• Nie Znaleziono Wyników

Rząd i Wojsko. 1917, nr 18 (20 maja)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rząd i Wojsko. 1917, nr 18 (20 maja)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

o

Warszawa, 20 maja 1917 r. Ns 18.

.1

czyliż żołnierz dobry, biegnąc na nieprzyjaciela, ogląda się na prawo, na lewo? Nic ogląda się, ale naprzód idzie.

Bo

kto ogląda się na prawo i na lewo, tchórz jest.

Adam Mickiewicz'. „K sięgi pielgrzymstwa."

RZĄD IW0J5KD

Z łu d n a bajka.

G dyby nawet naród polski w tej wojnie nie uzyskał sam odzielności politycznej, lecz został strącony na dno jeszcze gorszej poniew ierki, jeszcze gorszego ucisku, gdyby został jeszcze raz podzielony, to pomimo to wszystko winien będzie tę wojnę błogosławić. Bo oto wojna zabiła bajkę, którą naród sobie stwo­

rzył, w niewoli się nią pocieszał i łudził, a która w yrządziła mu stokroć w iększą krzywdę, aniżeli w szyst­

kie prześladowania i gwałty obcych władz. Tą bajką złudną było tak rozpow szechnione tw ierdzenie, że nie­

wola hartuje wolę narodu, czyni go odpornym na wyna­

rodowienie, że prześladowania i cierpnienia zadawane przez najeźdźców tylko uszlachetniają i wysubtelniają je­

go psychikę. Wojna wykazała ile w tern twierdzeniu było obłudy i fałszu! I niech będzie za to błogosła­

wiona!

D ziś staliśmy się przestrogą dla całej Europy, upior- nem widmem, którem narody straszą swe podrastające pokolenia, gdyż, w skazując na nas, uczą cenić i bronić do upadłego swojej niezaw isłości politycznej, a w szystkiem i fibrami duszy nienaw idzić i bać się niewoli. Bo oto wojna w ykazała na nas, jak niew ola strasznie, potwornie upadla i dem oralizuje naród, jak paraliżuje jego wolę,

zabija w nim w szelką zdolność i zrozum ienie potrzeby czynu i w alki o swoje prawa.

O to została wysłuchaną żarliw a modlitwa naszych Wieszczów; przyszła w ielka Wojna narodów, wybiła g o ­ dzina czynu na zegarze polskiej historji. 1 naród pozo­

stał nieruchomy i do dziś trwa w letargu. I wszystko — w szystkie orjentacje, w szystkie Wątpliwości, który z cie ­ m ięzców jest gorszy, w szystkie etyczne wstręty brato­

bójczej walki, w szystkie mądre nakazy dalszego w ycze­

kiwania aż ostatecznie w yświetli się sytuacja, w szyst­

kie tw ierdzenia, że historja za nas pracuje — to w szyst­

ko fra z e s y , k tó ry m i n a ró d sieb ie lu d z i, którem i jak I chory na jakąś straszną chorobę, chce odpędzić św iado­

mość — niemocy, niezdolności do czynu.

Niewola zagrabiła narodowi polskiemu — ii-o/ę.

1 staje straszne, szarpiące rozpaczą pytanie — czy nie na zawsze już zabiła w nim zdolność decyzji. O gląd a­

jąc się wstecz na trzy lata wojny, w idzi się z rozpaczą, ile naród polski opuścił bezpowrotnie tych chw il jedy­

nych, które już się nigdy nie powtórzą, bo te ciągle mó­

wienie o „odpowiedniej chw ili" jest nędznym frazesem,

i takim tylko do końca wojny pozostanie. N iech uświa-

, domią to sobie nasi w ielcy politycy, z mitrami i bez

(2)

2 RZĄD I W OJSKO Mi 18 mitr, iż wszystkie ,ich zapewnienia na różnych uroczy­

stych obchodach, akademjach i posiedzeniach, że „kiedy wybije i dla nas godzina czynu, to wszyscy staniemy jak jeden rnąż“ , są tylko frazesami.

Te szumne frazesy o wciąż od trzech lat zbliżającej się, ale jakoś, ani rusz nie mogącej się zbliżyć godzinie czynu, wyczekiwania w zbożnej bezczynności na skon­

solidowanie się opinji we wszystkich trzech zaborach — to tylko nędzne łachmany, któremi pragniemy przykryć potworną nagość strupieszalej woli narodu.

A tymczasem na bezwoli i bierności narodu żerują ciągle ugodowcy wszystkich możliwych kierunków. Ro­

bią ugody, kompromisy, fikcje polityki i dyplomacji na wszystkie możliwe strony w imieniu narodu, który za sie­

bie przemówić nie potrafił.

Czy już nie czas obejrzeć się i uświadomić sobie, jak bardzo nas to hańbi, że każdy minister spraw ze­

wnętrznych wszystkich państw obu stron walczących ma przy swoim boku doradcę Polaka, który poucza go, jak stronę przeciwną szachować.

Może wreszcie położymy temu kres, i odwołamy tych wszystkich tak licznych z własnej nominacji amba­

sadorów polskich przy wszystkich ministerjach Europy.

Potworne pośmiewisko uczynimy z siebie, jeśli tak na kongres przywiozą dyplomaci za swemi paszpor­

tami jako swych sekretarzy Dmowskiego, Harusie- wicza, Sejdę, Piltza, St. Grabskiego, Z. Wasilewskie­

go, Bilińskiego, Jaworskiego, Sikorskiego, Łempickiego, Stadnickiego, Makowieckiego, Hutten-Czapskiego i tylu, tylu innych — i każą im wszystkim po kolei wyłuszczać żądania Polaków.

Może wreszcie zdobędziemy się na krok, który tej hańbie kres położy.

Trzeba, by naród raz wreszcie powiedział sobie ja­

sno, że czas na akt woli narodu nadszedł już dawno —- i przeminąć może już jutro. Że czyn tylko od nas zależy.

Trzeba jaknajrychlej wyłonić istotny Rząd Narodo­

wy, który miałby posłuch bezwzględny w narodzie i auto­

rytet u innych rządów.

Ale Rząd może powstać jedynie z nieprzym u­

szonej wolnej w o li narodu, bez żadnej inspiracji, a tern bardziej interwencji, nie mówiąc już o żądaniach, władz okupacyjnych. Tylko taki Rząd przywróci nam godność i szacunek narodów, który powstanie jako wykładnik isto­

tnego ustosunkowania się sil w narodzie, istotnych jego nastrojów.

Tylko taki Rząd, który potrafi nakazać dla siebie posłuch w społeczeństwie, a jednocześnie tak będzie sil­

nie poparty przez społeczeństwo, iż zmusi władze oku­

pacyjne liczyć się z nim — tylko taki Rząd potrafi wycią­

gnąć wóz polski z tego błota, w którem on ugrzązł. T ylko taki Rząd ujednostajni politykę narodu polskiego, położy kres dyplomatycznemu kondotjerstwu Polaków zagranicą.

Świadomość konieczności wyłonienia istotnej w ła­

dzy narodowej coraz szerzej przenika w społeczeństwo.

Lecz aby to uskutecznić, należy zdobyć się na pewną, śmiałą decyzję, należy to czynić nie oglądając się na władze okupacyjne. Rząd polski, jeśli ma to być istot­

ny rząd, musi mieć w swetn łonie przedstawicieli wszyst­

kich kierunków posiadających istotną siłę w społeczeń­

stwie, a więc i takich, które są bardzo niemiłe władzom I

okupacyjnym, lecz są pomimo to, a może właśnie dlate­

go, silne i wpływowe. Nie mogą jednak mieć miejsca w ta ­ kim Rządzie kierunki, których jedyną silą są plecy władz okupacyjnych. Na adjutantów i lokai obcych władz nie może być miejsca w Rządzie narodowym, będącym istot­

nym wyrazem woli i godności narodu.

Czuje to L.P.P. i czyni gwałtowne starania, aby j władze okupacyjne uprzed ziły w ypadki i „ze zw o liły" na utworzenie Rządu Narodowego, gdzieby jednocześnie

• zagwarantowały jej miejsce, jako stronnictwu zaufania.

Lecz trzeba tu jasno i wyraźnie powiedzieć, że Rząd Polski, który będzie utworzony przez okupantów nie będzie istotnym Rządem. Widzimy to na przykładzie Rady Stanu. Przekleństwem i przyczyną jej niemocy jest, iż istotnymi jej twórcami byli p. Lerchenfeld i Rosner- którzy wykreślali niemiłych i wprowadzali miłych sobie lii dzi na listę kandydatów.

Dziś władze okupacyjne są na ławie oskarżonych.

