• Nie Znaleziono Wyników

"Grażyna" - "Konrad Wallenrod" - "Dziady" w opracowaniach czeskich

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Grażyna" - "Konrad Wallenrod" - "Dziady" w opracowaniach czeskich"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Marian Szyjkowski

"Grażyna" "Konrad Wallenrod"

-"Dziady" w opracowaniach czeskich

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 38, 170-190

(2)

„GRAŻYNA“ —„K O N R A D W A L L E N R O D “—„DZIADY“

W O P R A C O W A N IA C H CZESKICH

Sądziłem, że zagadnienie M ickiewicza w Czechach jest ju ż h i­ storycznie całkiem zam knięte. W nieogłoszonej dotąd m onografii.na te n tem at w yznaczyłem tem u zagadnieniu dokładne daty, początkow ą i końcową: rok 1828 pierw szą pozycję przek ładu z M ickiewicza (osiem sonetów ), d atę otw arcia nieprzerw anego odtąd, kolejnego, system a­ tycznego poznaw ania dzieła M ickiewicza; i rok 1912, w k tó rym um ie­ ra w ielki poeta Czech, Jarosław V rchlicky, tłum acz „D ziadów “, zapa­ lony w ielbiciel poezji Mickiewicza, którego prom eteizm , nazw any przez czeskiego tw órcę „fantom em K o n ra d a “ , n ależy do podstaw o­ w ych elem entów w rozw oju dzieła czeskiego poety. W ram ach ty ch dat, 1828— 1912, ro zw ijają się w szystkie fazy czeskiej recepcji M ickie­ wicza, którego dzieła zostają przysw ojone (nieraz kilkakrotnie) cze­ skiej mowie, om ówione w artykułach, rozpraw ach i całych książkach i w essane organicznie w duchow e podstaw y współczesnej k u ltu ry cze­ skiej na ró w n i z innym i w ielkim i zjaw iskam i europejskiego ducha, takim i jak np. D ante, Szekspir, Goethe.

Zeby Mickiewicz mógł oddziałać żywo i bezpośrednio na poetę współczesnego i nakłonić go do jeszcze jednego tłum aczenia dzieł, ju ż daw no i nieraz przełożonych — tru d n o było przypuszczać. A w łaśnie ta k się stało: „G raży n ę“, „K onrada W allenrod a“ i w szystkie części „D ziadów “ przełożył na nowo jeden z n ajw y bitn iejszych poetów po­ w ojennego pokolenia, Franciszek H a ł a s (wyszły te przekłady w dwóch oddzielnych książkach, pod d atą 1947 roku, w Pradze, n a ­ kładem znanej firm y w ydaw niczej M elantricha).

P raca to czcigodna, owoc w ielkiego tru d u , którego czeski poeta p o d jął się w czasie w ojny, by zabić k rw a w y czas szału Aresa. J e d n a k ­ że — w yznaje poeta (w radiow ej enuncjacji) — czar poezji A dam a p o rw ał go i p rzy k uł na lat kilka, obejm ując nie jedno, ale trzy w ielkie

(3)

„G R A ŻY N A “ — „K O N R A D W ALLENR O D “ — „D ZIA D Y “ 171

dzieła M ickiewicza, k tó re H ałas przetw orzył na czeską mowę, w cale nie znając — polskiej m owy.

Stało się to m ożliw e dzięki tem u, że m iał u boku doskonałego kie­ ro w nika i doradcę. Ten słowo po słowie tłum aczył m u na czeskie, a n a ­ stępnie do gotowego ju ż p rzek ład u dodał od siebie objaśnienia, do k tó ­ ry ch w ciągnął najnow sze w y n ik i badań dzieła Mickiewicza. Tym k ie­ row nikiem pracy H ałasa je s t Jó zef M a t o u ś, doskonały znaw ca polskiego rom antyzm u, św ietn y tłum acz „Genezis z D ucha“ i „A nhel­

lego“ Słowackiego. Tak w ięc ostatnie, bieżące, czeskie „M ickiew i-

cziana“ to owoc w spółpracy dw óch w yb itn y ch czeskich „k lerk ó w “ , n a ­ leżących nb. do dw óch p isarsk ich pokoleń: Józefa M atouśa, k tó ry roz­ począł sw ą pisarsk ą pracę w d rugiej dekadzie stulecia od b ad ań m i­ styki Słowackiego, i młodszego poety dnia dzisiejszego, F ranciszka Hałasa.

T rudno jed n a k sobie w yobrazić, ażeby dosłowne tłum aczenie M atouśa w ystarczyło jako b ru lio n (czy szkolny „ b ry k “) do poetyc­ kiego przetw orzen ia poezji M ickiewicza — gdyby tej pomocy p rozai­ ka nie dopom ogły, i to niem ało, istniejące ju ż przekłady „ G ra ży n y “, „K onrada W allen ro d a“ i „D ziadów “ , istotne prolegom ena pracy H ała­ sa. W iem dobrze, że m iał je przed oczyma, kiedy m odernizow ał ich form ę. M iał w ręk u dw a poprzednie przekłady „ G raży n y “, dwa „K onrada W allenroda“ i dw a ró w n ież „Dziadów“ .

„G raży n ę“ przełożył po raz pierw szy W acław S t u 1 c? g e n e ra l­ ny tłum acz dzieła M ickiewicza, któ ry tej pracy poświęcił całe życie a jej rozrzucone po czasopism ach pokłosie zebrał razem i ogłosił w je d ­ nej „K siędze przekładów poezji M ickiewicza“ (w P rad ze 1878). Mic­ kiew icza zaczął tłum aczyć od początku lat trzydziestych, ale „G raży ­ n ę “ przełożył stosunkow o późno i naprzód odrecytow ał ją w u ry w ­ kach, jako ilu strację w łasnych w ykładów , k tó re w ygłosił w praskiej „U m ieleckiej Besedzie“ (Zw iązek artystów ) w 1864 roku na tem a t „K ieru nek i c h a ra k te r polskiej lite ra tu ry “. D rukiem w yszedł ten przekład w cytow anej zbiorow ej „K siędze“ w całości i rów nocześnie w y ją tk i podała pierw sza czeska antologia polskiej poezji, zebrana przez F r. V ym azala (Brno 1878).

Na nowo opracow ał „G ra ży n ę “ F ranciszek K v a p i l w 1906 roku. W ydała ją czeska A kadem ia U m iejętności, jako sto trzeci tom „Zbioru św iatow ej poezji“ w raz z tegoż tłum acza w iązanką innych drobnych w ierszy M ickiewicza a przede w szystkim z przekładem „Ksiąg n aro d u i pielgrzym stw a polskiego“ .

(4)

172 M A R IA N SZY JK O W SK I

I Franciszek K vapil, nazw any w swej oryginalnej tw órczości „epigonem polskiego ro m a n ty zm u “ , pośw ięcił tru d całego życia pro ­ pagandzie polskiej tw órczości literack iej w skali jeszcze szerszej an i­

żeli W acław Stule. O bejm ow ał bow iem sw ym i tłum aczeniam i nie

tylko całą polską tró jc ę ro m an ty czną, ale i poetów późniejszych, tzw. pozytyw istów i M łodą Polskę aż do T uw im a w łącznie. W yrosła z te ­ go trzy-to m ow a antologia w spółczesnej poezji polskiej, p rzy czym ta współczesność sięga do połowy X IX w ieku. Hałas jest tedy trzecim z rzęd u tłum aczem „ G ra ży n y “ .

Swój przekład poprzedził K vap il przedm ow ą, w k tó rej zazna­ cza, że „G raży n a“ była jed n y m z najdaw niejszych silnych przeżyć d u ­ chowych, jakie zawdzięcza polskiej poezji, może dlatego— pisze— „że je st w niej ucieleśniona ta k św ietnie i ta k zwycięsko idea oporu p rze ­ ciw w iekow em u w rogow i S łow iaństw a“ , a p rzy ty m — m ówi dalej — „co dzieje się dziś w P oznaniu, sta je się przez tę ideę w p ro st te n d e n ­ cyjna, swym znaczeniem a k tu a ln a “ „chociaż, przyznaje, nigdy nie do­ sięgła tej popularności, co „K onrad W allenro d“.

Podjął więc K vapil zam iar przetłum aczenia pow ieści M ickiew i­ cza, od daw na noszony w m yśli, pod w pływ em w ypadków w K się­ stw ie Poznańskim , srożenia się H akaty, spraw y w rzesińskiej i wozu D rzym ały; p rzytem nad istn iejący m ju ż przekładem Stulca, przeszedł do porządku dziennego i n ie w spom niał go ani słowem. Zato w d a l­ szym ciągu przedm ow y stan ął w obronie piękna poem atu, k tó rem u niektórzy polscy k ry ty c y zarzucali reto ry cz n y chłód. K vapil odpiera ten zarzut, posługując się głów nie słow am i J. K allenbacha.

