• Nie Znaleziono Wyników

Z wizytą w ... Kuźnia talentów Co piszczy w kuchni Świat koni Ocalić od zapomnienia Nasi Nauczyciele Warto przeczytać, warto obejrzeć Kalendarium Spotkanie z ... W numerze:

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z wizytą w ... Kuźnia talentów Co piszczy w kuchni Świat koni Ocalić od zapomnienia Nasi Nauczyciele Warto przeczytać, warto obejrzeć Kalendarium Spotkanie z ... W numerze:"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

W numerze:

Kalendarium

Spotkanie z ...

Warto przeczytać, warto obejrzeć

Nasi Nauczyciele

Ocalić od zapomnienia

Świat koni

Co piszczy w kuchni

Kuźnia talentów

Z wizytą w ...

G A Z E T K A S Z K O L N A nr 2/ 2014 GIMNAZJUM NR 46 im. SZARYCH SZEREGÓW w WARSZAWIE

Wiosenna chwila

Ciepło już nas powolnym krokiem wita, bo poczujemy jak wiosna mile rozkwita.

Ludzie chodzą na spacery z psami, bo czuć wiosnę lekkimi krokami.

Wszyscy ludzie są szczęśliwi, że nie ma już okrutnej zimy,

która była łagodna, lecz ponura i chłodna.

Niedługo Wielkanoc się rozpocznie i każdy na Majówce też odpocznie.

Bo Wiosna ma to w sobie, że zawsze poprawi humor Tobie

i mimo przelotnych deszczy o tej porze to będziesz się cieszyć z tych

trzech miesięcy w roku.

Natalia Strzyga I B

Natalia Strzyga I B

Ostatni wywiad z Druhem

Tymoteuszem Duchowskim

17 marca dotarła do nas smutna wiadomość

o śmierci Druha Tymoteusza.

(2)

2 G I M Z E T K A

4

grudnia w rocznicę powołania do życia ŻEGOTY - Rady Pomocy Żydom w Muzeum Historii Żydów Polskich odbyło się podsumowanie Międzynarodowego Konkursu Literackiego „Irena Sendlerowa. Historia – teraźniejszość - przyszłość”. Wśród zaproszonych gości byli m. in. prof. Władysław Bartoszewski, Pani Hanna Rechowicz (córka Jadwigi Piotrowskiej, łączniczki i przyjaciółki Ireny Sendlerowej) oraz Pani Elżbieta Ficowska.

Wyróżnienie w tym konkursie otrzymał uczeń klasy II d Janek Kosakowski. Serdecznie gratulujemy!

W

środę, podczas zebrań z rodzicami, Samorząd Uczniowski i Panie Lidia Kycko i Izabela Rusicka zorganizowały kiermasz świąteczny. Można było zakupić przepiękne kartki świąteczne, anioły, świece, kolorowe bombki, świeczniki. Autorami tych

świątecznych prac byli uczniowie klasy I B uczęszczający na warsztaty z rękodzieła prowadzone przez Panią Lidię Kycko.

W gimnazjum zapanowała świąteczna atmosfera i wszyscy poczuli zbliżające się wielkimi krokami święta Bożego Narodzenia.

10

stycznia 2014 r. o godzinie 15.30 na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego rozpoczęła się Trzecia Ogólnopolska Noc Biologów. W imprezie wzięło udział 25 uczniów naszej szkoły pod opieką nauczycielek biologii Pani Anny Babeckiej oraz fizyki Pani Małgorzaty Łukasiewicz. Na gości czekało aż 20 wystaw i 28 różnych wykładów, dzięki którym można było dowiedzieć się m.in. czy skażenie światłem jest fikcją czy realnym zagrożeniem, zobaczyć jak wyglądają komórki macierzyste, pasożyty zwierząt czy kości tygrysa szablozębnego.

Ponadto uczniowie wzięli udział w 2 warsztatach laboratoryjnych:

„Fotosynteza bez tajemnic”. Z niecierpliwością czekamy na Noc Biologów w przyszłym roku.

W

tym roku, podobnie jak w poprzednich latach w naszym gimnazjum odbyło się spotkanie opłatkowe Związku Sybiraków Wola – Bemowo. Spotkania opłatkowe i wielkanocne stały się tradycją Gimnazjum nr 46 i na stałe wpisały się w nasz kalendarz.

Podczas tegorocznego spotkania, które tradycyjnie rozpoczęto od odśpiewania hymnu Sybiraków, wybrano władze Związku.

Przewodniczącym ponownie został Pan Mieczysław Koralewicz.

W uroczystości wziął udział wicedyrektor Pan Zbigniew Wójcik oraz grupa wolontariuszy pod opieką Pani Moniki Karolkiewicz i Pani Agnieszki Czernik.

(3)

G I M Z E T K A 3

28

stycznia 2014 r. obchodzono VIII Europejski Dzień Ochrony Danych Osobowych. Z tej okazji Pan Piotr Broniatowski przygotował i przeprowadził szkolenie „Twoje dane - twoja sprawa”.

Uczestniczyły w nich klasy I – III. Uczniowie dowiedzieli się m.in. co to jest GIODO, dane zwykłe i wrażliwe, a przede wszystkim wysłuchali niezwykle ważnych informacji o konieczności ochrony prywatności w internecie.

N

asze gimnazjum bierze udział w akcji promującej właściwe odżywianie i zdrowy tryb życia. Dlatego na godzinę wychowawczą do klasy I d przybył gość – Pani Anna Różyk – dietetyk, która przybliżyła uczniom zasady prawidłowego odżywiania się. Dzięki prezentacji uzyskaliśmy całą masę pożytecznych wiadomości o substancjach, których powinniśmy spożywać jak najwięcej i o tych, których trzeba unikać. Podczas prelekcji pani dietetyk obaliła wiele mitów mówiących na przykład, że „Danonki” pozwalają doskonale przyswajać wapń. Otóż nie, ponieważ zawierają dużo cukru, który ogranicza absorbcję wapnia przez organizm. A obok prezentujemy tzw. talerz żywieniowy.

P

ół żartem, pół serio …” – to tytuł warszawskiego konkursu recytatorskiego organizowanego przez XVIII Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Kostki Potockiego i Muzeum w Wilanowie. W tym roku odbyła się V już edycja przeglądu po hasłem „Pół żartem, pół serio– o miłości…”. Do finału konkursu zakwalifikowało się 23 gimnazjalistów i 52 licealistów. Wśród nich troje naszych kolegów: Ania Olasek z III c, Bartek Borkowski II d i Bartek Szrubarek I d. Uczniowie Gimnazjum nr 46 im. Szarych Szeregów stanęli na wysokości zadania, a Bartek Szrubarek, który wyrecytował wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Rozmowa liryczna”, otrzymał wyróżnienie. Serdecznie gratulujemy!

14

lutego obchodzimy Święto Zakochanych. Tego dnia ludzie myślą o tym, jak ważna jest prawdziwa miłość. Obdarowują ukochane osoby kwiatami, wysyłają do nich „walentynki” – kartki z serduszkami, wierszami i miłosnymi wyznaniami. W naszym gimnazjum o prawdziwie miłosną atmosferę zadbał Samorząd Uczniowski i Pani Izabela Rusicka. Wszędzie bowiem pojawiły się serduszka i Walentynowa dekoracja oraz miłosne aforyzmy i cytaty. Działała również poczta Walentynkowa, a na I piętrze znajdowała się tablica, na której można było wyrazić swoje uczucia lub napisać mądrą sentencję o potędze miłości.

(4)

4 G I M Z E T K A

OPIEKUNEM

SAMORZĄDU UCZNIOWSKIEGO

„Wszyscy jesteśmy sobie potrzebni. Razem łatwiej, radośniej, mądrzej i bezpieczniej”

Janusz Korczak Czy lubi Pani pracę z młodzieżą?

Oczywiście, że tak. Młodzież stawia ciągle nowe wyzwania, a podejmując je rozwijam się jako nauczyciel, wychowawca, katecheta.

To jest wzajemna wymiana darów. Praca z młodzieżą choć niełatwa, daje też wiele

satysfakcji, szczególnie, gdy osiąga ona sukcesy, nawet te najmniejsze, najciężej wypracowane.

Wtedy można powiedzieć, że trud się opłacał.

