JSfe. 4 4 (1638). W a rs z a w a , dnia 2 listopada
1913r. Tom X X X II.
Z
R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.
A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A JSfe. 37. T elefon u 83-14.
M A R C E L I B E R T H E L O T .
Od n a jw c ze śn ie jszy c h la t życia p o z n a j e m y im iona i dzieje bogów greckich, rzy m sk ic h , n a w e t in d y jsk ich , k sią ż ą t i wodzów w sz y s tk ic h czasów i ludów, -wielkich a rty s tó w , ale i w ielk ich z b ro d niarzy, n a w e t zdrajców. Najm niej nas obchodzą im iona uczonych, a dzieje roz
w oju ich u m ysłów , dzieje ich zasłu g dla cyw ilizacyi w m nie m a niu pow szeęhnem są do stę p n e c h y b a dla specyalistów , za
k lę ty c h w ciasn em kole tej samej gałęzi wiedzy, w k tó re j d any uczony odznaczył się w edług s ą d u sw y c h kolegów. Niema zaś, w prze k o n a n iu ogółu, żadnej w ą tp li
wości, że człowiek, k t ó r y „szkiełku m ę d r ca" dał p ie rw sz e ń stw o przed n a tc h n i e niam i serca, nie może b y ć wzorem cnot lud zkich lub o b y w atelsk ich .
I n te lig e n t polski oprócz pow yższych m a jeszcze j e d n ę w ażn ą przeszkodę do z najom ienia się z ż y w ota m i n au k o w e m i wielkich ludzi w spółczesnych. Oto n a u kowość nasza j e s t pod ta k przem ożnym w pływ em uczoności niem ieckiej, że nie- ty lko p rze jm u je jej cechy zasadnicze,
lecz n a w e t u le g a przy p a d k o w y m form om i kierunkom , k tó re poza g ra n ic a m i pań s tw a niem ieckiego m ogą nie mieć zna
czenia. Dzisiaj w Niemczech rządzi s z ty w n a b iu ro k ra ty c z n a form uła p r u s k a i ona to sprawia, że uczony, n aró w n i z każdym in n y m m ieszkańcem kraju, ma s c h e m a tycznie w y tk n i ę t ą k a r y e r ę bez możności zboczenia z przewidzianej drogi. P o n ie waż zaś w prze k o n a n iu ogromnej w ię k szości naszych współczesnych ludzi n a u k o w ych (m ów ią o p rzy ro d n ik ac h i te c h n ik ach) n a u k a kończy się właśnie n a g r a nicy c e s a r s tw a niem ieckiego, a w szystko, co dzieje się poza t ą granicą, może być ry cz a łte m u z n a n e za ą u a n tite nógligeable, więc nic dziwnego, że im iona w y b itn y c h n a w e t koryfeuszów n a u k i angielskiej, fran cusk iej, włoskiej i t. d. są u n a s mało s p opularyzow ane i w sa m y c h kołach n a u kow ych.
Niemożna też zaprzeczyć, że pokolenie nasze od s tr o n y duchow ej w y g lą d a tak, ja k g d y b y wśród niego nie było m iejsca na ludzi, j a k dawniej nazyw ano, „wiel- k i c h “. Cóż zaś m ogą nas obchodzić koleje życia człowieka, k tó ry dokonał choćby najw ażniejszego dzieła naukow ego, jeżeli ten człowiek, k o rz y s ta ją c z w rodzonych
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ". PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W W a rs z a w ie : r o c z n ie r b . 8 , k w a rta ln ie r b . 2 . W R edakcyi „ W s z e c h św ia ta " i we w sz y stk ic h k się g a r- przesyłką pocztową ro c z n ie r b . 10, p ó łr. r b . 5. i n ia c h w k raju i za g ra n ic ą .
690 W SZECHSW IAT JMa 4 4 . zdolności i w a r u n k ó w s p rz y ja ją c y c h , d o
szedł do w p r a w y w p r a k t y k o w a n i u p e w n y c h c zynności sp e c y a ln y c h j a k d obry rzem ieślnik, a potem , n ie m a rn u ją c sił na żadne zajęcia poboczne, j a k d o bry u r z ę d n ik odrobił to, co leżało w zakresie je g o z a dań . To, do czego doszedł, może nas in te re s o w a ć w n a jw y ż sz y m sto pniu, ale w ła s n a je g o osoba j e s t n am obojętna.
N asze pokolenie tak zupełnie p rzy w y k ło do podobnego obrazu, że ze zdu m ien iem słucha, g d y m ów ią mu, że oprócz s k r o j o n y c h na n ie m ie c k ą m odę w sp ó łczesn ą u rz ę d n ik ó w służby na u k o w e j istnieli lub is tn ie ją ludzie, k tó rz y tę służbę ro zu m ie ją j a k o k a p ła ń s tw o p rze d ołtarzem p raw d y , a j e d n o c z e ś n ie —ja k o obowiązek w z g lę d em ludzkości i ojczyzny.
P o d w p ły w e m m yśli p o d o b n y c h z d a wało się nam, że c z y te ln ik o m W s z e c h ś w ia ta o d d a m y p rzy słu gę , s tr e s z c z a ją c w g łó w n y c h p u n k t a c h o b sz ern y życiorys B e rth e lo ta , n a p is a n y przez d łu g ole tnie g o ś w ia d k a j e g o czynów i t o w a rz y s z a p r a cy, E m ila J u n g fle is c h a 1). Z n a k o m ity t e n uczony i p a t r y o t a fra n c u s k i, o g ła s z a j ą c s tu d y u m o sw ym m is trz u w o rg an ie che m ik ó w fra n c u sk ic h , rozum iał, że za
s łu g ch e m icz n y c h B e r th e lo ta nie m a po
trz e b y p rzy po m inać ty m , k tó rz y j e z n a ją i cenić um ieją. Z re sz tą w y c z e rp a ć udział B e r th e l o ta w rozw oju chem ii byłoby z a dan iem przechodzącem siły jed n e g o czło
wieka, g dy ż n ie m a gałęzi tej n a u k i, w k tó rej by 0 11 nie p o z o s ta w ił donio słych śladów swej tw órczości. W ciągu n ie mal 60-letniego swego zaw o d u B e rth e lo t z a b ie ra ł głos t a k często, że lis ta d r u k o w a n y c h je g o p u b lik a c y j p rze n o si n i e p r a w d o p o d o b n ą liczbę o ś m iu s e t n u m eró w . T em w ięk sze a pełne czci z d u m ie n ie b u dzi obraz w s z e c h str o n n e j d z iałaln o ści t e go nad lu d zk ą m ia rę n ie s tru d z o n e g o u m y słu, n a k re ś lo n y przez p. J u n g ll e is ć h a z ró w n e m z n a w s tw e m j a k p ie ty z m e m dla m istrza.
»}•
* #
*) M arcellin B erthelot, p a r E. Juugfleisch.
B ulletin de la Societe chim iąue de France. L u ty , I‘J13 r.
P io tr E u g e n iu sz Marceli B e rth e lo t u j rzał św ia tło dzienne w P a ry ż u 25 p a ź d z ie rn ik a 1827 r. ja k o syn J a k ó b a M ar
cina B e rth e lo ta , le k a r z a w je d n e j z u b o gich a g ęsto zalu dniony ch wówczas dziel
nic m iasta. W z r a s ta j ą c wśród k o c h a ją cej go b ardzo rodziny, nie miał, j a k sam to we w spo m n ie n ia ch swoich zaznacza, d z ie c iń stw a ja s n e g o i bez troski: był s ł a bow ity, niespokojne rew o lu c y jn e czasy rzą d ó w L u d w ik a Filipa s tr a s z y ły jeg o w yo b ra ź n ię dziecinn ą k r w a w e m i scenam i, w cześnie też, bo, m ając zaledwie la t dzie
sięć, dośw iadczał lę k u przed p rzyszłością i to uczucie pozostało m u n azaw sze. We w stę p ie do w y d a n ia swej k o resp ond ency i z R e n a n e m t a k o tem pisze: „N igdy nie ufałem życiu całkowicie: z b y t wiele z a w ie ra ono niepew n ości i możliwości nie do pow etow ania. S tą d uczucie s m u t k u i niepo ko ju, k tó re nie opuszczało mnie wr ż a d n y c h okolicznościach życia, a było żyw sze w młodości, poniew aż w te d y nie z n a łe m jeszcze tej pogody, j a k ą daje p e r s p e k t y w a coraz bliższego końca w szel
kiej rad ości i w szelkiego sm u tk u " . Gdy p rzy sz e d ł czas rozpoczęcia n auki, młody B e r th e lo t poszedł n a jp ie rw do szkółki e le m e n ta rn e j m iejskiej. Sposobowi, w j a ki go ta m uczono, zawdzięczał późniejsze p rz y z w y c z a je n ie do s z y b k ic h m etod l i czenia pam ięciowego, k tó ry c h używał, g d y trz e b a było oznaczyć r e z u l ta t y liczbowe d ośw ia d cz e ń n a u k o w y c h . Po szkółce ele
m e n ta rn e j nastąp iło Kolegium H e n ry k a IV. T u B e r th e lo t rozpoczął g ru n to w n e i ś w ie tn e s tu d y a klasyczne, t u dał p o z n a ć n a u c zy c ielo m sw e w y ją tk o w e zdol
ności, tu z a b ły s n ą ł je g o um ysł, o tw a r t y dla n a jb a r d z ie j różnych um iejętności, zdolny do p r a c y usilnej i poważnie ju ż z a ję ty m y ślą o przyszłości n auk o w e j.