N iem niej godzi się stw ierdzić, że pew ne zlekcew ażenie „G raży ­ n y “ i aż do 1870 ro ku b ra k zajęcia się ty m dziełem z polskiej strony, stanow i jedn ą z przyczyn, że pow ieść ta późno p rzen ik a do czeskiej świadom ości i nie pozostaw ia w niej licznych i w yraźn y ch śladów.

I w istocie — „G ra ży n ę “ przytłacza, tak w Polsce jak w Cze­ chach, „K onrad W allen ro d “ , pierw sze dzieło M ickiewicza, któ re prze dostało się za granicę w korzy stn ej chw ili powszechnego zajęcia się polską spraw ą po listopadzie 1830 ro k u i zdobyło polskiem u tw órcy euro pejsk ą sławę za niem ieckim pośrednictw em . W yszła ta „pow ieść z dziejów L itw y i P ru s “ po niem iecku w Lipsku w 1833 ro ku i zosta­ ła om ówiona en tu zjasty czn ie w niem ieckich czasopismach literackich (zwłaszcza w poczytnych „ B lä tter fü r literarische U n te rh a ltu n g “). J u ż przedtem rozw iódł się n a jej te m a t z najw yższym zachw ytem

(5)

„G R A Ż Y N A “ — „KO NR A D W A LL EN R O D “ — „D ZIA D Y “ 17 3

R. O. S pazier w swej „G eschichte des A ufstandes des polnischen Vol­ kes in den J a h re n 1830— 31“ (1832) — i w ty m ośw ietleniu, odpow ia­ dający m ów czesnym niem ieckim „ P o len lie d e r“, dostał się „K on rad W allenro d“ bezpośrednio do koła pierw szego czeskiego ro m an ty k a, K aro la H ynka (sc. Ignacego) M achy, gdzie zajął się nim W acław Stule.

Jego p r z e k ła d był ju ż gotow y w 1834 ro ku , choć ogłoszony dopiero

w trzy lata później. Pośw ięcił go tłum acz „drogiem u druhow i na p a ­ m iątk ę ro k u Pańskiego 1834“ . D ru hem ty m był Je rz y L ubom irski, syn H enryka, w ybitnego słow ianofila, k o responden ta D obrovskiego— później sam czołowy członek polskiej delegacji na słow iańskim zjeź- dzie w Pradze.

P rz y ja ź ń zaw arł książę Je rz y ze sk rom nym czeskim teologiem na szkolnej ław ie, kiedy studiow ał w P rad ze w latach 1834— 35 — i u p am iętnien iem tego zw iązku m a być tłum aczenie „K onrada W al­ len ro d a “ — zw iązku p rzy jaźn i, zgoła pie rom antyczn ej, ale opartej na p rzesłankach racjon aln ych , na w spólnocie idei panslaw izm u, w y zn a­ w anej ta k w Polsce w pierw szej ćw ierci X IX w jeku ja k i w odradza­ jących się Czechach, choć dla Czechów o w iele bardziej trw ałej i ży­ w otnej.

Poza objętością nie przed staw iał „K onrad W allenrod“ dla tłu ­ m acza tak ich tru d n ości ja k np. „Oda do m łodości“, z k tó rą Stule przedtem się borykał (ogłosiły ją „K w ia ty “ 1834). Jego n a rra c y jn y tok je st u trz y m an y w zasadniczym schem acie w iersza 11-zgłoskowego, a składnia b u d u je się przew ażnie ze zdań w spółrzędnych, unik ając dłuższych okresów . I ry m y nie są w yszukane (naprzem ianległe albo parzyste).

Od tego schem atu odbiega „H y m n “ , złożony z różnej długości w ierszy, ballad a „ A lp u h ara“ i „Pow ieść W ajd elo ty “ , w któ rej M ickie­ wicz dał pró b ę polskiego h ek sam etru o p a rtą na n a tu ra ln y m akcencie. Stule zm ienił form ę pow ieści dw uk ro tnie: balladę „ A lp u h a ra “ przerobił zrazu białym w ierszem , ale p opraw ił ją w zbiorow ym w y ­ daniu; n atom iast odrzucił n a stałe h ek sam etr M ickiewicza, w ym ie­ n iając go n a czeską form ę iloczasową.

Dlaczego ta k uczynił — to w ym agałoby zbyt obszernych w y­ jaśnień, k tó re podaję na innym m iejscu. Tu pow iem krótko, że za­ gadnienie iloczasu, opartego na akcencie ciągłym , jakoby w rodzonym poezji starosłow iańskiej, należało do zasadniczych p u n k tó w czeskiego odrodzenia; że p o stu lat po w rotu do tej antycznej m etry k i był p rze d ­ m iotem żyw ej dyskusji w śró d czeskich budzicieli oraz licznych prób

(6)

174 M A R IA N SZYJK O W SK I

stosow ania takiej m etry k i w p rakty ce; i że h ek sam etr M ickiewicza w „Pow ieści W ajd elo ty “ sta ł się celem ostrego atak u zw olenników iloczasowej m etry k i (J. P. Koubka).

Uległ więc Stule naciskow i tej opinii, a nie zeszedł z tego stano ­ w iska i w 1878 roku, zasłaniając się zdaniem — samego M ickiewicza. „Tego odstępstw a od oryginału nie po trzebuję uspraw iedliw iać“ — pisał — „chcę jed n ak zaznaczyć, że sam M ickiewicz, kiedy otrzym ał pierw sze czeskie w ydanie W allenroda, chw alił w znam ienny sposób wyższość czeskiej prozodii iloczasow ej w antycznym w ierszu “ .

J e st to dziwne, bow iem w iem y skądinąd, że M ickiewicz w łaś­ nie sprzeciw iał się teorii iloczasowej, zwłaszcza o ile chodzi o polską poezję (w niedrukow anej recenzji dzieła Safarika „G eschichte der L i­ t e r a tu r “ ; ogłosił ją R. P iła t w „P am iętniku Tow. Lit. im. A. M.“ Lwów 1890).

P rzekład W allenroda posłał Stule M ickiewiczowi dnia 28 sierp ­ nia 1837 roku. Tę datę nosi n astęp u jąca entuzjastyczna i niezm iernie pouczająca d ed y k acja na egzem plarzu, k tó ry istotnie zn ajdujem y w w ykazie paryskich książek M ickiewicza: „Sław ny wieszczu! Je st to dla m nie ponad w szystkie inne w iększa radość, że mogę takim oto sposobem w yrazić podziękow anie w spaniałej duszy wieszcza Sło­ w ian — syna drogiej, um ęczonej przed naszym i oczyma Polski — po­ tężn ej duszy wieszcza, k tó ra, będąc przen ikn ięta do głębi n a jśw ię t­ szym i uczuciami, pobudza braci, ażeby pośw ięcili się spraw ie ludzko­ ści a idąc za przykładem najśw iętszego założyciela naszej w iary, nieśli pom oc udręczonej i rozerw anej przez nieprzyjaciół drogiej w spólnej n a m ojczyźnie — Slaw ii!“.

Znam ienne jest pasow anie w tej części dedykacji polskiego tw ó r­ cy na bojow nika całej „u d ręczonej“ Slawii, apostoła idei wszechsło- w iańskiej. Takie rozszerzenie znaczenia i m isji polskiego poety na cały słow iański obszar — i to zanim jeszcze zasiadł na p aryskiej k a ­ tedrze — pokryw a się całkow icie z ideologią czeskiego odrodzenia, co jed n a k nie przeszkadza Stulcow i w yodrębnić w tak ogólnych ram ach spraw ę polską i z nią się utożsam ić.

N iem niej ciekaw a je st druga część dedykacji, w k tó rej Stule pisze: „Zbliżam się ku Tobie z nią (sc. „pieśnią“ „K onrad W allen rod “), u kochany wieszczu, w yznając, że Ty a z Tobą nasz K ollar, rozniecili­ ście w m ojej m łodej piersi bardziej czysty ogień miłości dla św iętej, w ielkiej, a jed n ak nieszczęśliw ej ojczyzny Słowian; bow iem „Oda do m łodości“ rozlegała się tak że w sercach bratersk ich narodów , Cze­

(7)

„G R A Ż Y N A “ — „KO NRAD W A LLENR O D “ — „D ZIA D Y “ 1 7 5

chów, M oraw an, Słow aków , Illyrów , czekających n a godzinę zbaw ie­ nia. P rz y jm ij więc, ukochany wieszczu, szczere podziękow anie sło­ w iańskiego serca, u d erzaj w potężne s tru n y swej lu tn i a najśw iętsza ręk a n iep o jętej O patrzności, k tó ra prow adzi nas teraz ciernistą dro­ gą, niech uw ieńczy Tw e skronie niew iędnącym w aw rzynem za w szyst­ kie Tw oje czyny, p o d jęte dla dobra Polski, Slaw ii i ludzkości. O ddaję Ciebie Bogu, a siebie Twej pam ięci“ .

Są w ty m ustępie u trzy m an e ram y w szechsłowiańskie, a w nich podkreślone znaczenie „Ody do m łodości“ jako — bojow ej pieśni in­ nych Słowian.

