• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1926.04.17, R. 3, nr 16

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1926.04.17, R. 3, nr 16"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

D o d a t e k d o „ G ł o s u W ą b r z e s k i e g o "

Nr. 16. Wąbrzeźno 17 kwietnia 1926 r. J Rok 3.

E w a n g e l ja

ś w . J a n a r o z d z . 1 0 , w ie r s z 1 1 — 1 6 .

O n e g o c z a s u r z e k i J e z u s d o F a r y z e u s z ó w : J a m j e s t p a s t e r z d o b r y . D o b ry p a s t e r z d u s z ę s w ą d a je z a o w c e s w e j? . L e c z n a je m n ik i G ó ­ r y n ie je s t p a s te r z e m , k tó r e g o m e s ą o w c e w ła ­ s n e , w id z i w ilk a p r z y c h o d z ą c e g o i o p u s z c z a o w ­ c e i u c ie k r , a w ilk p o r y w a i r o z p r a s z a o w c e .

A n a je m n ik u c ie k a , iż je s t n a je m n ik ie m i n ie m a p ie c z y o o w c a c h . J a m je s t p a s te r z d o b r y , i z n a m M o je i z n & ją M n ie M o je , ja k o M n ie z n a O jc ie c

< J a m a m O j^ a , a d u s z ę M o ją k ła d ę z ’L o w c e M o je . I d r u g ie o w c e m a m , k tó r e n ie e ą z te j o w c z a in i, i o n e p o tr z e b a , a b y m p r z y w ió d ł i s iu - e h s ć b ę d ą g ło s u M e g o : i s ta n ia s ię je d e n p a s ­ t e r z i j e d n a o w c z a r n ia .

N a u k a z e w a n g e lji.

W j a k i s p o s ó b o k a z u je s ię C h r y s tu s d o b r y m p a s te r z e m 1?

1 > O k a z u je s ię n im w te n s p o s ó b , ż e g r z e ­ s z n ik ó w , t a k n ie w ie r n y c h j a k b łę d n o w ie r c ó w , n iiłr ś ‘iw ie s z u k r . u b y ic h p r z y w ie ś ć d o u z n a n ia p r a w d y i n a w r ó c e n ia s s ę . 2 . Z n a le z io n y c h i n a ­ w r ó c o n y c h p r z y jm u je z m iło ś c ią i b ie r z e ic h n a b a r k i S w o je . 3 . P r o w a d z i ic h n a d o b r e p a s tw i­

s k o , k a r m i k r w ią i c ia łe m S w o je m . 4 - S i r e ż e ic h tr o s k liw ie o d w i ls a t. j. o d c z a r ta i p o m o ­ c n ik ó w je g o . 5 . o d d a je z a n ic h S w e ż y c ie , a b y ic h w y d r z e ć i o e a E ś z p & s z c z ę k i w ilc z e j.

P o c z e m p o z n a s z , ż e n a le ż y s z d o o w ie c C h r y s tu s o w y c h ?

P o te r n ż e s łu e h & ć b ę d z ie s z C h r y s tu s a , ja k s a m Z b a w ic ie l m ó w i: » I d ą o w c e z a p a s te r z e m , b o z n a j ą g ło s j e g o ; z a o b c y m n ie id ą , le c z u c ie ­ k a j ą p r z e d n im , g d y ż g ło s u je g o n ie z n a ją .*

K to p r z e to s łu c h a g ło s u P b ń s k if e g o , w o ła ją c e g o a b y s ię n a w r ó c ił i p r z y ją ł p r a w d z iw ą w ia rę , k to

w w s z e lk ie j c n o c ie c h r z ę ś c ija ń c k ie j J e g o n a ś la d u je je g o P a n u z n a z a S w e g o ; ta k i c h r z e ś c ija n in w ie d z ie e b ę d z ie z d o ś w ia d c z e n ia , ż e J e z u s je s t p r a ­ w d z iw ie d o b r y m p a s te r z e m i d o z n a w a ć b ę d z ie

p o k o ju i o p ie k i B o s k ie j p r z e z c a łe ż y c ie . P r z e - k o n y w u ją n a s o te m ż y w o ty Ś w ię ty c h P a ń s k ic h . C o r o z u m ia ł P a c i J e z u s p r z e z „ d r u g i e o w c e “ l