W t y c h czasach n a u k i ścisłe m iały w z a k re s ie n a u c z a n ia średniego m iejsce d a le ko s k ro m n ie js z e niż obecnie, to też B e r
th e lo t w y k s z tałc ił się p r z e d e w s z y s tk ie m w k i e r u n k u lite ra c k im , h i s to r y c z n y m i fi
lozoficznym. W s p o m in a sam, że brał
w sz y stk ie n a g ro d y za wiersze łacińskie
i pisał m nó stw o w ierszy fra n c u sk ic h .
W yższość je g o była w K olegium H e n r y
k a IV-go ogólnie u z n a n a , podziw iano
.N® 44 W SZECHSWIAT 691 w n im ogrom pracow itości, zm ysł w yna-
lasczy, zdolności logiczne, niezw yk łe g r a nice pamięci, zręczność doświadczalną, łatw o ść przechodzenia od je d n e j dziedziny poszukiw ań do innej, pozornie z poprzed
n ią niezw iązanej. N ietylko profesorowie, ale i koledzy widzieli w nim ju ż w tedy przyszłą sław ę n a u k o w ą . (Przem ówienie Pouąuógo n a obchodzie pięćdziesięciole
cia B erthelota).
W r o k u 1846, m ając l a t 18, Berthelot, po szere g u try u m fó w szkolnych, o trz y mał n a g ro d ę honorow ą z filozofii n a k o n k u rsie pow sz e c h n y m liceów francuskich.
T akie w y k sz tałc en ie filozoficzno - litera c kie miało głębokie znaczenie dla p rz y s z łego wielkiego chem ika, sam cenił je też bardzo wysoko. Pisząc np. o Lavoisierze, w y raża się w ten sposób — a te słowa zdają się by ć przez niego do siebie sa
mego skierow ane: „W szedł w życie, po
s iadając k u ltu r ę klasyczną, k tó ra wprawr- dzie wielkich ludzi nie stw arza, ale za
pew nia im tęgie w y k s z ta łc e n ie um ysłowe, n a w y k n ie n ie do p ra c y i łatw o ść pisania, p o trzebne zarów no dla m etodycznej cią głości ich prac, j a k i dla rozpow szech
niania ich idei". („La rćv o lu tio n chim iąue, L a v o isie r“). W Kolegium H e n ry k a IV B e rth e lo t znalazł ponadto środow isko w y b itn y c h współuczniów, którzy w yw arli n a jeg o rozwój u m y sło w y w pływ bard zo znaczny, a później stali mu się kołem w ie rn y c h przyjaciół.
N ajlepszego j e d n a k z p ośród przyjaciół znalazł poza szkołą, choć jesz c ze do niej w te n c za s uczęszczał. Było to w l is t o p a dzie 1845 r., B e rth e lo t miał la t 18 i m ie szkał w p ew n ego ro d zaju intern acie, j a k ic h wów czas było wiele. W ty m to in ternacie, przeznaczonym je d y n ie dla u cz
niów Kolegium H e n r y k a IV, obowiązki k o r e p e ty to r a objął E r n e s t Renan, młody również, 22-letni, poróżnio ny z kościołem, filozof. Pokoje m łodzieńców znajd ow ały się obok siebie i od chw ili pierw szej z n a jomości, blizcy sąsiedzi s ta li się p r z y j a ciółmi. Łączył ich je d n a k o w y zapał do nauki, rodzajem w y k s z ta łc e n ia je d n a k różnili się bardzo. W k ró tc e porozum ieli się ta k doskonale, że różnice w w y k s z t a ł ceniu i u p o d o b aniach u m y sło w y c h sta ły
się im tylko bodźcem do dy sk u sy j, w k t ó ry ch je d n a k o w a u obu żądza wiedzy czy
stej coraz jaśn ie js z y m rozpalała się pło
mieniem. Nocami rozpraw iali i p ra c o wali z zapałem, dopełniając wzajem nie swoje braki. Kiedy zaś B e rth e lo t u k o ń czył k u rs m a te m a ty k i specyalnej w Ko
legium H e n r y k a IV i przeniósł się do oj
ca, rozpoczęły się odwiedziny wieczorne.
Najczęściej B erthelo t przychodził do Re- nana, a po kilkugodzinnej rozmowie Re
nan odprow adzał przyjaciela. Pon iew aż j e d n a k n ig d y nie mogli dokończyć roz
m owy, więc po kilk a ra z y wracali t ą sa m ą drogą, ta m i napow rót, pochłonięci i rozg orączk ow ani k w e s ty a m i n aukow e- mi. Na p unkcie po lityk i tylko nie mogli dojść do porozumienia: B erthelot, w ie rny zasadom ojca, był repu b lik an in e m , Re
nan, skłaniał się k u w ładzy despotycz
nej, k tó rą uw ażał za j e d y n ą wobec po
wszechnego rozprzężenia w społeczeń
s tw ie — oczywiście m arz y ł o despocie do
broczynnym , w ykształcon ym , liberalnym i pełnym zalet u m ysło w ych. O przyjaźni swej z B e rth e lo te m R en an w y ra ż a się w sw yc h p a m ię tn ik a c h zawsze z n a jw ię k s z y m zapaleni. „Węzeł głębokiego p r z y wiązania, łączący nas — p ow iada — był z p ew nością z rodzaju n a jrz a d s z y c h i n a j dziwniejszych. P r z y p a d e k zbliżył wr nas k u sobie dwie n a tu r y zasadniczo objek- ty w ne, chcę powiedzieć, w yzw olone o ile to tylko możliwe z tego wązkiego wiru, k tó ry w iększość św iadom ości czyni po- dobnem i do m ałej sam olubnej otchłani, n ib y pułapki m rów kolw a. N ie n a w y k li do p rz y g lą d a n ia się s a m y m sobie — bardzo mało p rzygląd aliśm y się j e d e n drugiem u.
P rz y ja ź ń na sza polegała na tem , że u c z y liśm y się w zajem nie, że wobec t y c h s a m ych przedm iotów wiedzy d o św iad cza
liśm y jed n a k o w e g o i wspólnego b u rze n ia się um ysłu, wyw ołanego przez w y b itn e podobieństw o naszych organizacyj u m y słow ych. Co zobaczyliśm y wspólnie, w y dawało nam się ju ż pew 'nem “.
Z pośród rozpow szech nio nych wówczas
d o k try n filozoficznych, d o k try n a K anta,
zakre śla jąc a dla myśli g ra n ic e e k s p e r y
m entu, w y w a rła w p ływ przew ażający na
rozwój pojęć B e rth e lo ta i Renana. W i
692 WSZECHSW IAT JMs 44 d ać to w w ielu m iejscach ich pism n a u
k ow y ch i w ich k o respo n den cy i. B e r th e lot w y m ie n ia d w a d zieła K anta, które, j e g o zd aniem k ształciły ludzi je g o poko
lenia: „ K r y ty k ę czysteg o Rozumu" i „Kry:
t y k ę R o z u m u p r a k ty c zn e g o " . (Science et lib rę pensee, str. 28). W dziełach p r z y ja c ió ł widać też i w pływ , j a k i u m y s ły ich wzajem n a siebie w y w ie ra ły , w p ływ te n obaj w y ra ź n ie z a znaczają i to aż do ko ńca życia. R enan pow iada, że nieraz s p o ty k a ją c w sw y c h p rac a c h myśl, k tó rą w sp ó ln ie p rze d y s k u to w a li, p y t a ł sam sie
bie, do kogo ona należy, t a k dalece t r u dno m u było w t y m b lizkim zw iązku u m y sło w y m z przy ja cie le m odróżnić s w o j e pom ysły od jego.
