• Nie Znaleziono Wyników

Świat : pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 11 (1916), nr 1 (1 stycznia)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Świat : pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 11 (1916), nr 1 (1 stycznia)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

C e n a n i n i e j s z e g o n u m e r u k o p . 2 0 .

PRENUMERATA: w W a r s z a w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4. Rocznie Rb. 8. W K r ó le s t w ie I C e s a r s t w ie : Kwartalnie Rb. 2.25. Półrocznie Rb.

4.60 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic a : Kwartalnie Rb. 3. Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M i e s ię c z n ie : w W arszawie, Królestwie I Cesarstwie koo- 76, w Aus- tryl: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor. Rocznie 24 Kor. Na orzesyfkę „Alb- Szt-'* dołączą się 60 hal Numer 60 hal Adres: „ŚWIAT** Kraków, ulica Ou*

natowskiego NB 1- CENA O G ŁOSZEŃ: Wiersz nonpareiowy lub (ego mleisce na 1-e) . t r o n i e p r z y tekście lub w tekście Rb. 1. na 1-e| stronie okładki kop. 60 Na 2-e| l 4-e| stronie okładki oraz przed tekstem koo. 30. 3-cla strona okładki

< ogłoszenia zwykłe kop. 26. Za tekstem na blałel strome kop. 30 Kronika to­

warzyska, Nekrologi l Nadesłane kop. 76 za wiersz nonoarelowy. Marginesy:

na l-e) strome 10 rb , przy nadesłanych 8 rb., na ostatnie) 7 rb. wewnątrz 6

r b . Artykuły reklamowe z fotografiami 1 strona rb. 176. Załączniki po 10 rb.

od tysiąca.

Adres Redakcyi I Adminlstracyi: W A R SZA W A , Zgoda Ns 1.

T e le fo n y : Redakcyi 73*12. Redaktora 68-76. Adminlstracyi 73-22 i 80-76.

Orukarni 7-36. FILIA w ŁO DZI, ulica Piotrkowska Nb 81. Za odnoszenie do domu dopłaca się 10 kop. kwartalnie.

&

Rok X I. Ne 1 z d n ia 1 stycznia 1916.

W y d a w c y : A kc. Tow. W y d a w n ic z e „Ś W IA T ". W a rsza w a , ulica Zgoda Ns 1.

Pod k ie ro w n ic tw e m naczelnem S te fa n a K rzyw o szew skieg o.

Franc. Tow. Ubozpiocztń na życiu

„ L 'U R B A I N E ”

U lgi na wyp. niezd. do pracy F ilja dla K r. P. Marszałk. 136 8857 O ddział m iejski: ulica Moniuszki Nr. 2.

Biuro K ijow skie: Kiiów. ulica Kreszczatik Nr. 45.

Wilno, róg S-to JerskieJ i Kazańskiej Nr. 9.

P rosim y uprzejm ie S zanow nych P renum erato ró w o ry ­ chle w niesienie p rz e d p ła ty na rok 1916. Num ery n ie o p ła ­ co n e b ędą w strzym ane.

A D M IN IS T R A C Y A „ Ś W IA T A ” .

W DZIEŃ NOWOROCZNY.

o raz wtóry z rzędu rozpo­

czynamy nowy rok wśród grzmotu dział i odgłosu walk okrutnych.

Półtora roku blizko trwa wojna ol­

brzymia i straszna, wojna, jakiej świat dotychczas nie znał, wojna, wobec której naikrwawsze karty dziejów wydają sie blademi.

Qdv noc ma sie ku schyłkowi, zanim jutrznia rozpali nierwsze blaski na widnokręgu, wśród peł­

nej ciemni poczynają sie objawiać znaki zbliżającego się dnia. Lekki wiatr porusza korony drzew, po­

wietrze czyni się rzeźwiejsze, tu i owdzie ożycie się przyciszony, nie­

śmiały szczebiot ptaka. W niezbu- dzonej jeszcze naturze czuć tę­

sknotę do światła i życia, tęsknotę tak mocną, że wkrótce rozedrze mrok różanym świtem.

Podobnie dzisiaj cała ludzkość ogarnia coraz silniejsze, coraz wła- dnieisze pragnienie pokoju. Jeszcze zmagaja sie gniewne potęgi, jesz­

cze huczą tysiące armat, jeszcze Śmierć kosi nieobjęte łany mło­

dzieńczych i męskich żywotów,—

a już rośnie i umacnia sie w duszy ludzkości całej decyduiaca wola, by tej okropnej zmorze, która czło­

wieczeństwo szarpie i dusi, kres położyć.

Można śmiało rzec: cała ludz­

kość w tej chwili ogarniona jest jednem wielkiem pragnieniem po­

koju. I ci, co wałcza, i ci, co wal­

ce choćby zdaleka się przypatrują, I tylko wszyscy rozumieją, że po

takiej wojnie musi nastąpić pokoj trwały. Że gdyby wkrótce wielkie narody świata znów miały być wtrącone w otchłań walki, siły ludzkie odmówiłyby posłuchu.

Więc teraz, wojna toczy się już nie tyle o nowe zdobycze, nie tyle o świeże wawrzyny, — ile o pokój mocny i trwały.

Z tern powszechnem pożąda­

niem mocnego i trwałego pokoju łączą się nadzieje zmiany naszego losu.

Nie pora obecnie oisać o prze­

obrażeniach. które, jako ostateczny wynik światowej wojny, przesuną granice noszczególnych państw, nowy układ politycznych stosun­

ków wytworzą. To pewna wszak­

że, że kwestya polska będzie jedną z najważniejszych, jakie likwida- torowie tei wojny będą mieli do rozstrzygnięcia. Na zegarze dzie­

jowym poruszyła sie wskazówka:

godzina Polski wybije.

Naród nasz zdaje sobie spra­

wę ze znaczenia tego momentu.

Drgnęły serca. Ocknęły się dusze.

Obudziła się z omdlenia wiara w przyszłość samoistnej Ojczyzny.

Pod jednem hasłem skupiają się wszystkie zgrupowania polityczne.

Jeden cel wszyscy polacv widza przed sobą. Jeszcze różnią się w wyborze dróg. Lecz te różnice staja się coraz mniejsze. Ody ze­

gar bić zacznie. całv naród będzie miał jedno serce, jeden mózg.

