• Nie Znaleziono Wyników

Wśród nieznanych powieści Sienkiewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wśród nieznanych powieści Sienkiewicza"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Karol Wiktor Zawodziński

Wśród nieznanych powieści

Sienkiewicza

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 40, 129-144

(2)

Sensacyjny ty tuł, praw da? Zrodził się razem z pomysłem na­ pisania poniższych ro zw ażań 1.

Dziś, kiedy po rocznej przeszło zwłoce przystępuję do wykona­ nia projektu, widzę że ty tu ł nie jest już zbyt ścisły, naw et w tym sen­ sie, ja k i mu chciałem nadać: utworów, które uszły uwadze krytyki. Odnowione, pewnct z okazji rocznicowej, zainteresowanie Sienkiewi­ czem, skłoniło także i k rytykę naszą, zwykle niechętnie w ychylającą się, jeżeli chodzi o literatu rę dawniejszą, poza zakres lektury szkol­ nej, do zajrzenia w zaniedbane przedtem kompletnie powieści Sien­ kiewicza z pierwszego dziesiątka b. w. Znajomość „Wirów“ okazuje Andrzej S taw ar w swych studiach, które dotąd rozrzucone po pis­ mach, zebrane razem, stanow iłyby najśw ietniejszą z dotychczas n a ­ pisanych książek o Sienkiewiczu. Osobny artykulik te j powieści poświęcił w „Odrodzeniu“ (n r 13— 14 z r. 1948) Jerzy Andrzejewski, obok innych doskonałych uw ag stw ierdzając całkowite („lekceważą­ ce“ ) milczenie o niej w pokłosiu jubileuszowym i form ułując kapital­ ną, rew izjonistyczną jej ocenę, jako lektury niezwykle interesującej, „ujaw niającej m istrzostw o Sienkiewicza“ , a k tó rej „skazy nie wy­ nikają z twórczego osłabienia“ : „Nie, „W iry“ nie są książką starczą! Są powieścią nam iętną, gw ałtow ną!!! w jakże ostrym zwierciadle ukazuje się w tychże „W irach“ sam Sienkiewicz... starszy pan z bród­ ką, wielki pisarz, któ ry bez osłonek i z zaw stydzającą cokolwiek

1 N a kilka tygodni przed śmiercią Prof. К. W. Zawodzińskiego redakcja otrzymała od niego studium D w ie nieznane powieści Sienkiewicza. Z rozprawy tej, poświęconej powieściom Na polu chwały i Wiry, podajemy tutaj część dotyczącą pierwszej z dwu powieści. W ywody Zawodzińskiego, nie zawsze należycie udokum entowane, w ym agały kilku skreśleń i kilku uzupełnień, nie zm ieniających jednak m yśli przedwcześnie zmarłego pisarza. Dodatki zaopa­ trzono w druku gwiazdką.

(3)

130 KAROL WIKTOR ZAWODZIŃSKI

otw artością począł mówić, co myśli o współczesności“ . K rótki a rty ­ kuł uryw a się obietnicą dalszego ciągu za tydzień! Ten ciąg dalszy nie zjawił się, o ile wiem, do dziś dnia, przez rok przeszło. Tu byłby koniec najnowszej lite ratu ry krytycznej o „W irach“ : przymało to w sumie, jak n a stulecie znakomitego pisarza, pierwszego naszego lau reata N o b la2. I tylko o „W irach“. „N a polu chwały“ je st w dal­ szym ciągu otoczone „lekceważącym“ milczeniem. Mam w ręku bro­ szurkę, prawda, szczuplutką o Sienkiewiczu, z cyklu „P ortretów lite­ rackich“ Wiedzy Powszechnej „Czytelnika“ : podany tylko ty tu ł z fał­ szywą d atą (1900 zam iast 1906 — rok w ydania książkowego). Jeżeli do tego dodam ze skruchą, że ja, literat, k rytyk, czytałem (aż do początku 1948) „Na polu chwały“ tylko w młodości, i to w jakim ś przekładzie ro sy jsk im 3, a ta k pobieżnie, że nic z niej nie zapamię­ tałem, — złoży się to wszystko n a obraz ta k kompletnego zapom­ nienia dwu książek znakomitego pisarza, że i ty tu ł przeze mnie wy­ brany, choć brzmi fantastycznie, nie w ydaje się przesadny; nie mniej fantastyczna je st historia tego nagłego wyboju na drodze sławy, za- padliny, w któ rej utonęły dwa nie bylejakie, większe utw ory jednego z czołowych pisarzy epoki.

I. WIELKOŚĆ I UPADEK SŁAWY SIENKIEWICZA

Zastanówm y się przez chwilę. N a progu naszego stulecia Sien­ kiewicz je st u szczytu swej chwały. W łaśnie odebrał hołdy jubileu­ szowe, tak uroczyste, wystawne, rozgłośne, ja k dotychczas żaden za życia swego w dziejach liteu ratu ry polskiej pisarz. Blado pod wzglę­ dem zewnętrznym wygląda, w porównaniu z tym jubileuszem w 1900 г., o 20 la t wcześniejszy jubileusz ta k przecie zasłużonego i popular­ nego Kraszewskiego, mimo że był z dłuższego dystansu organizowany i przez znacznie szersze koła intelektualne Polski; co praw da, dzięki tem u zostawił trw ałą pam iątkę, zbiorową monografię Kraszewskie­ go, najważniejsze dotychczas dzieło o nim, podczas gdy rezultat artystyczno-literacki jubileuszu Sienkiewicza je st w sumie dość b ła­ hy. Kraszewski, k tó ry był właściwym tw órcą powieści polskiej,

2 * Jako pozycję trzecią w ym ienić należy szkic J. Krzyżanowskiego:

Echa kalifornijskie w tw órczości Sienkiewicza (Sprawozdania, TNW 1947),

w ykazujący pochodzenie w ątku Wirów z powieści Bret-H arte’a Gabriel Conroy. 3 * Przekład ros. pióra A. P. Daniłowa, pojaw ił się w r. 1906, a w ięc rów ­ nocześnie z przedrukiem książkowym powieści, w r. 1908 zaś m iał drugie wydanie.

