• Nie Znaleziono Wyników

Ewolucja i seksualizm roślin w "Sodomie i Gomorze" M. Prousta

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ewolucja i seksualizm roślin w "Sodomie i Gomorze" M. Prousta"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Rina Viers

Ewolucja i seksualizm roślin w

"Sodomie i Gomorze" M. Prousta

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1 (13), 153-161

(2)

153

Ewolucja i seksualizm roślin

w „Sodomie i Gomorze” Marcela Prousta

„Z o c z y w is te j c h y tr o ś c i k w ia tó w w y c ią g n ą łe m

j u ż k o n s e k w e n c je ty c zą c e się n ie ś w ia d o m e j p a rtii lite ra c k ie g o d zie ła

M. P ro u st: W p o szu kiw a n iu straconego czasu. T. IV.

W P o s z u k iw a n iu stra co n eg o cza su o rc h id e a

s y m b o liz u je m iłość fizy c zn ą w e w z a je m n y c h s to s u n k a c h d w u ró ż ­ n y c h p a r: S w a n n a i O d e tty oraiz b a r o n a de Cihairlus i J u p ie n a . M iłość ty c h d w u p a r n ie je s t u c z u c ie m d o sk o n a ły m ; m iło ść S w a n n a je s t zaw sze p rz y ć m io n a w ą tp liw o śc ia m i i zazd ro ścią, to te ż S w a n n o w i n ig d y n ie u d a się zd obyć p sy c h ic z n e j w ła d z y n a d O d e ttą . C h a rlu s a i J u p ie n a łącz y m iło ść in w e r ty tó w — a w ięc m iło ść ja ło w a . S tą d o r y ­ g in a ln e w y ra ż e n ie „k o c h ać k a t le ję ” u ż y w a n e p rz e z S w a n n a za m ia st „k o c h a ć s ię ” i s tą d w iz y ta tr z m ie la u o rc h id e i słu ż ą c a w y tłu m a c z e n iu s to s u n k ó w m ię d z y C h a rlu se m a Jupd en em .

J u ż w sw y c h w c z e sn y c h lis ta c h m ło d y M arcel P ro u s t u ż y w a ł w y r a ­ ż e n ia „ z ry w a ć k w i a t ” z p o d te k s te m h o m o se k su a ln y m . O to co p isał do J a c q u e s ’a B iz e t w io sn ą 1888 ro k u .

„Nie zryw anie tego rozkosznego kwiatu uważam zawsze za rzecz smutną, p o­ nieważ wkrótce nie będziemy go mogli zrywać. A to dlatego, że byłby to już owoc... zakazany. Co prawda twoim zdaniem teraz jest on zatruty (...)” 1

A w liście do D a n ie la Hailevy je s ie n ią teg o sam eg o ro k u :

„Będę ci chętnie m ówił o dwu m istrzach w ykw intnej mądrości, którzy w życiu zryw ali tylko ten kwiat: o Sokratesie I M ontaigne’u. Pozwalali oni bardzo m ło­ dym chłopcom «zabawiać się», aby i ci także poznali odrobinę z każdego ro­ dzaju rzeczy przyjemnych, dając upust nadm iarowi czułości. Nie traktuj mnie jak pederastę, to m i sprawia przykrość. Moralnie próbuję pozostać czystym , sta­ rając się przynajmniej pozostać w ytw ornym ” 2

P r o u s t w y b ie r a rz a d k i k w ia t d la sy m b o liz o w a n ia aiktu m iło sn eg o , w k tó r y m Swamn w y o b ra ż a sob ie m ożliw o ść p o sia d a n ia O d e tty . K w ia t te n j e s t ty m rz a d sz y , że S w a n n m y śli, iż ty lk o on p o z y sk a ł w z g lę d y O d e tty . R zad k o ść te g o k w ia tu je s t ty m w ięk sza, że sp e łn ie n ie p r a g ­ n ie n ia n a s tę p u je p o d łu g im , ro z p a c z liw y m p o s z u k iw a n iu O d e tty w c a ły m m ieście. W sz y stk ie p e r y p e tie teg o p o sz u k iw a n ia są o p isan e i p o z w a la ją n a m w yobraizić sob ie c z ło w ie k a g in ąceg o z p o ż ą d a n ia .