I nie je st to p u sty frazes. Specjalnie jeżeli chodzi o Czechów, „H ym n“ M ickiewicza odegrał rzeczyw iście rolę ty rte jsk ie j pieśni, w pełni „budzicielską“ , a to w znaczeniu rew olucyjnym . „ Ju trz en k a sw obody“ , k tó ra porw ała B elw ederczyków i cały naró d do w alk i o w olność, zaśw ieciła i nad W ełtaw ą i n ad T atram i m irażem politycz­ nego w yzw olenia, o k tó ry m nie śniło się jeszcze w ychow ankom „pa­ tria rc h y “ Dobrovskiego, M ickiewicz nazw ał ich nie darm o „filologa­ m i“, wysoko ceniąc ich gabinetow ą pracę, ale zarzucając im b rak m yś­ li politycznej.

Poza dow olnością zm iany w iersza oddał Stule w iernie m yśl i for­ mę „pow ieści“ , zwłaszcza w drugiej, popraw ionej red ak cji z 1878 ro ­ ku, gdzie u su n ął w iele polonizm ów w pierw szej w ersji. Tłum aczył z petersburskiego w y dania (1828), nie w yłączając przedm ow y M ickie­ wicza i jego objaśnień, k tó re jed n a k od siebie rozszerzył, dodając w ia­ domości, znalezione w „przypisach h isto ry czn ych“ do „G raży n y “ , a do­ pełnione le k tu rą Teodora N arb u ta „Dziejów n aro d u litew skiego“ (Wilno, tom I, 1835).

P osiada w ięc ten pierw szy czeski „K onrad W allenrod “ znacz­ nie obszerniejsze kom en tarze aniżeli oryginał. J e st w ynikiem spe­ cjalnych studiów tłum acza, a zarazem przypom ina m etodę pracy „fi­ lologów“ , grom adzących „w ysw ietliw ki“ i kom entarze, k tóre obję­ tością p rz e ra sta ją nieraz rzecz w łaściw ą.

N astępny p rzekład „K onrada W allen ro da“ opracow ał w yb itny liryk, w spółcześnik Jaro sław a Vrchlickiego (zm arli w tym sam ym ro ­ ku 1912), Józef V. S 1 a d e k. M ickiewicza (mianowicie „D ziady“)

(8)

176 M A R IA N SZY JK O W SK I

czytał ju ż na szkolnej ławie, „K onrada W allenro da“ zaczął tłum aczyć w latach osiem dziesiątych i w 1880 ro k u ogłosił u ry w k i tej pracy w r e ­ dagow anym przez siebie „L um irze“ . Ale ciąg dalszy odłożył na p rze­ szło dziesięć la t i w rócił do niego dopiero w jesieni 1891 roku, zapew ­ ne z pobudki czeskiej A kadem ii U m iejętności, k tó ra zaczęła w łaśnie w ydaw ać „Zbiór św iatow ej poezji“ i zaraz drugi tom tego w ydaw nic­ tw a w yznaczyła dla „K onrada W allenrod a“ . P rzy tem zauw ażm y, że w tej najpow ażniejszej edycji w y jdzie potem z kolei: A snyk, Słowac­ kiego „B alladyna“ , M ickiewicza „D ziady“ , Słowackiego „Lilia W e- n e d a “ , K onopnickiej „W ybór poezji“ , K rasińskiego „Iry d io n “ , Słowac­ kiego „B eatrix Cenci“ , M ickiewicza „ G ra ży n a “ , dwa tomy poezji T et­ m aje ra — oraz korona tych pozycji, „P an T adeusz“ , w trzecim , po­ p raw n y m w ydan iu (K rasnohorskiej, 1917).

W idzimy, że szereg ten rozpoczął i zam knął ju ż na progu nowej ery M ickiewicz jako tw órca „K onrada W allen ro da“, „D ziadów“, „.G rażyny“ i „P an a Tadeusza“ — i że opracow anie tych dzieł pow ie­ rzono piórom najb ardziej pow ołanym (Sladek, V rchlicky, Kvapil, K rasnohorska).

Tłum aczenie W acława Stulca uchodziło widocznie za przestarza­ łe, skoro postarano się o nowe, pióra praw dziw ego poety, k tó ry tę p racę rozpoczął był ju ż przed dziesięciu laty.

Ten początek całkiem przerobił (jak pisze w liście do Zeyera). „Pracow ałem dwa tygodnie niem al dniem i nocą. W yjdzie to m iędzy przekładam i A kadem ii“ .

Wyszło pod tytu łem : „Adam M ickiewicz „K onrad W allenrod“ ,

przełożył Józ. V. S ladek“. K ró tki w stęp napisał E dw ard Jelinek,

wódz ówczesnego pokolenia czeskich polonofilów . W ty m w stępie

w skazał rozpraw ę J. T retiak a o idei W allenroda i na tenże tem at stu ­ dium Spasowicza, odesłał nadto do biografii W ładysław a M ickiewi­ cza i „Dziejów lite ra tu ry polsk iej“ Spasow icza oraz powołał się na dw a w łasne szkice („Slovanské ö rty ’*, P ra h a 1888).

Zalety przekładu Sladka n ajp ełn iej w y stąp ią w porów naniu

z p racą Stulca, starszą o 54 lat. Z aletą głów ną i zasadniczą jest w y ­

b itn ie w yższy poziom artystyczny d rugiego w Czechach opracow ania krzyżackiej powieści. Na ten poziom złożył się i w yższy ta le n t poe­ ty i, niem niej, odskok czasu, przeszło półw iekow y, a w ty m okresie nie­ zm ierny rozwój czeskiej mowy poetyckiej. W ydanie Stulca zo­ stało w praw dzie przerobione i popraw ione w edycji 1878 roku; ale ró ż­ nica w ieku dwóch przekładów , S tulca i Sladka, nie mogła być w y ­

(9)

„G R A Ż Y N A “ — „KO NRAD W A LLENR O D “ — „D Z IA D Y “ 1 7 7

rów nana. Co p raw d a i przekład Sladka nie jest w olny od polonizm ów , k tó re w y stę p u ją n a w e t i tam , gdzie ich u n ik n ął Stule (np. „rozm luvy ćaru jici“ = czarujące, „przeszłość“ , „neznevazi“ = nie zniew aży).

Szczegółowa analiza porów naw cza tych dwóch prac doprow adzi nas do w niosku, że ry tm iczn ie i arty sty cznie jest w ersja S ladka w praw dzie b ardziej doskonała (w ystępuje to w y raźn ie w p o p raw ie­ n iu h e k sam e tru „Pow ieści W ajd elo ty “), natom iast Stule byw a n ieraz

w ierniejszy. T rzeba w ięc uznać zasługę m odernizacji Sladka, ale

przy tern nie zapom inać historycznego znaczenia w ysiłku, którego jego poprzednik dokonał na sam ym początku dziejów czeskiego k u ltu M ickiewicza.

Stule w yk o n ał pracę pionierską — otw orzył drogę do M ickiew i­ cza swoim następcom . W stąpił na nią i Sladek i Vrchlicky.

Z agadnienie „D ziadów “ jest i w Polsce skom plikow ane — a cóż dopiero na obcym terenie! I w tym k ieru n k u pracy pionierskiej pod­ jął się niezm ordow any W acław Stule: w 1864 roku (rów nocześnie z „G ra ży n ą “) w ygłosił w prask iej „U m ieleckiej Besedzie“ p relek cję, k tó rą n astęp nie w yd ru k ow ał w „K rytycznych L istach “ pod ty tu łem „K ieru n ek i c h a ra k te r polskiej lite ra tu ry “ („Raz a povaha polské lite ­ r a tu r y “). Tu, po raz pierw szy w Czechach, zajął się szczegółowo „D zia­ d a m i“ .

Ten ustęp o „D ziadach“ odnajdziem y w bardzo znacznym ro z­ szerzeniu jako kom entujące w kłady do tłum aczenia „D ziadów “ w „Księdze przek ład ó w “ Stulca. Z tego w ynika, że kanonik w yszeh- rad sk i p odjął później szczegółowe stud ia historyczn o-literack ie, k tó ­ ry ch w ynikiem są w stępy do poszczególnych części poem atu i dodane na końcu objaśnienia.

W pierw szym w stępie przedstaw ił Stule rek o n stru k cję całości, u zasadniając swoje odm ienne liczbow anie poszczególnych części. J a ­ ko ksiądz katolicki uw ażał za w łaściw e stanąć w obronie m i s t у с z- n e j (podkreślenie Stulca) idei w ielkiej Im prow izacji, przyczem sam zwrócił uw agę, że przekład tego wieszczego ustępu nigdy nie za­ stąpi oryginału.

