• Nie Znaleziono Wyników

"Korespondencja Franciszka Karpińskiego z lat 1763-1825", zebrał i do druku przygotował Tadeusz Mikulski, komentarz opracował Roman Sobol, Wrocław 1958, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Archiwum Literackie, pod red

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Korespondencja Franciszka Karpińskiego z lat 1763-1825", zebrał i do druku przygotował Tadeusz Mikulski, komentarz opracował Roman Sobol, Wrocław 1958, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Archiwum Literackie, pod red"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Pigoń

"Korespondencja Franciszka

Karpińskiego z lat 1763-1825", zebrał

i do druku przygotował Tadeusz

Mikulski, komentarz opracował

Roman Sobol, Wrocław 1958, Zakład

Narodowy imienia Ossolińskich...:

[recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 50/3-4, 667-678

(2)

KORESPONDENCJA FRANCISZKA KARPIŃSKIEGO Z LAT 1763—1825. Zebrał i do druku przygotow ał T a d e u s z M i k u l s k i , kom entarz opra­ cował R o m a n S o b o l . W rocław 1958. Zakład Narodowy im ienia Osso­ lińskich — W ydawnictw o Polskiej Akadem ii Nauk, s. X X IX , 1 nlb., 268, 2 nlb. + 9 ilustracji i 1 kartka erraty. A r c h i w u m L i t e r a c k i e . Pod

redakcją K a z i m i e r z a B u d z y k a , T a d e u s z a M i k u l s k i e g o

i S t a n i s ł a w a P i g o n i a . Tom 4. Polska Akadem ia Nauk — Instytut Badań Literackich.

Publikacja w ym ieniona stanow i ostatnią pozycję, którą przygotow ał i nad której realizacją drukarską jako redaktor czuwał jeiszcze nieodżałow any pro­ fesor Tadeusz M ikulski. Stanowi ona jakby jego żegnanie ze św iatem um i­ łowanej filologii, a zarazem jego w łasny popis w tej służbie. Jest też szcze­ gółem rów nie znam iennym , że schorowany, nie m ogąc już sam w pełni spro­ stać zadaniu, podzielił pracę — w ychow aw ca doskonały — ze swym uczniem, z przysposobionym przez się współpracownikiem . Tak się w ięc złożyło, że publikacja unaocznia, jakim jej redaktor b y ł filologiem i zarazem jakim w y ­ chowawcą pracowników naukowych. Że przedmiotem wspólnej opieki stał się pisarz doby O świecenia, to już jest specificum ośrodka.

Jakoż trzeba powiedzieć, że księga jest na popis; jako podjęcie ed y­ torskie daje w zór m etody i w ykonania, wzór w koncepcji i przeprowadzeniu. Niektóre szczegóły w zorcow ego w ykonania w ypadnie tu bliżej uwydatnić.

W ydanie Korespondencji Karpińskiego pow zięte zostało jako w ydanie pełne, na najw yższym poziom ie naukowym , a zarazem przysposobione do wygodnego szerszego użytku. Postulat pełności kazał objąć tom em listy przez Karpińskiego zarówno w ysyłane, jak i odbierane, spowodował też, że w zbiorze listów w ysyłan ych uwzględniono nie tylko tek sty pełne czy fragm enty, ale również streszczenia, a naw et dochowaną kopertę, choć m ieści jed ynie datę i adres. Jeżeli się zachował brulion listu i jego czystopis, to oczyw iście znaj­ dujem y w w ydan iu jedno i drugie. Realizacja zasady kom pletności udała się bodajże w pełni; nic jak dotąd nie słychać, żeby tu m ożna liczyć na jakie

addenda.

Tom obejm uje listów K arpińskiego 113, a listów do K arpińskiego 33. W tym poczcie listów zebranych w iększość oczyw iście była tak czy owak zużytkowana i znana już dawniej; takich jest 87. W ydawcy udało się zespół ten znakom icie powiększyć; w różnych bibliotekach i archiwach znalazł d al­ szych, nieznanych dotąd, listów Karpińskiego 26; przeważnie w autografach, pew ną część w odpisach cudzych. D wie trzecie listów do Karpińskiego (mia­ now icie 22) ukazuje się tu z autografów po raz pierwszy.

Obok dążenia do kom pletności przewodniczył w ydaw com drugi postu­ lat: rzetelności. Czyniono mu zadość w stopniu również jak najwyższym . L isty K arpińskiego kapaniną ogłaszano już od pierwszej poł. X IX w., w ten

(3)

6 6 8 R E C E N Z J E

sposób rozrzucone zostały one po najrozm aitszych publikacjach, a biblio­ graficznie razem nie zrejestrowane. Rzucone po śm ierci pisarza po trosze na wiatr, autografy listów dochowały się w drobnej jedynie części i znow u po najróżniejszych zbiorach publicznych czy prywatnych. G łów ny ich zrąb

odszukał był Konstanty Marian Górski. W ydawca obecny jego śladem

i w łasną w iedziony pasją dotarł za nimi wszędzie. A publikując je, do każdej odszukanej pozycji zastosow ał m ożliw ie najw yższy w ym iar ścisłości. Jeżeli tekst znamy tylko z druku, a przedrukowywany był parękroć, przedruki zo­ stały skolacjonowane i wybrano spośród nich najpoprawniejszy. Jeżeli szczę­ śliw y układ rzeczy pozw olił poza przedrukiem dotrzeć do autografu, skola- cjonowano również oba teksty, podstawą reedycji stał się oczyw iście autograf, a odchylenia poprzednich w ydań sum iennie wynotowano.

Na tym polu zrobiono niem al w szystko, zebrane listy podano prawie całkow icie w kształcie ne varietur. Jedno chyba ty lk o pozostałoby jutro do zrobienia. Pew na, dość pokaźna ilość listów dostępna była w yd aw cy jedynie w form ie odpisów sporządzonych swego czasu przez Ludwika Bernackiego i zachowanych w zbiorach Ossolineum. Oryginały ich zostały w e Lw ow ie, głów nie w zbiorach Sapieżyńskich, m ieszczących się w ośrodku bibliotecz­ nym U kraińskiej Akadem ii Nauk. W tej potrzebie nie udało się ich skolacjo- nować ponownie. Szczęśliw a sposobność pozw oli n iew ątpliw ie brak ten z czasem uzupełnić, choć przy doświadczonej precyzji i sum ienności pracy kopisty nie m a co spodziewać się tu w ielu u ściśleń tekstu.

