• Nie Znaleziono Wyników

JSfe. 4 4 (1638). W a rs z a w a , dnia 2 listopada

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "JSfe. 4 4 (1638). W a rs z a w a , dnia 2 listopada "

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSfe. 4 4 (1638). W a rs z a w a , dnia 2 listopada

1913

r. Tom X X X II.

Z

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A JSfe. 37. T elefon u 83-14.

M A R C E L I B E R T H E L O T .

Od n a jw c ze śn ie jszy c h la t życia p o z n a ­ j e m y im iona i dzieje bogów greckich, rzy m sk ic h , n a w e t in d y jsk ich , k sią ż ą t i wodzów w sz y s tk ic h czasów i ludów, -wielkich a rty s tó w , ale i w ielk ich z b ro d ­ niarzy, n a w e t zdrajców. Najm niej nas obchodzą im iona uczonych, a dzieje roz­

w oju ich u m ysłów , dzieje ich zasłu g dla cyw ilizacyi w m nie m a niu pow szeęhnem są do stę p n e c h y b a dla specyalistów , za­

k lę ty c h w ciasn em kole tej samej gałęzi wiedzy, w k tó re j d any uczony odznaczył się w edług s ą d u sw y c h kolegów. Niema zaś, w prze k o n a n iu ogółu, żadnej w ą tp li­

wości, że człowiek, k t ó r y „szkiełku m ę d r ­ ca" dał p ie rw sz e ń stw o przed n a tc h n i e ­ niam i serca, nie może b y ć wzorem cnot lud zkich lub o b y w atelsk ich .

I n te lig e n t polski oprócz pow yższych m a jeszcze j e d n ę w ażn ą przeszkodę do z najom ienia się z ż y w ota m i n au k o w e m i wielkich ludzi w spółczesnych. Oto n a u ­ kowość nasza j e s t pod ta k przem ożnym w pływ em uczoności niem ieckiej, że nie- ty lko p rze jm u je jej cechy zasadnicze,

lecz n a w e t u le g a przy p a d k o w y m form om i kierunkom , k tó re poza g ra n ic a m i pań ­ s tw a niem ieckiego m ogą nie mieć zna­

czenia. Dzisiaj w Niemczech rządzi s z ty ­ w n a b iu ro k ra ty c z n a form uła p r u s k a i ona to sprawia, że uczony, n aró w n i z każdym in n y m m ieszkańcem kraju, ma s c h e m a ­ tycznie w y tk n i ę t ą k a r y e r ę bez możności zboczenia z przewidzianej drogi. P o n ie ­ waż zaś w prze k o n a n iu ogromnej w ię k ­ szości naszych współczesnych ludzi n a u ­ k o w ych (m ów ią o p rzy ro d n ik ac h i te c h ­ n ik ach) n a u k a kończy się właśnie n a g r a ­ nicy c e s a r s tw a niem ieckiego, a w szystko, co dzieje się poza t ą granicą, może być ry cz a łte m u z n a n e za ą u a n tite nógligeable, więc nic dziwnego, że im iona w y b itn y c h n a w e t koryfeuszów n a u k i angielskiej, fran cusk iej, włoskiej i t. d. są u n a s mało s p opularyzow ane i w sa m y c h kołach n a u ­ kow ych.

Niemożna też zaprzeczyć, że pokolenie nasze od s tr o n y duchow ej w y g lą d a tak, ja k g d y b y wśród niego nie było m iejsca na ludzi, j a k dawniej nazyw ano, „wiel- k i c h “. Cóż zaś m ogą nas obchodzić koleje życia człowieka, k tó ry dokonał choćby najw ażniejszego dzieła naukow ego, jeżeli ten człowiek, k o rz y s ta ją c z w rodzonych

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ". PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W W a rs z a w ie : r o c z n ie r b . 8 , k w a rta ln ie r b . 2 . W R edakcyi „ W s z e c h św ia ta " i we w sz y stk ic h k się g a r- przesyłką pocztową ro c z n ie r b . 10, p ó łr. r b . 5. i n ia c h w k raju i za g ra n ic ą .

(2)

690 W SZECHSW IAT JMa 4 4 . zdolności i w a r u n k ó w s p rz y ja ją c y c h , d o ­

szedł do w p r a w y w p r a k t y k o w a n i u p e ­ w n y c h c zynności sp e c y a ln y c h j a k d obry rzem ieślnik, a potem , n ie m a rn u ją c sił na żadne zajęcia poboczne, j a k d o bry u r z ę d ­ n ik odrobił to, co leżało w zakresie je g o z a dań . To, do czego doszedł, może nas in te re s o w a ć w n a jw y ż sz y m sto pniu, ale w ła s n a je g o osoba j e s t n am obojętna.

N asze pokolenie tak zupełnie p rzy w y k ło do podobnego obrazu, że ze zdu m ien iem słucha, g d y m ów ią mu, że oprócz s k r o ­ j o n y c h na n ie m ie c k ą m odę w sp ó łczesn ą u rz ę d n ik ó w służby na u k o w e j istnieli lub is tn ie ją ludzie, k tó rz y tę służbę ro zu ­ m ie ją j a k o k a p ła ń s tw o p rze d ołtarzem p raw d y , a j e d n o c z e ś n ie —ja k o obowiązek w z g lę d em ludzkości i ojczyzny.

P o d w p ły w e m m yśli p o d o b n y c h z d a ­ wało się nam, że c z y te ln ik o m W s z e c h ­ ś w ia ta o d d a m y p rzy słu gę , s tr e s z c z a ją c w g łó w n y c h p u n k t a c h o b sz ern y życiorys B e rth e lo ta , n a p is a n y przez d łu g ole tnie g o ś w ia d k a j e g o czynów i t o w a rz y s z a p r a ­ cy, E m ila J u n g fle is c h a 1). Z n a k o m ity t e n uczony i p a t r y o t a fra n c u s k i, o g ła s z a ­ j ą c s tu d y u m o sw ym m is trz u w o rg an ie che m ik ó w fra n c u sk ic h , rozum iał, że za­

s łu g ch e m icz n y c h B e r th e lo ta nie m a po­

trz e b y p rzy po m inać ty m , k tó rz y j e z n a ją i cenić um ieją. Z re sz tą w y c z e rp a ć udział B e r th e l o ta w rozw oju chem ii byłoby z a ­ dan iem przechodzącem siły jed n e g o czło­

wieka, g dy ż n ie m a gałęzi tej n a u k i, w k tó rej by 0 11 nie p o z o s ta w ił donio słych śladów swej tw órczości. W ciągu n ie ­ mal 60-letniego swego zaw o d u B e rth e lo t z a b ie ra ł głos t a k często, że lis ta d r u k o ­ w a n y c h je g o p u b lik a c y j p rze n o si n i e p r a ­ w d o p o d o b n ą liczbę o ś m iu s e t n u m eró w . T em w ięk sze a pełne czci z d u m ie n ie b u ­ dzi obraz w s z e c h str o n n e j d z iałaln o ści t e ­ go nad lu d zk ą m ia rę n ie s tru d z o n e g o u m y ­ słu, n a k re ś lo n y przez p. J u n g ll e is ć h a z ró w n e m z n a w s tw e m j a k p ie ty z m e m dla m istrza.

»}•

* #

*) M arcellin B erthelot, p a r E. Juugfleisch.

B ulletin de la Societe chim iąue de France. L u ­ ty , I‘J13 r.

P io tr E u g e n iu sz Marceli B e rth e lo t u j ­ rzał św ia tło dzienne w P a ry ż u 25 p a ź ­ d z ie rn ik a 1827 r. ja k o syn J a k ó b a M ar­

cina B e rth e lo ta , le k a r z a w je d n e j z u b o ­ gich a g ęsto zalu dniony ch wówczas dziel­

nic m iasta. W z r a s ta j ą c wśród k o c h a ją ­ cej go b ardzo rodziny, nie miał, j a k sam to we w spo m n ie n ia ch swoich zaznacza, d z ie c iń stw a ja s n e g o i bez troski: był s ł a ­ bow ity, niespokojne rew o lu c y jn e czasy rzą d ó w L u d w ik a Filipa s tr a s z y ły jeg o w yo b ra ź n ię dziecinn ą k r w a w e m i scenam i, w cześnie też, bo, m ając zaledwie la t dzie­

sięć, dośw iadczał lę k u przed p rzyszłością i to uczucie pozostało m u n azaw sze. We w stę p ie do w y d a n ia swej k o resp ond ency i z R e n a n e m t a k o tem pisze: „N igdy nie ufałem życiu całkowicie: z b y t wiele z a ­ w ie ra ono niepew n ości i możliwości nie do pow etow ania. S tą d uczucie s m u t k u i niepo ko ju, k tó re nie opuszczało mnie wr ż a d n y c h okolicznościach życia, a było żyw sze w młodości, poniew aż w te d y nie z n a łe m jeszcze tej pogody, j a k ą daje p e r s p e k t y w a coraz bliższego końca w szel­

kiej rad ości i w szelkiego sm u tk u " . Gdy p rzy sz e d ł czas rozpoczęcia n auki, młody B e r th e lo t poszedł n a jp ie rw do szkółki e le m e n ta rn e j m iejskiej. Sposobowi, w j a ­ ki go ta m uczono, zawdzięczał późniejsze p rz y z w y c z a je n ie do s z y b k ic h m etod l i ­ czenia pam ięciowego, k tó ry c h używał, g d y trz e b a było oznaczyć r e z u l ta t y liczbowe d ośw ia d cz e ń n a u k o w y c h . Po szkółce ele­

m e n ta rn e j nastąp iło Kolegium H e n ry k a IV. T u B e r th e lo t rozpoczął g ru n to w n e i ś w ie tn e s tu d y a klasyczne, t u dał p o ­ z n a ć n a u c zy c ielo m sw e w y ją tk o w e zdol­

ności, tu z a b ły s n ą ł je g o um ysł, o tw a r t y dla n a jb a r d z ie j różnych um iejętności, zdolny do p r a c y usilnej i poważnie ju ż z a ję ty m y ślą o przyszłości n auk o w e j.

