• Nie Znaleziono Wyników

To nie jest przedmowa – tekst bez pierwszego słowa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "To nie jest przedmowa – tekst bez pierwszego słowa"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

To nie jest przedmowa – tekst bez pierwszego słowa

Andrzej Marzec

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

O problemie z przedmową już powiedziałem.

Miejsce jakiej nieobecności – czego kogo jakiego straconego tekstu – chce zająć przedmowa?

Jacques Derrida, Fora. Kanciaste słowa Nicolasa Abrahama i Márii Török 1 […] w jaki sposób napisać pierwsze słowo, skoro ono nigdy nie należy do nas samych, lecz jest raczej miejscem należącym do innego? Początek (łac. initium), podobnie zresztą jak sam inicjał, nie jest wcale naszym wyrazem, choć to wła- śnie za jego pomocą chcielibyśmy wyrazić nas samych. Pojawiająca się zawsze na pierwszym planie przedmowa ma za zadanie przede wszystkim stać przed wszystkimi, z de(nicji wyprzedzać i pozostawiać w tyle wszystkie inne mowy.

Jednak wykonuje ten ruch nie po to, by wywyższać się czy też chełpić zajmowa- nym przez siebie miejscem, lecz jedynie, aby przywołać, przybliżyć teksty, które poprzedza i wywołać je z ukrycia. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że uprzywilejowana pozycja przedmowy jest wątpliwa, a fetyszyzowane i przypi- sywane jej pierwszeństwo okazuje się iluzoryczne.

1 Tekst opublikowano w „Tekstach Drugich” 2016, nr 2, w tłumaczeniu Barbary Brzezickiej.

(2)

(Przed)mowa

W trakcie lektury wstępu, z każdym przeczytanym słowem czy też przewra- caną z nadzieją stroną, oddalamy się od wyobrażonego, mitycznego, lecz niezbędnego nam początku, staramy się wręcz przyspieszyć jego zniknięcie i rozpłynięcie. Niezależnie od tego, czy ten dynamiczny, czytelniczy ruch na- przód wynika z ciekawości, czy też raczej z próby przezwyciężenia dojmują- cego poczucia nudy, on sam powoduje, że tracimy z oczu źródło, skupiając się na tym, co nadchodzi, lecz pozostaje jeszcze niejawne, niejasne i wciąż do odkrycia. Skąd pojawia się w nas tak dojmujące pragnienie początku oraz samego aktu rozpoczynania? Dlaczego wydaje nam się, że nie potra(my się bez nich obyć?

Istnieją jednak czytelnicy, którzy bez cienia żalu potra(ą zrezygnować z wszelkich wprowadzeń, wstępów, zwiastunów i przedmów, jak gdyby prze- czuwali ich iluzoryczność. Zdecydowanie wdzierają się w uporządkowaną strukturę tekstu, w bardziej lub mniej przypadkowym miejscu, nie licząc się zupełnie z przemyślaną wcześniej i zaplanowaną architekturą książki, zrywają tym samym z linearną przewidywalnością lektury. Ten niepokorny sposób czytania, podważający ustalony porządek i niezdający sobie sprawy z zary- sowanych w przedmowie ścieżek interpretacyjnych, zdecydowanie bardziej przypomina ludzką egzystencję.

Martin Heidegger zwracał uwagę na to, że właściwie nigdy nie rozpoczy- namy życia w punkcie zerowym, dlatego też nie możemy mówić o naszym początku, lecz raczej o wejściu w nieznany nam do tej pory splot historii i wir wydarzeń, w których osobiście nie braliśmy udziału. Dramatyzm tego egzy- stencjalnego wrzucenia w świat (Geworfenheit)2 polega na tym, że nikt z nas nie tylko nie otrzymał instrukcji obsługi życia, ale przede wszystkim nie został uprzedzony o swoim pojawieniu się, nie był w żaden sposób przygotowany na tę wstrząsającą okoliczność. Przy czym uprzedzanie okazuje się kategorią ambiwalentną i pojawia się tutaj przynajmniej w dwóch sensach, których nie należy ze sobą mylić. Nie zostaliśmy uprzedzeni o naszym życiu, czyli wej- ściu w świat już istniejący (uprzedzanie jako informowanie), lecz zostaliśmy uprzedzeni w życiu, przez tych, którzy wiedli swoje egzystencje przed nami (uprzedzanie jako wyprzedzanie).

