C e n a n i n i e j s z e g o n u m e r u k o p . 2 0 .
PRENUMERATA: w W a r s z a w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4. Rocznie Rb. 8. W K r ó le s t w ie I C e s a r s t w ie : Kwartalnie Rb. 2.25. Półrocznie Rb.
4.60 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic a : Kwartalnie Rb. 3. Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M i e s ię c z n ie : w W arszawie, Królestwie I Cesarstwie koo- 76, w Aus- tryl: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor. Rocznie 24 Kor. Na orzesyfkę „Alb- Szt-'* dołączą się 60 hal Numer 60 hal Adres: „ŚWIAT** Kraków, ulica Ou*
natowskiego NB 1- CENA O G ŁOSZEŃ: Wiersz nonpareiowy lub (ego mleisce na 1-e) . t r o n i e p r z y tekście lub w tekście Rb. 1. na 1-e| stronie okładki kop. 60 Na 2-e| l 4-e| stronie okładki oraz przed tekstem koo. 30. 3-cla strona okładki
< ogłoszenia zwykłe kop. 26. Za tekstem na blałel strome kop. 30 Kronika to
warzyska, Nekrologi l Nadesłane kop. 76 za wiersz nonoarelowy. Marginesy:
na l-e) strome 10 rb , przy nadesłanych 8 rb., na ostatnie) 7 rb. wewnątrz 6
r b . Artykuły reklamowe z fotografiami 1 strona rb. 176. Załączniki po 10 rb.
od tysiąca.
Adres Redakcyi I Adminlstracyi: W A R SZA W A , Zgoda Ns 1.
T e le fo n y : Redakcyi 73*12. Redaktora 68-76. Adminlstracyi 73-22 i 80-76.
Orukarni 7-36. FILIA w ŁO DZI, ulica Piotrkowska Nb 81. Za odnoszenie do domu dopłaca się 10 kop. kwartalnie.
&
Rok X I. Ne 1 z d n ia 1 stycznia 1916.
W y d a w c y : A kc. Tow. W y d a w n ic z e „Ś W IA T ". W a rsza w a , ulica Zgoda Ns 1.
Pod k ie ro w n ic tw e m naczelnem S te fa n a K rzyw o szew skieg o.
Franc. Tow. Ubozpiocztń na życiu
„ L 'U R B A I N E ”
U lgi na wyp. niezd. do pracy F ilja dla K r. P. Marszałk. 136 8857 O ddział m iejski: ulica Moniuszki Nr. 2.
Biuro K ijow skie: Kiiów. ulica Kreszczatik Nr. 45.
Wilno, róg S-to JerskieJ i Kazańskiej Nr. 9.
P rosim y uprzejm ie S zanow nych P renum erato ró w o ry chle w niesienie p rz e d p ła ty na rok 1916. Num ery n ie o p ła co n e b ędą w strzym ane.
A D M IN IS T R A C Y A „ Ś W IA T A ” .
W DZIEŃ NOWOROCZNY.
o raz wtóry z rzędu rozpo
czynamy nowy rok wśród grzmotu dział i odgłosu walk okrutnych.
Półtora roku blizko trwa wojna ol
brzymia i straszna, wojna, jakiej świat dotychczas nie znał, wojna, wobec której naikrwawsze karty dziejów wydają sie blademi.
Qdv noc ma sie ku schyłkowi, zanim jutrznia rozpali nierwsze blaski na widnokręgu, wśród peł
nej ciemni poczynają sie objawiać znaki zbliżającego się dnia. Lekki wiatr porusza korony drzew, po
wietrze czyni się rzeźwiejsze, tu i owdzie ożycie się przyciszony, nie
śmiały szczebiot ptaka. W niezbu- dzonej jeszcze naturze czuć tę
sknotę do światła i życia, tęsknotę tak mocną, że wkrótce rozedrze mrok różanym świtem.
Podobnie dzisiaj cała ludzkość ogarnia coraz silniejsze, coraz wła- dnieisze pragnienie pokoju. Jeszcze zmagaja sie gniewne potęgi, jesz
cze huczą tysiące armat, jeszcze Śmierć kosi nieobjęte łany mło
dzieńczych i męskich żywotów,—
a już rośnie i umacnia sie w duszy ludzkości całej decyduiaca wola, by tej okropnej zmorze, która czło
wieczeństwo szarpie i dusi, kres położyć.
Można śmiało rzec: cała ludz
kość w tej chwili ogarniona jest jednem wielkiem pragnieniem po
koju. I ci, co wałcza, i ci, co wal
ce choćby zdaleka się przypatrują, I tylko wszyscy rozumieją, że po
takiej wojnie musi nastąpić pokoj trwały. Że gdyby wkrótce wielkie narody świata znów miały być wtrącone w otchłań walki, siły ludzkie odmówiłyby posłuchu.
Więc teraz, wojna toczy się już nie tyle o nowe zdobycze, nie tyle o świeże wawrzyny, — ile o pokój mocny i trwały.
Z tern powszechnem pożąda
niem mocnego i trwałego pokoju łączą się nadzieje zmiany naszego losu.
Nie pora obecnie oisać o prze
obrażeniach. które, jako ostateczny wynik światowej wojny, przesuną granice noszczególnych państw, nowy układ politycznych stosun
ków wytworzą. To pewna wszak
że, że kwestya polska będzie jedną z najważniejszych, jakie likwida- torowie tei wojny będą mieli do rozstrzygnięcia. Na zegarze dzie
jowym poruszyła sie wskazówka:
godzina Polski wybije.
Naród nasz zdaje sobie spra
wę ze znaczenia tego momentu.
Drgnęły serca. Ocknęły się dusze.
Obudziła się z omdlenia wiara w przyszłość samoistnej Ojczyzny.
Pod jednem hasłem skupiają się wszystkie zgrupowania polityczne.
Jeden cel wszyscy polacv widza przed sobą. Jeszcze różnią się w wyborze dróg. Lecz te różnice staja się coraz mniejsze. Ody ze
gar bić zacznie. całv naród będzie miał jedno serce, jeden mózg.
