• Nie Znaleziono Wyników

Skrzydła : miesięcznik instruktorek harcerskich : organ GKŻ ZHP. R. 4 (1933), nr 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Skrzydła : miesięcznik instruktorek harcerskich : organ GKŻ ZHP. R. 4 (1933), nr 2"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

* ą I\ -r *5 f J sj I s ?

(2)
(3)
(4)
(5)

y y Y, f>y 'ifY & U c -s ; >

/ źy~

r ^ v V \ v /

vt. \t&x

^

n

wnft$&

' O'.,:.-.-, '

S K A U T K I FR A N C U SK IE

na obozie wędrownym w Alpach

iNsmirrofcti:

hmcłr

^

kuomanckzzup

lU O Ł C A N -'

MIESIĘCZNIK!

ROK IV.

L U T Y 1933 r.

Nr. 2.

(6)

W dniu święta Pana Prezydenta Rzeczpospolitej.

D zieck o słu ch ało b ajek . M ały zuch o b łę k it ­ n y ch o czach dow iadyw ał się, ja k to Ja n e k za życie szlach e tn e, za zwycięstwo w boju, za wielkie usługi o d d an e państwu zagrożonemu przez wroga (m oże przez sm oka), otrzym yw ał w nagrodzie królewską koro n ę i berło, najw yższą w ładzę w państwie.

M ały zuch słucha: „ . . . i zasiad ł na tronie, w p ałacu lśniącym od zło ta i drogich kamieni, w szatach przebogatych — n asz Ja n e k , wspaniały król. W s z y s c y w koło oddawali mu pokłony, u stóp je g o sk ła d a li sztandary zdobyte i sk a r b y przyw ie­ zione z za dalekich mórz. T a k Ja n e k — król żył przez długie lata bogaty i szczęśliw y ”. ..

M ały zuch wyrósł. Jest już dużą harcerką. Nie szuka on a w b a jk a c h pokarm u dla swej w y ­ obraźni. Praw dziw e życie, bogatsze niż b a jk a , otw iera się przed nią i żąda jej myśli, je j woli, jej pracy. T a praca, zrazu p od o b n a do zabaw y, sto p ­ niowo, tak wolno, ja k wolno rośnie dziewczyna, s t a je się coraz pow ażniejsza, coraz trudniejsza, co ­ raz odpow iedzialniejsza. H arcerstw o już przestaje b y ć dla dziew czyny b eztro sk im biegiem przez stopn ie i sprawności, przez zbiórki i obozy. Nagle, z całą siłą n arzu ca się dziew czynie fakt, w obec którego stan ęła, idąc równym krok iem po drodze h arcerskiej: „ ja ”, ten do niedaw na ośrodek jej za­ interesow ań, usunęło się gdzieś na dalszy plan, ustąpiło swego naczeln ego m ie jsca nowej, n ajw aż­ n ie js z e j wartości: służbie dla Polski w myśl ideo- logji h arcerskiej, służbie, która jest zaszczytem, ta k wielkie p ołożone jest w nas zaufauie, że roz­ kaz zawarty w naszem prawie, potrafim y w ykonać. Z a w sz e czuw ać. Nie ulec w walce, która choć niew idoczna, toczy się zawsze i wszędzie. Nie uciec od walki. O d zw ycięstw a dążyć do zwycięstwa,

pon ad poniesionem i klę sk am i przechodzić nieugięcie. B y ć zawsze i pomimo w szystko posłuszną n a jw y ż ­ szemu nakazowi, którego imię: dobro R z e c z y p o s ­ politej.

O to czego n as uczy ponad wszystko p ię k ­ n iejsza i ponad w szy stko nam droższa służba dla wolnej Polski.

Z b la d ły pow ierzch ow n e blaski, zgasło złudne szczęście b iją c e z d z ie cięcy ch b ajek.

Dziś jeden cel stoi przed nami: u czynić życie w łasn e karną i twórczą wędrówką po szlaku n a j­ w ierniejszej służby O jczy źn ie. Na szlak ten wpro­ w ad zać nowe, m ocne rzesze m łodszych sióstr— h ar­ cerek, do służby je zapraw iać i służbie, gdy dorosną, o d d aw ać czujne i odporne.

W chw ilach zastan ow ien ia w y d aje się nam, że ży cie n asze wznosi się stale ku górze po linji spiralnej. Ż e każdy rok, to nowy zwój tej linji, że każdy dzień je s t n astrojon y na inny ton.

Przed dźw iękiem dnia Pierw szego O b y w atela R zeczyp osp o litej chylą się nasze głowy. T e n dzień d a je nam większą moc, krzepi do dalszej służby, * obdarza głębszą wiarą w zwycięstwo.

Bowiem w dniu tym sta je przed nam i w całej pełni Człow iek, k tóry życie swe przekuł w n ie­ przerwaną służbę P o lsce, w służbę cich ą ja k wielka, czysta wiedza i piękn ą, ja k n a jszlach etn iejszy czyn, oparty na C hrystusow ej miłości.

N iechże ta słu żb a trwa, niech w artościam i swemi zasila ż y ją c e i przyszłe pokolenia, n iech zespoli się z duszą polską, ja k o je j n iezło m n a, w ieczysta moc.

P R A C A INSTRUKTORSKA.

Ewa Gródecka.

T r

0

p e m drużyny wielkiej gry.

Trop trzeci.

Zastęp IV zdobywa godło.

Z w artem kó łk iem siedzi zastęp na ziemi. W izbie ja sn o i ciepło, dobrze i cicho.

Z a s t ę p o w a . O d ostatniej zbiórki do dzisiaj m iały ście przyg lądać się zw ierzętom domowym i d o ­ w iedzieć się czegoś p rzy n ajm n ie j o jednem zw ierzę­ ciu dzikiem. M iałyście także p rzyn ieść rysunki i foto- grafje zwierząt, które uda się wam zdobyć. A Jadzia

o b ie c a ła w y d o stać ciek aw ą książkę o zwierzętach. N iech więc teraz każda z nas opowie o swoich z d ob y­ czach.

H e l u s i a . Ja ogląd ałam takie zwierzątko, co b yło n ajp ierw dzikie, potem domowe, a potem znowu dzikie. W ła ś c iw ie dom ow e to ono nie ch ciało być. I dlatego wróciło do lasu.

Z a s t ę p o w a . Ja k ż e to było, Helusiu?

H e l u s i a . C hłopcy przynieśli wiewiórkę i z a m ­ knęli w klatce. K la tk a b y ła duża i m iała takie koło,

(7)

że jak w iewiórka na niem siadła, to się ob racało. I ona się strasznie bała, chow ała się do k ą ta i tak drżała i ja ją w yn io słam do lasu. M am u sia ze m ną poszła. O n a się n aw et w y jś ć z klatki przy n as bała. Dopiero ja k m yśm y się schowały, to w yszła i tak prędko p o b ie ­ gła i w drapała się na drzewo. P atrzyłam gdzie pójdzie, może do dziupli, ale mi sam a nie w iem kiedy uciekła.

B a s i a. J a też widziałam u jed n y ch państw a w iew iórkę w k la tce i też b y ła ta k a b ied n a. A potem zdechła.

H e 1 u s i a. U nas b ył tatusia z n a jo m y , g ajow y. T o mówił, że wiewiórce bardzo żle w klatce, bo taka żywa ja k iskra i że tylko źli ludzie ła p ią i męczą. A dobrzy, ja k lubią wiewiórki, to cich u tk o idą do lasu i tam przyglądają się, podpatrują, ja k m ają aparat to fotografu ją. Z e są śliczne książki o wiewiórkach. 1 dał mi fotografję wiewióreczki, która go się wcale nie bała. W lesie ją oswoił, nie w klatce. Nigdy nie pozwolę trzym ać wiewiórki w k latce.

Z a s t ę p o w a . A ja k ie je s z c z e widziałyście zwierzątka?

K a z i a . C iekaw am , czy też w idziałyście kiedy ja k ku ją konie. O, to w cale nie je s t łatwo zobaczyć. K o ń m oże k op n ąć przecież, gdy się za blisko po­ d ejdzie, a zd ale k a nic nie widać. A l e ja — widzia­ łam. B yłam z tatusiem w kuźni u zn ajom ego kowala. T a t u ś mnie trzymał m ocno za rękę, a pan kowal pil­ nował, ż eb y koń mi nic złego nie zrobił. Nawet dosta­ ła m ta k ą b ły s z c z ą c ą cieniutką podkowę. Patrzcie, bo to się rzadko widuje. Bo koń ch o d ząc tak ją zdarł — aż musieli dać mu nową. Jeśli m nie poprosicie, to i z wami m ó j tatuś pójdzie do kowala.

Z a s t ę p o w a . K tó ra z was także widziała ja k kują konia?

H e 1 u s i a. — Ja w idziałam — u nas na podwó­ rzu jest kuźnia.''

J a d z i a — T a tu ś m iał daw niej konia, to zawsze b y ła m przy koniu. Nie w iedziałam , że tak trudno to zob aczyć i że koń taki niebezpieczny, ja k mówi Kazia. D aw n iej często jeździłam n a n aszym Łysiku . Szkoda, że go niema.

Z a s t ę p o w a . W przyszły czw artek przyjdzie­ cie na zbiórkę do mnie, nie do szkoły. T a m są różne zwierzęta: i koń, i krowy i króliki. S ą też gołąbki, kury i kaczki. Z o b a c z y c ie , że K a z ia w cale się nie będzie b ała, sam a podejdzie do konia i da mu k aw ałek cukru. Już się o to obie ż K azią postaramy — chcesz?

K a z i a . J a z druhną wszędzie pójdę. Byłam chora, w szy scy się o mnie bali i ja też się tak n auczy­ łam. Ja b y m nie c h cia ła b y ć tchórzem i żeby się ze m nie śmieli.

