• Nie Znaleziono Wyników

WZROK.Odczyty popularne, wygłoszone w sali Muzeum Przemysłu i Rolnictwa.ODCZYT I.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "WZROK.Odczyty popularne, wygłoszone w sali Muzeum Przemysłu i Rolnictwa.ODCZYT I."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JV§ 1 4 . W arszaw a, dnia 2 kw ietnia 1899 roku. T o m X V I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

F H K .K U M E R A T A „ Y V 8 Z E C H S W I A T A “ . W W a r s z a w i e : ro c z n ie rub. 8 , k w a r ta ln ie rub. 2 . Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : ro c z n ie ru b . 1 0 , p ó łro c z n ie ru b . 5 . P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W s z e c h św ia ta i w e w szy st­

k ic h k s ię g a rn ia c h w k r a j u i z a g ra n ic ą .

K o m i t e t R e d a k c y j n y W s z e c h ś w i a t a s tan o w ią P a n o w ie : D e ik e K ,, D ick ste in S .. E ism ond J ., JHaum AL, H o y e r H ., J u rk ie w ic z K ., K o w a lsk i M ., K ra m s z ty k S ., K w ie tn iew sk i W I., M oro zo w icz J ., N a ta n so n J ., O kolski S., S tr u m p f JE., S zto l >

m an J ., W e y b e r g Z., W ró b le w sk i W . i Z ieliński Z.

A d r e s UrS.ed.ałscjri: KrakowsMe - IFrzied-mieście, IT-r Se.

W Z R O K .

Odczyty popularne, w ygłoszone w sali M uzeum P rzem ysłu i R olnictw a.

ODCZYT I.

Szanowni słuchacze !

Gdybym chciał u ta rte j trzym ać się kolei, to musiałbym rozpocząć wykład od opisu b u ­ dowy oka, a następnie z tej budowy wszyst­

kie czynności przyrządu wyprowadziłbym stopniowo. Sądzę jednak, że bardziej nau czającą, a może i bardziej zajm ującą będzie droga odwrotna. Jako punkt wyjścia weź­

miemy sprawę widzenia, k tó ra w swej cało­

ści każdem u z nas doskonale je s t znana. Tę sprawę zawiłą postaram się rozłożyć n a po­

jedyncze elementy, na je j części składowe, a dla każdej oddzielnej czynności wynaleść w budowie oka podstawę anatom iczną i w y­

jaśnienie. Proszę się tylko nie zrażać m ałą liczbą przyrządów doświadczalnych, jakie do dzisiejszego przygotowano odczytu, gdy przy­

wykliśmy widzieć na innych odczytach cały stół zastawiony przyrządam i. Odczyt mój będzie doświadczalny, będzie się, równie ja k inne, a może bardziej niż inne, na doświad­

czeniach opierał, tylko że w dostarczeniu przyrządów wy sami, szanowni słuchacze,

wyręczyliście prelegenta. K ażdy przyniósł na odczyt swoje własne przyrządy doświad­

czalne, swoje oczy. Bo najważniejsze do­

świadczenia, o których mówić zamierzam, tylko na oczach, tylko na własnych oczach dadzą się wykonać.

Oto doświadczenie pierwsze, zasadn icze:

jeżeli zam knięte oczy otworzę, jakąż ważną i odczuwam zm ianę—świadomość moja wzbo­

gaciła się nagle,' otrzymuję wrażenia, k tó ­ rych nie odczuwałem poprzednio i całe mnóstwo wiadomości nowych do umysłu mo-

j jego napływa. Te wrażenia i te wiadomości w różnych chwilach są bardzo rozmaite, a ich zbiór zupełny cały świat obejmuje.

Tak, świat cały z nieskończoną rozmaitością jego przedmiotów, z calem bogactwem jego barwnych powabów poznajemy przez o tw ar­

cie oczu. W zrok nie je st wprawdzie jedy- nem źródłem naszych wiadomości, a oko nie je s t jedynym pośrednikiem pomiędzy nami a światem, ale jestto źródło najobfitsze, wia­

domości jego są najdokładniejsze, a rozko­

sze, jakich dostarcza, najpełniejsze; brak tych wrażeń najmocniej, najboleśniej czło­

wiek odczuwa. W szak najgorętszy nawet : zwolennik muzyki na to się zgodzi. W raże­

nia wzrokowe tak są rozmaite, tak bogate,

tak pociągają ku sobie nasz umysł, że przy

ciągłem trw aniu znużyć by musiały i przy ­

gnębić. D latego używanie wzroku od n a ­

(2)

210 WSZECHŚWIAT N r 14 szej woli zależy, gdy od wrażeń słuchowych

uwolnić się nie mamy sposobu. K to ciszę przenosi nad najpiękniejszą muzykę —a są tacy— musi tej ciszy pożądanej szukać w od­

dalonych zakątkach św iata, a i tam jej n a ­ wet nie znajdzie. K to wrażeniami wzroko- wemi—św iatłem je st znużony, zam yka oczy, a upragniona ciemność otoczy go n aty ch ­ miast.

T e wszystkie, ta k liczne, niezliczone wia­

domości, których nam oko o świecie udziela, te wszystkie świetlne wdzięki n atu ry , które główny jej powab stanow ią, to wszystko obejmuje zakres widzenia i stanowić ma przedm iot dzisiejszego odczytu.

A żeby tak zawiłe zrozum ieć zjawisko, p o ­ trzeb a je zanalizować, rozebrać na części składowe. M usimy nasze zasadnicze do­

świadczenie, otw ieranie oczu, w najrozm ait­

szych dokonywać w arunkach, aby poznać zależność skutków od tych warunków i zm ia­

ny w wynikach od zmiany warunków zależne.

I oto znowu codzienny, nieskończoną liczbę razy przez każdego z nas pow tarzany ek s­

perym ent o najważniejszej z tych zm ian nas powiadomił. Źle, zbyt ogólnie, nie ściśle po­

wiedziałem, że dość je s t oczy otworzyć, aby świat ujrzeć. W szakże w pewnych w arun­

kach napróżno zdrowe, widzące oczy otwie­

ram y : nic w świadomości naszej się nie zmienia; czujemy tylko pewien wysiłek, wie­

my, że otworzyliśmy oczy i otw arte trzy m a­

my i zamykamy naprzem ian, a żadnych z ze­

w nątrz napływ ających wrażeń nie odczuw a­

my. T ak się dzieje w ciemności.

Do widzenia więc, oprócz oczu, potrzeba jeszcze źródła św iatła : słońca, lam py elek­

trycznej czy gazowej, a choćby zapałki, choć iskry z krzem ienia skrzesanej. W rozbio­

rze naszego zawiłego zjaw iska postąpiliśm y 0 jeden krok naprzód — idźmy dalej tą . drogą.

Widzenie św iatła i widzenie przedmiotów nie zawsze są z sobą pow iązane: można światło odczuwać i widzieć, a żadnych przy- tem nie rozpoznawać przedmiotów. Jeż eli zam knięte powiekami oczy zwrócimy na słońce lub lampę, widzimy światło, ale nic więcej nad światło. Jeżeli wtedy pomiędzy oczy zamknięte a lam pę wsuwać będziemy 1 odejmować rękę, rozróżnimy dokładnie sil­

niejszy lub słabszy stopień oświetlenia. |

W królestwie zwierząt te dwa zmysły nie zawsze też razem występują.

W rażenie św iatła wywołać można i w zu­

pełnej ciemności. W iedział o tej sztuce klucznik Gerwazy, gdy podobny sposób oświetlenia proponuje woźnemu :

„Jeśli ciemno waści, To scyzorykiem skrzeszę tak ognia waszeci.

Że mu we łbie jak w siedmiu kościołach zaświeci” . Możemy się o tem, na szczęście, przeko nać w sposób daleko łagodniejszy. Jeżeli, zamknąwszy oczy, naciśniemy je lekko pal­

cem, o ile można poza brzegiem oczodołu, a spojrzenie jednocześnie w przeciwną skie­

rujem y stronę, ujrzym y natychm iast świetlną obrączkę, „błyskaw kę”. N aw et bez dotknię­

cia, jeżeli w ciemności szybko poruszymy okiem, podobną, choć nieco odmienną do­

strzeżem y błyskawkę. I p rąd elektrycz­

ny wywołuje przed okiem zjawiska świetlne.

Ale bez tych wszystkich dodatków w zupeł­

nej ciemności i przy zupełnym spokoju oczu, jeżeli tylko z uw agą w pole widzenia wpa­

trywać się będziemy, dojrzymy zawsze r u ­ chome i wyraźne choć mdłe zjaw iska świetl­

ne. Sam e bezustanne sprawy życiowe oka, samo krążenie krwi ju ż wywołuje wrażenia światła.

