• Nie Znaleziono Wyników

Wiara i Czyn : organ młodych katolików. 1925, nr 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wiara i Czyn : organ młodych katolików. 1925, nr 7"

Copied!
72
0
0

Pełen tekst

(1)

R O K I. L IP IE C — 1925. N r. 7.

WIARA I CZYN

P R O C H R I S T O !

ORGAN MŁODYCH KATOLIKÓW.

MIESIĘCZNIK.

T R E Ś Ć :

Str. Str.

Dział Religijno-moralny. N ow e D zw ony. K s. M. W iśniew -

D o rodziców i m łodzieży słów ko T j ,

o powołaniu. K s. M arjan W i- Jan du P lessis - Komandor

śn iew sk i 1 „Dixmunde". W ik to r M arm oi-

„Któż jako Bóg?“ A. W a rta ło - ...

w ic z .. ' ' ' 7 Dział z życia.

Żywe róże św. Teresy. T .R .. . 8

Sprawozdanie z Zebr. Młodz. . 31

Dział Społeczno-wycho- R odzicielski Związek M odlitw

w a w c z y dla uproszenia pow ołań. . . 32

_ , . Liga Obrony M oralności Publ. . 35

Ł xpenentia est fons ventatis. -7 c i •• r-t • «r ->r>

E u gen ju sz K obyłecki... 12 Z Sek c,ł E^ czne' T - ° - N- ' 39 Społeczeństw o a bieda. A. M. O l- Listy do R edakcP ...39

szewsko... , 14

D zw ony 'Zmartwychwstałej Pol- Recenzje i Krytyki.

ski. A lek sa n d er B o ro w sk i . . 15 Przegląd c z a s o p i s m ... 41

WYDAWNICTWO ZWIĄZKU N. SERCA JEZUSOWEGO

(2)
(3)

W I A R A I C Z Y N

ORGAN MŁODYCH KATOLIKÓW — MIESIĘCZNIK

Redaktor E U G E N J U S Z K O B Y Ł E C K I

Redakcja i Administracja: Warszawa, ul, Moniuszki 3a

P. K. O. 10.115 Telefon 163.44

Biuro i telefon czynne w dni pow szednie o godz. 5 ■— 6 po poł.

Rękopisów redakcja nie zw raca.

DZIAŁ RELIGIJNO-MORALNY P r o C h r i s t o

S Ł Ó W K O O P O W O Ł A N I U D O R O D Z IC Ó W I M Ł O D Z IE Ż Y .

D w a w rogie p rą d y u d e rz a ją dziś ze z d w o jo n ą siłą w Ko?

ściół i N a ró d : p an teizm i kosm opolityzm . Z m ieszać Boga ze św iatem , odb óstw ić T w órcę, a ubó stw ić stw orzenie, zwłasz?

cza człow ieka i jego nam iętno ści — oto cel d ążeń pantei?

stycznych, teozoficznych, m asońskich. O słan iają się jeszcze po zo ram i ch ry stjan izm u , ale w ty m m glistym , nieokreślo?

nym ch ry stjan izm ie „siedzi we śro d k u ż y d “, ja k się w yraził n ied aw n o je d e n z n a jw y b itn iejsz y c h naszych m ężów stan u . Ż yd, k tó r y zap rzy siąg ł śm ierteln ą n ienaw iść krzyżow i, uży?

w a w szy stkich śro d k ó w , ab y rozbić je d n o lity i zw a rty orga?

n izm K ościoła K atolickiego. P anteizm , schleb iający py sze i nam iętno ściom ludzkiem , doskonale się n a d a je do tego' celu.

T e rn się tłum aczy, że żydzi ta k gorliw ie p o p ie ra ją teozo fję, że ta k ch ętn ie w sp ierają działalność n ie k tó ry c h se k t prote?

stanckich, ja k m e to d y stó w , b ad aczy P ism a św.. W szy stk ie śro d k i d la nich do bre, byle zniszczyć K ościół K atolicki, któ?

ry je s t dla nich głów ną p rzeszk od ą do op an o w an ia św iata.

J a k p an teizm u d e rz a w je d n o ść i zw arto ść K ościoła, ta k k o sm o p o lity zm u siłuje ro zsadzić je d n o ść i zw arto ść Na?

rodu. P a trjo ty z m — p rzyw iązanie do ziemi, d o język a, do tra d y c ji ro dzim ej, je s t obok K ościoła, a raczej p rzez K ościół K atolicki, n a jp o tężn iejszy m m u rem o ch ro n n ym przeciw ko?

sm olitycznem u w o ju jącem u żydostw u. K ościół głosi m iłość

(4)

Str. 2 W IA R A I C Z Y N N r. 7 W szechludzką, boć sam je s t w szechludzkim , w szechnarodo*

w ym , ale o p iera ją n a blizkich i realn y ch w arto ściach , n a ro zu m n ej m iłości sam ego siebie, swej ro dzin y , w ioski, k ra ju , bez czego m iłość w szechlu dzką b y ła b y czczem m arzeniem , b ez k rw i i życia. K o sm opolityzm ży dow ski głosi ta k ą właś*

n ie u to p ijn ą i a b s tra k c y jn ą m iłość ludzkości, a tym czasem w łonie n aro d ó w sieje nienaw iść i w aśń klasow ą, p o d k o p u je d o g m a t i m o raln ość k ato lick ą, n ajsiln ie jszą o sto ję i podsta*

w ę je d n o ści n aro d o w ej, z atru w a życie ro d z in n e i wychowa*

n ie m ło d y ch pokoleń. O b y d w a te p rą d y id ą sobie n a ręk ę i łączą się w sposób szczególnie w id o czn y w teo zof ji.

K tó ż o d ep rze te n p o d w ó jn y a ta k ?

N ie d o k o n a tego p a trjo ty z m bez w iary, bo n iem a pra*

w d ziw ej m iłości O jczy zny , o fiarn ej i w y trw a łej, bez m iłości Boga.

N ie d o k o n a te g o rów nież p a trjo ty z m , o p a rty n a mgła*

w icow y m ch ry stjan iz m ie, w k tó ry m „we śro d k u siedzi ż y d “.

D o k o n a tego je d y n ie p a trjo ty z m k atolicki, łączący mi*

ło ść K ościoła i m iłość N a ro d u , te dw ie n ajw ięk sz e p otęg i n a ziemi, w je d n e m p rag n ien iu służby Bożej.

R odzice i m łodzieży, słyszycie, ro zum iecie? Ż y jem y p o to, b y śm y służyli Bogu, b y śm y w ykonali cząstk ę Jego planu, ja k ą nam w e w szechśw iecie w yk o nać przeznaczył.

T ę służbę bożą m o żem y spełnić p o śred n io , lub bezpo*

śred n io .

K ażdy z nas, gdy spełnia sum iennie choćby m a te rja ln y obow iązek, np. b ije drogi, b u d u je m o sty i k o le je żelazne, ko*

pie tunele, b a d a tajem n ice p rz y ro d y i tw o rz y w ynalazki, peł*

n i służbę bo żą i w y k o n y w a Wolę bożą, w y rażo n ą n a p o czątk u s tw o rzen ia : „R oście i m nóżcie się i n ap ełn iajcie ziem ię, a czyńcie ją sobie p o d d an ą: p an u jcie n a d ry b am i m orskiem i i n a d p ta ctw em p o w ietrzn em i n a d w szystkiem i zwierzęta*

m i, k tó re się ru sz a ją n a ziem i" (G en esis, I, 28).

O to w sp an iały p ro g ram ro zw o ju k u ltu ry i cyw ilizacji, n ak reślo n e j p rzez B oga sam ego. W ro zw o ju te ch n ik i i wy*

n alazk ó w w idzim y sto pn iow e jego w ykonanie. P ra c a kultu*

raln a, n a w e t m a te rja ln a , je s t p o śre d n io służbą k ap łań sk ą, g d y ż p rzy cz y n ia się do u w ielb ienia S tw órcy w stw orzeniu.

W szak ż e rozw ój k u ltu ry m a te rja ln e j nie je s t najwyż*

szym i o stateczn y m celem człow ieka, lecz śro d k iem d o jeg o u d o sk o n alenia. W szelk a k u ltu ra, k tó ra do sk o n ali dzieła, a p su je i p oniża sam ego tw órcę, je s t p rzew ro tn ą, fałszyw ą i ch y b ia zupełnie celu. Z d a rz a się to zaw sze, ilek ro ć m a te rja g ó ru je n a d duchem .

W y n ik a z tego, że dla u trz y m a n ia rów now agi, nie dość je s t p raco w ać pośredn io ty lk o n a d ro zw o jem człow ieka

(5)

N r. 7 W IA R A I C Z Y N Str. 3 p r z e z d o skonalenie śro d k ó w m a terji, lecz trz e b a jeszcze .bezpo śred nio pośw ięcać się w yższej k u ltu rze ducha, n a któ*

j e j o p ie ra się w szelki p o stęp i rozw ój ludzkości.

Z atem , ob o k p raco w n ik ó w tech n iczn y ch w dziedzinie m a te rji, p o trze b n i są p raco w n icy ducha, specjalnie d o p racy

~w te j dziedzinie p ow ołani i w y b ran i. O b ie d zied zin y m uszą .być obsłużone w tej m ierze, ja k iej rzecz sam a i jej w ażność

■wymaga. W szelkie zan iedb an ie n a jed nem , lub d ru g iem polu, p o w o d u je zw ichnięcie rów now agi i ciężkie ch o ro b y społecz*

ne. M niej w szakże nieb ezpiecznem je s t zaniedb anie w dzie*

dżinie m a te rji, aniżeli w dziedzinie ducha. H is to rja zn a lud y ubogie, a je d n a k p rz y zd row iu m o raln em szczęśliw e, zn a też

■bogate i rozkoszne, lecz w sk u tek zgnilizny m oralnej scho*

-dzące d o grobu.