W t y c h czasach n a u k i ścisłe m iały w z a ­ k re s ie n a u c z a n ia średniego m iejsce d a le ­ ko s k ro m n ie js z e niż obecnie, to też B e r­

th e lo t w y k s z tałc ił się p r z e d e w s z y s tk ie m w k i e r u n k u lite ra c k im , h i s to r y c z n y m i fi­

lozoficznym. W s p o m in a sam, że brał

w sz y stk ie n a g ro d y za wiersze łacińskie

i pisał m nó stw o w ierszy fra n c u sk ic h .

W yższość je g o była w K olegium H e n r y ­

k a IV-go ogólnie u z n a n a , podziw iano

(3)

.N® 44 W SZECHSWIAT 691 w n im ogrom pracow itości, zm ysł w yna-

lasczy, zdolności logiczne, niezw yk łe g r a ­ nice pamięci, zręczność doświadczalną, łatw o ść przechodzenia od je d n e j dziedziny poszukiw ań do innej, pozornie z poprzed­

n ią niezw iązanej. N ietylko profesorowie, ale i koledzy widzieli w nim ju ż w tedy przyszłą sław ę n a u k o w ą . (Przem ówienie Pouąuógo n a obchodzie pięćdziesięciole­

cia B erthelota).

W r o k u 1846, m ając l a t 18, Berthelot, po szere g u try u m fó w szkolnych, o trz y ­ mał n a g ro d ę honorow ą z filozofii n a k o n ­ k u rsie pow sz e c h n y m liceów francuskich.

T akie w y k sz tałc en ie filozoficzno - litera c ­ kie miało głębokie znaczenie dla p rz y s z ­ łego wielkiego chem ika, sam cenił je też bardzo wysoko. Pisząc np. o Lavoisierze, w y raża się w ten sposób — a te słowa zdają się by ć przez niego do siebie sa­

mego skierow ane: „W szedł w życie, po­

s iadając k u ltu r ę klasyczną, k tó ra wprawr- dzie wielkich ludzi nie stw arza, ale za­

pew nia im tęgie w y k s z ta łc e n ie um ysłowe, n a w y k n ie n ie do p ra c y i łatw o ść pisania, p o trzebne zarów no dla m etodycznej cią ­ głości ich prac, j a k i dla rozpow szech­

niania ich idei". („La rćv o lu tio n chim iąue, L a v o isie r“). W Kolegium H e n ry k a IV B e rth e lo t znalazł ponadto środow isko w y ­ b itn y c h współuczniów, którzy w yw arli n a jeg o rozwój u m y sło w y w pływ bard zo znaczny, a później stali mu się kołem w ie rn y c h przyjaciół.

N ajlepszego j e d n a k z p ośród przyjaciół znalazł poza szkołą, choć jesz c ze do niej w te n c za s uczęszczał. Było to w l is t o p a ­ dzie 1845 r., B e rth e lo t miał la t 18 i m ie ­ szkał w p ew n ego ro d zaju intern acie, j a ­ k ic h wów czas było wiele. W ty m to in ­ ternacie, przeznaczonym je d y n ie dla u cz­

niów Kolegium H e n r y k a IV, obowiązki k o r e p e ty to r a objął E r n e s t Renan, młody również, 22-letni, poróżnio ny z kościołem, filozof. Pokoje m łodzieńców znajd ow ały się obok siebie i od chw ili pierw szej z n a ­ jomości, blizcy sąsiedzi s ta li się p r z y j a ­ ciółmi. Łączył ich je d n a k o w y zapał do nauki, rodzajem w y k s z ta łc e n ia je d n a k różnili się bardzo. W k ró tc e porozum ieli się ta k doskonale, że różnice w w y k s z t a ł ­ ceniu i u p o d o b aniach u m y sło w y c h sta ły

się im tylko bodźcem do dy sk u sy j, w k t ó ­ ry ch je d n a k o w a u obu żądza wiedzy czy­

stej coraz jaśn ie js z y m rozpalała się pło­

mieniem. Nocami rozpraw iali i p ra c o ­ wali z zapałem, dopełniając wzajem nie swoje braki. Kiedy zaś B e rth e lo t u k o ń ­ czył k u rs m a te m a ty k i specyalnej w Ko­

legium H e n r y k a IV i przeniósł się do oj­

ca, rozpoczęły się odwiedziny wieczorne.

Najczęściej B erthelo t przychodził do Re- nana, a po kilkugodzinnej rozmowie Re­

nan odprow adzał przyjaciela. Pon iew aż j e d n a k n ig d y nie mogli dokończyć roz­

m owy, więc po kilk a ra z y wracali t ą sa ­ m ą drogą, ta m i napow rót, pochłonięci i rozg orączk ow ani k w e s ty a m i n aukow e- mi. Na p unkcie po lityk i tylko nie mogli dojść do porozumienia: B erthelot, w ie rny zasadom ojca, był repu b lik an in e m , Re­

nan, skłaniał się k u w ładzy despotycz­

nej, k tó rą uw ażał za j e d y n ą wobec po­

wszechnego rozprzężenia w społeczeń­

s tw ie — oczywiście m arz y ł o despocie do­

broczynnym , w ykształcon ym , liberalnym i pełnym zalet u m ysło w ych. O przyjaźni swej z B e rth e lo te m R en an w y ra ż a się w sw yc h p a m ię tn ik a c h zawsze z n a jw ię k ­ s z y m zapaleni. „Węzeł głębokiego p r z y ­ wiązania, łączący nas — p ow iada — był z p ew nością z rodzaju n a jrz a d s z y c h i n a j ­ dziwniejszych. P r z y p a d e k zbliżył wr nas k u sobie dwie n a tu r y zasadniczo objek- ty w ne, chcę powiedzieć, w yzw olone o ile to tylko możliwe z tego wązkiego wiru, k tó ry w iększość św iadom ości czyni po- dobnem i do m ałej sam olubnej otchłani, n ib y pułapki m rów kolw a. N ie n a w y k li do p rz y g lą d a n ia się s a m y m sobie — bardzo mało p rzygląd aliśm y się j e d e n drugiem u.

P rz y ja ź ń na sza polegała na tem , że u c z y ­ liśm y się w zajem nie, że wobec t y c h s a ­ m ych przedm iotów wiedzy d o św iad cza­

liśm y jed n a k o w e g o i wspólnego b u rze n ia się um ysłu, wyw ołanego przez w y b itn e podobieństw o naszych organizacyj u m y ­ słow ych. Co zobaczyliśm y wspólnie, w y ­ dawało nam się ju ż pew 'nem “.

Z pośród rozpow szech nio nych wówczas

d o k try n filozoficznych, d o k try n a K anta,

zakre śla jąc a dla myśli g ra n ic e e k s p e r y ­

m entu, w y w a rła w p ływ przew ażający na

rozwój pojęć B e rth e lo ta i Renana. W i­

(4)

692 WSZECHSW IAT JMs 44 d ać to w w ielu m iejscach ich pism n a u ­

k ow y ch i w ich k o respo n den cy i. B e r th e ­ lot w y m ie n ia d w a d zieła K anta, które, j e g o zd aniem k ształciły ludzi je g o poko­

lenia: „ K r y ty k ę czysteg o Rozumu" i „Kry:

t y k ę R o z u m u p r a k ty c zn e g o " . (Science et lib rę pensee, str. 28). W dziełach p r z y ­ ja c ió ł widać też i w pływ , j a k i u m y s ły ich wzajem n a siebie w y w ie ra ły , w p ływ te n obaj w y ra ź n ie z a znaczają i to aż do ko ńca życia. R enan pow iada, że nieraz s p o ty k a ją c w sw y c h p rac a c h myśl, k tó rą w sp ó ln ie p rze d y s k u to w a li, p y t a ł sam sie­

bie, do kogo ona należy, t a k dalece t r u ­ dno m u było w t y m b lizkim zw iązku u m y sło w y m z przy ja cie le m odróżnić s w o ­ j e pom ysły od jego.

„ W sz y s tk o , co m ogłem pow iedzieć do­

brego o całości ś w i a t a —m ówi nareszcie, pochodziło od ciebie, sobie z a ch o w u ję udział w w y ć w ic z e n iu tw e g o z m y słu fi­

lozoficznego i nie p r a g n ę nić pon ad to".