Z tych doświadczeń tak prostych bardzo ważne wyciągnąć musimy wnioski. T ak j e d ­ noczymy zwykle zjawiska świetlne z uczu­

ciem św iatła, że ich nie rozróżniam y należy­

cie, że się nam one identycznemi wydają.

W szak ten sam naw et wyraz „światło” słu­

ży do oznaczenia tych dwu rozmaitych z ja ­ wisk : zjaw iska fizycznego i fizyologicznego, czy psychologicznego. Ten wspólny wyraz spraw ia naw et nieraz pewną niewygodę i z a ­ wiłość. Doświadczenia niewątpliwe przeko­

nały nas, że rozm aite czynności mogą wywo­

łać wrażenie światła, że więc to uczucie nie jest identyczne ze światłem fizycznem, że nie je s t do niego podobne, że najczęściej tylko, ale nie wyłącznie zależy od działania świa­

tła zewnętrznego. Wiemy ju ż wreszcie, że światło fizyczne to tylko pewne drganie e te ­ ru. C h ara k te r zjawisk subjektywnych, w ra­

żeń, nie zależy od czynnika, który je wzbudza, ale od n atu ry organizmu.

Uczucie św iatła je s t własnością naszej d u ­

szy; drzemie ono, ale przez rozm aite czynniki

(3)

N r 14 WSZECHŚWIAT 211 może być obudzonem i w świadomości naszej

się zjaw ia. Dotknięcie oka pręcikiem lub palcem to wrażenie wywołuje, ale nie jest ono wcale podobnem do przedm iotu, który je wywołał. Przez pośrednictw o daleko b a r­

dziej zawiłego mechanizmu może drgnienie eteru tę własność naszego organizm u pobu­

dzić do czynności, jestto najczęstsza, zwykła pobudka zmysłu, ale i w tym razie wrażenie św iatła do pobudki zgoła nie je st podobne.

Je stto sygnał tylko, dany istotom żywym przez przyrodę; przez ten sygnał świat znać nam daje o sobie; to znak tylko dla naszego umysłu, że się coś dzieje poza nami, zupeł­

nie ja k dzwonek elektryczny, który ma swe znane, w każdym przypadku umówione zn a­

czenie. P rzez kom binacyą kilku umówio­

nych sygnałów można już bardzo licznych udzielać wiadomości i poleceń. Przez kom­

binacyą dzwonków, trąbek, świateł i tablic barwnych utrzym uje się prawidłowy ruch na kolejach. A najbogatszym systematem symboli czy sygnałów je s t mowa nasza ustna i pisana.

Isto ty organiczne otrzym ały w posagu nie- tylko jeden sygnał—uczucie św iatła—ale liczne i różne, daleko więcej, aniżeli pięć zmysłów zasadniczych, o jakich zwykle sły­

szymy. C h arak ter tych znaków może być jakikolwiek, byleby ściśle tem u samemu z ja ­

wisku to samo odpowiadało wrażenie. N a tych sygnałach g ra ją zjawiska świata, więc 0 istnieniu tych zjawisk, o zmianach, jakie w nich zachodzą, umysł nasz odbiera liczne 1 dokładne wiadomości. D latego musimy obracać się i żyć w świecie, korzystać z jego darów, a szkód unikać. A le wprost świata tego, jakim jest, nie znamy, wiemy o nim tylko tyle, ile przez sygnały dowiedzieć się możemy. W szystkie własności, jakie światu przypisujemy, to własności owych sygnałów, własności naszego umysłu. Jak g d y b y pan jaki wielki i daleki, służbie swojej nieznany i nieukazujący się nigdy, znosił się z nią jedynie przez pośrednictwo dzwonka. S łu ż ­ ba odbiera polecenia i udziela wiadomości, | spełnia swe obowiązki i z darów pańskich korzysta, ale - p ana swego nigdy nie widzi i nigdy nie pozna.

T ak ważne wnioski wypływają z doświad­

czeń, które wymieniłem, tak ie je st znaczenie system atu naszego zmysłowego i dlatego I

słusznie świat, jak i znamy, nazywamy świa­

tem zmysłowym.

Ilość i ch a rak ter tych sygnałów, tych w ra­

żeń, są rozm aite u rozmaitych istot; dosko­

nalą się one i urozm aicają ze stopniowym rozwojem św iata organicznego. I wzrok nie występuje odrazu w tej doskonałej i świetnej postaci, ja k ą posiada wzrok ludzki. Z a s ta ­ nówmy się bliżej nad okiem pierwotnem u istot najprostszych, bo tę postać prostą łatwiej zrozumieć, a jej zrozumienie ułatwi nam rozbiór bardziej złożonych i zawiłych przyrządów.

Oko najprostsze przedstawia się jako m ała czarna plam a na powierzchni ciała i jedynie z barwy odgadujem y znaczenie tego drobne­

go i prostego organu. Barwnik czarny po­

krywa zakończenie nerwu wzrokowego, który drugim końcem dochodzi do ośrodków n er­

wowych.

Je stto wielka, ale nieunikniona przykrość w odczytach popularnych, że potrzeba nieraz od przedm irtu odbiegać i cofać się, aby o b ­ jaśnić pojęcia zasadnicze, które jednak pew ­ nej liczbie słuchaczy mogą być nieznane.

Oko stanowi część układu nerwowego, więc, ażeby czynność oka zrozumieć, potrzeba o tym układzie, o jego budowie i funkcyach choć najogólniejsze mieć wyobrażenie.

U kład nerwowy, o ile związkowi organizmu ze światem zewnętrznym przewodzi, dwa od­

rębne spełnia zadania : odbiera wrażenia ze św iata i do świadomości istoty je przywodzi, a z drugiej strony, jako wola, na świat od­

działywa i zmienia jego zjawiska.

Bodźce zewnętrzne oddziaływają na a p a ­ raty zmysłowe, nerwy te doznane wrażenia przenoszą do ośrodków nerwowych, do sied­

liska świadomości (fig. 1). W pierwotnym przyrządzie wzrokowym czarna plam a s ta n o ­ wi oko, tajemniczy a p a ra t świadomości mie­

ści się w ośrodkach, a nerwy g ra ją rolę p rz e ­ wodników.

Organam i woli są tkanki kurczliwe, któ­

re w doskonalszych organizm ach stanowią mięśnie.

Nerwy ruchu i czucia są zupełnie iden­

tyczne, sąto jedynie przewodniki, ja k druty telegraficzne są przewodnikami, które zarów­

no raporty jak rozkazy od jednej stacyi do

drugiej przenoszą. Nerw składa się z włó­

(4)

212 WSZECHŚWIAT Nr 14 kien, które od ośrodków, do przyrządów koń­

cowych biegną bez podziału, bez rozgałęzie­

nia (fig. 2), wrażliwe są na pewne tylko bodźce : cieplne, mechaniczne, chemiczne i elektryczne. P odrażnienie, przez bodziec sprawione, przenosi włókno nerwowe do ośrodków lub do mięśni, a skutek pobudze­

nia jedynie od n atury organu zależy, w ni- czem zaś od włókna nerwowego. J a k s tru ­ mień elektryczny, biegnący po drucie, może poruszyć dzwonek, pokój oświetlić, depeszę napisać, co jedynie od a p a ra tu końcowego, nie od d ru tu , przewodnika, zależy. G dy­

byśmy zdołali nerw wzrokowy, nerw od oka biegnący, połączyć z ośrodkiem słuchowym

F ig. 1. Schemat j przyrządów nerwowych czu­

ciowych (o ) i ruchowych (b).

w mózgu, gdyby poprostu względy technicz­

ne takiej operacyi nie stały n a przeszkodzie, to promienie świetlne spraw iałyby słuchowe, nie wzrokowe w ra żen ia: nie widzielibyśmy obrazu, lecz słyszeli.

Skoro więc n a owo najprostsze oko p ad a ją promienie świetlne, pobudzają czynność n e r­

wu wzrokowego, a to pobudzenie, gdy do ośrodków dojdzie, wywołuje w świadomości istoty wrażenie właściwe.

