Zofia Florczak
U początków opisu morfonologii
polskiej : spór Mrongowiusza z
Mrozińskim
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 69/2, 111-126
Z A G A D N I E N I A J Ę Z Y K A A R T Y S T Y C Z N E G O
P a m ię tn ik L ite ra c k i LXIX, 1978, z. 2
ZOFIA FLORCZAK
U POCZĄTKÓW OPISU MORFONOLOGII POLSKIEJ:
SPÓR MRONGOWIUSZA Z MROZlNSKIM
Powszechnie już uważa się Józefa Mrozińskiego za pierwszego języ
koznawcę polskiego, który torował drogę fonologii, badając „naturę pol
skich głosek” i ich funkcje w ukształtow aniu system u fleksyjnego. Ba
dania te uznaw ał za podstawową czynność naukow ą dla zbudowania
polskiej gram atyki. Przekonania swoje i w yniki własnych dociekań
w tym zakresie wyłożył w zwięzłej rozpraw ie pt. Pierwsze zasady gra
m a tyki języka polskiego, która ukazała się w roku 1822. Następna, obszer
niejsza praca, m ająca na celu w yjaśnienie krytykom i oponentom, co
jest przyczyną niezrozumienia zaprezentowanej przez niego uprzednio
postawy badawczej — była rozwinięciem, w niektórych miejscach po
praw ieniem Pierw szych zasad. Ukazała się w krótce po nich, w niespełna
dwa lata, pt. Odpowiedź na umieszczoną w „Gazecie Literackiej” recen
zję dzieła [...] „Pierwsze zasady gram atyki języka polskiego” (1824).
W Odpowiedzi tej Mroziński przywołuje wielką liczbę nazwisk (po
nad 150) ówczesnych europejskich gram atyków i pisarzy, zajm ujących
się problem am i języka, w ykazuje też duże oczytanie w pracach autorów
polskich. Wiadomo, że kierunek jego badań sytuował go jako głównego
oponenta wobec Kopczyńskiego. Wiadomo również, iż odważnie i ostro
um iał się rozpraw iać ze swoimi przeciwnikami, a także — iż poprzez
liczne cytaty z innych dzieł, podawane z wielką dokładnością, umiał w y
razić dla ich autorów aprobatę, uznanie lub podjąć z nimi polemikę.
Dlatego szczególnie interesujące staje się w ydarzenie, które w praw
dzie uważać można za m arginalne i epizodyczne, jednakże dla badaczy
świadomości językoznawczej tam tej epoki, a zwłaszcza dla badaczy dzie
ła Józefa Mrozińskiego, nie powinno być obojętne.
Mam na myśli w ystąpienie Krzysztofa Celestyna Mrongowiusza. Dzia
łający na terenie Prus w latach 1794— 1854, był on cenionym lektorem
i obrońcą języka polskiego, autorem m. in. licznych podręczników do
nauki tego języka przeznaczonych dla Niemców i pisanych po nie
miecku.
to w sposób bardzo dobitny — w przedm owach do drukow anych swoich
dzieł. Odpowiedzi Mrozińskiego nie ma. Nie udało mi się też znaleźć
żadnego śladu zajęcia stanowiska wobec tej spraw y przez członków To
w arzystw a W arszawskiego Przyjaciół Nauk, naw et tych, do których bez
pośrednio odwoływał się Mrongowiusz.
Pragnę przedstawić ten incydent — dziwny spór, w którym zabiera
głos tylko jedna strona, chociaż obaj autorzy stw ierdzają: „ja byłem
pierwszy...” Otóż w czym uw ażają się za pierwszych?
Zestawmy najpierw daty: ramowe daty biograficzne oraz daty aktyw
ności pisarskiej, do nich bowiem może w ypadnie się odwołać.
Kopczyńskiego dołączamy tu dla uzyskania bardziej pogłębionej p e r
spektywy, poza tym : nie tylko Mroziński, ale i Mrongowiusz — jakkol
wiek w nie tak ostry sposób i nie w takim zakresie — przeciw staw iał się
Kopczyńskiemu. D aty publikacji wypowiedzi Mrozińskiego i Mrongowiu-
sza podane w nawiasach nie są istotne dla omawianej spraw y 1, jakkol
wiek rok 1830 ma swoją szczególną wymowę, o czym później.
„Spraw a” zaś — stała się wielkim dram atem życiowym M rongowiu-
sza. Po raz pierwszy jednak ujaw nił to dopiero w r. 1831, w 9 lat po
w ystąpieniu Mrozińskiego w roli językoznawcy ogłaszającego swoje w tej
dziedzinie credo. P retensje sformułował Mrongowiusz w Przedm owie do
tłum aczenia Ksenofonta O wyprawie wojennej Cyrusa. Ja k w ynika z jego
słów, poczuł się do tego kroku sprowokowany opiniami Michała Sucho-
rowskiego i Jan a Poplińskiego, którzy w swoich pracach powoływali się
na nowatorskie i słuszne ich zdaniem stanowisko Mrozińskiego 2.
Przytaczam słowa Suchorowskiego:
Sprawę, dlaczego przy nauce języka polskiego napotyka się ty le trudności, trafnie rozwiązał M roziński (w sw oim m ałym , lecz nieocenionym dziele P ie rw sze zasady g ram atyki ję z y k a polskiego), twierdząc, iż żaden gram atyk nie zgłębił dotąd natury polskich głosek [...] Polska gram atyka powinna składać się z zasad, a nie z form gram atycznych*.
1 W roku 1819 ukazało się M r o z i ń s k i e g o Oblężenie i obrona Saragossy [...], w 1791 M r o n g o w i u s z zaczął w ydaw ać przekłady „Kalendarzy Pruskich P o l sk ich ”.
z
м.
S u c h o r o w s k i , T heoretisch-praktisc he Anleitung z u m gründlichen Unterricht in der polnischen Sprache nach einem neuen und ganz eigenem Plane bearbeitet. Lemberg 1829. — J. P o p l i ń s k i , G ram m atik der polnischen Sprache nach K opczyński, Cassius, Bandtk e und Mroziński. L issa 1829.8 S u c h o r o w s k i , op. cit., Vorrede. W tekście podręcznika autor w ielokrotnie cytuje M rozińskiego lub na niego się powołuje, szczególnie przy om awianiu p ol skiej zasady zm iękczania spółgłosek (zob. s. 4, 12, 30, 38, 42, 62). Ten i dalsze cytaty z publikacji niem ieckich — tłum. Z. F.
Mrongowiusz Mroziński K opczyński Lata życia 1764— 1855 1784—1839 1735—1817 Okres publikowania (1791) 1794—1854 (1819) 1822—1824 (1830) 1780—1817
Na to właśnie obruszył się Mrongowiusz:
Tu wypada m i sprostować zdanie pp. Suchorowskiego i Poplińskiego, którzy w swoich w roku 1829 w ydanych gram atykach twierdzą, jakoby pan Mroziński był pierwszy, który now y w ykład form ów języka polskiego w yśledził z natury głosek polskich. Prawda, że p. M roziński był pierwszy, który w języku polskim o tej m aterii w r. 1822 pisał, lecz jam już w r. 1811 w ydał gramatyczne dziełko w języku niem ieckim o tym traktujące, pod tytułem : Polnische Formenlehre, a w roku 1816 Polnischer W egweiser, oder neu versuchte Analyse des Verbi, a zaś nową edycją pierwszego dziełka pod tytułem : Polnischer W egweiser enthaltend eine neu versuchte Aufklärung der polnischen Sprachform en w r. 1821, dedyko waną J. O. K sciu Adam owi Czartoryskiem u. Posłałem był ow e pierwsze edycje śp. m inistrow i Stan isław ow i P o to ck iem u 4 do W arszawy z prośbą o krytykę p ole cić się mogącą panu S zw ey k o w sk iem u 5. Odpisując oddali obydwaj moim bada niom spraw iedliwość. Co też m iało ten skutek, że m ię Król. Towarzystw o Przy jaciół Nauk w W arszaw ie obrało za członka s w e g o 6. W ięc m ógł pan Mroziński k o rzystać z m ojego niem ieckiego dzieła, co m nie też bardzo ucieszyło. A le dajmy, że by p. Mroziński był w ynalazcą tej nowej teorii gramatycznej, wszelako jak jem u tak i pp. Suchorowskiem u i Poplińskiem u m ogę i teraz naw et pokazać, że w łaśn ie ten artykuł, w którym się ode m nie różnią, jest niedokładny. W szyscy trzej twierdzą, że twarde głoski (które ja na zasadzie gram atyków greckich n a zywam charakterami) przybierając w niektórych zakończeniach gram atycznych e, m iękczą się przez w ścibione i, na różny sposób.