B e r th e lo t ze swej s tro n y , s tw ie r d z a ją c zawsze różnice w p o jęciach zasadniczych, z n a jd u je podob ieństw o w j e d n a k o w e m u n ic h obu u k o c h a n iu dobra, sz tu k i i p ra w d y p o n a d w sz y stk o , w z a m iło w a ­ niu do samej isto ty rzeczy, po zb aw io n em najzu p ełniej wszelkiego egoizm u i oso­

b isteg o in te r e s u . Po śm ie rc i R e n a n a p i ­ sze, że m iał in n y ch przyjaciół, ale żaden nie b y ł m u t a k blizki i żaden, odchodząc, nie pozostaw ił po sobie dotkliw szej p u s t ­ ki w je g o ż y c iu indy w idualnem . Ta p r z y ­ ja ź ń la t w io se n n y ch , p rzy ja ź ń d w u m ło­

dych dusz g o rąc y c h , d w u u m y słó w c ie ­ k a w y c h i nieposp o lity ch p ozostała s k a r ­ bem całego życia. W imię je j B e r th e lo t m ógł p isać w w ie k u dojrzałym : „Żyłem w ie rny m a r z e n iu o spra w ie d liw ośc i i p r a ­ wdzie, k tó re p rzy św ie c a ło mojej m ło d o ­ ści".

W c ią g ły m zw iązku i n te le k tu a ln y m , R e na n i B e r th e l o t doszli do j e d n a k o w e g o praw ie sposo bu w id z e n ia rzeczy, ta k , że dzieła ich b y ły p rac ą obu, b y ły w w ielu m ie js c a c h ś w ia d o m e m o d tw o rze n iem ich n ie s k o ń c z o n y ch ro zp ra w n a u k o w y c h p i ­ śm ie n n y c h i u s tn y c h . Często bardzo, gdy B e r th e lo t był z a ję ty w swem laborato- r y u m ż m u d n ą p racą oznaczeń te rm o c h e - m icznych, R enan, m ie s z k a ją c y wów czas 1

w c h a ra k te r z e a d m in is tra to ra w Collćge de F ra n ce , przychodził do niego i rozpo­

c z y n ała się d łu g a rozm ow a filozoficzno- n a ukow a . D ośw iad czen ia B e rth e lo ta s t a ­ w a ły się w te d y n ieraz potężnym środ ­ kiem d y sk u s y jn y m , a ówczesny w spół­

p r a c o w n ik B e rth e lo ta L o u g u in in e —św ia­

d e k n ie m y lecz u w a ż n y ty c h uczonych rozm ów, ze z dum ieniem od najdow ał po­

tem ich odbicie, czy ta ją c „Dyalogi filozo­

ficzne" R enana, w y raźnie zresztą zależ­

ność s w ą od B e rth e lo ta zaznaczające. Re- m in is ce n c y e z posiedzeń lab o ra to ry jn y c h , o d b y w a ją c y c h się w różn ych czasach, m ożna rów nież odnaleźć w in n em dziele R enan a, m ianow icie w „Przyszłości n a u ­ ki" (L ’A v e n ir de la Science). Rzecz ta, n a p is a n a przez R en a n a w młodości je s z ­ cze, z ostała w y d a n a daleko później, w r o ­ k u 1890. Praw d o p o d o b n ie olbrzym ia, w oczach R enana o d b y w a ją c a się p raca g ro m a d z e n ia d a n y c h liczbow ych dla s tw o ­ rze n ia m ec h a n ik i chemicznej, przy czy n iła się do w zm ocnien ia w r.im p rzek o n a n ia o ważności na u k o w e j długich, cierpli­

w ych, u p a r t y c h d o św iad czeń i p o s z u k i­

w ań. Dał te m u wyraz, p o rów n y w ając w wym ienionej w iaśnie książce n a u k ę do budow li wieków, mogącej wznosić się j e ­ d ynie p rzez n a g ro m a d z a n ie się m as ol­

b rzy m ich , w k tó ry c h j e d e n k a m ie ń mało w idoczny i bez im ienia może sta n o w ić całe je d n o życie n ie u s ta ją c e g o w ysiłku.

Blizki s to s u n e k i n te le k tu a ln y po m iędzy B e r th e lo te m a R e n a n e m okazuje się szcze­

gólniej j a s n o w k o res p o n d e n c y i p r z y j a ­ ciół z la t 1847 do 1892. Ten zbiór listów ogłoszony przez B e r th e lo ta w r o k u 1898' j e s t n ie k o m p le tn y z konieczności: bra-, k u je w ielu listów z czasów d łu g ic h eks- pedy cyj w schodnich Renana, szczegól­

niej listów B e r th e lo ta do niego. Z d a rza ją się też w czasie w y m ien io n ym całe tak ie o kresy, k ie d y p rzy ja cie le są razem i pi­

sać nie p o trzebu ją. Pom im o to, kores- p on de nc ya, t a k a j a k je s t, pozwala poznać ze z n a cz n ą d ok ładn o ścią dw u w ielkich ludzi, k tó r y c h j e s t dziełem; pokazuje, j a ­ k ą pomocą, j a k ie m in te le k tu a ln e m pod­

trz y m a n ie m b y ł j e d e n dla dru giego przez

l a t pięćdziesiąt. Z p u n k t u w idzenia zaś,

k tó ry n a s w tej chwili i n te r e s u je — daje

(5)

M 44 W SZECHSWIAT 693 m nóstw o z a jm u ją c y c h w sk a z ó w e k co do

p ew nych okoliczności szczególnych życia B erthelota. P r z y ja ź ń dw u w ielkich lu ­ dzi, złączyw szy ich w życiu, uc z y niła ich też nierozłącznym i dla potomności.

Bez względu ju ż na okoliczności, w j a ­ kich się rozwijał, zm ysł filozoficzny ta k j e s t z n aczn y w p r a c y chemicznej B e r t h e ­ lota, w y c isk a na p r a c y tej t a k szczegól­

ne piętno, że należy w ogólnych z a ry ­ sach poznać j e g o c h a ra k te r . P rz y roz­

m aitych sposobnościach B e rth e lo t p rz e d ­ sta w ia ł idee naczelne, k tó re m i k ierow ał się od młodości. S tre śc ił j e potem w li­

ście do R e n a n a z r. 1863, a list te n stał się z czasem p ierw sz y m rozdziałem dzieła

„N auka a Filozofia" pod ty tu łe m „ W ie ­ dza id e a ln a i wiedza p o z y ty w n a " (La science ideale et la science positive).

B e rth e lo t p rze d staw ił t u swój pogląd oso­

bisty na m etody, j a k ie m i należy p o s łu g i­

wać się w różn ych n a u k a ch , j a k również na rodzaj i stop ień pew n ości co do r e ­ zultatów , d a ją c y c h się osiągnąę w róż­

n y ch gałęziach wiedzy lu dzkiej. P o w ia ­ da, że wiedza p o z y ty w n a nie śledzi ani przyczyn ani końca rzeczy, lecz p o p rz e ­ s ta je na s tw ie rd z a n iu fak tów i łączeniu ich zapomocą n a ty c h m ia s to w e g o u s to s u n ­ kow yw ania. Ł a ń c u c h ty c h stosunków, codziennie p rze d łu ża n y w y siłk a m i u m y ­ słu ludzkiego, sta n o w i w iedzę pozytyw ną.

W iedza p o z y ty w n a nic nie odgaduje; gdy z a sta n a w ia się n a d czemś, co już istn ie ­ je , m u si m ieć d a n e o p a rte n a d o św iad­

czeniu a nie na koncepcyi dowolnej; wię­

cej jeszcze: pojęcie, p o w s ta ją c e n a p od ­ staw ie doświadczenia, j e s t zaledw ie mo­

żliwością, n ig d y pew nością; pew n o ścią s ta je się dopiero w ted y, g d y z o staje od­

k r y te zapomocą o b se rw a c y i b e z p o śre d ­ niej, zgodnej z rzeczyw istością. Co do wiedzy idealnej, to m ożna o siągnąć w niej możliwość je d y n ie oparłszy się na m e t o ­ dach, sta n o w ią c y c h siłę i pew ność w ie­

dzy pozyty w nej. Tej sam ej j e d n a k pe­

wności osiąg nąć niepodobna. Obok fak ­ tów s tw ierd zon ych wiele m iejsca zajm u je t u i zajm ow ać będzie zawsze w yobraźnia.

Działo się już t a k w s y s te m a c h d aw nych,

tylko podaw an o tam a priori i j a k o r e ­ z u lta t konieczny rozum ow ania to samo połączenie p r a w d y i fantazyi, k tó re od­

tą d powinno się p rz e d staw ia ć w swoim w łaściw ym ch ara k te rz e.

B erthelot nie miał więc d a n y c h ani p r zy g o to w a n ia n a teo re ty k a ; stosow anie teoryi prowadziło go z b y t często do po­

szukiw ań, na ja k ic h p u n k ta c h pewność przestaje j e j towarzyszyć. W e d łu g n ie ­ go, uczonym kierow ać p o w inn a m etoda naukow a, a nie m arzenie. Je śli pod n a ­ ciskiem ja k ie g o ś sp ostrzeżenia dał się u nieść czasam i czystej spekulacyi, k tó ra czaruje w yobraźnię i u kazuje nowe ho­

ryzonty, to w n e t p ow racał do w iedzy po­

z ytyw nej, stw ie rd z a ją c f a k ty i łącząc je ze sobą zapomocą sto su n k ó w n a ty c h m ia ­ stow ych. Zdaniem B e r th e lo ta (list do Renana, listopad, 1863) m etoda d o św ia d ­ czalna może być stosow ana z dostatecz- nem p raw dopodobieństw em do b a dan ia k w e s ty j ekonomicznych, polity czn ych i m oralny ch. Poza dziedziną obserw acyi u m y sł ludzki, po bu dzany niew id zialną siłą, s ta r a się zgłębić to, czego nie wie.

