• Nie Znaleziono Wyników

WIERZĘ W ŚWIĘTYCH OBCOWANIE"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "WIERZĘ W ŚWIĘTYCH OBCOWANIE""

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Dodatek „R odzin y" dla dzieci

51

Rok II____________ Wa rsza w a , 17. XII. 1961 N r 51

„WIERZĘ W ŚWIĘTYCH OBCOWANIE"

ŁĄCZNOŚĆ ŚWIĘTYCH NA ZIEMI

Łączność ta je st żyw a i w ieloraka. P rzecież byw a często, że są oni ro dziną i m ieszkają pod jed n y m dachem . W iążą ich w spólne radości i kłopoty. Łączy ich w spólny węzeł krw i, m iłości i p rz y ja źń. Czasem ta łączność je st ty lk o przez szkołę.

Tu sp o ty k ają się codziennie, razem się uczą, razem w jednej klasie, n ie ra z w jed n ej ław ce siedzą. Łączność je d n ej wsi, m iasta, łączność narodow a i państw ow a, ja k że w ielk ie m a ją znaczenie: w spólny język, hasła, upodobania, h istoria, lite ­ ra tu ra , zw yczaje itp.

A le kiedy m ów im y o łączności, ja k ą m a ją ze sobą święci, to n am ju ż nie chodzi o tę łączność n a tu ra ln ą , ja k ą m a ją zw ykli ludzie, a le o łączność duchow ą, religijną, Bożą, św ię­

tą. Chodzi tu o łączność, ja k ą m a ją w szyscy ze sobą przez przynależność do K ościoła K atolickiego, a w ięc należenie do jednego K ościoła, do jednej p ara fii, ta sa m a nauka, te sam e S ak ram e n ty św., ta sam a m odlitw a, w k tó rej Boga n a ­ zyw am y Ojcem. P rzecież nie m ów icie „O jcze m ój", ale „O j­

cze nasz” . W spólna je s t w iec droga do nieba, w spólna n a ­ dzieja, a n ie ra z i w spólne prześlad o w an ie od ludzi złych.

P ierw szym obow iązkiem naszej łączności duchow ej ze św ię­

tym i n a ziem i jest: pom aganie sobie w zajem n ie do zbaw ie­

nia. Je ste śmy wszyscy ja k b y w jed n ej w ielkiej długiej u cią­

żliw ej pielgrzym ce. Pod przew odnictw em naszych przełożo­

nych m am y iść do nieba. P rzełożeni pokazują nam drogę, abyśm y nie błądzili, a naszym zadaniem je st iść i w za je­

m n ie sobie dopom agać

(2)

W pierw szych w iekach chrześcijaństw a tak silna była łącz­

ność i w spólnota, w ta k silnych szeregach zw artych szli w szyscy do nieba, że m ieli naw et w spólną w lasn o ść, „mieli w szystko w spólne” — m ów ią D zieje A postolskie (2,44).

Tę jedność naszą K ościół jeszcze dzisiaj stale podkreśla w e Mszy św., kiedy się m odli w liczbie m nogiej: „M ódlmy się”, „M ódlcie się, bracia, aby m oja i w asza O fiara...”, „Pan z w am i” itp.

Łączność duchow a św iętych n a ziem i n ie zasklepia się do jednego tylko m iasta, narodu, pań stw a, ale o bejm uje w szyst­

kie obszary ziem i i ludy w szystkich ras. G dzie tylk o są w ierni naszego Kościoła, są oni w ielką ro dziną duchow ą i w spólnie m am y sobie pom agać do zbaw ienia

MAŁGOSIA ROZTARGNOSIA

A ch, ta M ałgosia roztargnosia!

O w s z y s tk im zapom ina. Ot, sól sypie m iast cu kru do kaw y.

(N iech sko sztu je, kto ciekaw y).

Albo:

Do ka rm n iczk a m iast ziarenek, nasypała pieprzu. No i d zi­

w u ją się ptaki:

— J a k to? Co to za specjał taki?

C zyści M ałgosia ząbki, czyści buty, bo czas do szkoły. A tu — buzia czarna! B ut biały — bo ta k się jakoś p a sty pozam ieniały!

M iast ksią żek do tornistra m ałego p a ku je kotka...

Pełno w rza w y było w klasie:

— Małgosia! Popraw się!!! Popraw się!!!

No i ...

W zięła rady do serduszka M ałgosia roztargnosia...

T eraz — bystra u n ie j m in ka ! U w ażną stała się d ziew czyn ką

E. DR ZEW USKA

(3)

WYROZUMIAŁA MAMA

N a dw orze jest dość m roźno. To przecież już grudzień.