Tu pilny uczeń zapyta się: kiedyż i dlaczegóż ma się i w suw ać, np. m am y formę; „piękne” adj., „pięknie” adv. Jakże tu przyjdzie odpowiedzieć uczniowi? Oto tak: w pierwszym razie jest w łaściw ym zakończeniem e, ale w drugim razie jest w łaściw ym zakończeniem ie. A zatym m am y w języku polskim zakończenia na e i na ie; w deklinacji rzeczow ników, w adwerbiach i w koniugacji w erbów z twardym i charakteram i jest naturalniej przypuścić zakończenie na ie niż na gołe e; bo w łaśnie to i w zakończeniu ie jest prawdziwą przyczyną m iękczenia tw ar dych charakterów; ponieważ praw idła harm onii w ym agają tego. Np. „grob” ma in vocativo et locali „grobie”; „ryba” — in dativ o et locali „rybie”; „niebo” in locali „w nieb ie”; „brat” m iałoby m ieć „bratie”; „żyd” — „żydie” ; „towar” — „tow arie” ; „Bog” — „Bogie”; „apostoł” — „apostołie”, ale że tkw iące i w zakoń czeniu ie nie cierpi twardych charakterów, w ięc one w prętkim w ym aw ianiu m iękczą się i zlew ają lub zbijają się (w e rd e n gem ildert oder gequetscht), a tak utw arza się stosow nie do harm onii języka — inny dźwięk, odmienny od pierw
ot-4 Stanisław Potocki zmarł 1ot-4 IX 1821.
5 W ojciech A nzelm S z w e y k o w s k i , pedagog i językoznawca, w latach 1818— 1831 rektor U niw ersytetu W arszawskiego, w r. 1827 powołany przez Tow a rzystw o W arszawskie Przyjaciół N auk do D eputacji do U stalania Praw ideł P i sow ni Polskiej. W pracach tej D eputacji brał czynny udział (nie będąc jej człon kiem ani nie należąc do TPN) — Józef Mroziński. Fragm ent wspomnianej recenzji pt. Uwagi nad rozbiorem słów polskich JP. Mrongoviusa, poczynione z polecenia JWHr. S. Potockiego [...] cytuje M rongow iusz (po niem iecku) w przedm owie do Polnischer W egweiser I...] (1821). Fragm ent ten zawiera ogólną pochlebną opinię o „pilnym badaczu języka polskiego”, dającym m. in. w iele „nowych i podstawo w ych u w ag” na tem at polskich czasow ników i ich rdzeni. Tamże uw agi Mrongo- w iusza pod adresem Szw eykow skiego, który pewnych jego twierdzeń „nie zro zu m iał”.
6 M rongowiusz został powołany na członka-korespondenta Towarzystwa War szaw skiego Przyjaciół Nauk w dniu 2 II 1823.
nego tonu, dla którego Polak, który tak pisze, jak w ym aw ia 7, bierze głoskę tem u dźw iękow i przyzwoitą, w ięc pisze: „bracie”, „żydzie”, „towarze”, „Boże”, „apo stole”, co się i w przerzeczonych częściach m ow y zdarza, np. „ d o b r z e”, „s r o- d z e”, „ b i e r z e”, „ t ł u c z e”, „m o ż e”. Tu znowu powie oponent: w szak w idzisz, że w łaśn ie w niektórych tu przez ciebie przytoczonych przykładach spom iędzy rzeczow ników i innych części m owy okazuje się samo e jako zakończenie, np. w „apostole”. Prawda, że tu tym czasowo pokazuje się gołe e jako zakończenie gra m atyczne, ale że pierwotnym zakończeniem m usiało być ie, to dowodzi zm ięk czenie charakteru i na l. Dlatego też dawni pisarze, np. Seklucjan, pisali „apo- stolie” 8, a i w rosyjskim języku zachowało się dotychczas to pierw iastkow e zakoń czenie na ie bez am algow ania (Quetschung), i m ają R osjanie nawet osobną p oje dynczą literę na oznaczenie takiego zakończenia, np. w rzeczowniku „ruka”, „rukie”, „ręka”, „ręce”. A tak jaśnie okazuje się, że nie trzeba tak dalekich zacho dów w szukaniu lub przybieraniu litery i, trudniących darem nie naukę o form ach m owy polskiej, lecz natychm iast w tablicy deklinacyjnej nie e, ale raczej że u m ieścić i pokazać w objaśniających ją przypiekach, że przekształca się to ie cza sem na e podług praw ideł harmonii językow ej, po uskutecznionym zm iękczeniu twardych charakterów. Co się tycze m iękkich charakterów (literae jeratae), tym w liczbie mnogiej dodaje się w praw dzie zakończenie na e, np. „koń”, pl. „koń e”, a pisze się „konie”, w ięc tu w suw a się w yraźnie ż, ale to tylko z tej przyczyny, ponieważ się już w m iętkim charakterze ukryte i (sław iańskie je r ) znajdowało.
Co do koniugacji, ta uczącemu się inaczej nie może być ułatw ioną jak przez dokładne paradygmy. W szystko to w w yż nam ienionej gram atologii mojej jest wyłuszczone. Recenzja tego dziełka oceniająca jego wartość znajduje się w „Ga zecie Literaturnej H alskiej” z roku 1812, pod num erem 250 9. W ciągu przeszło 40 lat dawając różnym osobom lekcje w języku polskim, m iałem w ielokrotną spo sobność do zgłębiania form ów m ow y polskiej, w ięc n ie dziw, kiedy rychlej m ogłem to dostrzec, i nie zazdroszczę nikom u pożytkowania z m oich gram atycznych uwag 10.
Reakcja Mrongowiusza dotyczy tylko pierwszej pozycji Mrozińskiego,
drugiej zaś, obszernej Odpowiedzi na [...] recenzją (1824) — Mrongo-
wiusz nie przytacza ani razu. K onfrontacja zarzutów m erytorycznych
z odpowiednimi fragm entam i Pierwszych zasad prowadzi do wniosku, że
czcigodny lektor gdański nie uchwycił istotnej różnicy między sobą
a Mrozińskim, polegającej na odmienności ich postaw badawczych. Mron-
gowiusz działał ze stanowiska gram atyka przede wszystkim w yjaśnia
jącego reguły fleksyjne, jakie w ystępują w języku polskim, Mroziński
zaś stale podkreślał, iż zajm uje go na razie jedynie „śledzenie n atu ry
polskich głosek” i że poza to zagadnienie nie wychodzi. Tak więc, gdy
Mrongowiusz wyróżnia niezmienny rdzeń w yrazu (S ta m m w ort) oraz
zmienne zakończenia deklinacyjne i koniugacyjne, tym zakończeniom,
gdy pojawi się w nich „wścibione i”, przypisując działanie zmiękczające
7 M rongowiusz często przytacza z aprobatą ten zwrot: „pisz jak w ym aw iasz”, powołując się na Kopczyńskiego.
8 N ie udało m i się znaleźć takiego zapisu w przejrzanych (nie w szystkich jed nak) pracach Seklucjana.
9 „Hallische allgem eine Literaturzeitung” 1812, nr 250, łam y 305—309.