„ W sz y s tk o , co m ogłem pow iedzieć do
brego o całości ś w i a t a —m ówi nareszcie, pochodziło od ciebie, sobie z a ch o w u ję udział w w y ć w ic z e n iu tw e g o z m y słu fi
lozoficznego i nie p r a g n ę nić pon ad to".
B e r th e lo t ze swej s tro n y , s tw ie r d z a ją c zawsze różnice w p o jęciach zasadniczych, z n a jd u je podob ieństw o w j e d n a k o w e m u n ic h obu u k o c h a n iu dobra, sz tu k i i p ra w d y p o n a d w sz y stk o , w z a m iło w a niu do samej isto ty rzeczy, po zb aw io n em najzu p ełniej wszelkiego egoizm u i oso
b isteg o in te r e s u . Po śm ie rc i R e n a n a p i sze, że m iał in n y ch przyjaciół, ale żaden nie b y ł m u t a k blizki i żaden, odchodząc, nie pozostaw ił po sobie dotkliw szej p u s t ki w je g o ż y c iu indy w idualnem . Ta p r z y ja ź ń la t w io se n n y ch , p rzy ja ź ń d w u m ło
dych dusz g o rąc y c h , d w u u m y słó w c ie k a w y c h i nieposp o lity ch p ozostała s k a r bem całego życia. W imię je j B e r th e lo t m ógł p isać w w ie k u dojrzałym : „Żyłem w ie rny m a r z e n iu o spra w ie d liw ośc i i p r a wdzie, k tó re p rzy św ie c a ło mojej m ło d o ści".
W c ią g ły m zw iązku i n te le k tu a ln y m , R e na n i B e r th e l o t doszli do j e d n a k o w e g o praw ie sposo bu w id z e n ia rzeczy, ta k , że dzieła ich b y ły p rac ą obu, b y ły w w ielu m ie js c a c h ś w ia d o m e m o d tw o rze n iem ich n ie s k o ń c z o n y ch ro zp ra w n a u k o w y c h p i śm ie n n y c h i u s tn y c h . Często bardzo, gdy B e r th e lo t był z a ję ty w swem laborato- r y u m ż m u d n ą p racą oznaczeń te rm o c h e - m icznych, R enan, m ie s z k a ją c y wów czas 1
w c h a ra k te r z e a d m in is tra to ra w Collćge de F ra n ce , przychodził do niego i rozpo
c z y n ała się d łu g a rozm ow a filozoficzno- n a ukow a . D ośw iad czen ia B e rth e lo ta s t a w a ły się w te d y n ieraz potężnym środ kiem d y sk u s y jn y m , a ówczesny w spół
p r a c o w n ik B e rth e lo ta L o u g u in in e —św ia
d e k n ie m y lecz u w a ż n y ty c h uczonych rozm ów, ze z dum ieniem od najdow ał po
tem ich odbicie, czy ta ją c „Dyalogi filozo
ficzne" R enana, w y raźnie zresztą zależ
ność s w ą od B e rth e lo ta zaznaczające. Re- m in is ce n c y e z posiedzeń lab o ra to ry jn y c h , o d b y w a ją c y c h się w różn ych czasach, m ożna rów nież odnaleźć w in n em dziele R enan a, m ianow icie w „Przyszłości n a u ki" (L ’A v e n ir de la Science). Rzecz ta, n a p is a n a przez R en a n a w młodości je s z cze, z ostała w y d a n a daleko później, w r o k u 1890. Praw d o p o d o b n ie olbrzym ia, w oczach R enana o d b y w a ją c a się p raca g ro m a d z e n ia d a n y c h liczbow ych dla s tw o rze n ia m ec h a n ik i chemicznej, przy czy n iła się do w zm ocnien ia w r.im p rzek o n a n ia o ważności na u k o w e j długich, cierpli
w ych, u p a r t y c h d o św iad czeń i p o s z u k i
w ań. Dał te m u wyraz, p o rów n y w ając w wym ienionej w iaśnie książce n a u k ę do budow li wieków, mogącej wznosić się j e d ynie p rzez n a g ro m a d z a n ie się m as ol
b rzy m ich , w k tó ry c h j e d e n k a m ie ń mało w idoczny i bez im ienia może sta n o w ić całe je d n o życie n ie u s ta ją c e g o w ysiłku.
Blizki s to s u n e k i n te le k tu a ln y po m iędzy B e r th e lo te m a R e n a n e m okazuje się szcze
gólniej j a s n o w k o res p o n d e n c y i p r z y j a ciół z la t 1847 do 1892. Ten zbiór listów ogłoszony przez B e r th e lo ta w r o k u 1898' j e s t n ie k o m p le tn y z konieczności: bra-, k u je w ielu listów z czasów d łu g ic h eks- pedy cyj w schodnich Renana, szczegól
niej listów B e r th e lo ta do niego. Z d a rza ją się też w czasie w y m ien io n ym całe tak ie o kresy, k ie d y p rzy ja cie le są razem i pi
sać nie p o trzebu ją. Pom im o to, kores- p on de nc ya, t a k a j a k je s t, pozwala poznać ze z n a cz n ą d ok ładn o ścią dw u w ielkich ludzi, k tó r y c h j e s t dziełem; pokazuje, j a k ą pomocą, j a k ie m in te le k tu a ln e m pod
trz y m a n ie m b y ł j e d e n dla dru giego przez
l a t pięćdziesiąt. Z p u n k t u w idzenia zaś,
k tó ry n a s w tej chwili i n te r e s u je — daje
M 44 W SZECHSWIAT 693 m nóstw o z a jm u ją c y c h w sk a z ó w e k co do
p ew nych okoliczności szczególnych życia B erthelota. P r z y ja ź ń dw u w ielkich lu dzi, złączyw szy ich w życiu, uc z y niła ich też nierozłącznym i dla potomności.
Bez względu ju ż na okoliczności, w j a kich się rozwijał, zm ysł filozoficzny ta k j e s t z n aczn y w p r a c y chemicznej B e r t h e lota, w y c isk a na p r a c y tej t a k szczegól
ne piętno, że należy w ogólnych z a ry sach poznać j e g o c h a ra k te r . P rz y roz
m aitych sposobnościach B e rth e lo t p rz e d sta w ia ł idee naczelne, k tó re m i k ierow ał się od młodości. S tre śc ił j e potem w li
ście do R e n a n a z r. 1863, a list te n stał się z czasem p ierw sz y m rozdziałem dzieła
„N auka a Filozofia" pod ty tu łe m „ W ie dza id e a ln a i wiedza p o z y ty w n a " (La science ideale et la science positive).
B e rth e lo t p rze d staw ił t u swój pogląd oso
bisty na m etody, j a k ie m i należy p o s łu g i
wać się w różn ych n a u k a ch , j a k również na rodzaj i stop ień pew n ości co do r e zultatów , d a ją c y c h się osiągnąę w róż
n y ch gałęziach wiedzy lu dzkiej. P o w ia da, że wiedza p o z y ty w n a nie śledzi ani przyczyn ani końca rzeczy, lecz p o p rz e s ta je na s tw ie rd z a n iu fak tów i łączeniu ich zapomocą n a ty c h m ia s to w e g o u s to s u n kow yw ania. Ł a ń c u c h ty c h stosunków, codziennie p rze d łu ża n y w y siłk a m i u m y słu ludzkiego, sta n o w i w iedzę pozytyw ną.
W iedza p o z y ty w n a nic nie odgaduje; gdy z a sta n a w ia się n a d czemś, co już istn ie je , m u si m ieć d a n e o p a rte n a d o św iad
czeniu a nie na koncepcyi dowolnej; wię
cej jeszcze: pojęcie, p o w s ta ją c e n a p od staw ie doświadczenia, j e s t zaledw ie mo
żliwością, n ig d y pew nością; pew n o ścią s ta je się dopiero w ted y, g d y z o staje od
k r y te zapomocą o b se rw a c y i b e z p o śre d niej, zgodnej z rzeczyw istością. Co do wiedzy idealnej, to m ożna o siągnąć w niej możliwość je d y n ie oparłszy się na m e t o dach, sta n o w ią c y c h siłę i pew ność w ie
dzy pozyty w nej. Tej sam ej j e d n a k pe
wności osiąg nąć niepodobna. Obok fak tów s tw ierd zon ych wiele m iejsca zajm u je t u i zajm ow ać będzie zawsze w yobraźnia.
