• Nie Znaleziono Wyników

Okupacyjna codzienność w pisanych po polsku dziennikach dzieci Holokaustu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Okupacyjna codzienność w pisanych po polsku dziennikach dzieci Holokaustu"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Justyna Kowalska-Leder

Okupacyjna codzienność w pisanych

po polsku dziennikach dzieci

Holokaustu

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (118), 39-61

(2)

O kupacyjna codzienność w pisanych po polsku

dziennikach dzieci Holokaustu

N iew iele dzienników pisanych przez dzieci żydow skie podczas okupacji p rz e ­ trw ało do dziś. Sporo zapew ne zaginęło w trak cie w ojennej zaw ieruchy, niem ało - już po 1945 roku, poniew aż nie w ydawały się wówczas godne zainteresow ania. N a d odatek le k tu ra ocalałych zapisków dzieci H o lo k au stu n ierzad k o rodzi fru strację i m oże naw et b ardziej n iż teksty, któ re wyszły spod p ióra osób dorosłych, skłania do w ysiłku in terpretacyjnego. D aje w gląd jedynie w niew ielki w ycinek dośw iad­ czenia autorów. C zęsto zm usza czytelnika do pogodzenia się z tym , że n igdy nie pozna dalszych losów diarysty. C zasem nie w iadom o naw et, kto prow adził zapiski. N aiw nością byłoby więc przek o n an ie, że b a d a n y tu m a teria ł jest w stan ie w yczer­ pać ta k w ielow ariantow e i w ielow ym iarow e dośw iadczenie, ja k im było dorastanie w cieniu H olokaustu. Spróbujm y jednak spojrzeć na okupacyjną codzienność ocza­ m i dziecięcych diarystów piszących w języku polskim .

Przywoływane przeze m n ie d zien n ik i lu b ich ocalałe fragm enty pozw alają zo­ baczyć z perspektyw y dziecka kilka m iejsc okupow anych ziem polskich na róż­ nych etap ach drugiej w ojny światowej. U rodzona w 1927 ro k u R enia K noll p ro ­ w adzi swoje zapiski w K rakow ie zarów no przed, jak i po utw orzeniu ta m getta. O bejm ują okres od 16 m aja 1940 ro k u do 1 w rześnia 1941. A utorka w ykorzystuje zwykły szkolny zeszyt w lin ie 1. Publikow any po polsku już trzy k ro tn ie d zien n ik D aw ida Rubinow icza, rów ieśnika R eni, zaw iera n o ta tk i prow adzone od 21 m arca 1940 ro k u do 1 czerwca 19422. C zytelnicy poznają D aw ida jako dw unastolatka,

1 D z ien n ik R eni K noll, Ż IH , sygn. 302/197.

2 D. Rubinow icz P a m iętn ik , Książka i W iedza, W arszaw a 1960. E dycja została

(3)

4

0

m ieszkańca wsi K rajno w pow iecie k ieleckim położonym w G eneralnym G u b er­ natorstw ie. Po chłopcu zostało pięć szkolnych zeszytów o poliniow anych k artk ach zapełnionych staran n y m , choć początkowo niepew nym jeszcze pism em .

Łódź i tam tejszą dzielnicę zam k n iętą m ożem y zobaczyć w trzech odsłonach w zachow anych do dnia dzisiejszego d iariu szach dzieci żydow skich. N ajbardziej z nany czytelnikow i jest d zien n ik D aw ida Sierakow iaka (ur. w 1924 r.), prow adzo­ ny od 28 czerwca 1939 ro k u do 15 kw ietnia 1943. Po p o lsk u ukazały dwa jego zeszyty3, których oryginały4 do dziś są przechow yw ane w Żydow skim Instytucie H istorycznym w W arszawie. W ięcej, bo aż pięć zeszytów, zaw iera edycja angloję­ zyczna5. Realia getta łódzkiego u kazują też przechow yw ane w Ż IH -u n o ta tk i dwóch anonim ow ych dziewczynek. Zeszyt pierw szej z n ic h dostępny jest tylko w m aszy­ nopisie, oryginał bow iem praw dopodobnie zn a jd u je się w rękach p ryw atnych6. N ie znam y w ieku au to rk i notatek , na podstaw ie zachow anego frag m en tu d ziennika m ożem y przypuszczać, że n osiła im ię E ster lu b M inia. Sposób form ułow ania przez n ią m yśli, p o p ełn ian e b łędy językowe, a przede w szystkim jej tryb życia w getcie w skazują, że była stosunkow o m ałą dziew czynką. Być m oże nie skończyła jeszcze dziesięciu lat, nie w spom ina bow iem o przym usie p racy obejm ującym w łódzkiej dzielnicy zam kniętej dzieci powyżej dziesiątego ro k u życia. N o ta tk i dziew czynki dotyczą stycznia, lutego i m arca 1942 roku, a więc tego okresu funkcjonow ania getta, który nie został ośw ietlony w zachow anych n o ta tk ac h Sierakow iaka. Poza tym jej d zien n ik w prow adza perspektyw ę p o m ijan ą przez D aw ida - dośw iadcze­ n ie dziew czynki n iepracującej i nieposzukującej z a tru d n ie n ia , skoncentrow anej w yłącznie na spraw ach organizacji życia domowego. Takie w łaśnie zadania p o ­ ch łan iały n ie m ą b o h aterk ę zapisków D aw ida, jego m łodszą siostrę N atalię. D zie n ­ n ik drugiej anonim ow ej dziew czynki znaleziony został w Ł odzi przez F ilipa F rie d ­ m ana w 1945 ro k u 7. W tym pozbaw ionym okładek, liniow ym zeszycie buch alte- ryjnym (z ru b ry k a m i „w inien” - „m a”), zapisano ołów kiem tylko piętn aście stro ­ nic. O ddają one atm osferę, jaka panow ała w getcie w lip cu i sie rp n iu 1944 roku, a więc podczas akcji likw idacyjnej.

N a uwagę zasługuje rów nież odnaleziony i opublikow any niedaw no, bo w 2006 roku, d zienniczek urodzonej w 1929 ro k u R utki L askier z B ędzina8. Swoje n o ta t­ ki, prow adzone od 19 stycznia do 24 kw ietnia 1943 roku, dziew czynka zapisyw ała w liniow ym zeszycie z zielonym i okładkam i. N ieopublikow any jak dotąd, p rze­

3 D. S ierakow iak D zie n n ik, oprac. L. D obroszycki, Iskry, W arszaw a 1960. 4 D z ien n ik D aw ida S ierakow iaka, Ż IH , sygn. 302/132.

5 The D iary o f D a w id Sierakow iak. F ive Notebooks fro m the Ł ó d ź Getto, ed. and introd. by A. A delson, transl. by K. Turowski, O xford U niverity Press, N ew York-Oxford 1996. 6 D z ien n ik E stery /M in i, Ż IH , sygn. 302/86.

7 D z ien n ik anonim ow ej dziew czynki, Ż IH , sygn. 302/9.

8 R. L ask ier P a m iętn ik , oprac. I. Tum as, M .Z. Szczepka, A.Szydlow ski, W ydawnictw o Polskapresse, Katow ice 2006.

(4)

chow yw any w A rch iw u m Yad V ashem , d z ie n n ik M iria m C haszczew ackiej (ur. w 1924 r.) z R adom ska pow staw ał od końca kw ietnia 1941 do początku p aź d zier­ nik a 1942 ro k u 9. Rów nież d zienniczek Jerzyka U rm ana (ur. w 1932 r.), prow adzo­ ny w D rohobyczu od 27 p aźd ziern ik a do 12 listopada 1943 roku, nie został jak dotąd opublikow any, a jego kopia w form ie m aszynopisu znajd u je się w zbiorach Yad V ashem 10.

W iele spośród dziecięcych dzienników , zw łaszcza tych prow adzonych przez dłuższy czas, ch a rak te ry z u je się ogrom nym bogactw em tem atów. Sprawy błahe i zabaw ne, dziecięce fantazje, pierw sze próby literac k ie p rze p lata ją się z opisam i tragicznych w ydarzeń, bolesną refleksją czy rozm y ślan iam i n a tu ry filozoficznej. M odelow ą realizacją takiego diariu sza jest zeszyt R eni Knoll. Oczywiście, zn a j­ dziem y w n im inform acje dotyczące życia w okupow anym K rakow ie, n a ra sta ją ­ cych rep resji wobec Żydów, utw orzenia g etta i w arunków życia w dzielnicy za­ m kniętej. D ziew czynka nie staw ia sobie jednak za cel prow adzenia kro n ik i, która koncentrow ałaby się przede w szystkim na zapisie p rze m ian w otaczającej ją rze­ czywistości. Do zagadnień, któ re najbardziej ją poruszają, należą p roblem y zw ią­ zane z dojrzew aniem , przede w szystkim flirty z kolegam i, u ta rc zk i z przyjaciół­ kam i, p roblem y ro d zin n e, w rażenia z lektur. Jest więc to, p odobnie jak w przy­ p a d k u A nne F ra n k , d zien n ik dojrzew ania n astolatki. O bie au to rk i łączą poza tym am bicje literackie. W d z ien n ik u R eni, obok typow ych dla tego g atu n k u zapisów, znajdujem y wiersze, opow iadania, eseje, dialogi sceniczne, przysłowia, cytaty z lek­ tur, teksty piosenek, ale też różnego ro d zaju tabele, katalogi, spisy, na p rzykład listę najład n iejszy ch chłopców z okolicy z krótką, acz treściw ą ch arak tery sty k ą ich w yglądu. W przeciw ieństw ie do A nne, R enia n ie dołącza do dzien n ik a żadnych zdjęć, za to ozdabia go kilkom a ry su n k am i, na p rzy k ła d po d w ierszem z okazji D nia M a tk i w idnieje narysow any k red k a m i b u k ie t kwiatów. Jej d zien n ik p ełn ił też przez chw ilę funkcję zielnika, czego zn ak iem jest m iejsce, gdzie w czerw cu 1940 ro k u R enia w kleiła k ilka bratków . D la o ddania k lim atu , w jakim są u trzy m a­ ne jej zapiski, w arto przytoczyć w całości frag m en t rep rezen taty w n y dla reszty d z ie n n ik a (zachow ując o rto g ra fię i in te rp u n k c ję o ry g in a łu , jak w p rz y p a d k u w szystkich pozostałych cytatów z n ie p ublikow anych dokum entów ):

23 IV 1941 r. Czwartek

W szystko się sprzysięga przeciw Ż ydom naw et pogoda. Jest już koniec kw ietnia, a jest tak zim no że noszę g ru b y sw eter i płaszcz zimowy. Będę teraz codziennie chodzić na lekcje angielskiego, francuskiego i niem ieckiego. Ale bym je w szystkie o ddala aby się móc uczyć gry na fortepianie, ale i tak nie m iałabym gdzie ćwiczyć. Tak sm u tn o jest tutaj! gdzie się człow iek p o p a trzy w idzi czarne posępne m u ry wznoszące się ku nieb u

9 D z ien n ik M iriam C haszczew ackiej, A rchiw um Yad V ashem , sygn. 03/3382. 10 Jerzy F elik s (Josef A rie) U rm an K a r tk i z p a m iętn ika : w rzesień 1943 - listopad 1943,

(5)

4

2

z n agrobkam i po w ierzchu. G dyby choć słoneczko zaświeciło! ale może jest dobrze że niem a pogody, bo niem cy w ydali w yrok że jeśli w G hecie w ybuchnie zaraza, to całe getto puszczą z dym em .