I oto stajemy na progu nowe
go roku, — tego, który zapewne przyniesie ów moment wielki, od stu lat z górą oczekiwany, — mo
ment. który był świętem marze
niem naszych ojców i dziadów.
Trzeba, aby serca biły silnie i go
rąco. Trzeba, aby mózgi wydały maximum rozumu, przenikliwości, najczujniejszej rozwagi. Na nas, skromnych pracowników dnia po
wszedniego, spada wielka rola hi
storyczna. I olbrzymia odpowie
dzialność. Odpowiedzialność wo
bec przodków, którzy nam straż nad Wiecznym i nieugaszonym Ogniem Polski zwierzyli. Odpo
wiedzialność wobec synów i wnu
ków, aby nas o zmarnowanie po
datnych okoliczności nie oskarżali.
Roku Nowy, Roku tajemnicą upragnioną a niepokojem dręczącą brzemienny, co przyniesiesz naj
nieszczęśliwszemu z aryjskich lu
dów? Co ofiarujesz narodowi, któ
rego synowie w obu wrogich armiach walczyć muszą, którego miasta i wsie zamienione zostały' w perzynę, setki tysięcy kobiet i mężczyzn popędzonych przez hor
dy tatarskie w śnieżne pustynie Sybiru, — który gnie się pod brze
mieniem klęsk i bólu?
Nie usiłujmy zedrzeć zasłony.
Bądźmy wierzący, roztropni i mężni. A przedeyvszystkiem — jednością silni.
Stefan Krzywoszewski.
i
Literatura polska podczas wojny.
Od siedemnastu miesięcy litera tura polska uległa zawieszeniu. Z wybuchem wo.iny księgarze prze
stali wydawać książki, twórcy lite
raccy zamilkli, publiczność podobno przestała czytać. Zjawisko posiada dla kultury naszej znaczenie tak pierwszorzędnej doniosłości, zapo
wiada na szereg lat skutek tak fatal- :ny, że narzuca się potrzeba rozwa
żenia go zblizka we wszystkich trzech jego kategoryach.
Przedewszystkiem — wydawcy.
Jest ich w Warszawie dość znaczna ilość, mniejszych i większych; na czele jednak naszego ruchu wyda
wniczego stoją faktycznie trzy, czte
ry oficyny, któreby miały wiele do powiedzenia o powodach swej bez
czynności wydawniczej... Najzamoż
niejsze i najruchliwsze nic drukują 'książek w Warszawie, lecz w Krako
wie, co przedstawia dla nich, obok niewątpliwych korzyści kupieckich, jeszcze i tę dogodność, że drukar
stwo warszawskie stoi naogół bardzo nizko a pięknie odbita książka nale
ży w' Warszawie do rzadkich wy
jątków. Całkowite odcięcie zabo
ru austryackiego sprawiło, że prze
stały nadchodzić stamtąd książki już wydrukowane, a gdy Galicya stanę
ła również w ogniu wojny, wówczas i fam ruch księgarsko-wydawniczy zamarł z konieczności.
Przyczyny zastoju tkwią jednak znacznie głębiej. Znany bibliograf, p. M. Rudkowski, przeprowadził w początkach b. roku ankietę, dotyczą
cą materyalnego stanu naszego księ
garstwa podczas wojny. Chociaż wynik takiej ankiety musi być jedno
stronny. rzuca on jednak pewne światło na cała sprawę. Z interesu
jącego zestawiania *) p. Rudkow
skiego dowiadujemy się. że przecię
tnie wydawano w Polsce w ostatnich latach po trzy i pól tysiąca dzieł rocznie**); ogólna wysokość na
kładu wszystkich polskich wyda
wnictw wynosi, według przypusz
czalnych obliczeń, okoto 10000,000 egzempl. rocznie ***); przeciętna zaś wartość naszej rocznej produkcyi wydawniczej dochodzi cona.imniei do 2.230.000 rubli.
O ruinie, jaką wojna wywołała w tej produkcyi. poucza wymownie rezultat ankiety. Na piętnaście firm warszawskich, które nadesłały od
powiedź. dziewięć wydało w pier- wszem półroczu wo.iny zaledwie 34 książki, w czem tylko 15 podjęte zo
stały po pierwszym sierpnia 1914 r.
*) K się g a rstw o i c z y te ln ic tw o pol
skie wobec wo.iny". W arszaw a, 1915.
« ) W r. 1909 dzifł 3.402; w r. 1910 — 3.799; w r. 1911 — 3.402.
***) W r. 1909 — 9,582,022 egz.;
w r. 1910 — 9.999.950 egz i w r. 1911 — 9.340,530 egz.
Niesłychanie wątły ten dorobek dzieli sie w szczegółach, jaik następuje:, książek naukowych 4, popularnych i dia młodzieży 11, beletrystycznych 13 i związanych z wypadkami wo
jennymi — 6. Z nastąpieniem oku
pacyi stosunek ten zmienił się co
kolwiek. ale bardzo nieznacznie.
Przybyło z Krakowa nieco wyda
wnictw, podjętych przed wojną, ale ilość ich jest 'dotychczas minimalna.
Nie o wiele lepiej przedstawia się ruch wydawniczy na prowincyi.
na kresach i w Galicyi. N. Komitet Narodowy zorganizował już to w Krakowie i Lwowie, już to w Piotr
kowie i Lublinie pewną ilość wyda
wnictw, związanych z Legionami, ale te albo do W arszawy nie do
chodzą. albo też mają bardzo luźne związki z literaturą.
Jakież są. według wyjaśnień księgarzy, bezpośrednie i najważniej
sze przyczyny tego kryzysu? Oczy
wiście, wynikają wszystkie z cięża
rów stanu wojennego. Jedni wydaw
cy skarżą się na brak papieru, inni na trudności w ekspedyowanin. na zmiany warunków płatności ze stro
ny dostawców papieru i drukarzy, wszyscy zaś — na powdkłania, wy
nikające z ogólnej sytuacyi finanso
wej. Ceny papieru podniosły się o sto procent i więcej. Stosunki z pro- wlncyą zostały niezmiernie utrudnio
ne. a po okupacyi zerwały się nie
mal zupełnie.