Powstanie Rząd taki — na jaki zasłużyły. Mordowały swoją tępą polityką obóz pragnący sojuszu Polski z pań

! stwami centralnemi dziś niech ponoszą tej polityki konsekwencje. Rzecz jasna, że w kształtowaniu się ta­

kiego Rządu, który ma powstać nawet bez śladu i cienia wpływów władz okupacyjnych, nie mogą brać udziału ci polscy „legaliści", którzy nie mają przed temi władzami żadnych tajemnic.

I nie uratuje ich agitacja za Regentem. Regent, chociażby nawet Karol Stefan z Żywca, — który nota bene w ciągu tej wojny niczem nie zaznaczył swego I wpływu na zmianę polityki państw centralnych wobec Polaków. — będzie tylko surogatem Rządu Narodowego:

Regent przysłany, wszystko jedno czy z Berlina, czy z Wiednia, będzie jeno wyrazem pewnego porozumienia się na długi czy krótki czas Berlina z Wiedniem, lecz nigdy wyrazem woli narodu polskiego, będzie trakto­

wany jako jeszcze jeden przewodnik obcych wpływów.

Dziś społeczeństwo coraz bardziej odczuwa potrze­

bę, by dać wreszcie wyraz swej woli.

Lecz trzeba bać się polityki ugo.łowców z L.P.P. gra- ' jących na tej przeklętej niezdolności do czynu społeczeń­

stwa naszego, które tyle już razy w ostatniej chwili za­

łamywało się i szło na kompromis. Wysunięcie regenta p rze z L.P.P. je s t podsuwaniem nowego kompromisu

Jak w oczekiwaniu na zgodę między sobą Berlina i Wiednia w sprawie Rady Stanu zmarnowaliśmy kilka miesięcy, tak teraz jeśli zgodzimy się czekać na regen­

ta, który „jutro, pojutrze zostanie mianowany, tylko pew­

ne formalności między Berlinem a Wiedniem zostaną załatwione11 — to będziemy znowu miesiące dreptać na miejscu, oddając i tym razem inicjatywę w ręce oku­

pantów.

Dość frazesów o „zbliżającej się wciąż** godzinie czynu.

Godzina czynu bije i wymaga od nas rzeczy nie­

zbędnej — wyłonienia władzy rodzimej. Społeczeństwo czeka na tę władzę. Jutro może być już zapóźno. Dziś władza — mówiąc słowami Mochnackiego—leży na bru­

ku. T ylko trzeba się nacnylić i wziąć ją w swoje ręce.

Czemuż w Polsce tak mało ambitnych ludzi? Ambitnych

i odważnych, zdolnych na śmiałą decyzję i czyn.

(3)

JMł 18 RZĄD I W O JSK O 3

Morituri solułant

A hasłem naszenr. Warszawa! —

Przebrzmiała hasło. Nad groby się słania Sława —

śmierć blada

wieczorna zorza i jutrznia zarania.

Drży skrwawiona szpada, karabin rozgrzany parzy.

Przebrzmiało hasło. Jedna Sława pogrobna miłośnica

całuje stężałe bólem lica.

Morituri salut ant — narodzie Łazarzy ciebie pozdrawia szpada krwawa cios je j już żaden nie ziarnic

pozdrawia cię, narodzie, spracowane z iv kolby uderza żołnierska dłoń. — Czekaj i patrz, jak szczerbi się broń jak na cmentarzach wstajc Sława, i sen się iści

nieśmiertelny, szczery.

idą wędrowcy wiekuiści Wolności twe i kondotjcry...

Ż o łn ie rz Polski.

„Noblesse oblige”.

„Noblesse o b lig e “ (szlachectw o obow iązuje) — po­

wiada staro lapidarno orzeczenie francuskie. Stw ierdza ono tę głęboką praw dę, że przyw ileje, k tó re posiadała w społeczeństw ie szlachta, nie b y ły jakąś próżną d a ro ­ wizną, ale zobow iązyw ały ją do tem w iększych pośw ię­

ceń i czynów .

M ądre przysłow ie to nie upadło wraz ze szlachtą.

P ra w d a w nim zaw arta, pozostała praw dą.

K ażdego obow iązuje to, do czego został pow ołany, lub co sam czynem własnym zapoczątkow ał. Jeżoli to d o ty czy p o jed yóczych ludzi, to tem bardziej d o ty c z y pew nych w ysiłków i czynów zbiorow ych, i to tem w ię­

cej, im w iększy jest tego czynu ideał, im głębszy był sam w ysiłek, im tru Iniejsze do pokonania przeszkody, im niezw yklejszą je s t chw ila i w iększą w artość ma czyn.

W tom położeniu są właśuie Legjony Polskie po 2 ‘/j przeszło latach w ielkiej w ojny światowej i własnego czynu narodow ego. Nie wolno im spocząć na laurach zasług i zdobytej w narodzie godności, nie wolno na chw ilę stracić z oczu spraw y, k tó re j w ofierze czyn swój złożyły i pow iedzieć sobie: oto spełniliśm y pracę, k tó ra była aż nadto uciążliw a na nasze m łode i n ielic z ­ ne siły, oto dokonaliśm y naszego dzieła, a przynajm niej jego części, więc nie troszczm y się więcej o to, co b ę­

dzie dalej, o d d ajm y się pow olnie na los w ypadków , a niech dzieło rozpoczęte przez nas, prow adzą dalej ci, co mniej sił sw ych sterali; my posiedliśm y ju ż św iado­

mość naszej zasługi i uznanie dla niej w narodzie i m a ­ m y dość tego; am bicje nasze nie sięgają dalej — m oże­

my w ypocząć; cokolwdek się stanie ze spraw ą, k tó rej czynem służyliśm y, i z nami sam ym i, to to, cośmy już spełnili, odebranem nam w zasłudze nie będzie, a nam najw yższy ju ż czas i praw o na zaprzestanie w ysiłku i przejście w stau bierności.

Tego mówić Legjonom P o lsk im nie wolno. D opó­

ki nie spełnione całe ich dzieło i dopóki one są, dopóty ich obow iązek czynu trw a. Ich przeszłość i czyn d o ­ tychczasow y obow iązuje je do ciągłej czujności. „No­

blesse o b lig e “ — do nich się to stosuje bardziej, niż do kogokolw iek bądź w Polsce.

I g d y b y L eg jo n y zapom niały o tom na chw ilę i po d ­ dały się b iernie rzeczom przeczącym icli d o ty ch cza­

sowemu czynow i i ideałom , to nie ty lk o nie za­

chow ałyby swojej w narodzie zasługi, ale naw et prawa do uznania za poprzednią zasługę. U padłyby tak, jak upadała szlachta tam , gdzie przestała pełnić służbę publiczną w narodzie. Św iadom ość tego obow iąz­

ku żywa je s t jeszcze w L egjonach — ty lk o na niej, nie zaś na przeszłych d o k onanych czynach zasadza się ich w artość, a w ięc i prawo do uznania w narodzie. W a r­

tość ta bowiem je s t dla narodu gw arancją, żo L egjony dzieła wolności i honoru narodow ego nie zdradzą i że w każdej chw ili kry zy su na czyn ich liczyć naród m o­

że. P rz ew id z ieć i określić, kiedy i w jakich w aru n ­ kach oraz w jak ich form ach k o n k re tn y c h czyn ten się będzie m ógł w y razić — zgóry je s t tru d n o . Czyn ten zresztą je s t ciągłym i polega w obecnej chw ili na czuwaniu, na odporności, k tó ra w nich jest, i na g o to ­ wości p rzejścia ze stanu potencjalnego w czy nny, g dy okoliczności togo zażądają.

H isto rja oceni przeszłe w artości i zasługi L egjonów ; teraźniejszość rozważa przedew szystkim ich w artość dla najbliższej przyszłości.

G d y b y spraw a polska ju ż była dokonana, choćby ty lk o w postaci utw orzonego państwa (bo samo u tw orze­

nie państw a nie jest jeszcze spełnieniem całej spraw y polskiej, jak o jed n eg o z elem entów spraw y wolności w tym w ielkim krw aw ym k ry z y sie ludzkości) i g d y b y L eg io n y P olskie ju ż ustąpiły m iejsca państw owej regu- - larnej arm ji polskiej, to oczyw iście ich sam odzielne za­

danie byłoby ukończone raz na zawsze. Dalsze zadania, płynące z założeń spraw y polskiej, jako dzieła narodo­

wego i dzieła w olności, nie należały b y do nich, jeno do czynników tegoż państw a, zarów no czynników rządu, jak czynników ludu. L egjoniści, k tó rz y b y pozostali w szrankach arm ji państw ow ej i ludow ej, b y lib y już ty lk o narzędziem wykonaw czom woli narodow ej, w zglę­

dnie ludow ei. Była dłuższa chw ila po 5 listopada, gdy się nam zdaw ało, iż to ju ż bardzo ry c h ło nastąpi.

