• Nie Znaleziono Wyników

Wspominkowy cykl sachsenhausenowski Stanisława Pigonia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wspominkowy cykl sachsenhausenowski Stanisława Pigonia"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Dąbrowski

Wspominkowy cykl

sachsenhausenowski Stanisława

Pigonia

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 81/1, 107-117

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X X I , 1990, z. l P L IS S N 0031-0514

STANISŁAW DĄBROWSKI

W SPOM INKOW Y CYKL SACHSENHAUSENOW SKI STANISŁAW A PIG O N IA

Uwagi wstępne

Ju ż pow iedziano o Stanisław ie Pigoniu, że wciąż do nas pow raca, chociaż są to, oczywiście, nasze do niego pow roty. Ju ż powiedziano, że m ożna mówić o sw oistym renesansie Pigonia. Pow iedziano też, że w ie­ dza o Pigoniu dopiero m usi n arastać i budow ać się przez lata. J a k on rozp atrzy ł gospodarstw o rękopisów F red ry , ta k m y długo jeszcze bę­ dziem y ro zpatry w ać gospodarstw o dorobku Pigoniowego, jego schowki i niespodzianki. A — jak czytelnikow i Kołaczkowskiego — czytelnikow i P igonia podobnie: św iateł p rzy ty m rozpoznaw aniu się nie zabraknie h Byle ty lk o to przyszłe m ówienie o ow ym gospodarstw ie unikało po­ w tarzan ia pow tórzeń. Tym czasem ilu to już kom entatorów pow tórzyło chociażby ten Pigoniow y żart o stu d en tach nie odróżniających P iła ta od P iła ta (tj. nie znających Biblii, naw et z kościoła, b y już o lek tu rze nie wspom inać) i B ystronia od Pigonia (tj. nie znających historiografii lite ra tu ry polskiej)! T ru d ne jest przestrzeganie B erentow ej zasady: „Non bis in id em ” (W 328 2). T rudne jest i dla m nie. W chodzę przecież n a to r

1 Zob. Cz. Z g o r z e l s k i , „Wiązanka” Stanisława Pigonia. „Tygodnik Powszech­ n y ” 1970, nr 17, s. 4. — Cz. K ł a k , Stanisław Pigoń jako klasyk. „Nowe K siążki” 1984, nr 11, s. 103. — K. Ś w i e r z o w s k i , Profesor Pigoń, jakiego nie znaliśmy. „Ruch Literacki” 1974, nr 4, s. 263. — K. W y k a , Stanisław Pigoń jako uczony. „Pamiętnik Literacki” 1970, z. 1, s. 43. — S. P i g o ń, Z przędziw a pamięci. U ryw k i

wspomnień. Warszawa 1968, s. 146. Do stronic tej ostatniej pozycji dalej odsyłam

liczbam i nie mianowanymi, w przypisach — liczbami poprzedzonymi skrótem P. 2 Tym skrótem odsyłam do wyd.: S. P i g o ń , Wiązanka historycznoliteracka.

Studia i szkice. Warszawa 1969. Ponadto zastosowałem następujące skróty lokali­

zacyjne: D = S. P i g o ń : Drzewiej i wczoraj. Wśród zagadnień kultury i literatury. K raków 1966. — К = S. P i g o ń , Z Komborni w świat. Wspomnienia młodości. Wyd. 4, rozszerzone. Kraków 1957. — SP — Stanisław Pigoń. Człowiek i dzieło. Kraków 1972 (s. 76—114: S. D ą b r o w s k i , Pamiętnik Stanisława Pigonia. Wstępna

(3)

Sa-p rz e ta rty już Sa-p rzez Sa-p racę M ichała G łow ińskiego Stanisław a Pigonia re ­ lacja o Sachsenhausen (SP 115— 124). P rz e ta rty i w yznaczony przez tę pracę w ażny tor. Tak jed n a k w ażn y to r badaw czy, że nie mogą go nie przebyw ać także inni rozpoznaw acze p a m ię tn ik a rstw a Pigonia. Z m ie­ niając przenośnię (i m o dernizując Pigoniow y obraz bocianich zakoli), pracę G łow ińskiego nazw ałb y m lotniczym rozpoznaniem , przelo tem na w ysokim pułapie, m oją — rozpoznaniem n a pułapie znacznie niższym , k tó re będzie w y konane oblotem h elik o p tero w y m o in nych zadaniach specjalnych. Zm ieniać wysokość to też zm ieniać p u n k t w idzenia, a zm ia­ na p u n k tu w idzenia zm usza do zm ienionego oglądu. M am zatem n a ­ dzieję, że to, co zrobię, to będzie jed n a k — w ty m sam ym polu p rze d ­ m iotow ym (ale w nieco zm ienionym polu zagadnieniow ym ) w ykonane — inne, n iere p ety c y jn e czytanie 3.

W ybrałem , jako swe zadanie, „p iln y i szczegółow y ogląd dzieła”, gdyż Pigoń — chociaż n a te m a t tak ie j m eto d y postępow ania opow ie­ dział „dokuczliw ą i w y jask raw io n ą an egd otę” (242) — sam żyw ił upo­ dobanie do drobiazgu, zaciekaw ienie szczegółem , k u lt m ik rofak tu, p rze ­ w idu jące spodziew anie, że p ozorny drobiazg może odsłonić swą donio­ słość i posłużyć do szerszych ko n stru k cji. Dopiero n a m ikropoziom ie dokonyw ane — cierpliw ie, a z p olotem — rozeznaw anie się na w łasną ręk ę m iało osiągać w y nik rz e te ln y i w ierzyteln y, ujaw n iać se k re ty k ie ru ją c e j w szystkim in te n c ji tw órczej i rozw iązyw ać je pedantycznie, w reszcie ustalić, gdzie się z n a jd u je poszukiw ane p rim u m m o ven s i secun ­ d u m florescens 4. W brew sugestii jednego ze w spom inków (242) nie m a przeciw ieństw a m iędzy „pilnym , szczegółow ym oglądem dzieła” a „ s tu ­ d iu m o jakim ś k o n k re tn y m zag ad n ien iu ”.

chsenhausen; s. 142—170: R. S k r ę t , O badaniach Stanisława Pigonia nad litera­ turą rom an tyczn ą; s. 285—290: J. K r z y ż a n o w s k i , Stanisławowi Pigoniowi po­ dzwonne).