Jeśli ju ż j e d n a k m a m y wznosić się zapo­

m ocą filozofii tam , gdzie nie sięga do­

św iadczenie, to niechże ta filozofia nasza w rośnie ja k n a jm o c n ie j w n a u k ę i rz e c z y ­ wistość. To j e s t idea głów na B e r th e lo ta i koło niej k r ą ż ą jeg o w sz y s tk ie teorye m oralne i społeczne. W działalności zaś społecznej wielki uczony widzi p rze w aż ­ n ie konieczne przedłużenie swego apo­

s to ls tw a naukowego.

Z d ługich rozm ów z Renanem n a t e ­ m a t w ie c zy sty ch zagadnień, dręczących u m y sły ludzkie, z u p a d k u i gru zó w d a ­ w n y c h w ierzeń B erth elot w yniósł coś co m u się w ydało pewnością: w ia rę w j e ­ dność p raw przyrody. Ta w ia ra stała się przew odniczką j e g o p rac nau ko w ych , p rzejaw iła się we w sz y stk ie m , co k i e d y ­ kolwiek napisał, n a d a ła dziełu B e rth e lo ta je d n o ść przedziw ną. Podnoszono to n ie ­ j e d n o k r o tn ie w różnych p u b lik a c y a c h t r a k t u j ą c y c h o wielkim uczonym. N aj­

dokładniej określił to P a w e ł Painlevó,

mówiąc: ...„Chciałbym tylko na kilku

k a r t a c h dać poznać g łęb o k ą zgodność, j a ­

k a zachodzi pom iędzy dziełem n a uk ow e m

(6)

694 W SZECHSW IAT JV» 44 a m y ś lą p rze w o d n ią B e rth e lo ta , zgodność

daleko rzadziej s p o ty k a ją c ą się w śró d uczo ny ch, n iż b y to się zdaw ać mogło.

J e s t zaś t a k d lateg o , że od dw u d ziesteg o ro k u życia filozof z a p ła d n ia ł w nim i p r o ­ w adził che m ika, a w sz y s tk ie od k rycia c h e m ik a przy n o siły w s p a n ia łe s tw ie r d z e ­ nie p rze w id y w an io m filozofa. D la te g o to dzieło B e r th e lo ta p rze d staw ia , mimo swej różnorodności i rozciągłości, je d n o ś ć t a k n ieporów naną..." (La philosophie de M ar­

celin B e rth e lo t, Revue des Idees, 1907).

W k ró tc e po o trz y m a n iu n a g ro d y hono ­ rowej z filozofii, 8 s ie rp n ia 1846 ro k u B e rth e lo t u z y s k a ł stopień b a k a ła rz a n a ­ u k h u m a n is ty c z n y c h (b ac h e lie r es le ttre s ), sk o ń c zy w szy zaś k u r s m a te m a ty k i spe- cyalnej w K o leg iu m H e n r y k a IV zdał b a k a la u r e a t z n a u k m a t e m a t y c z n y c h 12 sie rp n ia 1848 r. J e d n o cz e śn ie chodził n a w y k ła d y do College de F r a n c e , s ta r a ją c się w y b r a ć sobie k ie r u n e k n a u k o w y . R a ­ zem z nim uczęszczał tam i Renan. Spo­

ty k a li się na s łu c h a n y c h sp ecy a ln ie przez tego o s ta tn ie g o w y k ła d a c h s a n s k r y t u E u g e n iu s z a B urnoufa. Głęboka e r u d y c y a teg o p rofeso ra w n a u k a c h re lig ijn y c h była dla R e n a n a źródłem później r o z w i ­ j a n y c h g e n ia ln y c h pom ysłów lite r a c k ic h i h is to r y c z n y c h , dla B e rth e lo ta , j a k sam p rzy z n a je , ro zm o w y z B u rn o u fem m ia ły znaczenie b ardzo wielkie, k s z ta łto w a ły j e g o u m y sł, z a p ła d n ia ły i w y z w ala ły m y ­ śli. Z a s a d y j e d n a k późniejszej swej o so ­ b iste j działalności n a u k o w e j B e r th e lo t zdoby w ał u in n y c h profesorów. Z pom ię­

d z y nich R e g n a u lt, n a jw ię k sz y w ów czas lizyk, może c ia s n y nieco w sw ych p o glą ­ dach ogólnych, lecz n ie p rz e ś c ig n io n y w ścisłości e k s p e r y m e n ta ln e j, w y w a rł n a w y k sz tałc en ie n a u k o w e B e r th e lo ta w pływ najzn aczn iejszy .

B e r th e l o t w a h a ł się wów czas co do w y ­ boru k a ry e r y . Skłaniał się n a jp ie rw ku nau c zy c ielstw u , później pod w p ły w e m ojca, p r a k t y k u j ą c e g o zawsze lekarza, z a ­ pisał się n a m e d y c y n ę 4 listo p a d a 1848 roku. Po dw u latach s tu d y a m ed y c z n e porzucił, w r a c a j ą c j e d n a k do n a u k l e k a r ­ skich w późniejszy m czasie, g d y był p r e ­

p a ra to re m w Collóge de F ra n c e i za jm o ­ w a ł się o trz y m y w a n ie m s y n te ty c zn e m m a te ry j org aniczn ych oraz chem ią fizyo- logiczną; pch ał go z re s z tą w t y m k i e r u n ­ k u j e d e n z przyjaciół, K la u d y u s z B e r ­ n a rd , również p r e p a r a to r w Collóge de F ra n c e . Badania z tego z a k re su dały mu w stę p do A k a d e m ii Medycznej. Z resztą niedokończone te s tu d y a nie oddalały go widać z bytnio od n a u k fizycznych, skoro w koń c u pierw szego ro k u m edyc yn y , 26 lipca 1849 r. o trzy m ał od W y d ziału n a u k w P a r y ż u s to p ie ń lic e n c y a tu fizycznego.

W a h a n ia z a te m w wryborze drogi n a u k o ­ wej nie u sta w a ły . Co w ięcej—B erth elo t z a sta n aw ia ł się czy w y b ra ć n a u k ę ścisłą czy l ite r a tu r ę , daw niejsze bowiem w y ­ k sz ta łce n ie litera c k ie , h isto ry cz n e i filo­

zoficzne, uw ieńczone ś w ie tn e m pow odze­

niem , zostawiło na n im swój ślad nieza­

t a r ty . N aw et, g dy ju ż d ro g a została s ta ­ nowczo w y b ra n a , pozostał przez l a t k ilk a cień niepew ności. W iem y to z listów do Renana. W ie m y też, że R enan odwodził p r z y ja c ie la od k a r y e r y n a u k o w e j, z a rz u ­ cał mu, że odm aw ia sobie zbytnio zado­

woleń este ty cz n y c h , że niedość pilnie po­

szu k u je piękna, chociaż um ie j e wielbić.

B e rth e lo t miał wówczas 23 lata, w parę dni po o trz y m a n iu lis tu R en a n a ogłaszał s w ą p ierw szą ro zpraw ę n a u k o w ą i z pe­

w n o śc ią żaden chem ik n a świecie nie będzie żałował, że w p ływ R en a n a okazał się w ty m razie nied o sta te c zn y m .

W k o ń c u ro k u 1849 B erth elo t, coraz

bardziej z a n ie d b u ją c y m ed y c y n ę dla c h e ­

mii, rozpoczynał s w ą pracę w laborato-

ry u m Pelouzea. L a b o r a to r y u m to, u f u n ­

dow ane przez Pelouzea dla n au czan ia

p ra k ty c z n e g o chemii, mieściło się w P a ­

ry ż u n a ulicy D a u p h in e Na 24 i 26 i oprócz

w ielkich sal ogólnych, gdzie pracow ali

uczniow ie, posiadało k ilk a m niejszych,

p rze z n a cz o n y c h d la Pelouzea i chemików,

o d d a ją c y c h się p oszukiw aniom n a u k o ­

wym . Była to fu n d a c y a p ry w a tn a , gdzie

praco w ali prze w aż n ie przyszli p rz e m y ­

słowcy, a r e z u l ta t y tej p rac y okazały się

doskonałe. Z pomiędzy k iero w n ik ó w p rac

la b o r a to r y jn y c h w y m ien ić należy Bares-

(7)

JMe 44 W SZECHSW IAT 695 willa, A m a d e u sz a G irarda. Z pom iędzy

sła w n y ch uczonych, k tó rz y tam prac sw y ch dokonali — Cahoursa, Gerhardta, M enarda i in. P o zatem la b o r a to r y u m P e ­ louzea pociągało również fizyologistów, i n te re s u ją c y c h się zagadnien iam i chemi- cznemi, j a k np. K lau dyu sza Bernarda.

W tak ie m środow isku B erthelot rozpoczął sw ą p r a k t y k ę chemiczną. W k ró tc e zo­

stał kiero w nik iem prac uczniów, ta k zw.

p r e p a ra to re m , w ćwiczeniach głównie z chemii stosow anej. P o b ie ra ł wów czas 600 fran kó w rocznie. N auczanie chemii przem ysłow ej nie odsunęło go je d n a k od z a gadnie ń n a u k i czystej. Po kilku m ie­

siącach p o b y tu u P elouzea ogłosił dwie pierwsze rozprawy: 27 m a ja 1850 roku o sk ra p la n iu się gazów pod ciśnieniem rozszerzającej się rtęci, a 24 czerwca t. r. o p e w n y c h z ja w is k a c h to w a rz y s z ą ­ cych g w a łto w n e m u rozszerzaniu się cie­

czy. S tu d y a te w y k a z y w a ły już p e w n ą oryginaln o ść u m y słu ich a utora, a t e m a ­ ty ich różniły się znacznie od z w y k ły c h tem a tów prac lab o ra to ry jn y c h .

