• Nie Znaleziono Wyników

Nad listami Wacława Berenta

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nad listami Wacława Berenta"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Janina Garbaczowska

Nad listami Wacława Berenta

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 8, 31-43

(2)

Janina Garbaczowska

NAD LISTAM I WACŁAWA BERENTA

K orespondencja w ybitnego pisarza, zawsze stanow iąca elem ent do­

datkow ego spojrzenia na jego twórczość, ty m byw a w ażniejsza, im je­

steśm y pew niejsi, że jej a u to r nie pisał z m yślą o przyszłych ciekaw skich

czytelnikach i badaczach, czyhających na każdą okazję bliższego poznania

tw órcy, że też jej nie „ u k ład ał” jak b u k iet na w łasny pom nik pośm iertny.

W tak iej sytu acji rzecz staje się jeszcze bardziej interesująca, gdy m am y

do czynienia z pisarzem zam kniętym w sobie, mało tow arzyskim ,

a w tw órczości herm etycznym , więc — tru d n y m . W acław B erent jest

chyba klasycznym przykładem takiego tw órcy. W pam ięci ludzi, któ rzy

go znali, pozostał jako odludek i sam otnik. W jego zaś pisarstw ie — n a r­

rator, często id en ty czn y z autorem , okazuje się m arzycielem , którego

m arzeń nie zrealizow ała żadna dana m u w doświadczeniu rzeczywistość,

a zatem — m alkontentem .

Pochodzący ze spolszczonej niem ieckiej rodziny p ro testanckiej p atrzy ł

B eren t na św iat oczyma surow ego obserw atora — m oralisty. Było to

spojrzenie k rytyczn e i ostre, a wiodło m alkontenta do wniosków apodyk­

tycznych, nie znoszących sprzeciw u, form ułow anych jednoznacznie, bez

w zględu na to, jak ą w yw ołają reakcję. T akim się prezen tu je w każdym

sw ym utw orze — z (pozornym) w y ją tk ie m Próchna, bo i w tej powieści

osądza św iat dekadentów przez usta lekarza K unickiego, a po ostatnich

słow ach u tw o ru (w p ierw o d ru k u w t. 4 „C him ery”) w ypisuje dwa m otta

treści m oralnej: pow ażne i kaznodziejskie z Frycza M odrzewskiego oraz

ironiczne z F ry d e ry k a Nietzschego. Oto one:

„N iem o c serd eczn a je s t stok ro ć go rszą od n iem o cy fizy c z n e j. P rzeto zle czcie m y ś l w a s z ą .”

F ry c z M o d rzew sk i: O n a p r a w ie R z e c z y p o s p o lit e j, 1554. „I oto zn ó w g ro zi k lę sk a , ta m a cierz w sz e lk ie j m o raln ości, zw ia s tu je się wrie lk ie n ieb ezp ieczeń stw o , ty m ra zem p rzen iesio n e na jed n o stkę. P r z e ja w ia się w szęd zie: w b liźn im , w p rz y ja c ie lu , na u lic y , w e w ła s n y m d zieck u , w e w ła s n y m sercu ; p rz e b ija się w e w sz y s tk ic h n ajo so b istszy ch , n a jta jn ie js z y c h d rgn ien iach ch cen ia i w o l i ... T y lk o

(3)

— 32 —

m ie rn i m a ją w id o k i d a lsze g o trw a n ia , d alszego ro zm n ażan ia się: oni są lu d źm i p r z y ­ szło ści, oni pozostaną. » B ąd źcie ja k o oni! b ą d źcie m iern ym i!« sta je się odtąd jed y n ą

m o ra ln ością , k tó ra jeszcze m a sens, k tó ra je s z c ze z n a jd u je p o słu ch .”

F. N ietzsch e: J enseits v o n G. u n d В.

C y tat z M odrzewskiego odsyła po lek arstw o dla chorych dusz do ideo­

loga przeszłości, naw iązu jąc k o n tak t z narodow ą tra d y c ją literacką. Iro ­

nia Nietzschego godzi w e współczesne objaw y przeciętności, obcej B eren ­

towi, k tó ry m iał opinię klerka. O pinię — niesłuszną. P isarz badał zawsze

puls życia narodow ego, a jego cała twórczość jest w yrazem nieustającej

tro sk i o Polskę i jej losy. N iem niej góruje w ty m p isarstw ie obrona w y­

bitnego in telig en ta i a rty s ty z odw oływ aniem się do ty ch okresów w dzie­

jach Polski i tych n u rtó w k u ltu ry , k tó re — jak lam py życia — w inno się

p rzekazyw ać z pokoleń w pokolenia i. Te św iatła dla potom nych jaśnieją

n a przełom ach k u ltu ro w y ch : średniow iecza-renesansu, późnego oświece-

n ia-ro m an tyzm u . W artości najw yższe u p a tru je B eren t w chw ilach n a ro ­

dzin n u rtó w racjonalistycznych: renesansu, a głównie oświecenia. We

w spółczesności szuka analogii do ty ch epok lub w ręcz pragnie k o n ty n u ­

a cji tego, co w nich było m ądre. M alkontent w każdej sytuacji w spółcze­

snej, nie jest jednakże pesym istą. Począw szy od listu au to ra Próchna do

M iriam a 2, zostaw ia zawsze nadzieję lepszej przyszłości, do k tó rej należy

dążyć. Dążenie do w ielk ich celów duchow ych, najm ocniej w yrażone w po-

słow iu Ż y w y c h k a m ie n i, p re fe ru je pisarz nad ich realizację:

„M oże to lep ie j n a w e t będzie, je ś li nie d o czek am y się ziszczen ia K r ó le s tw a D u ­ ch a, gd y w zam ian p o zo stan ie nam d ą ż e n i e ? N ieła cn o o d n a w ia ją się serca z n a- w y k n ie ń czu cia, m y śle n ia i p o siad an ia. W ięc lep ie j to m oże będzie, je ś li n o w e n i e b o cza só w p rz y s z ły c h z a ja śn ie je nad g ło w a m i d zieci n aszych ? g d y stare niebo i ziem ia sta ra — m in ą w ra z z n am i.” 3

U w ażny czytelnik B eren ta w yśledzi tę ideologię dążenia w całej jego

twórczości. A ja k w ygląda pisarz w św ietle listów, k tó ry c h garść udało

mi się zebrać? Z a n k ie ty „P o lity k i” na tem at: „Czy P aństw o lubią listy ?”

uderza w w ypow iedzi K azim ierza W yki jed en z argum entów ważności ko­

resp o n d encji ludzi w y b itny ch: „...list jako dokum ent, jako niezastąpiony

ślad po danym człow ieku, danej spraw ie, danej in sty tu cji, danej epoce” 4.