Lubię wspierać młodych ludzi w ich rozwoju i dzielić się swoim doświadczeniem, dlatego

cieszę się z ich sukcesów, a jak są porażki to szukam nowych rozwiązań. Wtedy wiem, że moja praca ma sens, chociaż niektórzy pewno dopiero po latach zrozumieją takie, a nie inne

moje postępowanie. Mam nadzieję, że będą to miłe wspomnienia. Poza tym tam gdzie młodzież

- jest i radość, entuzjazm, czasem szaleństwo, a ja lubię jak „coś się dzieje” dlatego, pracując z młodzieżą i dla młodzieży mogę się realizować.

Gdy dowiedziała się Pani o tym, że została wybrana na opiekuna Samorządu Uczniowskiego, jak Pani zareagowała?

Odczytałam to jako sygnał, że młodzież lubi ze mną pracować i akceptuje moje szalone, czasem zwariowane pomysły. Uczniowie zaufali mi, że będę działała w ich najlepszym interesie, a to już duża odpowiedzialność i postaram się nie zawieść tego zaufania, chociaż nie zawsze wszystko się udaje zrobić.

Jakie ma Pani plany dotyczące Samorządu?

Chciałabym, aby swoim działaniem Samorząd Uczniowski zapewniał równowagę pomiędzy nauką a zabawą. Tworzył w szkole dobrą atmosferę integrującą uczniów, ale również poruszał sprawy ważne, społeczne, które uczą odpowiedzialności za siebie i innych. Uczniowie zadowoleni i lubiący swoją szkołę są bardziej zmotywowani do nauki i właśnie do tego chcemy dążyć. Cechą samorządności jest również współdecydowanie w sprawach ważnych. Mam na myśli wpływ uczniów na swoje najbliższe otoczenie. Chciałabym, aby w przyszłości nasz Samorząd mocniej współpracował na tym polu z Dyrekcją, Radą Pedagogiczną i Radą Rodziców.

S P O T K A N I E Z…

PANIĄ L I D I Ą KYCKO

(5)

G I M Z E T K A 5

Chciałabym, aby głos młodzieży liczył się i też od nich samych wychodziły różne inicjatywy dotyczące szkoły, aby choć trochę poczuli się współgospodarzami, przecież większość tygodnia przebywają w szkole, więc należałoby zadbać o swoje środowisko. Ale do tego zadania trzeba się dobrze przygotować, w tym roku robimy rozeznanie w zasobach osobowych, kto się będzie nadawał do takiej roli, a w przyszłym roku zaczniemy prężnie działać.

Jeśli chodzi o kalendarz imprez, to szykuje się sporo atrakcji: Turniej Wiosenny „Belferada”, Milion w minutę, gra szkolna. Kontynuujemy cykl „Kultura w szkolnych murach” i szykujemy nowe materiały dotyczące praw człowieka.

Myślimy też nad stworzeniem Spółdzielni Uczniowskiej, aby wykorzystać przedsiębiorczość naszych uczniów i wspierać finansowo różne projekty. Pomysłów i planów na przyszłość nie brakuje. Jeśli znajdzie się sponsor, to planujemy uruchomić w przyszłym roku radiowęzeł. Konrad, nasz człowiek od techniki pracuje nad projektem, a my szukamy sponsora. Działając w Samorządzie można odnaleźć swoje talenty i być dobrym w innych obszarach niż nauka, dlatego zachęcam wszystkich do aktywności i zaangażowania. U nas każdy, kto chce coś zrobić dla innych, ma taką możliwość.

Jakie są Pani obowiązki jako opiekuna Samorządu Uczniowskiego?

Przede wszystkim jest to funkcja wspierająca. To uczniowie mają przewodzić, a ja pomagam budować grupę i planować pracę. Zachęcam do samodzielnego tworzenia pomysłów, do odważnego działania. Czasami trzeba przewodzić, kiedy brakuje inwencji, wiedzy czy umiejętności. Podpowiedzieć, poprowadzić czy nauczyć pewnych rzeczy. Na szczęście mam fantastyczne wsparcie w osobie pani Izabeli Rusickiej i Bartka – przewodniczącego SU. Myślę, że w takim trio nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia, jeśli tylko jest chęć ze strony młodzieży i aprobata Dyrekcji.

Wszystkim nam zależy, aby dążyć „Razem do sukcesu”.

Dziękujemy za rozmowę.

Dziękuję!

IMIĘ I NAZWISKO Lidia Marianna Kycko

MOTTO ŻYCIOWE Wiele otrzymałeś – więcej dawaj

CZŁOWIEK-AUTORYTET Jan Paweł II

NAUCZANY PRZEDMIOT zajęcia techniczne, katecheza

ULUBIONY FILM/SERIAL Z dzieckiem oglądam Art.

Atak, film-Kto nigdy nie żył

CO PANIĄ NAJBARDZIEJ DENERWUJE

W UCZNIACH?

Lekceważenie innych, obojętność na wszystko i wszystkich

CO BY PANI ZROBIŁA, GDYBY WYGRAŁA MILION?

Kupiłabym sobie porządną maszynę do szycia

PASJA/HOBBY Rękodzieło, florystyka

ULUBIONA KSIĄŻKA Twierdza

PODRÓŻ MARZEŃ Niezwykłe miejsca

sakralne, szlakiem cudów –Manopello,

Guadalupe...

Rozmowę przeprowadziły: Ola Kochańska II C i Ania Babińska II C

KWESTIONARIUSZ „GIMZETKI”

(6)

6 G I M Z E T K A

SPOTKANIE Z... PANIĄ IZABELĄ RUSICKĄ

Jak wyglądał początek Pani pracy w szkole, gdzie pracowała Pani zaraz po studiach?

Początek był ciężki. To był 2001 r., ja byłam zaraz po zrobieniu licencjatu i zaczęłam pracować w gimnazjum na Pradze. To był trudny start, młodzież bardzo wymagająca, specyficzna. Nie ominęło mnie tam kilka przygód. Po dwóch latach pracy na Szmulkach zaczęłam pracę w naszym gimnazjum.

Jak długo pracuje Pani w naszym gimnazjum?

Już 10 lat 

Czy zawsze chciała Pani uczyć języka angielskiego w gimnazjum?

Nie planowałam tego. W podstawówce uczyłam się rosyjskiego i tylko taką możliwość miałam.

Dodatkowo rodzice wysłali mnie na lekcje angielskiego, od tamtego czasu bardzo go polubiłam. W ogóle lubię języki obce. Już pod koniec liceum postanowiłam, że pójdę na studia językowe. A samo uczenie polubiłam w trakcie praktyk studenckich. Stwierdziłam, że to jest to, co chcę w życiu robić.

Jak współpracuje się Pani z opiekunem i uczniami samorządu?

Z opiekunem współpracuje mi się dobrze.

Co prawda jestem tylko pomocną dłonią, bo głównym dowódcą jest Pani Lidia Kycko. To z jej inicjatywy dzieje się wszystko dookoła nas, tu w szkole, a dzieciaki chętnie przystępują

do różnego rodzaju akcji.

Co ostatnio wprawiło Panią w dobry humor?

Słońce! Czekałam na to całe dwa miesiące. Jak jest słońce, to żyć się chce! Można w dobrym humorze przychodzić na ósmą rano do pracy;

Dziękujemy w imieniu całej redakcji za udzielenie wywiadu.

Dziękuję!

IMIĘ I NAZWISKO Izabela Rusicka

MOTTO ŻYCIOWE „Gdzie zgoda, tam zwycięstwo”

CZŁOWIEK-

AUTORYTET Nie mam nikogo, kim

inspirowałabym się, kto wywarł na mnie duże wrażenie. Cenię sobie za to doświadczenie i rady starszych ode mnie

NAUCZANY

PRZEDMIOT język angielski

ULUBIONY

FILM/SERIAL Star Wars, Monty Pythons

CO PANIĄ NAJBARDZIEJ DENERWUJE W UCZNIACH?

Brak koncentracji! Brak koncentracji! Brak koncentracji!

CO BY PANI ZROBIŁA, GDYBY WYGRAŁA MILION?

Kupiłabym tablicę

multimedialną do pracowni:)

PASJA/HOBBY Sport i sprzątanie po moich dzieciach czyli sport

ULUBIONA KSIĄŻKA Hyperion, Lord of the Ring

PODRÓŻ MARZEŃ Singapur, Sri Lanka, Japonia, Ameryka Środkowa i wiele, wiele innych...

