• Nie Znaleziono Wyników

Doświadczając otchłani: wokól zapomnianego dramatu Tadeusza Konczyńskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Doświadczając otchłani: wokól zapomnianego dramatu Tadeusza Konczyńskiego"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

Ewa Chojnacka

Doświadczając otchłani: wokól

zapomnianego dramatu Tadeusza

Konczyńskiego

Prace Literaturoznawcze 3, 85-109

(2)

2015 85-109

W POSZUKIWANIU FORMY I MODELU

INTERPRETACJI

Ew a Ch o j n a c k a UWM w Olsztynie

D o św ia d cza ją c o tc h ła n i.

W okół za p o m n ia n e g o d ram atu

T a d eu sza K o n czy ń sk ieg o

A fflictin g th e A b yss. A rou n d th e F o rg o tten D ram a

b y T ad eu sz K on czyń sk i

Słow a k lu czow e: etyka, otchłań, modernizm, dramat, nihilizm Key w ords: ethics, abyss, modernism, drama, nihilism

T adeusz K onczyński n a le ż a ł do g ro n a pisarzy, k tó ry ch dorobek odszedł w za p o m n ie n ie1. Tw órca bard ziej zn a n y był jak o k ry ty k lite ra c k i i pub licy sta, a u to r a r ty k u łu o G a b rielu D ’A n n u n zio 2, H e n ry k u Ib se n ie 3, a n a gruncie

1 Poza nielicznymi pracami, traktującymi o pojedynczych utworach pisarza, można uznać, że jego twórczość pozostała niezbadana. Niewielkie światło na pisarstwo autora dają między innymi publikacje: Tadeusz Konczyński 1875-1944, oprac. M. Piwińska, w: Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku. Seria V: Literatura okresu Młodej Polski, t. II, zespół red. K. Wyka, A. Hutnikiewicz, M. Puchalska, Warszawa 1967, s. 495-511; L. Eu- stachiewicz, W kręgu stylu Wyspiańskiego, w: tegoż, Dramaturgia Młodej Polski. Próba mo­

nografii dramatu z lat 1890-1918, Warszawa 1982, s. 355-358; A. Czabanowska-Wróbel, Baśń w literaturze Młodej Polski, Kraków 1996, s. 146-150; M. Sadlik, „Zmora juste-Ri- lieu", czyli w dramaturgicznej „Otchłani" Tadeusza Konczyńskiego, w: Zapomniany draRat,

t. I, red. M. J. Olszewska i K. Ruta-Rutkowska, Warszawa 2011, s. 151-160; T. Weiss,

Cyganeria Młodej Polski, Kraków 1970, s. 147; M. Gumkowska, Ten, który wygrał z Boyem, czyli warszawski sukces i klęska Tadeusza Konczyńskiego, w: Pisarze Młodej Polski i Warszawa, red. D. Knysz-Tomaszewska, R. Taborski i J. Zacharska, Warszawa 1998,

s. 134-136; G. Matuszek, Naturalistyczne dramaty, Kraków 2001, s. 333-338; A. Niewia­ domski, A. Smuszkiewicz, Leksykon polskiej literatury fantastycznonaukowej, Poznań 1990, s. 105-108.

2 T. Konczyński, Gabriel D’Annunzio, w: Programy i dyskusje literackie okresu Młodej

Polski, oprac. M. Podraza-Kwiatkowska, Wrocław 1973, s. 45-53.

(3)

polskim p ra cy o k ry ty ce m łodopolskiej Ignacego M atuszew skiego 4 oraz d r a ­ m a tu rg ii h istorycznej Jó ze fa S zujskiego5. P o czątek literack iej k a rie ry Kon- czyńskiego p rz y p a d a n a ok res M łodej Polski. P isa rz d eb iu tu je w ów czas s z tu ­ k ą Z b u rz życia, w y staw io n ą w Łodzi w 1898 ro k u 6. Jeg o twórczość, k tó ra p rz y p a d a jeszcze n a o k res d w udziestolecia m iędzyw ojennego, obejm uje dość p o k a ź n ą liczbę dzieł o tem aty ce m iłosnej (np. G łód szczęścia, Srebrne szczyty,

Stra ceńcy, P ow rót w iosny), oscylujących wokół m alw ersacji bankow ych, n a d ­

użyć dokonyw anych w in sty tu c ja c h publicznych i n a szczytach w ładzy oraz u k az u jący ch dośw iadczenie k ry z y su w arto ści (O tchłań, K a jeta n Orug, D om

M agdaleny, N a d g łębiam i). W jego dorobku m ieszczą się ta k ż e te k s ty o te m a ­

tyce h isto rycznej (Demostenes, M a ria L eszczyńska, G inąca Jerozolim a), po­ dejm ujące za g ad n ien ie sz tu k i (Ś la d e m tęsknoty, B ia łe pa w ie, M o d n a choro­

b a ), n aw ią zu jące do fa n ta s ty k i n aukow ej (O sta tn ia g o d z in a , K obieta z in n ej p la n e ty ) oraz b a śn i (K rólew na L ilijka ).

J a k ju ż w spom niano, je d n y m z dzieł K onczyńskiego j e s t d ra m a t O t­

chłań. Z alicza się on do n u r tu d ra m a tu n a tu ra listy c z n e g o , naw iązującego do

pro b lem a ty k i in d u stria ln e j. W idać w n im w pływ tw órczości Ib s e n a - d ra m a ­ tów J a n G abriel B o rk m a n i P odpory społeczeństw a .

Dzieło K onczyńskiego p ierw o tn ie nosiło ty tu ł M ięd zy n a m i i było p rz e ­ ró b k ą d ra m a tu z 1898 roku, zniszczonego przez au to ra . O tchłań u k az y w ała się we fra g m e n ta c h n a ła m a c h „ P rz e g lą d u P olskiego” w la ta c h 1900-1901. W osobnym w y d a n iu pojaw iła się w 1903 ro ku . D ra m a t te n m iał sw oją realizację sceniczną. P re m ie ra sz tu k i odbyła się 6 p a ź d z ie rn ik a 1900 ro k u w T eatrze R ozm aitości w W arszaw ie. W rolę głównego b o h a te ra - E ra z m a Podosockiego - w cielił się R om an Żelazow ski, n a to m ia s t H a n u s z a g ra ł W in­ c e n ty R apacki. Role kobiece p rz y p ad ły Ire n ie T rapszo (M ary n ia) i M arii F ederow iczow ej (H elena). W ład y sła w B u k o w iń sk i docenił t a l e n t p is a rs k i K onczyńskiego, p o d k reślił ciepłe przyjęcie sz tu k i p rzez w a rsz a w sk ą pu blicz­ ność:

Tym razem jednak istotnie, młody czy stary Kraków nie może mieć żalu do publiczności warszawskiej, która od razu przyjęła sztukę p. Konczyńskiego życz­ liwie, a nawet gorąco7.

Swoje u z n a n ie d la w ysiłków tw órcy w jego d ą ż e n iu do u trw a le n ia b li­ skiej m u w spółczesności w yraził ta k ż e W acław W olski, zaliczając p rz y ty m jego d ra m a t do n ajb ard ziej u d an y c h s z tu k w sezonie:

4 T. Konczyński, Modernizm w świetle umiejętnej krytyki, „Tygodnik Słowa Polskiego” 1902, nr 2, s. 1-2.

5 T. Konczyński, Józef Szujski jako teoretyk i twórca dramatyczny, „Ateneum” 1900, t. 1, s. 85-111; 335-360.

6 Tadeusz Konczyński 1875-1944, oprac. M. Piwińska, s. 495.

(4)

Ze scen zbiorowych najlepszą i najbardziej przepojoną ironią życia jest scena, kiedy deputacja obywatelska wraz z obywatelami przychodzą zrobić owację nowo obranemu prezydentowi miasta, starem u Hanuszowi. [...] Niepotrzebnie tylko komparsi za sceną, kiedy nowy prezydent niebędący przecie „głową”, wy­ chodzi na balkon podziękować im za wybór, krzyczą także „hura!”8.

N ieco o strzej n a te m a t p re m ie ry w y p o w iad ał się n a to m ia s t G ab riel K em pner:

Gdyby nie hałaśliwa reklama, poprzedzająca sztukę, gdyby nie niedźwiedzie przysługi, oddawane autorowi w formie studiów nad jego osobą, [...] powiedział­ bym może, że w sztuce, [...] są pewne przebłyski myśli, [...]. Gdyby sztuka reżyserska polegała jedynie na ustawieniu ładnych dekoracji i mebli, uważał­ bym, że Otchłań wystawiono świetnie na naszej scenie. Gdy jednak dziś na całym świecie ma ona głębsze znacznie zadanie: ożywienia całości życiem we­ wnętrznym, [...] - z tego stanowiska, w sztuce p. Konczyńskiego [...] nie było żadnego opracowania ogólnego9.

M im o tej dość krytycznej oceny sz tu k i rów nież K e m p n e r docenia grę ak to ró w w cielających się w głów ne role.

P rzyw ołane w ypow iedzi k ry ty k ó w św iad czą o du żym z a in te re so w a n iu p re m ie rą sz tu k i i w sk a z u ją n a pozytyw ne przyjęcie jej przez publiczność w a rszaw sk ą. O tchłań n iew ą tp liw ie przy czy n ia się do rozgłosu jej twórcy. N iestety, b ra k inform acji, kto w y staw ił sz tu k ę K onczyńskiego. Co p ra w d a głów nym i re ż y se ra m i w T eatrze R ozm aitości byli w ów czas B olesław Ładnow - ski i W ładysław Szym anow ski, nie w iadom o je d n a k , czy k tó ry ś z n ich w y s ta ­ w ił tę sz tu k ę . K o lejn a sc e n ic z n a re a liz a c ja O tc h ła n i m ia ła m iejsce ju ż w K rakow ie 20 p a ź d z ie rn ik a oraz w Łodzi 23 listo p a d a 1900 rok u. Także w zn o w ien ia s z tu k i sp o ty k ały się z p rzy ch y ln o ścią publiczności i k ry ty k i, o czym św iadczy w ypow iedź G abrieli Zapolskiej:

Otchłanią już sam ą przez się jest jedna dusza błąkająca się przez całą sztukę, jakby demon, który wypłynął z ognistej powodzi po to, aby siać wkoło zgniliznę i spustoszenie. Demon z monoklem i zgrabnie uczesaną głową. Demon sztywny i noszący Faublasa obok piłki dla swego dziecka - demon zapuszczający pazury do kas bankowych i stręczący dziewczęta swemu szwagrowi. [...] „czarna dusza” zła i przewrotna chwilami jakby dla sportu, chwilami jakby z jakiegoś fatali­ zmu, który nie pozwala iść dobrą drogą, lecz każe koniecznie iść krętymi ścież­ kam i [...]. Otchłań je s t to dzieło niepospolite, [...] dające świadectwo, że p. Konczyński ma wielki talent [...] bardzo samodzielny i kierujący się niezwy­ kłym instynktem i dużą znajomością publiczności10.