Na po czątk u 1851 r. B e rth e lo t został m ia n o w a n y p re p a ra to re m chem ii w Col­

lege de F r a n c e przy B alardzie i n a ż ą d a ­ nie tego profesora. Odtąd przez l a t 8 pracuje n a d zdobyciem s ław y, ogłaszając pierw sze swe r o z p ra w y z z a k re s u chemii organicznej, o d k ry w a ją c alkohole wielo- hydroksylow e, d o k o n y w a ją c sy n te z y ciał tłu s ty c h o b o ję tn y c h i i n n y c h s u b sta n c y j n a tu r a ln y c h i t. d. Po ośm iu la ta c h a s y ­ s te n t u r y u B a la rd a B e rth e lo t m a ju ż sła­

wę w szechśw iatow y. Zdobyw a też sobie o grom ne uznanie i miłość u profesora, k tó ry n ie s tru d z e n ie d opom aga m u w u z y ­ sk iw a n iu coraz w y ższych sta n o w is k i z a­

biega o stw o rz e n ie k a t e d r y chemii o r g a ­ nicznej dla niego. Gdy k a te d r a ta zo­

s ta ła k reo w a n a, B a la rd u s tę p u je Berthe- lotowi części z a jm o w a n e g o przez siebie Jokalu. Radzi go się też c h ę tn ie w r a ­ zach tru d n ie js z y c h . B e r th e lo t ze swej stro n y z ach ow ał przez całe ż y cie' w d z ię ­ czność dla p rofesora za ty le doznanej życzliwości. Dał tem u w y ra z g d y w y p a ­ dło m u o znajm iać o śm ierci Balarda: p o d ­

niósł bow iem niety lk o je g o zasługi n a u ­ kowe ale i tę przychylność, j a k ą otaczał rodzące się powołania i m łodych praco­

wników.

W kw ietniu 1854 r. B erth elot zdobył d o k to ra t n a u k fizycznych. Jego ro zp ra ­ w a prom ocyjna nosiła tytuł: „R ozpraw a o połączeniach g licery ny z kw asam i i o syntezie bezpośrednich części składow ych tłu s z c zó w zw ie rz ęc y c h “. R ozprawa ta z n a j­

d u je się w Rocznikach Chem ii i F izyki (A nnales de Chimie e t de P hy siąue ) z t e ­ goż roku i stanowi epokę w dziejach che­

mii organicznej, zaw iera bowiem o d k ry ­ cie alkoholów w ielohydroksylow ych.

W szeregu sw y ch stu d y ó w B e rth e lo t liczy tak ż e s tu d y a farm ac e u ty c z n e . S to ­ pień a p te k a rz a I klasy o trzy m ał 29 listo ­ pada 1858 r. po obronie tezy n a te m a t m ate ry j cukrow ych. W rozprawie n a ten t e m a t nap isa n e j część n a jobszerniejsza t r a k t u je o dw u o d k r y ty c h przez niego n ow ych rodzajach cukru : treh alozie i me- lezytozie. N ie p rz e rw a n y odtąd szereg od ­ k ry ć wielkiej w agi spraw ił, że po m yśla­

no wreszcie o u sta n o w ie n iu dla B e r th e ­ lo ta k a te d r y chemii organicznej, dotąd bowiem, t. j. do r. 1859 chem ia o r g a n i­

czna była u w a ż a n a za d od a te k do chemii n ieorganicznej. Na w niosek wyższej Szko­

ły F a rm a c e u ty c z n e j, d e k re te m p a ń s tw o ­ w y m z 2 g r u d n ia 1859 r. powołano M ar­

celego B e rth e lo ta n a profesora pierwszej k a te d r y m ającej służyć w yłącznie nauce chem ii o rganicznej. U rządzenie odpo­

wiedniego la b o r a to r y u m trw ało l a t kilka, a B erth elot pracow ał tym czasem w labo ­ r a to r y u m Balarda.

M.

(Dok. nast.).

W Y S I Ł E K L U D Z K I: J E G O W A R ­ T O Ś Ć W N I E K T Ó R Y C H P R Z Y ­ P A D K A C H Ż Y C I A C O D Z I E N N E G O .

Chociaż m otor ludzki, niebacząc n a po­

stę p y m echaniki, n a jw ię k s z e m a w prze*

(8)

696 W SZECHS WIAT No 44 m y ślę zastosow anie, j e s t pomimo tego

n a jg o rz ej znany. Motory w odne lub t e r ­ m iczne nie m a j ą ju ż ta je m n ic dla i n ż y ­ nierów, o m otorze lu d z k im niewiele po­

s ia d a m y wiadomości. G dy A m e ry k a n in T aylor ośw iadczy ł przed k ilk u laty , że n a le ż y zb ad ać n a uk o w o i niejak o cyne- m a ty c z n ie p rac ę ludzką, tak , j a k się b a ­ da r u c h m aszyn y, g d y w y k a z y w a ł k o r z y ­ ści, j a k i e dałoby to bad a n ie , został za- k rzy c z a n y . A j e d n a k m yśl ta nie była nowa.

W e P r a n c y i b a d a n ia m o to r u ożyw ion e­

go wogóle, a w szczególności m oto ru lu d z ­ kiego, c ią g n ą się oddaw na. Do cie ka w y c h w y n ik ó w doszedł m iędzy in n y m i Ringel- m ann, p rofesor I n s t y t u t u a g ro n o m ic z ­ nego.

J u ż w ro k u 1881 i przez p a rę la t n a ­ s tę p n y c h R in g e lm a n n b a d a ł w ysiłki, do j a k i c h są zdolne woły robocze różnych r a s fran c u sk ic h : r o z p ra w y sw e w tym przedm iocie ogłosił w A n n a le s de l’In sti- t u t A g ro n o m ią u e r. 1907. Od r. 1882 do 1887 za ją ł się b ardziej p r a c ą ludzką, a m ianow icie w y k o n a ł ze sw ym i u c z n ia ­ mi szereg dośw iadczeń dla u s ta le n ia s to ­ s u n k u p o m iędzy różnem i s p oso b am i d z ia ­ łan ia ty c h m otorów. P r ó b y te s tr e ś c im y w n in ie jsz y m a r ty k u le , o p iera ją c się na rozpraw ie R in g e lm a n n a, ogłoszonej w A n ­ nales de 1’I n s t i t u t A g ro n o m ią u e .

R in g e lm a n n p r z e d e w s z y s tk ie m zadał sobie p y ta n ie , czy i s t n i e j e — j a k to z d a ­ w ały się s tw ie rd z a ć do św ia d cz e n ia — p e ­ w ien z w iązek po m iędzy w z ro s te m j a k i e j ­ kolw iek j e d n o s tk i a je j ciężarem , oczy­

w iście po o d jęc iu w ag i u b r a n ia . D zie­

w ię c iu chłopców poddało się dośw iadcze­

niom. Ich w a g a w a h a ła się po m ięd zy 54,5 kg a 84 kg, w z ro s t od 1,60 m do 1,74 m.

N a s tę p n ie p rze p ro w a d z ił po rów n an ie pom iędzy w ysiłk ie m podczas ciągnięcia, trw a ją c e g o p rzy n a jm n ie j c z te ry do pięciu s e k u n d (dośw iadczenie to polegało na cią g n ięc iu s z n u ra o długości pięciu m e ­ trów', przerzuco nego p rzez ram ię), a n a j ­ w ię k s z y m w ysiłkiem , ja k i, w ty c h s a ­ m y c h w a r u n k a c h , może b y ć wry k o n a n y w bard zo k ró tk im p rz e c ią g u czasu. Z prób ych w ynika, że, średnio, w ysiłek, u trz y - t

m y w a n y przez pewien p rzeciąg czasu, s ta n o w i 0,84 n ajw ięk szeg o w y siłk u chw i­

lowego, któ ry ze swej stro n y ró w n y j e s t 0,88 w agi jed n o s tk i. Otóż, jeś li człowiek, w ażący 73 kg ciągnie sznur, p rze rz u co n y przez je g o ram ię, jego n a jw ię k sz y c h w i­

low y w y siłek będzie ró w n y 73 X 0,88 = 64,2 kg, a wysiłek, trw a ją c y ja k iś c^as

64,2 kg X 0,84 = 54 kg.

Jeżeli sznur nie j e s t przerzucony przez ram ię, lecz c ią g niem y go z boku, s to s u ­ n e k w y s iłk u człowieka do je g o w agi b ę ­ dzie wyższy, aniżeli w p rzy padk u p o ­ p rz e d n im i będzie wynosił, jeżeli w eźm ie­

my te sam e wagi, 73 kg X 1,32 = 96 kg z a m ia s t 64,2 kg, a wysiłek, trw a ją c y przez pew ien przeciąg czasu, wyniesie 96 kg X 0,71 = 68 kg, zam iast 54 kg. W y ­ niki te dowodzą jasn o , że ko rzystniej j e s t cią g n ą ć s z n u r z boku, aniżeli, p rzerzu ca­

j ą c go przez ram ię.