Rozmowę przeprowadziły:

Martyna Kalinowska i Klaudia Powałka

KWESTIONARIUSZ „GIMZETKI”

(7)

G I M Z E T K A 7

W A R T O

PRZECZYTAĆ OBEJRZEĆ

Isaac Bashevis Singer w swojej książce pt. ,,Spuścizna'' opowiada m.in.

o środowisku żydowskim w Warszawie i Nowym Jorku pod koniec XIX w. Pokazuje on czytelnikom obrzędowość i tradycje które ukazują w pełni jak odmienna jest ta grup narodowościowa. Autor porusza wiele wątków jednym z nich jest walka tradycji z nowoczesnością - ,,religijności z nowymi trendami naukowymi, czy też społecznymi''. Ten problem dotyczy nie tylko kultury żydowskiej, lecz

każdej innej grupy religijnej.

Na tle tego wątku pojawiają się kolejne pytania o sens życia, wybory i powinności człowieka, a także, co jest gwarancją dobrego i spokojnego życia? Czy kierować się rozsądkiem czy emocjami? Noblista pokazuje czytelnikom życie różnych ludzi, którzy zmagają się z problemami moralno-filozoficzno-religijnymi.

Wszystkie te zdarzenia opisane w książce mają miejsce na tle wydarzeń polityczno-społecznych Europy i Ameryki tamtych czasów, o których

można również się dużo dowiedzieć.

Kolejnym bardzo interesującym dla mnie wątkiem w książce jest Warszawa. Singer cudownie pokazał zmiany zachodzące w stolicy w ówczesnym wieku. Przepięknie opisał jej uliczki i mieszkańców. Czytelnik dowiaduje się również dużo o Nowym Yorku m.in o tamtejszej dzielnicy żydowskiej. Noblista opowiada również o obyczajach końca XIX w. Opisuje on bowiem poszczególne środowiska społeczne, specyfikę ich myślenia oraz przemiany zachodzące w danym środowisku.

,,Spuścizna'' jest książką, od której trudno mi się było oderwać. Singer znakomicie opisuje życie codzienne ludzi, zadaje pytania o najistotniejsze i najważniejsze sprawy, pośród których rozgrywa się normalne konsekwentne życie. Dla mnie jest to jedna z piękniejszych książek jakie przeczytałam i polecam ją każdemu.

Weronika

Wiele razy słyszałem, że komedie romantyczne nie są dla prawdziwych mężczyzn. Postanowiłem to sprawdzić na własnej skórze ( jako prawdziwy mężczyzna).

Komedia romantyczna pt. „ Listy do M” została nakręcona w 2011 roku przez Mitję Okorn.

Scenariusz opracowali Karolina Szablewska i Marcin Baczyński. Film ten jest nawiązaniem do brytyjskiego hitu pt. „ To właśnie miłość”

Richarda Curtisa z 2003 r.

„Listy do M” to relaksująca komedia o prostych i podstawowych wartościach, która trochę nas rozśmieszy, a trochę wyciśnie z nas łez. Akcja filmu rozgrywa się w Wigilię Bożego Narodzenia.

Tego dnia ludzie zazwyczaj chcą, jak najszybciej wykonać swoje obowiązki zawodowe, by zdążyć na kolację wigilijną. Bo to przecież najważniejszy i najbardziej uroczysty dzień w roku. Jednak główni bohaterowie filmu ( T. Karolak, A. Dygant, K. Bujakiewicz, M. Stuhr, W. Malajkat, P. Małaszyński) inaczej przeżywają i spędzają ten dzień. Pracują. Są to ludzie, którzy gdzieś w codzienności, w pogoni za karierą i pieniędzmi zagubili się w życiu. Stracili najbliższych i teraz bardzo tęsknią za bliskością, ciepłem rodzinnym i miłością (do rodziców, dziecka, partnera). Jak wszyscy wiemy w Wigilię cuda się zdarzają, marzenia się spełniają i Bóg

usłyszał ich wołanie o miłość.

„ Listy do M” to komedia, którą naprawdę warto obejrzeć, gdyż aktorzy bardzo dobrze grają swoje role, dialogi są świetne, a do scenariusza nie można mieć zastrzeżeń. To film

w dobrym stylu, na którym można się pośmiać i obejrzeć świetnie zagrane sceny, które wycisną nam trochę łez. A więc nie takie straszne komedie romantyczne, jak je malują....

Serdecznie polecam.

K.W.

(8)

8 G I M Z E T K A

NASI NAUCZYCIELE

Imię i nazwisko:

Sylwia Beier - Żylak

Nauczany przedmiot: religia

Ulubiony film/serial: Holiday ; Diabeł ubiera się u Prady

Co Panią najbardziej denerwuje w uczniach? Arogancja, chamstwo, brak kultury osobistej

Co by Pani zrobiła, gdyby wygrała milion? A czy taka jest nagroda dla osób biorących udział w ankiecie?!

Pasja/hobby: poznawanie nowych miejsc, porządkowanie życia innym :)

Ulubiona książka: te z dzieciństwa – Opowiadania z Doliny Muminków T. Janssona, Przygody Pana Samochodzika Z. Nienackiego Podróż marzeń: Wenecja, Capri

Imię i nazwisko:

Piotr Broniatowski

Nauczany przedmiot: wychowanie fizyczne, język angielski, przedsiębiorczość Ulubiony film/serial: Chwała ( The Glory); Kompania Braci; Kapitan T-subasa (animowany)

Co Pana najbardziej denerwuje w uczniach? Brak troski o innego człowieka

Co by Pan zrobił, gdyby wygrał milion? Część oddał potrzebującym - 45%, część zainwestował w aktywa – 45 %, 10% podatek

Pasja/hobby: kajakarstwo, nauczanie-pedagogika, turystyka Ulubiona książka: Kane i Abel J. Archera

Podróż marzeń: Ameryka Północna i Południowa

Imię i nazwisko:

Anna Grabowska

Nauczany przedmiot: historia, wos Ulubiony film/serial: Dom

Co Panią najbardziej denerwuje w uczniach? Bezmyślność

Co by Pani zrobiła, gdyby wygrała milion? Wybudowałabym dom  Pasja/hobby: fitness i góry :)

Ulubiona książka: nie mam jednej ulubionej Podróż marzeń: dookoła świata

Imię i nazwisko:

Jacek Grabowski

Nauczany przedmiot: język włoski Ulubiony film/serial: Gladiator

Co Pana najbardziej denerwuje w uczniach? „Ni mom chęci do roboty” – brak woli walki Co by Pan zrobił, gdyby wygrał milion? Dom w górach bym kupił

Pasja/hobby: kuchnia mojej żony, góry, góry i góry . . . Ulubiona książka: Mały Książę

Podróż marzeń: Himalaje

(9)

G I M Z E T K A 9

NASI NAUCZYCIELE

Imię i nazwisko:

Elżbieta Gajdel

Nauczany przedmiot: język niemiecki

Ulubiony film/serial: Lost In translation ( Między słowami)

Co Panią najbardziej denerwuje w uczniach? Krótka pamięć i włączony tryb jej oszczędzania Co by Pani zrobiła, gdyby wygrała milion? Zainwestowałabym w akcje lub w grunt

Pasja/hobby: taniec i języki obce, poza tym leniuchowanie Ulubiona książka: Tortilla Flat J. Steinbecka

Podróż marzeń: w kosmos!

Imię i nazwisko:

Beata Puchawka

Nauczany przedmiot: wychowanie fizyczne Ulubiony film/serial: Czas honoru; Zielona mila

Co Panią najbardziej denerwuje w uczniach? Chamstwo Co by Pani zrobiła, gdyby wygrała milion? Kupiłabym dom Pasja/hobby: film

Ulubiona książka: Doktorzy E. Segala Podróż marzeń: Włochy

Opracowały: Ania Ziółkowska II C i Ola Kostrzewska II C

Imię i nazwisko:

Monika Karolkiewicz

Nauczany przedmiot: pedagog Ulubiony film/serial: Podaj dalej

Co Panią najbardziej denerwuje w uczniach? ?

Co by Pani zrobiła, gdyby wygrała milion? Schronisko dla zwierząt Pasja/hobby: pływanie

Ulubiona książka: Brulion Bebe M. Musierowicz Podróż marzeń: Madagaskar

Imię i nazwisko:

Renata Zajchowska

Nauczany przedmiot: język francuski Ulubiony film/serial: nie mam

Co Panią najbardziej denerwuje w uczniach? Niechęć do nauki i spóźnianie się Co by Pani zrobiła, gdyby wygrała milion? Wybrałabym się w podróż dookoła świata Pasja/hobby: podróże, zwiedzanie

Ulubiona książka: nie mam Podróż marzeń: Kanada

(10)

10 G I M Z E T K A

W jakich okolicznościach Druh dowiedział się

o istnieniu Zawiszy?