8 W. Wolski, Teatr, „Tygodnik Mód i Powieści” 1900, nr 42, s. 365. 9 G. Kempner, Z teatru, „Przegląd Tygodniowy” 1900, nr 41, s. 442.

10 G. Zapolska, Z teatru („Otchłań”, sztuka Konczyńskiego), „Słowo Polskie” 1901, nr 421, s. 1-2.

(5)

P o zy ty w n a recepcja sz tu k i w yb rzm iew a ta k ż e po la ta c h . N iesko m pliko ­ w a n a in try g a , w y ra źn y podział n a b iałe i czarn e c h a ra k te ry były tym , co n a d a l przyciągało widzów, m im o up ły w u cz asu od p re m ie ry 11. W arto z a z n a ­ czyć, że n ie bez przyczyny p rz y w o łan a w cześniej Z ap olska, o m aw iając k r e ­ ację głównego b o h a te ra d ra m a tu K onczyńskiego, n a w ią z a ła do tytułow ej po­ s ta c i z pow ieści J e a n B a p tis te L o u v e ta de C o u v ra y P rzy g o d y m iło sn e

ka w a lera de F a u b la s 12. F a u b la s był u cieleśn ien iem klasycznego do nżu ana-

lib e rty n a , zdobywcy kobiecych serc, k tó re m u uleg ały zarów no m łode panny, ja k i dośw iadczone, salonow e m atrony. O b iek tem p o ż ą d a n ia czynił kobiety cnotliw e i w yuzdane, pokojów ki oraz ich p an ie. S aty sfak cję i przyjem ność b o h ater czerpał z depraw ow ania młodych panienek, a jego m iłosne podboje przyczyniały się do unieszczęśliw ienia innych13. Nie bez powodu w k u ltu rze b o h ater te n sta ł się sym bolem uwodziciela i donżuanerii, m oralnej rozwiązłości.

N a w iązu jąc jeszcze do recepcji sztu k i, n a le ż y z a ra z e m dodać, że u k a z a n ą w d ra m a cie K onczyńskiego h isto rię n ie je d n o k ro tn ie p o strze g an o ja k o od­ zw ierciedlenie k o n k retn eg o p rz y p ad k u , co wywołało n a ty c h m ia s to w ą reakcję a u to r a 14.

O tchłań je s t d ra m a te m czteroaktow ym . A kcja dzieje się w spółcześnie.

M iejscem w y d a rzeń j e s t stolica, gdzie m ie sz k a ją b oh aterow ie. T am sw ą re zy ­ dencję m a H e n ry k H a n u sz - n e s to r rodu. P rze z długi czas p ia stu ją c y funkcję d y re k to ra w założonym p rzez siebie b a n k u H a n u sz p o sta n a w ia w k ońcu osiąść z d a la od m ia sta . W p a ła c u H e n ry k a m ie sz k a n a to m ia s t jego syn - W ładysław (typ d e k a d e n ta nieszczęśliw ie kochającego się w żonie n o ta riu ­ sz a E d w a rd a B orow skiego) oraz s io s tra jego zm arłej żony - J a n i n a K alick a ze sw ym m ężem K acp rem i có rk ą M ary n ią. K aliccy p rz en o szą się do p ałac u H a n u s z a po tym , ja k K a cp er z o sta ł zm u szo n y do sp rz e d a ż y swej ziem i i k am ien icy w S ta n ią tk a c h . R o zporządzają tym że p ałacem pod nieobecność jego w łaściciela. P oza W łady sław em H e n ry k H a n u sz m a ta k ż e córkę - H ele­

nę, k tó ra j e s t żo n ą E ra z m a Podosockiego - in ży n iera. Podosoccy w raz ze sw ą córeczką K a ro lcią m ie s z k a ją w w ytw ornej willi. W d ra m a cie p o jaw ia się rów nież p o stać H ilarego W oronka, podw ładnego i głównego p o w iern ik a Po- dosockiego, oraz E w y O chacz - służącej w dom u Podosockich. W m yśl k o n ­ w encji n a tu ra listy c z n e j d ra m a t te n re alizu je z a ra z e m k lasyczny u k ła d akcji i p rzedakcji, w pro w ad za w ielu bohaterów , dając ty m sam y m w iern y obraz u k az an eg o śro d o w isk a15.

11 S. Miłaszewski, Nowalie więdnącego sezonu, „Tygodnik Ilustrowany” 1923, nr 23, s. 371. 12 Wydania polskie: J. B. Louvet de Couvray, Przygody miłosne kawalera de Faublas, skrótu dokonała i przeł. A. Tatarkiewiczowa, Warszawa 1961; J. B. Louvet de Couvray,

Przygody kawalera de Faublas, ułożył oraz dopisami i przedm. opatrzył, tł. [z fr.] Cz. Jan­

kowski, Warszawa 1928.

13 A. Z. Makowiecki, Faublas, w: tegoż, Słownik postaci literackich, Warszawa 2000, s. 228-229.

14 T. Konczyński, List w sprawie „Otchłani”, „Kurier Poznański” 1901, nr 135, s. 3. 15 G. Matuszek, W bankach..., s. 332-333.

(6)

O tchłań je s t d ra m a te m o nieskom plik ow anej fabule. E ra z m Podosocki,

k tó ry - ja k ju ż w cześniej w spom niano - je s t głów nym b o h a te re m u tw o ru , ja w i się w yznaw cą nowej m oralności. Ż eniąc się z H e le n ą, z łatw o ścią o sią­

g n ął zn aczącą pozycję ja k o p raco w n ik w in s ty tu c ji swego teścia. Z czasem dokonuje sze reg u nadużyć, chociażby sp rz ed ając spółce belgijskiej kopalnię w Z ak łu szy n ie n a le ż ą c ą do b a n k u i w te n sposób n a ra ż a ją c firm ę H e n ry k a H a n u s z a n a straty . C hcąc je d n a k odwrócić jego u w agę od m alw ersacji b a n k o ­ wych, p o tajem n ie w y su w a k a n d y d a tu rę te śc ia n a p re z y d e n ta m ia s ta . N e g a ­ ty w n e d ziała n ie Podosockiego w p rz e s trz e n i publicznej d o p ełn ia z kolei d e­ g re n g o la d a życia rodzinnego. K res przy n o si jej dopiero d ziała n ie n e s to ra ro d u , k tó ry - o d k ry w a jąc w szy stk ie w y stę p k i b o h a te r a - z m u sz a go do op uszczenia k ra ju . W ta k p rz e d sta w ia ją c ą się fab u łę K onczyński w pisuje pro blem n ieleg aln y ch procederów finansow ych, m otyw u w o d zen ia m łodej p a ­ n ien k i, tru d n e relacje ojca z synem czy w końcu k w estię wyższości trad y c y j­ nego sy ste m u w a rto ści n a d w izją nowego człowieka.

F a b u łę O tch ła n i p is a rz o p ie ra n a sch em acie, k tó ry m o żn a odnaleźć w sz tu k a c h Ibsen o w sk ich 16. T akże w d ra m a cie K onczyńskiego m am y do czy­ n ie n ia z sy tu a c ją pojaw ien ia się obcego, p o d stęp n ie w dzierającego się pod d ach ro d z in n y i n aru szając eg o jego ład. T aki s ta n rzeczy inicjuje z kolei próbę pozbycia się n o ś n ik a d estru k c ji i p rzy w ró cen ia rów now agi.

P o za tw órczością Ib se n a w idoczne j e s t ta k ż e pow inow actw o d ra m a tu K onczyńskiego z u tw o rem Friebe K azim ie rza Zalew skiego. O ba te k s ty łączy p o sta w a je d n o stk i, k tó ra b ro n i m o raln ej czystości swego dom u p rz ed ducho­ w ą d eg ren g o lad ą17. W O tch ła n i j e s t to n e s to r rodu , w d ra m a cie Zalew skiego - R ozalia, k tó ra po śm ierci m ęża próbuje u trz y m a ć ro d zin n y m a ją te k . J a k ju ż zaznaczono, dzieło K onczyńskiego n aw ią zu je do m łodopolskich d ra m a tó w in d u stria ln y c h , podejm ujących p ro b lem a ty k ę p rz eo b ra żeń ekonom iczno-spo­ łecznych, rozw oju w ielkiego p rz em y słu czy bankow ości i w ynikających z tego konsekw encji. N a g ru n cie polskim te n rodzaj d ra m a tu w pisuje się zarazem w m odel n atu ra listy cz n y , zyskując odm ien n y w ydźw ięk niż n a Zachodzie. U ja w n ia typowo narodow y k o n te k s t m y ślen ia o świecie, zw łaszcza jego m a ­ te ria ln y c h p o d sta w a c h 18. M łodopolska d ra m a tu rg ia drugiej połowy XIX w ie­ k u , u trz y m a n a w n u rc ie n a tu ra liz m u , w zbogaca się o dzieła p re z e n tu ją c e typ

hom o oeconom icus - je d n o stk i, d la k tó rej najw ażn iejszy m d ążen iem je s t o sią­

gnięcie wysokiej pozycji m a te ria ln e j i społecznej. M a te ria ln y s ta tu s n ad a je k ie ru n e k m otyw acjom postaci, n iejed n o k ro tn ie czyni j ą ty p em sy b ary ty to ­ piącego ogrom ne su m y w zb y tk ac h i h az ard z ie , co prow adzi do ruiny. B o h a­ t e r w p ełn i odzw ierciedla specyfikę sw oich czasów, ja w i się ja k o w ykw it o kreślonych w a ru n k ó w ekonom icznych i społecznych. Jeg o k re a c ja o p iera się

16 Tamże, s. 332.

17 Tamże, s. 331; zob. K. Zalewski, Friebe, w: Dramat mieszczański epoki pozytywizmu

warszawskiego, wybrał, wstępem i przypisami opatrzył T. Sivert, Wrocław 1953, s. 470-550.

