• Nie Znaleziono Wyników

Małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Edward Ozorowski

Małżeństwo jako związek mężczyzny

i kobiety

Studia nad Rodziną 8/1 (14), 13-31

(2)

Studia nad Rodziną UKSW 2004 R. 8 nr 1(14) bp E dw ard O Z O R O W SK I

MAŁŻEŃSTWO JAKO ZWIĄZEK MĘŻCZYZNY I KOBIETY

Prawdziwe m ałżeństw o istnieje tylko m iędzy m ężczyzną a kobietą. Praw da ta była oczywista od początku. O d kiedy je d n a k zaczęto legalizo­ wać związki hom oseksualne (między mężczyznam i lub m iędzy kobietam i) i pozw alać im na adopcję dzieci, p o d d an o w wątpliwość sam ą praw dę. D la­ tego wymaga o na ponow nego uzasadnienia oraz wydobycia z niej całego właściwego jej piękna i dynam izm u, a także zobaczenia go jako Bożego za­ mysłu zapisanego w p orządku stworzenia.

Zróżnicow anie płciowe człowieka nie sprow adza się do rzeczywistości m ałżeństw a i rodziny. W ystępuje ono w otoczeniu problem ów , z których jed n e je wyprzedzają, drugie z niego się rodzą, a inne w nim znajdują ro z­ wiązanie. Są to problem y człowieka jako takiego, przedstaw iciela ludzko­ ści, a przez to każdego indyw idualnego człowieka. Każdy człowiek z nim i się rodzi, je zastaje i m usi z nim i się uporać. O d tego zależy jego ostateczne zwycięstwo lub końcow a przegrana.

I. SAMOTNI

M ężczyzna i kobieta, zawierający przym ierze m ałżeńskie, wychodzą ze stanu sam otności, w którym d o tąd się znajdowali, kierują się wewnętrznym pragnieniem zrzucenia z siebie jego ciężaru. Sam otność bowiem jest w człowieku źródłem wszystkich niepokojów i m oże go doprow adzić do rozpaczy. Czyni on a człowieka bezradnym w obec zagrożeń nacierających nań ze strony przyrody, innych ludzi i niego sam ego. Biblia ten stan określa słowami: „nie je st dobrze, by człowiek był sam ” (R dz 2,18). Czym przeto jest sam otność i dlaczego je st o na ta k tru d n a do zniesienia?

1. W stosunku do świata przyrody

To, co Biblia mówi o stw orzeniu człowieka, odnosi się do stanu pierw ot­ nego wszystkich ludzi, potw ierdzanego ich codziennym doświadczeniem . O kreślić go m ożna stw ierdzeniem : człowiek je st jedyny w świecie. Słowo „jedyny” m a znaczenie pozytywne i negatywne. W pow iązaniu ze w spólno­ tą znaczy ono: cenny, wartościowy. Gdy m ąż do żony zwraca się słowami „m oja jedyna, poza tobą nie m a nikogo w świecie”, um ieszcza w nich

(3)

ogrom ny ład u n e k uczucia. Słowo „jedyny” je st w tym użyciu w spólnoto- twórcze.

To sam o słowo wszakże m oże znaczyć też: sam otny, odosobniony, wyizo­ lowany. Biblia nim charakteryzuje m iejsce człowieka w stworzonym przez Boga świecie. Człowiek pojaw ia się w szóstym dniu stw orzenia, tzn. jako uw ieńczenie wszystkiego, co zaistniało, otrzym uje od Boga tchnienie życia i je st jego obrazem . Jest więc istotow o inny od świata przyrody. „Inny” zna­ czy tu samotny.

S am otność raju nie p o legała n a fizycznym oddzielen iu człow ieka od świata. Przeciw nie, człow iek był związany ze św iatem , podziw iał jego piękno, korzystał z jego dobrodziejstw . Świat był m u posłuszny, a on nadaw ał nazwy w szystkiem u, co w nim spotykał. S to su n ek ten niew iele zm ienił się po grzechu pierw orodnym , p o którym całe stw orzenie zn ala ­ zło się w niew oli zepsucia i „aż d o tą d jęczy i wzdycha w b ó lu ro d z e n ia ” (R dz 8,23). Świat p o grzechu istnieje dalej dla człow ieka i w człow ieku p o siad a swój cel.

Sam otność ta jest innego rodzaju. Człowiek w świecie nie znajduje dla siebie p a rtn e ra dialogu. M oże korzystać ze świata, posługiw ać się nim, m o ­ że go używać i nadużywać, nie m oże natom iast z nim dialogować. Skutkiem tego człowiek nie m oże dzielić ze światem swoich sm utków i radości. Jego głos nie znajduje odpowiedzi, w raca do niego tylko jako echo. Z echem zaś nie prow adzi się rozmowy. W takim świecie znalazł się człowiek, stworzony przez Boga jako m ężczyzna i niew iasta (por. R dz 1,27). Był sam zarów no jako mężczyzna, ja k i jak o niewiasta.

K olejni ludzie rodzą się już w innych okolicznościach. N ie są ta k sam ot­ ni ja k pierwszy człowiek. W yprzedzają ich i towarzyszą im inni ludzie (przy­ najm niej m atka). Każdy człowiek, czy to poczęty z miłości, czy z gwałtu, m a przynajm niej łono matczyne, chroniące go przed całkow itą sam otnością. Wyjście z niego człowiek zwykle oznajm ia płaczem , wyrażającym jego lęk p rzed nieznanym . Nowo narodzony człowiek rozpoczyna długą lekcję życia w świecie, którą przew ażnie pob iera od rodziców i nauczycieli, a niekiedy, niestety, tylko od własnej natury.

I zwykle człowiek zdobywa tę um iejętność. N ie tylko dopasow uje się do wymogów świata, lecz n ad to go ujarzm ia i oddaje na swoje usługi. Czyni zeń środow isko swego życia: zakłada ogrody, buduje domy, trzym a psa i k o ­ nia, um ieszcza akw arium . M ożna więc m niem ać, iż osiągnął symbiozę, wy­ starczającą m u do szczęścia. A jed n a k tak nie jest.

Świadom ość i wolność człowieka nie pozw alają m u n a identyfikację ze światem. Jest on w nim kimś innym. Odkryw anie owej inności je st budow a­ niem jego sam ośw iadom ości i sam ostanow ienia. Przenosi się o na n astę p ­ nie na jego działanie, angażujące jego ducha i ciało.

(4)

W ten sposób człowiek, poznając świat, ujaw nia siebie sobie sam em u, odkrywa swoją podm iotow ość1. Jest to kreatyw na funkcja sam otności.

O wiele gorsze, niestety, je st jej działanie destruktyw ne, k tó re płynie stąd, iż sam otność nie pokazuje sensu życia. Jest naw et tak, że im większy osiąga człowiek stopień podm iotow ości, tzn. im bardziej uśw iadam ia sobie, kim je st w stosunku do świata i im większą posiada w sobie wrażliwość, tym trudniej m u żyć w stanie całkowitego osam otnienia. D latego ludzie nieraz sięgają p o narkotyki lub alkohol, wywołują stany orgiastyczne, aby osłabić swoją sam oświadom ość, zapom nieć o sobie lub nie widzieć sytuacji, w ja ­ kiej się znaleźli. Przestępcom łatwiej jest znieść izolację w ięzienną niż lu ­ dziom niewinnym i wrażliwym. W szakże ani wina, ani niewinność, sam e z siebie nie są w stanie wyprowadzić człowieka z lęku przed sam otnością. D o tego potrzebny je st sens, który przychodzi z zewnątrz, tj. od Boga.

2. Jedni względem drugich

Fizycznie dziś człowiek nie je st nigdy sam. W pociągu, autobusie, na uli­ cy, ciągle ociera się o innych ludzi. R adio, telewizja, in tern et dostarczają m u błyskawicznie w iadom ości z drugiego krańca świata. A m im o to czło­ w iek współczesny często je st sam otny i naw et zróżnicow anie płciowe nie wyprowadza go z tego stanu. Istnieją dom y publiczne, mężczyźni zniew ala­ ją kobiety, a niewiasty zabijają mężczyzn. M ałżeństw o to coś więcej niż związanie ze sobą ludzi odm iennej płci.