Jednocześnie z zastojem w ru
chu książkowym kryzys dotknął wy
dawnictwa peryodyczne. Miesięcz
niki i większość tygodników zawie
siły zrazu swą działalność i dopiero od kilku miesięcy kilka z nich próbuje powrotu do życia. Czasopisma, któ
re przetrwały, zmniejszyły znacznie swą objętość, a dzienniki usunęły nie
mal zupełnie dział literacki.
Jakże wobec tego braku książki i literatury zaciiowuje sie publicz
ność? Co czyta? Dlaczego nic ku
puje książek?
W początku wo.iny jeden z naj
wybitniejszych naszych poetów pi
sał do mnie: ,.Byłbym w dalszym ciągu czynnym 1 biernym sługą lite
ratury. gdyby nie to. że w otaczają
cym mnie świecie przestałom wi
dzieć i czuć literaturę. Przeciętny
■polak wykreślił ją ze swego budżetu
•i ze swego programu życia bez ża
lu — bodajże nawet z uczuciem ulgi...
Nie łudźmy się! U nas literatura — to literaci. Czasem jeszcze utożsa
mia się z polityką. W drodze łaski literatura tolerowana bywa w dwóch wypadkach: 1) gdy jest okoliczno
ściowa; 2) gdy jest skandaliczna.
Polska od czterech miesięcy obywa się bez książki i jeśli nie czuje się dobrze, to bynajmniej nie z tego po
wodu. Brak węgla, nafty a przede
wszystkiem —■ wódki dokucza jej w
wyższym stopniu. Zdaje mi się - ba! jestem niemal .pewny — że gdy
by zawieszone dziś pisma literackie nie zostały kiedyś, z inieyatywy pi
sarzy naszych i wydawców, wzno
wione, ogół nietylko nie byłby tern zdziwiony i zasmucony, lecz wcale- by tego nie zauważył".
Jeżeli nawet gorycz tych słów nie zawsze przekona, to jednak po
zostanie w nich słuszna uwaga, że ratując swe mienie w pożarze wojny, najmniej okazaliśmy troski o nasz pokarm duchowy. Ogół przestał czytać a jeżeli stan ten potrwa dłu
żej, oczekuje nas klęska wyjało
wienia, nie mniejsza od najwię
kszych klęsk, które się na kraj zwa
liły. Skargi księgarzy brzmią stale jednakowo: „Klientela spadła 'do mi
nimum". Z początku kupowano ma
py, później ruch cokolwiek się wzmocnił. „Zmniejszył sie pokup przedewszystkiem na, beletrysty
kę" - mówi p. Pulikowski. A nao
gół „powrotu do normalnych stosun
ków. kupowania książek jako arty
kułu koniecznej potrzeby życiowej bynajmniej nie widać". Zdawałoby się, że ciekawość czytelnika zwróci się do książek, związanych z aktual
nością. I pod tym jednak względem fakty mówią co innego: „Zaintere
sowanie książkami obcemi i polskie
mu dotyczącemi krajów, prowadzą
cych wo.inę, prawie nie było". Dość często zagląda publiczność do księ
garń po dzielą historyczne, ale i tu zakupy są drobne. Prenumerata cza
sopism za pośrednictwem księgarzy zupełnie ustała. Czytelnie prywatne przechodzą niemniej ciężkie przesile
nie. jak ruch wydawniczy.
Cóż więc czyta nasza publicz
ność? Dzienniki? Ależ kilka zostało .zupełnie zamkniętych, a inne, prócz wyjątków szczęśliwszych, borykają się z trudnościami. Na początku woj
ny przychodziło podobno do W ar
szawy codziennie okoto 150.000 egz.
gazet rosyjskich. Gdyby nawet poło
wę kupowało wojsko, to wypadnic. iż okoto 75.001) egz. tych pism rozcho
dziło się śród publiczności polskiej!...
Z tego opłakanego stanu czytel
nictwa ukuto łatwy wniosek, że spo
łeczeństwo „nie ma dziś, panie do
brodzieju, pieniędzy na powieść i poczyc". Niewątpliwie. Ale znalazły się dość łatwo pieniądze na inne ..rozrywki", a w pierwszym' rzędzie na teatr. W tej chwili funkeyonuje w Warszawie zupełnie normalnie dwanaście teatrów, t. j. więcej, niż icli było kiedykolwiek. Niektóre przybyły podczas wo.iny a organizu
ją się jeszcze nowe sceny. A więc mo
że w teatrach publiczność zaspokaja swa potrzebę wzruszeń literackich?
- W bardzo niewielkim stopniu:
podąża na zabawę albo dla atrakcyi patryotycznej albo dla sensacyi anti- rosyjskiej.
Przy odobnym stanie rzeczy li
terat stał się w Polsce obywatelem zbędnym. Zamknęli się przed nim
■p
2 walk na Wołyniu.
Ż o łn ie rz e r o s y js c y ro z ło ż y li s ię b iw a k ie m w z d łu ż lin ji k o le jo w e j.
wydawcy, zamknęły się czasopi
sma. — niema dla kogo pisać. A cóż się dzieje z tym „kwiatem naszej inteligencyi", który przecież stano
wił taką chlubę narodu, którego istnienie było takiem zawsze niezbi- tem świadectwem naszej żywotności, wysokiego poziomu naszej kultury?—
Jedni się rozproszyli, inm usi
łują koniecznie zwalczyć kryzys, jeszcze inni żyja w nędzy, odbiera
jącej możność wszelkiej produkcyj
nej pracy. Sienkiewicz przerwał swe
„Legiony", osiadł w Vevey i zamie
nił się na wielkiego jalmużnika zruj
nowanej Polski. Weyssenhoff, od
cięty od Warszawy, nie ma nawet możności 'dowiedzieć się, że jego
„Puszcza" teraz dopiero zawitała do Warszawy. Żeromski musiał prze
rwać druk swej „Walki z szatanem".
