma już mamy, którą pamiętam. Oczywiście nie przestałam jej kochać, ale bardzo tęsknię za moją mamą sprzed lat. Sama mam już po 70-tce. Doczekałam się gromady wnuków. Ale kiedy przychodzę do mamy, staję się na powrót małą dziewczynką,

która najchętniej wdrapałaby się jej na kolana i mocno wtuliła w ciepłą szyję.

Tej mamy już nie ma i nigdy nie będzie.

Ona już nigdy nie założy przetartego far- tucha i nie ostróże mi jabłek. Już nigdy nie powie, że kocha mnie najbardziej na świecie, już nigdy nie zapewni mnie, że wszystko się ułoży, że będzie dobrze. Tej mamy już nie ma. Ona już nie wróci.

Małe cuda

Moment tego wyznania był dla mnie chwilą absolutnie uświęconą. W ułamku sekundy poczułam na sobie cały ciężar bólu i niepewność przyszłości, którą dźwigała ta niemłoda już kobieta. Do- tarło do mnie, że można przestać istnieć za życia. Zrozumiałam, że nie tylko pani Alicja zgubiła swoją krainę czarów, ale również jej córka powoli osuwa się w ot- chłań osamotnienia, w przepaść lęku.

Pojęłam nagle, że ta okrutna choroba wykrada życie po kawałku nie tylko samym chorym, ale także ich najbliż- szym. Właśnie ich Alzheimer dotyka najokrutniej.

W gardle grzęzną mi słowa pocie- szenia. Nie wiem, co wypada zrobić w takiej sytuacji. Bezradnie siadam więc pomiędzy panią Alicją i jej córką.

Obejmuję je ramieniem i delikatnie się uśmiecham. Obydwie ten mój uśmiech odwzajemniają. To są momenty, w któ- rych od nowa zaczynam żyć. Myślę sobie:

Dobry Boże, ile razy jeszcze pokażesz mi Siebie w biednym człowieku? Ile czasu jeszcze upłynie zanim wreszcie pojmę, że Ty najbardziej kochasz to, co wątłe i słabe? Ile cudów jeszcze zobaczę?

q

(14)

APOSTOLSTWO CHORYCH

14

B I B L I J N E C O N I E C O

Z Księgi Psalmów. Bóg kocha człowieka i wie o nim wszystko.

Proszę o otwarcie Pisma Świętego na Psalmie 139.

O wszechwiedzy

i wszechmocy Boga

KS. JANUSZ WILK

P

salm 139 można interpretować jako hymn, psalm mądrościowy lub la- mentację. W pierwszym przypad- ku stanowi uroczystą pieśń pochwalną, opiewającą Boże przymioty. W drugim (psalm mądrościowy) poucza czytelnika o Bogu, akcentując Jego wszechwiedzę i wszechmoc. Rozpatrywany jako la- mentacja, wyraża wołanie człowieka uciśnionego lub cierpiącego z powodu pogardy wobec Boga, demonstrowanej przez jemu współczesnych albo krzywdy wyrządzanej orantowi przez innych ludzi.

Psalm podejmuje refleksję nad przy- miotami Boga, Jego znajomością człowie- ka oraz niemożliwością ucieczki przed Bożym spojrzeniem. Człowiek nie jest żadną tajemnicą dla Boga, ale Bóg jest tajemnicą dla człowieka. Tę prawdę zawiera pierwsza część utworu (wersy 1b-18); druga (wersy 19-24) odnosi się do zagadnienia zła i bluźnierstw. Podziw jednych wobec Boga i Jego wszechwiedzy,

spotyka się z nieposzanowaniem Boga przez drugich. Psalmista nie potrafi (nie może) być obojętny w tej kwestii.

W pierwszej strofie (wersy 1b-6) spotykamy się ze wzruszającą pochwałą wiedzy Boga o człowieku, o jego życiu, o codzienności. Zachwyca bliskość Boga wobec ludzkiego istnienia. Bóg „bada”,

„wie”, „dostrzega”, „mierzy”, „obejmuje”,

„kładzie”. Człowiek „siada”, „powstaje”,

„myśli”, „wędruje”, „odpoczywa”, „mówi”.

Bóg jest świadkiem ludzkiego życia, in- teresuje się nim, zdumiewa się, wciąż powraca do człowieka. Bardziej zna człowieka, niż człowiek siebie samego.

W strofie drugiej (wersy 7-12) orant rozmyśla nad niemożliwością życia poza obszarem uważnego spojrzenia Boga.

Psalmista kreśli przestrzenną mapę ewentualnych miejsc, gdzie mógłby się ukryć. Za każdym razem stwierdza, że i tam spotka Boga. Przed Nim nie można bowiem uciec. Ani jakiekolwiek miejsce na ziemi lub poza nią, ani bieg czasu nie zdołają oddzielić Boga od człowieka. Bóg nie tropi jednak człowieka jak myśliwy

(15)

15

APOSTOLSTWO CHORYCH

B I B L I J N E C O N I E C O

podążający za łowną zwierzyną. Jest jak przewodnik wskazujący dokąd i jak iść drogą życia, albo ktoś bliski, podtrzymu- jący swojego druha w wędrówce (zob.

wers 10).

Trzecia strofa (wersy 13-18) została poświęcona stwórczej wszechmocy Boga oraz Jego stworzeniu – człowiekowi. Tak jak poprzednie, urzeka pięknem i głębią myśli. Oto człowiek jest tkany przez Boga

CANSTOCKPHOTO.PL

(16)

APOSTOLSTWO CHORYCH

16

B I B L I J N E C O N I E C O

w łonie matki (wers 13). Nie jest rzeczą, przedmiotem, ale Bożym arcydziełem.

Nerki w tym obrazie są symbolem wnę- trza człowieka, jego odczuwania, siedzibą i centrum życia (zob. Hb 16, 13; Lm 3, 13). W tym kontekście ludzka wrażliwość ujawnia się jako szczególny dar od Boga.