1 M. Proust: Correspondance. T. I: 1880— 1895. Paris 1970, s. 101. 2 Ibidem, s. 121.

(3)

154 T o w sz y s tk o słu ż y p rz y g o to w a n iu n a s do n ad c h o d ząc eg o m o m e n tu , w k tó ry m S w a n n po siąd zie O d e ttę . A le o pisu te j c h w ili w c a le n ie b ę ­ dzie, gdyż, ja k m ó w i s a m a u to r, jesit to m o m e n t ,,w k tó r y m z re s z tą n ie p o s ia d a stię n ic ” 3. N ie a k t s e k s u a ln y je s t w ięc n a jw a ż n ie js z y w s to s u n k a c h O d e tty i S w a n n a , lecz w ła śn ie c a ły ry tu a ł, k tó ry m S w a n n go o tacza, r y tu a ł, k tó r y m a u cz y n ić te n a k t czym ś b a rd z ie j d e lik a tn y m , czuły m , ta je m n ic z y m i eg z o ty c zn y m ta k , ja k k w ia t k a t- lei: ,,że p o sia d a n ie te j k o b ie ty w y ło n i się z sz e ro k ic h p ła tk ó w lila ” (I, s. 303).

T oteż „ p o p ra w ia k a t l e i ” n ie n a le ż y u z n a w a ć ty lk o za w stę p , lecz p rz e c iw n ie n a le ż y u w a ż a ć za sam a k t. U F r e u d a w ro z d z ia le „ S y m ­ bo lizm w e ś n ie ” c z y ta m y :

„Pączki i kw iaty określają organy rozrodcze żeńskie, a w szczególności dzie­ wictwo. Skoro już jesteśm y przy tym tem acie, to przypom nijmy sobie, że pącz­ ki są w łaściw ie organami rozrodczymi roślin” 4.

Je ż e li, w e d łu g F re u d a , k w ia t je s t c e n n y m k w ia te m , to o zn a cza to , iż k o b ie ta d h c ia ła b y , ż e b y m ę ż c z y z n a o ce n ił j a k w iele m u s i o n a za p ła cić za to, że s t a j e się k o b ie tą i m a tk ą 5. O d e tta s tro i się w o rc h id e e i u s i­ łu je w m ó w ić S w an n o w i, że n ie je s t k o b ie tą ła tw ą . P o p ra w ia n ie k a t ­ le i p rz e d s ta w ia a k t m iło sn y w fo rm ie s y m b o lic z n e j. I rz ecz y w iście, je ś li o b s e rw u je się części te g o ry tu a łu , k tó ry m j e s t .„ p o p ra w ia n ie k a t ­ le i” , sp o s trz e g a się, że S w a n n p o s tę p u je z k w ia ta m i ta k ja k m ę ż c z y ­ z n a w m o m e n c ie s p e łn ia n ia a k tu m iło snego , k tó r y s z u k a p o d n ie ty zm y sło w ej w in ty m n y m z a p a c h u k o b ie ty . To b y tłu m a c z y ło , d la c z e ­

go ta k n a le g a , a b y dow ied zieć się cz y k a tle je m a ją z a p a c h czy n ie . S w a n n s ta w ia O d e tc ie ty sią c d ra ż liw y c h p y ta ń :

„Doprawdy, nie robi to pani przykrości? A jeśli je powącham — aby się prze­ konać, czy naprawdę nie pachną — też nie? Nigdy ich nie wąchałem , czy m oż­ na? Niech pani powie szczerze? (...) Wolno spróbować, czy nie pachną bardziej od tam tych?” (I, s. 302—303).

P r o u s t ro z w ija te n sy m b o l aż do końca: p y łe k k w ia tó w o p a d a n a s u k n ię O d e tty i f a k t te n w y d a łb y się n a t u r a l n y i p o z b a w io n y s y m ­ bo liczn eg o zn a czen ia, g d y b y śm y n ie p a m ię ta li, co n a p is a ł P r o u s t w

C zasie o d n a le z io n y m (Le te m p s re tro u v é ):

„Dzieci, które uprawiają m iłość po raz pierwszy, a naw et jeszcze w cześniej, szukają same przyjem ności wyobrażając sobie, że są jak roślina, która nie może rozpylić sw ego pyłku, aby nie umrzeć zaraz po tym ”.

3 M. Proust: W poszukiwaniu straconego czasu. T. I. Tłum. T. Żeleński (Boy). Warszawa 1965, s. 303. Przy w szystkich dalszych cytatach pochodzących z tego wydania w naw iasie podano tom i stronę.