I oto stajemy na progu nowe­

go roku, — tego, który zapewne przyniesie ów moment wielki, od stu lat z górą oczekiwany, — mo­

ment. który był świętem marze­

niem naszych ojców i dziadów.

Trzeba, aby serca biły silnie i go­

rąco. Trzeba, aby mózgi wydały maximum rozumu, przenikliwości, najczujniejszej rozwagi. Na nas, skromnych pracowników dnia po­

wszedniego, spada wielka rola hi­

storyczna. I olbrzymia odpowie­

dzialność. Odpowiedzialność wo­

bec przodków, którzy nam straż nad Wiecznym i nieugaszonym Ogniem Polski zwierzyli. Odpo­

wiedzialność wobec synów i wnu­

ków, aby nas o zmarnowanie po­

datnych okoliczności nie oskarżali.

Roku Nowy, Roku tajemnicą upragnioną a niepokojem dręczącą brzemienny, co przyniesiesz naj­

nieszczęśliwszemu z aryjskich lu­

dów? Co ofiarujesz narodowi, któ­

rego synowie w obu wrogich armiach walczyć muszą, którego miasta i wsie zamienione zostały' w perzynę, setki tysięcy kobiet i mężczyzn popędzonych przez hor­

dy tatarskie w śnieżne pustynie Sybiru, — który gnie się pod brze­

mieniem klęsk i bólu?

Nie usiłujmy zedrzeć zasłony.

Bądźmy wierzący, roztropni i mężni. A przedeyvszystkiem — jednością silni.

Stefan Krzywoszewski.

i

(2)

Literatura polska podczas wojny.

Od siedemnastu miesięcy litera tura polska uległa zawieszeniu. Z wybuchem wo.iny księgarze prze­

stali wydawać książki, twórcy lite­

raccy zamilkli, publiczność podobno przestała czytać. Zjawisko posiada dla kultury naszej znaczenie tak pierwszorzędnej doniosłości, zapo­

wiada na szereg lat skutek tak fatal- :ny, że narzuca się potrzeba rozwa­

żenia go zblizka we wszystkich trzech jego kategoryach.

Przedewszystkiem — wydawcy.

Jest ich w Warszawie dość znaczna ilość, mniejszych i większych; na czele jednak naszego ruchu wyda­

wniczego stoją faktycznie trzy, czte­

ry oficyny, któreby miały wiele do powiedzenia o powodach swej bez­

czynności wydawniczej... Najzamoż­

niejsze i najruchliwsze nic drukują 'książek w Warszawie, lecz w Krako­

wie, co przedstawia dla nich, obok niewątpliwych korzyści kupieckich, jeszcze i tę dogodność, że drukar­

stwo warszawskie stoi naogół bardzo nizko a pięknie odbita książka nale­

ży w' Warszawie do rzadkich wy­

jątków. Całkowite odcięcie zabo­

ru austryackiego sprawiło, że prze­

stały nadchodzić stamtąd książki już wydrukowane, a gdy Galicya stanę­

ła również w ogniu wojny, wówczas i fam ruch księgarsko-wydawniczy zamarł z konieczności.

Przyczyny zastoju tkwią jednak znacznie głębiej. Znany bibliograf, p. M. Rudkowski, przeprowadził w początkach b. roku ankietę, dotyczą­

cą materyalnego stanu naszego księ­

garstwa podczas wojny. Chociaż wynik takiej ankiety musi być jedno­

stronny. rzuca on jednak pewne światło na cała sprawę. Z interesu­

jącego zestawiania *) p. Rudkow­

skiego dowiadujemy się. że przecię­

tnie wydawano w Polsce w ostatnich latach po trzy i pól tysiąca dzieł rocznie**); ogólna wysokość na­

kładu wszystkich polskich wyda­

wnictw wynosi, według przypusz­

czalnych obliczeń, okoto 10000,000 egzempl. rocznie ***); przeciętna zaś wartość naszej rocznej produkcyi wydawniczej dochodzi cona.imniei do 2.230.000 rubli.

O ruinie, jaką wojna wywołała w tej produkcyi. poucza wymownie rezultat ankiety. Na piętnaście firm warszawskich, które nadesłały od­

powiedź. dziewięć wydało w pier- wszem półroczu wo.iny zaledwie 34 książki, w czem tylko 15 podjęte zo­

stały po pierwszym sierpnia 1914 r.

*) K się g a rstw o i c z y te ln ic tw o pol­

skie wobec wo.iny". W arszaw a, 1915.

« ) W r. 1909 dzifł 3.402; w r. 1910 — 3.799; w r. 1911 — 3.402.

***) W r. 1909 — 9,582,022 egz.;

w r. 1910 — 9.999.950 egz i w r. 1911 — 9.340,530 egz.

Niesłychanie wątły ten dorobek dzieli sie w szczegółach, jaik następuje:, książek naukowych 4, popularnych i dia młodzieży 11, beletrystycznych 13 i związanych z wypadkami wo­

jennymi — 6. Z nastąpieniem oku­

pacyi stosunek ten zmienił się co­

kolwiek. ale bardzo nieznacznie.

Przybyło z Krakowa nieco wyda­

wnictw, podjętych przed wojną, ale ilość ich jest 'dotychczas minimalna.

Nie o wiele lepiej przedstawia się ruch wydawniczy na prowincyi.

na kresach i w Galicyi. N. Komitet Narodowy zorganizował już to w Krakowie i Lwowie, już to w Piotr­

kowie i Lublinie pewną ilość wyda­

wnictw, związanych z Legionami, ale te albo do W arszawy nie do­

chodzą. albo też mają bardzo luźne związki z literaturą.

Jakież są. według wyjaśnień księgarzy, bezpośrednie i najważniej­

sze przyczyny tego kryzysu? Oczy­

wiście, wynikają wszystkie z cięża­

rów stanu wojennego. Jedni wydaw­

cy skarżą się na brak papieru, inni na trudności w ekspedyowanin. na zmiany warunków płatności ze stro­

ny dostawców papieru i drukarzy, wszyscy zaś — na powdkłania, wy­

nikające z ogólnej sytuacyi finanso­

wej. Ceny papieru podniosły się o sto procent i więcej. Stosunki z pro- wlncyą zostały niezmiernie utrudnio­

ne. a po okupacyi zerwały się nie­

mal zupełnie.