Z a s t ę p o w a . My się nie b ęd ziem y śmiać, my pom ożem y ci zostać dzielną h arcerk ą. A le i ty musisz ch cieć. C iekaw am , o czem nam Józia opowie.

J ó z i a . My, druhno, m am y takiego śliczniut* kiego, m aluśkiego, czarnego p ieseczka. J a k go przy­ nieśli, to ledwie chodził, co ch w ila się przew racał, piszczał i pyszczk iem szu k ał sw o jej mamusi. A ja bardzo się sm u ciłam — taki m alutki, cieplutki i bez mamusi. 1 już je j nigdy nie zob aczy. M iał tylko b u te­ leczkę z m lekiem i sm oczek. A teraz już podrósł, jest duży, duży — ja k kot!

B a s i a . O, to strasznie duży!

J ó z i a . A le on je s t codzień większy! J e strasz­ nie dużo, z prawdziwej miski, — n a sm o cze k warczy — taki zuch. Biega i biega, albo śpi pod k an apą. T a k i śmieszny! W s z y s tk o gryzie, w szystkim dokucza,

w szy scy go tak lubią. J a n ajb ard ziej, a on n ajw ięcej boi się radja. Ż e b y nasz zastęp m iał swego pieska, to- bym nauczyła, ja k go w ych ow ać, bo już umiem.

Z a s t ę p o w a . M o że z cz a se m b ęd ziem y m ieć pieska. W te d y nam napew no pom ożesz. W id z ę , że H a n ia coś ch ce pow iedzieć.

H a n i a . Już my lepiej nie m ie jm y pieska. T o się nie opłaci. Ja b y m radziła kurki. T o warto, i może nic nie kosztować — tyle tylko co ja jk a . I wyżywić też m ożna darmo. Mam w łaśnie kurkę— nawet dochód mi przynosi. A sam a w ychow ałam . Na w iosnę sąsiad­ ka sadzała na ja ja c h sw o ją kurę, to je j dałam dwa j a j ­ ka, co od b a b ci wyprosiłam. Z jed n eg o nic nie wyszło, z drugiego ta kurka. T e r a z zb ieram w szkole resztki śniadań i do domu przynoszę. Na dwie kurki by star­ czyło. A ja je c z k o przyn iosłam - zobaczcie, ja k ie ślicz­ ne. T e r a z u nas ja jk a po 12 groszy, a ona się codzień niesie. M am usia mówi, że jeste m dobra gospodyni.

B a s i a . J a tam żadnego stw orzenia m ieć nie c h c ę . A na co mi to potrzebne. Mam w domu troje m a ły ch dzieci: b ra ta i dwie siostry. T o razem z niemi m ogę sobie na wróble przez okno popatrzeć. Je sz c z e m ieć kłopot z kurą i ogryzki w szkole zbierać. W o lę p ójść na ślizgawkę.

Z a s t ę p o w a . A ty, Zosiu, czemu jes te ś taka smutna? Czy nie m asz żadnego zwierzątka? P o ­ wiedz nam.

Z o s i a . Nie, nie powiem. Mój ko tek zd ech ł i takiego drugiego nigdy już nie będę m iała, ł a d ­ nego w ięcej zw ierzątka m ieć nie chcę.

K a z i a . B ie d n a Z o s ia . W iesz, m am taki ślicz­ ny o b razek z kotkiem , to ci przyniosę. B ę d z ie ci twego przypominał. A twój kotek ja k i był? Biały, czy bury? Może czarny?

^ Z o s i a B y ł czarny z białem . K ied y ten o b ra ­ zek przyniesiesz?

K a z i a . T e n mój k o te k szary z białem , to podobny. Jutro ci przyniosę do szkoły, tylko nie m artw się tak.

J a d z i a . W ie lk a szkoda, że nie m iałam twego kotka. M ożeby nie zdechł. Już kilka ptaszków, kota i dwa psy w yleczyłam . P ew n ie, że przyjem nie m ieć sw oje stworzonko, karm ić je, w ychow yw ać, p atrzeć ja k rośnie i coraz je s t mądrzejsze. A le n a j­ przyjem niej je s t w yleczyć. Ile razy zn ajdę takie biedactw o, to je zab ieram i robię co mogę, żeby wyzdrowiało i mogło żyć. W u je k jest doktór i za­ wsze mi poradzi ja k leczyć i daje lekarstw a. W u je k mi mówi, że pew nie zostanę doktorem. Dlatego m uszę się dobrze uczyć i dużo książek czytać. W u je k je s t bardzo dobry.

Z o s i a . 1 nigdy ci nie zd ech ło żadne stw o­ rzonko?

J a d z i a . C zasem znajduję, albo przyniosą mi tak ie chore, że już nic nie m ożna poradzić. W ted y biedactw o zdycha. A le nie lubię o tern myśleć. T ę książkę, co to ob iecałam , przyniosłam. Nazywa się „ Z naszych pól i la s ó w “, a n apisała ją A n n a L e w ic k a T u są różne historje o dzikich stw orzon­ kach , których nie sp o tk am y w mieście. N ajlepiej lubię tę o bobrach . Bo wy pew nie nie wiecie, że b o b ry to strasznie m ądre zwierzątka.

H a n i a . Z ę b y tak druhna przeczy tała nam o bobrach.

W s z y s t k i e . T a k , tak, druhno, my w szystkie bardzo prosimy!

(8)

Z a s t ę p o w a . W ię c s ł u c h a jc ie * ). Z a s t ę p o w a , sko ńczyła czytać.

J a d z i a . No i co, p od o ba się wam bóbr? T a k i mądry. W ie , że sam nie potrafi dużo zrobić, więc umaw ia z innemi razem, to naw et rzekę po­ trafią zatrzym ać. I tak porządnie b ud u ją swoje tamy!

H a n i a . A ja k zgodnie żyją!

H e 1 u s i a. M a ją tak ie w esołe dzieci, ja k ludzie! K a z i a . Druhno, żebyśm y tak poszły żywe bobry zobaczyć. Jab y m się nie bała. M oże są tu gdzie blisko. Ja b y m się napraw dę nie bała.

Z a s t ę p o w a . Nie, tu b lisko bobrów niem a i ch y b a nie uda się wam żyw ych z o b aczy ć. A le gd y b y ście ch cia ły , to m ogłybyście dobrze p oznać życie bobrów i dużo się od nich nauczyć. C hcecie?

W s z y s t k i e C hcem y , chcem y! A le ja k to będzie, druhno?

P i o n i e r k a

Z im o w e ćw iczenia z zakresu pionierki są za­ sadniczo różne od letnich, których teren em je s t obóz; nie zn aczy to je d n a k , by um iejętności pio­ n ierskich nie m ożna zimą rozw ijać — przeciwnie, winien to b y ć okres u zupełnienia i zastosow ania n ab y ty ch na o b ozie w iadomości.

P ion ierskie prace obozow e p o leg ają n a szyb- kiem w ykonan iu n a jn ie z b ę d n ie js z y c h urządzeń c o ­ dzienn ego użytku, lub w yko rzystan ia m aterjału, zn a jd u ją ce g o się pod ręką do spo rząd zen ia drob­ n iejszy ch przedm iotów dla o zd ob y i pożytku. W y ­ kon an ie w ów czas jest pobieżne, u m iejętn ość wła­ dania n arzęd ziam i prymitywna, trwałość p roble­ m atyczna. T e braki usunąć m ożna i trzeba, d ając u zu p e łn iające ćw iczenia w ciągu zimy. Ja k ie k o lw iek b y ły b y te p r a c e — zasadą b y ć w inno dokładne, czyste, ład n e w ykonan ie możliwie pod fachowym kierunkiem.

P rzedm ioty, ja k ie dam y robić dziewczętom, b ęd ą zależne od wielu okoliczności: potrzeb dru­ żyny, w arsztatów, p om ieszczen ia i t. p. i w każdym razie, ogólnie biorąc, przejdziem y od ciesiołki do stolarki.

N ajp ow ażn iejszym problem em , ja k i sobie m o­ żem y postaw ić do rozw iązania — b y ły b y m eble do izby.

Nie je s t to rzecz niemożliwa: pozw olenie k o ­ rzystan ia z ja k ie jś zn ajom ej stolarni, parę godzin pracy k ierow n iczej fach ow ca, n iew ielk a ilość k a p i­ tału i dużo ch ęci do pracy — to wszystko zdobyć nietrudno. A wtedy m ożem y w izbę z a k lą ć dużo ze sw ojej duszy.

M o żn a zrobić komplet m ebelków „ o b o zo w y ch ”. Z b it e z cie n k ich okrąg laków b rzozow ych , w yple­ cio ne sznurkiem, ładne w p roporcjach i staranne *) W zacytowanej książce A. Lewickiej jest wiele opo­ wiadań o zwierzętach odpowiednich dla młodszych zastępów.

Z a s t ę p o w a . P ow iem wam, ale żeb y się n ikt nie dowiedział. M o że nam się nie uda. Przez c a łe dwa m iesiące to będzie n asza tajem n ica. C zy potraficie tak m ocno, m ocn o trzym ać ję z y k za zębam i?

Z a s t ę p . D ru h n a zobaczy! N iech druhna się przekona!

Z a s t ę p o w a . P o słu ch a jcie! Będziem y B o b ra ­ mi. B ęd ziem y tak żyć ja k B o b ry w tej książce. T y lk o b ędziem y p am iętać, że je s te śm y ludźmi. W sz y s tk o tak porządnie obmyślimy, żeb y bobry- zw ierzątka dobrze n a śla d o w a ć i dobrze je poznać, ale także, żeby ludzie-Bobry, b y ły coraz m ądrzejsze i coraz pracow itsze, żeby to, co zbudu ją b yło m ocn e ja k budowle bobrów.