A le św iatło nie je st bodźcem dla włókien nerwowych; pomiędzy bodźcami ogólnemi, które przed chwilą policzyłem, św iatła nie było. Gdyby na odcięty nerw wzrokowy, bezpośrednio na jego włókna, padały pro­

mienie św iatła, włókna byłyby nieczułe’

nie przeszłyby w stan pobudzenia i ośrodki nerwowe nie wiedziałyby nic o tych promie-

| niach świetlnych. Światło musi więc n a­

przód wywołać w przyrządach zmysłowych pewne zmiany, które dopiero na włókna n er­

wowe oddziaływać mogą. Jeszcze niedawno rozm aite czyniono przypuszczenia co do isto­

ty tych zmian pośrednich, jakio istnieć mu­

szą pomiędzy działaniem św iatła na oko I a podrażnieniem nerwu wzrokowego. P rz y ­

puszczano, że światło w oku zamienia się w ciepło, albo że wywołuje pewne zmiany

i

chemiczne lub elektryczne. Dziś pod tym względem mamy już pewność. Zakończenie nerwu wzrokowego u istot wyższych przy­

b iera w ciemności barwę czerwonawą, a pod wpływem św iatła znika ta barwa. W oczach

Fig. 2. Schemat przekroju wlókieu nerwowych.

odbywa się słowem proces podobny ja k na płycie fotograficznej, tylko że innemi operuje substancyam i. Niewątpliwie przy tych zm ia­

nach chemicznych w ytw arzają się substan- cye, które n a włókna nerwowe d ziałają d ra ż­

niąco, pobudzając je do czynności. Tkanki barwne czarne w ytw arzają ową substancyą, k tó ra zmienia swą barw ę pod wpływem p ro ­ mieni świetlnych. Jakkolw iek doświadczenia te robić można jedynie na istotach wyższych, doskonalszych, mamy prawo ich wyniki prze­

nieść na proste oczy istot najprostszych.

Barwnik znajduje się stale w zakończeniu nerwu wzrokowego i rozm aite spełnia posłu­

gi : pochłania promienie świetlne, gdy już

swe zadanie spełniły, oddziela pojedyńcze

elementy złożonego przyrządu, tak że świa-

I tło z jednego elem entu do drugiego przenik­

(5)

N r 14 WSZECHŚWIAT 213 nąć nie może, ale przedewszystkiem wytwa­

rza substancyą czułą na światło, która klisze wzrokowe pokrywa.

Pojm ujem y więc obecnie, ja k promień światła, padając na plam ę wzrokową p ro ste­

go oka, wywołuje zmiany w substancyach jej chemicznych, z wrażliwych na światło substancyj wytwarza inne, które włókna ner­

wowe do czynności zm uszają, a ta czynność do ośrodków nerwowych się przenosi i świa­

domość istoty obudzą.

W rażenia świetlne łączą się dla nas zaw­

sze z barwnemi, każde światło jakąś barwę posiada, a tych barw i odcieni znamy ilość niezliczoną. Czy oko pierwotne widzi też barwy? N a to zupełnie odpowiedzieć nie umiemy. W szak o czynności oka prostego wnosimy jedynie z jego budowy anatom icz­

nej, a nawet w ludzkiem oku me znamy przy­

rządów anatomicznych, k tóre w uczuciu barw pośredniczą. A skoro więc nic nam nie przeszkadza, możemy być wspaniałomyśl­

ni i obdarzyć oczy pierwotne uczuciem barw;

uprości to nam plan wykładu.

Chcąc zrozumieć, w ja k i sposób wytwarzać się mogą ta k liczne i odmienne wrażenia, ja k wrażenia barwne, musimy tę zawiłość do kilku sprowadzić pierwiastków. P rzypuść­

my, że istnieje kilka barw zasadniczych, kil­

ka odmiennych uczuć w świadomości, a przez rozm aity stopień pobudzenia tych odmien­

nych uczuć, przez ich zlanie się w różnym stosunku w ytw arzają się te nieskończenie rozmaite uczucia barw, jakich doznajemy.

Po wielu próbach przyjęto jako takie barwy zasad n icze: czerwoną, zieloną i fioletową.

Znany krążek Newtona dowodzi, źe hypote- za zadanie swe spełnia, bo możemy wypro­

wadzić wszystkie barwy z różnej kombinacyi tych trzech barw zasadniczych.

Przypuszczam y więc, że w ośrodkach n er­

wowych, w których uczucie św iatła ma swoje siedlisko, znajdują się trzy oddzielne ośrod­

ki, z których każdy przewodzi uczucie od­

dzielnej barwy zasadniczej; różne włókna nerwu wzrokowego pobudzane są przez róż­

ne barwy św iatła i do różnych ośrodków ner­

wowych przenoszą pobudzenie. Podobne, albo mniej zawiłe stosunki przypuszczać mo­

żemy i w oczach najprostszych, nie m ając wszakże żadnej na to pewności.

Co dojrzeć może istota, obdarzona tak

I prostem okiem? W nosząc z budowy, przy­

puszczamy, że odróżnia ona światło od ciem­

ności, odczuwa zapewne rozm aite natężenie

; światła, odczuwa może i niektóre barwy, ale też nic ponad to. Niewątpliwie te wiado­

mości g rają bardzo ważną rolę w życiu zwie­

rzęcia i na jego skromne potrzeby zupełnie wystarczają. A le ja k ta istota świat sobie przedstawia i ja k ą korzyść z wrażeń świetl-

1 nych osięga?— ażeby na to pytanie odpowie­

dzieć, potrzeba patrzeć na świat okiem tej istoty i czuć jej duszą. Tej sztuki nigdy nie dokażemy, bo pojęcia każdego z nas wypły­

wają niewolniczo z budowy jego organiz­

mu i warunków życia. To, co dla nas je st prawdą oczywistą i niewątpliwą, je s t nią w naszych jedynie warunkach organicznych, lecz nie bezwzględnie. Pojmujemy, że świat odmiennym od nas istotom od niennie się przedstawia, ale przenieść się myślą w te od­

mienno pojęcia nie mamy możności.

(C. d. nast.).

D -r Z y g m u n t K ra m sztyh .

0 robaku jadalnym „P alolo“ .

Z końcem października lub listopada każdego roku mieszkańcy niektórych wysp, należących do grup Sam oa i F idji, obchodzą szczególną uroczystość. W wigilią oznaczo­

nego dnia ludność miejscowa wstrzymuje się od pracy, przyodziewa się odświętnie i zaj­

muje się przygotowaniem do uczty wieczor­

nej, w której uczestniczyć może tylko jedna dziewczyna, zajm ująca się przyrządzaniem napoju zwanego „kaw a”. ') Dopiero nad wieczorem, kiedy naznoszono mnóstwo jad ła, zbierają się całe rodziny u naczelnika ple­

mienia i bawią się ochoczo, tańcząc i śpiewa­

ją c aż do 4-tej godziny zrana, poczem udają się wszyscy nad morze. F antastycznie wy­

glądają krajowcy przy świetle księżyca w barwnych strojach, jedni mknący w m a­

leńkich łódkach po zatoce, inni czyhający

4) „Kawa” jestto napój orzeźwiający, ścią­

gaj ąco-cierpki. Sporządzany z korzeni krzewu

Piper methyaticum. Korzeń (właściwie kłąb)

żuje się, miesza ze śliną, potem cedzi i chłodzi.

(6)

2 1 4 WSZECHŚWIAT N r 14 n a głazach koralowych, z koszami lub m i­

sternej roboty sitkam i, a nad brzegam i g ru ­ py kobiet i dzieci, śledzących z wytężoną uwagą powierzchnię morza. N a raz rozjaś­

niają się oblicza wszystkich, bo na falach ukazują się jakieś drobne jestestw a, z po­

czątku luźnie lub po kilka, potem coraz licz­

niej, wreszcie całem i rojam i, ta k źe w k ró t­

kim czasie widać olbrzymie ich zastępy, zajm ujące znaczny obszar m orza nak sztalt grubej galaretow atej ławicy. J e s tto „pa- lolo” oczekiwany cały rok, a przez doświad­

czonych rybaków na. dziś zapowiedziany.

Z największym pośpiechem łowią go zręczni rybacy sitkam i i koszami, bo wiedzą dobrze 0 tem, że skoro tylko wschodzące słońce silniej oświetli wodę, zniknie ten cenny d ar morza bezpowrotnie, pozostaw iając n a jego powierzchni tylko kręgi pienistego śluzu.