M imo to niebo jest błękitne, pogodne. Pod oknem przy stoliku siedzi Basia. P rzed nią leży o tw arty zeszyt. Ale B asia nie od rab ia zadania P atrzy w pogodne niebo i słucha, o czym w drugim pokoju rozm aw ia m am usia z ta tu ­ siem.

M ów ią o feriach św iątecznych Bożego N arodzenia, które chcą spędzić razem z M odzelew ską na wsi u znajom ych

B asia uśm iecha się do fira n k i i do błękitnego n ie ba. W spa­

n iałe będą św ięta! M am a m ówi, że chętnie pojedzie z p an ią Mo- drzelew ską, bo to dobra p rzyjaciółka i sąsiadka.

T ata przy zn aje rację m am ie i dodaje, że w arto jechać n a­

p raw d ę z M odzelew ską, bo B asia będzie m iała dobre to w arz y ­ stw o, gdyż Ja d z ia M odzelew ska je st bardzo d obrą dziew czyn­

ką i lu b ia n ą przez w szystkie dzieci koleżanką..

B asia p rze staje się uśm iechać. P atrzy w okno tak, jak b y tam zobaczyła ciem ną, ciężką chm urę.

P o chw ili ta tu ś gdzieś wychodzi. Do pokoju, w którym siedzi Basia, wchodzi m am a. B asia szybko odw raca się od okna.

— M am usiu — mówi B asia — mam do m am usi prośbę!..

— Ja k ą ? Słucham !

— M am usiu, jedźm y sam i na wieś. Ja nie chcę jechać z Mo- d zeleszczanką!...

— A dlaczego? — pyta zdziw iona m am a.

— Ona jest nieznośna i dokucza mi. Ja jej nie potrzebuję...

M am a u siad ła na drugim krześle przy stoliku.

— Nie rozum iem P rzecież Jad zia doskonale się uczy Wasza pani zaw sze ją chw ali na w yw iadów kach i innym dzieciom sta w ia ją za wzór. Czasem, jak idę do pani M odzelew skiej, sa­

ma widzę, że Jad zia je st grzeczna, m iła , usłużna, c h ę tn ie po­

m aga m am ie w domu... Dlaczego ty jej nie lubisz?...

Basia mówi ze złością i żalem :

— T a k , ona uczy się dobrze, bo je s t książkow ym molem i k u ­ jonem . W ielka mi też sztuka!... W zorow a uczennica. Pani przy- podchlebia się ja k może, a w cale nie jest koleżeńska. . Nigdy nie zapom nę je j lego, ja k m n ie kiedyś zapędzała do nauki, że niby jestem leniem ..

— Co praw d a, to praw da...

— A le ona nie je s t w cale koleżeńska. To egoistka w strętna.

K iedyś ją prosiłam , żeby mi pożyczyła książkę "H istorię żółtej ciżem ki", k tó rą d ostała ze „Słoneczka" , ja k o nagrodę za dobrze Rozw iązaną krzyżówkę.

(4)

— No i co?

— I n ie pożyczyła mi!

— Dlaczego nie?

— P ow iedziała, że n ajp ierw musi d a ć Januszow i M onkie­

wiczowi.

— W idocznie mu obiecała w cześniej.

— No, to co? Ale ja już chciałem ją czytać! A na Św ięto N auczyciela to ona u p a rła się kupić naszej pani książkę, cho­

ciaż ja m ów iłam , żeby kw iaty. N am ów iła w szystkich w k la ­ sie i kupili książkę.

— A dlaczego?

— Żeby postaw ić na sw oim . Że to niby kw iaty zw iędną, a książka zostaje.

— Słusznie.

B asia w oła zniecierpliw iona:

— Tak! W łaśnie! O na zaw sze tak potrafi w ykręcić, że w szy­

scy jej p rzy z n ają rację. O na j est tylko w a ż n a ... Z resztą ja się na nią gniew am — w yznaje ponuro.

— O co?

— No, bo ja kiedyś śpiew ałam na k orytarzu: ..Ta da rada.

za da rada...”, a ona zaraz m usiała się w trącić i pow iedziała, że to ta k ie głupie i dziecinne, że ona woli „Lato, lato , lato czeka" lub „Zielony m osteczek" i zaczęła to od razu śpiewać.

No to ja nie w y trzym ałam i buchnęłam ją kułakiem w p le­

cy, a ona w ów czas zaczęła się ze m nie naśm iew ać, że m am rozum nie w głowie, ale w pięści!..

B asia była ju ż bliska płaczu.

— Wiesz, Basiu — pow iedziała m a m a , że Ja d z ia coraz w ię­

cej mi się podoba, naw et z tw ojego opow iadania.

Basia nie w ytrzy m ała dłużej. Z erw ała się z k rzesła i za­

w ołała:

— To ta k a je st m am usia! M am a to n aw e t przeciw ko w ła ­ snej córce w ystępuje, zam iast...