D rezdeńską część „D ziadów “ , k tó ra budziła w iele zastrzeżeń w gronie „budzicieli“ ze względów politycznych (nazw ano ją „w y b u ­ chem żółci na R o sjan“), sta ra ł się Stule opracow ać szczególnie s ta ra n

(10)

178 M A R IA N SZY JK O W SK I

nie, ażeby p rzedstaw ić swym rodakom w aru n k i, w jakich ta część po­ w stała. N apisał więc osobną do tej części przedm ow ę oraz dodał sze­ reg szkiców pt. ,,Filom aci i filareci“ ; „Zw iązki studentów w ileńsk ich “ ; „S en ator M ikołaj Novosilcov“ ; „D r Becu i d r Pelikan, profesorzy w i­ leńscy“ ; „Cesarz A lek san d er“ .

N ajobszerniej rozpisał się o filom atach. O ich dziejow ej tra g e ­ dii posiadano w Czechach bardzo szczupłe, k ro nik arskie wiadom ości, k tó re do P rag i przyw iózł w 1822 ro k u F ranciszek M alewski, a n a stę p ­ nie, ju ż po procesie, podaw ał je ostrożnie z rosyjskiego zesłania w li­ stach do H anki. Dochodziły nadto te w iadom ości na drodze okrężnej, jako n o tatk i w niem ieckich czasopism ach — ale dla zrozum ienia „Dzia­ dów “ nie w ynikła z tego żadna korzyść.

P od k reślił to samo Stule — i dla w ypełnienia luki dał obszer­ n iejszy w ykład, o pierając się głów nie na w spom nieniach Ignacego D om ejki, na Lelew ela „D ziejach P olski od rok u 1795“ i na „P am ięt­ n ik ach “ K ajetan a Koźm iana.

Przełożył Stule w szystkie kom entarze M ickiewicza i nieraz je dopełnił. Dodał szereg n o tatek historycznych i biograficznych oraz osobne objaśnienia w ażniejszych scen (np. w ielkiej Im prow izacji). J e s t w tych uw agach zebrany owoc pow ażnego tru d u h istoryka, k tó ry objaśnia p racę tłum acza. K u lt bow iem Stulca dla M ickiewicza m iał bardziej „filologiczne“ aniżeli estetyczne podłoże, a sposób i cel jego p racy był u ty lita rn y . W p rzedłużeniu akcji odrodzeniow ej pragnie S tu le swój naró d dalej pouczać i oświecać. Chce m u otw orzyć i u łat­ w ić w stęp do w ielkiej św iąty n i p raw d y i pięk na M ickiewicza. To b y ­ ła naczelna m yśl całej tej „Księgi przekładów M ickiew icza“, której S tule poświęcił kilka dziesiątków la t życia.

Wyszedł ten pierw szy przekład „D ziadów “ także osobno („Na- • rodow a b ib lio tek a“ tom III). Nie jest zupełny. U łam ki części I stre ­ szcza prozą, podając z nich kilka cytatów ; w ypuszcza mało nadobny w iersz „U piór“ , n ato m iast tłum aczy całą część drugą. Dalej stresz­ cza część IV (nazyw a ją trzecią), ale w całości p rzekłada część III w raz z „U stępem “ .

W poprzedzającej tę pracę przedm ow ie przyzn aje Stule z w ro­ dzoną sobie skrom nością, że jego tłum aczenie nie m oże rów n ać się ory­

ginałowi. „M ickiew icz“ — pisze — „posiada siłę i słodycz słowa

w przedziw nej m ierze, u niego m yśl, obraz, słowo zbliżają się i w iążą n aw zajem do tego stopnia, że każda zm iana m iary i w y rażenia osła­ bia czar, k tó rym wieszcz zniew ala nie tylko w yobraźnię, ale w

(11)

szyst-„G R A ŻY N A “ — „K O NR A D W A LLENR O D “ — „D ZIA D Y “ 17 9

kie siły i w zloty ducha. Oby się nam urodził tłum acz dzieł M ickie­ w icza, godny stan ąć obok M ickiewicza... Wówczas będę się cieszyć widząc, jak m oje p rzek ład y to n ą w głębi zapom nienia!“

Tłum acz „D ziadów “ się znalazł — ale Stule tej skrom nej i ofiar­ n ej pociechy nie doczekał się, choć istotnie now y przekład usunął w cień zapom nienia jego pracę.

Nowego tłu m aczen ia p odjął się najw iększy poeta Czech, J a ro ­ sław V r c h l i c k y .

Rzec m ożna, że do tego dzieła przygotow yw ał się od bardzo w czesnej m łodości. P o rw ały go „D ziady“ , kiedy m iał 22 lat. W spo­ m ina je w listach z 1875 roku, cytując przytem znany arty k u ł pani George S an d w „R evue des deux m ondes“ o „dram acie fantastycz-- n y m “ (1839). Na tejż e linii przyznania M ickiewiczowi najw yższego stopnia n a tc h n ien ia (w III cz. „D ziadów “) staje za George Sand i V rchlicky — i nigdy z niej nie zejdzie. Sam używ a już w tedy, w 1875 rok u p o ró w nan ia z w ielkiej Im prow izacji: „N azyw am się Mi­ lion, bo za m iliony kocham i cierpię k atu sze“ (V rchlicky zm ienia na: „M oje im ię jest M ilion, bo czuję w sobie siłę m ilion u“)— i pow tarza ten okrzyk z listu do p rzy jació łk i w poem acie, napisanym w tym że 1875 ro k u („Eloe“). (Mówi Eloe — P ro m etejk a polskiego chowu: „Czuję siłę m ilionów w m ych ram ionach, ogień, k tó ry płonął w e w n ę trz u zie­ mi jest ledw o iskrą w p o ró w n an iu z w arem w m oich żyłach“).

Poza K on rad a z Im prow izacji przew ija się w n iejedn ym utw o ­ rze Vrchlickiego, zwłaszcza w sześciu w ierszach pośw ięconych Mic­ kiewiczowi. P oem atem K onradow ym jest w całości „P an T w ardow ­ sk i“ (1880), tak samo, ja k „ K o rd ian “ , „ Iry d io n “ , „W acław “ . Ideowo pom naża to czeskie dzieło ród polskich prom eteidów i tw orzy, m yślo­ wo i uczuciowo, najp ięk n iejszy obcy poetycki hołd, złożony trzem w ie­ szczom z M ickiew iczem na czele. W idzenie ks. P io tra, odbite rów ­ nież w ielok ro tn ie w tw órczości V rchlickiego, prow adzi czeskiego tw ó r­ cę na szczyt m istyki, n ied o tk n ięty dotąd czeską stopą.

W śród ty ch prolegom enów do p rzekładu „D ziadów “ m iejsce n ajbliższe — czasowo i ideow o — zajm ują dw a w iersze V rchlickiego pośw ięcone M ickiewiczowi: „M ickiewicz w S an ta C roce“ i sonet „W czasie p rzek ład ania D ziadów M ickiew icza“ („Mezi prek lad an im M ickiewiczovÿch D z ia d u ‘). W pięciu oktaw ach pierw szego z ty ch w ierszy p ró b u je czeski poeta odtw orzyć, jak ie m yśli snuły się przez głowę polskiego geniusza, gdy w e flo ren tyńskim kościele S anta Croce stanął u grobow ych p ły t G alileusza, M ichała Anioła i A lfierego, ja k ­

(12)

180 M A R IA N SZY JK O W SK I

b y znow u sław iąc ,yśw ięto D ziadów “. „Tu odczuł w szystko“ — m ówi V rch licky — „co później w n ieśm ierteln ej pieśni było m u dane na w ieki w yrazić: sw ą siłę olbrzym ów , sw ą n ieśm iertelność!“ Tu urodził się „fantom K o n rad a“ . „Opadło z niego w szystko, co m iałkie i zby­ teczne, jak piorunam i S y n aju m ógł w y ry ć w skale sw ą miłość, swój w zlo t i swoje m ęstw o“ .

Genezę III części „D ziadów “ przesu n ął V rchlicky w tym w ie r­ szu, ja k widzim y, do odw iedzin grobów w S anta Croce — m y w iem y dobrze, że w znaczeniu dosłow nym n ie odpow iada to rzeczyw istości. N ie idzie jed nak o n aukow ą ścisłość tej hipotezy, ale o jej znaczenie ideow e i osobiste z p u n k tu w idzenia czeskiego tw órcy.

Ideow o podk reśla V rchlicky szczytow ą bliskość tej części „Dzia­ d ó w “ z najw iększym i ducham i ludzkości, k tó ry ch prochy spoczęły w S an ta Croce. M yśl o nich stw arza m gławicę, z k tó re j urodzi się K o n rad — i w takiej supozycji nie było by nic niem ożliw ego.

Z nam ienne jest, że staw ia ją po eta — tłum acz „D ziadów “ . Że z tak ie j p ersp ekty w y p a trz y na polskie dzieło, do którego zbliża się w najw iększej pokorze. J e s t to „p odejście“ zenitowe, n a przeciw nym b iegu n ie stanow iska „budzicieli“ i tak że dla Stulca niedosiężne.