* Por. podjęte przez K. W y k ę (Odeszli. Warszawa 1983, s. 49) ,,inne czytanie” Konińskiego. ·— Z m yślą o Marii Janion „opisie żyw ota” Marii Komornickiej (Własta) i z m yślą o w łasnym , później podjętym studium napisał R. Z i m a n d

(Wojna i spokój. Szkice trzecie. London 1984, s. 126—127): „Wszelka próba przed­

staw ienia odmiennej interpretacji jest, nie łudźm y się, polemiką. Piszący te słowa w ierzy jednak, że m ożliwa jest polem ika bez wrogości, i chciałby tego dow ieść”. Ja natom iast sądzę, że m oje „czytanie” będzie nieom al niepolem iczne (dzięki swej innopoziomowości).

4 P 242. — S. P i g o ń , Z ogniw życia i literatury. Rozprawy. Wrocław 1961, s. 388—389. — J. K r z y ż a n o w s k i , S tanisław ow i Pigoniowi podzw onne. „Ruch L iteracki” 1969, nr 5, s. 235. — T. U l e w i e z, Sta nisła w Pigoń w K rakow ie i w „Ru­

chu Lite rackim ”. Jw., s. 251. — W y k a , Sta nisła w Pigoń jako uczony, s. 15. —

S. P i g o ń : Futur Zych. W kręgu przyja ciół Stefana Żeromskiego. W zbiorze: L ite ­

ratura — k o m p a ra tysty k a — folklor. Księga pośw ięcona Julianowi K r zy ża n o w sk ie ­ mu. Warszawa 1968, s. 590; Za w ą t k ie m wspomnień. W pięćdziesięciolecie urodzin „Biblioteki N a ro d o w e j”. „Zycie Literackie” 1969, nr 38, s. 8; Wprow adzenie. W:

(4)

Pamiętnik Pigoniowski

W sp o m in ki obozowe Pigonia poprzedza Uwaga w stępna, k tó ra jest uw agą nie tylko o rodzeniu się ty ch utw orów , ale i o ich rodzajowości. I w łaśnie w edle tej Uwagi (uznanej za d y rek ty w ę dla czytelnika) ukształ­ tow ałem m oje spostrzeżenia n a tem a t W sp o m in kó w , k tó re są nie tylko p am iętn ik iem Pigonia, ale i p am iętnikiem n a w skroś Pigoniow skim . In form acja podręcznikow a mówi, że p am iętn ik interesow ać m o ż e : jako przekaz wiadomości o zdarzeniu, jako tzw. dokum ent osobisty (wy­ raz swoistego ujm ow ania św iata, w yraz przek onań i dążności) oraz jako sw oista fo rm a p iśm ie n n ic tw a 5. P am iętn ik Pigonia m u s i interesow ać z ty ch trzech powodów jednocześnie. Tu efek t literacki nie jest przeciw ­ s ta w n y in te n c ji au ten ty sty czn ej. To dzieło ujm ow ać m ożna z rów ną zasadnością i potrzebą od stro n y estetycznej, etycznej, poznawczej. Jeśli ty lk o uznam y, że do lite ra tu ry fak tu zaliczym y to wszystko, co stanow i w iarygodną (w ty m i dokum entalną) relację o au ten tyczn ych w y darze­ niach, to Pigonia trz e b a by zaliczyć do tych, co się przyczynili dość skutecznie do estetycznego dow artościow ania tej lite ra tu ry , do uw olnie­ nia jej ze zużytych szablonów pisarskich 6.

W alor prozy Pigonia najlepiej widać w zestaw ieniach. W ystarczy przeczytać z tak im porów naw czym zam iarem A lm anach „Biblioteki N a­ rod o w ej”. W pięćdziesięciolecie w ydaw nictw a. 1919— 1969, pokaźny tom p ełen znakom itych nazw isk. W nim n ajbogatsza pisarsko jest w ypo­ wiedź Pigonia.

M otyw y Pigoniow ego wspom inkow ania są różne: uczuciowe, pow in- nościowe, dokum entacyjne, inform acyjne, dopowiedzeniowe, korekcyjne. Epizod z „pob ratym cem ” , ongi u d erzający Pigonia jako „dziw nie do zapom nienia” (180), n asunął się pobudzonej pam ięci „u samego w stę p u ” (179), a za jedn y m w spom inkiem n ap ierają dalsze (197). W spom inek o le- karzach-w spółw ięźniach pow stał dlatego, że byli w zbiorowości obozowej g ru p ą znaczącą, in teresu jącą i w spom inkarzow i bliską (217— 218). W y­ znanie, że tro sk a o znam ienne drobiazgi (epizody), k tó ry m grozi za­ pom nienie, sk łan ia do zapisu pam iętnikarskiego, jest w ielokrotne. Cza- sem — w sp arte uw agą, że taki drobiazg może jeszcze aw ansow ać w swej ważności (185— 186); czasem takie w stępne w yznanie po w tarza się i na końcu w spom inku, obejm ując go k lam rą (197). W spom inek b yw a r e ­ akcją na nienależytość relacji cudzych, na ich b rak i (177, 179); prow adzi

5 m g [M. G ł o w i ń s k i ] , Pamiętnik. W: M. G ł o w i ń s k i , T. K o s t k i e w i- c z o w a , A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , J. S ł a w i ń s k i , Słownik term in ów lite­

rackich. Wrocław 1976, s. 289.