2 Por. M. Heidegger, Bycie i czas, tłum. B. Baran, Warszawa 2004.

(3)

Ciekawy przykład heideggerowskiego wrzucenia bez trudu odnajdziemy w (lmie Incepcja (reż. Christopher Nolan, 2010), w którym główny bohater (Cobb) wyjaśnia swojej współpracowniczce (Ariadne), w jaki sposób jesteśmy w stanie odróżnić jawę od snu. Zgodnie z jego diagnozą ludzkie doświadczenie marzenia sennego charakteryzuje się tym, że nigdy nie pamiętamy początku snu.

Gdy śnimy, zawsze odnajdujemy siebie już bezpośrednio w środku toczącej się akcji, jesteśmy w nią wrzuceni i po prostu nie mamy pojęcia, w jaki sposób znaleźliśmy się akurat w tej specy(cznej rzeczywistości. Podobny mechanizm możemy zaobserwować w przypadku Dasein, czyli głównego bohatera Bycia i czasu, który nie jest w stanie przypomnieć sobie swojego początku, momentu wejścia w rzeczywistość. Jego wrzucenie sprawia, że nie potra( istnieć inaczej, jak tylko będąc już zawsze w świecie, jest bytem wewnątrzświatowym, może wychodzić poza siebie (bycie ekstatyczne), lecz nigdy poza świat. Również Jacques Derrida skutecznie rozwiewa nadzieje bohaterów Incepcji na odnale- zienie ostatecznego kryterium prawdy, skutecznego rozróżnienia pomiędzy (kcją a rzeczywistością, czyli upragnionego zewnętrza. Nie istnieje poza-tekst („il n’y a pas de hors-texte”)3, dlatego po nieudanych próbach przywołania, przypomnienia sobie początku, również tego teksu, będziemy musieli sobie dalej radzić bez niego.

Nasze wejście w świat już zawsze jest poprzedzone przez rzeczywistość bez nas, ukształtowaną pod naszą nieobecność, dlatego nie możemy mówić o początku, który zakłada zerwanie z nią, lecz jedynie o życiu jako kontynuacji.

Heideggerowski moment wrzucenia nie pozostawia wątpliwości, że w porząd- ku egzystencji jesteśmy zawsze już wyprzedzeni przez innych, dlatego też nikt z nas nie jest pierwszy. Derrida w rozważaniach dotyczących iluzoryczności po- czątków posuwa się o krok dalej, twierdząc że „być” oznacza przede wszystkim

„dziedziczyć” i stawia znak równości między tymi dwoma słowami4. Według francuskiego (lozofa, dla którego życie niczym nie różni się od literatury, nie ma samotnych (roz)poczęć, nikt nie rodzi się w samotności, jak również nikt nie pisze samotnie.

3 J. Derrida, O grammatologii, tłum. B. Banasiak, Warszawa 2011, s 212.

4 „Jesteśmy spadkobiercami nawet zanim jeszcze podejmiemy decyzję o przyjęciu lub odrzuceniu spadku – i jak wszyscy spadkobiercy, jesteśmy pogrążeni w żałobie […] bycie tego czym jesteśmy, jest przede wszystkim dziedziczeniem, czy nam się to podoba i czy o tym w ogóle wiemy, czy też nie”. J. Derrida, Widma Marksa, tłum. T. Załuski, Warszawa 2015, s. 97–98.

