• Nie Znaleziono Wyników

-A-dres IESed.a,is:cyi: Podwale USTr ■=£ nowy. Tom V.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "-A-dres IESed.a,is:cyi: Podwale USTr ■=£ nowy. Tom V."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M l . Warszawa, d. 14 Lutego 1886 r. Tom V.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUM ERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 kw artaln ie „ 2 Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie „ 10 półrocznie „ 5 Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata

i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicy.

K om itet R ed a k cy jn y stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J. A leksandrow icz b. dziekan Uniw., m ag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W t. K wietniew ski, J . N atanson,

D r J. Siem iradzki i mag. A. Ślósarski.

„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry c h tr e ś ć m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na n astęp u jący ch w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 ‘/a,

za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5.

-A-dres IESed.a,is:cyi: Podwale USTr ■=£ now y.

Piram idy ziemne w basenie Rio-Grattde (Ameryka północna).

(2)

98 W SZECHŚW IAT. N r 7.

CZYNNOŚĆ GEOLOGICZNA

W 6£ ® 1 S 1 € M W ¥ < M

skreślił D r J ó z e f S iem irad zk i.

K rop le deszczowe spadają, na ziemię z pe­

w ną mniej lub więcej znaczną siłą, w edług niezm iennych praw fizycznych muszą, one zatem spadając w ykonyw ać pew ną określo­

ną pracę. Jeżeli g ru n t, na któ ry padła k ro ­ pla, je s t przepuszczalną w arstw ą piasku, kred y i t. p., p raca jej ginie, a w oda wsiąka w głąb ziem i, m ała tylko cząstka wód de­

szczowych spły w a po pow ierzchni, unosząc z sobą d robne cząstki ziemiste. Inaczej rzecz się przedstaw ia w okolicach o gruncie dla wody nieprzepuszczalnym : jeżeli okolice p o ­ dobne nie posiadają odpow iedniego spadku dla odpływ u wód — wody deszczowe, ro z ­ m iękczyw szy tylko zw ierzchnią warstwę ziemi, pozostają na jej pow ierzchni, twTorząc m oczary i bagna, zanim prom ienie słońca ich nie wysuszą. Jeżeli przeciw nie, spadek je st dostatecznym , wody deszczowe sączą się po pow ierzchni w postaci niezliczonych drobnych strum yków , unoszących z sobą, znaczną ilość piasku, ziemi i żw iru do n a j­

bliższej rz ek i lub strum ienia.

N atrafiw szy w swej drodze n a chociażby najm niejszą rospadlinę, stru m y k deszczowy w yżłabia ją , rosszerza i pogłębia, tw orząc z biegiem czasu coraz w yraźniejszy, coraz większy parów , ściągający w m iarę swego rosszerzania coraz w iększą ilość sączących się przedtem bezładnie w rozm aitych k ie­

runk ach strum yków deszczowych, Szyb­

kość, z ja k ą się paro w y takie tw orzą, je s t zadziw iającą: w ciągu la t dziesięciu, parów pogłębić się może o 6— 7 m etrów i odpow ie­

dnio rosszerzyć. P aro w y , wyżłobione przez strum ienie deszczowej1 wody, n ad a ją tak ch arakterystyczny w ygląd miejscowościom o podkładzie nieprzepuszczalnym , że na d o ­ kładnej m apie topograficznej o d razu g ra n i­

ce pokładów przepuszczalnych i nieprze­

puszczalnych w skazać można. Nigdzie w k ra ju parow y nie są ta k liczne i tak cha­

rakterystyczne dla okolicy, ja k w stepach U krainy, nigdzie też lepiej nie można wy- studyjow ać procesu tw orzenia się parowów, a co ważniejsza, niezm iernego w pływ u, ja k i pow iększanie się ich liczby na klim atyczne w arunki miejscowe w yw iera. G ru n t stepo­

wy, złożony z czarnoziem u na nieprzepusz­

czalnym podkładzie gliny m arglow opiasz- czystej (lossu), nadaje się j a k nie można le­

piej do tw orzenia parow ów . Podczas lata, w skutek dochodzących niekiedy do 40° R upałów i nieznośnej suszy, którym U k rain a swoje wyśmienite arbuzy zawdzięcza, p o ­ kryw a się mnóstwem rospadlin; wody desz­

czowe w padając do nich, z łatw ością un o­

szą drobne cząstki sypkiego losu, pogłębia­

ją c rospadlinę, z której z biegiem czasu tw o­

rzy się parów (ja r lub bałsza) z m nóstwem bocznych rozgałęzień, dnem którego płynie praw dziw ie ukraińska, t. j . najczęściej w y­

sychająca w lecie rzeka.

W okolicach o gruncie przepuszczalnym , wody deszczowe, w siąkając w glebę, mało się przyczyniają, do zm iany kształtów po­

w ierzchni; mamy też w tych okolicach tylko w ielkie doliny, o łagodnych stokach, grom a­

dzące w sobie wody okoliczne: doliny te słu ­ żą za łożysko wńększym rzekom , zasilanym przez liczne źródła; wody rzek takich są czyste j a k woda górskich strum ieni i z w y­

jątk iem wiosennych wylewów, spow odow a­

nych topnieniem śniegu, podlegają bardzo m ałym i bardzo pow olnym zm ianom pozio­

mu. W okolicach o gruncie nieprzepusz­

czalnym, naturaln ie caeteris paribus, widzi­

my niezliczoną ilość drobnych, często wysy­

chających strum yków , o przebiegu niezm ier­

nie kapryśnym , gzygzakow atym , w ody ich są mętne, wylewy nadzwyczaj gw ałtow ne i szybkie. Łatwro też zrozum iem y, że przy w arunkach podobnych, strum ienie płynące dnem parow ów w okolicach o g run cie nie­

przepuszczalnym , daleko większą rosporzą- dzają siłą, łatw iej też i szybciej od innych mogą zm ieniać topograficzne w a ru n k i k raju.

Do bardzo oryginalnych objaw ów czyn­

ności gieologicznój tych właśnie strum yków deszczowych należą t. zw. piram id y ziemne i słupy. N apotykając niejednostajny opór w swój pracy, wody deszczowre niejedno­

stajnie też daną skałę rozryw ają: jeżeli więc w skutek dajm y na to, przesiąknięcia krze­

(3)

N r 7. W SZECHŚWIAT. 99 mionką lu b innem jakiem ś lepiszczem, po­

w staje w m iękkim pokładzie gliniastym j a ­ kaś część tw ardsza, woda wypłóoze otacza­

jące je m asy ziemiste, pozostaw iając na po­

w ierzchni sterczący słup, niekiedy bardzo kształtny, czasami całe szeregi słupów, któ­

re przem ięszane z odłam am i skały przed­

staw iają się nam ja k b y ruin y zam ku lub tw ierdzy. P iram id y ziemne (patrz załączo­

ny rysunek) są utw orem podobnym: wśród m iękkiej m asy żw iru czy gliny leżą rozrzu­

cone tu i owdzie większe głazy tw ardój ska­

ły. S trum yki deszczowe, sącząc się po po­

w ierzchni, w yżłabiają setki parow ów po­

m iędzy tem i kam ieniam i, których poruszyć nie są w stanie; rezultatem krzyżow ania się w yżłobionych w ten sposób parowów są ochronione od deszczu przez leżący na wierz­

chu kam ień piram idy. N ajw spanialej słupy i piram idy ziem ne widzieć można w A m e­

ryce północnej, w t. zw. złych ziemiach k ra ­ j u M ormonów.

N a zakończenie powiedzmy jeszcze słów p arę o klim atycznem znaczeniu parow ów . P ro f. Inostranzeff sądzi, że w pływ ają one ujem nie na klim at, przez zmniejszenie ilości opadów atm osferycznych, powiększenie pa­

row ania wody i ściągnięcie jój w sposób dla człow ieka całkow icie nieużyteczny do głó ­ w nych artery j wodnych. W istocie, paro­

w y przedstaw iają się nam jak o dreny n atu ­ ra ln e , k tóre w okolicach niezbyt obfitują­

cych w deszcze, odciągając w postaci gw ał­

tow nych potoków niezbędną dla rozw oju r o ­ ślinności wody, szkodliwie oddziaływ ają na tęż roślinność. W sk u tek tego drzew a na stepie rosnąć nie mogą, a jed y n e łasy, ja k ie U k rain a posiada, są nagrom adzone na brze­

gu parow ów . Co zaś do ilości opadów at­

m osferycznych, zmniejszenie się jój je st w ła­

ściwie m ówiąc tylko pozornem , w yw ołuje j e bowiem pow iększenie pow ierzchni okoli­

cy w skutek wyżłobienia parow ów na rów ni­

nie. Z tego samego pow odu—parow anie, odbyw ając się w tym samym co przedtem stopniu na znacznie powiększonej pow ierz­

chni, w iększą ilość w ody glebie odbiera.

R ezultatem obu tych czynności je s t coraz znaczniejsze zm niejszanie się ilości wody, otrzym yw anej przez jednostkę powierzchni.

TOMASZ ANDREWS

przez - w . :k t.

Znakom ity fizyk i chem ik angielski T o ­ masz A ndrew s, odkryw ca tem peratu ry k ry ­ tycznej i ciągłości stanu ciekłego i lotnego m ateryi, zm arł w końcu L istopada roku ze­

szłego. P odajem y tu w streszczeniu jego życiorys p odług czasopisma angielskiego N aturę z d. 18 G rud nia 1885 r.