R o z u m ia ł p r z e z to p c g a n , k tó r y c h p r z e z A p o s td ó w i K o ś c ió ł w ie d z ie d o p r a w d y i w ie ­ k u is te g o z b a w ie n ia . T a k p r o w a d z ił p o g a ń s k ic h p r a o jc ó w n a s z y c h d o K / ó l e s t w a B o ż e g o . D z ię ­ k u jm y p r z e to d o b r e m u p a s te r z o w i, ż e n a s p o li­

c z y ć r a c z y ł m ię d z y S w o ic h i w y tr w a jm y w p r a ­ w d z iw e j w ie rz e a ż a o z g o n u .

C o z n a c z ą s ło w a C h r y s tu s o w e : „ S ta n ie s ię je ­ d e n p a s te r z i je d n a o w c z a r n ia ? ‘

B y ły o n e p r o r o c tw e m , k tó r e , r o z p o e z ą w s z y s ię o d A p o s to łó w , z iś c iło s ię i u s ta w ic z n ie s ię p r z e z w s z y s tk ie w ie k i s p e łn ia ć b ę d z ie , a ż d o k o ń c a d n i. O w c z a r n ią tą je s t K o ś c ió ł ś w ię ty , w k tó r y m s ię z la li ż y d z i i p o g a n ie w s z e c h s ta n ó w i n a r o d o w o ś c i w je d n ą c« d < ś ć , z o s ta ją c ą p o d r z ą ­ d e m J e z u s a C h r y s tu s a i n a m ie s tn ik a J e g o , P a ­ p ie ż a . P r z e z w s z y s tk ć w ie k i C h r y s tu s , d o b r y p a ­ s te r z , m o c ą S w e j ła s k i i g ł s e m K o ś c io ła n a w c - łu jfc r o z p r o s z o n a o w c e d o S w e g o ś w . K r ó le s tw a i r z ą d z i n ie m i z m il' ś ią a ż d o k o ń c a w ie k ó w .

4 . 4 . 4 . 4 .

P o tę g a w ia r y -

W p ó łn o c n e j A m e r y c e d o p e w n e j o s a d y p r z e z s a m y c h p r a w ie c z e r w o n o - n k ó r y c h z a m ie s z k a łe j, p r z y b y ł k a p ła n i w h s ie o d p r a w ia ł n a b o ż e ń s tw o , n a k tó r e i m u s z k a ń c y z p o b lis k ic h w io s e k z e ­ b r a li s ię . P r z e d m io te m k a z a n ia b y ł C h r y s ta s u k r z y ż o w a n y . K a z n o d z ie ja m ó w ił o d c ib r jw P a ­ s te r z u , k tó r y n a ś w ia t p r z y s z e d ł, a b y s z u k a ć z b łą ­ k a n y c h o w ie c z e k . M ó w ił o c ie r liw o ś c i n a s z e g o Z b a w ic ie la , o łz a c h , ja k ie J e z u s w y la ł o J e g o c ie r p ie n ia c h n a k r z y ż u . S łu c h a c z e d o łe z w z r a , s z e n i b y li, n a o k o ło s ły s z e ć s ię d a ł p ła c z s z c z e r y , z s e r c a p ły n ą c y . D o r o s ły ju ż , w y s o k i m ę ż c z y z n a je d e n z e s łu < b a c z y , z e łz a m i w y s z e d ł i s t a n ą ł p r z e d k a p ła n e m m ó w ią c : .

