Marian Szyjkowski
"Grażyna" "Konrad Wallenrod"
-"Dziady" w opracowaniach czeskich
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 38, 170-190
„GRAŻYNA“ —„K O N R A D W A L L E N R O D “—„DZIADY“
W O P R A C O W A N IA C H CZESKICH
Sądziłem, że zagadnienie M ickiewicza w Czechach jest ju ż h i storycznie całkiem zam knięte. W nieogłoszonej dotąd m onografii.na te n tem at w yznaczyłem tem u zagadnieniu dokładne daty, początkow ą i końcową: rok 1828 pierw szą pozycję przek ładu z M ickiewicza (osiem sonetów ), d atę otw arcia nieprzerw anego odtąd, kolejnego, system a tycznego poznaw ania dzieła M ickiewicza; i rok 1912, w k tó rym um ie ra w ielki poeta Czech, Jarosław V rchlicky, tłum acz „D ziadów “, zapa lony w ielbiciel poezji Mickiewicza, którego prom eteizm , nazw any przez czeskiego tw órcę „fantom em K o n ra d a “ , n ależy do podstaw o w ych elem entów w rozw oju dzieła czeskiego poety. W ram ach ty ch dat, 1828— 1912, ro zw ijają się w szystkie fazy czeskiej recepcji M ickie wicza, którego dzieła zostają przysw ojone (nieraz kilkakrotnie) cze skiej mowie, om ówione w artykułach, rozpraw ach i całych książkach i w essane organicznie w duchow e podstaw y współczesnej k u ltu ry cze skiej na ró w n i z innym i w ielkim i zjaw iskam i europejskiego ducha, takim i jak np. D ante, Szekspir, Goethe.
Zeby Mickiewicz mógł oddziałać żywo i bezpośrednio na poetę współczesnego i nakłonić go do jeszcze jednego tłum aczenia dzieł, ju ż daw no i nieraz przełożonych — tru d n o było przypuszczać. A w łaśnie ta k się stało: „G raży n ę“, „K onrada W allenrod a“ i w szystkie części „D ziadów “ przełożył na nowo jeden z n ajw y bitn iejszych poetów po w ojennego pokolenia, Franciszek H a ł a s (wyszły te przekłady w dwóch oddzielnych książkach, pod d atą 1947 roku, w Pradze, n a kładem znanej firm y w ydaw niczej M elantricha).
P raca to czcigodna, owoc w ielkiego tru d u , którego czeski poeta p o d jął się w czasie w ojny, by zabić k rw a w y czas szału Aresa. J e d n a k że — w yznaje poeta (w radiow ej enuncjacji) — czar poezji A dam a p o rw ał go i p rzy k uł na lat kilka, obejm ując nie jedno, ale trzy w ielkie
„G R A ŻY N A “ — „K O N R A D W ALLENR O D “ — „D ZIA D Y “ 171
dzieła M ickiewicza, k tó re H ałas przetw orzył na czeską mowę, w cale nie znając — polskiej m owy.
Stało się to m ożliw e dzięki tem u, że m iał u boku doskonałego kie ro w nika i doradcę. Ten słowo po słowie tłum aczył m u na czeskie, a n a stępnie do gotowego ju ż p rzek ład u dodał od siebie objaśnienia, do k tó ry ch w ciągnął najnow sze w y n ik i badań dzieła Mickiewicza. Tym k ie row nikiem pracy H ałasa je s t Jó zef M a t o u ś, doskonały znaw ca polskiego rom antyzm u, św ietn y tłum acz „Genezis z D ucha“ i „A nhel
lego“ Słowackiego. Tak w ięc ostatnie, bieżące, czeskie „M ickiew i-
cziana“ to owoc w spółpracy dw óch w yb itn y ch czeskich „k lerk ó w “ , n a leżących nb. do dw óch p isarsk ich pokoleń: Józefa M atouśa, k tó ry roz począł sw ą pisarsk ą pracę w d rugiej dekadzie stulecia od b ad ań m i styki Słowackiego, i młodszego poety dnia dzisiejszego, F ranciszka Hałasa.
T rudno jed n a k sobie w yobrazić, ażeby dosłowne tłum aczenie M atouśa w ystarczyło jako b ru lio n (czy szkolny „ b ry k “) do poetyc kiego przetw orzen ia poezji M ickiewicza — gdyby tej pomocy p rozai ka nie dopom ogły, i to niem ało, istniejące ju ż przekłady „ G ra ży n y “, „K onrada W allen ro d a“ i „D ziadów “ , istotne prolegom ena pracy H ała sa. W iem dobrze, że m iał je przed oczyma, kiedy m odernizow ał ich form ę. M iał w ręk u dw a poprzednie przekłady „ G raży n y “, dwa „K onrada W allenroda“ i dw a ró w n ież „Dziadów“ .
„G raży n ę“ przełożył po raz pierw szy W acław S t u 1 c? g e n e ra l ny tłum acz dzieła M ickiewicza, któ ry tej pracy poświęcił całe życie a jej rozrzucone po czasopism ach pokłosie zebrał razem i ogłosił w je d nej „K siędze przekładów poezji M ickiewicza“ (w P rad ze 1878). Mic kiew icza zaczął tłum aczyć od początku lat trzydziestych, ale „G raży n ę “ przełożył stosunkow o późno i naprzód odrecytow ał ją w u ry w kach, jako ilu strację w łasnych w ykładów , k tó re w ygłosił w praskiej „U m ieleckiej Besedzie“ (Zw iązek artystów ) w 1864 roku na tem a t „K ieru nek i c h a ra k te r polskiej lite ra tu ry “. D rukiem w yszedł ten przekład w cytow anej zbiorow ej „K siędze“ w całości i rów nocześnie w y ją tk i podała pierw sza czeska antologia polskiej poezji, zebrana przez F r. V ym azala (Brno 1878).
Na nowo opracow ał „G ra ży n ę “ F ranciszek K v a p i l w 1906 roku. W ydała ją czeska A kadem ia U m iejętności, jako sto trzeci tom „Zbioru św iatow ej poezji“ w raz z tegoż tłum acza w iązanką innych drobnych w ierszy M ickiewicza a przede w szystkim z przekładem „Ksiąg n aro d u i pielgrzym stw a polskiego“ .
172 M A R IA N SZY JK O W SK I
I Franciszek K vapil, nazw any w swej oryginalnej tw órczości „epigonem polskiego ro m a n ty zm u “ , pośw ięcił tru d całego życia pro pagandzie polskiej tw órczości literack iej w skali jeszcze szerszej an i
żeli W acław Stule. O bejm ow ał bow iem sw ym i tłum aczeniam i nie
tylko całą polską tró jc ę ro m an ty czną, ale i poetów późniejszych, tzw. pozytyw istów i M łodą Polskę aż do T uw im a w łącznie. W yrosła z te go trzy-to m ow a antologia w spółczesnej poezji polskiej, p rzy czym ta współczesność sięga do połowy X IX w ieku. Hałas jest tedy trzecim z rzęd u tłum aczem „ G ra ży n y “ .
Swój przekład poprzedził K vap il przedm ow ą, w k tó rej zazna cza, że „G raży n a“ była jed n y m z najdaw niejszych silnych przeżyć d u chowych, jakie zawdzięcza polskiej poezji, może dlatego— pisze— „że je st w niej ucieleśniona ta k św ietnie i ta k zwycięsko idea oporu p rze ciw w iekow em u w rogow i S łow iaństw a“ , a p rzy ty m — m ówi dalej — „co dzieje się dziś w P oznaniu, sta je się przez tę ideę w p ro st te n d e n cyjna, swym znaczeniem a k tu a ln a “ „chociaż, przyznaje, nigdy nie do sięgła tej popularności, co „K onrad W allenro d“.
Podjął więc K vapil zam iar przetłum aczenia pow ieści M ickiew i cza, od daw na noszony w m yśli, pod w pływ em w ypadków w K się stw ie Poznańskim , srożenia się H akaty, spraw y w rzesińskiej i wozu D rzym ały; p rzytem nad istn iejący m ju ż przekładem Stulca, przeszedł do porządku dziennego i n ie w spom niał go ani słowem. Zato w d a l szym ciągu przedm ow y stan ął w obronie piękna poem atu, k tó rem u niektórzy polscy k ry ty c y zarzucali reto ry cz n y chłód. K vapil odpiera ten zarzut, posługując się głów nie słow am i J. K allenbacha.
N iem niej godzi się stw ierdzić, że pew ne zlekcew ażenie „G raży n y “ i aż do 1870 ro ku b ra k zajęcia się ty m dziełem z polskiej strony, stanow i jedn ą z przyczyn, że pow ieść ta późno p rzen ik a do czeskiej świadom ości i nie pozostaw ia w niej licznych i w yraźn y ch śladów.