Jednocześnie z zastojem w ru­

chu książkowym kryzys dotknął wy­

dawnictwa peryodyczne. Miesięcz­

niki i większość tygodników zawie­

siły zrazu swą działalność i dopiero od kilku miesięcy kilka z nich próbuje powrotu do życia. Czasopisma, któ­

re przetrwały, zmniejszyły znacznie swą objętość, a dzienniki usunęły nie­

mal zupełnie dział literacki.

Jakże wobec tego braku książki i literatury zaciiowuje sie publicz­

ność? Co czyta? Dlaczego nic ku­

puje książek?

W początku wo.iny jeden z naj­

wybitniejszych naszych poetów pi­

sał do mnie: ,.Byłbym w dalszym ciągu czynnym 1 biernym sługą lite­

ratury. gdyby nie to. że w otaczają­

cym mnie świecie przestałom wi­

dzieć i czuć literaturę. Przeciętny

■polak wykreślił ją ze swego budżetu

•i ze swego programu życia bez ża­

lu — bodajże nawet z uczuciem ulgi...

Nie łudźmy się! U nas literatura — to literaci. Czasem jeszcze utożsa­

mia się z polityką. W drodze łaski literatura tolerowana bywa w dwóch wypadkach: 1) gdy jest okoliczno­

ściowa; 2) gdy jest skandaliczna.

Polska od czterech miesięcy obywa się bez książki i jeśli nie czuje się dobrze, to bynajmniej nie z tego po­

wodu. Brak węgla, nafty a przede­

wszystkiem —■ wódki dokucza jej w

wyższym stopniu. Zdaje mi się - ba! jestem niemal .pewny — że gdy­

by zawieszone dziś pisma literackie nie zostały kiedyś, z inieyatywy pi­

sarzy naszych i wydawców, wzno­

wione, ogół nietylko nie byłby tern zdziwiony i zasmucony, lecz wcale- by tego nie zauważył".

Jeżeli nawet gorycz tych słów nie zawsze przekona, to jednak po­

zostanie w nich słuszna uwaga, że ratując swe mienie w pożarze wojny, najmniej okazaliśmy troski o nasz pokarm duchowy. Ogół przestał czytać a jeżeli stan ten potrwa dłu­

żej, oczekuje nas klęska wyjało­

wienia, nie mniejsza od najwię­

kszych klęsk, które się na kraj zwa­

liły. Skargi księgarzy brzmią stale jednakowo: „Klientela spadła 'do mi­

nimum". Z początku kupowano ma­

py, później ruch cokolwiek się wzmocnił. „Zmniejszył sie pokup przedewszystkiem na, beletrysty­

kę" - mówi p. Pulikowski. A nao­

gół „powrotu do normalnych stosun­

ków. kupowania książek jako arty­

kułu koniecznej potrzeby życiowej bynajmniej nie widać". Zdawałoby się, że ciekawość czytelnika zwróci się do książek, związanych z aktual­

nością. I pod tym jednak względem fakty mówią co innego: „Zaintere­

sowanie książkami obcemi i polskie­

mu dotyczącemi krajów, prowadzą­

cych wo.inę, prawie nie było". Dość często zagląda publiczność do księ­

garń po dzielą historyczne, ale i tu zakupy są drobne. Prenumerata cza­

sopism za pośrednictwem księgarzy zupełnie ustała. Czytelnie prywatne przechodzą niemniej ciężkie przesile­

nie. jak ruch wydawniczy.

Cóż więc czyta nasza publicz­

ność? Dzienniki? Ależ kilka zostało .zupełnie zamkniętych, a inne, prócz wyjątków szczęśliwszych, borykają się z trudnościami. Na początku woj­

ny przychodziło podobno do W ar­

szawy codziennie okoto 150.000 egz.

gazet rosyjskich. Gdyby nawet poło­

wę kupowało wojsko, to wypadnic. iż okoto 75.001) egz. tych pism rozcho­

dziło się śród publiczności polskiej!...

Z tego opłakanego stanu czytel­

nictwa ukuto łatwy wniosek, że spo­

łeczeństwo „nie ma dziś, panie do­

brodzieju, pieniędzy na powieść i poczyc". Niewątpliwie. Ale znalazły się dość łatwo pieniądze na inne ..rozrywki", a w pierwszym' rzędzie na teatr. W tej chwili funkeyonuje w Warszawie zupełnie normalnie dwanaście teatrów, t. j. więcej, niż icli było kiedykolwiek. Niektóre przybyły podczas wo.iny a organizu­

ją się jeszcze nowe sceny. A więc mo­

że w teatrach publiczność zaspokaja swa potrzebę wzruszeń literackich?

- W bardzo niewielkim stopniu:

podąża na zabawę albo dla atrakcyi patryotycznej albo dla sensacyi anti- rosyjskiej.

Przy odobnym stanie rzeczy li­

terat stał się w Polsce obywatelem zbędnym. Zamknęli się przed nim

■p

(3)

2 walk na Wołyniu.

Ż o łn ie rz e r o s y js c y ro z ło ż y li s ię b iw a k ie m w z d łu ż lin ji k o le jo w e j.

wydawcy, zamknęły się czasopi­

sma. — niema dla kogo pisać. A cóż się dzieje z tym „kwiatem naszej inteligencyi", który przecież stano­

wił taką chlubę narodu, którego istnienie było takiem zawsze niezbi- tem świadectwem naszej żywotności, wysokiego poziomu naszej kultury?—

Jedni się rozproszyli, inm usi­

łują koniecznie zwalczyć kryzys, jeszcze inni żyja w nędzy, odbiera­

jącej możność wszelkiej produkcyj­

nej pracy. Sienkiewicz przerwał swe

„Legiony", osiadł w Vevey i zamie­

nił się na wielkiego jalmużnika zruj­

nowanej Polski. Weyssenhoff, od­

cięty od Warszawy, nie ma nawet możności 'dowiedzieć się, że jego

„Puszcza" teraz dopiero zawitała do Warszawy. Żeromski musiał prze­

rwać druk swej „Walki z szatanem".

Oczekuje w Zakopanem końca woj­

ny, aby wypuścić wykończoną już nową powieść p. t. . Zamieć". Tet­

majer rzucił ipłomienną historyę

„Żołnierza polskiego" i ną tej ksią­

żeczce zamknął swą dzisiejszą dzia­

łalność literacką. Daniłowski wypuścił teraz w świat dawny zbiór nowel.