Sam otność je st wtedy, gdy człowiek czuje się nikom u nie potrzebny. M o ­ że spać, jeść, pracować, tańczyć, albo wstawać o świcie, pościć, spędzać ca­ łe godziny przy witrynach sklepowych i nikogo nie obchodzić. N ie m a on zbytu n a swoje towary, nie znajduje pow iernika dla swoich zwierzeń, po p ro stu je st sam, nikom u nie potrzebny. Jest to krańcow a sam otność, która zwykle kończy się śm iercią i pogrzebaniem na kom unalnym cm entarzu, we wspólnym grobie. Ludzie uciekają od niej z całych sił, nie zawsze jed n a k osiągają zam ierzony efekt.

Są też sam otności połow iczne lub częściowe. O n e także doskw ierają człowiekowi, chociaż nie są ta k tragiczne w skutkach, ja k sam otność cał­ kow ita. Jed n i zaradzają te m u p rzez w ytężoną pracę. W ychodząc o świcie z dom u, w racają p ó źn o w nocy, rzucają się p ó ł żywi na łóżko, aby n a stę p ­ nego dnia czynić to sam o. In n i stara ją się wejść do jakiejś grupy (społecz­ nej lub zaw odow ej) i stopić się z nią, byle tylko nie m yśleć o sobie i nie p o ­ dejm ow ać indyw idualnie decyzji. Jeszcze inni chodzą na spacery, grają w karty, d o b ie rają sobie towarzyszy n iedoli lub sięgają po używki. W szyst­ ko to są pó łśro d k i o b ard zo ograniczonym działaniu. E. From m pisze:

(5)

„zespolenie osiągane w tw órczej pracy nie zespala ludzi; zespolenie o sią­ gane w stosunkach orgiastycznych je st przejściow e; zespolenie przez przystosow anie się je st jedynie pseud o zesp o len iem [... ] wszystkie te ro z ­ w iązania są jedynie częściowym rozw iązaniem p ro b lem u istn ien ia”2. Jest to p ro b lem człow ieka nie tylko indyw idualnie, lecz także m ałżeństw a i ro ­ dziny, w których m ożna być sam otnym we dw oje lub w oto czen iu g ro m a d ­ ki innych ludzi.

M ałżeństw o nie wyzwala autom atycznie człowieka z sam otności, lecz pom aga ją znosić. Człowiek w praw dzie opuszcza ojca i m atkę i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że staje się z nią jednym ciałem (R dz 2,24), ale przez to nie przestaje być sobą i nie zatraca się w swojej żonie. Podobnie kobieta, wychodząc za mąż, zachowuje swoją tożsam ość, naw et w najbardziej intym ­ nym zjednoczeniu z m ężem . W tym m .in. wyraża się jedyność, indywidual­ ność, ale także sam otność każdego człowieka. Jest on incommunicabilis sui: nie m oże przekazać siebie drugiem u człowiekowi, ani go w chłonąć w sie­ bie. K ażde zjednoczenie z drugim człowiekiem je st zawsze indywidualizu­ jące. Im większy stopień osiąga zjednoczenie ludzi ze sobą, tym większe ujaw nia ono ich zindywidualizowanie. Jest to bowiem zawsze zjednoczenie podm iotow e, a nie przedm iotow e. K ażde potraktow anie człowieka jako rzeczy, nie tylko nie tworzy kom unii, ale wręcz czyni ją niemożliwą.

W ynika to głównie z tego, że człowiek jest obrazem Bożym. O braz jest przyzywany przez pierw ow zór i tylko w tedy osiąga zaspokojenie, kiedy się z nim zjednoczy. N akładanie się natom iast obrazów nie tworzy pełnej k o ­ m unii. W m ałżeństw ie w prawdzie następuje takie połączenie obrazów, że tworzą o ne jed n o kom unijne ludzkie „my”, odw zorowuje Boskie „M y”, ale wyjście z sam otności następuje nie przez utw orzenie ludzkiego „my”, lecz przez zespolenie ludzkiego „my” z Boskim „My” . Tylko Bóg wyprowadza człowieka z sam otności. M oże to uczynić przez m ałżeństw o i rodzinę, ale też i przez życie bezżenne. D latego pustelnicy, którzy z pow ołania wybrali ten rodzaj życia, nie czują się osam otnieni. Przeciwnie, doznają oni niekie­ dy w prost cudow nego zespolenia z Bogiem, a w Nim także z ludźmi. O d ­ osobnienie zew nętrzne jest dla nich m ocą, a nie słabością. W nim realizują siebie, swoje człowieczeństwo, czują się szczęśliwi, podczas gdy żyjący z d a ­ la od Boga m ałżonkow ie nie m ogą znaleźć zadow olenia i czują się straszli­ wie sam otni, mim o, że m ieszkają razem . R zeką wynoszącą ludzi z sam o tn o ­ ści je st miłość, k tó ra wypływa z Boga ja k ze źródła i do N iego w raca, ja k do swego celu ostatecznego.

Ten stan rzeczy n ak ład a na m ałżonków obow iązek akceptacji swoich ostatecznych uw arunkow ań oraz pogodzenia się z niedosytem , który jawi

(6)

się naw et p o najbardziej euforycznych doznaniach. Byciu razem zawsze towarzyszy bycie osobno. C hodzi tylko o to, by przedział m iędzy tym i sta ­ nam i nie był zbyt duży. M ógłby on bow iem doprow adzić do tego, że bycie razem stałoby się niem ożliwe, co zwykle kończy się separacją lub rozw o­ dem .

3. Wobec śmierci

Ś m ierć dla pierw szych rodziców była alternatyw ą (R dz 2,17) i z a p o ­ w iedzią następ stw a zjedzenia zakazanego ow ocu. N ie znali oni jej z d o ­ św iadczenia. Po g rzechu pierw orodnym n a to m ia st stała się u działem w szystkich ludzi i je s t rzeczyw istością najbardziej pew ną w ich życiu. K ła­ dzie się o n a stygm atem n a wszystkich poczynaniach ludzkich. Każdy człow iek je s t w pew ien sposób „bytem ku śm ierci” (M . H eid eg g e r). P o ­ czynając się, m a w sobie jej zarodek, k tó reg o w żad en sposób nie je st w stan ie się pozbyć.

Śm ierć jest w ydarzeniem tragicznym, kładzie bowiem kres wszystkim ludzkim radościom , zam ierzeniom i ich realizacjom . A gdy dosięgnie czło­ wieka, zm ienia go ta k bardzo, że czyni go obcym. N aw et balsam ow anie cia­ ła p o śm ierci nie zm ienia tego stanu. Człowiek lęka się zwłok, dlatego kry­ je je głęboko w ziemi lub zam ienia w popiół.

Śm ierć przychodzi czasem nagle, a czasem po długim cierpieniu. N iekie­ dy śm iertelna choroba ciągnie się całymi latam i i wówczas przeradza się w d ram at zarów no dla sam ego chorego, ja k i jego otoczenia. W tym stanie niektórzy targają się na własne życie (w sposób gwałtowny lub przez e u ta ­ nazję) i w tedy pow staje d ram at nad dram atam i. Jest to bowiem totalna przegrana człowieka i cywilizacji, w której wzrastał.

W obec śm ierci człowiek je st sam. N ikt go w tym nie m oże wyręczyć. U m ieranie, z ludzkiego tylko p u n k tu w idzenia, je st największą sam o tn o ­ ścią człowieka. N aw et najbliżsi z otoczenia nie są w stanie przekroczyć g ra­ nicy, do której zbliża się um ierający. M oże to uczynić jedynie on sam, ale tylko wtedy, gdy jest człowiekiem wierzącym. W wierze bowiem zawsze się jest z Bogiem: w życiu i w śm ierci (R z 8,35-39).