C hodzę teraz na aleję Lim anow skiego. G dzie już zdążyłam zaw rócić w głowie kilku chłopcom . Jednego z nich nazw ałam „K u n d lem ” jest śliczny. M nie sam ej się on bardzo podoba, ale B roń Boże tego n ik t nie w idzi, prócz jednej M arty. A m nie jest go nieraz bardzo żal gdy w idzę jak patrząc na m oją lodow atą tw arz ciężko wzdycha.

O n jest m oim „ty p em ” m a śliczne piw ne oczy i brązowe włosy, jest wysoki, ode m nie o głowę wyższy. P orządnie i czysto u b ra n y no i słodki. K iedyś szedł za m n ą aż pod dom . Stale otacza go arm ia chłopców którzy m ię w ten sposób śledzą: u staw iają się w placów ki a gdy koło nich przechodzę to zaczynają gw izdać, gwizd ten przechodzi z jednej placów ­ ki do dru g iej, aż dochodzi do niego. W ówczas on szybko się kryje w jakiejś b ram ie, a po d ziesięciu m in u ta ch w ychodzi, ta k aby to w yglądało że to ja przyszłam w cześniej, nie on.

D ru g i typ nazw ałam „Szatańskie oczy” gdyż oczy te są tak złe i zarazem piękne że nie m ożna ich było określić inaczej. Ten typ bardzo dużo chodził z dziew czętam i powoli rozkochując je w sobie. Teraz przez jakiś czas nie ch o d ził z niem i, chcąc się jakoś w yróż­ nić. D opiero gdy m nie zauw ażył znow u zaczął chadzać z dziew czętam i aby i we m nie w zbudzić zazdrość. G dy przechodzi koło m nie stara się mój w zrok na siebie przeciągnąć ale m u się to nie udaje, gdy on idzie to ja patrzę prosto przed siebie przyjm ując tw arz w k am ie n n ą okowę. Jego to szalenie denerw uje. W czoraj szłam on idzie za m n ą i mówi do kolegi: Ł adna dziew czyna, naw et nie usłyszałam . Tych „Typów” jest może 10. Ale gdybym każdego chciała opisać to nie w ystarczyłbyś i ty dzienniczku.

1. K undel. 2. Szatańskie oczy. 3. C hińczyk. 4. Filozof. 5. Idiota. 6. O k u la rn ik .

7. Czarny. 8. Z łodziejskie oczy. 9. K ról Bolesław. 10. D rynda. 11. Spodeczki. 12. Kawka.

1,2,3 = najpew niejsi 4,5,6 = pewni 7.8.9 = m niej pew ni

10, 11, 12 = najm niej pew ni11

N a p rzykładzie cytowanego zap isk u dobrze w idać jedną z typow ych cech g a tu n ­ kowych dzien n ik a intym nego, a więc politem atyczność. „W d zien n ik u pisać m oż­ na o w szystkim , nie istn ieje u stalona h ie ra rc h ia spraw, a przejście od jednej kwe­ stii do drugiej nie wym aga w ogóle u z a sa d n ień ” 12 - zauw aża M ichał Głowiński. N iem iecka okupacja czy realia getta rzadko sytu u ją się w ce n tru m zainteresow a­ n ia R eni, stanow ią raczej tło dośw iadczeń intym nych. N ieu sta n n e utarczk i z kole­ ż a n k am i i flirty z kolegam i to oś problem ów , z któ ry m i dziew czynka zm aga się podczas wojny. W czerw cu 1940 ro k u notuje:

D ziś na k ursie D orka dziw nie jakoś u siad ła ta k że jej w szystko było w idać. C hłopcy zaraz zaczęli się śm iać, a ona na wszystko pozw alała. M ietek strasznie chciał aby i m nie ktoś p o d niósł suknię. Ale nie odw ażyli się.13

11 D z ien n ik R eni Knoll.

12 M. G łow iński Gry pow ieściow e, PIW, W arszaw a 1973, s. 82. 13 D z ien n ik R eni K noll, zapis z 4 VI 1940 roku.

(6)

D o m in a n ta tem atyczna zapisków R eni zm usza w spółczesnego czytelnika do k o n fro n tacji z tradycyjnie jednolicie trau m aty c zn ą w izją losu Żydów p o d o k u p a­ cją niem iecką, w której nie m ieszczą się typowe dylem aty dojrzew ania, ta k bardzo absorbujące diarystkę.

Rutka Laskier, podobnie jak Renia Knoll, realizuje w swoich zapiskach m odel dzienniczka pensjonarki. Jest uzdolnioną literacko, oczytaną p anienką, przeżyw a­ jącą rozterki typowe dla okresu dojrzew ania. Ich świadectw em są zaw arte w dzien­ n ik u opisy n apiętych relacji z rodzicam i, pierw szych m iłości, kłótni z przyjaciółka­ m i, cielesnych sym ptom ów dojrzew ania. Wszystko to rozgrywa się w scenerii bę­ dzińskiego getta, którego groza od czasu do czasu niespodziew anie wkracza w świat pensjonarskich w ynurzeń. N a przykład notatkę z 6 lutego 1943 ro k u Rutka rozpo­ czyna od wyrażenia swoich nienaw istnych uczuć w stosunku do N iem ców: „chciała­ bym znęcać się n ad nim i, n ad kobietam i i dziećm i” 14 - wyznaje dziewczynka, by chwilę później przejść do opisu erotycznych doznań, jakie towarzyszyły jej podczas ostatniej kąpieli. Ten w ątek zostaje jednak przerw any w spom nieniem w ydarzeń z sierpnia poprzedniego roku, kiedy była św iadkiem sceny, w której żołnierz nie­ m iecki zabił na oczach m atki niem ow lę, uderzając jego głową o latarnię. Opis tego dram atycznego w ydarzenia płynnie przechodzi w relację ze spraw bieżących, czyli flirtu z kolegą, który kilka godzin wcześniej opuścił m ieszkanie Rutki.

G dy mowa o p en sjo n arsk ich w ynurzeniach n asto le tn ich diarystek, nie sposób nie w spom nieć o M iria m Chaszczew ackiej z R adom ska. Rów nież w jej d zien n ik u zn ajdziem y opisy flirtów , potańców ek, zw anych przez au to rk ę „b ib k am i”, cytaty z u lubionych le k tu r oraz inform acje o realiach życia w getcie, na przy k ład ceny żywności. A jednak w trak cie le k tu ry tych zapisków zaczyna n ara stać w rażenie, że M iria m odnotow uje tylko pobieżny zarys daw no m in io n y ch w ydarzeń, nie re la ­ cjonując ich na bieżąco, w żadnym sto p n iu nie czyniąc też z prow adzenia d zie n n i­ ka istotnej w swoim życiu p raktyki. Przy uw ażnym p rzy jrze n iu się jej diariuszow i, w idać spore odstępy czasu m iędzy kolejnym i zapiskam i. Bywa, że dziewczyna przez cały m iesiąc w ogóle nie sięga po pióro, a rek o rd częstotliw ości jej n o ta tek to zale­ dwie cztery pow stałe w p aź d ziern ik u 1942 roku. Z ap isk i M iria m są zawsze spóź­ nione wobec relacjonow anych przez n ią w ydarzeń, pozbaw ione szczegółowych in ­ form acji o ich p rzebiegu oraz opisu przeżyć, jakie w niej wywołały. W ydaje się, że przyczyna tkw i w b ra k u czasu, który upływa dziew czynce na n auce angielskiego, u d ziela n iu k orepetycji z hebrajskiego, pracy we freblów ce i, oczywiście, życiu to ­ w arzyskim . M iria m w yraźnie zm usza się do prow adzenia notatek . Z apis z p o n ie­ d ziałku, 15 czerwca 1942 ro k u rozpoczyna słowami:

Ju ż teraz nie pom nę ani kolejności w szystkich wypadków, które się zdarzyły od czasu ostatniego p isan ia [czyli od dwóch m iesięcy]. Zaw sze m arzyłam , żeby byl ktoś taki, kto zapisyw ałby w szystkie w ażniejsze w ypadki w raz z m oim i w rażeniam i i m oim reagow a­ niem na n ie.15

14 R. L ask ier P a m iętn ik , s. 55.

(7)

4

4

M iria m p rzyznaje, że źródło takiego stan u rzeczy tkw i w lenistw ie, co b u d z i zresz­ tą w niej poczucie winy. „Zawsze żałuję poniew czasie, że ta k m ało pisałam , bo nigdy nie chce m i się tyle w ypadków naraz opisyw ać” 16 - n o tu je 12 czerwca 1941 roku.

O dpow iedź na pytanie, dlaczego M iria m zm usza się do prow adzenia d z ie n n i­ ka, znajdziem y w no tatce z 22 w rześnia 1942 roku. D otyczy ona - wyjątkowo - w ydarzeń z dn ia poprzedniego, kiedy to do R adom ska nadeszły wieści o w ysiedla­ n iu Żydów z oddalonej o czterdzieści k ilom etrów Częstochowy.