Cała ta strofa podkreśla zainteresowanie się Boga człowiekiem już od momentu jego poczęcia (wers 16). Również czło- wiek powinien interesować się Bogiem, rozpoznawać Jego myśli (rozeznawać Jego wolę) z całą jednak świadomością i po- korą, gdyż nigdy w pełni nie zrozumie Boga (wers 17-18; zob. także Iz 55, 8-9).

Nie należy uparcie dążyć do poznania Boga, warto nato- miast mocno Jemu zaufać.

Ostatnia strofa, która składa się z dwóch fragmen- tów (wersy 19-22 i 23-24), przybrała formę podwójnego apelu. Pierwszy jest wołaniem do Boga, aby zgładził „zło czy-

niącego” („niegodziwych”, „bezbożnych”).

Psalmista jednoznacznie odcina się od tych, którzy ubliżają Bogu. W duchu swojej epoki okazuje im nienawiść, nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Tak wyraziste odzwierciedlenie nienawiści wobec ludzi szydzących z Boga może dzisiaj zdumiewać. Słowa te uzmysławiają nam, że w każdej epoce znajdą się ludzie gardzący Bogiem lub narzucający Jemu swoje własne prawa i opinie. Nie trzeba się temu dziwić, ale i nie poddawać tego rodzaju ideologii. Pamiętajmy również, że najtrudniejsze fragmenty Pisma Świętego należy wyjaśniać za pomocą innych tek- stów Pisma Świętego, dlatego też czytając:

„O Boże, obyś zgładził bezbożnego” (Ps

139, 19) lub „nienawidzę ich pełnią niena- wiści” (Ps 139, 22), miejmy także na uwadze słowa Biblii: „Czyż tak bardzo miałoby mi zależeć na śmierci występnego – wyrocz- nia Pana Boga – a nie raczej na tym, by się nawrócił i żył?” (Ez 18, 23) albo „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5, 44).

W drugim wołaniu do Boga (wersy 23-24) orant prosi o rewizję swojego ży- cia. To wyraz odwagi: „Wybadaj mnie, Boże i poznaj me serce; doświadcz mnie i poznaj moje troski” (Ps 139, 23) oraz pokory: „Zobacz, czy podążam drogą nieprawości, a prowadź mnie drogą odwieczną” (Ps 139, 24). Wyraz odwagi, gdyż nie zawsze jest łatwo poddać krytycznej ocenie styl swojego życia i sta- nąć w prawdzie o sobie. Wyraz pokory, gdyż pozwalam Bogu i kompetentnym osobom na ewentualne naprowadzenie mnie na właściwą (Bożą) drogę życia.

Zmiana drogi zawsze wymaga uwagi.

Psalm 139 łączy w sobie prawdę o Bogu, który wie o nas wszystko i o czło- wieku, który wciąż uczy się Boga i siebie.

Prawdę o tym, że są ludzie, którzy ufnie chcą żyć w przyjaźni z Bogiem oraz, że są ludzie, którzy całą energię swojego życia skupiają na walce z Bogiem i Jego wyznawcami. Prawdę o tym, że Bóg nie odchodzi od człowieka, pomimo obelg, jakie wielokrotnie od niego otrzymuje.

Jego wszechwiedza o każdym z nas łączy się bowiem z miłością do każdego z nas.

q

Człowiek nie

jest żadną

tajemnicą dla

Boga.

(17)

17

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Patron „nieobecnych”

– Święty Walenty

To jego wrażliwe i dobre serce miało mu wyjednać u Boga dar uzdrawiania z chorób, które i dziś uważane są za jedne z najcięższych.

DANUTA DAJMUND

P

apież Benedykt XVI jest autorem pięknych słów dotyczących jednej z wyznawanych przez nas prawd wiary: „Jakże piękne i pełne pociechy jest świętych obcowanie! Jest to rzeczywistość, która nadaje inny wymiar naszemu życiu.

Nigdy nie jesteśmy sami! Należymy do duchowego «towarzystwa», w którym pa- nuje głęboka solidarność: dobro każdego przynosi korzyść wszystkim i odwrotnie, wspólne szczęście promieniuje na jednostki”.

Bogactwo tego przesłania, którym obdaro- wał nas w 2009 roku uświadomiłam sobie dwa lata później, podczas rekolekcji, które z powodu okoliczności rodzinnych, okaza- ły się najkrótszymi rekolekcjami, jakie dane mi było przeżyć. Choć dla mnie trwały one zaledwie kilka godzin, to jednak na zawsze zapisały się w moim sercu.

Pierwszy rekolekcyjny dzień z powodów organizacyjnych przebiegał nieco innym, mniej formalnym rytmem. Po zakwatero- waniu się w przydzielonych pokojach czas oczekiwania na wspólne spotkanie przy stole wypełnialiśmy wzajemnym poznawaniem się

w tzw. „kuluarach”, których rolę pełnił spa- cerowy deptak wokół domu rekolekcyjnego.

Niech oni pamiętają!

Siostrę Bernadettę przywiozła na reko- lekcje opiekująca się nią zakonnica z tego samego zgromadzenia. Gdy w końcu udało mi się „gwiazdę” tego pogodnego popołu- dnia na chwilę zawłaszczyć tylko dla siebie, nie od razu zorientowałam się, że siostra Bernadetta jest… trochę inna. I to nie dla- tego, że mnie, osobie stosunkowo niskiej, sięgała zaledwie do ramienia. Także nie dlatego, że było coś w jej promiennej twa- rzyczce, co nie pozwalało dostrzec śladów długiego, ponad osiemdziesięcioletniego życia. Siostra dzieliła się wspomnieniami ze swojej pracy katechetycznej wśród dzieci przygotowujących się do Pierwszej Komu- nii Świętej. Opowiadała pięknie i barwnie zarówno o dzieciach, jak i o ich rodzicach.