Rzeczywistość śm ierci w pisana je st w m ałżeństw o i to ta k bardzo, że jest on a racją jego istnienia (Łk 20,36). Śm ierć i m ałżeństw o w arunkują istnie­ nie rodzaju ludzkiego. Przekazyw anie życia je st głównym celem związku m ałżeńskiego. C el ten wszakże je st ściśle związany z m iłością, której ow o­ cem je st now e życie. Przym ierze m ałżeńskie z tego względu odnosi się i do śm ierci, i do sam otności. Przedłuża ono życie rodziców w dzieciach i w spiera człowieka w sam otności um ierania. M ożna to je d n a k właściwie zobaczyć i zrealizow ać tylko w świetle zam ysłu Bożego, dotyczącego zba­ w ienia ludzi.

(7)

K ażde m ałżeństw o zawiera w sobie takie pow ołanie. Jest nim życie z B o­ giem, w Bogu i dla Boga. N ie zniszczył go naw et grzech pierw orodny. P rze­ ciwnie, przez swoją szpetotę, pokazał on piękno tego pow ołania. Bóg p o zo ­ stał w ierny raz danej obietnicy. M ałżonkowie, odpow iadając n a Boże w e­ zwanie, podejm ują się największego zadania - bycia razem w um ieraniu. Zwykle szczęścia tego dostępuje jed en z m ałżonków , um ieraniu drugiego towarzyszą dzieci. I dobrze jest, jeśli w spólnota rodzinna w ten sposób p o d ­ chodzi do śmierci, opiera się ona bowiem w tedy na właściwej hierarchii wartości.

Jeżeli natom iast relacjam i rodzinnym i rządzi pogoń za dobram i m a te ­ rialnymi, w tedy um ierający człowiek staje się przeszkodą do osiągnięcia te ­ go celu. Przeszkodę bezcerem onialnie usuwa się z drogi: do dom u starców, hospicjum lub przytułku. D obrze, że są takie instytucje. Podtrzym ują one bowiem kulturę um ierania, zapew niają m inim um hum anizm u um ierające­ m u człowiekowi. Jeżeli je d n a k trak tu je się je jako paraw an do bezdusznych decyzji, lek n a uspokojenie sum ienia, u m ieranie zam ienia się w sam otność bez dna. U m ierający m oże sytuację tę zm ienić siłą swej wiary. Stan ten je d ­ nak, z właściwym sobie obiektywizmem, pokazuje, że w konkretnym związ­ ku m ałżeńsko-rodzinnym niewiele zostało z jego pierw otnego piękna. Z a ­ mysł Boży został w nim oszpecony przez nędzę ludzką. M ałżeństw o tego rodzaju je st już nie w spólnotą osób, lecz zbiorem jednostek.

II. ZRÓŻNICOWANIE PŁCIOWE

Jedyność człowieka, k tó ra je st korzeniem jego sam otności, naznaczona jest płcią. Ta zaś jest „podstawowym współczynnikiem osobowości, jednym ze sposobów jej istnienia, ujaw niania, porozum ienia z innymi, odczuwania, w yrażania i przeżywania m iłości ludzkiej”3. N ie tylko zresztą miłości, lecz także nienawiści, obojętności i wszelkich innych stanów duchowych. Wszystko, co człowiek czyni, zawsze czyni jak o mężczyzna lub kobieta. Płciowość je st dobrem , którym Bóg obdarow ał ludzi, określającym ich spo­ sób bycia, odnoszenia się w zajem nego do siebie, przeżywania swoich sta­ nów duchowych i stosunku do świata4. O garnia on a sobą całego człowieka - jego ciało i duszę - je st rzeczywistością różnicującą ludzi, ubogacającą i jednoczącą, um ożliwiającą i w arunkującą m ałżeństw o. Bez tego zróżnico­ w ania nie byłoby przekazyw ania życia.

3 Kongregacja ds. Wychowania Katolickiego, Wytyczne wychowawcze w odniesieniu do ludzkiej miłości, n. 4.

4 Por. Papieska Rada ds. Rodziny, Ludzka płciowość: prawda i znaczenie. Wskazania dla wychowania w rodzinie, Łomianki 1995, nr 11.

(8)

1. Zróżnicowanie wyodrębniające

Płciow ość nie je s t przep o ło w ien iem człow ieka. C hociaż bow iem z n a ­ tury swojej je s t on u kierunkow any na jed n o ść, to jed n o cześn ie p o siad a swoją tożsam ość. M ężczyzna i k o b ieta w p e łn i są ludźm i, a każdy czło­ w iek je st m ężczyzną lub k o b ietą. P rzypadki obojnactw a nie znoszą tej r e ­ gu ły.

Płeć jest genetyczna, horm onalna, som atyczna i psychiczna. W arunkują się o ne w zajem nie i wpływają na zachow ania człowieka, który chociaż jest jednością cielesno-duchow ą, to jed n ak w swoich postaw ach m oże być bądź bardziej cielesny (zmysłowy), bądź bardziej duchowy. Dotyczy to zarów no mężczyzn, ja k i kobiet.

U czeni dzielą zwykle cechy płciow e na: pierw szorzędow e (odrębność gonad, tj. ją d e r i jajników ); drugorzędow e (odrębność dróg płciowych i n a ­ rządów kopulacyjnych); i trzeciorzędow e (odm ienność postaci). K onse­ kw entnie do nich wyróżniają płeć: genetyczną, gonadalną, horm onalną i fe- notypową. M ówią wreszcie o płci psychicznej, uw arunkow anej biologicz­ nie, lecz transcendującej bios ciała, a kształtującej się w dynam ice relacji ze światem 5. Płeć genetyczna determ inuje płeć gonadalną, a ta z kolei określa płeć fenotypową. Tworzenie fenotypu m ęskiego wymaga działania trzech horm onów : czynnika ham ującego przew ód M ullera, testo stero n u i dihy- drotestosteronu.

P łeć p o trz e b u je ze strony człow ieka uśw iadom ienia jej. Zdobyw a się je w n astępstw ie w ychow ania od la t dzieciństw a i w ró żn o rak ich d o ­ św iadczeniach. Sam ośw iadom ość pow inna przech o d zić w sam oidentyfi- kację i zaakceptow anie siebie. Bez tego niem ożliw y byłby praw idłow y rozwój osobow ościow y. O sobow ość dojrzew ającego w ielo rak o człow ie­ ka o p iera się bow iem n a u św iadom ieniu sobie, kim się je s t i z a a k c ep to ­ w aniu siebie takim , jakim się jest. K ształtow ać siebie m ożna tylko wtedy, gdy się siebie zna i kocha. P rocesem tym w stadium początkow ym k ie ru ­ ją rodzice lub w p rzy p ad k u ich b ra k u wychowawcy, a w n astępnych s ta ­ diach - sam człowiek.

Płeć psychiczna posiada swoje w ielorakie przejawy. Ich liczba nie jest ostatecznie ustalona. N ad to nie są on e rozłożone p o rów ni w mężczyźnie i w kobiecie. Z w yodrębnionych cech m ęskich i kobiecych, mężczyzna i ko ­ bieta m ogą m ieć więcej lub m niej jednych, bądź drugich. Stosuje się tu n aj­ częściej następującą klasyfikację: m ężczyzna androgyniczny, m ęski, kobie­ cy, niezróżnicowany; kobieta androgyniczna, kobieca, m ęska,

niezróżnico-5 A. Dakowicz, Pleć psychiczna a poziom samoaktualizacji, Białystok 2000, s. 12-1niezróżnico-5. Zob. też: M. Wójcik, Specyfika ludzkiej plciowości, w: Człowiek osoba pleć, red. M. Wójcik, Ło­ mianki

1998

, s. 113-141; Ph. G. Zimbardo, Psychologia i życie, Warszawa 1996, s. 339.

(9)

w ana6. N ie należy jed n a k rozum ieć tego tak, że płeć som atyczna i psychicz­ na w swoich w ielorakich w ariantach określa w pełn i m ęskość i kobiecość.