— Jezus u m a r ł z a m n ie , z a n a s b ie d n y i h I n ­ d ia n ! Nie m a m ju ż k a w a łk a g r u n tu , a b y m g o dał

J e z u s o w i, b o z a b r a ł m i g o b ia ły c z ło w ie k , a le d a m M u m e g o p s a , m o ja s tr z e lb ę i m o je u b r a n ie i n ie ju ż w ię c e j, b o b ie d n y la d j& n in n ie m a n ic ju ż w ię c e j d o d a n ia -

(2)

6 0 —

K a z n o d z ie ja o d rzeW , że C h ry stu s ty c h d a ró w u rz y ją ć n ie m o że. B ie d n y d z ik i p o c h y lił g ło w ę i z d a w a ł się n a m y śla ć, N a g le p o d n ió sł o c z y w g ó ­ rę , a sp o g lą d a ją c z /u u śc ią sie b ie i z a u fan ie m n a k a p ła n a , zn ó w się o d ezw ał:

A w ięc d a m Je z u so w i sie b ie sa m e g e , b ie­

d n e g o In d ja n in a , c z y m n ie Je z u s p rz y jm ie?

K a z n o d z ie ja i słu c h a c ze d o g łę b i se rca w z ru ­ sz e n i b y li ta k w ie lk ą b ie d n e g o In d ja n in a d la Z b a­

w icie la m iło ścią i k a p ła n w y słu c h a w sz y g o , o d - rz e k ł:

S tara j się ty lk o ż y w o t sw ó j z n a c z y ć p o c z ­ c iw y m i c z y n a m i, m ó j sy n u , a sta n ie się to , c z e­

g o ta k g o rą c o p ra g n ie sz .

Do Boga bracia!

Niegdyś to czasy były łaskawe, Wieciej wesela w sercach budziły

sercach uczucia mieszkały prawe, Czasy dziś — inne, dziś sie zmieniły, serca zimniejsze dziś są u ludzi, Nie tacy oni, dzisiaj są inni!

Prędzej sie smutek niż radość budzi, Bo nie tak radzi, nie t k gościnni.

fry ją dla siebie, cieszą sie sami!

O , lepsze czasy bywały stare!

Dzisiaj błyskotka inna ich mami;

Dawniej kochano ceniono wiarę.

I często z oczu krople nam płyną, Codziennie ciosy martwią nas nowe...

Złączmy sie zgodą spójnią jedyną, Prędzej u 1 spokoju mieć będziem głową, Choć ciemne chmury nad nią zawisną, My z wiarą w sercu wytrwajmy stale, Promienie słońca piękniej zabłysną

4 słońce jasne wzejdzie wspaniale.

Choć złe sie wzmocni, to nie rozpaczać, Szkoda sie bracia w chwili tej smucić.

I dawne jarzma na skroń nie wtłaczać.

Lecz myśl w pokoju ku niebu zwrócić.

O lam do Boga! On zmienić w stanie, On złe usunie, da szczęsno chwile, Winny otrzyma słuszne karanie, Bóg złe z pewnością zostawi w tyle.

Bądźmy w jedności jak ojca dzieci.

Łączmy sie w wierze wielkiej rodzinie, . A Bóg nad nami laskę roznieci,

Błogosławieństwo do chat nam wpłynie.

Praca z modlitwą niech idzie w parze,

4 miłość niechaj spaja nas stałej Niemoc i smutek sam sie wymaże, I mniej doznamy co przykre żale

Z tą wiarą w sercu jak nasi starzy, Módl my sie bracia w dotkliwej chwi i,

A Bóg weselem znów nas obdarzy A czasy smu^e szczęściem umili.

Nierdzewiejąca stal.

Z L o n d y n u d o n o sz ą o n o w y m w y n a la z k i, p o ­ sia d a ją c y m d u ż ą d o n io sło ść d li p rz e ró b k i s ta li n a ro z m a ite p rz e d m io ty u ż y tk o w e .

M ia n o w ic ie d r. H a d fie ld , k ie ro w n ik d o św ia d­

c z a ln e g o la b o ra tu rju m w S h e ffie ld z ie , o d k ry ł sp o ­ só b fa b ry k o w a n ia sta li w c a le n ie rd z e w ie ją c e j.

S ta l ta ró ż n i się z u p e łn ie o d d o ty c h c z a so w e j sta li c h ro m o w ej i d a je się o b ra b ia ć n a z im n o , ja - k o te ż n a g o rą c o , a o d p o rn a je st n a d z ia ła n ie w o ­ d y m o rsk ie j, k w a su sa le trza n e g o o ra z w sz y stk ic h k w a só w , z n a jd u ją c y d i się w p o ż y w ie n iu lu d z k ie m .