4 S. Freud: Introduction à la psychoanaly,se. Paris ,1969, s. 143. 5 S. Freud: La science des rêves. Paris. 1926.

(4)

155

I w ty m je s t m iło ść S w a n n a do O d e tty — m iłość, k tó r a u m ie ra . B y ła to ep ok a, w k tó re j D a rw in z o sta ł n ie d a w n o p rz e tłu m a c z o n y n a ję z y k fra n c u s k i. M arcel P r o u s t sk w a p liw ie s k o rz y sta ł z jeg o o d k ry ć i o b se rw a c ji, w łą c z a ją c je do sw eg o dzieła, a b y w y tłu m a c z y ć sp o łe­ c z e ń stw u sw ego cz a su h o m o se k su a liz m i a b y się z niego u s p ra w ie d li­ w ić.

P ro u s t u w ie lb ia ł b o ta n ik ę . Z jeg o k o re sp o n d e n c ji d o w ia d u je m y się, iż p ro b o sz cz z Ilie rs w p ro w a d z ił go w ję z y k r o ś lin i, a b y opisać n ie ­

k tó re k w ia ty w sw o im dziele, P r o u s t z a z n a ja m ia ł się z p o d rę c z n i­ k ie m do b o ta n ik i G a sto n a B o n n ie r. P h ilip K o lb (w y d a w ca k o re sp o n ­ d e n c ji P r o u s ta — p rz y p . tłu m .) in fo rm u je n as, że P r o u s t o trz y m a ł d ru g ą n a g ro d ę w k a te g o rii n a u k p rz y ro d n ic z y c h , 3 s ie rp n ia 1883 r o ­

k u , to z n a c z y w w ie k u la t d w u n a stu .

J a k z a u w a ż a J e a n -M a rie P e lt, „ o d k ry c ia w zeszły m w ie k u seksuaiizr- m u i e w o lu c ji ro ś lin z b u rz y ło tr a d y c y jn e p o ję c ia ” 6. I je ż e li P ro u s t cz y n i p a r a le lę m ię d z y za p ło d n ie n ie m o rc h id e i p rz e z tr z m ie la i s to ­ s u n k a m i s e k s u a ln y m i b a ro n a d e C h a rlu s i Jupienai, to n ie je s t to z w y k ła z a b a w a e s te ty c z n a czy n a u k o w a .

To, co w ie m y o sto s u n k a c h łą c z ą c y c h M a rc e la z m a tk ą , pom oże n a m do zro zu m ien ia, ja k p rz y k re z a żen o w an ie m u s ia ł o d czu w ać P ro u s t n a m y śl, że m a tk a m o g ła b y o d k ry ć p ra w d ę o jeg o re la c ja c h h o m o ­ se k s u a ln y c h . W c y to w a n y m ju ż ro z d z ia le S o d o m y i G o m o ry P r o u s t w sp ó łc z u je in w e r ty to m w n a s tę p u ją c y c h słow ach :

„Synowie bez matki, której muszą kłamać całe życie, nawet w chwili gdy jej zam ykają oczy” (IV, s. 24).i

P r o u s t b a rd z o c ie rp ia ł z teg o p o w o d u , że m u s ia ł u k ry w a ć sw e s k ło n ­ n o ści i z p e w n o śc ią s z u k a ł w ró ż n y c h d z ie d z in a c h n a u k i m ożliw ości z n a le z ie n ia o dpow iedzi, u w a ln ia ją c e j go od o d ra ż a ją c e g o w oczach sp o łe c z e ń stw a o d iu m . W te j epoce, w s to s u n k u d o lu d z i o d b ie g a ją ­ cy c h od n o rm y o b s e rw u je m y w z ro s t u p rz e d z e ń zd e cy d o w a n ie d ro b - n o m iesza zań sk ich . „W ro k u 1900 lin w e rty tó w t r a k t u j e się ja k z a d żu - m io n y ch , a ro z w ie d z io n y c h ja k tr ę d o w a ty c h ” , p isze P a u l M o ra n d 7. L ecz m iłość P r o u s ta d o k w ia tó w , p o d o b n ie ja k je g o z a in te re s o w a n ie u b io re m k o b iecy m , to, a ż do n a jd ro b n ie js z y c h d e ta li, sy m p to m y teg o , co o n n a z y w a ł „ n a tu r ą o s o b liw ą ” , a co sp o łe c z e ń stw o n a z w a ło „ c h o ­ r o b ą ” .