(4)

k tó ry włożył książkę polską do rąk szerokim kołom społeczeństwa, od najwyższych po bardzo demokratyczne, k tó ry karm ił duchowym chlebem powszednim swych rodaków przez pół wieku, nie miał prze­ cież ta k uderzających (szerokie w arstw y — swą konkretnością) do­ wodów uznania ja k np. ofiarowanie mu m ajątk u : symboliczny po­ niekąd a k t włączenia Sienkiewicza do restytuującego się „ziemiań- stw a“, w arstw y, k tó rej on wznowił niejako dyplomy szlacheckie.

Ale w szystko to, co się da w formie konkretnych znaczących z osobna objawów hołdu przytoczyć, niczym je st wobec popularności pisarza, wobec powszechnego odgłosu jego twórczości w ty m mo­ mencie. Tu nie cyfry statystyczne, których brak — nie wiem naw et w ilu egzemplarzach rozeszła się edycja jubileuszowa Trylogii, nie­ słychanie tan ia ja k na stosunki polskie, dzięki hojnemu gestowi nie szczędzącego n a cele publiczne p lutok raty żydowskiego pochodzenia H ipolita W awelberga — lecz żywe wspomnienia współcześnika, k tó ­ ry by umiał w dostatecznie jaskraw e słowo je przelać, dałyby m iarę wszechpolskiej sławy Sienkiewicza, równolegle do wszechświatowej poczytności „Quo vadis“. Luksusowe wydania ilustrowane, repro­ dukcje dzieł plastyki, opartych na utw orach sienkiewiczowskich, całe albumy takich ilustracyj, np. J. Kossaka, którego akwarele w ysta­ wiające Skrzetuskiego z Podbipiętą i Bohuna z Zagłobą, w lichych najczęściej kopiach am atorskich, często n a talerzach porcelanowych, zdobiły w ystaw y kunsthandlerów, ściągając oczy dziesięcioletniego przechodnia: ach, mieć na własność te rzeczy, na które napatrzeć się nie można do woli....! Dostępniejsze były pocztówki — modna no­ wość ówczesnego życia — również z ilustracjam i Trylogii lub „Quo vadis“, ale naw et w oczach młodocianego miłośnika m alarstw a h i­ storycznego najczęściej zasługujące na kw alifikację bohomazów. Zresztą ten dziesięcioletni dilletente już czytał sporo z Sienkiewicza, a „Ogniem i mieczem“ jak tylko kończył, zaczynał n a nowo. N ie­ znajomość Trylogii dyskwalifikowała go w oczach rówieśników i starszych nieco, 12 lub 14-letnich tow arzyszy zabaw, które pole­ gały zwykle na odtw arzaniu walk Kozaków z wiśniowczykami, obro­ nach Zbaraża, pojedynkach Wołodyjowskiego, porwaniach Heleny, brodzeniu Skrzetuskiego przez sitowia. Ignorancja na tym punkcie byłaby jeszcze bardziej kom prom itująca niż dziś niedostateczna zna­ jomość drużyn piłki nożnej lub asów bokserskich.

Ale Trylogia i „Quo vadis“ były nie tylko lek tu rą dziesięcio­ latków. Z rów ną nam iętnością oddawali się jej dorośli. Jeszcze i dziś można spotkać starca, k tó ry w kwiecie wieku przeżywał kulm ina­

(5)

132 KAROL WIKTOR ZAWODZIftSKI

cję sławy Sienkiewicza, a k tó ry choćby był ideowym wówczas jego wrogiem, co chwila cytuje już nie tylko dowcipy Zagłoby (o k tó ­ rych śmiało można powiedzieć, używ ając zw rotu zastosow anego przez Tarnowskiego do F red ry w oparciu o ty tu ł dzieła A ndrzeja M aksymiliana, wojewody podolskiego: „weszły w przysłowia mowy potocznej“ )... ale i całe fragm enty zachowania się N erona, Tygellina czy Petroniusza.

Sienkiewicz był n a ustach wszystkich. W głębokim prześw iad­ czeniu szarego człowieka, on właśnie był największym pisarzem pol­ skim w szystkich czasów. Wprawdzie nie tw ierdziła tego k ry ty k a, przeciwnie, oponowała często przeciw przesadzie, ale prześlizgiwało się to niekiedy naw et i do druku w zawoalowanej form ie: przypomi­ nam sobie bogato ilustrow any dodatek do jednego z dzienników, na zakończenie 1900 roku, więc XIX wieku, ilu stru jący przykładam i nasze osiągnięcia n a różnych polach w ubiegłym stuleciu (m.in. za najwspanialsze dzieło naszej architektury tego wieku proklam owany tam został... kościół św. Floriana na P radze). Robiono w prawdzie pró­ by właśnie w ty m czasie, w związku ze stuleciem Mickiewicza i odsło­ nięciem jego pomnika, popularyzacji utworów wieszcza. Ale, bez wszelkich wysiłków w tym kierunku, „zbłądziły pod strzechy“ właśnie dzieła Sienkiewicza, czego m amy liczne dokum entarne świadectwa np. w wydanych w okresie międzywojennym „Pam iętników chłopów“ , a co potw ierdzają i wspomnienia osobiste. Pam iętam , ja k znany mi osobiście, mało co ode mnie młodszy kowal w iejski z Podlasia, znał od dawna Trylogię, jako „piękne poczytanie“ ; czerdzieści la t tem u w drodze z W arszaw y do Petersburga, przy przejeździe pociągu przez Inflanty, miałem przez parę stacyj za tow arzysza podróży starszego chłopa z zapadłej prowincji, który ja k się okazało, był zapalonym czytelnikiem Sienkiewicza.

W momencie apogeum swej sławy, w czasie uroczystości pu­ blicznych, Sienkiewicz sam sobie zdawał z niej spraw ę i jak b y oży­ wiał poklaski tłumów. Biorąc w rachubę popularność szczególnie Trylogii a specjalnie postaci Zagłoby, _ pisze n a uroczystości jubi­ leuszowe jednoaktowy ż a rt sceniczny pt. „Zagłoba sw atem “ . P o sta­ nawia też w najbliższej, zapowiadanej już wówczas powieści powró­ cić do ta k urodzajnego dlań gruntu, do XVII wieku; ale — i to, być może, je st pierwszym jego błędem, k tó ry mógł zaważyć w w ypad­ kach, o których mowa, choć chyba nie decydująco — nie nawiązuje w fabule do Trylogii, gardząc widocznie tym łatw ym sposobem

(6)

podchwycenia zainteresow ania dotychczasowych czytelników4, a mo­ że nie chcąc dawać niechętnym jeszcze jednego dowodu wzorowania się n a Dumasie-ojcu („Vingt ans après“ ) ; a przecież nietrudno było wprowadzić jako dodatkową gw arancję sukcesu, jednego z synów Skrzetuskiego, jako pierwszego am anta, wdowę po Wołodyjowskim, jako patronkę jego wielkiej, uwieńczonej w końcu hymenem miłości, sędziwego, 80-letniego Zagłobę, jako decydującego elektora w elekcji Sobieskiego i czołowego agenta propagandy za w yprawą wiedeńską.