Jeżeli się połów u d ał, całą drużynę w n a ­ grodę trudów i bezsennej nocy oczekuje w spaniała uczta, złożona z różnych potraw , przyrządzonych wyłącznie z robaków palolo;

ja d a ją je bowiem w stanie surowym, duszone, upieczone w liściach drzewa chlebowego 1 t. p. W jakikolwiek sposób przyrządzone, są dla krajowców przysm akiem , a i eu ro p ej­

czycy *), którzy mieli udział w połowie i ucz­

cie, chwalą sm ak palolo, przypom inający ostrygi i omółki (M ytilus edulis). N ie dziw więc, że wyspiarze cczekują niecierpliwie ważnej chwili połowu, i obliczają ściśle mie siąc i dzień ukazania się palolo.

Jeżeli połów dostarczy obfitego plonu, to część rozsyłają w darze naczelnikom innych wysp mniej szczęśliwych, re szta stanowi ważny arty k u ł handlu.

O znaczeniu palolo w gospodarstwie k ra ­ jowców świadczą nazwy dni, miesięcy i pór roku, odnoszące się do połowu palolo i jego obfitości. I ta k pierwszy dzień, w którym się ukazują na morzu jakoby plam y popiołu, nazywa się „salefu” (dzień"popiołu), inaczej także „usunoa” (dzień próżniactwa), drugi

„m otusaga” t. j. kruchy, bo robaki są kruche i m ałe, a trzeci, jeżeli je st połów bardzo obfity „tate le g a”, to znaczy wielki dzień.

') Europejczycy mają, także jadać niektóre rodzaje robaków, mianowicie francuzi i włosi ro­

baka Ligula simplicissima, znanego pod nazwą macaroni piatti.

! P aździernik nazywa się „m ały palolo (m niej­

szy połów)”, listopad „wielki palolo”, cała zaś pora roku „czasem pojawu palolo” (vai

| palolo). Połów palolo przypada zazwyczaj w porze pasatów północno-zachodnich, przy­

noszących wiele wilgoci i użyźniających glebę.

B u jn a fantazya ludów Polinezyi wplotła palolo w rozliczne baśnie i powiastki. Jed n ę i z nich przytacza K ra m er *): „Palolo ukazu­

je się w tym dniu, w którym wre wojna mię­

dzy ptakam i a rybami, t. j. między rybitwa- mi a m ałem i rybkam i w lagunach. P ta k i wyznaczają strony wojujące, ryby zaś to, co je st do walki potrzebnem ; palolo nie ma żadnego udziału w rozterce; je st on za słaby do boju, dlatego ryby wołają do niego chó­

rem : „Skoroś niezdolny do prowadzenia woj.

ny z ptakam i, przeto zjedzą cię ludzie”. Gdy więc wybuchła wojna pomiędzy ptakam i a rybam i, palolo leżał bezczynnie; przeto w ytykają mu to i ludzie, obliczają (m atau) dzień jego urodzin i miesiące, w których się ukazuje „taum afam ua”, t. j. pierwsze jed ze­

nie czyli październik i „toetaum afa” drugie jedzenie (listopad). Ukazuje się on zawsze w tej nocy, k tó rą wszyscy ludzie obliczają”.

W istocie palolo zazwyczaj przybywa w październiku i listopadzie do brzegów wysp Sam oa, zaś w m aju do F idji, a to tylko albo w wilią czwartej kwadry księżyca, albo w sam ten i w następny dzień; w innym cza­

sie nie spostrzegali go ani krajowcy ani b a ­ dacze. A by obliczyć ile możności dokładnie miesiąc i dzień ukazania się palolo, krajowcy baczą bardzo pilnie na różne zjawiska, po­

zostające w związku z peryodycznem ukazy­

waniem się tego robaka. I tak np. gdy kwitnie roślina E ry th rin a indica z rodziny m otylkowatych, a księżyc stoi wysoko na wschodniej stronie nieba, to w dziesięć dni później zjawi się z pewnością palolo. Zw ia­

stunem jeg o je st także k rab lądowy „m alio”, w ędrujący kilka dni wcześniej do m orza, wreszcie najpewniejszym i bezpośrednim

| ciemne plam y na morzu, wyglądające ja k popiół rozsypany.

‘) Ten badacz ogłosił najnowsze spostrze­

żenia nad biologią palolo w Biologisches Cen-

tralbbatt. T. XIX 1899 r. i z nich korzystam

głównie w niniejszem sprawozdaniu.

(7)

WSZECHŚWIAT 215 Usiłowano także obliczyć dzień ukazania

się palolo w sposób naukowy. T u rn er np.

sądzi, że jeżeli czw arta kw adra księżyca przypada późno w październiku, to palolo ukaże się podczas tej kwadry, jeżeli zaś przypada wcześnie w październiku, to nie można go się prędzej spodziewać niż przed ostatnią kw adrą w listopadzie. K ra m er wy­

raża nieco odmiennie tę przepowiednię, mia­

nowicie, że te pełnie księżyca w październiku i listopadzie, które się najbardziej zbliżają do zenitu słońca (30 października) rokują najwięcej prawdopodobieństwa, że podczas ostatniej ich kwadry palolo się ukaże. Z d a ­ rza się jednak często, że wszelkie rachuby zawodzą.

K rajow cy nie troszczą się o istotę palolo, wedle ich mniemania kam ień go rodzi; jest ono smacznym kęskiem i to wystarcza do zaspokojenia ich ciekawości. A le dla b a­

daczy był i jest on przedmiotem troskliwych badań. Zajmowali się nim głównie F ried- laender, Collin i K ram er. Przedewszyst- kiem chodziło im o rozwiązanie zagadki, czem je st palolo i skąd się on bierze. W y­

łowione przez nich okazy przedstaw iają się za świeża, jako cienkościenne, bardzo kruche woreczki, barwy modrej lub brudno-białej, niedające się należycie zakonserwować w żad­

nym z powszechnie do tego używanych roz­

tworów. N a powierzchni m orza woreczki te pękają a wydalona z nich istota śluzowata zawiera albo ja ja albo spermę. Proces ten określa nazwa „pa-lolo”, gdyż „pa” znaczy pękać a „lolo” oleisty. W oreczki wypróż­

nione opadają na dno; po bliższem ich zba­

daniu okazało się, że sąto dzwona jakiejś pierścienicy, wypływające na powierzchnię morza, niezawodnie w celu zapłodnienia.

Poznawszy je bliżej, należało szukać robaka, który w tak ściśle określonym czasie dojrze­

wa, i oddziela kaw ałki swego ciała, wypły­

wające na powierzchnię morza.

A toli pomiędzy tem i ostatniem i nie znale­

ziono nigdy głowy, ani też niedojrzałych dzwon ciała. Przypuszczano zatem , że oka­

zy młode i dojrzewające przebyw ają stale w głębiach m orza. B adano więc dno morza na ogromnych przestrzeniach, ale napróżno.

D o p ie ro w o s ta tn ic h l a t a c h d w aj b a d a c z e , p o u cz en i p r z e z d o sk o n a łe s p o s trz e g a ją c y c h k rajo w c ó w , z a c z ę li s z u k a ć m ło d y c h okazów

w głazach koralowych, leżących tuż przy brzegu, i przekonali się, że w istocie są one siedzibą różnych pierścienic a także palolo.

Wydobywszy odłamy tych głazów, rozbijano je i znajdowano w nich pierścienice w mniej , lub więcej regularnych rurkach. Mianowicie j Kram erow i udało się wydostać trzy cale osobniki, z tych dwa dojrzałe. Jem u więc zawdzięczamy najświeższe a zarazem , jak się zdaje, najwiarogodniejsxe wiadomości 0 budowie i stanowisku systematyczneni palolo.

Okaz, uważany przez K ra m era za palolo, ma 9 cm długości, chociaż znajdowano także odrywki dochodzące do 40 cm. Głowa o p a­

trzona jest trzem a rożkam i i parą nerkowa- tych oczu. Otwór ustny leży na pierwszym lekko wyciętym pierścieniu członkowanego ciała. Drugi odcinek ciała jest tak długi, ja k dwa następne. Począwszy od trzeciego, dzwona sta ją się coraz szersze i m ają już coraz wyraźniejsze niedonóżki (parapodia), opatrzone witkami i wiązkami pojedyńczych szczecinek. W dalszych pierścieniach zn a j­

dują się także szczecinki złożone, na niektó­

rych dzwonach po 7 pęków. N a tylnych wreszcie niedonóżkach są umieszczone sze­

rokie, pędzlowate skrzela. W szystkie dzwo­

na są jednakowo zbudowane, ale mniej więcej od 80-tego s ta ją się znacznie węższe i dłuż­

sze. W łaśnie w tem miejscu oddziela ten robak dojrzałe dzwona, zdolne do rozpłodu, znane pod nazwą palolo, a następnie wytwa­

rza nowe. Ciało kończy się ogonem, złożo­

nym z dwu płatów i opatrzonym dwiema param i witek. Głowa jest brunatno-czerwo- na z białemi kropkam i, ciało brudno-białe, a od 80-tego odcinka modrawe lub płowe zależnie od płci, która je st rozdzielną.