Wynalazek piekarza.

O d o n io sły m w y n a la zk u p ie k arz a d o n o sz ą ga­

z e ty : P ie k a rz M a tti w sz w ajc arsk ie m m ie śc ie L o z a n n ie w y n ala z ł sp o só b z a d o w y w a n ia c h leb a p rz a z d łu ż szy c z a s w św ie ży m sta n ie - P ró b a w y ­ k a z a ła , że u trz y m a n o g o w św ie ż y m sta n ie p rz e z c a łe 3 m iesiące- S ły c h a ć że M a tti o d stą p ił sw ó j w y n a la ze k p e w n e j a n g ielsk ie j firm ie z a m iljo n fra n k ó w sz w a jca rsk ic h i 1 p ro c e n t z z y sk u .

Maszyna do prania papierowych pieniędzy.

W u rz ę d z ie sk a rb o w y m w W a sh in g to n ie ro z ­ p o c z ę ła p rz e d n ie d a w n y m c z a so m p ra c e m a szy n a d o p ra n ia p a p iero w y c h p ie n ię d zy . D w ie d z ie­

w c z ę ta i je d en m a sz y n ista o b słu g u ją tą m a sz y n ę , k tó rą w y n ala z ł n a c z e ln ik te c h n icz n e g o o d d z ia łu a m ery k a ń sk ie j p a ń stw o w e j d ru k a rn i.

B a n k n o ty d o sta ją się p o m ię d z y d w a b a rd z o d łu g ie p a sy p o ro w a te j m a te rj-, p o c ią g a n e są w a­

d ą i e k stra k te m m y d lan y m p o te m a u to m a ty c z n i®

su sz o n e i p ra so w a n e ; w y c h o d z ą z m a sz y n y zu­

p ełn i® p raw i® ja k n o w e .

D y re k to ro w ie p a ń stw o w e j d ru k a rn i z a p e ­ w n iają że je ż e lib y w k a ż d y m w y ż szy m u rz ę d z ie sk a rb o w y m p o staw ić ta k ą m a sz y n ę d o p ra n ia , to b y rz ą d o sz c z ę d z ił w ro k u d w a i p ó l m iljo n a k o ro n . P rz e cię tn y c z a s trw an ia k a ż d e g o b a n ­ k n o tu n p - je d n o d o la ro w e g o w y n o si ro k , a sp o ­ rz ą d z e n ie b a n k n o tu k o sz tu je 5 c e n tó w .

Nowa zdobycz medycyny.

R z ą d U ru g w aju p o le cił z a w ia d o m ić sw y m p o sło m w sz y stk ie p o ń stw a n a św ięcie, iż w la ­ b o ra to riu m b a k te rio lo g ic z n y m w M o n te v id e o u - c z e n i u ru g w a jsc y w y n a le źli se ru m , le c zą c e z 1 0 0

p ro c e n to w ą p e w n o śc ią k a rb u n k u ły i d y fte ry t.

W y starc z ą trz y z a strz y k n ię c ia , a b y b o le sn e a często n ie b e zp ie c zn e w rz o d y z n ik n ę ły b e z p o ­ w ro tn ie -

L a b o ra to rju m b a k te rio lo g ic z n e w M o n tev i­

d eo c ie sz y się z d a w n a n a jle p szą o p in ją w św ie c ie le k a rsk im .

W y ra b iają ta m b o w ie m o d d a w n a n ie z a w o ­ d n e le k i p rz e c iw u k ą sze n io m ja d o w ity c h w ę ży .

Cudowna roślina.

J e j n a sie n ie p o b u d z a d o śm iec h u .