Jeszcze 3-4 d n i i b ęd ą u nas - a wtedy. O Boże! Jak o k ru tn a jest ta pewność śm ierci - czyż śm ierci, to najgorzej - m ęczarni o k ru tn ej w dusznych, ściśniętych w agonach. [...] Jakie to głupie, ale k ro k p rzed śm iercią troszczę się o mój p am iętn ik , ale nie chciałabym by skończył gdzieś m arn ie w piecu czy na śm ietn ik u . C hciałabym , by go ktoś zn alazł - b o ­ daj N iem iec i by przeczytał. C hciałabym , by ta pisa n in a, która zaw iera zaledw ie 1/100 o krucieństw a była kiedyś praw dziw ym i w iernym d o k u m en tem naszych czasów. A w ła­ ściwie jak u m rę to cóż m nie o b ch o d zi.17

M iria m czuje się więc zobow iązana do złożenia świadectwa. W raz z upływ em cza­ su w dziew czynie, całkow icie p ochłoniętej p ro b lem am i okresu dojrzew ania, za­ czyna narastać św iadom ość tego, że być m oże n o ta tk i okażą się trw alsze od jej życia i stanow ić będ ą nie tylko źródło w iedzy o okupacji R adom ska, lecz rów nież ślad po niej sam ej. W o sta tn im zap isk u z 7 p aźd ziern ik a 1942 ro k u zaznacza, że jedyną rzeczą, któ rą „m u si” zabrać do kryjów ki, jest w łaśnie n o tes18.

Rozpoczęcie te k stu o okupacyjnych d zien n ik a ch dzieci żydow skich od położe­ n ia ak cen tu na tem atyce krotochw ilnej m oże zaskakiw ać. N ie pasuje bow iem do takiej w izji dośw iadczenia dzieci H o lokaustu, która k ładzie nacisk na jego wy­ m ia r traum atyczny, w ynikający ze skrajnego głodu, chorób i bliskości śm ierci. Tego ro d zaju tem atyka jest oczywiście obecna w om aw ianych przeze m n ie tek stach , ale w p rzy p a d k u dziew częcych w ynurzeń R eni, M iria m i R utki zajm uje m iejsce m a r­ ginalne. Z u p ełn ie inaczej wygląda to w d zien n ik u D aw ida S ierakow iaka, n iew ąt­ p liw ie je d n y m z n a jb a rd z ie j p rz e jm u ją c y c h św iadectw d o św ia d cz en ia głodu. W swoich n o ta tk ac h poświęca on dużo uw agi kw estii aprow izacji oraz codzien­

16 Tamże. 17 Tamże.

18 M iriam pisze o p lan ach ukrycia się w raz z ro d zin ą w jakim ś pom ieszczeniu, gdzie m a przebyw ać około siedem dziesięciu osób. Z daje sobie spraw ę, że takie w aru n k i niosą ze sobą ogrom ne zagrożenie. Pod w ykonaną w m aszynopisie k opią d iariu sza M iriam z n ajd u je się anonim ow a in fo rm acja o jej dalszych losach: „W d n iu 24.X.42 r. zgłosiła się w raz z m atk ą w ieczorem na ul. L im anow skiego do pełniącego tam w tedy służbę p. pol. że chcą iść do Gm. Żyd. gdyż od tygodnia są ukryte w ustępie i m ają dość tego, ostatn ie 3 d n i jadły surow ą kaszę. Z ostały odstaw ione do K om isariatu a w n astępnym d n iu w yjechały w raz z tran sp o rte m sam ochodem do C zęstochow y”. Co działo się dalej z M iriam C haszczew acką i jej m atk ą o raz jakim sposobem d z ie n n ik dziew czynki p rzetrw ał w ojnę, do d ziś pozostaje tajem nicą.

(8)

nym zajęciom : szkole, pracy, ud zielan y m korepetycjom , ze b ran io m organizacji lewicowej. Z najdziem y tu rów nież inform acje o sytuacji politycznej na świecie. Jed n ak tem atem najw ażniejszym , choć nie od razu dom inującym , jest w łaśnie głód. D zie n n ik Sierakow iaka czytać m ożna jako stu d iu m choroby głodowej. Z jednej strony, jest to sam oobserw acja chorego, z drugiej - rap o rt z głodującego m iasta.

We w torek, 13 m aja 1941 ro k u chłopak notuje: „Wczoraj u m arł jeden z uczniów rów noległej do naszej klasy, który uległ ogólnem u w yczerpaniu z głodu. N a sku­ tek swego okropnego w yglądu m ógł on zjeść w szkole n ieograniczoną ilość zup, ale nie pom ogło m u to zbytnio. Jest to trzecia ofiara w naszej k la sie” 19. O stanie, w jakim zn a jd u je się autor dzien n ik a, m ożna w nioskow ać z zapisu, k tó ry pow stał trzy d n i później. „B adała m n ie dziś lekarka w szkole i była przerażona m oją c h u ­ dością”20. D aw id dostaje od niej skierow anie na prześw ietlenie płuc, a przez to szansę na dodatkow ą zu p ę w szkole. W ychodzi jed n ak z tej przygody dość p rz e ­ straszony. „C horoby p łuc są o sta tn im krzykiem m ody w getcie. Z m ia tają lu d z i jak dyzenteria lub ty fu s”21 - czytam y w n o tatce z m aja 1941 roku. Parę d n i później D aw id z radością odnotow uje: „Od dzisiaj dostaję też w szkole dwie zupy. Zawsze człow iek lepiej się cz u je”22. Je d n ak już dwa d n i później zaznacza, że m im o d o d at­ kowej po rcji jego stan jest fatalny.

„G łodny jestem jak cholera, bo z m ego chlebka, k tó ry m iał starczyć do w torku w łącznie, śladu już nie m a ” - n o tu je w piątek , 23 m aja 1941 ro k u - „Pocieszam się, że nie jestem p o d tym w zględem jedyny”23. D aw id w swoich zw ierzeniach na te m at głodu i wywołanej n im choroby sytuuje się zwykle w obrębie szerszej w spól­ noty, którą, w zgodzie z jego lewicow ym i p rze k o n an ia m i, nazwać m ożna m asam i głodującego getta. Jest to w idoczne już w postaci powracającego wciąż zaim ka „m y”. Ta w spólnota głodujących nędzarzy przeciw staw iona jest gettowej elicie wyzyski­ waczy, skoncentrow anej wokół C haim a Rum kowskiego. W tym sposobie p a trz e ­ nia na w łasne dośw iadczenie ujaw nia się „n ied z iec in n a” perspektyw a Sierakow ia­ ka, o dm ienna od innych analizow anych przeze m n ie diariuszy. A utor zapisków z getta łódzkiego uw ew nętrznił już w cześniej pew ien zideologizow any (w szero­ k im tego słowa znaczeniu) obraz świata. Jego źródeł należy szukać w czytanych przez D aw ida pism ach L enina i M arksa, któ re chłopiec nie tylko zna, lecz rów­ nież tłum aczy, o których dyskutuje w raz z kolegam i z organizacji lewicowej. M a więc uw ew nętrznioną siatkę pojęć, system kategorii, za pom ocą których ujm uje w łasne dośw iadczenie.

Tym czasem m łodsi diaryści nie m ają jeszcze jakiejś spójnej w izji św iata. Ich zapiski to św iadectw a indyw idualnych prób usensow nienia tego, co stało się ich

19 D. S ierakow iak D zie n n ik, s. 39. 20 Tam że, s. 41.

21 Tamże. 22 Tam że, s. 43.

(9)

4

6

udziałem . W w yniku ta k ich operacji m yślowych pow stają swoiste bricolages, w k tó ­ ry ch w y d arze n ia zy sk u ją z a sk a k u jąc e dla dorosłego c z y te ln ik a u z a sa d n ie n ia , um ieszczone zostają bow iem w szczególnym , dziecięcym un iw ersu m myślowym. D ziecięcy diaryści przy p o m in ają opisanego przez C lau d e’a L évi-S traussa brico-

leura, gdyż podobnie jak on tw orzą nowe sensy z często nieprzystających do siebie

obrazów zebranych w w yniku obserw acji św iata, a nie - przez odniesienie do wy­ pracow anej w cześniej siatk i pojęć24.

M im o uporczywego głodu D aw id stara się realizow ać nie tylko w działalności społecznej, lecz rów nież naukow ej. U czy się języków, a jak m ożna sądzić z ocen, jakie otrzym uje na klasów kach oraz na m ałej m a tu rze, m u si zapew ne przygotow y­ wać się do zajęć szkolnych. W yraźną przyjem ność spraw ia m u w ysiłek in te le k tu a l­ ny, w ram a ch rozryw ki tłu m aczy na p o lski O w idiusza, a z hebrajskiego na jidysz poezję Saula C zernichow skiego. Sporo m iejsca w d z ie n n ik u za jm u ją u d zielane przez D aw ida „lekcje”. M owa oczywiście o korepetycjach, których zarów no ilość, jak i zakres m ogą w prow adzić w zdum ienie. W p aź d ziern ik u 1941 ro k u chłopiec porzuca tę form ę zarobkow ania i za tru d n ia się w w arsztacie rym arskim .

D e te rm in u ją c a k sz tałt całego d zie n n ik a perspektyw a głodującego m łodego człow ieka zostaje w yostrzona dzięki ta k im inform acjom , jak ceny żywności, jej dostaw y i jakość. Oczywiście, tego ro d zaju kw estie sk u p iają uwagę w ielu diary- stów okresu w ojny i okupacji, jednak w p rzy p a d k u zeszytów Sierakow iaka ko n ­ centracja na p roblem ie aprow izacji jest ta k duża, że m iejscam i jego zeszyty p rze­ kształcają się w proste, pozbaw ione kom entarza spisy cen, dostaw, przydziałów . M onotonia tych n otatek ro d zi w czytelniku uczucie znużenia, wywołuje chęć „prze­ skakiw ania” w le k tu rze owych aprow izacyjnych w yliczeń. Ten m ech an izm u n a ­ ocznia różnicę perspektyw , przepaść, jaka dzieli diarystę i czytelnika jego n o ta ­ tek. D aw id, odnotow ując pedan ty czn ie k ażdą uzyskaną w w arsztacie zupę i każdą ograniczoną w kolejnym p rzy d ziale rację żywnościową, pisze przecież o swoim o d d alan iu się od śm ierci lub p rzy b liżan iu do niej. Świadom ość zagrożenia życia p rzebija z każdej k a rtk i jego dziennika. W tej sytuacji kolejna łyżka zupy, d o d at­ kowy g ram m ąk i dom aga się odnotow ania. A prow izacyjnie n o ta tk i Sierakow iaka to w istocie jego rozw ażania o życiu i śm ierci.