Nie należy się łudzić. Ani a k t 5 listopada, ani na­

stępne m om enty faktów dokon an y ch , nie w yłączając po­

wołania do życia Tym czasow ej Iła d y S tanu, nie spełniły całkow icie spraw y polskiej nawet w tym pierw szym , za­

sadniczym jej elem encie, jakim jest utworzenie państw a.

(4)

4 RZĄD I W O JSK O .Nś 18 Dzisiaj oto ważą się na dw u w ielkich szalach usiło- I

wań, zarów no w ew nętrznych narodow ych, ja k m ięd zy ­ narodow ych, dw ie różne m etody tw orzenia spraw y poi- I skiej w jej państw ow ym w yrazie. Je d n a z n ich je s t m etodą niew olną, m etodą tw orzenia elem entów państw a, zwłaszcza zaś dw óch głów nych ele m en tó w —rządu i w oj­

ska, — przez w iązanie ich, na zasadach ścisłego p odpo­

rządkow ania, ze spraw ą i in teresem czy to N iem iec, czy A u strji, czy t. zw. koncepcji E u ro p y środkow ej.

K oncepcji w praw dzie k o n k retn e j, ale w yznaczającej spra­

wie polskiej zg ó ry pewne ograniczone stanow isko, pow iedziałbym , n a w e t—służebne i nie zawsze bynajm niej odpow iadające n iety lk o woli, ale i godności i^historyCz- nym zadaniom Polski.

M etoda ta. zm ierzając do swoich określo n y ch ce­

lów, posługuje się w tw orzeniu rządu form am i n.p.

jakiegoś „ B e ira fu " (ciała doradczego u boku władz ok u ­ p acy jn y c h i niesam odzielnego), jak ie m je s t w budow ie swej T. R ada Stanu, w tw orzeniu zaś wojska polskiego form am i, k tó re usiłują się realizow ać teraz przez „Abtei- lu n g fu r Polnische W e h rm ac h t" z jeg o pom ysłam i sy ste ­ mu w erbunku, organizacji obozów ćw iczebnych i t. d.

D ruga m etoda — to} m etoda w olnego budow ania spraw y polskiej z samego społeczeństw a i przez społe- j czeństw o. N ie jest ona w założeuiu swojem i celach specjalnie w roga m ocarstw om c e n tra ln y m i a zwłaszcza ich ludom , ale nie wiąże spraw y polskiej z jakim ś kon- { k retn y m niew zruszonym system atem i jed n ostronnym interesem ; w św itającej po krw aw ej niesły ch an ej wojnie obecnej wolności ludów i narodów wyznacza ona spra­

wie polskiej stanow isko niezależne, uzgodnione z te n d e n ­ cjam i pojednaw czem i, o partem i na założeniach spraw ie­

dliw ości i nowego u kładu sił i procesów narodow ych w E uropie, gdzie P o lsk a może odzyskać swoje'! prawo i swoją m isję dziejow ą, przerw aną przez g w a łt jej ro z ­

bioru.

I w chw ili obecnej, g d y te dwie m eto d y spraw y pol­

skiej się ważą i g d y to ważenie się je s t w stadjum o stre ­ go przesilenia, L e g jo n y nie m ogą pozostać zu p ełn ie b ier­

ne i stać się powolnem narzędziem w y łącznie pierw szej m etody, niew olnej. Nie m ogą one dopuścić biernie, aby ich w tem ważeniu się dw óch m etod użyto do p o ­ gw ałcenia m etody narodow ej. Obowiązuje je do tego j ich przeszłość, ich id eał i czyn, ich zasługa i w artość, , k tó ry c h są świadom e. Nie w olno im pozw olić sobie na rozkosz bezw ładu, k tó ra po w ielkim w y siłk u c z y n u by­

wa isto tn ie rozkoszą. N ie wolno. In s ty n k t i sum ienie L egjonów nie zostały uśpione. W iedzą one, że tw orze­

nie wojska m etodą niewolną byłoby punktem w yjścia do tw orzenia tąż samą drogą niew olnego rządu. D latego toż nie mogą ustać na chw ilę w czujności, by wciąż trw ać i działać conajm niej w obronie zasady sam odziel­

ności w spraw ie tw orzenia (w ojska, przeciw ko wszelkim w tym k ieru n k u zakusom.

S połeczeństw o w iedzieć o tem pow inno i pow inno znać i wyczuw ać L e g jo n y n ie ty lk o na m atc h ’ach piłki nożnej lub w ystaw ie legjonow ej, gdzie stają one przed niem w swoim w yrazie barw y, c h a ra k te ru i p la s ty ­ ki dekoracyjnej, ani też ty lk o w ich przeszłych czy ­ nach krw aw y ch na polach walk nad Stochodem i S ty ­ rem , w K arpatach i pod Lublinem , ale także—i to bodaj zwłaszcza —poznawać dziś ich m yśl i w ysiłek do osiągnię­

cia ja k najbardziej sam odzielnych form tw orzenia wojska polskiego, w istocie zaś — spraw y polskiej. Im żyw szy będzie te n zw iązek m iędzy nam i a narodem , tem dla sp raw y lepiej. Myśl nasza i w ysiłek ku w spólnem u zm ierza celow i. Ja k sami do narodu m am y zaufanie, tak i od narodu zaufania p rag n ie m y dla siebie. Obo­

wiązek nasz czujem y i znam y. Że 'nasTnasza * „noblesse o b lig e “ — w iem y.

JŻ. /?., starszy żołnierz pułku piechoty Legjonów Polskich.

Z „obozu rekruckiego41.

Dwie spraw y w ostatnich czasach zawisły nad ży ­ ciem żołnierzy legjonow ych. Je d n a — to w ydzielenie ty lk o królew iaków do obozów ćw iczebnych, d ru g a — stosunek ty c h ostatnich do Niem ców w tych obozach.

S praw y te l y l y tem bardziej drażliw e że nieliczne t y l ­ ko jed n o stk i ze społeczeństw a m yślały o ciężkich chw ilach, jak ie szybkim krokiem zbliżały się do już i tak steranego legjonisty.

W wojsku podniecenie potężniało, bo wielu z tych co najw ięcej ponieśli trudów około w ytw orzenia form wojska polskiego, co najofiarniej nieśli swe życie za spraw ę, m iało być usu n ięty ch od pracy in stru k to rsk iej, m iało g rać rolę obojętnych widzów przy pow staw aniu polskiej arm ji. P odniecenie potęgow ała wieść, że króle- w iacy, k tórzy m ieli pójść do obozów, znajdą się tam w ścisłej zależności od N iem ców , że naw et nie będą podlegać rozkazom K om endy Legjonów. N arazie jed n ak nie nastąpił żaden odruch. O druchu czynnego także nie w yw ołał jeszcze odm arsz kró lew iak ó w do Z egrza, p o ­ mimo że wszędzie panował nastój ponury.

Dla w szystkich zagadką było Z egrze. Jej rozw iąza­

nie przeszło najbardziej pesym istyczne pod tym w zglę­

dem przypuszczenia. Obraz przedstaw ił się napraw dę groźny. O ficerow ie niem ieccy objęli nad nami bezpo­

średnią kom endę W szystkie funkcje wyższe: kom endy pułku, baonu, a naw et częściow o i kom panji m ają w sw ych ręk ach N iem cy lub A ustrjacy. Rozkazy by ły w ydaw ane albo po niem iecku, albo po niem iecku i p o l­

sku. Raz po raz widziało się grom adki legjonistów p ro w adzonych przez p ru skich podoficerów czy to po jaki Hfasunok“, czy do kuchni i t. d.

W kancelarjach po polsku tru d n o się było dogadać.