Z a s t ę p . Dobrze, dobrze.

Z a s t ę p o w a . U m ów m y się: n a następną zbiórkę przyjdą już nie dziewczynki, ale Bobry. A le p am ię tajcie — t a j e m n i c a .

w z i m i e .

w w ykonaniu, n ad ad zą izbie ton leśny i świeży do którego dostosujem y resztę urządzenia.

M ożna też sporządzić garnitur mebli bardziej stolarską robotą. W ó w cz a s używać trzeb a drzewa stolarskiego (dobrze w ysuszonego)— najlepiej ładnej, a niedrogiej i łatw ej w ob rób ce sosny. C harak ter m ebli n ajlep iej oprzeć n a m otyw ach ludow ych, p iękn ych w formie, a prostych w wykonaniu.

P rzypom nijm y sobie urządzenia ch aty kur­ p io w s k ie j, łow ickiej, czy góralskiej, przypom nijm y

bogato m alow ane skrzynie krakow skie, tak n a d a ­ ją c e się na skrycie inw en tarza obozowego.

Znow u reszta u r z ą d z e n ia — fryz, serwety, fi­ ranki — odpowiednie do obran ego tonu ogólnego. T o — w ielkie projekty. S k ro m n iejszem będzie uzupełnianie is tn ie ją cy ch m ebli b raku jącem i przed­ m iotam i: tablica rozkazów, półeczka, p araw anik, skrzynka, gzym sy do firanek, to rzeczy bardzo łatw e w wykonaniu, a w y m a g a ją ce tylko nieco p o ­ mysłowości.

P o za izbą i jej u p iększen iem należy p om yśleć o inwentarzu obozowym: w yostrzyć i ob sad zić sie­ kierki i saperki, uzupełnić kołki do nam iotów , m o­ że w łasn em i siłami uszyć nowe. U przytom n ijm y sobie, że szycie nam iotów to nie takie zwykłe szy ­ cie, ja k np. fartuszka, to budowanie w łasn ego d o­ mu, w ięc szycie podniesione do godności pion ier­ skiej. Może to przekon a druhny do tej roboty?

W reszcie poruszę jed en dział pionierki zimo­ wej: budow a k a ja k ó w i łodzi. W y m a g a ona sp e­ c ja ln e j u m iejętności, no i m ie jsca — ale nie je s t b y n a jm ie j trudna, to też każda drużyna, m a ją c a ob ozow ać nad wodą, pow inna zawczasu przejść kurs budow y k ajak ó w , zaopatrzyć się w podręcznik urządzić n a ten cel im prezę— a wiosną opuścić na wodę m ale ń k ą flotylkę pod w łasn ą banderą.

(9)

Harcerska metoda przysposobienia Wojskowego.

H arcersk ie sprawności P rzy sp o so b ien ia W o j­ skowego zostały zatwierdzone 6 czerw ca 1931 roku, lecz d o ty ch czas jeszcze nie dotarł ten fakt do w szy stkich n aszych instruktorek w rozumieniu pew nej now ej formy u jęcia pow ażnej dziedziny pracy h arcerskiej.

P o cz ą tk o w o istn iejące trudności we wprowa­ dzeniu P rzysp o sob ien ia W o js k o w e g o w cało ść prac h arcersk ich — w y p ły n ęły z pew nych sugestyj które m usiało w ytw orzyć przeciw staw ienie go to ­ wych program ów przez in n ą organ izację, o c a łk o ­ wicie o d rębn ych zało żen iach . P a m ię ta m y owe dni z pierwszego obozu podinstruktorskiego, h arcersk ie­ go p. w. w Z w ardon iu, gdy dum ne „ R o g a c z e " za­ stępu pierwszego rzuciły karnie hasło: „a przed w ładzą rogi c h y l “ — i z ofiarnością „meldo­ w ały posłusznie druchnie k o m en d an tce"... ja k k o l­ w iek ta forma „posłuszeństw a" b y ła przykra i cięż­ ka zarówno dla druchen ja k i kom endantek.

O b e c n ie po szeregu obozów ek s p e ry m e n ta l­ n ych od n alazłyśm y w łasn ą drogę, z sa ty sfa k c ją o d ­ rzu ciłyśm y sztywne formy, w yro słe z m asow ego przeszkalania, a b y tę sam ą treść oprzeć n a bezpo- średniem zastosow aniu p raktyczn em , zam iast teorji— dać zn ajom ość rzeczy i stworzyć w arunki do umie­ jętn ego ich spożytkow ania.

Z chw ilą stworzenia spraw ności — P. W . przestało b y ć dziedziną ob cą, p rzeszkad zającą w norm alnej pracy drużyny — stało się je j in te­ gralną częścią, wyrazem n orm aln eg o zastosow ania się do sp ó łczesn ych w arunków technicznych przez rozszerzenie np. daw nej spraw ności ratowniczki — ratow nictw em i obroną przeciw gazow ą, przez w łą ­ czenie do spraw ności polowych: obozow niczki, te- renoznaw czyni — spraw ności łączności, które oprócz syg nalizacji uwzględnia u m iejętn ość posługiw ania się telefonem polowym, w yko rzystan ia sam ochodu czy roweru, ja k o śro dka łączności.

M ożna to n azw ać „zaktualizow aniem ” pew nych dziedzin n a sz e j pracy, co — trzeb a z a z n a cz y ć — musiało b y ć jed n o cz eśn ie odpow iedzią n a norm al­ ne zainteresow ania n aszy ch dziew cząt, w y ra s ta ją ­ cy ch w n ow ych i coraz now szych w aru n kach ży­ cio wych. M usiało b y ć odpow iedzią dla tych h a rce­ rek, które m a ją silne zam iłow an ia sportowe i z n a j­ w iększą p rzy jem n o ścią poza szczu płym zakresem w iadom ości o broni, n iezb ęd n ym dla sam oobrony, upraw iają strzelectw o i łucznictw o dla sam ej przy­ jem n ości, dla coraz d oskonalszej spraw ności oka, ręki i nerwów.

H a rce rsk ich spraw ności P rzy sp o so b ien ia W o j ­ skow ego je s t 7 — częściow ych i jedn a, u jm u ­ ją c a w cało ść w szystkie poprzednie i u zu p e łn iająca je ostatecznie. Z siedmiu spraw ności częścio w y ch — kilka w y m ag a sp ecjaln ego opracow ania, inne po- prostu zaliczam y, gdy zdobyte są przy innych o k a ­ zjach. W y liczy m y je kolejno.

Z działu ob ron y p rz e ciw g azo w e j— mamy dwie sprawności: obrony p./gaz. i ratow niczki p./gaz., u zysku jem y je n a sp e cjaln y m kursie, prowadzonym przez n aszą instruktorkę, których w zakresie o. p ./ gaz. m am y już sporo i coraz w ię c e j— (lub w braku jej przy pomocy instruktora z n ajbliższego kom i­ tetu L .O .P .P .).

Z działu służby polow ej— istn ieją 3 sprawności: a) łączn ości, którą może przeprowadzić — oczyw iście n ajlep iej n a ob ozie— uprawniona instruk­ torka harcerska, czasem m oże tu pom óc instruktor harcerz, ostateczn ie instruktor w ojskow y, p rzy d zie­ lony przez K o m e n d a n ta O bw odow ego. Z a z n a c z a m „o stateczn ie", ponieważ dążym y do sam ow ystar­ czaln ości naszych instruktorek nietylko ze w zglę­ dów fem in istycznych , gdyż w ojskow i niezaw sze o rje n tu ją się w różnicy warunków szkolen ia rekru ­ tów i dziewcząt.

b) terenoznaw czyni i c) obozow n iczki — nie wym aga kom entarzy, zdob yw an a je s t m asow o w w a ­ ru n k ach życia obozow ego z zastosow an iem h a rc e r­ skich gier polowych, które, ja k o n ajlep szy środek o siągn ięcia sprawności w tym zakresie, w prow a­ dzone zostały do o ficja ln y ch programów P .U .W .F . Z działu nauki o broni je s t je d n a sprawność: strzelczyni, uzyskiw ana bądź po krótkim kursie, przy organizowaniu którego możemy sko rzystać z ch ę tn e j pom ocy n aszych instruktorów-druhów (oczyw iście znów, gdy w łasn y ch sił n am b rakn ie) bądź przerabiana w n ied alek ie j przyszłości w k o ­ łach strzelecko-łuczn ych harcerek, które to k o ła m a ją się stać w ogóle ośrodkiem , sk u p iający m har­ cerki sp e cjaln ie zain teresow an e P. W .

Z działu n au ki służby — znów je d n a spraw ­ n ość „częścio w a": wartowniczki, która łatw a je s t do przeszkolenia w w aru n kach obozowych, a przy­ zn aw an a je s t ja k w szy stkie — przez h arcersk ą in­ struktorkę P. W . Do tego działu zaliczon a jest też ogólna sprawność Przyspo sob ien ia do obro- fiy K raju, którą może u zyskać sam ary tan k a, posia­ d a ją c a w szystkie — poprzednio om ów ione sp raw ­ ności. M usim y sobie jasn o zdaw ać sprawę, że do­ piero ta ostateczn a spraw ność zam yka cało ść p. w. w ujęciu h arcerskiem , i — r o z k ła d a ją c to w yszko­ lenie na pewien okres — doprow adzać zaw sze do tego finału. P o szczeg ó ln e kursy spraw nościow e o. p./gaz. czy strzelecki muszą b y ć także ujm ow ane w całkow itym programie P. W . z celow o roz- planow anem i terminami.