D oktor Tom asz A ndrew s u ro d ził się w Belfast d. 19 G rudnia 1813 ro k u i n aj­

większą część życia w tem mieście przepę­

dził. Jego ojciec był zamożnym kupcem;

pierw sze n auki pobierał w A kadem ii i w In ­ stytucie K rólew skim w Belfast. N astępnie przeniósł się do G lasgow a, gdzie pod zna­

nym profesorem chemii Tom aszem Thom so­

nem odbyw ał studyja teoretyczne i labo ra­

toryjne.

W T rin ity College w D ublinie otrzym ał pierw sze stopnie naukow e; tam odznaczył się on zarów no w naukach klasycznych ja k i ścisłych. P rzepędziw szy pewien przeciąg czasu w P a ry ż u w pracow ni Dum asa, otrzy­

m ał stopień doktora m edycyny w E dy m b u r- gu w r. 1835; poczem poświęcił się prak tyce lekarskiej w swojem rodzinnem mieście. J a ­ ko p rakty k-lek arz m iał wielkie powodzenie;

lecz pomimo tego nie zaniedbał poświęcać wszystkie swoje wolne chwile, jak ko lw iek były one m ałe, poszukiw aniom naukowym i ogłaszał liczne rospraw y odnoszące się do fizyki i chemii.

W roku 1844 otrzym ał je d e n z królew ­ skich medali, jak o d a r od T ow arzystw a K rólew skiego w L ondynie, za swoje nauko­

we odkrycia. W K rólew skim Instytucie A kadem ickim w B elfast b y ł pierw szym wy­

kładającym chemiją; m iejsce to, w raz z pra­

k ty k ą lekarską porzucił w r. 1845, gdy zo­

stał mianowanym vice-prezydentem Kolegi- ju m Północnego (N orthern College), obe­

cnie K olegijum królowej (Queens College) w Belfast. P rezy den ci i vice-prezydenci tych nowych Instytucyj Irla n d zk ich byli

(4)

1 0 0 WSZECHŚW IAT. N r 7.

m ianow ani na k ilk a lat p rz ed otw arciem sa­

m ych kolegijów , rów nież j a k i profesorowie;

tym sposobem rz ąd mógł korzystać z ich ra d i pomocy p rzy organizow aniu zakładów . W tem dziele A ndrew s m iał za tow arzysza innego, słusznie wysoko cenionego irlan d - czyka S ir R oberta K an ea i ich to głów nie przezorności i pracom należy przypisać, że gdy kolegija w końcu zostały otw orzone, przedstaw iły się św iatu o drazu w pełnym rozwoju.

P rz y u kład an iu pierw szego p lanu m ają­

cych się otw orzyć zakładów , postanowiono, że A ndrew s zajm ie k ated rę chem ii w Bel­

fast; gdy nadszedł czas ostatecznego zam ia­

now ania profesorów , zażądano od niego, dla zadosyć uczynienia prostej form ie, św ia­

dectw od ludzi znanych w nauce. W ted y to on otrzym ał św iadectw a jak n ajp o ch le- bniejsze od ludzi takich, ja k : Tom asz G ra ­ ham , H u m p h rey L loyd, M ac-C ullagh i in­

nych. Spom iędzy zagran icznych chem i­

ków, dwaj najw ybitniejsi: L ieb ig i D um as rów nież p rzysłali m u najbardziej zachęcają­

ce listy. P rzytoczym y m ały ustęp z listu Dum asa, ja k o może najlepiej ch arak tery zu ­ ją c y rodzaj tałen tu naszego uczonego: „ P ra ­ w a pańskie do nowej posady, o k tó rą się P a n ubiegasz, są ta k ja sn e i w yraźne, że nie mogę przypuścić, żebyś P a n do niej nie był powołany... zaw sze je d n a k , nauczając che­

mii, nie zapom inaj P a n , że liczysz się do najw ydatniejszych fizyków w swoim k ra ju “.

R eszta listu zaw iera ogólne uw ag i o niem o­

żliwości rozdzielenia chemii od fizyki i o wzajemnej pomocy, j alei ćj ustaw icznie udzie­

lają sobie te dwie nauki.

W y k ład A ndrew sa rów nic w ielkiem cie­

szył się pow odzeniem ja k i je g o poprzedn ia p ra k ty k a lekarska. W k ró tk im przeciągu czasu udało mu się zebrać liczne audytory- ju m zarówno do chemii ogólnej j a k i do p rac laboratoryjnych. C ały czas pozostały od zajęć szkolnych, p rzepęd zał w swojem pryw atnem laboratoryjum . T u taj to on p rzyjm ow ał swoich naukow ych przyjaciół, zaw iązując z nimi żyw e rospraw y, podczas gdy jeg o ręce były ustaw icznie zajęte budo­

wą lub zestaw ianiem przyrządów do no­

w ych badań dośw iadczalnych. Jeg o spo­

sób życia był nadzw yczaj w strzęm ięźliw y;

od wczesnego śniadania aż do późnej zw y­

kle godziny obiadowej nie przyjm ow ał ni­

gdy żadnego pokarm u ani napoju i miał zwyczaj m awiać, że człowiek potrzebuje się posilać tylko dw a razy na dzień. Z daje się, że uporczyw e trzym anie się tego praw idła, niem ało przyczyniło się do wycieńczenia jeg o sił w późniejszym wieku.

W ro k u 1849 został członkiem T ow arzy­

stw a K rólew skiego (Royal Society) w L o n ­ dynie; w roku 1852 (w B elfast) i w r. 1871 (w E dym burgu) prezydow ał w sekcyi che­

m icznej Stow arzyszenia B rytańskiego (B ri- tish Association); w roku zaś 1876 (w Glas- gow ie) był prezydentem całego S tow arzy­

szenia. B ył członkiem korespondentem A k a­

dem ii n auk w G etyndze i członkiem hono­

row ym T ow arzystw aK rólew skiego w E d ym - bu rg u; a nadto otrzym ał ty tu ły honorowe od wielu U niw ersytetów . Lecz wszystkie te odznaczenia cenił tylko ja k o oznaki sza­

cunku i życzliwości tych, którzy mu je udzielali. Co się tyczy delikatnej kwestyi przyjm ow ania tytułów od w ładz cyw ilnych, to podzielał on w zupełności zdanie swoje­

go ukochanego przy jaciela F ara d ay a i po­

d łu g niego postępował. W ro ku 1879 usu­

n ą ł się od posady w K o leg iju m i od tej po­

ry prow adził życie zupełnie sam otne, ja k ­ kolw iek ciągle zajm ow ały go postępy nauki, aż do dnia śmierci, k tó ra nastąpiła 26 L i­

stopada 1885 r.

P ierw sza ro sp raw a chemiczna, ja k ą ogło­

sił, była o składzie k rw i chorych na chole­

rę. W niej wykazuje, że krew tych cho­

ry ch różni się od norm alnej krw i tylko m niejszą ilością wody. D aleko więcej znaczenia m iała jeg o rospraw a o ogniw ach galw anicznych z kwasem siarczanym stę­

żonym. L ecz pierw szą jeg o Avielką pracą było oznaczenie ciepła wydzielonego przy działaniach chemicznych. W trzech szere­

gach badań oznaczył ilość ciepła wydzielo­

nego: 1) p rzy tw orzeniu się soli oboję­

tnych, kw aśnych i zasadowych, bespośre- dniem działaniem kw asu n a zasadę; 2) przy podstaw ieniu w solach jedn ego m etalu za dru g i i 3) p rzy tw orzeniu się tlenkow i chlor­

ków. W tej wielkiej pracy odrazu widać wszystkie jeg o przym ioty jak o naukow ego człowieka, jego jasn y pogląd na znaczenie spostrzeganych faktów, je g o dokładne oce­

nienie źródeł błędów dośw iadczalnych i pro-

(5)

N r 7.

ste, lecz skuteczne środki, ja k ie przedsię­

w ziął w celu ich uniknięcia. Szczególniej godnem uw agi je s t użycie rostw orów tak roscieńczonych, że dalsze dodaw anie do nich wody nie sprow adzało ju ż żadnej dotykal­

nej zm iany tem peratury.

Znane doświadczenia n ad tym samym przedm iotem F av rea i Silberm anna były ogłoszone w krótce po pierwszej rospraw ie A ndrew sa. Godni} zaznaczenia je s t ta oko­

liczność, że tam , gdzie w ym ienieni powyżej badacze różnią się od A ndrew sa, późniejsze poszukiw ania, miano wicie B erthelota i Thom ­ sona w ykazały, że praw d a była po stronie A ndrew sa.

W ro k u 1855 A ndrew s przedstaw ił T o­

w arzystw u K rólew skiem u ważną rospraw ę o ozonie. To szczególne ciało było badane przez Schonbeina, (który je odkrył), M ari- gnaca, D e la R ivea, B erzeliusa, W illiamso- na, F rem yego i B ecąuerela i B aum erta, lecz n a tu ra jeg o dotąd pozostała tajem nicą. Czy ozon je s t zaw sze jednakow ym ? czy też ozo­

ny pow stałe p rzy elektrolizie, lub w skutek działania m achiny elektrycznej, lub też utw orzone p rzy powolnem utlenieniu fosfo­

ru , są różnem i ciałami, jakkolw iek bardzo zbliżonemi w swoich własnościach? N ie­

które dośw iadczenia zdaw ały się w skazy­

wać, że ozon je s t tylko tlenem ; inne znowuż przeciw nie, że je s t on tlenkiem wodoru, za­

w ierającym więcej tle n u , aniżeli woda.