N iem cy w trącali się do najdrobniejszych szczegółów , wszędzie zostaliśm y przez nich obstaw ieni. — Czyż to nie czasy i stosunki przedw ojenne? Czyż polski żołnierz, k tó ry od 3 la t w alczył o naszą polskość, k tó ry c ię ż ­ kim trudem , krw ią i potem w codziennej walce zd o b y ­ wał uznanie naszych p raw do stanow ienia sam ym o so­

bie, zdobyw ał ustępstw a dla polskości i odrębności n a­

szej narodow ej arm ji, czyż ten żołnierz m ógł pozwolić na traktow anie go ja k P o lak a w austrjack iej lub pruskiej arm ji? Poczuł on, że trzeba podjąć nową w alkę o nie­

podległość przyszłego polskiego wojska, g d y ż dalsze trw anie w istn iejący ch w arunkach dow odziłoby godze­

nia się z losem, byłoby wieczną, niezm ytą hańbą. Le- gjoniści zdecydow ali się na nowe w ystąpienie, złożyli podania o uw olnienie ich ze służby w obozach re k ru c ­ kich — a przeniesienie z pow rotem do pułków. Oto m otyw y ja k ie przytoczono: K adry wojska polskiego m o­

gą być tw orzone ty lk o przez władze p o lity cz n e i w oj­

skowe polskie. Nie m ogą ono być tw orzone przez czynniki obce, k tó re m ogą być u ży te w yłączuie w c h a ­ rak te rz e instruktorów te c h n icz n y c h . P oniew aż kadry są zbudow ane na zasadach w ręcz przeciw nych, juk ró w ­ nież ze w zględu na usunięcie od niej legjonistów au- strjac k ich poddanych, nie m ożem y brać udziału w tukiem tw orzeniu wojska.

ł pójdą żołniorze konsekw entnie po raz w ybranej drodze przestrzegając zawsze sam odzielności polskich sil zbrojnych.

IV. W.

Z eg rze dn. 12.Y.17 r.

Odwrót z pod Kołodji.

6-go lipca 1916 roku, około godziny d ru g iej po p o ­

łu d n iu staliśm y na drugiej pozycji naszej. P ierw szą

opuścić m usieliśm y dnia ubiegłego, g d y ż Rosjanie prze-

(5)

M 18 RZĄD I WOJSKO 5 łam aw szy front W ęgrom , stojącym na praw em skrzydle

5 p.p. zagrażali naszym tyłom . B y ł pogodny upalny dzień; ludzie zm ordow ani bezsennością spali na w y g rza­

n y m piasku okopów, lub opowiadali sobie w niew ielkich grom adkach dzieje dwóch ostatnich dni.

Na praw em sk rzy d le grzm iała bezustanku rosyjska i nasza a rty le rja : niem ilknący duet dwóch basów, akom- panjam ent ja k b y do piosenok, w yśpiew yw anych przez cienkie d y sk a n ty świstu kul karabinow ych. Ale nagle k u le zaczynają lecieć ku nam od praw ej stro n y , w yraź nie od skrzydła. Lecą w zdłuż okopów, co jest, rzeczą wysoce nieprzyjem na; jednocześnie zaczyna się koncert karabinów m aszynow ych, to odpierano sław ną szarżę rosyjską dziew ięciu szw adronów kaw alerji. Tym czasem strzelan in a przenosi się także i na lewe skrzydło. Kule rozdzierają tuż nad naszemi głowami pow ietrze, lecą z frontu z boków, a naw et nieco od ty łu . Czujem y wszyscy, że tw orzy się jak iś ogrom ny pierścień, k tó ry usiłuje się naokoło nas zam knąć.

Każdy wie, co to znaczy: odwrót. Jakoż w szyscy są zu pełnie przygotow ani — m ilkną rozm ow y i spokoj- nieją tw arze, jak w tru d n y c h chw ilach ważnej decyzji.

O glądam y uw ażnie przedpole. P rzy ch o d zi oczekiw any ju ż rozkaz odw rotu. P lu to n za plutonem w ycofuje się w las, o k ilk a se t kroków za okopy. K ule idą w d a l­

szym ciągu. P u łk o w n ik Ś m igły z w łaściw ym sobie spo­

kojem obchodzi oddziały. Z nikł za drzew am i; za chw ilę znów się zjawił. R ozrzuca k ró tk ie ty ra lje ry ; którem uś z plutonów rozkazał z pow rotem zająć dopiero co opusz­

czone okopy, p rzy jm u je od jak ieg o ś oficera m eldunek — posyła gdzieś ordynansa z rozkazam i. M oskale podobno tuż — zresztą las jest g ęsty i nic nie widać. Kule z tr z a ­ skiem rozbijają się o drzewa.

O dm aszerow ujem y. Z moimi karabinam i m aszyno­

wym i rozpacz. Są to k a ra b in y ro sy jsk ie przerobione na niem iecką am unicję, ciężkie, na kółkach. T rzeb a je cią ­ gnąć przez traw ę i korzenie drzew ; prócz tego trzeba dźw igać am unicję do nich. Id zie m y na przełaj. Ludzie m ęczą się p rędko, tem bardziej, że je s t żar. Pocieszam ich, że g dy ty lk o w y jd ziem y z lasu, załaduje się k a ra b i­

n y na wózki, które gdzieś muszą na nas czekać. W ycho­

d zim y w reszcie z lasu na szeroką, piasczystą drogę.

W ózków niem a, gdzieś się widać zg ubiły — a moim żoł­

nierzykom ręce odpadają i tch u w piersiach nie staje.

O rganizuję zm iany z p iec h o ty , ale i piechota k in ie moje k arab in y .

I tak m aszerow aliśm y coś około 10 kilom etrów do P e rek re stja, dokąd przyszliśm y o fi-ej wieczorem. Tam w reszcie w łożyliśm y nasze karab in y na wozy.

O dpoczynek i w reszcie obiad. Od rana nic się nie jadło.

To też je m y , aż się uszy trzęsą. Je st p rz y te m coś n ie ­ coś sm akołyków , zostaw ionych na drodze przez walecz­

ne au stry ja c k ie tabory, k tó reśm y sk rzętnie podnosili.

Czego tam zresztą na tej drodze nie było. Stosy b ie li­

zny, buty ubrania, w alizy oficerskie pełne konserw , j e ­ dw abnej bielizny i lak iero w an y ch butów . To też nasi żołnierze rzucali swój skrom ny żołnierski dobytek, aby móc zabrać te spadłe z nieba cudowności.

Zbiórka. Na skraju lasu rozkaz kopania okopów z obstrzałem na polanę. Pow szechne zdziw ienie: jakto, tu będziem y nocowali? K opiem y. Tym czasem m rok zapada, ogień karabinow y, k tó ry nie u cich ał ani na ch w i­

lę, wzm aga się — widać łu n y pożarów. Tu palą się ManiewiCze — zdaje się i Karasin. M amy rozkaz; o k o ­ pać się na obie stro n y : na polanę i na las. Ż ołnierz w ytrzeszcza oczy: jakto na dw ie strony? to z k tó rej n ie ­ przyjaciel? Kopie się te d y na dw ie stro n y .

Podchodzi m ajor B ukacki. R y su je na dłoni kółko:

to n ieprzyjaciel; pośroku kropka: to my. Stanow czo robi się zupełnie nieprzyjem nie.

Ledw ieśm y skończyli okopy, ju ż — jak to zw y­

czajne w tak ic h w ypadkach — p rzy ch o d zi rozkaz od­

m arszu. Je st godzina 10 w ieczorem ; noc ciem na, w il­

gotna jakaś. W zdłuż drogi ustaw ia się nasz bataljon

(pierw szy), przed nam i trz e ci. Id ziem y w a rie rg a rd zie odw rotu. Za nami ju ż tylko beliniacy ubezpieczają nam odw rót. R uszam y. Palić niew olno, rozm aw iać niew ol­

iło. K rę c im y się jakiem iś niew iadom em i drogam i, p ra ­ wic bez odpoczynków . W oddziale naszym zostawiliśm y sobie ty lk o k a ra b in y au stry ja c k ie . Te jadą na koniacłi S trzelanina ucichła od czasu ty lk o do czasu zabulgo cze k ro tk i ogień karabinow y, jak b y się' sam ow ar g o ­ tował.

Marsz ten trw a całą noc. P rzychodzi świt. Szare są tw arze żo łn ierzy ze zm ęczenia. W czoraj jeszcze b y ­ ła w alka:-dziś już ty lk o odw rót. Dziś ju ż ty lk o chodzi o to, aby oderw ać się od nieprzyjaciela m ożliw ie gładko.

Ale tego żołnierz nie lubi, i o ile w czoraj jeszcze duch był w wojsku d o b ry , o ty le dziś tw arze są w yraźn ie zniechęcone.

Koło godz. 6 rano z a trzy m u jem y się na łączce, z praw ej stro n y drogi, koło m ocno nadw yrężonego m o­

stku. K iedyś b y ł tu młyn; wojna go w prost u n ic e stw i­

ła, tak, że śladów iego tru d n o się dziś dom yśleć. O dpo­

czynek. G otujem y kakao, zebrane po drodze z zostaw io­

nych austriackich wozów p ro w iantow ych. N iek tó rzy , nie czekając na śniadanie, zasypiają. Inni w ytrw alsi, kąpią się w zim nej, jak lód, wodzie.

Nagle poruszenie ogólno. To przem aszerow uie 5 p. p.