P odkreślam sp e cja ln ie silnie kon ieczn o ść trak ­ towania tych sprawności, ja k o cało ści, a b y druży­ nowe nie uw ażały p o jed y n cz e g o kursu za w ystar­ c z a ją c y i z drugiej strony — n a tern tle zrozumiały niewypowiedzianie w ażn ą sprawę prowadzenia w dru­ żynie i hufcu— ksiąg spraw ności, gdzieby je z a z n a ­ czono skrupulatnie — już zdobyte i p ozo stałe do zdobycia — ab y każd ej druchnie po skończeniu lat 15-tu móc w rezultacie podsum ow ać ostateczn ą spraw ność P. W . T a ogólna spraw ność jest elem en tarnym ob ow iązkiem każdej harcerki, niebu- d zącym n ajm n iejszy ch wątpliwości i otwiera je j d o ­ piero m ożność dalszego k ształce n ia się n a instruk­ torkę P. W . lub zd ob ycia w yszkolen ia p o ­ w ażnego, fachow ego w zakresie służby sanitarnej, gospodarczej, ośw iatow ej czy łączn ości, gdyż do­ piero z takiem gruntow nem przygotow aniem będzie u m iała w razie ko n ieczn y m służyć O jcz y ź n ie z p o ­ żytkiem.

Sp raw ą drużynowej i hufcow ej je s t u m ie ję t­ n ość n ajbard ziej celow ego wprowadzenia tych sp r a ­ wności w ogólny program pracy, n ależyte u w zględ­

(10)

nienie je j w ak cji letniej i w aru n kach obozowych, zużytkowanie na kurs — każd ych kilku dni wol­ nych, pog łęb ian ie zdobytych umiejętności w zastę­ pach specjaln ości. W przem yślanym programie pra­ cy drużyny — P. W . — stanie się zawsze tyl­

ko czyn n ikiem pozytyw nym , ożyw iającym pracę, d a ją c y m szereg now ych dośw iadczeń i poczucie przydatności w nowych dziedzin ach służby krajowi.

1. Lewandowska.

W STARSZEM HARCERSTWIE.

Kurs wodzów starszo-harcerskich w Rozłuczu

27/XII — 9/1 1933.

R o złu cz b y ł dalszym ciąg iem obozu letniego w Sław sku. W y d z ia ł starszy ch h a rce re k w G łó w ­ nej K w aterze Ż e ń sk ie j [podzielił kształce n ie in­ struktorek st.-harc. n a dwa etapy: letni praktyczny i zimowy teoretyczny, obydw a w o b ozach . R ozłucz był eksperym en tem , próbą p o łączen ia obozu h ar­ cerskiego z kursem narciarskim . E k sp ery m en t udał się doskonale.

S a m R o złu cz, to szlaki m ało znane (B ies z cz a ­ dy, lin ja k olejow a Sam b o r-S ian k i). Z e względu na doskon ałe tereny, zostało tam świeżo w ybudow ane sch ron isko n arciarskie. O p ie k u je się niem D .O .K . Przem yśl. O rg a n iz a cje w ych ow an ia fizycznego otrzy­ m ują w schronisku b ezpłatnie lokal, op ał i światło, a także instruktorów w yszkolen ia narciarskiego, w miarę zaś m ożności sch ron iska, naw et narty. Z a utrzymanie p ła ciły ś m y po 1.50 dziennie.

D zień każdy sk ła d a ł się z dwóch części je d ­ nakow o bogatych w treść, ch oć w treść bardzo ró­ żną. R a n o narty, po południu referaty, referaty, referaty, dla od m iany g aw ęd y i w reszcie dyskusja w miarę sił. Z temi siłami to nie b yło zresztą tak najgorzej. Je s t tradycja, że kto rano ca łe przejeź­ dzi na nartach , ten po południu już ani ręką, ani nogą. Śpi do wieczora, a w ieczorem dopiero gotów je s t na dancing. O tóż m yśm y postępow ały wbrew tradycji. P o ob iedzie m iałyśm y tylko chw ilę w y ­ poczynku, a potem zupełnie przytom nie budow a­ łyśm y, n a razie w sferze teorji i zam ierzeń, zręby starszego harcerstw a. T r z e b a zresztą przyznać, że ja k dotąd zasługa tej 'b u d o w y n a leż y w lwiej części do G łó w n ej K w atery. S tarsze h arcerki w y ­ d o b y w a ją się dopiero z pow ijaków niem owlęctwa, ale przyszłość do nich należy.

W r a c a ją c zaś do Rozłucza, stwierdzić muszę, że starsze h arcerki o k azały dużą w ytrzym ałość fi­ zyczną, bo nie w y p e łn ia ją c zw ykłego narciarskiego programu popołudniowego (spanie) potrafiły wy­ pełn ić wieczorowy (dan cin g). N a przeszkodzie s ta ­ ła je d n a k dhna S a b a , wódz d b a ły o zdrowie fi­ zyczne i m oralne powierzonej sobie gromady. Na dancingu uczestniczki kursu b y ły tylko trzy razy.

Cóż je d n a k zn aczą dancingi w ob ec tego, co danem je s t nam przeżyw ać rano, kiedy mam y n ar­ ty na nogach, a skrzydła u ramion! (rozłuczan ki nie śm iać się!). Śn iegu wprawdzie czasem trzeba było szukać, nie zawsze c h c ia ł b y ć tuż pod sch ro ­ niskiem , ale grunt, że zn aleźć było można, a ostat­ niego dnia, w ważnym m om en cie staw an ia do ośm iokilom etrow ego biegu o o zn ak ę Polskiego Z w iązku N arciarskiego b y ło go naw et dość obficie.

O z n a k ę zd o b y ły w szy stkie, które stale ć w ic z y ł y A le nie wypada za dużo m ówić o nartach , które b yły tylko skrom nym d odatkiem do treści kursu, a treść kursu to ogromna tek a referatów, które p rz y je ch a ły z W arszaw y , nie licząc gaw ęd, które przygotowały sław szczan ki. M yślę, że dam n a jle p ­ szy obraz p ra cy m yślowej ja k ą przebyłyśm y, gdy w yliczę szereg tytułów. A więc nowe prądy i no­ we dziedziny p racy starszego harcerstwa, St. h ar­ cerstw o, St. harcerstw o robotnicze, St. harcerstw o w iejskie, P ra c a świetlicowa wśród kalek i niedo­ rozwiniętych, H arcerstw o wodne, P s y c h o lo g ja w ie­ ku dojrzew ania, C el narodow y i ogólnoludzki w wychow aniu, S ta rs z e skau tki w A n g lji, we F r a n ­ cji, W y ch o w a n ie estety czn e i t, d. R e fe ra ty ujęte b y ły pod kątem: O tw o rzyć okn a na szeroki świat.

W Sław sku u czestniczki obozu urządzały s p e ­ c ja ln e łowy. Intensyw nie obserw ow ały oto czen ie : ludzi, rzeczy, przyrodę, zw yczaje. Ł o w iły sp o strze­ żenia. O p racow ały je i ze swojemi wnioskam i po­ d a w a ły w Rozłuczu. O d b y w ało się to wieczorem, przy choince, którą u brałyśm y sobie w naszej sali, przy p a lą cy ch się św ieczk ach . Bo przecież b y ł to okres Bożego N arodzenia. Sch ro n isk o rozb rzm ie­ wało naszem i kolędam i. A le nietylko schronisko. P ostan ow iły śm y z k olęd am i iść i na wieś. N azw a­ ły śm y to „ W ic i". S ła w sk ie „ ło w y “ b udziły do ży­ cia, otwierały oczy na zagadnienia związane z z e ­ b ran y m m aterjałem , nam przedew szystkiem p rzy ­ nosiły korzyść przez rozszerzenie horyzontów myśli. W ic i natom iast b y ły pom yślan e pod k ątem darze­ nia innych. P ierw otn e zam ierzenia wiciowe b y ły dużo szersze, ze względu jed n ak na b ra k czasu i dużą odległość od wsi, ogran iczyłyśm y się do p ó jśc ia z gwiazdą i kolędami, serd ecznem słowem dla starszy ch a słodyczam i dla dzieci. P rz y jm o w a ­ no nas bardzo życzliwie, W ic i spełniły sw oje zad a­ nie.

P a m ię tn y dla nas będzie Sy lw ester w R o z łu ­ czu. Las, w ysokie świerki, ognisko w ielkie w środ­ ku a my kręgiem dokoła. K ie d y zbliżała się godzi­ na dwunasta zapaliłyśm y św ieczki i zimne ognie na n ajp ię k n iejszy m świerku. Nowy R o k rozp oczę­ łyśm y pełn e radości i skupienia. Przy d o g a s a ją ce m ognisku popłynęły jes z cz e słowa modlitwy W y s p ia ń ­ skiego: „zstąp G o łę b ico twórczy D u c h ”; a potem przez ciszę lasu sch od ziłyśm y w dół do schroniska.

W kilka dni później u rządziłyśm y w esołe o g ­ nisko dla w szystkich gości ja c y byli w schronisku. B y ły tam n aprędce ułożone piosenki oko liczn ościow e i różne „n u m ery" p rzeplatane śpiew em harcerskim .

(11)

I wreszcie, ostatnie ognisko, pożegnalne, już tylko nasze, rozpaliłyśm y d aleko w lesie, w ogrom ­ nym w ypróchn iałym pniu ściętej jodły. M ówiłyśmy tam o urokach życia.

Naszym „ h y m n em ” w Rozłuczu b y ł w iedeński w alczyk b łęk itn y : „Św iat sto pow abów m a “ . . . W sz y s tk ie chwile wolne w ypełn ion e były śmiechem. C hciałam dodać: i radością, ale to byłob y nieścisłe. R a d o ś cią b yły wypełnione w szystkie dni od po­ czątku do końca. W. Olbromska.