O istnieniu Zawiszy dowiedziałem się bardzo późno, bo do 1943 roku byłem w Harcerstwie Polskim (to był taki odłam katolicko – narodowy).

I w pewnym momencie zrobił się tam jakby bunt i cały hufiec – cztery drużyny, przeszedł do Szarych Szeregów. W tym momencie zostaliśmy automatycznie przydzieleni do Zawiszy. Od 1943 r. działamy jako drużyna zawiszacka nr 48.

Kiedy Druh wstąpił do Zawiszy i dlaczego Druh chciał w niej być?

To jest źle powiedziane. Do Zawiszy się nie wstępowało. Po prostu ktoś starszy

obserwował nas i zasięgał informacji o tym, czy ktoś się do takiej działalności nadaje. Wtedy zwracał się dopiero z propozycją przystąpienia do Zawiszy. Nie można było zgłosić się na ochotnika, była to pewnego rodzaju selekcja, gdzie mówiło się o tych najlepszych. Trudno mówić o sobie, że jest się najlepszym, a jednak jest to grupa ludzi wybranych. Tak samo jest też w innych tego typu organizacjach, np. w Armii Krajowej. Najpierw badano człowieka. Czy nie jest agentem, czy się nadaje.

Co szczególnego zapamiętał Druh z tego okresu i czy zawarł Pan jakieś szczególne przyjaźnie?

Zaczęło się od tego, że jeden starszy od nas kolega podszedł do nas trzech ( myśmy chodzili do Miejskiej Szkoły Drogowej na Marymoncie), zwrócił się do nas, że chciałby nas trzech mieć w swoim zastępie. Ale polecił nam, żebyśmy spróbowali jeszcze kogoś ściągnąć, bo trzyosobowy zastęp to trochę za mało.

Ściągnęliśmy więc kolegów z sąsiedniego podwórka. Dobraliśmy czterech i w siódemkę plus zastępowy tworzyliśmy ten zastęp. Tak się zaczęła nasza historia. Zaczęli nas szkolić w umiejętnościach harcerskich. Ja zostałem

mianowany zastępcą zastępowego, czyli przybocznym. Znałem większą liczbę osób, no i po wojnie zaczęliśmy się spotykać. Do tej pory

utrzymujemy kontakty z pewną grupą ludzi, która niestety ciągle maleje.

Jak rodzice zareagowali na wiadomość o przystąpieniu Druha do Zawiszy?

Rodzina przede wszystkim była zainteresowana Armią Krajową. Mieszkaliśmy na Marymoncie w domu jednorodzinnym na olbrzymim placu (100 na 100 m), gdzie było dużo drzew owocowych. Był tam wybudowany tak jakby garaż murowany. W pewnym momencie rodzice zostali włączeni do „Agatona”- Stanisława Jankowskiego czyli: gość, który jest cichociemnym, jest szefem komórki wydającej dokumenty. Prawdziwe dokumenty z fałszywych dowodów. Ojciec został wciągnięty w tę historię i produkował pieczątki. I ciekawostka, już w tym czasie największą uwagę zwracało się na tzw.

pieczątki metrykalne. Znaczy te z kościołów i cerkwi, pozwalające na wyrobienie metryki chrztu. Ponieważ podrabiając dokument, należy mieć do tego jakąś podstawę. Najlepsze były

dokumenty wydawane w języku

starocerkiewnym. Te pieczątki były z tych dokumentów, bo po pierwsze dla przeciętnego Niemca były one nie do odczytania, bo były pisane cyrylicą, a poza tym nikt nie miał możliwości ich sprawdzenia. Ojciec działał w tej

„imprezie”, a matka była łączniczką między Żoliborzem a tymi pieczątkami. Tak że rodzina nie miała nic przeciwko temu, nawet udostępnia nasz dom na wszelkiego rodzaju zbiórki.

Jak wyglądało szkolenie Zawiszy?

Zależy od tego, w jakim kierunku szło szkolenie.

Przede wszystkim starano się szkolić nie metodą wykładu, ale metodą pewnego rodzaju gier.

Wszystkie rzeczy łącznie z musztrą odbywały się w działaniu. Jeżeli jest terenoznawstwo to zaczyna się od prostej sprawy - twoje wymiary:

15 cm. - to mniej więcej dłoń, metr - to wyciągnięta ręka.

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA...

Wywiad z Druhem Tymoteuszem Duchowskim ps. „Motek”

(11)

G I M Z E T K A 11

To jest podstawa. Okazuję się, że to nie jest taka prosta sprawa. Temu podobne zabawy to były początki naszego kształcenia. Wysokość drzewa, odległość - np. między latarnią, a latarnią (jest ok.

60-70m). To są sprawy, które trzeba było wiedzieć, żeby na ich podstawie móc ocenić np.

odległość. Uczono nas posługiwania się mapą, szkicem, kompasem. Ważna była też znajomość układu ulic w Warszawie. Następna rzecz – samarytanka - czyli nauka robienia różnego rodzaju opatrunków. Transport rannych - było pokazywane tzw. krzesełko z dłoni. Drugi sposób to przenoszenie na plecach. Pokazywano nam rzeczy przydatne. Ćwiczono na podstawie praktyki, ćwiczono umiejętności. Uczyliśmy się też sygnalizacji, czyli alfabetu Morse’a. Do tego dochodziła sprawa wychowawcza, to znaczy obowiązywało prawo harcerskie, więc uczono tego prawa, i rzecz, która dziś jest całkowicie zaniedbywana w drużynach harcerskich to piosenki. Wszelkiego rodzaju: konspiracyjne, przedwojenne, harcerskie itp. Na każdej zbiórce były śpiewane. Musztra - jak się stoi, jak melduję, jak się piszę meldunek, raport. Sprawności fizyczna. Utkwiła mi w pamięci sprawność kolarza. Polegała nie tylko na tym żeby przejechać ileś tam kilometrów, ale to była cała nauka.

Oprócz przejechania 12 km. trzeba było jeszcze przesłać meldunek. W jednym punkcie mówili ci np. 15 słów, które na ostatnim punkcie trzeba było powtórzyć. Był odcinek, gdzie były powbijane tyczki i trzeba było przejechać slalomem. Na którymś punkcie trzeba było zdjąć dętkę i naprawić. Dużo śmiechu było z tego powodu, że była deska podparta w środku.

Wyjeżdżało się na tą deskę i spadało się. Trzeba było utrzymać równowagę. W ten sposób odbywały się nasze szkolenia. I najważniejsze – program wychowawczy „Dziś, Jutro, Pojutrze”.

Zwracano uwagę głównie na naukę, gdyż uważano, że po wojnie będzie potrzebna cała masa ludzi – ludzi dobrze wykształconych.

W związku z tym drużynowy był zobowiązany do zadbania o naukę swoich „podopiecznych”.

Zdarzało się, że przychodził do szkoły i pytał o postępy w nauce danego Zawiszaka. Znane są przypadki, że kogoś zawieszono w czynnościach organizacyjnych do czasu, aż poprawi oceny.

Czym zajmowali się Zawiszacy podczas Powstania Warszawskiego?

Powstanie Warszawskie miało być efektem działań AK, natomiast Zawisza miała wejść do służby dopiero wtedy, gdy teren zostanie opanowany. Ponieważ różnie to bywało w każdej dzielnicy, powstał mały zespół łączników przy sztabie obwodu (od 12 do 14 wymieniających się), a oprócz tego Zawiszacy trafili do AK.

Na Żoliborzu było około 60 Zawiszaków. Liczono się z tym, że w momencie odwrotu wszystkie mosty mogą zostać zniszczone, i możliwość łączności między oboma brzegami Wisły będzie kontynuowana przez kilka stacji promowych. Jak nie ma mostu, to łączność polega na tym, że trzeba się przeprawić przez Wisłę. Trzeba umieć wejść na kajak i przewiosłować na drugą stronę ( jak jest pojedynczy to pół biedy, jak podwójny – to jest gorzej). Więc uczyliśmy się pływania kajakiem na dwa wiosła. Do tego prąd rzeczny. Więc uczono nas sterowania tą łódką.

Ktoś wpadł na pomysł, żeby do tej łódki dorobić ożaglowanie, i trzeba było na tym ożaglowaniu przepłynąć. W końcu czerwca wpadli na pomysł, że kolejna możliwość, to przepłynięcie rzeki wpław. Wiec na łasze wiślanej uczono nas pływać.