W ychodzim y na drogę. Pożal się Bożel Z najliczniej­

szego pu łk u naszej brygady została garstka ludzi: ze 400 może karabinów , K om panje i p lu to n y idą w znacznej 1 części bez oficerów: w ybici. Od żołnierzy dow iadujem y się hiobow ych wieści: major W y rw a zabity, kapitan Sław zabity, T unguz zabity, K onieczny zabity, podpułko­

wnik B erbecki ranny. S y p ią się nazw iska poległych i ran n y ch .

N iedługo przem aszerow yw ał pułk przed nam i, — taka garstka ludzi... Maszerowali rów no, pewnie, w nogę.

W ydaw ało się, że defilują przed nami niedobitki, d efilu­

ją w pow adze jakiejś dziw nej i zadum ie, jak ci co p ie ­ k ie ł śm ierci m ają wciąż jeszcze pełne oczy.

W chw ilę potem p rze jec h a ł wóz z rannym p.pulk.

B erbeckim . Leżał, p r z y k r y ty płaszczom Tw arz koloru wosku — m yślałem , że nie żyje. Ale oto o tw orzył oczy przy to m n e, choć bólu i zm ęczenia pełne, i coś obciął pow iedzieć. Szeptu nie słyszałem . Szło za wo­

zem k ilk u żołnierzy. Jeden z nich płakał.

Z biórka. Odmarsz. Droga zagina w ielkim lukiem , tonąc w niezm ierzonych w ołyńskich lasach. Po kilku godzinach marszu nagle zatrzy m u jem y się. W idać n ie ­ p rzy ja cie l jest, blisko, bo oto o trzy m u jem y rozkaz zaię cia w zgórza z praw ej strony. Z dejm ujem y z koni naszo k a ra b in y m aszynow e, ustaw iam y je na skraju lasu. O b­

strzał na łąkę idealny. Daleko, na skraju łąki pokazuje się patrol kozacki. Cofa się zresztą n atychm iast w las.

Po paru godzinach oczekiw ania znów rozkaz od­

m arszu. Słońce piecze. U pał szalony. Żołnierze od trzech nocy praw ie nie spali, to też w szystkich ogarnia j coraz w iększe znużenie. W reszcie podchodzim y pod T rojanów kę. Już czoło kolum ny w eszło do wsi, g dy naraz wśród nas, k tó rz y idziem y na sam ym końcu, po- w staje zgiełk i zam ieszanie. To nasza kaw alerja mija nas w galopie, krzycząc, że kozacy są blisko.

Z dużym trudem udało się oficerom wśród hałasu i krzyków rozw inąć po polu ty ra lie ry . U staw iliśm y coprędzej nasze karabiny m aszynow e.

Istotnie ukazała się na skpaju lasu, w odległości jak ic h 1500 kroków od nas, ty ra lie ra kozacka. Cudny liył w idok, g d y nasze ty ra lje ry , k tó re z d ą ż y ły się już rozsypać po całem w zgórzu na praw o od drogi, biły salwami do kozaków stojąc. K ozacy odrazu uciekli.

A rtylerja rosyjska zaczęła bić z rzadka granatam i. Ze wsi w yjechała galopem b a te rja austry jack a: odprzodko- wali a rm a ty ; zaczęła się strzelanina.

I znów ogólne podniecenie: będzie bitw a. O trz y ­

małem od kap. Scaewoli rozkaz przyłączenia się z j e d ­

nym karab in em m aszynow ym do kom panji por. K ruka.

(6)

6 RZĄD W O JSK O M 18 O beszliśm y cm e n tarz y k na w zgórzu. T uż kolo m nie

upad! w piasek g ran a t rosyjski, przypadkow o nie w y ­ buchł, podniósł ty lk o w górę słup piachu. Tem u p r z y ­ padkow i zaw dzięczam życie.

R ozw inęliśm y szeroką ty ra lje rę . M oskale jed n a k już się nie pokazali, w idocznie nie odw ażyw szy się na atak mocno bronionego w zgórza. Później ju ż d o w ie ­ d zie liśm y się, że nasza k a w a lerja w padła w zasadzkę:

została znagła ostrzelana przez dw ie sotnie kozaków.

S tra ty b y ły znaczne.

Po k ilk u g o d zinach co fn ięto nas do wsi. Tam u ra ­ czyliśm y się zapasami, zostaw ionym i przez A ustrjakow . Praw ie każdy żołnierz zafasował pełną m enażkę w yboro­

wego masła. Prócz tego zb ieraliśm y m oc celt, butów , kożuszków ułańskich etc. P rzed wieczorem odm aszero waliśmy w kieru n k u Czerska, w nocy przeszliśm y przez most na Stochodzie. P rzenocow aliśm y pod Sm olarami.

M iędzy nam i, a n iep rzyjacielem wiła się szeroką w stęgą rzeka zdradliw a, bło tn ista.— krw aw y S tochód.

W sprawie naszych sojuszów.

Na długo przed aktem 5 listopada, ba, dawno przed zajęciem W arszaw y, obóz niepodległościow y Polski p rz e ­ w idyw ał jako konieczność h isto ry czn ą sojusz nasz z m o­

carstw am i cen tralnem i. W ówczas, g d y snuto w N iem ­ czech olbrzym ie plany m ocarstw a, czy też g ru p y m o­

carstw środkow o-europejskich od B agdadu po morze niem ieckie, wówczas obóz polskiego czynu konsolidow ał opinję publiczną kraju w celu zrozum ienia konieczności i korzyści sojuszu z N iem cam i i Austrją.

W tym celu trzeba było włożyć dużo p racy . Trze- ' ba b y ło przezw y cięży ć słuszne nieraz obnwy i uprze­

dzenia, trz e b a było poddać gruntow nej rew izji ustalone oddawna poglądy na życie ekonom iczne K rólestw a i je ­ go od Rosji m aterialną zależność, trzeba było p rze c iw ­ staw ić k onkretne poczynania polityczno hasłom zjed n o ­ czenia ziem polskich, k tó re początkow o zapanow ały n ie­

podzielnie nad szerszą publicznością — je d n e m słowem budow ać własny gm ach polityki polskiej, opierający się na nic dla w szystkich zro zu m iały ch k o n ju n k tu ra ch .

Bieg w yd arzeń całkow icie p o tw ierd ził p rzew id y ­ wania, akt 5 listopada można było uważać słusznie za decydujące zw ycięstw o teg o obozu, k tó ry od początku wojny, a naw et przed wojną jeszcze, wysuw ał hasła p o ­ lity cz n e j niezależności n arodu.

A je d n a k od 5 listopada 1916 r. upłynęło ju ż 7 przeszło m iesięcy, i stan rzeczy w Polsce nie p o le p ­ sz y ł się ani trochę. Te siedm m iosięćy c h a ra k te ry z u ją się z jednej stro n y w yraźnem i nieporoz iinieniam i w sp ra ­ wie polskiej pom iędzy N iem cam i a A ustrją; z drugiej pow staniem in sty tu cji, k tó ra stanow i surogat rządu na­

rodow ego — dodajm y: su ro g a t niedołężny i szkodliw y.

S u ro g at rządu w yłonił su rogaty m inisterjów — te zno­

wu su ro g aty urzędników państw ow ych—jed n em słowem panuje stan nie do zniesienia, stan w yraźnie szkodliw y, pod k tó re g o osłonką obce czynniki ru jn u ją do ostatka i tak nadw yrężone ju ż bardzo p o d w aliny m aterjalnego życia kraju.

W obec tego stanu rzeczy nasuw ają się pew ne uw a­

gi o naszej sy tu a c ji politycznej wogóle, i o naszych stosunkach z sąsiadami w szczególności, uwagi, któ re chcem y podać na tem m iejscu nie jako szereg p o z y ­ ty w nych tw ierdzeń, ale raczej jako tem at i m aterjal do rozw ażań.

Chodzi o rzeczy bardzo ważne, o zagadnienia do p ra k ty c z n e g o rozw iązania tru d n e . Chw ila obecna w y­

nika z przeszłości, z niej w ypracow uje się przyszłość.

Przyszłości tej m usim y zostaw ić dorobek jasn y , p rz e ­ m yślany.

,4. Myśl sojuszu z państw am i centralnem i niew ątpliw ie ma ju ż za sobą w zględnie bogatą tra d y c ję , i bynajm niej nie przeżyła się w swej treści. W prost przeciw nie, mo- żnaby m yśleć, że dopiero obecnie zarysow uje się m ożli­

wość zam ienienia tej m yśli w rzeczyw istość, g d y ż teraz dopiero, zapew ne ju ż w najbliższej przyszłości może 1 być mowa o m ocarstw ow em stanow isku P ań stw a P o l­

skiego. T rad y cja ta je s t tem bardziej żyw a i mocna, j

że została przypieczętow ana krwią Legjonów , które w alczyły ram ię w ram ię z żołnierzem niem ieckim i au- strjackim o wspólną wolność.