L isty po B erencie p rzy leg ają najściślej do tak ich poszukiw ań. O dbija­

ją zarów no osobowość pisarza, jak rzeczyw istość, w jakiej żył. W tej

rzeczyw istości m ieści się lite ra tu ra , jej tw órcy i — Polska, ze w szystkim ,

co w niej w ołało o popraw ę czy k ry ty k ę . W tej korespondencji, na ogół

zupełnie p ry w a tn e j (w yjąw szy list do M iriam a w spraw ie Próchna), nie

m a pozy; listy są w y razem a u te n ty cz n y c h przekonań i zw ierzeń w eredy-

ka, nie liczącego się z popularnością i pozbawionego jakiejk olw iek kokie­

terii. Nie m a jej w szak i w jego prozie literack iej, k tó ra operując fikcją,

(4)

jednakże n a trę tn ie odsłania autora. Nie — n arrato ra, ale w łaśnie — au to­

ra, tak że „obraz a u to ra ” w ykracza bardzo często z ram fikcji. U derza to

przede w szystkim w Ż y w y c h kamieniach (w posłowiu powieści) i w „opo­

w ieściach biograficznych”, w których pisarza ponosiła pasja m oralisty

czy dem askatora grzechów n arodu czy grzechów lite ra tu ry 5. B erent-ep ik

i B eren t-ep isto lo g raf to więc niezaprzeczalna jedność ideowa, tym ści­

ślejsza, że zaśw iadczona w obu dziedzinach praw ie identyczną a czasem

identyczną stylistyką. Bo uroczysty czy m ajestatyczny styl jego prozy

jest rów nież cechą jego listów, kraszonych in teligentną ironią, złośliwo­

ścią, elem entam i dram atycznym i czy lirycznym i. Na w y b ranych przy k ła­

dach ukażem y tę jednakow ość w ypow iedzi w tekstach literackich i li­

stach.

Pom im o niezbyt obfitego m ateriału , jakim ro zp o rząd zam 6, ry su je się

w listach B erenta jego droga ideow a od Próchna po „opowieści biograficz­

n e ”, czyli — od m odernistycznych poszukiw ań praw d y człowieka i a rty ­

sty po niepokoje P o lak a-p atrio ty , k ry ty k ę stosunków w w yzw olonym

państw ie i nadzieję na lepszą przyszłość dla pokoleń następnych.

L isty B eren ta obracają się w kręgu trzech problem ów: 1) zadań pisa­

rza i lite ra tu ry (z pew nym i ten d encjam i do teoretyzow ania), 2) stosunku

do twórczości w łasnej oraz innych pisarzy współczesnych, 3) k ry ty k i sto­

sunków w Polsce m iędzyw ojennej — z pozycji pisarza i interesów lite ra ­

tu ry .

Pochodzący z roku 1902 list do M iriam a w obronie w ydrukow anego

w „C him erze” Próchna jest m. in. w yrazem teoretycznego spojrzenia B e­

re n ta na powieść, efektem refleksji, czy au to r w ypow iada przez usta bo­

hateró w poglądy własne, czy też jest tylko k reato rem postaci fikcyjnych.

G dyby poprzestać na tekście listu ogłoszonym w „C him erze” , należałoby

widzieć w autorze Próchna w yłącznie k rea to ra różnych bohaterów likw i­

d ujących swe tragiczne porach u nk i z życiem. P od ejrzew any o sym patię

dla buddyzm u, odpowiada a u to r listu: „Podpisuję się pod ry su nkiem po­

staci, a nie pod jej w ierzeniam i i sądam i” . Ale to zdanie nastąpiło po

skreślonym ustępie, k tó rem u w yraźnie przeczy. W ty m ustępie listu nie

teo rety k , ale B eren t — człowiek i pisarz kw alifik uje najw yżej te postaci

Próchna, k tó re w yjścia z m atn i życiowej szukają — w nirw anie:

JSą w re sz c ie i tacy , k tó ry c h te la b ir y n ty w y w io d ły do sk a rb u S ezam a: w b e z ­ d enn e g łę b ie poezji' W sch od u. To są m oże n ajm n iej ^badawcze u m y sły , natom iast często n a jw ra ż liw s z e dusze; n iem i n ie k ie ru je ty le k re c ia skłon ność u m y słu do ry c ia się po ciem n ych g łę b iach , ile w e w n ę trz n y , serd ec zn y głód w ia r y . T a k i żad n ej n au k i, żad n eg o p ro ro ctw a n o w e j w ia r y n ie p rzejm ie ry cza łte m , lecz k a żd e p rzeto p i w sw oim b ólu i w m y ślach sw oich . C i z p o tężn ych o b ja w ień n o w ej p o ezji k u ją sobie n ow e ... N ie m iecze w a li n iestety , nie tarczę m iłości, le c z n a jczęście j topór na w łasn e g ło w y . A je d n a k ci są n a jrz e te ln ie jsi pośród szu k a ją c y c h ,”

(5)

— 34 —

Twórczość B eren ta po Próchnie dowiedzie również, że k reu ją c nie w y ­

trzy m y w ał on na pozycjach kreato ra: albo kom entow ał rzecz przedstaw io­

ną w powieści (posłowie Ż y w y c h kamieni), albo ingerow ał w tok n a rra c ji

jako m oralizator, albo snuł analogie m iędzy daw nością a współczesnością

(w „opowieściach biograficznych”).

O kazją w ypow iadania się na te m a ty teoretycznoliterackie, głównie

zaś dotyczące w ypow iedzi słow no-stylistycznej, była korespondencja z Jó ­

zefem G ajkow skim , trw a ją c a długo, bo zaśw iadczona listam i od ro ku 1913

(jeden list) i w okresie 1922 - 1928 (23 listy). Nie m am y bliższych danych

0 G ajkow skim . Z listów B eren ta w iem y, że był inżynierem , że podróżow ał

po k ra ja c h W schodu i Zachodu, że wciąż szukał in tratneg o stanow iska

1 — pisał. T łum aczył B a u d e laire ’a, usiłow ał tw orzyć sam, próbow ał sił

jako k r y ty k literack i. Ja k o p a tro n a i doradcę w sp raw ach literack ich obrał

sobie B eren ta, k tó ry w owych latach był — poza Próchnem (1901) — a u ­

to rem O zim in y i Ż y w y c h kam ieni. L ata dw udzieste, częstej korespondencji

z G ajkow skim , nie przy niosły now ych książek. P isarz jest w ydaw cą, re ­

dak to rem , tłum aczem i — jak św iadczą listy — bacznym o bserw atorem

Polski w spółczesnej oraz jej cierpk im k ry ty k ie m . P rz erw a w twórczości

jest rów nież okresem studiów nad historią i k u ltu rą ośw iecenia — w bli­

skości przełom u rom antycznego.

G dyby ignorow ać d a ty tej korespondencji, w yglądałyby zabaw nie pod

piórem B eren ta ra d y i w skazów ki w arsztatow e aplikow ane G ajkow skie­

m u, k tó ry mu p rzy sy łał swe u tw o ry litera c k ie i przekłady B au d elaire’a.

G dyby ignorow ać... Bo oto B erent, o p erujący stylem i językiem uroczy­

stym , w zniosłym , pełn y m inw ersji, archaizm ów , neologizmów, m uzycznej

rytm iczności, a ta k u je tak ie w łaśnie cechy w tek sta ch G ajkow skiego:

„S z a n o w n y P a n ie, p ro szę m i d a ro w a ć, że o d p isu ję dziś dopiero, ale jestem tym i c z a sy d o p ra w d y z a ję ty aż do p rz e c ią że n ia p r z y lic h y m o b ecn ie zd ro w iu . P rzyp u szcza m je d n a k , że za le ży P a n u ra c zej na o d p o w ie d zi rz e te ln e j n iźli p rę d k ie j. Z e w sz y s tk ic h fra g m e n tó w Fig. słoń 7 p o d o b ały m i1 się z n a jm n ie js zy m i zastrzeżen ia m i u stę p y U p r o ­ gu p u s t y n i i K a r a w a n a: o d d y ch a ją one n a jg łę b szy m tch n ien iem całości, są n ajm n iej « zaw ieszone», n a jo strze j w id zia n e i najtoezpośredniej oddane słow em . A ra c z e j b y ­ ł y — bo to d ziw n e, i tu ta j p rz e ta so w a n ie p o rz ą d k u s łó w je s t ch y b a rze czą p ó źn iejsze j, n ie p o w iem re d a k c ji, lec z «m odulacji».