10 C. C. M r o n g o w i u s, P rze d m o w a w: Słowo Ksenofonta o w y p r a w ie w o jennej Cyrusa, po grecku Anabasis. Przełożył z greckiego na polski język [...]. Gdańsk [1831], s. VI—IX.
tw arde głoski w wydźwięku rdzenia — Mroziński w yjaśnia to zjawisko
podstawową właściwością mechanizmu języka polskiego, w yrażającą się
w tendencji do zmiękczania głosek.
Mrongowiusz nie przyjm uje bardzo dobitnych stw ierdzeń Mrozińskie
go, że -i- jest tu tylko znakiem graficznym miękkiego wymówienia tw ar
dej głoski:
Gram atyk, który nie odróżni w polskim języku spółgłosek m iękkich, który w idzi tylk o figury liter, a nie zgłębi ich brzm ienia, przy najpowszechniejszym naw et praw idle znajdzie m nóstwo nieforemności. Będzie m usiał m ówić o głosce niekreskow anej zamienionej na głoskę kreskowaną, o głosce i przybranej, o głosce i ujętej, będzie w yliczał w szystkie litery, w których się dzieją jakowe zm iany [...].
Ile m i wiadomo, w jednych tylko słow iańskich językach mamy w zgląd w o d- m i a n a c h w yrazów na twarde lub m iękkie brzm ienie spółgłoski. [...] Zdarza się naw et, że dwa różne gram atyczne w zględy w yrazu m ają to samo zakończenie, a odróżniają się tylko twardym lub m iękkim brzm ieniem spółgłoski: „p ię k n e ” — „pięknie”, „piękny” — „piękni”. Słowem , w polskim języku o d m i e n i a m y w y razy nie tylko przez zmianę zakończeń, jak w e w szystkich innych językach, ale nadto jeszcze przez m iękczenie spółgłosek.
Skoro Słow ianin ułożył sobie oddawać niektóre gram atyczne w zględy w yra zów przez m iękczenie spółgłosek, zm iękczenie każdej spółgłoski stało się dla niego koniecznością. [...]
Siódm y przypadek rzeczow ników zakończonych na twardą spółgłoskę form ułuje się przez zm iękczenie spółgłoski i przybranie sam ogłoski e. Będzie zatem:
żło b w żło bi e sno p w sno pi e
[i dalsze przykłady]
A następnie:
i
Gdy w yrazy polskie odmieniają się po w ielkiej części przez m iękczenie spół głosek, w nauce przeto języka polskiego odmiany jednego w yrazu n ie m ogą słu żyć za w zór do odmian innych wyrazów, bo ledw ie nie każda głoska innym się m iękczy sposobem n .
Są to więc obserwacje wchodzące w zakres fonologii i służyć m ają
praw idłow em u rozpoznaniu postaci i reguł gramatycznych. Przytoczone
zdania pochodzą tylko z pierwszej publikacji językoznawczej Mroziń
skiego. Gdyby Mrongowiusz znał jego następną pracę, znalazłby w niej
jeszcze mocniej sformułowaną argum entację, nie pozostawiającą w ątpli
wości co do miejsca, w którym rozchodzą się ich drogi. Czytamy tam:
Aby w yłożyć ogólne zasady gram atycznej budowy języka polskiego uw aża nego zewnętrznie, należało wykazać: n a j p r z ó d , że język już w naturze głosek, z których się składa, mógł znaleźć m ateriał do takiej budowy; p o w t ó r e , że na tych zasadach jego zewnętrznej budowy są urobione w szystk ie gram atyczne odmiany.
Gramatyk języka polskiego, języka, w którym odmiany gram atyczne słów w yrażają się po w ielkiej części przez zam ianę pojedynczych głosek, m usi czynić badania fizjologiczne tym konieczniej, że ortografia polska n ie jest zastosow ana do
11 J. M r o z i ń s k i , Pierw sze zasady gra m a tyk i ję z y k a polskiego. W arszawa 1922, s. 19—20, 23—24, 96.
potrzeb gram atyki. Bez tych badań trudno jest poznać głoski pojedyncze, które w alfabecie nie m ają liter oddzielnych, trudno w ykryć cechy, podług których w m echanizm ie języka podzielono głoski na klasy.
W szystkie spółgłoski są w języku polskim podzielone na dwie klasy: na twarde i na m iękkie, odm iany gram atyczne słów wyrażają się w nim częstokroć przez zam ianę twardej spółgłoski na odpowiadającą jej m ię k k ą 12.
Dla lepszego zobrazowania tej ostatniej tezy Mroziński zaproponował
jako zabieg roboczy fonetyczną pisownię odmienianych wyrazów. Wów
czas ujaw niła się rola znaku graficznego i (nie zaś — dźwięku, czego
nie podkreślał Mrongowiusz, w yraźnie plącząc te dwie sprawy):
Taka ortografia jasno w ykaże, że w odmianach słów mamy tylko na w zg lę dzie tw arde lub m iękkie brzm ienie spółgłoski i że różnica brzm ienia sam ogłosek i, y nie tworzy oddzielnych form gram atycznych w naszym języku.
W budowie polskiego języka odróżnienie w każdym przypadku twardej spół głoski od m iękkiej jest rzeczą konieczną, bo różnica ta jest jednym z najgłów niejszych środków, którym i język wyraża gram atyczne odmiany („ład-n -e”, „ład -n i-e”) 1S.
Mroziński w skazuje następnie na charakterystyczną „zasadę powi
now actw a głosek w ynikającą z mechanizmu polskiego języka”, na której
w spiera się prawo zmiękczania ‘głosek w odmianach gramatycznych.
Z zasady tej w ynika, iż w szystkie tw arde głoski posiadają swe dźwięko
we odpowiedniki miękkie, i tak: b—b', p—p', w —w \ f —
d
—
dź, t
—ć,
m
—m ' , n
— n , s — ś,z
—ź, ł
—l, r
—rz, g
—dz/ż, к
—c/cz, h
—ż, c h— sz
14.Przy takim poklasyfikowaniu w inien gram atyk odwołać się do zasa
dy ogólnej i nie ustalać praw ideł dla każdej odm iany oddzielnie.
Mrongowiusz właściwie był na te j samej drodze, gdyż on także w y
różniał tw arde głoski i zmiękczone, będące „innym dźwiękiem od pier
wotnego tonu” , ale uparcie przypisyw ał to tkwiącem u w zakończeniu
gram atycznym „wścibionemu i” oraz zasadzie eufonii. Dlatego odmiana:
„apostoł” — „apostole”, w yjaśniała się dla Mrongowiusza tylko dzięki
odwołaniu się do starej pisowni: „apostolie”.
Rzecz jednak szczególna, że Mrongowiusz w przytoczonej Przedmo
wie do przekładu z K senofonta powołuje się na swoje podręczniki z lat
1811, 1816, 1821, nie pisze natom iast nic o pracach wcześniejszych, o w y
danej w 1794 r. Polnisches Lesebuch, L exikon und Sprachlehre für die
ersten A nfänger m it grammatisch erläuternden A n m e rk u n g e n 15 ani
12 J. M r o z i ń s k i , O d p o w ie d ź na umieszczoną w „Gazecie Literackiej” r e cenzję dzieła pod ty tu łem : „Pierw sze zasady gra m a tyk i ję zy k a polskiego”. War szawa 1824, s. 11, 29—30, 31.
