• Nie Znaleziono Wyników

Zdzisław Ćmoch Pewien stan, czyli 888 ddc. Rocznik Mińsko-Mazowiecki 19,

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zdzisław Ćmoch Pewien stan, czyli 888 ddc. Rocznik Mińsko-Mazowiecki 19,"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

Zdzisław Ćmoch

Pewien stan, czyli 888 ddc

Rocznik Mińsko-Mazowiecki 19, 424-458

2011

(2)

Zdzisław Ćmoch

Pewien stan, czyli 888 ddc.

1

Mija właśnie 30 lat od tych dni, od grudnia 1981r. Dziś poza żalem, poza reto- rycznym pytaniem - Po co to było? Komu to miało służyć? – pozostała tylko smutna świadomość straconych bezpowrotnie i bezsensownie kilku miesięcy młodości. Jakby dwa lata „zaszczytnego obowiązku” to było za mało.

O tym, co działo się wówczas w Polsce, na ogół wiadomo. Zapisano już tony papieru, odbyły się zapewne setki mniej lub bardziej mądrych rozpraw, uczonych dysput.

Wiele przeczytałem, wiele wysłuchałem, bo chciałem się dowiedzieć, w imię jakich to racji mnie i innych z poboru „jesień ‘79” „zaszczycono” tymi 888 dniami w armii, ale naprawdę nie znalazłem usprawiedliwienia.

W pierwszym roku służby w jednostce chemicznej uparcie uczono mnie i in- nych, jak działać w wypadku wybuchu jądrowego. (Nienawidziłem chemii, tylko dzięki temu, że uczył mnie jej mój wychowawca, dostawałem 3=). Była to szkoła podofi cerska (zwana potocznie „szkółką”) w III Pułku Chemicznym. Po 5-6 miesią- cach dostawało się dwie bele, czyli stopień kaprala. Byłem tam prawie rok, ale „do- służyłem się” zaledwie jednej (o to akurat nie mam żalu), jak i większość plutonu, w którym służyłem. A dziwny to był pluton na tej szkolnej kompanii; wszyscy przynaj- mniej po maturze (w drużynie był jeden po zawodówce). Wszelkiej maści „artyści”, czyli malarze po liceach, kreślarze, pisarze i inni. Kilku po PSZ (szk. pomaturalne), niektórzy po 1- 2 latach studiów; np. niedoszli prawnicy, nauczyciele i Bóg wie, kto jeszcze. Nikt z nas mimo „podwójnej” szkoły dwóch bel nie dostał. Nawet Krzysiek, który był szefem ZSMP2 na kompanii. Po roku rozrzucono nas po całym WOW-ie najczęściej do jednostek... wartowniczych. Po co ten rok w chemicznej szkółce? Dzi- wili się potem nawet w mińskim WKU. Ta wartownicza była karą za coś? Może za ankietowe wypowiedzi, które przeprowadzano w 1980 r. w jednostce przed pamięt- nym sierpniem? A pod względem politycznym byliśmy dość krnąbrni, tzn. po prostu myśleliśmy. Potem nawet przydziału broni nie miałem, choć niemal codziennie ją nosiłem i to z ostrą amunicją.

Tak czy owak we wrześniu 1981r. było blisko do cywila. Krzyczało się po każdym obiedzie cyfrę, czyli ilość dni do cywila, a młodsi służbą chóralnie wołali

„Mało!” Na talerzu lądował kolejny centymetr „miary”, którą każdy „stary” przy pa-

1 ddc – dni do cywila

2 Wyjaśnienie dla młodzieży: ZSMP czyli Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, bo wtedy wszystko mu- siało być socjalistyczne.

(3)

sku dumnie nosił.

To dzięki tej mierze i zapisanym dwuwierszom będącym hasłem na każdy mi- jający dzień służby czasami zanotowałem w kalendarzu jeszcze 2-3 zdania. Później kupiłem (co nie było wówczas łatwe) mały notes, jakby wiedząc, że nadchodzą waż- kie wydarzenia. Mogłem wówczas zanotować więcej. Stąd mogę niemal dzień po dniu tamten czas w moim życiu odtworzyć, ale naprawdę nie jest to przyjemne. Czas beznadziei, poczucia bezsensu wszechrzeczy.

W tekście pominąłem wiele słów, które żołnierzom służyły do codziennej ko- munikacji. W okresie, kiedy zaczęto przedłużać służbę, słowa i zwroty, których nie da się tu przytoczyć, stanowiły podstawę w ocenianiu rzeczywistości

Wspomnienia te nie są poważnym dziełem, kolejną uczoną rozprawą, ale dość krótkim, kronikarskim zapisem odczuć i wydarzeń widzianych i przeżywanych przez najzwyklejszego żołnierza ówczesnej „ludowej” armii. Co było ważne? Co się działo w umyśle żołnierza, zwłaszcza tego odsługującego trzeci rok?

Właśnie to:

29.09.1981r.

Ależ w piątek popiliśmy... uff. Do cywila 230 godzin. Po obiadku pięknie się krzyknęło: Dzie- sięć! - a na mierze: Gdy nam 10 pozostało – sam dowódca woła – Mało!

01.10.1981r.

Ostatnie dni służy. Miara: ‘To nie roczek ani mila, to już chwila do cywila!

Coś panikują, że do 19-tego. Urządziliby nas na medal.

03.10.81r.

Dobrze by było, gdybyśmy w środę wyszli, bardzo dobrze.

Wszystkiego brakuje. Jest to - musi być - tylko gra rządu. Nie daje się towarów specjalnie, żeby ludziom dokuczyć, żeby odechciało im się rozrób, a zajęli się walką o byt, nie polityką. Ale myślę, że za 2-3 lata, jak wszystko się ustatkuje. Dobrze, że Wałęsa został przewodniczącym, nie np. Rulewski. Solidarność radzi i radzi, raz mądrze, raz głupio. Ale najważniejsze to wyjść w środę, czyli za ok. 70 godzin. 3 dni.

07.10.81r.

No i załatwili nas - bez mydła, Spróbuję być na weselu, bo potrzebna mi forsa. Jakoś może się wyrobię. Wychodzimy 19-tego. - Szumią jodły na gór szczycie – Już cywilem pachnie życie; - Dziś ministra rozkaz pilny - Ubrać Zdenka w ciuch cywilny! – Pozostało na miarce 4 cm. Inni walą aż do blachy3.

Solidarność ustąpiła i kurs jej jest ulgowy, a jak na to odpowiedział rząd? Co zrobił?Rząd ludowy, czy junta, jak w Chile? Co to za rząd, gdy podpiera się karabinami? Mamy rząd gene- rałów. Na giełdzie rower – 10 tysięcy. To są uroki socjalizmu. Pozostanę wrogiem socjalizmu do końca. To jest dobry ustrój, ale trzeba go reformować, nie patrzeć dziś już na zasady i tezy,

3 „blacha” czyli ostatni centymetr miary (krawieckiej, specjalnie malowanej) z cyfrą ‘1’

(4)

które były dobre 100 lat temu. Kapitalizm trwa wieki, wykształcił się sam i ciągle się kształtuje, i doskonali, a nasz ustrój?

Czesiek znów trzem „sypnął” za pijaństwo. Załamali mnie z tym wyjściem. No, dowódca idzie na kontrolę4.

11.10.81r.

Jeszcze tydzień. Zarobek nie bardzo, ale graliśmy we czterech i tylko do 3-ciej rano. Po- tem poszliśmy spać. Podróż męcząca do tych Siemianowic, choć samochód i kierowca dobry.

Pomimo początkowej nieufności (bo przecież tam byliśmy z Warszawy, z krawatowa), jeden nawet długo mi się tłumaczył, że on w Warszawie się urodził, tylko z ojcem tam przyjechał i dlatego po śląsku zaciąga. Później zaczęto nas chwalić i tak już było do końca. Tak więc krawaciarzom i Warszawie wstydu nie przynieśliśmy. „Ale rżną, fest chłopy” – mówili, no i dobrze, bo wstyd stolicy przynieść to trochę nie tak.

Spóźniłem się dwie godziny, ale wszystko jest O’kay, nawet dziś dostałem pochwałę. To tyle.

Krzysiek, Janek i Zbycho pojechali na urlopy za strzelanie. Widać, kto w prawdziwym woju służył. Mnie zabrakło, ale ja byłem na przepustce. Czterech nas jest z siedleckiego – trzech pojechało. Wszyscy, co strzelali, wystrzelili urlopy. Zresztą, to była od początku najlep- sza drużyna i jest. Pod względem wyszkolenia, oczywiście. Przywiozłem sobie golf, bo zrobiło się dość zimno, Trzeba się przespać, bo na dwie noce spałem 4 godziny. Gdyby tak puścili nas w piątek.

15.10.81r.

Już nas puścili. Do odwołania ta cała treść nowego rozkazu. Co Jaruzelski chce przez to zyskać? Może chce zniechęcić wojsko do „Solidarności”? Niektórzy, co głupsi, już ją klną, a o to przecież chodzi rządowi. Tak nie można. Ludzie tam, z drugiej strony bramy, walczą o prawdę, o Polskę, o nas, a my jesteśmy akurat tutaj... cóż, Solidarność też mogłaby przybasto- wać i gdyby nas puścili – wtedy kurs zaostrzyć. Jednak rząd też nie jest głupi i kuje żelazo póki gorące, ale i on, i partia, i socjalizm w Polsce jak nie wcześniej to później skazane zostaną na zagładę. Właściwie teraz zostają skazywane poprzez głupie, krótkowzroczne posunięcia.

Cóż, może przyjdzie służyć jeszcze tydzień, jeszcze miesiąc, ale niech wszyscy wiedzą, że nie służymy tu ani partii, ani rządowi. Niech na nas nie liczą. Zresztą po 24-tym zdaję pas, czapkę i koniec. I tak nic mi nie zrobią. Od dziś już wszyscy krzyczymy: Cywil! aż do wyjścia. Niektórzy odliczają „minus jeden”!