Działo się już t a k w s y s te m a c h d aw nych,
tylko podaw an o tam a priori i j a k o r e z u lta t konieczny rozum ow ania to samo połączenie p r a w d y i fantazyi, k tó re od
tą d powinno się p rz e d staw ia ć w swoim w łaściw ym ch ara k te rz e.
B erthelot nie miał więc d a n y c h ani p r zy g o to w a n ia n a teo re ty k a ; stosow anie teoryi prowadziło go z b y t często do po
szukiw ań, na ja k ic h p u n k ta c h pewność przestaje j e j towarzyszyć. W e d łu g n ie go, uczonym kierow ać p o w inn a m etoda naukow a, a nie m arzenie. Je śli pod n a ciskiem ja k ie g o ś sp ostrzeżenia dał się u nieść czasam i czystej spekulacyi, k tó ra czaruje w yobraźnię i u kazuje nowe ho
ryzonty, to w n e t p ow racał do w iedzy po
z ytyw nej, stw ie rd z a ją c f a k ty i łącząc je ze sobą zapomocą sto su n k ó w n a ty c h m ia stow ych. Zdaniem B e r th e lo ta (list do Renana, listopad, 1863) m etoda d o św ia d czalna może być stosow ana z dostatecz- nem p raw dopodobieństw em do b a dan ia k w e s ty j ekonomicznych, polity czn ych i m oralny ch. Poza dziedziną obserw acyi u m y sł ludzki, po bu dzany niew id zialną siłą, s ta r a się zgłębić to, czego nie wie.
Jeśli ju ż j e d n a k m a m y wznosić się zapo
m ocą filozofii tam , gdzie nie sięga do
św iadczenie, to niechże ta filozofia nasza w rośnie ja k n a jm o c n ie j w n a u k ę i rz e c z y wistość. To j e s t idea głów na B e r th e lo ta i koło niej k r ą ż ą jeg o w sz y s tk ie teorye m oralne i społeczne. W działalności zaś społecznej wielki uczony widzi p rze w aż n ie konieczne przedłużenie swego apo
s to ls tw a naukowego.
Z d ługich rozm ów z Renanem n a t e m a t w ie c zy sty ch zagadnień, dręczących u m y sły ludzkie, z u p a d k u i gru zó w d a w n y c h w ierzeń B erth elot w yniósł coś co m u się w ydało pewnością: w ia rę w j e dność p raw przyrody. Ta w ia ra stała się przew odniczką j e g o p rac nau ko w ych , p rzejaw iła się we w sz y stk ie m , co k i e d y kolwiek napisał, n a d a ła dziełu B e rth e lo ta je d n o ść przedziw ną. Podnoszono to n ie j e d n o k r o tn ie w różnych p u b lik a c y a c h t r a k t u j ą c y c h o wielkim uczonym. N aj
dokładniej określił to P a w e ł Painlevó,
mówiąc: ...„Chciałbym tylko na kilku
k a r t a c h dać poznać g łęb o k ą zgodność, j a
k a zachodzi pom iędzy dziełem n a uk ow e m
694 W SZECHSW IAT JV» 44 a m y ś lą p rze w o d n ią B e rth e lo ta , zgodność
daleko rzadziej s p o ty k a ją c ą się w śró d uczo ny ch, n iż b y to się zdaw ać mogło.
J e s t zaś t a k d lateg o , że od dw u d ziesteg o ro k u życia filozof z a p ła d n ia ł w nim i p r o w adził che m ika, a w sz y s tk ie od k rycia c h e m ik a przy n o siły w s p a n ia łe s tw ie r d z e nie p rze w id y w an io m filozofa. D la te g o to dzieło B e r th e lo ta p rze d staw ia , mimo swej różnorodności i rozciągłości, je d n o ś ć t a k n ieporów naną..." (La philosophie de M ar
celin B e rth e lo t, Revue des Idees, 1907).
W k ró tc e po o trz y m a n iu n a g ro d y hono rowej z filozofii, 8 s ie rp n ia 1846 ro k u B e rth e lo t u z y s k a ł stopień b a k a ła rz a n a u k h u m a n is ty c z n y c h (b ac h e lie r es le ttre s ), sk o ń c zy w szy zaś k u r s m a te m a ty k i spe- cyalnej w K o leg iu m H e n r y k a IV zdał b a k a la u r e a t z n a u k m a t e m a t y c z n y c h 12 sie rp n ia 1848 r. J e d n o cz e śn ie chodził n a w y k ła d y do College de F r a n c e , s ta r a ją c się w y b r a ć sobie k ie r u n e k n a u k o w y . R a zem z nim uczęszczał tam i Renan. Spo
ty k a li się na s łu c h a n y c h sp ecy a ln ie przez tego o s ta tn ie g o w y k ła d a c h s a n s k r y t u E u g e n iu s z a B urnoufa. Głęboka e r u d y c y a teg o p rofeso ra w n a u k a c h re lig ijn y c h była dla R e n a n a źródłem później r o z w i j a n y c h g e n ia ln y c h pom ysłów lite r a c k ic h i h is to r y c z n y c h , dla B e rth e lo ta , j a k sam p rzy z n a je , ro zm o w y z B u rn o u fem m ia ły znaczenie b ardzo wielkie, k s z ta łto w a ły j e g o u m y sł, z a p ła d n ia ły i w y z w ala ły m y śli. Z a s a d y j e d n a k późniejszej swej o so b iste j działalności n a u k o w e j B e r th e lo t zdoby w ał u in n y c h profesorów. Z pom ię
d z y nich R e g n a u lt, n a jw ię k sz y w ów czas lizyk, może c ia s n y nieco w sw ych p o glą dach ogólnych, lecz n ie p rz e ś c ig n io n y w ścisłości e k s p e r y m e n ta ln e j, w y w a rł n a w y k sz tałc en ie n a u k o w e B e r th e lo ta w pływ najzn aczn iejszy .
B e r th e l o t w a h a ł się wów czas co do w y boru k a ry e r y . Skłaniał się n a jp ie rw ku nau c zy c ielstw u , później pod w p ły w e m ojca, p r a k t y k u j ą c e g o zawsze lekarza, z a pisał się n a m e d y c y n ę 4 listo p a d a 1848 roku. Po dw u latach s tu d y a m ed y c z n e porzucił, w r a c a j ą c j e d n a k do n a u k l e k a r skich w późniejszy m czasie, g d y był p r e
p a ra to re m w Collóge de F ra n c e i za jm o w a ł się o trz y m y w a n ie m s y n te ty c zn e m m a te ry j org aniczn ych oraz chem ią fizyo- logiczną; pch ał go z re s z tą w t y m k i e r u n k u j e d e n z przyjaciół, K la u d y u s z B e r n a rd , również p r e p a r a to r w Collóge de F ra n c e . Badania z tego z a k re su dały mu w stę p do A k a d e m ii Medycznej. Z resztą niedokończone te s tu d y a nie oddalały go widać z bytnio od n a u k fizycznych, skoro w koń c u pierw szego ro k u m edyc yn y , 26 lipca 1849 r. o trzy m ał od W y d ziału n a u k w P a r y ż u s to p ie ń lic e n c y a tu fizycznego.
W a h a n ia z a te m w wryborze drogi n a u k o wej nie u sta w a ły . Co w ięcej—B erth elo t z a sta n aw ia ł się czy w y b ra ć n a u k ę ścisłą czy l ite r a tu r ę , daw niejsze bowiem w y k sz ta łce n ie litera c k ie , h isto ry cz n e i filo
zoficzne, uw ieńczone ś w ie tn e m pow odze
niem , zostawiło na n im swój ślad nieza
t a r ty . N aw et, g dy ju ż d ro g a została s ta nowczo w y b ra n a , pozostał przez l a t k ilk a cień niepew ności. W iem y to z listów do Renana. W ie m y też, że R enan odwodził p r z y ja c ie la od k a r y e r y n a u k o w e j, z a rz u cał mu, że odm aw ia sobie zbytnio zado
woleń este ty cz n y c h , że niedość pilnie po
szu k u je piękna, chociaż um ie j e wielbić.