K w estyja była tego rodzaju, że właśnie po­

ciągała A ndrew sa i nadaw ała się doskonale do w łaściw ych jem u m etod badania. Sze­

regiem doświadczeń, odznaczających się za­

rów no prostotą j a k i dokładnością, dow iódł on, że „ozon, z j akiegokolw iek źródła po­

chodzi je s t zawsze jednem i tem samem cia­

łem, m ającem też same własności i tęż samą budowę; nie je s t ciałem złożonem, lecz tle ­ nem w stanie zm ienionym , alotropow ym “.

B adania odnoszące się do n atu ry ozonu były jeszcze w dalszym ciągu prow adzone przez A n d rew sa i Taita; w ypadki ich zo­

stały ogłoszone w rospraw ie: O n the volu- m etric R elations of ozone and the A ction of the E lectrical D ischarge on Oxvgen and o ther Gases (P hilosophical Transactions 1860).

P om iędzy mniej szemi pracam i możemy tutaj wspom nieć o odkryciu drobnych czą-

101 stek żelaza metalicznego w rozm aitych ska­

łach, szczególniej w bazaltach.

K ażdy, kto dzisiaj jeszcze czytać będzie którąkolw iek z jego ro spraw chemicznych, znajdzie w niój niezaw odnie ja k ą ś nową myśl, jak k o lw iek zresztą byłby dobrze obe­

znany z przedm iotem .

Lecz naj ważniej szem badaniem A n d rew ­ sa, z którem imię jeg o nazawsze będzie związane, je s t badanie nad ciągłością stanu ciekłego i lotnego m ateryi (On th e conti- n u ity of the L iqu id and Gaseous States of M atter), ogłoszone poraź pierw szy w roku 1869 i uzupełnione w r. 1876.

F a ra d a y jed n o ze swoich najpierw szych poszukiw ań poświęcił sk ra p la n iu gazów;

wiadomo, że udało mu się skroplić wszyst­

kie, z w yjątkiem kilku, k tóre w skutek tego do ostatnich czasów były nazyw ane „ trw a ­ łem!, nieskraplającem i się“ . G łów nym środkiem , jak ieg o używał, było wysokie ci­

śnienie. Lecz przy tój sposobności w yraził przekonanie, że naw et i gazy trw ałe będą mogły być skroplone połączonem działaniem dostatecznie wysokiego ciśnienia i dostate­

cznie niskiej tem p eratu ry.

In n y gienij alny eksperym entator, C agniard de la T o ur, b adał kw estyją z odw rotnej strony; w ykazał on, że ciecze, j a k woda i eter zw yczajny działaniem dostatecznie podniesionej tem peratury, pod wysokiem ci­

śnieniem, mogą być zam ienione na ciało, któ re z pew nością nie je s t cieczą, a którego objętość nie je s t znacznie większą, a tem sa­

mem, gęstość mało różną od poprzedniej.

R egnault, ze swoją nieporów naną d o kła­

dnością w ym ierzył ściśliwość rozm aitych gazów; on zw rócił uw agę na te ciekawe róż­

nice, jak ie gazy okazują w sposobie odstę­

pow ania od praw a Boylego. N atterer, w końcu, przez użycie ciśnień dochodzących do kilku tysięcy atm osfer, otrzym ał inne ważne wypadki.

W szystko to, co się odnosiło do tego przed­

m iotu, znajdow ało się w owym chaotycznym stanie, ja k i zawsze poprzedza przyjścieK ep- p lera, którego zadaniem je s t ująć w kilku ogólnych i prostych tw ierdzeniach całą m a­

sę zjaw isk napozór sprzecznych.

K lasyczne badania A ndrew sa dokonały tój przem iany. O pierając się na w ypad­

kach otrzym anych przez R egnaulta, w ybrał

W S Z E C H Ś W I A T .

(6)

102 W SZECHŚW IAT. xVr 7.

on do doświadczeń dw utlenek w ęgla, jak o ciało, którego zachow anie się było w yczer­

pująco zbadane p rz y najrozm aitszych tem ­ p eratu rach i ciśnieniach. O bm yślił do tych doświadczeń bardzo dow cipny przy rząd , k tó ry zbudow ano pod jeg o okiem; szklane części w nim zrobił i kalibrow ał sam.

G łów ne w ypadki jeg o poszukiw ań mogą być tak wyrażone:

1) D w u tlen ek węgla, u trzy m y w an y w j a ­ kiejkolw iek tem peraturze p o w y ż e j 30°,9C, nie może być zam ieniony, n aw et w części, na ciecz działaniem żadnego ciśnienia, j a k ­ kolw iek wielkiego.

2) Jeżeli tem p eratu ra, w której u trzym u­

jem y d w utlenek w ęgla, je s t n i ż s z ą od 30°,9C, w tedy stopniow e zniżenie tem pera­

tu ry ostatecznie doprow adza do skroplenia;

lecz ciśnienie p ary w obecności znajdującej się cieczy zniża się w raz z tem p eratu rą.

3) K rą g działań C arnota (cykl C arnota) może być w ten sposób dokonany n a dw u­

tlen k u w ęgla ciekłym , że w ciągu pierw szej części rosszerzania się mieć będziem y opty­

czny dowód istnienia obok siebie w jednem i tem samem naczyniu cieczy i gazu; gdy tymczasem przy zm niejszeniu objętości w wyższej tem peraturze, a n astęp n ie ozię­

bianiu do początkow ej tem p eratu ry i obję­

tości, znow uż otrzym am y całą zaw artość w stanie ciekłym , chociaż podczas ostatniej części d ziałania niem asz chw ili, w któroj byłby jak ik o lw iek ślad jednoczesnego istnie­

nia obok siebie dw u różnych stanów m ate- ryi. T en to w łaśnie ostatni fakt, by ł p rz y ­ czyną nadania całej rospraw ie przytoczone­

go wyżój ty tu łu .

4) B adanie następnie linij izoterm icznych dw utlenku w ęgla ciekłego w tem p eratu rac h niewiele wyższych od 30°,9 C dało klucz do w ytłum aczenia obserw ow anego odstępstw a od praw a Boylego. G dyż pom iary, doko­

nane przez A ndrew sa w ykazały, że iloczyn z objętości i ciśnienia (który, p o d łu g p ra w a Boylego, pow inien być stałym ) zm niejsza się ze zm niejszającą się objętością do pe­

wnego m inim um , a następnie szybko pow ię­

ksza, gdy objętość dalój się zm niejsza.

K ilk a innych w ażnych w ypadków , ja k np. w ielka ściśliwość ciekłego d w utlen k u węgla, m ianow icie przy tem p eratu rach bli­

skich 30° C; zm iana w zjaw iskach w łosko-

watości tejże cieczy i t. p.; stanow ią proste dodatki do głów nego badania.

O dkrycie tem peratu ry krytycznej czyli p u n k tu krytycznego, doprow adziło w krótce do sk roplenia (a w niektórych przypadkach naw et do zam iany na ciała stałe) ^ych g a­

zów, które do tej pory były uw ażane za nie-

| dające się zagęścić. P ra c a A n d rew sa za­

w iera wszystkie niezbędne wskazówki do zastosow ania jego p rz y rząd u do takich ce­

lów. Głównem i w arunkam i posunięcia się dalej na tej drodze, były: 1) wykonywanie doświadczeń na większą skalę, 2) używ anie bardzo niskich tem p eratu r i szczególniej 3) obm yślenie sposobów nagłego zniżania ci­

śnienia. P rac e P icteta, C ailleteta, W ró ­ blewskiego, A m agata i innych n ad tym przedm iotem , w ypływ ały ja k o n atu ralny i bespośredni wniosek z prac A ndrew sa.

Ci, k tó rzy mieli sposobność widzieć A n ­ drew sa p rzy pracy, podziw iali niezm ierną zręczność, z ja k ą odbyw ał m anipulacyje z szerokiem i rurk am i szklanem i, napełnio- nem i do połowy dw utlenkiem w ęgla cie­

kłym . B ędąc pew nym mocy ru re k przez siebie w ydętych i załutow anych, śmiało ogrzew ał on je w płom ieniu lam py B unse- na, dotąd, dopóki ciecz w zupełności nie znikła, a następnie z wielkiem zadow ole­

niem pokazyw ał te szczególne zjaw iska, j a ­ kie występowały w m iarę oziębiania ru rk i aż do tem p eratu ry bliskiej p unktow i k ry ty ­ cznemu. C ała ru rk a , na chw ilę w ydaw ała się niby napełniona ciałem p rzedstaw iają- cem taki wygląd, ja k m ięszanina wody i al­

koholu zanim zupełne zmięszanie nastąpiło, tylko w daleko wyższym stopniu.

W spom inaliśm y o wielkim talencie A n ­ drewsa w w ykonyw aniu m anipulaoyj labo­

rato ry jn y ch i o jeg o niezm ordowanej cier­

pliwości. Lecz ponad temi przym iotam i jeszcze górow ał nadzw yczajny spokój, z j a ­ kim zw racał uwagę na najdrobniejszy szcze­

gół doświadczenia, naw et w samój chw ili ważnego odkrycia. T ym sposobem jeg o pierwsze doświadczenie, uw ieńczone powo­

dzeniem, było ta k dokładnie wykonane i opisane, j a k każde następne pow tórzenie.