M ęskość i kobiecość jest to coś więcej niż płciowość i cielesność. M ężczy­ zna i kobieta to dwa światy złączone w człowieczeństwie, dwa odrębne wcie­ lenia człowieczeństwa. O drębność ta wyraża się w przeżywaniu sam ego sie­ bie oraz w w yrażaniu stosunku do ludzi i świata. Inaczej realizuje siebie m ęż­ czyzna, a inaczej kobieta. In n e są ich reakcje na doznaw ane bodźce, w czym innym m ają swoje upodobania, często co innego uważają dla siebie za dobro i piękno. M ęskość dla mężczyzny, a kobiecość dla kobiety, m ogą być lekkie i ciężkie, w zależności od tego, jakie wymagania stawiają ludzie tym cechom iz ja k im i am bicjam i do nich podchodzą. Fałszywe rozum ienie męskości lub kobiecości m oże doprow adzić ich nosicieli do rozpaczy, a właściwe ich wy­ akcentow anie m oże ich uczynić radosnym i i atrakcyjnymi.

Rzeczywistości, objęte nazwam i m ęskości i kobiecości, nabierają now e­ go blasku i znajdują nowy sposób sam orealizacji we wzajemnych relacjach. M ogą to być relacje przyjacielskie, braterskie, siostrzane, narzeczeńskie, m ałżeńskie i rodzicielskie. K ażda z nich m a sobie właściwą realność i swój sposób wiązania ludzi ze sobą tak, iż są sobą zainteresow ani, nie pozostają obojętni na siebie. W nich dopiero pokazuje się w pełni, czym je st m ęskość i kobiecość.

Jan Paweł II posługuje się często określeniem : „geniusz kobiety” (zob. M uD i 30; L dK 5). M ożna je przenieść także na mężczyznę. Z akres tego p o ­ jęcia jest w praw dzie mglisty, ale daje się uchwycić intuicyjnie i przybliżyć umysłowi. N ajogólniej m ożna je scharakteryzow ać następująco: geniusz jest tym, co je st właściwe kobiecie albo mężczyźnie, co oni posiadają jako swoje w łasne, i przez co są dla siebie pociągający i kom plem entarni.

Po grzechu pierw orodnym owo w zajem ne przyciąganie mężczyzny i k o ­ biety uległo zakłóceniu. K obieta często w sposób nieuporządkow any k ieru ­ je swe pragnienia ku mężczyźnie i nieraz go skutkiem tego niszczy, a m ęż­ czyzna w sposób nieludzki rozciąga swe panow anie na kobietę i czyni z niej niewolnicę (R dz 3,16). Czasem atrakcyjność męskości dla kobiety i kobie­ cości dla mężczyzny staje się tak wielka, że urucham ia pragnienie prze n ie­ sienia na siebie cech obcych swojej płci. Mężczyzna w tedy niewieścieje, a kobieta robi się brzydko m ęska.

Z n ając te tendencje Jan Paweł II uczy: „O sobow e zasoby kobiecości na pew no nie są m niejsze od zasobów męskości, są tylko inne. K obieta więc

-6 A. Dakowicz, Pleć psychiczna a poziom samoaktualizacji, dz. cyt., s. 48--68. Jest to temat fundamentalnej dla psychologii plciowości pracy S. L. Bem (Gender schema theory: A cogni- twe account of sex typing, „Psychological Review” 1981, vol. 88, s. 354-364), dotyczący teorii schematów, a dziś dochodzący do głosu w wielu publikacjach.

(10)

podobnie zresztą ja k m ężczyzna - m usi pojm ow ać swe osobow e spełnienie, swą godność i pow ołanie w oparciu o te zasoby, w edług tego bogactw a k o ­ biecości, jakie otrzym ała w dniu stw orzenia, i które dziedziczy jako sobie właściwy wyraz obrazu i podobieństw a B ożego” (M uD i 10).

M ęskość i kobiecość są wprawdzie ukierunkow ane n a ojcostwo i m acie­ rzyństwo, ale ojcem i m atk ą m ożna być nie tylko cieleśnie, lecz także d u ­ chowo. Isto ta bowiem godności ojcowskiej i m atczynej polega na całkowi­ tym i bezinteresow nym darze z siebie, by m ogło rodzić się i rozwijać nowe życie. Wyrazistym przykładem tego je st św. Józef. „Jego ojcostwo wyraziło się w sposób konkretny w tym, że uczynił ze swego życia służbę, złożył je w ofierze tajem nicy W cielenia i związanej z nią odkupieńczej misji; p o słu ­ żył się w ładzą przysługującą m u praw nie w Świętej Rodzinie, aby złożyć cał­ kowity d ar z siebie, ze swego życia, ze swej pracy; przekształcił swe ludzkie pow ołanie do rodzinnej m iłości w ponadludzką ofiarę z siebie, ze swego serca i wszystkich zdolności, w m iłość od d an ą na służbę M esjaszowi, w zra­ stającem u w jego d o m u ” (RC 8). M aryja była m atką i dziewicą jed n o cze­ śnie. Jej m acierzyństwo przeto je st jedyne i wzorcze dla wszystkich m atek.

Święta R odzina ukazuje piękno rodzicielstwa w edług ciała i ducha, i p o ­ tw ierdza praw dę, że kobiecość oraz m ęskość są autonom iczne i kom ple­ m en tarn e zarazem . M ożna je rozwijać w m iędzyludzkich relacjach, ale ta k ­ że w relacjach Bosko-ludzkich. D o p iero w tych ostatnich osiągają o ne swo­ ją pełnię. R elacje tylko ludzkie nie są zdolne doprow adzić człowieka (ani mężczyzny, ani kobiety) do tego stanu.

2. Zróżnicowanie ubogacające i dopełniające

W zamyśle Bożym zróżnicow anie płciowe mężczyzny i kobiety je st p ięk ­ ne. W yraża to okrzyk zachwytu, który wypowiada po przebudzeniu się ze snu genezyjskiego pierwszy człowiek, zobaczywszy przy sobie kobietę: „Ta dopiero jest kością z m oich kości i ciałem z m ego ciała” (R dz 2,23). Piękno tego zróżnicow ania polega na tym, że w jedności dwojga odzwierciedla ono jedność Trójcy Przenajśw iętszej7, umożliwia człowiekowi dialog z osobą do niego podobną, konstytuuje człowieka jak o m ężczyznę i kobietę, zawiązu­ je po rząd ek miłości, pozw ala rozw inąć to, co indyw idualne przez osobową w spółpracę i doprow adzić je do wyznaczonego m u celu.

D opełnienie się tego zróżnicow ania jest tak wielkie, że stanow i w arunek zrodzenia się now ego życia. W akt poczęcia m ężczyzna i kobieta wnoszą swoją m ęskość i kobiecość: w jego przebieg i jego skutki. Stają się o ne wy­ posażeniem genetycznym poczętego człowieka, a mężczyzna i kobieta - oj­ 7 „Człowiek staje się odzwierciedleniem Boga nie tyle w akcie samotności, ile w akcie ko­ munii”. Jan Pawel II, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich, dz. cyt., s. 51.

(11)

cem i m atką. Rodzi się z tego nowa więź m iędzy m ężem i żoną oraz między rodzicam i i dzieckiem . Jest to więź ubogacająca wszystkich, których obej­ m uje sobą.

Nowy człowiek od początku w chodzi w świat m ęsko-kobiecy i korzysta z w kładu obojga rodziców. Jednakże to w kład m acierzyński je st decydujący dla budow ania podstaw nowej osobowości, poniew aż m atka, nosząc w swo­ im łonie poczętego człowieka, jest jego rodzicielką i pierw szą wychowaw­ czynią, przez co posiada „swoiste pierwszeństwo w obec mężczyzny” (M uD i 18-19). Jest to pierwszeństwo zapraszające mężczyznę do w spółkształtow a­ nia poczętego życia, aby przez to także on, mężczyzna, w zrastał jako m ąż i ojciec.

D o p e łn ia n ie się dwojga, gdy stają się „jednym ciałem ” je s t w ielorakim o b darow aniem . M ąż ob d aro w u je sobą swoją żonę, a żo n a odw zajem nia się m u całkow itym d are m z siebie. „W akcie daw ania - pisze E. F rom m - coś się rodzi i obie zain tereso w an e strony odczuw ają w dzięczność dla życia, k tó re zrodziło się dla nich obo jg a”8. O n i sam i jakby się ro d zą dla siebie.