Dla druhen, które były w Rozłuczu, a nie były poprzed­ nio w Sławsku, etapem drugim będzie kurs letni Głównej Kwa­ tery w Lesku.

Z ew z k ręgu P u szczy .

K rąg P uszczy rzuca hasło staroharcom w ar­ szawskim:

W sz y s cy na zjazd warszawskiego starszego harcerstwa. Z ja z d odbędzie się w p o czątk ach m arca i będzie połączony z szeregiem imprez, n ie­ spodzian ek i tajem n iczy ch uroczystości; trwać bę­ dzie P /2 dnia. K ażdy, kto pragnie w ziąć udział w zjeżdzie winien zgłosić swój udział kierownikowi zrzeszenia. Bliższe szczegóły dotyczące zjazdu b ę ­ dą zrzeszeniom nadesłane.

Sprawa „samotnych” harcerek.

O trzy m ały śm y list drch. Ireny K o p aczy ń sk iej, zastępow ej drużyny starszoharcerskiej z Nowego S ącza, która porusza sprawę tych druchen, które, w ych ow an e w d-nach sem in aryjn ych , po objęciu posad, n au czycielsk ich daleko od ośrodków pracy h arcerskiej, zw olna tracą k on tak t ze Z w iązkiem . List ten re d a k c ja uznała za pierw szy głos z terenu, stw ierdzający, że czas ruszyć naprzód sprawę t. zw. sam otn y ch harcerek.

Z god zim y się wszystkie z tern, że nie możemy zapom inać o tej coraz większej liczbie druchen, które rozproszone po całej P olsce, a często i poza jej granicam i, m a ją prawo do naszej braterskiej myśli, tak sam o ja k i my, w ielka rodzina harcerska, mamy prawo do w zm acn ian ia naszych doświadczeń ich dośw iadczeniam i, naszej zbiorowej siły ich siłą.

Sp raw a „ s a m o tn y c h ” h arcerek organ izacyjnie je s t ju ż rozstrzygnięta przez Z ja z d W a ln y i przez K o n feren cję Instruktorek na Buczu w r. 1931. R e a liz a c ja p rzyjęty ch u chw ał m ało je d n a k od tego czasu posunęła się naprzód. Mówi się, że b rak o ­ wało czasu, bo b y ły sprawy w ażniejsze, że na da­ nym terenie, zagadnienie tych „sam otn ych " nie istnieje, że b rak instruktorki, k tórab y się tern z a ­ jęła. Istotną je d n a k przyczyną tego, że faktycznie nie m am y d o ty ch czas „sam o tn y ch " czło nkiń Z w iąz­ ku, tylko t. zw. „ b y łe " , „p og u b ion e” harcerki, jest. to, że one sam e nie szu kały związku z organizacją, że dość łatw o „o d p ad ały ” od naszej rodziny.

T e n stan rzeczy o b ecn ie zm ienia się coraz bardziej. „D aw ne h a rcerk i" coraz częściej w racają. W r a c a ją po kilku, a n aw et kilkunastu latach pracy n au czycielsk iej. W r a c a ją ja k o te, które zaraz po przejściu kursu zimowego na Buczu w szkole Instruktorskiej lub po letnim obozie drch. M arji W oca lew sk iej w R u n ow ie K raiń skiem , rozpoczną czyn n ą służbę ja k o zastępow e i drużynowe. Z drugiej strony ab solw en tki sem inarjów n au czycielsk ich i innych szkół coraz n iech ętn iej stają się „dawnemi h a rce rk a m i”. Instruktorki n asze sp o ty k a ją się z tem zjaw iskiem coraz częściej. Stw ierdza je także list drch. K op aczy ń sk iej.

C zas zatem przyp om nieć i n aszym instruktor­ kom i zainteresowanym tą sprawą czytelniczkom „Sk rzyd eł” brzmienie u ch w ał K on feren cji na Bu- %:zu regulujących tę sprawę pod względem organi­

zacyjn ym .

P o pierwsze, u zn ałyśm y w ów czas za kon ieczn e w zm ocn ienie uśw iadom ienia organ izacyjnego i po­ czucia silnej łą cz n o ści ze Z w iązkiem wśród wszy­ stkich naszych d ziew cząt i instruktorek. Stw ierdzi­ łyśm y bowiem, że w dużej w iększości w ypadków c a ły świat h arcerski zam y k a się dla dziewcząt w ram ach drużyny, m łodsze zaś instruktorki ch ętn ie zacieśniają się w ram ach hufca, a w najlepszym razie Chorągwi. C zasem dziwnie dalekie je s t dziew­ czętom prześw iadczenie o tem, że są czło n k am i wielkiego, trzecie m ie jsce w świecie skautowym

Odkrycie Kopernika.

Byłaś, ziemio, w szechw ładną królow ą, gw iazd cię' liczna okrążała świta, słoń ce tobie ja k wolny najm ita,

codzień św iatłość wzniecało nad głow ą; n iosąc jasnych prom ieni kag ań ce w okrąg tw oje obchodziło szańce.

Byłaś, ziemio, m acierzą szczęśliwą, że, dróg mlecznych op a sa n a wstęgą, lu dzkość tw oja ja śn ieje potęgą, z słoń ca czerpiąc b og a te tworzywo, gdy co rano w służebnej pokorze u wezgłowia rozpala ci zorze.

Aż w ydałaś człow ieka, ty ziemio, co po gw iazdach przeciąg n ął źrenicą i nad m iasta strzelistą wieżycą

d ojrza ł praw dy, co w ciem nościach drzemią, i w słonecznym znalazłszy j e w globie iść p o św iatło rozk aza ł on tobie.

I naznaczył ci drogę, po której musisz, ziem io ty, codzień bez końca na twej osi p rz ebieg ać wkrąg słoń ca; słowem B oga i praw em natury

wiecznym ruchem w kosm osie p op ch n ięta

św iatła szukać, o ziem io ty św ięta. J . G r o d z i c k a .

19 lutego 1933 r. przypada 460-a rocznica urodzin Miko­ łaja Kopernika. Drużyny i zastępy starszych dziewcząt powinny o tem pamiętać.

(12)

zajm u jącego Związku, czasem , po wyjściu ze szkoły, tak łatw o z a cz y n a ją p atrzeć na harcerstwo ja k na coś, co kończy się wraz z ich życiem szkolnem. Dziś pod tym względem je s t coraz lepiej. S p r a ­ w iają to częste przeżycia ogólnó-polskie. Z a c z ę ło się to od Z lo tu w Świdrze, w zm acn iało się przez W y szk ó w ; w gronie instruktorskiem nasiliło w K ie ł­ pinach, ogrom ną rolę spełniła K on feren cja Ś w ia ­ towa na Buczu.

P raw ie w szystkie C horągw ie brały czynny udział w p racach z nią zw iązanych. W ob ozach m etod y czn y ch i drużynach służbowych reprezento­ w ana b y ła ca ła P o lsk a h arcerska. H arcerki ob ecn e na Buczu w czasie K o n feren cji przekonały się n a ­ ocznie, inne pośrednio przez w rażenia u czestniczek, pisma, fotografje, że nie je s t legendą ani złudze­ niem ta n asza wielka n a jp ię k n ie js z a prawda o skau- towem braterstw ie w szystkich narodów i wszelkich ras. Do czynników p o tę g u ją cy ch zwarcie organ iza­ c y jn e w świadomości dziewcząt n ależy jeszcze coraz b a rd z iej wychowawczo pojm ow an a przez instruktorki zasada w p łacan ia pogłów nego do G łó w ­ nej K w atery H arcerek, n a le ż ą dojazdy instruktorek G K .— no i może niesłu szn ie wymienione na końcu „Sk rzy d ła" i inne pisma i w ydaw nictw a harcerskie żeńskie.

Nie o pełne wyszczególnienie tych czynników chodzi nam zresztą tutaj, tylko o stwierdzenie, że coraz trudniej je s t dzisiaj drużynom żyć w odcięciu od świata h arcerskiego.

K o n feren cja b u czań sk a r. 31 do wszystkich czyn n ików , wym ienionych i nie w ym ienionych w zd an iach poprzednich, dodała jeszcze zasadę, która w n iektórych ch orąg w iach już i przed tern b yła realizowana, w n iek tó ry ch zaś śpi i dziś jeszcze. O tóż K o n fe re n cja u zn ała za kon ieczne n a ­ łożenie na w szystkie dziew częta m łodsze i starsze * oraz na instruktorki:

a) obow iązku zgłaszan ia u w łaściw ych władz przełożonych sw ego środow iska każdego w yjazdu na czas dłuższy ponad 3 dni; obowiązku zgłaszan ia się u właściw ych władz h arcerskich w m iejscu p rzybycia w ciągu 24 godzin.