Doskonale pamiętała imiona, a nawet twa- rze… Kiedyś musieli być całym jej światem, a słuchając jej opowieści byłam pewna, że i oni zachowali „swoją” siostrę we wdzięcz- nej pamięci. Siostra zresztą nie ukrywała miłości, jaką w przeszłości wszystkich tych ludzi – dziś już zapewne dorosłych – darzyła.

(18)

APOSTOLSTWO CHORYCH

18

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Słuchałam z prawdziwym zainteresowa- niem, aż w pewnej chwili zrozumiałam, że dla siostry Bernadetty nie ma jakiegoś

„kiedyś”, nie ma żadnej „przeszłości”. Dla niej czas się zatrzymał. Ciągle była tamtą młodą, pełną zapału i miłości zakonnicą, która chce przekonać swoich małych wychowanków, jak bardzo Pan Jezus ich kocha. Poczułam się nieswojo. Siostra Bernadetta cierpiała na demencję… Kiedy to zrozumiałam, posta- nowiłam skierować rozmowę na nieco bez- pieczniejsze tory. W neutralną rozmowę na temat pogody siostra Bernadetta wprawdzie nie dała się wciągnąć, za to zainteresowało ją moje imię. Wyrażając żal z powodu tego, że nie mam swojej świętej patronki, z zapałem zaczęła przywoływać wątki z biografii św.

Bernadetty. Byłam szczerze zdumiona, jak wiele ich zapamiętała. Ośmielona tym faktem

zapytałam nieopatrznie o imię, które siostra Bernadetta otrzymała na chrzcie. Spojrza- ła na mnie z nagłym smutkiem i wyznała, że… nie pamięta. Ale już chwilę później, z właściwą sobie pogodą, zakończyła na- szą pogawędkę: „Och, mam tylu różnych patronów, że kto by ich tam wszystkich spamiętał. Najważniejsze, że oni pamiętają o mnie”. Byłam pewna, że tak właśnie jest i że siostra Bernadetta kocha swoich patronów, choć ich imion nie pamięta.

Jednego z nich udało mi się niedawno odnaleźć w III wieku chrześcijaństwa, we włoskiej Umbrii, w miejscowości, która nosi dziś nazwę Terni i jest nietypowym dla tego malowniczego regionu, niezbyt urokliwym miastem. Niektóre źródła podają jednak, że z Terni nasz Święty nie miał nic wspólnego, lecz żył w oddalonym zaledwie 100 kilome- trów od niego Rzymie. Jedni twierdzą, że był kapłanem, inni – że posiadał godność biskupią. Zresztą, jak się okazuje, świętych o tym imieniu jest aż ośmiu, zaś niektórzy badacze uważają, że przynajmniej dwóch spośród nich, to jedna i ta sama osoba.

Kije nie pomogły

Święty Walenty – bo o nim mowa – doczekał się dziesiątek wspaniałych, mniej lub bardziej wiarygodnych legend i jeszcze większej liczby świątyń na całym świecie, choć równocześnie niewiele jest źródeł histo- rycznych, które by mogły potwierdzić z całą pewnością epizody z jego życia tak chętnie przywoływane w hagiografii. Usprawiedli- wienia dla tych skąpych informacji przekaza- nych przez tradycję chrześcijańską na temat św. Walentego należy szukać w sposobie, w jaki potraktowano akta z procesów prze- ciw chrześcijanom. Procesy odbywały się

WWW.WIKIPEDIA.ORG

(19)

19

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

publicznie, więc obecni na nich chrześcijanie sporządzali z nich zapiski. Korzystali również z oficjalnych stenogramów. Powstałe w ten sposób „Akta męczenników” odczytywali później na swoich nabożeństwach. Czerpali z nich siłę i umocnienie dla własnej wiary.

Gdy władze zdały sobie z tego sprawę, za- częto niszczyć zgromadzone zapiski. Kiedy prześladowania ustały, chrześcijanie byli więc zmuszeni do odtworzenia owych zapisków z pamięci, stąd dziś nie mamy pewności co do wielu faktów z życia niektórych męczen- ników, w tym i św. Walentego.

Jedno wszak nie ulega najmniejszej wąt- pliwości: św. Walenty jest postacią auten- tyczną, choć najstarsza wzmianka o nim pochodzi dopiero z VII wieku. Mówi ona, że jego wspomnienie obchodzono każdego 14 dnia lutego. Nieco późniejsze dwa wpisy pochodzą z Martyrologium Rzymskiego.

Jeden z nich pod datą 14 lutego podaje:

„W Rzymie na via Flaminia narodziny św.

Walentego, kapłana i męczennika, który po wielu cudownych uzdrowieniach i dowo- dach mądrości, kijami był bity i za cesarza Klaudiusza został ścięty”. Sądzę, że słowa

„narodziny świętego Walentego” należy ra- czej rozumieć, jako jego męczeńską śmierć, czyli narodziny dla Nieba. Stąd wywodzi się przekonanie, że poniósł on śmierć w oko- licach bramy do miasta zwanej wówczas Porta Flaminiana, potem Bramą św. Wa- lentego, a obecnie Porta de Poppolo, czyli Bramą Ludową. Drugi zapis wymienia św.

Walentego jako biskupa Interamny (dziś noszącej nazwę Terni), którego sprowadzo- no do Rzymu i tam umęczono. Większość hagiografów jest zdania, że chodzi o jedną i tę samą osobę. Choć faktem historycznym jest męczeńska śmierć, jaką Walenty poniósł

w obronie wiary, podania w rozmaity sposób opisują szczegóły z nią związane. Najbar- dziej prawdopodobne wydaje się to, które mówi, iż za czasów cesarza Klaudiusza II Gota św. Walenty wraz ze św. Mariuszem oraz krewnymi asystował męczennikom w czasie ich procesów i egzekucji. Wkrót- ce też sam został pojmany i doprowadzo- ny do prefekta Rzymu. Zgodnie z ustnym przekazem – w więzieniu miał uzdrowić niewidomą córkę jednego ze strażników.