P r o u s t sądził, że w y tłu m a c z e n ie z ja w is k a h o m o se k s u a liz m u zn a le źć m o ż n a w d a rw in o w sk ic h tr a k ta ta c h p rz y ro d n ic z y c h . J e ż e li je d n a k szło o sto so w an ie t e z D a rw in a , to z g ó ry u s u w a ł się od za rz u tó w , k tó r e m o g lib y w y s u n ą ć p o d je g o a d re s e m p rz y ro d n ic y . B y ł o stro żn y ; w n a w ia sa c h ro b ił ta k ie n a p rz y k ła d (zastrzeżenie:

6 J. M. Pelt: Évolution et sexualité des plantes, s. 17. 7 P. Morand: 1900. Paris 10(12.

(5)

„Proste zastawienie opatrznościowych trafów różnego rodzaju i bez najm niej­ szej pretensji naukowej kojarzenia pew nych praw botaniki oraz tego, co cza­ sem nazywają — bardzo źle — hom oseksualizm em ” (IV, s. 14).

P o m im o to P ro u s t tw on zy ca łą p ie rw s z ą część S o d o m y i G o m o ry na zasad zie p a r a le li m ię d z y wiiizytą trz m ie la u o rc h id e i a w iz y tą b a ro ­ n a d e C h a rlu s u J u p ie n a . N a r r a to r k r y je się za o k ie n n ic a m i d o k ła d ­ n ie ta k , ja k p rz y ro d n ik w ś ró d ro ślin , a b y o b serw o w ać ru c h ow ad ó w d o k o ła k w ia tó w n ie p rz e s z k a d z a ją c im w cz y n n o ściach n a jb a r d z ie j in ty m n y c h . P ro u s t, z d u ż ą zrę c z n o śc ią i w ied z ą zgoła najukow ą, p o - kaizuje n a m je d n o ro d n o ść ty c h d w u za c h o w a ń : lu d zk ieg o i ro ślin n e ­ go. P ra w d ę m ó w iąc n ie m a je d n a k rz e c z y w is te j p a r a le li w ty c h ob u scen ach . To n a to m ia s t, co się d z ie je m ię d z y d w o m a m ężczy znam i, je s t k o m e n to w a n e i w y ja ś n ia n e p rz e z b a rd z o u n a u k o w io n e p o jęcia b o tan icz n e. W izy ta trz m ie la u o rc h id e i m a b y ć tłe m s c e n y o p is u ją c e j m iłość h o m o se k su a ln ą . L ecz z a m ia st o p isu sc e n y m ię d z y trz m ie le m a o rc h id e ą to w ła śn ie s c e n a m ię d z y d w o m a m ężc zy zn a m i p rz y c ią g a ciek aw o ść n a r r a t o r a i o d w ra c a je g o u w a g ę o d o rc h id e i. R ozdział k o ń cz y siię u b o le w a n ie m M arcela, że n ie m ó g ł b y ć św ia d k ie m ta m te j p ie rw sz e j sceny :

„Byłem w rozpaczy, że pochłonięty sparzeniem się Jupiena z Charlusem, stra­ ciłem może widok zapłodnienia kwiatu przez bąka” (IV, s. 45).

J e d n a k g d y w c e lu p o d g lą d a n ia C h a rlu s a i J u p ie n a n a r r a t o r p rz y ­ b ie ra positawę n a u k o w c a , o b ja w ia n ie ty lk o in te n c je biologa^ leoz k ie ru je n im ta k ż e n ie z d ro w a ciekaw ość, i p rz y p o m in a so b ie m o m e n t, g d y u k r y ł się w p o d o b n y c h ok oliczn o ściach , a b y o b se rw o w a ć sce­ n ę m ięd zy d w ie m a k o b ie ta m i, p a n n ą V initeuil i je j p rz y ja c ió łk ą , cho­ w a ją c się za k rz a k a m i, k tó r e z a s ła n ia ły okno. R óżnica w za c h o w a n iu się n a r r a to r a po dczas sc e n y p ie rw s z e j i d ru g ie j tłu m a c z y się p rz e d e w sz y stk im jeg o w ie k ie m o ra z w ię k sz y m d o św ia d c z e n ie m s e k s u a l­ n y m . N a dodaitek jeg o w ied z a n a u k o w a p o z w a la m u teraiz p r z y p a tr y ­ w ać się ja k o „ b o ta n ik o w i m o ra ln e m u ” lu b „ h e rb o ry ś c ie lu d z k ie m u ” (IV, s. 41).

