• Nie Znaleziono Wyników

Życiorys - Stefania Gługiewicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Życiorys - Stefania Gługiewicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

STEFANIA GŁUGIEWICZ

ur. 1927; Poznań

Słowa kluczowe dzieciństwo, rodzina i dom rodzinny, okupacja

Życiorys

[Nazywam się] Stefania, z domu Chociej, Gługiewicz. [Urodziłam się] 25 lipca 1927.

W Poznaniu jestem urodzona.

Więc tak. Przed wojną skończyłam sześć klas szkoły podstawowej, to się inaczej nazywało, powszechna szkoła. I chodziliśmy z bratem do prywatnej szkoły, to była prywatna szkoła. Co dalej? No, w 39 roku, na początku grudnia Niemcy nas wywieźli, to znaczy rodzina była trochę podzielona – bo ojciec z jednym moim bratem, czyli ze swoim synem, był gdzie indziej, a nas, jak Niemcy przyszli, zapukali do drzwi, to była mama, ja i dwójka rodzeństwa. I wieźli nas dwie doby przez Warszawę do Kraśnika.

W Kraśniku na furmanki i do Urzędowa. No i potem rozdzielali nas na wsie. Nam się dostała wieś Leszczyna. I tam byliśmy aż do kwietnia 45 roku. Czyli tam przyjechaliśmy tak krótko przed Bożym Narodzeniem, oczywiście do obcych ludzi, bo to nie znaliśmy ich. Najpierw tam była samotna wdowa. Ona dzieci nie lubiła, a nas było czworo w domu, więc ojciec potem szybko szukał innego lokum, i znalazł po sąsiedzku taki mały pokoik, z jednym oknem zawsze zastawionym słomą, matą taką słomianą, bo to było od północy pojedyncze okno, ale tam myśmy cały czas u nich do 45 roku mieszkali.

A w czasie wojny to różnie, przede wszystkim pomagałam o tyle rodzicom, że wynajmowali mnie do pasienia krów. Pasłam krowy, od wiosny do jesieni, tak jak był ten sezon. Zimą nie, zimą byłam już z rodzicami, a to była taka pomoc, za to ojciec dostawał albo zboże na mąkę, albo ziemniaki. No a jak tutaj [do Poznania]

wróciliśmy, to oczywiście naszego mieszkania przedwojennego nie było, ale [ojciec]

znalazł jakieś takie w zrujnowanym domu dosyć możliwe mieszkanie, co prawda jak

deszcz padał to aż do parteru leciała woda po ścianach, no ale jakoś tam

wytrzymaliśmy, potem zaczęli naprawiać pomału to wszystko. Ja poszłam do szkoły,

do liceum już… bo wtedy jeszcze było i gimnazjum i liceum, i zdawałam maturę w 50

roku. I poszłam na studia, na historię. Skończyłam ją, co prawda najpierw bez

magisterski, ale potem jednak dorobiłam tą magisterkę. No i pracowałam jako

nauczycielka w szkole.

(2)

Data i miejsce nagrania 2015-11-12, Poznań

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Maria Radek

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

A ta ich bratanica, bo to była od brata tego Hirśka, Hirsiek, ta Gitla, tak jej było na imię, aha, jeszcze zapomniałam powiedzieć, że wieczorem, późnym

Żydzi tam mieli jakiś konkretny dzień do opuszczenia tych swoich domostw, i chyba też na nich czekały jakieś tam fury, bo myślę, że chyba nie gonili ich na piechotę do Kraśnika,

Może był, może dopiero później, ale też nie, bo w czterdziestym czwartym roku z sąsiadką, taką też w moim wieku wtedy, szłyśmy na cmentarz do Urzędowa, i była

Ale ona też w jakiś sposób była odważna, sama się gdzieś przechowywała, bo ten ojciec jej, ten Hirsiek, to był dużo starszy od tego Mośka.. Czy Gitlę pochowali

Aleksandrowicz pierwszy zmarł, w tym małżeństwie, powiedzmy, Aleksandrowiczów, on na raka zmarł, a jego żona Józefa, bo tak jej było na imię, to długo jeszcze dosyć żyła

To było jeszcze przed ósmym maja, czy przed dziewiątym majem myśmy przyjechali, bo właśnie tego ósmego maja w nocy zaczęła się taka strzelanina i wszyscy byli tam

Pewnego razu, zaraz na początku wojny, to nagle przyszły do nas trzy Żydóweczki, takie panie, które na ulicy Bychawskiej, naprzeciw krzyża była duża szkoła

Funkcjonowała między innymi budowlanka przy ulicy Radziwiłłowskiej, do której chodziłem, z tym że nie na wydział budowlany tylko elektryczny, więc jak się wchodziło do