12 Ibidem, s. 45, 44. M roziński jako znak graficzny zm iękczający spółgłoskę stosuje laseczkę przypom inającą pisane i bez kropki.
14 Zob. ibidem, s. 71—73. Tu w skróceniu podaję zapis odpowiadający pisow ni polskiej.
15 Na k. tyt. znajduje się również polski zapis tytułu: Z a b a w k i pożyteczne, czyli książka elementarna dla uczących się polskiego lub niemieckiego języka,
o Polnische Sprachlehre fü r Deutsche z roku 1805. A przecież właśnie
już w tych pierwszych jego pracach pojawia się uwaga, że w polskich
odmianach gram atycznych w ystępują zm iany samogłosek i spółgłosek,
„które często przechodzą w pokrewne [verwandten] lub podobne”. We
dług Mrongowiusza „najważniejsze przem iany [die w ichtigsten Veränder
ungen]” to:
ć przechodzi w t, jak: „kw iecień”, „kw ietnia”; „kocieł”; „kotła”; lub odwrotnie;
ch w ż: „suchy”, „suższy”;
ch w sz, jak: „ucho”, „uszy”; „mucha”, „m usze”; „pycha”, „pysze”;
d w dź, jak: „szkoda”, „szkodzie”; „broda”; „brodzie”; „żyd”, „żydzie”; „rod”, „rodzie”; „idę”, „idziesz”;
g w d z albo ż, jak: „droga”, „drodze”; „strzegę”, „strzeże”; к w c, jak: „ręka”, „ręce”; „męka”, „m ęce”; „córka”, „córce”; i w Ï, jak: „szkoła”, „szkole”; „wół”, „w ole”;
r w rz, jak: „trę”, „trze” ; „skóra”, „skórze”; t w ć, jak: „kot”, „kocie”; „m łot”, „m łocie” ; [i dalsze p rzy k ła d y ]ie.
Dokładnie to samo pow tarza się w książce z roku 1805. Zwróciłam
uwagę na określenie „verwandte” — „pokrew ne” spółgłoski, gdyż po
dobnie nazywa to zjawisko Mroziński: „powinowactwo głosek”. Tabela
Mrozińskiego jest bardzo bliska przytoczonej tu tabeli Mrongowiusza.
Dlaczego Mrongowiusz nie wskazał na te właśnie zbliżenia? Myślę, że nie
tu, lecz w owym „wścibionym i”, przedstawionym już w podręczniku
z r. 1811 i w następnych, upatryw ał swoje najważniejsze odkrycie, które
Mroziński pominął, w ykorzystując dla w łasnej pracy — jak sądził Mron
gowiusz — wszelkie inne obserwacje dotyczące procesu zmiękczania.
Bezpośrednie oskarżanie Mrozińskiego trw a jeszcze w następnych la
tach. W roku 1835 ukazał się Dokładny słow nik polsko-niem iecki k r y
tycznie wypracowany, opatrzony przedmową, w której czytamy:
Aby jednak m ieć także ćwiczenia do tłomaczeń z języka niem ieckiego na pol ski, w ydałem w r. 1811 podręcznik Poln[ische] Formenlehre, a w 1821 Polnischer W egweiser der zugleich eine neu versuchte Aufklärung der polnischen Sprach- form en enthält. N iejak i pan Mroziński w W arszawie w niknął w m oje idee i opra cow ał w 1822 r. gram atologię w języku polskim pt. Pie rw sze zasady ję z y k a pol skiego. Po czym w tym samym praw ie czasie ukazały się dw ie now e gramatyki, Suchorowskiego i Poplińskiego. Obaj oni stwierdzają, że p. M roziński pierwszy naukę polskich form językowych w yjaśnił w łaściw ościam i cech twardych i m ięk kich głosek. Tym panom w ykazałem w przedm ow ie do m ojego polskiego przekładu K senofonta pt. S ło w o Ksenofonta o w y p r a w i e w ojen nej Cyrusa, w G dańsku 1831, że to ja ponad dziesięć lat przed Mrozińskim znalazłem nić przewodnią [Faden z u m Kanal] nauki o języku polskim i to ogłosiłem oraz że w łaśn ie ten punkt, z słow nikiem i k ró tk ą g ram atyką podług u s ta w sławnego Adelunga wydane. Przez K. C. M r o n g o w i u s a [...]. K rólew iec Pruski [Kwidzyn] 1794.
18 C. C. M г o n g о V i u s, K u rzgefasste polnische Sprachlehre für Deutsche. Königsberg 1794, s. 7—8 (tłum. z niem. Z. F.).
w którym zarówno oni jak i Mroziński różnią się ode mnie, wym aga sprostowania. Zatem zwracam uwagę polskich filologów na moją książkę Polnischer W egw eiser i na wspom nianą przedm owę do polskiego Ksenofonta, a tutaj tylko zaznaczam, że w łaśn ie now si gram atycy przez sam ow olne przekształcenia ortografii i form językow ych bardziej utrudniają niż ułatw iają studiow anie języka. Sam poczciw y K opczyński zapominał, że gram atyk w inien być tylko referentem , a n ie p ra w odaw cą 17.
Wydanie 2, rozszerzone, Słow nika niemiecko-polskiego (1837) również
zaw iera przedmowę. Brak w niej jednak uwag o Mrozińskim 18. N ato
m iast w w ydanej w tym samym roku Ausführliche G ram m atik der
polnischen Sprache znów pojawia się przedmowa zaw ierająca gorzkie
słowa pod jego adresem i pod adresem jego chwalców. Na wstępie M ron
gowiusz stwierdza, iż każdy język ma swoje właściwości, a więc polski
również, i to spraw ia pewne utrudnienia, lecz że wiele z nich da się
usunąć, jeśli przyjm ie się za zasadę odróżnienie rdzenia w yrazu oraz
wyodrębnienie wydźwięku (Endungslaute) rdzenia. Nie jest to w polskim
języku łatwe. Wielu gram atyków , jak Kopczyński, Bandtkie, Severin
V ater, miało z tym kłopoty. Zakończenia wyrazów bierze się bowiem
często za czyste zakończenia gramatyczne, nie dostrzegając, że np. koń
cówki -dzie, -cie, -rze, -le są zawsze złożone z -że oraz poprzedzającej
głoski rdzenia.
Mroziński, a po nim praw ie w szyscy nowsi gram atycy w tym w ypadku przyj m ują tylko e jako końcówkę deklinacyjną i pom ijają przed tym e w ścibione ?.. [...] I Suchorowski, a również inni nowsi polscy gram atycy piszą: „Mroziński pierw szy wprowadził takie gramatyczne w yróżniki”; suum cuique chwała, komu chw ała należy. Dzieło M rozińskiego jest rzeczyw iście cenne, tak jak pełen zasług jest now y polski podręcznik Muczkowskiego, ale to w łaśnie ja zaprowadziłem tych gram atyków, zwłaszcza p. Mrozińskiego, na tę drogę i cieszę się, że mogłem stać się użytecznym publiczności dzięki temu, iż ułatw iłem studiow anie tego pięknego języka 19.
W samym tekście podręcznika pojawia się kilka podobnych uwag
o Mrozińskim, zamieszczonych w przypisach: „Mroziński podchwycił te
moje spostrzeżenia [...]”, „nie Mroziński, tylko ja pierwszy to w y k ry
łem [...]” 20.
17 C. C. M r o n g o V i u s, Dokładny słownik polsko-niemiecki k ry tyc zn ie w y pracowany. [...]. Königsberg in Preussen 1835, s. VIII—IX. (Na k. tyt. także n ie m iecka w ersja tytułu, jak zw ykle w tego rodzaju książkach Mrongowiusza). W P rze d m o w ie do S łow n ika niemiecko-polskiego z r. 1823 znajdujem y uwagi pod adresem Kopczyńskiego; nie jest w ym ienione nazwisko M rozińskiego — jego P ie rw sze zasady w idocznie jeszcze do Mrongowiusza nie dotarły.