Je g o sposób o b se rw o w a n ia sp o łe c z e ń stw a je s t p o d o b n y do sposobu o b s e rw o w a n ia n a tu ra lisity i pozw aila n a m u cz e stn ic z y ć w jeg o n ie ­ o c z e k iw a n y c h sp o strz e ż e n ia c h g o d n y c h u w a g K a fk i z n o w e li P r z e ­

m iana:

„Zupełnie jakbym za dydaktycznymi szybami gabinetu zoologicznego oglądał na przykładach, czym stać się może owad najiszybszy w ruchach i najbardziej określony w charakterze — i nie m ogłem wobec tej miękkiej poczwarki bar­ dziej dygoczącej niż ruchliwej doznawać uczuć takich, jakie zw ykł budzić kiedyś we mnie pan d’Argencourt” (VII, tłum. J. Rogoziński, s. 310).

T e ra z w y ja ś n im y te rm in y b o ta n ic z n e u ż y w a n e p rz e z P ro u s ta , z a ­ c z e rp n ię te z k s ią ż e k D a rw in a , k tó r e c z y ta ł i k tó ry m i p o słu g iw a ł się

(6)

157

z c a łą p e w n o śc ią . K sią ż k i D a rw in a p o m o g ły n a m w z ro z u m ie n iu b a r ­ dzo lic z n y c h a lu z ji P r o u s ta d o ty c z ą c y c h d z ie d z in y ro ś lin 8.

W r a c a ją c do s c e n y m ię d z y C h a rle s e m a J u p ie n e m : a u to r a do n a d ­ m ie rn e g o p o p is y w a n ia się sw ą w ied z ą w d zied z in ie ro ślin n e g o s e k ­ su a liz m u p o p y c h a je g o k u lt e s te ty k i, k t ó r y p o z w a la n a m u c z e s tn i­ czyć w p ro u s to w s k ie j w iz ji P ię k n a : „Z c h w ilą g d y m s p o jrz a ł n a ow o s p o tk a n ie z teg o p u n k tu w id z e n ia , w sz y stk o m i się w n im w y d a w a ło n a sy c o n e p ię k n e m ” (IV, s. 40).i

S ło w o zaś P ię k n o p o w ra c a w opisie ja k m o ty w p rz e w o d n i.

„Scena ta nie była zresztą w prost komiczna: nacechowana była jakąś dziw no­ ścią lub, jeśli kto w oli, naturalnością, której piękno wciąż rosło. (...) To piękno oglądałem pierwszy raz w osobach barona i Jupiena” (IV, is. 12).

I zn o w u b o ta n ik a p o d su w a m u p ra w o e s te ty k i:

„Natura w ym yśliła najniezw yklejsze chytrości, aby zmusić owady do zapład- niania kw iatów , (...) ale wszystko to wydało mi się nie bardziej cudowne niż istnienie grupy zboczeńców przeznaczonej dla rozkoszy starzejącego się zbo­ czeńca; m ężczyzn, których przyciągają nie w szyscy mężczyźni, ale przez fen o­ m en zgodności i harmonii, dający się porównać z tym, który reguluje zapłod­ nienie u k w iatów o szyjkach trójdzielnych jak L ythru m salicaria — jedynie m ężczyźni o w iele starsi od nich” (IV, s. 40—4*1).

I rz ecz y w iście sc h e m a t z a p ło d n ie n ia L y t h r u m salicaria d a je o b ra z zgodno ści i h a rm o n ii, ta k ja k to w y ra ź n ie p o d k re ś la ł P ro u s t.

R ó w n ież w d a lsz y m ciąg u a u to r o d w o łu je Się do k ró le s tw a ro ślin :

„Przykładem tej grupy (L ythrum salicaria) stał się dla m nie Jupien; przykła­ dem zresztą m niej zdumiewającym od innych, które w szelki herborysta ludzki, w szelki botanik m oralny zdoła zaobserwować mimo ich rzadkości, a których im nastręczy w iotki efeb, w yczekujący zalotów krzepkiego i otyłego pięćdzie- sięciolatka, równie obojętny na zaloty innych młodych ludzi, jak jałow ym i po­ zostają obupłciowe, krótkoszyjkowe kwiaty Primula veris, podczas gdy z ra­ dością przyjm ują pyłek -Primula veris o długiej szyjce”. (IV, s. 41).