S łuchajm y n auki, ja k ą głoszą dzieje. R odzice! n ie mów*

« ie dzieciom w aszym je d y n ie o zaw odach m a terja ln y ch , o k a r je rz e i zyskach, lecz k ie ru jcie je, o ile ty lk o spostrze*

.gacie isk rę Bożą, k u w yższem zaw odom , duchow em . Powo*

la n ie m y śliciela i uczonego, a rty s ty i pisarza, nauczyciela, w ychow aw cy, k ap łan a — o to pole szerokie, n a k tó re m b ra k p raco w n ik ó w w yb itn ych , zdolnych i p rzy go to w an y ch . Praw*

.da, że w obecnej chwili, gdy się to czy w alka o b y t m a te rj ab :ny, p o trz e b a n am fachow ców w dziedzinie w y tw órczo ści m a te rja ln e j, ale i to je s t p raw d ą, że ta w y tw ó rczość je s t za*

leżn ą od naszej w arto ści i spraw n o ści duchow ej. „Jeśli n as chcecie zw yciężyć, to m usicie być od n a s lepsi-*—pow iedział p e w ie n m ą d ry żyd. W a rto sobie to zd an ie zapisać. Fas est

e t ab h o ste doceri.

D ajcież, rodzice, p raco w n ikó w ducha, k tó rz y b y n a ró d le p sz y m uczynili. D ajcie n a d e w sz y stk o kapłanów , k tó ry c h P olsce ta k b a rd zo n ied o staje. W szak k ażd y k ap łan — to no*

w y o łtarz, n o w y kościółek, kaplica, szkółka, now e ognisko k u ltu ry duchow ej, n o w y w a rs ta t p ra cy n aro d o w ej. G d y nie*

m a koni, bisku pi m uszą orać osłam i, ja k się je d e n z nich wy*

raził, a n iw a P ań sk a m usi być zorana. Jeśli chcecie p racy do*

.skonałej, d ajcie p racow ników w yborow ych, co n ajlepszych , n ajzd o ln iejszy ch . A jeżeli nie dajecie, to nie k ry ty k u jcie, m e m acie praw a!

S m u tna rzecz, a je d n a k całkiem zrozum iała, że rodzi*

n y , w k tó ry c h p o d u p a d ła w iara, żału ją Bogu sw ych dzieci.

Z n a m ro dzinę, gdzie rodzice do stali a tak u nerw ow ego, a ro*

d zeń stw o u rząd ziło b ra tu a w an tu rę za to, że p o stan o w ił w stąp ić do zakonu. D op iął swego, gdyż b y ł d zielnym mło*

dzieńcem , stu d en tem po litech n iki i sp o rtsm en em , ale gdyby to p ad ło n a słabszego, n a dziew czę? S kończyłoby się kapi*

(6)

Str. 4 W IA R A I C Z Y N N r. 7 tu lacją. „N ie rozum iem , m ów ił do m nie stra p io n y ojciec sy n a zak o n nik a, ja k m o ż n a p o d o b n y k ro k uczynić. Poświę*

cić społeczeństw u ćw ierć, połow ę swego życia, to jeszcze- m ożliw e, ale całe?!... T o ć on ju ż n aw e t do te a tru p ó jść nie m oże". O czyw ista, że gdy się z tak iem i poglądam i n a mło*

dego lub m łod ą n ap ad n ie i ze zdum ieniem w oczach i tw a rz y w y k rzy k n ie: „C o to b ie do głow y strzeliło ?!", to m o żn a po*

w ołanie stłum ić w sam ym zaro dk u . Z a le w a ją też rodzice isk ie rk i pow ołań p o to k a m i doczesnych rozum ow ań,, a w o stateczn o ści n a w e t p o to k a m i łez. „C hcesz m nie porzu*

cić n a zaw sze? n a to cię w ych ow ałam ? k tó ż się zao p iek u je m o ją staro śc ią ?"

Ł zy m a tk i przem ogły, dziew czę po zo stało w dom u- T r a f ił się po tem k o n k u ren t, w yszła zam ąż i w y jech a ła n a d ru g i k o n iec św iata. T y le ją oko m a tk i w idziało. I obeszła, się bez pociechy. Ż ałow ała có rk i C h rystu so w i, a n ie poża*

łow ała w y d ać za chłopa.

Z w ra c a ją się p o te m ta k ie w y k o le jo n e is to ty do kapła*

na, czasem m ężczyźni, częściej k o b iety , szu k ając ra d y i us*

p o k o je n ia sum ienia. C zęsto niem a innej rad y, ty lk o cierpli*

w a p o k uta. Bóg w sk azu je każd em u dro g ę życia, d aje św iatło d o statecz n e d o je j ro zez n an ia i człow iek, k tó ry d o b rą w olą chce p ó jść za boży m rozkazem , n a pew no' nie zbłądzi. Trze*

b a jen o słuchać w ięcej Boga, niż łudzi.

Rodzice, nie u tru d n ia jc ie dzieciom dobrego w yboru, d ajcie o ch o tn ie dziesięcinę Bogu. K ażd y stan niech zło ży sw o ją ofiarę.

D o ty chczas po w o łan ia k ap łań sk ie re k ru tu ją się prze*

w ażnie z ludu. W te n sposób C h ry stu s P an po raz p ierw szy zaszczycił prostaczk ó w , p o śró d n ich w ięcej z n a jd u je w ia ry i czystości, w ięcej tę ży zn y m oraln ej i fizycznej.

N iech że je d n a k w yższe sfery w ty le nie zostają. Narze*

kacie, że b ra k księży in telig en tn y ch , z w aszej sfery, którzy*

b y w as zrozum ieć i odczuć po trafili. D ajcie ich! K ażd y stan po w in ien m ieć sw oich p asterz y . D ajcie, a b ędzie w am dano.

N ie d acie? pozo stan iecie bez tro sk liw ej i u m ieję tn ej obsługi du chow ej, zg nu śniejecie do re sz ty w w aszym egoizm ie i sob*

ko w skiem odosobnieniu. Bóg, m ia st być w am słońcem życia i źró d łem siły, staw ać się będzie ty lk o d o d atk iem , trądy*

c y jn ą d ek o rac ją, ja k to ju ż byw a dość często. C hcecie tego u n ik n ą ć ? nie żałujcie Bogu sw ych dzieci. P rzez w ychow anie relig ijn e rozb u d źcie w nich isk rę w yższego pow ołania, roz*

dm u ch ajcie w ja sn y p ło m ień p o św ięcenia i zapału i dajcie Panu, ja k św iecę n a o łtarz, b y spłonęła, d arzą c in n y ch świat*

(7)

N r. 7 W IA R A I C Z Y N Str. 5 le m i ciepłem . T a k a o fiara uszczęśliw i w asze dziecko, pod*

niesie w as sam ych, sp o tęg u je d u ch a religijnego w całej ro*

•dżinie. P am iętajcie o tern ostatn iem . T a m ty lk o k rzew i się no rm aln ie życie rod zinn e, gdzie obok k w itn ą b iałe lilje,

A ty m łodzieży, słuchaj głosu Boga w ięcej, n iż głosu ro dzicó w . W ysłuchaj ze czcią ich ra d i w skazów ek, ale uczyń ta k , ja k ci każe sum ienie.

Z d o b y łe ś m ój chłopcze m atu rę, św iat p rz e d to b ą (o tw arty . R ozglądasz się, co w ybrać. C iągnie cię u n iw ersy tet, -chciałbyś zakosztow ać życia akadem ickiego. R adzą ci han*

(dlówkę, g o spodarkę, in ż y n ie rję w odną, lądow ą, m echanikę, a m oże praw o, m edycynę, literatu rę. Istn y la b iry n t. K toś w sp o m n iał o filozofji ścisłej, ale m ach nął ręką, to- nie popłać ca, z głodu um rzeć m ożna. O k a p ła ń stw ie n ik t ci nie wspo*

m ina. T o są rzeczy dla je d n y ch z b y t w zniosłe, dla innych za m ało realne, lepiej o nich milczeć.

N iech że m i w te j spraw ie w olno b ędzie głos zabrać.

W y b o rem tw oim kierow ać w in ien w zgląd n a p o trze b y społeczne i n a tw o je zdolności i usposobienie.

P o trz e b y społeczne, przyznasz, m uszą być uwzględnia*

ne, a b y u n ik nąć n a d p ro d u k c ji w pew n y ch dzied zin ach życia zbiorow ego.

C zyś pom yślał k ie d y głębiej, czego dziś ludziom naj*

-bardziej p o trz e b a ? Boga. O szołom ieni w y n alazk am i i pastę*

pem m a terja ln y m , zatracili pow oli w łaściw ą ocenę rzeczy.

Z d a ło im się, że m a te rja d o szczęścia w y starczy , że bez Bo*

g a m ożna się obejść, a n aw et lżej b ędzie bez teg o balastu.

I cóż? D u szą się, ja k w piw nicy bez słońca i pow ietrza, uwi*

k ła n i we w łasn e k ła m stw a i podłości, traw ie n i żarem grze*

ch u , k tó ry sam i w sobie rozniecili. C hcieli się o b ejść b ez te*

go, bez czego się obejść nie m ożna. T o cała tra g e d ja naszy ch d n i. C zy d o jrz a łe ś ją w ży ciu ? C zem że je s t o no b ez Boga, je śli nie k atu szą w ciem nym i cuchnącym lochu, k atu szą jed*

n o ste k , ro d zin i naro dów . T y ś jeszcze nie zdąży ł wszystkie*

g o d o p atrz y ć, ale p rzek o n asz się zczasem , że tam , sk ąd Bo*

g a w ygnano, n a dnie je s t zaw sze p iek ło i nie ty lk o piekło.