T en sposób p isa n ia n a k a z y w a łb y m oże u siln e o d rad zan ie P a n u p o w rotu do n a s z k ic o w a n y c h rz e c zy , d o b y w a n ia sk ry p tu z s z u fla d y d la « d oszczegółow yw an ia» , p rz e ła d o w y w a n ia p rz y m io tn ik a m i — p rz e r y s o w y w a n ia s u g e sty w n ej w a rto śc i szkicu. — N a to w y łą c z n e zaś u m iło w a n ie g estu i ru ch u c h w ili, na tę s ta ty k ę w y łą c z n ie m a la r sk ą p rz y d a ła b y się d y n a m ik a a k c ji i d u szy lu d z k ie j, w c ią ż ja k b y nie d o p o w ia ­ danej w u r y w k a c h p ań sk ich .

T ru d n o m i op rzeć się w ra że n iu , że to zem sta p o rzu co n ej m u zy k i «urzekła»,. P,ana w stosu n k u do p ro zy, k a ż ą c M u in stru m e n to w a ć p rozod ię p rzerzu tn iam i słó w , n ie k ie ­ d y w rę cz n ied o p u szc za ln ą w sk ła d n i p o lsk iej, a za w sze n ieco sztuczną;, o rk ie stro w a ć

(6)

w ie rsz y p rz e ry w a n y c h itd. — n u ty, do k tó ry c h p rz y w ią z u je Pan ta k w ie lk ą w a g ę w stan o w czy ch zastrzeżen ia ch listu . A le ż ten p rz y lo tn y p ta k «nastroju», na k tó ry m P a n u w tym w sz y s tk im ta k zale ży , siada nie m niej ch ętn ie i na ró w n ych g rzęd a ch z w y c z a jn e g o d ruku.

R a d b y m P a n a p rzep o ić scep tycyzm em w stosu nk u do tej p rzeb rzm ia łej m u zy k i tzw . p ro zy ry tm iczn e j. R zecz b y ła w m odzie, w iem — w ięc tym b ard ziej...

Z c ie k a w o śc ią o c z e k iw a łb y m c h w ili, w k tó re j P a n zaczn ie t y l k o p i s a ć , tzn. — nie m u zy k o w a ć, lecz k s z ta łto w a ć — w tej tem p e ra tu rze u czu cio w ej, w k tó re j rzecz k a ż d a n a ju siln ie j dom aga się od nas o d tw o rzen ia w słow ie. A w id zia ł P a n po św ie c ie «rzeczy» dosyć! Że one d op om inają się czegoś od P an a, św ia d czy ten p o ciąg do p ióra, że P a n p o tra fi im nad ać w y ra z , d ow od zą 'bodaj te d w a w sp o m n ian e na p o czą tk u u stęp y. L e c z poza tym u m iło w an iem id ą za P a n em w św ia t ja k ie ś w zo ry lite ra c k ie , m u szę w y z n a ć n iezb yt szczęśliw e.

N a ra zie n a le ża ło b y przed e w szy stk im zab ie g a ć o b liższe o b co w an ie z p isan ym i ż y w y m sło w em polskim , zw ła szcza lu d o w ym . (Ma P a n ku tem u d oskon ałą sposobność w Z akopan em ). B o są tu w rę k o p isie w y ra ź n e śla d y zob czenia, aż do u sterek ję z y k o w y c h . D alsze drobne u w a g i o d kład am do om ó w ien ia p rzy sposob­ ności.

D łoń P a ń sk ą ścisk am serd ec zn ie.”

(L ist a d re so w a n y do Z ak o p an ego , w k tó ry m p rz e b y w a ł w te d y G a jk o w s k i; d a ta: 5 X I 1922)

Co o ty m sądzić? Nie znam y tekstów G ajkowskiego, k tóry może nie

m iał ta le n tu i jedynie naśladow ał pisarzy młodopolskich. P onadto — te

cechy u jem ne rażą B erenta „przy n iedostatku dynam iki przeżyć” (tak

m ocnej u au to ra Oziminy), niem niej jego aw ersja do „wzniosłości” w yrazu

je st in teresu jąca. W idział w niej B erent pretensjonalność, nie zaś — w y ­

raz ekspresji. W yczuw ał również, że tak a „m oda” pisarska już jest nie­

ak tu aln a. Że lite ra tu ra zm ierza ku prostocie języka i stylu. Pisarz liczył

się z upływ em czasu. Dowiedzie tego jego twórczość późniejsza, od N u rtu

po Zm ierzch wodzów, w głównej m ierze gaw ędziarska, łatw iejsza w od­

biorze niż książki poprzednie, prostsza.

Ale listy B eren ta m ówią rów nież o jego pojm ow aniu m isji pisarza,

roli lite ra tu ry oraz zadań k ry ty k i literackiej. U w ielbienie dla Żerom skiego

i C onrada, zaśw iadczone w korespondencji z G ajkow skim i Józefem U je j­

skim , dowodzi wysokości postulatów , jakie staw iał przed lite ra tu rą . W ia­

ra w Żerom skiego była repliką na prośbę Gajkowskiego, ażeby B erent

przeczytał jego dw a elaboraty: jeden — ataku jący Żeromskiego, i drugi

(na pew no pochlebny) o tw órcy Ż y w y c h kamieni. A dresat zareagow ał

gw ałtow nie jako pisarz, jako człowiek i — Polak. Oto co czytam y w jego

listach dotyczących tej spraw y:

„[...] W sp ra w ie zam ierzonego p rzez P an a studium o Ż ero m skim go tó w jestem s łu ż y ć P a n u z aw cza su m ym i «uw agam i» ró w n ie szc ze ry m i ja k b e zw zg lęd n e są sło w a p ań sk ie o Ż . Jeśli o w sz y s tk ic h b ra k a ch o lb rzym ieg o ta le n tu jego, o w sze lk ic h roz- w a łę sa n ia c h jego ponośnego p ióra m ilczy się d zisiaj, to dlatego, ż e ś m y p o tr a fili p o ło ży ć na drugą sza lę to, co zaw sze i w szęd zie p rz e w a ż y ć m usi: w ie lk i p 'on p ra cy

(7)

— 36 —

tw ó r c z e j. C h o ć n ad m iar je g o w ra żliw o śc i, o b o lałej w sz y s tk im i b ó lam i p o ko len ia, w ie d z ie go n ie k ie d y na m a n o w ce a rty sty c z n e ro z s a d z a ją c k o n cep cję każd ego n ieom al d zieła , je s t to m im o w sz y s tk o n a jc z u jn ie js z y ż u ra w naszego życ ia , a p rz y ty m n ie­ stru d zo n y o ra cz i siew c a n aszej n iw y ję z y k o w e j; p ra c o w n ik w re sz c ie n iezm o rd o w an y , k tó r y m im o tw a rd y c h n ieg d yś w a r u n k ó w ż y c ia i g ru ź lic y , n ig d y w ż y c iu nie p o fo l­ g o w a ł sobie.