Przy zm ianie m ie jsca zam ieszkania należy zgłosić się w czasie do jedn ego tygodnia do pracy w m iejscu przybycia, p rzedstaw iając zwolnienie z pracy d o ­ tychczasow ej, w pisane do książeczki służbow ej,

b) zwrócenie b aczn ej uwagi, zwłaszcza w środow iskach ak a d e m ick ich na żywą i serdeczną formę przyjm ow ania zgła­ s z a ją cy ch się h a rcerek oraz na ch arakter pracy do której m ają one b y ć przydzie­ lone,

c) prow adzenie przez w szystkie kom en d y h arcerskie w ym iany wiadomości o wy- jeżdzie i zgłoszeniu się do pracy w m ie j­ scu przybycia h arcerek i instruktorek. W ten sposób harcerki czyn n e przyw ykałyb y w drużynach do tego, że karn ość h arcerska o b o ­ w iązu je je na terenie c a łe j Polski, że służbę swą pełn ią zawsze, nawet w t. zw. „pryw atnem życiu “, że zaw sze muszą b y ć gotowe na w y p ad e k nawet n ajm n iej przewidzianej potrzeby i że aby osiągn ąć tę gotowość muszą b y ć w każdem m iejscu swego

pobytu zgłoszone do rozporządzenia w ładz h a r c e r ­ skich. Ileż ciek aw ych i cen n ych ćw iczeń indywi­ dualnych może przeprowadzić drużynowa lub h uf­ cowa, która potrafi i zech ce w ykorzystać owe „pry­ w atn e" i pozornie nic wspólnego z harcerstw em nie m a ją ce w y ja z d y dziewcząt n a fe r je , w a k a c je i t.p.

T y le , jeśli chodzi o zaprawę organ izacyjn ą h arcerek w drużynach i instruktorek w służbie czynnej.

P rzejdźm y teraz do sprawy t. zw. „sam otnych h a rc e re k " , t.j. tej grupy członków Z .H .P . do której K o n feren cja zalicza:

a) D ziew częta starsze, które po opuszczeniu środowiska harcerskiego przebyw ają w m ie jsco w o ściach i w aru n kach unie­ m ożliw iających im w ejście do grom ady harcerskiej.

b) D orosłe h arcerki i instruktorki, oderwane na dłuższy czas od pracy w Zw iązku przez życie rodzinne, warunki pracy za­ w odow ej, stan zdrowia, w y m a g a ją cy dłuższej kuracji i t. p.

c) Dorosłe harcerki i instruktorki, które poza Z . H. P. prowadzą (lub biorą udział) pracę o ch arakterze zbliżonym do h ar­ cerskiego lub z niem nie sprzecznym. K o n feren cja u znała za konieczne nietylko n a ­ wiązanie kontaktu z sam otn em i harcerkam i, ale n adanie temu kontaktow i takich form, które p o ­ zwoliłyby traktow ać sam otn e druchny ja k o czyn n ych członków Związku. O to wysunięte przez K o n fe ­ ren cję formy:

1. K o re s p o n d e n c ja między poszczególnem i dru chnam i, p rze b y w ające m i w środowiskach h a rce r­ skich i zdała od nich.

2 Listy okólne, czyli t.zw. „ łań cu ch ", oparty na lekturze w artościow ej książki i je j przemyśleniu, na obserw acji w łasn y ch środow isk pracy (z a in te ­ resow an ia regjon aln e), młodzieży nad którą się pracuje (zainteresow ania p edagogiczne i p s y ch o ­ logiczne) i t. p.

3. Z ja z d y sam otn y ch h arcerek — praw dopo­ dobnie, ze względu n a warunki n ajw łaściw sze b y łob y tworzenie pow iatowych zastępów sam otnych harcerek, opartych o (również powiatowe) K om en dy H ufców . M oże udaw ałyby się również zjazd y s a ­ m otnych z w iększego terenu, sku p iające druchny 0 tych sam ych w aru n kach lub zainteresow aniach. Np. zjazd sam otn ych h arcerek-w y ch o w aw czyń w ła ­ snych dzieci, w ciep łej porze roku, w pięknem 1 odpowiednio ku lturalnem m iejscu wraz z dziećmi, zjazd sam otn ych h arcerek -n au czy cielek szkół rol­ niczych i t. p.

4. W y m ia n a książek, oczyw iście w artościo­ wych, m ogących dać istotną pom oc w dalszej pracy nad podniesieniem intelektu lub w pracy zawodowej.

5. Pren um erata „Sk rzy d eł", przez poszcze­ gólne druchny, lub zbiorowo, gdy zm uszają do tego warunki finansowe. Pozw oliłoby to n a stałe trzy­ m anie ręki n a pulsie życia organizacji, u łatw iłoby w ypow iadanie się na ła m a ch pisma, zgłaszanie się do obozów, na kursy i zjazdy i t. p. Utworzenie specjalnego działu w „S k rz y d ła ch " który skutecznie łą c z y łb y w szystkie „sam otn e", a jed n o cz eśn ie dobrzeby orjentow ał w życiu h arcerskiem po w y j­ ściu z drużyny te w szystkie druchny, przed którem i

(13)

stoi możliwość lub kon ieczn o ść opuszczenia środo­ wiska harcerskiego.

6. P o m o c w pracy zawodowej, udzielona przez h arcerki z w iększych m iast dru chnom pracu ­ ją cy m n a wsi i w m a ły ch ośrodkach. Np. pośred­ n iczen ie w n abyw aniu pomocy naukow ych (często starsze dziew częta w drużynach m og ły b y same w ykonać pom oce naukow e dla „sam o tn y ch " n au­ czycielek szk ó ł powsz.), przygotowanie przyjęcia w ycieczek w miejscu, do którego m a ją przybyć u czennice lub harcerki pod kierunkiem „sam o tn ej" ich kierowniczki i t. p.

7. O b o z y organizow ane w czasie w akacyj z pom ocą K om en d Chorągwi. O b o z y te m iałyby ch arakter połowy — daw ały b y u czestniczkom pełne h arcerskie życie w zbliżeniu do przyrody i możność podniesienia poziomu w łasnego w yrobienia orga­ n izacyjn ego (stopnie, sprawności, próby instr.) U w zględ n iałyb y w pewnej mierze zagadnienia związane z życiem całorocznem „sam otn y ch ". T u m ożn ab y syntetyzow ać d orobek roku poprzedniego i u stalić plan pracy na przyszłość.

O to n ajw ażn iejsze formy z pośród tych, które wysunęła K on feren cja.

O cz y w iście nie musimy ogran iczać się do nich. Ż y c ie sp e łn ia tu rolę n a jw ażn iejszą: wysunie

wiele form nowych, odrzuci nieistotne. Nie mam y w harcerstw ie form sk o stn iały ch dotych czas, nie wprow adzim y ich i nadal.

I tak nigdy, prawdopodobnie, nie n abierze kształó w jed n olitych org an izacja „sa m o tn y ch " harcerek. N apew no w niektórych C horągw iach będzie ona zupełnie luźna, oparta np. o „ S k r z y d ła ” i dobrow olny kontakt z dowolnie w yb ran em i o śro d ­ kam i czy jed n o stk am i harcerskiem i, w innym s t a ­ nie się m oże zwarta, u jęta w zastępy powiatowe, które prawie nigdy nie zw ołują w łasn ych zbiórek, a je d n a k są sprężyste i zżyte. M oże tam z czasem utworzy się ch orągw iana drużyna „sam otn ych ", może gdzieindziej, na terenie kilku naw et Chorągwi p ow stan ą drużyny „sa m o tn y ch " n au czy cielek , rol- niczek, matek, u rzędniczek i t. p. Gdzieindziej zaś może i n adal głucho będzie w tej dziedzinie.

Z ob aczy m y , co cz a s pokaże.

W y su n ie on jeszcze, zapew ne, jed n o zagadnie zw iązane z pozagrom adną pracą h arcerską: sprawę h a rcerek p racu jący ch w innych o rg an izacjach , re a ­ lizujących tam zasady prawa harcerskiego i nasze h arcerskie metody.

O tem pom ów im y kiedyindziej.

Ewa Grodeck .

O T W Ó R Z M Y B R A M Y .

H a r c e r s t w

D okoń czen ie.

Praca ze starszą młodzieżą.

J e d n a k ż e idąc dalej, drużyna h arcersk a na wsi wtedy tylko m a ra cję bytu o ile p racy h arcerskiej nie sk o ń cz y m y n a p racy w drużynie złożonej z

dzie-o n a w s i .

ci szkolnych. T rz e b a , aby praca h arcersk a w iązała ręłodzież i po skończeniu szko ły przyjm u jąc inną je d y n ie formę, a w ięc przenosząc się do zastępu czy k o ła starszo-harcerskiego.

P ra c a nad dziećmi starszem i w ich okresie szko ln ym może wiele dokonać, poniew aż ja k

W sp om n ien ia Ź eglark i.

Dużo się pisze i mówi o morzu. W ie m y wszy­ scy i zdajem y sobie sprawę, ja k w ielkie ma z n a­ czen ie strategiczn e i gospodarcze dla Polski. W i e ­ my ja k n ie s ły ch a n ie cen n y je s t ten sk raw ek w y ­ brzeża, który posiadam y.

Morze jeszcze pod je d n y m względem je s t b e z ­ c en n e— otw iera drogę na ten wielki, szeroki świat, gdzie c z e k a m łodego „ P r z y g o d a ”.

K ażd ą m ło d ą dziewczynę czy ch ło p ak a nur­ tuje ch ęć czynu, walki, w ielkiej gry. Morze zaspo­ koi n ajw iększe w ym agania. Jest niezm iernie w aż­ nym czyn n ikiem w ychow aw czym , je s t w ielką szko­ łą ch arakterów . T e n czy n n ik w ych o w aw czy nie je s t jeszcze o stateczn ie w yzyskany , ch oć w ostatnich latach w iele w tej dziedzinie zrobiono, szczególniej je ż e li chodzi o m ęsk ą połowę rodu ludzkiego. K o ­ biety zanim w ydostały się na morze sp o ty k ały się z licznem i trudnościam i.

C h cia ła m dać garść wspom nień o morzu, k tó ­ re p o ciąg ało mnie niezm iernie oddaw na.