B e rth e lo t miał wówczas 23 lata, w parę dni po o trz y m a n iu lis tu R en a n a ogłaszał s w ą p ierw szą ro zpraw ę n a u k o w ą i z pe
w n o śc ią żaden chem ik n a świecie nie będzie żałował, że w p ływ R en a n a okazał się w ty m razie nied o sta te c zn y m .
W k o ń c u ro k u 1849 B erth elo t, coraz
bardziej z a n ie d b u ją c y m ed y c y n ę dla c h e
mii, rozpoczynał s w ą pracę w laborato-
ry u m Pelouzea. L a b o r a to r y u m to, u f u n
dow ane przez Pelouzea dla n au czan ia
p ra k ty c z n e g o chemii, mieściło się w P a
ry ż u n a ulicy D a u p h in e Na 24 i 26 i oprócz
w ielkich sal ogólnych, gdzie pracow ali
uczniow ie, posiadało k ilk a m niejszych,
p rze z n a cz o n y c h d la Pelouzea i chemików,
o d d a ją c y c h się p oszukiw aniom n a u k o
wym . Była to fu n d a c y a p ry w a tn a , gdzie
praco w ali prze w aż n ie przyszli p rz e m y
słowcy, a r e z u l ta t y tej p rac y okazały się
doskonałe. Z pomiędzy k iero w n ik ó w p rac
la b o r a to r y jn y c h w y m ien ić należy Bares-
JMe 44 W SZECHSW IAT 695 willa, A m a d e u sz a G irarda. Z pom iędzy
sła w n y ch uczonych, k tó rz y tam prac sw y ch dokonali — Cahoursa, Gerhardta, M enarda i in. P o zatem la b o r a to r y u m P e louzea pociągało również fizyologistów, i n te re s u ją c y c h się zagadnien iam i chemi- cznemi, j a k np. K lau dyu sza Bernarda.
W tak ie m środow isku B erthelot rozpoczął sw ą p r a k t y k ę chemiczną. W k ró tc e zo
stał kiero w nik iem prac uczniów, ta k zw.
p r e p a ra to re m , w ćwiczeniach głównie z chemii stosow anej. P o b ie ra ł wów czas 600 fran kó w rocznie. N auczanie chemii przem ysłow ej nie odsunęło go je d n a k od z a gadnie ń n a u k i czystej. Po kilku m ie
siącach p o b y tu u P elouzea ogłosił dwie pierwsze rozprawy: 27 m a ja 1850 roku o sk ra p la n iu się gazów pod ciśnieniem rozszerzającej się rtęci, a 24 czerwca t. r. o p e w n y c h z ja w is k a c h to w a rz y s z ą cych g w a łto w n e m u rozszerzaniu się cie
czy. S tu d y a te w y k a z y w a ły już p e w n ą oryginaln o ść u m y słu ich a utora, a t e m a ty ich różniły się znacznie od z w y k ły c h tem a tów prac lab o ra to ry jn y c h .
Na po czątk u 1851 r. B e rth e lo t został m ia n o w a n y p re p a ra to re m chem ii w Col
lege de F r a n c e przy B alardzie i n a ż ą d a nie tego profesora. Odtąd przez l a t 8 pracuje n a d zdobyciem s ław y, ogłaszając pierw sze swe r o z p ra w y z z a k re s u chemii organicznej, o d k ry w a ją c alkohole wielo- hydroksylow e, d o k o n y w a ją c sy n te z y ciał tłu s ty c h o b o ję tn y c h i i n n y c h s u b sta n c y j n a tu r a ln y c h i t. d. Po ośm iu la ta c h a s y s te n t u r y u B a la rd a B e rth e lo t m a ju ż sła
wę w szechśw iatow y. Zdobyw a też sobie o grom ne uznanie i miłość u profesora, k tó ry n ie s tru d z e n ie d opom aga m u w u z y sk iw a n iu coraz w y ższych sta n o w is k i z a
biega o stw o rz e n ie k a t e d r y chemii o r g a nicznej dla niego. Gdy k a te d r a ta zo
s ta ła k reo w a n a, B a la rd u s tę p u je Berthe- lotowi części z a jm o w a n e g o przez siebie Jokalu. Radzi go się też c h ę tn ie w r a zach tru d n ie js z y c h . B e r th e lo t ze swej stro n y z ach ow ał przez całe ż y cie' w d z ię czność dla p rofesora za ty le doznanej życzliwości. Dał tem u w y ra z g d y w y p a dło m u o znajm iać o śm ierci Balarda: p o d
niósł bow iem niety lk o je g o zasługi n a u kowe ale i tę przychylność, j a k ą otaczał rodzące się powołania i m łodych praco
wników.
W kw ietniu 1854 r. B erth elot zdobył d o k to ra t n a u k fizycznych. Jego ro zp ra w a prom ocyjna nosiła tytuł: „R ozpraw a o połączeniach g licery ny z kw asam i i o syntezie bezpośrednich części składow ych tłu s z c zó w zw ie rz ęc y c h “. R ozprawa ta z n a j
d u je się w Rocznikach Chem ii i F izyki (A nnales de Chimie e t de P hy siąue ) z t e goż roku i stanowi epokę w dziejach che
mii organicznej, zaw iera bowiem o d k ry cie alkoholów w ielohydroksylow ych.
W szeregu sw y ch stu d y ó w B e rth e lo t liczy tak ż e s tu d y a farm ac e u ty c z n e . S to pień a p te k a rz a I klasy o trzy m ał 29 listo pada 1858 r. po obronie tezy n a te m a t m ate ry j cukrow ych. W rozprawie n a ten t e m a t nap isa n e j część n a jobszerniejsza t r a k t u je o dw u o d k r y ty c h przez niego n ow ych rodzajach cukru : treh alozie i me- lezytozie. N ie p rz e rw a n y odtąd szereg od k ry ć wielkiej w agi spraw ił, że po m yśla
no wreszcie o u sta n o w ie n iu dla B e r th e lo ta k a te d r y chemii organicznej, dotąd bowiem, t. j. do r. 1859 chem ia o r g a n i
czna była u w a ż a n a za d od a te k do chemii n ieorganicznej. Na w niosek wyższej Szko
ły F a rm a c e u ty c z n e j, d e k re te m p a ń s tw o w y m z 2 g r u d n ia 1859 r. powołano M ar
celego B e rth e lo ta n a profesora pierwszej k a te d r y m ającej służyć w yłącznie nauce chem ii o rganicznej. U rządzenie odpo
wiedniego la b o r a to r y u m trw ało l a t kilka, a B erth elot pracow ał tym czasem w labo r a to r y u m Balarda.
M.
(Dok. nast.).
W Y S I Ł E K L U D Z K I: J E G O W A R T O Ś Ć W N I E K T Ó R Y C H P R Z Y P A D K A C H Ż Y C I A C O D Z I E N N E G O .
Chociaż m otor ludzki, niebacząc n a po
stę p y m echaniki, n a jw ię k s z e m a w prze*
696 W SZECHS WIAT No 44 m y ślę zastosow anie, j e s t pomimo tego
n a jg o rz ej znany. Motory w odne lub t e r m iczne nie m a j ą ju ż ta je m n ic dla i n ż y nierów, o m otorze lu d z k im niewiele po
s ia d a m y wiadomości. G dy A m e ry k a n in T aylor ośw iadczy ł przed k ilk u laty , że n a le ż y zb ad ać n a uk o w o i niejak o cyne- m a ty c z n ie p rac ę ludzką, tak , j a k się b a da r u c h m aszyn y, g d y w y k a z y w a ł k o r z y ści, j a k i e dałoby to bad a n ie , został za- k rzy c z a n y . A j e d n a k m yśl ta nie była nowa.
W e P r a n c y i b a d a n ia m o to r u ożyw ion e
go wogóle, a w szczególności m oto ru lu d z kiego, c ią g n ą się oddaw na. Do cie ka w y c h w y n ik ó w doszedł m iędzy in n y m i Ringel- m ann, p rofesor I n s t y t u t u a g ro n o m ic z nego.