(po południu)

To jest socjalizm, demokracja... Ja mam popierać ten ustrój, popierać tyrana, będąc nie- wolnikiem? To absurd. A niewolnikiem jestem, bo nic do powiedzenia nie mam, Kiedyś krzyw- dy się jednak wyrównają. Przyjdzie taki czas, a póki co – idę się napić.

16.10.81r.

Załamanie całkowite. Dziś o 1200 wieść najgorsza, jaka mogła być... przedłużyli o 2 mie- siące. Oby to były tylko dwa miesiące. Cóż, może na Boże Narodzenie zawitam do domu.

„Chan” ogolił się na łyso. Ależ pobór trafi łem... trudno... Iluż wrogów, iluż tysięcy zaciekłych wrogów przysporzył sobie rząd, a wszystko to są ludzie młodzi, mężczyźni.

4 Oznacza to, że tekst pisany był na posterunku

(5)

19.10.81r.

Dziś najpóźniej powinienem być w cywilu, a tu dwa miechy. Mają za to płacić po 2 tysiące.

Co z tego? Gwiżdżę na to. Niech mnie puszczą, to jeszcze im dam po te 2 tys. miesięcznie, z podziękowaniem. Zgolić wąsy i udawać młodego żołnierza, czuć się, jakbym dopiero przy- szedł do wojska? Różne ludziom pomysły przychodzą do głowy. Podobno powycofywano karty powołań. Ktoś tu coś próbuje albo sprytnie rozegrać, albo tak myśląc, robi wielką głupotę.5 Pogodziłem się już z tymi dwoma miechami,

Najważniejsze to się nie załamywać i aby do grudnia. Widziałem parę dobrych książek, to przeczytam.

Krzysiek z kursu w Tucholi wrócił. Skrócili im, bo się okazało, że kursanci mądrzejsi są od instruktorów.

21.10.81r.

Wczoraj znów z Krzyśkiem trafi liśmy na piwo „Pod Kasztanami”. Potem na warcie prze- grałem resztę forsy. Na wartowni dają gąbkę, nowe koce i przebierają nas w moro. W Modlinie głodówka, jeden rezerwista wpadł do knajpy i rąbnął serię. Pięć osób podobno trupy na miej- scu – więcej nie wiem. Z Wrocławia pisali jakiś list do MON-u. To nie Solidarność ani kłopoty gospodarcze – choć to drugie może bardziej, ale po prostu zmiana poboru na styczeń i lipiec i kto wie, czy nie będziemy do stycznia siedzieć, ale może nie.

Śnił mi się cywil. Może oddałby tak krew jeszcze i ze 3 dni dostał – to razem byłoby 8. To jest coś. 8 dni urlopu to od niedzieli do niedzieli. Przydałoby się coś takiego. Ciekawe, kiedy zapłacą, bo nie mam grosza. Próbują znów zrobić z nas wojsko, ale to im się chyba nie uda.

Poza tym chustę jednak wywiozę. Niektórzy robią przez nią czerwony pas. Ja chyba też ją przerobię i zabiorę do domu - o ile pojadę.

25.10.81r.

Zapisałem się na „24” – pojechałem na 48. Gdybym chciał jechać na 48, to by marudził, a jak w „ważnych sprawach rodzinnych” chciałem 24, przyznając się, że niedawno byłem na 48 i nie chcę innym blokować, sam mi dał 48. Trochę zmarzłem, trochę zmokłem. Spałem tak: noc 1. - warta – 3,5 godz.; druga – 4 godz.; trzecia – zero. Dziś odeśpię. I tak dobrze się trzymam.

Dziś, jak zwykle, wracałem przez płot. A teraz trzeba poczytać.

30.10.81r.

No, mam podpisany urlop. Niektórzy kręcą głowami, że tak często jeżdżę. A co? Nie daję wam? Szczególnie „dziki” mają wąty. Ja się nie buduję i nie płaczę, nikogo nigdy o nic nie proszę, trzeba tylko trochę myśleć, nie być za chytrym, zachłannym, bo na tym źle się wychodzi.

Jurek wypił nieco za dużo i składał dziś życzenia „Wesołych Świąt” dowódcom plutonów – z okazji Wszystkich Świętych.

Przeczytałem jedną książkę, dosyć dobrą, Druga też nie gorsza – „Psychotronika”. Cieka- we, nawet bardzo, rzeczy. Wypożyczyłem je jako pierwszy, a już parę lat w bibliotece leżały.

Dzisiaj miał być alarm. Te głąby dziki, i niektórzy od nas już wczoraj poprzynosili plecaki, a dziś od pół do szóstej siedzieli w ubraniach. I to jest wojsko? Panika, głupota i nic więcej.

5 Być może chodziło o „nie skażenie” wojska „zarażonymi Solidarnością”, a jednocześnie zatrzymanie wyszkolonych, obytych, pewnych żołnierzy.

(6)

A alarmu nie było.

04.11.81r.

Po urlopie – jak przystało - poszedłem do lekarza. Zwolnienia nie chciałem, bo w piątek mam zamiar jechać. Przez ten czas wcięło mi sporo rzeczy tutaj. Nawet moja maszynka do golenia komuś się przydała. Ludzie są nieobliczalni. Dobrze, że mydło ocalało, ale za to ręcz- nik – nie.

1200 Już mnie wkurzyli. Wystawili mi podofi cera. Szlag może człowieka trafi ć. Szkoda, że wcze- śniej nie zapisałem się na to oddanie krwi. Mogę rano iść do lekarza tak, jak dziś i to byłoby rozsądne wyjście, ale bym nie pojechał. I tak chyba zrobię. Zobaczę, jak się będę czuł. Dziś nie najlepiej, trochę przemarzłem wczoraj. Trzeba chyba na potęgę zacząć chorować.

06.11.81r.

Wyjdę z izby – bo tu leżę – 9-tego najwcześniej, albo i później. Przeczytałem trzy książki, przeczytam jeszcze ze trzy. Szef jest na mnie cięty. - Wczoraj się wyleżałeś, wyspałeś, a dziś do lekarza – mówił, gdy szedłem. A won. Przydałoby się tu radio.

Trochę byłem przeziębiony. Te 37,1 miałem, ale już mam mniej. W ogóle tu się człowie- kiem nie interesują. Dobrze, że zabrałem notes i długopis. Wystarczy.

Zabrakło im ludzi. Nabiłem ich w butelkę, a właściwie nabili się sami, no i Krzysiek, bo przedłużył sobie urlop o 4 dni.

Tak więc szukam siebie. Może się znajdę. Myślę, że nic nie stanie mi na przeszkodzie, choć może i chciałbym i nie chciał tego dokonać.

07.11.81r.

Przeczytałem już chyba wszystkie książki tutaj, które nadawały się do czytania.

Problemów a problemów, ale leży tu się nieźle. Jestem już zdrów. Tylko jeden dzień byłem chory.

Świat jest dziwny i w ogóle wszystko jest dziwne. Przychodziłem tu bardziej chory i dosta- wałem tylko zwolnienie. Zdziwiło mnie to mocno, gdy lekarz pisał – izba chorych. Skojarzyłem, że przecież ja już sporo wcześniej zawiadomiłem o tym bliskich...

08.11.81r.

Ani tu gazety, ani nic. Krąży plotka, że mamy wyjść w środę do cywila. Musiałbym jutro wyjść stąd, ale mnie śniło się dziś co innego...

09.11.81r.

Mieliśmy wyjść z izby dzisiaj, ale możemy sobie poleżeć do jutra. Tak powiedział lekarz.

Dobrze. Pozostał miesiąc służby. Jakoś długo nie płacą za to przedłużenie. W innych jednost- kach już zapłacili.

1400 Krzysiek wrócił z urlopu też zaziębiony. Łysy plecie głupstwa. Co kawałek to sobie strzela w łeb, wysadza magazyny itp. Brednie. Byle głupstwa rozdmuchuje do n-tej potęgi, wyolbrzy-

(7)

mia, wszystkim pokazuje, jak ważne on ma sprawy, a każda z nich jest sprawą życia i śmierci.

Ciekawe, jak by się zachował w jej obliczu.

Śmierć rozwiązuje wszystko, ale to żadna sztuka.

13.11.81r.

Wróciłem rano. Udało się. Zamiast jechać jutro – wyjechałem przedwczoraj. Ma wszystko zdrożeć od Nowego Roku. Czuję się słabo, bardzo słabo, noc niespana... Dziś na wartę...

Rano mam fajne połączenie. Warto jeździć na lewizny. Szkoda, że dopiero teraz się o tym dowiedziałem.

Dziś trzecia zmiana. Muszę się wyspać, jutro maraton6. Zrobiłem prostownik Sławkowi, działa dobrze. Wyjdziemy chyba za 3 albo 4 tygodnie. Nie wiem, czy znów nie położę się na izbę.

15.11.81r.

Trochę znów mnie dziś osłabili, ale popracowałem godzinę i to niecałą, i opłaciło się. 3 dni urlopu7. Być może za 3 tygodnie wyjdziemy. Jednak chyba trzeba będzie napisać do GZP8, chłopaki też tak sądzą. Dziwne rzeczy dzieją się na kompanii, chamstwo, świństwa i nic wię- cej.

Wczoraj byłem na maratonie, dziś na kiermaszu, ale same książki o wojsku i wojnie. Po co to przypominają? Gdyby dzieci nie wiedziały, co to wojna, to może by się nie bawiły w nią i nie myślały o niej. Może za 50 lat mielibyśmy pokolenie, które nie wie, co to wojna. Gdyby tak na całym świecie...

20.11.81r.

Ciekawe, czy wyjdziemy w grudniu, ale zbyt wesoło to wszystko nie wygląda. Dziś o mało nie „zmoczyłem tyłka” na warcie.