(4)

(Po)mówienie przedmowy

Słowa, którymi nieustannie próbujemy wypowiedzieć siebie, są zawsze po- życzone, zużyte, współdzielone z innymi, przechodzone niczym ubrania z drugiej ręki. Pewnie dlatego najczęściej czujemy się w nich nieswojo, tro- chę jak w zbyt dużych lub za małych butach, odziedziczonych po wcześniej- szym użytkowniku – innym. Podobnie biała, nietknięta i niezapisana kartka (nie-miejsce), czyli spodziewany zazwyczaj początek pisania okazuje się je- dynie iluzją, nigdy nieosiągalnym, wyłącznie wyobrażonym stanem. Jesteśmy wrzuceni, co oznacza, że rozpoczynamy w miejscu, które nie należy do nas.

Pozornie tylko pusta strona już od samego początku jest zapisana, nosi na sobie ślady, pozostałości, fragmenty innych wypowiedzi poprzedzające nasz akt pisania. Dlatego właśnie nie sposób postawić pierwszego słowa, gdyż zostaliśmy już uprzedzeni przez ciąg wypowiedzi napisanych przed nami.

Wytarte, niewyraźne, ledwo widoczne frazy przezierają jednak przez biel kart- ki, umożliwiając tym samym każde nasze zdanie, które bez poprzedzających je śladów nigdy by się nie pojawiło.

Można zatem dojść do wniosku, że każda przedmowa jest nieodłącznie związana z bezpodstawnym pomówieniem. Jej niekwestionowane do tej pory pierwszeństwo, uzurpatorskie, hegemoniczne dążenia oraz roszczenia związane z uprzywilejowaną pozycją okazują się w tym kontekście jedynie złudzeniem, pomówieniem niemającym nic wspólnego z prawdą. Przedmowa, mająca zaj- mować tradycyjnie pierwsze miejsce, wyprzedzać wszelkie następujące dopiero po niej mowy, sama jest poprzedzona śladową obecnością, czymś, co do niej nie należy, lecz ją umożliwia. Dlatego jej dumne „przed”, wskazujące na niezbywal- nie pierwotny charakter, zazwyczaj usiłuje wprowadzić nas w błąd. Przedmowa okazuje się zawsze po-mówieniem, gdyż może przyjść jedynie po poprzedzają- cym ją śladzie innego, pojawia się spóźniona (post factum), gdyż sama niczego nie rozpoczyna.

W tym właśnie momencie dochodzimy do zdemaskowania pierwszej strate- gii ukrywania, związanej z tuszowaniem, czyli zakrywaniem (archi)tekstu albo sygnatury występującej przed każdą przedmową i początkiem. Ona sama, będąc jedynie śladem, co prawda daje się zapisać innemu, zatrzeć, aż do momentu, gdy zniknie sprzed naszych oczu, lecz nie przestanie poprzedzać, umożliwiać każdego zapisu, wstępu oraz wprowadzenia. Nie jest już żadną tajemnicą, że piszę ten tekst na Derridzie, piszącym na Heideggerze, piszącym na Husserlu…

(5)

(„Husserl qui genuit Heidegger, qui genuit Derrida, qui genuit…”)5. Jednak to wzajemne zapisywanie siebie jest zawsze związane z wycieraniem, zużywaniem tego, kto nas poprzedza i jednocześnie umożliwia nasze pisanie, które okazuje się dwuznaczne.

Wystarczy w tym kontekście przywołać historię Heideggera, który 8 kwietnia 1926 roku umieszcza na jednej z pierwszych stron Bycia i czasu dedykację dla Edmunda Husserla. Pod koniec kwietnia 1933 roku obejmuje stanowisko rek- tora we Fryburgu, jednocześnie uwikłanie w antysemicki dyskurs oraz wejście w związki z narodowym socjalizmem doprowadzają go do zerwania stosunków z rodziną Husserlów. 27 kwietnia 1938 roku odmawia uczestniczenia w pogrze- bie swojego mistrza. Heidegger nie wysyła nawet zwyczajowych, listownych kondolencji żonie Husserla, jak gdyby pragnął ze wszystkich sił nie tylko wy- przeć się znajomości ze swoim żydowskim nauczycielem, lecz może również wyprzeć wiadomość o jego śmierci, której zresztą nie odnotowuje na piśmie.