C h ciałb y m , żebyś go n ig d y n ie zaznał.

T ak , ludzkość nie m oże żyć sam ą m a te rja , d u ch je j nie m n iejsze m a o d ciała p raw a, i biad a, g dy go się z ab ija fał*

szem i n ierządem .

W id zisz zatem , m ój chłopcze, czego dziś n a jb a rd z ie j p o trze b a . M usim y w szyscy n aw rócić do Boga, uregulow ać n asz sto su n ek do N iego, a w ów czas i ludzkie sto su n k i zeza*

sem się ułożą.

C hcesz do teg o sw ą ręk ę p rzy ło ż y ć? W y b ie rz zaWód, w k tó ry m m ógłbyś najw ięcej zdziałać dla Boga i d la ducha,

(8)

Str. 6 W IA R A I C Z Y N N r. 7 zaw ód, gdziebyś n ajw ięcej się przyd ał. T e n w zgląd n a B oga i d o b ro ogółu je s t zasad niczy i p ow inien b yć p u n k te m wyj?

ścia do d alszych rozw ażań. P olsce b ra k kapłanów . Z agrani?

ca trz y k ro ć w ięcej ich posiada. N a m w Polsce nie dziesięć, lecz trzy d z ieści ty sięcy k ap łan ó w p o trze b a. C zy chciałbyś, p ow iększyć ich szeregi? B adaj sw oje usposobienie. Jeżeli cię Bóg do k ap łań stw a, lub do zak o n u przeznaczył, to na?

pew no dał ci też od po w iedn ie p rzy m io ty .

D la Boga, d la ducha m ógłbyś rów nież i p o w in ie n eś praco w ać w k aż d y m zaw odzie św ieckim . A le jeżeli cię pocią?

ga o łta rz i am bona, jeśli n ie o d stra sz a k o n fesjo n ał i łoże chorego, jeżeli w śro d k ach kościeln y ch w idzisz p otęgę dzia?

ła n ia dla Boga i dusz zb aw ien ia — w y bieraj kapłań stw o . Jeżeli p rz y te m m asz chęć i zdolność d o nau k , czujesz, m oc w oli i c h ara k teru , koch asz ludzi i pośw ięcenie dla nich—

w y b ieraj k ap łań stw o . P oniew aż je d n a k n ik t nie je s t sędzią, b e z stro n n y m w e w łasnej spraw ie, p o ra d ź się spow iednika,, k tó ry cię znał od dziecka, albo o d k ry j p rzed n im sum ienie n a sp ow iedzi gen eralnej i jeśli się zgodzicie ne je d n o — w a ł d o S em inarjum .

W S em in arju m b ąd ź o tw a rty i p rz e jrz y sty , ja k woda.

w szklance. W szak nie m asz zam iaru niko g o oszukać, w ięc nie w yd aw aj się innym , niż jesteś. T rz y m a j się jed n eg o spo?

w iednika, m iej p rz e d n im o tw a rte sum ienie i w ciągu roku.

i pod czas w ak acy j. N iech w ie od ciebie, ja k im je ste ś w mu?

ra c h sem inarjum , a jak im p oza m uram i .

Jeżeli jego sąd zgodzi się z tw oim , będziesz m iał pew ? ność, żeś n ie sam się w cisnął, lecz Bóg cię pow ołał.

P rz y jd ą m oże p o te m zaw ody i b u rze życiow e; pozo?

stan iesz sp o k o jn y i niew zru szo ny , ja k skała, gdy każdej, chw ili b ęd ziesz m ógł pow iedzieć: P anie Jezu, ja m tu nie w szed ł oknem , ja k złodziej, lecz T y ś m nie w prow adził. Je?

żeliś m ię w ezw ał, to i pom óc m usisz. Liczę n a tw ą ła sk ę . B ądź pew ny, C h ry stu s nie zaw iedzie.

Życzę ci z serca, b yś się przech y lił n a stro n ę C hrystusa, i C h ry stu sa d aw ał n aro d o w i swemu.

Jeżeli w szakże w y b ó r tw ó j inaczej w ypadnie, n a jedno*

zw aż d o b rze: a b y n ie zo stał p o d y k to w an y egoizm em , lecz m iłością. Bez m iłości, ani m ałżeństw o, ani k ap łań stw o , ani n a w e t sam o m ęczeń stw o nie m a p rze d Bogiem w artości!

i ludziom szczęścia nie przym noży.

Ks. M. W iśn iew ski,.

(9)

N r. 7 W IA R A I C Z Y N Str. 7

K T Ó Ż J A K O B Ó G ?

Z w yciężać idę w boje!

N a życia idę b ó j, — J a k spiże chcenia m oje, Ja k p o żar — zapał m ój!

G d y m znalazł p raw d y d ro g ę — T o ju ż p rzez żyw y Bóg,

Stać nie chcę, i nie mogę, C hoć o dchłań u m ych nóg!...

G d y m po znał raz — co dobre,

— A dobre, co chce P an — T o ju ż m e siły ch robre, Ja w je d e n sieję łan!

— I p ro sty m pędzę szlakiem , N ie sp o jrz ę w ty ł n i w b o k — I b ły sk aw icy p takiem

M ój k ażd y rw ie się krok!

C h ociażby p rzeszk ó d szatan R ozw ścieklił się ja k pies, N ie stanę!... I ro zp ła tan U nóg m ych legnie bies!...

T a k C h ry stu s chce, ta k Bóg chce. — A Jego w ola — moc,

A Jego w ola — hufce!

N ie d la m nie zw ątp ień noc!...

A k ied y C h ry stu s każe Iść n ap rz ó d — idzie ta m

N ie człow iek w n ęd z ro zgarze — — T am P an Bóg w alczy sam!

H ej, — C h ry stu s — to z w y c ię s tw o !--- T am , k ę d y stoi O n

— P otęga, chw ała, m ęstw o I życie! — a nie zgon!...

A. Wartalowicz..

(10)

Str. 8 W IA R A I C Z Y N N r. 7

ŻYWE RÓŻE ŚW. TERESY.

Po p raw d zie chodzi tu o „małą“ św. T eresę, więc w inno by się nieco inaczej ją ty tu łow ać, ab y z pierw szego rz u tu oka, od ró żn ić ją m óc od „w i e l k i e j Lecz św iętych tru d n o p o rząd k o w em i oznaczać num eram i, ja k m onarch ów ; k to zatem a rty k u ł p rzeczy ta, a n ie ty lk o ty tu ł, te n się dow ie, o kogo tu chodzi. A k to ś te n dziw nie zap raw d ę, z wysokie*

go nieba, gdzie je st, zabaw y z m ieszkańcam i tego padołu płaczu w ypraw ia. O to posłuchajcie.

Bordighera, (R iviera W io s k a ) dnia 29 m aja 1925.

„O d koń ca lutego m iałyśm y (w pen sjo n acie) panienkę, o śm n asto letn ią coś, do ty ła chorą, iż nie op u szczałyśm y jej ani w e dnie, ani w nocy. B ardzo kochało to b iedactw o M ałą T e re sk ę od D z iec iątk a Jezu s i w k w ietn iu w p ad ło n a m yśl o d p raw ian ia n o w en n y do n iej, k tó re j k o n iec n a 30 k w ietn ia m iał w ypaść. O tó ż d nia 1 m aja, (n a z a ju trz w ięc po ukończę*

niu n ow en ny ) zaniosłyśm y (zako n n ice piszą tu o sobie) do in firm erji, szp italik a dom ow ego, (gdzie chora leżała) obraz B łogosław ionej S io strzyczki i u rząd z iły śm y p rz y nim m ały o łta rz y k k u uciesze ch o rej. R a p tem o dezw ała się ona w głos:

„M ała T ere sk o , aby dać m i dow ód, że napew n o m nie ule*

czysz, zechciej, proszę, o b rać m i listek po listk u ta k ą oto różę czerw oną, ja k o te, k tó re tu p rz y tw y m w izerunku s to ją “.

„D zień m iał się ju ż ku końcow i, a m łod a c h o ra zaw sze w ty m sam ym sto p n iu cierp ień i w ycieńczenia. O k o ło w pół do ósm ej, leżała ona w łóżku i ro zm aw iała sp o k o jn ie z je d n ą z n aszy ch zakonnic. W te m obie su chy trza sk , h ałas ja k iś słyszą i sp o strz e g a ją n a łóżku chorej czerw o n ą różę, k tó ra sam a z siebie o p ad ała i p ła tk i trac iła, ró żę całkiem p o d o b n ą do tych, k tó re ta m o to n a o łtarzy k u stały p rzy T ere n i. P o w stało w zruszenie. W chw il kilk a całe zgroma*

dzenie zn ajd o w a ło się ju ż w in firm erji, ja k rów nież i dw óch księży z p a ra fji, k tó rz y zo stali w n e t o n ad zw y czajn em zda*

rżen iu pow iadom ieni. N ieb iań sk ie, z nieb a ro d em p ła tk i w ciąż jeszcze n a łóżku spoczyw ały, a obecni zain to n o w ali śpiew M a g nifikatu. Poczem , w szy stk ie w ychow anki (nasze*

go) p e n s jo n a tu p rzed efilo w ały p rzed łóżkiem , a b y u sta swe d o p ła tk ó w ow ych p rzyłożyć, zanim b ęd ą one w relikwia*

rz y k u ja k im zam knięte. N o c (p o tern w y d arzen iu ) m iała c h o ra d o sk o n ałą; p an ien k a p raw ie całkiem b y ła u zd row ion ą, lecz je d n a k jeszcze, n ie jak ie ślad y p rz e b y te j ch o ro b y po*