Efekt taki ze w lipcu przepływamy Wisłę w tę i z powrotem. Co prawda nie wszyscy, ale wielu było już takimi łącznikami. Z tego w czasie Powstania nic nie wyszło, niemniej jednak przygotowania zostały zrobione. No i trzeba było znać alfabet Morse`a, bo przecież możemy się porozumieć za pomocą chorągiewek w ciągu dnia, a w nocy za pomocą świateł.

Czy Druh otrzymał wtedy jakieś szczególne zadanie do wykonania?

Na początku Powstania, 3 sierpnia, zostałem ranny w nogę. Na szczęście trafiono w podeszwę, ale powbijało mi się w nogę mnóstwo odłamków, wbiła się też wełniana skarpeta, piasek, więc przez kilka dni byłem unieruchomiony.

Do plutonu dołączyłem później. To był pluton wywodzący się z Bojówek Szturmowych. Byłem w nim do końca Powstania, z tym, że m.in. moją drużynę wydelegowano do łączności kanałowej.

Chodziliśmy kanałami najpierw na trasie Żoliborz – Stare Miasto (ok. 3 – 4 godziny marszu), a następnie z Żoliborza do Śródmieścia (ok. 6 – 8 godzin marszu) i z powrotem. Z tych kanałów udało mi się zebrać ponad 200 relacji, dzięki którym powstała książka pt. „Kanały”.

(12)

12 G I M Z E T K A

Ja dwukrotnie byłem na tej trasie. W kanałach były tzw. posterunki. Obawiano się, że do kanału wejdą Niemcy, więc w jakimś bocznym kanale ustawiano deskę, na której siedziało dwóch ludzi i obserwowało. Jeden z nich miał stena, drugi latarkę. Na każdy dzień ustanawiano jakieś hasło świetlne i odzew. Wartownik, gdy ktoś wchodził do kanału, słyszał echo, było to ok. 20 minut do dojścia. Powinien wówczas wyciągnąć latarkę i nadać umówiony sygnał. Jeśli nie było odpowiedzi, wartownik miał rozkaz rozstrzelania kanału. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.

Kilka razy byłem na tych posterunkach.

Jak odnosiła się do powstańców ludność cywilna?

Na początku Powstania to był generalny entuzjazm, który później zaczął maleć, a pod koniec zdarzały się różne incydenty. Np.

usiłowano zmusić niektóre jednostki do poddania się, do przekazania się Niemcom. Nie było to miłe.

Jak Druh zapamiętał pierwszy dzień Powstania?

Zaczęło się od tego, że około południa wpadł do mnie starszy kolega, hufcowy, prosząc żebym go zaprowadził do naszego drużynowego, dla którego ma ważną informację o odprawie wyznaczonej na godzinę 15. Poszliśmy więc na Żoliborz – drużynowy mieszkał na Mickiewicza.

Nie było go w domu, więc wróciliśmy. I trafiliśmy na jednostkę wojskową jak się potem okazało tzw. „Żniwiarza”, czyli 9 kampania dywersyjna, która chciała nas przyaresztować. Jakoś udało nam się wytłumaczyć, że też mamy swoje zadania i ja wróciłem do domu, a hufcowy poszedł na odprawę. Potem się okazało, że ta odprawa to była zwołana nie wiedząc o tym, że Powstanie wybuchło. Drużynowi dołączyli do plutonu 227 i jeden z drużynowych zginął, nie będąc jeszcze członkiem AK. W czasie powstania miałem 16 lat.

Czy mimo młodego wieku Druh miał dostęp do broni?

Do broni miałem dostęp wtedy, gdy były produkowane tzw. sidolówki, czyli granaty.

W tym naszym garażu, o którym mówiłem,

w pewnym momencie zrobiła się montownia granatów. Przywieziono najpierw worki z materiałami wybuchowymi w workach po nawozie sztucznym i buteleczki stanowiące cały granat. Ja się wkręciłem do tej „imprezy”

i nasypywaliśmy do tych butelek materiał wybuchowy. Wkręcane były zapalniki, potem to było zanurzane w mieszaninie jakiegoś smaru, potem w skrzynie i do ziemi. I dopiero przed samym Powstaniem zostało to wszystko wykopane i zabrane przez wojsko. A ja w czasie Powstania miałem pistolet kalibru 6,35, czyli z jednym nabojem. Ani razu z niego nie wystrzeliłem.

Skąd wziął się Druha pseudonim?

Ja miałem dwa pseudonimy, tak jak mówiłem - do czasu Powstania miałem pseudonim „Żółw”, z resztą na pamiątkę tego pseudonimu mam w domu kolekcję żółwi ( mam ponad 80 z całego świata). Pseudonimy były często odmienne, a moje imię brzmiało trochę niecodziennie, więc:

Tymoteusz, w skrócie Mot, więc dlatego „Motek”.

Do dziś wiele osób zna mnie pod tym pseudonimem, nie znając nazwiska.

Jak była dla Druha najbardziej wzruszająca a jaka najbardziej niebezpieczna chwila w Powstaniu?

Nie umiem powiedzieć. Teraz inaczej to wspominamy, niż wtedy, gdy mieliśmy po te 15, 16 lat. Teraz mówi się o nas „bohaterowie”, a myśmy wszystko kwitowali słowem „służba”.

My pełniliśmy służbę. To było najważniejsze. Nie było żadnych górnolotnych słów - patriotyzm itp.

Czy pamięta Druh jakieś śmieszne sytuacje z Powstania?

Ja to przytaczałem wiele razy. W kanałach, jeden z naszych patroli idąc do Śródmieścia ( to trwało już ładnych parę godzin) dostał jako „zasiłek” ileś tam kostek cukru. W pewnym momencie, gdy doszli do jakiejś studni ktoś zaproponował przerwę na „obiad”. Drugi na to: mama mówiła, że przed obiadem trzeba umyć ręce. Druga rzecz:

byliśmy w plutonie na zbiórce (jak co wieczór).

Nasz dowódca plutonu Antek Wilczyński przemawiał, że „to co obiecał, tego dotrzyma”.

(13)

G I M Z E T K A 13

Na to głos z tłumu „Antek a kiedy będą kotlety schabowe”? „Na ochotnika to pójdziesz ty”- to ulubione powiedzenie naszego dowódcy.

Kwaterowaliśmy na ul. Krasińskiego 20.

Na pierwszym piętrze drużyna nr 300 miała dużą beczkę napełnioną wodą. Któregoś dnia Niemcy podziurawili tą beczkę karabinem maszynowym.

Woda zaczęła się lać z balkonu. W pewnej chwili dwóch prawie nagich ludzi wleciało pod tą beczkę ciesząc się, że wreszcie mogą się umyć. Takich sytuacji było bardzo wiele.

Co Druh jadł podczas Powstania?

Co się dało. Na Żoliborzu było mnóstwo ogródków działkowych. Na Marymoncie chodziły kury, sadzono kartofle, itp. Były też dwa punkty, gdzie gromadzono zapasy żywności. Pierwszy, to u Sióstr Zmartwychwstanek, gdzie miał być szpital polowy, a drugi to szkoła na ul. Czarnieckiego.

Na placu Wilsona był sklep zaopatrywany przez Niemców, więc takiego prawdziwego głodu nie zaznaliśmy, ale wszyscy musieli się o żywność starać. Na początku Powstania był pieczony chleb, który dzielono na 8 części i każdy dostawał jedną część. To się skończyło. Były też wyprawy po mąkę na Wawrzyszew. Wyruszał cały oddział i przynosił w workach mąkę.

Czy był Pan świadkiem śmierci któregoś ze swoich najbliższych kolegów?

Nie, udało mi się tego uniknąć.

Jak Pan wspomina czas odpoczynku między walkami, co druh wtedy robił, gdzie spał?

Czas mieliśmy wypełniony maksymalnie, byliśmy zupełnie niewyszkoleni, więc w każdej wolnej chwili mieliśmy różnego rodzaju zajęcia z bronioznawstwa. Czyli obsługa różnego kalibru pistoletów i karabinów (każdy przecież miał inny, więc trzeba było wiedzieć jak się nimi posługiwać.) U nas w plutonie były dwa RKM-y, potem doszły PPS-y, rusznice przeciwpancerne długości ponad 2 m., pepesze. Poza tym mieliśmy warty. Były one w kilku miejscach dzień i noc.