Przybyszewski po ogłoszeniu wy­

kończonej dawno drugiej części

„Dzieci nędzy", duma, zdała od k r a ­ ju, nad „świętą wojną". Rydel za­

przągł się do pracy teatralnej i sta­

nął ną czele nowego „Tygodnika Polskiego". Kasprowicz drobnemi zaledwie poezyami daje znać o sobie.

W Warszawie, po dłuższej pra­

cy w C. K. O„ wrócił do swej trylo­

gii Reymont i posuwa ją zwolna na­

przód. (jomulicki pisze rzecz o

„Pięknie Warszawy" i oczekuje z niejedną pracą końca kryzysu wy­

dawniczego. Żywszą działalność zdołał ujawnić tylko Perzyński, któ­

ry po dwóch toinach. felietonów

„wojennych", pisze już drugą, po wybuchu wojny, powieść. Milczy Bartkiewicz, milczy Lemański. Ry- gier-Nałkowska, Po wydaniu dawniej ukończonej powieści „Węże i róże", zdołała znaleźć czasopisma dla kilku zaledwie drobnych swych utworów.

Wszędzie literatura zeszła na osta­

tni plan a literaci skazani — na

„przetrwanie".

Czemże mają przetrwać? Usiło­

wano organizować własnemi siłami wydawnictwa zbiorowe, ale już pier­

wsze („Nowina") wyczerpało całą

„klientelę". W Krakowie N. K. N.

zaciągnął do współpracy wielu lite­

ratów. Niektórzy (jak np. Kaden) pi- szą podczas odpoczynku wojennego.

Inni tworzą dość już obfitą „literatu rę“ legionów. We Lwowie wyszła nawet w tych czasach specyalna an­

tologia poezyi polskiej z roku wojny p. t. „Polska pieśń wojenna". Zgro­

madzono ,w niej około 150 poetów wojny! Ale ta okolicznościowa li­

teratura riie wyczerpuje, oczywiście, zdolności twórczej naszych autorów.

Większość z nich, przeważająca wię­

kszość skazana jest na wegetacyę tern przykrzejszą, że końca jej nie widać ani teraz, ani może nawet w pierwszych latach po w ojnie.

Trzeba było organizować akcyę pomocy. Nie mamy wieści o ukła­

dzie dzisiejszych stosunków litera­

ckich w Galicyi; wiemy jednak, jak niezbędnym okazał się od początku wojny ratunek braci literackiej, po­

zbawionej wszelkich dochodów. Dwie nasze korporacye, Kasa Literacka i Iow. Literatów i Dziennikarzy, mu- siały pomyśleć o środkach pomocy koleżeńskiej na większą skalę. Kasa Literacka od 1 sierpnia 1914 r. wypła­

ciła pożyczek bezprocentowych, za­

pomóg szkolnych i pożyczek z wła­

snych funduszów członków — 26,560 rubli, a ponieważ nadto podniesiono 4,400 rb. przez członków, zmuszo­

nych z powodu wojny do wystąpie­

nia z Kasy, razem więc wypłacić musiała Kasa Literacka 30,960 rubli.

Tow. Literatów i Dziennikarzy, obok zorganizowania wysoce użytecznej kooperatywy spożywczej, wydało pożyczek i zapomóg 13,400 rubli. Su­

my te jednak, dość wysokie pozor­

nie, mogły dać jednak zasiłek drobny, jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż cho­

dzi o pomoc dla kilkaset osób.

*

Oto próba zarysu naszego dzi­

siejszego życia literackiego.

O kryzys księgarski nie mamy

3

(4)

głębszej obawy. Przejdzie on bez wielkiego może szwanku a. lata po­

wojenne, lata spodziewanego rozwo­

ju szkolnictwa polskiego, łatwo przy­

wrócą zachwianą równowagę budże­

tu wydawców. Toż nawet śród sa­

mej katastrofy wojennej zorganizo­

wało się wielkie ,.Towarzystwo W y­

dawnicze", które nie zawahało się otworzyć nowej księgarni. Przyjdą też niewątpliwie lepsze czasy dla na­

szego czytelnictwa, które w ucisku i niedoli nie miało żadnej oryentacyi szczerze kulturalnej i szło za pier­

wszym lepszym odruchem mody.

Gabryel Max.

(Ur. 1839, um.J1915).

Dwudziestego czwartego listo­

pada zmarł w Monachium jeden z najoryginalniejszych malarzy, jakich wydala sztuka współczesna. Ubył największy z żyjących malanzy-mi- styków, tłómacz nadprzyrodzonego świata w sztu­

ce — poten­

tat w y r a z u duchow ego, tego najtrtu- d n ie js z e g o zadania, ja­

kie umie po­

d ejm o w ać i rozwiązywać tylko ta le n t naj m ocniej­

szy, t y l k o w y jątk o w ej wielkość, ar­

tystom przypadający w udziale.

Nie sposób w przybliżeniu nawet dać pojęcie o tein, czem jest jego spuścizna twórcza. Zostawi! dzieła, które przetrwają wszelkie mody — każdą estetykę — każdy dreszcz i zwrot krytyczny! Natura bogata, u- mysł filozofa., mający na zawołanie do rozporządzenia najsubtelniejszy, jaki może być. talent malarski. Co-

Ale los literatury- zależny przede- wszystkiem od losu literatów, budzi głęboki niepokój. Czy te długie mie­

siące przymusowego niedostatku i braku bezpośredniego kontaktu z czytelnikiem nie zaważą, jeżeli nie na dalszym, to bliższym rozwoju li­

teratury? Czy wyjałowienie umy­

słów. troską o byt codzienny nieu­

stannie zajętych, nie wywrze szko­

dliwego wpływu na naszą kulturę?

Tak wygląda groza jeszcze jednej klęski, o które mówimy najmniej, a o której publicznie mówić — trzeba!

Jan Lorentowicz.

kolwiek wymyśli! filozof-wizyoner.

w te pędy realizował to znakomity plastyk. A malował to tak trafnie, tak zdumiewająco prawdopodobnie, że świat duchowy - - nadprzyrodzo­

ny, sta.wal się dla wszystkich przy­

stępnym, oglądać go mógł ikażden.

Widz ulegał malarzowi, iszedl z twór­

cą razem. -— ginął w jego państwie wyśnionej prawdy.