J u ż w ro k u 1881 i przez p a rę la t n a s tę p n y c h R in g e lm a n n b a d a ł w ysiłki, do j a k i c h są zdolne woły robocze różnych r a s fran c u sk ic h : r o z p ra w y sw e w tym przedm iocie ogłosił w A n n a le s de l’In sti- t u t A g ro n o m ią u e r. 1907. Od r. 1882 do 1887 za ją ł się b ardziej p r a c ą ludzką, a m ianow icie w y k o n a ł ze sw ym i u c z n ia mi szereg dośw iadczeń dla u s ta le n ia s to s u n k u p o m iędzy różnem i s p oso b am i d z ia łan ia ty c h m otorów. P r ó b y te s tr e ś c im y w n in ie jsz y m a r ty k u le , o p iera ją c się na rozpraw ie R in g e lm a n n a, ogłoszonej w A n nales de 1’I n s t i t u t A g ro n o m ią u e .
R in g e lm a n n p r z e d e w s z y s tk ie m zadał sobie p y ta n ie , czy i s t n i e j e — j a k to z d a w ały się s tw ie rd z a ć do św ia d cz e n ia — p e w ien z w iązek po m iędzy w z ro s te m j a k i e j kolw iek j e d n o s tk i a je j ciężarem , oczy
w iście po o d jęc iu w ag i u b r a n ia . D zie
w ię c iu chłopców poddało się dośw iadcze
niom. Ich w a g a w a h a ła się po m ięd zy 54,5 kg a 84 kg, w z ro s t od 1,60 m do 1,74 m.
N a s tę p n ie p rze p ro w a d z ił po rów n an ie pom iędzy w ysiłk ie m podczas ciągnięcia, trw a ją c e g o p rzy n a jm n ie j c z te ry do pięciu s e k u n d (dośw iadczenie to polegało na cią g n ięc iu s z n u ra o długości pięciu m e trów', przerzuco nego p rzez ram ię), a n a j w ię k s z y m w ysiłkiem , ja k i, w ty c h s a m y c h w a r u n k a c h , może b y ć wry k o n a n y w bard zo k ró tk im p rz e c ią g u czasu. Z prób ych w ynika, że, średnio, w ysiłek, u trz y - t
m y w a n y przez pewien p rzeciąg czasu, s ta n o w i 0,84 n ajw ięk szeg o w y siłk u chw i
lowego, któ ry ze swej stro n y ró w n y j e s t 0,88 w agi jed n o s tk i. Otóż, jeś li człowiek, w ażący 73 kg ciągnie sznur, p rze rz u co n y przez je g o ram ię, jego n a jw ię k sz y c h w i
low y w y siłek będzie ró w n y 73 X 0,88 = 64,2 kg, a wysiłek, trw a ją c y ja k iś c^as
64,2 kg X 0,84 = 54 kg.
Jeżeli sznur nie j e s t przerzucony przez ram ię, lecz c ią g niem y go z boku, s to s u n e k w y s iłk u człowieka do je g o w agi b ę dzie wyższy, aniżeli w p rzy padk u p o p rz e d n im i będzie wynosił, jeżeli w eźm ie
my te sam e wagi, 73 kg X 1,32 = 96 kg z a m ia s t 64,2 kg, a wysiłek, trw a ją c y przez pew ien przeciąg czasu, wyniesie 96 kg X 0,71 = 68 kg, zam iast 54 kg. W y niki te dowodzą jasn o , że ko rzystniej j e s t cią g n ą ć s z n u r z boku, aniżeli, p rzerzu ca
j ą c go przez ram ię.
W iadom o również, że używ ając m otoru lu d zk ie g o lub zwierzęcego, n a jw ię k sz y s k u te k u ż y te c z n y o trz y m u je m y wtedy, g d y p ra c u je j e d e n ty lk o motor, to j e s t j e d e n osobnik. Skoro tylko p rz y ty m s a m y m oporze złączym y dwie lub więcej je d n o s t e k , p rac a , u ż y te c z n a dla każdej z nich, wobec tego sam ego zmęczenia, zm n ie jsz a się w s k u te k b r a k u jednocze- sności wysiłków każdej z jed n o s te k . R in g e lm a n n s ta r a ł się spraw dzić, w j a k im sto s u n k u istn ieje to zm niejszenie pracy.
S tre ś c im y jeg o do św iadczenia w n a s t ę p ującej tablicy:
P raca skuteczna w praktyce Liczba m otorów Liczby względne
dostarczone przez m otor Suma
1 1,00 1,00
2 0,93 1,86
3 0,85 2,55
4 0,77 3,08
5 0,70 3,50
6 0,63 3,78
7 0,56 3,92
8 0,49 3,92
Otóż, jeżeli j e d n a je d n o s tk a , działająca
n a pew ien opór, w y tw a rz a n a p rz y k ła d
w'ysiłek c ią gły 54 kg, to g d y n a tym s a
m y m oporze złączym y n a p rz y k ła d pięć
osobników , te pięć j e d n o s t e k m u sia ły by
JMó 44 WSZECHŚWIAT w p r zy p a d k u jedno czesno ści w y siłk u w y
tw orzyć w ysiłek c ałk o w ity 54 k g X 5 = 2 7 0 kg, g d y ty m c z ase m w rzeczywistości, we
dług poprzedniej tablicy , k aż d a j e d n o s t k a zdobędzie się n a w y siłe k ciągły 54 kg x 0,7 = 37,8 kg, a owe pięć osob
ników, ciąg nąc razem , w y tw o rz y w ysiłek całkow ity 37,8 kg X 5 = 54 kg X 3 ,5 = : 1 8 9 kg z a m ia s t 270 kg.
L ic zby te są najw y ższe, g dy ż pochodzą z doświadczeń, w y k o n a n y c h przez ch ło p ców, którzy usilnie się s ta ra li o j e d n o czesne, na d a n y rozkaz w y k o n y w a n ie r u chów, a w p r a k ty c e , podczas pracy, w a r u n e k te n rza d k o j e s t spełniany. D la te go też, chcąc o trz y m a ć w g r an ic ac h m o
żliwości tę jed n o c z e sn o ść w ysiłków k il
k u ludzi, k tó rz y m a ją razem przezw y cię
żyć pewien opór, j a k n a p rz y k ła d razem wiosłować lub w b ijać pale, każe im się ry tm icznie śpiewać.
Doświadczenia, o k tó ry c h m ówiliśmy wyżej, były n a s tę p u ją c e :
1) Ciągnięcie za s z n u r d w iem a r ę k a mi lub z pomocą chom ąta.
2) Ciągnięcie za dyszel w ehikułu na dwu kołach.
3) Ciągnięcie m ałego dw ukołow ego w ózka o d w u dyszlach.
4) Ciągnięcie taczek.
5) Dośw iadczenia z w agonikam i.
Otóż, jeżeli dwu ludzi działa n a dyszel, k ażdy z n ich w y tw a r z a albo 77,04 kg, al
bo 71,58 kg, zależnie od sposobu c ią g n ię cia. W razie ciągn ięcia za dyszel w e h i
k u ł u o d w u kołach, p ró b y w ykazały, że o trz y m u je m y liczby m niejsze, niż po przednio. S tą d wniosek, że zm niejsza się zmęczenie człow ieka, a pow iększa w a r tość je g o w y siłk u, g d y łą c z y m y dyszle d rą ż k ie m poprzecznym . Do ciągnięcia taczek użyto dw u sposobów, k tó re dały n a s tę p u ją c e w yniki. Jeżeli ro b o tn ik p c h a tac z k i prze d sobą z ciężarem 11 kg , w y siłek jeg o ró w n y j e s t 50,88 %; jeżeli j e ciągnie za sobą z 16 kg, o trz y m u je m y w y siłek 54,72 kg. Otóż te n sposób b y łb y w zasadzie lepszy, ale tru d n ie j j e s t w t e d y kiero w ać tac z k a m i i u trz y m a ć je w równowadze; w p r a k ty c e ro bo tn ik u ż y w a tego sposobu ty lk o z p u ste m i ta c z kami.
697 W p ró b ac h z w agonikam i m am y trzy przypadki. Robotnik może pchać w a g o nik wysoki i w te d y m a m y w y siłe k r ó w n y 62,22 kg ; może pchać niski pomost w agonika i w y siłek je g o j e s t ró w n y 50,02 kg ; wreszcie może te n n isk i p om ost pchać nogą i o trz y m a m y w y siłek 38,28 kg.
P ie rw sz y sposób j e s t oczywiście lepszy, gdyż nie zm usza człowieka do poziomego położenia ciała, które go męczy i z m n ie j
sza jeg o wysiłek. Trzeciego sposobu używ ać można tylko w tedy, gdy w agon j e s t pu sty .
W edł. H. Bonnina streść. H. G.