O to, co p isa ł D a rw in w ro z d ziale „D y m o rfie z n e ro ś lin y ró ż n o s z y j- k o w e ” :

„Okazy gatunku, którym się zajm ujem y (...) są rozdzielone na dwie serie lub grupy, których nie możemy nazwać rozdzielnopłciowymi, gdyż i jeden, i drugi są abupłciowe, a jednak pod pew nym i względam i są obdarzane seksualnością

8 Chodzà tu o nastçpuj^ce dzriela Darwina: Des différe ntes formes de fleurs

dans les plantes de la m ê m e espèce. Trad. par E. Heckel. Paris 1878; Des effets d e la fécondation croisée et de la fécondation directe dans le règne végétal.

Trad. par E. Heckell. Paris 1877; De la fécondation des orchidées par le,s in ­

(7)

158

odrębną, poniew aż aby być całkow icie płodnymi, w ym agają wzajemnego po­ łączenia” 9.

M arcel P r o u s t b a rd z o d o b rz e ro z u m ia ł k o rz y ść k rz y ż o w a n ia , skoro gdzie in d ziej tłu m a c z y ł n ie b e z p ie c z e ń s tw o sa m o z a p ło d n le n ia .

„Jeżeli w izyta owada, to znaczy przeniesienie pyłku z innego kwiatu, potrzeb­ na jest zazwyczaj do zapłodnienia, to dlatego że sam ozapłodnienie — zapłod­ nienie kwiatu przez siebie sam ego — spowodowałoby, niby m ałżeństwo p o­ wtarzane w jednej i tej samej rodzinie, degenerację 10 i bezpłodność; krzyżowa­ nie natom iast dokonywane przez owady daje następnym pokoleniom tego sa­ m ego gatunku nde znaną ich poprzednikom żywotność. A le ten rozmach może być nadm ierny, gatunek może się rozw ijać przesadnie; w ów czas (...) tak wyjąt­ kowy akt sam ozapłodmenia przychodzi w e w łaściw ym punkcie, aby uregulo­ wać, zahamować, wrócić do normy kw iat, który z niej za bardzo wyszedł”. (IV, s. 9).

Lecz to, co w y ja w ia n a m J e a n -M a rie P e lt n a t e m a t P a n o w a n ia n a d

re g u la c ją u ro d zin (L a m û tr is e d a n s la r é g u la tio n d es naissances, s.

203), je s t jeszc ze b a rd z ie j z a d ziw iając e:

„Orchidea rozwiązała zagadnienie przeludnienia m etodą bezbolesną i skutecz­ ną: zw yrodnieniem nasieniia. U suw a ona noworodki będące w stanie przedem- brionalnym po uprzednim uśpieniu ich w ewnątrz nasienia, przez ich nieodży- wianie. Trzeba stw ierdzić, że ludzkość nie postępuje lepiej, gdy pozwala umie­ rać z głodu — i to bez uśpienia — blisko połowie sw ych dzieci. Oto tragiczna paralela, która ośw ietla zaciekłość natury, przeciwstaw iającej się rozwojowi gatunków zbyt płodnych”.

Co p ra w d a P r o u s t b a rd z o iro n iz u je o p isu ją c osobę d e C h a rlu s a , lecz a n a liz u je szczeg ółow o liczn e sp o so b y z a c h o w a n ia się teg o „ rz a d k ie ­ go o w a d a ” . A u to r cz y n i a lu z ję d o jeg o z a c h o w a n ia się w sto su n k u do n a r r a to r a , g d y b a ro n z a p ra sz a go do sw ego d o m u , g d zie n ie ro b i m u ż a d n e j p ro p o z y c ji, lecz k u w ie lk ie m u z d u m ie n iu M a rc e la — g w a łto w n ą scen ę. O to ja k , o d w o łu ją c się jeszcze r a z do k ró le s tw a ro ślin , a u to r tłu m a c z y to dziiwne zach o w a n ie :

„Co do sam ego pana De Charlus zdałem sobie sprawę w dalszym ciągu, że dla niego istnieją rozm aite rodzaje skojarzenia. Niektóre przez swoją mnogość, przez swoją ledw ie widoczną błyskawiczność, a zwłaszcza przez brak styczności pomiędzy dwoma uczestnikam i bardziej jeszcze przypom inały owe kwiaty za­