(7)

n a p rz eciw staw ie n iu w izeru nkow i człow ieka su k ce su , n iesk az ite ln e g o pod względem m oralnym , funkcjonującego w p rz e strz e n i oficjalnej, rzeczyw istem u zd e p raw o w an iu tejże jed n o stk i, opierającej życie n a in d y w id u aln y m kłam - stw ie 19. P rzy k ład e m je s t w sp o m n ian y d ra m a t Zalew skiego czy C zyste ręce W ilh elm a F e ld m a n a 20. O ba dzieła o p ie ra ją się n a schem acie b o h a te ra , k tó ry n a drodze licznych n ad u ży ć i d z ia ła ń nie zaw sze zgodnych z e ty k ą k o n se­ k w e n tn ie re a liz u je swoje za m ie rze n ia . P ra w d a o n im z a m k n ię ta zostaje w za c isz u c z te re c h ś c ia n do m o m e n tu całk o w itej d e m a sk a c ji. P o dob nie w O tchłani, gdzie ty p h om o oeconom icus w y łan ia się n a fu n d a m e n ta c h po­ dw ójnej m oralności, dochodzącej do głosu w domowej p rz e strz e n i. T ak ja k w in n y ch polskich d ra m a ta c h in d u s tria ln y c h w y brzm iew a t u pro blem o d d a­ n ia polskiej ziem i w obce ręce, sk u tk u jąceg o m a te r ia ln ą i d u cho w ą ru in ą .

T ytuł d ra m a tu K onczyńskiego su g eru je n a w ią z a n ie dzieła do m otyw u o tch łan i - jednego z kluczow ych toposów m łodopolskich21. R o zw ażan ia podję­ te w a rty k u le k o n c e n tru ją się n a an a liz ie O tchłan i jak o u tw o ru oscylującego wokół p ro b lem a ty k i duchow ej nicości.

O tch łań , c zy li w s p ó łc z e s n o ś ć

D ra m a t K onczyńskiego n ależy ro z p atry w a ć jak o u tw ó r podejm ujący d ia ­ gnozę rzeczyw istości ujaw n iającej s ta n chaosu. To rzeczyw istość u k a z a n a w św ietle w ielkich p rz e m ia n społecznych i ekonom icznych, ciągłej d y n am ik i, w ym uszającej konieczność p rz e o rie n to w a n ia dotychczasow ego sposobu m y­ śle n ia o św iecie i d o stosow ania się do jego wymogów. J u ż n a p o cz ątk u u tw o ­ r u zostaje n a k re ś lo n a specyfika now ych czasów, cechu jąca się b r u ta ln ą w a l­ k ą o w pływ y i pozycję, czyniąca człow ieka niew olnikiem żądzy p osiad an ia:

19 Tamże, s. 334.

20 Zob. W. Feldman, Czyste ręce. Dramat w czterech aktach, Warszawa - Lwów 1901. 21 W. Gutowski, Pasje wyobraźni. Szkice o literaturze romantyzmu i Młodej Polski, Toruń 1991, s. 13; tegoż, Nagie dusze i maski. O młodopolskich mitach miłości, Kraków 1997, s. 29; tegoż, Mit - Eros - Sacrum. Sytuacje młodopolskie, Bydgoszcz 1999, s. 53-69; tegoż, Z próżni nieba ku religii życia. Motywy chrześcijańskie w literaturze Młodej Polski, Kraków 2001, s. 61-62; M. Podraza-Kwiatkowska, Pustka - otchłań - pełnia. Ze studiów

nad młodopolską symboliką inercji i odrodzenia, w: tejże, Somnambulicy - Dekadenci - Herosi. Studia i eseje o literaturze Młodej Polski, Kraków 1985, s. 52-60; K. Wyka, Mło­ da Polska t. I: Modernizm polski, Kraków 1987, s. 96, 106; T. Walas, Ku otchłani (deka­ dentyzm w literaturze polskiej 1890-1905), Kraków 1986, s. 170-177; J. Tuczyński, Scho­ penhauer a Młoda Polska, Gdańsk 1969, s. 79; G. Matuszek, Etyka destrukcji i archetyp sumienia w twórczości Stanisława Przybyszewskiego, w: Etyka i literatura. Pisarze polscy lat 1863-1918 w poszukiwaniu wzorców życia i sztuki, red. E. Ihnatowicz, E. Paczoska,

Warszawa 2006, s. 119-129; M. Stala, Metafora w liryce Młodej Polski. Metamorfozy widze­

nia poetyckiego, Warszawa 1988, s. 200; tegoż, Pejzaż człowieka. Młodopolskie myśli i wy­ obrażenia o duszy, duchu i ciele, Kraków 1994, s. 105; J. Krzyżanowski, Neoromantyzm polski 1890-1918, bibliografię oprac. T. Brzozowska-Komorowska i M. Bokszczanin, Wro­

(8)

KACPER KALICKI. [...] Cały świat krzyczy: praca! Zamieniamy się w pociągo­ we bydło. Nie ma już kto poganiać. Tfu, wszystko bydło! Kopie się, gryzie w uda, łamie nogi - praca! O! w tym sęk wieku22.

(s. 7) P ra w d a o k ryzysie rzeczyw istości w y ra żo n a zostaje w wizji św iata, k tó ry u le g a p rz e o b ra ż e n iu zarów no n a poziom ie m a te ria ln y m , ja k i m oraln ym . A u to r w pisuje j ą w k o n te k s t u p a d k u trad y c ji skom pilow anej z procesem d eg rad acji w iejskiej p rz e strz e n i. S tą d też K acp er K alicki n aw ią z u je do s y tu ­ acji sp rzed aży S ta n ią te k , k tó ra sta je się sym bolem d estru kcyjn ego c h a ra k te ­ r u „now ych czasów ”:

KALICKI. Zacny szachraj [Rolicki - E.Ch.] spod ciemnej gwiazdy. Miał interesa w banku. Zaciągnął pożyczkę na Staniątki. [...] Żebyś ty wiedziała, jak on tam wszystko pociął, ostrzygł, ogolił!

(s. 8) B lisk a b o h atero w i w spółczesność ja w i się z a te m jak o ap oteoza m odelu życia op artego n a m ateria liz m ie. Tenże m a te ria liz m m o żn a u zn a ć za je d e n z sym ptom ów tw o rz e n ia nowej m etafizyki. Rów nież w reflek sjach głównego b o h a te ra d ra m a tu w y ra żo n a zostaje p ra w d a o rzeczyw istości, k tó ra o p iera się n a d z ia ła n iu niew zru szo n y ch m echanizm ó w rządzący ch św iatem w ielkich pieniędzy i władzy:

PODOSOCKI. U nas tak, jak zawsze. Życie przewala się, kłębi. To ten na dole, to ten na górze. Fala za falą. Bracia Sorowscy ogłosili upadłość. Henrich porobił milionowe interesa na nafcie.

(s. 22) W tej z pozoru nic nieznaczącej reflek sji b o h a te ra K onczyński u w y d a tn ia specyficzny sposób m y śle n ia o świecie, k tó ry funkcjonuje n a p ra w a c h zm ien ­ ności losu, triu m fu lu b klęsk i. E g zy sten c ja j e s t n ie u s ta n n y m procesem zdo­ b y w a n ia i u tra ty , dom inacji i podporządk ow an ia. Podosocki su geru je, że ta k a rzeczyw istość nie u z n a je kom prom isów , ale z m u sza do d ziała n ia . S an k cjo n u ­ je p ra w a silniejszego, z drugiej stro n y okazuje się w y k ła d n ią życia rozpiętego

pom iędzy su kcesem a klęską.

W izja w spółczesności hołdującej m ateria liz m o w i i w ykazującej d e g ra d a ­ cję trady cy jn ej aksjologii w d ram acie K onczyńskiego z p ersp ek ty w y ogólnej zostaje p rz e k ie ro w a n a w w y m iar jednostkow y. Zjaw isko d ezin teg racji docho­ dzi do głosu w obrębie bliskiej p rz e strz e n i, zw łaszcza dom u Podosockiego, k tó ry okazuje się p rz ed łu żen ie m ulicy. To p rz e strz e ń p o k a z a n a p rzez p ry ­ z m a t c e n n y c h o b ra z ó w w isz ą c y c h n a ś c ia n a c h , o k a z a łe g o św ie c z n ik a ,

22 Wszystkie fragmenty przywołane są w pracy według wydania: T. Konczyński, Otchłań.

(9)

gu sto w n ie p o u staw ian y c h m ebli. P e łe n w ytw orności i p rz ep y ch u p ałac E r a ­ zm a je s t z a raz em m iejscem , w k tó ry m to, co publiczne, m iesza się z tym , co p ry w a tn e. To dom, w k tó ry m ,,się by w a”, w iedzie egzystencję, ale n ie przeży ­ w a i nie doznaje św ia ta w sposób pełny. J e s t św iatem sztucznym , w y ła n ia ją ­ cym się ja k o a n tid o tu m n a rzeczyw istość.

A n a liz a u k a z a n e j w d ra m a c ie p rz e s trz e n i o ra z in fo rm a c je z a w a rte w w ypow iedziach in n y ch b o h ateró w s łu ż ą n a k re ś le n iu psychologicznego w i­ z e ru n k u głównej postaci. Z naczący j e s t w ty m w zględzie a k t pierw szy, k tó ry pełn i funkcję ekspozycyjną. K olejne sceny d ra m a tu u k a z u ją sposób oddziały­ w a n ia Podosockiego n a k o n k re tn e p rz estrze n ie , prow adzący do ich d e z in te ­ gracji. W idać to zarów no w obrębie dom ostw a Podosockiego, ja k i H a n u sz a czy K alickiego. F u n k c jo n u ją one w O tchłan i ja k o m ikrośw iaty, s ą p u n k te m w yjścia do stw ie rd z e n ia obecności zła.