W iadom o również, że używ ając m otoru lu d zk ie g o lub zwierzęcego, n a jw ię k sz y s k u te k u ż y te c z n y o trz y m u je m y wtedy, g d y p ra c u je j e d e n ty lk o motor, to j e s t j e d e n osobnik. Skoro tylko p rz y ty m s a ­ m y m oporze złączym y dwie lub więcej je d n o s t e k , p rac a , u ż y te c z n a dla każdej z nich, wobec tego sam ego zmęczenia, zm n ie jsz a się w s k u te k b r a k u jednocze- sności wysiłków każdej z jed n o s te k . R in ­ g e lm a n n s ta r a ł się spraw dzić, w j a k im sto s u n k u istn ieje to zm niejszenie pracy.

S tre ś c im y jeg o do św iadczenia w n a s t ę ­ p ującej tablicy:

P raca skuteczna w praktyce Liczba m otorów Liczby względne

dostarczone przez m otor Suma

1 1,00 1,00

2 0,93 1,86

3 0,85 2,55

4 0,77 3,08

5 0,70 3,50

6 0,63 3,78

7 0,56 3,92

8 0,49 3,92

Otóż, jeżeli j e d n a je d n o s tk a , działająca

n a pew ien opór, w y tw a rz a n a p rz y k ła d

w'ysiłek c ią gły 54 kg, to g d y n a tym s a ­

m y m oporze złączym y n a p rz y k ła d pięć

osobników , te pięć j e d n o s t e k m u sia ły by

(9)

JMó 44 WSZECHŚWIAT w p r zy p a d k u jedno czesno ści w y siłk u w y ­

tw orzyć w ysiłek c ałk o w ity 54 k g X 5 = 2 7 0 kg, g d y ty m c z ase m w rzeczywistości, we­

dług poprzedniej tablicy , k aż d a j e d n o s t ­ k a zdobędzie się n a w y siłe k ciągły 54 kg x 0,7 = 37,8 kg, a owe pięć osob­

ników, ciąg nąc razem , w y tw o rz y w ysiłek całkow ity 37,8 kg X 5 = 54 kg X 3 ,5 = : 1 8 9 kg z a m ia s t 270 kg.

L ic zby te są najw y ższe, g dy ż pochodzą z doświadczeń, w y k o n a n y c h przez ch ło p ­ ców, którzy usilnie się s ta ra li o j e d n o ­ czesne, na d a n y rozkaz w y k o n y w a n ie r u ­ chów, a w p r a k ty c e , podczas pracy, w a ­ r u n e k te n rza d k o j e s t spełniany. D la te ­ go też, chcąc o trz y m a ć w g r an ic ac h m o­

żliwości tę jed n o c z e sn o ść w ysiłków k il­

k u ludzi, k tó rz y m a ją razem przezw y cię­

żyć pewien opór, j a k n a p rz y k ła d razem wiosłować lub w b ijać pale, każe im się ry tm icznie śpiewać.

Doświadczenia, o k tó ry c h m ówiliśmy wyżej, były n a s tę p u ją c e :

1) Ciągnięcie za s z n u r d w iem a r ę k a ­ mi lub z pomocą chom ąta.

2) Ciągnięcie za dyszel w ehikułu na dwu kołach.

3) Ciągnięcie m ałego dw ukołow ego w ózka o d w u dyszlach.

4) Ciągnięcie taczek.

5) Dośw iadczenia z w agonikam i.

Otóż, jeżeli dwu ludzi działa n a dyszel, k ażdy z n ich w y tw a r z a albo 77,04 kg, al­

bo 71,58 kg, zależnie od sposobu c ią g n ię ­ cia. W razie ciągn ięcia za dyszel w e h i­

k u ł u o d w u kołach, p ró b y w ykazały, że o trz y m u je m y liczby m niejsze, niż po ­ przednio. S tą d wniosek, że zm niejsza się zmęczenie człow ieka, a pow iększa w a r ­ tość je g o w y siłk u, g d y łą c z y m y dyszle d rą ż k ie m poprzecznym . Do ciągnięcia taczek użyto dw u sposobów, k tó re dały n a s tę p u ją c e w yniki. Jeżeli ro b o tn ik p c h a tac z k i prze d sobą z ciężarem 11 kg , w y ­ siłek jeg o ró w n y j e s t 50,88 %; jeżeli j e ciągnie za sobą z 16 kg, o trz y m u je m y w y siłek 54,72 kg. Otóż te n sposób b y łb y w zasadzie lepszy, ale tru d n ie j j e s t w t e ­ d y kiero w ać tac z k a m i i u trz y m a ć je w równowadze; w p r a k ty c e ro bo tn ik u ż y ­ w a tego sposobu ty lk o z p u ste m i ta c z ­ kami.

697 W p ró b ac h z w agonikam i m am y trzy przypadki. Robotnik może pchać w a g o ­ nik wysoki i w te d y m a m y w y siłe k r ó ­ w n y 62,22 kg ; może pchać niski pomost w agonika i w y siłek je g o j e s t ró w n y 50,02 kg ; wreszcie może te n n isk i p om ost pchać nogą i o trz y m a m y w y siłek 38,28 kg.

P ie rw sz y sposób j e s t oczywiście lepszy, gdyż nie zm usza człowieka do poziomego położenia ciała, które go męczy i z m n ie j­

sza jeg o wysiłek. Trzeciego sposobu używ ać można tylko w tedy, gdy w agon j e s t pu sty .

W edł. H. Bonnina streść. H. G.

O Z W A L C Z A N I U S Z K O D N I K Ó W O W A D Z I C H Z P O M O C Ą N A T U ­

R A L N Y C H I C H W R O G Ó W .

(Dokończenie).

C ie k a w yc h spostrzeżeń d ostarczy ły ró ­ wnież b a d a n ia n a d t a k zw anem i g a t u n ­ k a m i biologicznemi. J e s t to f a k t s tw ie r ­ dzony ju ż daw niej, że n ie k tó re gafu n k i z w ie rz ą t różnią się je d y n ie obyczajowo, b ud ow ę ciała n a to m ia s t m ają zupełnie j e ­ dnakową. T akie owady w zb io rach nie d a ją się wcale odróżnić i b y w a ją zalicza­

ne do je d n e g o g a tu n k u .

B a da nia entom ologów a m e r y k a ń s k ic h nie w yk ry ły zatem nic nowego, d o s ta r ­ czyły tylk o n ow ych m a te ry a łó w i p r z e ­ k onały jeszcze raz, że w o k reśla n iu g a ­ tu n k ó w ow adzich należy z w racać u w ag ę nietylko na budowę, ale i n a sposób ż y ­ cia, co się ju ż od d a w n a s to su je do bak- t e r y j, wśród k tó ry c h p oznano z n a czn ą liczbę g a tu n k ó w biologicznych, niem ożli­

w ych zupełnie do odróżnienia je d y n i e na zasadzie cech budowy.

Entom ologow ie a m e r y k a ń s c y w y k r y li i opisali tak ie g a tu n k i biologiczne w śród owadów, p a s o rz y tu ją c y c h w j a j a c h r u ­ dnicy, g a tu n k i zupełnie n ieznan e b a d a ­ czom europejskim . W s p o m n im y tu o nich w krótkości.

Riłey, zm a rły przed k ilk u la ty k ierow ­

n ik sekcyi entom ologicznej w m iniste-

(10)

698 W SZECHSW IAT r y u m r o ln ic tw a w W a sz y n g to n ie , opisał

b y ł pod n a z w ą T ric h o g r a m m a p retio sa d ro b n iu tk ą błonkówkę, p a s o rz y tu ją c ą w j a j a c h ró żn y c h m otyli. W j a k i ś czas potem , b a d a ją c j a j a ru d nicy , p rzy w ie z io ­ ne z E u ro p y , p rze k o n a n o się, że są one bardzo licznie o p a d n ię te przez dwra g a ­ tu n k i z ro d za ju T ric h o g ram m a, z k tó ry c h j e d e n był zup ełnie id e n ty c z n y pod w z g lę ­ dem k s z t a ł t u i b a rw y z g a tu n k i e m a m e ­ r y k a ń s k im Tr. pretiosa.

Poniew aż ten g a tu n e k n a le ż y bodaj że do n a jm n ie js z y c h owadów, pośw ięcim y m u więc t u ta j słów parę.

Żeby dać pojęcie o j e g o wielkości, u ż y ­ j e m y n a s tę p u ją c e g o p oró w n a n ia : j a j k o

ru d n ic y nie j e s t w ięk sze od k ro p k i nad i w z w y k ły m dru k u, z a te m owad, k tó ry się ro zw ija do s ta n u d oskonałego w ta- kiem j a j k u m u si być m ik ro sk o p ijn ie m a ­ ły; w y m ien io n e zaś T rich o g ram m y ,-m ie sz ­ czą się ta m nie p ojedyńczo, ałe po dwa, trzy, a n a w e t dziesięć osobników razem . Ja k że d ro b n e m u sz ą być ich w ym iary!

A przecież p o sia d a ją one b ud o w ę nie­

mniej d o sk o n a łą od in n y c h w ię k szy c h błonkówek: p arę s k rz y d e ł i p ió rk o w a tą frendzelkę po brzeg ach , p a rę oczu złożo­

nych, rożki, s y s te m m ięśn io w y i n e r w o ­ w y n iem niej s k o m p lik o w a n y , a w ich zw ojach m ózgo w ych p o w s ta ją życzenia i po sta n o w ie n ia, b ęd ą ce p o b u d k ą ró żny ch postępków !