Drugim błędem — znów pewnie nie decydującym, ale kto wie, jak b y się wypadki potoczyły — było zerwanie z „Tygodnikiem Ilu ­ strow anym “ jako miejscem publikacji powieści. Pismo to, którego 80-letnie (1859—1939) istnienie czeka jeszcze n a godnego dziejopi- sa, przeżywało właśnie w tych czasach, w ostatnim dziesiątku la t ub. i pierwszym bieżącego wieku okres największych swych w pły­ wów i było bardziej może niż „Wiadomości Literackie“ koło 1930, a „Odrodzenie“ w pierwszych latach po ostatniej wojnie, dysponen­ tem sławy literackiej i artystycznej. Drukowało ostatnie powieści Sienkiewicza (właśnie skończyło „Krzyżaków“ ) i P ru sa („F arao na“ ) ; zawsze coś, bodaj nowelę, miało do rozporządzenia od Orzeszkowej; Konopnicka daw ała tu często utw ory swego w pełni dojrzałości ta ­ lentu, niekiedy pam iętne arcydzieła, czasem, co trzeba podkreślić — ocenione słusznie już przez redakcję i podane w uw ydatniającej w artość oprawie graficznej (U progu: „W okienku chaty zmierzch stoi siny“ ). Od kilku la t n a kierunek pism a wywierał wpływ czołowy k ry ty k pokolenia, lgnący Matuszewski. Pod jego wpływem przechyla­ ło się ono ku modernizmowi — widać to było także ze stylu ozdób d se­ cesyjnych zestawek druku, doboru znanych wówczas obrazów, pre- rafaelitów , Böcklina, do reprodukcji; nie przemilcza się też literac­ kiej sensacji dnia — Przybyszewskiego, znajdziemy tu naw et w k ró t­ ce stronicę jego prozy poetyckiej. To, być może, odstręczyło od „Tygodnika Ilustrow anego“ Sienkiewicza, k tó ry zajął stanowisko zdecydowanie wrogie względem „m oderny“ ; może spotkał w redakcji nie dość gorące powitanie nowej oferty — nic o ty m nie wiemy. Dzieje życia literackiego w Polsce, a więc te realne, konkretne w a­ runki powstawania dzieła literackiego, zwłaszcza większych roz­ miarów — powieści: stosunki między pisarzam i a redakcjam i pism,

4 * Wyjątek stanow ią tu tylko dzieje starego ks. W oynowskiego, który wspom nieniami obcuje z przyjacielem i towarzyszem młodości, W ołodyjow­ skim.

(7)

134 KAROL WIKTOR ZAWODZIŃSKI

stosunki między samymi pisarzami, formowane przez nich koterie, zwalczające lub popierające za kulisam i pewnych autorów — w szyst­ ko to nie zostało praw ie zapoczątkowane naw et w opracowaniu h i­ storycznym, a wymagać będzie wielkiego trudu, w ertow ania zarów ­ no zakurzonych roczników pism jak i archiwów w rodzinach p isa­ rzy, zanim zagadnienia takie będą mogły być rozstrzygnięte. Słowem, nowa powieść Sienkiewicza została oddana do „Biesiady L iterac­ kiej“, dosyć poczytnego pisma o charakterze półinteligenckim

(w przeciwieństwie do „Tygodnika Ilustrow anego“, czytanego przez inteligencję, zarówno dawnego typu, ziem iańską jak i burżuazyjną, oraz coraz potężniejszy św iat inteligencji zawodowej, „wolnych za­ wodów“, ta k samo w k ra ju ja k i n a wychodztwie zarobkowym w R osji). Zaufał, być może, Sienkiewicz zbytnio swej początkowej popularności u ludu i sądził, że bezpośrednio tr a f i do rą k jego, om ija­ jąc k rytykę i decydującą w spraw ach gustu literackiego opinię elity intelektualnej, k tó ra w te j chwili, ku jego irytacji, skłaniała się ku modernizmowi. Być może zawiodła pokładane nadzieje i sprawność wydawnicza pisma, którem u Sienkiewicz powierzył swe dzieło: w formie wygodnie dostępnej dla szerszych kół, nie tylko dla ograniczonych (w każdym sensie) czytelników „Biesiady L ite­ rack iej“ tj. jako książka, ukazała się ta, niewielka ostatecznie, po­ wieść dopiero w 1906 (i to nakładem innego w ydaw nictw a), w chwili całkowitej depopularyzacji Sienkiewicza i to podwójnej: 1) a rty ­ stycznej, w wyniku zupełnego już zwycięstwa Młodej Polski nad przeciwnikami, których sztandarowym mężem był Sienkiewicz, a w ram ach te j batalii tryum falnego zakończenia ofensywy anty- sienkiewiczowskiej ; 2) politycznej, w wyniku zdarzeń 1905— 1907, w których decydujące dla życia duchowego w Polsce koła, oraz młodzież w te j czy innej formie opowiedziały się po stronie ruchu, odw racając się od jego przeciwników, do których, nie bez powodu, ja k pokazała następna jego powieść n a tem aty aktualne, zaliczano Sienkiewicza. Sam patriotyzm znalazł wówczas formy, którym s ta ­ nowczo za ciasno było w ram ach stanow ej, szlacheckiej koncepcji Polski, ja k ą jeszcze raz ukazał autor, ganiony już i przedtem za to z racji Trylogii.