E ra z m Podosocki re alizu je m odel człow ieka „nowego”, n a m ia rę swoich czasów. C echuje go przed sięb iorczość i aktyw ność. N ie grzeszy eleg an cją i w ytw ornością, a zdobyw ana dzięki pien iąd zo m pew ność siebie daje m u poczucie odm ienności i wyższości wobec innych. W yrazem tejże odm ienności je s t zarów no jego sposób bycia, ja k i język. B o h a te r n ierz ad k o posługuje się w trę ta m i z obcych języków, co czyni go człow iekiem św iatow ym , ale ta k ż e z d ra d z a jego n ie n a tu ra ln o ść :

PODOSOCKI (oddycha głęboko, do Woronka w głębi) Finita la commedia. (s. 109) D ystyngow anie i ostrożność s ą d la E ra z m a n a rzęd z ia m i, za pom ocą k tó ­ ry ch sk u tecz n ie re alizu je w łasn e cele:

PODOSOCKI (wchodzi korytarzem z prawej strony. Ubrany w długi surdut, mo-

nokl w oku, ruchy wytworne, hiszpanka. Spostrzega Marynię i Louisę. Ogląda się żywo na strony, podchodzi ku Maryni leżącej na kanapce).

(s. 15) Z najd uje to swoje odzw ierciedlenie ta k ż e w jego w ypow iedziach:

PODOSOCKI (przystępuje do ojca uroczyście). Ojcze - deputacja obywatelska przyjdzie tu za chwilę z prośbą, abyś postawił swoją kandydaturę na prezydenta miasta. Oto najświeższa nowina, jak ą przyniósł pan notariusz.

(s. 44) M ężczyzna w sile w ieku, k o n sek w e n tn ie w sp in ający się n a kolejne sto p ­ n ie d ra b in y społecznej, by - o siągnąw szy szczyt u z n a n ia - móc swobodnie czynić zadość sw ym am bicjom , stan o w i doskonały p rz y k ła d p rz e o rie n to w a n ia św iadom ości zakotw iczonej w trady cy jnej aksjologii. Podosocki hołduje m ate- rialisty czn ej koncepcji życia. W yznaje w iarę w potęgę p ien iąd z a, k tó ra daje poczucie władzy:

(10)

EWA. Państwo dają obiad - jakieś wielkie przyjęcie. Pan każe muzyce grać. Kwiatów dużo. Tak jak w Qvo vadis Sienkiewicza ta uczta u Nerona. Pani gospodyni [...] powiedziała mi, że to pana kosztuje strasznie dużo, kilkanaście tysięcy, bo pan każe podawać najdroższe wina, takie figlasy rozmaite, jak w Qvo

vadis.

(s. 74) W izja rzeczyw istości, jaw iącej się w re fle k sa c h b u rz liw y c h p rz e m ia n w d u c h u now oczesności, sy tu u je z a raz em d ra m a t K onczyńskiego blisko p ro ­ b lem u n ih ilizm u . W ym owa ideow a u tw o ru oraz koncepcja głównego b o h a te ra w iedzie w k ie ru n k u m yśli F rie d ric h a N ietzschego. U w id aczn ia się zjaw isko o d w a rto śc io w a n ia w a rto ści, z a n e g o w a n ia woli (życia), ateleo lo g iczn o ść23. K ryzys ety k i daje a s u m p t do p y ta n ia o człow ieka, jego zdolność n a d a w a n ia ś w ia tu nowego se n su 24. W iąże się z koniecznością w y p ełn ien ia p u s tk i now y­ m i w arto ściam i lu b sk azu je n a nicość25. Nicość, p o sta w a negacji sta n o w ią ośrodki k o n sty tu ty w n e n ih iliz m u 26. To u n icestw ie n ie w a ru n k o w an e dekon- s tru k c ją w obszarze tego, co stan o w i o m onolitycznym w ym iarze św iata. S tą d je s t źródłem k u ltu ry śm ierci, fu n d a m e n te m zła27. O tchłań n aw iązu je więc do koncepcji w spółczesności, w której a firm a cja człow ieka s ta ła się jego n a jw ię k sz ą tra g e d ią 28.

O tch łań , cz y li to ta ln a d estru k cja

D ra m a t K onczyńskiego u k a z u je proces m oralnego „nicestw ien ia”, doko­ nującego się za s p ra w ą głównego b o h a te ra . U w id aczn ia się ono w sferze życia rodzinnego, k tó re w p rz y p a d k u H e n ry k a H a n u sz a i jego b lisk ich sp rz ę ­ g n ięte j e s t z kolei z d ziała ln o śc ią publiczną. W idoczne je s t jed y n ie w y zw ala­ n ie się d estru k c y jn y c h sił człow ieka29. Te zaś u ja w n ia ją się w każdej sferze życia i d o ty k ają każdego z członków jego rodziny. W p rz y p a d k u H a n u s z a to św iadom e d ziała n ie Podosockiego, k tó ry re alizu je m iste rn y p la n d oprow a­ d ze n ia swego te śc ia do w ygranej w w yborach n a p re z y d e n ta m ia sta . Aby w prow adzić swój cel w życie, E ra z m n ie cofa się p rz ed sz a n ta ż e m w ym ierzo­ 23 G. Kowal, Nihilizm Friedricha Nietzschego, w: Nihilizm i historia. Studia z literatu­

ry XIX i XX wieku, red. M. Sokołowski i J. Ławski, Białystok-Warszawa 2009, s. 475-476.

24 W. Gutowski, Wobec „śmierci Boga”. Sytuacje młodopolskie, „Roczniki Humanistycz­ ne” 1997, z. 1, s. 152.

25 W. Gutowski, Głosy osobne: z krawędzi Nicestwienia /znicestwienia krawędzi, w:

Nihilizm i historia..., s. 669-670.

26 G. Sowiński, Zamiast posłowia: Między ,,nihilizmem” a postnihilizmem..., w: Wokół

nihilizmu, red. G. Sowiński, Kraków 200, s. 268.

27 W. Gutowski, Głosy osobne., s. 668; zob. też: L. Landgrebe, O przezwyciężaniu

nihilizmu europejskiego, przeł. G. Sowiński, w: Wokół nihilizmu, s. 228-232.

28 Zwracał na to uwagę Nietzsche charakteryzując epokę nowoczesności; zob. F. Nietz­ sche, Wola mocy. Próba przemiany wszystkich wartości, przeł. S. Frycz i K. Drzewiecki, posłowie napisał B. Banasiak, Kraków 2003, s. 13.

(11)

n y m w dotychczasow e w ładze m ia sta . N a jp ierw posyła do m a g is tra tu H ila re ­ go W oronka, żeby zniechęcił obecnego p re z y d e n ta do s ta r a n ia się o reelekcję. G dy to nie p rzynosi p o żąd an y ch skutków , Podosocki p rzejm u je i chce z a s k a r­ żyć jego w eksle n a bard zo w y so k ą sum ę:

PODOSOCKI (naśladując jego lakoniczność) Tak, idzie o pańskie weksle (siada). KORECKI Za słabe podpisy?

PODOSOCKI Nie, kilka weksli zaskarżymy. [...]

KORECKI Czyli mam się zrzec kandydatury, a panowie nie zaskarżycie weksli. (s. 60) W szystko po to, aby w przyszłości móc zapew nić sobie swobodę d z ia ła n ia w p rz e strz e n i publicznej. W te n sposób K onczyński u ja w n ia w ładcze a s p ira ­ cje b o h a te ra , k tó ry ch Podosocki nie kryje wobec W oronka:

PODOSOCKI.[...] Myślisz pan, że będzie [Hanusz - E.Ch.] prezydentem i dyrek­ torem zarazem? Nigdy! Wtenczas ja wypłynę na wierzch jak oliwa, na wierzch tych milionów, tej powodzi złota.

(s. 95) S z a n ta ż n ie je s t je d n a k jed y n y m n a rz ę d z ie m d estru kcyjn ego d z ia ła n ia b o h a te ra . W g rę wchodzi ta k ż e m an ip u lacja, o czym p rzek o n u je się W ład y ­ sław. A u to r u w y d a tn ia anty n o m ię, ja k a zachodzi m iędzy b o h a te ra m i w k o n ­ tekście w y ra żan y c h przez n ic h p o staw życiowych, czy n aw ią z u ją c do m yśli N ietzschego - re ak cji n a nihilizm . Ja w ią c y się ja k o w yraziciel n ih iliz m u aktyw nego Podosocki zostaje p rzeciw staw ion y synow i H a n u sz a , k tó ry d e­ m o n stru je postaw ę n ih ilisty b iern eg o 30. W ład ysław pozostaje je d n o s tk ą nie- w y k a zu jącą woli podjęcia jak iejk o lw iek aktyw ności. Godzi się n a w szy stkie su g estie Podosockiego dotyczące b a n k u . P rz y k ła d e m j e s t sy tu acja, w której E razm ow i u d aje się p rz ek o n ać go do konieczności u trz y m y w a n ia w ta je m n i­ cy p rz ed ojcem w szelkich jego d ziałań , w m aw iając m u groźbę za p rzep aszcze­ n ia ty m sposobem sz a n s n a zrobienie w ielkich pieniędzy. Oczywiście nie je s t to praw da:

PODOSOCKI. [...] Wspominał ci Woronek o kopalniach węgla?

WŁADYSŁAW. W Zakłuszynie? A jakże. Winszuję ci. Znaleźliście nowe pokłady. Milionowy interes. Mam trzymać w tajemnicy?

PODOSOCKI. Tak, bank mógłby na tym stracić. WŁADYSŁAW. I przed ojcem?

PODOSOCKI (niedbale). Tak, niespodzianka, i tak dalej. WŁADYSŁAW. A dobrze, jak chcesz.

(s. 31)

(12)

Św iadom e o d działyw anie E ra z m a u m a c n ia w sy n u H a n u sz a postaw ę o p o rtu n isty i ig n o ra n ta zarów no w sferze życia p ryw atn ego , ja k i w p rz e ­ s trz e n i publicznej. Za s p ra w ą szw a g ra W ład ysław zostaje w ciąg nięty w szpo­ ny h a z a rd u i nałogu, sk u teczn ie odciągających go od pracy:

WŁADYSŁAW [...] Masz mnie, jak chciałeś mnie mieć [...].

Rozpiłeś mnie, zaprawiłeś do ferbelka, zapoznałeś mnie z dystyngowanym pół­ światkiem. Puszczam pieniądze, zdrowie. Ty się cieszysz i ja się cieszę.