W iersz następny, pisany w czasie przekładan ia „D ziadów “ , ogło­ sił poeta w cyklu „Głosy i reflek sy “ obok innych, tak ich jak „Sen Mi­ chała A nioła“ i „P rzed biustem D antego“ , zatem znow u w szeregu n ajśw ietn iejszy ch imion. W tym now ym sonecie pośw ięconym Mic­ kiew iczow i m ówi czeski poeta o św iętym gniew ie, k tó ry oczyszcza

i w zm acnia, bije piorunem i poryw a. G niew m a źródło w miłości

ojczyzny i w ynika z poczucia jej krzyw dy.

T en gniew udziela się czeskiem u poecie — a przeto woła:

Z tobą zapadam w noc i gw ia zd m ilio n y I w sz y stk ie k rzyw d y sło w ia ń sk ieg o rodu, D epczącą stopę, tłu szczy śm iech w pogoni, Łzy m orza, św iad k a w ie lk ic h słoń c zachodu Ja czuję, jak b y rany sw eg o czoła,

Jak jęk m rącego, co się śm ierci broni, Do B oga próżno o m ścicie la w oła!

J e s t to bardzo słaby przekład Br. G rabow skiego, w dow olno­ ściach zgoła karygodny. Dość pow iedzieć, że V rchlicky w cale nie m ów i o „krzyw dach słow iańskiego ro d u “ , ale w yłącznie tylko polskie

(13)

„G R A ŻY N A “ — „KO NRAD W A LLENR O D “ — „D ZIA D Y “ 1 8 1

p iętnuje („A vsecky k rivdy, jeż tvûj nârod snâsel“), przyczem podkreśla „dept car ii v “ (ucisk carski), co polski tłum acz uw ażał za w łaściw e d y sk retn ie osłabić w słowach o „depczącej stopie“ .

W oryginale je st te n czeski w iersz najciekaw szy przez sw ą ta k daleko idącą id en ty fik ację polskiej m ęki p atrioty cznej z w łasnym od­ czuciem. N ikt z czeskich p isarzy — i nie w iem , czy jakiś in n y pisarz obcy — nie utożsam iał się ta k całkow icie z polską sp raw ą ja k V rchlicky w ty m sonecie. „D ziady“ , ja k w idać, porw ały go nie tylk o sw oją artystyczną (więc ponad ludzką) w artością — ale i sw oją ideą cierpienia za narodow ą spraw ę.

Tę ideę V rchlicky nie ty lk o rozum ie, ale i gorąco odczuwa — i to jest zasadniczy n astró j, w jakim tłum aczy dzieło M ickiewicza.

„D ziady“ to jed y n e w ielkie dzieło słow iańskie, k tóre V rchlicky w całości przełożył i rów nież jed y n e w całej słow iańskiej lite ra tu rz e , k tó ry m zajął się ex catedra, kiedy został profesorem lite ra tu ry po­ w szechnej (w ykładał „D ziady“ w półroczu 1894/95, jeszcze przed po­

jaw ien iem się w d ru k u tłum aczenia). Ale „słow iańskość“ nie ode­

g rała żadnej ro li w genezie tego przekładu; V rchlicky dokonał go, bow iem dzieło M ickiewicza uw ażał za szczytowy p u n k t tw órczości europejskiej w ogóle, ta k jak „Boską kom edię“ lub „ F a u sta “ .

„M oje p rze k ład y “ — m ów i V rchlicky — „to w istocie szereg poe­ tyckich hołdów tym , k tó rz y m nie w zm ocnili i w zbudzili w e m nie po­ dziw... cała m oja praca przekładow a, to w rzeczyw istości uczenie się i dziękczynienie“ . Je d n ak ż e co się tyczy „D ziadów “ to, prócz n au ki i podziwu, m am y p raw o dodać jeszcze jed en m otor pracy, którego n ie posiadała ani „Boska kom edia“ , ani „ F a u st“, ani żadne inne a rcy ­ dzieło zachodniej lite ra tu ry , tłum aczone przez V rchlickiego — a m ia­

nowicie d o g ł ę b n e o g a r n i ę c i e u c z u c i o w y c h

w a r s t w w p s y c h i c e c z e s k i e g o t w ó r c y . V rchlicky p rzejął się polskim poem atem do tego stopnia, że uznał go n iem al za w ydźw ięk w łasnej duszy.

I to jest n ajw a żn ie jsz y rys dyspozycji, z jak ą p rzy stęp u je do p racy p rzekład an ia „D ziadów “ : — jak b y jak iejś św iętej księgi, k tó rą bierze się do ręk i z p ok o rn ą ad o racją w yznaw cy nie tylko piękna, ale i praw dy — p raw d y „ ż y w e j“ , M ickiewiczowskiej, n ieśm ierteln ej, Sy- billińskiej, w y strz e lają ce j ognistym słupem Im prow izacji w yżej niż

(14)

182 M A R IA N SZY JK O W SK I

„wszyscy poeci, w szyscy m ędrcy i proroki, k tó ry ch w ielbił św iat sze­ ro k i!“ Tę Im prow izację uznał V rchlicky za n ajw y ższy szczyt n a tc h n ie ­ nia, do którego w zniósł się duch człowieka.

Rozpoczął czeski poeta w ielki tru d przenoszenia tej polskiej ekstazy do czeskiej m ow y na początku czerw ca 1893 roku, skończył ostatecznie w m arcu 1894 roku, ale jako d a tę końcową położył pod w łasnym objaśniającym epilogiem dopiero dzień 3 g ru d n ia 1895 roku, dziękując za pomoc w pracy E dw ardow i Jelinkow i, Stanisław ow i Ptaszyckiem u, F erd y n an d o w i Hoesickowi, B ronisław ow i G rabow ­ skiem u, a zwłaszcza F ranciszkow i K vapilow i, „k tóry z niezw ykłą ofiarnością i pilnością czytał k o rek ty i na niejedn o zw rócił uw agę, sta ra ją c się o najw iększą ścisłość w y razu i o zupełną zgodę, o ile to m ożliwe, z o ryginałem “. I o poprzedniku, Stulcu, V rchlicky w tym „dosłow ie“ nie zapom niał, odsyłając czytelnika do jego szkiców do­ danych do uryw kow ego tłum aczenia „D ziadów “ .

N atom iast nie w ym ien ił V rchlicky z przyczyn osobistych jeszcze jednej i to polskiej — pom ocnicy, k tó re j poeta był w ted y p rzy jacie­ lem i niem al codziennym gościem (nazyw ała się po m ężu, Czechu, K arolina Bezdiëkova).

Przekład V rchlickiego został u zn any przez w szystkich, którzy o nim pisali, za dzieło w ysokiej m iary — niekiedy za arcydzieło (F. Koneczny). N ajtrzeźw iej ocenił je czeski badacz dzieła V rchlickiego, W acław B rtnik, k tó ry zbadał w szystkie (liczne) w a ria n ty tłum acze­ nia. „V rchlicky um iał dobrze po polsku — ocenił. — „Ćwiczył się w polskim języku przez szereg la t i poznał polskich poetów prędzej, aniżeli mógł był ich poznać z niem ieckich przekładów . Mimo to jego przekład cierpiał na pobieżność, a o jego w ierność dbał w niem ałym stopniu Fr. K vapil. V rchlicky jed n a k zm ieniał i sam sw oje tłu m a ­ czenie: w idać te zm iany w szyku zdania, w m etry ce i w form alnym

u zgadnianiu (sc. z oryginałem ). M imo udziału K vapila i pomocy

w spom nianej w spółpracow nicy i m im o użycia daw niejszych ury w kó w p rzek ładu (sc. Stulca), do czego V rchlicky sam się przyznał, jest p rze­ k ład „D ziadów“ pow ażnym i w y bitnym czynem literackim oraz n a ­ leży do n ajlepszych przek ład ów V rchlickiego, choć m iejscam i nie po­ w strzym ał się tłum acz przy w łasnych zdolnościach tw órczych od

charaktery sty czneg o p arafrazo w an ia — stąd w ynik nęły ozdoby,

k tó re dodał do proroczo p ro stej m ow y M ickiew icza.“

Wyszła drukiem ta p raca jako 41 tom „Zbioru św iatow ej poezji“ p t.: „Adam Mickiewicz, T ryzna (Dziady), prelożil Ja ro slav V rchlicky“ .

(15)

„G RA ŻY NA “ — „KO NRAD W A LLENR O D “ — „D Z IA D Y “ 18 3

T y tu ł przyniósł w ażną zm ianę, tłum acząc „D ziady“ (bardzo kłopotliw e dla w szystkich tłum aczy dzieła) na „ try z n ę “ , tj. stypę, ucztę pogrze­ bową, ofiarę na cześć zm arłych. W ykład takiego znaczenia znalazł V rchlicky w e w stępie do pracy Stulca, choć bez użycia te rm in u „ try - zna“ , k tó ry śmiało przeniósł na ty tu ło w ą k artę, dodając w naw iasie nazw ę oryginału.

N iełatw e było rów nież w y jaśn ien ie term in u „gu ślarz“ , bowiem

tej słow iańskiej nazw ie nie odpow iadają fu n k cje czarodzieja.