Na jednej z zacisznych ulic Mo­

nachijskich. .pośród ogrodów, wznosi się szereg jasnych domków, niczem nie podobnych do spotykanych obok wil podmiejskich. Muzealna dostoj­

ność i spokój wieje z tych ślicznych eremów; tam: żyt. marzył i tworzy!

Max. Pośród kopalnianych resztek prahistorycznego człowieka, wśród okruchów dawno zamarłych: ‘kultur, kultów i cyw.ilizacyi — odbudowy­

wał i wskrzeszał ten cudotwórca ar- cy-dawne czasy.

Pamiętam, kiedy po namalowa­

niu „Pithecanltropus Allalus" krytyka wszystkich gorliwców i „najdostoj­

niejszych" znawców ofieyalnego stempla zwaliła się malarzowi na głowę. Max ani jedną repliką nie zaszczyci! przeciwników; na gburo- wate zaczepki i osobiste zagabywa- nia pozostał głuchym. Owszem, na­

malował drugi, .podobny obraz. To znaczy mieć przekonania. I nie dar­

mo stała kolebka jego n.ad Wełta- Na u licach W arszaw y.

wą. — Moc i upór w tym człowieku byt czeski. Nikomu nie pozwalał gmerać w swych przekonaniach.

Ten łagodny, spokojny pozornie czło­

wiek nie rozumiał duchowych kom­

promisów z nikim i nigdzie.

Świat wyrazu był dla niego wszechświatem. Widział igo wszę­

dzie. tam, gdzie spostrzegamy za­

ledwie instynkt — on widział daleko więcej...

Przykładem wielkiej jego sztuki jest ..śmierć dziecka" (małpy). Za kratami menażeryjnego więzienia w ponurej rozpaczy miota się maltka, tuli martwe dziecko do siebie, broni—

nie chce go oddać zabójcom.

To porwane suchotami młode stworzenie, ta matka tragiczna są niedościginiomemi wzorami nadzwy­

czajnego daru intuicyi i genialnej ob- serwacyi. Tragizm tego dramatu wpija się w mózg, ściska gardło.

Współczujemy tej niedoli, oburza­

my na podlą przemoc i gwałt ludzki!

Lub inny tu obraz: pośrodku ciemnego pokoju fortepian, pnzed nim zmęczony wysiłkiem twórczym, omdlały muzyk. Z mroku wylania się tajemnicza, blada dłoń kobieca i lekko muskając klawisze, kończy wi­

docznie przerwaną melodyę. Trudno jest w słowach .wyrazić to wrażenie, jakie wynosimy z obrazu; jest w tern dziele magia zniewalająca.

A któż nie pamięta sławnej -Chustki S-tej Weroniki" z owemi mrugającemi oczyma — obraz ten najwięcej spopularyzował nazwisko Maxą na świecie. Albo ów -Rzym­

ski patrycyusz zakochany w ukrzy­

żowanej męczennicy". Niewysłowiony urok bije z tego czarownego płótna.

Max chwytał widzą za serce o- bydwoma rękami — trzymał wedle woli—a wiedział, czem się je otwie­

ra. Docierał do granic tylko nie wie­

lu ludziom dostępnych. Dlatego dzie­

ła jego tak długo zostaną aktualne, jak długo ludzie będą zdolni do od­

bierania wrażeń podniosłych.

Władysław Wankie.

1/m J e ń c y r o s y js c y c ią g n ą w o z y .

(5)

O D P O C Z Y N E K PR ZE D N IE G O PA TR O LU z Szkic z- natury).

(6)

A le k s a n d e r Kraushar. Jó ze f S obieszczański. S ta n isła w Patek. A. S trz a łe c k i. Jó ze f W eyssenhoff.

Nasi kolekcjonerzy.

W ystaw y pam iątek historycznych po r. 1830-31 tak w kamienicy Ks. Ma­

zowieckich, ja k i w Uniwersytecie lu ­ dowym zgrom adziły eksponaty pryw at­

nych kolekcionerów. /. racyi l e j da- jem y kilka syfaeet naszych zbieraczy. ,

Naród nasz w trudnych żyjący warunkach nie zaniedbaj żadnej ze swoich funkcyi społecznych. Każda /.najdzie reprezentanta. Świadczy to o naszej żywotności, świadczy o wielkich zasobach energii, które choć ukryte nie drzemią. Mówiono nam, że nie mamy muzeów godnych dwu- dziestomilionowego narodu. Nie za­

kładaliśmy ich istotnie, gdyż doświad­

czenie ostrzegało przed zachłanno­

ścią apetytów ze Wschodu do nas przychodzących. Zrabowano nam niejeden księgozbiór, niejedną gale- ryę obrazów. W ukryciu więc i za­

mknięciu kolekeyonowano. Ludzie skromni ą zakochani w przeszłości i jej pamiątkach skrzętnie chowali każdy druk, każdy medalion, obraz, sztych. Zbroja dziadów naszych, ich ubiór żołnierski, meble piękne a sty ­ lowe. piękne twarze babek, kunszto­

wnie na kości malowane — wszyst­

ko to znalazło u zakochanych zbie­

raczy w gablotach miejsce.

Wśród ludzi tych wiekiem i pra­

cą, oraz bogactwami zbiorów, zajmu­

je miejsce czołowe p. A. Strzałecki.

Artysta-malarz, dekorator, wychowa­

ny na dziełach i arcydziełach '.sztuki europejskiej, skrzętnie gromadził o- brazy. Wprawne oko zawsze zna­

lazło perłę. Po powstaniu, w któ- rem brał udział, długie lata, wę­

drował po Włoszech, Hiszpanii. Fran­

c ji i tu z nabożeństwem kon­

templował starych mistrzów. Miłość jednak dla przeszłości polskiej silnie zaważyła na jego artystycznych i kolekcyonenskieh zamiłowaniach. Si- wiutki. o pięknych oczach pan, z -pie­

tyzmem i tkliwością pokazuje swoją drogocenna zbrojownię. Jakie tam znaleźć można rapiery, pałasze, buz­

dygany! A jakie 'Siodła, chorągwie, materye. szyszaki; fotele biskupów i krzeseleczka ślicznych zalotnic ro­

koka. Obok poważnej głowy Sobie­

skiego wietrzna buzia Marysieńki.

Porcelana, szkła, medale, żyrandole nie wyczerpują skarbów p. Strzałe- ckiego. Pouczające jest bardzo przejść przez pokoje napełnione skar­

bami. Żyje w nich serce wspomnień chwalebnych, miłych dla każdej wrażliwej na piękno duszy...