(s. 29) T aki s ta n rzeczy pow oduje, że sy n H a n u sz a za p rzep aszcza n adzieje po­ k ła d a n e w n im p rzez ojca. H e n ry k przez długi czas w id ział w n im bow iem swego n a stę p c ę ja k o d y re k to ra b a n k u . Jed n o cześn ie, ro z p a tru ją c losy W łady ­ sła w a w św ie tle p rz y w o łan ej k a te g o rii n ih iliz m u , n a le ż y za zn aczy ć, że w p rz y p a d k u tegoż b o h a te ra m am y do czy n ien ia z sy tu acją, w k tó rej o d rz u ­ cenie w arto ści sta je się jed y n ie źródłem rozpaczy31. W łady sław n ie je s t zdol­ n y do burzycielskiej p o staw y wobec tradycyjnej aksjologii i podjęcia próby stw o rz en ia nowej etyki. Do końca pozostaje b o h a te re m b iern y m , a w s y tu ­ acji, gdy jego w izja życia okazuje się ru in ą , w ykazuje się esk apizm em , nie je s t w s ta n ie przeciw staw ić się dośw iadczanej destru k cji.

N a p rzy k ład zie relacji W ład y sław a i H e n ry k a K onczyński pokazuje, ja k obecność Podosockiego k o n sek w e n tn ie p rzy czyn ia się do ro z lu ź n ien ia ro d z in ­ n y ch więzi. Ojciec zaczy n a d o strzegać w sy n u zn a m io n a tej sam ej nicości, ja k ą em an u je E razm :

HANUSZ

[...] Zmieniłeś się tak, że nie chce mi się wierzyć oczom własnym. [...]

Wejdź w siebie, dobrze wejdź. Przyszłość nie czeka. Takim cię weźmie, jakim jesteś. Byłeś samym życiem. Dziś jesteś szmatą. Na ciebie liczyłem.

(s. 27) R ozłam idei rodziny n ajp ełn iej dochodzi do głosu w p rz y p a d k u sam ych Podosockich. Ojciec H elen y nie k ryje swej podejrzliw ości wobec spokoju, k tó ­ ry j e s t tylko pozorem . In tu icy jn ie w yczuw a cierp ien ie, jak ieg o dośw iadcza jego córka, żyjąc pod je d n y m d ach em z E razm em . W yczuw a jej w ielkie roz­

czarow anie życiem , z k tó ry m k o b ie ta kryje się w zaciszu czterech ścian. W spólna egzy sten cja to n ie u s ta n n e zm ag an ie z jego m o raln y m zw yrodnie­ niem . Tę egzystencję K onczyński ro z p a tru je przez p ry z m a t u tracon ego czło­ w ieczeństw a. Ś w iadom ie sięg a z a te m do pojęcia odgryw ającego kluczo w ą rolę w d ra m a ta c h Ib sen a. W O tchłan i w sk azu je ono n a sy tu ację pod po rząd ­ k o w a n ia k obiety w ładzy m ęża:

31 G. Kowal, dz. cyt., s. 479-480; W. Gutowski, Głosy osobne: z krawędzi Nicestwienia

(13)

HELENA. [...] nie masz prawa tak postępować ze mną [...]. Jestem człowiekiem jak ty. Jeśli nie broniłam się, to błądziłam. Wziąłeś mnie młodą. Nazywało się to miłością, co czułam do ciebie.

[...] Znasz mnie, nie uskarżę się nikomu, ale sama będę się bronić, muszę. Jakie mnie życie gotujesz, takie zgotujesz tej małej istocie.

(s. 52) M anifesto w an ie przez żonę Podosockiego konieczności i gotowości obrony m oże znaleźć u z a sa d n ie n ie w łaśn ie w sy tu acji poczucia zag ro żen ia rozpad em idei dom u i rodziny. P rzyczyny jej d ra m a tu le ż ą w jej naiw ności i p ra g n ie n iu z a p e łn ie n ia p u s tk i po śm ierci m atk i. W to k u akcji a u to r o d sła n ia h isto rię kobiety, k tó r ą u rz e k ła d y sty n k cja Podosockiego. M ężczyzna niegdy ś w yko­ rz y sta ł jej trag ic zn e położenie i z a w ła d n ą jej wolą. M am y z a te m do czynienia z typow ym d la utw orów K onczyńskiego sch e m a tem - d ziała n ie m pod w pły­ w em chwilowego zauro czen ia, prow adzącego w ko nsekw encji do n ieszczęśli­ wego u lo k o w an ia uczuć.

Jed n o cześn ie p isa rz pokazuje, że w brew pozorom H e le n a podejm uje ci­ c h ą w alk ę o o d zyskanie u traco n ej podm iotow ości. S ta je się sum ieniem :

PODOSOCKA. [...] Nie mówmy o estetyce, ale o uczciwości. Ta nie ma dwóch określeń. Coś jest albo uczciwe, albo nieuczciwe. Można przytłumić coś w kimś, ale zmienić to, co jest wrodzonym, co jest drugą naturą, nigdy! nigdy! [...] Choćbyś ty nic nie popełnił, nic, nic, to ty jesteś nieuczciwy, jesteś!

(s. 121) M o ra ln a w ery fik acja d z ia ła ń b o h a te r a w iedzie do p o tę p ie n ia go jak o je d n o stk i będącej źródłem zła. To o s ta tn ie zostaje p rz y p isa n e jego n a tu rz e i sta je się zagrożeniem d la m o ralnej czystości córki Podosockich - Karolci. D e te rm in ację b o h a te rk i, aby przeciw staw ić się duchow ej d e stru k c ji o g a rn ia ­ jącej jej dom, w a ru n k u je bow iem w zgląd n a przyszłość dziew czynki, k tó ra - m im o swej dziecięcej naiw ności - podśw iadom ie w yczuw a pękn ięcie w s t a ­ tecznej wizji dom u. O dczytuje j ą w z a tro sk a n y m obliczu m a tk i i chłodnym sp o jrze n iu ojca.

S tu d iu m m oralnego k ry zy su , ja k i sta je się dośw iadczeniem rodziny Ha- n u sza , d opełnia d eg ren g o lad a w sferze uczuć. A u to r d ra m a tu n aw ią zu je do koncepcji m iłości, k tó ra m a cechy d estru k c y jn e , j e s t p rzejaw em d z ia ła n ia in s ty n k tó w dom ag ający ch się zasp o k o jen ia. J e j o fia rą s ta je się M a ry n ia - córka K alickich. Bliskość i autentyczność relacji m iędzy k o b ietą a m ężczyzną w ty m w zględzie w ypiera zw ulgaryzow any erotyzm , k tó ry Podosocki czyni kolejnym n arzęd ziem m anipulacji. S tą d też bez skrupułów , choć z dyskrecją, pod k ład a M aryni lite ra tu rę pornograficzną, by w te n sposób zaw ład nąć w y­ o b ra źn ią b o haterki. M otyw acją je s t chęć zerw an ia zw iązku dziew czyny z S e­ w erynem K o stk ą - profesorem u n iw e rsy te tu - i uczyn ien ia jej przedm iotem w łasnego pożądania. Podosocki, w raz ze sw oją przy jació łk ą M adem oiselle Lo­ uise, u siłu je w te n sposób doprow adzić do u p o d len ia M aryni:

(14)

MARYNIA. Ratuj mnie! [...] Bo ja już nie mam Kostki. A ja go kocham. [...] Erazm mnie psuł, dawał mi okropne obrazki, kazali mi oglądać, dawał mi książki, t a k i e . t a k i e . p a t r z . (zrywa się, szuka między doniczkami i spośród

gałęzi wyjmuje małą, żółtą książeczkę). Masz, masz (zakrywa oczy).

(s. 103) N a oczach dom ow ników rozgryw a się d ra m a t dziewczyny, k tó ra heroicz­ n ie w alczy o w ła s n ą czystość. Co w ażniejsze, zn ajd u je w tej w alce sp rz y m ie­ rzeńców. P ro śb a o r a tu n e k je s t m a n ife ste m jej d ą ż e n ia do p raw dziw ej m iło­ ści. G e st z a k ry w a n ia oczu, zasygnalizow any w d id ask aliac h , m o żn a tłu m a ­ czyć ja k o próbę odcięcia się (a ty m sam y m w yzw olenia) od b e z m ia ru m o ra l­ nego b ru d u , ja k im e p a tu je Podosocki. M a ry n ia za k ry w a oczy n a z n a k ro z p a­ czy i w łasnej bezsilności wobec dośw iadczanego zła, którego nie je s t w sta n ie w yrazić słow am i. G e st te n tow arzyszy jej w ielokrotnie, ilekroć czuje wokół siebie b lisk ą obecność E razm a.

D eg ren g o lad a w sferze uczuć u ja w n ia się je d n a k nie tylko w p rz y p a d k u córki K alickich. Swój dom Podosocki czyni m iejscem in ty m n y c h sp o tk a ń W ład y sław a i B orow skiej. R elacja b o h ateró w ja w i się w re flek sac h dem oni- zm u. W ładysław p o strz e g a sw ą p a r tn e rk ę ja k o em an ację ja k ie jś dziw nej siły, k tó ra osacza go i o d b iera w ładzę n a d sobą. M iłość do B orow skiej u m a c n ia biern o ść sy n a H a n u sz a , a jego p a r tn e rk ę pro w ad zi do p o rz u cen ia przez n ią dom u. S tą d też sp o ty k a się o n a z o s trą re a k c ją n e s to ra rodu:

HANUSZ. Ty nikczemny jesteś, bo nie masz na tyle męskiej woli, aby nie stać się jej sługusem, a ona, bo obowiązki swoje ma za nic! Macie podłe charaktery! Macie podłe dusze.

(s. 77) S iła woli E ra z m a prow adzi do upodlenia, p o d p o rząd k o w an ia życiowej po staw y b o h ateró w jego etyce. W sp o m in a o ty m W ładysław :

WŁADYSŁAW. [ . ] . Powiadają, że każdemu łajdakowi koniec naznaczony, tobie i mnie. Skromnyś? J a się nie wstydzę [ . ] . No, ale jak wrócę za jakiś czas, a ty będziesz jeszcze jaśniał [ . ] , to strzelę w łeb tobie i sobie [ . ] . Nauczyłeś mnie ż y ć .