I w istocie — „G ra ży n ę “ przytłacza, tak w Polsce jak w Cze chach, „K onrad W allen ro d “ , pierw sze dzieło M ickiewicza, któ re prze dostało się za granicę w korzy stn ej chw ili powszechnego zajęcia się polską spraw ą po listopadzie 1830 ro k u i zdobyło polskiem u tw órcy euro pejsk ą sławę za niem ieckim pośrednictw em . W yszła ta „pow ieść z dziejów L itw y i P ru s “ po niem iecku w Lipsku w 1833 ro ku i zosta ła om ówiona en tu zjasty czn ie w niem ieckich czasopismach literackich (zwłaszcza w poczytnych „ B lä tter fü r literarische U n te rh a ltu n g “). J u ż przedtem rozw iódł się n a jej te m a t z najw yższym zachw ytem
„G R A Ż Y N A “ — „KO NR A D W A LL EN R O D “ — „D ZIA D Y “ 17 3
R. O. S pazier w swej „G eschichte des A ufstandes des polnischen Vol kes in den J a h re n 1830— 31“ (1832) — i w ty m ośw ietleniu, odpow ia dający m ów czesnym niem ieckim „ P o len lie d e r“, dostał się „K on rad W allenro d“ bezpośrednio do koła pierw szego czeskiego ro m an ty k a, K aro la H ynka (sc. Ignacego) M achy, gdzie zajął się nim W acław Stule.
Jego p r z e k ła d był ju ż gotow y w 1834 ro ku , choć ogłoszony dopiero
w trzy lata później. Pośw ięcił go tłum acz „drogiem u druhow i na p a m iątk ę ro k u Pańskiego 1834“ . D ru hem ty m był Je rz y L ubom irski, syn H enryka, w ybitnego słow ianofila, k o responden ta D obrovskiego— później sam czołowy członek polskiej delegacji na słow iańskim zjeź- dzie w Pradze.
P rz y ja ź ń zaw arł książę Je rz y ze sk rom nym czeskim teologiem na szkolnej ław ie, kiedy studiow ał w P rad ze w latach 1834— 35 — i u p am iętnien iem tego zw iązku m a być tłum aczenie „K onrada W al len ro d a “ — zw iązku p rzy jaźn i, zgoła pie rom antyczn ej, ale opartej na p rzesłankach racjon aln ych , na w spólnocie idei panslaw izm u, w y zn a w anej ta k w Polsce w pierw szej ćw ierci X IX w jeku ja k i w odradza jących się Czechach, choć dla Czechów o w iele bardziej trw ałej i ży w otnej.
Poza objętością nie przed staw iał „K onrad W allenrod“ dla tłu m acza tak ich tru d n ości ja k np. „Oda do m łodości“, z k tó rą Stule przedtem się borykał (ogłosiły ją „K w ia ty “ 1834). Jego n a rra c y jn y tok je st u trz y m an y w zasadniczym schem acie w iersza 11-zgłoskowego, a składnia b u d u je się przew ażnie ze zdań w spółrzędnych, unik ając dłuższych okresów . I ry m y nie są w yszukane (naprzem ianległe albo parzyste).
Od tego schem atu odbiega „H y m n “ , złożony z różnej długości w ierszy, ballad a „ A lp u h ara“ i „Pow ieść W ajd elo ty “ , w któ rej M ickie wicz dał pró b ę polskiego h ek sam etru o p a rtą na n a tu ra ln y m akcencie. Stule zm ienił form ę pow ieści dw uk ro tnie: balladę „ A lp u h a ra “ przerobił zrazu białym w ierszem , ale p opraw ił ją w zbiorow ym w y daniu; n atom iast odrzucił n a stałe h ek sam etr M ickiewicza, w ym ie n iając go n a czeską form ę iloczasową.
Dlaczego ta k uczynił — to w ym agałoby zbyt obszernych w y jaśnień, k tó re podaję na innym m iejscu. Tu pow iem krótko, że za gadnienie iloczasu, opartego na akcencie ciągłym , jakoby w rodzonym poezji starosłow iańskiej, należało do zasadniczych p u n k tó w czeskiego odrodzenia; że p o stu lat po w rotu do tej antycznej m etry k i był p rze d m iotem żyw ej dyskusji w śró d czeskich budzicieli oraz licznych prób
174 M A R IA N SZYJK O W SK I
stosow ania takiej m etry k i w p rakty ce; i że h ek sam etr M ickiewicza w „Pow ieści W ajd elo ty “ sta ł się celem ostrego atak u zw olenników iloczasowej m etry k i (J. P. Koubka).
Uległ więc Stule naciskow i tej opinii, a nie zeszedł z tego stano w iska i w 1878 roku, zasłaniając się zdaniem — samego M ickiewicza. „Tego odstępstw a od oryginału nie po trzebuję uspraw iedliw iać“ — pisał — „chcę jed n ak zaznaczyć, że sam M ickiewicz, kiedy otrzym ał pierw sze czeskie w ydanie W allenroda, chw alił w znam ienny sposób wyższość czeskiej prozodii iloczasow ej w antycznym w ierszu “ .
J e st to dziwne, bow iem w iem y skądinąd, że M ickiewicz w łaś nie sprzeciw iał się teorii iloczasowej, zwłaszcza o ile chodzi o polską poezję (w niedrukow anej recenzji dzieła Safarika „G eschichte der L i t e r a tu r “ ; ogłosił ją R. P iła t w „P am iętniku Tow. Lit. im. A. M.“ Lwów 1890).
P rzekład W allenroda posłał Stule M ickiewiczowi dnia 28 sierp nia 1837 roku. Tę datę nosi n astęp u jąca entuzjastyczna i niezm iernie pouczająca d ed y k acja na egzem plarzu, k tó ry istotnie zn ajdujem y w w ykazie paryskich książek M ickiewicza: „Sław ny wieszczu! Je st to dla m nie ponad w szystkie inne w iększa radość, że mogę takim oto sposobem w yrazić podziękow anie w spaniałej duszy wieszcza Sło w ian — syna drogiej, um ęczonej przed naszym i oczyma Polski — po tężn ej duszy wieszcza, k tó ra, będąc przen ikn ięta do głębi n a jśw ię t szym i uczuciami, pobudza braci, ażeby pośw ięcili się spraw ie ludzko ści a idąc za przykładem najśw iętszego założyciela naszej w iary, nieśli pom oc udręczonej i rozerw anej przez nieprzyjaciół drogiej w spólnej n a m ojczyźnie — Slaw ii!“.
Znam ienne jest pasow anie w tej części dedykacji polskiego tw ó r cy na bojow nika całej „u d ręczonej“ Slawii, apostoła idei wszechsło- w iańskiej. Takie rozszerzenie znaczenia i m isji polskiego poety na cały słow iański obszar — i to zanim jeszcze zasiadł na p aryskiej k a tedrze — pokryw a się całkow icie z ideologią czeskiego odrodzenia, co jed n a k nie przeszkadza Stulcow i w yodrębnić w tak ogólnych ram ach spraw ę polską i z nią się utożsam ić.
N iem niej ciekaw a je st druga część dedykacji, w k tó rej Stule pisze: „Zbliżam się ku Tobie z nią (sc. „pieśnią“ „K onrad W allen rod “), u kochany wieszczu, w yznając, że Ty a z Tobą nasz K ollar, rozniecili ście w m ojej m łodej piersi bardziej czysty ogień miłości dla św iętej, w ielkiej, a jed n ak nieszczęśliw ej ojczyzny Słowian; bow iem „Oda do m łodości“ rozlegała się tak że w sercach bratersk ich narodów , Cze
„G R A Ż Y N A “ — „KO NRAD W A LLENR O D “ — „D ZIA D Y “ 1 7 5
chów, M oraw an, Słow aków , Illyrów , czekających n a godzinę zbaw ie nia. P rz y jm ij więc, ukochany wieszczu, szczere podziękow anie sło w iańskiego serca, u d erzaj w potężne s tru n y swej lu tn i a najśw iętsza ręk a n iep o jętej O patrzności, k tó ra prow adzi nas teraz ciernistą dro gą, niech uw ieńczy Tw e skronie niew iędnącym w aw rzynem za w szyst kie Tw oje czyny, p o d jęte dla dobra Polski, Slaw ii i ludzkości. O ddaję Ciebie Bogu, a siebie Twej pam ięci“ .
Są w ty m ustępie u trzy m an e ram y w szechsłowiańskie, a w nich podkreślone znaczenie „Ody do m łodości“ jako — bojow ej pieśni in nych Słowian.