18 Jedynie na s. 462 tego Słownik a niemiecko-polskiego czytamy: „Possesi- v u m — dzierżawczy, z. B. Pronomen — zaimek dzierżawczy, M r o z i ń s k i”.
19 C. C. M r o n g o V i u s, Ausführliche G ram m atik der polnischen Sprache n ebst einem besondern Anhänge m it Uberstücken zu m Übersetzen. Danzig 1837, Vorrede.
I tak ciągną się te żale niemal do ostatnich chwil życia M rongowiu
sza. Nie drukuje już nowych „przedmów przeciw M rozińskiemu”, ale
zachowały się teksty dwóch listów gdańskiego lektora i zarazem pastora,
w których powraca on do tego tem atu: jeden z 21 II 1842, pisany
z Chełmna do kandydata kaznodziejskiego Kubicha (Skubicha?), drugi
datowany z Gdańska 13 X 1854 do A ugusta Bielowskiego, wówczas p ry
watnego nauczyciela w domu Ossolińskich we Lwowie.
W liście do K ubicha znajdujem y sformułowania bardzo ostre:
Polscy pisarze i gram atycy przypisują generałow i Mrozińskiemu now ą analizę polskich form językow ych i ograbiają m nie z zasługi odkrycia tejże i w yjaśnienia w łaściw ościam i twardych i m iękkich głosek. [...] dopiero w roku 1821 [!] w ydał Mroziński polską gram atologię, w yzyskując przy tym m oją pracę bez w ym ien ien ia mnie. Zarozumiałość znam ienitych Polaków nie dopuszcza, aby jakiś N iem iec lub Mazur mógł cieszyć się chw ałą odkrywcy. Ja twierdzę jednak, że polscy panow ie mogą być w ielkim i m ówcam i i poetami, lecz brak im w ytrw ałej i cierpliw ej p il ności w badaniach i gromadzeniu m ateriałów z zakresu gramatyki. A w łaśn ie gdański np. M on eta21 i inni dali im pierwszą gram atykę. N aw et patriotyczny Kopczyński popełnił w sw ojej gram atologii w iele błędów. Brakowało m u spokoj nego osądu 22.
I wreszcie ostatnie na ten tem at słowa jego, na niecały rok przed
śmiercią przekazane Bielowskiemu:
Klucz do rozwiązania sprawy polskich form językow ych odnalazłem ja, a nie jakiś Mroziński, który skom pilow ał m oje przedstaw ienie form, gotowe na w iele lat przed jego pracą, bez oddania mi honoru związanego z tym odkryciem, i teraz w ielu polskich pisarzy przypisuje zasługę temuż M rozińskiemu. Ja w przedm o wach do moich słow ników , w przedm owie do Anabasis Ksenofonta i w m ojej obszernej gram atyce polskiej z r. 1837, w ydanej u Anhuta w G d ań sk u 23, m otyw o
w ałem swój protest w sposób szczególny, ale któż to czyta przedm owy, i tak ludzie pozostają w nieświadom ości, jednakże teraz już podnoszą się w Prusach, a także w W arszawie głosy na rzecz m ojego przedstaw ienia sprawy polskiej orto grafii i nauki form języ k o w y ch 24.
Przedstawioną spraw ę chciałabym poszerzyć jeszcze o fakty, które
mogą mieć pewne znaczenie.
1.
Przejrzałam katalog biblioteki Mrongowiusza, zdeponowanej po
jego śmierci w Miejskiej Bibliotece G dańsk iej25. Jak już wspom niałam,
21 J. M o n e t a , Enchiridion Polonicum , oder Polnisches Handbuch. Thorn 1720. I wyd. nast. (w r. 1809 — pt. Polnische G ram m atik [...]. Verm ehrte von D. V o g e l ) .
22 Cyt. według: K r z y s z to f C elestyn M rongowiusz. 1764— 1855. K sięga p a m ią t kow a. Pod redakcją W. P n i e w s k i e g o . Gdańsk 1933, s. 177—178 (tłum. z niem. Z. F.).
28 M r o n g o v i u s , A u sführliche G ram m atik [...] (zob. przypis 19).
24 Cyt. według: K r z y s z to f C elestyn M rongowiusz, s. 199—200 (tłum. z niem . Z. F.).
25 Obecnie Bibl. PAN w Gdańsku. K atalog znajduje się w zbiorach rękopiśm ien nych, sygn. Cat. Bibl. 64—64a. Wśród innych pozycji katalogu (ogółem 505, prócz tego pozycje rosyjskie) w idzim y tam następujące: J. N. D e s z k i e w i c z , R o
z-uwidocznione tam są (jako poz. 133) Józefa Mrozińskiego Pierwsze zasady
gram atyki języka polskiego, brak natom iast Odpowiedzi na [...] recenzję.
To, jak i fakt, że Mrongowiusz nigdzie nie przyw ołuje tego drugiego ty
tułu, może świadczyć, iż Mrongowiusz nie znał pełnej działalności p i
sarskiej Mrozińskiego. Musiałby przecież zwrócić uwagę i na zbieżne ze
swoimi sądy Mrozińskiego o Kopczyńskim, których expressis verbis M ro
ziński w Pierwszych zasadach nie p rz ed sta w ił2e, a Odpowiedź roi się
od nich. Mrongowiusz do tego nie naw iązuje. Skądinąd wiem y (choćby
z korespondencji Mrongowiusza, z jego przedmów), że niełatwo było
sprowadzać książki z Polski do P rus: były kłopoty z transportem , z po
kryciem kosztów — Mrongowiusz z w ielkim tru d em zabiegał o u trz y
manie kontaktu z polskim światem naukow ym i z wydawcami, swoje
szczupłe zasoby pieniężne przeznaczał na gromadzenie książek. Nie sprzy
jała też jego działalności ówczesna atm osfera polityczna: Mrongowiusza
entuzjazm dla piękności polskiego języka nie był dobrze w idziany przez
władze pruskie. W ygląda na to, że dopiero po ukazaniu się podręczni
ków Suchorowskiego i Poplińskiego (1829) dowiedział się Mrongowiusz
o istnieniu Mrozińskiego. Potw ierdzałaby to przypuszczenie data pierw sze
go „oskarżenia” Mrozińskiego przez Mrongowiusza: rok 1831.