B yło to w nim tem szczególniejsze, że, m ia­

nowicie w w ystąpieniach publicznych, m iał usposobienie bardzo nerw ow e i wrażliwe.

Znając w ybornie lite ratu rę francuską

(7)

N r 7. W SZECHŚWIAT. 103 i niemiecką., by ł zawsze dobrze obeznanym

z najnow szem i postępami chemii i fizyki.

Z budow ał sam własną m achinę do dzielenia, której używ ał do roboty swoich term om e­

trów , służących do badań nad ciepłem.

M achina pneum atyczna, której używ ał w swój ej pracow ni była w w ielu szczegó­

łach przez niego udoskonaloną, w tych szczegółach m ianowicie, które się odnosiły do specyjalnych doświadczeń, ja k ie najczę­

ściej z nią w ykonyw ał. Jego książki labo­

ra to ry jn e , wzorowo prow adzone, zaw ierają mnóstwo szczegółów dokładnych i obszernie

opisanych, ale nigdy nie zbytecznych.

D la uzupełnienia wiadomości o dziełach A n d rew sa dodajem y, że w ydał on jeszcze dw a dzieła literack ie pod ogólnym tytułem :

„C hapters of C ontem porary H isto ry “ (Roz­

działy z history i współczesnej), z których pierw sze, pod oddzielnym tytułem : „S tu ­ dium g en e rale11 wyszło w r. 1867, drugie zaś: „T h e C h u rch in Ire la n d “ (K ościół w lr- landyi) wryszło w r. 1869.

ZALEŻNOŚĆ

NIEKTÓRYCH WŁASNOŚCI LIŚCI

OD W A R U N K Ó W MIEJSCOWYCH

napisał St. D aiw id.

Skorzystaw szy z kilkomiesięcznego poby­

tu na M ałych A ntyllach botanik F . Johow robił liczne spostrzeżenia nad wpływem wa­

runków klim atycznych i miejscowych na wykształcanie się liści i zachodzące w nich procesy fizyjologiczne. P oniew aż rezultaty spostrzeżeń Johow a przedstaw iają przyczy­

n ek do wiadomości naszych o zdolności o r­

ganizm ów przystosow yw ania się do w arun­

ków zew nętrznych, nie od rzeczy więc bę­

dzie streścić tu jego pracę. Zjaw iska za­

chodzące w ziarnkach zieleni (asymilacyja i odradzanie się zieleni), przenoszenie wo­

danów węgla z liści i transp iracyja przed­

staw iają główne funkcyje oświetlenia dane­

go miejsca, odpowiednio więc do tego dzieli Johow swoje spostrzeżenia n a trzy katego- ryje: 1) P rzystosow ania liści do miejscowo­

ści z rozm aitem natężeniem św iatła, od któ ­ rego zależą zjaw iska w ziarnkach zieleni;

2) środki ochronne przeprow adzających tk an ek liścia przeciwko silnemu światłu;

3) przystosow ania liści, ze względu na tran - spiracyją, do m iejsc wystawionych n a dzia­

łanie prom ieni słonecznych. Dotychczas niewiadom o, jak im sposobem światło w pły­

wa na chlorofil roskładająco, domyślamy się tylko, że przytem niepoślednią rolę o dgry­

wa tlen pow stający przy asym ilacyi, lecz z dotychczasowych obserwacyj pewnem je st to tylko, że p rzy podniesionej asym ilacyi w zrasta i roskład zieleni i że rów nież przy dłużój trw ającej, silniejszej asym ilacyi ilość chlorofilu zm niejsza się, poniew aż dla swej regeneracyi, potrzebuje on pewnego czasu.

Lecz straty w aparacie asy m iłującym (t. j.

w chlorofilu) są dla rośliny niekorzystne, często więc stara się ona uniknąć zasilnego oświetlenia. W idzim y więc, że każdy po­

dobny środek ochraniający chlorofil pozo­

staje w zw iązku z przystosowaniem w pły- wającem n a zm niejszenie siły asym ilacyjnej.

M łodociane rów nież ja k i w ypłonione (etjo- lizowane) organy, a także rośliny przyzw y­

czajone do miejscowości cienistych szcze­

gólniej potrzebują podobnej starannej ochro­

ny od silnego św iatła i osięgają ją przez gę­

ste pokrycie włoskowate, przez fałdow anie i zaw ijanie m łodych liści, przez ich ukośne lub rów noległe ustaw ienie względem p ad a­

jących prom ieni, ńakoniec przez przylistki, pochewki liściowe i t. p. N aw et zupełnie ju ż wykształcone liście są w stanie osłabić wpływ św iatła przez stałe lub przem ijające ukośne ustaw ienie się w zględem k ie ru n k u św iatła, przez gęsty swój uk ład , przez w y­

tw orzenie tkanki słupkowej (palisadow ej) i t. d. Można było naprzód przypuszczać, że w liściach roślin, wystawionych na dzia­

łanie słońca podzw rotnikow ego i odznacza­

jący ch się długim peryjodem w zrostu, znaj­

dziemy szczególniej doskonałe środki ochron­

ne i objawy przystosow ania się do w aru n­

ków miejscowości. Przypuszczenie to sp ra­

wdziło się w zupełności. L iczne np. rośliny podzw rotnikow e przedstaw iają stałe położę-

(8)

104 w s z e c h ś w i a t. N r 7.

nie blaszki liściowej w profilu względem pa­

dających prom ieni, ja k o to now oholandzkie akacyje z ich pionowem i phyllodiam i (pod tym term inem rozum ieją botanicy liściowato rozszerzony korzonek liścia p rzy jednocze­

snej redukcyi samej blaszki) i g atunki fiku­

sów, dalćj liczne Sapoteae (L ucum a M am- mosa, S apota A chras, C h ry zo p h y llu m C ain i- to) z gęstem i wiązkam i p ra w ie pionowo sto­

jący c h liści, podzw rotnikow y rd e st Coecolo- b a uyifera z szerolciemi, skórzastem i, ku gó­

rze skierow anem i liśćmi i w iele innych.

D rzew a tw orzące przybrzeżne lasy m an- glarow e *) (R hizophora, A vicennia, C onocar- pus etc.) osiągają pionow e położenie swoich liści przez odgięcie ku górze, g atu n k i zaś D alecliam pia (z rodziny ostrom leczo waty cli) przez rzadziej spostrzegane odgięcie ogon­

ków liściowych k u dołowi; n iektóre znów kleśńcow ate (A roideae) i traw y (G ram i- neae) dochodzą do tegoż celu przez odchyle­

nie ku dołow i blaszki liściowej, w miejscu połączenia jćj z ogonkiem (A roideae) lub przez złam anie liścia na granicy blaszki z p o ­ chew ką (G ram ineae); H e d era p en d u la (U m - belliflorae) i drzew o m angow e (z rodz. Te- rebintliaceae — dostarcza sm acznych owo­

ców tejże nazw y) w tym że celu pozw alają poprostu swym w ąskim liściom zw isać k u dołowi swobodnie. N a drzew ie kakaow em (T heobrom a Cacao) blaszki liściowe osię- gają odpow iadające celowi ukośne położenie przez skręcanie się ogonków.

U pierzastych lub podzielonych liści iikośne położenie (w zględem prom ieni sło­

necznych) p rzybierają oddzielne listki; listki licznych palm i sagowców (Cycadeae) skie­

row ane są w stosunku do głów nego ogonka liścia pierzastego ku górze, u palm y koko­

sowej (Cocos nucifera) i in. k u dołowi; w li­

ściach złożonych dłoniastych oddzielne list­

ki razem wzięte tw o rzą rodzaj stożka, k tó ry u Tecom a pentap hylla, serratifolia (Bigno- niaceae), C apparideae byw a z wrócony w ierz­

chołkiem ku dołowi, u J a tro p h a incisa (E u- phorbiaceae) zaś i gatunkó w S ciadophyllum ku górze. W ym ienione tu taj w łaściw ości

') Porów naj Sztolcm ana, W spom nienia z podróży po Peru. W szechśw iat, t. J, str. 363.

są ju ż ustalone przez praw o dziedziczenia i p rzedstaw iają przystosow ania do obfitości św iatła w pewnych miejscowościach; inaczej rzecz się m a z budową oddzielnych części samćj blaszki liściowój. Zm ienia się ona u oddzielnych osobników roślinnych, naw et w pojedynczych liściach stosownie do każ­

dorazow ego natężenia ośw ietlenia i kiedy liście pozostające w cieniu zawsze praw ie przed staw iają płaskie tarcze, liście w ysta­

w ione na działanie słońca posiadają n ajro z­

m aitsze k ształty, by w ają one nieckow a te, j ak u łoskotnicy (H u ra crepitans), J a tro p h a cureas, lub dachow ate (u B ryophyllum ca- lycinum i in.), jeżeli znajduje się silniój roz­

w inięta żyłka środkowa. Jeżeli zaś ogonek p rzy czepiony je st do blaszki nie z brzegu lecz pośrodku, to liście słoneczne b y w ają lej­

kow ate, a zacienione w kształcie płaskich blaszek.