Proces zacierania śladów przybiera na sile, gdy w 1941 roku Heidegger za namową wydawcy usuwa dedykację z piątego wydania swojej książki6. To o tyle ważny moment w dziejach skomplikowanej relacji dwóch niemieckich (lozo- fów, że do tej pory Husserl, znajdując swe miejsce w dedykacji, funkcjonował jeszcze wciąż na zewnątrz Bycia i czasu. Oznaczało to, że nie tylko poprzedzał książkę swego ucznia własnym autorytetem i wpływem, lecz także, będąc poza głównym tekstem (czyli pozostając przy życiu), mógł się wobec niego zdy- stansować, zgłosić swoje zastrzeżenia, poprawki lub nawet pozwolić sobie na otwartą krytykę. I tak się rzeczywiście stało, gdyż Husserl po dwukrotnym prze- czytaniu dzieła swego ucznia w dość radykalny sposób je odrzucił. Twierdził, że jego własna fenomenologia nie ma nic wspólnego z tak zwaną fenomenologią Heideggera, a pseudo-naukowość autora Bycia i czasu stanowi istotną przeszko- dę dla rozwoju (lozo(i7. Nie dziwi zatem, że na swoim egzemplarzu książki, tuż obok odręcznej dedykacji Heideggera, napisał ołówkiem: „amicus Plato, magis amica veritas” („Platon przyjacielem, lecz lepszą przyjaciółką prawda”).

5 Por. J. Derrida, Widma…, s. 29.

6 Por. M. Heidegger, Tylko Bóg mógłby nas uratować, tłum. M. Łukasiewicz, „Teksty: teoria literatury, krytyka, interpretacja” 1977, nr 3 (33), s. 147.

7 Por. Psychological and Transcendental Phenomenology and the Confrontation with Heidegger (1927–1931), Collected Works of Edmund Husserl, Vol. VI, trans. and ed. T. Sheehan, R.E. Palmer, Dordrecht, s. 30.

(6)

Kontrsygnatura postawiona przez Husserla jest niezwykle wymowna, lecz je- dynie na pierwszy rzut oka nie domaga się dalszego komentarza. Interesujące okazuje się to, że twórca fenomenologii odrzuca los pokonanego Platona i za wszelką cenę chce przyjąć w tym sporze rolę zwycięskiego Arystotelesa. Jego pragnienie bycia niepokonanym przyjacielem prawdy doprowadza do tego, że sam staje się uczniem, który tradycyjnie pokonuje mistrza, nawet jeśli jest to zwycięstwo odniesione tylko w perspektywie egzystencjalnej, a zatem wynika- jące jedynie z przeżycia swego nauczyciela. W jaki sposób Husserl przeżywa, zostaje podtrzymany przy życiu, przez co staje się długowieczny?

Heidegger nie jest w stanie dokonać symbolicznego morderstwa Husserla, mimo niestrudzonych wysiłków historyków (lozo(i, którzy wszelkimi dostęp- nymi sposobami starają się wpędzić autora Bycia i czasu w poczucie winy. Jednym z zabiegów służących nieustannemu oczernianiu (lozofa jest podtrzymywanie pomówień, niczym nieuzasadnionych plotek, zgodne z którymi Heidegger, kie- dy był rektorem uniwersytetu miał wydać zakaz wstępu do biblioteki swojemu mistrzowi. Okazuje się jednak, że taki zakaz byłby zwyczajnie niemożliwy do sformułowania, gdyż Husserl – jako tekst – jest już zawsze wewnątrz bibliote- ki, choćby pod postacią Badań logicznych (Logische Untersuchungen). Jak już stwierdziliśmy, Heidegger jest na tyle oddanym uczniem, że nie jest w stanie przyjąć i zaakceptować wiadomości o śmierci swego mistrza, która jest dla niego zbyt traumatyczna, nie do pomyślenia i między innymi dlatego nie po- jawia się na jego pogrzebie. Od tej pory niepogrzebany przez swojego ucznia Husserl funkcjonuje w jego wyobraźni jako nieumarły (undead), czyli żywy i martwy jednocześnie.