(s. 99) R om ans z B orow ską nie tylko czyni W ład y sław a niew o ln ik iem zm ysło­ wego p o żą d an ia, lecz ta k ż e n a r a ż a go n a sk a n d a l, p rzyczynia się do sp la m ie ­ n ia h o n o ru ro d u H a n u sz a . Zw iązek te n k ład zie się cieniem n a w iarygodności i m oraln ej czystości W ładysław a. P rz e sz k a d z a m u ra cjo n aln ie p a trz e ć n a rzeczyw istość, p rz y sła n ia w agę spraw , do k tó ry ch zo stał powołany. Podobnie ja k u M ary n i, ta k też u W ład y sła w a ro m a n s je s t inicjacją w zd eg en ero w an ą m iłość, m y lnie p ojm ow aną ja k o szczęście. T ak ja k u M ary ni, ow a inicjacja rodzi poczucie ch ao su w re la cjac h p a rtn e rsk ic h . W p rzeciw ień stw ie je d n a k do K alickiej, W ładysław nie s ta w ia o po ru dośw iadczanej degrengoladzie, do

(15)

ko ń ca pozostaje w iern y rozbu d zo n em u p ra g n ie n iu . Św iadczy o ty m fa k t po­ d ą ż a n ia b o h a te ra za u k o c h a n ą w brew w szelk im przeciw nościom .

Z n am io n a destrukcyjności w sferze uczuć m a ją liczne ro m a n se Podosoc- kiego, o k tó ry ch w sp o m in a H e le n a w ko n tek ście dem oralizacji M aryni. Do­ w odem tego j e s t jego b lis k a re la c ja z L o uise, liczn e u m iz g i k ie ro w a n e w stro n ę B orow skiej. W iarołom stw o nieo d w racaln ie o d b iera m u m iłość żony. K onczyński czyni b o h a te ra uosobieniem in sty n k tó w - św ia t praw dziw ych uczuć je s t d la niego św iatem zam k n ięty m .

P isa rz pokazuje n a ru s z a n ie przez Podosockiego etycznych g ra n ic w k a ż ­ dym obszarze życia. B o h a te r ste ru je em ocjam i d la ro zryw k i b ąd ź d la ko rzy ­ ści m a te ria ln y c h . Z d ra d z a ty m sam y m sub iek ty w ność oraz dezin teg rację h ie ­ ra rch iza cji pojęć i zjaw isk. U m a c n ia poczucie d y so n a n su w stab iln ej d otąd wizji św iata, prow okując po staw ę bezsilnej rozpaczy lu b obrony. U c ie le śn ia­ n y p rzez Podosockiego bu rzy cielsk i n ih ilizm je s t t u sp rz ęg n ięty z do św iad ­ czeniem obcego, k tó ry p o d stęp n ie dokonuje a k tu „nicestw ienia” w y m ierzon e­ go w siebie i w swe najbliższe otoczenie. Tem u nihilizm ow i a u to r przeciw ­ s ta w ia z a te m n ih ilizm będący m a n ife ste m rozpaczy (H a n k a , H a n u sz , W ład y ­ sław , M a ry n ia , K aliccy). Zło d e g ra d u je u k a z a n ą rzecz y w isto ść zarów no w w y m ia rz e m a te r ia ln y m , j a k i d u chow y m . J e s t w y c z u w a ln e p o p rzez k o n ta k t fizyczny oraz n a poziom ie św iadom ości, w n ik ając w refleksje i m yśli d o tk n ięty ch n im bohaterów . P rz y tła c z a sw oim b ez m ia rem , w k tó ry w ch ła­ n ia poszczególne jed n o stk i. J e s t tym , co osacza i d estab ilizu je (s. 29), ssie (s. 91), p o ch łan ia [s. 30], depcze (s.77), p su je (s. 104), pro w ad zi do u p o d len ia (s. 78).

O tch ła ń - w o ln o ść i r e la ty w izm ety c z n y

W arto głębiej p rzean alizo w ać fu n d a m e n ty św iatopoglądow e, n a ja k ic h Podosocki b u d u je sw oją po staw ę nowego człow ieka. K onczyński w y raźn ie sug eru je, że kluczow ą rolę odg ry w ają w ty m w zględzie dw a pojęcia - wolność i ety k a. A u to r pokazuje, ja k pojęcie wolności zostaje p rz efiltro w an e przez św iadom ość b o h a te ra , b ędąc podłożem jego p o staw y etycznej:

PODOSOCKI (do Maryni). Wolność, moja Maryniu, zależy od pojmowania osobi­ stego. Im w głębi mamy więcej tego buntu, co widzisz, podnosi się, przewala, tej, tej krwi, rozumiesz, tej jakiejś halucynacji czegoś, czegośmy jeszcze nie znali... to tym lepiej. To jest właśnie tajemnica indywidualności: być panem swej woli, to znaczy robić to, czego pożądam. Tylko jeszcze trzeba patrzeć doko­ ła, czy ktoś drugi nie p o ż ą d a . dobrze patrzeć i w lot umieć chwytać sposob­ n o ś ć .

(s. 61-62) B ohaterow i om aw ianego d ra m a tu b lisk a je s t koncepcja wolności w d u ­ c h u N ietzschego, tra k to w a n e j jak o s ta n n a tu ra ln y , p rzeciw w ag a d la m o ra l­

(16)

ności32. T ak p o jęta w olność o b arczon a je s t je d n a k sub iektyw izm em , s ta je się źródłem d estru k c y jn y c h d z ia ła ń Podosockiego, k tó ry p ra g n ie być niezależ- n y 33. W olność m a d la b o h a te ra c h a ra k te r in s tru m e n ta ln y - służy realizacji o kreślonych celów. P rz y ty m je s t to wolność, k tó ra n ie z a k ła d a w zięcia odpo­ w ied z ia ln o ści z a jej s k u tk i. E ra z m w ż a d n y m m om encie n ie p od ejm u je bow iem etycznego rozliczenia swego d z ia ła n ia zarów no w p rz e s trz e n i p u ­ blicznej, ja k i p ry w a tn ej. N ie okazuje pow ściągliw ości i w yrzu tów su m ie n ia a n i w m om encie, gdy gorszy m ło d ą p a n n ę , a n i w chw ili, gdy s z a n ta ż u je dotychczasow ego p re z y d e n ta m ia s ta . B o h a te r fo rm u łu je pojęcie w olności, k tó ra czyni go p a n e m sytuacji, n a z n a c z a m u rolę re ż y s e ra kreującego rzeczy­ w istość, a co w ażniejsze, w chodzi w kolizję z trad y cy jn y m sy stem em w a rto ­ ści. Św iadczy o ty m re fle k sja H elen y dokonującej etycznego o sąd u po staw y m ęża:

PODOSOCKA. Słuchaj, Erazmie. Ludzie nie są lalkami, żeby skakali tak, jak ty pociągniesz za sznurek. Widzę dużo, rozumiesz, dużo, choćby to, że Władka rzuciłeś w ramiona pani Borowskiej. Nie zaprzeczysz co? Nasz dom jest dla nich miejscem schadzek.

(s. 52) P odobnie ja k N ietzsche, b o h a te r O tch ła n i ro z p a tru je pojęcie wolności i etyki w św ietle ewolucji, k tó ra czyni tw órczym i u m a c n ia w iarę w człowieka:

PODOSOCKI. [...] w dzisiejszych stosunkach społecznych trudno, żeby jedne i te same siły zużywały się. [...] społeczeństwo musi posługiwać się coraz to nowymi jednostkami. Wnoszą one z sobą inicjatywę, wnoszą zasób nagromadzonej ener­ gii. [...]. Ogółem, prawem ewolucji społecznej, nowe zadanie, nowi ludzie podej­ mują, [...].

(s. 57) Ale też podobnie ja k u N ietzschego, u ja w n ia się rychło p rz e k o n a n ie o d z ia ła n iu przeciw ew olucji34.

E ra z m m a n ife stu je b u n t n ie tyle wobec otaczającej go rzeczyw istości, ile wobec koncepcji człow ieka podporządkow ującego życie p an u jąc y m zasado m m oralnym . Jed n o cześn ie swoje pojm ow anie wolności Podosocki w iąże z k w e­ s tią dośw iad czan ia wciąż czegoś nieznan ego , pozostającego poza zasięg iem dotychczasow ych m ożliwości. Poczucie w łasnej m ocy u tw ie rd z a go w gotow o­ ści do podejm ow ania now ych w yzw ań, w ja k im ś sto p n iu czyni tw órczym , ale p ro w a d z i tę tw órczość k u coraz g łę b sz e m u z a tr a c a n iu się w o d m ę ta c h

32 F. Nietzsche, Wola mocy, s. 158; tegoż, Zmierzch bożyszcz, czyli jak filozofuje się

młotem, przeł., oprac. i wstępem opatrzył P. Pieniążek, Kraków 2006, s. 29.

33 F. Nietzsche, Jutrzenka. Zmysły o przesądach moralnych, przeł. S. Wyrzykowski. Warszawa 1907, s. 16-17.

(17)

w łasnej duszy. Tym sposobem jego w ola mocy s ta je się w olą nicości35. To moc p o su n ię ta do m a k sim u m i m a ją c a c h a ra k te r niszczycielski36.