W końcu przeprowadzono rutynowy proces polegający na wymuszaniu odstępstwa od wyznawanej wiary w Chrystusa. W przypad- ku św. Walentego użyto kijów, a ponieważ nie odniosło to skutku, którego oczekiwali oprawcy, prefekt kazał go ostatecznie ściąć.

Prawdopodobnie miało to miejsce 14 lutego 269 lub 270 roku.

Żywy kult

Mimo wielu niedokładności i niespój- ności w przekazach, jedno nie ulega wątpli- wości: św. Walenty musiał być człowiekiem naprawdę niezwykłym, skoro jego kult, zapo- czątkowany już w IV wieku, oparty przecież w większości na ustnych przekazach, prze- trwał wieki i rozszerzył się praktycznie na cały świat. Papież Juliusz I w miejscu śmierci Świętego nakazał wybudować kościół zaś relikwie Męczennika złożono nieco później w rzymskim kościele św. Praksedy. Bazylika odnowiona przez papieża Teodora I stała się jednym z pierwszych miejsc pielgrzym- kowych chrześcijańskiego świata. Czaszka Świętego znalazła swoje miejsce w rzym- skiej bazylice Santa Maria in Cosmedin, inne relikwie są też w kościele karmelitów w Dublinie, w katedrze św. Szczepana we Wiedniu i w oratorium w Birmingham.

(20)

APOSTOLSTWO CHORYCH

20

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Pozwolę sobie przytoczyć dwa spośród licznych podań, które uzasadniają szczególną cześć oddawaną św. Walentemu. Według jednego z owych podań, prześladujący chrześcijan cesarz Klaudiusz, który zapisał się w historii także jako ten, który wydał za- kaz zawierania małżeństw, sądząc, że dzięki temu młodzi mężczyźni chętniej będą służyli w jego armii, kazał uwięzić św. Walentego, gdy ten – wbrew cesarskiemu zakazowi – potajemnie udzielał ślubów. Gniew cesarza był tym większy, że św. Walenty udzielił ślu- bu rzymskiemu legioniście Sabino z młodą chrześcijanką Serafią. Jedna z licznych hi- potez twierdzi, że to właśnie owo podanie, przekazywane z ust do ust, najbar-

dziej przyczyniło się do tego, iż św.

Walenty uznany został patronem zakochanych i jako taki czczony jest do dziś niemal na całym świe- cie, szczególnie zaś w Anglii i Sta- nach Zjednoczonych. Chociaż już Martyrologium Rzymskie wymie- niało św. Walentego jako wielkiego

uzdrowiciela, dziś dużo rzadziej pamięta się, że jest on również patronem ludzi chorych na rozmaite ciężkie choroby, zwłaszcza te o podłożu neurologicznym, między innymi na padaczkę czyli epilepsję, demencję czy podobną do niej i nazwaną od imienia jej odkrywcy – chorobę Alzheimera.

Miłosierna wrażliwość Kult św. Walentego jako uzdrowicie- la już w średniowieczu objął całą niemal Europę, zwłaszcza zaś ziemie będące pod wpływem kultury niemieckiej. Tę religijną cześć potwierdzają liczne świadectwa uzdro- wień za wstawiennictwem św. Walentego, a także rozsiane po całym świecie wizerunki,

przedstawiające go jako kapłana lub biskupa uzdrawiającego chorego na epilepsję chłopca.

W Polsce najbardziej znany jego wizerunek pochodzi z kościoła seminaryjnego w Go- ścikowie-Paradyżu. Wiele polskich świątyń cieszy się również posiadaniem relikwii św.

Walentego.

Większość ustnych podań dotyczących św. Walentego jest zgodna, że odznaczał się on wielkim miłosierdziem wobec chorych i potrzebujących. To jego wrażliwe i dobre serce miało mu wyjednać u Boga dar uzdra- wiania z chorób, które i dziś uważane są za jedne z najcięższych. Jak przed wiekami, także dzisiaj zwracają się do niego ludzie cierpiący na epilepsję, ale również ci z inny- mi zaburzeniami neurologicznymi oraz ich bliscy i opiekunowie. Pro- szą go o wstawiennictwo ludzie, którzy wprawdzie nie pamiętają swoich imion, własnych biografii ani nawet twarzy bliskich, za to zachowali w sercu słowa prostych modlitw wyuczonych w dzieciń- stwie. Myślę, że i siostra Bernadetta ucieszy- łaby się, że do grona jej licznych „bezimien- nych” orędowników należy św. Walenty – ten od neurologicznych schorzeń i braku pamięci i ten od zakochanych – w Bogu i w ludziach.

Na srebrnym relikwiarzu kryjącym szczątki św. Walentego w Terni znajduje się napis: „Święty Walenty, patron miłości”. Jeśli na swojej drodze spotkamy ludzi, których prawdziwe życie zostało przerwane przez różne formy demencji, prośmy św. Walen- tego, byśmy – zamiast podarunku w postaci gadżetu w formie serca – potrafili, jak on, patrzeć na tych naszych „nieobecnych” Bli- skich i Przyjaciół z miłością i cierpliwością.

q

Świętego

Walentego

czczono jako

wielkiego

uzdrowiciela.

(21)

21

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

W

maju 2013 roku ks. Tomek przyjął święcenia kapłań- skie. W tym czasie pod du- chową opiekę wzięła go należąca do Apostolstwa Chorych pani Leokadia Zwijacz. Ofiarowała za niego swoje cierpienia. Zmarła 24 marca 2014 roku.

Ostatnie miesiące spędziła w Ośrodku Długoterminowej Opieki. Wiele osób przychodziło do niej, budując się po- stawą jej życia. Chcemy zaprezentować kilka świadectw.

ŚWIADECTWO KS. PAWŁA

L

odzia towarzyszyła bezpośrednio i duchowo mojej trzynastoletniej drodze kapłańskiej. Mimo pro- stoty i naturalności coś w niej zupeł- nie umyka słowom. Nie poznamy już jej opisu trzech lat przeżytych w sta- linowskim więzieniu w Warszawie.

