• Nie Znaleziono Wyników

Zbieracz Literacki. T. 3, nr 6 (6 czerwca 1838)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zbieracz Literacki. T. 3, nr 6 (6 czerwca 1838)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Pismo to w y c h o d z i_______ > Zaliczenie na 3G4e trzy razy w tydzień

■ fe W łjŃ Hfc A

tJ Nriiw wynosi Zip.

to je s t : w Penie-

| W I

JLd ■

W

<> i J»rzyjnByCsię w

działek, Środę i kśićgarni <W eka,

P iątek , o drugiej

LITERACKI.

w liaudlaeli Knelia

popołudniu. iSchrcihcra.

Środa 6 Cze r w c a N™ 6. 1838 Roku.

T A J E M N IC A .

ZWŁOSKIEOO PANA ROMANI.

(dokończenie. )

Upłynęło^ dni ośm , upłynęło czternaście, upłynął cały mie­

siąc listopad, a Eugeniusz nie słyszał ani jednego słow a o swojćj pięknej, nieznajomej. Niespokoj- ność owładła jego um ysł, zwąt­

pienie zaczęło powstawać w jego sercu.

Z

początku tłumił je w so­

bie nadzieją zobaczenia; głos kochanki tkwił jeszcze w jego słuchu i sercu; lecz gdy się ten głos coraz słabiej i słabiej zaczął odzyw ać, gdy rozum nad uczuciem zajął panowanie, wtedy powstała w nim m y śl, iż mo­

że jest oszukanym , a niewysło- wiona niespokojnośe ogarnęła całą jego is to tę — język ludzki nie zdoła wyrazić boleści, która go opanowała. Przywoływał so­

bie w pamięć każde słow o, które z nią m ó w ił; każde zmrużenie o k a , każdv urwany dźwięk gło­

su , każde nieśmiałe poruszenie,

zdawało się mu być dowodem jej chy trości, i piętnem zdrady;

lękliwość, którą okazała w chwili rozstania , zdawała się mu hydź obłudą ; bladość twarzy, łzy na­

wet które roniła na jfg a łonie, zdawały się inu być udaniem ; gniewał się sam na siebie; iż tak był nierozsądny i zaślepiony, że mógł uwierzyć takiemu kłam­

stwu , i puścić się drogą tak niebespieezną i przygód pełną, nie znając wcale osoby, która miała bydź przewodniczącą, gw ia­

zdą życia jego. W szelako nie­

chęć la była tylko złudzeniem Serca. łioehał on piękną niezna­

jomą z tym samym zapałem co i pierw ćj, i byłby zniósł w szel­

kie męczarnie piekła, byle j e ­ szcze raz tytko usłyszćć mógł słodki głos lej pieśeiwćj syreny, byle tylko jeszcze przez jeden wieczór m ógł się upoić słodką roskoszą jej pocałunku.

W kącie leżał jego pęzel i pióro zaniedbane; natura przyodzia­

w szy się żałobną szalą jego roz-

(2)

)o{o( 4 2 )°i°(

parzy, nie nasuwała mii juz ża­

dnego przedmiotu, klóregohy wdziękiem oko jego zająć się m ogło; święty płomień poezyi zngasł Śród łez jego. W raz z ko­

chanką uleciały od niego spo- kojność i moc duszy, zapał mi­

łosny i natchnienie; czarodziej- skie więzy skrępowały jego ta­

lent i tworez.ą działalność; okro­

pna klątwa, niepezyjaźny świat duchów , urokliwa bezwładność opanowały malarza i poetę , ob­

jęły go całego w swe ramiona jak pasoźytne zićte, które wi- jąe się około drzewa, niewidomie go żywotnieh soków pozbawia.