(11)

.Nr. 1 W IA R A I C Z Y N Str. 9 zostaw ały. T o też oczekiw ałyśm y w szy stk ie n a cud drugi, k tó ry b y całkow ite ju ż spraw ił uleczenie. W szak M ała Te*

ren ia nie m ogła go n am odm ów ić—w te n ta k p ięk n y dla niej dzień, w k tó ry m k anonizow ać ją m iano; to też w szystkie m ów iłyśm y z pew nością zupełną: „Będzie to w nocy z 16 n a 17*y“. I o to w rzeczy sam ej, szesnastego n a w ieczór, cho*

ra n asza b ard ziej b y ła cierpiąca, niż zw ykle i dw ie sio stry czuw ały p rz y niej, gdy oto — około k w ad ran s po ll*ej w nocy — w y d a je o k rzy k radości, m ów iąc „O to róże, róże, ja k w iele róż!" T rz y piękne róże leżały na je j łóżku, je d n a w ielka, biała, k tó re j p ła tk i opadać ju ż zaczynały, in n a czer*

w o n a całkiem , i jeszcze trzecia, różow a, raczej pączek, niż kw iat. N ie dość n a tern je d n ak , p o chw ili inne białe i czer*

w one p ła tk i różan e poczęły się sypać w ciągu jak ich ś ośm iu

~do dziesięciu m inut.

W chwili, gdy sp ad ły te róże, m atk a, przeło żon a n asza zn ajd o w a ła się w łaśnie w in firm erji, co ty lk o ta m w szedłszy, gdyż z p o k o ju Swego słyszała ona skargi ch orej i do niej się udała. J a zaś, spałam obok in firm e rji z je d n ą z sió str na*

szych, gdyż całą noc p o p rzed n ią u łoża chorej spęd ziły śm y były. W te m w oła nas m a tk a n asza m ów iąc — „róże, znów ró ż e “. N a głos te n nie u b ie ra m y się n a w e t do k ład n ie i oto już sta jem y zaraz p rz y łóżku u p rzyw ilejow anem , gdziem sam a zeb rała, je d n e p ła tk i po drugich, garść p ła tk ó w sporą, czerw o n y ch i białych. S taw ały się one w idocznem i wten*

czas ty lk o , gdy d o ty k a ły prześcierad eł, lub pościeli chorej.

C h o ra je d n a ty lk o w idziała, ja k je m ała T e re sk a ciskała, ca*

ła w g lo rji i chwale.

C h o ra n asza siedziała n a łóżku ja k b y w zachw yceniu, p o g lą d ając n a s ta tu e tk ę m ałą, k tó ra obecnie w k aplicy się zn ajd u je. W m in u t kilk a zgrom adzenie całe było ju ż zebra*

ne w in firm e rji i by ło n as dziew ięć zakonnic, k tó re śm y wi*

działy, ja k się p ła tk i ró żan e n a łóżku p o jaw iały i k tó reśm y je p o tem zbierały. Jed n e z nas w ołały, w idząc ja k spadały,

„Jeszcze, jeszcze, spóść jeszcze jed neg o, T e re sk o m ała!“

A gdy b y ło k ilk a sek u n d p rzerw y w ty m deszczu różanym , w ołano znow u „Jeszcze, jeszcze, T e re sk o !" C hoć to noc by*

ła ju ż w całej pełni, zaśpiew ałyśm y znow u M a g n ifika t i od*

m ów iłyśm y m o d litw y z n ow enny. N ie chciało się n am cał*

kiem iść spać, lecz M atk a p rzełożo n a n asza odm ów iła V en i S a ncte Sp iritus i o d daliły śm y się w m ilczeniu... W edług ży*

czenia zaś u zd row io nej dziew czynki, p e n s jo n a t nasz zo stał p ośw ięcony św iętej T ere sie od D ziec iątk a Jezus."

T y le list zakonnicy z B ordighery. M ieliśm y ta m ongi, la t tem u parę, swego znajom ego k sięd za w ty m że sam ym p en sjo n ac ie sió str francuskich, k ap elan a zapew ne. Lecz nie*

(12)

Str. 10 W IA R A I C Z Y N N r. 7 m a go ta m te ra z i n a ty m je d n y m tek ście p o p rzesta ć musi*

m y. D ru k o w ała list „La L ib erte" (W olność), pism o codzien*

ne, p o lityczne, religijn e i społeczne, ja k pisze w sw ych ty*

tułach, w e F ryb urgu S zw ajcarskim , w n u m erze z dnia 30 czerw ca 1925 roku, a p o d ała do d ru k u z o b ja śn iając y m li*

stem p an i de B rem ond, francuska, k tó rą ś m y w sw oim cza*

sie sam i jeszcze n a ulicach F ry b u rg a spotykali.

T a k więc, czasy z d a ją się pow racać, w k tó ry ch , ja k w ubiegłych, zam ierzchłych, „ b a rb a rzyń skich “ w iekach Zło*

te j L eg en d y ludzie i an io ło w ie obcow ali n aw zajem , św ięci z n ieb a ze św ięty m i z ziemi, ba, n aw et n iebiescy święci z g rzesznikam i czasem , gdzie ziem ia o d o so b n io n a w swej pysze nie była i gdzie raz p o raz raj się otw ierał, b y choć o d ro b in ę pokazać lu dzkiem u oku z tego, czego „oko nie wi*

działo, u ch o nie sły szało i język o w i nie godzi się wypo*

w iad ać “.

N ie b yliśm y u g robu św iętej T e re s y od D zieciątk a Je*

zus. C z te ry ra z y je d n a k w io d ła n as p rzez L isieux droga;

c ztery ra z y m ijał m ój pociąg tę stację, to b y dalej n a zachód pędzić, k u w odom La M anche, gdzie cichy czekał n a nas i n ie z n a n y k la sz to r T ra p istó w p o d C h erbourgiem , czy też b y do P ary ża pow racać. Lecz z k ażd y m z ty c h p rzejazd ó w łączy się w spom nienie jak ieś, k tó re p óźniej k ie d y czytelni*

kow i opow iem y. Z a czw arty m i o statn im d o tą d razem , wy*

siadłem i p o d ró ż p o w ro tn ą p rzerw ałem . Była godzina 8*ma w ieczór, a że te j sam ej no cy m iałem dalej jech ać aż het, od je d n e g o m o rza n a drugie, do M arsy lji i d alej, w ięc o piel*

grzym ce w łaściw ej i m ow y być nie m ogło. Lecz zaznałem p o w ietrza Lisieux, czegom i chciał poczęści. D ziw ne to bo*

w iem po w ietrze, jak iem n ie oddy ch ałem nigdzie d o tą d ; dzi*

w n y spo kó j, p o g o d a w tern m ałem n o rm an d z k iem miastecz*

ku, d ziw n a w oń ja k a ś duchow a, tak , iż sta je się lekko i do sam ego siebie się m ów i „Coś tu pachnie1'. Ja ta k przynaj*

m niej do siebie m ów iłem i m iło m i było, sło dk o i d o b rze po*

w ietrzem ty m oddychać. N ie m ów ię zaś ty lk o o po w ietrzu fizycznem , bo w szak Lisieux, w sw ych pagó rkach zielonych spow ite, nie je s t k lim aty czn em m iejscem i nie to ć m am n a m yśli, choć i to stać się m oże dla dziw nych jak ich ś, medy*

cynie niep odleg łych przyczyn , lecz o dziw nem , dziw nem działan iu teg o p o w ie trz a na duszę. C h ętn ieb y m p o zo stał i w Lisieux n a czas ja k iś osiadł, i nic dziw ić m nie nie będzie, jeśli in n i ta k czuć b ęd ą i to zrobią.

(13)

N r. 7 W IA R A I C Z Y N Str. 11 M ijałem m ałe, biaław e, dom ki, ulice, i n a plac k a te d ry w yszedłem . K a te d ra olbrzym ia, n o rm ad zk ieg o stylu, pół ro?

m ań sk i jeszcze sy stem b u d ow nictw a, pó ł ju ż g o ty c k a to sztuka, z dw iem a spiczastem i w ieżam i, z tułow iem ogrom?

n y m ja k sta te k i gdy się k oń czy ć zda w śró d dom ów ,, co ją poufale n a c isk a ją w uliczki m ałe, znów się p rzed łu ża i p re z b ite rju m swe, absy dę ko listą, roztacza.

D rzw i zam k n ięte były, w ięc poszedłem dalej. D alej, aż za n ie z b y t w ielkie m iasto. I tu, ju ż w cieniu całkiem , m ały d o m ek znalazłem , gdziem m iał p rzy jació ł, choć inaczej ja k p rzez in n y c h p rzy ja ció ł i p rzez listy, nieznanych... A sio stra T eresk a , w w ielkiej, en pied, całk o w itej b iałej figurze, stała n a stra ż y dom u, ja k po m n ik ja k i i d o m te n żyw iła. B yła to bow iem O chro nka S io stry T eren i, inaczej „D zieło“ lufe

„Dom R o d z in n y “ zw ane, gdzie żyw iło się od la t kilku, wy?

chow yw ało, w zrastało , p racow ało, ju ż i d ru k a rn ię sw ą włas?

n ą m ając, i pisem ko ciekaw e w y d ając, a p o d ró słszy w resz?

cie, n ie rz ad k o n a księży, m isjo n arzy szło lub zak on nik ów — całe grono biedaków , opuszczonych dzieci bez grosza w s w e j w ła sn ej i w o p ieku n ó w kieszeni. W s z y stk o tu z d n ia n a dzień d aw ała T e re n ia od lat. W szak i to sa też, zaiste, róże.