Albo też wejdźmy do mieszka­

nia adwokata Stanisława Patka. W y­

mowny obrońca skazańców politycz­

nych, w w olnych chwilach wyszuki­

wał stylowe stoły i krzesła, wytwor­

ne stare szpinety. Zbiera też Patek medale, kocha się w wytwornych sta­

rych porcelanowych skorupach, a do portretów ma pasyę. Szczególnie do podobizn ludzi, pracujących dla chwa­

ty ojczyzny po rozbiorach.

Kolega Sobieszczański. wiecznie zapracowany dziennikarz, umiał od­

naleźć w sercu swojem tyle miłości dla zbroi polskiej, że dziś poszczycić się może w cale pokaźną a doborową ilością rapierów, pałaszów, flint, buz­

dyganów. Zbiór jego — to tylko mi­

łość. Za pieniądze go nie kupi. Nic pieniądz go stworzył. Bo skąd pie­

niądze znaleźć można u dziennika­

rza? Trzeba dużych wyrzeczeń, wie­

le zaparcia się siebie, by w ciężkich pracując warunkach, znaleźć jeszcze możność do dania i zamiłowaniom kolekcyotnerskim ujścia.

Sobieszczański sportsmen, po­

stać żołnierska, umiłował przede- wszystkiem broń i wogóle wszystkie te przedmioty, które należą do ekwi­

punku.

— Ach panie, żeby pan wiedział, jakie miałem tygodnie emocyi, — mówi kolega Sobieszczański. — Niech pan sobie wyobrazi: wchodzę do sklepu jakiegoś podrzędnego czapni­

ka. Widzę, pod kontuarem przewra­

ca się jakieś czako. Wydostaję -- świetnie zachowane czako ó-go puł­

ku. Krew mi nabiega do skroni. Ku­

pić trzeba. Rzadka sposobność. Ma­

rzyłem przecież o czaku. Pytam o cenę. Żydek żąda dwanaście rubli.

Jest to suma bardzo mała, ale nie na naszą dziennikarską kieszeń. Udaję więc, że nic -mnie nie obchodzi czako, i wychodzę, dodając, że to jest warte najwyżej trzy ruble.

Po paru dniach wracam z bi- jącem sercem: Czako jest. A znie­

chęcony czapnik żądał już tylko pięć rubli...

Mecenas Aleksander Kraushar, zasłużony badacz dziejów ojczy­

stych, znany jest też ze swoich zami­

łowań kolekcyonerskich. Ody brak nam w redakcyi jakiejś ryciny histo­

rycznej — szef konkluduje:

- Niech pan poprosi mecenasa Kraushara dla nas o obrazek do re- produkcyi.

I mecenas Kraushar z gołębią dobrocią wnet się godzi:

— Tylko mi nie zniszczcie.

Przyrzeka się solennie. Tak wy­

pada. Ale Bóg raczy wiedzieć, co tam zrobią w chemigrafii. Drży ser­

ce z bojaźni, by mecenasa nie urazić, by nie stało się nieszczęście. Mece­

nas Kraushar jest hojnym kolekcyo- nerem. Lubi zbierać, ale też lubi, gdy zbiory iego mogą komuś posłu­

żyć.

Czasami spotyka się ludzi-kole- keyonerów z maniami prześladowcze­

mu chowają swoje skarby przed cu- dzem okiem. Własność moja — ni­

komu nie pokażę i basta! Mecenas Kraushar jeist natomiast pod tym względem niezwykle uprzejmym. A że przytem zbiory ma arcybogaite — więc bliźnim sprawia wiele rozko­

sznych emocyi.

W Warszawie u nas /mani też ze swoich kolekcyonerskich zamiłowań są p p .: Nepros, Jeżewski, Phull i Oppman. P. Jeżewski jest posiada­

czem może największego w Polsce zbioru sztychów. I to wyborowych.

Pan Phull rozmiłowany jest w meda­

lach, szczególnie w porozbiorowych różnych pamiątkach. Pan Nepros lubi obratzy, meble, tkaniny. Poeta Opp­

man radby wszystko u siebie zgro­

madzić, co tylko 'jest cennego w Pol­

sce. Specyalnym sentymentem. 0- tacza pamiątki po epoce Stanisła­

wowskiej. Żołnierska zbroja przy­

kuwa go — a dla pozyskania Ko­

ściuszkowskiej kosy napisał dla pię­

knej posiadaczki sonet.

Żyłka kolekcyonerska w ludziach jest taką samą namiętnością, jak i każda tona ślepa miłość. Znakomity nasz powieściopisarz, Józef Weyssen­

hoff. ongiś zbierał medale — dziś choć marki kolekcyonuje i wzrusza się przy każdej zdobyczy, jak mło­

de dziewczę przy pierwszym poca­

łunku.

Przy zmienionych warunkach politycznych, dzięki zabiegom na­

szych kolekcyonistów, Warszawa może pozyskać pierwszorzędne mu­

zeum. K- L. S.

6

(7)

K a p e lm is trz e k o n c e rtu e u ro p e js k ie g o w r. 1831

SEBASTIANI, m in is t e r Lord PALMERSTON. W. ks. METTERNICH. Hr. NESSELRODE, kar.- PASKIEWICZ ERYWAŃ-

spraw zagrań, we Francyi. clerz rosyjski. SKI, wielkorządca w Kró-

lestwie Polskiem.

Z dziejów emigracyi polistopadowej we Francyi.

(Z e źródła archiwalnego).