Oczekuje w Zakopanem końca woj
ny, aby wypuścić wykończoną już nową powieść p. t. . Zamieć". Tet
majer rzucił ipłomienną historyę
„Żołnierza polskiego" i ną tej ksią
żeczce zamknął swą dzisiejszą dzia
łalność literacką. Daniłowski wypuścił teraz w świat dawny zbiór nowel.
Przybyszewski po ogłoszeniu wy
kończonej dawno drugiej części
„Dzieci nędzy", duma, zdała od k r a ju, nad „świętą wojną". Rydel za
przągł się do pracy teatralnej i sta
nął ną czele nowego „Tygodnika Polskiego". Kasprowicz drobnemi zaledwie poezyami daje znać o sobie.
W Warszawie, po dłuższej pra
cy w C. K. O„ wrócił do swej trylo
gii Reymont i posuwa ją zwolna na
przód. (jomulicki pisze rzecz o
„Pięknie Warszawy" i oczekuje z niejedną pracą końca kryzysu wy
dawniczego. Żywszą działalność zdołał ujawnić tylko Perzyński, któ
ry po dwóch toinach. felietonów
„wojennych", pisze już drugą, po wybuchu wojny, powieść. Milczy Bartkiewicz, milczy Lemański. Ry- gier-Nałkowska, Po wydaniu dawniej ukończonej powieści „Węże i róże", zdołała znaleźć czasopisma dla kilku zaledwie drobnych swych utworów.
Wszędzie literatura zeszła na osta
tni plan a literaci skazani — na
„przetrwanie".
Czemże mają przetrwać? Usiło
wano organizować własnemi siłami wydawnictwa zbiorowe, ale już pier
wsze („Nowina") wyczerpało całą
„klientelę". W Krakowie N. K. N.
zaciągnął do współpracy wielu lite
ratów. Niektórzy (jak np. Kaden) pi- szą podczas odpoczynku wojennego.
Inni tworzą dość już obfitą „literatu rę“ legionów. We Lwowie wyszła nawet w tych czasach specyalna an
tologia poezyi polskiej z roku wojny p. t. „Polska pieśń wojenna". Zgro
madzono ,w niej około 150 poetów wojny! Ale ta okolicznościowa li
teratura riie wyczerpuje, oczywiście, zdolności twórczej naszych autorów.
Większość z nich, przeważająca wię
kszość skazana jest na wegetacyę tern przykrzejszą, że końca jej nie widać ani teraz, ani może nawet w pierwszych latach po w ojnie.
Trzeba było organizować akcyę pomocy. Nie mamy wieści o ukła
dzie dzisiejszych stosunków litera
ckich w Galicyi; wiemy jednak, jak niezbędnym okazał się od początku wojny ratunek braci literackiej, po
zbawionej wszelkich dochodów. Dwie nasze korporacye, Kasa Literacka i Iow. Literatów i Dziennikarzy, mu- siały pomyśleć o środkach pomocy koleżeńskiej na większą skalę. Kasa Literacka od 1 sierpnia 1914 r. wypła
ciła pożyczek bezprocentowych, za
pomóg szkolnych i pożyczek z wła
snych funduszów członków — 26,560 rubli, a ponieważ nadto podniesiono 4,400 rb. przez członków, zmuszo
nych z powodu wojny do wystąpie
nia z Kasy, razem więc wypłacić musiała Kasa Literacka 30,960 rubli.
Tow. Literatów i Dziennikarzy, obok zorganizowania wysoce użytecznej kooperatywy spożywczej, wydało pożyczek i zapomóg 13,400 rubli. Su
my te jednak, dość wysokie pozor
nie, mogły dać jednak zasiłek drobny, jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż cho
dzi o pomoc dla kilkaset osób.
*
♦ ♦
Oto próba zarysu naszego dzi
siejszego życia literackiego.
O kryzys księgarski nie mamy
3
głębszej obawy. Przejdzie on bez wielkiego może szwanku a. lata po
wojenne, lata spodziewanego rozwo
ju szkolnictwa polskiego, łatwo przy
wrócą zachwianą równowagę budże
tu wydawców. Toż nawet śród sa
mej katastrofy wojennej zorganizo
wało się wielkie ,.Towarzystwo W y
dawnicze", które nie zawahało się otworzyć nowej księgarni. Przyjdą też niewątpliwie lepsze czasy dla na
szego czytelnictwa, które w ucisku i niedoli nie miało żadnej oryentacyi szczerze kulturalnej i szło za pier
wszym lepszym odruchem mody.
Gabryel Max.
(Ur. 1839, um.J1915).
Dwudziestego czwartego listo
pada zmarł w Monachium jeden z najoryginalniejszych malarzy, jakich wydala sztuka współczesna. Ubył największy z żyjących malanzy-mi- styków, tłómacz nadprzyrodzonego świata w sztu
ce — poten
tat w y r a z u duchow ego, tego najtrtu- d n ie js z e g o zadania, ja
kie umie po
d ejm o w ać i rozwiązywać tylko ta le n t naj m ocniej
szy, t y l k o w y jątk o w ej wielkość, ar
tystom przypadający w udziale.
Nie sposób w przybliżeniu nawet dać pojęcie o tein, czem jest jego spuścizna twórcza. Zostawi! dzieła, które przetrwają wszelkie mody — każdą estetykę — każdy dreszcz i zwrot krytyczny! Natura bogata, u- mysł filozofa., mający na zawołanie do rozporządzenia najsubtelniejszy, jaki może być. talent malarski. Co-
Ale los literatury- zależny przede- wszystkiem od losu literatów, budzi głęboki niepokój. Czy te długie mie
siące przymusowego niedostatku i braku bezpośredniego kontaktu z czytelnikiem nie zaważą, jeżeli nie na dalszym, to bliższym rozwoju li
teratury? Czy wyjałowienie umy
słów. troską o byt codzienny nieu
stannie zajętych, nie wywrze szko
dliwego wpływu na naszą kulturę?
Tak wygląda groza jeszcze jednej klęski, o które mówimy najmniej, a o której publicznie mówić — trzeba!