I nie je st to p u sty frazes. Specjalnie jeżeli chodzi o Czechów, „H ym n“ M ickiewicza odegrał rzeczyw iście rolę ty rte jsk ie j pieśni, w pełni „budzicielską“ , a to w znaczeniu rew olucyjnym . „ Ju trz en k a sw obody“ , k tó ra porw ała B elw ederczyków i cały naró d do w alk i o w olność, zaśw ieciła i nad W ełtaw ą i n ad T atram i m irażem politycz nego w yzw olenia, o k tó ry m nie śniło się jeszcze w ychow ankom „pa tria rc h y “ Dobrovskiego, M ickiewicz nazw ał ich nie darm o „filologa m i“, wysoko ceniąc ich gabinetow ą pracę, ale zarzucając im b rak m yś li politycznej.
Poza dow olnością zm iany w iersza oddał Stule w iernie m yśl i for mę „pow ieści“ , zwłaszcza w drugiej, popraw ionej red ak cji z 1878 ro ku, gdzie u su n ął w iele polonizm ów w pierw szej w ersji. Tłum aczył z petersburskiego w y dania (1828), nie w yłączając przedm ow y M ickie wicza i jego objaśnień, k tó re jed n a k od siebie rozszerzył, dodając w ia domości, znalezione w „przypisach h isto ry czn ych“ do „G raży n y “ , a do pełnione le k tu rą Teodora N arb u ta „Dziejów n aro d u litew skiego“ (Wilno, tom I, 1835).
P osiada w ięc ten pierw szy czeski „K onrad W allenrod “ znacz nie obszerniejsze kom en tarze aniżeli oryginał. J e st w ynikiem spe cjalnych studiów tłum acza, a zarazem przypom ina m etodę pracy „fi lologów“ , grom adzących „w ysw ietliw ki“ i kom entarze, k tóre obję tością p rz e ra sta ją nieraz rzecz w łaściw ą.
N astępny p rzekład „K onrada W allen ro da“ opracow ał w yb itny liryk, w spółcześnik Jaro sław a Vrchlickiego (zm arli w tym sam ym ro ku 1912), Józef V. S 1 a d e k. M ickiewicza (mianowicie „D ziady“)
176 M A R IA N SZY JK O W SK I
czytał ju ż na szkolnej ławie, „K onrada W allenro da“ zaczął tłum aczyć w latach osiem dziesiątych i w 1880 ro k u ogłosił u ry w k i tej pracy w r e dagow anym przez siebie „L um irze“ . Ale ciąg dalszy odłożył na p rze szło dziesięć la t i w rócił do niego dopiero w jesieni 1891 roku, zapew ne z pobudki czeskiej A kadem ii U m iejętności, k tó ra zaczęła w łaśnie w ydaw ać „Zbiór św iatow ej poezji“ i zaraz drugi tom tego w ydaw nic tw a w yznaczyła dla „K onrada W allenrod a“ . P rzy tem zauw ażm y, że w tej najpow ażniejszej edycji w y jdzie potem z kolei: A snyk, Słowac kiego „B alladyna“ , M ickiewicza „D ziady“ , Słowackiego „Lilia W e- n e d a “ , K onopnickiej „W ybór poezji“ , K rasińskiego „Iry d io n “ , Słowac kiego „B eatrix Cenci“ , M ickiewicza „ G ra ży n a “ , dwa tomy poezji T et m aje ra — oraz korona tych pozycji, „P an T adeusz“ , w trzecim , po p raw n y m w ydan iu (K rasnohorskiej, 1917).
W idzimy, że szereg ten rozpoczął i zam knął ju ż na progu nowej ery M ickiewicz jako tw órca „K onrada W allen ro da“, „D ziadów“, „.G rażyny“ i „P an a Tadeusza“ — i że opracow anie tych dzieł pow ie rzono piórom najb ardziej pow ołanym (Sladek, V rchlicky, Kvapil, K rasnohorska).
Tłum aczenie W acława Stulca uchodziło widocznie za przestarza łe, skoro postarano się o nowe, pióra praw dziw ego poety, k tó ry tę p racę rozpoczął był ju ż przed dziesięciu laty.
Ten początek całkiem przerobił (jak pisze w liście do Zeyera). „Pracow ałem dwa tygodnie niem al dniem i nocą. W yjdzie to m iędzy przekładam i A kadem ii“ .
Wyszło pod tytu łem : „Adam M ickiewicz „K onrad W allenrod“ ,
przełożył Józ. V. S ladek“. K ró tki w stęp napisał E dw ard Jelinek,
wódz ówczesnego pokolenia czeskich polonofilów . W ty m w stępie
w skazał rozpraw ę J. T retiak a o idei W allenroda i na tenże tem at stu dium Spasowicza, odesłał nadto do biografii W ładysław a M ickiewi cza i „Dziejów lite ra tu ry polsk iej“ Spasow icza oraz powołał się na dw a w łasne szkice („Slovanské ö rty ’*, P ra h a 1888).
Zalety przekładu Sladka n ajp ełn iej w y stąp ią w porów naniu
z p racą Stulca, starszą o 54 lat. Z aletą głów ną i zasadniczą jest w y
b itn ie w yższy poziom artystyczny d rugiego w Czechach opracow ania krzyżackiej powieści. Na ten poziom złożył się i w yższy ta le n t poe ty i, niem niej, odskok czasu, przeszło półw iekow y, a w ty m okresie nie zm ierny rozwój czeskiej mowy poetyckiej. W ydanie Stulca zo stało w praw dzie przerobione i popraw ione w edycji 1878 roku; ale ró ż nica w ieku dwóch przekładów , S tulca i Sladka, nie mogła być w y
„G R A Ż Y N A “ — „KO NRAD W A LLENR O D “ — „D Z IA D Y “ 1 7 7
rów nana. Co p raw d a i przekład Sladka nie jest w olny od polonizm ów , k tó re w y stę p u ją n a w e t i tam , gdzie ich u n ik n ął Stule (np. „rozm luvy ćaru jici“ = czarujące, „przeszłość“ , „neznevazi“ = nie zniew aży).
Szczegółowa analiza porów naw cza tych dwóch prac doprow adzi nas do w niosku, że ry tm iczn ie i arty sty cznie jest w ersja S ladka w praw dzie b ardziej doskonała (w ystępuje to w y raźn ie w p o p raw ie n iu h e k sam e tru „Pow ieści W ajd elo ty “), natom iast Stule byw a n ieraz
w ierniejszy. T rzeba w ięc uznać zasługę m odernizacji Sladka, ale
przy tern nie zapom inać historycznego znaczenia w ysiłku, którego jego poprzednik dokonał na sam ym początku dziejów czeskiego k u ltu M ickiewicza.
Stule w yk o n ał pracę pionierską — otw orzył drogę do M ickiew i cza swoim następcom . W stąpił na nią i Sladek i Vrchlicky.
Z agadnienie „D ziadów “ jest i w Polsce skom plikow ane — a cóż dopiero na obcym terenie! I w tym k ieru n k u pracy pionierskiej pod jął się niezm ordow any W acław Stule: w 1864 roku (rów nocześnie z „G ra ży n ą “) w ygłosił w prask iej „U m ieleckiej Besedzie“ p relek cję, k tó rą n astęp nie w yd ru k ow ał w „K rytycznych L istach “ pod ty tu łem „K ieru n ek i c h a ra k te r polskiej lite ra tu ry “ („Raz a povaha polské lite r a tu r y “). Tu, po raz pierw szy w Czechach, zajął się szczegółowo „D zia d a m i“ .
Ten ustęp o „D ziadach“ odnajdziem y w bardzo znacznym ro z szerzeniu jako kom entujące w kłady do tłum aczenia „D ziadów “ w „Księdze przek ład ó w “ Stulca. Z tego w ynika, że kanonik w yszeh- rad sk i p odjął później szczegółowe stud ia historyczn o-literack ie, k tó ry ch w ynikiem są w stępy do poszczególnych części poem atu i dodane na końcu objaśnienia.
W pierw szym w stępie przedstaw ił Stule rek o n stru k cję całości, u zasadniając swoje odm ienne liczbow anie poszczególnych części. J a ko ksiądz katolicki uw ażał za w łaściw e stanąć w obronie m i s t у с z- n e j (podkreślenie Stulca) idei w ielkiej Im prow izacji, przyczem sam zwrócił uw agę, że przekład tego wieszczego ustępu nigdy nie za stąpi oryginału.