W szystkie jednak wyszczególnione dotychczas przez n as przy­ czyny niepowodzenia powieści w ydają się akcydentalne, nie decydu­ jące ani każda osobno, ani w szystkie razem w obliczu zasadniczej przyczyny: przełomu literackiego, którego o fiarą padł czołowy pi­

(8)

sa rz poprzedzającej epoki. I w łaśnie przypadek „Na polu chwały“ je s t niezwykle jaskraw ą ilu stracją tego przełomu. Obserwować ten przełom można dogodnie również na terenie „Tygodnika Ilustrow a­ nego“ : pod redakcją Matuszewskiego, pismo to, równocześnie w łaś­ nie z publikacją powieści Sienkiewicza w podrzędnym, nie m ającym znaczenia literackiego organie, drukuje dwie, decydujące dla u trw a­ lenia autory tetu Młodej Polski w szerokiej opinii narodu, powieści — „Popioły“ i „Chłopów“ . Decydujące dlatego, że odpowiedziały n a zarzuty, na sprzeciwy, które budziły się w duszy polskiego „every- m an a“ przeciw dekadentyzmowi i pesymistycznemu egotyzmowi. za­ sadniczych n u t Tetm ajera, przeciw oderwanej od życia, specjalnie polskiego „nieoddychaînej “ , aurze Przybyszewskiego. Specjalnie zaś były odpowiedzią n a obawy n a tu ry narodowo-patriotycznej, na w ą t­ pliwości czy nowa szkoła podoła rodzajom literackim , któ re były otoczone powszechną czcią, niem al zabobonną, same w sobie, jako rodzaje literackie właśnie. Były to po pierwsze „powieść historycz­ n a “ , stanow iąca dla powieściopisarza egzamin przynależności do najwyższej kategorii twórców, ta k ja k analogicznie „m alarstw o h i­ storyczne“ dla m alarza; m a to oparcie w estetyce obiegowej XIX wie­ ku różnych krajów europejskich, a u n as dodatkowo fragm entem historyzm u wybujałego i usprawiedliwionego w w arunkach politycz­ nych narodu w końcu XIX w ieku; więc też specjalnie n a „Popioły“ wskazywano ku chwale Młodej Polski (bodaj jeszcze zanim drukować się zaczęły) w „Chimerze“ jako dowód doścignięcia przez nowe poko­ lenia pisarskie poziomu ich poprzedników. Drugim, jeszcze bardziej czczonym rodzajem była „epopeja“ : przy ocenie „Pana Tadeusza“ nie co innego było ważne, tylko prawo tego utw oru do ty tu łu epo­ pei. „Epopeja narodow a“ była jednak „historią szlachecką“ , a teraz tęsknotą narodu była epopeja ludowa, chłopska. Do te j rangi próbo­ wano podnieść „Pana B alcera“ Konopnickiej. Ponieważ jednak mo­ w a wiązana staw ała się coraz oczywistszym anachronizmem w dzie­ łach wielkich rozmiarów, modyfikowano pojęcie epopei; a poetycz- ność, barwność, zarazem ry sy surowego realizm u i reprezentacyjnej typowości dostrzegane w „Chłopach“ wysuwały tę powieść jako pretendentkę do zaszczytnej rangi. To jednoczesne zjawienie się t a ­ kich dwóch dzieł n a tych sam ych łamach, na których czytelnik przywykł był spotykać powieści Sienkiewicza, przesłoniły zdecydo­ wanie aktualność dorobku pisarskiego poprzedniego pokolenia w najbardziej popularnym g atunku litera tu ry — w powieści. Zaćmie­ nie Sienkiewicza było nieuchronne w tym momencie, naw et gdyby

(9)

136 KAROL WIKTOR ZAWODZIftSKI

dawał drugie „Ogniem i mieczem“. A dzieło, które dawał w te j chwili, nie było „Ogniem i mieczem“ — było pod pewnym względem bardzo odmienne od głośnego arcydzieła swego autora, choć wielu swymi właściwościami stanowiło nieodrodne dziecię ukazanego już poprzed­ nio talentu powieściopisarza historycznego i kontunuację jego m a­ niery.

II. POWIEŚĆ OBYCZAJOWO-HISTORYCZNA

Łatwo można zauważyć, porów nując trz y kolejne powieści składające się n a Trylogię, w zrastający w nich udział re a listj7czne- go malowidła życia potocznego dawnej Polski, równocześnie ze sto ­ sunkowym zmniejszaniem się udziału epizodów batalistycznych i elementów powieści aw anturniczej, z przygodam i i z sensacyjnym zawikłaniem fabuły. Już w chórze zachwytów nad „Ogniem i mie­ czem“ dawały się jednak słyszeć zastrzeżenia co do pominięcia przez Sienkiewicza nie tylko udziału innych stanów w życiu dawnej Rze­ czypospolitej, ale i całej pokojowej stro n y życia polskiego w raz z jego w aloram i cywilizacyjnymi. Istotnie poza krótkim obrazkiem życia dworu kresowego, k tó ry ma kilka godzin później zakończyć swe istnienie w kiw aw ej awanturze, a następnie metodą p rzed sta­ wienia zwięzłej, kronikarskiej, dalekiej relacji dworskiego życia w Lubniach, czytelnik spotyka tylko opisy walk zbiorowych i poje­ dynkowych, niesłychane przygody nic naw et w owych niespokoj­ nych czasach nie m ające wspólnego z codziennym biegiem życia, porwania, poszukiwania, odnalezienia, ta k właśnie pomyślane, by indywidualna działalność stepowych traperów am erykańskich z „in­ diańskich“ powieści zajaśniała w rodakach-bohaterach (np. ukrycie porw anej Heleny w odludnym jarze; jad ą po nią trzej sam otni po­ szukiwacze itd .). Więcej już realistycznego przedstawienia codzien­ ności pokojowej w dawnej Polsce znajdujem y w „Potopie“ : byto­ wanie szlacheckie n a Żmudzi, dwór Radziwiłłów, sielanka domowa rozbrojonego Skrzetuskiego, naw et postać staty sty -literata K rzysz­ to fa Opalińskiego. „Pan Wołodyjowski“ dlatego, być może, je st najm niej łubianą częścią Trylogii, że wielbiciel pierwszych dwóch części znajduje w nim tylko część stronic poświęconych niezwykłej przygodzie (Basi z A zją Tuhajbejowiczem) i wojnie (pod Kamień­ cem w raz z heroiczną obroną m iasta i bitw ą chocimską w epilogu). Nowa powieść n a tle XVII wieku nie podaje wcale obrazów w ojny zadowalając się echami przygotowań wojennych, zaciągów przed gotującą się wyprawą, potyczką ze zbójcami (nie obywa się bez