6 M. J a s i ń s k a , Narrator w powieści. (Zarys problem atyki badań). „Zagad­ nienia Rodzajów Literackich” 1962, z. 1, s. 118. — Zagadnienia biografii literackiej.

Geneza i p o dstaw ow e gatunki dwudziesto w iecznej b eletrysty ki biograficznej. War­

(5)

to do uzup ełnień tego, co pow iedzieli in n i (115— 116). W spom inek ulega ja k b y dezautonom izacji, uaneksow ieniu, albo — u jm ijm y rzecz od innej s tro n y — zakłada „innoźródłow ą” w iedzę czytelnika jako w aru n ek w łaś­ ciwego rozpoznania fu n k cji i znaczenia tego rodzaju tekstu; wreszcie Pigoń sam o ty m ostrzega, odsyła do w spom nień obozowych innych a u to ­ ró w (SP 102, P 248) 7. Tę w spom inkow ą dopełnieniow ość nazw ał Gło­ w iński w pisyw aniem w ypow iedzi w k o n tek st (SP 117).

O potrzebie i pow inności w spom inania m ów i Pigoń także jako o n a ­ w iedzaniu przez zm arły ch (dzięki pam ięci o nich). „Z w iew ne postacie ko­ legów i przy jació ł [...] n aw iedzają m ię w przyp o m nieniach” (129). „ S ta ­ ją w yraziście p rze d pam ięcią tw arze czy m o m en ty owoczesne jak b y z w y ­ rzutem : a o nas zapom niałeś? Nie zapom niałem ” (197). Z resztą takie w yznanie pojaw iało się i w p a m ię tn ik u kom borskim („Tw arz jego [tj. ojca] z tych [tj. p rzed śm iertn y ch , ostatnich] d ni stoi mi do dzisiaj w p a ­ m ięci...”, К 112), i w książce Z p rzęd ziw a pam ięci (kom borscy gospo­ darze „żyw o z m a rtw y ch w sta ją i tłoczą się p rzed m ą pam ięcią”, 12).

Tych k ilk a pow yższych przytoczeń sk łan ia do ubocznego zw rócenia uw agi na doniosłość m o ty w u tw a rz y w św iecie p rzedstaw ionym Pigo- niow ego w spom inania. T w arz jest synekdochicznym odpow iednikiem in ­ dyw idualności, swoistości, odrębności. N aw et o księgozbiorze — spoczy­ w ający m w ogrom nej, ślicznej sali, w rzeźbionych szafach — powie P i­ goń, że „jak ieś bez tw arzy, [...] zb ieran ina bez w yraźnego c h a ra k te ru ” (88). Ale nade w szystko chodzi, co zrozum iałe, o tw arz ludzką. O tw a rz y przeznaczonego n a rozstrzelan ie m łodziutkiego p a rty z a n ta belgijskiego: „T w arz jednego z ow ych chłopców w idzę jeszcze wciąż przed sobą, [...] te h a rd e oczy” (85). Pierw sze zdanie opisujące tak w yróżnioną we W spo­ m in k a c h postać blokow ego D obschatta: „Był w średnim w ieku, o tw arzy zam k n iętej i jakoś budzącej z au fan ie” (190), p rzy czym zastanaw iające jest tu owo złam anie ste re o ty p u psychologicznego, zgodnie z k tó ry m zaufanie budzi tw a rz tzw . o tw arta. O osobliw ym członku Eleusis, sta ry m sto larzu krakow skim , J a n ie Ligęzie: „T w arz m iał w yrazistą, uderzającą cichym skupieniem , toteż w y p a trz y ł go Ja ce k M alczewski i sp o rtreto - w a ł” (K 220).

O kreślm y p rzeto jako „m alczew skie” to Pigoniow e uw rażliw ienie n a m o m ent fizjonom iczno-charakterologiczny, k tó re swój szczytow y p rze ­ ja w znalazło w k o n c e n tru ją c y m się n a odczytaniu treści spojrzenia, p a ­ tety c zn y m i p oetyckim opisie tw a rz y odchodzącego już Kołaczkow skiego (217). W ty m opisie tw a rz y jest coś z tego sensu i w yrazu, k tó re uch w y ­

7 Czasem Pigoń w ykazuje w tym pew ne niezdecydowanie. W spomnienie Trzy

m o m e n ty odsyła w swej trzeciej części do innego wspom nienia, które je uzupełnia.

W prawdzie Pigoń jakby się tu od ow ego uzupełnienia odcina, utrzymując, że do­ tyczy ono już tego, co pozaosobiste, zawodowo obowiązujące (248), ale przecież zaw odow e obowiązki w ileńskie Pigoń wspom inał ze wzruszeniem jako coś oso­ bistego; w ięc ow o odcięcie się nie m oże być skuteczne.

(6)

cił Mickiewicz, opisując tw a rz zm arłego księdza Robaka. A ta analogia, analogia „do odszukania”, w ydaje się ekspresyw nie donioślejsza niż in n a — w p ro st przez Pigonia w skazana i skom entow ana — analogia m iędzy rozpaczą kościelnego, któ rem u zabito syna, a boleścią m itolo­ gicznej Niobe (214— 215).