— Basiu, uspokój się — pow iedziała m am a.

— A ja się nie uspokoję! J a nie chcę jechać razem z J a d ź ­ ką na wieś!

— M am a p rze stała się uśm iechać. S pojrzała na córkę i po­

w iedziała pow ażnie:

— Dobrze, n ie pojedziem y z panią M odzelew ską. Pojedzie- m y sam i, bo nie chcę psuć f erii i w ypoczynku Jadzi...

B asia zam ilkła z uchylonym i ustam i. Oczy je st stały się bardzo okrągłe.

— Jaadzi... psuć... fe- fe- ferii i... i... w ypoczynku?!

MARIA K RZYW AŃSKA

(5)

„ S A L A M A L E J K U M

Kiedy witam y kogoś podając mu rękę i m ówiąc "dzień dobry” nie przychodzi nam nawet na myśl, że można by to zrobić inaczej. A otóż różni ludzie różnie się w itają. Pod każ­

dą szerokością geograficzną istnieją inne sposoby powitania.

Przed wojną zwiedzałem północną Finlandię, gdzie m ieszka­

ją Lapończycy. Niscy, krępi, w czerwonych kierezyjach i ro­

gatywkach, przypominaliby krakowiaków, gdyby nie wybitnie mongolskie rysy i krótkie nogi.

Zdumiał m nie ich sposób w itania się ze mną i przez chw ilę nawet m yślałem, czy to nie jakiś kawał. Bowiem Lapończyk w yjął fajkę z ust, położył mi prawą rękę na ramieniu, do­

tknął policzkiem mego policzka i końcem nosa zaczął pocierać mój nos. Zauważywszy moją minę znajomy Fińczyk powie­

dział:

Nie dziw się. Ten Lapończyk pękałby ze śmiechu, gdyby widział, jak wy, Polacy, całujecie się z dubeltówki. Tu, na mroźnej Północy, inne są obyczaje. Położył ci rękę na ram ie­

niu i ogrzewa twój policzek, bo uznaje cię za swego przyja­

ciela. A że chce wiedzieć, jak przybysz pachnie, bo u n ich węch odgrywa ogromną rolę, pociera przybysza nosem.

*

Arabowie witają gości podnosząc prawą rękę z otwartą dło­

nią do góry, po czym przykładają ją do czoła, ust i piersi, mó- mówiąc: S a l a m a l e j k u m !

Jest to piękne powitanie i jedno z najstarszych na świecie.

Wszystko w nim ma głębokie znaczenie. Podniesiona dłoń do góry znaczy, że witający nie kryje w niej żadnej broni, przy­

kładanie ręki do głowy, ust i piersi oznacza, że szczerość go­

ści w jego myślach, ustach i sercu i że należy wierzyć słowom , które oznaczają: Pokój wam!

Beduini na powitanie odpowiadają sakram entalnymi słow a­

mi: W a a l e j k u m e s s a l a m ! czyli: Pokój również z w a­

mi! — podają czarkę m leka i podpłomyk. Po wypiciu m leka i zjedzeniu podpłomyka uważają przybysza za pełnoprawnego gościa pod namiotem, co oznacza, że całe plemię odpowiada za jego bezpieczeństwo.

(6)

W okresie panowania niew olnictw a, niewolnik rzucał się swem u panu do nóg przy powitaniu. Podwładny zaś, nie bę­

dący niewolnikiem , klękał i calował go w rękę albo, jak np.

w Chinach, padał przed nim i uderzał czołem o ziemię. Stąd pochodzi wyraz: czołobitność.

Ś lady tych dawnych znaków powitania odnajdziemy jeszcze u różnych ludów świata.

Oto Abisyńczyk na w si przepisanym ruchem zrzuca z ra­

m ion długą szatę z białej w ełny i, nagi do pasa, w ita przyby­

sza. Jednak w m ieście podaje tylko po europejsku rękę i n o ­ wi: „Dzień dobry!” W dawnych czasach sprzedawano niew ol­

ników nagich i to częściow e obnażanie znaczy to samo, co „je­

stem twoim sługą”.

U pewnych szczepów na terenie Ghany Murzyn zamiast zdjąć na powitanie kapelusz zdejmuje... sandały. Jest to też dowód pokory w obec gościa.

Jeszcze do dziś Murzyni pewnych szczepów przy powitaniu rzucają się na ziem ię na brzuch lub na wznak, co nie jest powitaniem wygodnym. Za to niespodziankę mógłby wam spra­

w ić mieszkaniec Ugandy, który pozdrowi was kwicząc kilka­

krotnie. Ma to wyrażać życzenie szczęścia.