„ D a ily M irre r“ d o n o si, iż w A ra b ji o d k ry to d z iw n ą ro ślin ę k w ia to w ą . K w itn ie o n a ja sn o żó łto i w y d a je o w o ce p o d o b n e d o n a sz e j fa so li. C zło­

w ie k p o sp o ż y c iu o w o có w te j ro ślin y w p a d a w n ic ze m n ie w y tłu m a cz o n y sz a ł śm iec h u . T u b y l­

c y tę w ła śc iw o ść ro sim y ju ż d a w n o z n a ją. S u ­ sz ą o n i o w o ce te g o k w ia tu i G ro szk u ją je . P ro ­ sz ek w y w ie ra sk u te k n ie o m y ln y , sz cz y p ta je g o

C ią g d a lsz y n a 4 -te j stro n ie .

(3)

naprzód. Mogę aa pytać, co zaszło w między-IHGFEDCBA czasie?

— Nie wie pan jeszcze o niezem? Marta iKotliń- zki znajdują się już na wolności. Aktorka fil­

mowa przyznała się do kradzieży. Wszystko co przedstawił pan memu ojca jako przypusz­

czenie zgadzało się z rzeczywistością

— A naszyjnik?

— Oddano go pannieMnrattń Brylieka są­

dziła, że udało się jej znaleźć we własnem po­ mieszkaniu zupełnie pewny schowek, ale odkry­

li go urzędnicy policyjni.

— Muratti będzie musiała zatem zapłacie nagrodę, którą wyznaczyła dla tego kto znajvzie naszyjnik.

Lekki cień przemknął po twarzy Brunowskiago.

Artystka oświadczyła getowość zapłaty, a ojciec twierdzi, że tylko panu należy się nagroda!

— Naturalnie. Jutro pójdę po pieniądze.

Poproszę jednak, aby pani zechciała zająć się resztą.

— Nie rozumiem pana.

— Pani zna Martę Rymczakównę lepiej niż ja i napewno jest zręczniejszą w takich spra­ wach odemnie. Przypuszczam, ż® nie odmówi pam, gdy poproszę, abyś należną mi sumę wrę­

czyła Marcie jako odszkodowanie, a raczej ja­

ko posag. Cieszyłbym się jeszcze bardziej, gdy­

by przy tem rie wymieniano mego nazwiska.

Policzki H«leny oblały się rumieńcem.

— Panie doktorze, — rzekła drżącym gło­

sem — dlaczego mię pan tak zawstydza? Już dawno robiłam sobie wyrzuty...

Brunowski zblizvl się ku niej.

— Wyrzuty? Dlaczego? Czy dlatego, że powiedziała mi pani bez ogródek, że dla pienię­ dzy sprzedaję swoje ideały? Bolało mię to bar­

dzo — to prawda. Bolało ale i uleczyło. A ku­ racja, która kończy się uzdrowieniem, jest za­

wsze dobra, choćby miała być najb&rdaiej bolesna.

— Słowom moim przypisuj® pan za wiele znaczenia. Sama nie wiem, jak się stało, że odważyłam się przemawiać do pana w ten sposób.

— Ate ja wiem, droga p&nnó Halo! Nape- wno nie byłaby pani tego uczyniła, gdyby dzia­

łalność moja była jej obojętną. Dlaczego sresztą kłopotałyby się pani, czy pissę dobre powieści, czy kiepskie filmy datektywuę? Czy ni® j?st tak? Jeśli się łudaę, proszę o szczerą odpowiedź

Ona pochyliła głowę i milczała.

A on ujął jej r ce i pociągnął ją ku sobie.

Hala, nie będę więcej pisywał dramatów fil­ mowych. Daję na to słowo! Postaram się, byś, w przyszłości nie musiała się wstydzić z z mego powodu

Gdy ra'ica z żoną weszli do pokoju, zasta­

li sytuncję tego rodzaju, że wszelkie dalsze oświad­

czenia bvly zbyteczne.

— Dzieci! — zawołała rsdoayni na poły z przestrachem iradością.

Leez męż jej rzeki:

— Wiedziałem, że zrobimy najmądrzej, nie mieszając się do niczego. Młode serca znajduje drogę do siebie najłatwiej wtedy, gdy są «»ma.

KONIEC.

Detektyw z konieczności.

4. (Dokończenie.)