T R .

(14)

DZIAŁ SPOŁECZNO-WYCHOWAWCZY

EXPERIENTIA EST FONS VERIT

a

TIS.

P o zytyw izm , d a ją c m e to d ę b ad ania, zapom ocą k tó re j d o ch o d zi się do p o zn an ia p raw d y , staw ia n a w stępie zasadę:

„n ie uznaw ać za p raw d ziw ą żadnej rzeczy, k tó re jb y ś m y nie zn ali z oczyw istością ja k o ta k ie j“, a n astęp n ie głosi, że źród?

łem p ra w d y je s t dośw iadczenie.

Z ty c h dw u zasad w y n ik ają m eto d y , co do k tó ry c h nie m o ż n a m ieć zastrzeżeń. P ierw szym w aru n kiem stw ierd zen ia p ra w d y je s t o b je k ty w n o ść t. z., że b ad ać należy zjaw isk a b ezstro n n ie, a te re n e m b ad an ia m a być do św iadczenie w szero k iem słow a tego znaczeniu.

Z tego pow odu p raw d ę w y k ry ć m ożna, w edług o p in ji p o zy ty w istó w , n a k ażd e m polu, w y łączając ty lk o religję.

R elig ja nie m oże być p o ję ta , w edług nich, objektyw ? nie, a to z pow odu, że w iara Wogóle je s t p ozn aw an a subjek?

ty w n ie i stą d nie m ożna w zględem niej w yciągnąć niezbi?

ty c h praw .

P o zy ty w iści o g ran iczają sw oje p o zn an ie do p oznan ia p rzez zm ysły i poza tą m e to d ą nie zn ają sp raw d zian u rzeczy?

w istości.

P sy ch o lo g ja w sk azu je, że je s t jeszcze inne źród ło po?

zn ania, (a psy ch olog ja je s t p rzecież nauką, i ja k w szystkie n au k i m usi stosow ać o b je k ty w n o ść), więc w skazania psycho?

logji w in n y być d la p o zy ty w istó w słuszne; psy ch o log ja w sk a zu je m eto d ę, k tó rą n azy w a in tro sp e k cją, polegającą n a analizie w łasnych stan ó w psychicznych, i n a tej podsta?

w ie w yciąga ogólne zasady, odnoszące się d o psychiki w szy stk ich ludzi.

I ta k , ja k o przy k ład , że dośw iadczenie niezm ysłow e je s t oczyw istością, w eźm y n au k i hum an isty czn e, tak ie, ja k h is to rja , lite ra tu ra i t. d., słow em nauki, k tó ry c h nie trz e b a b ad ać zapom ocą re to t, lub analizy chem icznej.

N a le ż y stw ierdzić, że n auk i te nie p rzech o dzą do czło?

w iek a w sposób zm ysłow y, gdyż n ik t z uczących się współ?

cześnie n ie m iał m ożności w idzieć H ann ib ala, N e ro n a i ca?

lego szeregu h isto ry c zn y ch po staci i w yp adk ów , je d n a k do?

w iad u ją c się o nich, p rz y jm u je je za praw dziw e.

(15)

N r. 7 W IA R A I C Z Y N Str. 13 In n y przy k ła d . C złow iek sp o strzec m oże p rzez porów*- nanie, że stan jego um ysłow y zm ienił się, że stał się wy*

kształco n y m , że zd ob y ł sobie pogląd n a życie i w y p ad k i in*

ny, niż dotychczas.

I ta k n ap rzy k ład , syn jak ieg o ś w ieśniaka, k tó ry wy*

chow yw ał się p asąc gęsi na łące, o d d an y do szkół, po ich ukończeniu, w zap a try w an iac h i sposobie życia ró żn i się o d

sw ych kolegów w ioskow ych.

C hw ila sam oanalizy pozw oli m u odnaleźć różnicę sw ych daw n y ch i d zisiejszych stanó w um ysłow ych, i z całą pewnoś*

cią stw ierdzić m oże, że n au k a stała się p rzy cz y n ą te j różnicy.

Ż eb y d o jść do ta k iej p raw d y , trz e b a było dośw iadczyć oso*

biście nau k ę t. z. zetk n ąć się z n ią bezpo śred n io, przeżyć, jej, tem aty . P rzeży cie ta k ie odby w ać się m oże p rzy dw u nie*

zb ęd n y ch zasadach.

P ierw szy m czynnikiem będzie w iara w to, że podaw a*

ne fak ty , d o tyczące np. czasów d aw n iejszy ch są praw dziw e;, ty c h fak tó w n ik t przecież ze w spółczesnych doświadczał*

n ie stw ierd zić n ie może.

A drugim m o m en tem będzie p rzem y ślan ie ich i wnio*

skow anie n a tej podstaw ie.

C ały te n pro ces o d byw a się w e w n ą trz człow ieka, w je*

go um yśle i w ładzach psychicznych.

M ożn a zatem pow iedzieć człow iekow i: dośw iadczaj naukę, a p o zn asz p raw d ę i k o rzy ści jej.

W y ch o d ząc z założenia p o zy ty w istó w , że doświadczę*

nie je s t źró d łem p raw d y , m usim y zw rócić uw agę, że te za ta.

je s t słuszna, ale dośw iadczenie ro zp rzestrz e n ić m usim y tak*

że i n a sferę ducha. N egow ać nam d o św iadczenia duchowe*

go n ie w olno, bo ono je s t rów nież poznaniem , a logika je s t ty lk o u jęciem w ram y tego, ja k czujem y, ja k m yślim y.

A co do objektyw izm u, nie m ożem y b ezstro n n ie nie p rzy zn ać p ra w d y w ykw itów ducha, p atrz ąc n a m iljo n y ch rześcijan.

K ied y się m ów i, że n a u k a p rz y n o si korzyści, to się w to w ierzy, bo n au k ę do św iadczam y codziennie. A gd y Chry*

stu s p ow iedział „O cokolw iek pro sić będziecie O jca m ego w im ię m oje, d a w am “, lub „Szukajcie a znajdziecie. Kołacz*

cie a o tw o rzą w am . P ro ście a b ędzie w am d a n o “ — to się w to nie w ierzy. D laczego? Bo religji nie dośw iadczam y, nie m am y m ożności z b ra k u tego d o św iad czen ia stw ierd zić p ra w d y ty ch zapew nień.

E x p erie n tia e s t fońs v eritatis.

C h ry stu s, pragnącego do św iadczyć T o m asza—przeko*

nał, p rzek o n a i nas, byleb yśm y starali się dośw iadczać!

w zględem N iego! ' E u genjusz K o b yłecki.

(16)

Str. 14 W IA R A I C Z Y N N r. 7

SPOŁECZEŃSTWO A BIEDA.

B ieda p o w sta je w społeczeństw ie i sp ołeczeństw o m usi .ją pokryć. J e s t to p rzy g n ęb ia jąc y i z aw sty d za jący w idok dla każdego, g d y w idzi człow ieka o p arte g o o m u r i p osły szy je g o głos p ro szący o pom o c i w sparcie. C zyż ob yw atele nie m o g lib y w spólnie stw o rzy ć silnej o rganizacji, ab y p rzy n ieść ulgę i po parcie p o trze b u ją cy m , chorym , starco m i mło*

d zieży?

W b ied n iejszy ch dzielnicach m iast p o w in n y być stałe ja d ło d a jn ie dla tych, k tó rz y chw ilow o lub stale zaro b k o w ać n ie m ogą. P rz y ty c h ja d ło d a jn ia c h p o w in n y p o w stać herba*

ciarnie, czytelnie, w k tó ry c h m łodzież te rm in u ją c a m iałab y o d p o w ied n ią duchow ą ro zry w k ę i opiekę w chw ilach w a b n y ch o d p racy, oraz boiska, gdzie latem o d b y w ały b y się gry sp o rto w e.

W k ra ju k u ltu raln y m po w in n o się d b ać o słabych, o m łodzież, oraz je d n o stk i spracow ane, choćby częścio*

w o jeszcze do p ra c y zdolne. Jeżeli się bow iem nie d b a o jed*

no stk i, to nie m oże być i całości. N ie je s t to z b y t tru d n e m zad an iem zorgan izow anie sp o łeczeń stw a dla sam opom ocy w k ra ju , jeżeli A m e ry k a w ta k szlac h etn y sposób m ogła nieść ulgę m iljo n o m ludzi w E uropie, o p o d atk o w u jąc się na te n cel drob nem i, m iesięcznem i składkam i. I u n as m o żn ab y stw o rzy ć coś podobnego, b y le b y k a żd y czuł się obowiąza*

n y m w nosić m iesięcznie p ew n ą k w o tę w m iarę m ożności.

N ie m ożna całej ak cji p om ocy zw alać n a rząd, k tó ry je s t o b arcz o n y w ażnem i spraw am i p ań stw o w em i, tak , że nie je s t w stan ie zająć się losem poszczególnych obyw ateli. Za*

stąp ić go m usi w ysiłek społeczeństw a, k tó re zorganizow ane w k ażd ej dzielnicy m iasta w koła, o b ejm u jące poszczególne ulice i dom y, d o trz e d o w szystkich tych, k tó rz y pom oc oka*

zać p o w in n i i m ogą. A żeb y znów zapew nić od p o w iedn ie zu ży tk o w an ie zeb ran y ch funduszów , m o ż n ab y k ażdem u o p ła cają cem u składk ę dać p raw o in g e ren cji i k o n tro li wy*

d atk ó w .