(10)

szarży nieodpartej husarii) przed końcem rom ansu (tj. przed ślubem am an tó w ), oraz przeglądem w ojsk ruszających pod Wiedeń, w epi­ logu. Zapowiedziany dalszy ciąg powieści, któ rej treścią m iała być w łaśnie potrzeba wiedeńska, o ile wiadomo, nie został naw et n a­ szkicowany 5 ; może poniechanie pracy było skutkiem zniechęcenia po niepowodzeniu pierwszej części, a może właśnie nie czuł w sobie Sienkiewicz skłonności do batalistyki, k tó rej musiałby się całkowicie w dalszym ciągu poświęcić. Kiedy po latach i po odzyskaniu po­ pularności powieścią z przygodami dla dzieci, Sienkiewicz zaczyna nową powieść historyczną, w ybierając inną epokę, dzieje „Legio­ nów“ , jakby dla współzawodnictwa na jego własnym gruncie ze zwycięskim rywalem, nowym władcą patriotycznej wyobraźni mło­ dych, z Żeromskim, to również w znanym nam fragmencie, zatrzy ­ mał się, zanim ukazał się jako b atalista. Tak też i tu, w „Na polu chw ały“ , Sienkiewicz zam iast dać wyczekiwaną przez jego wielbi­ cieli powieść historyczno-batalistyczną, jeszcze jedno malowidło n a j­ bardziej wojennego wieku dziejów Rzeczypospolitej, dał powieść obyczajową na tle życia domowego, prywatnego, Polski szlacheckiej. Powiązanie z historią je st w niej słabe i nieistotne: ostatecznie nic by się w niej zasadniczo nie zmieniło, gdyby fabułę oderwać od ścisłego momentu historycznego i umieścić ją w nieokreślonej „prze­ szłości narodow ej“, w „epoce kontuszow ej“, ta k jak się to dzieje u ty lu poprzedników Sienkiewicza w tym rodzaju literackim , u Kraszewskiego przede wszystkim, w niezliczonych powieściach, przeważnie umieszczanych w czasach stanisławowskich, ale niekie­ dy i bliższych, lecz jeszcze w ogóle „kontuszowych“, a czasem cof­ niętych wstecz.

M. in. ostatnio, w najpopularniejszej serii „Czytelnika“ przy­ pomniano „Pam iętnik M roczka“ , k tóry bardziej -niż co innego przy­ chodzi do głowy, gdyż tłem jego je st w ypraw a wiedeńska, szeroko, szczegółowo, solidnie pod względem historycznym opowiedziana w środkowej części utw oru, jako droga wzniesienia się społecznego i m ajątkowego bohatera; ale epizod ten kompozycyjnie spełnia ro ­ lę służebną w stosunku do historii zalotów o rękę panny z zamoż­ niejszego domu, któ rej odm awiają chudopachołkowi. Nie odbywa się i tu bez gwałtów, zajazdów, porwań, starć pojedynkowych i gro­ madnych, podobnie ja k u Sienkiewicza, choć ty p y i sytuacje są b a r­ dziej tradycyjne, nie ta k znamionami niezwykłości, i to specjalnie

5 * Por. jednak uw agę w ydaw cy w w ydaniu Dziel (PIW 1950) i urywek dalszego ciągu powieści.

(11)

1 3 8 KAROL WIKTOR ZAWODZIŃSKI

sienkiewiczowskiej, naznaczone. Słowem, w ybrany przypadkowo przykład (nie typowy, gdyż mocno fabularnie z pewnym określo­ nym epizodem historii związany) ukazuje całą wielką odmianę po- wieściopisarstwa polskiego XIX wieku, poświęconą malowidłu oby­ czajowości staroszlacheckiej, z jej tężyzną, jej pewnymi cnotami prym itywnego wiejskiego bytowania, ale również z szorstką gw ał­ townością prym ityw nych namiętności, żądzy m ajątk u i kobiety, n a j­ częściej również jako droga do m ajątk u trak to w an ej, z nieurozmaico- nym program em rozrywek, sprowadzającym się do „dobrej m yśli“ przy dzbanie, wysuszanym w kompanii innych moczygębów, w czyn­ nej lub biernej uległości świętym obowiązkom gościnności.

Ten sam w sumie obraz daje Sienkiewicz w swej powieści, nie tylko nie idealizując go, ani ty m bardziej nie m oralizując staw ia­ niem go (jak to czynił np. Rzewuski) współczesności za wzór, prze­ ciwnie, w yjaskraw iając, zgodnie ze swym tem peram entem , od cza­ su zwłaszcza „Połanieckich“ i „Quo vadis“ ujawnionym — b ru ta l­ ność w zakresie erotyki: s ta ry sknera i despota domowy, ow ładnięty p asją do swej wychowanicy, p asją o mało nie uwieńczoną powodze­ niem dzięki podstępom, intrygom, brutalnem u torow aniu sobie dro­ gi; jedynie jego apopleksja ra tu je bohaterkę n a drodze wyznaczo­ nej przez szablon romansowy — do połączenia się z idealnym am an­ tem. Sroższe niebezpieczeństwa jej grożą ze strony następnego agre­ sora jej cnoty, od którego dopiero ucieczka i pomoc zbiorowa wszystkich sympatycznych bohaterów powieści ją ratu je. Trzeba powiedzieć, że w przeciwstawieniu do daw nych powieści Sienkie­ wicza, gdzie prześladowcą cnoty dziewiczej bywał zawsze nie-Polak

(Bohun, A zja Tuhajbejowicz) lub zdrajca ojczyzny (Bogusław R a­ dziwiłł), tu, co należy zapisać na dobro realizm u te j powieści oby­ czajowej, w ystępuje rodzimy potwór m oralny i fizyczny, złe Q uasi­ modo, M arejan Krzepecki, k tó ry wspom agany przez siostry, podsta­ rzałe jędze, posuwa się — rzecz dopiero po przejściu literatu ry przez epokę naturalizm u możliwa — do bicia, katow ania kobiety.

Widzimy jak daleko doprowadza Sienkiewicza realizm w o b ra­ zie sarmackiego obyczaju. Nie znaczy to jednak, żeby zerwał ze sw y­ mi schematam i rom ansopisarskim i. Do nich należy — zacznijmy od tego, ponieważ przy potworze-prześladowcy, koniecznym elemencie węzła dramatycznego, jesteśm y, że bezpośrednią z nim walkę toczy nie sam pierwszy am ant, oddany zawsze najwznioślejszym obowiąz­ kom publicznym. Posiada natom iast ten zły smok swą przeciwwagę w postaci dobrotliwego potwora, przyjaznego losom bohaterów.