W opisie biblijnym o stw orzeniu kobiety, zwanym jahwistycznym, autor natchniony z niezwykłą wnikliwością tłumaczy, że Bóg, stworzywszy czło­ wieka, um ieścił go w „ogrodzie E d e n ”. Człowiek wszakże czuł się w nim sa­ motny, nie m iał bowiem pom ocy do siebie podobnej, co dla niego nie było dobre. W tedy Bóg pogrążył człowieka w głębokim śnie, wyjął zeń żebro i uczynił z niego kobietę. Po przebudzeniu się człowiek zobaczył, iż jest mężczyzną (iś) i że m a przy sobie kobietę (iśśa) - ciało ze swego ciała i kość z jego kości (por. R dz 2,15-25).

O pis ten oczywiście nie je st kroniką stw orzenia ani biologią poczęcia. U kazuje on relację, jak a zachodzi między m ężczyzną a niewiastą. Różnica płci jest dla człowieka stwórczym obdarow aniem , a przyjęcie tego d aru jest dlań aktem kreatywnym 9. Tak było n a początku i ta k jest zawsze w każdym zawieranym m ałżeństw ie. Płeć je st osobotw órcza, a nie tylko osobow ościo­ wa, bowiem „kobiecość niejako odnajduje siebie w obliczu męskości, p o d ­ czas gdy m ęskość potw ierdza się przez kobiecość”10. „U P ana ani m ężczy­ zna nie je st bez kobiety, ani kobieta nie jest bez mężczyzny. Jak bowiem k o ­ b ieta pow stała z mężczyzny, ta k mężczyzna rodzi się przez kobietę. W szyst­ ko zaś pochodzi od B oga” (1Kor 11,11-12).

Płeć, b ędąc z natury dobrem dopełniającym się i ubogacającym , wnosi też antagonizm m iędzy mężczyznę a kobietę. I nie jest on tylko skutkiem

8 E. Fromm, O sztuce miłości, dz. cyt., s. 36.

9 Jan Pawel II, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich, dz. cyt., s. 59. 10 Tamże, s. 42.

(12)

grzechu pierw orodnego, który sprowadził na ludzi grzeszną pożądliwość. Jego przyczyny tkwią znacznie głębiej.

W całym świecie p anuje praw o um niejszania różnic: w oda z gór płynie do m orza, w naczyniach połączonych wyrównują się poziomy. Człowiek szuka istoty sobie podobnej. M ężczyzna i kobieta od początku są do siebie p odobni (tej sam ej natury) i jednocześnie od siebie różni osobow o (zwłasz­ cza p o d względem płci). Różnice te m ogą w zrastać lub um niejszać się przez w zajem ne oddziaływ anie n a siebie. U podobnienie następuje przez zap a­ trzenie się w siebie. Ważny jest pierwszy wzajemny zachwyt sobą, pam ięć o nim i podtrzym yw anie go przez różnego rodzaju działania oraz obrona przed sponiew ieraniem i nudą. M ałżonkow ie upodobniają się do siebie przez zjednoczenie cielesne, przeżywanie razem sytuacji trudnych i ła ­ twych, sm utnych i radosnych, przez osiągane porozum ienia p o o d dalają­ cych poróżnieniach. Gdy wysiłki te osiągają pozytywny rezultat, dochodzi się do współmyślenia, w spółodczuw ania iw spółprzeżyw ania razem tego, co sam o w sobie jest indywidualne. N astępuje wówczas jedność w rozm aitości, m ałżeńska symfonia współbrzm iących pięknie głosów.

A ntagonizm płci rodzi się niekiedy z niedostatku, zwłaszcza, gdy ludzie kierują się niezdrowym i am bicjam i. M ężczyzna i kobieta z natury swej są kom plem entarni, a to znaczy, iż wzajem nie siebie potrzebują. Są w je d n a ­ kowy sposób uczestnikam i człowieczeństwa, a jednocześnie n a skutek zróż­ nicow ania płciowego, pozostają w dopełniającej się relacji do siebie. Przy obopólnym zaakceptow aniu tego stanu, strony m ogą się czuć szczęśliwe, iż w ten sposób są ze sobą razem . Kiedy je d n a k fałszywa ambicja wmówi m ęż­ czyźnie i kobiecie, iż nie potrzebują siebie, następuje konflikt. Powiększa się on i czyni niemożliwym życie m ałżeńskie przy ukierunkow aniach h om o­ seksualnych. Sytuacji antagonizujących z tego pow odu je st ogrom nie dużo. N iestety przyczyniają się o ne raczej do oddalania się m ałżonków od siebie, niż do zbliżania się ku sobie. M ężczyzna i kobieta są w tym układzie p o d o b ­ ni do siebie, lecz nie upodabniający się. Różnica płci tych ludzi nie u b o g a­ ca, przeciw nie, raczej napaw a lękiem i zubaża.

III. JEDNOŚĆ DWOJGA

M ałżeńska jedność dwojga jest kategorią antropologiczną i przekracza ramy wszelkiego biologizmu, utylitaryzm u lub przypadkowego układu. F un­ dam entem i wyrazicielem tej jedności jest człowiek w swoim płciowym zróż­ nicowaniu. O na zaś zależy od niego, o nim stanowi i świadczy. Jej stopnie za­ wsze są odzw ierciedleniem osobowego poziom u, na którym znajdują się małżonkowie. M oże ona wiązać ich ze sobą tylko zewnętrznie, ale m oże też przenikać do głębi ich bytu, ujaw niając to, co jest najcenniejsze w człowieku.

(13)

1. Jedność w człowieczeństwie

Jedność w człowieczeństwie je st fundam entem m ałżeńskiego zespole­ nia. Człowieczeństwo jest m erytorycznie przed cielesnością i zróżnicow a­ niem płciowym. M ęskość i kobiecość m ałżonków z niego czerpią dla siebie soki i je we właściwy sobie sposób wyrażają. Jest też ono dla nich zadaniem .

To, że m ąż i żona są ludźmi, stanowi o ich równości i godności. Każde z nich jest ciałem i duszą oraz obrazem Boga. A przeto jednakow o wyrastają p onad świat zwierzęcy oraz pozostają w szczególnej relacji do Boga i wzajem ­ nie do siebie. Jest to zawsze relacja podm iotow a, a nie przedm iotow a. Szanu­ je ją Bóg i daje im ją jako warunek, praw o i sposób ludzkiego istnienia.

K im że je st człowiek? N ajczęściej określa się go przez jego wyższość n ad św iatem zwierzęcym i bliskość w zględem Boga. Wyższość u p a tru je się w podm iotow ości, a bliskość w obrazie Bożym. Je st to ontyczna d efi­ nicja człowieka. M ałżonkow ie, każdy z osobna i wzięci razem , stanow ią ta k ą rzeczywistość, k tó ra je st ich w yposażeniem , godnością, przywilejem i pow innością. O ntycznie nie m ogą oni się jej pozbyć, w zachow aniu n a to ­ m iast m ogą ją bądź rozśw ietlać, bąd ź zaciem niać. W zrastanie m a zawsze B oga za kres, w sp ad an iu n ato m iast m ożna dojść do u p o d len ia. Człow iek znajduje się nie tylko m iędzy św iatem przyrody a Bogiem , lecz także m ię ­ dzy piekłem a niebem . Człow ieczeństw o ontyczne m oże egzystencjalnie ujaw niać się bardziej lub m niej. Im ktoś je st bliżej Boga, tym bardziej je st on człow iekiem , im dalej od N iego odchodzi, tym niżej spada w swoim człow ieczeństw ie. Człow iek znajduje się w sytuacji w znoszenia się lub spadania.