Jak sam w ydaw ca odczytyw ał autografy? R ecenzent oczyw iście nie m iał możności sprawdzenia w szystkiego, ale kilka dokonanych odczytań kontrol­ nych 1 nie doprowadziło do stw ierdzenia jakichś znaczniejszych usterek. W jednym tylko w ypadku obudziły się zastrzeżenia: przy odczytaniu listu nr 65, A ntoniny Puzyniny do Karpińskiego, z 6 października 1801: w w . 8 należy tam czytać „ m a szczęście“, a nie „ z n a szczęście“; łatw o sprawdzić, że autorka stale pierwszą laskę litery m pisze jakby z. Drugi wypadek jest nieco ważniejszy. W ydawca odczytał w. 21—23: „Pan K owalski ma żonę słusznę; siostrzeniec, to jest ks. probosz[cz], w M ichalsku L isow skiego“ (s. 118). W autografie natom iast czytać należy: „Pan K ow alski m a żonę słusznę, siostrzenica to jest ks. probosz[cza] w Michalsku, Lisow skiego“. In­ terpunkcja w autografie jest niestaranna: po „w M ichalsku“ nie m a prze­ cinka. A le w edług w szelk iego prawdopodobieństw a należy go tam dać. Lisow ski to nie w łaściciel M ichalska (po cóż by K arpińskiem u podawać to nic go nie obchodzące nazwisko?), to w łaśn ie w uj m łodej K ow alskiej, ksiądz proboszcz tak się nazywa. Takie odczytanie spowoduje pew ne przesunięcia przy rozeznaniu się w krew niakach poety, ale to nie m oże stać na zaw a­ dzie. Tekst jest wyraźny. — Poza tym nie znalazło się w wydaniu praw ie nic, co by kazało kwestionow ać akuratność odczytania. O nielicznych dro­ biazgach (s. 100, w wierszu ostatnim data błędna: 1794, dopisana obcą i późną ręką; s. 167, w. 2 ma być: „od całego św iatu “, w. 20: „Dobrodzieja, przyczy­ n y“ ; s. 179, w. 12 ma być: „się tym biedzą“) nie ma co m ówić.

T eksty odczytane — zostały oczywiście w yposażone w opracowanie filo ­ logiczne. Poustalano w ięc przede w szystk im ich m etryki. M etryczkę taką

(4)

otrzym ał każdy list przed tekstem ; tam odnotowano prow eniencję, opis auto­ grafu, dzieje jego publikacji. Przed m etryczkam i podano w sposób jednolity d aty listów . Z tym b yw ały k łopoty osobne. Pisarz nie zawsze podał m iejsce i czas napisania listu; w ypad ało go w tym zastąpić, ustalać chronologię, co — jak wiadomo — nie zaw sze jest sprawą łatw ą, a niekiedy w cale trudną. W ydawca w znakom itej w ięk szości w ypadków w y szed ł z zadania zw ycięsko, niew iele zostało pozycyj, przy których zadowolić się w ypadło datą przybli­ żoną i ramową.

W tym, co zrobiono, pozw oliłbym sobie na znaczniejsze korektury przy paru zaledwie pozycjach. Przy liście nr 7 m iejscowość, daty dzienna i m ie­ sięczna są do w yw nioskow ania nietrudne. L ist w ysłan y z m iejsca zam ieszka­ nia piszącego, z Żabokruk, które Karpiński przez jakiś czas dzierżawił. Pisany do H eleny Dzieduszyckiej w dniu jej im ienin, a w ięc 2 marca. Rok atoli niewiadomy. W ydawca m iał do w yboru dwa, które już Górski u stalił jako lata dzierżawy w Żabokrukach: 1777 i 1778. W ydawca w ybrał z nich pierw ­ szy, kierując się w zględem natury psychologicznej: list jest pogodny i w r. 1778 jakoby niestosowny. Adresatka była w tedy w żałobie po ojcu (zmarł przed czterema miesiącam i), a piszący rów nież w żałobie — po matce (zmarła przed dwom a m iesiącam i). Tak było rzeczyw iście. Cóż, kiedy od do­ m ysłów w ażniejsze są fakty, od przesłanek psychologicznych więcej ważyć musi kalendarz. Karpiński wspom ina w liście owym , że dopiero co wrócił do Żabokruk „po trudzie zapustnym w Chocimierzu“ (s. 13). Otóż w 1777 r. po­ pieleć przypadał na 12 lutego, od zapustów w ięc do 2 marca dużo wody upły­ nęło. N atom iast w następnym roku w szystko doskonale się składa. Popielec był 4 marca. „Trud zapustny“ u sąsiada i powinow atego, Koziebrodzkiego, w ła­ ściciela Chocimierza (5 km od Żabokruk), odrabiało się nie w e w torek za­ pustny, ale, jak naturalne, w niedzielę 1 marca, nazajutrz zaś po tak faty­ gującym przyjęciu Karpiński był u siebie w domu i pisał list. Że pogodny? Trudno, żeby m iał być żałobny, skoro m ieścił kom plem enty im ieninow e dla panny. Pisany w ięc był niechybnie 2 m arca 1778. W spomina poeta dalej w prawdzie: „dopiero przybywam do Żabokruk“, co m ógłby kto rozumieć, że nie m usiał wrócić do domu zaraz po n iedzieli zapustnej i że pisał nie

w poniedziałek. A le d o p i e r o (także d o p i o r o ) w tamtych stronach

i w tamtym czasie nie znaczyło: po pewnej zw łoce, dopiero teraz, ale: teraz właśnie, w tym m omencie, świeżo. Słów ko to argum entem w ięc być nie może, a w dobrym razie powinnoby naw et uzyskać w notce odpowiednie wyjaśnienie.

W ątpliwa się też m oże w yd ać data listu nr 82. Pisany z Grodna po fran ­ cusku przez gen. K am ieńskiego, zadatowany został w w ydaniu: „Przed 15 V III 1802“. G enerał potw ierdza odbiór książki K arpińskiego i zaznacza, że będzie kłopot z jej przetłum aczeniem na rosyjski, na czym autorow i zależało; u pa­ trzony pan Turszeninow nie da sobie bow iem z tym rady. Chodzi tu o Roz­

m o w y Platona. K om entator przyjął, że K arpiński posłał generałow i egzem ­

plarz drukowany; stąd data przypuszczalna, bo w iem y , że książka w yszła z druku przed 15 sierpnia. A le to nie jest pewne; sądzę nawet, że to błędne. W liście do Czartoryskiego (nr 83) wspom ina poeta, że chciał pierwotnie w ydać książkę tę dwujęzycznie, „karta po polsku, a karta po rosyjsku“, ale to mu się nie udało. „Tłumacza zgodnego znaleźć n ie m ogłem “ (s. 141). M yśl

(5)