(12)

J e s t to zawsze osiłek o ta k mizernej inteligencji, że może być tr a k ­ to w an y jako sym patyczne zwierzę, może naw et być zwierzęciem na­ praw dę (Saba w powieści „W pustyni i w puszczy“ ). Olbrzym Lon­ ginus czy nadludzko zręczny do szabli karzełek W ołodyjowski (w swej pierw szej postaci w „Ogniem i mieczem“ ) d ają posmak tego, co urzeczyw istnia się w najczystszym kształcie jako U rsus; może to być jeden człowiek, ale może być jeden w kilku osobach — bracia Kiemliczowie ; w naszej powieści ta k ą rolę odgryw ają bracia Buko- jem scy. W takich niebezpieczeństwach sam a bohaterka nie dałaby może rady , aczkolwiek panna Sienińska je st dosyć rezolutna, mniej bierna, m niej blada niż wiele innych am antek u Sienkiewicza, coś pośredniego między Oleńką a Baśką, te j drugiej bliższa.

Z n ią wchodzimy między dodatnie postaci, na k tó re pada snop prom ieni sym patii autorskiej. Boć pomimo realizmu, pomimo ja ­ skraw ię ujem nych zarysów obyczajowości sarm ackiej przew ażają w jej obrazie postaci otoczone życzliwością Sienkiewicza. Nie trzeb a dodawać, że w ty m wyłącznie szlacheckim społeczeństwie są to wy­ łącznie „urodzeni“, choćby w zaścianku, jak piwniczy, k tó ry ubez- w ładniając Krzepeckiego przeryw a katowanie Anulki, lub ekonom, k tó ry umożliwia jej ucieczkę. Poniekąd w yjątkiem na tym tle są Cyprianowicze, zacny ojciec, senatorskiej powagi rozumu, oraz syn — grzeczny kaw aler, doskonały paragon rycerza, po dzisiejsze­ m u powiedziawszy „perfect gentlem an“ . A przecież to tylko w d ru ­ gim i trzecim pokoleniu szlachta, z kupców ormiańskich, jeszcze n a dostatkach łokciem zdobytych opierająca swoje splendory i możność w spierania uboższych i potrzebujących. Wielka to koncesja ze stro ­ ny wyłączności szlacheckiej Sienkiewicza i nie tylko n a rzecz praw dy historycznej, w k tó rej świetle ta k właśnie przedstaw ia się rola tych licznych potomków mieszczaństwa, specjalnie ormiańskiego w daw ­ nej Rzeczypospolitej, ale i na rzecz oceny aktualnych stosunków, nobilitacja niejako te j finansjery i „przemyślidów“ , noszących obco brzmiące nazwiska, a tak ofiarnych, ja k dzieje porozbiorowe Polski pokazały, krw ią w powstaniach, złotem — gdy naród był rozbro­ jony. Świeżo tego doświadczył Sienkiewicz na własnych dziełach, których upowszechnienie umożliwiła ofiarność W awelberga: je st to więc ukłon w tę stronę. T aka in terp retacja nie je st dowolna — twórczość Sienkiewicza daje dużo przykładów podobnej transpozycji w skazań aktualnych na obrazy przeszłości. Nie bez znaczenia są

(13)

140 KAROL WIKTOR ZAWODZIŃSKI

więc i tu te postaci skartabellów , umysłowo i m oralnie o tyle wyżej stojących od całej szlachty okolicznej — praw da, w tych dość dzi­ kich stronach, k tó re Sienkiewicz obrał za teren akcji.

Jeżeli mu chodziło o to, by przedstawić etnograficzną Polskę, a nie, jak w Trylogii, ziemie wschodnie Rzeczypospolitej, a to dla tym większej reprezentatyw ności obrazu; jeśli z drugiej strony miał być to teren, któ ry by uprawdopodobnił elementy aw an tu r­ niczej powieści — trud no było w ybrać lepiej: rozległa puszcza ko- zienicko-radomska, stanow iąca na południowym brzegu Pilicy p ra ­ wie bezludną połać k raju, odgradzającą Mazowsze od Małopolski, jeszcze i dziś przedstaw ia się jako im ponujący kompleks lasów, a w XVII w. mogła być terenem nielicznych osadników z dzikimi zwierzętami (wilki, niedźwiedzie) i z ukryw ającym i się w niej ludź­ mi, tworzącymi bandy „osaczników“. W ten sposób znajduje ujście jedna z rdzennie sienkiewiczowskich tendencji twórczych. Blisko z nią spokrewniona je st i druga: stosowanie gotowych schematów fabuły i charakterologii, wypróbowanych długą p ra k ty k ą powieścio- pisarską, obcą i w łasną w swoistej odmianie. Widzieliśmy już boha­ terkę, o k tó rą toczy się w alka między pożądliwym i podstępnym starcem , a po śmierci tegoż, między skończonym okazem rom an­ tycznego czarnego charakteru, równie odrażającym moralnie jak fizycznie, z jednej strony, z drugiej zaś — idealnym kochankiem, wcieleniem wszelkich doskonałości. Po jego stronie są wszystkie otoczone sym patią postaci powieści : poczciwe dusze prostaków , ożywiających utw ór komizmem (Bukojemscy) i szlachetna mądrość rezonerów (Cyprianowicze) oraz jedno jeszcze wcielenie trad y cy jn e­ go w literaturze polskiej połączenia świętości i cnót narodowych w osobie księdza eks-żołnierza : od romantyzmu, że wymienię choćby księdza Robaka (postać skomplikowana innymi elementami, ale i sto ­ sowniejsze przykłady znaleźć by nietrudno), po przez P ru sa i s a ­ mego Sienkiewicza, aż po pisarzy Młodej Polski (,,Ksiądz P io tr“ T etm ajera) ciągnie się ten bardzo długi szereg przodków księdza Woynowskiego, najwidoczniej m ający oparcie w rzeczywistości.