Przez grzech pierw orodny człowiek oddalił się od Boga i sam nie jest w stanie do N iego się przybliżyć. Uczynił to Jezus Chrystus. O n też jest je ­ dynym pośrednikiem m iędzy Bogiem a ludźm i (por. 1Tm 2,5). Z C hrystu­ sem je st się przez w iarę i sakram enty święte. Chrześcijanie przeto m ają szczególny dostęp do Boga. Ci natom iast, którzy bez własnej winy nie o d ­ kryli jeszcze Chrystusa, a w Nim prawdziwego oblicza Boga, a prow adzą uczciwe życie, nie są pozbaw ieni łaski Bożej, k tó ra im pozw ala wznosić się ku górze (por. KK 16). Człowiek p rze to sam z siebie m ocen jest czynić d o ­ b ro i zło, k tó re nie są obojętne przed Bogiem.

D obro, jakim je st każde prawdziwe m ałżeństw o, je st nie tylko nie o b o ­ jętn e dla Boga, ale przez N iego zam ierzone, chciane i stw orzone. Więcej, m ałżeństw o jest najpierw otniejszym sakram entem , tzn. znakiem p rz en o ­ szącym „skutecznie w w idzialność świata odwiecznie ukrytą w Bogu niew i­ dzialną tajem nicę. Jest to tajem nica prawdy, miłości, tajem nica życia B oże­ go, w której człowiek otrzym uje realn e uczestnictw o”11.

(14)

Człowiek sam w sobie m a m oc bycia człowiekiem i m ałżeństw o posiada sam o z siebie zdolność bycia związkiem ludzi. Człowieczeństwo je st rzeczy­ wistością w rozwoju, dlatego i ukonstytuow ana w nim jedność m ałżeńska m oże osiągnąć różne poziomy. Pod nazwą „m ałżeństw o” plasują się nieraz bardzo różne związki, odręb n e od siebie nie zróżnicow aniem płciowym, lecz stopniem jedności w człowieczeństwie. Ludzie pobierają się ze sobą z rozm aitych względów. Jed n i czynią to, by otrzym ać wizę do obcego kraju lub stały w nim pobyt. Inni dla zrobienia interesów : kariery zawodowej lub bogactwa. Związki te tylko z zapisu urzędow ego są m ałżeństw em , nie m ają natom iast w sobie nic z jego wew nętrznej treści. Bywa i tak, że ludzie p o b ie­ rają się ze sobą ze szlachetnych motywów, a po tem przy zderzeniu się z przeszkodą, rezygnują z realizacji ideałów. Z adow alają się nie przeszka­ dzaniem sobie i zdobywaniem m inim um wygody. U kład taki jest właściwie egotyzm em we dwoje.

Są z kolei m ałżeństw a, w których p an u je zgoda i spokój, h arm onijne wy­ znaczanie celów i ich realizow anie. D o niedaw na ten związek nazywano „w spólnotą osób” . O kreślenie to właściwie rozciągano n a każde rzeczywi­ ste m ałżeństw o12. Jan Paweł II u znał jed n ak , że słowo „w spólnota” w o d ­ niesieniu do m ałżeństw a je st za słabe i zbyt w ieloznaczne, i zastąpił je te r ­ m inem „kom unia”13. Chciał przez to powiedzieć, iż m ałżonkow ie w związ­ ku m ałżeńskim m ogą osiągnąć znacznie więcej niż życie razem p o d je d ­ nym dachem . M ogą oni być dla siebie kom unią, tzn. w zajem nym u czestni­ czeniem w rzeczywistości osoby, k tó re swój szczyt osiąga w m iłosnym o d ­ d an iu siebie. K ształtow anie człowieczeństwa oznacza tu p racę n ad sobą w kieru n k u zdobywania coraz to większej wrażliwości, czułości, d elik atn o ­ ści w zględem w spółm ałżonka. C hodzi o to, żeby nie tylko go nie ranić, ale p rzed e wszystkim żeby go rozum ieć, szanow ać i coraz lepiej go poznaw ać, aby wreszcie z nim współwidzieć, współsłyszeć i w spółodczuw ać, słowem, aby b ęd ąc sobą, coraz bardziej być razem . W tedy d o p iero człowiek jest w p ełn i osobą.

Z e wszystkich form acji, jakie człowiek prow adzi, najważniejsza je st fo r­ m acja ludzka. Dotyczy o na również m ałżeństw a i rodziny. I m ałżonkow ie w inni najbardziej zabiegać o to, aby byli ludzcy, a jeszcze bardziej rodzice, by wychować swoje dzieci na dobrych ludzi. W szystko inne względem czło­ w ieczeństwa je st w tórne i z czasem ujaw nia swoją m arność i przem ijalność. Porów nując do obrazu, człowieczeństwo je st podkładem , a zdobywane sprawności (cnoty) - nałożonym i farbam i. Gdy podkład jest mocny, to i k o ­ lory n a nim dobrze się trzym ają. Powstaje w tedy obraz, który urzeka swoją 12 Termin ten występuje jeszcze w adhortacji apostolskiej Jana Pawia II Familiaris consortio. 13 Jan Pawel II, Mężczyzną i niewiastą stworzy! ich, dz. cyt., s. 39; LdR 7.

(15)

solidnością. W szystkiemu, co człowiek zdobywa, ostateczne piękno nadaje człowieczeństwo. U czestniczenie w nim dla m ałżonków je st drogą do ich wzajem nego szczęścia.

2 .Jedność w duchu

Człowiek w praw dzie jest jednością cielesno-duchow ą, ale jednocześnie posiada ciało i duszę jako dwie rzeczywistości różne od siebie, określające obszar jego istnienia i działania, oraz jego relacje do siebie, świata ze­ w nętrznego, drugiego człowieka i Boga. Ciało i duch wyznaczają człowie­ kowi dwa poziomy, na których prow adzi on swoje życie. N ajogólniej m ożna je określić przy pom ocy biblijnego opisu stw orzenia człowieka (R dz 2,7). Ciało - to proch ziem i i ziem skie ukierunkow anie życia. D usza - to tchnie­ nie Boże i życie ukierunkow ane na Boga. Ciało sam o z siebie ściąga ku d o ­ łowi, duch wznosi się ku górze. Doświadczyli tego już pierw si rodzice, gdy kierując się głosem ciała spożyli zakazany owoc (R dz 3,6-7). W następstw ie tego duch i ciało w nich oddaliły się od siebie i zaczęły ciągnąć w różne stro ­ ny przeciw ne sobie.

Pisze o tym wyraźnie św. Paweł, gdy zaleca G alatom : „postępujcie w e­ dług ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie m a m iędzy nim i zgody, tak, że nie czynicie tego, co chcecie” (G a 5,16-17). A postoł narodów w pouczeniu tym określa sytuację pierw otną, w jakiej znajduje się każdy człowiek. Z aw iera o na w sobie pam ięć stanu sprzed up ad k u A dam a i Ewy oraz skutki, k tó re stały się udziałem wszystkich ludzi p o grzechu pierw o­ rodnym .

W som atyczno-psychicznej strukturze człowieka prym oczywiście w ie­ dzie duch. D zięki niem u proch stał się ciałem i pow stał człowiek jak o isto­ ta żyjąca (R dz 2,7). D uch w arunkuje istnienie ciała ludzkiego. Gdy on je opuszcza, ciało staje się zwłokami. Gdy się w nim um niejsza, człowiek sta­ cza się w zwierzęcość. G dy w nim w zrasta, człowiek rozwija się w swym czło­ wieczeństwie. Słowem - m iarą człowieka je st stopień jego ducha. Z asad a ta należy do podstawowych praw stworzenia.

Także p o g rzech u pierw o ro d n y m d u ch zachow ał sw oje pierw szeństw o n ad ciałem w człow ieku. C iało w eszło n a d ro g ę ku śm ierci, dusza p o z o ­ stała n ieśm ie rte ln a . W ciele usad o w iła się pożądliw ość (1J 2,16), z k tó ­ rej ro d z ą się ta k ie uczynki jak: „n ierząd , nieczystość, w yuzdanie, u p r a ­ w ianie bałw ochw alstw a, czary, nienaw iść, spór, zawiść, w zburzenie, n ie ­ właściw a p o g o ń za zaszczytam i, niezgoda, rozłam y, zazdrość, pijaństw o, h u la n k i” (G a 5,20-21). M ożna im się przeciw staw ić siłą d ucha. „ D ąż­ ność ciała p ro w ad zi do śm ierci, d ą żn o ść zaś d u ch a - do życia i p o k o ju ” (R z 8,6).