Jan Lorentowicz.
kolwiek wymyśli! filozof-wizyoner.
w te pędy realizował to znakomity plastyk. A malował to tak trafnie, tak zdumiewająco prawdopodobnie, że świat duchowy - - nadprzyrodzo
ny, sta.wal się dla wszystkich przy
stępnym, oglądać go mógł ikażden.
Widz ulegał malarzowi, iszedl z twór
cą razem. -— ginął w jego państwie wyśnionej prawdy.
Na jednej z zacisznych ulic Mo
nachijskich. .pośród ogrodów, wznosi się szereg jasnych domków, niczem nie podobnych do spotykanych obok wil podmiejskich. Muzealna dostoj
ność i spokój wieje z tych ślicznych eremów; tam: żyt. marzył i tworzy!
Max. Pośród kopalnianych resztek prahistorycznego człowieka, wśród okruchów dawno zamarłych: ‘kultur, kultów i cyw.ilizacyi — odbudowy
wał i wskrzeszał ten cudotwórca ar- cy-dawne czasy.
Pamiętam, kiedy po namalowa
niu „Pithecanltropus Allalus" krytyka wszystkich gorliwców i „najdostoj
niejszych" znawców ofieyalnego stempla zwaliła się malarzowi na głowę. Max ani jedną repliką nie zaszczyci! przeciwników; na gburo- wate zaczepki i osobiste zagabywa- nia pozostał głuchym. Owszem, na
malował drugi, .podobny obraz. To znaczy mieć przekonania. I nie dar
mo stała kolebka jego n.ad Wełta- Na u licach W arszaw y.
wą. — Moc i upór w tym człowieku byt czeski. Nikomu nie pozwalał gmerać w swych przekonaniach.
Ten łagodny, spokojny pozornie czło
wiek nie rozumiał duchowych kom
promisów z nikim i nigdzie.
Świat wyrazu był dla niego wszechświatem. Widział igo wszę
dzie. tam, gdzie spostrzegamy za
ledwie instynkt — on widział daleko więcej...
Przykładem wielkiej jego sztuki jest ..śmierć dziecka" (małpy). Za kratami menażeryjnego więzienia w ponurej rozpaczy miota się maltka, tuli martwe dziecko do siebie, broni—
nie chce go oddać zabójcom.
To porwane suchotami młode stworzenie, ta matka tragiczna są niedościginiomemi wzorami nadzwy
czajnego daru intuicyi i genialnej ob- serwacyi. Tragizm tego dramatu wpija się w mózg, ściska gardło.
Współczujemy tej niedoli, oburza
my na podlą przemoc i gwałt ludzki!
Lub inny tu obraz: pośrodku ciemnego pokoju fortepian, pnzed nim zmęczony wysiłkiem twórczym, omdlały muzyk. Z mroku wylania się tajemnicza, blada dłoń kobieca i lekko muskając klawisze, kończy wi
docznie przerwaną melodyę. Trudno jest w słowach .wyrazić to wrażenie, jakie wynosimy z obrazu; jest w tern dziele magia zniewalająca.
A któż nie pamięta sławnej -Chustki S-tej Weroniki" z owemi mrugającemi oczyma — obraz ten najwięcej spopularyzował nazwisko Maxą na świecie. Albo ów -Rzym
ski patrycyusz zakochany w ukrzy
żowanej męczennicy". Niewysłowiony urok bije z tego czarownego płótna.
Max chwytał widzą za serce o- bydwoma rękami — trzymał wedle woli—a wiedział, czem się je otwie
ra. Docierał do granic tylko nie wie
lu ludziom dostępnych. Dlatego dzie
ła jego tak długo zostaną aktualne, jak długo ludzie będą zdolni do od
bierania wrażeń podniosłych.
Władysław Wankie.
1/m J e ń c y r o s y js c y c ią g n ą w o z y .
O D P O C Z Y N E K PR ZE D N IE G O PA TR O LU z Szkic z- natury).
A le k s a n d e r Kraushar. Jó ze f S obieszczański. S ta n isła w Patek. A. S trz a łe c k i. Jó ze f W eyssenhoff.
Nasi kolekcjonerzy.
W ystaw y pam iątek historycznych po r. 1830-31 tak w kamienicy Ks. Ma
zowieckich, ja k i w Uniwersytecie lu dowym zgrom adziły eksponaty pryw at
nych kolekcionerów. /. racyi l e j da- jem y kilka syfaeet naszych zbieraczy. ,
Naród nasz w trudnych żyjący warunkach nie zaniedbaj żadnej ze swoich funkcyi społecznych. Każda /.najdzie reprezentanta. Świadczy to o naszej żywotności, świadczy o wielkich zasobach energii, które choć ukryte nie drzemią. Mówiono nam, że nie mamy muzeów godnych dwu- dziestomilionowego narodu. Nie za
kładaliśmy ich istotnie, gdyż doświad
czenie ostrzegało przed zachłanno
ścią apetytów ze Wschodu do nas przychodzących. Zrabowano nam niejeden księgozbiór, niejedną gale- ryę obrazów. W ukryciu więc i za
mknięciu kolekeyonowano. Ludzie skromni ą zakochani w przeszłości i jej pamiątkach skrzętnie chowali każdy druk, każdy medalion, obraz, sztych. Zbroja dziadów naszych, ich ubiór żołnierski, meble piękne a sty lowe. piękne twarze babek, kunszto
wnie na kości malowane — wszyst
ko to znalazło u zakochanych zbie
raczy w gablotach miejsce.
Wśród ludzi tych wiekiem i pra
cą, oraz bogactwami zbiorów, zajmu
je miejsce czołowe p. A. Strzałecki.