670

R E C E N Z J E

0 przekładzie w praw dzie go nie opuściła i później, ale tłumacza i nakładcy szukać by potem rad już w Petersburgu. W Grodnie szukał on go w cześniej, przed czerwcem 1802, tzn. wtedy, gdy z rękopisem dziełka przyjechał był do Grodna w sprawie druku. Generała nie zastał najwyraźniej, ale n ie­ w ątp liw ie przed drukiem jeszcze przesłał mu tekst w rękopisie, skopiow a­ ny dla ew entualnego tłumacza. List Kam ieńskiego adresowany do Kar­ pina, w ysłany był z początkiem czerwca. Dowód na to mamy i w tym również, że Kamieński potwierdza zarazem odbiór przesyłki dla Niem cew icza 1 zaznacza, że ją niezwłocznie doręczy. Przesyłką był niechybnie w iersz

Pieśń do Najjaśniejszego Imperatora Aleksandra, o który Stanisław Ursyn

N iem cew icz prosił Karpińskiego w pierwszych dniach czerwca 1802 (nr 81). Data listu 103, oznaczona ramowo i hipotetycznie: „1—29 IV 1804“, n iew ątpliw ie zawikłana, samemu kom entatorowi w net się wydała błędna, jak to w idzim y z rozprawy jego pomieszczonej na poprzednich kartach niniejszego tomu.

D alszy w ypadek jest prostszy. List nr 105 znamy w e fragm encie i tylk o z druku, pisany był do Franciszki Puzyniny. Nie znam y daty dziennej ni m iesięcznej, a roczną (1804) przejął w ydaw ca z pierwodruku; tam te dwie podaje od siebie w przybliżeniu: „po 2 9 IV“. N ie dość to uzasadnione i na­ w et nieprawdopodobne. 29 kw ietnia 1804 w ysłał Karpiński do Puzyniny list, a 4 m aja ona mu nań odpowiedziała. Gdyby przed 4 maja otrzymała list drugi, w łaśn ie nr 105, odpow iedziałaby także na k w e stię poruszoną i w tym drugim, a tego nie czyni. Jeżeli zawierzyć w ydaw cy pierwodruku i przyjąć rok 1804 jako należyty, to w jego obrębie list nr 105 w ypadłoby przesunąć na inne m iejsce.

W reszcie drobiazg. Należałoby także zapew ne skorygować datę nagłów ­ kową listu nr 22. K arpiński datuje go 22 m arca (1788), ale w spom ina w nim: „dziś w kościele zaśpiewano A llelu ja “ (s. 33). Pierw sze Alleluja na w si śpiewa się w niedzielę. Wielka Niedziela zaś tego roku przypadła na 23 marca, poeta najwyraźniej w ięc dopuścił się usterki, pom ylił się o jeden dzień.

W związku z tym i kłopotam i chronologicznym i m ożna by w ysunąć postu­ lat ogólnej natury. W potrzebach jak w spom niana powyżej pomocne by było, gdyby w miarę możności obok daty liczbowej podawać także dzień tygodnia. Dla w ydaw cy trochę trudu, ale dla czytelnika pomoc duża. Pomoc w łaśnie przy synchronizacji w ydarzeń. Równie jak drugie jeszcze uzupeł­ nienie: w nagłówkach listu w arto by podawać także m iejsce zam ieszkania adresata. Tutaj kom entator podaje je w ielekroć, ale w notkach; lepiej b yło­ by stale i już w nagłówkach. N iejednokrotnie nie jest to bez znaczenia przy w yrozum ieniu treści listu.

Tak zebrane i filologicznie przysposobione listy w ym agały z kolei opraw y kom entatorskiej. Tę, jak wiadom o, w ziął na siebie Roman Sobol. On jest ostatecznym opiekunem tomu. Jego to piórem dawniejszy referat Tadeusza M ikulskiego, przedstaw iony w Kom isji H istorycznoliterackiej PAU, został przeform owany na w stęp ogólny, on też, samodzielnie, zredagował w stęp w ydaw niczy, w yłuszczając ustalone z Redaktorem zasady w ydania. K om entarz zaś cały jest jego w yłącznie dziełem .

Pow iedzieć trzeba generalnie, że kom entator z założenia postaw ić chciał sw e zadanie na najwyższym poziom ie dokładności i precyzji oraz że tak pojętem u zadaniu sprostał najzupełniej. Kom entarz z założenia w ięc jest

(6)

naukowy, a ’ nie „popularnonaukowy“. Z tym drugim określeniem w iążą się u nas złe w spom nienia. Do niedawna przecież ten typ był powszechnie obo­ w iązujący. Przy w yd aw n ictw ach najściślej źródłowych, a w ięc bardzo sp e­ cjalnych, redaktorzy m usieli m ieć na w zględzie „szerszy krąg czyteln ik ów “ (który nb. nigdy do nich nie zagląda) i konieczne objaśnienia realiów m u ­ sieli przeplatać m niej koniecznym i, czerpanym i z encyklopedii, ze słow nika w yrazów obcych, a nie w najm niejszym stopniu z obowiązujących określeń

S łow n ika filozoficznego. Kom entator Korespon den cji Karpińskiego czuł się

od tej pańszczyzny na ogół zwolniony.

W ydanie daje tek sty listów obce (francuskie i łacińskie) n aturalnie także w przekładach; ale kom entator w yrazy obce w tekstach polskich objaśnia tylko wyjątkowo: gdy są zdecydow anie mało znane albo gdy

m ają znaczenie w ielorakie. Objaśniano w ięc w yrazy takie, jak: a u k c j a

(przymnożenie, a n ie licytacja), jak p l a s k o r z e , d r u k o w a n y (pieczęto­ wany) itp., co m oże być celowe. Mniej konieczne w ydają się objaśnienia przy wyrazach takich, jak: s u b d e l e g a t , z a t r a d o w a n i e , m a n d a - t a r i u s z , o b e r p o s t a m t ; zwłaszcza gdy rów nocześnie bez objaśnienia zostały niektóre w yrazy m oże dziś już niejasne, np. k o n s o l a c j a (po­ tomstwo).