Są to rzeczy ważne i niedoceniać ich nie wolno.

Nie wolno rów nież zapom inać o tem , że cała d o ty ch cza­

sowa działalność stronnictw niepodległościow ych opierała się w' znacznym stopniu na m yśli tego sojuszu, i że zm iana stanow iska w tej m ierze odbiłaby się zapew ne w wysoce szkodliw y sposób na dalszych pracach tych stronnictw . N astąpić by m usiało zasadnicze p rzeg ru p o ­ wanie obozów politycznych oraz ustalanie na nowo w zajem nych m iędzy niemi stosunków.

Niemniej wszelki sojusz je s t m ożliwy ty lk o tam, gdzie obydw ie strony go pożądają, gdzie je s t obustronne zrozum ienie konieczności porozum ienia. P o la cy w ielo­

k ro tn ie i niedw uznacznie okazyw ali, że na sojuszu z Niem cam i im zależy, że drogą porozum ienia iść p r a g ­ ną. Inaczej staw iały i staw iają kw estję państw a c e n tra l­

ne. Przedew szyst kiem już brak wspólnego program u w kw estji polskiej stoi na przeszkodzie urzeczyw istnie­

niu się sojuszu. W iem y bardzo dobrze, że A ustrją b y ­ najm niej nie skw itow ała z program u try jalizm u , że Niemcy natom iast na ten program zgodzić się nigdy nie będą ch ciały . Dopóki nie nastąpi zdecydow anie się obu ty ch państw na jed n o litą p o lity k ę w spraw ach polskich, dopóty o fakcie sojuszu mówić nie podobna.

Z d ru g iej strony nie m ożem y n iestety sk o n stato ­ wać dostatecznego zaufania i dobrej woli ze strony rzą­

dów o k u p acy jn y ch , któ re to zaufanie je s t w arunkiem

sine qua non w szelkiego porozum ienia. Z bytecznem tu jest ch yba dłuższe m otyw ow anie tej zasadniczej rzeczy, bo ona znana je s t każdem u.

W reszcie cała po lity k a m ocarstw c e n traln y c h z cza­

sów o statnich, od 5 listopada 1916 r. w skazuje w y ra ź ­ nie, że streszcza się ona w k ró tk im i dosadnym w ska­

zaniu: przew lekać i niedopuszczać do ukonstytuow ania sii; rządu now opow stałego państw a. Ale wszak p ra k ­ tycznie oznacza to w prost odsuw anie sojuszu do jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości.

S toim y więc wobec takiej sytuacji, że jeden z k o n tra ­ hentów w yciągnął już dłoń do p rzybicia interesu, gdy tym czasem d ru g i włożył rękę do kieszeni, odw rócił się nieco ty łe m i proponuje odłożenie spraw y.

Zaiste — widok nie n .zb y t budujący.

W takich w arunkach może byłoby wskazanem cofnąć w yciągniętą praw icę i zastanowić się, czy g d z ie ­ indziej nie dałoby się załatw ić jakiego lepszego interesu.

A przecież prócz interesu istnieje jeszcze i taka rzecz, jak godność narodow a. N iedobrze je s t przedłużać sy tu ­ ację, w k tó ry c h godność narodu jest na szwank n a­

rażaną.

B. W czasach o statnich na w idow ni życia p o lity c z ­ nego E u ro p y nastąpiły zm iany bardzo zasadnicze. R e ­ wolucja rosyjska rozpętała w ręcz nowe możliwości, z k tó ry c h najaktualniejszą jest, m ożliwość szybkiego zawarcia pokoju. A le niezależnie od tego rew olucja po­

staw iła nas w nowych w arunkach sąsiedztw a. Rosja r e ­

publikańska jest czemś zgoła innem , niż Rosja carosław-

na; i jeżeli p o lity k a polska musiała za w szelką cenę

(7)

■Ni 18 R ZĄ D I W O JSKO prow adzić z tą ostatnią walkę na śm ierć i życie, to obec­

nie spraw a się kom plikuje i kw estją się staje, czy m am y w idzieć w Itosji w dalszym ciągu najgroźniejszego z n a­

szych wrogów.

Można z dużym stopniem praw dopodobieństw a p rz e ­ widywać, że in te re s y odrodzonej Rosji i N iem iec nie pójdą po zbyt sprzecznych linjach. T ym bardziej m ożli­

wem się staje, że odw ieczny spór polsko rosyjski da się obecnie w pew nej przynajm niej m ierze załagodzić. Za tern przem aw ia takt, że Rosja w zasadzie uznała n iepod­

ległość P olski, a za R osją uznały ją także m ocarstw a koalicyjne. Zapewne, niowolno zapom inać o tak ważnych kw estjach, ja k kw estja naszych w schodnich kresów , a więc L itw y i Rusi; zapew ne, że są to rzeczy do zgod­

nego załatw ienia m e łatw e, i że na tern tle może się okazać znaczna rozbieżność interesów . Zauważm y jednak, że stosunki nasze z N iem cam i m e będą pozbaw ione an a­

lo gicznych trudności i pow ikłań.

O czyw ista, w yciąganie z pow yższych uwag daleko idących wniosków w spraw ie naszych sojuszów byłoby zgoia przedw czesne. Chodziło nam jed y n ie o to, że wobec w ydarzeń w Rosji, wobec icń dla spraw y polskiej olb rzy m ieg o znaczenia, należy poddać gru n to w n ej re ­ wizji całą naszą dotychczasow ą p o lity k ę, aby ją móc do now ych w arunków dostosować. Możliwem je st, że po najgruntow niejszej rew izji zd ecy d u jem y , że należy się trzym ać drogi dotychczasow ej; nie jest to jed n ak jasnein a priori.

R ew olucja ro sy jsk a nie je s t jeszcze ukończona. N ie­

wiadomo jeszcze, co się z obecnego chaosu w ykluje.

W każdym jed n a k razie każdy p rze w id u jąc y p o lity k polski musi się liczyć ze zm ianą ustroju w Rosji, i p il­

nie zważać na w szystko, co się dzieie na w schodzie E u ro p y .

C. Można stanąć jeszcze na innym punkcie widzenia.

To, co się w tej chw ili dzieje w Polsce, je s t dopiero w stępnym okresem , przygotow ującym do sam odzielnego życia państw ow ego. Można i trzeb a m yśleć ju ż z góry o przyszłości, szkicow ać jej łm je w ytyczne, rozważać ustosunkow ania polityczno; przed wczesnem byłoby jednak decydow ać i przesądzać już dzisiaj zagadnienia sojuszów, jak ie , po zdobyciu pełni praw państw ow ych, będziem y m ogli i chcieli zawierać. P rzyszłość trzeba w ciężkim tru d z ie w ypracow yw ać, nie należy jej jednak zgóry za- m ykać^w pew nych ściśle określonych gran icach , m e n a ­ leży jej krępow ać i obarczać zbyt daleko może idącem i zobow iązaniam i.

O tern, jak się ustosunkuje P olska do m ocarstw obcych m ech decydują odpow iedzialne przed narodem czynniki. D otychczas zaś tak ic h nie posiadam y, gdyż nie posiadam y jeszcze praw dziw ej, istotnej niepodległości.

• *

Oto kilka uwag, któreini pragnęliśm y się podzielić z naszym i czy te ln ik a m i. P ow tarzam y, obcięlibyśm y w n ich w idzieć je d y n ie m aterjał dyskusyjny. W y ciąg a­

nie zbyt pośpiesznych wniosków uważamy za niew ska­

zane.

W w yjątkow o tru d n y c h w arunkach naszego życia polity o zu eg o trzeb a postępow ać rozw ażnie i świadom ie.

Stoirny w przed ed n iu rozpoczęcia budow y P aństw a p o l­

skiego. S tarajm y się zacząć od jaknajm ocm ejszych fun­

dam entów .

7' • widoku odsłonić niebezpieczeństw o dzisiejszej doby, k tó ­ ro napraw dę nie ty lk o dzieci się ty czy , ani naw et braku tego, lub owego a rty k u łu żyw ności. Głód w dosłow nem znaczeniu tego słowa grozi ju ż dziś w szystkim większym zbiorow iskom ludzkim w Polsce i postępuje ku m niej­

szym . Naród nad spraw ą ochrony środków żyw ności w kraju będących nie ma k o n tro li, a w spraw ie jej roz­

działu nie ma władzy. A wiadomo m im o w szystkie z a ­ pew nienia, że w ładze o k upacyjne żyw ność stąd wywożą, wiadomo, że czynią to w tych pow iatach, z k tó ry ch d o ­ wóz do W aiszaw y w zbroniony. Tak dzieje się i w in ­ nych okolicach kraju...