D rezdeńską część „D ziadów “ , k tó ra budziła w iele zastrzeżeń w gronie „budzicieli“ ze względów politycznych (nazw ano ją „w y b u chem żółci na R o sjan“), sta ra ł się Stule opracow ać szczególnie s ta ra n
178 M A R IA N SZY JK O W SK I
nie, ażeby p rzedstaw ić swym rodakom w aru n k i, w jakich ta część po w stała. N apisał więc osobną do tej części przedm ow ę oraz dodał sze reg szkiców pt. ,,Filom aci i filareci“ ; „Zw iązki studentów w ileńsk ich “ ; „S en ator M ikołaj Novosilcov“ ; „D r Becu i d r Pelikan, profesorzy w i leńscy“ ; „Cesarz A lek san d er“ .
N ajobszerniej rozpisał się o filom atach. O ich dziejow ej tra g e dii posiadano w Czechach bardzo szczupłe, k ro nik arskie wiadom ości, k tó re do P rag i przyw iózł w 1822 ro k u F ranciszek M alewski, a n a stę p nie, ju ż po procesie, podaw ał je ostrożnie z rosyjskiego zesłania w li stach do H anki. Dochodziły nadto te w iadom ości na drodze okrężnej, jako n o tatk i w niem ieckich czasopism ach — ale dla zrozum ienia „Dzia dów “ nie w ynikła z tego żadna korzyść.
P od k reślił to samo Stule — i dla w ypełnienia luki dał obszer n iejszy w ykład, o pierając się głów nie na w spom nieniach Ignacego D om ejki, na Lelew ela „D ziejach P olski od rok u 1795“ i na „P am ięt n ik ach “ K ajetan a Koźm iana.
Przełożył Stule w szystkie kom entarze M ickiewicza i nieraz je dopełnił. Dodał szereg n o tatek historycznych i biograficznych oraz osobne objaśnienia w ażniejszych scen (np. w ielkiej Im prow izacji). J e s t w tych uw agach zebrany owoc pow ażnego tru d u h istoryka, k tó ry objaśnia p racę tłum acza. K u lt bow iem Stulca dla M ickiewicza m iał bardziej „filologiczne“ aniżeli estetyczne podłoże, a sposób i cel jego p racy był u ty lita rn y . W p rzedłużeniu akcji odrodzeniow ej pragnie S tu le swój naró d dalej pouczać i oświecać. Chce m u otw orzyć i u łat w ić w stęp do w ielkiej św iąty n i p raw d y i pięk na M ickiewicza. To b y ła naczelna m yśl całej tej „Księgi przekładów M ickiew icza“, której S tule poświęcił kilka dziesiątków la t życia.
Wyszedł ten pierw szy przekład „D ziadów “ także osobno („Na- • rodow a b ib lio tek a“ tom III). Nie jest zupełny. U łam ki części I stre szcza prozą, podając z nich kilka cytatów ; w ypuszcza mało nadobny w iersz „U piór“ , n ato m iast tłum aczy całą część drugą. Dalej stresz cza część IV (nazyw a ją trzecią), ale w całości p rzekłada część III w raz z „U stępem “ .
W poprzedzającej tę pracę przedm ow ie przyzn aje Stule z w ro dzoną sobie skrom nością, że jego tłum aczenie nie m oże rów n ać się ory
ginałowi. „M ickiew icz“ — pisze — „posiada siłę i słodycz słowa
w przedziw nej m ierze, u niego m yśl, obraz, słowo zbliżają się i w iążą n aw zajem do tego stopnia, że każda zm iana m iary i w y rażenia osła bia czar, k tó rym wieszcz zniew ala nie tylko w yobraźnię, ale w
szyst-„G R A ŻY N A “ — „K O NR A D W A LLENR O D “ — „D ZIA D Y “ 17 9
kie siły i w zloty ducha. Oby się nam urodził tłum acz dzieł M ickie w icza, godny stan ąć obok M ickiewicza... Wówczas będę się cieszyć widząc, jak m oje p rzek ład y to n ą w głębi zapom nienia!“
Tłum acz „D ziadów “ się znalazł — ale Stule tej skrom nej i ofiar n ej pociechy nie doczekał się, choć istotnie now y przekład usunął w cień zapom nienia jego pracę.
Nowego tłu m aczen ia p odjął się najw iększy poeta Czech, J a ro sław V r c h l i c k y .
Rzec m ożna, że do tego dzieła przygotow yw ał się od bardzo w czesnej m łodości. P o rw ały go „D ziady“ , kiedy m iał 22 lat. W spo m ina je w listach z 1875 roku, cytując przytem znany arty k u ł pani George S an d w „R evue des deux m ondes“ o „dram acie fantastycz-- n y m “ (1839). Na tejż e linii przyznania M ickiewiczowi najw yższego stopnia n a tc h n ien ia (w III cz. „D ziadów “) staje za George Sand i V rchlicky — i nigdy z niej nie zejdzie. Sam używ a już w tedy, w 1875 rok u p o ró w nan ia z w ielkiej Im prow izacji: „N azyw am się Mi lion, bo za m iliony kocham i cierpię k atu sze“ (V rchlicky zm ienia na: „M oje im ię jest M ilion, bo czuję w sobie siłę m ilion u“)— i pow tarza ten okrzyk z listu do p rzy jació łk i w poem acie, napisanym w tym że 1875 ro k u („Eloe“). (Mówi Eloe — P ro m etejk a polskiego chowu: „Czuję siłę m ilionów w m ych ram ionach, ogień, k tó ry płonął w e w n ę trz u zie mi jest ledw o iskrą w p o ró w n an iu z w arem w m oich żyłach“).
Poza K on rad a z Im prow izacji przew ija się w n iejedn ym utw o rze Vrchlickiego, zwłaszcza w sześciu w ierszach pośw ięconych Mic kiewiczowi. P oem atem K onradow ym jest w całości „P an T w ardow sk i“ (1880), tak samo, ja k „ K o rd ian “ , „ Iry d io n “ , „W acław “ . Ideowo pom naża to czeskie dzieło ród polskich prom eteidów i tw orzy, m yślo wo i uczuciowo, najp ięk n iejszy obcy poetycki hołd, złożony trzem w ie szczom z M ickiew iczem na czele. W idzenie ks. P io tra, odbite rów nież w ielok ro tn ie w tw órczości V rchlickiego, prow adzi czeskiego tw ó r cę na szczyt m istyki, n ied o tk n ięty dotąd czeską stopą.
W śród ty ch prolegom enów do p rzekładu „D ziadów “ m iejsce n ajbliższe — czasowo i ideow o — zajm ują dw a w iersze V rchlickiego pośw ięcone M ickiewiczowi: „M ickiewicz w S an ta C roce“ i sonet „W czasie p rzek ład ania D ziadów M ickiew icza“ („Mezi prek lad an im M ickiewiczovÿch D z ia d u ‘). W pięciu oktaw ach pierw szego z ty ch w ierszy p ró b u je czeski poeta odtw orzyć, jak ie m yśli snuły się przez głowę polskiego geniusza, gdy w e flo ren tyńskim kościele S anta Croce stanął u grobow ych p ły t G alileusza, M ichała Anioła i A lfierego, ja k
180 M A R IA N SZY JK O W SK I
b y znow u sław iąc ,yśw ięto D ziadów “. „Tu odczuł w szystko“ — m ówi V rch licky — „co później w n ieśm ierteln ej pieśni było m u dane na w ieki w yrazić: sw ą siłę olbrzym ów , sw ą n ieśm iertelność!“ Tu urodził się „fantom K o n rad a“ . „Opadło z niego w szystko, co m iałkie i zby teczne, jak piorunam i S y n aju m ógł w y ry ć w skale sw ą miłość, swój w zlo t i swoje m ęstw o“ .
Genezę III części „D ziadów “ przesu n ął V rchlicky w tym w ie r szu, ja k widzim y, do odw iedzin grobów w S anta Croce — m y w iem y dobrze, że w znaczeniu dosłow nym n ie odpow iada to rzeczyw istości. N ie idzie jed nak o n aukow ą ścisłość tej hipotezy, ale o jej znaczenie ideow e i osobiste z p u n k tu w idzenia czeskiego tw órcy.
Ideow o podk reśla V rchlicky szczytow ą bliskość tej części „Dzia d ó w “ z najw iększym i ducham i ludzkości, k tó ry ch prochy spoczęły w S an ta Croce. M yśl o nich stw arza m gławicę, z k tó re j urodzi się K o n rad — i w takiej supozycji nie było by nic niem ożliw ego.
Z nam ienne jest, że staw ia ją po eta — tłum acz „D ziadów “ . Że z tak ie j p ersp ekty w y p a trz y na polskie dzieło, do którego zbliża się w najw iększej pokorze. J e s t to „p odejście“ zenitowe, n a przeciw nym b iegu n ie stanow iska „budzicieli“ i tak że dla Stulca niedosiężne.