Z powyższych danych K ram er, Collin 1 M acdonald wnoszą, że palolo należy do grom ady pierścienic (Annelidae) a do ga­

tunku Lysidice viridis, opisanego jeszcze w roku 1847 przez G raya. N atom iast Fried- lander utrzym uje z całą stanowczością, że należy on do rodzaju Eunice.

Najciekawszem zjawiskiem biologicznem jest ukazywanie się peryodyczne oderwanych, dojrzałych dzwon palolo w ściśle oznaczonym czasie i w pewnym związku z fazami księży­

ca. W yjaśnieniem przyczyn bozpośrednich

tego zjaw iska zajmowali się różni badacze.

(8)

216 WSZECHŚWIAT N r 14 J e d n i u p a t r u j ą j e w b e z p o ś re d n im w pływ ie

k się ż y c a , in n i w h e lio tro p iz m ie , in n i w g e o - tro p iz m ie n e g a ty w n y m , a zn o w u in n i w o k r e ­ sow ym o d p ły w ie i p rz y p ły w ie m o rz a , w p o d ­ n o sz en iu się i o p a d a n iu fa l m o rsk ic h . Ż a d ­ n a a to li z d o ty c h c z a s w y p o w ie d z ia n y c h hy- p o te z n ie w y trz y m u je śc iśle jsz e j k r y ty k i, ich a u to ro w ie w ik łają, się w n ic h i s a m i j e o b a la ją .

Z a t e m d la w y ja ś n ie n ia is to tn e g o s ta n u rze czy p o tr z e b a b ę d z ie je sz c z e d a ls z y c h i śc iśle jsz y c h b a d a ń . M u s z ą o n e d o s ta rc z y ć p e w n ie jsz y c h d a n y c h d l a n ie w ą tp liw e g o r o z ­ s tr z y g n ię c ia p y ta ń : do ja k ie g o g a t u n k u p ie r ­ ścien ic n a le ż y p alo lo , j a k i j e s t je g o ro zw ó j, ja k i cel o d d z ie la n ia p o je d y ń c z y c h dzw on d o jr z a ły c h i t. p. S ło w em j e s t je s z c z e b a r - d zo w iele w a ż n y c h i b a r d z o c ie k a w y c h s z c z e ­ g ółów b io lo g ic z n y c h i m o rfo lo g ic z n y c h , k t ó ­ ry c h p o z n a n ie b ę d z ie rz e c z ą p rz y s z ły c h b a d a ń .

J u lia Glassner.

J2 ar^q d v ro ślin , \vvcfeiclajqcc wodę.

Z e ro ślin y w y z ie w a ją p a r ę w o d n ą, a obok niej i in n e g a z y — to f a k t o g ó ln ie z n a n y , to k o n ie c z n y r e z u l t a t p ro c e s ó w p r z y s w a ja n ia i o d d y c h a n ia . G a z y t e u w a ln ia ją się z r o ś ­ lin p rz e d e w s z y s tk ie m p r z e z o tw o rk i, g ę s to

r o z s ia n e n a p o w ie rz c h n i liś c i i z n a n e p o d n a ­ zw ą s z p a r e k o d d ec h o w y ch .

O b s e rw u ją c d o k ła d n ie j p o w ie rz c h n ię liścia , z p o śró d m n ó s tw a je d n a k o w y c h s z p a r e k m o ­ żem y n ie k ie d y w y ró ż n ić ta k ie , k tó r e b u d o w ą sw o ją i z a c h o w a n ie m się w obec w ilgoci nie o d p o w ia d a ją o g ó ln e m u ty p o w i. B ę d ą to s z p a rk i w o d n e, p rzez k tó r e z ro ś lin w y s tę p u ­ j ą k ro p le w ody. J e s t t o z ja w is k o d o s y ć p o ­ sp o lite. M o ż n a j e o b se rw o w ać c z ę s to w czes­

nym ra n k ie m , g d y w y zie w an ie w ody n ie j e s t je sz c z e z b y t e n e rg ic z n e i w o d a nie p rę d k o p a r u je . W te n c z a s n a z ą b k a c h liści w ielu ro ślin , a m oże n a jle p ie j n a liś c ia c h n a s tu r- cyi, ta k p o sp o lite j w n asz y c h o g r ó d k a c h , k r o p e lk i w ody lś n ią j a k p e r ły . N ie s ą to k ro p le r o s y — o te m ła tw o się p r z e k o n a ć . W ty m ce lu w y s ta rc z y ty lk o zw rócić u w a g ę w j a k p ra w id ło w e s z e r e g i one się g r u p u j ą (fig- !)•

iSiie ch cę b y n a jm n ie j m ów ić, że je d y n ie s z p a r k i t e s łu ż ą d o w y d z ie la n ia k ro p el;

w sz a k k ro p le te w y s tę p u ją u w ielu g rzy b ó w p le śn ia k ó w ; ileż p ły n u w y d z ie la ją ro ślin y o w a d o ż e rn e , lu b m iodniki w k w ia ta c h ? A we w sz y s tk ic h ty c h p r z y p a d k a c h o s z p a rk a c h n ie m oże być m owy. N in ie js z e m c h c ia łb y m te ż z a ją ć c z y te ln ik a te m i ty lk o p rz y p a d k a m i, g d z ie is tn ie ją sp e c y a ln e n a r z ą d y do w y d z ie ­ la n ia cieczy . S z p a r k i w odne n a jła tw ie j m o ż ­ n a z n a le ść n a z ą b k a c h liści, p o n a d z a k o ń ­ c z e n ia m i n a c z y ń . T a m często tw o r z ą one g r u p y po k ilk a lu b n a w e t po k ilk a n a ś c ie . O d s z p a r e k o d d e c h o w y ch w y ró ż n ia ją się one te m , że o ta c z a ją c e j e t . zw . k o m ó rk i „ z a m y ­ k a j ą c e ” ty lk o n ie k ie d y i to z a m ło d u , zaw ie­

r a j ą p la z m ę — z w iekiem zaw sze j ą u t r a c a j ą

F l g . 1 .

i o b u m ie r a ją . Z te g o te ż pow o d u s z p a r k i te n ie p o s ia d a ją z d o ln o ści do z a m y k a n ia się i zaw sze m u sz ą być o tw a r te .

T y le d a je n a m p o w ierz ch o w n a o b se rw a c y a . N a p r z e k ro ja c h z a ś m ik ro sk o p o w y c h m o ż e ­ m y z b a d a ć b u d o w ę tk a n e k , w y śc ie ła ją c y c h d n o s z p a re k . P rz e d e w s z y s tk ie m w ięc z a u w a ­ żym y, że i p o d s z p a rk a m i w o d n em i z n a jd u ją s ię a n a lo g ic z n e do ja m o d d ec h o w y ch p r z e ­ s tw o ry m ię d zy k o m ó rk o w e. P o d te m i ja m a m i p r z e b ie g a ją z a k o ń c z e n ia n a c z y ń , r o z p r o w a ­ d z a ją c y c h so k i po ro ślin ie .

N a r z ą d y o d m ie n n eg o ty p u s p o ty k a m y u p a ­

p ro c i. W o d a w y d zie la się tu zw ykle n a g ó r ­

n ej p o w ierz ch n i lis to w ia , b ez p o śre d n io z k o ­

m ó re k n a s k ó rk ę , n ie p rz e c h o d z ą c p rz e z

s z p a r k i, k tó r y c h tu , z r e s z tą , w cale n ie m a .

K o m ó rk i w y d zie ln ic ze w y ś c ie ła ją n ie z n a c z n e

(9)

N r 14 WSZECHŚWIAT 217 z a g łę b ie n ia i od s ą sie d n ic h k o m ó re k te m się

ró ż n ią , że s ą m n ie jsz e i o to c z o n e cieńszem i b ło n a m i. W te m j e s t w idoczne ic h p r z y s to ­ sow anie d o czy n n o śc i, j a k ą p e łn ią . N a w e t n a k o m ó rk a c h , le ż ą c y c h g łę b ie j, z n a jd u je m y p ew ne z m ia n y . T y lk o ic h śc ia n y sty c z n e m a ją p ew n e z g r u b ie n ia , n ig d y za ś p o p rz e c z ­ n e, co ró w n ież u ła tw ia p r z e s ą c z a n ie się w ody w p ew nym je d n y m ty lk o k ie ru n k u .