Przydałoby się wziąć forsę, to może by ocalała, no i koniec z grą w karty, choć nie prze- grywam.

25.11.81r.

Byłem na urlopie. Dobrze, że udało się kupić kurtkę, ale więcej nic nie załatwiłem dla siebie. Pomogłem tylko ojcu załatwić spawarkę, i to tanio. W Warszawie.

Piękny rok straciłem. Jeszcze teraz jest wspaniała pogoda, ale to nic. Następny będzie piękniejszy.

Wczoraj był węgiel, dziś jakoś nie. Ależ osłabiają tutaj. Gdy sobie czasem posłucham, na jakich warunkach służą w innych jednostkach ten 3-ci rok... tu ciągle człowiek jak pies.

Zaczyna padać śnieg.

02.12.1981r.

W przyszłym tygodniu wychodzimy bankowo. Napisał Adam o zespole. Zastanowimy się nad tym po wyjściu. Widziałem się z Leszkiem. Nic nie robi. Włóczy się po knajpach. Kiedyś w Mińsku spotkałem Heńka z ogólniaka. Trudno go poznać. Strasznie zmarnowany. To wszystko

6 Maraton kinowy – grali w soboty po trzy fi lmy, nawet do 2. w nocy.

7 Był to prawdopodobnie jakiś ponadplanowy rozładunek miału z wagonu.

8 Główny Zarząd Polityczny (WP)

(8)

wódka. Mógłby ten śnieg stopnieć.

07.12 81r.

Odegrałem 2 tys., spłaciłem długi, tysiąc zostało, znów wsadziłem i wczoraj odegrałem.

O cywilu jakoś słabo słychać. Solidarność, a raczej, jej zarząd mówi o konfrontacji. Nie- które ich posunięcia i głosy są głupsze niż przedszkolaków, a co najwyżej dorównują im. Są i rozsądne głosy oczywiście też. Ciekawe, czy wyjdziemy w tym tygodniu.

13.12.1981r.[po południu]

... mać. Do cywila znów około stówy. Do Wielkanocy trzeba liczyć. P ... partia i socjalizm. W 40 lat po wojnie stan wojenny, w takim państwie. Teraz to Honduras i Nikaragua mogą z nas boki zrywać.

Trzeba się po prostu wyłączyć, wyłączyć mózg – może da się jakoś przeżyć. ” ... a było tak pięknie.

Siedemnastego grudnia mieliśmy wyjść. Trzynastego, w sobotę, jak zwykle po służbie, poszliśmy na osiedle. Taki typowy, od paru tygodni podobnie spędzany, sobot- ni wieczór. Zajrzeliśmy nawet do „Zagłoby’, ale tam drogo. Wypiliśmy jakieś piwo w barze, wróciliśmy, bo zaczynał się w kinie maraton fi lmowy (dla dorosłych). W sklepie na osiedlu nie było nic, nawet piwa. Ktoś się postarał o szampany. Ściągnęli nawet sklepową, żeby otworzyła, bo było już po godzinach. Dała te szampany z zaplecza.

Beee...

Przesiedzieliśmy w kinie trzy seanse. Jakaś włoska ‘dintojra’, durny amerykański kryminał i chyba coś o wschodnich sztukach walki. Pierwszy cokolwiek pamiętam, pozostałe niezbyt dobrze. Na ostatnim chyba przysypiałem, ale siedzieliśmy twardo, tzn. ja, Krzysiek, Rych, Okocim i jeszcze paru. Potem, koło północy, miał być striptiz, ale zrobili nas w balona. Striptizerka nawaliła, tzn. zachorowała czy coś takiego. W każdym razie nie dojechała. To co, tylko jedną mieli?

Wyszliśmy więc z kina mocno niepocieszeni, a było już po jedenastej. Od razu wra- cać na kompanię? Za wcześnie. Przepustki ważne do rana. Zrobiliśmy zrzutkę, zdaje się, że na dwie butelki, bo Okocim po jedną nie chciał do Krychy9 lecieć, a miał u niej najlepsze ze wszystkich chody, zwłaszcza odkąd często pełnił dyżury na kuchni.

Zaczekaliśmy przy parkanie, a on pogrzmiał wzdłuż torów – najmłodszy zresztą, w dodatku ”dzik”10, to kto miał lecieć? Dość długo to trwało, a może tylko nam tak się dłużył czas. Wreszcie wyłonił się z ciemności.

- Nie mam dwóch. Jedną i wino.

- Dlaczego? Zabrakło? – zapytałem.

- Kasy za mało. Zdrożało już.

- To było jej powiedzieć, że się jutro dopłaci, albo coś z kuchni się podrzuci – do-

9 Krycha – czyli „meta”, ale być może też, że właścicielka tak na miała imię.

10 „Dzikami” nazywano żołnierzy spoza „szlachetnych” poborów, czyli wiosennego i jesiennego. Byli trochę gorzej taktowani. Wiem, że w niektórych jednostkach musieli nosić zawsze ze sobą żołędzie.

(9)

dał, zdaje się Krzysiek.

- Co ty! Byli wcześniej chłopaki od nas. Ząb chyba. Powiedziała, że cukru już nie chce, a na krechę nie daje, bo ją ostatnio transportówka przerobiła.

- Ale my solidnie się rozliczamy... - zacząłem

- Idziemy na kompanię czy tu? – zdecydowanie przerwał zbędną dyskusję Rych.

- Wino walimy tu, bo za bardzo widać przy wchodzeniu, a gorzałę trzeba wziąć, bo na ząb coś by się przydało – Okocim zawsze był praktyczny.

Poszedłem z nim do furtki, a dwaj pozostali - przez płot. Chodziło o to, że kiedy ofi cer z parku podejdzie do nas nie będzie widział wejścia na kompanię, a wtedy tamci spokojnie wejdą, bo może zechciałby zrewidować...

Dyżurujący chorąży nie wnikał. Dotarliśmy na piętro, umyliśmy się i w piżamach siedliśmy na wyrkach wokół stołka. Na ząb była tylko cebula, kawałek chleba i jakieś zjełczałe masło, ale dało się coś wykroić.

- Nie mogę, ci jeszcze piją... - burknął niewyraźnie Jakim, przy którego łóżku sie- dzieliśmy i naciągnął mocniej koc odwracając się plecami.

- Ty tam... leż i nie p...., jak napiłeś się wcześniej... – rzucił Krzysiek, podkreślając ważkość stwierdzenia kilkoma „przecinkami”.

- To było się ... nie szwendać gdzieś po...aaa...

Dostał parę garści po karku i zapadła cisza.

- Dobra, polewaj – zadecydował któryś. „Młody” rozlał do plastikowych, wojsko- wych kubków.

„Młody” nie był młodym. Gdyby nie to, że siedzieliśmy już dwa miesiące trzecie- go roku służby, byłby „wickiem”, ale trochę się wszystko pokiereszowało.

Jedna i druga kolejka i Krzysiek ulitował się.

- Jakim? Wypijesz deko?

- Chorego się pytasz? – wtrącił Rych, a Jakim wychylił spod koca łysinę. (Zawsze mówił, że to wskutek służby, tzn. zbyt ciasnego hełmu za „młodego” żołnierza, a my, że to raczej skutek francuskiej miłości).

- Dobrze, daj, ale tylko deczko... – zdziwił się jednak nieco, zaglądając do kub- ka.

- A co? Myślałeś, że się zaraz nachlasz, moczymordo?

Krzysiek tym razem po przyjacielsku klepnął go w plecy.

Zeszło nam prawie do drugiej, bo jeszcze jakieś śpiewy były na kompanii. Oprócz nas przynajmniej ze trzy sale „urzędowały”. Dyżurny kazał zgasić światło, bo ofi cer na kontrolę ponoć się wybierał. Zgasło, ale chyba nie na długo. Ktoś jeszcze wybierał się do Krychy, ale nie wiem, czy poszedł. Nasza sala zasnęła.

Po jakimś czasie w błogi sen zaczęły się wciskać jakieś krzyki, bieganina, har- mider. Ktoś mnie budził, nie spieszyłem się. Był to Żur. Młody, dlatego robił to tak delikatnie. Stary pewnie by mnie wygruził z całym wyrem.

- Alarm! Alarm!

Spojrzałem na zegarek: czwarta.

(10)

Po pierwsze: co za idiota robi alarm, skoro wcześniej nikt o tym nic nie mówił? Po drugie: dlaczego o tej porze, skoro zawsze był za piętnaście szósta? Po trzecie wresz- cie: komuś coś spadło na łeb, bo w niedzielę to w tej jednostce alarmu nie pamiętam.

Snując powyższe rozważania, wyszedłem na korytarz, a tam - panika. Wychyliłem się za barierkę i krzyczę do podofi cera na dole:

- Co za idiota ogłosił alarm?! Co za alarm?!

Podofi cera trzymał też jakiś młody, tzn. z rocznym najwyżej stażem i tańcząc wo- kół stolika, drżącym głosem odkrzyknął:

- Alarm! Trzy czwórki ogłosili!

O, k...! To wojna! – teraz mną telepnęło, i jakby zdałem sobie szybciej sprawę z tego, co się dzieje – tylko z kim? Ale na fi lozofi czne rozważania nie był to czas, bo na wojnie przeważnie ten dłużej żyje, kto pierwszy strzela.

Magazyn broni! Giwera! Hełm! Maska! Amunicja! Gdzie skrzynki?! - Na kory- tarzu! O cholera! Ostra! Tu krótka myśl – skąd oni ją wzięli? Na strzelanie nigdy nie było...

Szybko do sali! Tu olśnienie! - Przecież jestem łącznikiem, a więc już powinienem gonić po osiedlu.