P o lity k a od spraw g ó rn y c h , od spraw w ęzłow ych zaczyna dziś schodzić do dołu. Spraw a rządu i wojska, w któ ry ch się decyduje cale życie narodu zaczyna się bezpośrednio wiązać ze spraw ą obecnego bytu narodu. . - Głód będzie otw iera) oczy... Niema innej drogi dla niego — jeż e li nie ma doprowadzać ty lk o do b e z ­ ładnych i bezsilnych odruchów — jak wzmożona walka o rządy własne i silę ty ch rządów , wojsko własne...

Na tę drogę, jedyną, na k tórej można zw yciężyć, jed y n ą , na której można skupić siły narodu, niech sp ły ­ nie dzisiaj rozpacz głodnych. Będzie ona batem na sy ­ ty ch , dla których sprawa niedoli mas narodu i zw iązana z nią spraw a rządów narodu nie jest spraw ą n a jp iln ie j­

szą, spraw ą walki nieubłaganej i w ydobycia w szystkich I sil z narodu do tej walki...

Za służalczość sw oją i tchórzostw o, za brak karku, za in try g ę , za tanią ugodę z obcym i będą oni dziś odpow iedzialni także przed głodnym i.

Zgoda a wygoda.

Gd dawna istnieje w Polsce hasło zg o d y , hasło j e d ­ ności w szystkich sił narodu.

W ostatnich czasach pow tórzyła je R ada Narodowa.

Hasło to jest dziś słuszne i konieczne, ale jedno trzeba tu uczynić rozróżnienie. Dwa istnieją rodzaje zgody:

Zgoda wygodnego spokoju i zgoda sil walczących.

Z w olennicy pierw szej, chcieli by w szystko bez w yjątku, co imię polskie nosi, połączyć ze sobą, a więc żyw ioły walki ze służalcam i obcych mocarstw’, silnych i słabych, idących naprzód i ham ujących, ogień i wodę... Ta zgo­

da, k tó ra siły narodu krzyżuje, m iast je wzm acniać i osłabia gorzej, niżby to obcy uczynić m ogli — dotąd jest naszem usiłowaniem i — nieszczęściem .

D ruga zgoda, to zjednoczenie w szystkich sil zd o l­

nych do walki, a w ykluczenie stanow cze i bezw zględne tycli, k tó rz y w łaśnie w łonie obozu narodow ego n a jw ię ­ ksze dla jego jedności w walce stanow ią niebezpieczeń­

stwo. Albowiem dla ham ow ania tej walki w nim się znajdują. Na obce siły liczą. U godą swą paraliżu ją si­

ły narodu lepiej, niżby to obcy uczynić mogli k ie d y ­ kolw iek. Są bowiem w ew nątrz narodu, obcy zaś są ze­

wnątrz.

Dopiero powszechne zrozum ienie tego stanu rzeczy i śm iałe w yciągnięcie konsekw encji doprow adzić może do zjednoczenia polskich sił w alczących.

Od tego m om entu zacznie się uzdrow ienie. S k utki nie d a ły b y długo nu siebie czekać.

Głód a polityka.

W W arszaw ie w yb u ch ły ro zru c h y głodow e. Jak nieraz w Polsce w wielu spraw ach, dzieci dały początek, one tłum am i p rze laty w a ły ulice i ro zb ijały sklepy. K a ż ­ dem u, kto to w idział, w inno się przez ból i zgrózę tego

Z CAŁEJ POLSKI.

2 R a d y S t a n u .

W odpowiedzi na znaną z poprzedniego numeru deklarację T. R. S z I maja, domagającą się natychmia­

stowego naznaczenia regenta i zgody na utworzenie rządu tym­

czasowego, dali komisarze rządowi odpowiedź dopiero dnia 15 l>. m.

i i to odpowiedź odwlekającą decyzję.

(8)

8 RZĄD I WOJSKO M 18

„Chodzi — jak mówiowa odpowiedź — o znalezienie grun­

tu, na którym pogodzić się dadzą uprawnione dążenia Rady Stalin ku zrealizowaniu aktu 5 listopada z postulatami wynikającymi z faktu okupacji Wojskowej i Wojny", — a rozstrzygnięcie * tego

„może być tylko kwestją dni niewii lu".

akie stawianie kWestji jest już nie tylko grą na zwlokę, ale .graniczy z proWokacyjnem lekceważeniem sprawy. (J znale­

zienie taniego „gruntu" chodzi chyba już od dnia. . . . 5 listopada, a akt noszący tę datę, W miarę zwłoki i W miarę tego, że zasadę niepodległości uznają dziś już wszystkie państwa — staje się co raz bardziej papierem bez treści Realizowanie tej rzeczy prze- staje Więc być prerogatywą Wiednia i Berlina, a z każdą cnwilą konieczniejsza jest pod tym względem inicjatywa samego spo­

łeczeństwa.

Zrozumie to Rada Stanu, że jej uchwala z dnia 1 maja jest juz dziś rzeczą nieaktualną, a oczekiwanie odpowiedzi na nią do niczego nie prowadzi. Uchwały Rady Narodowej mówią dość wy­

raźnie, że dziś należy zrobić miejsce na instytucję z inicjatywy społeczeństwa powstałą — a nie zamącać świadomości ogolu su-

rogatami i oczekiwaniem decyzji z zewnątrz. •

N o w a g ra n ic a ?

Z Kaliskiego, z części Kujaw i części Łomżyńskiego nie wolno przewozić do Warszawy środków żywno­

ści.

W

Kaliskiem, w części Kujaw i w części Łomżyńskiego ma być podobno wstrzymany Werbunek do Wojska. (Co prawda dotąd istnieją tam urzędy werounkowe — i naznaczone zostały Komisje poborowej. Coś jakby nowa granica zaczyna być zarysowywana na żywem ciele ziem naszych.

W okupacji austryjackiej pod nowym gen.-gubernatorem nie­

co swobodniejsze zaczyna być >ycie; słychać o usunięciu mnóstwa znienawidzonych urzędników, zaprzestaniu rekwizycji, zwolnieniu cenzury; obchody narodowe 3 maja odbywały się tam bez prze­

szkód.

Ze źródeł inspirowanych „lansuje się" kandydaturę arcyksię- cia Karola Stefana na regenta, czy króla; prasa warszawska do­

stała pozwolenie o tej kandydaturze pisać.

Może to fakta przypadkowo, bez związku z sobą Współ­

istnieć zaczynające. Ale jeśli jest między mmi związek, jeśli ustępstwa W okupacji austryjackiej mają torować drogę wpływom Austrji do Polski, które w osobie arcyksięcia na tronie polskim znaleść się mają, a odcinanie póliiocno-zachouniej połaci kraju—jest preparowaniem kompensaty dla Niemiec—to eksperyment taki spot­

ka się z jednomyślnym protestem całego narodu, który zapewne nie skończyłby się tylko na słowach!

Z w o js k a .

Dnia 9 b.

iii

. na zebraniu oficerów odkomen­

derowanych z 1-go i 3-go pułków p. do obozów ćwiczebnych N r.) i Nr. 5 W Zegrzu — p. pułk. Berbecki w obecności Komendanta Legjonów pułk. Zielińskiego, na skutek podania się oficerów

o

przeniesienie do pułków z powodu obawy co do charakteru polskiego mającego się tworzyć Wojska — ouiecał dać następu­

jące wyjaśnienie, które Komenda Legjonów ma podać do wiado­

mości istniejących pułków, a przez Poln. Wermacht, do wiado­

mości oficerów, przydzielonych do obozów ćwiczebnych.

1. Stan obecny — to jest objęcie funkcji przez oficerów i podoficerów niemieckich i austryjackich i niedopuszczenie do wyższych ponad funkcję Komendy Komp. funkcji oficerów poi skicli — stan ten jest stanem przejściowym na czas tworzenia do­

datkowej szkoły dla oficerów i żołnierzy polskich.

2. Stan ten może trwać bezwzględnie i jedynie tylko do chwili przydzielenia rekrutów do obozów ćwiczebnych.

3. Z chwilą przydzielenia rekrutów, władzę nad nimi i. j.

Wszystkie funkcje będą posiadali oficerowie i podoficerowie pol­

scy (Legjonów).

4. Oficerowie niemieccy i austryjaccy mogą pozostać jako doradcy na stanowiskach, jakie zajmowali w pułkach oficerowie i podoficerowie niemieccy przed 1 maja.