P o ś ró d ty p ó w o p isa n y c h z u p e łn ie o d r ę b n ą g r u p ę s ta n o w ią n a r z ą d y , s p o ty k a n e p rz e z H a b e r l a n d t a p rz e w a ż n ie u ro ś lin p o d z w r o t­

n ikow ych i ze w zg lę d u n a ich czy n n o ść fizyo- lo g iczn ą z a lic z o n e p rz e z n ie g o , ra z e m ze s z p a r k a m i w o d n em i, do je d n e j k a te g o ry i

„ H y d o to d ó w ” . N a r z ą d y te s p o ty k a ją się m ięd zy k o m ó rk a m i n a s k ó r k a liści i s k ła d a j ą się z je d n e j, częściej z k ilk u k o m ó re k . J e d ­ n o k o m ó rk o w e b y w a ją o p a trz o n e w y ro stk ie m b ło n y , w y su n ię ty m n a z e w n ą trz ; część ich śro d k o w a zw ykle j e s t w zm o cn io n a o b rą c z k o - wem z g ru b ie n ie m , a p o d s ta w a s z e ro k a i o to ­ c z o n a b ło n ą c ie n k ą . U tw o ry z a ś w ieloko­

m ó rk o w e p o s ta c ią s w o ją p r z y p o m in a ją w ło s­

ki lu b te ż łu s k i g r u c z o ło w a te .

T o s ą m n iej w ięcej w s z y s tk ie ty p y n a r z ą ­ dów , s łu ż ą c y c h d o w y d z ie la n ia k ro p e l w ody.

P o z n a liśm y ich b u d o w ę a n a to m ic z n ą , t e r a z zk o lei zw róćm y się d o s tr o n y m e ch a n icz n ej sa m e g o p ro c e s u i do o k r e ś le n ia z n a c z e n ia , ja k ie m a on w ży ciu ro ślin y .

D o tą d z ja w isk o w y d z ie la n ia w ody cie k łe j p rz e z ro ślin y tłu m a c z o n o w y łą c z n ie c iśn ie ­ n ie m soków , is tn ie ją c e m z a ró w n o w k o r z e ­ n ia c h , j a k w ło d y g a c h i g a łę z a c h , k tó r e niem - cy n a z y w a ją „ B lu tu n g e d r u c k ” . P o d w p ły ­ w em w e w n ę trz n e g o c iśn ie n ia soków , w oda p r z e s ą c z a się z n a c z y ń d o w zm ia n k o w a n y c h p rz e stw o ró w m ię d z y k o m ó rk o w y ch czyli „ ja m w o d n y c h ” , a s ta m tą d p rz e z s z p a rk i w ychodzi n a z e w n ą trz .

D o p ie ro w o s ta tn ic h c z a s a c h d a je się z a u ­ w ażyć p ew n a ró ż n ic a w z a p a try w a n ia c h n a p rz y c z y n y te g o p ro c e su .

H a b e r l a n d t u tr z y m u je , że pew ne z n a c z e ­ nie m a ją t u p r z y le g a ją c e do p rz e stw o ró w m ię d z y k o m ó rk o w y ch k o m ó rk i „ e p ite m y ” , o ta c z a ją c e j w iązk i n ac zy n io w e . W s z a k ż e s p o s trz e ż e n ia , n a k tó r y c h on się o p ie ra ł, n ie z o s ta ły p o tw ie rd z o n e . M oże ra c y o n a ln ie js z y

je s t p o g lą d A r t . M e y e ra . P rz y p u s z c z a on, że u d z ia ł ty c h k o m ó re k p o le g a w d a n y m r a zie ty lk o n a re g u lo w a n iu w ypły w u wody.

S k u tk ie m d o p ły w u w ody z n a c z y ń w z r a s t a ję d rn o ś ć k o m ó re k te j p o ch w y n ac zy n io w e j czyli „ e p ite m y ” , p rz e stw o ry m ię d z y k o m ó rk o ­ we się r o z s z e r z a ją i o tw ie ra ją u jś c ie d la w o­

dy; w czasie e n e rg ic z n e j tr a n s p ira c y i p r z e ­ s tw o ry z a m y k a ją się. M a to o ty le w ięcej p ra w d o p o d o b ie ń stw a , że is to tn ie u d a ło się z a o b se rw o w a ć w r o z m ia r a c h p rz e s tw o ró w o d p o w ied n ie zm ian y , z a le ż n e od n a p ię c ia tu r g o r u , czyli ję d rn o ś c i s ą s ie d n ic h k o m ó re k . Z r e s z tą sa m H a b e r l a n d t nie w szy stk im „hy- d a to d o m ” p rz y z n a je je d n a k ą fu n k c y ą . F u c h sia i P r im u la np ., z d a n ie m je g o , w y d z ie la ją w odę w y łą c z n ie p o d w pływ em ciśn ie n ia, bez cz ynnego u d z ia łu „ e p ite m y ” — te g o p r z y n a j­

m niej m a ją dow odzić d o św ia d c z e n ia , g d z ie ze s z p a re k w y stę p o w a ła w oda n a w e t po u p rz e d n ie m z a tr u c iu e p ite m y . U in n y c h znów r o ś lin z a tr u c ie te j tk a n k i ta m u je w ypływ w ody. D z ie je się to je d n a k d la te g o , że z a ­ tr u c ie ep ite m y w yw ołuje zw ę ża n ie się je j p rz e stw o ró w m ię d zy k o m ó rk o w y ch ; w oda w p ro w a d z o n a w ta k im r a z ie d o ro ś lin y , s z u ­ k a ją c ła tw ie js z y c h d ró g d la sieb ie, n ie p r z e ­ ch o d zi do s z p a r e k p rz e z „ e p ite m ę ” , lecz j ą o m ija i zb o k u z d ą ż a do p rz e stw o ró w m ię d z y ­ k o m ó rk o w y ch ś ró d liśc ia . W id z im y z te g o , że u d z ia ł „ e p ite m y ” j e s t w te j czynności is to tn ie ty lk o b ie rn y . K ie d y w p ro w a d z o n o do ro ślin po d ciśn ie n iem ciecze z a b a rw io n e , p rz e c h o d z iły o n e do s k u p ia ją c y c h w odę p rz e stw o ró w m ię d zy k o m ó rk o w y ch , b y n a j­

m niej n ie b a r w ią c k o m ó re k „ e p ite m y ” . D o ­ św ia d cz en ie to p rz e k o n y w a n a s, że tk a n k a tu n ie m a c z y n n e g o u d z ia łu w k rą ż e n iu w ody, k tó r a z n a jd u je so b ie ła tw ie js z ą d r o g ę m ię ­ dzy k o m ó rk a m i.

J e d n e m sło w em i d ziś, po s z e re g u p ró b i dośw iadczeń, m u sim y p ow rócić do z a p a t r y ­ w ań p ie rw o tn y c h , że w y d zie la n ie w ody czy to p rz e z s z p a rk i, czy p rz e z z a m k n ię te k o m ó rk i p a p ro c i za le ży w y łą c z n ie o d ciśn ie n ia soków , k rą ż ą c y c h w n a c z y n ia c h , bez w zg lę d u n a to , czy b ęd ziem y b r a li p o d u w a g ę ro ślin y n a s z e ­ go k lim a tu , czy s tre fy p o d z w ro tn ik o w e j.