Niektóre z drobnych objaśnień budzą w ątpliw ość: a k t y k o w a ć nie znaczy „wszcząć kroki sądowe“ (s. 175); dziś powiedzielibyśm y raczej: za­ tw ierdzić akt notarialnie. M ylnie, jak sądzę, objaśniono w yraz p a r a f i a w liście nr 98. Czytamy w tekście: „a że w parafii poczty tłum ackiej nie ma Gwoźd[źca], Tłum acz odesłał ten list do L w ow a“ (s. 166). K om entator obja­ śnia: „ p a r a f i a — tu zapew ne rejon (pocztowy)“. Wolno przyjąć, że w y ­ raz pochodzi od p a r a f o w a ć i znaczy: w ykaz. Prawda, słow niki w yrazu w tym znaczeniu nie notują, ale to przecież w zględem decydującym być jeszcze nie musi. Pozostaw iają trochę do życzenia objaśnienia w ag, miar i w alu t. Przy s u f r e n i e objaśniono nazw ę, ale ile on w ted y b ył wart? D u b l o n objaśniono, że to podw ójny p istol, tzn. „w yjaśniono“ ign otu m per

ignotum. S z a n e к to rzeczyw iście „dawna m iara zbożowa“, ile atoli obej­

m owała? W K arpinie m iał poeta 20 w ł ó k „zarośli i nieużytków “. Ile to na hektary? Itp. Ale to są drobiazgi.

Tu i ówdzie któreś z objaśnień w ydaje się zbyteczne. Po co nam w iedzieć, kto tłum aczył Tacyta na polski (s. 71), skoro w tekście odsyła się w łaśn ie do oryginału łacińskiego? Na odwrót zaś, n iek ied y odczuwam y brak objaśnie­ nia. W ielekroć np. spotyka się w notkach w zm ian ki o utworach K arpińskiego drukowanych pośm iertnie w D z i e n n i k u W i l e ń s k i m 1827 r., ale w y ­ jątkow o tylko w skazał kom entator, gdzie ich szukać w w ydaniu T urow skie­ go, choć byłoby to dla czytelnika pożądaną pomocą. Jeżeli o niedopow ie­ dzeniach mowa, jeszcze uwaga. Przydałoby się, żeby kom entator pozazna- czał i zidentyfikow ał zwroty przysłow iow e czy cytaty, które K arpiński w p la ­ ta w swój tekst m ilczkiem po polsku. Takie np., jak: „res sacra m iser“

(s. 34) albo z W ergilego „una salus victis nullam sperare sa lu te m “ (s. 61). Ostatecznie i tu nie w arto robić o to historii. Sednem spraw y bowiem , a w ięc i przedm iotem głów nej naszej uw agi są fundam entalne objaśnienia realiów , pomocne przy rozumieniu listów .

Skupiają się one w trzech zw łaszcza kategoriach: bio- i bibliografii, historii i geografii. W ykonanie w e w szystk ich tych dziedzinach wypadR),

(7)

6 7 2 R E C E N Z J E

bez przesady trzeba to powiedzieć, im ponująco. Żaden szczegół tek stu , żad­ na w zm ianka, aluzja, żadne nazwisko nie zostało pom inięte. W rzadkich w y ­ padkach, kiedy kom entator nie zdołał czegoś sprawdzić, dopowiedzieć czy roz­ w inąć, w szędzie to w notkach lojalnie pozaznaczano.

N a ilość i na szczegółowość najbogaciej w yszły pozycje biograficzne; siatk ę stosunków osobistych Karpińskiego odtw orzył kom entator niem al całkow icie. Czymże się przy tym nie posługiwał! Zużytkowany tu kapitał erudycyjny m usi zaimponować. K om entator w epoce i środowisku orientuje się jak w sw ym domu. Docierał do m ateriałów archiwalnych: nieśw ieskich, m łynow skich, do akt w arszaw skiego T ow arzystw a Przyjaciół Nauk, do zbio­ rów Zakładu Narodow ego im ienia O ssolińskich itp., do m onografii sp ecjal­ nych, a choćby tylko zahaczających o spraw y uboczne, do roczników cza­ sopism dawnych, do słow n ików geograficznych i do map. K onfrontując dane sw ych inform atorów m iędzy sobą i w zw iązku z w iadom ościam i zaw artym i w podawanych listach, jest on raz po raz w możności korygow ać w jakichś szczegółach publikacje pomocnicze podstaw owe: opracowania genealogiczne i heraldyczne Ż ychlińskiego i Bonieckiego czy naw et Polski słownik biogra­

ficzn y. K om entarz w ten sposób staje się sam źródłem inform acyjnym podsta­

w ow ym . Kom entator zachow uje przy tym n ależyty umiar, nie pozwala sobie na zbyteczne ekskursy, nie w yład ow u je w szystkiego, co zdobył, ogra­ nicza się do informacji koniecznych czyteln ik ow i przy rozw ikłaniu i w yrozu ­ m ieniu tekstu. To sam o dotyczy szczegółów topograficznych. I tu podano precyzyjnie ustalone położenie m iejscowości, powym ierzano oddalenia itd. D la przyszłego biografa poety będzie to pomoc nieoceniona. Mimo oszczęd­ ności w słowach kom entarz to obszerny; n ie liczyłem , ale w y p ełn ia on chył>a ponad 20% całej publikacji. W szystkich pozycji komentarza jest grubo po­ nad 800. Inform acje w nich — każda w ylegitym ow an a i udokum entowana, zaw sze łatw a do kontroli.

W takim ogromnym gąszczu szczegółów, dat, nazwisk nie sposób oczy­ w iście uniknąć różnego rodzaju usterek czy niedociągnięć. Dla dobra spraw y w ypadnie w skazać co znaczniejsze spośród dostrzeżonych.

Kom entator starannie przestrzega zasady, żeby objaśnienia osobowe d aw ać tam, gdzie nazwisko zjaw ia się w tekście głów nym po raz pierwszy; pracował więc, jak należy, przy pomocy roboczego indeksu nazwisk. Toteż w yjątk ow o trafia się tu w yłam anie z tego porządku. Objaśnienie o Adam ie

Kazim ierzu C z a r t o r y s k i m (s. 211) w in no by iść na s. 21 do listu

nr 14, poza tym jego część powtarza czy streszcza notę daną już do listu nr 96. O bjaśnienie o M ł y n o w i e powtarza się w tym sam ym brzmieniu dw ukrotnie (s. 134 i 153). Są to w szelako także drobiazgi.