Chodziliśmy ciągle niewyspani, gdzie tylko można było, podsypialiśmy. Kolejna rzecz to wyprawy po zupę. Przynosiliśmy cały kocioł dla plutonu. Były też wykłady na temat broni pancernej, prowadzone przez oficerów. Także wolnego czasu praktycznie nie mieliśmy. Czasem tylko, w takim

baraku organizowaliśmy śpiewy harcerskie, ogniska, czasem na podwórzu graliśmy w siatkówkę. Było to jednak rzadko.

Jak zapamiętał Pan moment kapitulacji?

Specyficznie. Ja przez ostatnie dwa dni Powstania, po przejściu kanałami, miałem 40 stopni gorączki.

Miałem wrzody na nogach, do tego doszła infekcja. Byłem półprzytomny. Całe wojsko wyszło, a ja leżałem na kwaterze. Udało mi się przedostać na ul. Suzina, gdzie był pułk moich rodziców. Następnego dnia wygarnęli nas stamtąd Niemcy. Na pieszo szliśmy cały dzień do kościoła św. Wojciecha, następnego dnia na Dworzec Zachodni, a stamtąd do Pruszkowa.

W Pruszkowie zakwalifikowano mnie na wyjazd do Niemiec (jak się później okazało, te transporty szły do Oświęcimia). Na szczęście była tam starsza sanitariuszka, która podawała się za moją matkę.

Ona rozniosła plotkę, że jestem chory na jakąś chorobę zakaźną. Gdy usłyszeli to lekarze, to przydzielili nas do innej grupy, i wyjechaliśmy do miejscowości Wólka Plebańska, koło Końskich.

Co Druh powiedziałby tym, którzy twierdzą, że Powstanie nie miało sensu?

Pytanie o sens Powstania jest mocno wydumane.

Trzeba wczuć się w atmosferę, która była wówczas w Warszawie. Ludzie mieli dość pięcioletniej okupacji. Gdyby ktokolwiek krzyknął

„Bijemy Niemca!”, to zaczęłaby się niezorganizowana zawierucha! Wschód też krzyczał przez megafony: „Ludu Warszawy chwyć za broń!” Kto mógł przewidzieć, że Ruscy, którzy już doszli do Radzymina, a nawet dalej, wycofają się?! Nikt tego nie przewidywał. To dziś możemy sobie tak mówić, że to było niepotrzebne. Ale wtedy? Po co myśmy się przez pięć lat szkolili?

Żeby siedzieć i nic nie robić? My się szkoliliśmy do walki z Niemcami! I jeszcze raz powiem – najważniejszy był nastrój, jaki panował w Warszawie. No cóż, to wszystko nie wyszło tak jak chcieliśmy…

Co dziś chciałby Druh przekazać młodemu pokoleniu?

Dwie rzeczy są bardzo ważne: słowność i punktualność.

Wywiad przeprowadził i spisał: Jan Kosakowski II D

(14)

14 G I M Z E T K A

Ś W I AT K O N I

„Gdyby koń o swej sile wiedział to nikt by na nim nie siedział”

EWOLUCJA KONIA

1.Hyrakoterium 2.Mesohippus 3.Merychippus 4.Equus

Pierwsze konie pojawiły się ponad 50 milionów lat temu...

Tuż po wymarciu dinozaurów. Pierwszym przedstawicielem tych pięknych koni było stworzenie o nazwie Hyrakoterium... Był wielkości współczesnego lisa. Pierwsze współczesne konie pojawiły się około 2 milionów lat temu.

Jedna rasa pierwotna przetrwała do dziś... Jest to koń Przewalskiego, nazwany tak na cześć rosyjskiego badacza, który odkrył je w Mongolii w latach 80-siątych XIX wieku. Konie Przewalskiego pod ścisłą ochroną.

„ZASTOSOWANIE’’ KONI

Około 6 milionów lat temu ludzie zaczęli przeznaczać konie na mięso, dopiero po kilku latach zaczęto konia hodować do pracy i rekreacji. Przez bardzo długi okres koni używano najczęściej do pracy na roli (czasami na mniejszych wsiach, gdzie ludzi nie stać na ciągnik) możemy zobaczyć kasztanowatego rumaka ciągnącego pług lub wóz.

RASY ZDZICZAŁE

W dzisiejszych czasach żyją 3 rasy, które są tylko częściowo udomowione. Będąc w Ameryce możemy ujrzeć stada mustangów jedzące trawę na stepach, a podróżując po Francji napotkamy białe

kuce Camargue.

Jeśli chcecie zobaczyć wszystkie dzikie rasy koni koniecznie jeźdźcie do Australii, gdzie żyją Brumby.

JAK PRACOWAŁY KONIE KIEDYŚ A TERAZ?

Do XIX wieku wszystkie karety, sanie i wozy ciągnęły duże konie pociągowe. Potem te piękne zwierzęta zastąpiły maszyny. Dziś po rynkach niektórych miast można przejechać się bryczką. Nie zapominajmy jednak, że konie to zwierzęta wierzchowe. To właśnie głównie do jazdy kupowane są te zwierzęta. Skoki, wyścigi, ujeżdżenie, WKKW (Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego), woltyżerka, powożenie, barrel, racing, cutting i inne ... Jest tyle sportów związanych z końmi. To właśnie jedyny sport, w którym 50% zależy tylko od człowieka.

CZY KONIE MAJĄ DŁONIE?

Otóż tak! Jednak w innym tego słowa znaczeniu niż sobie wyobrażasz. Hands (dłonie) to miara, którą mierzy się wysokość konia w kłębie. Jedna dłoń ma około 10/11 cm.

JAK MOŻNA OKREŚLIĆ WIEK KONIA??

Aby zobaczyć ile koń ma mniej więcej lat trzeba pobawić się w końskiego dentystę... Dlaczego? Czym koń starszy, tym ma bardziej starte zęby.

Brumby

(15)

G I M Z E T K A 15

JAK CZĘSTO KONIE MUSZĄ JEŚĆ?

Konie to zwierzęta stadne, które mają swoje instynkty i naturalne potrzeby. Jednymi z takich potrzeb jest żywienie jak najbardziej zbliżone do tego, jakie koń sam musiał sobie zapewnić. Jest to między innymi dużo trawy i siana. Dobrze by było, gdyby na pastwisku koń miał możliwość gryzienia twardych rzeczy (drzewo/gałąź jakiegoś krzaka), bo po niezaspokojeniu tej potrzeby koń może zacząć obgryzać boks lub nawet innych pobratymców.

PIELĘGNACJA KONIA

Utrzymanie konia w odpowiednich warunkach, odpowiedniej czystości musi być bardzo staranna, bo przez złą higienę może rozwinąć się wiele chorób skóry. Może brzmi trochę strasznie, ale to wbrew pozorom łatwa sprawa. Wystarczy przed każdą jazdą szczotkować konia, dbać o czystość kopyt, a po jeździe trzeba konia wysuszyć zwykłym ręcznikiem, sprawdzić czy nie ma kleszczy, ran i naderwanych mięśni. Należy także rozczesać grzywę, ogon i posklejaną przez błoto sierść

CHODY KONI

Konie mają 4 naturalne chody konia:

• stęp (około 6km/h):

- swobodny - pośredni - zebrany - wyciągnięty

• kłus (około 14 km/h):

- roboczy - pośredni - zebrany - wyciągnięty

• galop (około 18km/h) - roboczy

- pośredni - zebrany - wyciągnięty

• cwał (około 30km/h)

RASY KONI

Jest ponad 200 ras koni i kuców. Najmniejszymi kucykami są Falabelle, które mają nie więcej niż 75 cm w kłębie.

Niewiele wyższe są kuce Szetlandzkie uwielbiane przez młodych jeźdźców. Przeciwieństwem malutkich Falabell są bardzo duże i masywne Shire. Istnieje wiele przeróżnych

maści koni. Oto niektóre z nich:

Kuc Szetlandzki (lewo) i Shire (prawo)

(16)

16 G I M Z E T K A

CIEKAWOSTKI O KONIACH

Najstarszymi bliźniętami wśród koni są Taff i Griff z Wielkiej Brytanii. Ogiery urodziły się w 1982 roku i całe życie spędziły razem, zabawiając turystów w londyńskim zoo.

Rekord świata na najwyższy skok konia wynosi 2,47 m.

Przeszkodę taką pokonał kapitan Alberto Larraguibel Morales na koniu Huaso 5 lutego 1949 r. w Santiago w Chile.