Dopiero podczas wspólnej pielgrzymki, ledwie zobaczyliśmy mury przywołu- jące trwogę przeżywaną wtedy wespół

z aresztowanym równocześnie mężem.

Wspomniała, że gdy wychodziła, ulice stolicy przemierzała procesja Bożego Ciała. Jej kontakty niezliczone, również międzynarodowe, oparte na modlitwie i prośbie o nią, umożliwiały dyskretne

Za wszystko

dziękować Bogu!

ARCHIWUM PRYWATNE

Nie pamiętam jej zdrowej. Zawsze miała chorą nogę. Nigdy natomiast nie usłyszałam od niej ani jednego słowa narzekania.

(22)

APOSTOLSTWO CHORYCH

22

P A N O R A M A W I A R Y

tworzenie się środowiska Lodzinej Rodziny. Wspólnota ta w pełni ujęta pozostaje jedynie w jej sercu i pewnie w skrupulatnych notatkach zawierają- cych litanię nazwisk osób do omodle- nia. To ludzie umocnieni entuzjazmem Lodzi, której postawa przybliżała mi czę- sto czym właściwie jest radość w Duchu Świętym. Otuchą napawało mnie za- wsze jej pytanie: „A o co teraz modlić się dla Ciebie szczególnie?”. W odpowie- dzi na jedno z moich ostatnich pytań o to, co najważniejsze odpowiedziała:

„Nieustannie Panu Bogu dziękować!”.

ŚWIADECTWO AGATY

P

anią Lodzię poznałam będąc na- stolatką. Z przyjaciółmi organi- zowaliśmy w parafii grupę mo- dlitewną dla młodych. Nasi rówieśnicy z różnym entuzjazmem przyjmowali to zaproszenie. Była jednak osoba, która regularnie brała udział w naszych spo- tkaniach. Była to pani Lodzia. Chodząca o kuli, uśmiechnięta. Zastanawiałam się dlaczego przychodzi. Czy nie czuje się niezręcznie wśród młodych? Niemniej jednak zaczęłam jej mówić „dzień do- bry”, spotkawszy ją na ulicy. I tak przez kilkanaście lat: „Dzień dobry, co słychać, jak się pani czuje?”. Niby zwykłe spo- tkania. Ale nie do końca... Spotkanie z panią Lodzią zawsze było okraszone ciepłym, serdecznym uśmiechem oraz żywym zainteresowaniem drugą oso- bą. Z czasem nasze krótkie uprzejmości przerodziły się w coraz dłuższe rozmo- wy, a te z kolei zrodziły coś w moim

odczuciu niezwykłego: szczerą przyjaźń dla której spora różnica wieku nie sta- nowiła żadnej bariery.

Po latach zorientowałam się, że choć metryka pani Lodzi wskazuje, że rze- czywiście jest posunięta w latach, to jej charakter i pogoda ducha nie idą z tą metryką w parze. Pojęłam, że podczas naszych modlitw to właśnie pani Lo- dzia była wśród nas osobą najmłodszą duchem.

Nie pamiętam jej zdrowej. Zawsze miała chorą nogę. Nigdy natomiast nie usłyszałam od niej ani jednego słowa narzekania. O jej trudnej życiowej drodze dowiedziałam się dopiero, gdy odwiedzałam ją w Domu Opieki. A i to było opowiedziane mimochodem, bez nadmiernego użalania się, raczej po pro- stu by móc się jeszcze lepiej poznać.

Kiedy choroba zaczęła być naprawdę groźna i kiedy radykalnie unierucho- miła panią Lodzię, nadal pozostawała uśmiechnięta, pełna entuzjazmu, szu- kająca dobra we wszystkim i we wszyst- kich. Z duszą na ramieniu jechałam od- wiedzić ją pierwszy raz po amputacji nogi. Bałam się, że ją to załamało, że zastanę ją smutną, narzekającą. Nic z tego. Przywitała mnie entuzjastycz- nie mówiąc: „Tyle dobra otrzymuję od ludzi, tyle osób się za mnie modli, mam tylu młodych przyjaciół. Warto było zachorować!”.

Tęsknię za panią Lodzią, ale wiem, że jest w Niebie. I że dalej serdecznie do nas się uśmiecha; że wspiera nas i że pewnie dalej stara się na wszystkie moż- liwe sposoby przekonać smutasów, że życie może być mimo trudności piękne,

(23)

23

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

radosne i uśmiechnięte. A patrząc na panią Lodzię wiem, że życie może być święte!

ŚWIADECTWO EWY

L

odziu kochana, co mogę o Tobie napisać? Że odwiedziny u Ciebie były najlepszą terapią? Że Ty, osła- biona chorobą, ale mocna duchem, by- łaś dla innych wsparciem i dodawałaś im sił? Było coś takiego, co przyciągało do Ciebie. Najlepiej oddaje to stwier- dzenie pewnej osoby: „Mam

potrzebę pojechać do Lodzi”.

To była wewnętrzna potrze- ba: pobyć z Tobą, być wysłu- chanym z uwagą i miłością, pośmiać się, porozmawiać, a w ostatnim okresie Twojej choroby pomilczeć razem.

Sprawiałaś, że ludzie stawali się lepsi. Potrafiłaś wydobyć

z nich pozytywne cechy, o które sami siebie nie podejrzewali. Bardziej niż o siebie troszczyłaś się o innych, dosko- nale znałaś wszystkie problemy, troski.

Każdy mógł liczyć na Twoją modlitwę i „mediację” u Pana Boga. Pokora z jaką znosiłaś ból i cierpienie były dla nas lekcją wiary i ufnego poddania się woli Bożej.

ŚWIADECTWO KS. TOMASZA

P

anią Lodzię poznałem we wrze- śniu 2013 roku. Każdemu neo- prezbiterowi (a do nich się wtedy

zaliczałem) została niejako „przydzielo- na” z Apostolstwa Chorych jedna chora osoba, aby otaczać go swoją modlitwą.