To czy owo w arto w objaśnieniach uzupełnić. N azw iska J a n i s z e w ­ s k i e g o w nrze 48 nie zdołał kom entator zidentyfikow ać. Jest to niechyb­ nie Ludw ik Janiszew ski, o którego losach inform uje obszernie Agaton G il- l e r 2. Przy nrze 60 nie udało się u stalić nazw iska bibliotekarza, po którego śm ierci U niw ersytet W ileński zam ierzał pow ołać Karpińskiego. B ył nim ksiądz Tadeusz M a c k i e w i c z ; zmarł przed k w ietniem 1792. Z zarysu

(8)

B ren sztejn a3 wierny, że o następstwo po nim ryw alizowało dwóch silnych kandydatów; Karpiński m iał być tertius gaudens, ale skończyło się na no­ m inacji księdza Rafała Litwińskiego. Do notki 4 na s. 144 (list nr 89) warto było dodać jedno zdanie. Mowa tam o wydrukowanym przez Korni- łow icza m em oriale K arpińskiego do gub. Koszelewa. M em oriał dochował się w autografie, pokaźna jego część dotyczy sposobu, w jaki by można ulżyć chłopom w ciężarach pańszczyźnianych. To przecież w arte było uwydatnienia. N ie byłoby grzechu, gdyby ten memoriał nawet tu przedru­

kować. List nr 117 rów nież należało uzupełnić objaśnieniem. Dow ia­

dujem y się z niego, że Karpiński z ram ienia U niw ersytetu W ileńskiego odbył w lecie 1806 w izytację gimnazjum w Świsłoczy. W związku z tym n ie­ w ątp liw ie ofiarował on do tam tejszej biblioteki szkolnej pew ną ilość k sią­ żek. W Bibliotece Jagiellońskiej dochował się sporządzony ręką w łasną poety Catalogus librorum latinorum, quos dono dedi Gimnasio Imperiali

Swisłocensi (sygn. 7670). Obejmuje on 34 tytu ły i ciekaw i nas skądinąd.

Pew na ilość dzieł w ykazanych traktuje o literaturze. Stan ow iły one n ie­ w ątp liw ie część biblioteki osobistej i mogą być pomocne przy badaniu kul­ tury teoretycznoliterackiej Karpińskiego. Catalogus ów można w ięc było również z pożytkiem tu ogłosić. W numerze 122 Ś l i ź n i o w a to Zofia z Czet- wertyńskich a żona Stefana Józefa, podkomorzego Słonimskiego, z Dzie- w iątkowicz. Przy nrze 155 warto zanotować dla przyszłego w ydaw cy Pa­

m iętn ik ów Karpińskiego w zm iankę K raszewskiego w liście z 20 października

1880: „Karpiński [...] ojcu mojemu był znajomy dobrze i pierwszą kopię pamiętnika jego ojciec mój od zagłady ocalił“ 4.

Trafiają się w kom entarzu inform acje w ątp liw e lub w yraźnie m ylne; przejdźmy kilka po kolei. List nr 3 skierow any jest do panien В a c h m i ń- s к i с h w Kopaczyńcach. B yło ich cztery, jedna, nieznana z im ienia, w y ­ szła za kapitana Kuczyńskiego. K om entator przyjm uje, że była ona zamężna już w r. 1775 i utożsamia ją z K luczyńską, w ym ienioną w liście nr 5. Na jakiej zasadzie? W ątpliwej. W liście nr 5 czytamy: „JWPanie [!] K lu- czyńskiej kłaniam się najuniżeniej“ (s. 11). Poeta przesyła jej nuty m enueta, z tym, by się go nauczyła, a potem nauczyła „Skarbnikównę W iktorią“ Bachmińską. W tekście w ydania błąd oczyw isty piszącego zaznaczono w y ­ krzyknikiem: „JWPanie [!]“, a kom entator czyta: „JWPani“. Można by mniemać, że należy czytać: „JW Pan[n]ie“, i że m owa jest o jakiejś guw er­ nantce. Miała ona nauczyć m enueta „skarbnikównę“, a w ięc chyba nie swą siostrę. W takim razie Kluczyńską i Kuczyńska to byłyby dwie różne osoby, a Bachmińska, przyszła kapitanow a, nie m usiała w tenczas jeszcze być za­ mężną.

Dłuższą sprawę trzeba w ytoczyć przy objaśnieniu do listu nr 42; doty­ czy ona jednego szwagra pisarza, m ianow icie K o z i e r o w s k i e g o , i jego potomstwa. B ył on żonaty z młodszą siostrą poety, a w ięc urodzoną jakoś około 1745 roku. W listach K arpińskiego przew ija się w ielokrotnie jakiś

3 M. B r e n s z t e j n , Biblioteka U n iw er syte ck a w Wilnie do roku

1832-go. Wyd. 2. Wilno 1925, s. 22.

4 I l u s t r o w a n y K u r i e r C o d z i e n n y , 1934, nr 286, Dodatek

Literacko-N aukowy.

(9)

674

R E C E N Z JE

Franciszek Kozierowski, jego późniejszy w ychow anek, z czasem pomocnik w gospodarstwie i ostatecznie głów ny spadkobierca. Poeta nazyw a go prze­ w ażnie „wnukiem po siostrze“. W łaśnie w liście nr 42, zwróconym do P u - zyniny w styczniu 1794, usiłuje on za jej pośrednictwem nakłonić K ozierow- skiego, żeby mu tego „wnuka“, a sw ego najstarszego syna, i córeczkę Łucję oddał na w ychow anie. Pisze: „sam siedzę teraz w domu, tak bym się za­ trudniał losem chłopca i edukację [!] dziewczyny, a ociec niechby już o nich zapomniał, o reszcie tylko dzieci z mojej siostrzenicy p am iętając“ (s. 73). Chłopiec rzeczyw iście p rzy je ch a ł5. A le jaki b ył stopień jego p okrew ień­ stwa? Sprawa się kom plikuje przez to, że — jak w iem y skądinąd — siostra poety w m ałżeństw ie z Kozierowskim m iała w łaśnie syna Franciszka. Tutaj zaś najwyraźniej jakoby chodzi o „wnuka“. Żeby z trudności wybrnąć, komentator przyjmuje, że córka siostry poety, K ozierowskiej, w yszła za mąż rów nież za Kozierowskiego, zapew ne kogoś z rodziny ojca (s. 74). Syn jej Franciszek m iałby im ię takie samo jak jej brat, a co zabaw niejsze — jej córka Łucja m iałaby im ię takież jak ona sama lub jej siostra. Dziwna gmatwanina.

Przyjęciu takiem u stoją na przeszkodzie różne w zględy. W ychowanek poety przyjechał 1794 r. do Karpina i musiał już być w cale dorosły, skoro Karpiński w r. 1802 posyła go sam ego w daleką drogę po odbiór znaczniej­ szej sumy (nr 89), a w r. 1804 — po nieudaniu się z jedną — ogląda się dlań za inną kandydatką na żonę. Musiał się w ięc urodzić około 1780 roku. Wzgląd w yciągn ięty z takiej kalkulacji nie jest m oże decydujący, ale też nie jedyny. W liście nr 91 pisze Karpiński do tejże Puzyniny: „Kozierowski, szwagier mój, [...] ma syna u m nie, który już tu w L itw ie zostanie“ (s. 155). Czyli że Franciszek Kozierowski jest synem szwagra, a nie jego wnukiem . A zatem i dla Karpińskiego nie wnukiem . Sprawa rzeczyw iście „jest za­ gm atw ana“.