— W; sposób zdumiewająco prosty, ©dy­

by m by i naprawdę tak bystrym pray rosjaśnia- ntia trudny jh wypadków, jak mój are jony Bill Webstar, byłoby powstało we mnie podejrzenie prawdopodobnie już wtedy, gdy Ewa Bryłhka, dowiedsiawtzy się o moich samiaraeh, nazwała je basnadziejnemi. Nie byłem jednak tak mą dry. Rozwiązanie zagadki znalazłem dopiero wtedy, gdy ujrzałem ją w jasnej peruce, przy­

gotowaną do zdjęcia filmowego. Tac musiała wyglądać tajemnicza damę, która wręczyła Ko­ lińskiemu łańcuszek do naprawy i tak opisywał ją nieszczęśliwy złotnik. Prawdopodobnie Bryli- cka choiała pierwotnie ukraść tylko łańcuszekido­

piero później wpadla na pomysł, aby zabrać także i perły. Wyzyskała dogodną chwilę, aby wyjąć

te kosztowności z szkatułki i ukryć je przy so­

bie- O niezręczność nie można jej posądzać.

Ody pokojówka wynosiła szkatułkę była ona już pusta. Brylicka, która wiedziała, że poko­

jówka była potajemnie zaręczona ze złotnikiem, wpadla na rozpaczliwie nierozsądny pomysł, aby skierować nań podejrzanij, że pozostawał w zmowie z pokojówką, posądzoną o kradzież.

Dlatego zamosla doń łańcuszek rzekomo celem naprawy. Chcąc być pewną siebie, popełniła dalsze głupstwo, posyłając list anonimowy poli­

cji. Pan radca widzi, że w łańcuchu moich do­

wodów ni® brakuje najmniejszego ogniwa.

Gierowski uścisnął mu rękę serdecznie:

— Mimo, ż® nie wspomina pan o swych zasługach, muszę stwierdzić, że postępowanie pańskie było nadzwyczaj zręczne. Uczynię na­

tychmiast wszystko, no mi obowiązek nakazuję.

Gdyby kochany pan zeehcial odwiedzić nas dzi­

siaj wieczorem, mógłbym zakomunikować już ostateczny wynik sprawy. A Hela da panu przy sposobności zadośćuczynienie, na które pan naprav dę zasłużył.

Na miłość boską, tylko nie to, panie rad- co! — bronił się Brunowski- — Jeśli mam sko­ rzystać z uprzejmego zaproszenia, proszę mi prsyrzec, że pan radca ani ałuwam nie wspomni pinnio Helenie o jakiamś zadośćuczynieniu!

Pewtarram raz jeszcze, żc należała mi się na­

uczka, którą wówczas usłyszałem.

— Ha. najlepiej będ-ie, jeśli załatwicie to między sobą, — rzeki Gierowski, uśmiechając się. — Zrobię najlepiej jeśli ule będę się w to mieszaL

BrunowsKi zjawił się o naznaczonej pórze*

a pokojówka zaprowadziła go do salonu. Nie zastał tam, juk zwyczajnie, obydwu pań domu.

chwilę przyszła sama tylko Helena.

Podała mu rękę sordsczute,jakw pierwszych dniach znajomości:

—- Ojciec i matka prsepraszHją, źe przyjdą dopiero aa chwilę. Ja jednak dziękuję panu serdeczni®. Nie zapomnę nigdy tego, co uczynił pan dla Marty i jej narsseaonego.

— Ależ, to bigatela panno Heleno! Gdyby n @ przypadek, który mi przybył na pomoc,

□ ala sprawa nie byłaby postąpiła ani o krok

(4)

starczy, aby pobudzić kogoś do śm iechu. Śm ie­

je on się i tenesy tak długo, aż nie straci przy­

tom ności. N asienie tego cudow nego kw iatu jest zresztą dla zdrow ia nieszkodliw e.

Jak Edison wynalazł fonograf.

G dy E dison pracow ał nad ulepszeniem tele­

fonu, używ ał często do sw ych dośw iadczeń dzie­

cinny th trąbek ze skóry ow czej i w pinał w nie­

które s nich m ałe m eulow © igły; trąbki te odrzu­

cał j?dnak jako bezw artościow e.