O Z W A L C Z A N I U S Z K O D N I K Ó W O W A D Z I C H Z P O M O C Ą N A T U
R A L N Y C H I C H W R O G Ó W .
(Dokończenie).
C ie k a w yc h spostrzeżeń d ostarczy ły ró wnież b a d a n ia n a d t a k zw anem i g a t u n k a m i biologicznemi. J e s t to f a k t s tw ie r dzony ju ż daw niej, że n ie k tó re gafu n k i z w ie rz ą t różnią się je d y n ie obyczajowo, b ud ow ę ciała n a to m ia s t m ają zupełnie j e dnakową. T akie owady w zb io rach nie d a ją się wcale odróżnić i b y w a ją zalicza
ne do je d n e g o g a tu n k u .
B a da nia entom ologów a m e r y k a ń s k ic h nie w yk ry ły zatem nic nowego, d o s ta r czyły tylk o n ow ych m a te ry a łó w i p r z e k onały jeszcze raz, że w o k reśla n iu g a tu n k ó w ow adzich należy z w racać u w ag ę nietylko na budowę, ale i n a sposób ż y cia, co się ju ż od d a w n a s to su je do bak- t e r y j, wśród k tó ry c h p oznano z n a czn ą liczbę g a tu n k ó w biologicznych, niem ożli
w ych zupełnie do odróżnienia je d y n i e na zasadzie cech budowy.
Entom ologow ie a m e r y k a ń s c y w y k r y li i opisali tak ie g a tu n k i biologiczne w śród owadów, p a s o rz y tu ją c y c h w j a j a c h r u dnicy, g a tu n k i zupełnie n ieznan e b a d a czom europejskim . W s p o m n im y tu o nich w krótkości.
Riłey, zm a rły przed k ilk u la ty k ierow
n ik sekcyi entom ologicznej w m iniste-
698 W SZECHSW IAT r y u m r o ln ic tw a w W a sz y n g to n ie , opisał
b y ł pod n a z w ą T ric h o g r a m m a p retio sa d ro b n iu tk ą błonkówkę, p a s o rz y tu ją c ą w j a j a c h ró żn y c h m otyli. W j a k i ś czas potem , b a d a ją c j a j a ru d nicy , p rzy w ie z io ne z E u ro p y , p rze k o n a n o się, że są one bardzo licznie o p a d n ię te przez dwra g a tu n k i z ro d za ju T ric h o g ram m a, z k tó ry c h j e d e n był zup ełnie id e n ty c z n y pod w z g lę dem k s z t a ł t u i b a rw y z g a tu n k i e m a m e r y k a ń s k im Tr. pretiosa.
Poniew aż ten g a tu n e k n a le ż y bodaj że do n a jm n ie js z y c h owadów, pośw ięcim y m u więc t u ta j słów parę.
Żeby dać pojęcie o j e g o wielkości, u ż y j e m y n a s tę p u ją c e g o p oró w n a n ia : j a j k o
ru d n ic y nie j e s t w ięk sze od k ro p k i nad i w z w y k ły m dru k u, z a te m owad, k tó ry się ro zw ija do s ta n u d oskonałego w ta- kiem j a j k u m u si być m ik ro sk o p ijn ie m a ły; w y m ien io n e zaś T rich o g ram m y ,-m ie sz czą się ta m nie p ojedyńczo, ałe po dwa, trzy, a n a w e t dziesięć osobników razem . Ja k że d ro b n e m u sz ą być ich w ym iary!
A przecież p o sia d a ją one b ud o w ę nie
mniej d o sk o n a łą od in n y c h w ię k szy c h błonkówek: p arę s k rz y d e ł i p ió rk o w a tą frendzelkę po brzeg ach , p a rę oczu złożo
nych, rożki, s y s te m m ięśn io w y i n e r w o w y n iem niej s k o m p lik o w a n y , a w ich zw ojach m ózgo w ych p o w s ta ją życzenia i po sta n o w ie n ia, b ęd ą ce p o b u d k ą ró żny ch postępków !
J a k e ś m y wyżej wspom nieli, a m e r y k a ń s k a T ric h o g ra m m a p retiosa nie w y k a z y w ała ż a d n y c h różnic pod wrz g lę d e m b u dow y z j e d n y m z dw u g a tu n k ó w e u r o pejskich, w y h o d o w a n y c h z j a j e k ru d n icy . Z daw ałoby się zatem , że n a le ż y j ą u w a żać za j e d e n g a t u n e k i tę e u ro p e js k ą formę n a z w a ć również Tr. pretiosa. A m e r y k a ń s c y j e d n a k entom olo go w ie nie uznali ich za id en ty c zn e , a to n a tej zasadzie, że różnią s ię obyczajowo pod j e d n y m w zględem . Obie m ianow icie są u zdolnio
n e do ro zm n a ża n ia się p a rte n o g e n e ty c z - nego, a więc d ro g ą bezpłciow ą, ale g d y z ja j, złożonych przez m a tk i a m e r y k a ń skie p o w s ta ją w yłącznie sam ce, z e u r o p e js k ic h — sam ice, albo obie płci. S t w i e r dzono to bez żadnych w y j ą tk ó w d la 275
ATe 44 sam ic niez apłodnionych w części e u ro p e js k ic h w części a m e ry k ań sk ic h .
T a k samo różnice biologiczne pomimo j e d n a k o w e j b u d o w y m ożna zauw ażyć i u n iek tó ry ch in n y ch owadów. E u r o p e js k i g a tu n e k pewnej m uch ów ki Tachi- na la r y a ru m L. nie różni się wcale pod w zględem budow y od a m e ry k a ń s k ie g o T. m ella W alk., ale g d y pierwszy z nich j e s t w ażnym p a s o rz y te m nieparki, d rugi p ra w ie że je j nie zaczepia. Różnią się z a te m w yraźnie pod w zględem biologicz
n ym , a co za tem idzie i pod względem z naczenia p ra k ty c z n e g o . A że p r z y te m p a rz ą się między sobą, j a s n ą więc j e s t rzeczą, że w razie w prow adzenia do A m e
ry k i g a tu n k u europejskiego, w s k u te k łą czenia się z a m e r y k a ń s k im u leg łb y mu on zupełnie obyczajowo i potom stw o j e go pod ty m względem p r zy b ra ło b y z u p ełnie cechy a m e ry k a ń s k ie . W p ro w a d z e nie zatem do A m e ry k i T. la rv a ru m , do k tó re g o p r z y w ią z y w a n o ogrom ne n a d z ie je , okazało się zupełnie bezcelowem.
Tego rodzaju n ieoczekiw ane kom plika- cye w y ła n ia ją się n ieraz w biegu p r a k tycz n e g o ro zw ią z y w a n ia k w e s ty j w p ro w a d z e n ia ow adów paso rz y tn y ch , k r z y ż u j ą c tem lu d zk ie plan y i u tru d n ia ją c ich
w y ko nanie.
Zupełnie t a k samo rzecz się m a z in n ą m u ch ó w k ą P a r e x o r i s t a cheloniae Roud., k t ó r a w E uropie j e s t n a tu r a ln y m w r o giem rudnicy, a w A m e ry c e nie n a p a s tu je je j wcale, obie zaś form y łączą się ze sobą podobnie j a k T a c h in a larv a ru m .
C z w arty ta k i p rz y p a d e k zauważono u A p a n te le s lacteicolor Vier., małej e u ro pejskiej błonków k i z ro d zin y Braconidae, k tó re j l a r w y p a s o rz y tu ją w gąsienicach ru d n ic y , ale zawsze ty lk o na m łodych i zaw sze pojedyńczo. F o rm ę Apanteles zupełn ie id en ty c zn ą z e u ro p e js k ą pod w zględem k s z ta ł tu i b a r w y entom ologo
wie a m e r y k a ń s c y o trz y m ali z Japonii;
p a s o rz y tu je ona rów nież na gą s ie n ica c h
ru d n ic y , ale zaw sze ty lk o n a w ięk szych
i zawsze grom adnie. Skłoniło to k ie r o w
n ik a ty c h hodowli W. Fisk eg o do u z n a
n ia form y jap o ń s k ie j za odręb n y g a tu n e k
A p a n te le s conspersae.