Gdzie indziej Murzyni na powitanie krzyczą radośnie lub rytm icznie klaszczą w dłonie. Murzyni ze szczepu Batoka ku­

cają na ziem i, a następnie tarzają się z boku na bok i klepią się po udach.

N a z d ję c iu k s. T. M a jew sk i, p ro b o sz c z p a r a f ii p.w . M iło sierd z ia B oże­

go w W arsz aw ie, W ilcza 31 w o to c z e n iu g r u p y d zieci, kt ó r e w d n iu 15.XI. br, zło ży ły e g z a m in z w y n ik ie m b a rd z o d o b ry m z k a te c h iz m u z a I o k re s r o k u sz k o ln eg o .

(7)

Kochane Słoneczko!

Jestem jeszcze mała, mam 6 lat i 10 miesięcy.

Pozdrawiam „Słonecz­

ko".

Stasia Jesiolowska

Ciekawość

N a p ie rw sz y r z u t o k a tr u d n o n a to p y ta n ie o d p o w ied zieć p ra w id ło ­ wo. W y d a je się n a m je d n a k , że Elż u n ia w czasie n ie o b e c n o śc i m a ­ m u si, w d r a p a ła się n a stó ł k u c h e n ­ n y i tr z y m a ją c się k u rc z o w o sto łu z a g lą d a do lu s te r k a . N ie m o żem y się dziw ić, że E lż u n la je s t cie k a w ą i z a g lą d a do lu s te r k a , p o n ie w a ż je s t m a łą d z ie w c z y n k ą . K ie d y d o ­ ro śn ie , b ę d z ie m o g ła d o syta cie­

szyć się ze sw o je j u ro d y , a le Już...

p rzed d u ż y m lu s tre m .

J . A . M.

NAGRODY DROGĄ LOSO W ANIA ZA „T R E N IN G " OTRZY M U JĄ N iem iec Jó z e f, w ieś B a ż a n ó w k a , p - ta Ja ć m ie rz , p o w . S a n o k , w o j.

R z eszó w ; N ie m ie r P io tr, O b o rn ik i Ś lą sk ie , ul. W ro c ła w s k a 17, I m u d a E d m u n d , K o p a n ica, pow . W o lszty n , w oj. P o z n a ń , P lo n a j M ie czy sław ,

G orz ó w Ś ląski , PI. W olności 2, w o j. O pole.

czy psota?

T

(8)

„BEZPIECZEŃSTWO N A ULICY” (konkurs)

Z a m ie s z c z a m y 7 o d c i n e k n a s z e g o k o n k u r s u — „ B E Z P IE C Z E Ń S T W O N A U LICY".

P r z y jrz y jc ie się d o k ła d n ie w s z y s tk im z n a k o m n a u licy i o p iszcie ic h z n a c z e n ie .

K to w y tr w a le b ęd zie b ra ł u d z ia ł w k o n k u r s ie , te n w eźm ie u d z ia ł w lo so w a n iu n a g ró d rz e c z o w y c h .

I - r o w e r tu r y s ty c z n y I I - p i łk a n o ż n a III — k o m p le t tu r y s ty c z n y

IV - 10 p ię k n y c h i c ie k a w y c h k s ią ż e k o te m a ty c e m ło d z ie ż o w e j.

T e rm in n a d s y ła n ia o d p o w ie d z i — d w a ty g o d n ie od d a ty u k a z a n ia się n u m e r u „ R o d z in y " .

Na k o p e rc ie n a l eży dopisać " UL IC A ",

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kapłan modli się, bierze chleb, pochyla się i wypowiada słowa, które Pan Jezus powiedział podczas Ostatniej Wieczerzy: „Bierzcie i jedzcie to jest Ciało moje” (Mt 26,26b).. W

W niniejszym rozdziale terminu „terapie oparte na dowodach naukowych” używa się na określenie tych rodzajów terapii, które zostały naukowo przetestowane i poddane ocenom

i zapytaj się serduszka niech ci powie jego bicie, że ja kocham cię

Przyszłość ta związana jest, jak się wydaje, z możliwością zachowania idei swoistości ludzkiej świadomości, działania i praktyki (jako jawnych dla samych siebie),

 Jeżeli zdecydujesz się szukać pracy za granicą przez agencję zatrudnienia, dowiedz się, czy ma ona licencję na świadczenie usług z zakresu pośrednictwa

W podpisanym przez kardynała Ratzingera dokumencie Kongrega- cji Nauki Wiary o Kościele pojętym jako komunia artykuł Składu Apostolskiego o komunii świętych przytoczony

M iałem szesn aście

W najbliższym czasie Twoim zdaniem będzie zwrócenie większej uwagi na to, co dobrego jest w Twoim życiu, czego na co dzień nie