Moro na piżamę, buty, czapka, koperta od podofi cera - i w bramę. Jestem na osie- dlu, za bramą, a dowódca kompanii akurat do niej szedł.

W dach - i dalej, ale woła za mną: (myśl: „dupa mokra”) - Żołnierzu! Wszyscy powiadomieni?!

- Tak jest! Tylko w tym bloku jeszcze w dwóch mieszkaniach nikt nie odpowiadał!

Spróbuję jeszcze raz!

Nikt nie był powiadomiony... Skąd człowiekowi takie mądre rzeczy i w tak błyska- wicznym tempie do głowy przychodziły? Ale mróz i wiatr robiły swoje. Po forsownej nocy prawie nie było śladu, choć skończyła się zaledwie dwie godziny temu.

Pierwszy blok (a miałem trzy); parter: dzwonek, dzwonek, piętro: dzwonek, dzwo- nek - i tak dalej. Na dół. Akurat zaczynają się podnosić, zapalać światło. Pierwsze uchylone drzwi; w dach - i formułka:

- Ogłoszono alarm! Trzy czwórki!

Drugie drzwi;

- Ogłoszono alarm...!

Kolejne drzwi:

- Alarm! Trzy czwórki! - A, to major. Równy gość. Dłużej zatrzymałem wzrok, ale nie na nim, tylko na tej, która stała w głębi pokoju. Chyba pan major nie spał tej nocy.

Któreś kolejne drzwi. Trochę się zasapałem. Ta sama formułka.

- Alarm! Trzy czwórki...

- A, gówno mnie to obchodzi...! – ten jeszcze był w mundurze, stalowym, ale stop- nia nie dostrzegłem, bo światło było przyciemnione. Dwóch nie powiadomiłem, bo nie otwierali. Wydarłem się tylko na czwartym piętrze: Alarm! - i pobiegłem w stronę

(11)

bramy. Spotkałem jeszcze któregoś z łączników. Też dopiero wracał, a więc nie byłem ostatni.

Na kompanii ruch na całego. Plecaki... oho ...syny, już zdążyli oskubać! Niewiele w nim pozostało przez ten czas, gdy inni się pakowali, a mnie nie było. Jakaś pałatka leżała przy gratach na korytarzu, więc wpakowałem ją po drodze, żeby plecak wyglą- dał pełniej. Część kompanii już wychodziła na plac apelowy. Transportówka grzała silniki na PKT, niektórzy nawet zdołali wyjechać. Przypomniał mi się alarm sprzed roku, jak to jeden sprawny samochód ciągnął za sobą po dwa „zicholce”11 pamiętają- ce II wojnę - bo był rozkaz, że cały park ma wyjechać. A jak wracaliśmy to i na spraw- nych siedział pomocnik na masce i pracował ręczną pompką. Ale to nie moja rzecz.

Niezbędnik, przybory, rolowanie wyra, na plecy to wszystko i na plac. Dwusze- reg, jakiś przegląd. Co tu było przeglądać? Wystarczyło z dala zerknąć. Obraz nę- dzy i rozpaczy. „Szweje” to mało powiedziane, ale powoli wszystko się znajdowało, kompletowało, układało, prostowało. Nawet policzyć się dało i... zgadzało się! Dzię- ki operatywności kolegów i dyżurnych, którzy szybko musieli nieobecnych uznać za

„przepustkowiczów”, a ci mieli jeszcze czas, żeby wrócić.

Staliśmy kilkanaście minut i nic nie było wiadomo. No, wojska, które miałoby walczyć, to raczej nie przypominaliśmy. Chyba że już po walce. Pewnie duża część pierwszą rzecz, którą by zrobiła tego niedzielnego świtu, to poddanie się. Komukol- wiek, bo nawet z utrzymaniem pionu wielu miało trudność.

Nie wrócili nas do koszar, żebyśmy porządki na salach poprawili, jak to zwykle przy alarmie. A to oznaczało, że rzecz jest poważna. Ruscy w Rembertowie... ci to mieli alarmy. Nie widziałem, ale opowiadali, jak to u nich wygląda. Jeszcze butów nie założy, a już „pelotką” (działem) kręci.

Ktoś z lewej puścił wieść, że będą nas gdzieś stąd wywozić. Mieliśmy czekać, aż „transportówka” podstawi samochody. Niektórzy już stali w czwórkach i grali w karty. Powoli zaczynałem normalnie myśleć i dzielić się swoimi przemyśleniami z Krzyśkiem, który stał obok.

- Gdzie nas wywiozą? Przecież wszystko, co można było odpalić, już wyjechało – zacząłem.

- A na czym oni pojadą? Przecież tam w niektórych jest po cztery kanistry z wodą, nie paliwem. Pająk od swojego sprzedał ostatni kanister w piątek za gorzałę. A i w bakach diabli wiedzą co.

- Właśnie. A kto będzie tutaj pilnował tego bajzlu? Nowych przyślą? Przecież nawet jedną zmianę warty trudno jest pełną wystawić.

Stanęło na tym, że nie wywiozą nas nigdzie. W wojnę nie wierzyliśmy, ale czyżby się komuś coś naprawdę poprzestawiało, jakiś fałszywy alarm? Bo z kim ta wojna? Z Ruskimi chyba. Ponadto jakoś cicho, a Warszawa blisko. Chyba nie tak wygląda woj- na... Dwie godziny stania na placu, a mróz jak cholera. „Doping” przestawał działać i zaczynało naprawdę człowiekiem trząść. Tu i ówdzie gaszono pragnienie śniegiem.

11 Samochód marki ZIS (radziecki). Ponoć były nawet z 1944r.

(12)

06ºº - Na kompanię marsz!

No, wreszcie... Na razie w pełnym rynsztunku przed telewizor na świetlicy, tzn. w szerszej części korytarza. A na ekranie: ciemne okulary - i wszystko jasne!

14.12.81r.

Przeżyłem pierwszą wojenną wartę i drugi dzień „wojny”. Na razie jeszcze nie wiem z kim, o co i po co mam się bić, ale jestem na wojnie. Stan wyjątkowy, owszem, tak można to było nazwać, ale wojenny – to jest idiotyzm. Kadrę zżera panika niemożliwie. Co oni by znaczyli, gdyby nie ten zwykły, szary żołnierz, którego nic nie zdziwi i nie wzrusza, spokojny, trzeźwo myślący, choć nie zawsze trzeźwy.

Z frontu można wysłać list, a stąd nawet tego nie. Po kiego diabła odwołali programy w radio i telewizji? Śmieszne to wszystko, ta panika. Gdyby naprawdę była wojna, nawet domo- wa, to nie potrzeba kul – część padłaby ze strachu, a swoją drogą to nie chciał bym służyć pod takimi dowódcami, jakich miałem w Biskupcu i tu. Człowiek, pomimo tego, że musi wykonać czyjeś rozkazy powinien odpowiadać za to, co robi. Przecież hitlerowcy też tylko wykonywali rozkazy. Niech to będzie idiotyzm, ale rozkaz i koniec. Gdyby te rozkazy wydawali jeszcze ludzie naprawdę mądrzejsi od tych, którzy muszą je wykonywać... Muszę skontaktować się z domem. Dłużej niż miesiąc ten fatalny stan nie powinien trwać.

19.12.81r.

Siódmy dzień wojny. Nie myślałem, że będę miał okazję przeżyć coś takiego. Tylko dziwna to wojna, w której biją się dwaj obrońcy robotników i tak naprawdę żaden z nich z robotnikami nic wspólnego nie ma, a na tej walce tracą właśnie robotnicy,

Ofi ary, ofi ary... ile ich jest naprawdę? Myślę, że doczekam kiedyś czasu, kiedy tym, którzy teraz zginęli, postawi się pomnik, Pomnik Ofi ar Socjalizmu.

Myślę, że jutro ktoś przyjedzie, domyślą się może. Byłem u lekarza. 3 dni jest. Mogłem iść na izbę, ale za mało nakłamałem.

Wszystkie papierosy mają być na kartki. Słusznie. Śmiać mi się chce z palaczy i trochę mi ich żal. To chorzy ludzie. Napalić się i umrzeć – oto marzenie.15 paczek na miesiąc to i tak dużo.

Ludzie są śmieszni, a „Olo” jednak wczoraj w domu był. Puścili go. Prawdopodobnie podpisuje. Będzie obrońcą partii, socjalizmu i Polski. Siedem klas, lewe ręce, piasek w ręka- wach – oto jakiego obrońcę dostanie Polska, a armia żołnierza. Za forsę – wszystko – typowy sprzedawczyk.

20.12.81r.

Rząd powoli przywraca dawne życie, ale jest tyle tych zakazów, że w tym tempie odwo- ływania wystarczy ich co najmniej na pół roku, albo i dłużej. Nudy! W telewizji nie ma nic, w karty grać się nie chce. Dziś WSW rozbroiło na bramie wartownika. Wiadomo – młody... a nam młodych nie wolno dotknąć. A żołnierza może wychować tylko żołnierz, starszy, z doświadcze- niem, nie teoretyk na szkoleniu.

Nie chcę mieć zmiany z młodymi. Zmoczyć dupę przez kogoś to żadna przyjemność.

Pograłem trochę na gitarze. Jeszcze nie zapomniałem, jak się gra, ale organy, perkusja, bas...

Myślę, że na początku marca nas puszczą, ale jeszcze trzy miechy trzeba liczyć.

(13)

21.12.81r., poniedziałek Nikt wczoraj nie przyjechał. Szkoda. Jutro albo w środę pójdę do lekarza. W każdym bądź razie zdrowszy nie jestem, ale jak tu być zdrowym? W ogóle nie grzeją. W sali ledwie ponad 10o C. Jeśli teraz na izbę nie pójdę, to po Nowym Roku albo po świętach.