Bóg wybrał dla mnie właśnie panią Lodzię. Kim była i kim jest, trudno wy- razić w kilku zdaniach. Na pewno była świętym człowiekiem. Jeżeli rozumieć świętość jako pewien styl życia, a nie – jak się niektórym wydaje – stan cał- kowitej bezgrzeszności, to pani Lodzia do świętych z pewnością się zaliczała.

Każde spotkanie z nią było dla mnie ważne. Zawsze mogłem zwierzyć się jej z moich problemów, porozmawiać o trudnych sytuacjach, bez osą- dzania, krytykowania i oskar- żania. Miałem także pewność, że ona się za mnie modli. Przy każdym spotkaniu wracała do

„starych spraw”. Pytała czy coś się w tej czy innej kwestii zmieniło, polepszyło. Nigdy też nie zapomnę jej uśmie- chu. Potrafiła nim w sekundę postawić człowieka na nogi. Mimo bólu i cierpienia jakie przeżywała, nigdy się nie skarżyła, nie miała pretensji do ludzi, Boga. Pani Lodzia uczyła nas wszystkich jak przeżywa się życie. Myślę, że bez niej byłbym uboższy w dobro.

W tym roku z Polski wyjadą na misje kolejni kapłani, siostry zakonne oraz osoby świeckie. Proszę Cię, jeśli zechciałbyś wziąć pod duchową opiekę misjonarza, ofiarując za niego swoje cierpienia, zadzwoń do Sekretariatu Apostolstwa Chorych (tel.

32 251 21 52). Misjonarz czeka na Twoją duchową pomoc.

q

Pani Lodzia

była wciąż

uśmiechnięta

i szukała

w innych dobra.

(24)

APOSTOLSTWO CHORYCH

24

W C Z T E R Y O C Z Y

DANUTA DAJMUND

P

ana Alka i jego żonę Basię pozna- łam jakieś osiem, może dziewięć lat temu na jednym z katowickich targowisk. Wiem, że to trochę nietypo- we miejsce na zawieranie znajomości, ale i moi bohaterowie są niezwykłą parą.

Choć chyba powinnam napisać: „byli”. Bo pan Alek nie ma już swojej Basi, a wraz z jej śmiercią, jego już i tak skompliko- wane życie, skomplikowało się jeszcze bardziej.

Po prostu Musia

Kiedy teraz przypominam mojemu rozmówcy początki naszej znajomości, uśmiecha się tylko: „Tak, to były dobre czasy”. A ja wiem, że naprawdę tak myśli, choć większość ludzi z pewnością nie chciałaby znaleźć się w jego skórze. Bo pan Alek nie miał łatwego życia. Swojej matki nie pamięta, zaś ojca – no cóż…

wolałby nie pamiętać. „Właściwie, to dobrze się stało, że trafiłem do domu dziecka, bo gdyby nie to, nie wiem, kim

bym dzisiaj był” – mówi. Kiedy poznał Basię, był już kilka lat po studiach i razem z kolegą właśnie zakładali swoją pierw- szą firmę. To nie było nic wielkiego, ale na początek wystarczyłoby na całkiem znośne życie dla rodziny. Bo pan Alek, jak niczego innego najbardziej pragnął rodziny. Dużej rodziny. Trzeba było tylko jakoś przekonać pewną młodziutką je- dynaczkę, że to on jest jej wymarzonym księciem i zarazem doskonałym materia- łem na męża. Pomoc przyszła z zupełnie nieoczekiwanej strony.

„Wiem, że może to brzmieć mało wia- rygodnie, ale z moją przyszłą teściową od razu przypadliśmy sobie do serca. Była uroczą, pełną werwy i bardzo nowoczesną kobietą. Basię urodziła, kiedy miała już blisko czterdzieści lat, a trzy lata później owdowiała. Kiedy ją poznałem od roku była już na emeryturze i – jak twierdziła – zaczynała tracić nadzieję, że kiedykolwiek uda jej się odrobić braki w wychowaniu swej jedynaczki. A że moja Basia rzeczy- wiście miała charakterek, więc nieraz dochodziło do różnych drobnych scysji.

Więc któregoś dnia, pół żartem, pół serio,

Tak trzeba!

Od tej pory Musia wraz z córką i zięciem rozpoczęła swoją wędrówkę po gabinetach specjalistów. Jedna diagnoza często przeczyła drugiej, a kiedy wreszcie usłyszeli tę najbardziej zbliżoną do właściwej, ta wiedza była im już zbędna.

(25)

25

APOSTOLSTWO CHORYCH

W C Z T E R Y O C Z Y

zaproponowała: «Wiesz co, skoro ci się ta moja dziewczyna tak podoba, to może weź ją sobie, zanim ja wysiądę nerwowo a ty się rozmyślisz». Tak, Musia zawsze była bardzo bezpośrednia”.

Kiedy zastanawiam się od jakiego imienia może pochodzić ten dziwny skrót, pan Alek ubiegając moje pytanie, wyjaśnia: „To nie imię. Teściowa wpraw- dzie chciała, żebym mówił jej po imieniu

CANSTOCKPHOTO.PL

(26)

APOSTOLSTWO CHORYCH

26

W C Z T E R Y O C Z Y

– Maria. Ale ja nie czułem się na to go- towy. Wolałbym zwracać się do niej tak, jak zwracałbym się do mamy, gdybym ją miał. Więc «Musia» to był taki nasz mały kompromis. Z czasem nawet Basia zamieniła Mamusię na Musię” – śmieje się pan Alek.

Bóg nie obdarzył ich dużą rodziną.

Dokładnie w trzecią rocznicę ślubu przy- szła na świat jedyna córka Basi i Alka – Antosia, a życie zaczynało nabierać coraz większego rozpędu: praca, dom, dziecko, i… kolejna praca. I tak całymi latami. Interesy, których trzeba było pil- nować sprawiały, że pan Alek z czasem zaczął w swoim domu bywać

gościem… codziennym, ale jed- nak gościem. Aż pewnego dnia wszystko się zmieniło.

