• Nie Znaleziono Wyników

Nauczycielka z gimnazjum - Jerzy Skarżyński - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nauczycielka z gimnazjum - Jerzy Skarżyński - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JERZY SKARŻYŃSKI

ur. 1921; Uchanie

Miejsce i czas wydarzeń Kraków, współczesność

Słowa kluczowe Lwów, Kraków, dwudziestolecie międzywojenne, współczesność, edukacja, XI Państwowe Gimnazjum i Liceum im. J. i J. Śniadeckich we Lwowie, nauczycielka, spotkanie z nauczycielką

Nauczycielka z gimnazjum

W liceum była młoda nauczycielka, pani Olszewska, miała dwadzieścia parę lat, a my mieliśmy już te 17 lat, już patrzyliśmy na nogi, na talię, na buzię. Ona nas uczyła zagadnień życia społecznego, w tym prądy polityczne były i tak dalej. Wchodziła do klasy, ale tak umiała zapanować, że wstawaliśmy wszyscy i nikt słowem nie zaczepił, mimo że to młoda kobieta była.

Młodszy mój kolega, profesor AGH w Krakowie, Kowalczuk, zaczął pisać Złotą Księgę XI Państwowego Gimnazjum i Liceum im. J. i J. Śniadeckich we Lwowie, były w „Przekroju”, w różnych gazetach ogłoszenia. I chłopcy zaczęli pisać tam. Ja jak przeczytałem, to też napisałem. Ja czytam, że piszą o pani Olszewskiej, o mojej nauczycielce. W moim dalszym życiu jeździłem dużo po kraju, w końcu dostałem adres pani Olszewskiej i piszę do niej list, taki uczniowski, hołdowniczy list, piękny.

Starałem się siebie jak najlepiej wypisać, bo w gimnazjum zawsze moje klasówki były czytane przez pana profesora Brajta. Podobno pięknie pisałem. Podobno mam ładny język polski. Nie wiem który, bo ten codzienny jest jak każdy. I napisałem do niej list, z adresem oczywiście moim. I dostałem takie piękne pismo: „Panie Jerzy, pana list odmłodził mnie o kilkadziesiąt lat. Wróciłam do gimnazjum. Wróciłam do mojej klasy, w której pan był. Ja pana nie pamiętam, ale nazwisko pamiętam. Dziękuję panu, że pan mnie przywołał z powrotem. Proszę, niech pan do mnie coś jeszcze napisze. A może pan będzie w Krakowie?”. Przyjeżdżam do niej, Boże, staruszka, pani taka prawie że już zgrzybiała. Objęła mnie, obcałowaliśmy się, „Siadaj, kochany, słuchaj, ja cię muszę czymś przyjąć – ja jej powiedziałem, że nie wolno mi „pan” mówić – bo widzisz, lwowska gościnność, tylko ja nie lubię gotować”. „Nie? To pani pozwoli, gdzie tu jest sklep jakiś?”, „A tu bazarek jest niedaleko”. Torbę wziąłem, poszedłem, kupiłem, przychodzę do niej do domu:„Zaraz ugotuję pani zupkę”. Zjadła, „Boże!

Gdzieś ty się nauczył?”. Ja mówię: „Mama mnie nauczyła, bo siedziałem w kuchni we

(2)

wszystkie wolne dni, tak że co pani chce, to ja pani zrobię”. Zrobiłem jakiś obiad, jak się cieszyła! I mówię: „Proszę pani”, „Mów mi <ty>”. „Nie. Pani ma mi mówić <ty>, a pani zawsze będzie moją panią profesorką, belferką lwowską, którą szanowaliśmy.

Wchodziła pani do klasy, to nie było uśmiechów, i dlatego też zostanę pani wiernym uczniem w dalszym ciągu”. Opowiadała, że ma syna, ma na imię Jerzy, ale jest w Australii, jest asystentem ministra budownictwa. Miała swój domek ładny pozostawiony po zmarłym mężu architekcie w Krakowie. Cieszyliśmy się sobą bardzo, pisywałem do niej i w końcu pisze do mnie: „Słuchaj, sprzedam tę willę, weź mnie ze sobą. Pojedźmy, gdzie zechcesz. Z tych pieniędzy, które dostanę, utrzymamy się, nie będziesz musiał pracować. Wyjedźmy gdzieś”. Taką propozycję dostałem od tej kobiety. Boże, jak jej brak było tego syna. No i w końcu kiedyś pisze mi: „Syn wraca do Polski! Do mnie”. Ucieszyłem się, bo wiedziałem, co to dla niej znaczy. Wiem, że sprzedali ten dom, on kupił gdzieś mieszkanie, ale kontakty nasze zerwały się. I ja to rozumiem, bo przyszedł Jerzy także, synek, tak że ten powojenny zamienił się w prawdziwego syna, no i zapomniała na pewno o mnie, a już dzisiaj nie żyje.

Data i miejsce nagrania 2016-04-12, Warszawa

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

A pan Du Château zrodził znowu sympatycznego syna, który jest notowany w Uchaniach, bo to artysta malarz był, z którym się znałem, jeździliśmy razem pociągiem, wyjeżdżając

Chodziły też dzieci żydowskie, duży procent, bo przecież w Uchaniach były trzy tysiące mieszkańców, w tym tysiąc Żydów, takie były proporcje. Z niektórymi

Zabawa co się zowie, kogutki, korkowce, strzały, lody – tylko wtedy były, bo tak na co dzień lodów w Uchaniach nie było.. Był pan Mendel, miał na rogu sklep cukierniczy,

Wyglądało to tak, że dach był zwalony do środka, a więc gruzowisko, na którym już chwasty rosły, a z boku stały ściany, dziurawe okna, bo żadnych krat tam już nie było..

Na przykład podczas Purim według tradycji żydowskiej rozdaje się prezenty, pani rabinowa wypiekała biszkoptowe ciasto, przychodził ten przedstawiciel rabina i przynosił

Jeszcze jakieś dwie czy trzy macewy w krzakach [zostały] i gmina żydowska nie może się dogadać z gminą w Uchaniach, że trzeba jakoś uporządkować ten cmentarz..

A mówię od trzeciej, bo te wioski miały swoje dwuklasówki, trzyklasówki – to było bardzo mądre, bo przygotowywały te małe dzieci, bez potrzeby udawania się [do

Pamiętam, że raz zapomniałem biletu, to się nauczyłem, bo podpatrzyłem kolejarzy, że tam gdzie składy były pociągów wsiadałem, bo by mnie nie przepuścili