Poszły wreszcie listy. Przeczytałem tyle książek, a tak mało z nich pamiętam, ale to pewnie dlatego, że tak dużo ich przeczytałem. Gdybym przeczytał przez rok np. 10, to pewnie pamię- tałbym wszystko, ale jeśli czasami czyta się i 3 książki jednocześnie (jedną na kompanii, drugą na wartowni, a trzecią na posterunku)? Ech... napisałem wiersz, taki sobie.

22 12 81r.

Chciał mnie dziś położyć na izbę, ale nie chciałem. Na święta iść leżeć to trochę nie bar- dzo. Trzy dni jeszcze dostałem. Dobre i to. Potem pójdę chyba po Nowym Roku i wtedy może poleżę. Kupiłem sobie Caldwella „Epizody...” i „Wilkołaka” Sandemose. Wystarczy na razie.

Dziś o mało nie przespałem śniadania.

24.12.81r.

Żadnych pozdrowień od nikogo, tylko Wieśka pamiętała. Trzeba napisać do niej list, ale znaczków nie ma. Trzeba trochę się rozruszać, przewietrzyć, bo całkiem człowiek zamuleje.

Trzecia Wigilia w wojsku. Pamiętam wszystkie. Z pierwszej fi lm, dzielenie się opłatkiem i cho- inki w domach za szosą, za murem, z drugiej kolację na wartowni, d-cę warty, opłatek i trzecia – najsmutniejsza ze wszystkich. Należało się Adamowi wysłać jakieś życzenia, ale chyba zrozu- mie; stan wojenny... a może zrozumie i to, że nie chcę mieć z nim więcej do czynienia.

(wieczorem)

Czyż nie można zwariować? Można, i to bardzo szybko, jeśli ma się do czynienia z takimi wariatami, jak tu. To człowiek upośledzony, jeśli życzy tym, którzy od kilku miesięcy powinni być w cywilu „żeby się poprawli w dyscyplinie”. Miałem chęć ten wigilijny stół z jabłkiem, ciastem i czerwonym barszczem wstać i przekręcić do góry nogami. Karp smakował świetnie, ale ten, którego my przyrządziliśmy, tzn. było ich 6 sztuk. Nie ma nawet po kieliszku. Chłopaki wypili już chyba wszystkie perfumy, jakie były na kompanii.

Nerwy, nerwy, nerwy... Wigilia z karabinem na plecach (jestem w grupie szybkiego reago- wania). Czyż myślałem, że w taki sposób ją spędzę? Niedługo wybierałbym się na Pasterkę.

Czekam teraz na listy. Z domu życzenia dostałem. Pisał ojciec.

Chłopaki siedzą, starają się coś robić, żeby nie myśleć i robią głupstwa. Jedni np. robią dziś w wigilijny wieczór generalne pranie, tak, jakby innego dnia nie było na to, ani czasu.

Jeśli sięgnąć pamięcią do niektórych zdarzeń, wydają mi się bardzo odległe, jak np. po- żegnanie w Mińsku ponad 2 lata temu. Kiedy znów się powitamy? Jutro idę na wartę. Zmiana i posterunek niezłe. A może i ja upiorę dziś moro? W święta założyłoby się czyste. Syf bo syf, ale czysty.

26. 12. 81r.

Mam nadzieję, że to już ostatnie moje Boże Narodzenie w wojsku. Trzy to już zupełnie dosyć. Następne spędzę w rodzinnym gronie, może już u boku żony? Któż to jest w stanie przewidzieć?

Spuchła mi twarz od zęba, a poza tym wygrałem 500 zł.

(14)

29 .12. 81r.

Opuchlizna trochę zeszła. Przedwczoraj miałem odwiedziny. Trochę się wypiło. Wystar- czająco zresztą. Ząbal, Jurek i Zdun trochę przedawkowali. Jurek już dychę ma. Ząbal cieka- we, ile dostanie. Obaj byli na służbie. Jurek miał 12 w zawiasach12. Z transportówki trzech dostało po dwa miechy na Białych Niedźwiedziach13, a dwóch po 14. Ładnie, za kradzież plan- deki (sprzedali na gorzałę).

Wczoraj śniło mi się trzęsienie ziemi, ale nic się nie stało. U nas w domu zrzuciło tylko dach, a runęła wieża kościoła w Latowiczu. Śniło mi się też, że wróciłem z wojska i że było to bardzo szybko, ale w rzeczywistości był to chyba wrzesień, może koniec sierpnia.

Cóż, następny termin wyjścia to ok. 20 stycznia, potem 10 lutego, a potem to już wiosna.

31 .12. 81r.

Niedawno mi się śniło, że byłem zdziwiony, iż tak szybko mnie rozliczyli, a już krążą plotki, że do 10-tego wyjdziemy, ale nie wierzę w to.

Dziś poszło 17-tu do lekarza. Cyrk. Miałem i ja iść, ale nie było sensu. Wczoraj napisałem dwa wiersze.

02.01.1982r.

Jest nadzieja na wyjście. Na razie dostaliśmy po 3 dni urlopu. Wczoraj, w Sylwka, stałem na dwójce warcie, na osiedlowej bramie. Żarcia było do dechy i picia też, palenia w bród i w ogóle dobrze, że dupy nie schlapaliśmy. Do trzeciej nikt nie spał, a o czwartej chłopaki wybrali się na Bemowo, bo któryś wiedział, gdzie tam można dostać coś do picia, ale okazało się, że paliwa było mało. Sanitariusze też nie mieli (sanitarki odstawiają teraz na pale) i nie udało się. Za fl aszkę ponoć krzyczeli 2400 zł, a były niedawno po 150. Teraz połapać się w cenach to sztuka.

A, do drugiej w nocy umilały nam czas dziewczyny. Jedna córka sierżanta, druga ponoć pułkownika. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, a jaka kultura! Chłopaki nawet za bluzgi zaczęli przepraszać i to ci, po których bym się tego nie spodziewał. Znaczy, że jeszcze jesteśmy nor- malni, przynajmniej w większości, tylko to, co wokół się dzieje robi z nas niemal zwierzęta.

03.01.82r.

Mało tego, że odwilż, to jeszcze i alarm.

W tym tygodniu coś się powinno wyklarować. Może i w styczniu wyjdziemy. Zobaczymy, ale kiedy odwołają ten stan to nie wiadomo. W przeklętych czasach przyszło mi żyć. Czyż nie mogłem urodzić się 5 lat wcześniej albo z 10 później?

05.01.82r.

Mieliśmy jednak ósmego wyjść, ale znów coś im odbiło. Teraz pozostało liczyć na luty, trzeba czekać, aż młodzi złożą przysięgę.

Ostatnio do 100 w nocy przeprowadzaliśmy ciekawą dyskusję nt. przyszłości świata, pro- roctw itp. Była poruszana sprawa wiary, Boga, Polski i inne. Jest tu spora grupa takich, z którymi i na takie tematy można pogadać. Fajne to – część kompletnie nie kojarzy, o co chodzi.

12 tzn. 12 dni aresztu w zawieszeniu (np. na miesiąc, dwa)

13 Białe Niedźwiedzie – w wojskowym żargonie oznaczało to wysłanie do karnej jednostki w Orzyszu.

(15)

Ci grają w karty.

09.01.82r.

Dziś rano przed szóstą musiałem pryskać na posterunek przed ofi cerem, bo nie wysze- dłem. Chłopaki już się bali, że klapa, ale załatwiłem to z takim spokojem i tak bezczelnie, że głowa boli. Najpierw pogadałem z nimi na wartowni i siedziałem do ostatniej chwili, a potem zatrzymałem ich na trójce. Czasami sam siebie nienawidzę przez tę swoją „zimną krew”. Ale czy nie lepiej najpierw rozsądnie pomyśleć, a potem robić, a nie odwrotnie? Może dlatego do tej pory nie zmoczyłem tyłka. Oby było tak dalej (odpukać w niemalowane). Jutro chyba ktoś przyjedzie. Palę papierosy, że aż strach. Bardzo łatwo jest wrócić do nałogu, ale odzwyczaić się - trudno. Trzeba przestać, póki czas.

Gdyby dobrze poszło to wczoraj bylibyśmy w cywilu, a tak to znów... Nadzieja jest na koniec stycznia, początek lutego, a potem już wiosna.

12.01.82r.

W tym tygodniu ma być wiadomo, czy nas puszczą, czy zostaniemy jeszcze dłużej. Ile już takich tygodni było? Znów warta była przechlapana, bo rano zmoczyli tyłki. Nie wyszli na posterunki, a d-ca cwany albo dostał cynk i dupnął ich na wartowni. Białe Niedźwiedzie mają z głowy.

Miałem nie palić, a palę nałogowo, ale to już ostatnia paczka. Jutro chyba pójdę na pra- 14, bo mam zwolnienie tylko od wart.

14.01.82r.

Być może niedługo się rozstaniemy. Z niektórych jednostek podobno już wyszli. Do 20- tego czy 24-ego mają puścić wszystkich. Palić już nie palę – od wczoraj. Trzeba mieć jednak silną wolę.

Tak naprawdę to już mam dość nie tylko wojska, ale i tych kolegów. A pogoda dość fajna;

mrozek, ale słońce, ciepło – ogólnie mówiąc.

15.01.82r.

Za tydzień pojedzie się, jeśli nie do cywila to na urlop. Uporządkuję trochę spraw i rze- czy.

Gazet nie czytam, bo i tak codziennie od diabła zdrowia zjadają mi warty i idiotyczne gadki w radiu i telewizji, a jeśli już piszą, że Armia Andersa była zdrajcą narodu, a I DWP kontynu- owała chlubne tradycje polsko-radzieckiego braterstwa broni, to już w ogóle; albo ja jestem wariat, albo ktoś, albo usiłują zrobić ze mnie i nas, Polaków, wariatów. Jakie braterstwo bro- ni? Kiedy? W 39 r. chyba i za Piłsudskiego, o którym zresztą piszą same „czarne” rzeczy i to pewnie ci, którzy jeszcze nie tak dawno gotowi go byli wynieść pod niebiosa. Sprzedawczyki.