Artysta-malarz, dekorator, wychowa
ny na dziełach i arcydziełach '.sztuki europejskiej, skrzętnie gromadził o- brazy. Wprawne oko zawsze zna
lazło perłę. Po powstaniu, w któ- rem brał udział, długie lata, wę
drował po Włoszech, Hiszpanii. Fran
c ji i tu z nabożeństwem kon
templował starych mistrzów. Miłość jednak dla przeszłości polskiej silnie zaważyła na jego artystycznych i kolekcyonenskieh zamiłowaniach. Si- wiutki. o pięknych oczach pan, z -pie
tyzmem i tkliwością pokazuje swoją drogocenna zbrojownię. Jakie tam znaleźć można rapiery, pałasze, buz
dygany! A jakie 'Siodła, chorągwie, materye. szyszaki; fotele biskupów i krzeseleczka ślicznych zalotnic ro
koka. Obok poważnej głowy Sobie
skiego wietrzna buzia Marysieńki.
Porcelana, szkła, medale, żyrandole nie wyczerpują skarbów p. Strzałe- ckiego. Pouczające jest bardzo przejść przez pokoje napełnione skar
bami. Żyje w nich serce wspomnień chwalebnych, miłych dla każdej wrażliwej na piękno duszy...
Albo też wejdźmy do mieszka
nia adwokata Stanisława Patka. W y
mowny obrońca skazańców politycz
nych, w w olnych chwilach wyszuki
wał stylowe stoły i krzesła, wytwor
ne stare szpinety. Zbiera też Patek medale, kocha się w wytwornych sta
rych porcelanowych skorupach, a do portretów ma pasyę. Szczególnie do podobizn ludzi, pracujących dla chwa
ty ojczyzny po rozbiorach.
Kolega Sobieszczański. wiecznie zapracowany dziennikarz, umiał od
naleźć w sercu swojem tyle miłości dla zbroi polskiej, że dziś poszczycić się może w cale pokaźną a doborową ilością rapierów, pałaszów, flint, buz
dyganów. Zbiór jego — to tylko mi
łość. Za pieniądze go nie kupi. Nic pieniądz go stworzył. Bo skąd pie
niądze znaleźć można u dziennika
rza? Trzeba dużych wyrzeczeń, wie
le zaparcia się siebie, by w ciężkich pracując warunkach, znaleźć jeszcze możność do dania i zamiłowaniom kolekcyotnerskim ujścia.
Sobieszczański sportsmen, po
stać żołnierska, umiłował przede- wszystkiem broń i wogóle wszystkie te przedmioty, które należą do ekwi
punku.
— Ach panie, żeby pan wiedział, jakie miałem tygodnie emocyi, — mówi kolega Sobieszczański. — Niech pan sobie wyobrazi: wchodzę do sklepu jakiegoś podrzędnego czapni
ka. Widzę, pod kontuarem przewra
ca się jakieś czako. Wydostaję -- świetnie zachowane czako ó-go puł
ku. Krew mi nabiega do skroni. Ku
pić trzeba. Rzadka sposobność. Ma
rzyłem przecież o czaku. Pytam o cenę. Żydek żąda dwanaście rubli.
Jest to suma bardzo mała, ale nie na naszą dziennikarską kieszeń. Udaję więc, że nic -mnie nie obchodzi czako, i wychodzę, dodając, że to jest warte najwyżej trzy ruble.
Po paru dniach wracam z bi- jącem sercem: Czako jest. A znie
chęcony czapnik żądał już tylko pięć rubli...
Mecenas Aleksander Kraushar, zasłużony badacz dziejów ojczy
stych, znany jest też ze swoich zami
łowań kolekcyonerskich. Ody brak nam w redakcyi jakiejś ryciny histo
rycznej — szef konkluduje:
- Niech pan poprosi mecenasa Kraushara dla nas o obrazek do re- produkcyi.
I mecenas Kraushar z gołębią dobrocią wnet się godzi:
— Tylko mi nie zniszczcie.
Przyrzeka się solennie. Tak wy
pada. Ale Bóg raczy wiedzieć, co tam zrobią w chemigrafii. Drży ser
ce z bojaźni, by mecenasa nie urazić, by nie stało się nieszczęście. Mece
nas Kraushar jest hojnym kolekcyo- nerem. Lubi zbierać, ale też lubi, gdy zbiory iego mogą komuś posłu
żyć.
Czasami spotyka się ludzi-kole- keyonerów z maniami prześladowcze
mu chowają swoje skarby przed cu- dzem okiem. Własność moja — ni
komu nie pokażę i basta! Mecenas Kraushar jeist natomiast pod tym względem niezwykle uprzejmym. A że przytem zbiory ma arcybogaite — więc bliźnim sprawia wiele rozko
sznych emocyi.
W Warszawie u nas /mani też ze swoich kolekcyonerskich zamiłowań są p p .: Nepros, Jeżewski, Phull i Oppman. P. Jeżewski jest posiada
czem może największego w Polsce zbioru sztychów. I to wyborowych.
Pan Phull rozmiłowany jest w meda
lach, szczególnie w porozbiorowych różnych pamiątkach. Pan Nepros lubi obratzy, meble, tkaniny. Poeta Opp
man radby wszystko u siebie zgro
madzić, co tylko 'jest cennego w Pol
sce. Specyalnym sentymentem. 0- tacza pamiątki po epoce Stanisła
wowskiej. Żołnierska zbroja przy
kuwa go — a dla pozyskania Ko
ściuszkowskiej kosy napisał dla pię
knej posiadaczki sonet.
Żyłka kolekcyonerska w ludziach jest taką samą namiętnością, jak i każda tona ślepa miłość. Znakomity nasz powieściopisarz, Józef Weyssen
hoff. ongiś zbierał medale — dziś choć marki kolekcyonuje i wzrusza się przy każdej zdobyczy, jak mło
de dziewczę przy pierwszym poca
łunku.
Przy zmienionych warunkach politycznych, dzięki zabiegom na
szych kolekcyonistów, Warszawa może pozyskać pierwszorzędne mu
zeum. K- L. S.
6
K a p e lm is trz e k o n c e rtu e u ro p e js k ie g o w r. 1831
SEBASTIANI, m in is t e r Lord PALMERSTON. W. ks. METTERNICH. Hr. NESSELRODE, kar.- PASKIEWICZ ERYWAŃ-
spraw zagrań, we Francyi. clerz rosyjski. SKI, wielkorządca w Kró-
lestwie Polskiem.