O byw atele! Spieszm y z pom ocą n aszy m b racio m w ta k x ię żk im , ja k obecnie, czasie z a sto ju i bezrobocia. O rganizuj*

m y się w ak cji pom ocy, b o w ysiłki je d n o ste k p o je d y ń czy ch są ty lk o k ro p lam i ginącem i w m o rzu; trz e b a w ysiłku współ*

neg o d la d obra. W ięc b ierzm y się za ręce, ab y p rzy n ieść ul*

gę słabym , je k rów nież p a m ię ta jm y o sch ron isk ach (chwilo*

w o b a ra k a c h ) d la starcó w i kalek. U czy ń m y tak , aby bez*

d o m n ych i opuszczonych m o żn a b y ło sp o tk ać ty lk o n a pu*

:sty n iach i w puszczach, a nie w zalud nio n y ch m iastach

(17)

N r, 7 W IA R A I C Z Y N Str. 15 i w siach. W tak im społecznym ruchu zn a jd zie tak że k a ż d y z re d u k o w a n y i bez zajęcia p o z o sta ją c y ob y w atel p racę i byt, i p rzesta n ie czuć się opuszczonym i sam otnym , b ęd ąc p o d

opieką.

A . M . O lszew ska.

DZWONY ZMARTWYCHWSTAŁEJ POLSKI.

N a je d n e j z w ysokich w ież staro ży tn eg o zam ku Rove*

reto , we W łoszech, zaw ieszono obecnie olbrzym i dzw on, m a ją c y 2 m. 58 cm. w ysokości, o w adze 110 cen tn aró w ; z fry*

zem fig u ralny m n a jeg o płaszczu, ku u p am iętn ien iu wyda*

rzeń z w o jn y św iatow ej 1914 — 1920 r. P rzezn aczo n y on je s t d o codziennego dzw onienia, p rzez 1 m in u tę, w ieczorem , po A ngielusie, w dziękczynieniu Bogu, n a chw ałę w szystkim n aro d o m , k tó re stan ęły w ob ro nie p raw i spraw iedliw ości,—

d o w ydzw aniania, w ciągu 5 m inut, czci poległym w rocz*

nice n ajk rw aw szy ch b itew ; d la W łoch—4 listo p ad a, F ra n c ji

— 11 w rześnia, A n g lji—29 p aździernika, Belgj i—22 paździerz nika, C zecho słow acji— 15 czerw ca, S tan ó w Z jed n o czo n y ch

— 30 m aja, dla P olski— 15 sierpnia. U stóp dzw onu m a być a p a ra t rad iotelefon iczny , k tó ry będzie ro zn osił jego dzwo*

nienie po całym świecie.

M yśl o d lan ia te g o dzw onu p o w sta ła w głow ie m łodego księdza, w m a ju r. 1921, gdy w M ed jo lan ie w pobliżu Try*

um falnego Ł uku P ok oju, usłyszał dzw on y p o zachodzie słońca.

W ło chy , F ran cja, Belg ja, C zech osłow acja o fiarow ały część z d o b y ty ch arm at, a ze w szystkich niem al k rajó w , na*

w e t z P e rsji ofiarow ano pien iąd ze,

W ty m sam ym czasie u nas tw o rz ą się now e D zw ony P o lsk ie, pośw ięcone d ziejo m Z iem i o jczy stej.

O p o b u d k ach sw oich w ty m k ieru n k u , a r ty s ta rzeź*

b ia rz i m a larz A le k sa n d e r B oraw ski, p o d a je to, co n a stę p u je :

„ Z a jm u ją c się w la tach 1915— 1918 rato w n ictw em poi*

skich z a b y tk ó w n aro d o w y ch w R osji, o d eb rałem w m. lu ty m 1918, z tw ie rd z y P ietro p aw ło w sk iej w P ete rsb u rg u pierw szą p a r tję dzw onów , ew ak uow anych z P olski w liczbie 169*u, o pisy w an y ch p rzeze m nie w tw ie rd z y w lecie ro k u 1917.

W te d y to, p a trz ą c n a nie, p rz y p o m n ia ły m i się słow a W o ro n ic za:

...„pow stańcie z m ogiły. P rzy w d ziejcie duch a i ciało i siły“.

P rzy stą p iłem do bliższego p rz e stu d jo w a n ia dzw onów , w ygłosiłem w P etersb u rg u , n a u rząd z o n y m p rzez siebie po*

(18)

Str. 16 W IA R A I C Z Y N N r. 7 ran k u dzw onu polskiego w dn. 6 k w ietn ia t. r. o d czy t o lud*

w isarstw ie i dzw onach w Polsce.*)

Po p ow rocie do- k ra ju w r. 1919, przeży w an e bolesne w O jczy źn ie m o jej em ocje pow o d o w ały dalsze krążen ie w y o b raźn i w okół tego przed m io tu , k tó ry zd aw ał m i się, od p o czą tk u zbliżenia się z nim i ro zp o zn an ia go, być wskaiza*

ny m : d o w sp ó łd ziałan ia w w ielkiem dziele o d ro d zen ia na*

rodow ego; zd aw ał się być d o stateczn ie m ocnym d o oddania, usług id eo w ej, w iecznie szlachetnej p ro pag an dzie, szlachet*

nej p racy p ro g ram o w ej.

W ięc zab rałem się do dalszych stu d jó w w kierunku- p o d ję ty m ro k u 1918; część zebranego m a te rja łu opisowego^

d ru k u ję obecnie w m iesięczniku „W iadom ości muzyczne*' (począw szy od N r. 3), a m o ty w y u sp raw ied liw iające bezpo*

śre d n ie zbliżenie się m o je do w yp o w ied zeń się p lasty czn y ch n a dzw o nach tu po d aję.

D zw o n był, je s t i będzie zaw sze u żyw an y m p rz y ob*

rzęd ach religijny ch,—był, je s t i będzie w użyciu do wielu, p o trze b cod zienn ego życia ludzkiego; dzw on je s t instrum en*

tern m uzy czn ym i dziełem sztu k i p lasty czn ej.

D zw on p rzew o d zi w szy stk im inn y m in stru m en to m m uzycznym , bo je d y n ie „on je s t zdo ln ym za odezw aniem się- sw ojem , w je d n e j i te jż e chwili, obudzić je d n ak o w e uczucia w ty sią czn y c h sercach, a siłą głosu zm usić w ia try i ch m ury d o ro zn o szen ia m yśli człowieka**,—ja k się w y raził Chateau*

b ria n d w „G enie du Cristianisme** — les cloches.

T o w sz y stk o d a je d o stateczn ie m ocne racje, aby on m ógł działać w w yżej w sk azany m k ieru n k u .

P o czątk o w o o dlew y b y ły gładkie, bez ozdób; d o p iero w w ieku X III b ły sn ęły n a n ich w izeru n k i św iętych i napisy.

L udw isarze, o d lew ający dzw ony, u sta la ją c ich k ształt, w ielkość, gru bo ść ścian, d o b ó r m e tali (m iedź, cyna, anty*

m on), w agę, form ę i m iękkość żelaznego, k u te g o serca, — ograniczyli swój w y siłek p od w zględem ta k zw anym zdobni*

czym . D aw ali n a płaszczach d zw onow ych w ypukłe, wielo*

k ro tn ie p o w tarzan e, jałow e w ujęciu, w izeru n k i św ięte, cza*

sam i fig ury sym boliczne, ban aln ie rozw iązyw ane i ornam en*

ta c je z k w iatów , o raz m uszli, o b o ję tn e, n ic nie m ów iące.

C hociaż dzw on w y jaw ia sw ym głosem i zaznacza prze*

życia n a ro d u — nie p o siad ł on je d n a k d otychczas odbicia ty c h p rzeżyć w sposób p la sty cz n y n a sw ojem ciele dzwono*

w em , — nie d o k u m e n tu je c h a ra k te ru duszy n aro d o w ej i tej epoki, k tó ra go w ydała.

*) Pow tórzony w Krakowie, W arszaw ie, drukowany w r. 1921 w Nr. T kwartalnika: „Przemysł i Rzemiosło", nakładem Muz. Przem. im. Baraniec*- kiego w Krakowie,

(19)

N r. 7 W IA R A I C Z Y N Str. 17 Jeślib y nam m inio n e w ieki w sposób p la sty czn y n a dzw onie tak ie w arto ści ujaw niły, m ielibyśm y dziś p rzed oczam i w ielki dziejów naszych rys, sp o tęgo w any n atu raln y m , rzeczy w istym głosem dzw onu, w p ro st do. duszy wpada?

jącym .

Że ludw jsarze nie posiłkow ali się a rty sta m i i że nie przekazali n am absolutnie żad n y ch epizodów historyczne?

go znaczenia, ja k to w p rz ep o tężn y sposób p o trafił daw ać w obrazach, z je d n e j, z kilku lub k ilk u se t figur złożonych, zn ak o m ity nasz m alarz Ja n M atejk o (zm. 1893 r.),—potw ier?

dza dzw on, b ędący n ajzn ak o m itszy m i n ajw ięk szy m w Pols?

ce, k tó ry się zn a jd u je w kościele k a ted raln y m i koronacyj?

nym królów polskich n a W aw elu w K rakow ie.

N a nim to ju ż b y ła d o sk o n ała i m ożność i sposobność do p rzek a zan ia p oto m n y m jak ieg o ś w ielkiego o b razu ze

„złotego w ieku", z m om entu, k ie d y P o lsk a kw itła, bo. był oń o dlan y n a ro zk az Z y g m u n ta I i k ró l dał m u sw oje imię. —

O d lan y w r. 1520, p o siad a n a sw oim ta k zw anym płaszczu, czyli n a śro dk o w ej zew n ętrzn ej pow ierzchni, po?

stać sto jąceg o króla, z drugiej stro n y je s t św. Stanisław , a w g ó rnej części dzw onu bezm yślne orn am en tacje.