B anan (M asa sapientium ) n a słońcu opu­

szcza ku dołowi połów ki swoich szerokich łopatow atych liści, pierzaste liście podzw ro­

tnikow ych paproci (C hrysodium , Cecro- pium i in.) stają się nieckow ate, u palm y kokosowej dachowate; podobneż zm iany d a­

j ą się zauważyć u liści dloniasto i pierzasto- dzielnych; w rów nolegle i prom ienisto użył- kow anych liściach śródliście m iędzy żyłka­

mi (nerwam i) byw a albo praw idłow o pofał­

dowane (g atu nk i prosa) albo w ypukłe (Psi- dium , A nacardium ) i te fałdki lub w ypukło­

ści mogą w ystępow ać na najm niejszych po­

lach między naj delikatniej szemi rozgałę­

zieniami żyłek, ja k np. u L an ta n a (V erbe- naceae), C ordia i w'ielu innych,— ostatecznie więc blaszka staje się mocno pom arszczoną.

Podobneż pom arszczenie można widzieć i u naszój szałw ii łąkowej i wielu innych roślin, spotykanych na miejscach mocno oświetlo­

nych. R osnące w cieniu g atun ki tych sa­

m ych rodzajów , posiadają pospolicie gładkie pow ierzchnie liści. Jeszcze większą zdol­

ność przystosow yw ania się do w arunków oświetlenia przedstaw iają te rośliny, k tó ­ ry c h liście w ykonyw ają tak zw ane r u ­ chy w aryjacyjne ') (np. bardzo liczne mo-

') Do podobnych ruchów zaliczam y m iędzy inne- m i zmianę położenia listków w ciągu dnia^ i nocy, np. u fasoli, koniczyny, łubinu, białej akacyi, szcza- w iku i innych.

(9)

N r. 7. w s z e c h ś w i a t, 105 tylko wate); au to r przytacza wielką, liczbę

przykładów . U tw o ry gruczołow ate bardzo często znajdujące się na liściach zdolnych do w ykonyw ania ruchów peryjodycznych, ja k Joliow przyjm uje, pozostają w pew nym, bliżój jednakże niew yjaśnionym zw iązku fizyjologicznym ze zjaw iskam i ruchu. Co się tyczy w pływ u św iatła na budowę anato­

m iczną liści, to Joliow i dla roślin podzw ro­

tnikow ych w zupełności potw ierdza wnio­

ski S tahla i P ic k a '). Zgadza się także Jo - how z poglądam i H . P ic k a n a znaczenie czerwonego barw n ik a dla roślin jaw nokw ia- towych. Liczne w rozw oju roślin podzw ro­

tnikow ych zjaw iska, jak ie zw racają na sie­

bie uw agę pilnego badacza, jak o to zadzi­

w iająco p rędkie poczerwienienie drzew a ka­

kaowego i m anglowego, m łodych pędów li­

cznych roślin strączkow atych (gatunki Aca- cia i B row nea) stają się zupełnie zrozumia- łem i na podstaw ie teoryi Picka. U Coeco- loba uvifera i A nacardium occidentale za­

barw iają się na czerwono tylko oświetlone liście, zacienione zaś pozostają zielonemi.

B ryophyllum calycinum, roślina przyzw y­

czajona do miejsc wystaw ionych na bespo- średnie działanie prom ieni słonecznych, w pobliżu pączków przybyszow ych, rozw i­

jając y ch się w karbach liści, posiada czer­

wone plam y, które znikają dopiero wtedy, kiedy pow stające z pączków roślinki są w stanie odżywiać się samodzielnie. N ad­

zwyczaj różnorodne ułożenie w liściach n e r­

wów, którem u dotychczas wogóle p rzyzna­

wano znaczenie czysto m echaniczne, nabiera nowćj wagi, albowiem Johow przypisuje mu odżywczo fizyjologiczne zadania. Zm ie­

niający się pod wpływem w arunków oświe­

tlenia u kład nerw ów liściowych, w ystępu­

jące niekiedy na nich pokrycie z włosków p rzy gołych zresztą liściach, czerwone zabar­

wienie użyłkow ania, ogonka, brzegu liścia, jak o też i zaw ijanie się tegoż z brzegu — wszystkie te objaw y podług Johow a pozo­

stają w ścisłym zw iązku z przenoszeniem w ytw orzonych w liściach wodanów węgla (skrobi).

W trzeciej części pracy znajdujem y fakty przystosow ania się liści do miej sc słonecznych ze w zględu n a transpiracyją. Jak o specyfi­

czne, ustalone przez dziedziczność objawy przystosow ania do w arunków transpiracyi, znam y ju ż oddaw na zmniejszenie parującej pow ierzchni u mięsistych i soczystych k ak tu ­ sów ') i roschodnikow atych (Crassulaceae), spłaszczone podobne do liści łodygi słabo uli- ścionychroślin stepowych (Ruscus aculeatus, M uhlenbeckia), nakoniec opadanie liści u nie­

któ ry ch roślin podzw rotnikow ych przed n a ­ staniem suchej pory roku. Johow powiększa liczbę ty ch -p rzyk ład ów kilkom a n ader cie- kaw em i objawam i indyw idualnego przysto­

sowania się. R ubus australis naprzykład, rosnąc w cieniu ma zupełnie norm alnie ro z­

w inięte liście, tymczasem na słońcu rozw ija się tylko ogonek i główne nerw y. O dpo­

wiednio do rozm aitych w arunków transpi*

racyi odróżniają się liście pozostające w cie­

niu od liści wystaw ionych na działanie słoń­

ca silniejszym rozw ojem pow ierzchni: jak o wybitne p rz y k ład y przytacza autor A rto- cai-pus Tocouba (drzew o chlebowe), B ryo- j phyllu m calycinum , Peperom ia globella i inne. T akiż re zu ltat osięgają inne znów rośliny przez stałe lub czasowe tylko nasta­

wienie pow ierzchni liściowych w profilu względem prom ieni słonecznych, traw y ste­

powe przez zw ijanie liści, ja k to ju ż d a­

wniej w ykazał Tschirch. Rośliny, w ysta­

wione na gw ałtow ne zm iany tem peratury, zabespieczają się od gw ałtow nej i zaener- gicznej transpiracyi przez w ytw orzenie po­

kryć ochronnych, np. gęstych włosków pil- śniowatych, grubego przyskórka (cuticula) (np. rosnące w lijanosaeh Yenezueli R hopa- la complicata, Byrsonim a crassifolia i inne lub stepowe rośliny M angifera indica, C ap- paris cynophallophora i inne). In n e je s z ­ cze rośliny, rosnąc w natężonem oświetleniu, aby się dostatecznie zabespieczyć od strat przez transpiracyją, udoskonalają, swój apa­

ra t zaopatrujący liście w wodę, za ja k i autor, zgodnie z Pfitzerern i W csterm ajerem ,

') Kolce pokryw ające m ięsiste łodygi dziwacznej ') Porówn. pracę p. Grosglika p. t. „O zależności często formy kaktusów, przedstaw iają szczątkow e budowy liścia od św iatła11, W szechśw. t 111, str. 321. icli liście.

(10)

106 W SZECHŚWIAT. N r 7.

przy jm uje tk an k ę naskórkow ą liści. D late­

go to liczne, rosnące w m iejscach słonecz­

nych, drzew a, posiadają w liściach mocno rozw inięty naskórek, k tó ry grubością często przew yższa tk an k ę zieloną.

W yżój w spom niany zw iązek nask órk a z zaopatryw aniem liści w wodę, staje się wielce praw dopodobnym , jeżeli weźmiemy pod uw agę, że w większości w ypadków na­

skórek na w ierzchniej pow ierzchni liścia by­

w a silniej rozw inięty, że niekiedy znów stro­

na dolna przedstaw ia silniej rozw inięty na­

skórek, jeżeli taż stro n a dolna (z m orfologi­

cznego p u n k tu w idzenia) staje się w rzeczy­

wistości w ierzchnią i podlega działaniu świa­

tła, ja k np. w łopato w aty ch liściach Com- m elina elegans; podobnież i liście pozostają­

ce na słońcu i w cieniu p rzedstaw iają dość w ydatne różnice w w ykształceniu naskórka.

W idzim y więc, że p raca p. Jo h o w a znacznie pom naża wiadomości nasze o zjaw iskach przystosow ania. N ależy życzyć tylko, aby z ta k wdzięcznym m ateryjałem , j a k roślin­

ność stre f podzw rotnikow ych, p rz ep ro w a­

dzone zostały doświadczenia z w ytkniętym naprzód celem, a niem a w ątpliw ości, że osią­

gniem y pew niejsze rezultaty, niż z robio­

nych w tym celu prób w naszych cieplar­

niach i trephauzach. Z w ykłe spostrzeżenia tutaj nie w ystarczają, dają one bowiem czę­

sto tylko praw dopodobne objaśnienie dla w ielu zjaw isk, nie w ykluczając bynajm niej błędnych w niosków , poniew aż zjaw isk a po­

dobne w ystępują p rzy w spółczesnem dzia­

ła n iu licznych czynników i sił zew n ętrz­

nych; tylko zastosow anie elim inacyjnej m e­

tody badania, t. j . w ykluczaj ącój wrpływ w szystkich czynników w yjąw szy jednego, może nas doprow adzić do określonych i pe­

w nych rezultatów .

P R Z E Z

Augusta Wrześniowskiego.