Te trudności w przenikaniu książek przez granicę polsko-pruską mo
gły sprawiać, że i vice versa — podręczniki Mrongowiusza, przeznaczo
ne przecież w zasadzie dla Niemców, w Polsce centralnej nie były tak
powszechnie znane. Mroziński w r. 1822 dopiero debiutow ał w roli ję
zykoznawcy. Jego olbrzymia, im ponująca erudycja w tej dziedzinie, jaką
p ra w y o ję zy k u polskim , 1843, oraz Zbiór o d p o w ied zi recenzentom „G ra m a tyk i j ę z y k a polskiego” w R zeszow ie 1842 w ydanej, 1853; J. D o b r o v s k ÿ , E n tw u rf zu ein em allgem einen E tym ologikon der slavischen Sprache, 1813; J. J. D z w o n - k o w s к i, A n w eisu ng zu einer gründlichen polnischen O rtographie für die D eu t schen au sgefertiget, 1751; J. E l s n e r , R ozpraw a o m etryczn ości i rytm iczn o ści ję z y k a polskiego [...], 1818; M. J a k u b o w i c z , G ra m a ty k a ję z y k a polskiego, cz. 1—5, 1825— 1827; F. J e z i e r s k i , P rzygotow an ia do w ie d zy m o w y polsk iej, 1843; O. K o p c z y ń s k i , P opraw a błędów w u stn ej i pisan ej m o w ie polskiej, 1808; J. M u c z k o w s k i , G ram atyka ję z y k a polskiego, 1825 oraz 1836; S. K. P o t o c k i , O w y m o w ie i sty lu , cz. 1—2, 1815—1816; T. S i e r o c i ń s k i , G ram atyka polska, 1847; F. S z o p o w i c z , U wagi nad sam ogłoskam i i spółgłoskam i w ogólności oraz nad n iek tó rym i głoskam i abecadła polskiego w szczególności, 1827; T. S z u m s k i , D okładna nauka ję zy k a i sty lu polskiego, 1809; J. S. V a t e r , G ram m atik der polnischen Sprache, 1807; N. F. W a i l l y , A brégé de la gram m aire françoise, 1792; A. Z a j ą c z k o w s k i , G ra m a tyk a polska, 1831; F. Ż o c h o w s k i , M ow nia ję zy k a polskiego, 1852. Poza tym w iele słow ników i dzieł dotyczących języków słow iań skich. Brak innych pozycji K opczyńskiego oprócz w ym ienionej. To budzi podej rzenie, iż nie cały księgozbiór dostał się do Biblioteki. Inform acje o bibliotece M rongowiusza zob. W. B i e ń k o w s k i , K r z y s z to f C elestyn M rongow iusz. 1764— 1855. W służbie um iłow anego ję zy k a . Olsztyn 1964, s. 55—56, 162—163 (przypisy 168, 170).
26 N azw isko K opczyńskiego przyw ołane jest w P ie rw szy ch zasadach tylko dwukrotnie, na s. 8 i 69, i to jedynie za pierw szym razem polem icznie.
popisał się już w r. 1824, mogła jednak mieć luki: mógł nie zaintereso
wać się lektorem języka polskiego w Gdańsku, k tó ry wówczas n a swoim
koncie posiadał zaledwie kilka podręczników w języku niemieckim, i to
o tytułach wskazujących raczej na popularny, a nie naukow y ch arak ter
opracowań. Do Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk Mroziński
nie należał, toteż mógł o Mrongowiuszu nie otrzym yw ać wiadomości
z tamtego źródła. Był w dziedzinie językoznawczej samoukiem. Był jed
nocześnie wojskowym wysokiego sto p n ia 27, zaangażowanym czynnie
w tej dalekiej od „gram atologii” służbie. Pierwsze zasady stanow iły
przede wszystkim reakcję na gram atykę Kopczyńskiego, z któ rą M ro
ziński zapoznał się po konfuzji, jakiej doznał w r. 1819 od Bentkow skie
go, gdy ten odrzucił jego rękopis Obrony Saragossy jako „źle napisany
po polsku”. I w Pierwszych zasadach rzeczywiście nie ma żadnej w zm ian
ki o Mrongowiuszu. Poza Kopczyńskim wym ienione jest tylko raz n a
zwisko Felińskiego i raz C assiusa28. Bez dowodów na to, że Mroziński
czytał prace Mrongowiusza, trudno stwierdzić, iż zapożyczył od niego
ideę o polskim systemie zmiękczania głosek tw ardych.
2.
„Śledztwo” w spraw ie Mrongowiusza, zm ierzające do ujaw nienia
ew entualnych danych, które by pozwalały stwierdzić, iż prace Mrongo
wiusza mogły być istotnie źródłem ogłoszonych przez Mrozińskiego p ra
widłowości w funkcjonow aniu mechanizmu języka polskiego, w ym aga
sprawdzenia pod tym kątem Odpowiedzi na [...] recenzję. Rozprawa ta
jest wielką polemiką. Polem iką bezpośrednią z krytykam i P ierw szych
zasad — A ndrzejem K ucharskim i A drianem Krzyżanowskim, oraz po
średnią z nieżyjącym już O nufrym Kopczyńskim, poprzez jego książki.
Zarazem jednak wiele zdań Odpowiedzi to jakby zakamuflowana replika
na stanowisko Mrongowiusza. Weźmy dla przykładu zdania już tu ta j
przytaczane, a znalazłoby się ich więcej. Ale dowodem to być nie może.
W tych zdaniach tkw ią także „dowody” świadczące, że Mroziński nie
czytał prac Mrongowiusza. Chcę zwrócić uwagę na fragm ent cytow anej
Przedm ow y do przekładu z Ksenofonta, gdzie Mrongowiusz pisze: „tw ar
de głoski, które ja na zasadzie gram atyków greckich nazywam ch arak te
ram i”. W Odpowiedzi kierow ał Mroziński takie na ten tem at słowa pod
adresem Kucharskiego:
„Przez s p ó ł g ł o s k ę p r z y b i e r a j ą c ą — m ów i [Kucharski] — rozum ie autor [tj. Mroziński] głoskę cechow ą {literam ch aracteristicam )”. — Jak to ja ro zum iem głoskę cechową? cóż jest głoska cechowa? któryż to z polskich gram aty k ów o niej mówił? — Z p o l s k i c h ż a d e n t·..]29.
27 W roku 1820 Mroziński b y ł w randze pułkownika, od 1830 — generała bry gady, w powstaniu listopadow ym uczestniczył jako szef sztabu głównego.
28 M r o z i ń s k i , P ierw sze zasady g ra m a tyk i ję z y k a polskiego, s. 32, 95. 29 M r o z i ń s k i , O d pow iedź [...], s. 187—188. O statnie podkreśl. Z. F. P rzy toczone zdanie K u c h a r s k i e g o pochodzi z jego artykułu w „Gazecie L iterac k iej” 1822, nr 29, s. 87. Por. cytat z M r o n g o w i u s z a podany tu na s. 113.
Jednakże nazwisko Mrongowiusza pojawia się w Odpowiedzi na [...]
recenzją. Pojaw ia się dw ukrotnie. I to jest bardzo interesujące. C ytat
pierwszy:
P. K ucharski czytał w jednym artykule „Pam iętnika W arszaw skiego” o p ol skim a d łu g im 30, w bezim iennej Gramatyce czeskiej w idział p. Kucharski sam o głoski czeskie podzielone na długie i k ró tk ie31, w Gramatyce M orongroviusa [!] w id ział sam ogłoski podzielone na długie i krótkie, w Gramatyce W ilkinsa w id ział tym sam ym sposobem podzielone sam ogłoski sam skryckie. W ilkins każe długie sam skryckie a tak w ym aw iać, jak się w ym aw ia angielskie a w słow ie „cali” ; Ebers, ucząc N iem ców po angielsku, każe a w słow ie „cali” w ym aw iać ah; M o- rongrovius [!], ucząc N iem ców po polsku, każe im podobnież polskie a ściśnione w ym aw iać ah („Jan” — „Jahn”). Z tego w szystkiego w nosi p. Kucharski, że sam skryckie długie a jest ściśnione, tudzież odwrotnie, że polskie a ściśnione jest długie. P. Kucharski, m ieszkając w Polszczę, łatw o się m ógł przekonać, że „Jan” n ie w ym aw iają Polacy „Jahn”. O brzmieniu głosek n ie należy sądzić z opisu, głos trzeba słyszeć, opis jasnego w yobrażenia o głosie dać nie może. [...] Ani w Madras, ani w K alkucie, ani w Londynie, a n i w G d a ń s k u n ie dowie się p. Kuch., jak P olak w ym aw ia sw e głoski
C ytat drugi:
Aby u w ag zbytecznie nie mnożyć, pom iniem y zupełnie głoski czeskie; nas zajm uje tylko język polski. Że M orongrovius [!] nazw ał głoski ά, é, ó długim i, jakiż stąd należy uczynić wniosek? oto że grubo pobłądził; dał głoskom nazw isko n iew łaściw e, gdyż Polacy długich głosek nie mają, m ów i o a ściśnionym , chociaż to brzm ienie jest teraz w polskim języku tylko prowincjalizm em , gram atyk po w in ien uczyć języka, którym m ówią osoby należące do celniejszego tow arzystw a, ale n ie języka, którym m ów i lud prosty, nie p row in cjalizm ów 33
W ydaje mi się, że oba cytaty są ważne. Nazwisko Mrongowiusza jest
we w szystkich trzech przypadkach jego użycia przekręcone, a popra
wione dopiero w erratach. Jest poza tym przywołane nie z bezpośrednie
go oglądu publikacji Mrongowiusza, lecz powtórzone jako przykład za
arty k u łem K ucharskiego34. I na tym w yczerpuje się w pismach M ro
zińskiego realn y ślad „znajomości” Mrongowiusza. Przyznać trzeba, że
ślad ten świadczy także o lekceważącym stosunku generała do gdańskie
go „prowincjonalnego” lektora: Mroziński nie trak tu je go poważnie, nie
zajm uje się nim. Jak bardzo dotknięty czułby się Mrongowiusz, gdyby
so p rzypis M r o z i ń s k i e g o : „Cognitio com m odosa Polonorum linguae in scripto sertio. (Pismo z 15-go wieku). Pamięt. 1816, t. VI, s. 348”.