Nakon iee — byłto najnicszezę- śliwszy dzień w jego życiu — odebrał list bez oznaczenia dnia i miejsca; Eugeniusz rozpieczę- towawszy go , czytał skwapli­

wie a cała dusza jego przeniosła się w spójfzenia j, którćmi treść połykał:

iJ ij f c t słów kilka wułito no

» na pisnę do ciebie , koćbitiity mój

■ Eugeniuszu! Sąło smutne i u-

« roezyste słowa , jak poźegna-

« nia umierającego, .luź się nigdy

«w ięee j nie zobaezyióy « niezbła-

• gana konieczność rozdziela nas

«na zawsze. Nie złorzecz nti.,

■ jeżeliin cię unieszezęśliwiła;

■ tęskne życie, pełne udręczeń

«i pozliawione wszelkićj nadziei,

■ zmyje moję przewinę; — nic

■ złorzecz mi kochanku! Nie-

■ szezęśną gw iazd a, która wzej-

«szła nad moją głową i eiebte zwswwję zgubną kolćj porwała;

■ powiunąm była przewidzieć,

• ze się tak stanie i przewidzta-

«łani; le c i miłość moja ku tobie

■ była mocniejszą, niż mój ro-

«zunt, a łudząca nadzieja: iż

■ przecie w czasie pokonać będę

«mogła mój los nieszczęsny,

«przezwyciężyła tnoje serce —

■ albowiem , wierzaj mi Euge-

« u i usz u , miłość moja nie była

■ miłofciąJzieirtśką, i nawet le-

■ r a z, pomimo naszego rozdzić-

«lenia na za w sz e , < pomimo tej

■ nieprzebytej zapory, która mię-

■ dzy nami powstaje — jeszcze

« z tym samym kocham ciebie za-

■ palem i wiecznie koebać będę.

■ Jeźli więc istotnie uczyniłam

■ cię nieszczęśliwym , kochany

■ Eugeniuszu , niecliże przynaj-

«mniej zarzut twojćj śmierci

■ nie udręcza mego sumienia!

■ I — rozważ to dobrze, kochany

■ E ugeniuszu, śmierć zagraża

■ twej głow ie tysiącami sztyle-

■ łów , które ugodzą w ciebie me-

>zaw odnie, jeźli pozostaniesz

■ w loskanie , jeźłtjak najryeli lej

»z tych miejsc się nie oddalisz!

(3)

)°ł°( 43 )r>t°(

•Jedno sło w o , jedno skinienie,

«którembyś wydał twoje ze mną

« stosunki, byłoby dla ciebie wy-

• rokicin śmierci, a żadna od-

«leglośe nie byłaby w stanic za-

« słonie cię od potężnego ramie-

«nia , które nas rozłączyło na

• zawsze. — Bywaj mi więc

• z d r ó w , mój d r o g i, nieszczę-

«śliwy przyjacielu — niech cię

• niebo zachowa w swej opiece

• i ukoi twe żale. Oby na lej

«ziemi miało jeszcze kwiatek ,

• mogący npięknić twoje życie !

• Ol»v rószczka laurti, co osła-

• niała włos młodzieńca, bujny-ii

« w około skroni męża zakwituęła

• wieńcem ! Oby dziewictt, go- . do;, twojego przywiązania,

• mniej nieszczęśliwa niż ja, ino-

«gła ci wynagrództó nieszczę-

• sną, godną politowania ko*

• cliankę, której ci nigdy oglą-

«dać już nie wolno.*

*

#

Na wielkim placu przed ksią­

żęcym pałacem powstała wielka c i ż b a z e wszystkich ulic podo­

bnie strumieniowi, który spa­

dając z góry rozrywa brzegi, wysypały się nieprzeliczone tłu­

my ludu; tysiące głosów wo­

la jąeyeli , zadrżały w powietr z u , tysiące słów potnięszanych i nie­

zrozumiałych szumiaty w odda­

leniu , jak huczące balu auy mu­

rza , gdy je wichry rozruszą, liroezyste uderzenie we dzwony dałusięsłyszee z wież we Wszyst­

kich kościołach ; w odpowiednich 11 rzęs 1 a likach grz iii i u I y okropny 111 linkiem działa; wojenna muzyka rozstawionej kapeli połączona była z rykiem trąb i łoskolnym odgłosem bębnów przechodzą­

cego wojska; liurkot powozów, trzask biczów, gwar tłumu, nacisk gawiedzi, zgiełk , trąca­

nie i zbiegowisko, jakiego nikł nie zapamiętał, panowały w leni stawuem mieście, lej źrenicy W łoch , tein siedlisku wdzięków i wspaniałości.

Frańeiszck

II.

z domu Medy­

ce,usz, książę Toskański , olielio- dził owej chwili swe zaślubienie z Bianką Knpellą, córką rzeczy- pospolitej Weneektój.