W iersz następny, pisany w czasie przekładan ia „D ziadów “ , ogło sił poeta w cyklu „Głosy i reflek sy “ obok innych, tak ich jak „Sen Mi chała A nioła“ i „P rzed biustem D antego“ , zatem znow u w szeregu n ajśw ietn iejszy ch imion. W tym now ym sonecie pośw ięconym Mic kiew iczow i m ówi czeski poeta o św iętym gniew ie, k tó ry oczyszcza
i w zm acnia, bije piorunem i poryw a. G niew m a źródło w miłości
ojczyzny i w ynika z poczucia jej krzyw dy.
T en gniew udziela się czeskiem u poecie — a przeto woła:
Z tobą zapadam w noc i gw ia zd m ilio n y I w sz y stk ie k rzyw d y sło w ia ń sk ieg o rodu, D epczącą stopę, tłu szczy śm iech w pogoni, Łzy m orza, św iad k a w ie lk ic h słoń c zachodu Ja czuję, jak b y rany sw eg o czoła,
Jak jęk m rącego, co się śm ierci broni, Do B oga próżno o m ścicie la w oła!
J e s t to bardzo słaby przekład Br. G rabow skiego, w dow olno ściach zgoła karygodny. Dość pow iedzieć, że V rchlicky w cale nie m ów i o „krzyw dach słow iańskiego ro d u “ , ale w yłącznie tylko polskie
„G R A ŻY N A “ — „KO NRAD W A LLENR O D “ — „D ZIA D Y “ 1 8 1
p iętnuje („A vsecky k rivdy, jeż tvûj nârod snâsel“), przyczem podkreśla „dept car ii v “ (ucisk carski), co polski tłum acz uw ażał za w łaściw e d y sk retn ie osłabić w słowach o „depczącej stopie“ .
W oryginale je st te n czeski w iersz najciekaw szy przez sw ą ta k daleko idącą id en ty fik ację polskiej m ęki p atrioty cznej z w łasnym od czuciem. N ikt z czeskich p isarzy — i nie w iem , czy jakiś in n y pisarz obcy — nie utożsam iał się ta k całkow icie z polską sp raw ą ja k V rchlicky w ty m sonecie. „D ziady“ , ja k w idać, porw ały go nie tylk o sw oją artystyczną (więc ponad ludzką) w artością — ale i sw oją ideą cierpienia za narodow ą spraw ę.
Tę ideę V rchlicky nie ty lk o rozum ie, ale i gorąco odczuwa — i to jest zasadniczy n astró j, w jakim tłum aczy dzieło M ickiewicza.
„D ziady“ to jed y n e w ielkie dzieło słow iańskie, k tóre V rchlicky w całości przełożył i rów nież jed y n e w całej słow iańskiej lite ra tu rz e , k tó ry m zajął się ex catedra, kiedy został profesorem lite ra tu ry po w szechnej (w ykładał „D ziady“ w półroczu 1894/95, jeszcze przed po
jaw ien iem się w d ru k u tłum aczenia). Ale „słow iańskość“ nie ode
g rała żadnej ro li w genezie tego przekładu; V rchlicky dokonał go, bow iem dzieło M ickiewicza uw ażał za szczytowy p u n k t tw órczości europejskiej w ogóle, ta k jak „Boską kom edię“ lub „ F a u sta “ .
„M oje p rze k ład y “ — m ów i V rchlicky — „to w istocie szereg poe tyckich hołdów tym , k tó rz y m nie w zm ocnili i w zbudzili w e m nie po dziw... cała m oja praca przekładow a, to w rzeczyw istości uczenie się i dziękczynienie“ . Je d n ak ż e co się tyczy „D ziadów “ to, prócz n au ki i podziwu, m am y p raw o dodać jeszcze jed en m otor pracy, którego n ie posiadała ani „Boska kom edia“ , ani „ F a u st“, ani żadne inne a rcy dzieło zachodniej lite ra tu ry , tłum aczone przez V rchlickiego — a m ia
nowicie d o g ł ę b n e o g a r n i ę c i e u c z u c i o w y c h
w a r s t w w p s y c h i c e c z e s k i e g o t w ó r c y . V rchlicky p rzejął się polskim poem atem do tego stopnia, że uznał go n iem al za w ydźw ięk w łasnej duszy.
I to jest n ajw a żn ie jsz y rys dyspozycji, z jak ą p rzy stęp u je do p racy p rzekład an ia „D ziadów “ : — jak b y jak iejś św iętej księgi, k tó rą bierze się do ręk i z p ok o rn ą ad o racją w yznaw cy nie tylko piękna, ale i praw dy — p raw d y „ ż y w e j“ , M ickiewiczowskiej, n ieśm ierteln ej, Sy- billińskiej, w y strz e lają ce j ognistym słupem Im prow izacji w yżej niż
182 M A R IA N SZY JK O W SK I
„wszyscy poeci, w szyscy m ędrcy i proroki, k tó ry ch w ielbił św iat sze ro k i!“ Tę Im prow izację uznał V rchlicky za n ajw y ższy szczyt n a tc h n ie nia, do którego w zniósł się duch człowieka.
Rozpoczął czeski poeta w ielki tru d przenoszenia tej polskiej ekstazy do czeskiej m ow y na początku czerw ca 1893 roku, skończył ostatecznie w m arcu 1894 roku, ale jako d a tę końcową położył pod w łasnym objaśniającym epilogiem dopiero dzień 3 g ru d n ia 1895 roku, dziękując za pomoc w pracy E dw ardow i Jelinkow i, Stanisław ow i Ptaszyckiem u, F erd y n an d o w i Hoesickowi, B ronisław ow i G rabow skiem u, a zwłaszcza F ranciszkow i K vapilow i, „k tóry z niezw ykłą ofiarnością i pilnością czytał k o rek ty i na niejedn o zw rócił uw agę, sta ra ją c się o najw iększą ścisłość w y razu i o zupełną zgodę, o ile to m ożliwe, z o ryginałem “. I o poprzedniku, Stulcu, V rchlicky w tym „dosłow ie“ nie zapom niał, odsyłając czytelnika do jego szkiców do danych do uryw kow ego tłum aczenia „D ziadów “ .
N atom iast nie w ym ien ił V rchlicky z przyczyn osobistych jeszcze jednej i to polskiej — pom ocnicy, k tó re j poeta był w ted y p rzy jacie lem i niem al codziennym gościem (nazyw ała się po m ężu, Czechu, K arolina Bezdiëkova).
Przekład V rchlickiego został u zn any przez w szystkich, którzy o nim pisali, za dzieło w ysokiej m iary — niekiedy za arcydzieło (F. Koneczny). N ajtrzeźw iej ocenił je czeski badacz dzieła V rchlickiego, W acław B rtnik, k tó ry zbadał w szystkie (liczne) w a ria n ty tłum acze nia. „V rchlicky um iał dobrze po polsku — ocenił. — „Ćwiczył się w polskim języku przez szereg la t i poznał polskich poetów prędzej, aniżeli mógł był ich poznać z niem ieckich przekładów . Mimo to jego przekład cierpiał na pobieżność, a o jego w ierność dbał w niem ałym stopniu Fr. K vapil. V rchlicky jed n a k zm ieniał i sam sw oje tłu m a czenie: w idać te zm iany w szyku zdania, w m etry ce i w form alnym
u zgadnianiu (sc. z oryginałem ). M imo udziału K vapila i pomocy
w spom nianej w spółpracow nicy i m im o użycia daw niejszych ury w kó w p rzek ładu (sc. Stulca), do czego V rchlicky sam się przyznał, jest p rze k ład „D ziadów“ pow ażnym i w y bitnym czynem literackim oraz n a leży do n ajlepszych przek ład ów V rchlickiego, choć m iejscam i nie po w strzym ał się tłum acz przy w łasnych zdolnościach tw órczych od
charaktery sty czneg o p arafrazo w an ia — stąd w ynik nęły ozdoby,
k tó re dodał do proroczo p ro stej m ow y M ickiew icza.“
Wyszła drukiem ta p raca jako 41 tom „Zbioru św iatow ej poezji“ p t.: „Adam Mickiewicz, T ryzna (Dziady), prelożil Ja ro slav V rchlicky“ .