C zynny s p ó łu d z ia ł „ e p ite m y ” dow iedziony

nie j e s t i p rz y p u s z c z e n ie H a b e r l a n d t a p o ­

tw ie rd z e n ia d o tą d n ie z n a jd u je . Z r e s z tą

j s s t t o k w e s ty a b a rd z o w ą tp liw a , czy t e „h y -

(10)

218 WSZECHŚWIAT N r 14 d ato d y ”, opisywane przez H a b e rla n d ta , [

istotnie wydzielają wodę. H a b e rla n d t tak sądzi, ponieważ, ja k mówi, n a niektórych z tych organów widział wyraźne krople wo- i dy; niekiedy co do swego rozmieszczenia i odpowiadały one najzupełniej ułożeniu „hy- datodów ”; wreszcie, dodaje on, że sublim at czynność narządów tych pow strzym uje, wy- | pełniają się natom iast wodą przestw ory mię­

dzykomórkowe, co ma decydować o znacze­

niu plazmy w tych procesach. Poglądów j H a b e rla n d ta nie można przyjm ować bez za­

strzeżeń; cowięcej — mamy niektóre dane, które w prost im przeczą. Doświadczenia z niektóremi roślinami, na które H a b e rla n d t \ się powoływał, wykazały, że właśnie woda j z ich liści wcale nie wydziela się w tych punk­

tach, gdzie się znajdują „hydatody” . P rz e ­ ciwnie — krople zawsze pojaw iają się na zwykłych szparkach wodnych. D alej —n a rz ą ­ dy te funkcyonują tylko na bardzo młodych liściach, kiedy na nich śluz się pojawia — raczej więc do nich należy ta ostatn ia czyn­

ność, t. j. wydzielanie śluzu. B adania nad A n a m irta cocculus naw et w prost bez żad­

nych rozumowań zdają się obalać poglądy H ab erlan d ta, tu taj bowiem woda wydziela się tylko po tej stronie liścia, gdzie obok

„hydatodów” znajdujem y zwykle szparki wodne; na drugiej stronie, gdzie mamy same praw ie „hydatody”, woda nie wydziela się wcale. Jakkolw iek spraw a mechanizmu A v y - dzielania się wody nie je s t należycie wyjaś­

niona, w każdym razie nie ulega wątpliwo­

ści fakt, że czynność ta znajduje się w zależ­

ności od ciśnienia soków w roślinie, albo­

wiem wzmaga się wówczas, kiedy zm niejsza się tran sp iracy a, a zatem w zrasta tu rg o r tkanek.

Ilość wydzielanej w ten sposób wody bywa nieraz dosyć znaczna. Obliczono np., że liść Collocasia antiąuorum w ciągu jed- ! nej nocy może wydzielić 2 2 , 6 g wody, Co- nocephalus ovatus — 26°/0 swojej własnej

wagi. |

Woda ta nigdy nie byw a czysta, a zawie­

r a składniki tak m ineralne, ja k i organiczne w ilości 0,04 — 0,1%) co po wyżarzeniu po­

zostaw ia 0 ,0 1 — 0,04% popiołu. N iektóre rośliny razem z wodą wydzielają większe, lub mniejsze ilości węglanu wapnia, któ-

j

ry po wyparowaniu wody pozostaje n a liś- |

ciach, tw orząc plamki i kropki; w środku tych kropek często gołem okiem można dostrzedz otworki, odpowiedające szparkom wodnym. N ajlepiej to widać na liściach skal­

nic (S axifraga.).

W końcu jeszcze jedno p y tan ie: jakie znaczenie m ają dla roślin szparki wodne?

Obecność ich daje możność wodzie wycie­

kania, gdy ilość jej wzrasta i wywiera n ad ­ m ierne ciśnienie na zakończenia cewek (tra- cheid). W ten sposób prawdopodobnie rośli­

ny zabezpieczają się od wypełnienia wodą przestworów międzykomórkowych, ro ta m o ­ wałoby proces asym ilacji i oddychania, oraz od możliwego uszkodzenia tkanek, osłaniają­

cych końce naczyń. Szparki, ja k kiapy bez­

pieczeństwa, łagodzą ten szkodliwy wpływ nadm iaru wody. Być może wreszcie, że ich obecność ułatw ia doprowadzanie pokarmów, znajdujących się w sokach, gdy utrudniona tran spiracya w dostatecznej mierze czynności tej pełnić nie inoźe. B yłaby to w takim r a ­ zie funkcya pomocnicza względem niezwykle ważnej czynności transpiracyi, czyli parow a­

nia. W szakże, jakiekolwiek istotnie je s t zadanie szparek, sprowadza się ono zawsze do rozmiarów stosunkowo bardzo nieznacz­

nych.

Z doświadczeń wynika, że gałązk a krwi- ściągu (Sanguisorba) przy najlepszych wa­

runkach transpiracyi, wogóle wydziela wody

6 razy więcej, niż wtenczas, gdy transpira- c y a je s t zatam owana, a tem samem czynne są przedewszystkiem szparki wodne. W tym ostatnim przypadku roślina ta w ciągu doby wydziela wody ciekłej 0,123 g, a w postaci pary —0,292 g, czyli 2 ‘/ a ra za więcej. Z pros­

tego rachunku wypada, że przy sprzyjają­

cych okolicznościach tak dla transpiracyi ja k i dla czynności wodnych, woda, wydzielona przez te ostatnie, stanowi zaledwie ' / 20 część wody transpirow anej.

Dla przykładu wzięliśmy roślinę, posiada­

ją c ą szparki wodne bardzo liczne. Rzecz to oczywista, że dla innych roślin ten mały sto­

sunek jeszcze bardziej się zmniejszy.

Krgemi eniewshi.

(11)

N r 14 WSZECHŚWIAT 219

Mózg Helmholtza.

Mózg H elm holtza stanowił przedm iot wy­

kładu, wygłoszonego ostatnio w towarzystwie fizyologicznem berlińskiem przez znanego pa- talogo-anatom a H ansem anna.

H elm holtz um arł, m ając la t 73, wskutek ciężkiego wylewu krwi w mózgu, który za­

szedł na dwa dni przed śmiercią. Mniej po ­ ważny krwotok mózgowy zdarzył się o sześć tygodni wcześniej. Sekcyą pośm iertną wy­

konał prof. H ansem ann w 24 godzin po śmierci. Czaszka była zupełnie sym etrycz­

na, sklepienie czaszki niezmiernie lekkie i zrośnięte z oponą tw ardą mózgu. W szyst­

kie szwy czaszkowe zupełnie były zatarte.

U derzająco głębokie są piętna palcowe (im- pressiones digitatae). Mózg waży 1 700 g, lecz je s t niezmiernie silnie ukrwiony, tak że prawdziwy ciężar mózgu wynosi tylko około 1440 g. Krwotok, który sprowadził śmierć, znajduje się po prawej stronie. Zwoje pod­

stawowe są w znacznej części wskutek krw o­

toku zniszczone, równie ja k ośrodek półko­

listy (centrum semiovale). Krwawienie prze­

szło do prawej jam y, obiedwie jam y są roz­

szerzone. Ściany naczyń silnie są zwapnio­

ne, sklerotyczne. Powłoki ścian jam móz­

gowych (ependyma) są zrośnięte ze splotami naczyniowemi (plexus ćhorioidei). P oza stwardnieniem ścian naczyń krwionośnych niema żadnych innych zmian starczych;

przeciwnie całość spraw ia wrażenie mózgu człowieka zupełnie młodego.

Co dotyczy ważeń mózgów, to wiadomo, że nie doprowadziły one do żadnych stanow­

czych wniosków. Główną albowiem masę mózgu stanow ią nie te utw ory, które bez- wątpienia pozostają w związku z własnośeia mi intelektualnem i (komórki zwojowe i włók­

na nerwowe), lecz tk an k a łączna, t. zw. neu- roglia, dalej ciecz napaw ająca masę mózgu oraz krew. Nic przeto dziwnego, że najcięż­

szy z ważonych dotychczas mózgów, którego ciężar wynosił 2 2 0 0 < 7 , pochodził od bardzo przeciętnego człowieka. D rugim zkolei zna­

nym najcięższym je s t mózg trzyletniego dziecka, którego ciężar wynosił 1 911 g, a w którym Yirchow dowiódł przerostu tkanki łącznej. Z drugiej strony wszakże

mózgi niektórych znakomitych ludzi miały ciężar wyższy od przeciętnego. T ak więc mózg Cuviera ważył 1 600 g, G aussa 1492.

Schuberta 1420. Mózg H elm holtza prze­

nosi wagę przeciętną, przyjętą za 1358 < 7 , 0 jakie 80 g.

Właściwy wyraz nadaje elementom pod­

stawowym mózgu, t. j. komórkom i włóknom nerwowym, ich rozczłonkowanie. Lecz pod tym względem mało dotąd posiadamy m ate- ryalu porównawczego. Jed yn e dwa mózgi znakomitych ludzi, jakiem i do porównań ro z­

porządzał prof. H ansem ann, były G aussa 1 D irichleta, obadwa w bardzo wysokim stopniu rozwinięte. Otóż mózg Helm hol­

tza pod względem rozwoju swych zawojów i brózd powierzchowych oraz rozczłonkowa­

nia elementów wewnętrznych zajm uje miej­

sce pośrednie pomiędzy wymienionemi dw o­

ma, natom iast rozwojem swym anatom icz­

nym znakomicie i w sposób dla oka bardzo widoczny przewyższa mózgi zwykłe.