Ale może nie tak bardzo, jak się na oko zdaje. Rozsupłam y ją bez w iększego trudu, kiedy w eźm iem y pod uw agę (co m ożna spraw dzić choćby w Słow niku W arszawskim), że określenie w n u k ma w niektórych stro­

nach Polski drugie jeszcze znaczenie, m ianowicie: s i o s t r z e n i e c albo

b r a t a n e k . W takim zaś razie „wnuk po siostrze“ to nie znaczy w nuk siostry, a zatem rówmież nie „wnuk“ jej brata, ale jej syn. Inaczej mówiąc, Franciszek Kozierowski, w ychow anek i spadkobierca Karpińskiego, b ył jego siostrzeńcem . Wziął go poeta do siebie (a chciał w ziąć również jego siostrę) w r. 1794, po św ieżej, jak się zdaje, śm ierci ich m atki. Prawda, że w przyto­ czonym wyżej urywku matkę ich nazywa on nie siostrą swą, ale s i o s t r z e ­ n i c ą . To jednak raczej (z innych zresztą jeszcze w zględów ) trzeba uważać za jego przepisanie się. W ten sposób da się ustalić, że siostra Karpińskiego m iała z mężem K ozierow skim co najm niej czworo dzieci: Franciszka i A nto­ niego oraz Łucję i K atarzynę (ur. około 1790 roku). To w yprostow anie 5 Łucja nie przyjechała, co kom entatorowi dało sposobność do infor­ m acji nieścisłej i jeszcze bardziej gm atw ającej stosunki. Zam iast Łucji — pisze — „przyjechała tam 18-letnia Katarzyna“ (s. 74). A leż Katarzyna, jak w iem y z Pam iętn ików , przyjechała tam nie w r. 1794, ale dopiero około r. 1800, i w tedy to m iała lat 18; w net w yszła za m ąż za Polanowskiego.

(10)

w rodowodzie pociągnie za sobą konieczność kilkunastu drobnych korektur w innych kom entarzach i w indeksie nazwisk.

K łopot niejaki jest też z drugą siostrą poety, Zuzanną, w ydaną za Feliksa Kowalskiego. Jej rodziny dotyczy korektura w odczytaniu autogra­ fu (list nr 65), którą się tu wyżej zaproponowało. Puzynina pisze tam, że Zuzanna K ow alska m ieszka w K owalówce, tzn. w łaśn ie w m iejscu zam ieszka­ nia sam ej Puzyniny. Donosi, że Marianna z Karpińskich Zańkowska od w ie­ dziła świeżo, przed tygodniem , młodszą sw ą siostrę. I pisze dalej: „Pan K o­ w alski ma żonę słusznę; siostrzenica to jest ks. probosz[cza] w M ichalsku, Lisow skiego. I już Pan ma dwoje w nucząt“ (s. 118). Jest rzeczą jasną, że określenie „żona słuszna“ n ie może się tu odnosić do Zuzanny Feliksowej, bo o siostrze nie było potrzeby tak pisać do brata. Natom iast jest to w yra­ żenie stosow ne o młodej m ałżonce, dopiero co poślubionej, a Karpińskiemu jeszcze nie znanej. W takim zaś razie w ym ien iony „pan K ow alski“ to nie Feliks, mąż Zuzanny, to jej syn (może jedynak?). Ożenić się musiał n ie­ dawno. W edług w szelk iego prawdopodobieństwa Zańkowska przyjechała do siostry w łaśnie z okazji w esela w rodzinie. A zatem i ow e „dwoje w nu­ cząt“ to nie są jeszcze dzieci młodego m ałżeństwa. To jest w łaśnie siostrze­ niec i jego młoda małżonka, po tamtejszemu nazwani: w n u c z ę t a m i . Tak się to w szystko dobrze wiąże.

Mniej zagm atwana, ale również nie dość jasno postawiona jest w ko­ m entarzu sprawa pieniężna m iędzy K arpińskim a Sapieżyną. Pod koniec r. 1794 K arpiński uciułane z trudem dwa tysiące dukatów złożył — sposo­

bem podówczas praktykowanym — księżnej Teofili Sapieżynie, m atce

Aleksandra, na procent na przeciąg dwu lat. W konsekwencji wplątał się w sprawę, która się przew lekała kilkanaście lat i zepsuła poecie dużo krwi oraz, jak w listach i w Pamiętnikach pisze, naraziła go także na straty m aterialne. Sprawa ta powraca w listach raz po raz, poeta skarży się, że go ukrzywdzono jak w kapitale, tak w procentach. Czytelnik listów niezbyt się w yzna, co to była za lokata i na czym się zasadzała krzywda. Nie w yjaśniono mu, że suma (jak to w yn ik a z listu nr 63) złożona była na 7%, czyli że Karpiński dostaw ać powinien od niej rocznie tytu łem procentu (on to nazywa prowizją) dukatów 140. N ie dostaw ał tyle, a co dostawał, mu­ siał w yciągać z dużymi korowodami. W liście do Michała Domańskiego (nr 118) podniósł, że nie licząc kosztów corocznych podróży na Wołyń, w ła ­ śnie z tytułu złego przeliczenia „przez lat 13 obliczywszy, sto czer[wonych] złt, bez kilku tylko, straty mam w idocznej“ (s. 200). Bez ilu to „kilku“? Na jakiej to oparte zasadzie? S trata w yn ik n ęła z dew aluacji i z różnicy kursów w alutow ych. W yliczyć to w szystko można i w yliczyć należało w k o­ mentarzu, choćby dla okazania, jak skrupulatnym w rachunkach b ył ten „poeta serca“.

W innym m iejscu przy sprawie nieco podobnej można by mniemać, że kom entator nieco poetę ukrzywdził, przypisał mu dosyć nieładną intencję. Chodzi o honorarium za gu w em erk ę przy Dominiku Radziwille. Um owa z opiekunem m ówiła o w ynagrodzeniu rocznym 1000 dukatów (tzn. czerw o­ nych złotych, a nie złotych, jak podano w kom entarzu na s. 94). Karpiński zerw aw szy kontrakt z powodów słusznych, rzucił obowiązek po niespełna roku, nie w ypłacony. Po sześciu latach upom niał się o należność i prosił

(11)

676

R E C E N Z JE

M acieja Radziwiłła o w ypłatę 1000 dukatów. Ten mu jednak przypom niał, że zaliczkę 400 dukatów zapłacono już z góry (nr 54). Karpiński w listach następnych rzeczyw iście upomina się tylko o 600 dukatów. K om entarz zdaje się poddawać, że Karpiński początkowo próbował Radziw iłłów naciągnąć (s. 94). Na złą sprawę można by to i tak brać. A le się nie musi. W iemy z Pam ię tn ik ów, co komentator zacytował, że prócz pensji od opiekuna K ar­ piński m iał przyrzeczone osobno od m atki Dom inika jeszcze 500 dukatów rocznie (zob. s. 96). Ponieważ jednak odszedł poróżniwszy się z księżną, obiecanego mu przez nią dodatkowego w ynagrodzenia przestał się dociągać. Początkowo zaś m iał je na m yśli może niekoniecznie przez chęć podejścia księcia.