9 Ch. Darwin: Des différentes formes de fleurs..., s. 30.

10 Darwin daje nam przykład degeneracji: „Kiedy żadne krzyżowanie z inny­ m i roślinam i tego sam ego szczepu nie m oże się zdarzyć, to znaczy kiedy k w ia­ ty b yły zapłodnione w każdym pokoleniu za pomocą w łasn ego pyłku, ich k o ­ lor w pokoleniu ostatnim staje się jednolity (Darwin: Des effets de la fécon­

(8)

159

płodnione gdzieś w ogrodzie przez pyłek sąsiedniego kwiatu, którego nie dotkną nigdy (...) zaspokojenie nastąpiło dzięki gw ałtow nem u wybuchowi, jakim baron bryznął w tw arz gościa, jak niektóre kw iaty, dzięki specjalnej sprężynce, skrapiają na odległość owada, czyniąc go nieświadom ie sw ym zdumionym part­ nerem ” (IV, s. 4)1— 42):

W ro z d z ia le „ C a ta s é tid é e s ” sw o jej k sią ż k i D e la fé c o n d a tio n des o r ­

ch idées... (s. 206) D a rw in tłu m a c z y te n p ro c e s w n a s tę p u ją c y sposób:

„Kiedy zdarzy się, że pew ne określone punkty kw iatu zostają dotknięte przez

owada, pyłkow nia zastaje wyrzucona jak strzała, która zam iast lotki m a

bardzo lepkie zgrubienie. Owad podrażniony przesz nagłe uderzenie lub nasy­ cany nektarem odlatuje i spada w cześniej czy później na kw iat żeński; tam

przybiera znow u pozycję, którą m iał w m om encie uderzenia, zakończenie

strzałki napełnione pyłkiem wprowadzone zostaje w e w głębienie znamienia

i pyłek przyczepia się do kleistej jego powierzchni. Jest to jedyny sposób, przy pomocy którego są zapładniiane przynajm niej trzy gatunki C atasetu m ”.

A b y u z u p e łn ić a n a liz ę z a c h o w a n ia s e k s u a ln e g o b a ro n a d e C h a rlu s , M a rc e l P r o u s t w y m ie n ia jeszcze trz e c i sposób z a p ło d n ie n ia — za­ p ło d n ie n ie sz tu cz n e.

„Jak tyle istot zw ierzęcego i roślinnego królestwa, jak roślina, która produ­ kow ałaby w anilię, ale która, dlatego że organ m ęski oddzielony jest w niej cienką ścianką od organu żeńskiego, pozostaje jałow a (o ile kolibry lub p ew ­ ne pszczółki nie przeniosą pyłku z jednego kw iatu na drugi lub o ile człowiek nie zapłodni ich sztucznie), tak pan de Charlus (...) był z ow ych mężczyzn, któ­ rych można nazw ać wyjątkowym i, ponieważ, choćby byli bardzo liczni, zado­ w olenie ich potrzeb płciow ych — tak łatw e u innych ludzi — zależy od zbiegu zbyt w ielu i zbyt trudnych do spotkania w arunków ” (IV, s. 39).

A le n a jb a r d z ie j z a sta n a w ia rz ecz n a s tę p u ją c a : k ie d y P r o u s t ro b i u w a g ę w n aw ia sie , u w a g a t a p o d o b n ie ja k w sz y s tk ie in n e ta m u m ieszczo n e, n ie je s t d ru g o r z ę d n ą lu b p o z b a w io n ą zn aczen ia, lecz p rz e c iw n ie , w y ja ś n ia o n a je d e n z n a jg łę b s z y c h e le m e n tó w d zieła. O to co P ro u s t p isz e m ó w iąc o p a n u de C h a rlu s :

„(tutaj słow o «zapłodnienie» trzeba brać w sensie moralnym, skoro w sensie fizycznym połączenie sam ca z samcem jest jałowe; ale nie jest obojętne, aby dany osobnik m ógł znaleźć jedyną rozkosz do jakiej kosztowania jest zdolny, i aby «na tym padole» w szelka istota m ogła użyczyć komuś «swojej m elodii,

sw ego płomienia lub sw ego zapachu») (IV, s. 39).