Podczas miodowych miesięcy powołanego po raz pierwszy do ży­

cia w Rosyi parlamentaryzmu, bawi­

łem w początkach roku 1906 w Pe­

tersburgu. Wprowadzony przez jed­

nego z członków Koła Polskiego na posiedzenie Dumy państwowej, zapo­

znałem się tam z siedzącym obok mnie sędziwym staruszkiem, ‘którym.

j?k się okazało z wzajemnego przed­

stawienia się, był jeden z nielicznych szczerych przyjaciół i .znawców sp.raw i aspiracyi polskich, długoletni towarzysz wygnańców syberyjskich, przyjaciel serdeczny Józefata 0- hryzki — czcigodny Longin Pantele- jew. W przerwie posiedzenia, spa­

cerując z nim po sali Taurydzkiego pałacu, zwierzyłem się z zamiaru, który mnie do Petersburga sprowa­

dził, mianowicie z zamiaru pozyska­

nia dostęou do interesujących mnie materyałów archiwalnych z nowo­

czesnych dziejć.w polskich. Pantele- jew chętnie przyrzekł mi w tej mie­

rze być pomocnym i objaśnił, że ja­

ko współpracownik czasopisma „By- foie", zestosunkowanym jest z człon­

kiem redakcyi. p. Boguczarskim, któ­

ry korzystając ze źródeł tajnego ar­

chiwum Iii-go Oddziału żandarm­

skiego, ogłasza w owem czasopiśmie ciekawe epizody z czasów Mikołaja I-go, a między innemi posiada odpisy, odnoszące się do sprawy filaretów wileńskich i do Mickiewicza. Dzięki Pantelejewowi zaznajomiłem się z p. Boguczarskim w redakcy; czaso­

pisma „Byloje", która się podówczas mieściła na ulicy Bassejnej w domu Nr. 25. Tej to znajomości zawdzię­

czam pozyskanie paru fragmentów skojarzonych z pobytem Mickiewicza w Petersburgu, spożytkowanych na­

stępnie, w rozprawie wydanej w zbio­

rze Miscellaneów moich historycz­

nych pod tyt. Mickiewiczana, a nie­

zależnie od tego otrzymałem by, od P. Boguczarskiego kilka odpisów z archiwum tajnego żandarmskiego, z czasów osławionego hr. Benkendorffa.

odnoszących się do dziejów emigra­

cyi polskiej w Paryżu w pierwszych latach po upadku listopadowego po­

wstania.

Jeden z epizodów tychże dziejów ogłosiłem był w ..Przeglądzie Naro­

dowym" pod tyt. Zagadkowy kore­

spondent i włączyłem go również do zbioru Miscellaneów.

Pozostałą część odpisów pomie- nionych pragnę zużytkować w pracy niniejszej obecnie, gdyż ujawnienie jej za czasów osławionei cenzury, nawet złagodzonej przed ostatnią zawierucha europejską, przedstawia­

ło trudności nie do zwalczenia. Ma- teryał źródłowy w odpisach owych zawarty tern jest cenniejszy, że sta­

nowi niejako ciąg dalszy dziejów e- inigracyi polskiej, urwanych w dziele irzytomowem Gadona na roku 1835.

Jest to epoka powstania, tak zwanej Centralizacyi, która usiłowała roz­

luźnione szeregi Towarzystwa demo­

kratycznego ująć w pewne karby po­

słuszeństwa i z anarchicznego zbioro­

wiska ..adresomanów" i teoretyków konstytucjonalizmu wytworzyć or- ganizacyę karną, uległą woli i wska­

zaniom zdolnych przywódców, któ­

rymi w pierwszych latach iei dzia­

łalności byli: Jan Nepomucm Janow­

ski, Tomasz Malinowski. Aleksander Molsdorf i Wiktor Heltman. histo- ryograf emigracyi

Projekt sekcyi Panteonu w spra­

wie zjednoczenia emigracyi powstał 1 Października. 1836 r.. lecz Towa­

rzystwo Demokratyczne go odrzu­

ciło. Gmina brukselska z Lelewelem na czele powstała silnie przeciw owe­

mu projektowi i zaproponowała in­

ny. Komisya w Poitiers ogłosiła pro­

jekt nowej Ustawy, z ustanowienia najwyższej władzy nietylko nad e- migracyą lecz i .nad krajem. Miała stanowić urzędy naczelnika siły zbrojnej, urządzenie administracyi, sądownictwa, szkółek, finansów. To­

warzystwo Demokratyczne nazwało ów projekt „szlacheckim". ..spłow ia­

łym".

Rząd Ludwika Filipa stanowczo emigracyi polskiej nie sprzyja,, prag­

nąc tą drogą obłaskawić Mikołaja.

Zarządzi! rewizję papierów i komi­

tety emigracyjne rozpędził. Mimo to propaganda w sprawie centralizacyi

władzy wśród emigracyi nie» usta­

wała.

Do tej właśnie epoki odnoszą się raporty postów rosyjskich w Paryżu, składane kanclerzowi Nesselrode- mu w Petersburgu. Rzucają one światło na postępowanie nielojalne rządów Ludwika Filipa względem polaków' i na środki proponowane przez Rosyę, by .działalność emigra­

cyi jeśli nie zatamować w zupełno­

ści, to przynajmniej skrępować.

Z liczby otrzymanych wypisów ,z archiwum żandarmskiego przyta­

czam tu w przekładzie raport (une depeche) hrabiego Medema, przesła­

ny w dti. 10 sierpnia 1837 r. Nessel- rodemu z Paryża.

..J. O. P. otrzymywał od nas nieustannie wszelkie informacye. ja­

kie zbieramy o knowaniach emigran­

tów polskich i o naszych usiłowa­

niach wyjednania od rządu francu­

skiego zarządzeń .najskuteczniej­

szych. by owe machinacye .zatamo­

wać.

„W odpowiedzi na .nasze rekla- macye otrzymaliśmy jedynie od pp. .ministrów ogólnikowe zapewnie­

nia ieti dobrych chęci w kierunku rozciągnięcia baczniejszej czujności nad emigracją polską. Jedynym aktem stanowczym stwierdzającym ową gotowość było wygnanie z Fran­

cyi p. Ostrowskiego (Ibusia! p. T.), który przyzna! się do autorstwa zbrodniczego artykułu, wymierzone- go przeciw osobie naszego Monar­

chy.

..Wreszcie prezydent Rady na­

kazał przedstawić sobie raport szczegółowy o emigracyi. którego kopię mi wręczył. Mniemam, że za­

sługuje on na uw agę Waszej Eksce­

lencjo jako obraz dosyć bezstronny stanu emigracjo w stosunku do władz.