W 1941 roku Heidegger dokonuje niejednoznacznego kroku i decyduje się usunąć dedykację dla Husserla. Piąte wydanie Bycia i czasu, jak tłumaczy póź- niej w Drodze do języka, było zagrożone, stało pod znakiem zapytania i spo- dziewano się zakazu druku8. Paradoksalnie, Heidegger ukrywając dedykację, ocala nie tylko swoją książkę, lecz także samego Husserla. Nie usuwa go wcale z własnych rozważań, lecz – w przypisie do tekstu głównego – przenosi głębiej, w dalsze partie Bycia i czasu9. W ten nieoczywisty sposób uczeń ukrywa mistrza

8 Por. M. Heidegger, Tylko Bóg…, s. 147 oraz tegoż, W drodze do języka, tłum. J. Mizera, Warszawa 2007.

9„Jeśli poniższe badanie przyczyniło się do posunięcia naprzód kwestii otwarcia rzeczy samych, to autor zawdzięcza to przede wszystkim Edmundowi Husserlowi, który podczas studiów odbywanych przez autora we Fryburgu zaznajomił go z najróżniejszymi obszara-

(7)

przed nadchodzącym niebezpieczeństwem, inkorporuje, grzebie go wewnątrz swojego tekstu. W rzeczywistości martwy Husserl będzie mógł – bezpiecznie ukryty, pogrzebany w heideggerowskich rozważaniach – kontynuować dalej swój nieumarły żywot. W ten właśnie sposób tworzy się melancholijna struk- tura zwana kryptą, natomiast (lozo(czna hermeneutyka zmienia się dzięki niej w hermetykę10. Heidegger przy pomocy własnych słów tworzy monument (grobowiec), dzięki czemu już zawsze, nieskończenie wiele razy będzie mógł wyrazić wdzięczność i szacunek, których zabrakło w dzień pogrzebu Husserla.

Krypta – „zamiast” przedmowy

Derrida twierdzi, że każdy tekst związany jest w pewien sposób z nieobecno- ścią, gdyż pisany jest zamiast czegoś albo kogoś. Dlatego należy zastanowić się przynajmniej przez chwilę, o jakiej nieobecności świadczy ta przedmowa, wokół jakiej pustki tworzy się i narasta. Nietrudno zauważyć, że niniejszy wstęp po- zbawiony jest pierwszego słowa i stara się zdać sprawę z niemożliwości rozpo- czynania. Znajduje się pomiędzy, podobnie jak i my, którzy zawsze zjawiamy się już w środku wydarzeń, nie znamy swego początku ani końca, możemy jedynie przeczuwać.

Niepokojące rozpychanie, puchnięcie oraz rozrastanie się tej przedmowy, które powstrzymują jedynie marginesy z prawej i lewej strony, wskazują również na to, że ona sama powstała kosztem innego tekstu. Nie chodzi w tym momencie o cytaty, jakie zostały w niej zawarte i pochowane, lecz raczej o to, że zabrała miejsce artykułowi, który dzięki jej pojawieniu się, zwyczajnie nie zmieścił się w tej zbiorówce – został odrzucony przez redaktorów albo w ogóle nie powstał.

Właśnie na tej nieobecności, którą w tej chwili zapisuję, powstaje wprowadze- nie do tekstów, które za kilka stron będzie można przeczytać. Zanim jednak do nich dotrzemy, a one same się wydarzą, pozostańmy jeszcze przez chwilę w ich oczekiwaniu, pozwólmy im pobyć jeszcze przez moment w ukryciu.

Przedmowa jedynie pozornie znajduje się na zewnątrz całego zbioru tek- stów – z początku może wydawać się nam, że roztacza nad nimi opiekę, trzyma je w ryzach, organizuje ich porządek, okala, poprzedza i zwiastuje ich nadej- ście, jednak wciąż pozostaje poza nimi, zdystansowana wobec nich. Okazuje się mi badań fenomenologicznych, udostępniając mu swe niepublikowane badania i osobiście w niezrównany sposób nim kierując”. M. Heidegger, Bycie…, s. 54 [38/39].