(16)

D uch określa czyn człowieka. Ten, który z niego się rodzi jest actus h u ­ m anus, ten, który pochodzi tylko od ciała je st actus hom inis14. Czyny zaś uzew nętrzniają relacje międzyludzkie: z w yboru i z m usu. Prawdziwa je d ­ ność m iędzy ludźm i możliwa je st tylko n a fundam encie ducha. Z a tak ą nie m ożna uznać złączonych ciałam i braci syjamskich lub ludzi zam kniętych w więzieniu. N ie prow adzi też do jedności jakakolw iek prostytucja.

Jedność w duchu m oże m ieć różne stopnie: od zwykłego porozum ienia się w jakiejś spraw ie aż do zjednoczenia w miłości. M ałżeństw o opiera się na jedności w duchu i w ciele. Ta ostatnia jed n ak je st w spólnototw órcza wtedy, gdy je st wyrazem jedności ducha, tj. miłości. Bez m iłości je st ona zwykłym spółkow aniem (kopulacją), zbliżonym do zwierzęcego, niosącym za sobą niesm ak i rozczarow anie. Czyny takie nie jednoczą ludzi ze sobą, lecz ich oddalają od siebie.

D uch je st glebą, z której wyrastają: „miłość, pokój, radość, cierpliwość, uprzejm ość, dobroć, wierność, łagodność, opanow anie” (G a 5,22). Są one chlebem pow szednim życia m ałżeńskiego i rodzinnego. Jedność ducha w m ałżeństw ie i rodzinie jest darem i zadaniem . N ie m ożna jej wymusić lub kupić. N ie każdy mężczyzna m oże być m ężem każdej kobiety. Zw iązek m ałżeński pow staje na zasadzie doboru, tj. n a rozpoznaniu wzajemnym Bożego pow ołania. Bóg sam pokazuje ludziom , czy zdolni są osiągnąć je d ­ ność ducha, czy m ają po tem u w sobie odpow iednie w arunki. A gdy już m a ł­ żonkowie praw idłow o odczytają swoje pow ołanie i w ejdą w święty związek m ałżeński, w tedy d a r jedności duchowej pow inni przyjąć jako zobow iązują­ ce zadanie. Jedność ducha bowiem um acnia się i w zrasta tylko przez ciągłe i wytrwałe jej kształtow anie.

Jedność ducha jest początkiem szczęścia m ałżonków . O ni się w zajem nie rozum ieją, cieszą się z przebyw ania razem , noszą pokój w swoich sercach, stają się wrażliwi na siebie, w zrastają kulturow o. Także rodziny zbudow ane na jedności ducha doświadczają w ielu wspaniałych doznań w swoim życiu. N ie m uszą one wcale być b ogate i nie wszystko m usi się w nich udawać. M o ­ gą przeżywać niedostatek, niepow odzenia i być szczęśliwe. Bo ci, którzy osiągają jedność ducha, znajdują jed n i w drugich um ocnienie i pocieszenie. O pierwszych chrześcijanach, których napełnił D uch Święty, napisano: „Je­ den duch i jed n o serce ożywiały wszystkich wierzących. Ż ad en nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko m ieli w spólne” (D z 4,32).

Jedność w duchu m iędzy m ałżonkam i m a dla siebie ontyczny fu n d a­ m ent. Jest nim Boskie „M y”, na w zór którego zostało stw orzone ludzkie „my” mężczyzny i niewiasty (por. L d R 6-7).

(17)

O ntologia jedności ukierunkow uje etykę zjednoczenia. Uczy ona, jak być razem ze sobą, pokazuje piękno takiego zjednoczenia i ustala normy, k tóre stoją na jego straży. Gdy ludzie są zjednoczeni w duchu, potrafią czy­ nić możliwym to, co wydaje się niem ożliwe i osiągać cele na pozór nieosią­ galne. Zwykły związek przem ienia się w tedy we w spólnotę, a ta przeradza się w kom unię, gdy ludzie stają się je d n o nie tylko przez to, co zew nętrzne, lecz także, a właściwie przede wszystkim przez to, co w nich je st najbardziej intym ne. Tacy m ałżonkow ie stają się wszystkim dla siebie, by być wszystkim dla własnych dzieci.

3. Jedność w ciele

Jedność w ciele m a różne stopnie. Przez ciało rozum iem y tu nie tylko żywy organizm człowieka, ale i wszystko to, co się z nim wiąże. Człowiek z tytułu swego ciała p o trzeb u je p o k arm u i napoju, świeżego pow ietrza, u b io ru i przestrzen i życiowej. W ymogi ciała tw orzą w okół niego sferę, w której i z k tó rą bierze ono udział w relacjach m iędzyludzkich. N ago czło­ w iek w ystępuje bard zo rzadko. Gdy się urodzi, zaraz u b ierają go w pielusz­ ki. Pod prysznicem zasłania siebie różnorako p rzed ludzkim w zrokiem . Podczas operacji odkryw a się tylko to, co konieczne. N aw et plaże dla n u ­ dystów odgradza się od innych. Tylko w k rem ato riach palo n o publicznie nagie ludzkie ciała. A kty te wszakże pow szechnie u znano za zbrodnicze. Sfera ciała odgrywa dużą rolę w jed n o czen iu ludzi. Takim je st np. wspólny posiłek. D la w yrażenia uczuć ludzie często posługują się kw iatam i. By w zajem nie p o d o b ać się sobie, dobierają stroje, perfum y, słowa, barw ę gło­ su, zdobywają się na uprzejm ość i k u ltu rę bycia. Czynią to zarów no ludzie obcy, ja k i znajom i, bliscy sobie, krewni. N ie pow inni tego też lekceważyć m ałżonkow ie.

W iele m ałżeństw rozpada się tylko dlatego, że ludzie po ślubie przestali zwracać uwagę na swoje odniesienia do w spółm ałżonka. Jako narzeczeni byli wrażliwi, kulturalni, zadbani, mili, zdobywali się na spraw ianie niespo­ dzianek, jak o m ałżonkow ie stali się niechlujni, prymitywni, nudni, p re te n ­ sjonalni. Zaczynają się wzajem nie oskarżać o błąd, co do osoby i występują 0 rozwód. Ciało upom niało się o swoje praw a, podczas gdy duch w tych lu ­ dziach praw ie już zam ierał i w ten sposób doszło do wystygnięcia tego, co początkow o wyglądało ja k ożywczy ogień. Jedność w ciele - to d a r ogrom ­ nie zobowiązujący.

D uże znaczenie dla jednoczenia ludzi m a d o b ó r ich p o d w zględem cia­ ła: w zrost, budow a, kolor włosów i oczu, narządy płciow e itp. Innych na przykład żołnierzy bierze się do jed n o stk i reprezentacyjnej, a innych na kom andosów . In n e dziew częta w ystępują w balecie, a inne przy pralkach 1 ladach sklepowych. Dziewczyna na ogół m arzy, by wyjść za przystojnego

(18)

chłopaka, a mężczyzna, by m ieć p iękną żonę. A gdy to osiągną, chlubią się w zajem nie sobą, ch ętnie chodzą na przyjęcia i pozują do zdjęć. Ciało, wi­ dziane od tej strony, pom aga lub przeszkadza ludziom być razem . N ie sta ­ nowi nato m iast do tego w arunku bezw zględnego. Jego bow iem n ie d o sta t­ ki m ożna przykryć bogactw em ducha. Je st piękno cielesne i je st piękno d u ­ chowe. P iękno ciała tylko w tedy prow adzi do szczęścia, gdy je st u tw ierdzo­ ne w pięknie ducha. Sam o z siebie je st przem ijalne i zwodnicze. N ie m ając fu n d a m e n tu w pięknie ducha, szybko pokazuje swoją pustkę i w końcu za­ m ienia się w brzydotę.