Tylko nie to!

„Właściwie to mieliśmy do- syć czasu, żeby się na to przygo- tować, zwłaszcza, że w rodzi-

nie żony podobne przypadki miały już miejsce. Odrzucaliśmy jednak myśl, że to samo mogłoby przytrafić się naszej Musi. Nie, to nie mogło być to! Tymcza- sem z nas wszystkich największym roz- sądkiem wykazała się właśnie teściowa:

«Słuchajcie – powiedziała – nie czarujmy się. Prawda jest taka, że coś zaczyna się dziać z moją głową. Wczoraj na przykład nie mogłam sobie przypomnieć czy już dostałam emeryturę…». Kiedy zaopono- waliśmy, że taka dziura w pamięci może przytrafić się każdemu, powiedziała: «No dobrze, a co powiecie na to, że kilka dni temu próbowała mi się do mieszkania wedrzeć jakaś kobieta, twierdząc, że jest

moją kuzynką, a ja tę kobietę widziałam pierwszy raz w życiu». «Bo może rzeczy- wiście widziałaś ją pierwszy raz w życiu»

– powiedziała moja żona. Wtedy teścio- wa podała jej leżące na fotelu fotografie i zapytała: «W takim razie, kto to jest?».

To była ciocia Ela, jej ulubiona kuzynka.

Widywały się niemal codziennie”.

Od tej pory Musia wraz z córką i zię- ciem rozpoczęła swoją wędrówkę po gabi- netach specjalistów. Jedna diagnoza często przeczyła drugiej, a kiedy wreszcie usły- szeli tę najbardziej zbliżoną do właściwej, ta wiedza była im już zbędna. I bez niej wiedzieli, że z każdym dniem bardziej tracą swoją Musię. „Właściwie do końca nie było pewne czy Musia cierpi na demencję, czy to raczej choroba Alzheimera, ale to nie miało żadnego zna- czenia. Tego, jak postępować z osobami cierpiącymi na po- dobne schorzenia, właściwie najwięcej dowiedzieliśmy się od samej Musi. Dobrze odrobiła lekcje ze swojej młodości. Miała chyba osiemna- ście lat, kiedy umierała jej babcia – chora prawdopodobnie na demencję. Musia, dopóki było to możliwe, udzielała nam swoich cennych rad i wskazówek, których najpierw nie chcieliśmy w ogóle słuchać, a które później okazały się bardzo cenne.

Któregoś dnia powiedziała na przykład:

«Wiem, że pomyślicie, że wykorzystuję swoją sytuację, ale to bardzo ważne. Ni- gdy, przenigdy się ze mną nie kłóćcie. To na nic, a po co mam mieć na sumieniu wasze nerwy» – powiedziała i dodała nie- co ciszej: «Moim to już pewnie nic nie za- szkodzi». W późniejszym etapie choroby,

Wtedy

gdy było

najtrudniej,

zbliżyłem się

do Boga.

(27)

27

APOSTOLSTWO CHORYCH

W C Z T E R Y O C Z Y

kiedy normalny kontakt z Musią był już bardzo utrudniony, w różnych dziwnych miejscach jej mieszkania natykaliśmy się na karteczki ze wskazówkami, które pew- nie przygotowała jeszcze na wcześniej- szym etapie choroby. Niektóre mogły się wydawać niedorzeczne, jak choćby ta znaleziona za lustrem w przedpokoju;

«Pamiętajcie, że nikt mi nigdy niczego nie ukradł». Zrozumieliśmy jej wymowę dopiero za jakiś czas, gdy Musia upierała się, że jedna z jej sąsiadek systematycznie wdrapuje się po rynnie na drugie piętro i wykrada jej bieliznę z szafy”.

Na dwóch frontach

Wraz z postępującą chorobą Musi pan Alek i jego żona raz po raz zmuszeni byli dokonywać kolejnych przemeblo- wań w swoim życiu. Niektóre bolały, i to nawet bardzo, zwłaszcza, gdy nie dotyczyły tylko ich życia, ale także życia ich córki, która jeszcze nie rozumiała, że

„czasami tak trzeba i już”. A trzeba było na przykład opuścić na wiele lat dotych- czasowe mieszkanie (to, w którym dziś rozmawiamy) i przenieść się do miesz- kania babci, która choć zawsze bardzo przez Antosię kochana nie stanowiła dla trzynastolatki – zwłaszcza w ów- czesnym swym stanie – wystarczającej rekompensaty za zmianę szkoły czy tym bardziej utratę przyjaciół. Potem trzeba było zrezygnować z jednego z etatów, aby bardziej zaangażować się w pomoc żonie, która zaczynała już wówczas nie- domagać na zdrowiu. A potem… Pan Alek do dziś nie wie, skąd znalazł dość sił, kiedy u Basi zdiagnozowano nowo- twór piersi. Może po prostu wiedział, że

musi temu sprostać. Dla Basi, dla Musi, dla Antosi. Teraz trzeba było walczyć na dwóch frontach. Zrezygnował więc ze swojej dotychczasowej pracy, a jeden z przyjaciół zatrudnił go jako wspólnika na warzywniaku. No cóż… nie była to praca marzeń, ale dzięki niej mógł więcej czasu poświęcić rodzinie i być blisko, gdy żona lub teściowa potrzebowały jego pomocy.

O nic się nie martw

To wtedy ich poznałam. Teraz dopie- ro zrozumiałam to, co wówczas tak mnie zafrapowało: skąd u sprzedawcy warzyw tak wypielęgnowane dłonie? Potem za- częliśmy się rozpoznawać w parafialnym kościele i z czasem poznaliśmy się nie- co bliżej. Pani Basia była już wtedy po operacji i prawie rocznej kuracji. Mogło się nawet wydawać, że przynajmniej jej choroba została pokonana. Niestety, po dwóch latach wszystko wróciło ze zdwo- joną siłą. Kolejna operacja potwierdziła liczne przerzuty, a ona miała już coraz mniej sił, by walczyć. Na domiar złego także choroba teściowej pana Alka nabra- ła przyspieszenia. A przecież była jeszcze Antosia. „Na szczęście córka coraz le- piej rozumiała, że nie może nam w tym trudnym okresie dokładać zmartwień i naprawdę robiła co mogła, żeby nie dać odczuć, że czuje się zaniedbywana.