Wszyscy oni sta ją po stronie nowego Skrzetuskiego, w k tó ­ rym łączy się młodość z innymi zaletam i: jest piękny, szlachetny, nieodrodny potomek swych rycerskich przodków. Nie tylko ducho­ wo. Posiada nieodzowną dla sienkiewiczowskiego boh atera umie­ jętność — „sztukę krzyżową“ : z m atem atyczną precyzją rozkłada w pojedynku pięciu kolejno przeciwników — nowy Wołodyjowski, „nie człowiek już tylko przyrząd“ fechtowniczy. Trzeba tu wy­

(14)

jaśnić, że w epoce Sienkiewicza szerm ierka je st jedynym spraw dzia­ nem spraw ności fizycznej, jedynym obowiązującym dla dżentelma- n a sportem , wobec trw ającego u nas, a jeszcze bardziej na zacho­ dzie zwyczaju obrony czci w pojedynku. Inny sport, jazda konna, przy pewnym wyspecjalizowaniu graniczyła z cyrkiem („wyższa szkoła jazdy“ ), na niższym zaś poziomie była zwykłą um iejętnością praktyczną, nieodzowną zwłaszcza dla w ieśniaka przy ówczesnych stosunkach komunikacyjnych, to też Sienkiewicz nigdy nie kładł na nią specjalnego nacisku, nie będąc „koniarzem“. W racając do Taczew- skiego, jest to młodzieniec pogrążony w skrajnym ubóstwie, na ostatn im spłachetku ziemi dziedzicznej; ubóstwo nakłada piętno dziwactwa na jego powierzchowność, a łącznie z jego nędzną rezy­ dencją spokrewnią go nie z przeciętnym typem ubogiego szlachcica w literaturze polskiej, k tó ry raczej „szukał promocji“ na dworze pańskim, w służbie u m agnata, lecz z popularnym od XVII wieku w literaturze francuskiej zubożałym ary sto k ratą, dumnie rezydują­ cym w swym zapuszczonym dworze; niezliczone wcielenia takiego ,,cadet de Gascogne“ można pominąć z w yjątkiem bohaterów Duma-! sa-ojca, zawsze nęcących Sienkiewicza, i znanego mu zapewne n a j­ lepszego utworu z czołowym bohaterem te j kondycji „Kapitanem Fracasse“ Teofila de Gautier.

Znane z innych powieści schem aty rozpoznajemy nie tylko w charakterologii ; nie tylko tu bohaterowie mówią podobnie, jak inne dzieci wyobraźni Sienkiewicza, więc bardzo często aforystycz­ nie, sentencjami wypowiadanymi wśród pucharów. Znajdują się oni w sytuacji, których skuteczność dla zainteresow ania czytelnika Sien­ kiewicz już nieraz w ślad za swymi poprzednikami wypróbował. Ekspozycja w podróży („K rzyżacy“ ), nocna przygoda („Ogniem i mieczem“ ), ze szczęśliwą interw encją przynoszącą ocalenie w śm iertelnym niebezpieczeństwie jednego z głównych bohaterów powieści, albo przynajm niej nocna pierwsza w izyta w nieznanym domu („Rodzina Połanieckich“ ), w szystkie te sposoby wprowadza­ jące od razu większość bohaterów w raz z ich m istrzow sko-krótką, ale w ystarczająco plastyczną ch arak tery sty k ą przedw stępną — oto sposób zawiązania fabuły, którego składniki znamy, jak się w ska­ zało, z szeregu utw orów tego wielkiego m a jstra przykuw ania uwa­ gi czytelnika od pierwszej stronicy. To wprowadzenie „in médias re s“ je st tu urozmaicone tragikom icznym sprezentowaniem głównego bo­ h a te ra (odsiedział się n a sośnie przed napadem wilków, tracąc wierzchowca), zgodnie z tragikom iczną rolą ubóstw a w dalszych

(15)

142 KAROL WIKTOR ZAWODZIŃSKI

jego losach. Uprawdopodobnienie niezwykłych przygód i sytuacyj, w ystarczające n a potrzeby „powieści z przygodam i“, choć sprzeczne z postulatam i właściwego realizmu powieściowego — oto co cha­ rakteryzuje w dalszym ciągu powieść, k tó rej stanowisko wśród in­ nych utworów Sienkiewicza je st bardzo znamienne. U jaw niają się w pełni sienkiewiczowskie stałe skłonności: do powieści z przygo­ dami, naw et nieco „indiańskiej“, obok silnego nasycenia erotyzmem

(w tym różnica od powieści dla młodzieży), w form ie jednak do­ puszczanej pod dach rodziny chrześcijańskiej. A obok tego do obra­ zu obyczajowego, jaskraw ego, chętnie wyzyskującego egzotykę śro­ dowiska (ludowość, oddalenie w czasie lub przestrzeni), łącznie z um iejętnością przybliżenia go pojęciom czytelnika.

Iluzoryczną n atom iast okazuje się, co można już było wyrozu­ mieć z dawniejszych utw orów Sienkiewicza, ta k powszechnie cenio­ na nam iętność jego do malowania wojny. W te j powieści nie m a p ra ­ wie zupełnie obrazów batalistycznych, a naw et w niewielu szczegó­ łach z te j dziedziny, k tóre podaje, p o trafi popełnić najbardziej uchwytne błędy erudycji: chorągiew Zbierzchowskiego o 300 tow a­ rzyszach i 900 pocztowych — ależ to zupełnie niezrozumienie, że była to jednostka odpowiadająca mniej więcej dzisiejszemu szwadronowi; a w ogóle b rak wyobraźni „wojskowej“, k tó ra by mu przedstaw iła konkretnie tę masę ludzi i koni, rów ną liczebnie brygadzie kaw alerii w rzeczywistości wojennej naszego wieku, w ym agającą wielostop­ niowego podziału, żeby być dowodzoną. N a płaszczyźnie wojennej przeważnie ujaw nia się megalomania narodow a: „Każdy czambuł ta ta rs k i doścignięty przez w ojska polskie był tym sam ym zgubio­ n y “ — oto przykład nieliczenia się ze stw ierdzoną historycznie

(i w Trylogii) w ysoką opinią Polaków XVII wieku o bojowej w ar­ tości Tatarów , o których sam a wieść wywołała panikę piławiecką. Sienkiewicz w tym , nie znającym żadnych ograniczeń w yobraźni obrazie naszych przewag m ilitarnych w czasie „Potopu“ , posuwa się do w yfantazjow ania najazdu Lubomirskiego n a Brandenburgię, aż pod sam Berlin, przy czym elektor miał błagać polskiego dowód­ cę o pokój „chw ytając go pod kolana“. Ze stanow iska w artości realistycznych nie m amy powodu żałować, że wielka powieść b ata­ listyczna o wyprawie wiedeńskiej nie została przez Sienkiewicza n a­ pisana. Pozostało tylko świadectwo zam iaru w formie ty tu łu — w istniejącym stanie dzieła najniestosowniejszego.