Lecz dzw on te n je st w ielką p am iątk ą naro do w ą, pc?

chodzi z po tężn ej epoki w ielkich Jagiellonów i dzw oniąc, od?

żyw a się p rzep ięk n y m głosem m inionych w ieków ,—ja k b y o p o w iad ał o dn iach chw ały, up ad ku , niew oli, o tro skach, bólach i n ie p o k o ju ojców naszych, lecz nie m niej i o wzlo?

ta ch ich p a trjo ty c z n e j a k atolickiej duszy; a n a dzień dzi?

siejsz y to on z n am i w spólnie się ra d u je z o d ro d zen ia Polski, z p o w ro tu do życia w w olnej O jczyźnie.

T o w szystko św iadczy, że niem iec H an s Beham z N o ?—- rym begi, k tó ry go odlał, p o trafił m u dać jak iś dziw nie śp iew n y dźw ięk, ale nie chciał, — a m oże nie um iał—zaopa?

trz y ć go w o braz rzeźbiarsk i, k tó ry b y p rzez n asz w zro k do serca w padał, czyniąc je jeszcze w rażliw szem i pojętniej?

szem, gdy „Z y g m u n t" się odzyw a.

C zy m ożna n ie w yobrazić sobie, ja k p o tężn em b y łob y p rzejęcie się nasze w idokiem realnego d o k u m entu, przypo?

m in ającego w rzeźbie np. siłę w iary św. W o jciecha, i to n a dzw onie w y d ający m glos jem u znany, w k tó ry on się Wsłu?

eh i w ał?

T o p raw d a, że figuralne k o m p o zy cje p o jaw iły się n a dzw o n ach d o p ie ro w w. X III, to p raw d a, że k a n o n iz a c ja wie?

lu św ięty ch n astęp o w ała n ieraz w kilka w ieków po ich śm ierci — lecz ani jed n eg o d ziejow ego te m a tu na dzw onach polskich nie posiadam y.

(20)

Str. 18 W IA R A I C Z Y N N r. 7 C o się ju ż stało, je s t nie do po p raw ien ia; uwzględnia*

ją c w reszcie, że w iek X IX nie sp rzy ja ł u jaw n ian iu dławio*

nego bólu i m arzeń, dziś, gdy z b y t często w przeszłości da*

w ane n a d zw onach sam ochw alby i h e rb y m ożnow ładców są nam , i wogóle, i n a dzw onach całkiem zbęd ne—w y pada dać now o odlew anym dzw onom te w artości, k tó re je zrów*

n a ją z p isaną księgą dziejó w naszych, z obrazam i i z rzeźba*

mi pośw ięconem i h is to rji ojczy stej.

T rz e b a n a nich w iązać p o rzeźb iarsk u przeszłość z te*

raźn iej szością i przyszłością.

T rz e b a cofnąć się w stecz do n aro d zin naszeg o potęż*

nego P aństw a, do ty c h chwil, k ie d y to P iasto w ie przy szłą spiżow ą m oc polskiego ducha w dźw iękach now ego dzw onu w yczuw ali, gdy on w tó ro w ał pierw szy m ślubom ochrzczo*

nego n aro du .

T rz e b a się cofnąć i do złotego w ieku, — i d o okresu niew oli, k tó re j w idm a sto ją n am jeszcze p rz e d oczami. Czyż m ożna p rzejść do p o rząd k u d ziennego po grobach ojców — m ęczenników i m a te k —b o h a te re k z czasu ich tragicznego by to w an ia w stu letn iej niew oli, bez p rzek a zan ia po to m n y m tonu, k tó ry m się oni m a ją d o nich o dzyw ać?

T rz e b a się liczyć i z tern, że O jczy zn a nasza, z zalew u w rogów ocalona, dom aga się zad o k u m en to w an ia cieniom poległych b o h ate ró w w o statn ich w alkach o w olność Pol*

ski — w dzięcznych uczuć n aro d u , w sposób ja k iś niezwyk*

ły, m ów iący, niezniszczalny.

P oniew aż je d y n ie dzw on m oże spełniać d ostateczn ie silnie w szy stk ie w yżej w skazane obow iązki, — bo on prze*

m aw ia do dusz głosem w ym ow niejszym , niż w szelkie słowa, więc szukanie n a nim odpow iedniego w y razu p rzeżyć dzie*

jo w y ch z n a jd u je sw oje uspraw iedliw ienie.

P rz y jąw szy zasadę, że dzw on je s t głosem Boga i na*

rodu, należy, nie zm ien iając isto ty rzeczy, dążyć dziś do w y raźn ego k o ja rz e n ia duch a Świętości z duszą odrodzone*

go n aro d u , w sposób silny i w łaściw y, a zaw sze godnie od*

p o w iad ający w ym aganiom K ościoła i p o trze b o m P aństw a.

W te d y „dźw ięk “ dzw onu i „w v raz“ n a dzw onie ujaw*

niony, razem w zięte, m ogą stanow ić o tej sile su g esty jn ej, k tó r a je s t n am n iezb ęd n ą d o w zlotu ku n ajw y ższy m ideałom .

A gd y now e dzw o ny Z m artw y ch w stałej P olski z n a jd ą się n a d zw onnicach z u d o g o d n io n y m d o n ich d o stępem , gdy w od po w ied nich re p ro d u k c ja c h całości i frag m en tó w tra fią d o m uzeów , szkół, k o szar i do dom ów szerokiego ogółu, ja*

k o p am iątk i, ja k o fig ury życia, ja k o relik w je n aro d o w e — w ted y — d o b rze p o ję ty i u k o ch an y dzw on, o d zy w ając się,

(21)

N r . 7 W IA R A I C Z Y N Str. 19 będzie praw d ziw ym śpiew em n aszej d u szy k ato lick iej — polskiej.

I stan ie się, że, p o rozum ienie się nasze ze św iatem po*

zagrobow ym , z ducham i tych, k tó rz y nie pozw alali nam upaść i zm arnieć, — z duszą ojcó w i m atek , k tó ry c h jesteś*

m y czułym i p o to m kam i — za p o śred n ictw e m dzw onów im pośw ięconych — będzie m iało u ro k p raw dziw ie głęboki;

a głos serdecznych, w dzięcznych uczuć za nasze Odrodzę*

nie, ścielący się u stóp Boga W szchm ocnego, stanie się płyn*

niejszy m , aniżeli on je s t w chw ili obecnej".

(22)
(23)

WIARA I CZYN

DZWON WYZWOLENIA

z o k resu o b ro n y honoru p o lsk ieg o i w alk o n iep o d leg ło ść 1768 — 1920.

1

O sła b ła P o lsk a , w ięc ją p rzy k u to do dw óch słupów g ran iczn y ch z tr z e ­ m a o rłam i czarn em i. U je j stóp z ab o rcy na stra ż y : ty g ry s, w ąż i n ied źw ied ź.

O n a, n iew oln a, lecz ry ce rsk o h arto w n a, b ło g o sław i po to m n y ch na krw aw y b ó j za W o ln o ść , C a ło ść i N iep o d leg łość, — w zyw a słow am i:

„ G o tu j się jed n o O jcz y ź n ie do spraw y.

B ę d ą c potom kiem , bąd ź i d zied zic praw y, D om ow ej sław y .

(M ia sk o w sk i) Ze św ięty ch rod ak ów , cz u w a ją cy ch nad P o lsk ą , są tu śś .: J a n K a n ty , W o jc ie c h i J a c e k O drow ąż.

(24)

WIARA I CZYN

2

O s ła b ła P o lsk a , w ięc w y leg ło z nor, w y p ełzło z trz ęsa w isk c a łe p lu g a ­ we b e stia riu m , i n asze w łasn e i ob ce; o d n alazło się w zajem n ie, ro z p o z n a ło i p o b ra ta ło .

P o d „ n ie u s ta ją c ą pom ocą M a tk i B o g a ", p ó jd ą synow ie P o ls k i, o św ie­

ce n i sam op oznan iem , z sz a b lą d ziad ów -b oh aterów na p o k u tn icze d rogi k rz y ­ żow e.

(25)

WIARA I CZYN

3

U p rzed ził ju ż c a łą P o lsk ę sy g n ał K o n fed erató w B a rs k ic h , w z y w a ją cy

•do o b ro n y g od ności n aro d o w ej.

G d y su chy, o stry , ciern io w y w ien iec o p a sa ł P o lsk ę c a łą , z ja w ia ją się

■wodzowie n aro d o w i: P u ła sk i, K o śc iu sz k o , D ąb ro w sk i, ks. J ó z e f ... u w ró t

"W arszaw y, K ra k o w a , P o zn an ia, Lw ow a...

(26)

WIARA I CZYN

4

„ W ir się zerw ał sk ie r, kurzaw y, Od zd e p ta n e j, od W arszaw y , I ja k d zik ie m kn ą ork an y , P o przez bo ry , po p rzez ła n y ".

(U rb a ń sk i) K o sy n ierzy , L e g jo n iś c i n asi...

(27)

WIARA I CZYN

5

W ia r a p ro m ien ieje. G re n a d je r ło sk o te m sw ego bębn a w zyw a:

„O ! p ó jd ź K oro n o , zran io n a O rlico ! P ó jd ź sta ra L itw o, z sp ę ta n ą P o g o n ią!

I ty L w ia R u si, i ty , n iew oln ico,

P ó jd ź se rce z sercem , a d łoń z łą cz y ć z d ło n ią ".