Do katedralnego kościoła wy- ruszył na koniach orszak dworu, liczny i świetny zastęp; za nim jcclłali w powozach posłowie W eu e e y i, otoczeni na jzuakomit- szemi osobami swego narodu, które w celu ujrzenia na tronie tej nowój Katarzyny Kumam,

opuścili adryal yekie w ybrzeża.

I’o tych cudzoziemcach pojawił

(4)

)°J°( 44 )°i°(

s ię brat księcia odpow iadający p rzy jem n y m uśm iechem na o k la ­ ski zg ro m a d zo n eg o lu d u . —- N a sa m y m końcu pom yk ał się po- W óz k sią żęcy , o zd o b io n y p o z ła ­ can ą robotą rzeźbiarską i taflam i z kryształu , który sześć parska­

jący c li, a n d a 1 u z y j s k i c h r u in a k ó w , k roczących m a je sta ty c z n ie , to ­ cząc na Cugle g ę stą p ia n ę , i w str z ą sa ją c z niecierpli w ości du ­ m n e g r z y w y , krok za krokiem c ią g n ę ły . — W zło to ubrani s łu ­ d zy i d w o rza n ie za jm o w a li k o­

n iec w sp a n ia łeg o orszak u .

« P a ll ■zcie , patrzcie , to o n a, pięk n a B ia n k a , nasza k siężn a !«

d ały się zew szą d sły s z ć ć cich e g ło s y w id z ó w , g d y p o w ó z sta ­ n ą ł tak blisko , iż d ostojn ą parę ro zezn a ć b y ło m o żn a . N a cisk sta w a ł się coraz w d ę k sz y m , ile m o ż n o śc i w y c ią g a n o do g ó r y g ł o w y , a tysiące g ło s ó w w o ła ło :

» N ie c h żyje B ianka ! N ie c h żyje ob lu b ien ica n a sz e g o księcia ! — N ie c h ży je n a sza k s ię ż n a ! -

T y m czasem g r o n o s w a w o l­

n y ch , m iejskich o b y w a teli sta ­ n ą w s z y na b oku o podał od pićr- w s z e g o orsza k u , za b a w ia ło s ię o so b liw sz ą r o z m o w ą , szyd er- skim d ow cip em i p r z y c in k a m i, m e p o s tr z e g a ją c , że w poblisko-

ści b y ł jed en n ie z n a jo m y , który p rzek o n a w szy s i ę , iż mu n ie­

podobna p rzecisn ą ć się p rzez tłu ­ m y , sta n ą ł tu ż przy nich i s ły ­ s z a ł w sz y stk ie s ł o w a , które się z ich n ieo stro żn y ch u st w y m y k a ły ,

« W sa m Ć jr z e c z y ,» za czą ł m ó­

w ić z nich jed en , « w sam ej rze­

c z y , o n a j e s t cu d n ie p ię k n ą ; ta p ołysk u jąca s ię ślu b n a s z a t a , ten k o sz to w n y w e lo n na g ło w ie , je s t jej bardzo do t w a r z y ! -

«C zy p o s t r z e g łe ś ,» p rzerw ał d r u g i, -jak j e s t bladą i zam y­

ś l o n ą ? — zda je s i ę , iż se r c e jć j o b ce je s t tćj p o w szech n ej ra­

d o ści i tem u f e s t y n o w i, którego je s t k r ó lo w ą !»

« B a ,» rzek ł żartem tr z e c i,

> on a jest z in ię s z a n a , odurzona b lask iem sw o je g o sz c z ę ś c ia , które za iśtę nie p r z y św ie c a ło jćj ko- lć b c e . D o czarta , bo le ż to rzecz n ie s ły c h a n a — je d n a W e n e c y a n - ka — p r a w d a , z e z sta r o ż y tn ć j s z la c h ty , a le b ynajm niej jem u n ieró w n a $ p r z y z w y c z a jo n a do sk ro m n eg o życia w o jczy sty m d o m u , a teraz n a g le m ałżon k ą W edy e e it s z a ! P o tr z e b a o lb r z y ­ miej s iły , p rzy ja cielu , by z a ch o ­ w a ć p rzy to m n o ść u m y słu w p o ­ d obnej zm ian ie s z c z ę ś c ia !«

• T a k , tu k ,» p o d n ió sł g ł o s ,

(5)