„G RA ŻY NA “ — „KO NRAD W A LLENR O D “ — „D Z IA D Y “ 18 3
T y tu ł przyniósł w ażną zm ianę, tłum acząc „D ziady“ (bardzo kłopotliw e dla w szystkich tłum aczy dzieła) na „ try z n ę “ , tj. stypę, ucztę pogrze bową, ofiarę na cześć zm arłych. W ykład takiego znaczenia znalazł V rchlicky w e w stępie do pracy Stulca, choć bez użycia te rm in u „ try - zna“ , k tó ry śmiało przeniósł na ty tu ło w ą k artę, dodając w naw iasie nazw ę oryginału.
N iełatw e było rów nież w y jaśn ien ie term in u „gu ślarz“ , bowiem
tej słow iańskiej nazw ie nie odpow iadają fu n k cje czarodzieja.
V rchlicky poszedł ostatecznie za przykładem Stulca i nazw ał go „cza ro d ziejem “ („ćarodej“ , w dalszym ciągu „kouzelnik“), co i H ałas pod trzym ał.
U łam ki I części poznał V rchlicky w streszczeniu i z k ilku cy ta tów Stulca. Przełożył je w całości w edle edycji Biegeleisena. P rz e tłum aczył i „U piora“ jako w stęp do II części.
Część dru g ą posiadam y w obu w ersjach, w ięc m ożem y p rzep ro wadzić nasuw ające się porów nanie i powiedzieć od razu, że w e rsja
S tulca jest w ierniejsza, a V rchlickiego bardziej sw obodna, ale dzięki
tem u bardziej artystyczna. To stw ierdzenie trzeb a odnieść do
w szystkich części poem atu, o ile istn ieją w dwóch red akcjach — czyli pow tarza się to samo spostrzeżenie, jak ie nasuw a zestaw ienie dwóch w ersji „K onrada W allenroda“ (Stulca i Sladka). In d y w idu alna ró ż nica talen tó w m usiała odbić się w tym w ypadku bodaj jeszcze w y raźn iej, bow iem ideowo i uczuciowo stoi V rchlicky bez porów nania bliżej „D ziadom “ aniżeli Śtulc, a tak że jego k u lt M ickiewicza jest o w iele głębszy aniżeli Sladka.
Sw obodniejszy w treści, jest jed n ak V rchlicky bardziej zw arty w form ie, usiłując zam ykać m yśli m ożliw ie w takiej sam ej ilości wierszy.
Błędów rzeczowych, to jest takich, k tó re przein aczają m yśl ory ginału, jest w przekładzie V rchlickiego bardzo niew iele. C y tu ję dwa, najw ażniejsze. Na początku w ielkiej Im prow izacji tłum aczy V rchlic ky: „O Bidnv kdo d i e lidi hlas i jazyk znavi“ , co znaczy w edług ludzi, po m yśli ich życzeń czyli w p ro st sprzeciw ia się m yśli M ickiewicza. D rugi błąd w y d arzy ł się w W idzeniu ks. P io tra — o ile jed n a k nie jest to zm iana celow a i świadom a. Polska zjaw ia się, jak um ęczony n a
k rzyżu C hrystus. „Rakus octem, B orus żółcią poi“ a „żołdak Mo
sk a l“ w ytacza kopią „krew n iew in n ą“ . N iem niej „on jed en popraw i się i Bóg m u p rzebaczy“ .
184 M A R IA N SZY JK O W SK I
Tę p erspektyw ę popraw y M oskala V rchlicky — w y kreślił. Na to m iejsce w sunął m yśl całkiem inną: „jen lid mùj polepsi se... Bùh se sm iri vlidnÿ “ — że więc kiedy tylko polepszy się lud (sc. polski), Bóg da się przebłagać. O ile jest to zm iana celow a — w każdym w y pad ku niedopuszczalna w przekładzie, — św iadczy o an ty ro sy jsk im n a s ta w ieniu poety, k tó re nieraz da się zauw ażyć.
Z innych potknięć w skażm y jeszcze dw a drobniejsze, ale zna m ienne. Pierw sze jest w ynikiem językow ego nieporozum ienia. Cho dzi o przekład neologizm u w Im prow izacji „tę chw ilę rozdłużm y, r o z d a 1 m y “ . S tule pow tórzył po polsku; V rchlicky zm ienił na „prodlużm e a v z d a 1 m e “ (co znaczy „oddalm y“).
D rugi błąd popełnił Stule — i u trz y m ał się te n błąd u jego n a stępców do H ałasa włącznie. N a zeb ran iu w celi K on rada jest m owa o K saw erym (Przeciszewskim ), k tó ry w „łeb sobie strz e lił“ : „Ł eb ski“ — m ówi na to F re je n d zaczynając tą rzekom ą pochw ałą w iersz (304). „Łebski“ jest oczywiście przym iotnikiem , nie rzeczow nikiem , w d odatku nazw iskiem , jak u Stulca i w szystkich innych (u H ałasa „Ach, Łebski!“), gdzie „Ł ebski“ pom naża nazw iska ofiar filom ackich,
do czego kusiła w ielka lite ra Ł, u ży ta na początek w iersza. Miało
to być „dzielny“ , a n ajlepiej po czesku „ch lapik “ (pochw ała bujności).
T rudności przek ład u „D ziadów “ dobrze rozum iał sam Vrchlicky. W liście do K rasnohorskiej, k tó ra jako tłum aczka „P ana T adeusza“ była n a jb ard ziej pow ołana do oceny p racy V rchlickiego, nazw ał tenże sw oje tłum aczenie „bojem Ja k u b a z aniołem “ : „przed „D ziadam i“ czu ję praw dziw y strach: Bój Ja k u b a z aniołem! — a jak im !“ (1895, 3. XII). A kied y K rasnohorska pochw aliła pracę, pisze: „W obec T ryzny m am straszliw y respekt, a łaskaw e słowa P a n i są pierw szą krop lą balsam u dla m ej duszy. Tylko poczekajcie, ja k to w ezm ą pod lupę pedanci...“ .
Z dodanych do III części „D ziadów “ w ierszy epickich (w tzw.
„U stępie“) przełożył przed H ałasem „P rzeg ląd w o jsk “ K arol H a-
V 1 i ć e k. P ra c y tej dokonał jako w ięzień w B rix en w 1852 roku, lecz ogłosił ją dopiero w 1864 ro k u J a n N erud a w czasopiśm ie „Ro dzinna k ro n ik a “ pod nieco dziw nym nagłów kiem : „M ickiewiczüv S m otr Petrohradskÿ. „P rzegląd (sic) w o jsk a “.
„ P rzeg ląd “ zam iast „p rzeg ląd “ nie je st czymś niezw ykłym w czeskiej mowie, k tó ra specyficznie polskie ł n adu żyw a eon amore,
„G R A ŻY N A “ — „KONRAD W A LL E N R O D “ — „D ZIA D Y “ 185 trzeba, czy nie trzeba. I V rchlicky pisze Łwowicz, Sobolewski, W asi lew ski — więc pew no dlatego i „łebski“ tra fił ta k do przekonania, aw ansując n a nazwisko.
D ziw niejsze je st w p row adzenie rosyjskiego „ sm o tra“ zam iast „ p rz e g lą d u “, n ib y ,d la podkreślen ia rosyjskiego c h a ra k te ru tej car skiej parady .
N erud a nie ogłosił tłum aczenia H avlicka w całości. Z ogólnej liczby w ierszy 344 w y k reślił aż 136 — a w nich szczególnie ostre atak i na carsk ą Rosję. Może n a w e t nie red a k to r, ale cenzura sp raw iła to okaleczenie u tw o ru M ickiewicza; nie byłoby to dziw ne w latach stycz niow ego pow stania.
W całości w y d ruk o w ał p rzekład H avlicka dziennik „ T rib u n a “ dopiero w 1923 r„ zaczem odbito go ponow nie w k om pletnej „Księdze w ie rsz y “ czeskiego ep ig ram atysty i w ielkiego bojow nika za w olność
człowieka.
P ra ca H avlićka grzeszy n iejed n y m polonizm em . Rozpoczyna
raczej po polsku niż po czesku: „Jest plac ohrom nÿ...“ Całkiem niezro zum iałe dla Czecha są zatrzym ane w 315 w ierszu polskie „sukm any, delie“ — a znow uż w ynikiem nieporozum ienia, k tó re często się zda rza n a językow ej m iedzy czesko-polskiej, jest p rzek ład po rów nania w w ierszach 236— 7: (car) „Dał rozkaz — rozkaz w y m k n ął się przez zęby i padł jak p i ł k a w u sta p u łk o w n ik a“ . Zw iedziony podobień stw em brzm ienia przełożył H avlicek „p iłk ę“ jako „ p iln ik “ , zaczem w u sta nieszczęsnego kom endanta w padł pilnik („...pad jak p iln ik do ust k o m e n d a n ta “).