Zwłaszcza wyraźnie występuje to w płacie czołowym, który, ja k wiadomo, już dawno uznano za pozostający w pewnym związku z inteligencyą. Rozczłonkowanie tak je st tu znaczne, liczba zawojów tak obfita, że t. zw.

zawojów wtórnych, które zwykle z łatwością d ają się oznaczyć, wyszukać tu prawie nie można. Również silnie są rozwinięte zawoje w części pomiędzy płatem potylicowym i cie­

mieniowym oraz w skroniowym (ośrodek słu­

chowy). Wogóle znakomity rozwój zawojów znajdujemy w sferach asocyacyi.

Należy wszakże dodać, że niezwykły roz­

wój tych zawojów spotykamy często (H an se­

mann i Flechsig) i w mózgach ludzi mniej znakomitych. I tej przeto właściwości- anatomicznej większego, a przedewszyst­

kiem rozstrzygającego znaczenia w sądzie o stopniu inteligencyi przypisywać nie można.

P ragn ąc zbliżyć się, o ile można, do roz­

wiązania nasuwających się tu pytań, H an se­

mann ro ztrząsa kwestyą, jakiego rodzaju być muszą podniety, pobudzające człowieka do pracy umysłowej. Odróżnia on zatem cztery rodzaje inteligencyi :

1 ) Inteligencyą pobudzona chwilowo już to pod wpływem środków drażniących chemicz­

nych, jak alkohol (przykłady: poeci F r. R eu ­

te r i W iktor Scheffel), ju ż przez wpływy psy­

(12)

220 WSZECHŚWIAT N r 14 chiczne natury fantastycznej, zmysłowej lub

płciowej.

2) Inteligencyą o bodźcach słabnących.

T utaj należą ci, którzy za m łodu dokonywa­

j ą stosunkowo wiele, lecz nie postępują rów­

nomiernie. W jakim trzecim lub czwartym dziesiątku la t słabną, jakgdyby wyczerpani.

Zapewne mamy tu do czynienia ze zjaw is­

kiem znużenia.

3) Inteligencyą o podnietach chorobowych, patologicznych. T a g ru p a najlepiej je s t zba­

dana. Poznanie tej kategoryi ludzi dopro­

wadziło do błędnego mniemania, że wysoka inteligencyą (geniusz) i obłęd przechodzą w siebie wzajemnie. Zapewne mamy tu do czynienia ze zmianami postępowemi, najpew ­ niej natu ry degeneracyj nej (przykład : filo­

zof F ry d ery k N ietzsche).

4) Inteligencyą o podnietach stałych, nie­

jako fizyologicznych. T u taj należą t. zw.

ludzie genialni : Newton, Cuvier, Goethe, Helm holtz. W ielu z tych bardzo znakom i­

tych ludzi, ja k D ante, Schiller, K a n t, mieli czaszki niesymetryczne. S am a podnieta, działająca na te mózgi, powinna być w k aż­

dym z tych przypadków dokładnie zanalizo­

wana. H elm holtz, którego czaszka zupełnie była symetryczna, wielokrotnie opowiadał H ansem annowi, że w dzieciństwie m iał wo­

dogłowie (H ydrocephalus) w słabym stopniu.

N ietrzeba dowodzić, że cierpienie to zostało uleczone; lecz można było jeszcze po śmierci wskazać wyraźne ślady dawno przebytego procesu zapalnego. W ystępow ały one m ia­

nowicie w zrośnięciu opony tw ardej (dura m ater) ze sklepieniem czaszki oraz w zrośnię­

ciu pomiędzy powłoką ściany jam mózgo­

wych (ependyma) a splotam i naczyniowemi (plexus chorioidei). Ten proces zapalny do­

prowadził do stale nieco powiększonego ciś­

nienia mózgowego, które objaśnia owe g łę ­ bokie piętna palcowe (impressiones digitatae) oraz pozwala zrozumieć doskonale, dlaczego H elm holtz często podczas okresów doskona­

łego zdrowia dostaw ał lekkich napadów omdlenia, które on sam poczytywał za a ta ­ ki podobne do padaczkowych (epileptoid).

W związku tak że z wodogłowiem z czasów dziecinnych pozostaje niezwykłe rozszerzenie jam mózgowych, a zapewne też i obwód gło­

wy 514 0 m m , który w stosunku do dość nizkiego w zrostu H elm holtza uważać należy

!

i

I za niezwykle duży. — Z innych ludzi znako­

mitych prof. H ansem ann wspomina jeszcze I o Guvierze i o Rubinsteinie, u których rów­

nież znaleziono ślady wyleczonego wodogło­

wia wewnętrznego (hydrocephalus internus).

D r M. FI.

K R O N I K A N A U K O W A .

— D okładność pom iarów w geodezyi. Wy­

mierzenie dokładne powierzchni ziemi ma bardzo doniosłe znaczenie dla geografii fizycznej, a m ia­

nowicie dla wykreślenia dokładnych map i ozna­

czenia kształtów ziemi. W szystkie państwa biorą udział w tem ważnem przedsięwzięciu, a sieć trójkątów geodezyjnych pokrywa większą część geoidy ziemskiej. Dokładność tych po­

miarów i delikatność używanych metod doszły obecnie do niespodziewanej doskonałości.

Niedawno geodezyjne biuro amerykańskie Crast and Geodetie Survey wykończyło pomiary części 39 równoleżnika północnego, przypadają­

cej na terytoryum Unii. Otóż podług sprawo­

zdań z tej pracy kierunek można określić z d o­

kładnością do 0,2''; obserwacye astronomiczne pozwalają określić położenie danego miejsca ze ścisłością do 3 m; jedna i ta sama odległość, wy­

nosząca około 14 km, była obliczona z pięciu różnych trójkątów; różnice oddzielnych obliczeń nie przenosiły 0 ,2 0 m.

W „Journal de Physique” znajdujemy sz cz e­

góły, dotyczące służby geodezyjnej armii fran­

cuskiej; ścisłość, z jaką wymierzono podstawę pomiarów w Paryżu, liczącą 7 2 2 8 ,7 9 2 m jest taką, że prawdopodobna omyłka nie przenosi 3 mm, t. j. ‘/j 400 oooi długość podstawy w Per- pignan, obliczona z tryangulacyi, różni się od bezpośrednio wymierzonej o 5 cm, t. j. o ‘/asoooo- Długość geograficzną danego miejsca można określić ze ścisłością do 0,01 sekundy, a szero­

kość do 0,1". X

— 0 deform acyach m agnetycznych. Japoń­

czycy Nagaoka i Honda ogłosili w „Philosphical Magazin” opisy swych doświadczeń nad zmiana­

mi objętości ciał podczas magnesowania w roz­

prawie pod tytułem : „On Magneto-Striction” . Umieszczali oni kawałek żelaza, mający postać elipsoidy wydłużonej, w naczyniu szkłanem, na- pełnionem bardzo rozcieńczonym roztworem sody z eterem i zakończonem rurką włoskowatą, w której zmieniający się poziom cieczy mógł być łatwo obserwowany. Wszystko to było umiesz­

czone w silnem polu magnetyzującym, zmiany zaś poziomu cieczy, wywołane zmniejszaniem lub zwiększaniem objętości żelaza podczas magneso­

wania, były obserwowane natychmiast po za­

mknięciu prądu, aby uniknąć możliwego pod-

Cytaty

Powiązane dokumenty

sanitarne, przez o szcz ?dz cn i e ?ycia ludzkiego oraz zmniejszenie. ch oró h, c ierp i c? i

Praca domowa – opracować pisemnie punkt 2 planu lekcji i prześlij na moją pocztę elzbieta.gucio@wp.pl w terminie

Z chwilą rozpoczęcia odczytu-koncertu drzwi zostaną zamknięte do czasu pierwszej przerwy.. RYPIŃSKI KOMITET BUDOWY

[r]

We wnioskach z pracy znajdujemy bowiem uwagg, 2e teksty Mlynarskiego nalez4 przewaznie do ,,spiewanego reportaLu&#34;, z kolei piosenki Osieckiej mieszczq sig w

Okrąg wpisany w trójkąt ABC jest styczny do boku AC w punkcie D, odcinek DE jest średnicą tego okręgu?. Na bokach równoległoboku ABCD zbudowano na

28. Dany jest zbiór M złożony z 2001 różnych liczb całkowitych dodatnich, z których żadna nie dzieli się przez liczbę pierwszą większą od 27. Udowodnić, że ze zbioru M

Istotne ujem ne zależ­ ności uzyskano w grupie kobiet uczestniczących w zaaw ansow anej fazie terapii m ięd zy poziom em nadziei podstawowej a skalą sam ośw iadom