Ech, iść się wykąpać.

18.01.82r.

Może wyjdziemy. Jest szansa, że nie zabawimy tutaj dłużej niż 2 tygodnie, a najdłużej do połowy lutego. Spróbuję sobie coś takiego załatwić, żeby można było studiować, żeby można

14 Praca – zajęcia na terenie jednostki, często był to rozładunek wagonów, prace porządkowe itp.

(16)

było nawet zaocznie skończyć jakiś ciekawy kierunek. No, i angielski trzeba sobie przypo- mnieć.

Nerwowo już ledwie wytrzymuję, ale jeszcze dwie warty i pojadę do domu, a potem może jeszcze dwie i do cywila. Oby. Mam kilka ciekawych książek. Nie tylko „Trójkąt Bermudzki”, w którym znalazłem chyba ze trzy dosyć ciekawe hipotezy.

20.01.82r.

Coś się kręci z tym wyjściem. Na razie trzeba pomyśleć o urlopie.

Ze Sławkiem ostatnio doszliśmy do wniosku, że dosyć „łatwo” można uzyskać szybkość światła wprawiając ciało w ruch po okręgu. Tylko ta siła odśrodkowa... Promień miałby ok. 48 m przy ilości obrotów 1 mln/sek. Kolosalna liczba.

Wczoraj napisałem tekst o tym stanie wojennym do melodii z II wojny światowej. Złapa- łem też wczoraj ładną myszkę polną i mam ją tutaj. Jest bardzo fajna, ma straszny apetyt.

27.01.82r.

Może w lutym wyjdziemy. Jeszcze dwa tygodnie trzeba poczekać. Zobaczymy. Coś się rusza… Cieszy mnie Sejm. Myślałem, że będzie gorszy, czyli samo klaskanie, ale myślę, że od tego już się odzwyczailiśmy. To duży plus. Musimy jeszcze odzwyczaić się od innych rzeczy, a szczególnie rząd od tego, że ten ma rację, kto przy sterze i „czerwoni”. Byłem na urlopie.

Jakżeż ludzie klną na nich, i słusznie, bo co można powiedzieć o takim „działaniu” Polaka, któremu nie podoba się to, że na ścianie wisi krzyż. Należy uszanować Go choćby dla tradycji, a przede wszystkim uszanować uczucia ludzi. Tak było w FUD-zie. Kazał Go zdjąć – sekretarz POP-u oczywiście. Powiedzieli mu, że jeśli komuś przeszkadza, to niech Go zdejmie, a nikomu z pracowników nie przeszkadzał. Mamy do czynienia ze zwyczajną ‘juntą’ wojskową. Czer- woni znów się rozpanoszyli, znów jest to, co dawniej, tak samo postępują, te same rzeczy się dzieją, co przed Sierpniem, taka sama polityka. Gdzież tu mowa o odnowie, o praworządno- ści? Ludzie mówią, że dawniej jak szef w pracy przemówił, pogadał z ludźmi to mimo wszystko chciało się wziąć do pracy i pracować, a teraz ludzie idą jak pod topór. Wiele razy słyszałem w ciągu tych trzech dni, że ludziom teraz do pracy nie chce się zaglądać.

Co nam da taka praca i polityka? Co nam da przymus? Zdzisiek M. mówił, że po nowych cenach, wg nowych stawek z rekompensatą pensja wyszła mu niższa niż przedtem.

Jeśli miałbym natomiast mieszkać tak, jak dziewczyny w tym fudowskim hotelu - z dziec- kiem, mężem i tym wszystkim to w ogóle bym się nie chajtał. Pokoik 2x3m to dopiero są warun- ki! Tak jest u nas, w Polsce, kraju nowoczesnym przecież. Oboje mają średnie wykształcenie, pracują już po 3 lata a mają… stół i dwa krzesła. To jest ich, no, i dziecko też. To są efekty rządów socjalistycznych. Tak wygląda socjalizm. Kto chce go zobaczyć, niech przyjedzie do nas. Wszystko dla człowieka (głód, cierpienia, prześladowania za to, że ktoś chciał dobrze, ubóstwo, niesprawiedliwość i ciągłe obiecanki, w które nikt nie wierzy, ale dla tych, co chcą to zmienić, jest lekarstwo – krata albo lufa karabinu. Kiedyż to się skończy, kiedyż młode małżeń- stwo po tych 12. miesiącach będzie mogło się wprowadzić do własnego mieszkania?

A poza tym? Zawsze się dziwiłem, jak można mówić godzinę o niczym, a przekonałem się, że można trzy godziny mówić o kartofl ach w zupie. Oczywiście – dziewczyny to potrafi ą. Ale skoro my tutaj godzinami możemy dyskutować o czymś, co może w ogóle nie istnieje, i to o mało nie pomagając sobie rękami, to cóż w tym dziwnego?

(17)

30.01.82r.

Wyjście w lutym stoi pod znakiem zapytania. Napisałem trzy listy. Teraz mam trochę cza- su. Trochę poczytałem, można by było popisać o tym tutaj „cyrku” szerzej, ale brak zeszytów, nie ma w czym. Miałem przywieźć sobie z domu, myślałem, że kupię po drodze, a tu nic. A chyba nawet najśmielszy umysł czegoś takiego, co tutaj się dzieje, nie mógłby wymyślić. Są już podobno jakieś ankiety dla nas. Jedno z pytań to ponoć: czy chciałbyś zostać w wojsku...!!!

W poniedziałek jednak pójdę do lekarza. Wczoraj na warcie znów gwizdnęli mi pastę do zębów, pędzelek do golenia i pół orzełka z czapki. Cyrk. Niech wreszcie powiedzą konkretną datę wyjścia. Cóż, może na Wielkanoc będę w domu.

Muszę zdobyć jakiś zeszyt, bo nie ma w czym pisać.

02.02.82r, Jestem na zwolnieniu do jutra, a pojutrze pójdę chyba znów do lekarza. Dziś ładnie ktoś chłopaków podpieprzył. Władowali się sześciu za picie; kucharze i dwóch od nas. Właściwie to dobrze, bo już było za dużo tego. Mało im raz, drugi, to mają lepiej. Nie powinni ryzykować.

Za dużo już się rzucali i pozwalali sobie.

Przydałoby się wziąć za matematykę. Wszystko prawie zapomniałem.

04.02.82r.

Może jednak wyjdziemy. Robią podobno wywiady środowiskowe tak w cywilu, jak i w wojsku. Zobaczymy, co z tego będzie. Ankietę wypełniłem dość śmiało i ryzykownie. Chodzą słuchy, że za dwa tygodnie odwołają stan wojenny, a nasze dni tutaj są policzone. Ileż to się już ciągnie?

Dziś poszedłem do lekarza bardziej chory niż poprzednio, ale nie dał się nabrać. W związ- ku z tym już jestem zdrowy. Przeczytałem dwie książki na tematy tzw. trudne, problemowe.

Naszych autorów nie warto czytać, a przekładów jest naprawdę mało. W naszych nic nowego wyczytać nie można, opierają się tylko na innych dziełach, w dodatku wnioski, jakie wyciągają są bardzo pochopne i nieprzemyślane. Oczywiście, są wyjątki, ale rzadkie wyjątki.

05.02.82r.

W ciągu trzech ostatnich nocy miałem trzy ciekawe sny. Otóż śniło mi się, że jestem w USA, w domu jakiegoś krewnego. Drugiego snu dokładnie nie pamiętam, a ostatni? Podróż karetą z moim Skarbem, który mi pomaga zachować resztki normalności, ale była tam i jej sio- stra, i mój ojciec, i bracia... Oby nie był to jakiś nieprzewidziany orszak weselny. Z tym jeszcze musimy poczekać, choćby z pół roku.

Dziś do cywila wyszedł Jurek. Miał szczęście. Ten notes to od niego.

Może pojadę na Kombi i Exodus, jeśli w przyszłym tygodniu nie wyjdziemy. Ciekawych rzeczy dowiedziałem się o swoich szefach. Od żony majora. Ładne z nich gagatki, a szcze- gólnie ten czysty jak szklanka chorąży. Syn boi się wracać do domu gdy dostanie czwórkę w szkole. Żona też się skarży…

Jeśli mi wystarczy w życiu czasu to się zajmę kilkoma problemami z historii starożytnej bo są to bardzo ciekawe rzeczy, tylko już teraz boję się, że nie wystarczy, a przecież planów jeszcze przybędzie..

(18)

08.02.82r.

Fatalna warta. Jakież jest to polskie wojsko. Pułkownicy nie mają pojęcia o regulami- nach, a chcą nas uczyć. My mamy rację, a oni władzę. Tak samo, jak teraz w Polsce, ale kiedyż u nas władzę mieli ci, którzy mieli rację? Parę takich momentów w historii mieliśmy, były to okresy świetności. Zobaczymy, co przyniesie ten tydzień. Będę sporo czytał, jak i w ubiegłym.

„Z powrotem na ziemię” to nędzna książka. Dużo rzeczy, których nie można wytłumaczyć jest pominięte, a powinno być o nich wspomniane. Jest pełna zajadłości, zaciekłości skierowanej przeciw Dänikenowi. Nie popieram Dänikena. Pisze trochę „pod sensację” i źródła, z których korzystał, są niezbyt pewne i precyzyjne, ale ci, co napisali „Z powrotem na ziemię” są o wiele bardziej śmieszni i niegodni zaufania.

Zaczyna się wiosna. Śniegu nie ma. Trzeba iść do biblioteki. Chyba poczytam Lenina (zwariowałem?). Nie. W myśl zasady: „Chcąc zniszczyć wroga zostań jego przyjacielem” – będę potem osłabiał „czerwonych”, bo przecież oni tego nie znają.