K ilku pom ocników w ynalazcy lubiło się ba­

w ić w ten sposób, że przykładali te trąbki do u Si i trąb ili w nie, co w y w olyw ało podobną m u­

zykę, jak dźw ięki pow stające przy graniu na grzeb em u, albo na cienkim p& pierze.

G dy E dison przechodzi! pow nego r& zn obok m łodzieńca, zabaw iającego się w taki sposób, dot­

knął w żarcie palcem m etalow ej igły, ażeby w ten sposób przerw ać m uzykę.

Z nledw ie jednak to uczynił, w ykrzyknął zdu- j

m icny; _ , , , I

’E j, eo to jest! N iech pan dm ucha d alej I jeszcze raz położy! palec na igle. P otem | zaczął przechodzić od jednego pom ocnika do dru­

giego i k sz4*.! im m ruczeć i m ów ić przez trąbki, w których tkw iły igły-

P o chw ili w ykrzyknął:

M am już! .. u . • 4. u U dał się do sw ej pracow ni i zabrał się natych­

m iast do roboty. W chw ili, gdy dotkną! igły, za­

uw ażył jej drgania i zarsz przyszło m u na m ysi, że gdyby to drganie czy falow anie igły odbyw ano się koło łatw o dającej się przebić pow ierzchni, tak, żeby sie w niej w yryły linie falow ania, m ożna byłoby poniekąd przechow ać śpiew ane czy m ó­

w ione tony. .

W krótkim czasie w ynalnzca spoiządzn pier­

w szy fonograf, który zaczął coraz bardziej U lep­

szać, aż stał en się jednym z najcudow niejszych now oczesnych w ynalazków .

Niezwykły zbieg okoliczności.

W e w si Q trnford, położonej pobliżu B ux­

ton, w A nglji, zdarzy! się w tych dniach w y­

padek, który nie byłby naw et w art w spem m e- nia, gdyby nie niezw ykły zbieg okoliczności.

O to podczas odbyw ającego się t& m pogrzebu k araw an sam ochodow y, uderzyw szy przy krzy żow aniu się dróg, o kam ień przydrożny prze­

w rócił się, nie doznaw szy zresztą pow ażniejszych uszkodzeń. W tern jednak rzecz, że kubista, której zw łoki, spoczyw ały w trum ie, uległa przed siedm iu Jaty w tern sam em m iejscu podo­

bnem u w ypadkow i jadąe do ślubu. M ianow icie koło pow ozu, w iozącego ją do kościoła uderzy­

ło o ten sam kam ień przydrożny, w skutek cze­

go pow óz przew rócił się także. A na dobitkę piekarz, rozw ożący pieczyw c, który przejeżdża!

w chw ili przew rócenia się sam ochodu pogrzebo­

w ego tą drogą i pierw szy pospieszył s pom ocą, tb y sam ochód podnieść, rów nież przed siedm iu laty przejeżdżał sw ym w ozem w tern m iejscu i także pierw szy pospieszył « pom ocą przy po­

dnoszeniu przew róconego pow ozu.

Ceremonje powitania u dzikusów.

U różnych ludzi p an u ją różne zw yczaje po­

zdraw iania" sie- T ak n. p. n a P ew nej grupie w ysp O ceanu S pokojnego, gdzie kobiety i m ęz- czyzni noszą duże nassyjniki, pozdraw iają ię

znajom i w ten sposób, ż® jeden drugiego łapie silnie za ten w łaśni® naszyjnik, ciągnie k* sobie i potrząsa, im zaś silniejsza jest potriąsanie, tem pozdrow ienia jest szezerss® i serdeczniejsze.

B ardzo ciekaw © cerem onje pow italne panują na w yspach F idżi. M ęższy^ni i kobiety noszą tana czerw one pióra Z naczy to, że w praw dzie znaj© * m i rozchodzą się, że jednak ieh serca, skoro ich d rr»gi żyeia raz już skrzyżow ały się, pozostasą złączone. N a niektórych w yspach p łudniow ych żegna narzeczony u kocha nu w ten sposób, że gł& szcze ją w kostkę. W T ahiti żegna m ąż ża- aę w ten sposób, źs zw ija jej fartuch w rodsag liry. Jspońcsysy żegnają się, zdejm ując panto­

fle i w ym achując niem i w pow ietrzu. O góleis jednak pauuja na w schodzie zw yczaj pożegnania taki, że krzyżuje się ręce na piersiach, poczem następuje ukłon.