Że H avlicek ze w szystkich części „D ziadów “ w y b rał sobie „U stęp “ , a z niego „P rzegląd w o jsk a“ , nic dziwnego. P ociągnęła go zarów no p lasty k a opisu jak i sam a sa ty ra zakończona w spółczującą apostro fą do „biednego chłopa“ i „biednego S ło w ianin a“ duszonego carskim despotyzm em . H avlićek nie m iał żadnych złudzeń co do car skiej R osji — a jako szczery d em o k rata m usiał potępiać w szelki m ili- tary zm , zwłaszcza w tak zw yrodniałej form ie.
*
* *
T rudno tw ierdzić, żeby najnow szy przekład trzech dzieł M ickie w icza w y ra sta ł organicznie z poprzednich. N ie ty lko dlatego, że od tłum aczenia V rchlickiego oddziela go przeszło półw iekow a przestrzeń czasu. W ażniejsze, że w szystkie p oprzednie p race przekładow e roz
186 M A R IA N SZ Y JK O W SK I
w ija ją się na ciągłej lin ii żywego k u ltu M ickiewicza, podczas gdy p rac a H ałasa w y strzela nagle, kiedy ju ż daw no dokonał się był p ro ces w chłonięcia dzieła M ickiewicza przez czeski teren.
W łączają się więc tam te przekład y w n ie p rz e rw a n y łańcuch b i bliograficzny naw iązany rokiem 1828. Stanow ią cząstkę tej atm osfe ry , k tó rą w yciepla dokoła siebie n a czeskim g ru ncie tw órczość M ickiewicza. Są zarów no owocem tego duchowego, rom antycznego k lim atu , w k tó ry m rozw ija się jeszcze tw ó rcza m yśl V rchlickiego — ja k i skutkiem indyw idualnego tru d u , k tó ry poprzedza przygo tow aw cza praca poznania dzieła M ickiewicza w jego całkow itej rozpiętości. W szyscy poprzednicy H ałasa — Stule, Sladek, K vapil, V rchlicky, H a- vlicek — nie tylko dobrze znają polską mowę, ale poznali i M ic kiew icza, zanim zabrali się do jego tłum aczenia.
F ranciszek H ałas jest i pozostanie dla m nie jako tłum acz M ic
kiew icza fenom enem . W ziął jego dzieło do ręki, kiedy ju ż daw no
w yschła fala żywego zajęcia się nim. Nie znał polskiej m owy. Tym m niej nie mógł znać duchowego klim atu, z którego M ickiewicz w y ra s ta — a jakże bez tak iej inicjacji (i choćby znało się mowę) m ożna z pow odzeniem p rzekładać dzieło rom antyczne?
Ze mimo takich b rak ó w dokonał poeta tej olbrzym iej p racy przełożenia aż trzech dzieł M ickiewicza, czyli sam jed en złączył w y siłek Stulca, K vapila i Vrchlickiego; że przeniósł do dzisiejszej pięknej m ow y czeskiej w ysiłek poprzedników , a p rzy tem nic niem al nie u ro n ił z m yśli oryginału, a n aw et nieraz popraw ił błędy poprzednich tłum aczy — to w y d aje m i się niem al cudem.
N asuw a się jed y ne w y jaśn ien ie ta k niezw ykłego zjaw iska: — pom oc Józefa M atousa, p rzypom inająca nieco w spółpracę K vapila p rzy tłum aczeniu „D ziadów “ , ale n iezró w nanie szersza. M atous bo w iem nie tylko przełożył Hałasow i trzy dzieła w ie rn ą prozą, ale, co w ięcej, on chyba m usiał w prow adzić go in m édias res, to jest dokonać tego w ysiłku inicjacji, do k tó rej dochodzili poprzednicy H ałasa żm ud n ą i tru d n ą drogą poznaw ania ducha polskiego ro m an ty zm u z Mic kiew iczem w cen traln y m punkcie. M atóus tę drogę uprościł i poetę w prow adził do w ielkiego gm achu tw órczości M ickiewicza, bowiem sam je st w ybornym , choć w cieniu schow anym znaw cą i od w ielu lat m iłośnikiem polskiego rom antyzm u. Nie tylko więc nauczył H ałasa rozum ieć słowo, ale i pom ógł m u odczuć ducha. To je st w ażna część w spółpracy M atousa, u trw alo n a w doskonałych w stępach i o bjaśnie n iach ostatnich przekładów . Tę zasługę M atousa trzeba w ydobyć na
„G R A ŻY N A “ — „KO NRAD W A LLEN R O D “ — „D ZIA D Y “ 1 8 7
św iatło i podkreślić z naciskiem , jak na to w pełni zasługuje ten skrom ny w ielbiciel polskiej k u ltu ry duchow ej.
Tym podkreśleniem w cale nie chcę obniżyć w ysiłku tłum acza, bow iem w ty m w y p adku zapraw dę dzieło m istrza chw ali. Podziw iam pojętność ucznia, k tó ry p o trafił tak szybko i tak dokładnie w czuć się w m yśli przekładanych dzieł, w ziętych z doby m inionej i z obcego tere n u , z k tóry m Hałas, o ile w iem , dopiero później m iał sposobność zetknąć się osobiście i to w w a ru n k ach jakże odm iennych od epoki „D ziadów “ !
Ze w tłum aczeniu pom ogły m u prace poprzedzające, to nie ulega w ątpliw ości. Zobaczył w nich w form ie w iersza to, co M atous po w iedział m u prozą. W iersz zm odernizow ał w edle w ym agań dzisiej szej poetyki i w edle w łasnego odczucia piękna form y, k tó re Hałas posiada w stopniu najw yższym . Ale bez w skazów ek M atousa nie m ógłby zapew ne popraw ić błędów i u ste re k poprzedników , czyli stw o rzyć nową, pop raw n ą w ersję czeską „G ra ży n y “ , „K onrada W allen ro d a “ i „D ziadów “ .
Ze w ersja H ałasa jest najlepsza i pod w zględem treści, to w y k azuje jej porów nanie z poprzednim i, choćby przeprow adzone egzem - plarycznie.
Zacznijm y od błędów dochow anych jak b y tra d y c y jn ie od czasu Stulca. W skażę dwa: w „G rażyn ie“ K rzy żak o party o łuk czeka na decyzję L itaw ora. Niemcy łuków nie używ ali, posługując się bronią palną, a czekający K rzyżak jest „oparty na łęku" czyli w głębieniu siodła (oblouk, hlavice u sedla). Bliskość b rzm ienia uw iodła w szyst kich trzech tłum aczy, podobnie jak ju ż w spom niany „Ł ebski“ w III części „D ziadów “ .
W c h arak tery sty ce G rażyny H ałas p o starzał b o haterkę, mówiąc, że w jej tw arzy „leto s jeseni se m isi“ , zam iast jak chce oryginał: „zda się, że lato oglądasz przy w i o ś n i e“ , co uszanow ał przekład K vapila.
W rozm owie z Rym w idem , prag n ąc skrócić dyskusję, zapow iada L itaw or tonem u ry w any m : „Kiedy? — dziś, ju tro — gdzie? — na Żm udź, do R usi“ . I ten w iersz przełożył K vapil w iern iej („Kdy? Dnes neb zitra — A kam? Na Żm ud, к R usi“) aniżeli H ałas („Kdy? Dnes ći zitra? — Kam ? Na Żm ud ći к R usi“).
Obaj tłum acze zachow ali 11-zgłoskowiec oryginału, jed n ak u H a łasa popsuty w dwóch m iejscach („z h ru d ik r iź m u sv iti“ , skrócony do sześciu zgłosek, zato przedłużony o jed n ą w w ierszu „svvm tvârim dodat vvhledu poklidného“ ).
188 M A RIA N SZY JK O W SK I
„K onrad W allen ro d “ został p ięknie przełożony przez Sladka. H a łas tłum aczy go pow tórnie, m ając ta m te n w zór przed oczyma, p rzy- czem nie tylko m odernizuje m owę poetycką, ale i popraw ia p o p rzed n ik a w nielicznych zresztą odstępstw ach od oryginału, albo też oddaje w iern iej jego m yśl. T ak np. tu rn ie jo w e w y rażenie w 23 w ierszu „na ostro gonić“ tłum aczy: „na ostro nikdo nechtël se z nim b iti“ . Stule, nie znalazłszy czeskiego odpow iednika, pozostaw ił tu polski te k st bez zmiany; Sladek użył aż zbyt szeroko zakreślonej p eryfrazy : „nikdo nezabil, każdy drevee sklo nil“ . U trzy m ali się w dalszym ciągu z pol skiego tek stu „b aro n i“ (zam. „p an ó w “ u Sladka), „zabaw y“ zam iast „k ra to ch w il“ i „ k ru c ja d a “, k tó ra p ro stu je błąd S ladka („na k riżaky “ , w o jn a z krzyżakam i, oczyw isty nonsens).