V rchlicky poszedł ostatecznie za przykładem Stulca i nazw ał go „cza­ ro d ziejem “ („ćarodej“ , w dalszym ciągu „kouzelnik“), co i H ałas pod­ trzym ał.

U łam ki I części poznał V rchlicky w streszczeniu i z k ilku cy ta­ tów Stulca. Przełożył je w całości w edle edycji Biegeleisena. P rz e ­ tłum aczył i „U piora“ jako w stęp do II części.

Część dru g ą posiadam y w obu w ersjach, w ięc m ożem y p rzep ro ­ wadzić nasuw ające się porów nanie i powiedzieć od razu, że w e rsja

S tulca jest w ierniejsza, a V rchlickiego bardziej sw obodna, ale dzięki

tem u bardziej artystyczna. To stw ierdzenie trzeb a odnieść do

w szystkich części poem atu, o ile istn ieją w dwóch red akcjach — czyli pow tarza się to samo spostrzeżenie, jak ie nasuw a zestaw ienie dwóch w ersji „K onrada W allenroda“ (Stulca i Sladka). In d y w idu alna ró ż ­ nica talen tó w m usiała odbić się w tym w ypadku bodaj jeszcze w y ­ raźn iej, bow iem ideowo i uczuciowo stoi V rchlicky bez porów nania bliżej „D ziadom “ aniżeli Śtulc, a tak że jego k u lt M ickiewicza jest o w iele głębszy aniżeli Sladka.

Sw obodniejszy w treści, jest jed n ak V rchlicky bardziej zw arty w form ie, usiłując zam ykać m yśli m ożliw ie w takiej sam ej ilości wierszy.

Błędów rzeczowych, to jest takich, k tó re przein aczają m yśl ory­ ginału, jest w przekładzie V rchlickiego bardzo niew iele. C y tu ję dwa, najw ażniejsze. Na początku w ielkiej Im prow izacji tłum aczy V rchlic­ ky: „O Bidnv kdo d i e lidi hlas i jazyk znavi“ , co znaczy w edług ludzi, po m yśli ich życzeń czyli w p ro st sprzeciw ia się m yśli M ickiewicza. D rugi błąd w y d arzy ł się w W idzeniu ks. P io tra — o ile jed n a k nie jest to zm iana celow a i świadom a. Polska zjaw ia się, jak um ęczony n a

k rzyżu C hrystus. „Rakus octem, B orus żółcią poi“ a „żołdak Mo­

sk a l“ w ytacza kopią „krew n iew in n ą“ . N iem niej „on jed en popraw i się i Bóg m u p rzebaczy“ .

(16)

184 M A R IA N SZY JK O W SK I

Tę p erspektyw ę popraw y M oskala V rchlicky — w y kreślił. Na to m iejsce w sunął m yśl całkiem inną: „jen lid mùj polepsi se... Bùh se sm iri vlidnÿ “ — że więc kiedy tylko polepszy się lud (sc. polski), Bóg da się przebłagać. O ile jest to zm iana celow a — w każdym w y pad ku niedopuszczalna w przekładzie, — św iadczy o an ty ro sy jsk im n a s ta ­ w ieniu poety, k tó re nieraz da się zauw ażyć.

Z innych potknięć w skażm y jeszcze dw a drobniejsze, ale zna­ m ienne. Pierw sze jest w ynikiem językow ego nieporozum ienia. Cho­ dzi o przekład neologizm u w Im prow izacji „tę chw ilę rozdłużm y, r o z d a 1 m y “ . S tule pow tórzył po polsku; V rchlicky zm ienił na „prodlużm e a v z d a 1 m e “ (co znaczy „oddalm y“).

D rugi błąd popełnił Stule — i u trz y m ał się te n błąd u jego n a ­ stępców do H ałasa włącznie. N a zeb ran iu w celi K on rada jest m owa o K saw erym (Przeciszewskim ), k tó ry w „łeb sobie strz e lił“ : „Ł eb­ ski“ — m ówi na to F re je n d zaczynając tą rzekom ą pochw ałą w iersz (304). „Łebski“ jest oczywiście przym iotnikiem , nie rzeczow nikiem , w d odatku nazw iskiem , jak u Stulca i w szystkich innych (u H ałasa „Ach, Łebski!“), gdzie „Ł ebski“ pom naża nazw iska ofiar filom ackich,

do czego kusiła w ielka lite ra Ł, u ży ta na początek w iersza. Miało

to być „dzielny“ , a n ajlepiej po czesku „ch lapik “ (pochw ała bujności).

T rudności przek ład u „D ziadów “ dobrze rozum iał sam Vrchlicky. W liście do K rasnohorskiej, k tó ra jako tłum aczka „P ana T adeusza“ była n a jb ard ziej pow ołana do oceny p racy V rchlickiego, nazw ał tenże sw oje tłum aczenie „bojem Ja k u b a z aniołem “ : „przed „D ziadam i“ czu­ ję praw dziw y strach: Bój Ja k u b a z aniołem! — a jak im !“ (1895, 3. XII). A kied y K rasnohorska pochw aliła pracę, pisze: „W obec T ryzny m am straszliw y respekt, a łaskaw e słowa P a n i są pierw szą krop lą balsam u dla m ej duszy. Tylko poczekajcie, ja k to w ezm ą pod lupę pedanci...“ .

Z dodanych do III części „D ziadów “ w ierszy epickich (w tzw.

„U stępie“) przełożył przed H ałasem „P rzeg ląd w o jsk “ K arol H a-

V 1 i ć e k. P ra c y tej dokonał jako w ięzień w B rix en w 1852 roku, lecz ogłosił ją dopiero w 1864 ro k u J a n N erud a w czasopiśm ie „Ro­ dzinna k ro n ik a “ pod nieco dziw nym nagłów kiem : „M ickiewiczüv S m otr Petrohradskÿ. „P rzegląd (sic) w o jsk a “.

„ P rzeg ląd “ zam iast „p rzeg ląd “ nie je st czymś niezw ykłym w czeskiej mowie, k tó ra specyficznie polskie ł n adu żyw a eon amore,

(17)

„G R A ŻY N A “ — „KONRAD W A LL E N R O D “ — „D ZIA D Y “ 185 trzeba, czy nie trzeba. I V rchlicky pisze Łwowicz, Sobolewski, W asi­ lew ski — więc pew no dlatego i „łebski“ tra fił ta k do przekonania, aw ansując n a nazwisko.

D ziw niejsze je st w p row adzenie rosyjskiego „ sm o tra“ zam iast „ p rz e g lą d u “, n ib y ,d la podkreślen ia rosyjskiego c h a ra k te ru tej car­ skiej parady .

N erud a nie ogłosił tłum aczenia H avlicka w całości. Z ogólnej liczby w ierszy 344 w y k reślił aż 136 — a w nich szczególnie ostre atak i na carsk ą Rosję. Może n a w e t nie red a k to r, ale cenzura sp raw iła to okaleczenie u tw o ru M ickiewicza; nie byłoby to dziw ne w latach stycz­ niow ego pow stania.

W całości w y d ruk o w ał p rzekład H avlicka dziennik „ T rib u n a “ dopiero w 1923 r„ zaczem odbito go ponow nie w k om pletnej „Księdze w ie rsz y “ czeskiego ep ig ram atysty i w ielkiego bojow nika za w olność

człowieka.

P ra ca H avlićka grzeszy n iejed n y m polonizm em . Rozpoczyna

raczej po polsku niż po czesku: „Jest plac ohrom nÿ...“ Całkiem niezro­ zum iałe dla Czecha są zatrzym ane w 315 w ierszu polskie „sukm any, delie“ — a znow uż w ynikiem nieporozum ienia, k tó re często się zda­ rza n a językow ej m iedzy czesko-polskiej, jest p rzek ład po rów nania w w ierszach 236— 7: (car) „Dał rozkaz — rozkaz w y m k n ął się przez zęby i padł jak p i ł k a w u sta p u łk o w n ik a“ . Zw iedziony podobień­ stw em brzm ienia przełożył H avlicek „p iłk ę“ jako „ p iln ik “ , zaczem w u sta nieszczęsnego kom endanta w padł pilnik („...pad jak p iln ik do ust k o m e n d a n ta “).

Że H avlicek ze w szystkich części „D ziadów “ w y b rał sobie „U stęp “ , a z niego „P rzegląd w o jsk a“ , nic dziwnego. P ociągnęła go zarów no p lasty k a opisu jak i sam a sa ty ra zakończona w spółczującą apostro fą do „biednego chłopa“ i „biednego S ło w ianin a“ duszonego carskim despotyzm em . H avlićek nie m iał żadnych złudzeń co do car­ skiej R osji — a jako szczery d em o k rata m usiał potępiać w szelki m ili- tary zm , zwłaszcza w tak zw yrodniałej form ie.