W ubiegłą niedzielę, d n ia 7 b. m., odbyła się w C h ark o w ie uroczystość jubileuszow a

urządzona dla uczczenia 35-letniój pracy profesorskiśj p. L eona Cienkowskiego, p ro ­ fesora b otaniki w tam tejszym uniw ersyte­

cie. Ocenienie wysokich zasług ju b ila ta , j a ­ ko niezm ordowanego badacza, w ym agałoby obszernych studyjów, pragnąc tedy zapo­

znać obecnie czytelników z osobistością uczo­

nego naszego rodaka, muszę na tymczasem w yrzec się należytego ro zb ioru jego prac naukow ych. P odam tylko k ró tk ą, pobieżną wzm iankę, do której może się zak rad ła ja k a niedokładność chronologiczna.

Leon Cienko wski u ro d z ił się w W arsza­

w ie dnia 1 P aźd ziern ik a 1822 r. i w W a r­

szawie uczęszczał do gim nazyjum , które ukończył 1839 r. W tym samym roku, po odbyciu surowego egzam inu w ustanow io­

nej w tym celu komisyi p rzy w arszaw skim okręgu naukow ym , otrzym ał stypendyjum do uniw ersytetu P etersburskiego. T u w stą­

p ił na sekcyją przyrodniczą w ydziału m ate­

matyczno-fizycznego; 1844 r. otrzym ał sto­

pień k an d y d a ta nauk przyrodniczych. Ó w ­ czesne przepisy w ym agały od stypendystów w ydziału matematyczno-fizycznego i filolo- giczno-historycznego pew nych la t służby w zawrodzie nauczycielskim . W y m agan ia stosow ały się także do prof. Cienkow skiego, k tó ry też po ukończeniu uniw ersytetu był w ystaw iony na gw ałtow ne dopom inanie się pow rotu do W arszaw y ze stron y w arszaw ­ skiego okręgu naukow ego. Zaledwie ener­

giczna pomoc m inistra oświecenia i k u ra to ­ r a okręgu petersburskiego, M usina P u szk i­

na, szczerego przyjaciela m łodzieży, zdołała uratow ać nauce tak dzielnego pracow nika.

W dwa lata po ukończeniu uniw ersytetu prof. C ienkow ski otrzym ał stopień m agistra botaniki, obroniw szy rospraw ę o historyi rozw oju roślin szyszkowych (Nieskolko fak ­ tów iz isto ryi razw itija chw ojnych rastie- nij. 4° P etersb u rg , 1846 r. stro n 41, 3 ta­

blice rysunków ). Następnego roku C esar­

skie R osyjskie Tow arzystw o Gieograficzne zaprosiło Cienkowskiego by tow arzyszył pu łkow nikow i K ow alskiem u w jeg o p od ró ­ ży do A fryki środkowej dla zbadania etno­

grafii zwiedzonych krajów , a Ces. A kadem i- j a N auk w łożyła na niego obowiązek poczy­

nienia podczas podróży zbiorów zoologicz­

nych i botanicznych. P odróżnicy opuścili P etersb u rg w połowie L istopada 1847 r. i po

(11)

N r 7. WSZECHŚWIAT. 107 dw u latach powrócili. Spraw ozdanie z po­

dróży prof. C ienkow ski ogłosił w w yda­

w nictw ie To w. gieograficznego (Gieografi- czeskija Izw iestija), oraz w gazecie W a r­

szawskiej .

P o powrocie z A fryki 1851 r. prof. Cien­

kow ski otrzym ał w ykład n au k przyrodni­

czych w liceum w Jarosław iu, gdzie też nau­

czał zoologii, botaniki i m ineralogii do 1855 roku, t. j. do chw ili pow ołania go na kate­

drę botaniki w uniw ersytecie petersb u r­

skim, opróżnioną skutkiem śm ierci prof.

S zychow skiego, k tó ry by ł nauczycielem prof. Cienkowskiego. W następnym roku, po świetnój obronie rospraw y o niższych wodorostach i wym oczkach (o niższych wo- doroślach i infuzoryjach. 8° P etersburg, 1856, str. 80, 12 tablic rysunków ), otrzy­

m ał stopień doktora nauk przyrodniczych.

W U niw ersytecie petersburskim prof.

C ienkow ski pro w ad ził swe znakomite wy­

k łady do końca 1859 r., w którym to czasie w yjechał zagranicę na roczny urlop, a n a­

stępnie zupełnie się usunął i pracu jąc nad ukochaną botaniką, naprzem iany m ieszkał w Nicei, B erlinie i D reźnie.

P o otw orzeniu 1862 r. Szkoły Głównój ofiarowano prof. Cienkowskiem u k ated rę botaniki, k tó rą przyjął, lecz dla rozm aitych przeszkód nigdy je j faktycznie nie objął, aż w końcu 1865 r. urzędow nie j ą opuścił.

W k ró tce potem otrzym ał on k ated rę botani­

k i w U niw ersytecie N oworosyjskim w Ode- sie, lecz niedługo tu baw ił, gdyż u sunął się z tego u n iw ersy tetu 1869 r. P o pew nym czasie odpoczynku objął katedrę botaniki w C harkow ie, gdzie stale do obecnej chw ili w ykłada.

Ogłoszone drukiem prace prof. Cienkow ­ skiego bardzo są liczne i porozrzucane w roz­

m aitych czasopismach naukow ych; przew aż­

nie znajdują się one w Jah rb iłch er fur wis- senschaftliche B otanik Pringsheim a, w Bo- tanische Z eitung i w A rchiv fu r microsko- pische A natom ie. G łów nym przedm iotem badań prof. C ienkow skiego były istoty nis­

kiego ustroju, stojące na granicy państw a zw ierząt i roślin, zatem w odorosty i rozm ai­

te inne pokrew ne rośliny, wymoczki, w i- ciowce (Flagellata), radyj olaryj e, Noctiluca.

T ak więc nietylko botanika, ale i zoologija dużo mu zawdzięczają. W ostatnich latach

prof. Cienkowski poświęcił się badaniu bak- teryj (laseczników) i w tym celu odwiedził słynnego P asteu ra, lecz z powodu pożało­

w ania godnćj zazdrości i nieuczynności uczonego paryskiego, z tój podróży żadnój niem al nie odniósł korzyści. Z abrał się więc sam do pracy i po długich, mozolnych i niezawsze bespiecznych doświadczeniach w stepach C hersonezu doszedł do pom yśl­

nego szczepienia owcom karb u n k u łu . J e ­ dna z ostatnich p rac prof. Cienkowskiego o b akteryjach była drukow ana w niniej- szem czasopiśmie (tom 3, 1884, str. 585, 598, 614).

P ra c e naukow e prof. Cienkowskiego od­

znaczają się niesłychaną sumiennością, ści­

słością i głęboko obm yślanym planem , wią­

żącym wszystkie jego badania w jed n ę ca­

łość. W ykład, ozdobiony piękną wym ową, nadzw yczaj je st treściw y, jasny. Pom im o zupełnego niem al b ra k u pracow ni botani­

cznej w uniw ersytecie petersburskim przed 30 laty, t. j . w czasie, gdy tam prof. Cien­

kow ski w ykładał, zawsze um iał on brakow i tem u o tyle zaradzić, że słuchaczom nigdy nie brakow ało odpow iednich przedm iotów objaśniających w ykładany kurs.

N a zakończenie tój krótkiej w zm ianki do­

dam, że w stosunkach pryw atnych trudno znaleść człow ieka rów nie szlachetnego, ser­

decznego i przyjacielskiego.

ROLA FIZYJOLOGICZNA

L I P O C H R O M U

w p a ń s t w i e z w i e r z ę c e m

przez Ito za liją S ilb erstein .

(Dokończenie)

W idzim y więc, że powyżej przytoczone dowody na poparcie hipotezy o roli, j aka.

posiada czerwony lipochrom w organizm ie zwierzęcym, oparte sa na znajdow aniu się tego barw nika głównie w niektórych o rg a­

nach lub tkankach. Istnieje atoli in n a je ­ szcze k ategoryja faktów, hipotezę tę po­

(12)