Z dziejów emigracyi polistopadowej we Francyi.
(Z e źródła archiwalnego).
Podczas miodowych miesięcy powołanego po raz pierwszy do ży
cia w Rosyi parlamentaryzmu, bawi
łem w początkach roku 1906 w Pe
tersburgu. Wprowadzony przez jed
nego z członków Koła Polskiego na posiedzenie Dumy państwowej, zapo
znałem się tam z siedzącym obok mnie sędziwym staruszkiem, ‘którym.
j?k się okazało z wzajemnego przed
stawienia się, był jeden z nielicznych szczerych przyjaciół i .znawców sp.raw i aspiracyi polskich, długoletni towarzysz wygnańców syberyjskich, przyjaciel serdeczny Józefata 0- hryzki — czcigodny Longin Pantele- jew. W przerwie posiedzenia, spa
cerując z nim po sali Taurydzkiego pałacu, zwierzyłem się z zamiaru, który mnie do Petersburga sprowa
dził, mianowicie z zamiaru pozyska
nia dostęou do interesujących mnie materyałów archiwalnych z nowo
czesnych dziejć.w polskich. Pantele- jew chętnie przyrzekł mi w tej mie
rze być pomocnym i objaśnił, że ja
ko współpracownik czasopisma „By- foie", zestosunkowanym jest z człon
kiem redakcyi. p. Boguczarskim, któ
ry korzystając ze źródeł tajnego ar
chiwum Iii-go Oddziału żandarm
skiego, ogłasza w owem czasopiśmie ciekawe epizody z czasów Mikołaja I-go, a między innemi posiada odpisy, odnoszące się do sprawy filaretów wileńskich i do Mickiewicza. Dzięki Pantelejewowi zaznajomiłem się z p. Boguczarskim w redakcy; czaso
pisma „Byloje", która się podówczas mieściła na ulicy Bassejnej w domu Nr. 25. Tej to znajomości zawdzię
czam pozyskanie paru fragmentów skojarzonych z pobytem Mickiewicza w Petersburgu, spożytkowanych na
stępnie, w rozprawie wydanej w zbio
rze Miscellaneów moich historycz
nych pod tyt. Mickiewiczana, a nie
zależnie od tego otrzymałem by, od P. Boguczarskiego kilka odpisów z archiwum tajnego żandarmskiego, z czasów osławionego hr. Benkendorffa.
odnoszących się do dziejów emigra
cyi polskiej w Paryżu w pierwszych latach po upadku listopadowego po
wstania.
Jeden z epizodów tychże dziejów ogłosiłem był w ..Przeglądzie Naro
dowym" pod tyt. Zagadkowy kore
spondent i włączyłem go również do zbioru Miscellaneów.
Pozostałą część odpisów pomie- nionych pragnę zużytkować w pracy niniejszej obecnie, gdyż ujawnienie jej za czasów osławionei cenzury, nawet złagodzonej przed ostatnią zawierucha europejską, przedstawia
ło trudności nie do zwalczenia. Ma- teryał źródłowy w odpisach owych zawarty tern jest cenniejszy, że sta
nowi niejako ciąg dalszy dziejów e- inigracyi polskiej, urwanych w dziele irzytomowem Gadona na roku 1835.
Jest to epoka powstania, tak zwanej Centralizacyi, która usiłowała roz
luźnione szeregi Towarzystwa demo
kratycznego ująć w pewne karby po
słuszeństwa i z anarchicznego zbioro
wiska ..adresomanów" i teoretyków konstytucjonalizmu wytworzyć or- ganizacyę karną, uległą woli i wska
zaniom zdolnych przywódców, któ
rymi w pierwszych latach iei dzia
łalności byli: Jan Nepomucm Janow
ski, Tomasz Malinowski. Aleksander Molsdorf i Wiktor Heltman. histo- ryograf emigracyi
Projekt sekcyi Panteonu w spra
wie zjednoczenia emigracyi powstał 1 Października. 1836 r.. lecz Towa
rzystwo Demokratyczne go odrzu
ciło. Gmina brukselska z Lelewelem na czele powstała silnie przeciw owe
mu projektowi i zaproponowała in
ny. Komisya w Poitiers ogłosiła pro
jekt nowej Ustawy, z ustanowienia najwyższej władzy nietylko nad e- migracyą lecz i .nad krajem. Miała stanowić urzędy naczelnika siły zbrojnej, urządzenie administracyi, sądownictwa, szkółek, finansów. To
warzystwo Demokratyczne nazwało ów projekt „szlacheckim". ..spłow ia
łym".
Rząd Ludwika Filipa stanowczo emigracyi polskiej nie sprzyja,, prag
nąc tą drogą obłaskawić Mikołaja.
Zarządzi! rewizję papierów i komi
tety emigracyjne rozpędził. Mimo to propaganda w sprawie centralizacyi
władzy wśród emigracyi nie» usta
wała.
Do tej właśnie epoki odnoszą się raporty postów rosyjskich w Paryżu, składane kanclerzowi Nesselrode- mu w Petersburgu. Rzucają one światło na postępowanie nielojalne rządów Ludwika Filipa względem polaków' i na środki proponowane przez Rosyę, by .działalność emigra
cyi jeśli nie zatamować w zupełno
ści, to przynajmniej ją skrępować.
Z liczby otrzymanych wypisów ,z archiwum żandarmskiego przyta
czam tu w przekładzie raport (une depeche) hrabiego Medema, przesła
ny w dti. 10 sierpnia 1837 r. Nessel- rodemu z Paryża.
..J. O. P. otrzymywał od nas nieustannie wszelkie informacye. ja
kie zbieramy o knowaniach emigran
tów polskich i o naszych usiłowa
niach wyjednania od rządu francu
skiego zarządzeń .najskuteczniej
szych. by owe machinacye .zatamo
wać.