B y ło to m n iejw ięeej przed 8 laty. Z e b ra ło się pew ne grono m ło d y ch ludzi i postanowiło zrobić wyprawę żaglów ką z W arszaw y do G d y n i. Sport

żeglarski wtedy zaczął się dopiero rozwijać. K upi­ liśmy żaglów kę, spakow ali m an atki i ruszyli na wyprawę na cały miesiąc. Dobrze b yło wędrować tak wiele dni n ieb ie sk ą W is łą znaczoną staremi murami P ło ck a , T o ru n ia, C h e łm n a, G rudziądza, G n iez n a . Noclegi w łodzi coraz to w innym m ie j­ scu. R óżn e m ieliśm y p ogody— słon eczn e i chm urne. P ra cy żeglarskiej b yło dużo, b o b yw ały wiatry silne i przeważnie przeciwne. Ż eglow aliśm y tak sobie, aż się W is ła sk o ń czy ła— w p ad ła poprostu do morza. D ziw na to b y ła chwila, g d yśm y zob aczyli poraź pierwszy to zetkn ięcie W isły , m orza i nieba. W y ­ płynęliśm y wprost nie z b a c z a ją c w m artw ą W i s ł ę — tacy niedośw iadczeni, nic nie wiedzący, ufni. M o ­ rze b yło sp o kojn e prawie bez fali, która stopniowo je d n a k zaczęła się w zm agać, niebo zach m urzyło się, zaczęło grzmieć. Burza szczęśliwie nas ominęła. W y p o g o d ziło się, gdy zaw ijaliśm y do G dyni. G d y ­ nia b y ła wtedy m ałą w ioską ry b a c k ą z molo ry- b a ck iem i pasażerskiem . P o rt dopiero niedaw no zaczęto budow ać.

Siedzieliśm y ja k iś czas nad morzem, żeglując z zapałem po zatoce, m a ją c o morzu pojęcie b a r­ dzo zielone, robiliśm y wiele głupstw, ale szczęśli­ wie ob y ło się bez wypadku. H a cz y k b ył

(14)

połknię-w sp om n iałam , ani dom, ani otoczen ie nie d b a ją 0 ich w ych ow an ie, je d n a k ż e , gdy dziecko po sk o ń ­ czeniu szkoły w yjdzie z pod wpływu harcerskiego, nie m a ją c trw ałych je s z cz e podstaw, zatraci szybko w szystko co harcerstwo dało mu przez ten stosun­ kowo krótki okres pobytu w drużynie.

Inaczej je d n a k sprawa będzie się przedstaw iać, gdy b ę d ą c starszym i św iadom ym sw ych czynów 1 postanow ień człow iekiem , p op racuje w h arcer­ stwie parę lat po skończeniu już szko ły p ow szech ­ nej. I w ów czas w jak im k o lw ie k by zn alazł się środowisku, w jak ich k o lw ie k w aru n kach, potrafi obrać so bie odpowiedni kierunek i zawód.

W takim starszym zastęp ie z a ją ć się należy skierow aniem młodzieży do odpow iednich zaw o­ dów. P ra c a ta b ęd zie o tyle ułatwiona, że znam y te d zieci dobrze z pracy w drużynie, a w czasie ich pobytu w starszym zastępie p o zn aje m y ich upodobania i uzdolnienia i o p ierając się na tern w sk azu jem y im szkoły zawodowe, m ogące im dać odpowiedni zawód czy u m iejętności. T r z e b a też ich uświadomić, że nie muszą k o n ieczn ie pracow ać na roli, że m ogą stać się ludźmi sam odzielnem i 0 w łasnym zawodzie, albo też, gdy m ają do tego sp e cjaln e zam iłow anie, fachow em i rolnikami. Je- dnem słow em ludźmi sam odzieln em i i dzielnemi, świadom em i sw ych celów i gotowemi do ob jęcia sw ych gospodarstw lub w arsztatów pracy i za ło ­ żenia rodziny. 1 jed n o cześn ie w p a ja ć w nich, by z now em i u m iejętn ościam i i w iadom ościam i, czy to rolniczem i, czy też fach ow em i, w racali do swej wsi. P ra c a z niem i nie je s t trudna, gdyż odczu w ają braki d oty ch czaso w e swych sąsiadów i swoje w łasne 1 m a ją pew ne dążenia, c h cą k sz ta łcić się dalej i p racow ać nad sobą.

W pracy je d n a k ze starszą m łodzieżą trzeba zwrócić uwagę na to, by pracow ać z niemi, a nie dla nich. Nie tak, ja k daw niej byw ało, że p raco ­ wało się dla wsi, bawiło się w filantropję. Dziś nie je s t to ani celow e, ani ch ętn ie przyjm ow ane. T e ra z

ty — c h ę tk a do wypraw m orskich w zrastała coraz bardziej.

Jeździłam później niejedno krotn ie nad morze na o d p o czynek, na plażow an ie i k ąpiele (żeglow a­ ła m tylko doryw czo i po zatoce, lub w W arszaw ie n a W iśle). Śliczn ie b yw ało: słon eczn a plaża, gorą­ cy piasek, różnobarwny tłum letników, morze roz­ kołysan e i szum iące. A le oczy b łą d z iły po dalekim widnokręgu: szły tam parowce pasażerskie i h a n ­ dlowe i b ia łe szku nery hen w świat, wiozły ludzi i ładu n ek. Ż a l ściskał serce. R ozu m iałam dobrze biedne kury, b ieg a ją ce po brzegu i patrzące na k a cz ę ta na wodzie. Sm u tn e b y ło serce żeglarki.

Ż eglarstw o rozwijało się z roku na rok coraz b ardziej, pow staw ały coraz liczniejsze kluby, orga­ nizow ano teoretyczne, zim ow e kursy wiedzy żeglar­ skiej, na których generał M arjusz Z aru sk i ro zta­ cz a ł w sp aniałe ob razy z m orza przed oczam i za­ słu ch an ej grom ady i n iecił iskry zapału. Jach ty „ W it e ź “ i „C a rm e n ” a naw et jo la rzeczn a „Doris" pod polską banderą z a w ija ły do o b c y c h portów.

T a cała atm osfera żeglarska p otęgo w ała prag­ nienie wyruszenia na morze.

A sprawa kob iet - żeglarek n iestety źle stała. P y ta ła m kiedyś gen erała Z aruskiego (ale daw ­

bow iem sami d o m ag ają się w spółpracy i pragną, b y im się oso b iście jak n a jw ięcej udzielać.

Samokształcenie, referaty.

P ra c a nad ch a ra k te re m i k ształce n iem urny- słow em w starszym zastępie odbywa się zap om o cą referatów pisanych przez młodzież. T e m a ty są n a j­ rozmaitsze i muszą b y ć naturalnie u zależnione od zainteresow ań danego środowiska. U nas obecnie pracu jem y nad historją i literaturą polską, tem aty zaś dowolne, przew ażnie bierze się z ży cia p iszą­ c y c h je, oraz takie, które mogą w yw ołać dy sk u sje i w życiu zm ienić pew ne rzeczy. A w ięc np. refe­ raty o h igjenie na wsi, o e s te ty ce w izbie i ogro­ dzie, o pracy sp o łeczn ej ko b ie t w iejskich i t. d. Z referatów tych , pisan ych przez harcerzy m am y m ożność poznać życie wsi. G d y oni sami n iech ętn ie mówią o swym życiu, widząc niski po­ ziom życia swej rodziny i otoczenia, w referatach piszą szczerze i nie u kryw ają tego co w chwili o b e cn e j uw ażają za złe. Z m ienić zaś n arazie nic nie m ogą z tego co istnieje, dopiero, gdy sam i b ędą urządzać swoje życie, z a k ła d a ć swoje rodziny i g o ­ spodarstwa — b ędą mogli wiele urządzić in aczej i lepiej. Z referatów tych d ają się w yciągn ąć p e­ wne wnioski, które oni muszą brać pod uwagę i starać się w prowadzić w życie osobiste. R eferaty te pozatem zm uszają p iszący ch je do czytania i przez to unika się powrotnego an alfab etyzm u , który w innym w ypadku często m a m iejsce na wsi. T o też jed n ym z celów starsz. harcerstw a na wsi b ęd zie w łaśnie przeciw działanie temu powrotnemu analfabetyzm ow i.

P o d z i a ł p r a c y .

Poza tern p raca w zastępie starszo-harcer- skim podzielona je s t na pew ne działy w zależności od zainteresow ań, zdolno ści i u p od ob ań harcerzy i harcerek. A w ięc jed n i z a jm u ją się m uzyką, orga­ nizują orkiestrę; inni znów pracu ją nad

organizo-no to było, n a początku mego żeglow ania) czy my k ob iety nie m og ły by śm y w ziąć udziału w d ale k ich wyprawach. G e n e ra ł pok ręcił głową — dziwne mu się to w ydało. P rzeszło lat parę, pow ołan y został do życia poraź pierwszy w roku 1930 O śro d ek M orski w Jastarn i, który zgrom adził dość dużą ilość żeglarzy. O czy w iście o k o b ie tach naw et m o ­ wy nie było.

Ż eglow an o na m a ły ch ja ch ta ch , żeglowano i na dużym kutrze „ Ju n a k u ”.

„ Ju n a k ” miał iść w kilkodniow ą podróż — stał sobie u n abrzeża czarn y i dumny, k o ły sał się obojętnie, m aszt strzelał w ysoko ku niebu. P rz y ­ gotowania b y ły skończone, załoga n a obiedzie. Z a godzinę, dwie — odjazd.

P rzeb rała się miarka. L egaln ie, czy n ielegaln ie — trudno, musi się raz stać! C zasam i urzeczywi­ stnienie czegoś w ym aga ofiar!