Wesoły kącik.

Dokładne określenie.

C o to za człow iek t«n K olasinski

Jakby ci to w ytłum aczyć... Jeżeli zoba­

czysz na ulicy dw óch psuów , z których jedea będzie m iał m inę rozpaoahw ie znudzoną, to ten drugi będzi© K oiasiński.

Powód.

P raw da, że kiełbasa, którą poleciłem pa­

nu dobrodziejow i, b y k w y śm ieniu!

W yśm ienita tegebym ni© pow iedział, ale w każdym razie św ieża, znalazłem w niej kaw a­

łek w czorajszej gazety.

N aiw n y p acjen t.

— L ekarz m ew i, że m am br^ć proszki ua serce, pigułki na żciądek, a tabl tki na nerki.

S kąd ja m am jednak w iedzieć, gdzie to pójdzie, jeżeli Już raz połknąłem .

W ym ów ka.

S ędzia: — D laczego zabrałoś suknie leżące na brzegu.

O skarżom y: —M yślałem ,że je ktoś zgubił.

S ędzia: — P rzecież w idziałeś, że ta pani się kąpie.

O skarżony: — S ądzikm , że to rusałka.

M ożliw ości.

Idę teraz do sądu.

K iedy w rócisŁ ?

S am nie w iem ; za dw ie godziny, alb*

dw a lata!

C zy człow iek, który się żeni z tw oją sic- strą jest bogaty! .

— Z pew nością m e,gdyż ile razy jest m ow a m ałżeństw ie, ojciec pow iada on in:; biedny człow iek!

D obry sposób.

N ow y kelner do gospodarza: Ile liczy ay befsztyk ?

— P o dw a i po trzy złote.

_ A jak a jest różniea m iędzy niem i ?

— D o droższych da jem y ostrzejsze neże, w ięc w ydają się bardziej m iękki® .

Trudno pamiętać.

C zy byliście k arm !

_ T ak, kiedyś skazano m nie na 10 zł. grzyw ny

I to w szystko! . )

—- A ch, przypom inam lobie teraz... K iedyś dostałem dziesięć lat w ięzienie.

za

za

Cytaty

Powiązane dokumenty

chu i zachęcać do dobrego, jak m yśl, że kiedyś na sądzie ostatecznym w obec św iata w yjdzie na jaw w szystko dobre i złe i że nas spotka za do­!. bre nagroda, za

Zadzwonił, rozległy się kroki, drzwi otworzyły się z trzaskiem ukazał się w nich Heliglas, ubrany cały biało, z krawatem fantastycznym i jaskrawym, uśmiechnięty,

Przypomniał sobie, że drapiąc się po murze, w kilku miejscach pod ciężarem jego ciała opadły kawałki tynku, że to może być śladem, którędy tajemniczy nocny poszukiwacz,

Jak wiadomo, dzisiejszej nocy szalała w7 naszem mieście wielka burza i w Czasie niej widocznie ktoś dostał się do wnętrza dworku, gdyż ślady by­!. ły mokre i pokryte błotem,

cy państw a żydow skiego, aż do ołow ianej ku leciki, którą znakom ity pisarz angielski O skar W ilde nosił jako talizm an przy łańcuszku od zegarka, m inęły w

Zaczekał aż nowa pojawiła się błyskawica i przy jej blasku przekonał się, że się znajduje w alei dość szerokiej, wysadzanej po obu stronach wysokiemi drzewami. Szedł

— Do najsilniejszego z was, — odpowiedział chłop spokojnie i znów zabierał się do dalszej drogi.. Ale tamci ani rusz nie pozwolili mu

W yraził się zaś dlatego tak, że dotykał się ręką tych w łosów i teraz przym knąw szy oczy, przy­.. pom niał sobie uczucie, jakiego doznaw ał przy tern