Zejście do otchłani

P am iętn ik to relacja prozatorska o zdarzeniach, których re la to r był ich uczestnikiem bądź naocznym św ia d k ie m 8. Ale Pigoniow i idzie nie ty le o w ydarzenia zew nętrzne (o to, co dzieje się z ludźm i), ile o w y ­ d arzenia w ew nętrzn e (o to, co się dzieje w ludziach), o reak cję na niespo­ dziew ane a przerażające położenie, o przebieg gw ałtow nej p róby ch a­ rak teró w , jakiej poddano blisko dwie setki jego kolegów profesorów (178, 198), o zjaw iska przystosow ań i... nieprzystosow ań do bezw zględ­ nego zrów nania w sponiew ieraniu (jak w średniow iecznym tańcu śm ier­ ci, tyle że z sym boliczności przeniesionym w udosłow nienie): „O bojętne, czym byliście d o tąd” (190)9. Dlatego jako odkrycie odnotow uje Pigoń uczuciow ą bezbronność aresztow anego, ale jeszcze nie poddanego obo­ zowem u terro ro w i, młodego lekarza, u p a tru jąc w ty m naruszenie psy ­ chospołecznego ste re o ty p u lekarza jako kogoś „spokojnego, opanow a­ nego” (218).

A nna K am ieńska w gruntow nej, ko m p aratysty cznej — jednak zde­ cydow anie odrzucającej postaw ę życiową Pigonia, Pigoniow y obraz wsi, Pigoniow e p rzesłan ie m oralno-społeczne — recenzji trzeciego w ydania Z K om borni w świat, zauw ażyła, że i w ty m utw orze autobiograficznym doszła do głosu konw encja, i to tra d y c y jn a konw encja ujm ow ania w łas­ nego losu 10. Biorąc i w w y padku w spom nień obozowych podobną oko­ liczność pod uwagę, m ożna by powiedzieć (zwłaszcza po uw zględnieniu m otyw u i sym bolu „wysokiego zam ku” i — będących półprzem ilcze- niem — słów dopowiedzi: „Jak i on był — to nie należy do rzeczy, ale był i był ochroną przeciw naw ale atak u jącej nienaw iści”, 204), że obo­ zowy obraz sam ego siebie ukształtow ał Pigoń niem al jak w psalm ie

8 m g, op. cit., s. 289.

9 P 194, 201, 219, 229. — Pigoń odnotowuje to jako formę w ejścia w sytuację elem entarną, graniczną, zrównującą bezwzględnie w sponiewieraniu. Ale to w łaśnie zmusza nas do zareagowania ostrożnością na informację, że blokowy rzadko zmu­ szał tę grupę do nocnej pracy skrobaczy (191), co przecież m usiało się dziać kosztem innych, częściej przymuszanych. W łaściwie lęk by powinien zdejmować przed czy­ nieniem podobnych uwag k a ż d e g o , kto t e g o nie doświadczył, ale Pigoń zwra­ ca się przecież do tych, co nie doświadczyli, a sam a moja uwaga jest już tylko w ynikiem uważnej lektury.

10 A. K a m i e ń s k a , Dwie ludowości. „Wieś” 1948, nr 42, s. 5. Recenzja ta

(7)

(„S tąd w edle ciebie tysiąc głów polęże, / S tą d drugi tysiąc ciebie nie dosięże”), acz w y raził to w rozm ow ie z już się załam ującym C hrzanow ­ skim znacznie prościej: „Choćby się w ściekli, ja jeszcze w y trzy m a m ” (200), tyleż w ierząc w p u k lerz Bożej mocy, co w niezłom ność swego cha­ ra k te ru . Ale też dopowiedzieć należy, że P igoń zachow uje p ełną zdol­ ność do k ry ty c z n e j oceny w łasnych dośw iadczeń obozowych, np. pod­ kreśla, że b y ły one „stosunkow o k ró tk ie ” (233).

On, k tó ry w zasadzie w ierzy, że m ożna „zdrutow ać duszę raz po raz uderzeniam i losu ro z b ija n ą ” (K 17), zaw iera we w spom inku Pod zm orą zagłady opis dw u zjaw isk: bezbronności (przykład: nieodporny na m ęki głodu parobek-R osjanin) i skam ieniałości (przykład: obojętny już na przeraźliw ość bólu „ m u zu łm an ”) — obu zjaw isk jednako obcych n ie­ ustępliw em u m oralizm ow i (czy może naw et: pryncypializm ow i) Pigonia. Ta obcość zastanaw ia. Może n aw et zdum iew a. Zw łaszcza ta odnosząca się do „ m u zu łm an a”, w k tó ry m P igoń nie zechciał ujrzeć obozowego a n ty - ty p u 11 biblijnego Męża Boleści, którego poniew ierkę i poniżenie Izajasz w yraził słow am i:

Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym m i brodę. Nie zasło­ niłem mojej tw arzy przed zniewagam i i opluciem. [...] jestem nieczuły na obelgi, [...] uczyniłem twarz moją jak głaz... [Iz 50, 6—7 ] 12.

Pigoń pam ięta załam yw anie się więźniów. Rozważa jego w ażne p rz y ­ czyny: podeszły wiek, nieodporność n a głód i mróz. W jego p rzekonaniu nie są one rozstrzygające. Za ro zstrzy g ającą uznał — b rak dostatecznej odporności psychicznej. Sam ą odporność psychiczną p rzedstaw ił w dw u biegunow o odm iennych w a ria n tac h : wysokim , realizow anym m.in. przez niego sam ego (znalezienie w sobie w artości, k tó ra może się stać bez­ w zględnym p u n k te m duchow ego oparcia), i niskim , opisanym na p rz y ­ kładzie w spom nianego ju ż „m u z u łm a n a ” (bezw zględne, a ta rak sy jn e „zdrew nienie w e w n ę trz n e ”, k tó re, zdaniem Pigonia, jest rato w aniem istn ien ia kosztem człow ieczej godności). Ów już w spom niany „w ysoki