K ob iety szepczą, n arad zają się, w ęze łek z z a ­ p asam i przygotowany. M iałam trochę skrupułów, lecz dzielna m o ja tow arzyszka d ecyd u je się szybko, w suw am y się do m ałego składu żagli na rufie, pokryw a luku zapada. O g arn ia nas ciem n ość — se rca b iją. M ija godzina je d n a , druga. W r a c a załoga. Tu pot, bieganie. J a c h t kołysze się coraz silniej,

(15)

w an iem przedstaw ień teatralnych i zabaw , n iektó­ rzy zajm u ją się introligatorstwem, tkactw em , i t. d. W rozwoju je d n a k tych działów p racy przeszkadza m ała narazie ilość starszych h arcerzy i z koniecz­ ności m uszą członkow ie n a le ż e ć do kilku se k cji odrazu. W przyszłości je d n a k , gdy w ięcej harcerzy z drużyny u k oń czy szkołę i w ejdzie do starsz. zastępu łub po ukończeniu szkó ł zawodowych i innych wróci do pracy h a rce rsk ie j— p ra ca w gro­ m adzie rozwinie się w y d ajn ie j i s e k cje stan ą się sam odzielne. Nie zan ied b u je się również sportów, które uprawiają w szyscy. O sta tn ię j zimy ogromne zain teresow an ie wniosły narty.

O góln ie zaś praca w takim zastępie m a c h a ­ rakter świetlicowy. A więc poza zbiórkami m a ją - cemi ch arak ter określony i opraco w an y — co dzień zbiera się w izbie kto chce, ab y poczytać, poroz­ m aw iać lub p og rać i pobaw ić się.

Znaczenie drużyn wiejskich.

T a k w ięc wygląda w ogólnych zarysach praca h arcerska w jedn ym ze środow isk w iejskich i nie jest słusznem , tak często sp o ty k an e zdanie, że h ar­ cerstwo ja k o takie nie d aje się zastosow ać n a wsi i nie je s t potrzebne. Z ap ew n e , że n ależy h arcer­ stwo na wsi wprowadzić z p ew nem i zmianami uzależnionemi od środowiska i warunków w ja k ich prow adzim y drużynę. Stw ierd zam też, że p raca na wsi przynosi bardzo wiele korzyści i rozwija się. Poza tern zaś, ja k o o rg an izacja n a wsi, daje p rzy ­ kład in n ym organizacjom . T e o rg an izacje w nie- je d n e m wzorują się na drużynie h arcerskiej i ry­ w alizują w pracy. Np. drużyna w prow adza staran­ n iejszy i n iezn an y sposób w ystaw iania sztuk tea ­ tralnych, urządzania zabaw tanecznych , wprowadza sporty i t. d. H arcerstw o na wsi przeciwstawia się organizacjom politycznym ; zajm u je się młodzieżą szkolną i pozaszkolną sta ra ją c się w ych ow ać prze- dew szystkiem porządnego człow ieka i dobrego obyw atela. Krystyna Strażycowa.

Karczmiska, woj. Lubelskie.

Ś . " t P.

D O R A C I E Ń S K A .

Ś. p. D h n a Dora C ień ska, K o m en d an tk a Ż e ń ­ skiej Chorągwi Pom orskiej odeszła od nas na w iecz­ ny odpo czynek w drugi dzień świąt Bożego Naro­ dzenia.

O d wielu lat pełn iła ofiarną służbę swą Bogu i O jcz y ź n ie. N ajpierw na dalekich kresach w sch o d ­ nich, w Berdyczow ie, szkółkę tajną polską organi­ zuje i prowadzi w latach od 1904 do 1912. R ó w n o ­ cześn ie rozwija d ziałaln ość w „Kole K o b ie t " , b u ­ dząc i podtrzym u jąc uświadomienie narodow e n a k resach. T a m przetrw ała i przecierpiała burzę bolszew icką.

Internowana w Berdyczow ie, przeżywa tam ra ­ dosną chw ilę p rz y b y cia W o js k P o lsk ich w r. 1920. W ó w cz a s pracuje w Dom u żołnierza polskiego. Po pow rocie bolszewików, w brew zakazowi „ C z e k i“ pragnie przedostać się do kraju. P rzy pierwszej próbie przejścia przez g ran icę zostaje u jęta i aresz­ towana. U d aje się w reszcie w yko nan ie zamiaru i w roku 1922 p rzy b y w a do Polski. O siad łszy w G rudziądzu, ja k o urzędniczka Izby P rzem .-H an - dlowej zaczyn a się in teresow ać ruchem harcerskim , p racu je w Kole P rzyjació ł. Z a m ie sz k a w sz y w T o ­ runiu o b ję ła K o m en d ę Chorągw i Ż e ń s k ie j w r. 1924. W je j ręku skoncentrow an a została praca n a tere­ nie Pom orza.

J ą należy uw ażać za fa k ty cz n ą organizatorkę Chorągwi. Mimo je d n a k u m iejętności ogarnięcia c a ­ łości, nie zacierał się w Je j myśli czło w iek indywi­ dualny. B y ła dla każd ej z nas.

* Ż y c ie je j b yło w szystkim nam wzorem— było w ypełnieniem w zniosłych przykazań harcerskich.

C ześć Jej świetlanej pamięci!

wyszliśmy z portu. P o paru godzinach w yszłyśm y z ukrycia na pokład. Było to c h y b a jed n o z n a j­ siln iejszych przeżyć w m ojem życiu. G d y b y m czy­ tała żeglarską książkę i n agle coś się urzeczywi­ stniło z czytanego rozdziału, nie w yd ałoby mi się bardziej dziwne.

W ia tr silny, sztormowy, rozk o ły san e szaro- -szm aragdow e morze z b iałem i grzyw aczam i. Ż a ­ glowiec nurza się w fali bugszprytem , staje dęba, > b y o p a ś ć nisko w dolinę. Ł o p o t żagli, skrzyp b lo ­

ków. Z a ło g a zgrom adzona na pokładzie. | Dwie d o b y cudne, szalone!

Powrót! W in n i i niewinni ukaran i — trudno! Sp ełn ie n ie m arzeń wym aga czasam i ofiar.

W 1931 r. O środek M orski b ył już w G dyni. Ż eglarki-h arcerki wyszkolone poprzednio na kursach żeglarskich w T r o k a c h osiadły we w łasnym n am io­ cie — dyskretnie, n ied aleko O śro d k a , b io rąc udział w ćw iczeniach i w ykładach. W y s z ło z O środka 6 stern iczek ja ch to w e j żeglugi m orskiej.

W zeszłym roku w O środku b yły już kob iety zupełnie formalnie n a równych praw ach z żegla­ rzam i ch o ć oczyw iście nie w równej ilości.

Ż eglow aliśm y i ćw iczyłyśm y przy akom pan- jam en cie głosów doch od zących z portu, zgrzycie

dźwigów i sygnałów statków, bo to dawna ry b a ck a G d y n ia zam ieniła się w wielki port, pełn y statków z całeg o świata.

Sp e łn iły się rzeczy n ieb y w ałe, w ym arzone! Stoi ja c h t przy n abrzeżu — k ręcą się niewiasty, robią przygotowania. K a p ita n dzieli na wachty, w ybiera z pośród nas oficerów w ach tow ych , b o s ­ mana, gospodynię. Z a ła tw ia się formalności, listę załogi, gromadzi m apy i zapasy. 13 lipca ruszymy w św iat — w świat wielki i szeroki z n aszej G dyn i do o b cy ch dalekich portów. P rzech o d zą burze i sztormy.

Noc. Ciemno. N iebo i woda. Św iatła p o z y cy jn e p alą się, głuchy plusk f a l — zało ga śpi. W a c h to w y oficer i sternik czuw ają. Z m ia n a w ach ty — schodzi oficer wachtowy do kajuty, zapisuje w dzienniku okrętowym, w yk re śla kurs. Świt. D a le k o m a ja cz ą w ybrzeża Szw ecji. W ch o d z im y do portu. Nowy n iezn an y kraj. M iasto tonie w różach, domki czer­ wone ja k b y w ycięte z kartonu. P rzep ły n ę ły śm y B ałtyk!

T a k — morze m a czar niezmierny! A w ięc żeglujmy!

Ć w iczm y się stopniowo, za cz y n a ją c od jezior i rzek, by stan ąć do w alki z morzem.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przebiegi zmian nacisków cakowitych p c =f(t) zmierzone na trzech wysokociach zagszczanego supa masy oraz cinienia p 1 w przestrzeni technologicznej Zaprezentowane wyniki

Pomiar przechyki jako kta przechylenia za pomoc przyspieszeniomierza przy braku przyspiesze bocznych.. Dla dostatecznie maych wartoci kta przechylenia M sygna

Z punktu widzenia bezpiczestwa lotu wana jest prdko wzgldem powietrza (np. Metoda dopplerowska, inercjalna, ultradwikowa i optyczna maj ograniczone zastosowanie.

Przeprowadzona analiza literatury w tym zakresie [1, 3-4, 7-8] wskazuje, e w gównej mierze pomiary termograficzne wykorzystywane s podczas bada w celu okrelenia rozkadu

Po drugie, w serii pomiarów podczas wzorcowania mog by zadawane róne, ale ustalone, wartoci wzorcowe wielkoci mierzonej – wtedy metoda pomiaru obarczona jest

Ten wymóg wysokiej dokładności spełniają w za- sadzie roboty obudowane (tzw. Robo- ty nieobudowane, np. o konstrukcji wysięgniko- wej, mają dokładności o rząd mniejsze niż

Algorytm wyznaczania charakterystycznych punktów robota w układzie nieruchomym opiera się na założeniu, że podparta stopa robota nie zmienia swojego położe- nia

Zegar licznika powinien być niezależny od zegara systemu wbudowanego, a zatem każdy WDT wbudowany w CPU systemu głównego nie jest bezpieczny.. Tworząc watchdog trzeba być pewnym,