W m ałżeństw ie wszystkie te p rzed p o la ciała znajdują uw ieńczenie w zjednoczeniu płciowym. N ie stanow i ono w praw dzie jedynego przejaw u m iłości m ałżonków , ale w ich wspólnym życiu odgrywa bardzo w ażną rolę. Biblia, nazywając to zjednoczenie „dwoje w jednym ciele”, posługuje się tymi słowam i na określenie m ałżeństw a jak o takiego (R dz 2,24; M t 19,5; E f 5,31). A k t płciowy różnicuje się w zależności od w ieku m ałżonków . W m iarę upływu lat traci n a swej intensywności, a n a starość całkowicie ustaje. N ie znaczy to jednak, że dla m ałżonków je st on spraw ą błahą. M a on, ta k ja k cały człowiek, swoje m iejsce w zamyśle Bożym, ujaw nionym od początku w stw orzeniu i ogarniającym sobą wszystkich ludzi. N ie zniszczył go grzech pierw orodny. O d strony B oga zamysł ten jaśnieje dalej swoim pierw otnym blaskiem . O d strony człowieka przyćm iewa go zm aza pierw o­ rodnej winy.

Z adaniem m ałżonków je st przenikać wzrokiem wiary przez wszystkie swe zaćm ienia i dążyć do stanu raju, w którym mężczyzna i kobieta rozpo­ znali siebie jako jed n o ciało w atrakcyjnej dwoistości.

M ałżeńskie „dwoje w jednym ciele” należy integralnie do o b ręb u czło­ w ieczeństw a i nie m ożna go nigdy poza nim um ieszczać. W nim m ężczyzna i kobieta dopełniają w zajem ne poznanie siebie - to, k tó re posiadali już za­ nim stali się m ałżonkam i i to, k tó re pom nażają w swoim codziennym życiu. Jest to odkryw anie swego pierw otnego stanu, tj. owej dziewiczej rzeczywi­ stości, w której rodzi się każdy człowiek i k tó rą otrzym uje od B oga jako w yposażenie do osobotw órczego w ykorzystania. Z jednoczenie płciow e - uczy Papież - „oznacza po tę żn ą więź ustanow ioną przez Stwórcę, poprzez k tó rą odkryw ają swoje człowieczeństwo zarów no w pierw otnej jedności, ja k też w tajem niczo atrakcyjnej dw oistości”15. O dkryw ają oni siebie, tj. kim je st każde z nich w sobie, kim je st dla drugiego oraz ja k ściśle m ogą zjednoczyć się ze sobą.

M ałżeńskie poznanie realizuje się w obopólnym obdarow aniu się sobą. A kt płciowy opiera się na całkowitości daru. A jest on możliwy tylko w re ­

(19)

lacji dwojga i przy darze z siebie sam ego. W relacjach poligamicznych, po- liandrycznych, prostytucyjnych i innych im podobnych lub też w sytuacjach, gdy w zjednoczeniu bierze udział tylko ciało, a duch pozostaje na zewnątrz, całkowitość obdarow ania je st niem ożliwa do osiągnięcia. Takie zjednocze­ nie jest niegodne osoby i depraw uje człowieka. Zwykle też pozostaw ia po sobie niesm ak.

Całkow itość obdarow ania w akcie m ałżeńskim je st wyrazem miłości m ałżonków . O na rodzi to zjednoczenie, a nie odw rotnie. O na też p o d p o ­ w iada techniki współżycia i je st św iadom a tego, że z niej rodzi się życie. M i­ łość nigdy nie jest bezpłodna, zawsze je st prokreacyjna. Zjednoczenie płciow e m ałżonków w miłości, ze swej istoty jest ukierunkow ane n a nowe życie. N atu ra sam a dyktuje w arunki płodności i m ałżonkow ie pow inni je poznaw ać oraz je uwzględniać. Nowe życie je st nagrodą Boga za miłość. D a r ten trzeba z wdzięcznością przyjąć, a nie odrzucać. O dpow iedzialna m iłość bierze odpow iedzialność za nowe życie i w ten sposób uzew nętrznia swój kreatywny charakter.

W zjednoczeniu płciowym, ukierunkow anym n a życie, mężczyzna p o ­ niekąd stwarza kobietę, a kobieta mężczyznę. Wydobywają wzajem nie z siebie podarow aną im przez Stwórcę m ęskość i kobiecość. M ężczyzna przyczynia się do tego, że żona staje się m atką, a kobieta - że m ąż staje się ojcem. Ich m ałżeńska relacja zm ienia się w rodzicielską. Z am knięty krąg m iłości m ałżeńskiej otw iera się na obręb m iłości rodzinnej.

Gdy nie m a miłości, akt płciowy przestaje być osobotwórczy, a jego p a rt­ nerzy trak tu ją siebie przedm iotow o. G dy m iłość się um niejsza, akt płciowy traci na swoim bogactw ie i pięknie, zm ienia się w środek zaspokojenia p o ­ żądliwości. W spółm ałżonek wówczas czuje się poniżony, bo „w takiej sytu­ acji jego ciała najzwyczajniej się używa, traktując je jako narzędzie zaspo­ kojenia własnych zmysłów [...] akt seksualny pozbaw iony tej korony, którą jest miłość nie m oże dać poczucia szczęścia, naw et jeśli da chwilę przyjem ­ ności, po której zostaje jakiś sm utek, niesm ak i frustracja. A kt seksualny wyrwany z k ontekstu miłości, je st aktem zafałszowanym i okaleczonym , w łaśnie z pow odu b rak u miłości, i staje się w jakim ś stopniu przejaw em p a ­ tologii seksualnej”16.

Bishop Edward Ozorowski: Marriage as the Union of Male and Female The true marriage exists only between male and female, who, by entering the marital covenant, leave the state of being alone behind.

(20)

Male and female by their nature are complementary, and that means that they mutually need each other. They equally share humanity, and at the same time, as a result of sexual differences, they remain in the complementary interrelation.

Being one in being human is the foundation of the marital union. Marriage is ba­ sed on the unity in spirit and in body. The latter unity, however, creates a commu­ nity only when it develops from the unity of spirit, i. e. love.

Masculinity and feminity are oriented towards fatherhood and motherhood. The essence of fatherly and motherly dignity rests on unreserved and unselfish gift to bear and grow a new life. The Holy Family reveals the beauty of parenthood in body and in spirit and testifies to the truth that feminity and masculinity are both autonomous and complementary. They can be developed in human relations and also in relations between God and man, but only in the last mentioned they reach the climax.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bezpieczniej więc będzie nie kusić się o zbyt ścisłe precyzow anie d a ty pow stania obrazu przem yskiego, lecz poprzestać na u staleniu d lań szer­.. szych

Skoro tu mowa o możliwości odtwarzania, to ma to zarazem znaczyć, że przy „automatycznym ” rozumieniu nie może natu ­ ralnie być mowy o jakimś (psychologicznym)

Ale zażądał, by poddano go egzaminom (ostrość wzroku, szybkość refleksu), które wypadły pomyślnie, toteż licencję, w drodze wyjątku, przedłużono na rok. Kilka lat

Osiem lat temu CGM Polska stało się częścią Com- puGroup Medical, działającego na rynku produk- tów i usług informatycznych dla służby zdrowia na całym świecie.. Jak CGM

śmieję się wtedy, gdy przeszłość się marzy, gdy chcę płakać bez

Żeby dowiedzieć się więcej na temat tego, co dzieje się w konkretnej grupie, możesz przeprowadzić ćwiczenie – poproś uczniów, żeby wyobrazili sobie hipotetyczną

żółty szalik białą spódnicę kolorowe ubranie niebieskie spodnie 1. To jest czerwony dres. To jest stara bluzka. To są czarne rękawiczki. To jest niebieska czapka. To są modne

osobno da zawsze tylko jedną trzecią prawdy - a pdnię dojrzy tylko ten, kto zechce, pofatyguje się i przyjedzie naprawdę zainte- resowany krajem zwanym