11 W sprawie biblistycznego rozumienia typu i antytypu zob. Cz. J a k u b i e c ,

W stęp ogólny d o „Pisma św iętego”. Poznań 1955, s. 203—206. — Powiedział ktoś

o Pigoniu, że raczej żył zasadami, niż je głosił. Podobnie było z Pigonia chrystia- nizm em : też żył nim raczej, niż go głosił. M ówiąc o „twierdzy w ew nętrznej”, na Żerom skiego się powołał, a nie na m istyków (zob. np. S. G r y g i e l , Profanacja

albo kontemplacja. „Znak” 1975, nr 7, s. 829), chociaż nie ulega w ątpliw ości (jak

to wprost stw ierdził K. Wyka), że twierdzą jego był Bóg. Mówiąc o „muzułm anie” obozowym, nie o Hiobie ani n ie o starotestam entow ym obrazie Męża Boleści w spo­ m niał, lecz o doktrynie Gandhiego, chociaż w ydaje się pewne, że nie mógłby nie powtórzyć wraz z K. R a h n e r e m (Wielki Piątek. Przełożył J. Z y c h o w i c z . „Tygodnik P ow szechny” 1986, nr 12, s. 1): „Czyż jest taka otchłań, która nie byłaby Jego [tj. Boga] otchłanią?”

12 Pismo św ięte Starego i Nowego Testamentu. W przekładzie z języków ory­ ginalnych. Opracował zespół biblistów polskich z inicjatyw y benedyktynów ty ­ nieckich. Wyd. 2, poprawione. Poznań—Warszawa 1971, s. 893.

(8)

zam ek” nazw any też został nieprzenośnie „heroizm em rów now agi d u ­ chow ej” o m otyw acji stoickiej lub chrześcijańskiej, rów now agi, k tó rej osiąganiu i u trzy m y w an iu sprzyjać rów nież mogły: już to psychoprag- m atyczna decyzja program ow ej niefrasobliw ości, już to uczestniczenie w jednoczących działaniach zbiorowych (organizow anie cykli w ykłado­ w ych czy W igilii w bloku obozowym). Sam a opowieść o obozowej W ilii służyła unaocznieniu, jak tru d n e psychicznie było sam oobronne (ale sam otnicze) odgradzanie się od koszm aru. Nie opis uroczystości był ce­ lem , lecz re la c ja o pozytyw nym w strząsie uczuciow ym współwięźnia, k tó ry początkowo b y ł przeciw ny jej organizow aniu (210).

Pigoniow i przez dziesiątki lat p rzy p atru jącem u się historii najn o w ­ szej odsłaniała się stopniow o „kruchość rzeczy ludzkich” 13, ale n iew ąt­ pliw ie najb ard ziej odsłoniła mu się ona w obozie. Jako w spom inkarz — m im o oślepiająco jaw n ej b e z s p o r n o ś c i gigantycznej iście zbrodni ludobójstw a, czy może n aw et jakby w brew niej — zapala Diogenesową la ta rn ię i zstępuje raz jeszcze do otchłani w poszukiw aniu człowieka. On, k tó ry od młodości należał do propagatorów i do niepozornych re a li­ zatorów p o stu latu kształcenia „czystych i silnych ch a ra k te ró w ” 14, w swej starości — pow tórzył dla nauki sceny m inionych cierpień jako nie pod­ legające przedaw nieniu. I to — rzecz praw ie n iew ykonalna — dla nauki niem oralistycznej, a m oralnie budującej.

Świadom ość n a rrato ra-w ęd ro w n ik a nie jest już (a naw et: wie, że nie może już być) m inioną świadomością uczestnika obozowej gehenny (SP 123), chociaż m iędzy obu świadomościam i jest i w yraźny związek kontynuacyjności, i w yraźne znam iona podobieństw a. „Snując bolesne w ątk i bolesnych w spom nień” (217), Pigoń zestaw ia zdziczałą przem oc z „cichą siłą przeciw staw ianego jej oporu” , p rzejaw em i św iadectw em w ew n ętrzn ej odporności niew olonych (178). Z uznaniem , w ięcej: z nie­ jak im szacunkiem , m ówi o obozowym blokow ym , zatem o w ięźniu w łą­ czonym już do najniższego poziomu w ładzy (a więc i przem ocy) obozo­ wej, i zapew nia, że „niejedno jeszcze m ożna by tu przyw ołać na pam ięć, co naszego blokowego staw iało w jaśniejszym św ietle” (194— 195). Pigoń dba o to, ab y o k ru tn e i w strząsające nie przedstaw iło się czytelnikow i jako przygnębiająco beznadziejne, aby w i d z i a ł on, że „w obozie, w łaśnie na najciem niejszym tle jego poniżeń, ty m jaśniej w ybłyskiw ały św ia tła ” (233— 234) 15.

18 P i g o ń , Z ogniw życia i literatury, s. 8.

14 I. C h r z a n o w s k i , Słowo wstępne. W: S. P i g o ń , Do podstaw wychowania

narodowego. Wyd. 2, rozszerzone. Lwów 1920, s. VII.

15 Zob. np. E. J a s t r z ą b , Przeciw nienawiści. „Tygodnik W arszawski” 1946, nr 10, s. 3. — M. K u r z y n a , Postawa miłości. „Dziś i jutro” 1946, nr 16, s. 12. Obie te recenzje dotyczą jeszcze komborskiego pamiętnika Pigonia, ale związek dokonanych w nich charakterystyk pamiętnikarza z opisywaną przeze mnie po­ staw ą wspominkarza obozowego nie ulega wątpliwości.