108 W SZECHŚW IAT. N r 7.

tw ierdzających, tyczących się mianowicie znajdow ania czerw onego lipochrom u w ca­

lem państw ie zw ierzęcem . Z najduje się on przew ażnie, praw ie w yłącznie u bezkręgo­

wców, k tó re znów rzadko bardzo posiadają hem oglobinę, tak, że zw ierzęta bezkręgow e, tę ostatnią posiadające, stanow ią nieznaczny zaledw ie procent w poró w naniu z tem i, k tó ­ re je j są pozbaw ione; kręgow ce zaś naod- wrót, bogato są zaopatrzone w hem oglobi­

nę, drugi zaś w spom niany barw n ik daleko rzadziej spotkać u nich m ożna, przyczem znaleziono go dotychczas u ryb, gadów , po- części tylko u ptaków , u ssących zaś dotych­

czas go nie w ykryto. W idzim y więc, że h e­

m oglobina i czerw ony lipochrom w yłączają się wzajem nie, tam gdzie pierw sza istnieje, drugi je st nieobecny i naodw rót. Ze stano­

wiska w mowie będącej hipotezy, fakt ten łatw o w ytłum aczyć się daje; jeżeli bowiem obadw a barw n ik i posiadają je d n ę i tęż samę fizyjologiczną funkcyją, to je st pochłanianie tlenu, to obecność jednego z nich, jeżeli tylko w dostatecznej zn a jd u je się ilości i odpow iednich w arunkach, w ystarcza, aże­

by organizm ow i zapew nić spełnianie tej funkcyi. Jeżeli zaś obadw a b arw n ik i znaj­

dują się jednocześnie w jak im ś organizm ie, to przypuścić należy, że zapotrzebow anie tlenu je s t tutaj bardzo znaczne i że sama hem oglobina, lub też sam czerw ony lipo­

chrom, znajdujące się w pew nej tylko ilości i przytem będące w pew nych określonych w arunkach, podołać nie m ogą tem u zapo­

trzebow aniu i że dany organizm w ym aga wspólnego, połączonego d ziałan ia dw u tych barw ników . T a k np. u ry b znajdujem y j e ­ dnocześnie hem oglobinę i czerw ony lipo­

chrom; lecz zw ierzęta te, w ykonyw ające wie­

le silnych, energicznych i ciągłych ruchów , po trzeb u ją wielkiego zapasu tlenu; gaz ten w praw dzie d o starczany byw a rozm aitym tkankom zapomocą k rą ż e n ia k rw i, ilość j e ­

d n a k tśj ostatniej je s t zb y t m ałą, ażeby czyniła zadosyć w szystkim zapotrzebow a­

niom organizm u. W samej rzeczy z badań niektóry ch uczonych w ynika, że ry b y po­

siadają stosunkowo od 5— 7 razy mniej krw i, aniżeli p łazy i gad y i od 8 —12 razy m niej, aniżeli zw ierzęta ssące; oprócz tego rybia k re w w porów naniu z k rw ią innych kręgowców, je s t bardziej w odnistą, zaw iera

więc mniej hem oglobiny, a zatem mniej może dostarczyć tlenu. W y n ik a z tego, że oddychanie ry b zapomocą hem oglobiny je s t nie wystarczaj ącem i że pew na jeszcze ilość tlenu w prow adzoną zostaje do organi­

zm u ich skutkiem oddychania skórnego, umożebnionego przez obecność w zew nę­

trzn ej w arstw ie skóry czerw onego lipo­

chrom u, mającego wielkie do tlenu pow ino­

wactwo. T rud niej nieco objaśnić znajdo­

w anie się czerwonego lipochrom u u p ta ­ ków, bogato zaopatrzonych w hem oglobinę;

napotyka się go u istot tych głów nie w ich piórach, a znaczenie jeg o tutaj dotychczas je s t niewyjaśnione. B yć bardzo może, że czerw ony lipochrom je s t u ptaków pozosta­

łością szczątkową, odziedziczoną po przod­

kach, której dobór płciow y n adal inną rolę w organizm ie i w ytw orzył z niej środek upiększenia. Ze stanow iska om awianej tu przez nas hipotezy wielkie znaczenie posia­

da fakt, że w całej klasie owadów nie zn a­

leziono ani jednego gatu n k u , któryby po­

siadał czerw ony lipochrom ; jeżeli bowiem b arw nik ten rzeczywiście służy do oddycha­

nia przez pochłanianie tlenu, je s t on w ta ­ kim razie zupełnie niepotrzebny owadom, posiadającym bardzo rozw inięty system r u ­ re k oddechowych, czyli tak zw anych tra - clici, rozgałęzienia których stają się coraz cieńsze i p rzen ik ają do w szystkich organów, przynosząc wszędzie potrzebny tlen. O d­

dychanie zatem skórne, które naw iasowo mówiąc, utrud nionem b y jeszcze było u owadów przez zew nętrzną w arstw ę chity- nv, p o k ry w ającą ciało ich, je st tu zbyteczne i dlatego też nie znajdujem y tutaj czerwo­

nego lipochrom u, będącego w edług hipote­

zy, głów nym czynnikiem takiegoż oddycha­

nia. W końcu przytoczym y jeszcze pe­

deli bardzo ciekaw y fakt, przem aw iający n a korzyść hipotezy. N iektóre rośliny i zw ierzęta przedstaw iają niedaw no w yjaś­

nione dopiero zjaw isko tak zwanój sym bijo­

zy czyli współżycia. Zw ierzę i roślina ży­

j ą razem , przyczem dru ga mieści się często w ew nątrz pierwszego; oboje odnoszą z tego korzyści, zw ierzę bowiem pochłania tlen, wydzielony przez roślinę; ta znow u k arm i się dw utlenkiem węgla, pochodzącym z organiz­

m u zw ierzęcia. Zw ierzęta więc, życie takie prowadzące, m ają w sobie sam ych źródło

(13)

tlenu, potrzebnego im do oddychania i obe­

cność jakiegoś czynnika, gaz ten pochłania­

jącego, byłaby dla nich zbyteczną.

F a k ty potwierdzają, ten w niosek, wiele bowiem zw ierząt m orskich, noszących w swem w nętrzu jednokom órkow e wodoro­

sty, czyli tak zw ane żółte kom órki, nie po­

siada wcale, albo też bardzo mało czerw o­

nego lipochrom u. P rzy jąw szy jednak, że hem oglobina i czerw ony lipochrom spełnia­

j ą w organizm ie zw ierzęcym rolę zupełnie analogiczne, M ereżkow ski tw ierdzi, że istnieje różnica w samym sposobie działania dw u tych barw ników . R óżnica ta polega na tem, że hem oglobina ciągle utlenia się i odtlenia, lecz sam a nie ulega przytem ros- kładow i; przy utlenianiu zaś czerwonego li­

pochrom u ten ostatni roskłada się i zamie­

nia na bezbarw ne ciało, podobne do chole- steryny, które ju ż do oddychania służyć więcej nie może. A więc zw ierzęta, oddy­

chające za pośrednictw em lipochrom u, po­

noszą w ielkie straty swej energii życiowej, k tó ra idzie na ciągłe odtw arzanie nowych ilości tego barw nika; taki sposób w ydatko­

w ania sił je s t niekorzystny dla organizm u i nasuw a się m yśl, że pojaw ienie się oddy­

chania zapomocą hem oglobiny uw ażać n a ­ leży za w ytw ór doboru naturalnego, w w al­

ce o b y t usuw ający zbytnie w ydatkow anie siły życiowćj, a myśl ta, gdyby się okazała praw dziw ą, byłaby zgodną z ogólnemi p ra ­ wami rozw oju łańcucha ustrojów zw ierzę­

cych. W p raw d zie pew na ilość hem oglobiny w swoim obiegu po całym organizm ie ulega zniszczeniu, dając początek niektórym p ro ­ duktom roskładu; roskład ten je d n a k odby­

wa się pod działaniem innych, aniżeli u tle­

nianie czynników , gdy tymczasem przy od­

dychaniu za pośrednictw em lipochrom u sam ju ż proces u tleniania w yw ołuje roskład barw nika. O ddychanie za pośrednictw em hem oglobiny z tego jeszcze w zględu je s t korzystniejsze, że przy pom ocy naczyń krw ionośnych zapew nia tkankom wewnę­

trznym łatw iejszy i szybszy dostęp tlenu.

Jeżeli więc rozw ażać będziemy proces od­

dychania ze stanow iska teoryi stopniowego rozw oju, dążącego do zapew nienia organiz­

mowi coraz to doskonalszego spełniania da- nćj funkcyi, to przypuścić możemy, że p ro ­ ces ten przechodził przez kilk a faz. N a -

N r 7. 109 _

przód polegał on w prost na pochłanianiu tlenu przez bezbarw ną protoplazm ę; tak i np. sposób oddychania znajdujem y u n a j­

niższych zw ierząt, ja k o to ameb, wymocz­

ków, meduz; następnie oddychanie stało się bardziej złożone i lepiój mogło być w yko­

ny wanem skutkiem pojaw ienia się czerw o­

nego lipochrom u, mającego większe do tle­

nu pow inow actw o, aniżeli bezbarw na pro- toplazm a; tę fazę spotykam y u wielu zwie­

rz ą t bezkręgowych. D alszy postęp polegał na pojaw ieniu się hem oglobiny w tkankach w ew nętrznych; w tej fazie czerw ony lipo­

chrom istnieje jeszcze jednocześnie z hem o­

globiną i w spółdziała z tą ostatnią (niektóre bezkręgowe, ryby, gady, płazy), aż naresz­

cie w fazie najw yższej, właściw ej wyższym kręgowcom , zostaje on zupełnie z organizm u usunięty, a pozostaje tylko hem oglobina, k tó ra też sama spełnia rolę czynnika, p o ­ chłaniającego tlen niezbędny dla życia.

P o s i e d z e n i e t r z e c i e K o m i s y i t e o r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o ­ m o c n i c z y c h odbyło się dnia 4 Lutego 1886 roku, w lokalu Tow arzystw a, o godzinie 7 '/a w ie­

czorem.

1) P rotokuł posiedzenia drugiego, po przeczy ta­

niu został p rzy jęty i podpisany.

2) P. A. W ałecki przedstaw ił p rzejrzan e przez Ko- m isyją dawniejsze p rojekty prow adzenia b adań fito- fenologicznyeh w zupełnie gotowej form ie. Sekcy- ja zaleciła w ydrukow anie nowej in stru k c y i i n o ­ wych schem atów i rozesłanie ich prenum eratorom W szechśw iata, a także w ystąpienie do innych w y­

daw nictw fachow ych, ja k np. O grodnik Polski, Ga­

zeta L ekarska, W iadom ości Farm aceutyczne, P rze­

gląd T echniczny, z propozycyją załączenia in struk- cyj i schem atów p rzy ich organach i z prośbą o p o ­ p arcie spraw y notow ania pojawów w świecie orga­

nicznym .