*

* *

T rudno tw ierdzić, żeby najnow szy przekład trzech dzieł M ickie­ w icza w y ra sta ł organicznie z poprzednich. N ie ty lko dlatego, że od tłum aczenia V rchlickiego oddziela go przeszło półw iekow a przestrzeń czasu. W ażniejsze, że w szystkie p oprzednie p race przekładow e roz­

(18)

186 M A R IA N SZ Y JK O W SK I

w ija ją się na ciągłej lin ii żywego k u ltu M ickiewicza, podczas gdy p rac a H ałasa w y strzela nagle, kiedy ju ż daw no dokonał się był p ro ­ ces w chłonięcia dzieła M ickiewicza przez czeski teren.

W łączają się więc tam te przekład y w n ie p rz e rw a n y łańcuch b i­ bliograficzny naw iązany rokiem 1828. Stanow ią cząstkę tej atm osfe­ ry , k tó rą w yciepla dokoła siebie n a czeskim g ru ncie tw órczość M ickiewicza. Są zarów no owocem tego duchowego, rom antycznego k lim atu , w k tó ry m rozw ija się jeszcze tw ó rcza m yśl V rchlickiego — ja k i skutkiem indyw idualnego tru d u , k tó ry poprzedza przygo tow aw ­ cza praca poznania dzieła M ickiewicza w jego całkow itej rozpiętości. W szyscy poprzednicy H ałasa — Stule, Sladek, K vapil, V rchlicky, H a- vlicek — nie tylko dobrze znają polską mowę, ale poznali i M ic­ kiew icza, zanim zabrali się do jego tłum aczenia.

F ranciszek H ałas jest i pozostanie dla m nie jako tłum acz M ic­

kiew icza fenom enem . W ziął jego dzieło do ręki, kiedy ju ż daw no

w yschła fala żywego zajęcia się nim. Nie znał polskiej m owy. Tym m niej nie mógł znać duchowego klim atu, z którego M ickiewicz w y ­ ra s ta — a jakże bez tak iej inicjacji (i choćby znało się mowę) m ożna z pow odzeniem p rzekładać dzieło rom antyczne?

Ze mimo takich b rak ó w dokonał poeta tej olbrzym iej p racy przełożenia aż trzech dzieł M ickiewicza, czyli sam jed en złączył w y ­ siłek Stulca, K vapila i Vrchlickiego; że przeniósł do dzisiejszej pięknej m ow y czeskiej w ysiłek poprzedników , a p rzy tem nic niem al nie u ro n ił z m yśli oryginału, a n aw et nieraz popraw ił błędy poprzednich tłum aczy — to w y d aje m i się niem al cudem.

N asuw a się jed y ne w y jaśn ien ie ta k niezw ykłego zjaw iska: — pom oc Józefa M atousa, p rzypom inająca nieco w spółpracę K vapila p rzy tłum aczeniu „D ziadów “ , ale n iezró w nanie szersza. M atous bo­ w iem nie tylko przełożył Hałasow i trzy dzieła w ie rn ą prozą, ale, co w ięcej, on chyba m usiał w prow adzić go in m édias res, to jest dokonać tego w ysiłku inicjacji, do k tó rej dochodzili poprzednicy H ałasa żm ud­ n ą i tru d n ą drogą poznaw ania ducha polskiego ro m an ty zm u z Mic­ kiew iczem w cen traln y m punkcie. M atóus tę drogę uprościł i poetę w prow adził do w ielkiego gm achu tw órczości M ickiewicza, bowiem sam je st w ybornym , choć w cieniu schow anym znaw cą i od w ielu lat m iłośnikiem polskiego rom antyzm u. Nie tylko więc nauczył H ałasa rozum ieć słowo, ale i pom ógł m u odczuć ducha. To je st w ażna część w spółpracy M atousa, u trw alo n a w doskonałych w stępach i o bjaśnie­ n iach ostatnich przekładów . Tę zasługę M atousa trzeba w ydobyć na

(19)

„G R A ŻY N A “ — „KO NRAD W A LLEN R O D “ — „D ZIA D Y “ 1 8 7

św iatło i podkreślić z naciskiem , jak na to w pełni zasługuje ten skrom ny w ielbiciel polskiej k u ltu ry duchow ej.

Tym podkreśleniem w cale nie chcę obniżyć w ysiłku tłum acza, bow iem w ty m w y p adku zapraw dę dzieło m istrza chw ali. Podziw iam pojętność ucznia, k tó ry p o trafił tak szybko i tak dokładnie w czuć się w m yśli przekładanych dzieł, w ziętych z doby m inionej i z obcego tere n u , z k tóry m Hałas, o ile w iem , dopiero później m iał sposobność zetknąć się osobiście i to w w a ru n k ach jakże odm iennych od epoki „D ziadów “ !

Ze w tłum aczeniu pom ogły m u prace poprzedzające, to nie ulega w ątpliw ości. Zobaczył w nich w form ie w iersza to, co M atous po­ w iedział m u prozą. W iersz zm odernizow ał w edle w ym agań dzisiej­ szej poetyki i w edle w łasnego odczucia piękna form y, k tó re Hałas posiada w stopniu najw yższym . Ale bez w skazów ek M atousa nie m ógłby zapew ne popraw ić błędów i u ste re k poprzedników , czyli stw o­ rzyć nową, pop raw n ą w ersję czeską „G ra ży n y “ , „K onrada W allen­ ro d a “ i „D ziadów “ .

Ze w ersja H ałasa jest najlepsza i pod w zględem treści, to w y ­ k azuje jej porów nanie z poprzednim i, choćby przeprow adzone egzem - plarycznie.

Zacznijm y od błędów dochow anych jak b y tra d y c y jn ie od czasu Stulca. W skażę dwa: w „G rażyn ie“ K rzy żak o party o łuk czeka na decyzję L itaw ora. Niemcy łuków nie używ ali, posługując się bronią palną, a czekający K rzyżak jest „oparty na łęku" czyli w głębieniu siodła (oblouk, hlavice u sedla). Bliskość b rzm ienia uw iodła w szyst­ kich trzech tłum aczy, podobnie jak ju ż w spom niany „Ł ebski“ w III części „D ziadów “ .

W c h arak tery sty ce G rażyny H ałas p o starzał b o haterkę, mówiąc, że w jej tw arzy „leto s jeseni se m isi“ , zam iast jak chce oryginał: „zda się, że lato oglądasz przy w i o ś n i e“ , co uszanow ał przekład K vapila.

W rozm owie z Rym w idem , prag n ąc skrócić dyskusję, zapow iada L itaw or tonem u ry w any m : „Kiedy? — dziś, ju tro — gdzie? — na Żm udź, do R usi“ . I ten w iersz przełożył K vapil w iern iej („Kdy? Dnes neb zitra — A kam? Na Żm ud, к R usi“) aniżeli H ałas („Kdy? Dnes ći zitra? — Kam ? Na Żm ud ći к R usi“).

Obaj tłum acze zachow ali 11-zgłoskowiec oryginału, jed n ak u H a­ łasa popsuty w dwóch m iejscach („z h ru d ik r iź m u sv iti“ , skrócony do sześciu zgłosek, zato przedłużony o jed n ą w w ierszu „svvm tvârim dodat vvhledu poklidného“ ).

(20)

188 M A RIA N SZY JK O W SK I

„K onrad W allen ro d “ został p ięknie przełożony przez Sladka. H a­ łas tłum aczy go pow tórnie, m ając ta m te n w zór przed oczyma, p rzy- czem nie tylko m odernizuje m owę poetycką, ale i popraw ia p o p rzed­ n ik a w nielicznych zresztą odstępstw ach od oryginału, albo też oddaje w iern iej jego m yśl. T ak np. tu rn ie jo w e w y rażenie w 23 w ierszu „na ostro gonić“ tłum aczy: „na ostro nikdo nechtël se z nim b iti“ . Stule, nie znalazłszy czeskiego odpow iednika, pozostaw ił tu polski te k st bez zmiany; Sladek użył aż zbyt szeroko zakreślonej p eryfrazy : „nikdo nezabil, każdy drevee sklo nil“ . U trzy m ali się w dalszym ciągu z pol­ skiego tek stu „b aro n i“ (zam. „p an ó w “ u Sladka), „zabaw y“ zam iast „k ra to ch w il“ i „ k ru c ja d a “, k tó ra p ro stu je błąd S ladka („na k riżaky “ , w o jn a z krzyżakam i, oczyw isty nonsens).

IV ustęp, „U czta“ został słusznie nazw any „H ostina“ (u S ladka bardzo niezgrabnie „K vas“ , u S tulca „H ody“), natom iast m niej szczę­ śliw ie w ypadło określenie piosenki, k tó re j dom aga się K onrad w cza­ sie uczty, żeby była „tak ognista, ja k sam otnik p ija n y “ (śm iałe, ale tra fn e skojarzenie z w łasną in k lin ac ją do n adużyw an ia alkoholu). H a­ łas przełożył bardzo dowolnie:

V im , ro z v e se li srd ce v in o v£ru, pro d u si v in e m p isn ićk a je ale.

Sladek w ierniej: „Jak spiva ten, kdo spil se o sam ote“ .