Ala 44 WSZECHSWIAT 699 W p ro w a d ził on w t e n sposób urzędowo
cechy obyczajow e j a k o zasa dę s y s te m a tyczną, pod względem zwłaszcza p r a k ty czn ym niem niej w ażn ą od morfologicz
nych. P ostąp ił zupełnie słusznie, fak ty takie bowiem, j a k rozpatrzone wyżej, w s k a z u ją w yraźnie, że obok gatu n k ów , k tóre z biegiem czasu zróżnicow ały się pod w zględem bud ow y i sposobu życia, is tn ie ją i takie, które zm ieniły budowę, n iezm ien iając obyczajów, albo też od
w rotnie, zm ieniły obyczaje, zachow ując tę sam ę budowę.
Ciekawą j e s t rzeczą, że takie zm iany obyczajowe m ogą zachodzić n ietylko w r a zie zm ian y m iejsca po b y tu , p rze n iesie n ia się do innej części ś w ia ta , ale n aw et i w g ra n ic a c h ziemi ojczystej, j a k to stw ierdził L. 0. H o w ard w czasie p o b y tu w E uropie dla b a d a ń nad p a so rz y tam i ciem.
J a k wiadomo, gąsienice r u d n ic y p rze b y w a ją w E uropie n a jc h ę tn ie j n a roz
m a ity c h d rze w ac h owocowych, n astęp nie zaś na dębach, bukach, g rab a c h , w ią zach, różach, tarn in ie i głogu. T y m c za sem How ard, podróżując po F ra n c y i płd.
wraz z entom ologiem f ra n c u sk im Dillo- nem, zauw ażył ze zd um ieniem , że w żyz
nej dolinie (w okolicy Hyćres), pełnej jab ło n e k , grusz, dębów i in n y ch drzew liściastych, n a ż a d n em z nich nie było ani je d n e j ru dn icy ; z n ajdo w ały się one n a to m ia s t obficie n a k rz a k a c h z ro d zaju A r b u tu s (Ar. uned o) i tylko na n ich mo
żna je ta m znaleźć. O glądając te krzaki, H ow ard spostrzegł, że g n iazd a gąsienic nie są utw orzon e z g ę s te j p a jęczy n y , j a k zwrykle, ale z rzadkiej tak , że młode gą- sieniczki ju ż n a w e t w połowie sty cznia m ogą z nich wryłazić i obg ry zać liście A rb u tu s.
W idoczną je s t rzeczą, że w ty ch o ko licach F r a n c y i pow stał m iejscow y g a t u n e k biologiczny czy może ty lko odm iana ru d n ic y pod w zględem go spo d arczym n a j zupełniej nieszkodliw a. C iek aw ą rzeczą byłoby zbadać, co skłoniło te g ąsienice do zm ian y rodzaju pożywienia. Czy np.
przy p a d k iem soki lub zapach A r b u tu s nie stano w ią dla nich o ch ro ny od różnych pasorzytów ?
Słowom, b a d a n ie życia różnych sz k o d ników owadzich oraz ich pasorzytówr, a także w zajem nego ich s to s u n k u zapo
znaje nas z różnemi nowomi szczegółami, d otyczącem i ty c h stw orzeń, n iety lk o p r a k tycznej n a tu r y , ale częstokroć i ważnego teoretycznego znaczenia.
Nie będziem y tu j e d n a k zajm ow ać wię
cej m iejsca opisyw aniem dalszych f a k tów, zauw ażonych przez entomologów am ery k ań sk ic h ; w spom nim y jeszcze t y l ko w k ró tk o śc i o n ie k tó r y c h ciekaw y ch szczegółach tec h n icz n y c h w w y k o n y w a niu b a d a ń nad owadami p asorzy tn em i.
Owady szkodliwe (gąsienice, po czw arki i gniazda) w ra z z ich p a so rz y tam i s p r o wadzano w s k rz y n k a c h , ale w yław ianie s ta m tą d r ę k ą albo n a w e t s ia tk ą p a s o rz y tów, odznaczających się p rzew ażnie b a r dzo drobnem i rozm iaram i było rzeczą niezm iernie t ru d n ą , częstokroć w ręcz n i e możliwą do w ykon ania. Użyto więc in nego sposobu, k o rzy sta ją c z tego, że w szystkie tak ie p asorzyty są owadami dziennemi: s k rz y n k i urządzono zupełnie ciem ne i zaopatrzono je w o tw ór z przo
du, w któ ry w sta w ian o cylinder szklany, o tw a rty k u skrzynce, a z a m k n ię ty od ze
w nątrz. Różne m u ch y oraz błonków ki p asorzytne (Ichneum onidae, Chalcididae), po szukując ś w iatła, przenosiły się ze s k rz y n e k do cylindrów, a g d y ich tam ze b rała się większa liczba, w y jm ow ano je wraz z p a s o rz y ta m i i w sta w ian o nowe.
In n ą tru d n o ś ć stanow iło u su w an ie szkodliw ych parzących włosków, które się o d ry w a ły od ciała gąsienic i uno siły się w p rac ow ni w ta k wielkich ilościach, że powietrze było n iejako przesycone n ie mi. P racow ać zaś trzeb a było z zam knię- tem i drzw iam i i oknami, z obawy, żeby nie pouciekały owady w yław iane ze s k r z y nek. W p ra w d zie włoski ru d n ic y nie są ta k szkodliwe i drażniące j a k np. włoski p rządki tow arzyszki, je d n a k ż e zby tn ie ich na grom a d ze n ie w zam k n iętej p rz e strzen i p r z e d s ta w ia pow ażne nieb e z pie czeństw o dla skóry, oczu i organów od
dy ch a n ia osób, zm uszonych przeby w ać
tam przez czas dłuższy. Sp raw dził to na
sobie w sposób wielce d o tkliw y E. T itu s,
k ierow nik tak ie j pracowni entom ologicz
700 WSZECHS W IAT JSIe 44 nej, k tó ry w ciągu k i lk u m iesięcy zim o
w y c h m u sia ł zbadać przeszło 100 000 gniazd t y c h gąsienic. Zapad! w s k u te k tego t a k niebezpiecznie na płuca, że p rzez d łuższy czas był niezd o ln y do pracy.
P rób ow ano ro zm a ite m i sposobam i u s u nąć to niebezpieczeństw o, ale b e z sk u te cz nie; aż w re szc ie obm yślono z a m k n ię te s k r z y n k i s z k la n e z otw oram i na ręc e ba- daczów. W s k r z y n k a c h um ie sz cz a się g n ia z d a z g ąsien icam i, przez o tw o ry w s u w a się ręce w rę k a w ic z k a c h i niem i b a da się z a w a rto ść gniazd. Nie u s u w a to w praw dzie bezw zględnie możności p r z e d o s ta w a n ia się p ew n ej liczby włosków do poko ju w pracow ni, w k a ż d y m j e d n a k razie z m n ie jsz a o grom nie n ie b e z p ie c z e ń stwo, j a k i e m gro żą one p racow n ik om , z a ję ty m b a d a n ie m gn iaz d z g ąsienicam i.
Prace, prze dsięw z ię te i d o k on an e przez badaczów a m e r y k a ń s k i c h z o kazyi w p r o w a dzen ia do A m e ry k i p a so rz y tó w ż y ją cych n a ow adach szko d liw y ch, w y k r y ł y w iele w a ż n y c h objaw ów z życia ty c h s tw o rz e ń i p rze k on a ły , j a k w ielkie z n a czenie w zw alczaniu ow adzich s z k o d n i
kó w p o sia d a ją ich n a tu r a ln i w rogow ie, zwłaszcza ró żne owady p a s o rz y tn e. Za
raz e m zaś w y ro b iły p e w n ą te c h n ik ę tej w alki, o p a rtą n a d o k ła d n e m p o z n a n iu ż y
cia i w z a je m n y c h s to s u n k ó w p a so rz y tó w o w adzich oraz n a p a s to w a n y c h przez nie g a tu n k ó w . J a k e ś m y widzieli, s to s u n k i te b y w a ją n iera z og ro m n ie s k o m p lik o w a n e i bez s ta r a n n e g o ich z b a d a n ia w p r o w a d z a n ie p a s o rz y tó w o w ad zich m oże b a r dzo łatw o z a m ia s t p o ż y tk u p rzy n ie ść szkodę.
W e d łu g prof. K. Sajó.
B . Dyakowski.
Akademia Umiejętności.
III. Ui/ydział m atem atyczno-przyrodniczy.
Posiedzenie dnia
7lipca
1 9 1 3r.
P rz e w o d n ic z ą c y : C z ł. E . G o d le w s k i se n .