IV ustęp, „U czta“ został słusznie nazw any „H ostina“ (u S ladka bardzo niezgrabnie „K vas“ , u S tulca „H ody“), natom iast m niej szczę śliw ie w ypadło określenie piosenki, k tó re j dom aga się K onrad w cza sie uczty, żeby była „tak ognista, ja k sam otnik p ija n y “ (śm iałe, ale tra fn e skojarzenie z w łasną in k lin ac ją do n adużyw an ia alkoholu). H a łas przełożył bardzo dowolnie:
V im , ro z v e se li srd ce v in o v£ru, pro d u si v in e m p isn ićk a je ale.
Sladek w ierniej: „Jak spiva ten, kdo spil se o sam ote“ .
Bardzo w ażny (i dla czeskiej litera tu ry ) początek apostrofy do „pieśni gm innej“ przełożył w ierniej Stule, aniżeli Sladek. C zytam y u Stulca: „Povësti lidu! archo sm louvy m iru Mezi drevnim i a m ladsim i le ty “ ; u Sladka: „Povesti lidu! O ty archo sm iru jeż poutaś preślost s ny- nëjsim i le ty “ ; u Hałasa: „O zvësti lidu, o ty archo sm iru zaślych uż casu s nedâvnÿm i le ty “ . Na tym jed n y m przykładzie m ożem y dobrze ocenić różnice: pierw sza w e rsja je st w ierniejsza aniżeli druga, k tó ra zato ry tm icznie i arty sty czn ie je s t bardziej doskonała, używ a jed n a k polonizm u „przeszłość“ i zbyt dow olnie w prow adza teraźniejszość. H ałas u n ik nął tych niedociągnięć i przełożył dw uw iersz św ietn ie pod każd y m względem .
W dalszym ciągu „P ieśni W ajd elo ty “ szczególną tru d n o ść s p ra w iali tłum aczom „mieczowi złodzieje“, określenie dziś bardziej a k tu a ln e aniżeli kiedykolw iek, skoro m a zapew ne na m yśli r a b u siów z mieczem w ręk u prow adzących „rek w izycje“ w n ajech an y ch ziem iach. Stule, jak zwykle, ta k i w tym w y padku pozostaw ił
poi-„G R A ŻY N A “ — „KO NR A D W A LLENR O D “ — „D Z IA D Y “ 1 8 9
skie określenie, nie troszcząc się o to, czy jego rodacy będą je ro zu mieć. Sladek zatarł i przek ręcił m yśl oryginału, tłum acząc: „co dobył meć, zas vzato od zlodëje“ . Ale i Hałas nie dał sobie rady: „vyloupen pokład bÿvâ od zlodéjù“ aż n azb y t upraszcza oryginał, nie m ówiąc, o jakich idzie złodziei.
„Pow ieść W ajdelo ty“ , k tó rą Stule chciał przerobić n a m etry cz n y iloczas, rozsypała m u się w ręku. Form ę h ek sam etru o p artą n a n a tu ra ln y m akcencie 16-u zgłosek przyw rócili jej i Sladek i H ałas.
Zasadnicze, niem al aforystyczne pow iedzenie w tej pow ieści:
„szczęścia w dom u nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie“ zostało dochow ane lepiej u Sladka: „domaci neblażi prah, neb otcina n eb yla stâstn a“ (nie cieszy dom owy próg, bo ojczyzna nie była szczęśliwa); u Hałasa słabiej: „docela śtasten byt nem oh kdyż otćina nebyla Śta- stn a“ (nie mógł być całkiem szczęśliwy).
N ajw iększą pró b ą siły tłum acza są oczyw iście „D ziady“ — i tu wyższość pracy H ałasa nad poprzednią V rchlickiego jest bezsporna.
P rzy w ró cił o statni tłum acz ty tu ł oryginału „D ziady“ i dla ob ja śnienia dodał w naw iasie („S lavnost'm rtvych“). Porozdzielał n iek tó re ustępy uryw ków dla w iększej przejrzystości, dodał im ty tu lik i (np. „Starec a dite“ „ G u s ta w lese“ ). G uślarza nazw ał stale i kon sek w entn ie „C zarodziejem “ („kouzelnik“). Zaczynając II część „U piorem “ po w tó rzy ł ty tu ł „D ziady“ , ale z dodaniem bliższego określenia: poem at
„basen“ ).
Z arzucano pracy V rchlickiego — słusznie — że pro sty język M ickiewicza chce jak b y upiększyć przez zbędne, w łasne dodatki. H a
łas odrzucił w szystkie te „upiększenia“ . O nom atopeiczne zaklęcie
„a kysz, a kysz!“ spraw iało obu poprzednim tłum aczom w ielką tr u d ność i zostało przez nich om ówione (u Stulca: „prec jiż“ , u Vr.: „jdi jiż“ ); H ałas je bardzo słusznie zatrzym ał („ks, ks“). Z atrzy m ał rów nież w arii „D ziew czyny“ polskie im iona (Zośka, Oleś, Antoś).
W IV części w ażn y w iersz w p rezen tacji G ustaw a: „Um arły!... O nie! tylko u m arły dla św iata!“ — przełożył V rchlicky zbyt do wolnie: „Ja m artvÿ? ne, jen svët mâ z moji sm rti z trâ tu “ (?); Hałas w ie r nie: „Mrtvola!... o, ne! pro svët m rtv ÿ jsem jen ja tu “ ! W ciągając gałąź jed lin y, m ów i do niej G ustaw : „Chodź bracie, nie lękaj się dobrego k sięży n y “ . V rchlicky każe księdzu trząść się ze strach u i do niego, nie do jodły zw raca usp ak ajające słowa G ustaw a; i tu H ałas p rz y
w rócił m yśl oryginału („P oustevnik к jedli: Pojd, b ratre, knëz je
190 M A R IA N SZY JK O W SK I
„K ażdy cud chcesz tłum aczyć, biegaj do ro zu m u “ — m ów i G u staw do Księdza, zdziw ionego, że sam a św ieca zgasła. V rchlicky za m iast rozum u, każe „napiąć d u m ę“ („napni je n svou d u m u “), H ałas w iernie: „zeptej se své h la v y “ .
Bardzo tru d n o je st w ie rn ie przełożyć, a nie osłajpić p a sji sły n nej inw ektyw y pod adresem kobiety („K obieto, puchu m arn y ...“). Ten monolog, w jego ta k zm iennej form ie i tak szerokiej skali u czu ciowej oddał H ałas b ardziej bez reszty aniżeli V rchlicky.
I w III części „D ziadów “ u sunął H ałas zbędne dodatki (jak np. w tzw . m ałej Im prow izacji reflek s „Ody do m łodości“ w w ierszu 487: „Stąd ja przyszłości b ru d n e obłoki...“ , Vr. dodaje: „halici p rist zo ru “ = zakryw ające przyszłą zorzę; albo dodane do w iersza z w iel kiej Im prow izacji: „Ty Boże, Ty n a tu ro dajcie posłuchanie“ słowa „chvila vchodnâ“ ( = chw ila odpowiednia). P opraw ił p rzyk ry błąd „die lid i“ („kdo lidem zpivat nam âh â se“ ) oraz „zdalm e“ („zadrżm e chvili, prodluźm e ji“), przyw rócił w W idzeniu ks. P io tra możliwość popra w y Moskala.
Im prow izację tłum aczy H ałas silniej, dobitniej, nic nie roniąc z ek sp resji w y razu „S zklanne h arm o n ik i k ręg i“ , niezrozum iałe bez k o m en tarza i dla polskiego czytelnika, oddaje śm iało francu skim w yrazem „v erillo n “ , żeby nie budzić fałszyw ych sk ojarzeń (z u stn ą czy ręczną „harm o n ik ą“), k tó re p su ją tę w span iałą m uzykę sfer.
Przekładow i „D ziadów “ V rchlickiego przyznano w swoim cza
sie n ajw y ższy stopień kongenialności. Jeszcze słuszniej n ależy się
on p racy Hałasa. D okonana przez niego czeska p rzeróbk a trzech
dzieł M ickiewicza to dzieło niepospolite, k tó re na liście czeskich przekładów z polskiego zajm ie pierw sze m iejsce.
Na polu duchowego zbliżenia obu narodów dokonał F ranciszek H ałas przy w yd atnej pom ocy Józefa M atousa w ielkiego czynu.