)°ł°( -Ą8 )°i°(

czwarty, «jcźli jest bladą i za- m yśloiią, zapewne ma do tego bardzo ważne powody. Czy są­

d zicie, i i to lak łatwo otrząść się z przewinień przeszłości ? — ze wcale nie utkwiw'sercu przy­

kre wspom nienie, które często w duszy niezalarte zostawia śla­

dy ? — naprzykład zgryzota su­

mienia. — Czy sądzicie, że ją stłumić zdoła muzyka uroczysta? «

« Gdyby w samej rzeczy, » o- dez wał się inny po cielni, .drę­

czy ła ją jaka zgryzota sumienia, loź. miała dosyć czasu do od­

pokutowania jej w ogrodzie Pra- lo lin o .»

« Albo)i ló ż ,» roześmiał się nmwca poprzedni, «do obarcze­

nia się nową zgryzotą !»

Nieznajomy nie słuchał już (laby , tylko z Całą mocą rzucił się w natłok ludu.

Tym czasem orszak stanął u kościoła katedralnego. C7 Bianka Kapello , otoczona damami i ry­

cerzam i, którzy przy boku jej składali straż zaszczytną, w y­

siadła z powozu , piękna , uro­

cza , jak anielska postać z nad­

ziemskich krain. Po głośnych okrzykach lu d u , nastąpiła g łę ­ boka c isz a , wszystko zajęte było podziwieuieiu nadobnej istoty i

uroezystćm oczekiwaniem nastę- pnej chwili — zdawało s ię , jak gdyby widok oblubienicy księcia w zaklęcia trzyma! wszystkich swym urokiem. — Gdy o to , na­

raz pośród wodzów wszczął się m zw ch niespodziany: «Toona!

to o n a!» krzyknął jakiś męż­

czyzna głosem uiew'ymownćj źłt- łości — i młodzićriicc nadaremnie wstrzymywany przez żołnierzy, przebiwszy się przez najliczniej­

sze tłumy ludu poskuezył ku B iance, wyciągnął ku nićj rą*

iniotia i padł na zietwą bez przy « tomności. Bianka usłys zawszy żałośny ję k lego i tsrrd- ciła swoje oczy w tę sjtrouęą—

ognisty ruinićnicc wyrósł na po­

bladłem jej licu ■—-oziębłćm i IJ- tującem okiem spojrzała na om­

dlałego młodzieńca— i zebrawszy wszystkiesw'e siły—-weszła śmia­

łym krokiem na stopnie wielkiego ołtarza.

* *

*

Nazajutrz zrana nad brzegiem rzćki A r n o , zgraja ciekawych otoczyła martwe zwłoki młodego m ężczyzny, którego właśnie wy­

dobyto z toni. Nikt nie znał lego człow ieka, nie znaleziono przy nim ani pisma ani żadnego znaku, któryby o nim dał jakową po-

(6)

)°ł°( 46 )'>i°(

szlakę j "wszyscy przypatrywali się ciekawie i zżalośeią pięknym włosom | szla<*łiel.iiyt>> rysom twarzy nitSśżeźęśl i wCgO, Jedna Syłfet) stara , zgarbiona mateczka, której ubiór okazy w at, że jest uboga służebnicą, wpatrzyła się weń z osobliwszym udziałem, i uroniwszy łzę na jego twarz strętw ialą, rzek ta posftłtnzpui- ezem: • Czy i ty p oiłeś jej otiarą Eli gen i u szu Raggi ?»

Imię to z ust do ust id<|c prze­

niosło (Hśjbon|gc smutny wypadek ten do wiadomości jego kre­

wnych.

poczytEi:

sztukilękabski

M-

Sztuka lekarska, dla które’

starożytność Eskulapa stworzy­

ła na Olynipie, wynalazkiem, czy dziełem jest samego czło­

wieka. Potrzeba, wnioskowa­

nie , przypadek f przykftid zw ie­

r zą t, wystarczyły człowiekowi dadź początek tej obszernój nau­

ce. Dalsze doświadczenia, więcej

itrzykładów,

rozwaga zamień iły ją w sztukę., Hypokrates twier­

dzi że za jego czasu w jii® wysoko posuniętą tę znalazł naukę. I w I a i n to e z e s n y i • 11 ud < »s k o 11Sifett Wt c 11 czerpał swoje wielkie o niej po­

jęcia. Jeżeli tak jest czemu liii;

przeczemy w cale, łatwiej poj­

mujemy jego śmiałe a pewne krfttó, na tak ntedosiępnyżin innym , skąd iuąd gruncie. Ili- storya przecież starożytna nau- cza n a s, że rtłflicjętńttśd medy­

czna była sekretem , własnofcią wyłączną pewnych pokoleń, ro­

dzin , a naw’etkast*»ddzjćltłyrb- Była podług tego albo wysoko cóniona, albo najnicsprawiedli- wiej pogardzoną.