„W odpowiedzi na .nasze rekla- macye otrzymaliśmy jedynie od pp. .ministrów ogólnikowe zapewnie
nia ieti dobrych chęci w kierunku rozciągnięcia baczniejszej czujności nad emigracją polską. Jedynym aktem stanowczym stwierdzającym ową gotowość było wygnanie z Fran
cyi p. Ostrowskiego (Ibusia! p. T.), który przyzna! się do autorstwa zbrodniczego artykułu, wymierzone- go przeciw osobie naszego Monar
chy.
..Wreszcie prezydent Rady na
kazał przedstawić sobie raport szczegółowy o emigracyi. którego kopię mi wręczył. Mniemam, że za
sługuje on na uw agę Waszej Eksce
lencjo jako obraz dosyć bezstronny stanu emigracjo w stosunku do władz.
..W ynurzyw szy P. Mole wdzięcz
ność za ów komunikat, uznałem wszelako za swój obowiązek zwró
cić jego uwagę na okoliczności na
stępujące :
1. Upoważnienie udzielone e- uiigrantom na utworzenie klubu pod nazwą stowarzyszenia polskiego (Societe polonaise), uważałem za akt niczem nie usprawiedliwionej ustępliwości (condescendance). jeśli nie zn coś bardziej nagannego, gdyż było to uprawnienie niejako do zbie-
7
P ie rw sze p o s ie d z e n ie G łó w n e j R ad y Opiekuńczej w Warszawie.
fot. M. Fuks. St. D zie rzb icki o tw ie ra pierw sze po siedzenie Rady O piekuńczej dla ziem po lskich , okupowanych przez arm ią niem iecką.
rania się 19 osobom, przez prawo niedopuszczalne, i ułatwienia 'nieja
ko wygnańcom możności zbierania się i spiskowania przeciw wszystkim rządom regularnym, w pierwszym rzędzie przeciw Rosyi.
2. Że radbym mieć soosobność przeświadczenia sie- iż policya fran
cuska rozciąga nadzór czynny nad emisrraeya z własnej pobudki, nie zaś iedynie na skutek reklamacyi ; do
niesień przez nas jej komunikowa
nych.
3. Że według własnych zeznań polaków, prefekt policyi obchodzi się z nimi tak łagodnie, iż w tern rnaia nrawo widzieć dowód jego względno
ści dla nich i rękojmi bezkarności wobec występków, nie doitvczącvch beznośrednio policyi wewnętrznej kraju.
..P. Prezydent Rady. Mole- od
powiedział mi:
Co do 1-go. że upoważnianie do utworzenia klubu z celem czysto to
warzyskim udzielone zostało w za
miarze lepszego nadzoru nad iego członkami i że owo stowarzyszenie bedzie bezwarunkowo zamknięte, je
śli w czemkolwiek tylko wykroczy poza ramv zakreślone w jego usta
wie, przedstawionej władzy i przez nia zatwierdzonej.
Co do 2-go, rząd uznaje koniecz
ność nadzoru bacznego nad emigra- cyą- że będzie go rozciągać i nada, w swoim interesie i w interesie państw zagranicznych i że chętnie
przyjmować będzie wszelkie infor- macye, jakich mu udzielimy, bądź jako środek kontroli, lub też jako za
dośćuczynienie reklam acy om na
szym.
Po 3, że, co się tyczy względno
ści. która jakoby ipolacy cieszą sic ze strony p. prefekta policyi, to tomu wiary nadawać nie należy, wobec re- dakcyi jego raportu. Jednakże, być może, iż wraz z energia czynną i rozumną, która cechuje zarządzenia p. Delesserha. filantropia iego, a możliwie i wpływy zewnętrzne, na
kazały mu zachowywać wobec zapa
leńców politycznych język łagodno
ści i przełożeń, który ci ostatni za względność uważają. Otóż — pra
wił dalej p. minister — tak być nie może, a ponieważ moje dawne sto
sunki zażyłości z p. Delesserhem po
zwalają mi mówić z nim z cała o- twartością, nie omieszkam uprzedzić go. aby nadal był bardziej ostrożnym w stosunkach urzędowych z emigra- cyą i starał się przekonać ją- że bez uwagi na wszystkie względy, ja
kie rząd francuski miał dla ich nie
szczęść, będzie om wszelako umiał okazać się nieubłaganym przeciw tym. którzy się okażą opornymi, lub też burzliwymi.
..O czem zawiadamiając Waszą Eksc., pragnę, by owe zapewnienia w każdej okazyi mogły się urzeczywi
stnić. Mam. zaszczyt etc.“.
Do powyższego raportu dołą
czony jest wykaz pism polskich emi- gracyi: .
1. W Paryżu: Nowa Polska. Re- daktorowie I. B. Ostrowski (w Lon
dynie) i Smolikowski. Dążność ultra- repiiblikańsika. Subsydyowane przez Tow. Demokratyczne.
2. Tygodnik. Redaktorowie:
Słowaczyński, Chońsiki, Julian W y
słouch. Dążność republikańska, po
pierająca Centralizacyę.
3. Polak. Redaktorowie: Pie
niążek, Michał Chodźko, Rogiński.
Organ sekcyi Panteonu za Centrali- zacyą.
4. Wiadomości z kraju i emi- gracyi. Redaktorowie: Flowicki (?) i Januszkiewicz. Dążność republikań- sko-umiarkowana.
5. Kronika. Redaktorowie: Sien
kiewicz. Plichita, Kunat. Dążność mo- narchiczna. Subsy-dyowana przez ks.
Czartoryskiego.
6. Kraj i emigracya. Redaktor:
(Jenerał Wroniecki (?). Jestto zbiór dla wojskowych.
7. W. Poitiers: Demokrata pol
ski. Redaktor Tomkiewicz pod kie
runkiem Towarzytswa centralnego w Poitiers. Dążność ultra-republikań- ska.8. Okólniki, kartki autografowa- ne, zdające członkom sprawę z czyn
ności Towarzystwa demokratycz
nego.
9. W Londynie: Republikanin.
pod kierunkiem Towarz. demokra
tycznego londyńskiego. Wprowadza
ny chyłkowo do Framcyi i rozpo
wszechniany przez księgarnię polską.
DN. Aleksander Kraushar.
8