[...] t y lk o c a łk o w ita d e zo rie n ta c ja w n aszyc h stosu n k ach ob ecn ych m o gła tu Panu, p o d su n ąć n a z w isk a L o re n to w ic z a i K r z y w o s z e w s k ie g o , ra c zej n iech ętn y ch Ż -e m u i u le g a ją c y c h wre w sz y s tk ic h s w y c h o sąd ach n a c isk o w i opinii; m ogę P a n a u p ew n ić, że K a s p r o w ic z , M iriam , S t a ff i p isa rz e n ajm ło d si cen ią Ż. o w ie le w y ż e j i p ra w d z iw ie j, n iźli to c z y n ią tam ci' p an o w ie.

Z a d a n iem ro m a n so p isarza je st n ie k ie d y rom an s, z k o n ieczn ości na tle sp o łe cz­ n y m i o b y c za jo w y m ; p o m a w ia n ie o p o rn o g ra fię i [tu w y r a z n ieczy te ln y ] so cjaln ą (tzn. o z b y t su b ie k ty w n e i tem p e ra m en to w e tra k to w a n ie obu dziedzin: «Erosa» i «Polis») nie m inęło żad n ego z w y b itn ie js z y c h p isa rz y zaró w n o n aszych , ja k i e u ro ­ p e js k ic h . S ą to s trz a ły ze stareg o k o łczan a . [...] N ie łu d zę się b y n a jm n ie j, b ym tym i u w a g a m i zd o ła ł p rzek o n a ć P an a; n ie m o gę te ż p rz y ją ć w y z w a n ia do lite ra c k ic h p o lem ik w k o resp o n d e n c ji lis to w n e j, g d yż do tego n ie m am an i g ło w y dość sw ob od n ej, a n i dość czasu. Ż e je d n a k cla ra fa cta ja c i u n t cla ros amicos, w ię c w im ię ty c h u czu ć p rz y ja z n y c h , któ re ra d b y m dla P a n a zach o w a ć, p ro szę o n ie p rz y sy ła n ie m i zap o ­ w ied zian eg o stu d iu m o Z. — po p ro stu d latego , a b y nie w zn a w ia ć p rzem ilcza n y ch tu u czu ć, ja k ie w zb u d zić w e m n ie m u sia ło d om n iem an ie p ań sk ie , iż tego ro d z a ju stu ­ diu m z a in te re su je m nie szc ze g ó ln ie .”

(z lis tu do T u n isu , 1 I V 1925) „[...] C z y m ó g łb y P a n isto tn ie «m ieć zau fan ie» ju ż nie do p isarza, le c z do c z ło ­ w ie k a , k t ó r y w ja k ik o lw ie k sposób p rz y k ła d a rę k ę do o strej (krytyk i p isa rza d r u ­ g ie go , b a rd z ie j p rz y tym w a rto śc io w e g o i1 po sto k ro ć p łod n iejszeg o ? Ż e P a n z tej stro n y nie u m ia ł czy nie zec h c ia ł sp o jrze ć na rze cz, b yło to d la m n ie p ew n y m z a w o ­ dem co do — czy m am p o w ie d zie ć? — su b teln o ści Jego.

N a rzu ca ło się p rz y tym p rzy p u szczen ie, że całe z a in tere so w a n ie się p ań sk ie m oim p isa rs tw e m zro d ziło się z p ew n ego zaw o d u w stosu n k u do innego. A m iew7am istotn ie zw o le n n ik ó w tak ich . T ą d rog ą d och od zą często do s w y c h sy m p a tii n a tu ry , w k tó ry ch p rz e w a ż a c zy n n ik n e g a c ji.”

(z lis tu do T u n isu , 20 V 1925) „[...] L eg e n d ę o B o d e le rz e ch ętn ie p rzeczy ta m ; co do stu d iu m p ań sk iego o m oim p isa rstw ie , to, o c z y w iś c ie , proszę o n ie p rz y sy ła n ie m i jego: nie m ia łb y m po prostu do tej r z e c z y żad n ego stosu n k u ; o b ie k ty w n y b o w ie m stosu n ek jest tu z b y t o c z y w i­ stym n iep o d o b ień stw em ; s u b ie k ty w n ie zaś odn oszę się d o w sz e lk ic h w iw is e k c ji nad sobą ja k k r ó lik w la b o ra to riu m ; a żad n e sąd y p o ch leb n e czy też dod atn ie nie zd o ła ją m n ie zn a rk o ty z o w a ć . N iech m i w ię c Sz. P a n oszczęd zi s y tu a c ji p o d w ó jn ie n ied o­ rze czn ej. W iększość p is a rz y o b cy ch i n aszyc h lu b i c z y ta ć o sobie — ja tego nie zno­ siłem n igd y . B r a k m i b y ło za w sze teg o zm ysłu , k tó r y «literatom » za stęp u je szczęście, a n ie k ie d y i sam ą dolę; p rz y ja c ie le m oi n a z y w a ją ten b r a k b ra k ie m am b icji. T ej sam ej zre sztą, k tó ra ja k P a n u w iad o m o , n ie ty lk o «serce spod żeb er w yżera » , ale i god n ość z g rzb ie tu . M ia łem z a w s ze słab o ść d la «M im ów»: od k u g la r z y do poetów , a le sza cu n k u nie ż y w iłe m d la n ich n igd y. N ie p o trze b a to zresztą tłu m a c zy ć c z y te l­ n ik o w i P róchna i K a m i e n i. A p rop os ty c h o statn ich , m uszę szczerze w y z n a ć , że nie p o sąd zam P a n a o ja k ik o lw ie k u c z u c io w y czy r e fle k s y jn y stosu n ek do Ś re d n io w ie cza ,

(8)

0 ja k ie k o lw ie k jeg o z n a w stw o lu b u m iło w an ie: ta lu k a w duch ow ości p o lsk iej z n a j­ d zie się p raw d o p o d o b n ie i w p ań sk ie j. A le ja k i m oże b yć w ob ec tego stosu nek Jego do m o jej p ra c y n a jw a ż n ie js z e j? ”

(z listu do S ie ch o w a , poczta S o ko łó w , 9 II 1926)

F rag m en t ostatnio zacytow any w ym aga kom entarza. B eren t tkw ił te ­

m atycznie w k ręg u p rob lem atyk i artystów , ich pozycji i celu sztuki. Bo­

hatero w ie Próchna (głównie H ertenstein) oceniają sztukę negatywmie

(„sztuka to nie jest rzecz d ostojna”); Ż y w e kamienie są m niej pesym i­

styczne: po śm ierci niezależnego a rty s ty goliarda zostaną waganci, k tó ­

rzy z konieczności życiowej będą upraw iać „niedostojną” sztukę, sprze­

daw aną mieszczanom. Ale doznają rozgrzeszenia. W yrazi je sam B eren t-

-a u to r w posłow iu powieści:

„W ięc sm ęt m n ie dziś o garn ia nad tym , że od czasu śm ierci go lia rd a ta k się ow o ro zb iła, ro zp ro szy ła fa m ilia cała. T a ju ż ty lk o uboga gro m ad k a k u g lc ó w , z siłaczem 1 sy m fo n istą w łó c z y się po św iecie.