Bardzo w ażny (i dla czeskiej litera tu ry ) początek apostrofy do „pieśni gm innej“ przełożył w ierniej Stule, aniżeli Sladek. C zytam y u Stulca: „Povësti lidu! archo sm louvy m iru Mezi drevnim i a m ladsim i le ty “ ; u Sladka: „Povesti lidu! O ty archo sm iru jeż poutaś preślost s ny- nëjsim i le ty “ ; u Hałasa: „O zvësti lidu, o ty archo sm iru zaślych uż casu s nedâvnÿm i le ty “ . Na tym jed n y m przykładzie m ożem y dobrze ocenić różnice: pierw sza w e rsja je st w ierniejsza aniżeli druga, k tó ra zato ry tm icznie i arty sty czn ie je s t bardziej doskonała, używ a jed n a k polonizm u „przeszłość“ i zbyt dow olnie w prow adza teraźniejszość. H ałas u n ik nął tych niedociągnięć i przełożył dw uw iersz św ietn ie pod każd y m względem .

W dalszym ciągu „P ieśni W ajd elo ty “ szczególną tru d n o ść s p ra ­ w iali tłum aczom „mieczowi złodzieje“, określenie dziś bardziej a k tu a ln e aniżeli kiedykolw iek, skoro m a zapew ne na m yśli r a b u ­ siów z mieczem w ręk u prow adzących „rek w izycje“ w n ajech an y ch ziem iach. Stule, jak zwykle, ta k i w tym w y padku pozostaw ił

(21)

poi-„G R A ŻY N A “ — „KO NR A D W A LLENR O D “ — „D Z IA D Y “ 1 8 9

skie określenie, nie troszcząc się o to, czy jego rodacy będą je ro zu ­ mieć. Sladek zatarł i przek ręcił m yśl oryginału, tłum acząc: „co dobył meć, zas vzato od zlodëje“ . Ale i Hałas nie dał sobie rady: „vyloupen pokład bÿvâ od zlodéjù“ aż n azb y t upraszcza oryginał, nie m ówiąc, o jakich idzie złodziei.

„Pow ieść W ajdelo ty“ , k tó rą Stule chciał przerobić n a m etry cz­ n y iloczas, rozsypała m u się w ręku. Form ę h ek sam etru o p artą n a n a tu ra ln y m akcencie 16-u zgłosek przyw rócili jej i Sladek i H ałas.

Zasadnicze, niem al aforystyczne pow iedzenie w tej pow ieści:

„szczęścia w dom u nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie“ zostało dochow ane lepiej u Sladka: „domaci neblażi prah, neb otcina n eb yla stâstn a“ (nie cieszy dom owy próg, bo ojczyzna nie była szczęśliwa); u Hałasa słabiej: „docela śtasten byt nem oh kdyż otćina nebyla Śta- stn a“ (nie mógł być całkiem szczęśliwy).

N ajw iększą pró b ą siły tłum acza są oczyw iście „D ziady“ — i tu wyższość pracy H ałasa nad poprzednią V rchlickiego jest bezsporna.

P rzy w ró cił o statni tłum acz ty tu ł oryginału „D ziady“ i dla ob ja­ śnienia dodał w naw iasie („S lavnost'm rtvych“). Porozdzielał n iek tó re ustępy uryw ków dla w iększej przejrzystości, dodał im ty tu lik i (np. „Starec a dite“ „ G u s ta w lese“ ). G uślarza nazw ał stale i kon sek w entn ie „C zarodziejem “ („kouzelnik“). Zaczynając II część „U piorem “ po w tó ­ rzy ł ty tu ł „D ziady“ , ale z dodaniem bliższego określenia: poem at

„basen“ ).

Z arzucano pracy V rchlickiego — słusznie — że pro sty język M ickiewicza chce jak b y upiększyć przez zbędne, w łasne dodatki. H a­

łas odrzucił w szystkie te „upiększenia“ . O nom atopeiczne zaklęcie

„a kysz, a kysz!“ spraw iało obu poprzednim tłum aczom w ielką tr u d ­ ność i zostało przez nich om ówione (u Stulca: „prec jiż“ , u Vr.: „jdi jiż“ ); H ałas je bardzo słusznie zatrzym ał („ks, ks“). Z atrzy m ał rów nież w arii „D ziew czyny“ polskie im iona (Zośka, Oleś, Antoś).

W IV części w ażn y w iersz w p rezen tacji G ustaw a: „Um arły!... O nie! tylko u m arły dla św iata!“ — przełożył V rchlicky zbyt do­ wolnie: „Ja m artvÿ? ne, jen svët mâ z moji sm rti z trâ tu “ (?); Hałas w ie r­ nie: „Mrtvola!... o, ne! pro svët m rtv ÿ jsem jen ja tu “ ! W ciągając gałąź jed lin y, m ów i do niej G ustaw : „Chodź bracie, nie lękaj się dobrego k sięży n y “ . V rchlicky każe księdzu trząść się ze strach u i do niego, nie do jodły zw raca usp ak ajające słowa G ustaw a; i tu H ałas p rz y ­

w rócił m yśl oryginału („P oustevnik к jedli: Pojd, b ratre, knëz je

(22)

190 M A R IA N SZY JK O W SK I

„K ażdy cud chcesz tłum aczyć, biegaj do ro zu m u “ — m ów i G u­ staw do Księdza, zdziw ionego, że sam a św ieca zgasła. V rchlicky za­ m iast rozum u, każe „napiąć d u m ę“ („napni je n svou d u m u “), H ałas w iernie: „zeptej se své h la v y “ .

Bardzo tru d n o je st w ie rn ie przełożyć, a nie osłajpić p a sji sły n ­ nej inw ektyw y pod adresem kobiety („K obieto, puchu m arn y ...“). Ten monolog, w jego ta k zm iennej form ie i tak szerokiej skali u czu­ ciowej oddał H ałas b ardziej bez reszty aniżeli V rchlicky.

I w III części „D ziadów “ u sunął H ałas zbędne dodatki (jak np. w tzw . m ałej Im prow izacji reflek s „Ody do m łodości“ w w ierszu 487: „Stąd ja przyszłości b ru d n e obłoki...“ , Vr. dodaje: „halici p rist zo ru “ = zakryw ające przyszłą zorzę; albo dodane do w iersza z w iel­ kiej Im prow izacji: „Ty Boże, Ty n a tu ro dajcie posłuchanie“ słowa „chvila vchodnâ“ ( = chw ila odpowiednia). P opraw ił p rzyk ry błąd „die lid i“ („kdo lidem zpivat nam âh â se“ ) oraz „zdalm e“ („zadrżm e chvili, prodluźm e ji“), przyw rócił w W idzeniu ks. P io tra możliwość popra­ w y Moskala.

Im prow izację tłum aczy H ałas silniej, dobitniej, nic nie roniąc z ek sp resji w y razu „S zklanne h arm o n ik i k ręg i“ , niezrozum iałe bez k o m en tarza i dla polskiego czytelnika, oddaje śm iało francu skim w yrazem „v erillo n “ , żeby nie budzić fałszyw ych sk ojarzeń (z u stn ą czy ręczną „harm o n ik ą“), k tó re p su ją tę w span iałą m uzykę sfer.

Przekładow i „D ziadów “ V rchlickiego przyznano w swoim cza­

sie n ajw y ższy stopień kongenialności. Jeszcze słuszniej n ależy się

on p racy Hałasa. D okonana przez niego czeska p rzeróbk a trzech

dzieł M ickiewicza to dzieło niepospolite, k tó re na liście czeskich przekładów z polskiego zajm ie pierw sze m iejsce.

Na polu duchowego zbliżenia obu narodów dokonał F ranciszek H ałas przy w yd atnej pom ocy Józefa M atousa w ielkiego czynu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dzięki książce Kity poznajemy nie tylko swoiste- go rodzaju katalog zachowań charakteryzujących strategię pozytywną i negatyw- ną, ale dowiadujemy się, że znajomość

Podział pracy i płacy w zespole adwokackim jest najistotniejszym za­ gadnieniem wykonywania zawodu dla jego członków włącznie z kierowni­ kiem zespołu. Trze­ ba

Modeling biogeochemical processes and isotope fractionation of enhanced in situ biodenitrification in a fractured aquifer.. Please check the document

binders the test shows the effect of bitumen source and grade on the aging susceptibility

We find that for the passive scalar structure functions this scaling collapses the curves for all Reynolds numbers in the dissipative and inertial range, indicating that the

II DZIEDZICTWO WIARY I JEGO PERSPEKTYWY ROZWOJOWE 1. Najcenniejsze wydaje się istniejące u dużej grupy ludzi głębokie, zbliżo- ne do oczywistości przekonanie o istnieniu Boga i to

tu je uczucia i kieruje przebiegiem przeżycia relig ijn eg o2). Fakt, że elem entem głównym w tym przeżyciu jest idea, a wszelkie inne elem enty składowe m ają

Prawo Kanoniczne : kwartalnik prawno-historyczny 15/1-2,