(16)

Chyba że go będziemy łączyć ze stanowiącym ostatnie jej sło­ w a wierszykiem przypisanym W. Kochowskiemu. Ale próżno za­ glądalibyśm y do podręcznego zbioru dzieł tego poety; próżne byłyby i dalsze poszukiwania we wszelkich możliwych źródłach jego inedi­ tów : tak, jak francuskiego utw oru Lafprgue’a nie wynajdziemy w ertując niemieckie dzieła Goethego. T aka bowiem jest mniej wię­ cej różnica między językiem poetyckim przytoczonego przez Sien­ kiewicza ośmiowiersza, a językiem poetyckim W espazjana z Kocho- wa, a naw et jakiegokolwiek poety staropolskiego. Trudno zesta­ wić 26 polskich wyrazów w sposób ta k dalece sprzeczny ze stylem poetyckim XVH wieku, z ówczesną frazeologią i w ersyfikacją. B rak tu m iejsca n a szczegółową analizę, dość gdy zwrócimy uwagę na najbardziej zew nętrzną w arstw icę ukształtow ania utw oru, na stro- fikę. Aczkolwiek Kochowski używał niekiedy rymów przekładanych (w ogóle w yjątkow ych w poezji staropolskiej), to jednak zawsze tylko w określonych typach zestawień różnowierszowych, nigdy w ta ­ kiej lub podobnej zwrotce. Na niewątpliwość falsyfikatu w skazują naj jaskraw iej pseudo-archaizm „bronić C h ry sta“ oraz epitet „Oj­ czyzno droga“.1

Znając Sienkiewicza jako dobrego niegdyś znawcę poezji s ta ­ ropolskiej, a u to ra jeszcze za studenckich czasów rozpraw ek o Sępie i o Miaskowskim, niepodobna zrozumieć w jaki sposób mógł on dopuścić ta k zdum iewający błąd w stylizacji; myśl gubi się w do­ mysłach, skąd wziął się te n ośmiowiersz i dlaczego zafascynował Sienkiewicza do tego stopnia, że stał się zalążkiem całego wielkie­ go utworu. Że ta k było, wnosimy z faktu, że ostatnie słowa te j pieśni stały się ty tu łem powieści, zapowiedzianym n a długo przed jej ukazaniem się, a n a pewno i napisaniem. Czy to w łasny u tw ó r Sienkiewicza (k tóry się wierszem niekiedy baw ił), czy raczej padł on ofiarą bezczelnej m istyfikacji, k tórej spraw ca — wysunięto by to w obronie fałszerza przed trybunałem karnym — nie wysilał się na łudzenie oszukanego? Magiczny w alor uczuciowy słów „na polu

1 Uwaga ta jest częściowo tylko słuszna; Sienkiewicz, jak widać z jego listu do Lubowskiego, form ę „Chryst“ uważał za postać średniowieczną w y ­ razu i w iązał ją z „Bogarodzicą“, — trudno w ięc nazwać ją pseudoarchaiz- mem, choć rów nocześnie popiera ona przypuszczenie, iż pieśń jest isto tn ie utworem Sienkiew icza. (Red.)

(17)

144 KAROL WIKTOR ZAWODZUŃTSKI

chw ały“ (zdaje się dopiero w epoce napoleońskiej w yrażenie to przeszło do nas z Francji, albo i później: zna je Słownik W ar­ szawski tylko, ale cytuje właśnie Sienkiewicza najwidoczniej ty tu ł naszej powieści) zaczarował patriotyczne i spragnione chwały oręż­ nej serce Sienkiewicza: a z punktu widzenia pryw atnego „volenti non fit in ju ria“ . Ze stanow iska artystycznego je st to najbardziej p rzy k ra skaza na ostatniej powieści Sienkiewicza, n aru szająca s ty ­ lizację epoki, k tó ra była tłem jego dzieł najznakom itszych. Skaza powieści, trzeba to zaznaczyć od razu, poza ty m zupełnie godnej je­ go pióra i znamiennej zarówno dla stałych właściwości jego ta len tu ja k i dla w ynikającej z przyrodzonych skłonności ewolucji. O sta t­ nia tłum aczy dlaczego mamy tu do czynienia z najw yraźniejszym pomiędzy jego powieściami historyczno-aw antum iczym i przychy­ leniem ku powieści obyczajowo-realistycznej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

To też badacza literatury zainteresować powinna rozprawa d-ra Zygmunta Łempicklego, z istotnem zrozumieniem ujmująca w zwartą i przejrzystą całość poglądy

B yło to zresztą w yni­ kiem dw óch czynników, składających się na jego istotę jako ba­ dacza literatury, m ianow icie uniw ersyteckie przygotow ania nau­ k ow e

Na pod sta wie przy wołanej li te ra tu ry na uko wej do tyczącej to po ni - mii mie j skiej sfo r mułowali śmy ro boczą (ope ra cyjną) de fi ni cję nie ofi - cjal ne go/po to cz ne

Postulow ano więc, aby „Palestra” pisała o ujem nych skutkach tego rodzaju sytuacji, prowadzącej do przekreślenia zasady pracy zespo­ łow ej, zasady prawidłowego

lidarność pozorna (in solidum). Ta oko­ liczność, zdaniem Sądu Najwyższego, pozwala na poddanie wzajemnych ro ­ szczeń stron — tj. Ta współzależność między

Cooperation of the VOPC with youth organizations, Samopomoc Chłopska, the militia, the army, the Voivodeship and Regional Councils of Rural Sports, Łódź Voivodeship

Różnice te pojawiły się zarów no przy odbiorze reklam od­ wołujących się do emocji pozytywnych (apele do narcyzmu) jak i negatywnych (kontrowersyjność, apele

TEMAT: O WYDARZENIACH PRZEDSTAWIONYCH W POWIEŚCI HENRYKA SIENKIEWICZA. Uszereguj wydarzenia wybranego wątku Krzyżaków. a) zaproponujcie znak graficzny ilustrujący wskazany