D aj im B oże z a ra b ia ć ig rą na ch leb p o w szed n i!” 8

C zytelnik B eren ta wie jednak, że au to r Ż y w y c h kamieni nie siebie,

choć n iby i siebie rozgrzesza. Ta sm utno-ironicznie-pobłażliw a zgoda na

kom prom is z odbiorcą m ieszczańskim służy artystom żyjącym z twórczości.

B eren t rozum ie ich, jak archipoeta goliard i jak przeor z Ż y w y c h kamieni.

L ubi ich, lecz niezbyt ceni. Sam bowiem nie w yda się na łup tan ich am bicji,

nie jest „m im em ” (aktorem ). Zachowa szacunek dla sztuki „dostojnej” .

J a k Żerom ski będzie w strząsał sum ieniem narodu, choć — bardzo skrom ­

nie — uzna wyższość Żerom skiego nad sobą 9.

L isty o tw órcy Przedwiośnia pochodzą z wiosny roku 1925, kiedy ży­

cie Żerom skiego zbliżało się do końca, m ają zatem w alor oceny to taln ej

jego twórczości. Są dowodem, że najbliżsi byli B erentow i pisarze łączący

w artości m oralne z arty sty czny m i. Takie pisarstw o m iał sam upraw iać

przez lata następne. Bo „opowieści biograficzne” (od roku 1934) są czytel­

ne podwójnie: jako proza o problem atyce historycznej i współczesnej

zarazem 10. Są bow iem rów nież w yrazem gorzkiego spojrzenia na rzeczy­

wistość Polski lat trzydziestych i lęku przed u tra tą niepodległości odzy­

skanego niedaw no państw a. O statnia książka B erenta, najbardziej bole­

sna, wryszła w ro k u 1939. Że poprzez historię oceniał au to r rzeczywistość,

k tó rą przeżyw ał, że szukał analogii z przeszłością snując na ty m tle w sk a­

zania m oralne, dowiedzie list pisarza do Ignacego Chrzanowskiego, kiedy,

p rzy stęp ując do napisania opowieści biograficznej o Staszicu, dziękuje

C hrzanow skiem u za in sp irację i w ykłada cel podjęcia tej pracy 11 :

P o d ją łem o statnią p racę istotn ie ta k że i w celu tak d obitnie p o d kreślo n ym p rzez P a n a P ro feso ra . Z p e r s p e k ty w y d zisiejszy ch w a ru n k ó w i potrzeb zasłu g i p ra ­ co w n ik ó w z p o czą tk ó w X I X w . — n ie śm iem w a ż y ć w ięk sze czy m n iejsze od p ó źn ie j­

(9)

— 38 —

sz y c h — są, ja k m n iem am , dziś dla nas cen n iejsze. N a tę d rog ę S ta szic o w ą w b u d o ­ w a n iu za ró w n o d u c h o w e j ja k i m a te ria ln e j p rzy szło śc i n aszej w k ro c z y ć m usi z c za ­ sem opinia p o lsk a, za czy m i rz ą d y n asze.”

(fra g m en t listu z d a tą 24 I V 1931)

List do Józefa U jejskiego z podziękowaniem, za m onografię o C onra­

dzie jest jeszcze jed n ym dow odem uznaw ania przez B erenta w alorów

m o raln y ch w dziele literackim :

„ Z ja w ia m się n ie ste ty zaw sze p óźn o i nie w tło k u , a że p o ży w n e j k s ią ż k i p a ń ­ s k ie j, m im o g ru n to w n eg o p rz e c z y ta n ia , w c ią ż je sz c ze nie d on osiłem w sobie, w ięc p ro szę o w y ro zu m ia ło ś ć d la sp a ź n ia ją c e g o się z p o d zięk ą. [...] B ęd ę nad w y r a z cie ­ k a w y o d d źw ię k u te j k s ią ż k i u A n g lik ó w , d la p o w o d ó w , k tó ry m i u w a g i P a ń s k ie j z b ytn io z a p rz ą ta ć nie p ragn ę.

J ak w ie lu p isa rzy n a szyc h z ło ż y łe m i ja sw ó j d rob n y try b u t C o n ra d o w i. P r z e ­ k ła d L em a ń sk ie g o u k a z a ł się p ie rw o tn ie w «N. P rzeg l. L it. i Sztuki» , re d a g o w a n y m n iegd yś p rz e z e m n ie w ra z ze S ta ffe m . P o c zy n a n o w te la ta m ó w ić u nas o C o n ra d zie, le c z na ogó ł dość g o ło sło w n ie. [...]

D ro b n y m m ię d zy in n y m i1 w sp o m in k iem ty c h w y s iłk ó w p o zo stała m i d aw n a su­ g e s tia tej g ło w y m o cn ej. T a k o b ra zk o w o i jed n o stro n n ie, jak o w ilk a m o rsk ieg o , w y o b ra ż a łe m sobie n ieg d yś C o n ra d a .”

(fra g m en ty listu z d atą 28 II 1936)

U rzeczenie B e re n ta C onradem i m onografią U jejskiego w y rażają sło­

w a codzienne i proste: o C onradzie — ,,głowa m ocna”, ,,w ilk m o rsk i”,

o książce U jejskiego — „pożyw na”. Ich prostota przylega do p ro b lem aty ­

ki m oralnej ulubionego pisarza.

Szczęściem m am y z tychże la t trzy d ziesty ch w ypow iedź B erenta na

tem a t k ry ty k i litera c k ie j — w liście do Eugeniusza Płom ieńskiego — z po­

dziękow aniem za książkę (chodzi pew nie o S zukan ie współczesności):

„D z ię k u ję za n ad esłan ą k s ią ż k ę . M n iem am , że n a jp ro stsz y m d o stęp em do dzieł s ztu k i w sp ó łczesn ej je st po d a w n em u w ra ż liw o ść c zu jn a a n ieu fn a — ja k P a ń sk a w ła ś n ie — d ia le k ty c e w sz e lk ic h « p ro b lem atykó w » . Ó w p rzero st w y ł ą c z n e g o in te le k tu a liz m u , filo z o fii sto so w an ej, so cjo lo g ii, p o lity k i ja k o m ie rn ik ó w lite r a tu r y w n o sił ju ż od czasu B rzo z o w s k ie g o w ie le z a m ę tu w d zied zin ę n aszą — a n iep okoił s ię ty m n a w e t Ż e ro m sk i, k tó r y sam z ty c h w p ły w ó w w y z w o lić się nie zd ołał. D zi­ s ie js z y m i c z a sy w zm o g ło się to w sz y s tk o , o b c ią ża ją c i u m y s ły lo tn ie jsz e c a ły m b a g a ­ żem d ia le k ty k i s w a rliw e j. U w ik ła ł się w n ią p rzecie ż i S k i w s k i 12 po p rzen iesien iu się do W a rsz a w y .

M oże o d d alen iu od n iej z a w d zię c z a P a n p rz e d e w s z y s tk im sw ą z w ię zło ść i sa- m o istn o ść, n ie o g lą d a ją c ą się na cu d ze sąd y z o statn iego np. z e szy tu ja k ie g o ś tam p ism a, za czym i w ła s n y w y b ó r. B o w rz e c za c h p o e z ji i p ro zy, ja k w m u z y c e i p la ­ s ty c e , d e c y d u je o sta teczn ie w y b ó r, a w ię c p o d n ieb ien ie, sm ak: dar w y c z u w a n ia w a r ­ to śc i i na k o n iec ta oso b ista rad ość, ja k ą one n am s p ra w ia ją . Z tego je d y n ie źró d ła c zerp ie sw e w p ły w y k r y ty k a w sp ó łtw ó rc za k a ż d e j epoki. Ż y c z ę Sz. P a n u ja k n a j­ w ię c e j ty c h rad ości, a w ię c c a łej d u szy i w łasn eg o o b licza w 'każdym o sąd zie.”