Z ap isk i D aw ida u ja w n iają m e ch a n izm zaw ężenia h o ry zo n tu poznaw czego, będący sk u tk iem sk rajn ie złego położenia, w jakim znalazł się chłopiec. Proces stopniow ego ku rczen ia się p rze strzen i jego zainteresow ań i aktyw ności daje się prześledzić w trak cie le k tu ry d ziennika. N iem alże każda strona w szystkich p ięciu zeszytów stanow i świadectwo ta k głębokiego cierp ien ia, że każdy n astęp n y zapis jest dla czytelnika swego ro d za ju zaskoczeniem - w ydaje się bow iem niem ożliw e, że chłopiec przeżył kolejny dzień. A jed n ak piąty, o statn i zeszyt, obejm ujący okres od 11 listo p ad a 1942 ro k u do 15 kw ietnia ro k u 1943, jest już po p ro stu św iadec­ tw em agonii. D aw id ch oruje w sposób szczególnie dotkliwy, cierpiąc nie tylko z p o ­

24 Zob. C. L évi-S trauss M yśl nieoswojona, przeł. A. Zajączkow ski, PW N , W arszaw a 1969, rozdz. W iedza konkretu.

(10)

w odu głodu, lecz rów nież sta n u zapalnego skóry i ow rzodzenia całego ciała. Złe sam opoczucie spotęgow ane jest chorobą siostry25 oraz aw an tu ram i z ojcem. N ic więc dziwnego, że D aw id praw ie nie opuszcza m yślam i granic getta, a właściwie m u ró w m ie sz k an ia . T em u stw ie rd z e n iu p o zo rn ie p rzeczyłyby pojaw iające się w o sta tn im zeszycie w trącenia dotyczące politycznej sytuacji na świecie. Przyw o­ ływ ane są one jed n ak w yłącznie w tej samej funkcji, co opisy pogarszającego się sam opoczucia. W istocie bow iem D aw id n ie u sta n n ie szacuje swoje w ciąż m aleją­ ce szanse na przetrw anie.

W raz z rozw ojem choroby głodowej chłopiec trac i stopniow o zainteresow anie tym , co nie w iąże się z dolegliw ościam i cielesnym i. „Czas upływa od p o siłk u do posiłku. R esort, praca, jedzenie, sen i znów to sam o od p o cz ątk u ”26 - pisze 23 czerwca 1942 roku. Z aangażow anie w działalność o rganizacji lewicowej pow oli odchodzi w przeszłość. Po sp o tk a n iu z daw nym kolegą, N a ta n ie lem R adzynerem , k tóry należał do jej kierow nictw a i w ielokrotnie zachęcał D aw ida do w spółdziała­ nia, autor diariu sza notuje: „Ale gdyby on w iedział, jak m n ie to teraz m ało wszyst­ ko obchodzi! I jak bard zo jestem leniwy, aby gdzieś pójść i coś zrobić. N aw et czy­ tać już nie mogę. A o p isa n iu to w ogóle nie m a mowy. Czy też poczuję się jeszcze kiedyś sobą w p ełnym znaczeniu tego słow a”27. Z zapisków D aw ida em anuje boles­ na św iadom ość red u k c ji człow ieczeństwa do prostych fu n k cji fizjologicznych. D la chłopca, dla którego „żyć” znaczyło „tworzyć”, m ieć aktyw ny stosunek do rzeczy­ w istości, ta redukcja oznacza śm ierć jeszcze za życia.

20 lipca 1942 ro k u D aw id odnotow uje kolejne sp otkanie z N ata n ie le m R adzy­ nerem i przyniesione przez niego wieści o zataczającej coraz szersze kręgi d ziałal­ ności m łodzieży lewicowej w getcie. W tym kontekście S ierakow iak m a do pow ie­ dzenia tylko tyle: „Tymczasem p rzycupnąć i walczyć o życie. W ytrwać i przeżyć”28. D o postaw y D aw ida odnieść m ożna słowa B arbary E ngelking, która zauw aża, że cechą charakterystyczną sytuacji granicznej jest uw ięzienie człowieka w czasoprze­ strzeni:

D otychczasow e norm y, p o rząd ek św iata zostają zaw ieszone, przeszłość i przyszłość są nieosiągalne dla ludzi znajdujących się w bezgranicznej teraźniejszości. N ieczytelność, zm ienność, nieprzew idyw alność sytuacji granicznej sprzyja deregulacji norm życia spo­ łecznego, a w w ym iarze in d yw idualnym - deregulacji poczucia tożsam ości.29

W diarystycznej praktyce D aw ida w yraża się ciągle ponaw iane, choć w prost nie w yrażone, pytanie „kim jestem ” i „czy w ogóle jestem ” . „C zyżbym już zaczął się

25 N atalia S ierakow iak n ajpraw dopodobniej została d eportow ana do KL A uschw itz­ -B irkenau podczas akcji likw idującej getto w sie rp n iu 1944 roku.

26 D. S ierakow iak D zie n n ik, s. 145. 27 Tam że, s. 147.

28 Tam że, s. 161.

29 B. E ngelking „ C za sp rze sta ł dla m nie istn ie ć ...”. A n a liz a dośw iadczenia czasu w sytuacji

(11)

4

8

w ykańczać?”30 - pyta w no tatce z 27 sierpnia 1942 roku. P isanie staje się form ą w alki z dotykającym i autora n ie u sta n n y m i p rze m ian a m i, które zm ierzają w k ie­ ru n k u jego zniszczenia, unicestw ienia i pozostają zu p e łn ie poza jego wpływem. W tej sytuacji dla „człowieka słow a”, a za takiego uw ażam S ierakow iaka, jedynym a zarazem oczyw istym gestem obrony w łasnej podm iotow ości, integralności psy­ chicznej, poczucia zw artej tożsam ości - jest pisanie. D aw id „pisze siebie”, sam p rze d sobą potw ierdzając w łasne istn ien ie, które ciągle przecież ulega zakw estio­ now aniu przez uporczywe dolegliw ości fizyczne i świadom ość ich skutków, k tó ry ­ m i są k rólująca w getcie śm ierć, a w cześniej - u tra ta godności na co dzień obser­ w owana na p rzykładzie ojca.

P isanie jest przeciw d ziałan iem p resji ciała, której nasilen ie ro zluźnia k u ltu ro ­ wy gorset n o rm i w artości. N a te n w łaśnie aspekt p rak ty k i diarystycznej zwraca uwagę M a rta Janczew ska w tekście pośw ięconym głodow ym d zien n ik o m Ire n y H auser, Żydów ki z getta łódzkiego, i Ju ry R iab in k in a, chłopca uw ięzionego w od­ ciętym od św iata L en in g rad zie: „W obu w ybranych d z ien n ik a ch presja n a tu ry dośw iadczana przez po d m io t owocuje po staw ien iem p y ta n ia o granice w łasnej osoby, a jedyną p rze strzen ią, w jakiej jest m ożliw e poszukiw anie odpow iedzi, sta­ je się p rze strzeń d ziennika, p rze strzeń k u ltu ry ”31.

P roblem y życia codziennego, któ re w zwykłych okolicznościach nie absorbują dzieci, w sytuacji okupacyjnej stanow ią jeden z istotniejszych pun k tó w ich za in ­ teresow ań. P rzykładem tego m ogą być pieczołow icie odnotow yw ane ceny p ro d u k ­ tów żywnościowych, opatrzone zwykle kom entarzem , w którym au to r w yraża swo­ je zaniepokojenie bąd ź przerażen ie perspektyw ą zbliżającego się głodu. Bywa jed­ nak, że tego ro d zaju w yznania nie oddają rzeczyw istego położenia i uczuć m łode­ go diarysty, są raczej przyw ołaniem głosu osób dorosłych. W d z ien n ik u R eni K noll z n a jd u je m y n astęp u jącą n o tatk ę z 22 m aja 1941 roku:

Tu w ghecie w szystko jest szalenie drogie. I gdyby nie to że T atuś m a „P assir e rla u b n is s” to m usielibyśm y p o u m ierać z głodu. Np. chleb zwykły czarny z piaskiem kosztuje u nas 12 zł. A oni chcą by człow iek wyżył z k a rte k żywnościowych. D ają 2 chleby na 4 osoby na tydzień! D aw niej przed w ojną to u nas nie szło naw et fu n ta chleba dzien n ie bo człow iek sobie pojadł b ąd ź co, ale to bądź co było pożywne i tłu ste a teraz, je się i je cały d zień i się jest ciągle głodnym . W obec tego w szystkiego wysuwa się w idm o głodu i zarazy. A teraz, napiszę sobie kilka teraźniejszych ghettow ych cen aby k ied y ś....

a więc 1 jajko - 60 gr.

4 b ułeczki ta k d uże jak oczy 1 zł 20 gr. 1 litr m leka - 2 zł 50 gr

1 kg m ięsa - 12 zł 1 kg cu k ru - 24 zł

30 D. S ierakow iak D zie n n ik, s. 189.

31 M. Janczew ska M ię d zy fizjologią a kulturą. J a k zapisać głód?... N a podstaw ie dzienników Ireny H auser i J u r y R ia b in kin a , w: Stosow ność i fo rm a . J a k opowiadać o Z agładzie?, red. M. G łow iński, K. C hm ielew ska, K. M akaryk, U niversitas, K raków 2005, s. 77.

(12)

1 dkg h erb aty - 3 zł 50 gr. 1 kg m asła 35 zł 1 górek kw aszony - 1 zł.