Obok k w e stii m ylnie pojm ow anej wolności w d ra m a cie K onczyńskiego pojaw ia się problem re la ty w izm u etycznego. J e s t on je d n y m z kluczow ych w yznaczników św iatopoglądow ych Podosockiego. A u to r z w n ikliw ością p rz y ­ g lą d a się E razm ow i, k tó ry poddaje się n iew in nej zabaw ie z dzieckiem , by po chw ili gorszyć ła d n ą p a n n ę , podsuw ając jej n ie m o ra ln e treści. T ak też n ależy ro z p atry w a ć d ziała n ie Podosockiego wobec K alickiego, którego doprow adza do m a te ria ln e j ruiny, staw iają c fab ry k ę tu ż obok jego k am ien icy i w te n sposób pow odując, że w ynajm u jący j ą lo k ato rz y re z y g n u ją z m ieszk a n ia . K alicki zm uszony j e s t przyjąć posadę w b a n k u H a n u sz a . Oczywiście szybko w ychodzi n a jaw , że b o h a te r p ad ł o fia rą św iadom ego d z ia ła n ia E ra z m a , k tó ry przejm u je opuszczony b u d y n e k pod fabrykę. To d ziała n ie Podosockiego k o n ­ tr a s tu je z kolei z jego p o sta w ą wobec sio stry E w y Ochacz, której pom ag a w z n a le z ie n iu pracy. U d z ie la pom ocy m a te r ia ln e j sw em u p o d w ła d n e m u - W oronkowi, a w zw iązku z zain icjo w an ą przez siebie sp rz e d a ż ą k o p aln i w Z ak łu szy n ie p o stu lu je ochronę zagrożonych m iejsc pracy. W je d n y m m o­ m encie z b ru ta ln e g o sz a n ta ż y sty p rz e o b ra ż a się w życzliwego p a n a dom u, b eztrosko oddającego się rozryw kom n a ślizgaw ce. W yraża chęć d z ia ła n ia dla d o b ra k ra ju , podczas gdy w obce ręce sp rzed aje rodzim y m a ją te k . R e la ty ­ w izm łączy się t u z p ra g m a ty zm em , k tó ry ra z czyni b o h a te ra dobrodziejem , in n y m ra z e m je d n o s tk ą zdegen ero w aną.

M ożna stw ierdzić, że Podosocki p re z e n tu je kolejny ty p osobowości „roz­ szczepionej”, k tó rej pierw ow zorem w lite ra tu rz e polskiej był b o h a te r Bez

d o g m a tu H e n ry k a S ienkiew icza, n a s tę p n ie po staci z tw órczości P rzy by szew ­

skiego czy powieści B e re n ta (Próchno). P rzek o n an ie o niejasnej tożsam ości jed n o stk i, w yrażającej relatyw izm w artości, w ybrzm iew ało ta k ż e w poezji37. Je d n a k ż e b o h a te r d ra m a tu Konczyńskiego, choć zd rad za objawy relatyw izm u, to je d n a k n ie staje się kolejnym w cieleniem Płoszowskiego czy Jy elsk y ’ego z

P róchna - d zien n ik a rza w yrażającego przek o n an ie o głębokim kryzysie w a rto ­

ści. W p rz y p ad k u Podosockiego n ie m ożn a bow iem mówić o b ra k u woli.

R elatyw izm w d ra m a cie pozostaje kolejnym elem e n te m b u d u jący m w ize­ ru n e k człow ieka now ych czasów. N aw iązu je do p rz e k o n a n ia o p ły n n y m c h a ­ ra k te rz e św ia ta i rzeczyw istości38, o b n aż a m ylność p rześw iad c zen ia o is tn ie ­ n iu p ra w d y obiektyw nej, a w końcu p rzyczyn ia się do zm ian y p ostaw y wobec w a rto ści39:

35 M. Heidegger, Powiedzenie Nietzschego ,,Bóg umarł”, przeł. J. Gierasimiuk, w: M. Heidegger, Drogi lasu, przeł. J. Gierasimiuk i in., Warszawa 1997, s. 192.

36 F. Nietzsche, Zapiski o nihilizmie (z lat 1885-1889), przeł. G. Sowiński, w: Wokół

nihilizmu, s. 82.

37 T. Walas, dz. cyt., s. 208-210. 38 G. Kowal, dz. cyt., s. 477. 39 T. Walas, dz. cyt., s. 175-177.

(18)

PODOSOCKI. Widzisz, mój ojcze, to już jest ten przepyszny aliaż, który w nas się stopił. Nowy człowiek musi być taki. Zewnętrznie przystosowany do w arun­ ków życia, jakiekolwiek ono jest, mętne, brutalne, w duszy zaś pogodny, jak ta noc zimowa w polu.

(s. 106) S p o strzeż en ia Podosockiego, form ułow ane w odpow iedzi n a uw ag i H a n u ­ sza, m a ją swoje dru g ie dno. B o h a te r ak c en tu je re la ty w izm n a tu ry nowego człow ieka, k tó ry um o żliw ia sk u tecz n e od najd y w an ie się w rzeczyw istości. Tenże re la ty w izm n ie tylko sug eru je, że ów człow iek s ta je p rz ed niem ożno­ ścią ja sn e j klasyfikacji sw oich d ziałań , ale p rzed e w szy stkim , że jego n a tu ra , sposób funkcjo n o w an ia w św iecie do koń ca p o zo stają niezd efinio w an e i n ie ­ ro z p o z n a n e pod w zg lęd em m o ra ln y m . W O tc h ła n i re la ty w iz m łączy się z koncepcją b o h a te ra odw ołującą się do zjaw isk a m im ikry. O dzw ierciedla on ta k ż e n aiw ność m y ślen ia o człow ieku ja k o m onolicie, po kazu je go ja k o isto tę lab iln ą, p ły n n ą, za w ieszoną m iędzy n o rm ą a jej p rzekroczeniem . J e s t on w y ra z ic ie le m czasów , w k tó ry c h nic n ie j e s t p ew n e i trw a łe , s tą d też z łatw o ścią daje się zakw estionow ać. M yśl t a po zw ala n aw ią zać dialog o m a­ w ianego d ra m a tu z ep o k ą now oczesności40. Podosocki byłby w ty m względzie o dzw iercied len iem człow ieka stająceg o p rz ed n iem o żn o śc ią za k o tw ic zen ia w sta ły m i n iezm ien n y m sy stem ie p rz e k o n a ń o św iecie i sam y m sobie.

O tch ła ń a p r z e z w y c ię ż a n ie n ic o śc i

P re z e n tu ją c stu d iu m duchow ej nicości, dokonującej się za s p ra w ą głów­ nego b o h a te ra , K onczyński prow ad zi jednocześn ie do jej przezw yciężania. K olejne sceny d ra m a tu o b razu ją, ja k n e sto r ro d u podejm uje jed n o stk o w ą w alkę z m o raln y m zw yrodnieniem swego zięcia zarów no w sferze publicznej, ja k i w życiu rodzinnym . P od gro źb ą w ięzien ia i po zbaw ien ia W oronka pracy u zy sk u je cenne inform acje o n a d u ż y ciach swego zięcia w b a n k u . D zięki H ele­ nie, zdradzającej praw dziw e oblicze m ę ż a sy b a ry ty i d o n żu a n a, d em ask u je E ra z m a jak o spraw cę ru in y rodzinnego szczęścia. H a n u sz decyduje o o d su ­ nięciu Podosockiego od bliskich. J a k o b o h a te r po siad ający m ocny k ręgosłup m o raln y w łaśn ie tra d y c y jn ą e ty k ą u s iłu je położyć k re s d estru k cy jn ej w olno­ ści E ra z m a . D ą żen ie do o d p a rc ia z ła j e s t je d n o z n a c z n e z k onieczn o ścią oczyszczenia tradycyjnego sy ste m u w arto ści z niszczącego żywiołu.

N ie p rz y p ad k iem w k re acji n e s to ra ro d u K onczyński ak c en tu je pew ne cechy z e w n ętrz n e, w ja k im ś sto p n iu odpow iadające w y z n aw an e m u przez niego system ow i ety cz n em u 41. To on najm ocniej odczuw a obecność Podosoc- kiego ja k o siłę z ze w n ątrz , k tó ra s k a z iła jego dom m o ra ln ą d estru k cją:

40 A. Zawadzki, Pojęcie nihilizmu u Nietzschego, Heideggera i Vattimo, „Słupskie Prace Filologiczne. Seria Filologia Polska” 2004, nr 3, s. 214.

41 W tym wypadku gest położonej w pobliże serca ręki sygnalizuje uczciwość, ciężki chód - bezkompromisowość, potężna postać - konieczność podporządkowania. G. Matuszek,

(19)

HANUSZ. [...] Nic nie będzie nas łączyć. Nic. Ty tam obcy, my tu. Tam wiedź życie. Dla nas musisz przestać istnieć. [...] Ja k zbój wszedłeś w mój dom, jak zbój żyłeś w nim. Powinieneś zdechnąć tu, zdechnąć.

(s. 129-130) K o n fro n tacja dwóch o dm iennych p o staw etycznych, w y ra żan y c h przez bohaterów , dokonuje się w poszczególnych sy tu acja ch zaryso w any ch w d r a ­ m acie oraz w obszarze ich świadom ości:

HANUSZ. Całą noc przerzucałem się z boku na bok. J a k pijawki ssały mnie te myśli. A ja jego nie mam jeszcze w ręku. A takiego, jak on, trzeba mieć tak, tak, tak, żeby był jak dywan pod nogi [...].

(s. 91) W s ta rc iu p rzeciw staw n y ch sił m o raln y c h K onczyński u ja w n ia psycholo­ giczn ą m otyw ację d la w y k a z a n ia wyższości ety k i H a n u sz a , podbudow ując j ą p am ięc ią zm arłej żony:

HANUSZ [...]

Dobra Hanka, lubiła mi ręce kłaść na czoło, zamykać powieki [...] Ja k ona go [Podosockiego - E.Ch.] nie l u b i ła .

(s. 90) P am ięć o żonie, ju ż p rz ed la ty dostrzegającej w E ra z m ie źródło u p o d le­ n ia , j e s t d la H a n u sz a dogm atem , k tó ry n a d a je m u praw o do w y stą p ie n ia przeciw fanatycznej wolności Podosockiego.

S zerzo n a przez E ra z m a d e stru k c ja pociąga go w ko ńcu k u sam o u n ice­ stw ien iu. H a n u sz u zm y sław ia b o h atero w i sk alę jego w ystępków . K o n fro n ta­ cja z jego e ty k ą u św ia d a m ia m u, że n eg u jąc trad y c y jn y sy stem w artości, zanegow ał sa m siebie. K onczyński czyni h isto rię Podosockiego w y k ła d n ią ch rześcijańskiej n a u k i o w inie i potępieniu. A k t ostateczn ego u p a d k u b o h a te ­ r a dokonuje się w m iejscu najm ocniej skażony m ducho w ą nicością - w g ab i­ necie E ra zm a. To p u n k t w yjścia i p u n k t dojścia o branej przez niego drogi. P rze ja w em jego k lęsk i sta je się pism o o zrzeczeniu się m a ją tk u , do p o d p isa­ n ia którego b o h a te r zostaje zm uszony p rzez H a n u sz a . Z jed n ej s tro n y przy- pieczętow uje ono w yrok n a b o h a te rz e , z drugiej zaś je s t zap isem n iechlubnej h isto rii jego d z ia ła n ia , zw ierciadłem m roków jego duszy:

HANUSZ. Wszystko, co trzeba. Wędzidło, bat (uderza w papier). Ty tu jesteś, ty łotr. Przeszłość i teraźniejszość. Talenta złodzieja i nikczemność. [...]