3) P. H. Cybulski odczytał obecnym własne spo­

strzeżenia, robione rów nocześnie n ad tem peraturą pow ietrza, śniegu i szronu, w G rudniu roku 1879, w W arszawskim Ogrodzie Botanicznym . Obserwa- cyje robiono rano i wieczorem, w ciągu ośmiu dni, od 6 do 13 G rudnia, przy pom ocy bardzo dokła­

dnych term om etrów , z k tó ry ch jed en , ta k zwany ziem ny, umieszczony był w śniegu na 18 eali głębo­

ko, drugi zaś w pow ietrzu na cztery stopy n ad zie­

m ią. Z obserwacyj pokazało się, że te m p e ra tu ra pq- W SZECHŚWIAT.

(14)

110 WSZECHŚW IAT. N r 7.

w ietrzą b y ła znacznie niższą, od te m p e ra tu ry śniegu ta k , że różnica dochodziła do 20,5° C.

K ilka in n y c h obserw acyj robionych w czasie po­

godnych nocy nad te m p e ra tu rą na pow ierzchni śn ie­

gu i jednocześnie na w ysokości okna pierwszego p ię ­ tr a w ydało odw rotne rezultaty. Z czego, zdaniem o bserw atora w ynika, że w czasie pogodnych nocy prom ieniow anie ciepła na pow ierzchni śniegu je st daleko większe, niż na znacznej od niego odległości, a różnica dochodziła do 6° C. Podobny fak t zauw a­

żył p. Cybulski i na pow ierzchni ziem i porosłej n is­

k ą traw ą.

W tej spraw ie dodał p. Jankow ski, że zm arły nie­

dawno prof. G óppert z W rocław ia ro b ił także podo­

bnego rodzaju obserw acyje i rów nież ró żn ica tem pe­

ra tu ry śniegu i pow ietrza b y ła znaczną. P rz y swych spostrzeżeniach je d n a k nie k azał on zgarniać śniegu w sterty , ja k to ro b ił p. C ybulski, gdyż śnieg przez to łatw o się ubija, a u b ity w ykazuje in n ą tem p era­

tu rę niż p u lch n y , na co przy późniejszych obserwa- cyjach, do k tó ry ch zachęcał i Prezes T ow arzystw a, m a być zw rócona uwaga.

4) N astępnie p. E . Jankow ski opow iedział zgro­

m adzonym tre ść p ra c y E. A. C arrierea, ogłoszonej w czasopiśm ie R evue H orticole N r 3, 1886 r., w k tó ­ rej au to r opisuje kiełkow anie n arośli, ja k ie w yrosły n a podziem nych częściach u A ilanthus glandulosa.

O bserw owany fakt przez to głów nie zasługuje na uwagę, że podobnego rodzaju narośle, znane u in ­ nych roślin, są zawsze m artw e, z czasem m urszeją lub gniją, u w spom nianej zaś rośliny z nich w yro­

sły nadziem ne pędy. P. Jankow ski wnosi, że naro ­ śle te są organam i łodygowego pochodzenia.

Na tem posiedzenie ukońezonem zostało.

KRONIKA KAfJKOWft.

(A stronom ija).

— N o w o o d k r y t a m g ł a w i c a . F o to g ra ­ fija nieba przynosi z każdym dniem now e plony.

B racia H e n ry o k tó ry c h p ra c a c h niedaw no opowia­

daliśm y >), o d k ry li przed kilku ty g o d n iam i tą d r o ­ g ą m gław icę w P lejad ach , k tó rej rozległość w ynosi około 3', postać zaś je s t sp iraln a. Jakkolw iek n ie­

w idzialna zapom ocą lunety, n a fotografii p rz e d sta ­ w ia się bardzo w yraźnie.

S. K.

(F izyka).

— D ł u g o ś ć f a l c i e p ł a p r o m i e n i s t e ­ g o p r z y n i s k i e j t e m p e r a t u r z e . Dawno już staran o się oznaczyć k res prom ieni pozaczerwo-

’) Ob. Wszechś. t. V, str. 40.

n ych w w idm ie słonecznem; dokładnie wszakże rzecz ta dotąd zbadaną nie została. W edług F izeau n a j­

skrajniejsze prom ienie cieplikowe odpow iadają dłu­

gości fali 0,0019 mm, w edług J. M ullera 0,0048 mm.

(Długość fali sk rajn y ch prom ieni czerw onych, a ra ­ czej prom ieni odpow iadających lin ii fraunhoferow ej A wynosi 0,00076 mm). B adacz am erykański Lan- gley, o którego p racach nad pochłanianiem prom ie­

n i ciepła przez atm osferę niejednokrotnie wspomi­

naliśm y, zajął się niedaw no ro spatrzeniem w idm w ydaw anych przez źródła ciepła rozm aitej tem pe­

ra tu ry , począwszy od te m p e ra tu ry topiącej się p la ­ ty n y aż do lodu topniejącego; w szczególności zaś b ad ał w idm a pow stające w tem p eratu rach , odpo­

w iadających zw ykłym w arunkom , w ja k ic h pozosta­

je pow ierzchnia ziemi. Do otrzym yw ania w idm a posługiw ał się pryzm atem z soli kuchennej, k tó ra, ja k wiadomo, je s t substancyją silnie przecieplającą.

Otóż w w idm ach ty c h zdołał p. L angley w ykazać prom ienie jeszcze o długości fali 0,05 mm, a p rz y n a j­

m niej uw aża istnienie fal takich za bardzo praw d o ­ podobne. W w idm ie słonecznem, ja k w idzim y z d a ­ n ych wyżej przytoczonych, fale podobne nie w ystę­

pują, sk rajn e prom ienie w idm a słonecznego odpo­

w iadają falom znacznie krótszym . Z tego w niosku­

je L angley, że prom ienie ciepła w ysyłane przez po­

w ierzchnię ziem i są innego zgoła rodzaju, aniżeli prom ienie przybyw ające do nas od słońca.

Za kres tonów słyszalnych p rzyjm uje się pospoli­

cie ton o 40 000 d rg ań na sekundę; odpow iednia to ­ nowi tem u długość fali wynosi 8 mm. Jeżeli długość tę zestaw im y z powyższą długością fali sk rajn y ch prom ieni cieplikow ych 0,05 mm, w idzim y, że odstęp te n nie je s t ju ż zb y t uderzający.

N iezm ierzona w ięc przepaść m iędzy najniższem i tonam i o k ilkunastu d rganiach na sekundę, a św ia­

tłem fijoletowem i pozafijoletowem o całych trylijo- n ach d rg ań na sekundę znacznie już w ypełnioną zo­

stała.

S .K .

(Elektrotechnika).

— G e n e r a t o r y w t ó r n e i t r a n s f o r ­ m a t o r y . Na w ystaw ie elektrycznej w T urynie 1884 r., pp. G oulard i Gibbs przedstaw ili now y sy­

stem rozdziału p rą d u elektrycznego, k tó ry im p o ­ zwolił, działaniem jednej m aszyny dynam oelektry- cznej o p rąd ach zm iennych, ośw ietlać ro zm aite lam ­ py łukowe i żarowe, umieszczone w różnych p u n k ­ ta c h obwodu o 80 km długości. Powodzenie tego system u zjednało w ynalascom nagrodę 15000 fr., przyznaną przez rząd w łoski i w ładze m iejskie T u­

ry n u .

W edług tej m etody p rą d zm ienny, w ytw arzany na stacy i centralnej, nie doprow adza się bespośre- dnio do lam py, ale obiega zwoje przy rząd u in d u k ­ cyjnego, umieszczonego w jej sąsiedztw ie. W cewie indukcyjnej tego przy rząd u w zbudzają się p rą d y i one to dopiero do zasilania lam p służą. Zależnie od budow y p rzy rząd u indukcyjnego, p rzy jed n ak im

Cytaty

Powiązane dokumenty

W edług tego pojm ow ania form a zjadliw a bakteryi je s t dlatego zjadliw ą, że rozm naża się szyb­. ciej niż ciałka krw i pochłonąć i przetraw ić ją

W yspy Filipiny podlegają też trzęsieniom ziemi; seismograf w obserwatoryj um w Manilli jest w ciągłym ruchu, nawet wtedy, gdy trzęsienie ziemi czuć się nie

HistoriaAI—lata50-teXXwieku •ideeXIX-wieczne(iwcze´sniejsze):filozofia,logika,prawdopodobie´nstwo, badanianadfunkcjonowaniemm´ozguludzkiego

Innymi słowy, poprzed- nie zadanie prowadzi do CTG w sensie zbieżności momentów (można pokazać, że w tym przypadku zbieżność wg momentów implikuje zbieżność wg

Wykazać, że kula jednostkowa w dowolnej normie jest

Wykazać, że kula jednostkowa w dowolnej normie jest zbiorem wypukłym..

Kognitywistyka: Wstęp do matematyki Dowody indukcyjne, 2.10.2017 Zadanie 1.. Proszę udowodnić to twierdzenie w

Udowodnić, że średnia arytmetyczna tych liczb jest równa n+1 r