10 Por. J. Derrida, Fora…, s. 126.

(8)

jednak, że każdy wstęp raczej wyłania się z samego środka książki i występuje w stronę czytelników. Wychodzi im na spotkanie i robi to przede wszystkim po to, by poinformować, że teksty, na które za chwilę natra(ą, są już przejrzane, przeczytane, odwiedzone, spenetrowane, dotknięte – jednym słowem nawie- dzone. Wobec czego zazwyczaj nie tylko zawiesza, by nie powiedzieć: unie- ważnia całkowicie, efekt świeżości lektury, lecz także zanieczyszcza ją swoimi własnymi, mniej lub bardziej tra(onymi interpretacjami. Przedmowa, niosąca ze sobą zapowiedź, ślad wnętrza, wychodzi na zewnątrz również po to, aby lekko zmienić, zakrzywić albo nawet przeinaczyć i pomylić sens zawartości. Oprócz tego pragnie złożyć obietnicę, że to, co nadchodzi po niej, nie będzie być może wcale lepsze i ciekawsze, lecz z pewnością nas zaskoczy, nadejdzie inne niż to sobie wyobrażamy – co więcej, zamierza tej obietnicy dotrzymać.

Zaprezentowane teksty z wielu różnorodnych perspektyw przyglądają się wybranym praktykom kulturowym, polegającym przede wszystkim na ukry- waniu, zasłanianiu, kamu,owaniu i trzymaniu w tajemnicy. Starają się nie tylko uchwycić oraz scharakteryzować czym jest sam proces ukrywania, lecz także same, podążając ścieżką wyznaczoną przez hermeneutykę podejrzeń, ewident- nie chcą przed nami odkryć pewien sekret, odsłonić to, co do tej pory pozosta- wało w kulturze niejawne. Warto przyjrzeć się nie tylko temu, co niosą ze sobą poszczególne autorskie realizacje oraz z jakiego dokładnie ukrycia w kulturze zdają sprawę. W trakcie lektury może okazać się, że jeszcze ciekawszym przedsię- wzięciem będzie zbadanie tego, co ukrywają i pomijają milczeniem sami autorzy.

Wobec czego, gdy zapoznamy się ze wszystkimi odkryciami proponowanymi przez każdy z tekstów, proponuję zapytać również o to, co zostało ukryte w tek- stach poświęconych ukrywaniu i wciąż jeszcze pozostaje nieujawnione.

Część autorów zastanawia się nad samym – niezwykle niejednoznacznym – mechanizmem ukrywania oraz kryjącą się w nim obietnicą obecności. Pytają przede wszystkim o to, czy widmo, a zatem coś, co jedynie się przejawia, czyli ukazuje się i znika jednocześnie, ma szansę na zachwianie, wstrząśnięcie opozy- cją jawne/ukryte oraz meta(zycznymi kategoriami obecności/(nie)obecności.

Widma nierzadko kpią sobie z naszej chęci dotarcia do jednoznacznej odpowie- dzi, mylą tropy i splatają ścieżki interpretacyjne, jak gdyby twierdząc, że dotarcie do celu jest niemożliwe. Niektórzy autorzy traktują lustrzane ukrywanie oraz odkrywanie jako zaproszenie do niezwykle inspirującej zabawy, intertekstualnej gry w chowanego. Natomiast inni widzą w ujawnianiu nie tylko ciekawy proces

(9)

sensotwórczy, lecz może przede wszystkim terapeutyczny. Wierzą w możliwość dotarcia do prawdy o naszych mrocznych sekretach, jak również w to, że jej odkrycie oraz zbadanie doprowadzi do zrozumienia ludzkich motywów postę- powania, a co najważniejsze: do społecznej lub indywidualnej zmiany.