(10)

Z nam ienny to list pisarza postulującego niezależność k ry ty k i od ja­

kichkolw iek k o n iu n k tu r, niew olny naw et od lekkiej preten sji do uw ielbia­

nego Żerom skiego (może z powodu Przedwiośnia?) i od zastarzałego żalu

do S tanisław a Brzozowskiego, k tó ry go atakow ał przed la ty blisko trz y ­

dziestu za ignorow anie spraw społecznych i w artości pracy 13. Albowiem

B erent, nie d ek laru jąc się po stronie jakichkolw iek p artii politycznych,

n aw et się im zdecydow anie przeciw staw iając 14, w y ty k ał narodow i w ady

społeczne czy polityczne — z pozycji m o ralisty-sam otnika, obcej pisarzom

angażującym się po praw icy czy lewicy. Gorzki i „chory” na spraw y pol­

skie, b ro nił am bitnie honoru narodowego, czasem uspraw iedliw iał błędy,

uparcie żywił nadzieję lepszego ju tra dla pokoleń przyszłych. Taką po­

staw ę p a trio ty p rezen tu je kilka listów do Gajkowskiego, k tó ry w ojażując

po św iecie zam ierzał w ydaw ać za pośrednictw em B eren ta swe u tw o ry

w Polsce i — rów nież przez p rotekcję pisarza — szukać w ojczyźnie „po­

sad y”. L isty B eren ta z lat dw udziestych odpow iadające na te prośby m o­

gą służyć jako definityw ne zaprzeczenie jego klerkostw a. Ju ż bowiem sto­

sunek do G ajkowskiego szukającego szczęścia poza k rajem sta je się m niej

pobłażliw y, u stępu jąc przed strofow aniem adresata, że „obczeje” zam iast

dzielić losy rodaków w Polsce. B erent w idzi błędy polityki w ew n ętrzn ej

k raju , b ra k k o n tak tu z k u ltu rą św iatow ą, Polskę odrodzoną nazyw a iro­

nicznie „odgrodzoną”. Nie pozwoli sobie jednak na pesymizm, niew iarę

w przyszłość i na ucieczkę. J a k w twórczości literackiej, p ostuluje d ą-

ż e n i e. A oto frag m en ty listów, o k tó ry ch mowa:

„[...] S ą d zą c z listu , nie p o w in ien P a n z a sia d y w a ć się na czas d łu ższy w c a łk o ­ w ity m odosobnieniu, bo tego w ła ś n ie m ia ł P a n aż nadto w P eru . T ru d n o je d n a k n a m a w ia ć P an a na W a rszaw ę, g d zie b y to w a n ie nędzne je s t ob ecn ie t r z y ra z y droższe n iż lu k su so w e g d z ie k o lw ie k na św ie cie. A b y ć tu ry stą w o jczyźn ie, to k a rm ić się co ­ dzien nie g o ry c zą ro zczaro w a ń , n ie zaw sze słu szn ych , a le za w sze b olesn ych . Ż y c ie n a ­ sze ty m cza sem n a jd o sło w n ie j u g rzęzło : stan ęło na m a rtw y m p u n k cie p rzesilen ia g o ­ sp od arczego, z k tó re g o n ie w id a ć w y jśc ia . P r z y b y s z , ta k i ja k P an , g o tó w tu się ty lk o szam o tać — z n ie sp ra w ie d liw o śc ią sąd ów w ła s n y c h — b o n iep o d leg łość o p ła ca się n ie ty lk o k r w ią , le c z i ty m g rzę źn ię ciem p a ń stw o w eg o w ozu na w sz y s tk ic h d rog ach n ow ego ży c ia . N ie in a czej b y ło sw eg o czasu w e W ło szech i w G re cji.

M im o to w sz y s tk o n ie ra d z iłb y m P a n u „ w y k o r z e n ia ć ” się ca łk o w ic ie , bo sp leen e g zo ty c z n y m oże stać się c ię ższy od tro sk i rod zin nej — zw ła sz c z a g d y o n a d ogon ić P a n a p o tr a fi i pod p alm am i a fr y k a ń s k im i.”

(z listu do T u n isu , 24 X I 1924)

I jeszcze:

„Z e zd ziw ie n ie m i sm u tkiem o d czy tu ję p ań sk ie z a m y sły o p arcia e g zy s te n c ji na doch o d ach lite r a c k ic h w P o lsce , k tó re nie p rz e w y ż s z a ją p rzecię tn ie p en sji w oźn eg o w k a ż d y m b iu rze. [...] P o z a 3 lu b 4 p isa rza m i n a jb a rd ziej d ziś p o czy tn y m i i w m od zie, w s z y s c y in ni szu k a ć m u szą ż yc io w eg o o p arcia n a u rzęd ach , posad ach , w szk o ln ictw ie, d z ien n ik a rstw ie, p rz y tea tra ch , k in a c h lu b k a b a re ta c h . B ą d ź co bądź w ta k ich w ła śn ie czasach i stosu n k ach ż y w ić p a ń s k ie złu d zen ia m oże ch y b a ty lk o ktoś z A fr y k i.”

(11)

— 40 —

W dalszym ciągu listu in fo rm u je B erent, że twórczość oryginalna

w Polsce p rzegryw a na rzecz tłum aczeń, k tó ry ch m uszą się podejm pw ać

i pisarze w ybitni.

„[...] S k a z a n y na tę p ra c ę od la t k ilk u , nie p rzeło ży łe m an i jed n ej p ra w ie k sią żk i, k tó rą b ym u w a ż a ł za w a rto śc io w ą lu b god n ą p rzek ła d u , le c z p rzew a żn ie ta k ie , na k tó ry c h sp o d zie w a li się zaro b ić k się g a rze.

{...] N a c ze ln y dziś poeta nasz L eo p o ld S t a ff , m a ją c y żon ę i dziecko, a u trzy m u ­ ją c y się z p rz e k ła d ó w (bo nie z lir y k o czyw iście), p ra c u je po 14 godzin na dobę, tłu ­ m a czą c m ięd zy in nym i... G a ręo n n e’ę M a rg u e r itte ’a, co w ięc e j p o d p isu ją c się na tej k s ią ż c e ja k o tłu m acz, ile że k s ię g a rz e h a n d lu ją ty le ż co n ajm n iej k s ią żk a m i, co i n a zw isk a m i. [...] T en z a le w d z isie js zy p rz e k ła d ó w , ro b io n y ch na se tk a c h w a r s z ta ­ tó w z ta k im i m istrzam i « tran slatoram i» na czele, ja k B o y , tłu m a c zą c y po 3 do 4 k sią że k na rok, ja k M ira n d o la — po 6! za ta p ia dziś u nas k s ią żk i o ry g in a ln e i sp ych a je na o statn ie p ó łk i po k się g a rn ia c h , do czego p rz y c z y n ia się w d u żej m ierze i od p o w ied n i p o p y t ze stro n y nie « czyteln ik ó w » , lecz isto tn y ch dziś n a b y w c ó w k s ią ż e k n ow ych : zam ożnego żyd o stw a.