J a k e ś m y wyżej wspom nieli, a m e r y k a ń ­ s k a T ric h o g ra m m a p retiosa nie w y k a z y ­ w ała ż a d n y c h różnic pod wrz g lę d e m b u ­ dow y z j e d n y m z dw u g a tu n k ó w e u r o ­ pejskich, w y h o d o w a n y c h z j a j e k ru d n icy . Z daw ałoby się zatem , że n a le ż y j ą u w a ­ żać za j e d e n g a t u n e k i tę e u ro p e js k ą formę n a z w a ć również Tr. pretiosa. A m e ­ r y k a ń s c y j e d n a k entom olo go w ie nie uznali ich za id en ty c zn e , a to n a tej zasadzie, że różnią s ię obyczajowo pod j e d n y m w zględem . Obie m ianow icie są u zdolnio­

n e do ro zm n a ża n ia się p a rte n o g e n e ty c z - nego, a więc d ro g ą bezpłciow ą, ale g d y z ja j, złożonych przez m a tk i a m e r y k a ń ­ skie p o w s ta ją w yłącznie sam ce, z e u r o ­ p e js k ic h — sam ice, albo obie płci. S t w i e r ­ dzono to bez żadnych w y j ą tk ó w d la 275

ATe 44 sam ic niez apłodnionych w części e u ro ­ p e js k ic h w części a m e ry k ań sk ic h .

T a k samo różnice biologiczne pomimo j e d n a k o w e j b u d o w y m ożna zauw ażyć i u n iek tó ry ch in n y ch owadów. E u r o ­ p e js k i g a tu n e k pewnej m uch ów ki Tachi- na la r y a ru m L. nie różni się wcale pod w zględem budow y od a m e ry k a ń s k ie g o T. m ella W alk., ale g d y pierwszy z nich j e s t w ażnym p a s o rz y te m nieparki, d rugi p ra w ie że je j nie zaczepia. Różnią się z a te m w yraźnie pod w zględem biologicz­

n ym , a co za tem idzie i pod względem z naczenia p ra k ty c z n e g o . A że p r z y te m p a rz ą się między sobą, j a s n ą więc j e s t rzeczą, że w razie w prow adzenia do A m e­

ry k i g a tu n k u europejskiego, w s k u te k łą ­ czenia się z a m e r y k a ń s k im u leg łb y mu on zupełnie obyczajowo i potom stw o j e ­ go pod ty m względem p r zy b ra ło b y z u ­ p ełnie cechy a m e ry k a ń s k ie . W p ro w a d z e ­ nie zatem do A m e ry k i T. la rv a ru m , do k tó re g o p r z y w ią z y w a n o ogrom ne n a d z ie ­ je , okazało się zupełnie bezcelowem.

Tego rodzaju n ieoczekiw ane kom plika- cye w y ła n ia ją się n ieraz w biegu p r a k ­ tycz n e g o ro zw ią z y w a n ia k w e s ty j w p ro ­ w a d z e n ia ow adów paso rz y tn y ch , k r z y ż u ­ j ą c tem lu d zk ie plan y i u tru d n ia ją c ich

w y ko nanie.

Zupełnie t a k samo rzecz się m a z in n ą m u ch ó w k ą P a r e x o r i s t a cheloniae Roud., k t ó r a w E uropie j e s t n a tu r a ln y m w r o ­ giem rudnicy, a w A m e ry c e nie n a p a ­ s tu je je j wcale, obie zaś form y łączą się ze sobą podobnie j a k T a c h in a larv a ru m .

C z w arty ta k i p rz y p a d e k zauważono u A p a n te le s lacteicolor Vier., małej e u ro ­ pejskiej błonków k i z ro d zin y Braconidae, k tó re j l a r w y p a s o rz y tu ją w gąsienicach ru d n ic y , ale zawsze ty lk o na m łodych i zaw sze pojedyńczo. F o rm ę Apanteles zupełn ie id en ty c zn ą z e u ro p e js k ą pod w zględem k s z ta ł tu i b a r w y entom ologo­

wie a m e r y k a ń s c y o trz y m ali z Japonii;

p a s o rz y tu je ona rów nież na gą s ie n ica c h

ru d n ic y , ale zaw sze ty lk o n a w ięk szych

i zawsze grom adnie. Skłoniło to k ie r o w ­

n ik a ty c h hodowli W. Fisk eg o do u z n a ­

n ia form y jap o ń s k ie j za odręb n y g a tu n e k

A p a n te le s conspersae.

(11)

Ala 44 WSZECHSWIAT 699 W p ro w a d ził on w t e n sposób urzędowo

cechy obyczajow e j a k o zasa dę s y s te m a ­ tyczną, pod względem zwłaszcza p r a k ­ ty czn ym niem niej w ażn ą od morfologicz­

nych. P ostąp ił zupełnie słusznie, fak ty takie bowiem, j a k rozpatrzone wyżej, w s k a z u ją w yraźnie, że obok gatu n k ów , k tóre z biegiem czasu zróżnicow ały się pod w zględem bud ow y i sposobu życia, is tn ie ją i takie, które zm ieniły budowę, n iezm ien iając obyczajów, albo też od­

w rotnie, zm ieniły obyczaje, zachow ując tę sam ę budowę.

Ciekawą j e s t rzeczą, że takie zm iany obyczajowe m ogą zachodzić n ietylko w r a ­ zie zm ian y m iejsca po b y tu , p rze n iesie n ia się do innej części ś w ia ta , ale n aw et i w g ra n ic a c h ziemi ojczystej, j a k to stw ierdził L. 0. H o w ard w czasie p o b y tu w E uropie dla b a d a ń nad p a so rz y tam i ciem.

J a k wiadomo, gąsienice r u d n ic y p rze ­ b y w a ją w E uropie n a jc h ę tn ie j n a roz­

m a ity c h d rze w ac h owocowych, n astęp nie zaś na dębach, bukach, g rab a c h , w ią ­ zach, różach, tarn in ie i głogu. T y m c za ­ sem How ard, podróżując po F ra n c y i płd.

wraz z entom ologiem f ra n c u sk im Dillo- nem, zauw ażył ze zd um ieniem , że w żyz­

nej dolinie (w okolicy Hyćres), pełnej jab ło n e k , grusz, dębów i in n y ch drzew liściastych, n a ż a d n em z nich nie było ani je d n e j ru dn icy ; z n ajdo w ały się one n a to m ia s t obficie n a k rz a k a c h z ro d zaju A r b u tu s (Ar. uned o) i tylko na n ich mo­

żna je ta m znaleźć. O glądając te krzaki, H ow ard spostrzegł, że g n iazd a gąsienic nie są utw orzon e z g ę s te j p a jęczy n y , j a k zwrykle, ale z rzadkiej tak , że młode gą- sieniczki ju ż n a w e t w połowie sty cznia m ogą z nich wryłazić i obg ry zać liście A rb u tu s.

W idoczną je s t rzeczą, że w ty ch o ko ­ licach F r a n c y i pow stał m iejscow y g a t u ­ n e k biologiczny czy może ty lko odm iana ru d n ic y pod w zględem go spo d arczym n a j ­ zupełniej nieszkodliw a. C iek aw ą rzeczą byłoby zbadać, co skłoniło te g ąsienice do zm ian y rodzaju pożywienia. Czy np.

przy p a d k iem soki lub zapach A r b u tu s nie stano w ią dla nich o ch ro ny od różnych pasorzytów ?

Słowom, b a d a n ie życia różnych sz k o d ­ ników owadzich oraz ich pasorzytówr, a także w zajem nego ich s to s u n k u zapo­

znaje nas z różnemi nowomi szczegółami, d otyczącem i ty c h stw orzeń, n iety lk o p r a k ­ tycznej n a tu r y , ale częstokroć i ważnego teoretycznego znaczenia.

Nie będziem y tu j e d n a k zajm ow ać wię­

cej m iejsca opisyw aniem dalszych f a k ­ tów, zauw ażonych przez entomologów am ery k ań sk ic h ; w spom nim y jeszcze t y l ­ ko w k ró tk o śc i o n ie k tó r y c h ciekaw y ch szczegółach tec h n icz n y c h w w y k o n y w a ­ niu b a d a ń nad owadami p asorzy tn em i.

Owady szkodliwe (gąsienice, po czw arki i gniazda) w ra z z ich p a so rz y tam i s p r o ­ wadzano w s k rz y n k a c h , ale w yław ianie s ta m tą d r ę k ą albo n a w e t s ia tk ą p a s o rz y ­ tów, odznaczających się p rzew ażnie b a r ­ dzo drobnem i rozm iaram i było rzeczą niezm iernie t ru d n ą , częstokroć w ręcz n i e ­ możliwą do w ykon ania. Użyto więc in ­ nego sposobu, k o rzy sta ją c z tego, że w szystkie tak ie p asorzyty są owadami dziennemi: s k rz y n k i urządzono zupełnie ciem ne i zaopatrzono je w o tw ór z przo­

du, w któ ry w sta w ian o cylinder szklany, o tw a rty k u skrzynce, a z a m k n ię ty od ze­

w nątrz. Różne m u ch y oraz błonków ki p asorzytne (Ichneum onidae, Chalcididae), po szukując ś w iatła, przenosiły się ze s k rz y n e k do cylindrów, a g d y ich tam ze b rała się większa liczba, w y jm ow ano je wraz z p a s o rz y ta m i i w sta w ian o nowe.