(A sn y k )

(28)

WIARA I CZYN

6

Sm u tn e nad P o ls k ą o b lic z a śś .: K a zim ierza k ró le w icz a , b ł. Ł a d y s ła w a i S ta n is ła w a K o stk i.

G in ą w y siłk i... C h ło p ick i rezy g n u je.

W e k rw i p o ls k ie j trz y p ław ią się hieny.

W h u rag an ie zaw odów , niepow odzeń i m ęczeństw sła b n ie w ia ra , ła m ią się k rzy że.

L ecz M ick iew icz ro z p a la um ysły.

(29)

WIARA I CZYN

„ W sz y stk o d la C iebie, P o ls k o " o d d a ją P o w sta ń cy w n a m iętn ej z w ro­

giem w alce.

Z ich m ogił b ła g a ln a ku N iebiosom ste rc z y d łoń.

...C ieszy n , T o ru ń , K rzem ien iec, W iln o ... łą c z ą się w p ła cz u n ad T r a u - gutem.

O su sza łzę, ro z p a la oko pieśń p a trjo tó w :

„ Je s z c z e P o lsk a nie zg in ęła, P ó k i m y ży jem y .

C o nam o b ca przem oc w zięła, S z a b lą od b ierzem y ".

(W y b ic k i).

(30)

WIARA I CZYN

8

R o zp ło m ien io n e w ieszczym duchem serca , p o tę g u ją b o h a te rsk i w y si­

łe k Ż o łn ierz a p o lsk ieg o z la t 1914 — 1920, i z a trz e p o ta ł od ro d zo ny O rzeł B ia ły nad sztan d arem P ia stó w . Z w yroku O p atrzn o ści p ad ł olb rzy m i, h o ren - d a ln y M o lo ch na okop sw ego zach łan n eg o egoizm u i cynizm u.

( J e d n a p u sta ta rc z a na o to k u dolnym , p rzezn aczo n a d la W o d za z la t 1914 — 192 0 ).

(31)

WIARA I CZYN

i

H ełm , n a k r y w a ją c y dzwon, sku ł w k rzy żo w ej form ie w izeru n k i: K o ­ ściu szk i, M ick iew icza, a rcy b . F e liń sk ie g o i M a te jk i, „d źw ig ająceg o u trap ień c ię ż a r y ”.

N iżej S k a r g a i jeg o sło w a p ro ro cz e: „P o k o le n ia od krw aw ią p o k u tę ”.

Ścią g n ię ty z w yżyn O rzeł B ia ły trzep o cze się n iesp o k o jn ie , — nie pu ­ s z c z a ją łań cu ch y , trzy m an e w zęb ach przez trz y u k oron ow an e głow y.

DZWON NIEWOLI, 1772— 1918

p o św ię c o n y w ielkim D u chom narodu.

(32)

WIARA I CZYN

P ro ro ctw o sp e łn iło się — p rzy szed ł ro k 1772 — ro zb ió r P o lsk i, trw a ­ ją c y po ro k 1918. T rz y sp lecio n e z so bą k o ro n y o b ję ła ta śm a żałob n a.

P o ls k a w d yb ach , u je j stóp stra sz n a , k a m ien ista d roga („ P o lo n ia "

G r o ttg e r a ); na głow ę w a lą c ię ż k ie ch m u ry. N a d z ie ja w O p atrzn o ść sp ły w a ze słów „O d k rw aw ią", K o ściu sz k o tu czuw a — budzi ro zk azem : „ D la B o g a , za O jc z y z n ę !" .

(33)

WIARA I CZYN

3

C ala nasza umęczona Polska, to ja k ta aresztantka w kopalni sybe­

r y js k ie j, — utrapiona, k lękła przed Bóstwem, w pragnieniu najwyższego do­

b ra („L itu ania" G rottg era). Jasn o ść, o taczająca M atkę B. Częstochowską, udziela się znękanej, spływa na wpatrzone tęskne oczy, na błagalnie wy­

ciągnie dłonie. Krzepi ją wiara, którą M ickiewicz, „cierpiący za m iłjo n y ", wlewał w dusze rodaków.

(34)

WIARA I CZYN

4

P olski olbrzym rozwala zimny głaz („W m inach" G rottgera). „W górę serca " — woła, wzruszony do łez, arcyb. Feliński. Na żałobnej taśm ie we­

zwanie:

„O! Polsko, Polsko! święta, bogobojna, Je ż e li kiedyś, jasn a i spokojna, Obrócisz sw oje rozwidnione oczy Na nasze groby, gdzie nas robak toczy, Polsko, ty nasza! gdy już nieprzytomni Będziemy, wspomnij ty o nas, o wspomnij!

W szak myśmy z Twego zrobili nazwiska, Pacierz, co płacze i piorun, co b łyska!"

I S łow acki!

(35)

WIARA I CZYN

DZWON PO LEG ŁYCH

w w a lk a c h o n iep o d leg ło ść 1914— 1920.

1

P o r tr e ty na ta rc z a c h tu li szep t o jco w sk i W ło d zim ierza T e tm a je ra :

„D zieci n asze! W y , d rod zy Ju n a c y , p o le g li!...

W n ieb ie honoru P o ls k i ju ż b ęd ziecie strzeg li, B o ś c ie na p o lach bitew b y li w nieb o w zięci!

B o ście , ja k C h ry stu sow i M ęczen n icy św ięci P o g in ęli za P raw d ę, za w ieków spu ścizn ę, Z a k r a j, lud. za św iętą, k o ch a n ą O jc z y z n ę !..."

W y ż e j, nad M o g iłą B ra tn ią z w ieńcam i O rzeł B ia ły i sm utne o b lic z e p a tr o n a P o lsk i, św. S ta n isła w a .

(36)

WIARA I CZYN

2

Swobodna, młoda P olska rycerska, w koronie Bolesław a Chrobrego, z księgą wiedzy historycznej, którą rozb ija tumany ciem ności; rozśw ietla tło ogniem m iłości p atrjoty czn ej, zaczerpniętym z najstarszego Łokietkow skiego kąta wawelskiego. Nad nią oblicze bł. Ładysław a z Gielniowa, patrona sto­

licy, tchnące żądaniem: „Bądź wdzięczną, W arszaw o!"

(37)

WIARA I CZYN

3

Rozpłaszczone ognie i dymy wybuchów morderczych, nie grożąc już:

dzielnicom Polski, wraz z oparami ofiarnej krwi giną na cm entarzysku.

Nad W ielkopolską (Ratusz w Poznaniu), nad M ałopolską (W aw el w Krakow ie) oblicze św. Kunegundy, posępne, wobec zbrodni u stóp W aw elu, wobec odstępstwa od Boga, który się nad P olską zmiłował.

(38)

WIARA I CZYN

4

Pnie ściętych drzew ludzkiego życia, nie pruchniejąc, puszczają świe­

że pędy, m ające- być nową koroną Rycerstw a polskiego. Nad Zamkiem w ar­

szaw skim i kolumną króla Zygmunta III przymglony wzrok św. Jad w igi Ś lą ­ s k ie j, oczek u jącej na opamiętanie, na zm artwychwstanie M atki-P o lki z pro­

chu poległych za szczęście O jczyzny.

(39)

WIARA I CZYN

DZWON ODRODZENIA (Angelus).

Na p am iątk ę ła sk O p a trz n o ści i w y w a lcz en ia w o ln o ści r. 1920.

1

K o ro n u ją c a ło ś ć ch eru b y i se ra iy , n iby duchy g en ja ln e.

Prośbie (na otoku górnym ):

„Królowo P olska, M atko i Panno, pokorna, cicha, S p raw n iech p o k o jem k r a j ten o d d y ch a ’"...

od p o w iad a w sk azan ie 16 w ojew ód ztw (h erb y nad o to kiem d o ln y m ). M a tk a B . i D z ie cią tk o Je z u s b ło g o sła w ią z C zęsto ch o w y, że aż O rzeł B ia ły z n a la z ł się u stóp M a je s ta tu , pod o p iek ą dw óch an io łó w stróżów .

Zerwane kajdany b iją w czoła trzech trupich głów, przygniecionych ciosam i przeznaczenia.

Cytaty

Powiązane dokumenty

stwa jest wychowanie religijne, którego nie zastąpi żadna inna nauka moralności, protestują zebrani przeciw zakusom wy- lzucania religii ze szkół i domagają

Podkreślając więc potrzebę unarodowienia handlu polskiego w ośrodkach wiejskich, należy szczerze zainteresow ać i zająć się sprawą uświadomienia, a przez to

mowała się we Fryburgu szwajcarskim, w Lowanium, Paryżu, Wiedniu i emanowała na tamtejsze kolońje polskie przez czas dłuższy lub krótszy, ale w sposób

1 choć człowiek z wolnej woli swojej czyni źle, choć się potępia dobrowolnemi złemi czynami, Pan Bóg nie przeszkadza, bo jest zawsze wierny wolności

P odług świadectwa ks. paryskie) To wypowiedzenie się Mickiewicza było częściow o wytyczną jego za życia, zdaje się być i naszą po nim w tej dziedzinie

Jedną z trudności, łatwo dającą się zaobserw ow ać, jest brak uświadomienia społecznego. Jest jeszcze niezmiernie duża liczba jednostek, które w sposób sw

Chodzi o to, aby akcja protestacyjna nie stała się przy- slowionym słomianym ogniem, który po kilku tygodniach zgaśnie, lecz przeobraziła się w żywiołowy

nąć na dziecko, by wykrzesać w niem swój ideał. Po pierwsze rozkazy, czyli oddziaływanie wprost na wolę dziecka. Jest to dopuszczalne i wskazane w okresie I-ym,