[...] B e z w ą tp ien ia są to w sz y s tk o o b ja w y sto su n k ó w p rz e jśc io w y c h , ja k ie p r z e ż y ­ w a m y i p rz e ż y w a ć m u sim y o p ła c a ją c n ieraz go rzk o, dolą w ła sn ą , rz e c z y po stok ro ć w a ż n ie jsz e — p rzyszło ść, acz nie w ła s n ą ju ż m oże. B ez w ą tp ien ia m in ie, w ra z z z a ­ stojem go sp o d arczym , i ten zastó j o raz g o rszy od n iego chaos w y d a w n ic z y .

[...] P iszę to w sz y stk o , ja k rz e k łe m , ze sm u tkiem , g d yż o d gad u ję i rozu m iem do­ b rze p ań sk ą n iech ęć do d alszego o b czen ia na eg zo ty czn y m gd zieś o d lu d ziu f a b r y c z ­ n ym . A jed n ak?... Ile ż to la t u p ły n ę ło od p ań sk ie g o p o b ytu w W a rsza w ie? J a k ie dale, lą d y, m o rza i ś w ia ty z w ie d z ił P an tym cza sem ! Ile ż y c ia i p rzyśp ieszo n ego w nim tę t­ na p o w o jen n ego m ogło o d d z ia ły w a ć na N iego p rz e rzu c a ją c G o z W arszaw Ty do P a ­ ry ż a , z P a r y ż a do A fr y k i, z A fr y k i do S z w a jc a rii... C z y p ta k po św ie cie p o lo tn y, z a ­ m ien i się P a n tak ła tw o w g rzy b a P o ls k i O d(g)rodzonej — śm iem ró w n ie ż w ątp ić. C o zaś do p a ń sk ie j «żyły» lite r a c k ie j, daj P a n u B o że zn a leźć w niej g ru d e c zk ę zło ta — d la sieb ie p rzed e w sz y s tk im , bo to u c z y n i zn o śn ie jszy m i czaso w e sam otn ości p ań sk ie . A le z a k ła d a ć za w cza su w a rsz ta t zło tn ic zy na to, b y dla sieb ie p rz e k u w a ć w nim p re c jo z y zag ra n iczn e , a d la n a k ła d c ó w w sz e lk ie ż e la ziw o k o w a ls k ie — ta k ie n ie m o gą b y ć ch yb a p o w a żn e zam ie rzen ia ż y c io w e czło w ie k a , k t ó r y m ia ł czas pozn ać życie.

S p ra w ę w zią łem je d n a k tak p o w a żn ie, że dla je j zilu stro w a n ia n ie w a h a łe m się m ó w ić i o sp ra w a ch w ła sn y c h , czego n igd y nie czyn ię. O b y P a n zech cia ł to w zią ć za d ow ód rz e te ln e j p r z y ja ź n i.”

(list do T u n isu , bez d a ty , ale z tego sam ego o kresu ; fra g m e n ty )

L isty B erenta pozw alają na o rien tację w jego lekturze. Rabelais, Cha­

tea u b ria n d , Gide, G iraudoux, M auriac, Conrad, G ebhart, R em y de G our-

m ont — to ci, k tó ry ch czytał i studiow ał: poeci-m oraliści, prozato rzy du­

żego k alib ru , h isto ry cy k u ltu ry , m yśliciele. Tych parę nazw isk przylega

ściśle do twórczości B erenta, gęstej od problem ów m oralnych.

Na koniec spraw a bardzo interesu jąca: w listach, nie odbiegających

na ogół sty listy czn ie od jego prozy, przejaw iły się nad to ch a ra k te ry sty c z ­

ne, czasem obsesyjne elem enty stylu i języka jego prozy literackiej.

(12)

P rzedstaw ię przy k ład y tych paralel czy pow tórzeń. P rzypom nijm y zda­

nie z listu o Żerom skim (1 IV 1925):

„ J e śli o w sz y s tk ic h b ra k a c h o lb rzym ieg o talen tu jego, o w sze lk ic h ro z w a łę sa - n iach jeg o ponośnego p ióra m ilc z y się d zisiaj, to dlatego, żeśm y p o tra fili p o ło żyć na d ru gą szalę to, co zaw sze i w szęd zie p rz e w a ż y ć m usi: w ie lk i plon p ra cy tw ó r c z e j.”

A teraz — frag m ent sceny z Ż y w y c h kamieni, gdy przed ciem nym

m nichem , potępiającym grzeszne życie zm arłego goliarda, szlachetny

przeor franciszkański rozsnuw a wizję sądu bożego nad poetą:

„ T a m — p rzeo r w sk a z a ł rę k ą k u górze — w a ż y ć będą na d r u g i e j sza li i w i­ n y g o lia rd a . Po ło żą na nią w szystko!... [...] W tej c h w ili ostateczn ej m oże ju ż ty lk o O na (przeor w sk a z a ł na o braz nad klę czn ik ie m ) — m oże [...] Ona to w łaśn ie z w ró c i g o lia rd o w i v o t u m jego... I p o ło ży na sza lę p i e r w s z ą — g ę śle p o ety .” 15

Zważm y, że od w ydania Ż y w y c h kamieni do cytow anego listu m inęło

la t siedem (powieść pow staw ała poza ty m przez kilka lat), a pisarz nie

zapom niał swej pięknej m etafory. W aga, narzędzie Tem idy, pow tórzyła

się w liście do G ajkow skiego jako m iernik spraw iedliw ości w ocenie

a rty sty .

I jeszcze in n y cy tat z tego samego listu o Żerom skim :

„C h o ć n ad m iar jego w ra żliw o śc i, o b o lałej w sz y s tk im i bó lam i p okolen ia, w ie d z ie go n ie k ie d y na m an o w ce a rty sty c z n e ro zsad za ją c k o n cep cję każd eg o n ieo m al d zieła, je s t to m im o w szy stk o n a jc z u jn ie js z y ż u ra w naszego życ ia ...”

W Z m ierzch u wodzów, w y danym w roku 1939, napisze B eren t

o J. U. Niemcewiczu:

„ B y ł jed n y m z n a jc z u jn ie jsz y c h ż u ra w i ow ego k lu cza , co po ry c h ły m z d zie s ią tk o ­ w a n iu b ęd zie się m u sia ł p o rw a ć do odlotu z k r a ju . A do o sta tk a trzy m a ł czatę pod W a rsz a w ą iście ja k ten ż u ra w z leg en d a rn y m k a m ien iem czu jn o ści w p a z u ra c h ” ie.

M iędzy listem do G ajkow skiego a tą ostatnią książką B eren ta u p ły ­

nęło la t czternaście. Sym bol pisarza — czujnego żuraw ia tkw ił przez te

lata w w yobraźni au to ra. Z listu przeniósł się do „opowieści” .

I jeszcze jeden przykład. P am iętam y list odm aw iający G ajkow skiem u

p rzyjęcia jego stu d iu m o p isarstw ie Żerom skiego. Pow tórzm y fragm ent:

„ B r a k m i b yło zaw sze tego zm ysłu , k tó ry «literatom » zastęp u je szczęście, a n ie ­ k ie d y i sam ą dolę: p rz y ja c ie le m oi n a z y w a ją ten b ra k b ra k ie m a m b icji. T ej sam ej zre sztą, któ ra , ja k P a n u w iad om o, nie ty lk o «serce spod żeb er w yżera» , ale i godn ość z g rzb ie tu .”