10.02.82r.

Próbowali z nami wczoraj rozmawiać z pozycji siły, ale szybko zaniechali tego sposobu gdy zobaczyli, że nas nie przestraszą. Zyskaliśmy to, że 50% będzie mogło jechać na przepust- ki, 4-5. „od służby do służby” i jeden na 48. Wyjścia w lutym nie obiecują, ale sami guzik wie- dzą. Przedwczoraj była w sztabie WOW-u15 czy MON-u narada na nasz temat. Mamy pewne informacje. Ciekawe, co tam uradzili, w każdym bądź razie, jeśli chcieli nas „uchować” od Solidarności, zachować dla siebie, to zrobili wielki błąd.

Naszym przyjacielem są teraz USA i ich „kumple”. Dzięki nim może być szybciej odwoła- ny stan wojenny, a nas mogą szybciej puścić.

Wczoraj wygrałem ok. 1000 zł. Nareszcie coś do przodu.

11.02.82r.

List z domu. Ojcu spadło drzewo na stopę. Chciałbym jechać w sobotę, ale chyba nie da rady. Myślę, że będzie wszystko w porządku.

12.02.82r.

Znów wieść głosi, że do końca marca nie wyjdziemy na pewno, ale druga, że wyjdziemy we… wtorek. Jutro przyjedzie Mirek. Powinien wiedzieć coś konkretnego. Ma wtyczki w szta- bie WOW-u.

Dzisiaj też cyrk. Przyszedł ofi cer parku. Wiedzieliśmy, że jest na kompanii, w sali obok, ale nikomu nie chciało się nawet zgasić papierosa, nie mówiąc już o schowaniu popielniczki.

Za karę jutro rano kazał nam sprzątać rejon, ale że chciał pograć w tenisa (tylko pod tym wa- runkiem, że jeśli przegra to nie sprzątamy) Efekt był taki, że Żur dołożył mu w dwóch setach.

Szeregowiec z ofi cerem grają o rejony. To nawet dobre.

14.02.82r.

Jeszcze w styczniu myślałem, że dzisiejszy dzień spędzę w domu, w cywilu, ale nie. Dziś myślę, że Wielkanoc spędzę w cywilu. Jedni mówią, że stan wojenny ma trwać 3 lata. „Soli- darność” pisze „zima wasza – wiosna nasza”. Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale może wreszcie coś wyjdzie. Jeszcze nie tak dawno krzyczeli, że „Solidarność”, że przez nich chleb na kartki

15 WOW – Warszawki Okręg Wojskowy

(19)

trzeba będzie wprowadzić, że to wstyd dla narodu, a teraz co? Solidarności nie ma, a chleb i tak na kartki. I czyja to wina?

Władza w Polsce stoi na straconych pozycjach. Wszystkie jej posunięcia, a szczególnie

„grudzień” pchają ją do dna. Nie ma i nie będzie mieć zaufania i poparcia narodu. To nie jest nasza władza, to już jest junta, która wypowiedziała wojnę własnemu narodowi. Polacy!

Została Wam wypowiedziana wojna. Co Wy na to?

Zobaczymy. Myślę, że teraz opozycja się nie pomyli i odradzał bym jej „wyskok” w tym roku. Za wcześnie, tak jak Solidarność. Za wcześnie. To trzeba zorganizować, a póki co – są pokojowe sposoby osłabiania władzy i to często skuteczniejsze od karabinów i kul. Przede wszystkim opozycja musi pozyskać sobie wojsko. Bez tego przewrót jest raczej niemożliwy, bo jeśli wojsko będzie przeciw nim… A w wojsku jest brak zgrania. Jednocześnie z tego samego powodu – z braku poczucia jedności – trudno tym wojskiem jest dowodzić. Polityka „szczucia”

przyniosła co trzeba. Mamy ludzi bezwartościowych, i, co gorsza, każdy liczy na „chapane”, na kogoś, na „nich”, a sam czeka na gotowe.

A teraz pewna jedna scenka. Żołnierz na urlopie. Starsze facetki i młodsze. Biuro. Roz- mowa i jedna pyta:

- A pan długo w wojsku?

- O, już trzeci rok.

- E, po panu to w ogóle nie znać.

- Dlaczego?

- Bo pan jeszcze całkiem nie zgłupiał.

To jest autentyczne zdanie z autentycznej rozmowy sprzed trzech dni. To jest zdanie cywi- lów o wojsku. „Myśli” Lenina są bardzo niedzisiejsze, krótkowzroczne, zacofane. I na tym ma się opierać nasz ustrój, a partia ma być awangardą? A idźcie wy wszyscy... albo nie - wszyst- kim czerwonym radziłbym poczytać sobie Lenina, jego założenia… niech zobaczą za czym i za czym stoją.

Jednak jadę na koncert.

15.02.82r.

Jeśli wyjdziemy na Wielkanoc to będzie dobrze, ale powinni nas puścić.

Zaczyna wychodzić „Zarzewie”. Wczoraj byłem na tym koncercie. Bardzo dobrze wypadł

„Mech”, a Exodus po prostu „dał dupy” – jak to się mówi.

23.02.82r.

Pojechałem w środę, w cywilkach. Ceny mnie zaskoczyły. Sprzęt muzyczny trzy razy zdro- żał. Sporo rzeczy zrobiłem. Najpierw rozdzielacz, potem wzmacniacz, a potem zrobiłem porzą- dek z tą 100-tką. Dobrze, że jest trochę tego sprzętu. Dziś zespół założyć to można zwątpić.

Dostałem list od Wieśki… Chce ze mną chodzić. Bardziej bym się cieszył, gdybym nigdy tego listu nie dostał, ale skoro tak… Muszę do niej jechać i porozmawiać. Zorientować się, co i jak. Uff, szkoda, że tak jest. Gdybym cały czas był w Biskupcu, może byłoby „jaśniej”, a tak…

Ale sam sobie tego piwa nawarzyłem, jak Jaruzelski, tylko jak teraz z tego wyjść?

26.02.82r.

Podobno w Modlinie jest już rozkaz, że do 15-tego wychodzimy. To samo mówił kierowca generała jakiegoś tam trzygwiazdkowego, ale tyle już tych rozkazów było. W każdym bądź razie nie uwierzę, dokąd nie będę za bramą.

(20)

Wczoraj szef chciał mnie zaprowadzić do raportu. Pokłóciliśmy się na temat znajomości regulaminów. Jeśli dowódca warty puszcza biegiem zmianę z załadowaną bronią pod tablicę, jeśli zmiana idzie z jednej strony, a on nocą podchodzi wartownika z drugiej i jeszcze bez la- tarki chce iść dalej, to tylko strzelić mu w łeb i sprawa rozwiązana. Tymczasem szef uważa, że skoro dowódca ma takie życzenie, to trzeba wykonać. Żur powiedział, że uczono go w szkole, iż głupich rozkazów się nie wykonuje. Szef się upierał, że przecież żołnierz zawodowy ponosi odpowiedzialność za wydany rozkaz, więc ja mu dałem przykład: jeśli każe mi strzelić sobie w łeb, to ja mam to wykonać, bo to jest na jego odpowiedzialność... To on: Do raportu posta- wię!

03.03.82r.

Wczoraj było ciepło, a mimo to przeziębiłem się. Mam zwolnienie, ale na wartę trzeba iść.

Mam gorączkę, katar itp.

Trzeba będzie chyba grać w ligę, angielską oczywiście. Może się nie przegra. Teraz po wypłacie będę miał piątkę. Trzeba Krzyśkowi przypomnieć, że jest mi 1000 winien, bo może zapomniał. Sławek ma mi przywieźć dobre książki z zakresu elektroniki. W kiosku pełno…

szamponów. Naprodukowali wcześniej, ale nie dawali. Wszystko szło do magazynów, a teraz gdy, 3-krotnie podrożały stoją w sklepach. W większości na tym chyba będzie polegać nasza

„reforma” i „wyjście”. Niektóre posunięcia rządu można tak przejrzeć jak kryształ. Wystarczy pomyśleć logicznie. Cały czas jest to lecenie w bambo ze społeczeństwem. A co nam dał stan wojenny – to wystarczy spojrzeć w statystyki i porównać ten rok z ubiegłym.

Podobno garstkami puszczają, ale jeśli wyjdę na święta to będę zadowolony.

04.03.82r.

Czuję się nie najlepiej. Dobrze, że jest dobra warta. W nocy 4 godziny grzałem się na piecu, 7. na wartowni, teraz też się poleży albo i pośpi, i do jutra powinno minąć to przezię- bienie.

Mogę wyjść do cywila! Jeśli tylko przyniosę zaświadczenie, że będę zdawał na uczelnię.

Nie korzystałem i nie chcę korzystać z pomocy wojska i tych „dodatkowych” punktów. Takie poplecznictwo nic dobrego nie wróży. Kiedyś powiedzą, że dzięki LWP mogłem studiować.

Wojsku zawdzięczam tylko 30 (na razie) zmarnowanych najpiękniejszych miesięcy życia - i to wszystko. Jeśli by się udało złapać pracę w szkole i gdyby na to wypuścili, to byłoby klawo.

Głupstwo wielkie zrobiłem w ubiegłym roku. Teraz uczyłbym w szkole, może pociągnął studia zaoczne, bo trzeba coś skończyć. Pomaturalna to trochę za mało, takie nie wiadomo co. A teraz bez papierka nic nie zrobi. Liczy się papier a nie wiedza i umiejętności. Cóż, trzeba łyknąć

„madroxin”16 i pomyśleć nad tym.

Dobrze, że znieśli konieczność uzyskiwania zezwoleń na przekraczanie granic woje- wództw. Gdzieś tam na południu podobno wychodzą. Jeden widział chłopaków z chustami

„jesień 79-81”. Tak, teraz po dwóch latach mogę dopiero powiedzieć, że się przyzwyczaiłem do wojska, ale odzwyczaję się od niego w ciągu kilku dni.