A w K rakow ie 1 kg p o m arań cz - 18 zł. N o i żyj tu człowieku! N ie chce się .... nie mogę dokończyć bo nie m am czasu.32

M im o tych n arz ek ań na wysokie ceny żywności, o stosunkow o w ysokim sta n d a r­ dzie życia K nollów p o średnio św iadczy n ap isan a dwa d n i później relacja z u ro ­ dzin koleżanki, Z iu tk i, na których, zd a n ie m R enii, „było w strętn ie” :

Przede w szystkim przyjęła nas w ku ch n i. S iedziałyśm y przy kuch en n y m niczym nie n a ­ krytym stole. N ie było ż a d n e g o przyjęcia, p o p ro stu dziękow ałam bogu że Z uże nic nie przyniosłam . A nu d ziło się! [...] W końcu m iałam dosyć i zaproponow ałam dziew ­ czętom pójście na spacer. Z godziły się. Z iu k a zaprosiła nas na lody do Gazda. Praw ie do Gazda! który słynie z obrzydliw ych lodów ale cóż Ż u k a ta k n am aw iała że mi nie w y p ad a­ ło odm ówić. L ody nie były złe. Ale nim doszłam do d om u n ap ad ły m nie takie boleści. Że do d ziś nie w iem jakim cudem doszłam do dom u. P rzyrzekłam sobie że nie będę więcej jeść gazdskich lodów. N a przyrzeczenie nie jedzenia Ż adnych lodów nie m iałam odw agi.33

W d o k u m en tach osobistych obok sform ułow anych w prost opinii, ocen i spo­ strzeżeń, z n a jd u ją się fragm enty, w których au to r m im ochodem ujaw nia od m ien ­ ny od deklarow anego sta n rzeczy. W ta k ich pęknięciach m iędzy treścią eksplicyt- ną a sensem u k ry ty m szukać należy praw dy o dośw iadczeniu d ia ry sty 34. Skoro R enia wybrzydza na jakość lodów, a p o częstunek na p rzyjęciu urodzinow ym sta­ now i dla niej oczywistość, jest to znak, że nie dośw iadczyła jeszcze strasznego, znanego n am choćby z zapisków Sierakow iaka, gettowego głodu, często kończące­ go się śm iercią.

W śród przyw ołanych przeze m n ie dzienniczków są i takie, w których p roblem głodu w ogóle nie w ystępuje, nie dotyka bow iem autora notatek. Tak jest w przy­ p a d k u R utk i L askier, dziew czynki z zam ożnej rodziny, córki będzińskiego b a n ­ k ie ra 35, o k tórym zresztą m ilczy w swoich n o ta tk ac h , sygnalizując jednocześnie

32 D z ie n n ik R eni Knoll.

33 Tam że, zap is z 24 V 1941 roku. P odkreślenie R eni Knoll.

34 N a dw upłaszczyznow ość „wypowiedzi lu d z k ic h ” zw racał uwagę F lo rian Z n an ieck i (M iasto w świadomości jego obywateli. Z badań Polskiego In sty tu tu Socjologicznego nad miastem P oznaniem , P olski In sty tu t Socjologiczny, Poznań 1931).

35 A utorzy cytow anego w ydania d zien n ik a podają inform ację, że w sie rp n iu 1943 roku Jakub, D w ojra, R utka i Joachim L ask ier zn aleźli się w KL A uschw itz-B irkenau. M ieli zostać rozdzieleni na ram pie, skąd m atka w raz dziećm i trafiła prosto do kom ory gazowej, n a to m iast ojciec został p rzetran sp o rto w an y do obozu Sachsenhausen, gdzie jako były b a n k ie r zm uszany był do p o d rab ian ia am erykańskich dolarów i bry ty jsk ich funtów (zob. R. L ask ier P a m iętn ik , s. 21). In n e okoliczności śm ierci R utki podaje jej rów ieśniczka Z ofia M inc, która w g ru d n iu 1943 roku została przew ieziona z B ędzina do KL A uschw itz-B irkenau. W relacji złożonej w 1947 roku opisuje następujące w ydarzenia z p rzełom u 1943

(13)

O

S

sym patie lewicowe. D ziew czynka n igdy nie pisze o głodzie i niem al w ogóle nie w spom ina o k łopotach aprow izacyjnych, w ysokich cenach czy skąpych p rzy d zia­ łach żywności. A jednak w zeszycie R utki obok zapisków codziennych, w dużej m ierze skoncentrow anych na życiu uczuciow ym n asto la tk i, znajdziem y dwa k ró t­ kie opow iadania. Pierw sze nosi ty tu ł W góry i jest ro d zajem w praw ki literack iej, zapisem w rażeń z wycieczki, drugie - zatytułow ane Zim a w getcie stanow i próbę opisu przeżyć, któ re dziew czynce zostały oszczędzone:

Z im a jest dla w iększości m ieszkańców g etta w idm em nędzy i głodu. W szędzie ogonki, ogonki po kartofle, korpiele, węgiel, chleb. B iednie u b ran e dzieci w yciągają ręce do p rz e ­ chodniów . Te dzieci to stygm at szarego getta. Rodzice w ysiedleni, a dzieci rzucone na pastw ę losu p oniew ierają się po ulicy.36

Jednym z najboleśniejszych dośw iadczeń czasu w ojny i okup acji jest oczywi­ ście zagrożenie życia, śm ierć najbliższych, w ysłuchiw anie w ieści o m ordach, w i­ dok egzekucji i m artw ych ciał. D zieci w b ardzo zróżnicow any sposób odnotow ują w sw oich d zien n ik a ch tego ro d za ju w ydarzenia, czasem ledwie je sygnalizując, n iek ied y jed n ak podejm ując próby refleksji n a d nim i.

W szczególny sposób przejaw y dośw iadczeń trau m aty czn y ch zostają zasygna­ lizow ane w n o ta tk a c h D aw ida R ubinow icza. Ich au ten ty z m , polegający p rzede w szystkim na b ra k u odniesień do literac k ich wzorców w ypow iedzi, stanow i wy­ różnik jego dzien n ik a w kontekście innych tego rod zaju dokum entów osobistych. Taka form a zapisu pogłębia rów nież w rażenie osam otnienia autora notatek. D a ­ w id nie m a przyjaciół, nie w spom ina naw et o kolegach, n ie znajd u je również w spar­ cia w rodzinie an i w śród nauczycieli. Jego dośw iadczenia nie zostają rów nież usen- sow nione w w ym iarze relig ijn y m . W rażenie o sa m o tn ie n ia i b ez rad n o śc i wobec n arastający ch zagrożeń zostaje spotęgow ane zm aganiam i, jakie D aw id toczy z ję­ zykiem , by opisać zm ieniającą się wciąż rzeczywistość i nazwać zw iązane z tym uczucia. C zytelnicy dzien n ik a stają się św iadkam i jego w alki o słowo.

W języku zapisków D aw ida początkowo zw racają uwagę em ocjonalne p u en ty p rzy p o m in ają ce ludow e p o rze k ad ła , na p rz y k ła d po opisie k o lejn y ch m ordów w okolicznych w siach i w K ielcach n o ta tk ę zam yka konstatacja: „W ta k ich okrop­ nych i złych w aru n k ach przechodzą dnie i tygodnie pełne trw ogi i grozy”37. W ar­

z B ędzina [R utka m iała wówczas 14 lat]. Była taka śliczna, że naw et d r M engele zw rócił na nią uwagę. W tedy w ybuchła epid em ia tyfusu i cholery. R utka

zachorow ała na cholerę i w ciągu kilk u godzin zm ien iła się nie do poznania. Z ostał z niej tylko m arn y ślad. Sam a ją zaw iozłam na taczce od śm ieci do krem ato riu m . Błagała m nie, bym zaw iozła ją do drutów , to rzuci się na nie i p rą d elektryczny ją zabije, ale za taczką szedł SS-m an z k arab in em i nie pozw olił na to. G dy w racałam z p u stą taczką, zobaczyła m nie blokow a nasza i przeznaczyła do

L eich en k o m m an d o ” (R elacja Z ofii M inc, Ż IH , sygn. 301/2484). 36 R. L ask ier P a m iętn ik , s. 121.

(14)

tość inform acyjna tego zdan ia jest n ikła. P ełni ono raczej fu nkcję ekspresyw ną, a p rzede w szystkim oddaje atm osferę p an u jąc ą w otoczeniu chłopca. S pójrzm y na jeszcze jeden, p odobny przykład:

N asz sąsiad rów nież był w B ielinach to pow iedział, że ich nie puszczą tylko była to jakaś k om binacja, ale jaka to nie w iadom o. Pow iedział jeszcze że ten kraw iec od fu ter to może już jest zastrzelony, tu żeśm y się cieszyli, że ich puszczą a tu m asz. G dy tylko jest choć o drobinę nadziei, gdy zaświeci jeden prom yczek dla nas to przyjdzie zaraz jakaś burza i już po w szystkiem u. Ten kraw iec zostaw ił siedm ioro dzieci co teraz biedne sieroty p o ­ czną, tow ar co m ieli to im z ab ra li a teraz jeszcze k arzą żeby m atka się staw iła na p o ste ru ­ nek. Zachow aj Boże co te bestje w yrabiają z lu d źm i.38

I jeszcze zdanie, tym razem zam ykające n o ta tk ę z 24 k w ietnia 1942 roku, w której D aw id n arzeka na zubożenie rod zin y i wysokie ceny żywności: „Żeby Bóg dał żeby w ojna się czem prędzej skończyła, jak będzie dłużej to n ik t praw ie nie p rzetrzym a ta k okrutnej w ojny i okropnych to r tu r ”39.

W yrażenie tru d n y c h uczuć, jak strach, złość, o sam otnienie, to b ardzo pow ażne wyzwanie dla niew praw nego diarysty, który w tej sytuacji sięga po pow tarzane przez innych opinie i sform ułow ania. W przytoczonych frag m en tach dzien n ik a w yraź­ nie w ybrzm iew a cudze słowo40. Z apożyczenie obcej frazy bard zo często pojawia się w n o ta tk ac h D aw ida, zwłaszcza tych, które dotyczą drastycznych w ydarzeń. C zytelnik bez tru d u usłyszy w n ic h kobiecy lam en t albo pew ne form uły p rzekazy­ w ane w raz z p lo tk ą z ust do ust. N iew ątpliw ie spotykam y je w za p isk u z kw ietnia 1942 roku, gdzie D aw id relacjonuje wieść o ro zstrz ela n iu dziew czynki z K rajna, która nie zastosow ała się do ro zporządzenia o godzinie policyjnej: „Taka dziew ­ czyna jak kw iat żeby ona m ogła być zastrzelona to już chyba będzie koniec świata. Ż eby n ie było jednego dnia spokojnego”41. „D ziew czyna jak kw iat”, „koniec świa­ ta ”, „żeby nie było jednego dn ia spokojnego”, „zachowaj Boże, co te bestie w yra­ b ia ją z lu d ź m i” - to w szystko elem enty swego ro d zaju frazy lam entacyjnej pow ta­ rzanej zapew ne w otoczeniu D aw ida. D zięki ta k im niew yodrębnionym w tekście przyw ołaniom daje się wyczuć na k a rta c h d zien n ik a żywioł słowa m ów ionego. N iesie on echa atm osfery n apięcia, p an ik i, żalu i rozpaczy. „Żywa w ypow iedź, sen­ sownie sform ułow ana w jakim ś m om encie historycznym w społecznie określonym środow isku, m usi zaczepić tysiące żywych dialogow ych nici, które wokół danego p rze d m io tu w ypow iedzi oplotła św iadom ość społeczno-ideologiczna, m u si stać się aktyw nym uczestn ik iem dialo g u ”42 - p o dkreślał M ichaił B achtin. W ta k ro zu m ia­

38 Tam że, s. 76. 39 Tam że, s. 79.

40 Por. M. B achtin E stetyka twórczości słow nej, przeł. D. U licka, PIW, W arszaw a 1986. 41 D. R ubinow icz P a m iętn ik , s. 69.