(9)

W ten sposób nie ty lk o się potw ierdza charakterologiczne spostrze­ żenie K azim ierza W yki o Pigoniow ej zdolności do uznania, n a w e t do podziw u (SP 14), lecz tak że — jeśli tylko w raz z K onińskim przyjm iem y, że pietyzm to obow iązek zachow ania w sobie tego, co wspólnie z czło­ w iekiem cenn y m przeżyło się cennego 16 — p ietysty czn a postaw a Pigonia. On kiedyś cyto w ał p rzez W itosa u żyte przysłow ie, że dobre pisze się n a piasku, a złe na kam ieniu (D 113), ale sam usiłow ał dobre zapisać n a kam ieniu. U znaw ał p rzy tym , że słow a oddające spraw iedliw ość n ależą się także tym , do k tó ry ch n a pew no ju ż nie dojdą (197).

Dopiero w o statn im w spom inku załam uje się ostatecznie zasada r e ­ lacjonow ania głów nie psychicznych i m o raln y ch (a nie fizycznych) nie­ doli życia obozowego, zasada zapow iedziana w Uwadze w stępnej. W tym w spom inku zakończenie jego cząstki pierw szej i cała cząstka druga sk u ­ p iają się w zupełności n a losie chorych, na ich (z reg u ły p rzed śm iertn ej) fizycznej m ęce i poniew ierce, acz i ta rela cja pozostaje pow ściągliw a

wt w yrazie (SP 123). Pow ściągliw a, ale nie bezuczuciow a 17. Dopiero na

tle f i z y c z n y c h u d ręk w idzim y i drak ońską (ale ocalającą) Pigonio- w ą decyzję rato w a n ia się p rzed „ d u rc h fa le m ” trzyd nio w ą głodówką w głodow ych przecież w a ru n k a ch (222), i niezłom ność c h a ra k te ru za­ skoczonego doznaw anym bólem , powoli konającego E streichera (SP 123), i nieustępliw y , m ężny sa m a ry ta n iz m lek arza Brzezickiego 18.

P igoń-w spom inkarz nie p o w strzy m u je się (w brew zdaniu G łow iń­ skiego, SP 120) od ocen i kom entarzy, k tó ry ch — zresztą rzeczyw iście w yrażony ch z pow ściągliw ością — jest w e w spom inkach (np. w ich zakończeniach) dość sporo. O sten tacy jn ie oceniające i k om en tujące są ty tu ły poszczególnych w spom inków , a także ta podziw iana słusznie przez G łow ińskiego p o in ta jednego z frag m en tó w relacji (SP 123). Je d n ak n a w e t takie u m iark o w an e kom entow anie sta je się k o n trasto w y m tłem dla tego sto pn ia bezkom entarzow ych, spraw ozdaw czo-przedm iotow ych epizodów, jakim cechuje się w yróżniona przez K azim ierza W ykę rela cja z gestapow skiego „p o g rzeb u ” Ignacego Chrzanow skiego. Czy Pigoń u n i­ k ał ukazyw ania ludzi idealnie dobry ch i szlachetnych (SP 124)? Nie. U kazał przecież nieustępliw ego w sw ej pogardzanej przez „san itariu sz y ”, sa m a ry ta ń sk ie j posłudze dok tora Brzezickiego. Czy u n ik ał ukazyw an ia ludzi bezw zględnie złych? Chyba też nie. U kazał ich, m igawkow o, bardzo

ie Zob. W y k a , Odeszli, s. 29.

17 Relację o obozowej śm ierci Chrzanowskiego nazwał W y k a (Stanislaw Pigoń jako uczony, s. 12) relacją „tylko dla niew rażliw ego oszczędną, chłodną

w sty lu ”. Sam ego Wyki relacja o pogrzebie krem atoryjnych prochów Chrzanow­ skiego na cm entarzu rakowickim (trzy zaledwie zdania) nacechowana jest — trud­ no m i to w ysłow ić inaczej — jakby sym bolistycznym realizm em w odtwarzaniu przedm iotowego i zachowaniowego szczegółu.

18 P 154, 234, 235, 224. Zob. też np. J. G w i a z d o m o r s k i , Profesor Brzezicki

(10)

w ielu, bo to dopiero n a tle ich zachow ań rozpoznaw alna jest w ogóle „ludzkość” jednostek pokro ju D obschatta, k tó ry jako „der B lockälteste” (189) był w szak tw a rd y m i ostro więźniów napędzającym służbistą (194). Do ludzi bezwzględnie złych odnoszą się słow a o „sanitariuszach” z r e ­ w iru jako o dobranych łotrach (188), dla k tó rych niem al śm iertelne zasłabnięcie w ięźnia n a m rozie było „niebyw ałą hecą” (194); słow a o k a­ tach i p od katach obozowych (189), choćby tych, co dzień po dniu k a­ tow ali „Grossbauer'a ”, aż do jego sam obójstw a (195— 196); słowa o „zdiab- lonym człow ieczeństw ie” (233).

W praw dzie słowo Pigonia trafia do czytelnika tyleż kluczem praw d y co w ysokiej sztuki, ale W spom inki um ieszczają nas w ty m punkcie, w k tó ry m mówiąc o literatu rze, nie sposób mówić tylko o niej. Tej okoliczności podporządkow any został o bran y teraz rodzaj (sposób) czy­ tania, k tó ry — nieco m odyfikując znaczenie określnika — nazw ałbym za Jan em B łońskim czytaniem podw ójnym : naiw ny m i kry ty czn y m za­ razem 19.