Tymczasem trzeba wspomnieć o jeszcze jednym „zamiast”, czyli o kolejnej z wielu nieobecności, wokół jakich tworzy się ta przedmowa oraz wszystkie pozostałe teksty. Każdy z nich powstał po to, aby swoim pojawieniem się ukryć nieobecność autora, a ten, funkcjonując w przestrzeni dziwnej instytucji zwa- nej literaturą, z konieczności musiał zgodzić się na swoje zniknięcie w martwej literze pisma. Pamiętając o tym, że zazwyczaj czytamy teksty pod nieobecność autora, nie bójmy się majsterkować, manipulować przy ich rozmaitych ustale- niach, gdyż jedynie w ten sposób jesteśmy w stanie ożywić ich ukryte, pogrze- bane w słowach myśli.

Przed nami zbiór różnorodnych tekstów, które wnikają w to, czym jest samo pragnienie odkrywania oraz starają się udowodnić, że nie jesteśmy w stanie żyć i pisać bez tajemnicy, gdyż sekret, niedopowiedzenie okazuje się ich niezbędnym warunkiem. Nie chcę w żaden sposób zamykać, ograniczać, ani rezygnować z heterogeniczności artykułów, które najlepiej prezentują się wspólnie, w zbio- rowości, same wchodząc ze sobą w różnorodne relacje i dyskusje. Od wstępu zazwyczaj oczekuje się, że będzie dawał dostęp do ich treści, ułatwiał lekturę i wytyczał drogę na skróty. Tymczasem wystarczy jedynie przewrócić stronę, aby znaleźć się w pobliżu pierwszego z czekających na przeczytanie fragmentów.

Każdy z nas musi samodzielnie negocjować warunki porozumienia z poszcze- gólnymi tekstami, sprawdzać, co mogą przed nami odkryć i w jakim stopniu pozwolą nam siebie odczytać – dlatego nigdy nie rezygnujmy z tej przyjemności.

(10)

1MJLUFONP̤FT[MFHBMOJFESVLPXBˀJVEPTUˌQOJBˀEBMFK CF[QBUOJFOBMJDFODKJ

1P[PTUBFSP[E[JBZUFKLTJʵ̤LJPSB[JOOFQVCMJLBDKF NP̤FT[˿DJʵHOʵˀ[BEBSNP[FTUSPOZXZEBXDZ

grupakulturalna.pl SFE3$IZNLPXTLJ ",PQSPXJD[

Cytaty

Powiązane dokumenty

2 lata przy 38 to pestka… Izrael był na finiszu i to właśnie wtedy wybuch bunt, dopadł ich kryzys… tęsknota za Egiptem, za niewolą, za cebulą i czosnkiem przerosła Boże

Jest jeszcze lepsze od zmywarki do naczyń czy kalkulatora, bo uwalnia mnie od żmudnej konieczności ciągłego rozpozna- wania otaczających mnie przedmiotów, a nawet od

osobno da zawsze tylko jedną trzecią prawdy - a pdnię dojrzy tylko ten, kto zechce, pofatyguje się i przyjedzie naprawdę zainte- resowany krajem zwanym

Lapbook jest „książką” tematyczną, którą tworzy się na dany temat i w której tworzeniu uczeń aktywnie uczestniczy.. Dzięki lapbookom uczniowie

Aby odczytać liczbę minut, można pomnożyć razy 5 liczbę znajdującą się na zegarze, którą wskazuje wskazówka.. Przedstawia się to następująco: 1 na zegarze to 5 minut, 2

Wierzę w to, że nam się udaje, Polsce się udaje, ale musi się jeszcze lepiej udawać i trzeba właśnie mieć wspólną wielką wizję, pewien kolejny jasny cel i go

Kiedy studiowałam na naszym Wydziale, wtedy jeszcze na łączonym Wydziale Psychologii i Pedagogiki UW, Profesor Irena Szybiak była we władzach Instytutu Pedagogiki, a w roku 1981

Tym bardziej gdy wchodzą w rolę city activists, przyczyniają się – by przywołać jeszcze jedną formułę znaną z miejskich pojazdów, a zarazem koncepcje Michela de Certeau