In n ą tru d n o ś ć stanow iło u su w an ie szkodliw ych parzących włosków, które się o d ry w a ły od ciała gąsienic i uno siły się w p rac ow ni w ta k wielkich ilościach, że powietrze było n iejako przesycone n ie ­ mi. P racow ać zaś trzeb a było z zam knię- tem i drzw iam i i oknami, z obawy, żeby nie pouciekały owady w yław iane ze s k r z y ­ nek. W p ra w d zie włoski ru d n ic y nie są ta k szkodliwe i drażniące j a k np. włoski p rządki tow arzyszki, je d n a k ż e zby tn ie ich na grom a d ze n ie w zam k n iętej p rz e ­ strzen i p r z e d s ta w ia pow ażne nieb e z pie ­ czeństw o dla skóry, oczu i organów od­

dy ch a n ia osób, zm uszonych przeby w ać

tam przez czas dłuższy. Sp raw dził to na

sobie w sposób wielce d o tkliw y E. T itu s,

k ierow nik tak ie j pracowni entom ologicz­

(12)

700 WSZECHS W IAT JSIe 44 nej, k tó ry w ciągu k i lk u m iesięcy zim o ­

w y c h m u sia ł zbadać przeszło 100 000 gniazd t y c h gąsienic. Zapad! w s k u te k tego t a k niebezpiecznie na płuca, że p rzez d łuższy czas był niezd o ln y do pracy.

P rób ow ano ro zm a ite m i sposobam i u s u ­ nąć to niebezpieczeństw o, ale b e z sk u te cz nie; aż w re szc ie obm yślono z a m k n ię te s k r z y n k i s z k la n e z otw oram i na ręc e ba- daczów. W s k r z y n k a c h um ie sz cz a się g n ia z d a z g ąsien icam i, przez o tw o ry w s u ­ w a się ręce w rę k a w ic z k a c h i niem i b a ­ da się z a w a rto ść gniazd. Nie u s u w a to w praw dzie bezw zględnie możności p r z e ­ d o s ta w a n ia się p ew n ej liczby włosków do poko ju w pracow ni, w k a ż d y m j e d n a k razie z m n ie jsz a o grom nie n ie b e z p ie c z e ń ­ stwo, j a k i e m gro żą one p racow n ik om , z a ję ty m b a d a n ie m gn iaz d z g ąsienicam i.

Prace, prze dsięw z ię te i d o k on an e przez badaczów a m e r y k a ń s k i c h z o kazyi w p r o ­ w a dzen ia do A m e ry k i p a so rz y tó w ż y ją ­ cych n a ow adach szko d liw y ch, w y k r y ł y w iele w a ż n y c h objaw ów z życia ty c h s tw o rz e ń i p rze k on a ły , j a k w ielkie z n a ­ czenie w zw alczaniu ow adzich s z k o d n i­

kó w p o sia d a ją ich n a tu r a ln i w rogow ie, zwłaszcza ró żne owady p a s o rz y tn e. Za­

raz e m zaś w y ro b iły p e w n ą te c h n ik ę tej w alki, o p a rtą n a d o k ła d n e m p o z n a n iu ż y­

cia i w z a je m n y c h s to s u n k ó w p a so rz y tó w o w adzich oraz n a p a s to w a n y c h przez nie g a tu n k ó w . J a k e ś m y widzieli, s to s u n k i te b y w a ją n iera z og ro m n ie s k o m p lik o ­ w a n e i bez s ta r a n n e g o ich z b a d a n ia w p r o ­ w a d z a n ie p a s o rz y tó w o w ad zich m oże b a r ­ dzo łatw o z a m ia s t p o ż y tk u p rzy n ie ść szkodę.

W e d łu g prof. K. Sajó.

B . Dyakowski.

Akademia Umiejętności.

III. Ui/ydział m atem atyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia

7

lipca

1 9 1 3

r.

P rz e w o d n ic z ą c y : C z ł. E . G o d le w s k i se n .

(Dokończenie).

S ek retarz zawiadam ia, że dnia 29 m aja 1913 r. odbyło się posiedzenie K om isyi a n ­

tropologicznej pod przew odnictw em prof. N.

C ybulskiego.

P rzew odniczący poświęcił kilka słów w spo­

m nienia zm arłem u spółpraoow nikow i K om i­

syi prof. A. Bochenkow i, a .zgromadzeni uczcili jego pam ięć przez powstanie.

D r. E . K iernik, obecny na posiedzeniu ja ­ ko gość, podał wiadomość o dw u nowyoh od kryciach zabytków przedhistorycznych w K rakow ie i najbliższej okolicy. Podczas re g u la cy i W isły w stron ie Podgórza w głę- bokośoi

8

m obok leżących kłód dębow ych znaleziono top orek krzem ienny w formie k li­

nika, um ocow any na drew nianej rękojeści, k tó rą rob otn ik zniszczył przez nieuw agę.

W łościanin w Przegorzałach pod K rakow em , w czasie orki znalazł siedlisko p aleolitycz­

nego m yśliw ca, na k tó rem , oprócz połam a­

ny ch kości fauny dyluw ialnej, były ro zsy ­ pane krzem ienie połupane, pochodzące p r a ­ wdopodobnie z pracow ni narzędzi k am ien ­ n y ch , k tó ra tam istniała.

Zkolei prof. D em etrykiew icz przedstaw ił:

„O braz epoki paleolityoznej, na obszarze ziem daw nej P o lsk i11, opracow any dla E n cy - klopedyi polskiej, wydawanej przez A kade­

mię. Prof. D. poprzedził referat kilku uw a­

gam i w stępnem i, w k tó ry c h zaznaczył, że dziś jeszoze sy n te ty c z n e opracow anie epok p rz ed h isto ry czn y ch w naszym k ra ju n a s trę ­ cza niezm iernie wielkie tru d n o ści z powodu, że potrzebne przygotow aw cze badania a r­

cheologiczne są bardzo niedostateczne, a w sto su n k u epoki paleolitycznej także dla b ra­

k u w ybitniejszych badań przyrodniczych, k tó reb y m ogły zadowalająco rozjaśnić stron ę geologiczną i paleontologiczną naszego dy- luw ium . Z ap atryw ania na okresy lodowe i międzylodowe polskich i rossyjskich p rzy­

rodników różnią się znacznie od poglądów większości uczonych środkow ej, zachodniej i północnej E u ro p y i nie znaleziono zado­

walającej form uły pogodzenia ty c h z a p a try ­ wań; prof. D em etrykiew icz (w ychodząc z za­

łożenia, że obszary N iem iec, Czech i Polski, jak o geologicznie stosunkow o blizkie siebie, m usiały ulegać podobnym przeobrażeniom geologicznym ) przyjął zatem dla ziem pol­

skich i dla ocenienia zjaw isk epoki paleoli­

ty czn ej na n ich ta k ą sam ę liozbę okresów lodow ych i m iędzylodow ych, jak ą uznają a r ­ cheologowie E u ro p y środkowej, t. j. cztery okresy lodowe, trz y m iędzylodowe i jeden polodowy. P rzechodząc do właściwej treści rozpraw y o paleolicie w Polsce, p. D. pod­

nosi, że w szystkie dotychczas znane ślady i w ykopaliska archeologiczne z epoki paleo­

lity czn ej na ziem iach polskich o d k ry te zo­

sta ły wyłącznie tylk o na południow ym , względnie cieplejszym pasie k ra ju , k tó ry roz­

ciąga się od granio Śląska przez ziemię k ra ­

kow ską i lubelską aż do D niepru w okolicy

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kolekcja Sztuki Polskiej XX wieku, Galeria witraży Marii Powalisz-Bardońskiej, Sala Zegarowa, Galeria Mariana Kruczka, Muzeum Dawnych Tortur, Galeria piastowskich książąt

a) Całość przedmiotu umowy, wykonanych prac oraz zastosowanych materiałów, surowców i wyrobów. Okres udzielonej gwarancji na przedmiotem zamówienia wynosi 36 miesięcy.

Wykonawca zobowiązany jest dołączyć do faktury niebudzący wątpliwości dowód, (w szczególności oświadczenie Podwykonawcy lub bankowe potwierdzenie realizacji

Oceny te winny być dokonywane przez Wójta Gminy Wiśniowa, co najmniej raz w czasie kadencji Rady Gminy (nie rzadziej niż raz na 4 lata). Wyniki tych ocen winny być

Zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawy Prawo ochrony środowiska, monitoring (w tym metody monitoringu) jakości powietrza, wód, gleb i ziemi oraz poziomu hałasu

Właśnie wtedy działy się te męskie sprawy między nami - w ciszy, jak na OIOM-ie.. Tylko mężczyźni potrafią tak milczeć - pełnymi zdaniami,

Jak ważną rolę w tym kręgu odgrywał Loth, można było się przekonać podczas jego jubileuszy 80-lecia (2011) i 85-lecia (2016), organizowanych w IBL-u, oraz w dniu

a) Niespełniającej wymagań określonych w SIWZ. b) Gdy przewiduje termin zapłaty dłuższy niż określony w ust. Niezgłoszenie w formie pisemnej zastrzeżeń do przedłożonego