A tak rzeczywiście było, zwłaszcza po śmierci Basi”. Panu Alkowi głos odmawia posłuszeństwa, więc przez dłuższą chwilę tylko siedzimy i milczymy.

„Sam do końca nie wiem, jak udało mi się pozbierać i dlaczego się nie zała- małem. Mój kolega powtarza, że gdyby

(28)

APOSTOLSTWO CHORYCH

28

W C Z T E R Y O C Z Y

jego coś takiego spotkało, dawno straciłby wiarę. Ze mną było inaczej. Właściwie wtedy, gdy było najgorzej, po raz pierw- szy tak naprawdę zbliżyłem się do Boga.

Czułem, że tylko z Nim jestem w stanie przetrwać. Wielu radziło mi wówczas, żebym oddał Musię do jakiegoś zakładu opiekuńczego, że przecież jest Antosia, że nie dam rady, że to nie mój obowiązek…

Może i nie. Tyle że stale widziałem prawie przeźroczystą twarz mojej żony i ten lęk w jej oczach, kiedy któregoś dnia, może 3 tygodnie przed śmiercią, odważyła się zapytać: «A co będzie z Musią?». Chcia- łem wtedy skłamać, powiedzieć: «Prze- cież wyzdrowiejesz i nadal będziemy się nią opiekować». Sam też chciałbym w to wierzyć. Ale zamiast tego powiedziałem:

«O nic się nie martw, to jest przecież i moja Musia, zaopiekuję się nią»”.

Sztab kryzysowy

I pan Alek dotrzymał słowa. „Nie wiem, czy by mi się to udało, gdyby nie pomoc innych ludzi. Przekonałem się, że ludzie – nawet obcy – naprawdę potrafią być dobrzy. W soboty Musią zajmowały się córki jej kuzynki, a w tygodniu przed południem, kiedy musiałem być w pracy, do teściowej wpadały na zmianę sąsiadki.

To były naprawdę święte kobiety! Utwo- rzyły nawet taki mały sztab kryzysowy, rozpisały dyżury, wymyślały różne stałe zajęcia. Wszystko po to, aby odciągnąć uwagę Musi od żółtych potworków, które od jakiegoś czasu podobno zadomowiły się w jej starym zegarze. Trzeba też było zająć czymś ręce Musi, gdyż w przeciw- nym razie cięła na drobne strzępy fira- ny, zasłony, sukienki i wszystko, co dało

się pociąć. Musia szczególnie polubiła robótki na szydełku. Podejrzewam że wcześniej musiała to już robić, bo raczej niemożliwe, by przy ówczesnych możli- wościach swej pamięci, mogła się tego nauczyć. Większość sąsiadek pamiętała teściową z dobrych czasów, kiedy była jeszcze zdrowa. Niektóre były z nią na- wet zaprzyjaźnione. Ale Musia tego nie pamiętała i potrafiła być dla nich bardzo przykra. A one mimo to nie rezygnowały!

Gdy kiedyś jedną z nich przepraszałem za wyjątkowo paskudne zachowanie teściowej, poklepała mnie po ramieniu i powiedziała ze łzami w oczach: «Panie Alku, to nie Musia, to ta jej choroba».

Ja też starałem się w ten sposób patrzeć na to wszystko, co się działo. A kiedy wydawało mi się, że moje nerwy już nie wytrzymają, przywoływałem wszystkie dobre chwile z naszej wspólnej przeszło- ści: Musię, która każe mi zabrać sobie Basię, Musię która płacząc ze szczęścia, tuli w ramionach swoją nowonarodzoną wnuczkę i powtarza w kółko: «Dziękuję wam, dziękuję» i Musię, która mówi że jestem jej ulubionym zięciem. To zawsze bardzo mnie uspokajało, dodawało sił i usuwało wszelkie ślady złości. Oczy- wiście tylko do następnego razu…” – uśmiecha się pan Alek.

Potęga miłości

Do głównej choroby Musi stopnio- wo dołączały rozmaite schorzenia ciała.

Bardzo podniosło się jej ciśnienie, za- częły się też problemy z jelitami, a co za tym idzie coraz trudniejsze okazało się dbanie o higienę Musi. Co gorsza, do pomocy w tym starsza pani nie chciała

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Oczywiście jest, jak głosi (a); dodam — co Profesor Grzegorczyk pomija (czy można niczego nie pominąć?) — iż jest tak przy założeniu, że wolno uznać

Poprawa odbywać będzie się na dotychczasowych zasadach (wskazanych w Harmonogramie) przy czym forma zaliczenia może ulec zmianie

Podstawą procesu edukacyjnego jest komunikacja w relacji nauczyciel – – student i to ona będzie przedmiotem dalszych rozważań, uporządkowa- nych za pomocą metafory

jeden z lekarzy zauważył nawet, że ta młoda dziewczyna, której życie się kończyło, swoim uśmiechem i wielkimi, pełnymi światła oczyma, jakby na prze- kór faktom,

Podczas adoracji w swoim domowym oratorium, diakon Martial Codou napisał modlitwę konsekracji przeznaczoną do odmawiania przez wszystkich pragnących włączyć się duchowo

dlatego sens bólu człowiek może naprawdę zro- zumieć tylko przez ból Boga, który stał się człowiekiem – jezusa chrystusa (...) kluczem jest przyjęcie i postrzeganie

już 13 maja 2005 roku ogłoszono decyzję benedykta XVi, by w przypadku jana pawła ii odstąpić od wymaganego przez przepisy kościelne okresu 5 lat od śmierci danej osoby i