Mam jednak dużą gorączkę. Kto wie, czy jutro nie trzeba będzie znów iść do lekarza.

16 dostępny wówczas lek przeciw grypie itp., dość mocny – jak pamiętam – stawiający szybko na nogi.

(21)

06.03.82r.

Już jest nieźle. Trochę jeszcze mam katar i kaszlę, ale to fraszka. Wczoraj „pociągnąłem”

półtora tysiąca. Dziś też z 500 do przodu byłem, ale raz głupio zagrałem i umoczyłem. Cóż, czasami trzeba „dać się odegrać”.

Wysłałem listy i karty z życzeniami. Nie do wszystkich, co prawda, ale dobrze, że i tyle papieru skołowałem. Aha, w „Sztandarze” był dobry artykuł o nazistach ze Stargardu. Tak.

To jest rzeczywiście zastanawiające. Młodzi ludzie, zdolni, aktywni działacze propartyjni, pro- rządowi na co dzień. Szkoła, otoczenie – wszystko jak najbardziej przykładne, ojciec stary

„czerwoniak” i co? Syn – faszysta. Pytanie - dlaczego? Właśnie dlatego!

Istnieje coś takiego, jak granica ludzkiej wytrzymałości, zwyczajny przesyt. Ileż kitu moż- na przyjąć? Może rząd i partia nie miałyby tylu wrogów gdyby nie ten przesyt, to wciskanie, wmawianie bzdurnych rzeczy, o których wszyscy wiedzą, że są absurdem (na czele z tymi, którzy je głoszą).

08.03.82r.

Jutro ma przyjść polityczny jednostki. Ciekawe, czy coś powie konkretnego na nasz temat.

Podobno niektóre jednostki wychodzą, powoli, po jednej puszczają. Może coś się ruszy.

10.03.82r., 900. Wczoraj przyszedłem do kiosku i wydałem 300 złotych nie wiadomo na co. Szampon, krem, baterie. Tak, nasza reforma polega na tym, że sprzedajemy to, co wyprodukowaliśmy rok temu, ale po nowych cenach. Wieczorem w beta odegrałem tę forsę.

Pająkowi w łaźni zginęło 2600 z kieszeni bluzy. Wyfrunąć stamtąd nie mogły w żadnym wypadku zwłaszcza, że kieszeń była zamknięta. Podejrzanych było pięciu. Gdybym miał głup- szą głowę to dałbym ją sobie odciąć, że to Łysy. Tylko on z tych wszystkich wiedział, gdzie Pająk ma forsę, i wyszedł z łaźni sporo wcześniej od niego. A przy tym miał masę karcianych długów. Chyba domyśla się, że o tym wiemy.

Polityczny wczoraj plótł same głupstwa. Nic nie ma. W innych jednostkach mają talony, albo cywilne ciuchy, a oni tutaj o czymś takim nie słyszeli. Mają dać jakieś papierki do pracy.

Z tej gadki wynikało, że w marcu wyjdziemy, ale my mamy swoje źródła, lepsze. Generał ze SG [Sztabu Generalnego] mówił, że marzec i obiecał nawet podać termin wyjścia. Prawdo- podobnie 15-20 marca.

Od Wieśki dostałem list i zaraz odpisałem. Ma niestały charakter, trudna do zrozumienia, nieuporządkowana, trochę dziecinna. Z drugiej strony raczej prostolinijna, bez wybujałej fan- tazji, prawdomówna i skromna.

Śniło mi się, że kupuję cywilki: spodnie, buty, koszule i w ogóle – chyba w tym miesiącu mundur zrzucę i wrócę, tylko do kogo? Do której? Do Wieśki muszę jednak jechać... ale może wszystko samo się rozstrzygnąć. W każdym razie o żadnym dziecku nigdy nie powiem i nie pomyślę, że jest niepotrzebne.

Wczoraj polityczny mówił o tych opozycyjnych grupach młodzieżowych, że chcą też być bohaterami, walczyć jak ich ojcowie, że się nasłuchali, że naoglądali… A kto karmił dzieci od najmłodszych lat „pancernymi”, „Klosem” i innymi fi lmami, szczególnie ostatnio? Pokazu- jemy im, jak pięknie się strzela, jak pięknie się zabija, niszczy, jak pięknie rozsypują się domy, jak pięknie wszystko wylatuje w powietrze. To jest barbarzyństwo. Do kogo mamy pretensję?

Dziecko, które jeszcze nie potrafi pisać „a” – bawi się w wojnę, w jeńców, zabijanie, wiesza- nie – oto skutki wychowania przez dorosłych i przez rządy. Cóż, taki będzie świat, jakie jego

(22)

młodzieży chowanie.

1500 Niespodziewanie miałem dziś odwiedziny. Przyjechał Sławek. Tak właściwie to wpadł tyl- ko, bo przyjechał do Warszawy. Orientuje się nieźle. Sam jeździ do Warszawy i załatwia różne sprawy chłopakom do sprzętu, a przecież jeszcze do podstawówki biega. Za wesela biorą teraz po 20 patyków. W tę sobotę robią próbę, ale raczej mnie nie będzie. Trzeba myśleć, żeby na wesele puścili, bo kasa potrzebna.

Podobno wypuścili już „stalową”17 wiosnę. Doprawdy cyrk. Muszę się zorientować, ile mam urlopu i czy mam w ogóle.

11.03.82r.

Z wyjściem znów cicho. Trudno, poczekamy do następnego tygodnia, który miał być tym tygodniem wyjścia. Dziś znów mi się śniło, że wypuścili nas we wtorek.

Skreśliłem trzy kupony angielskiej ligi. Może coś się trafi . Trzeba obejrzeć dziś „Sondę”, bo to teraz w telewizji najciekawsze. Mam dwie możliwe książki, takie „do główkowania”.

12.03.82r.

Dwa dni temu jeszcze o niczym nie wiedzieli, a dziś o 700 rezerwa musiała podać rozmiary ubrań, bo o 750 musieli już oddać. Jednak ruszyło ich. Stąd wniosek, że dostaniemy ubrania, a nie talony. Trochę szkoda, bo pewnie guzik co dadzą możliwego, ale w dzisiejszych czasach dobre i to.

Kurtka zimowa mi niepotrzebna, zwłaszcza teraz, ale przecież im nie zostawię, choć mam dwie. „Sonda” wczoraj była bardzo słaba. Lipa. Do teatru nie chce mi się jechać, ale co mam robić? „Szczęki II” to jeszcze gorsze. Wolę zobaczyć tę rewię. Żałuję, że nie byłem na koncer- cie TSA.

14.03.82r.

Połowę marca z głowy. Do świąt wyjdziemy na pewno, chyba żeby zaszły jakieś „nieprze- widziane” okoliczności, ale myślę, że nie będą nas dłużej trzymać. Mają nas już dosyć. U nas tego nie widać, ale w pułkach, w jednostkach z prawdziwego zdarzenia, trzeci rocznik daje się nieźle we znaki. Cóż, może i był czas, kiedy byliśmy potrzebni. Wśród młodych były wypadki, a starzy - wiadomo, ale ten czas już minął.

Jaruzelski zrobił taki „pokojowy” zamach stanu. Niby współpraca z rządem cywilnym, pomoc, a teraz w miesiącu zwalnia się, oczywiście „na własną prośbę” prawie, 100 wysokich urzędników i na ich miejsce wsadza się generałów, którzy nie mają pojęcia o rządzeniu w cywi- lu. Lepsze zaopatrzenie – owszem, ale przyjrzyjmy się, kiedy były wyprodukowane te artykuły, które dziś trafi ają na rynek: 80 i 81-szy rok. Wtedy była Solidarność i był kryzys, a teraz jest WRON-a i wszystko mamy.

Pozostało trzy tygodnie do świąt. Na przepustkę pojadę chyba w czwartek. W środę mają być ubrania. Garniturów nie będzie, ale buty, spodnie, koszule, kurtki… Zobaczymy. Zaraz potem trzeba jechać do domu i wziąć to. Kurtka mi niepotrzebna przecież, ale reszta, przyda się. Spodnie na bazarze kupię - jeśli będą poniżej trzech tysięcy.

Dobrze napisałem w liście do domu w ”pierwszy dzień wojny”:- Jeśli wyjdę na Wielka-

17 stalowi – od koloru mundurów.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak twierdzi archeolog Maciej Szyszka z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, który przyczynił się do odkrycia owej piwnicy, pierwotnie budowla ta była jadalnią i kuchnią, w

Profesor Krzysztof Simon, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, przyznaje, że młodzi ludzie w stolicy województwa

nieszczęśliwą minę, że obelgi więzną mi w gardle. I im dłużej doktor Dusseldorf milczy ze swoją zmartwioną miną, tym bardziej ja czuję się

J.W.: Nie obawia się pani, że w związku z tym, że mówi się o oddłużaniu, szpitale przetrenowanym już sposobem zaczną się teraz zadłużać.. E.K.: Nie, bo jest graniczna data:

Nauczyciel zapisuje tekst na tablicy, zostawiając puste luki w miejscu, gdzie należy wstawić partykułę nie (załącznik 3). Ludwiczak, Żubr żuł żuchwą żurawinę…

prowadzona będzie na terenie Publicznej Szkoły Podstawowej w Jasieniu zbiórka artykułów spożywczych, które przekazane zostaną do Caritas Parafii Wniebowzięcia NMP

Załącznik nr 2 – schemat dla nauczyciela – Czym bracia Lwie Serce zasłużyli sobie na miano człowieka. walczą o

Na nasz widok ich twarze się rozpromieniają, a ja uśmiecham się jeszcze szerzej.. – O trzynastej przyjeżdżają nowi goście. – Grace spoj- rzała na mnie, wsiadając