..W ynurzyw szy P. Mole wdzięcz­

ność za ów komunikat, uznałem wszelako za swój obowiązek zwró­

cić jego uwagę na okoliczności na­

stępujące :

1. Upoważnienie udzielone e- uiigrantom na utworzenie klubu pod nazwą stowarzyszenia polskiego (Societe polonaise), uważałem za akt niczem nie usprawiedliwionej ustępliwości (condescendance). jeśli nie zn coś bardziej nagannego, gdyż było to uprawnienie niejako do zbie-

7

(8)

P ie rw sze p o s ie d z e n ie G łó w n e j R ad y Opiekuńczej w Warszawie.

fot. M. Fuks. St. D zie rzb icki o tw ie ra pierw sze po siedzenie Rady O piekuńczej dla ziem po lskich , okupowanych przez arm ią niem iecką.

rania się 19 osobom, przez prawo niedopuszczalne, i ułatwienia 'nieja­

ko wygnańcom możności zbierania się i spiskowania przeciw wszystkim rządom regularnym, w pierwszym rzędzie przeciw Rosyi.

2. Że radbym mieć soosobność przeświadczenia sie- iż policya fran­

cuska rozciąga nadzór czynny nad emisrraeya z własnej pobudki, nie zaś iedynie na skutek reklamacyi ; do­

niesień przez nas jej komunikowa­

nych.

3. Że według własnych zeznań polaków, prefekt policyi obchodzi się z nimi tak łagodnie, iż w tern rnaia nrawo widzieć dowód jego względno­

ści dla nich i rękojmi bezkarności wobec występków, nie doitvczącvch beznośrednio policyi wewnętrznej kraju.

..P. Prezydent Rady. Mole- od­

powiedział mi:

Co do 1-go. że upoważnianie do utworzenia klubu z celem czysto to­

warzyskim udzielone zostało w za­

miarze lepszego nadzoru nad iego członkami i że owo stowarzyszenie bedzie bezwarunkowo zamknięte, je­

śli w czemkolwiek tylko wykroczy poza ramv zakreślone w jego usta­

wie, przedstawionej władzy i przez nia zatwierdzonej.

Co do 2-go, rząd uznaje koniecz­

ność nadzoru bacznego nad emigra- cyą- że będzie go rozciągać i nada, w swoim interesie i w interesie państw zagranicznych i że chętnie

przyjmować będzie wszelkie infor- macye, jakich mu udzielimy, bądź jako środek kontroli, lub też jako za­

dośćuczynienie reklam acy om na­

szym.

Po 3, że, co się tyczy względno­

ści. która jakoby ipolacy cieszą sic ze strony p. prefekta policyi, to tomu wiary nadawać nie należy, wobec re- dakcyi jego raportu. Jednakże, być może, iż wraz z energia czynną i rozumną, która cechuje zarządzenia p. Delesserha. filantropia iego, a możliwie i wpływy zewnętrzne, na­

kazały mu zachowywać wobec zapa­

leńców politycznych język łagodno­

ści i przełożeń, który ci ostatni za względność uważają. Otóż — pra­

wił dalej p. minister — tak być nie może, a ponieważ moje dawne sto­

sunki zażyłości z p. Delesserhem po­

zwalają mi mówić z nim z cała o- twartością, nie omieszkam uprzedzić go. aby nadal był bardziej ostrożnym w stosunkach urzędowych z emigra- cyą i starał się przekonać ją- że bez uwagi na wszystkie względy, ja­

kie rząd francuski miał dla ich nie­

szczęść, będzie om wszelako umiał okazać się nieubłaganym przeciw tym. którzy się okażą opornymi, lub też burzliwymi.

..O czem zawiadamiając Waszą Eksc., pragnę, by owe zapewnienia w każdej okazyi mogły się urzeczywi­

stnić. Mam. zaszczyt etc.“.

Do powyższego raportu dołą­

czony jest wykaz pism polskich emi- gracyi: .

1. W Paryżu: Nowa Polska. Re- daktorowie I. B. Ostrowski (w Lon­

dynie) i Smolikowski. Dążność ultra- repiiblikańsika. Subsydyowane przez Tow. Demokratyczne.

2. Tygodnik. Redaktorowie:

Słowaczyński, Chońsiki, Julian W y­

słouch. Dążność republikańska, po­

pierająca Centralizacyę.

3. Polak. Redaktorowie: Pie­

niążek, Michał Chodźko, Rogiński.

Organ sekcyi Panteonu za Centrali- zacyą.

4. Wiadomości z kraju i emi- gracyi. Redaktorowie: Flowicki (?) i Januszkiewicz. Dążność republikań- sko-umiarkowana.

5. Kronika. Redaktorowie: Sien­

kiewicz. Plichita, Kunat. Dążność mo- narchiczna. Subsy-dyowana przez ks.

Czartoryskiego.

6. Kraj i emigracya. Redaktor:

(Jenerał Wroniecki (?). Jestto zbiór dla wojskowych.

7. W. Poitiers: Demokrata pol­

ski. Redaktor Tomkiewicz pod kie­

runkiem Towarzytswa centralnego w Poitiers. Dążność ultra-republikań- ska.8. Okólniki, kartki autografowa- ne, zdające członkom sprawę z czyn­

ności Towarzystwa demokratycz­

nego.

9. W Londynie: Republikanin.

pod kierunkiem Towarz. demokra­

tycznego londyńskiego. Wprowadza­

ny chyłkowo do Framcyi i rozpo­

wszechniany przez księgarnię polską.

DN. Aleksander Kraushar.

8

Cytaty

Powiązane dokumenty

py, opartego na gwałcie i krzywdzie, nie mógł być wiecznotrwały: na dnie jego fundamentu nagromadziło się zbyt wiele stłumionych pędów życia, przywalonych

żyła i doprowadziła do wielkiego dnia 5 listopada, dnia pamiątkowego już w historyj naszej, bo dnia tego przed jedenastu laty odbył się w Warszawie narodowy

Szkoły też ustawiły się w szeregu.. Porządku przestrzegali

Zresztą Anglia—argumentu tego u- żywano jeszcze niedawno—stała się naj- potężniejszem państwem, posługując się od wieków najemnym żołnierzem. Nawet dzieje

Fiasko systemu rusyfikacyjnego ukaże się w jeszcze jaskrawszem świetle, gdy się zważy, że system ten miał przeważnie nietylko dość, ale bardzo wiele czasu,

,,Rozszarpany na stronnictwa naród zjednoczył się, bezmyślne napozór koła ożywiają się największą myślą, jaka zjawić się może przed zbiorową umysło-. „Odcięci

skich z pod Nisz,u, o których już słuch się rozszedł po wszystkich stronach za­. branych

Kolasiński z biegiem lat stał się niezastąpioną jednostką, stal się powagą w stylu europejskim w dzie­. łach odnowy dawnej