W tym w iek u , w którym ży- jeiny w którym się ćfcblbióńiy z ryw ilizacii, wątpliwą jest rze­

czą czyli 2 0 CZęsSc całej ludności ziemskiej zna ją jako sztukę, jako unjitrjętm^.

Przed OefiilSrtn i ^iigustwii W łochy co w yfejgły świat ó w ­ czesny, w cyw ilizaoyt, Irkaiutów wcale nie znały. Surowy Balon zbyt źle o piastuuaeh tej nauki tuszył. Siedmset lat kwitńątUJgói stanu Rzymu upłynęły a leka- rzów Rzym nie potrzebował, (iaiien , tygfiljre, Pliniusz, i inni,, twierdzą że za ich czasów, nie stal

i

la minka w Rzymie na stopie doskonałości , jakiej oni w ym a­

gali. W ogólności była to mię- szauiua, zlyc.t* pojęć bypokia tesowej nauki, z grube mi i dzi

(7)

)°$°( 47

)ojo(

waczjąćmi praktykami; dziwa­

czn e form y, syslenialn pokrę­

c o n e , pełno zabobonnych prób, i kiiglarstwa, stanowiły zawo- łańs/.ego lekarza.' Przeskakując od tamlćj epoki aż do

XVI

wieku, takąż albo podobną tylko, na­

potykamy w nauce tej niewiado- iitośe (1 ); owszem często wję- cej śmieszności, gdyż wieki śre- dnie, wieki życia upiorów, istnie­

nia widin , i wiary czarnoksię­

żników w samych siebie, mu- siały po lekarzach wymag ać aby się osłonili nie tylko szatą ory­

ginalniejszego, kroju , ale mgłą mistycyzmu« którą by $iłnićj na imagiuariją ówczesnego ludu u- derzano. Pospolicie w tamtych wiekach Lekarze łączyli Aslro- logiją, a lud ich posądzał o spra­

wki przyjazne z szatanami.

W epoce tej łatwowierności i oszukania żaden nie sięgnął za kres wiadomości Celsa Au- reliana i Plin insza, rzadki na­

wet dosięgnąć go odważył się ,

(1) Struś Polak doktór Zygmuntów wznawiając w medycynie próbę le­

karską przez dotykanie pulsu go­

tował wielkie dla medycyny rozwi­

nięcie, ciężkich doświadczał prze­

szkód i z upartym stoczyć musiał walkę zabobonem.

<lo naśladownictwa swejro xa- wsze mięszać musiał barItarzyli­

stwo wieku , i Itrak tamtym po­

dobnego przynajmniej talentu, podobnej zdolności; wszystko krzywiła, wszystko krępowała kabalistyczność i interes fał­

szywy.

Takie rafy musiała omijać me­

dycyna , i o ostrzejsze nieraz się obijać skały; za, nim przyszła

<lo tego stopnia w jakim ją dziś widziemy. Wiele przy tym in­

nych do zwalczenia miała kniei.

Lekarze niezawsze byli tak po­

ważani jak są dzisiaj. Molier szydził ostro, ale miał prawo i słuszność za sobą, Molier był filozofem większym, jak wielu jego współczesny eh.

Cóżkolwiek bądź, probićrcze doświadczenia , przypadek i jak powiedzieliśmy przykład źwie- rząt, medycynie dały początek, a potrzeby wszędy równie czuć dające s ię , były przyczyną jćj zamienienia wsztukę, jak w dal­

szym rzasie one li tylko najwię- cćj przyczyniły się do ulepszenia.

Dzieje, fakta geograficzne wszystko nas naucza że sztuka ta dłużej może leżała w kolebce niżeli inne umiejętności; było to dzieciństwo długie, a niedołężne,

(8)

)o |o ( 4 8 )ó?°(

'byfe to raczej, oitznnezenie pię- kncgo obrazo, ale do czasu noil- malowaoia dłueic <lni loislrzowiO spłynęły, a spłyń**) jeszcze wiek!

nim o doskonałości wyrzec będzie można.