Z w rot w y rażający pogardę dla literatów bez godności pow tórzy Be­

re n t w Zm ierzch u w odzów — w relacji o pam flecie młodego Słowackiego

na Niem cewicza (w Kordianie):

(13)

— 42 —

„P o k ilk u la ta c h z a le d w ie od sm ętn eg o b a jro n iz o w a n ia w a lta n ie u rsy n o w sk ie j ta k b ard zo w y w y ż s z y ła m ło d ego i[S łow ack ieg o — p rz y p ise k J. G.], k tó ra — w ie m y odeń — serce spod ż e b e r w y ż e r a ” . 17

M etaforyczny obraz p rze jęty z Grobu A g am em no na („Sęp ci w y jad a nie

serce, lecz m ózgi”) służy B erentow i u parcie — to na użytek w łasny, to

przeciw poecie, k tó ry ten obraz w ym yślił.

Dla badacza języka i stylu B eren ta w niosek stąd jasny, że granica m ię­

dzy jego w ypow iedzią „codzienną” (a tak i c h a ra k te r zw yczajności m iały

jego listy do G ajkow skiego i nie ty lk o do niego) a w ypow iedzią w prozie

a rty sty c z n e j jest dość nieu chw y tna, że na ty ch obu teren ach jest jego

język i sty l uroczysty; że ulubione zw roty zapadały na stałe w jego w y­

obraźni. U żyte w listach ożyw ały po w ielu n aw et lata ch w tek sta ch lite ­

rackich, i — na odw rót — w prow adzone do tekstów , w racały po latach

w listach.

I pomyśleć, że ty le w artości m o raln ych i form alny ch m ieści się w p ry ­

w atn ej korespondencji w ielkiego pisarza, k tó ry w k a rb y m oralności ujm o ­

w ał i to, co pisał dla czytelników sw ych książek, i to, co przekazyw ał od­

biorcom czasem tak przypadkow ym , jak G ajkow ski. Pisarza, k tó ry, po

p ro te sta n c k u surow y i czasem gorzki, p a trz y ł jednak na św iat przytom nie

i uczciwie. W yrazem tej rzetelności osobistej, w pisanej w jego tru d n ą

prozę, są na pew no jego listy, jakże z tą prozą zgodne.

P r z y p i s y

1 Zob. O zim in a (v ita e l a m p a d a e traditae).

2 W „ C h im e rz e ” t. 4.

3 W. B e re n t, Ż y w e k a m i e n ie . W a rs z a w a 1922, s. 426.

4 „ P o lit y k a ” 1973, nr 33. (W a k a c y jn a a n k ieta „ P o lit y k i” : „ C z y P a ń s tw o lu b ią lis t y ? ” , K . W y k a : D z ie n n i kto ja, list ■— to ty).

5 Por. J. G a rb a c zo w sk a , W a c ł a w B e r e n t [w :] O b r a z li t e r a t u r y p o l s k i e j X I X i X X w ie k u . L it e r a tu r a o k r e s u M ł o d e j Polski, t. 3. K r a k ó w 1973, s. 135 - ISO.

6 1. L is t y do J ó ze fa G a jk o w s k ie g o z la t 1913, 1922 - 1928. O d p isy (o ryg in a ły sp ło n ęły w czasie w o jn y ). Z e z b io ró w J. K r z y ż a n o w s k ie g o , k tó r y m i je ła sk a w ie u d o stęp n ił i p o zw o lił w y z y s k a ć . 2. K ilk a lis tó w do ró żn ych osó b (S. D em b e, Z. P r z e ­ sm y c k i — m . in. rk p . lis tu a u to ra Próchna, w e r s ja n ie d ru k o w a n a , J. U je jsk i). Z b io ry B ib lio te k i N a ro d o w e j. 3. K i lk a lis tó w do ró ż n y c h o só b (m. in. L. B e rn a c k i, W . R e y ­ m ont, E. P ło m ień sk i). Z b io ry O ssolin eu m .

7 S k ró t ty tu łu ja k ie g o ś u tw o ru G a jk o w s k ie g o . 8 Ż y w e k a m ie n ie . W a rs z a w a 1922, s. 422 - 423.

9 W liś c ie do J. B irk e n m a je ra , k t ó r y p ra w d o p o d o b n ie p ro sił go o d an e d o ty czą ce je g o tw ó rczo ści i — m oże — ży c io ry su , zd ra d ził się z n iech ęcią m ó w ien ia o sobie: „N ie m am p am ięci k a le n d a rz o w e j, z w ła sz c z a w rz e c za c h d o ty c zą c y c h m o je j osoby. P a n o w ie L a m i D ę b ic k i w k s ią ż k a c h sw o ich , k tó re P a n w szę d zie ła tw o zn a jd zie, w ie d z ą o ty m d a lek o w ię c e j.” (20 V 1930).

(14)

10 G ru n to w n y c h stu d ió w nad epoką L eg io n ó w d ow od zi k o resp o n d en cja z L . B e r- n a ck im , k tó ry , ja k o d y re k to r lw ow sikiego O ssolineum , u ła tw ia ł B e re n to w i p o szu k i­ w a n ia b ib lioteczn e.

11 O p o w iad a n ie to zaginęło.

12 E m il S k iw s k i, p u b lic y sta i k r y ty k lite ra c k i, p o tęp io n y za k o la b o ra c ję z N ie m ­ ca m i p rzez Z w ią z e k Z a w o d o w y L ite ra tó w P o lsk ich . O pu ścił P o lsk ę z c o fa ją c y m i się w o js k a m i h itlero w sk im i.

13 Z ob . S. B rzo zo w sk i, W sp ółcze sn a p o w ie ść polska. 1906.

14 P o r. ro zp ra w ę p u b lic y sty c zn ą B e re n ta po d pisan ą S .A .M . pt. Idea w ruchu r e w o l u c y j n y m . K r a k ó w 1906.

15 Ż y w e k a m ien ie. W a rsza w a 1922, s. 375 - 376.

16 W . B eren t, Z m i e r z c h w o d z ó w . W a rsza w a 1939, s. 144. 17 T am że, s. 142.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Sposób przedstawienia rzeczy w sposób obrany przez autora wywołuje niepotrzebnie znaczne rozszerzenie pracy, z drugiej jednak strony zestawienie tych sądów może

Jego zamiary spełni­ ły się i w 1936 roku uzyskał tytuł magistra prawa.. Podjął zaraz stara­ nia o przyjęcie go do pracy w

Dlatego optuję za tym, aby uznać, że prawo policyjne (w szerokim tego słowa znaczeniu), jako nauka szczególna, zaj­ mująca czołowe miejsce w grupie nauk policyjnych,

Autorytet nauczyciela w opinii uczniów szkoły ponadgimnazjalnej (na podstawie badań własnych).. w grupie czy w społeczeństwie pracuje się nierzadko

Calculations of P/O-ratios for growth of both yeasts on glucose, ethanol, and acetate made clear that only by assuming a fixed difference between theoretical and experimental ATP

Vianen and to the Storage and Distribution-Center O.D.C., a description will be given of the system that deals with the delivery of multiple orders.. Next a qualitative-

The photoelectron yield (phe/MeV) was then calculated from the position of the 662 keV photopeak in the pulse height spectra and the single electron response of

length scale <Ax> of the growing surface (average edge length projected on the substrate) diverges as a function of time according to a power law <Ax>- t P, with p