Najwyższa nagroda za wygraną gonitwę wynosi 2,4 miliona dolarów (2400000 $). Można ją otrzymać, zwyciężając w Dubai World Cup.

James Robinson wykonał 23 salta na grzbiecie konia w cyrku Spaldinga i Rogersa. Miało to miejsce w Pittsburghu w Pensylwanii w 1856 r.

Kłusak Goldsmith Maid ustanowił rekord wygranych gonitw w okresie od 1864 do 1877 r. Jego wynik to 350 zwycięstw.

Najwyższą piramidę na grzbiecie poruszającego się konia ustawili trzej cyrkowcy z Zapashny Brothers Circus w Rosji.

Dokonali tego 17 czerwca 2011 r.

Właścicielką najdłuższego ogona jest klacz JJS Summer Breeze z Kansas. Długość jej ogona to 3,81 m. Rekordzistką została 23 sierpnia 2007.

Największym koniem,jakiego zmierzono do tej pory na świecie, był Shire urodzony w 1846r.W wieku 6 lat mierzył 216 cm.

Przygotowały: Ania Modzelewska I B i Patrycja Poławska II C

(17)

G I M Z E T K A 17

C O P I S Z C Z Y... W K U C H N I?

O g ó r e k , o g ó r e k , z i e l o n y

m a g a r n i t u r e k …

Ogórki

prawdopodobnie dotarły do nas z Azji Mniejszej, a dokładniej z Indii.

Popularyzację zawdzięcza Rzymianom, którzy jako pierwsi zaczęli go uprawiać w szklarniach. Ciekawostką jest to, że właśnie Rzymianie jako pierwsi zaczęli kisić

ogórki w beczkach.

Wartość odżywcza ogórków nie jest bogata, ale są cenione pod względem

dietetycznym.

Jedzenie ogórków

wpływa korzystnie

na proces trawienia.

Zawierają jednak dużo witaminy K;

wzmacniającej krzepliwość krwi. Działają oczyszczająco na organizm, ich sok działa jak ,,lekarstwo” poprawiające cerę, zdrowie skóry i skutecznie ją nawilża, wygładza oraz odżywia. Ponadto jest doskonałym lekiem na opuchliznę pod oczami, zapalenia skóry, wysypki i poparzenia słoneczne. Te właściwości ogórka nie mogły zostać niezauważone przez producentów kosmetyków.

A do naszej kuchni zaprosiliśmy Panią Annę Rogowiecką. Oto co ustaliliśmy!

Przepis na ulubione ciasto, napój lub danie:

Będzie trudno. Przyznaję się, że ciast nie piekę w ogóle, ponieważ ich nie jem. Jeśli miałabym wybrać danie …ciężko .

Obiad - Pierś z kurczaka z pieczarkami zapiekana z sosem majonezowo-serowym.

Składniki:

- 2 piersi z kurczaka - 20 dag pieczarki - żółty ser

Pierś z kurczaka przyprawiamy i podsmażamy na patelni. Następnie kroimy pieczarki i również podsmażamy.

Trzemy ser i mieszamy z majonezem.

Na blachę kładziemy piersi (podsmażone), na to pieczarki i na wierzch ser z majonezem i zapiekamy. Szybko, łatwo i przyjemnie !!!

A ulubiona sałatka to : kiełki rzodkiewki, rzodkiewka, jajko, szynka, pomidor, majonez lub sałata lodowa, mozarella, (pierś z kurczaka), pomidor, oliwa z oliwek z sosem sałatkowym.

Czy lubi Pani gotować?

Lubię i to bardzo! Najbardziej lubię eksperymentować. W ogóle uwielbiam ten czas, kiedy mąż wychodzi z córką z domu, a cała kuchnia jest moja. Niestety (albo stety) lubię bałagan, gdy gotuję, ale nie lubię potem sprzątać.

Jak radzi sobie Pani w kuchni?

Rodzina i znajomi twierdzą, że nieźle.

Myślę jednak, że do Master Chefa jeszcze daleka droga.

Opracowała: Klaudia Powałka I B

(18)

18 G I M Z E T K A

Praca Janka Kossakowskiego wyróżniona w Międzynarodowym Konkursie Literackim

„Irena Sendlerowa. Historia – teraźniejszość - przyszłość”.

Nowa aleja w sercu Warszawy Reportaż

Jest 20. 06. 2013 r. Znajduję się przy Muzeum Historii Żydów Polskich. Przyglądam się z zainteresowaniem zgromadzonym grupkom ludzi w różnym wieku. Zbliża się godzina 13 45.

Słyszę rozmowy w różnych językach: po angielsku, jidysz i po polsku. Obecni wspominają czas wojny i okupacji. Przypominam sobie, po co tu przybyłem.

Miałem brać udział w dzisiejszej uroczystości.

Podchodzę jeszcze bliżej do jednej z grup i próbuję nawiązać kontakt. Słyszę, jak ludzie dziwią się, że dopiero teraz w Warszawie ulica zostanie nazwana imieniem Ireny Sendlerowej. W duchu zgadzam się z nimi - też mnie to zastanawia.

Powoli tłum na placu przy Muzeum Historii Żydów Polskich zagęszcza się jeszcze bardziej. Za chwilę zacznie się uroczystość nadania imienia Ireny Sendlerowej alei wokół muzeum.

Na miejsce przyjeżdżają prezydent Rzeczypospolitej Polskiej - Bronisław Komorowski, prezydent Warszawy - Hanna Gronkiewicz - Waltz, przedstawiciele urzędu dzielnicy Śródmieście, przedstawiciel ambasady Izraela w Warszawie.

Pojawia się pan Władysław Bartoszewski, prezes IPN oraz pani Janina Zgrzembska ( córka Ireny Sendlerowej).

Wszyscy witani są oklaskami. Rozmowy milkną, rozpoczyna się uroczystość. Prezes IPN wita wszystkich przybyłych i oddaje głos prezydentowi.

Bronisław Komorowski mówi

o Irenie Sendlerowej tymi słowami:,, Pani Irena z pewnością zasługuje na miano bohaterki narodowej i to nie tylko dla narodu polskiego, ale także żydowskiego. W dniu dzisiejszym, a jest to dzień szczególny możemy wreszcie upamiętnić jej osobę w sposób symboliczny, nadając tej alei jej imię.” Ludzie dziękują brawami.

Prowadzący uroczystość przedstawia życiorys wielkiej bohaterki. Oto, co słyszymy:

„ Irena Sendlerowa urodziła się dnia 15. 02. 1910 r.

w Warszawie. Była wychowywana w duchu patriotyzmu i w przekonaniu, że nie liczą się poglądy polityczne, wyznania religijne, czy kolor skóry, ale liczy się człowiek. Od 1942 r. kierowała wydziałem dziecięcym Rady Pomocy Żydom ,,Żegota”. Współorganizowała przemyt dzieci żydowskich z getta na stronę aryjską. (Miała stałą przepustkę do getta). Przy współpracy z kościołem katolickim i ” Żegotą” uratowała z narażeniem życia ponad 2500 dzieci żydowskich. Po wydostaniu z getta dzieci umieszczane były w << Punktach Opiekuńczych>>. Stamtąd trafiały do rodzin zastępczych, klasztorów lub domów dziecka.

Organizowała również pomoc dla ludzi starszych, schorowanych. Działała w ukryciu pod pseudonimem ,,Jolanta”. Cudem unikała zatrzymań i przesłuchań. Niestety dnia 20. 10. 1943 r. została aresztowana przez gestapo. Pani Irena była więziona na Pawiaku, gdzie dostawała grypsy od ,,Żegoty”, ( te listy podtrzymywały ją na duchu). Szczęśliwie Irena Sendlerowa z pomocą Marii Palester wydostała się z wiezienia na ul. Pawiej. Zmieniła nazwisko na Klara Dąbrow, aby Niemcy jej nie rozpoznali.

Całą dokumentację z danymi uratowanych dzieci pani Irena zakopała w ogródku przyjaciółki.

Na pewien czas przeniosła się pod Nowy Sącz do wuja. Pomimo niebezpieczeństwa wróciła do opieki nad dziećmi. Podczas powstania warszawskiego pracowała jako pielęgniarka w szpitalu polowym. Następnie szpital ten przeniesiono na Okęcie i tam też Sendlerowa spędziła czas aż do końca okupacji Warszawy ( 17. 01. 1945 r.). Po wojnie pracowała jako pielęgniarka w Czerwonym Krzyżu. Do ostatnich dni swojego życia pozostała osobą dobrą, opiekuńczą i skromną. W 1965 r. została odznaczona medalem<< Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata>>. Otrzymała wiele odznaczeń, ale najbardziej ucieszył ją Order Uśmiechu.