31 Przypis M r o z i ń s k i e g o : „Autorem tej Gram atyki jest W acław Jandit. P ierw sze jej w ydanie było nie w połow ie 17-go w ieku, jak m niema p. Kucharski, ale r. 1704, późniejsze w ydania: 1715, 1732, 1739 i 1753”.
82 M r o z i ń s k i , O dpow iedź [...], s. 258—260. Podkreśl. Z. F. 38 Ibidem , s. 267.
34 M rongowiusza przyw ołuje K u c h a r s k i w sw ym artykule w „Gazecie L iterackiej” 1822 (nr 29, s. 92; nr 32, s. 125— 126), pisząc prawidłowo: Mrongovius. Przyw ołuje też — zgodnie z tym, jak podał Mroziński — Ebersa i W ilkinsa. W ilkins był m. in. autorem pracy A G ram m ar of the S a m sk rit Language (London 1808).
to czytał! Czy można sądzić, że Mroziński udaje, iż nie zna prac M ron
gowiusza, a Mrongowiusz udaje, iż nie wie, że tam ten nie zna naw et
prawidłowego brzmienia jego nazwiska?
3. Posłuchajmy, co mówią na ten tem at inni badacze:
O bszerny artykuł Józefa Kazimierza Plebańskiego G ram atyka i gra
m a tycy w Encyklopedii powszechnej O rgelbranda zawiera m. in. n astę
pujące słowa:
M rongowiusz pierwszy przed Mrozińskim oparł system form gram atycznych na różnicy spółgłosek twardych i zmiękczonych i na ścisłym odróżnianiu te m atów od końcówek i spółgłosek twórczych.
Mroziński, opierając się na fizjologicznej podstawie, zgłębiając sam odzielnie organizm naszego języka, w szedł na drogę lin gw istyki porównawczej w swoich P ie rw szy ch zasadach g ra m a tyk i ję zy k a polskiego, [...] 1822. On pierw szy pojął, że głosow nia na której w szystk ie sw e badania nad form ami gram atycznym i oparł, jest fundamentem, na którym spoczywać w inna budowa naszej gram a tyk i »s.
Po latach z kolei W ładysław Pniewski w poświęconej M rongowiu-
szowi Księdze pam iątkow ej stwierdza:
M rongowiusz w y św ietlił niejedno ciem ne zjawisko językow e polskie [...]. Toteż zdawało mu się, że on najlepiej ze w szystkich gram atyków polskich zbadał język ojczysty i najpierw ej doszedł do odkrycia nowych praw języ kow ych polskich. Wskutek tego nie mógł przez całe życie darować filologom polskim , że nie chcą uznać jego zdobyczy, szczególny zaś żal czuł do Mro zińskiego, iż popełnił plagiat, czerpiąc z jego gramatyki z r. 1811, nie podając źródła. Ten żal dozgonny był poniekąd słuszny, bo Mroziński z pew nością ko rzystał z prac Mrongowiusza i powinien był przynajm niej o nich wspom nieć, zarówno czy zawdzięczał im podnietę w badaniu, czy też w łasnym i docieka n iam i doszedł do podobnych wniosków. Prace M rongowiusza były znane i głośne, za nie też powołano go na członka Towarzystw a Przyjaciół Nauk W arszawskiego. Poza tym M rongowiusz posłał obie prace do oceny ów cze snem u dyrektorowi Izby Edukacyjnej, później m inistrowi, S tanisław ow i P o tockiem u, zaś ocenił je życzliw ie i dodatnio Szw eykow ski, prof, literatury w liceum w arszawskim i członek Towarzystwa do K sięg Elem entarnych, w recenzji pt. U wagi nad rozbiorem słów polskich JP. M rongowiusa [...]8e.
Ale w tejże samej Księdze pam iątkow ej opublikował swój arty k u ł
S tanisław Słoński. Oparł się on „głównie na obszerniejszej gram atyce
Mrongowiusza”, na jego Ausführliche G ram m atik z roku 1837:
Jakież jest stanow isko M rongowiusza jako fonetyka? Trzeba to stw ierdzić od razu, że Mrongowiusz, chociaż już w r. 1822 w yszły P ie rw sze zasady, a w r. 1824 O dpow iedź na recen zję Mrozińskiego, stoi od niego o w iele niżej. C hociaż w e w stępie Mrongowiusz m ówi, że to on pierwszy „w yjaśnił formy język a polskiego z natury m iękkich i twardych zakończeń osnowy (aus den B esch affenh eit der weichen und harten C haraktere)” w książeczce Polnischer
85 E n cyklopedia pow szechna Orgelbranda, t. 10 (1862), s. 550, 553.
8« W. P n i e w s k i K rzy szto f C elestyn M rongow iusz. Ż y w o t i dzieła. W zbiorze: K r z y s z o f C elestyn M rongowiusz, s. 25—26.
W egw eiser oder neu versuchte A n alyse des V erb i (1816) i naprowadził Mro zińskiego „na w łaściw ą drogę” (str. VII), to jednak w tej gram atyce, o którą tu chodzi, niepodobna tego stwierdzić.
Pierw szym zasadniczym a elem entarnym błędem Mrongowiusza jest nie- odróżnianie liter, czyli znaków pisanych, od sam ych dźwięków, czyli głosek. Pom ijam tu pom ieszanie term inów l i t e r a (B u ch stabe) i g ł o s k a (Laut) [...].
Przy ocenie stanow iska M rongowiusza jako gram atyka pam iętać należy, że nie dał nam, niestety, przedstaw ienia system u gram atycznego języka pol skiego, pisał tylko podręcznik do praktycznej nauki języka polskiego dla N iem ców [...]. N astępnie, rzecz jasna, nie m ożem y oceniać M rongowiusza ze stanow iska d z i s i e j s z e j naszej w iedzy językow ej, a nawet ze stanow iska ó w c z e s n e j w iedzy zachodnioeuropejskiej, gdyż w tedy w porównaniu z Za chodem byliśm y jeszcze ogromnie zacofani. Możemy go w ięc tylko oceniać w porównaniu z ówczesną naszą w iedzą o języku polskim . I tu jednak Mron gow iusz na porównaniu z niepospolitym na ow e czasy u nas gram atykiem M rozińskim traci dużo i dla językoznaw stwa naszego w ielkich zasług nie p o ło ż y ł37.
W ydaje mi się, iż w świetle przedstawionych przeze mnie faktów
trudno zgodzić się ze stanowiskiem Pniewskiego: „Mroziński z pewnością
korzystał z prac Mrongowiusza”, „powinien był wspomnieć”, „prace
Mrongowiusza były znane i głośne”.