Objaśniając list nr 62 komentator dał się zw ieść informacjom Mariana Dubieckiego i nie dostrzegł, że kryje się w nich niew ątpliw ie błąd drukarski. M onografista Karola Prozora podaje m ianow icie raz, że żona jego Ludwika urodziła się w r. 1769, a drugi raz, że w dniu ślubu (16 stycznia 1783) li­ czyła lat 12, skąd by w ynikało, że urodziła się w roku 1771. K om entator tej rozbieżności nie uzgadnia. Ale w dalszym ciągu podaje, że m łoda Pro- zorowa urodziła córkę już tegoż roku 1783. Taka dwunastoletnia m atka to chyba curiosum trochę niebyw ałe. Nie ma w ątpliw ości: panna Ludwika m iała w chw ili ślubu lat 14, co — jak w iem y — w owych czasach było już uważane za w iek m ałżeński. U Dubieckiego zaś jest błąd.

Podobna chyba usterka kryje się w objaśnieniu 8 do listu nr 80. Jeżeli Joachim Hem pel już jako kapitan podpisał był w r. 1787 subskrypcję na

Poezje Kniaźnina, m usiał się urodzić jakoś około 1767 roku. Zaraz niżej

zaś (s. 136) podano, że umarł w roku 1873. To znaczy m ając blisko 110 lat? Chyba tu coś nie w porządku. Jakiś kapitan Hempel zostawił pamiętnik, z którego wynika, że brał on udział w kampanii hiszpańskiej. Franciszek Morawski zaczerpnął z tego pamiętnika podnietę do osobnego w ier sz a 6. Z przypisku widać, że w r. 1854 Hempel już nie żył. Może to ten sam?

Błędna jest także informacja zawarta w notce 1 na s. 151. Im ieniny Teofili Sapieżyny nie przypadały „na dzień 2 albo 13 października“. Po cóż by się poeta 17 grudnia usprawiedliwiał, że nie może na nie przyjechać?

Hic mulier obchodziła im ieniny na św iętego Teofila, tzn. 20 grudnia.

W ątpliwość niejaką może wreszcie budzić objaśnienie na s. 185. Kiedy Franciszek K sawery Dmochowski w r. 1804 przygotow yw ał zbiorowe w y d a ­ nie dzieł Karpińskiego, poeta posłał mu także nieco utworów dotąd nie dru­

kowanych. Zarazem dodał: „Jest V/ moim rękopiśm ie w iele w ierszów oby­

w atelskich, które chciałbym, ażeby się w teraźniejszej edycji pomieścić mogły, i kiedy (jakem w dziełach Krasickiego znalazł) list Trembeckiego pod tytułem Gość w Heilsbergu w ydrukow any, to i moje obyw atelstw a dru­ kow anym i być mogą“ (s. 184). Co to za „obyw atelstw a“ i „wiersze obyw a­ telsk ie“? Komentator, biorąc ściśle wzm iankę o wierszu Trembeckiego do XBW, rozumie, że są to również w iersze cudze, a zwrócone tylko do Karpiń­ skiego. Czy to tak jest pewne? Najpierw takich w ierszy cudzych do Karpiń­ skiego, poza jednym ogłoszonym w Dziełach, nie ma zbyt w iele (dało się w yli­ 6 Zob. Pokłosie. Rok trzeci. Leszno 1854, s. 160 i n.: F. M [ o r a w s k i ] ,

(12)

czyć ich tylko trzy: dwa Kniaźnina, z nich jeden łaciński, i jeden Naru­ szewicza), a Karpiński m ów i w yraźnie o „w ielu“. Trzy te w iersze następnie były drukowane, a u Karpińskiego czytamy, że owe „wiersze obyw atelskie“ m ieszczą się „w m oim rękopiśm ie“, przecież nie ad hoc przepisane. Nasuw a się domniem anie inne. Dla Karpińskiego o b y w a t e l s t w a są to raczej w iersze jego w łasn e, adresowane i dedykow ane o b y w a t e l o m . Takich w ierszy rzeczyw iście zostało w rękopisie sporo i ostatecznie ukazały się one dopiero po śm ierci poety; są to w iersze: do cesarza Aleksandra I, do Branickiej, Pieśni w ieśn iaków dla Czartoryskiej, do Marianny Prozorowej, do szefa Stryjeńskiego, do Marcina Badeniego. Czy to nie o nie raczej w tedy Karpińskiemu chodziło?

Poza blokiem listów dano czytelnikom osobny, cenny upominek: indeksy. Stanowią one dalszy tytu ł w ysokiego uznania, które tu w inno być w y ­ raźnie potwierdzone. Nie tylko za w ykonanie, przede w szystkim za to, że są i że dano taką w łaśn ie należytą ich koncepcję. Ten rodzaj w yposażenia naszych źródłowych w ydań literackich nie należy jeszcze do zrozumiałych samo przez się i uznanych za konieczne. Ani redaktorzy naukowi w y d a w ­ nictw, ani dyrekcje instytutów w ydawniczych tak ich nie traktują. Żeby nie szukać daleko, m ożna przypom nieć jako odstraszający przykład w ydane n ie­ dawno Studia z d zie jó w jezuickiego teatru szkolnego w Polsce, dzieło Jana Poplatka (Wrocław 1957), zawierające w tekście w ysokie dziesiątki na­ zwisk, tytułów dzieł, m iejscowości — i do nich ani jednego indeksu! Zasłużo­ nemu autorowi cennej pracy taką po śmierci wyrządzić krzywdę!... Tak

utrudnić pracownikom korzystanie z fundam entalnego dzieła! I to

w roku 1957! W czasach takiego rozwoju naszej umiejętności edytorskiej! Wydanie K orespondencji Karpińskiego stoi na antypodach takiej k ary­ godnej nonszalancji. W „szkole M ikulskiego“ zaniedbanie takie było nie do pom yślenia. Tam się studiowało gruntownie Tadeusza Kotarbińskiego T r a k ­

tat o dobrej robocie. Do om awianego tomu dodano w ięc indeksy trzy: adre­

satów, osób, m iejscow ości — a w łaściw ie cztery, bo indeks wspom nianych utworów K arpińskiego w łączony został do drugiego.