( 11 04 2007 r.). Zmarła 12. 05. 2008 r.”

KUŹNIA TALENTÓW

(19)

G I M Z E T K A 19

Laureat odbierający nagrodę z rąk Profesora Władysława Bartoszewskiego

Trwamy przez chwilę w ciszy. Po kilku sekundach rozbrzmiewają oklaski.

Prowadzący oddaje głos córce Ireny Sendlerowej- pani Janinie Zgrzembskiej. Córka wspomina matkę: „Moja mama była osobą bardzo wrażliwą na ludzką krzywdę. Zawsze do końca starała się pomagać. Pamiętam jak z bratem denerwowaliśmy się, że mamy nie ma całymi dniami w domu, a potem na pytanie, gdzie byłaś, odpowiadała, że jak zawsze pomagała. Była bardzo zajęta tymi sprawami i powtarzała nam, że ciężko jest być dla świata i własnej rodziny.

Oprócz naszej dwójki matka opiekowała się jeszcze dwoma dziewczynkami - Tereską i Irenką.

Ciężko nam było to z bratem znieść, ale wiedzieliśmy, że wszystko, co wartościowe ma swoją cenę. Poza swoją pracą lubiła robić na drutach, czytać książki, ale także lubiła kwiaty.

Ona najbardziej kochała kwiaty i ludzi. Cieszy mnie to, że do samego końca utrzymywała kontakt z uratowanymi dziećmi. Po wojnie pracowała w szpitalu jako pielęgniarka. Lubiła ten zawód. Była chodzącym dobrem i do końca pomagała ludziom, którzy do niej przychodzili.

Pamiętam, że koszmar wojny pozostał w niej, do końca. Te przeżycia śniły się jej często po nocach. Żałowała, że nie mogła uratować więcej osób!”. Teraz Janina Zgrzembska przekazuje dyrektorowi muzeum order swojej matki ,, Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”.

Na twarzach wielu ludzi pojawia się wzruszenie.

Wreszcie następuje przez wszystkich wyczekiwany moment: Pani prezydent Warszawy wraz z panią Zgrzembską i dyrektorem muzeum

odsłonili tablicę na słupie, na którym widniał napis - ,,Aleja Ireny Sendlerowej”. Ludzie biją brawo. Prowadzący zaintonował hymn polski i na tym uroczystość powinna się zakończyć, ale niespodziewanie o głos prosi pani stojąca obok mnie. Mówi płynną polszczyzną:,, Miałam dwa lata, gdy zostałam ocalona. Nie pamiętam pani Ireny. Ale moi przybrani rodzice opowiadali mi on niej. Jestem bardzo wdzięczna narodowi

polskiemu, ale przede wszystkim pani Irenie za uratowanie mi życia. Chciałabym w imieniu

wszystkich ocalonych dzieci złożyć symbolicznie na ręce córki pani Ireny podziękowanie, bo gdyby

nie pani Irena nas by tu nie było...” Podchodzi do Janiny Zgrzembskiej wręcza jej kwiaty, panie wymieniają uściski.

Warszawiacy ze wzruszeniem wysłuchali tego przemówienia. Uroczystość przedłuża się.

Rozpoczynają się nieoficjalne rozmowy, wspomnienia, uściski… Oficjalni goście powoli wsiadają do samochodów, a warszawiacy rozchodzą się do domów. Na placu pozostaje grupka ludzi ( teraz już wiem, że to dzieci ocalone przez Irenę Sendlerową).

Nie chcę przeszkadzać im w rozmowie, odchodzę powoli w głębokiej zadumie… Budzi się refleksja - dlaczego pamięć o polskich bohaterach przywracamy dopiero 70 lat od tamtych wydarzeń?

Jan Kosakowski

uczeń klasy drugiej Gimnazjum nr 46 im. Szarych Szeregów w Warszawie Opiekun Beata Filipczak

(20)

20 G I M Z E T K A

Praca Agnieszki Walerzak

Mit o powstaniu barw

Jest to nieznany dotąd mit, o jakim ucho ludzkie nie słyszało. Posłuchajcie.

Działo się to w czasach, gdy na Ziemi żyli starożytni Grecy, a na Olimpie (tak, jak i dziś) panował i rządził nieśmiertelnymi bogami wszechpotężny Zeus.

Pewnego dnia Hera, małżonka Zeusa, postanowiła zmienić świat. Chciała, by zapanowała radość, by ludzie i bogowie byli uśmiechnięci i szczęśliwi, a nie jak dotąd smutni, złośliwi i niezadowoleni. Miała dość kłótni, bójek i wzajemnego obrażania się bogów i ludzi. Działo się tak dlatego, że świat był brzydki i ponury, cały zanurzony w szarej mgle. Brakowało ,,iskierki”, wyrazistości i radości. Hera, patrząc z góry na Ziemię, od dawna obserwowała smutnego człowieka, który od rana do wieczora malował obrazy. Miał wielki talent. Jego dzieła były bardzo naturalistyczne tzn. oddawały naturę taką, jaką była naprawdę - smutną, złą i zapłakaną. Hera poprosiła Gromowładnego, by coś z tym zrobił.

Zeus podrapał się w głowę, trzasnął piorunem i wyczarował magiczny pędzel.

Był w nim ogień i mnóstwo święcących iskierek.

Najwyższy z bogów zamknął w pudełku tańczące migotki i włożył też pędzel. Nakazał żonie, by zeszła na Ziemię i podarowała pakunek malarzowi. Bogini spełniła polecenie męża.

Mężczyzna otworzył pudełko, wyjął z puzderka magiczny pędzel i wypuścił błyszczące iskierki.

Zmieniły one świat! Wszystko stało się piękne, wesołe i świecące. Te różnorakie lśnienia i błyski ludzie nazwali kolorami i nadali im nazwy np.

czerwony, zielony, lilowy, różowy, niebieski itd.

Malarz zaś magicznym pędzlem pomalował cały świat: domy, roślinność, niebo, chmury, słońce, gwiazdy, zwierzęta i ludzi. Każda rzecz nabrała kształtu, barwy i stała się piękna i wyrazista.

Ludzie, zwierzęta, ptaki i bogowie stali się piękni,

tryskali humorem i odzyskali chęć do życia.

W końcu zapanowała zgoda, radość i miłość. Wszędzie słychać było śmiech dzieci, radosne pomruki zwierząt i wesoły śpiew ptaków.

Malarz malował wesołe i kolorowe obrazy. Stał się radosnym i szczęśliwym człowiekiem.

Tak właśnie powstały kolory i to one sprawiły, że świat stał się ładniejszy, barwniejszy i lepszy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

pułku piechoty Legionów w Wilnie, który był jego jednostką macierzystą.. odbył w macierzystym pułku ćwiczenia, podczas których był szkolony jako dowódca

W pierwszej części, zatytułowanej Podstawy teoretyczne, omówiono pojęcie sieci i społeczeństwa sieciowego oraz zwrócono uwagę na przemiany, które dokonały się w myśli

Aby uczniom w znaczący sposób ułatwić zrozumienie rozmieszczenia zjawisk i procesów geograficznych zachodzących w różnych skalach przestrzennych należy przedstawiać

W krótkim czasie, zanim na drzewach pojawią się liście, muszą zakwitnąć i zgromadzić zapasy pokarmowe, dzięki którym kolejnej wiosny szybko rozwiną swoje łodygi, liście

niejszych jego przejawów jest trwający nadal exodus z Polski tysięcy młodych ludzi, w tym znacznego odsetka wy­. kształconych, zdolnych, dynamicznych prefesjonalistów,

Do wspomnień o konkur- sach recytatorskich dołą- czył się Paweł Sulowski, nauczyciel Szkoły Podsta- wowej w Otroczy — małej wiosce koło Janowa Lubel- skiego, który

W archiwum Pracowni Historii Mówionej znajdują się obecnie wspo- mnienia ponad półtora tysiąca osób.. To ponad 3 500 godzin rozmów na- granych w technice cyfrowej (audio

Z zebranych opowieści powsta- nie księga i strona internetowa poświęcona drzewu, organizo- wane będą warsztaty i prezenta- cje, czytanie bajek w przedszko- lach i zajęcia