—SIMĘ-*

DWA ANIOŁY.

Juz wieją pierwsze jesienne chłody, Powracające ciągną żurawie;

Nim pierwszym lodem ranek zaśkli ( wody, Krążący ryhitw muska się w sta w ię , I dla bagnistej czajka ustroni Brzmiącemi skrzy dl y pożegnanie dzwo-

(n i.

Przez nieprzejrzane zblakłc pastwi- ( ska , Na pajęczyny wątłym kobiercu Słońce ostatkiem skarbów swycli p oły -

( ska | Przy konającej lilii sercu W iędnący motyl skrzydełko schyla, Zastyga rosa — łezka dla motyla.

W ych yl się, słońce, wychyl w błęki­

t y !

Zadzwoń, o wietrze,-przez jar ustroń- (ny

W |»u&itoilćj JJSSOty u|»tęlSWSc kity ; Zadorami'., śpiewaku uiójjednotnnn}!

Niech temu śv iia tlu . niech tej pin-

( S C I lC C ,

Zabytek lata— spomnicnic poświęcę.

Gdy kirchmur śnieżnych 7,wiśnie nad ( ziem ią, I wichrowate tchnienia zamieci Kwiatami mrozu okna mi zacieuii;|,

Czćmżc się wtedy św iat mój roz- (św ie ci?

Kto mię śród nudów i wycia burzy Błogićm i snami lepszych dni odurzy?

» Ja* rzecze praca : «ja cię obłokiem Swojego świata przed zimą skryję..

A wyobraźnia : «a ja cię urokiem Swojego tańca zimie odbiję. » I jak b liźn ięta, objęte w poły, Zleciały w moję duszę dwa anioły.

W ita jc ie , gońce dobrego nieba!

Niewyczerpane są wasze dary, Tylko was godnie ugościć potrzeba;

Za przeżegnaniem anielskiej pary, Napojem ż y c ia , duszy naczynie Napojem chw ały przez wieki popłynie.

Pod skromnej chatki poddaszem ni*

( skiem , Gdzie założycie gospodę waszą, Przed wieśniaczego kominka ogniskiem

Myślą się wieków skronie opaszą, I milionom za miliony

Stanie samotnik przez was poświęcony,

^—ooooooo—

S Z A R A D A .

Dwa pierw sze, w kimże uczuć nic ( wzbudzi?

Któż nic lu b i, dwóch drugich? jeźli ( urodziwe?

W sz y stk o , gdy żyzne szczęśliw e (idy piękn e, dwa pierwsze łudzi.

W u ItAKOWir., CziOMtAMI JttSSKĘĄ C Z. ICKA.

Cytaty

Powiązane dokumenty

wsparty, zdawał się gonić myślą i ścigać oczyma te miejsca, kędy Nida radośnie biegała, lecz nie za kwiaty, nie za motylami pu­. ścił młodzian swe

Rozogniona tćm imagi- nacya podżegała jego namieję- tnośe, a upokorzenie którego m iał doświadczyć dręczyło jego duszę bo czlćruasly dzićń ju ż był ubićgł

re co kilka lat się odmićniają, których edycyi połowa idzie na obwijanie, a na których i tak jeszcze pp.. księgarze

— Nasze wychowanie jest bardzo surowe pod tym w zględem , • jeżeliby młody człowiek zdawał się z wra­. cać uwagę na śmieszności

zania sw ego dawał dowody, tym sposobem tak bardzo ją dla siebie u ją ł, iż jeżeli nie ubiegała się o j''g° towarzystwo oliecnośe Lucia nie była dla

Ledwo Alfred de Musset się oddalił, gdy między dwoma sła- wućmi romansów autorami , wszczął się wielki spór o w yż­.. szości la leniu Serdy

nych ternźnićjszyeb poetów, nie- wybrawszy sobie pewnćj jeszcze drogi, waha się uo jakiegu celu myśli obrócić. Przed kilkoma laty, wielu młodych francuzkicb

rzystą zasłoną ńa bladej pięknej twarzy, na której smutek się m alow ał! Oko jej ciemne nie ziemską, ale niebiańską miłością rozognione , rozrzucało śród