Czytelnik, zepsuty starannością przysługi, przyjąłby w dzięcznie

jeszcze jedną. Przydałoby się m ianow icie osobne zestaw ienie listów na za­ sadzie chronologii, z w yraźnym w ydobyciem dat, żeby naocznie się ukazała częstotliw ość listow ania Karpińskiego. O czywiście, dobrą nam iastkę tego mamy w spisie rzeczy, gdzie podano także daty listów . W ykaz osobny byłby jednakże w yraźniejszy, zw łaszcza gdyby uwzględnić w nim listy nie tylko dochowane, ale także w szystk ie w spom niane a zaginione. Przydatne byłoby to tym bardziej, że kom entator z rzadka tylko takie w zm ianki z tekstu listów w ydobyw ał i osobno w notkach uwydatniał.

Indeksy w ykonane im ponują szczegółowością i dokładnością. W p ierw ­ szym zaznaczano przy każdym nazwisku, czy to nadawca, czy adresat; czy korespondent sam pisał list, czy się tylko do cudzego dopisał. W drugim podano system atycznie im iona, nazwiska panieńskie, stopnie pokrew ieństw a i stanow iska życiow e osób; nie wyróżniono tylko, czy nazw isko w ystęp uje w tekście głównym , czy jedynie w komentarzu. Pod hasłem „Karpiński Franciszek“ zrejestrowano (jak się już rzekło) jego utw ory, przy innych w szelako autorach (Kniaźnin, Naruszewicz, Trem becki i in.) — już nie.

(13)

678

R E C E N Z J E

Indeks m iejscowości notuje też nazwy paralelne, przy m iejscowościach o tym samym brzmieniu podaje się bliższą ich lokalizację geograficzną. Pozycje w ątp liw e pozaznaczano pytajnikam i. W szystko po prostu na naj­ w yższym poziomie precyzji, bez zarzutu.

Zaznaczmy i to, że tom został ozdobiony dziewięciom a ilustracjam i, oczyw iście także w ylegitym ow anym i, skąd pochodzą.

P ozycję tak szczegółowo tu om ówioną zaliczyć należy do wzorowych, uznać za ozdobę naszego dorobku edytorskiego, za w ażk i wkład w w ied zę 0 twórcy i o jego otoczeniu tudzież w um iejętność opieki filologicznej. Re­ daktor i kom entator m ieli zadanie w cale niełatw e: czasy odległe, tek sty rozrzucone, m ateriały pomocnicze skąpe, poszczególne realia otoczenia ledw ie u chw ytne — w szystk o to sprawia, że m ocować się trzeba było z m rokami 1 zatorami nie lada. Uporali się z nimi zw ycięsko obaj współpracownicy. Drobne uzupełnienia czy korektury, które można było czy można będzie jeszcze w nieść, w niczym tego zasadniczego oszacowania nie zmienią.

D oniosłości zaś rzeczowej tak zrealizowanego tomu nie ma tu potrzeby osobno uzasadniać. Pozwala on zaznajom ić się blisko, niem al spoufalić się z poetą, rozeznać dobrze jego charakter i w ogóle psychikę, niektóre in ten ­ cje tw órcze, poglądy polityczne, społeczne, literackie itp.

Czy poeta na tym stracił, czy zyskał? Różnie to m ożna brać. Jedno jest pewne: przybliżył się nam, ujaw nił a zarazem udziwnił. Uderza nas i pociąga ten splot: w rażliw ości lirycznej i pedanterii, tkliw ości (zwłaszcza w odnie­ sieniu do ubogich, do młodych i do przyjaciół) a zarazem zgryźliwej m izan­ tropii, skromności obok dziwnych w yskoków ambicji, wzniosłości obok m a­ łoduszności, żaru patriotycznego obok defetyzm u. W zniosłość z m ałostko­ w ością w zięły się tam zażyle pod rękę. Jak zw yczajnie w człowieku. A jak niespodziane a w yraziste światło rzucają niekiedy te listy na Karpińskiego jako na poetę, nie tylko na tematykę, ale także na technikę jego sztuki wierszopiskiej. Ileż m ówi takie np. pouczenie przesłane przezeń Aleksandrowi C hodkiewiczowi: „Resztę sam Jegomość popraw, chroniąc się nade wszystko słów i konstrukcji niezwyczajnej w m ow ie polskiej, ujęcia z słowa jakiejś sylaby dla wiersza, jednej rzeczy dwojakim i wyrazami powtarzania [...]. Trzymać się zaś związłości, naturalności, jasności i, co wiersza wybitność robi, pierwej w m yśli drugi wiersz złożyć, a potem dobierać mu pierw szy“ (s. 164— 165). W sumie w ięc Karpiński przez w ydanie Korespondencji chyba zyskał: uderza nowym i kolorami, zaciekawia, niepokoi, pociąga, nierzadko zadziwia. Czegóż trzeba więcej?

Karpiński m usiał zdawać sobie sprawę z trw alszej wartości swych

listów. Zbierał je, system atyzow ał, num erował, powierzał testam entem

opiece przyjaciela. Tak w yszło, że testam ent ten pełnego zrealizowania do­ czekał się dopiero w 133 lat po zgonie pisarza. Stało się to w e w rocław ­ skim kole m iłośników literatury Oświecenia. Poecie i nauce naszej na po­ żytek, na chlubę uczestnikom, na dobrą pam ięć ich młodemu Mistrzowi.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przepis ten w yraźnie pozwala na orzeczenie k ar dodatkowych i środków zabezpieczają­ cych na podstawie innych zbiegających się przepisów, a nic tylko przez

Henszke, kierownik Zespołu Adwokackiego Nr 1 w Białymstoku, podkreślił, że spraw a stosowania no­ w ej taksy była omawiana na ostatnim zebraniu Zespołu, gdzie'

[r]

W WYPADKU NIEUZASADNIONEGO PRZEBYWANIA ADWOKATÓW ZA

[r]

[r]

znalazło (wyraz także w późniejszym orzeczeniu. 123 § 1 k.c.) chociażby wskazującą na zamiar realizacji przysługującego jej roszczenia, mimo że wyniki kontroli

Bardzo istotnym przepisem jest art. 7 ustawy, który określa instytucję tzw. prze­ dawnienia wymiaru, czyli przedawnienia wydania decyzji podatkowej. Dotychczas był to