Nie zgodziłabym się zatem również z niedaw nym i sformułowaniami
Wiesława Bieńkowskiego w biogramie Mrongowiusza:
Istota sporu polegała na fakcie, że M [rongowiusz] pisał o tym po raz pierw szy jeszcze w r. 1811, ale po niem iecku (Polnische Form enlehre), natom iast M roziński b ył pierwszym polskim autorem, choć w yw ody sw e opublikował dopiero w r. 1822 (P ie rw sze zasady ję zy k a polskiego [...]) ®8. Zarzut nieuw zględ n ienia jego dorobku w ydaw ał się M [rongowiusz]owi tym bardziej uzasadniony, że w r. 1811 przesłał egzem plarz sw ego podręcznika, w raz z rękopisem roz praw y o aoryście polskim , W arszawskiem u Tow. Przyjaciół Nauk, którego obaj b yli człon k am i**.
Należy tu przypomnieć, że Mrongowiusz został członkiem-korespon-
dentem TPN w r. 1823, a Mroziński nigdy nim nie b y ł 40. Istota zaś
„sporu” tkw iła w czym innym. D ojrzał ją już w 1835 r. anonimowy re
cenzent prac Mrongowiusza:
N ie w aham y się utrzym ywać, że gdyby p. M rongowiusz lepiej był zgłębił m yśli Mrozińskiego, nie byłby p ew nie twierdził, że w tym w łaśnie błądzi, 37 S. S ł o ń s k i , M rongow iusz jako gram atyk. W: jw., s. 207, 210—211. 38 Podobnie form ułuje to H. K l e c h ó w n a w artykule K rzy szto f C elestyn M rongow iusz jako ję zyk o zn a w c a („Rocznik O lsztyński” t. 7 <1968), s. 73, przy pis 22).
39 P olski słow n ik biograficzny, t. X XII/1 (1977), s. 193.
40 W zachowanych dokumentach Tow arzystw a W arszawskiego Przyjaciół Nauk (Arch. Główne A kt D awnych, teka 19, k. 86, 93, 94) odczytujem y zgłoszenie kan dydatury M rozińskiego na „członka przybranego” TPN oraz w yniki głosowania (r. 1824). Jednakże form alności w ejścia do TPN n ie zostały dopełnione. N ow y K o r b u t (t. 4, s. 192) informuje, że M roziński „jako czynny w ojskow y armii Królestwa nie m ógł być członkiem TPN ”.
w czym się od niego różni, jak to w przedm ow ie do tłum aczenia K sen ofon ta oświadcza 41.
4.
Chciałabym przedstawić w łasny sąd o tej sprawie, zachowując
najdalej posuniętą ostrożność, która w ydaje mi się tu konieczna.
Mrongowiusz mógł sądzić, że przedstaw iając swoje stanowisko —
inne i jednak nowe w stosunku do niektórych reguł „pierwszego g ra
m atyka Polski”, Kopczyńskiego — zasłużył sobie na odpowiednią ocenę
i na popularność przynajm niej wśród filologów polskich. Nie dopuszczał
więc myśli, że Mroziński stworzył sobie samodzielny w arsztat naukow y
i że pewne zbieżności u nich obu są przypadkowe. Fakt, że Mroziński
nie w ym ieniał go w swojej książce jako odkrywcy, tłum aczył tylko uchy
laniem się autora przed w yznaniem praw dy. Jeżeli ta k myślał, można
rozumieć jego żal i niechęć do Mrozińskiego. Przebyw ając daleko od
Warszawy, odgrodzony nieprzyjaznym kordonem granicznym od Pol
ski — mógł nie orientować się w pełni w nastrojach wówczas tam p an u
jących.
Trwałość goryczy Mrongowiusza świadczy także, iż nie brał on pod
uwagę wydarzeń w kraju, które mogły były wpłynąć na bolesne dla
niego „milczenie polskich filologów” . Można sądzić, że gdyby Mroziński
w ogóle czytał Mrongowiusza, wówczas podjąłby z nim polemikę — tak
jak polemizował z Kopczyńskim, K ucharskim i innym i. Nie idzie tu bo
wiem o to, że jeden pisał po niemiecku, a drugi po polsku, jeden wcześ
niej, a drugi później, tylko że pisali różnymi naukow ym i językami. P re
tensje swoje Mrongowiusz ogłosił w r. 1831, rzecz ukazała się w Gdańsku.
Mroziński po upadku powstania listopadowego, w którym b rał udział
jako szef sztabu głównego, zesłany był do Wołogdy, skąd wrócił dopiero
w roku 1833. Zastał Towarzystwo W arszawskie Przyjaciół N auk zam knię
te (ostatnie posiedzenie odbyło się 13 XI 1831). Po artykułach z zakresu
ortografii polskiej, drukow anych w Rozprawach i wnioskach o ortografii
polskiej przez Deputacją od Królewskiego Tow arzystw a W arszawskiego
Przyjaciół N auk wyznaczoną w r. 1830, nie publikował już nic, zajął się
botaniką. Zm arł 16 stycznia 1839. Stanisław K ostka Potocki nie żył już
od r. 1821, Wojciech Szweykowski — schorowany — w 1832 r. prze
szedł na em eryturę. Polityczna sytuacja popowstaniowa, przerw anie dzia
łalności TPN, zamknięcie U niw ersytetu Warszawskiego dekretem z 19 lis
topada 1831 — wydarzenia tak ważne — rzutow ały na życie umysłowe
kraju. A Mrongowiusz wciąż ponawiał swoje żale, tak bardzo już w tedy
nie na czasie...
Od strony m erytorycznej sprawa chyba nie budzi wątpliwości. M
ron-41 „Powszechny Pam iętnik Nauk i U m iejętności” 1835, t. 2, s. 117. B i e ń k ó w - s к i (K r z y s z to f C elestyn M rongowiusz, s. 106—107) przypuszcza, iż recenzję tę (Do kładn ego słow n ika polsko-n iem ieckiego z r. 1835 i tłum aczenia K senofonta) n a pisał L esław Łukaszewicz.
gowiusz ma na swoim koncie takie obserwacje językowe, które choć nie
w ykorzystane przez niego samego w pełni, mogą być podstawą do sfor
mułowania, jakie podał Plebański: „Mrongowiusz pierwszy przed Mro-
zińskim oparł system form gram atycznych na różnicy spółgłosek tw a r
dych i zmiękczonych”. Biorąc pod uwagę, iż uczynił to skrom ny gdański
lektor języka polskiego, i w okresie, w którym dopiero rodziło się polskie
językoznawstwo, tym większą chwałę przyznać w ypadnie M rongowiu-
szowi.
Mroziński obserwując to samo zjawisko poszedł zupełnie inną drogą.
Pokazał cały system fonologiczny języka polskiego i miał praw o powie
dzieć o sobie: „Zasady tego mechanizmu nie były naw et dotąd znane
żadnemu badaczowi języków; ja je dopiero w ykryłem ” 42. Są to słowa
człowieka, którego domeną była sztuka wojenna. Tym większa chwała
dla Mrozińskiego.
Przedstaw iony incydent, choć noszący znamię osobistej urazy, w y
rasta z szerszego kontekstu ówczesnych sporów i polemik o ch arakter
językowego znaku, z szukania sposobów opisu języka, z obserwacji fu n k
cjonowania tego, co nazywano „mechanizmem języka” 43.
42 M r o z i ń s k i , O d p o w ied ź [...], s. 107.
43 Pełniejszy obraz tych spraw usiłuję pokazać w książce E uropejskie źródła teorii ję zy k o w y c h w Polsce na przełom ie X V III i X I X w ieku . S tu dia z d zie jó w teo rii ję zy k a i gram atyki. W rocław 1978.