42 M. B achtin P roblem y p o etyki D ostojewskiego, przeł. N. M odzelew ska, PIW, W arszawa

(15)

5

2

nej w ypow iedzi pobrzm iew ają cudze słowa, oceny, akcenty - społeczna atm osfera otaczająca jej p rzedm iot. I choć D aw id Rubinow icz nie p o trafi z epickim ro zm a­ chem nak reślić w ydarzeń rozgryw ających się wokół niego, to przez fakt, że dla opisania w łasnych uczuć sięga po cudze słowo, niejako m im ochodem w prow adza nas w k lim at swojego otoczenia.

L am ent, jak pisze Roch Sulim a, „jest zn a k ie m ro zdarcia «tkanki» m ięd zy lu d z­ k ich stosunków , rozerw ania ogniw rodzin n o -sąsied zk ich , sygnałem zaw ieszenia m iędzy bytem a n ie b y tem ”43. Pojawia się w odpow iedzi na zm ianę, któ ra grozi p o p ad n ięc iem w chaos. L am entow anie jest pow iad am ian iem o zm ianie, najczę­ ściej o śm ierci, a więc o n aru sz en iu porząd k u , m a zarazem sym boliczny potencjał scalający, ro d zi więź kultu ro w ą lub religijną, która podtrzym ać m a to, co uległo zachw ianiu. Zaw odzenie lam entacyjne nie jest form ą ekspresji indyw idualizm u, to raczej pow ierzenie siebie w raz z cierp ien iem w spólnocie. „Tonacja lam entacyj- na tow arzyszy ludziom , przeżyw ającym dotkliw ie swoją sam otność, swoje odosob­ n ie n ie ”44 - zauw aża Sulim a.

N ie znając konw encjonalnych sposobów literackiej ekspresji strac h u i ro zp a­ czy, D aw id robi coś niezw ykle trudnego; poprzez zaw ieszenie to k u wypowiedzi, przez w prow adzenie do niej słowa silnie dialogowego w skazuje na dośw iadczenie trau m aty czn e, nie nazyw ając go jednocześnie. N ie po trafi go bow iem an i in te le k ­ tu a ln ie , an i em ocjonalnie oswoić.

T em at śm ierci jest obecny rów nież w zapiskach R eni K noll, która p otraktow a­ ła go jed n ak w dość zaskakujący sposób. Śm ierć nie wiąże się tu ani z okupacją, ani z d ziała n ia m i w ojennym i, nie jest w ynikiem głodu, tyfusu czy gruźlicy, nie jest to m o rd dokonany przez okup an ta. Śm ierć pojawia się w dom u dziew czynki w raz z przybyciem w uja Ignacego: „We w torek przyjedzie do nas ze szpitala w ujek Ignacy, praw ie do nas! ale nie wolno nic mówić bo są to jego ostatnie życzenia przecież on m a rak a na w ątrobie więc jego godziny są policzone. O ddam y m u cały pokój a m y b ędziem y w k u c h n i”45. W tym fragm encie uderza gotowość K nollów do drastycznego pogorszenia ich i ta k niełatw ej sytuacji bytowej po to, by spełnić wolę um ierającego człowieka. Jak się później okaże, d n i w uja Ignacego nie były aż ta k policzone, jak się początkow o wydawało, a szlachetny gest rod zin y zam ienił się w pow ażne wyrzeczenie. W no tatce pow stałej dziew ięć d n i później czytamy: „Wujciowi nie grozi obecnie żadne niebezpieczeństw o ale m a ta k silną anem ię, sp u ch n iętę nogi i astm ę że się nie m oże podnieść z łóżka i leży jak kłoda ta k i b la­ dy jak ściana. M am usia strasznie żałuje że go w zięła do siebie człowiek jest tak strasznie skrępow any an i się ubrać an i um yć”46.

43 R. S ulim a S łow o i etos, Z ak ład W ydaw niczy FA ZM W „G alicja”, K raków 1992, s. 81. 44 Tam że, s. 87.

45 D z ien n ik R eni K noll, zapis z 14 VI 1941 roku. 46 Tam że, zap is z 22 VI 1941 roku.

(16)

N iem al m iesiąc później, 6 lipca 1941 ro k u , R enia opisuje śm ierć w uja, który skonał w m ieszk an iu K nollów po n ie fo rtu n n ie w ykonanej tran sfu z ji krwi. Po czym dziew czynka odnotow uje:

W ciàgu У roku U m arli: Ju rek , 16 lat, C iocia Pola 42 lata i w u jek A zek 50 lat. G dy Ju re k u m arł w O św ięcim iu w obozie koncentracyjnym to m yśleliśm y że oszalejem y z rozpaczy gdy u m arła, otruw szy się ze zgryzoty jego M a tk a C iocia Pola już rozpaczaliśm y m niej, a gdy u m a rł w ujek nie zrobiło to na nas takiego w rażenia. Po p ro stu przyzw yczailiśm y się d o . śm ierci.47

W o sta tn im akapicie tej n o ta tk i R enia zdradza to, co pom inęła w dzien n ik u . P rze­ cież podczas tego półrocza, któ re przyniosło dotkliw e straty w jej rodzinie, dziew ­ czynka prow adziła zapiski! Śm ierć pojaw ia się w d zien n ik u dopiero wtedy, gdy dosłow nie w kracza do dom u dziew czynki. To p rzypom ina, jak b ardzo subiektyw ­ nym d o k u m en tem osobistym jest d ziennik, zależny od kaprysu, fantazji, n astro ju diarysty. M ożna go rów nież czytać jako niezależne od in te n cji autora świadectwo d ziałania m echanizm ów rządzących jego psychiką.

W zapiskach R eni przez długi czas nie pojaw ia się obecny w jej dośw iadczeniu te m at śm ierci, który w d zien n ik u jest jakby „zagadyw any”, p rze słan ian y głównie przez p roblem atykę typow ą dla w ieku dojrzew ania. D ostrzec w tym m ożna szcze­ gólną m etodę rad zen ia sobie z trau m ą, w ypieranie jej z obszaru refleksji, przeciw ­ działanie w p isan iu jej w pole świadom ości. In n y m i słowy, m ożna postaw ić tezę, że n o ta tk i R eni kryją w sobie grozę, któ ra została nie tylko przem ilczana, lecz przede w szystkim p rzesłonięta egzaltow anym często szczebiotaniem podlotka.

W arto też zwrócić uw agę, że jak b y m im o ch o d e m R enia zd ra d za n a p ię tą a t­ m osferę p a n u ją c ą w dom u, gdzie przybycie krew nego oznacza zm n iejszen ie p rz e ­ strz e n i życiowej p ozostałych członków rodziny. D ziew czynka od czasu do czasu o pisu je też k łó tn ie rodziców i swoje rozgoryczenie z pow odu zachow ania ojca, k tó ry w zw iązku z n ara sta ją c y m g łodem coraz b ard z iej zaczyna koncentrow ać się na grze w karty, będącej ucieczką od pro b lem ó w dn ia codziennego. W pew ­ nym m om encie R enia żali się: „już n ie w iem y co robić z tym k arc iarze m . N ie w olno w te n sposób m ówić na swojego O jca, ale ja z m o im fata ln ie w p a d ła m ”48. W okupacy jn y ch re a lia c h d o rośli często p rz e sta ją być o p arc iem dla swoich d o ra­ stających dzieci. R ozczarow anie postaw ą rodziców jest stałym w ątk iem d ziecię­ cej d iary sty k i, p o d o b n ie jak atak i złości na n ic h czy kąśliw e uw agi na ich tem at. W arto bow iem p a m ię ta ć , że n ie z a le ż n ie od k o n te k stu okupacy jn eg o , a u to rz y n o ta te k byli n a s to la tk a m i i w typow y dla tego ok resu życia, żywiołowy sposób przeżyw ali swoją relację z o p ie k u n am i. We w sp o m n ie n ia ch pow stałych post fa c ­

tum w ątek n a p ięty c h re la c ji z ro d zic am i n ie pojaw ia się często, być m oże jest

zbyt intym ny, m oże też wydaw ać się n ie isto tn y czy n iestosow ny w k o n tek ście re la c ji z w ojennej epopei, a w k o ń cu - niew ykluczone, że w iąże się z poczuciem

47 Tam że, zapis z 6 V II 1941 roku.

(17)

54

w iny dorosłych dzieci H olo k au stu . Takiej au to ce n zu ry nie spo tk am y choćby w za­ p isk a ch D aw ida R ubinow icza, gdy szczegółowo i b ard z o em ocjo n aln ie o d n o to ­ w uje on p rze b ieg k łó tn i, podczas k tó rej ojciec b ije go dotkliw ie sprzączką od p a sk a 49. P rz ejm u jąc y opis ro d zin n e j aw a n tu ry z n a jd z iem y rów nież w n o ta tk a c h E ste ry /M in i z g etta łódzkiego. Tu źró d łem kryzysu jest n iew yobrażalny głód. 11 m arca 1942 ro k u dziew czynka notuje:

Z ęby m nie bolą i jestem bardzo głodna lewą nogę m am odm rożoną. Z ja d łam praw ie cały m iód. Co ja zro b iłam jaka jestem sam olubna czym one se sm aru ją ten kaw ałek chleba co one na to pow iedzą. O m am o jakże jestem niegodna ciebie ty tak ciężko pracujesz. Prócz ciężkiej pracy w resorcie m a jeszcze poboczną od jednej k obiety co stoi z b ielizn ą na ulicy. M am a m oja o k ropnie w ygląda zu p ełn ie ja k cień pracuje bardzo ciężko. [...] Psze- cież ja wcale nie m am serca jestem w prost bezlitosna. W szystko co mi pod rękę w pada zjadam . D ziś pokłóciłam się z ojcem ob rzu ciłam ojca obelżyw ym i słow am i a naw et go przeklęłam . A było to dlatego wczoraj zw ażyłam 20 dgk zacierek n a za ju trz w zięłam se łyżeczkę z acierek w ieczorem gdy ojciec w rócił zważył jeszcze raz oczywiście że brakow a­ ło. O jciec zaczął mi zwym yślać m iał rację byż czyż nie w olno zjeść te pojedyncze deka co prezes daje do gotow ania? Z denerw ow ałam się i pszeklnęłam go. Co ja zrobiłam jakże żałuję to co się stało lecz to co się staje nie może się odstać. O jciec mi tego nigdy nie przebaczy nie będę m u m ogła nigdy w oczy spojżyć. S tanął przy o knie i zaczął płakać jak m ałe dziecko. O bcy go naw et nigdy nie o b raził tak jak ja wszyscy pszytym już byli w d o ­ m u. Ja czym prędzej położyłam się do łóżka nie jedząc kolacji m yślałam że um rę z głodu gdyż po całym d n iu dopiero się posilam y w ieczorem . Z asnęłam obudziłam się dopiero 0 godz. 12 w nocy. M am a jeszcze szyła pszy m aszynie. G łód m i o k ropnie d okuczał ze­ szłam i zjadłam . U nas byłaby szczęśliw a rodzina gdybym ja nie zakłucała spokój w szyst­ kie aw an tu ry wyw ołane są pszezem nie. Jak aś zła ręka m ną tak k ieruje. Jakże pragnę być in n a lecz nie m am dużo silnej woli kom u ja to mogę opow iadać. D laczego nie m a takiego człow ieka który by m nie prow adził dlaczego m nie n ik t nie uczy do siostry czuję w stręt 1 jest mi z u p ełn ie obca. Boże prow adź m nie ku dobrem u.

D zisiaj wyszła racja 8 kg brykietów dla tych co nie b o rą w k u c h n i.50

Przyw ołany fragm ent dzien n ik a daje n am w gląd w specyficznie dziecięcy m echa­ n izm b ran ia odpow iedzialności za ogół nieszczęść. Otóż dla naszej b o h aterk i głód jest oczywistością, w o d n iesien iu do której człowiek sytuuje in n e aspekty swojego życia. A by przeżyć, m usi n im „zarządzać”, zm uszony jest też przestrzegać okreś­ lonych n o rm życia społecznego. Gdy dziew czynka łam ie tak ą zasadę, bierze na siebie całą w inę za zastan ą sytuację. N ie po m stu je na o k u p an ta, nie krytykuje organizacji życia w getcie, nie oskarża Boga za niezaw inione cierpienia. Sama czuje się odpow iedzialna, tym b ard ziej, że strach i poczucie w iny p o p ch n ęły ją do kolej­ nego w ykroczenia - n a u b liża n ia ojcu. W jego rozpaczy w idzi przede w szystkim efekt swojego „skandalicznego” zachow ania. C zytelnik dzien n ik a dostrzeże tu ra ­ czej d ram at bezsilnego człow ieka, k tóry zm uszony jest patrzeć, jak u m ie rają jego dzieci. N ależy p am iętać , że za p isk i dziew czynki u k az u ją jed en z kryzysow ych

49 D. R ubinow icz P a m iętn ik, s. 85. 50 D z ie n n ik E stery /M in i.

(18)

m om entów w h isto rii getta. W Kronice getta łódzkiego z tego okresu zn ajd u jem y liczne świadectwa panującego ta m przygnębienia, szczególnej nerwowości, na p rzy­ k ła d długą listę w ydarzeń św iadczącą o praw dziw ej eru p c ji sam obójstw w śród m ieszkańców dzielnicy za m k n ię te j51.

W ojna dla zdecydow anej w iększości dzieci była dośw iadczeniem em ancypacji rozum ianej jako u sam odzielnienie. Stanow iło ono efekt zm iany kon fig u racji ról społecznych w rodzinie. Zazwyczaj im gorsze położenie rodziny, tym aktyw niej­ sza i w ażniejsza w niej fu nkcja dziecka. M odelow ym p rzykładem takiej sytuacji jest m ały szm ugler u trzym ujący przy życiu uw ięzionych w getcie b liskich. Isto tn ą konsekw encją tru d n ej sytuacji m a teria ln ej i zam ian y ról w obrębie rod zin y był stan psychiczny rodziców. Z analizow anych tu dokum entów autobiograficznych, które w tym aspekcie tru d n o oczywiście uważać za reprezentatyw ne, uderza k ry­ zys, jaki przech o d zili ojcowie - głowy rodzin. D zieci opisują takie ich zachow a­ nia, w k tórych w spółczesny czytelnik bez tru d u dostrzeże klasyczne objawy de­ presji. D otyczy to oczywiście rów nież m atek. Jed n ak to ojcowie dopuszczają się jednego z najw iększych wówczas przestęp stw - kradzieży żywności przeznaczonej dla rodziny. N ależy n a tu ra ln ie p am iętać, że ta kradzież oznaczała zjedzenie na przy k ład k ro m k i chleba, ale zarazem ta krom ka m ogła być d zien n ą racją żywie­ niową. Tego ro d zaju zachow ania są źródłem pojaw iającego się w analizow anych tu św iadectw ach pogardliw ego sto su n k u dzieci do w łasnych ojców.

Ten m otyw w yłania się w zeszycie D aw ida S ierakow iaka, obejm ującym okres od 18 m arca do 31 m aja 1942 roku, a n astęp n ie wciąż pow raca na k arty d ziennika aż do chw ili śm ierci ojca. C hłopiec opisuje n arastające w rodzinie napięcie, p rze­ radzające się w reg u larn e aw antury, wywołane postępow aniem M ajlecha S ierako­ w iaka. Z łam an y głodem ojciec okrada b lisk ich z p ie n ięd z y i pożyw ienia. W raz z upływ em czasu jego postępow anie będzie zajm ow ać coraz więcej m iejsca w ze­ szytach syna, szczególnie w ostatn im , opisującym sytuację rod zin y już po śm ierci m atki. Tu ojciec nazyw any jest ty ran em i złodziejem , k tó ry pod nieobecność p ra ­ cujących dzieci zjada ich p rzydział żywności, jednocześnie nie czyniąc nic, by z n a­ leźć pracę. W dom u n ie u sta n n ie w ybuchają aw antury, trw ające praw ie do śm ierci ojca, a w ięc do 6 m arca 1943 roku. N ależy podkreślić, że p rze d m io te m prow adzo­ nych tu rozw ażań są przede w szystkim d zien n ik i pisan e w gettach, gdzie m ężczy­ znom było b ardzo tru d n o p ełnić fu nkcję żyw iciela i opiekuna, podstaw ow ą dla przedw ojennego m o d elu rodziny, nie tylko żydowskiej zresztą. „Świeżo w yizolo­ w ana społeczność składała się z bezsilnych m ężczyzn i kobiet, których nie m iał kto utrzym yw ać”52 - zauw aża R aul H ilberg. N a to, że dośw iadczenie H olokaustu było często źródłem odm iennych problem ów i dram atów dla kobiet i m ężczyzn,

51 K ro n ika getta łódzkiego, red. D. D ąbrow ska, L. D obroszycki, t. 1, W ydaw nictw o Ł ódzkie, Ł ódź 1965, s. 427. Z n a jd u je się tu in w en tarz w szystkich sam obójstw i okoliczności, w jakich zostały one popełnione.

52 R. H ilb erg Spraw cy, ofiary, św iadkowie. Z agłada Ż yd ó w 1 9 3 3 -1 9 4 5 , przeł.

(19)

56

zaw raca rów nież uwagę N echam a Tec, u p atru jąc przyczyn tej sytuacji m iędzy in ­ n ym i w przedw ojennym m odelu życia społecznego53.

Przyw ołane tu d zien n ik i pokazują, że dzieci nie p rzy jm u ją roli osoby dorosłej i swojego w ym uszonego usam o d zieln ien ia z radością, czego zn a k ie m jest pow ra­ cający w zapiskach m otyw szkoły jako p rze d m io tu m arzeń i to nie w sensie m ożli­ wości rozw oju intelek tu aln eg o , k ontaktów rów ieśniczych, ale p rzede w szystkim - jako sym bolu utraconego świata, w któ ry m przysługiw ała im rola ucznia, a więc dziecka w łaśnie. „Przez całą w ojnę uczę się sam w dom u. G dy sobie przypom nę - jak chodziłem do szkoły to m i się do płaczu z b iera”54 - czytam y w n otatce D aw ida Rubinow icza z 12 sierp n ia 1940 roku. Z kolei R enia K noll sporo narzeka na kursy, bo nie zawsze odpow iadają jej nauczyciele, często kłóci się z kolegam i, kiedyś zo­ staje naw et oskarżona o składanie profesorom donosów na innych uczniów. W tym kontekście zaskakująco b rzm i jej w yznanie z 10 lipca 1940 roku, a więc na kilka d n i p rze d rozpoczęciem przez ku rsan tó w wakacji:

Tęsknię za tobą szkoło! n aju k o ch ań sza przyjaciółko dzieci. D o tąd nie w iedziałam co stra ­ ciłam ale teraz kręcę się osow iała po m ieście w iem czym byłaś O przyjdź! Przyjdź! ukoj m ą duszę m e serce O przyjdź i otrzyj łzy tęsknoty! Raz spytała m i się jedna p an i dlaczego tęsknię za szkołą? N ie w iem , nie w iem dlaczego nie potrafię w kilk u logicznych słowach pow iedzieć dlaczego ale to wiem że tęsknię za: szeregiem szarych ławek, za nerw ow ą lecz u k o ch an ą p ostacią N auczyciela krążącą po klasie za m iłym i „g ęb u siam i” koleżanek i ko ­ legów za u p strzonym obrazem m ap y za tym niebem błęk itn y m w idzianym z okna a n a j­ więcej za prądem ośw iaty któ ry dążył do mego m ózgu ośw ietlając go zwycięskim św ia­ tłem n au k i!55

Zacytow any fragm ent pokazuje, że z perspektyw y uczennicy nie było obojętne, czy uczęszczała do szkoły, czy na kom plety. Poza organizacyjnym i i m erytorycz­ nym i w zględam i ogrom ną rolę odgrywał tu p otencjał sym boliczny, jaki niesie ze sobą szkoła - zn ak norm alności, ła d u i bezpieczeństw a.