5. W pułkach wojsk polskich funkcje mogą otrzymywać do komendy pułków włącznie, jedynie oficerowie i podoficerowie legjonowi.

0. Językiem urzędowym w obozach ćwiczelnych, a również we Wszystkich formacjach wojsk polskich, jest włącznie język polski.

7. Przysięga może być przyjętą za zgodą tylko i przez przedstawiciela f. Rady Stanu lub Rządu Polskiego, o ile taki przed złożeniem przysięgi powstanie.

Wysłuchawszy powyższych oświadczeń pułk. Berbeckiego znajdujący się w obozie ćwiczebnym oficerowie 1 p.p. uznali, że jedynie ukazanie się rozkazu dziennego Komendy Legjonów o powyższej treści i podanie go przez Poln. Wermacht do ich wiadomości umożliwi im pozostanie i pracę w obozach ćwiczebnych

Następnego dnia t. j. 10 b. m. Komenda Legjonów wydala Rozkaz oficerski Nr. 2, który, jeśli ma być spełnieniem powyż­

szego przyrzeczenia, posiada treść zgoła mu nie odpowiadającą.

Stwierdza on tylko, że obozy mają charakter czasowy jako od­

działy uzupełniające dla pułków, że oficerowie i żołnierze legjo­

nowi przed nadejściem rekruta uzupełniać mają tylko swą wiedzę fachową, że po nadejściu rekruta „otrzymają dowództwo oddzia­

łów odpowiadające ich uzdolnieniom fachowym", oraz że komendę nowych pułków otizymają wyłącznie oficerowie legjonowi.

L u b lin .

W życiu politycznem ziemi Lubelskiej widzi się pewne przeżycie. Niewiara i nieufność do Rady Stanu rośnie z dnia na dzień. Lublin jest gotów do czynu, chociażby gwałto­

wnego. P. P, S. rozwija silną agitację i zdobywa coraz większe W.

P.

i wpływy. Hasia rzucane przez nich jak „Demokratyczna Rebublika",

„Sejm", „Prezydent", zdobywają coraz więcej zwolenników nie tylko w mieście, a nawet więcej na prowincji. Niezadowolenie ludu z Władz okupacyjnych jest bardzo wielkie. Można stanowczo stwierdzić, że jeżeli władze zarządziłyby jakąś nową rekwizycję, to dojdzie do bezwzględnego oporu.

Do miast zagląda głód, nawet w niektórych powiatach, gdzie prawie wszystko zarekwirowano

Dzień 3-go Maja w Lublinie był bardzo spokojny, natomiast na prowincji z całym zapaleni wzięto się do uroczystości, pocho­

dów i t. p.

P. O. W. w bardzo wielu miejscowościach występowała przy tych pochodach.

Można stanowczo stwierdzić, że obchód 3-go Maja na pro­

wincji w tym roku wypadl wspaniale.

R o z ru c h y w W a r s z a w ie .

W dniu 11 i 12/V miały miej­

sce rozruchy głodowe. Gromady, przeważnie z kobiet i dzieci złożone rozói.aly sklepy spożywcze i cukiernie. Po mieście za­

częły krążyć wzmocnione patrole piesze i konne.

Dn. 13, V. W niedzielę na placu Trzech Krzyży miało miejsce zajście między chorym umysłowo księdzem i patrolem niemieckim, a W konsekwencji do zajścia Wmieszało się kilku legjonistów i tłum. — Przebieg zajścia byl bezkrwawy. — Wiadomość o tein rozniosła się po mieście z ogromną szybkością i wywołała ogro­

mne Wzburzenie. Między godz. 8 ii 1U, zebrał się w Alejacli Je­

rozolimskich, między N.-Światem a Bracką kilkutysięczny tłum, wzburzony i wrogi w stosunku do Niemców. Przybyła kompanja piechoty i szwadron ułanów rozproszyła tłum, ulani szarżowali kilkakrotnie, nie używając jednak białej broni, poczem Aleje Jerozol. w tein miejscu zostały częściowo dla ruchu publicznego Kordonem piechoty zamknięte. — Zamknięcie trwało do 12-ej w nocy.

Dn. 14/V krążyły po mieście Wzmocnione patrole piechoty i konnicy (piechota po 8-u żołnierzy z podof. w dwurzędzie, z ba­

gnetem na bronij.

Pomiędzy ludnością krążą pogłoski, że ksiądz (o którym nie wiedzą powszechnie, że jest chory umysłowo) — z pobicia i po­

ranie!) zmarl; że legionista, który go miał pierwszy bronić - rów­

nież jest umierający.

Wzburzenie przeciw Niemcom znaczne, popularność legjo­

nistów ogromna.

Do Warszawy sprowadzone zostały 2 nowe baony piechoty niemieckiej.

W y d a le n ie le g jo n is tó w z W a rs z a w y .

Gubernator Wojenny Warszawy, gen. v. Etzdorff, wydal w dn. 14/V rozkaz, że legjoniści, przebywający w Warszawie nic sluibouio, mają wyje­

chać bezzwłocznie, ponieważ stwierdzono udział legjonistów w roz­

ruchach.

Wszyscy oficerowie i żołnierze Legjonowi, przebywający w Warszawie na urlopie, musieli do godz. 12-ej w południe dnia 15/V Warszawę opuścić. Udzielanie urlopów z pułków do Warszawy ma być wstrzymane.

Żołnierzom, z pułku konsystującego w Warszawie, wolno będzie opuszczać koszary tylko w sprawach służbowych, i na przepustce muszą być wyraźnie określone godziny, na jakie jest Ważna i cel bezpośredni wyjścia na miasto.

Wszyscy przybywający do Warszawy w sprawach służbo­

wych legjoniści mają natychmiast meldować się w gubernatorstwie.

Rozkaz ten, z kontrasygnacją Kmdy Leg,, zanoszony był ofi­

cerom do mieszkań, do hoteli, i przedstawiany do podpisywania, że przyjęty został do wiadomości i wypełnienia.

Ze świata.

Nie tylko Rosja, ale i Niemcy objęte są dziś silnym ruchem wewnętrznym, choć odbywa się on na zupełnie odmiennej drodze.

Walka o demokratyzację i parlamentaryzację rządów objęła cały kraj. Sprawa ta łączy się dziś ze sprawą pokoju i polityki ze­

wnętrznej. Stronnictwa reformy wystawiły hasło pokoju bez anek- sji i odszkodowań, wrogowie reformy zwalczają i to ostatnie hasło.

Bod naciskiem opinji ma kanclerz w najbliższym czasie określić cele wojenne Niemiec. Ze strony obozu konserwatywnego, który Widzi groźne niebezpieczeństwo dla swej polityki wewnętrznej i zewnętrznej, prowadzoną jest dziś na nowo gwałtowna kompanja przeciw kanclerzowi. Opinję lewicy oddaje zdanie „Vorwdrtsu“ , organu naczelnego socjalnej demokracji niemieckiej: „Robotnicy nie ścierpią, by carat uśmierzony w Rosji, zmartwychwstał W Niem czech". Żąda spełnienia w dobie obecnej obietnic danych ludo­

wi niemieckiemu.

Prasa zaś konserwatywna przestrzega kanclerza „przed ustępstwami wobec gróźb socjalno-demokratycznych".

Gana 20 groszy

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dowiadują się też, że dobra współpraca nie zawsze oznacza aprobatę wszystkiego, co się dzieje w grupie – ćwiczą m.in., jak odmawiać, wysuwać inne propozycje lub

powołaną została do pracy nad odbudowaniem Państwa Polskiego w nadziei, iż mocarstwa centralne przystąpią szczerze do realizowania aktu 5/XI, zważywszy dalej,

czej położenie jej byłoby trudnym, a wtrącanie się wojska do spraw będących atrybutem Rządu, poniża powagę Rady Stanu, tak na zewnątrz jak i na wewnątrz

Odrzucony tam został Wniosek następujący: „Uważając, że Rada Stanu jedynie jest dzisiaj uprawniona do decydowania o drogacłi działania Narodu Polskiego, że

bj T. lłada Stanu stojąc na stanowisku opracowanych przez siebie projektów organizacji Wojska Tulskiego, złożonych panu Gcnerał-Guberna-. torowi, prosi o rychłe

Aż zbyt dobrze są Wiadomemi obłudne obietnice okupantów, którzy mimo powołania Rady Stanu, urządzali sobie nieprzerwanie kpiny i z pierwszego rządu polskiego i

Znanem jest także, że zapo- tnocą tego aparatu kolportuje się po kraju anonimowe pamflety zwrócone przeciw ruchowi niepodległościowemu, i wskrzesicielom idei

Zwracając się do wszystkich, Ojciec Święty raz jeszcze powtarza słowa Chrystusa: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by