Patrz! Patrz. Tam każda litera ma swój język. Pali! Patrz, bo pójdziesz precz, a to zostanie tu przy nas.

(s. 130) F in a ło w a sce n a d ra m a tu m a c h a ra k te r sym boliczny i kluczow y d la id e ­ owej w ym owy utw oru. J e s te ś m y św iad k a m i psychom achii rozgryw ającej się

(20)

w obrębie naznaczonej d e s tru k c ją rzeczyw istości42. Z a u w a ż a ln a je s t z m ian a pozycji zajm ow anych przez b o h ateró w - H a n u sz , dotychczas p ełniący rolę m a rio n e tk i w rę k a c h Podosockiego, sta je się sęd z ią przyw racający m w iarę w potęgę dobra.

W arto zaznaczyć, że u K onczyńskiego w yższość sił m o raln y c h wobec duchow ej o tch łan i dokonuje się n a poziom ie g e stu i zacho w ań bohaterów . D otychczasow a pew ność siebie E ra z m a u stę p u je wobec p rzy jęcia p ostaw y winowajcy. G łos p e łe n dostojności i o stro ści m im ow olnie p rz e m ie n ia się w żałosny płacz człow ieka odkryw ającego p raw d ę o w łasnej nędzy. M om ent ko nfrontacji dwóch p o staw etycznych bu d o w an y j e s t n a zasad zie k o n tra s tu z w cześniejszą sy tu a c ją niew in n ej zabaw y Podosockiego z K arolcią. Po ra z kolejny w idać t u w pływ d ra m a tó w Ib sena, n a co zwrócili ta k ż e u w agę ówcze­ śn i k ry ty cy 43.

Id e a p rzezw yciężania duchow ej o tch łan i w d ra m a cie K onczyńskiego łą ­ czy się z k w e stią o stateczn ego w zięcia n a swe b a rk i odpow iedzialności za s k u tk i niew łaściw ie w y k orzystanej wolności. B o h a te r w k oń cu d o strzeg a, że n ie d a się uciec p rz ed rzeczyw istością, w cześniej czy później obnaży o n a jego nicość44 . P rzejęcie tejże odpow iedzialności u ja w n ia się w m om encie, k iedy Podosocki p a d a do stóp H a n u sz a , dążąc do w y jed n a n ia jego p rzeb ac zen ia i odw rócenia losu:

PODOSOCKI. Ojcze! J a czuję jeszcze siły w sobie. J a będę ostatnim sługą twoim, tylko pozwól mi tu pracować! Tu wśród swoich! Helena mi przebaczy

(plącze mu się u nóg, całuje go po stopach).

(s. 132) M om en t p rz e jrz e n ia się we w łasnej nicości u ru c h a m ia dialog d ra m a tu K onczyńskiego z b ib lijn ą p rz y p o w ieścią o sy n u m a rn o tra w n y m , z a w a rtą w E w angelii św. Ł u k a sz a (Łk 15, 11-32 )45. P is a rz dokonał tra w e s ta c ji te k s tu biblijnego. Służy to k a ry k a tu ra ln e m u w ręcz u k a z a n iu jed n o stk i, do n ie d a w ­ n a jeszcze m ającej poczucie wolności. W przeciw ień stw ie do pierw ow zoru nie dokonuje się t u je d n a k a k t przebaczenia.

O dw ołanie się do m otyw u biblijnego i po dd an ie go tra w e s ta c ji z jedn ej stro n y pow odow ane je s t ten d en cy jn o ścią d ra m a tu , z drugiej zaś w pisuje się w refleksję n a d n ihilizm em . M am y do czy n ien ia z sy tu acją, w której pato s m ie sz a się z g ro tesk ą , w zniosłość z k a r y k a tu ra ln y m p o rtre te m b o h a te ra przeg lądającego się w zw ierciadle w łasnej nicości, iro n ia z tra g iz m e m je d ­ n o stk i sk az an ej n a duchow e unicestw ien ie. W ym ieszanie ,ję zy k ó w ” odzw ier­

42 M. Sadlik, dz. cyt., s. 156.

43 W. Hahn, Henryk Ibsen w Polsce, „Pamiętnik Lubelski” 1930, t. 1, s. 269. 44 G. Kowal, dz. cyt., s. 480.

45 Zob. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, w przekł. z języków oryginalnych, oprac. zespół biblistów polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich, Poznań 2008.

(21)

cied la labilność b o h a te ra , a z a ra z e m jego d ra m a ty czn e po szu k iw an ie r a tu n ­ k u p rz ed b r u ta ln ą rzeczyw istością. J e s t w yrazem p o szu k iw a n ia zakotw icze­ n ia w m om encie, gdy jego w izja ś w ia ta o b ra ca się w ru in ę. O ddaje isto tę dośw iadczenia duchow ej p u stk i, w yłaniającej się w obliczu z a ła m a n ia stw o ­ rzonej p rzez niego etyki. W sp o m n ian a ro la g e s tu okazuje się w dram acie K onczyńskiego znacząca, gdyż definiuje po staw ę b o h a te ra w sy tu acji zagro­ ż e n ia u tr a tą , o d sła n ia d ra m a t au ten ty czn eg o c ie rp ie n ia i ofiary. W idać to w m om encie, gdy E ra z m uzm ysław ia sobie możliwość u tra ty więzi z Karolcią:

PODOSOCKI. A! (chwyta się za głowę) Com ja zrobił!!! (rozgląda się błędnie,

nagle) Oddaj ten papier!! zostaję!! papier!! papier!!

(s. 133) P y ta n ie b o h a te r a „com j a zro b ił” m o żn a in te rp re to w a ć dw ojako. Po pierw sze - w zn aczen iu dosłow nym - Podosocki żałuje, że ta k łatw o uległ żąd an io m teścia, po d ru g ie - w zn aczen iu - sym bolicznym - w ty m w y p ad k u sy gnalizuje ono s ta n trag iczn ej św iadom ości, budzącego się głosu su m ien ia. W ty m je d n y m z d a n iu u ja w n ia się trag ic zn y w y m iar przeszłości i przyszłości b o h a te ra . Z arów no g esty Podosockiego, ja k i jego d esp e rac k ie próby odw róce­ n ia b ieg u w y d a rzeń w sk az u ją, że b o h a te r dopiero te ra z sta je się św iadom y tra g iz m u swego położenia. M am y do cz y n ien ia z procesem o d zy sk iw an ia człow ieczeństw a m ożliw ym poprzez cierpienie. A u to r w y ra ż a p ra w d ę po ja­ w ia ją c ą się w tra d y c ji lite ra c k ie j od czasów a n ty cz n y ch , a p o w ra c a ją c ą w n a tu ra listy c z n y c h d ra m a ta c h drugiej połowy XIX w iek u - Ż a b u si Zapol­ skiej czy Podporach społeczeństw a Ib sena. W p rzeciw ieństw ie je d n a k do Z a­ polskiej, a u to r O tchłani nie daje P odosockiem u sza n sy p ow rotu do dotych­ czasowego życia i n a p ra w ie n ia w yrządzonego zła.

U k a z a n ie losów b o h a te ra n a poziom ie gestów i p o staw służy nie tylko w zm o cnieniu e fe k tu scenicznego, lecz ta k ż e p o zw ala ro z p atry w a ć je jak o sym boliczną w y k ład n ię pro cesu s ta c z a n ia się w duchow e p rzepaści. P rz y ­ św iecającą d ra m a to w i p ra w d ę o zm ienności ludzkiego losu, o zw ycięstw ie d o b ra n a d złem m o żn a by w yrazić za pom ocą w y k re su parabolicznego. A kcja d ra m a tu K onczyńskiego p rz eb ieg a w ed łu g klasyczn ych w yznaczników Ary- stotelesow skiej tra g e d ii - p ery p etii, ro z p o zn an ia i cierp ien ia46. O ile kolejne scen y O tc h ła n i u k a z y w a ły w z n o sz en ie się b o h a te r a n a szczy ty k a r ie ry i u z n a n ia , o tyle m o m en t ko nfron tacji z H a n u sz e m u ja w n ia k ie ru n e k p rz e ­ ciwny. O dzw ierciedleniem tego je s t k orzenie się Podosockiego u stóp teścia. Tow arzyszy te m u z a ra z e m g e st zw ieszenia głowy czy o pu szczenia r ą k n a z n a k w łasnej bezsilności (s. 133). U p a d e k zostaje p rzy pieczętow an y b ra k ie m przeb aczen ia.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Isto tn ą zm ianę w om aw ianej sp raw ie przyniosło kolejne rozporządzenie Min.. Z kolei obow iązujące obecnie rozporządzenie

Abstract—In this paper we propose an algorithm for path- following control of the nonholonomic mobile robot based on the idea of the guiding vector field (GVF).. The desired path may

Warto jednak pamiętać, że próba taka została przez polską politykę zdrowotną podjęta, a o skali trudności w budowie publicznej i po- wszechnej służby zdrowia

Nie można ustrzec się przed ryzykiem, ale można je minimalizować i w tym celu należy ustalić, jakie rodzaje ryzyka dotyczą podmiotu, które z nich będą najbardziej ciążyły

Można jednak zaobserwować zjawisko występowania nietypowych immunofenoty- pów komórek białaczkowych, polegające na braku ekspresji jednej charakterystycznej deter-

2 ustawy o zapobieganiu oraz zwal- czaniu zakażeń oraz chorób zakaźnych u ludzi podejrzanym o chorobę zakaźną jest osoba, u której występują objawy kliniczne lub odchylenia

W tym sakramencie człowiek rzeczywiście zostaje włączony w Chrystusa do tego stopnia, że może już w największym zaufaniu wyznać: „Nie żyję już ja, ale żyje we mnie

Na to w szystko Tadeusz nic nie odpowiadał. Zaszła jakaś odmiana.. W przyp ad ku K raszew skiego chodzi oczywiście o jego odkryw czość na teren ie lite ra tu ry ,