W d zien n ik u K nollów ny znajd ziem y rza d k i p rzy k ład tego, że finansow e w spie­ ran ie rod zin y przez dzieci nie zawsze m usiało wiązać się z podejm ow aniem n ie ­ bezpiecznych, m ęczących i nielu b ian y ch p rzez nie form aktywności. M ogło p rze ro ­ dzić się w pasjonujące, przynoszące m nóstw o satysfakcji zajęcie. Pod koniec lipca 1941 ro k u R enia notuje:

Z ałożyłam sobie biblioteczkę a dzieci które b ęd ą do niej należeć b ęd ą płaciły dzie n n ie 10 gr. Z początku bardzo mi było szkoda m oich czyściutkich książeczek ale pocieszam się, że za te p ieniądze k upię sobie z końcem m iesiąca dużo in n y ch książek .56

53 Zob. N. Tec Resilience and courage: w om en, men, and the H olocaust, Yale U niversity Press, N ew H aven, L ondon 2003.

54 D. R ubinow icz P a m iętn ik, s. 10. 55 D z ie n n ik R eni Knoll.

(20)

W połow ie sie rp n ia dziew czynka z rad o ścią odnotow uje sp e k ta k u la rn y sukces swojego przedsięw zięcia:

B iblioteczka idzie znakom icie obecnie m am 31 abonam entów . Czyli 3 zł 10 gr. d ziennie. N ieraz to się m ożna uśm iać. N a p rzykład przed wczoraj był się w pisać jeden chłopak, ja się go pytam : ja k ty się nazywasz? H e n ek G iegm an albo Ł aciata Krowa!!57

S pośród w szystkich w ym ienionych przeze m n ie dziecięcych dzienników na szcze­ gólną uwagę zasługują n ieopublikow ane jak d o tą d n o ta tk i Jerzego F eliksa U rm a- na, k tóry w d n iu w ybuchu w ojny m iał zaledw ie siedem lat, był więc znacznie m łod­ szy od innych b ohaterów tego tek stu . W p aź d ziern ik u 1943 ro k u jego ojciec podjął decyzję o ucieczce z g etta stanisław ow skiego i u k ry ciu ro d zin y w D rohobyczu, w m ie sz k an iu byłej służącej swojego b rata. Tam w łaśnie Jerzyk prow adził zapiski przez kilkanaście dni, ostatnie słowa kreśląc 12 listopada 1943 roku, a więc w p rzed­ dzień swojej tragicznej śm ierci58

Tym, co czyni jego św iadectw o w yjątkowym , jest przede w szystkim p rz e n ik li­ wość, z jaką jedenasto letn ie dziecko kreśli p o rtre t psychologiczny H eli, owej słu ­ żącej, u której ukryw ała się ro dzina U rm anów. W zapiskach Jerzyka została ona ukazana jako osoba czerpiąca swoiste psychologiczne p rofity w ynikające z odw ró­ cenia h ie ra rc h ii społecznej. U rm anow ie, a więc jej dotychczasow i zam ożni i wy­ kształceni pracodawcy, stali się całkow icie zależni od dobrej w oli bądź k aprysu swojej daw nej służącej. W ykorzystując tę sytuację H ela, zachow uje się arogancko, a czasam i w ręcz o k ru tn ie, na p rzykład podając sprzeczne inform acje dotyczące sytuacji w m ieście czy też losów członków rodziny Urm anów. W niedzielę, 12 w rześ­ nia 1943 ro k u Jerzyk zanotow ał tak ą scenę:

H ela w róciła już od T ierstów - i nic nie mówi.

D o p iero p arę g odzin po o b ied z ie, gdyśm y z T atusiem sied zieli p rzy stole, H ela - w racając ze swojego p okoju - stan ęła, u śm iec h n ęła się głupaw o i pow iedziała: „N o, już była w iadom ość od P ana E m ila [wuja Jerzyka], że p rzeszed ł g ran icę a pan T ie rst p o ­ w iedział, że szkoda, iż wyście nie poszli z n im ”. Po tych słow ach w yszła do k u c h n i, nie zd ąży liśm y ją o cośkolw iek zapytać. Po pew nej chw ili jej g adatliw ość je d n a k nie w y­ trzym ała: w eszła i zaczęła opow iadać z tym sam ym głupaw ym uśm ieszk iem na tw arzy - pan T ie rst pow iedział, że p an a E m ila n a p ad li, obrabow ali, obili, w ydali na gestapo i zdaje się, że już nie żyje. T ak za pierw szym , jak i za d ru g im razem nie w ątp iłem , że „bierze ona nas na kaw ał”; ale podczas gdy dotychczas m yślałem , iż trzy m a ona nas p rzez szlachetność - to jed n a k jej ton i zachow anie się podczas u d z ie lan ia nam tak w ażnej wzgl. sm u tn ej now iny w skazyw ało albo na b ard zo o g ran iczo n y um ysł, albo na „ S c h ad e n freu d e ”.59

57 Tam że, zap is z 13 V III 1941roku.

58 Zob. „ I ’m no t even a g row n-up.” The D iary o f J e r z y Feliks U rm an, transl. by A. R u d o lf and J. Voit, ed. and in tro d . by A. R udolf, M en ard P re ss/K in g ’s C ollege, L ondon 1991.

(21)

58

C hłopiec opisuje rów nież zdum iew ające w jego oczach zachow anie H eli, która jako w idz z entuzjazm em uczestniczy w swoistych w idow iskach, ja k im i są p u bliczne egzekucje dokonyw ane na m iejscowej ludności. Z darza jej się przerw ać posiłek, by zdążyć na egzekucję, lub żałować, że została ona odwołana. Pod datą 5 listo p a­ da 1943 ro k u Jerzyk relacjonuje:

...p o dłuższym czasie H ela w róciła w ściekła, że szła się patrzeć na egzekucje d arem n ie, bo m ów iono jej, że m ają dzisiaj rozstrzeliw ać ukraiń sk ieg o księdza i 6 kobiet. Ledwo jeszcze nie zjadła ob iad u , a w pada M arysia: „C hodź już, ta nic nie zobaczysz; przecież m u sim y m ieć pierw sze m iejsca, jeżeli chcem y coś w idzieć”.

H ela przerw ała n aty ch m iast jedzenie, śpiesznie się u b rała i wyszła. D łu g i czas nie było jej w dom u. Po p a ru godzinach w róciła, weszła do pokoju bez p rzyw itania i nic nie mówiła. N au m y śln ie o nic jej nie pytaliśm y; w końcu nie m ogła w ytrzym ać z z am k n ięty ­ m i ustam i, więc z d rad z iła się p rzed nam i, że egzekucję odłożono na ju tro .60

O koliczności śm ierci Jerzyka znam y dzięki relacji jego rodziców. 13 listopada 1943 ro k u do m ieszkania H eli wkroczyło gestapo. Istn ieje przypuszczenie, że ro ­ dzina U rm anów została zadenuncjow ana przez sąsiadki. D oktor Izydor U rm an zaopatrzył w cześniej swoich b lisk ich w cyjanek potasu , który m iał stanow ić za­ bezpieczenie na ta k zw aną czarną godzinę. Jerzyk uznał, że taka w łaśnie wybiła, gdy w trak cie grabieży m ieszkania gestapow iec uderzył ojca kolbą k ara b in u . R o­ dzice tw ierdzą, że d ram atyczny kro k syna uratow ał im życie. W idząc sam obójstw o chłopca, opraw cy po p ro stu opuścili m ieszkanie.

P róbując pokazać, w jaki sposób różne aspekty życia codziennego pojaw iają się w dziecięcych diariuszach, nie pow inniśm y zapom inać o tym , że sam o prow a­ dzenie tak ich zapisków m ieści się w łaśnie w obszarze p rak ty k codziennych. W przy­ p a d k u obszernych, jedno- lu b kilkuzeszytow ych diariuszy w raz z upływ em czasu m ożna zauw ażyć zw iększenie częstotliw ości zapisów i ich rozm iarów . Aby to zro­ zum ieć, m u sim y spojrzeć na d zien n ik jako na swoistą p rak ty k ę codzienności. P ro­ w adzenie zapisków staje się stałym p u n k te m p ro g ram u dziennego lub tygodnio­ wego, przekształca w rodzaj przyzw yczajenia czy naw et przym usu. W arto jednak zapytać, jaka potrzeba stoi za tym zw yczajem czy też koniecznością.

W ydaje się, że prow adzenie dzien n ik a staje się czym ś na kształt gw aranta sta­ b ilności świata w sytuacji ogólnej niepew ności w najb ard ziej elem en tarn y ch ob­ szarach egzystencji. C iągłe zm iany cen i przydziałów żywności, zm iany godziny policyjnej, niepew ność za tru d n ie n ia , konieczność przeprow adzek, wieści o kolej­ nych rep resjach o k u p an ta, a z drugiej strony - optym istyczne pogłoski, p rze p o ­ w iednie, p lo tk i - to w szystko wpływało na destabilizację obrazu świata, a n ajb liż­ szą naw et przyszłość czyniło nieprzew idyw alną. Prow adzenie d ziennika nabiera w tej sytuacji c h a ra k te ru pow tarzalnego ry tu ału , staje się być m oże jedynym trw a­ łym p u n k ie m odniesienia w zm ieniającej się wciąż rzeczyw istości. O sam otnione dzieci, nie zn ajd u jąc w ystarczającego w sparcia w śród przyjaciół i najbliższych,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Gdyby pan położył przede mną dwie książki, po hebrajsku i polsku, ja bym automatycznie wziął do ręki polską książkę, nie hebrajską.. Dwie różne, dwie takie same

[r]

DRUKARNIA UNIW ERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO, KRAKÓW,

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

Podać przykład izometrii, która nie jest

[r]

Władysław Ludwik Panas urodził się 28 marca 1947 roku w Dębicy, niedaleko Rymania.. Był najmłod- szym dzieckiem Józefa i

To, co tomistyczny punkt wi- dzenia na moralność pozwala nam powie- dzieć, to to, że w każdej sytuacji, w której się znajdziemy, gdy podejmowane są dane decyzje