Ju lia n K rzyżanow ski nazw ał tom Z przędziw a pam ięci Pigoniow ym żegnaniem się ze św iatem 20, żegnaniem, k tóre zaw arło w spom inki o zm ar­ łych. To pozw ala na dw ie uwagi. Pierw sza: że W sp om inki są samego P igonia testam en tem (jak Cierniakowe „d u m an ia” b y ły jego, Cierniaka, ideow ym testam en tem , D 98), ale już nie tylko — jak w yraz oczu kona­ jącego Kołaczkow skiego — „testam entem po tam ty m bezprzykładnym dopuście” (P 217), lecz także — jak słowa odchodzącego na rew irow ą śm ierć E streich era (235) — aktem o statniej woli w spraw ie postaw y, jak ą n ależy zająć wobec tego dopustu. I uw aga druga: że w sam ym dem inutiw ie „w spom inki” należy — w brew zupełnie błędnej sugestii G łow ińskiego („w spom nienia niepełne, błahe, w spom nienia dotyczące fak tó w u lo tn y ch i niew ażnych [...], słowo skrom ne, jak b y kam eralne, [...] w ręcz łagodne” , SP 115) — widzieć (zwłaszcza resp ek tu jąc związek św ia­ topoglądu Pigonia z ty m jego sposobem m ówienia, k tó ry i we W sp o m in ­ kach pozostał jego „w łasn y ”, SP 121) podobieństw a tonu, zabarw ienia i w agi t e g o s ł o w a i słow a „w ypom inki”, któ re znaczeniow o już sam o jedno jest rów noznaczne ze sw ym w yrażeniow ym odpow iednikiem : „w ypom inki za zm arły ch ”. A duch tego zdrobnienia jest ta k i sam jak w u ży ty m przez Pigonia mówiącego o grobach sw ych uczniów słowie „m ogiłki” : „M ogiłki ich rozrzucone po całej Polsce, po lasach białoruskich, po ro jstac h tam tejszy ch [...]” (W 369). Słowo „w spom inki” czytać należy poprzez w ezw anie: „nie pozwólcie zm arnow ać naszych śm ierci” (235).

19 T. M i k u l s k i , Pamiętnik Stanisława Pigonia. „Nauka i Sztuka” 1946, nr 4, s. 114. — Z i m a n d , op. cit., s. 45. — J. B ł o ń s k i , Diabeł w polskiej literaturze

powojennej. Cz. 3. „Tygodnik Powszechny” 1986, nr 12, s. 6.

80 Zresztą komentarz K r z y ż a n o w s k i e g o (op. cit., s. 231) do treści tego tomu jest niem al mimochodny.

(11)

W ezw anie to p o d trz y m u ją i w y p ełn iają W sp o m in ki Pigonia. „K rzyw dy [...] nie m ożem y w ym azać” (240).

Pigoń żyw i obaw ę („sk ru p u ł”) dotyczącą czytelniczego odbioru obo­ zowego p am iętn ika. P rzew id u je (ale też w łaściw ie już wie, bo zna reak cje na tzw. lite ra tu rę obozową), że zn ajdą się „ludzie p o stro n n i”, któ rzy tę rela cję uzn ają za p rz y k ry czy n a w e t u p rzy k rzo n y n a w ró t do w ydarzeń i przeżyć przecież cudzych, odległych już i w łaściw ie aż niew iarygod­

nych (197— 198). Ta m yśl, p o jaw iająca się na początku szkicu Pod zm orą zagłady, p ow raca w P rzem ó w ien iu na A k a d e m ii Żałobnej, i to jako obaw a potw ierdzona:

dochodzą nas głosy z krajów szczęśliwych, co nie zaznały potworności najazdu, z ust ludzi ukształconych, nawet spośród uczonych, którzy takie świadectw a, jakie m y tu, św iadkow ie naoczni, złożyć możemy, mają za przesadę, traktują jako objaw tzw. „Greuelpropaganda” i w ietrzą w tym pasję odwetowców. Czy zdołam y przekonać kogo z tych niew iernych Tomaszów, skłonić, żeby bez­ pośrednio położył rękę na ranie? Mało mamy wiary. A przecież nie możemy m ilczeć” [...]. [231]

Ten „ s k ru p u ł” P igonia stanow i granicę słuszności opinii G łow ińskie­ go, że we W sp o m inka ch zbędna była fu n k c ja persw azyjna, gdyż św ia­ domość dokonanych zbrodni je st pow szechna, a więc zachodzi całkow ita jednom yślność a u to ra i jego czytelników (SP 119— 120). A poniew aż jednom yślnością tą tłum aczył G łow iński rów nież „surow ość” (właśnie: bezpersw azyjność) Pigoniow ej relacji, więc trz e b a to tłum aczenie u c h y ­ lić i — chy ba — dodać, że ta „surow ość” (nazw ałbym ją sk ra jn y m

ostenzytyw izm em n a rra c y jn y m ) jest w łaśnie d ram aty czn ą form ą p e rsw a ­ zji, zgodnie ze sta ry m i reg u łam i reto ry k i. „W łaściw y język u w ie rz y tel­ nia tw oją sp raw ę [...]” — m ów ił A rystoteles 21.

Św iadectw o, testa m e n t, apel uzyskać rezonans m o r a l n y (a P i­ goniowi chodzi przede w szystkim oń) mogą ty lk o w sercu poszczegól­ nego człow ieka. W sp o m in k i są więc lite ra tu rą o tyle, o ile tra k tu je m y ją jako g e n e ra to r „ p ry w a tn y c h obow iązków ”, o ile po M iłoszowsku określim y ją jako głos jednego człow ieka p rzem aw iający do jednego człow ieka 22.

Chociaż Pigoń-w sp om in k arz n a poziom ie n a rra c ji program ow o usuw a siebie na dalszy plan, chociaż nie chce pisać osobistego „pam iętn ik a duszy w u tra p ie n iu ”, bo od młodości sądził za M ickiewiczem, że w s p ra ­ w ie cierp ień duchow ych „m ilczenie jest w iern y m sojusznikiem ”, to p rze ­

21 A r y s t o t e l e s , Retoryka. W antologii: T rzy sty listy k i greckie. A r y s to te ­

les — Demetriusz — Dionizjusz. Przełożył i opracował W. M a d y d a. Wrocław

1953, s. 24. Rolę perswazyjną Pigoniow ych exem plôw („przygód”) ukażę w dalszej części pracy, nie objętej drukowanym tu fragm entem . — O perswazji ostenzytyw - nej zob. M. F. К w i n t y 1 i a n, Kształcenie m ów cy . Przełożył i opracował M. B r o ­ ż e k . Wrocław 1951, s. 200—202.

(12)

cież a k u ra t n a W spom inkach potw ierdziło się ze szczególną mocą, że w szelkiem u pisaniu tow arzyszy „zapis osobowości”, zapis postaw y św ia­ topoglądow ej, a mówiąc jeszcze inaczej: uzależnienie wypow iedzi auto ­ biograficznej od zam ierzonej i w y razistej k o n stru k cji m ówiącego „ ja ” 23. Myśl o tym , że pró b a obozu to „w ielki zysk życiow y” (227), że n aw et przez S achsenhausen m ożna przejść jako przez przerażający piec ognisty oczyszczenia, jako przez piekło w roli czyśćca — jest w obrębie cyklu k w intesen cją całości opowieściowej, a w stosunku do zobowiązań z U w a­ gi w stęp nej, poprzedzającej cykl, jest zw ięzłym pośw iadczeniem w yp eł­ n ienia podjętego zadania poznawczego i sform ułow aniem jego w yniku. Ta m yśl jest ponadto św iadectw em osobowościowej, całożyciow ej toż­ samości Pigonia, k tó ry — za m łodu poznaw szy w ojnę jako „zdiablone człow ieczeństw o” i rozpoznaw szy ją jako zderzenie im perializm ów — zuchw ale podejm ow ał m oralne ryzyko m ów ienia o w ychow aw czych w artościach w ojny. M ówienia zadziwiająco ryzykow nego także w jego — sposobie 24. Sądził, że z każdej biedy (zwłaszcza z nieuchronnej) m ożna odnieść pożytek (264). W pływ okupacyjnych ograniczeń na jakość i u k ie­ ru n ko w an ie krakow skich uniw ersyteckich studiów ko n spiracy jnych opi­ syw ał słow am i: „Z więzienia, spod naw isłej n ad nam i z a tra ty — w y ­ szliśm y m ocniejsi i bogatsi” (264). Mówił o trw a łe j zdobyczy złow rogich sem estrów (264). J e st w ty m wiele z postaw y Hioba odtrącającego po­ kusę rozpaczy, a z „d o pu stu ” w yprow adzającego m orał nadziei. Ale jest też w iele z postaw y P aw ła apostoła w tym , że się w spom ina m om enty ucisku i poniżenia ,,ze słusznie ug ru n to w aną ch lu b ą ” (236).

28 Cz. K ł a k , Nad pamiętnikami Stanisława Pigonia. W: S. P i g o ń , Z K o m -

borni w świat. Wspomnienie młodości. Wstępem, przypisami oraz indeksam i opa­

trzył Cz. K ł a k . Wyd. 5. Warszawa 1983, s. 55. — P 177. — P i g o ń , Do p odstaw

w ychowania narodowego, s. 181. — W y k a , Odeszli, s. 132—133. — D 99.

24 Za najistotniejszy w alor wychowawczy wojny P i g o ń (Do podstaw w y ­

chowania narodowego, s. 235—238) uznawał tzw. chrzest ogniowy: najgłębszy prze­

wrót w człowieku wobec spotkanej z bliska śmierci (przed którą lęk ulega prze­ łamaniu), osiągnięcie wyższego, nowego człowieczeństwa (już nie do zatarcia, w łaś­ n ie jak chrzest), Chrystusowe dostojeństwo wewnętrzne. Chcąc niejako oswoić te szokujące słow a przywołajm y wzmiankę ks. K. M i c h a l s k i e g o (Między heroiz­

m e m a bestialstwem. Kraków 1949, s. 53), że A rystoteles wielkość duchową sięgającą

Cytaty

Powiązane dokumenty

W pierw jed n ak należy nieco m iejsca poświęcić pod­ staw ow ym założeniom politycznym tych trzech organizm ów państw ow ych... To wszystko odpow iadałoby

W obecnie trudnej społecznie sytuacji, związanej z rozprzestrzenianiem się groźnego dla zdrowia wirusa (koronawirusa) bardzo ważna jest profilaktyka zdrowotna, unikanie

Na spotkaniu jego z przedstawi­ cielami sądownictwa polskiego w Wielkiej Brytanii padło stwierdzenie, że resort sprawiedliwości znalazł się w rękach bojownika o

przedsiębiorstwa jako jeden z elementów umowy i wpisu spółki z ograniczoną odpowiedzialnością do rejestru handlo­ wego (art. 166 pkt 1 k.h.) winien być

W dniach 11-27 listopada 2016 roku odbyło się na Wydziale Studiów Eduka- cyjnych sześć spotkań z Profesorem Harveyem Svi Shapiro z University of North Carolina at Greensboro ze

Kompozytor stosuje tu pojedyncze dźwięki w różnych rejestrach, grę na strunach pałką z główką gumową, pałką metalową, szybkie pocieranie strun najniższego

Czym się powodują, podejmując takie decyzje, tego Seneka nie jest do końca pewny: „Jest bardzo prawdopodobne, że bogowie działają w ten sposób, że dla niektórych

Jed- nak pomimo wyraźnej potrzeby stworzenia skutecznych mechanizmów wypraco- wywania polityki zagranicznej, bezpieczeństwa i obrony oraz konieczności jedno- litego