T a u w a g a u z u p e łn ia p o p rz e d n ią 1 ja k tam -ta je s t ró w n ie ż z a m k n ię ta w n a w ia sie (a n a liz o w a liśm y ją p o w y ż e j); w u w a d z e te j a u to r s ta r a się u siln ie , a b y ś m y w ow o n a u k o w e p o ró w n a n ie d w ó c h dziedzin, ro ś lin n e j i lu d z k ie j, tłu m a c z ą c e h o m o se k s u a liz m n ie w ie rz y li. K ie d y m ów i, że sło w o h o m o se k su a liz m j e s t n ie a d e k w a tn e d la o k re ś le n ia t e ­ go ro d z a ju sitosunków , ro b i n ie w ą tp liw ie a lu z ję do sw eg o sp oso bu

(9)

■widzenia rzeczy . P r o u s t m ó w iąc o „ c u d zie n a jw s p a n ia ls z y m ” w id zi sto s u n k i m ię d z y e s te ta m i, o b d a ro w u ją c y m i się m u z y k ą , ja k s k rz y p e k M orel, lu b z a p a c h e m ja k kwliait o fia r u ją c y go o w adow i.

Wniosek

P o s ta w a P r o u s ta w slto su nk u do scen y , k tó ra u k a z u je się jeg o oczom , i d o h o m o se k su a liz m u w og óln ości, n ie je s t p o sta w ą u n ik a ln ą . C zasem a n a liz u je ją n a u k o w o i u s iln ie — o dw o ­ łu ją c się d o p rz y ro d y — s t a r a się p o k a z a ć n a m je j n a jp ię k n ie js z e a s p e k ty , a cz asem iro n iz u je ii w te d y p o ró w n a n ie C h a rlu s a z trz m ie ­ le m b u d z i u śm iech . C zasem u d rę c z o n y c ie rp ie n ia m i, k tó r e o d cz u w a strz e g ą c 'ta je m n ic y s w y c h u k r y ty c h sk ło n n o śc i p rz e d m aitką, p o ró w ­ n u j e in w erty ttó w do p rz e ś la d o w a n y c h p rz e z sp o łe c z e ń stw o Ż y d ó w

(p o ró w n a n ie to d a w a ł ju ż z re s z tą w ro z d z ia le „ P r z e k lę ta r a s a ” szk i­ c u P r z e c iw k o S a in te -B e u v e ’ow i).

I ro n ia P r o u s ta o d n o sząca się do m iło sn e g o za c h o w a n ia d w u p a r tn e ­ ró w i p o ró w n u ją c a je d o z a c h o w a n ia się o w a d a i k w ia tu je s t iro n ią 0 o s trz u p o d w ó jn y m . Z je d n e j s tr o n y p o d k re ś la o n sw ą p o g a rd ę d la is to ty lu d z k ie j, k tó r a niie p o tr a f i w z n ie ść slię p o n a d sw ó j s t a n o w a ­ d z i — i to s p o strz e ż e n ie P ro u s ta jeslt w d u c h u G o b in ea u , k tó r y w s w y m ro m a n sie p t. P le ja d y k la s y fik u je ra sy , p o ró w n u ją c je do o w a ­ d ów . Z d ru g ie j s tr o n y P ro u s t z n a jd u je w n a tu r z e p rz y k ła d y P ię k n a 1 cu d ó w n a d z w y c z a jn y c h , k tó r e ja k d w a m o ty w y p rz e w o d n ie to w a ­ rz y sz ą o p iso w i s c e n y m ię d z y C h a rlu s e m a J u p ie n e m . N iek o ń c ząc e

się o cz e k iw a n ie o rc h id e i je s t p o d o b n e do c z e k a n ia i n w e r ty t y n a p a r t ­ n e ra . P rz e z to b o lesn e o cz ek iw an ie n a k o c h a n k a C h a rlu s j esit p o w ią ­ z a n y z g łę b o k ą i o ry g in a ln ą k o n c e p c ją m iłości, ja k ą M a rc e l P ro u s t ilu s tr u je p r z y p o m o cy sw y c h ró ż n o ro d n y c h b o h a te ró w .

P ro u s t m a ją c to c u d o w n e w y c zu cie ży cia ro ślin , k t ó r e z a w ie ra w sobie p rz y k ła d y ży cia lu d zi, p o ró w n u je cz ło w ie k a d o o rc h id e i z a - p ła d n ia n e j p r z e z trz m ie la . I czyż J e a n -M a rie P e lt m y ś li ró w n ie ż o P ro u śc ie , k ie d y pisze:

„Porównanie człowieka do orchidei — to chw ytanie żyoia w jego toku n aj­ szerszym, najbardziej aktywnym , skoro reprezentuje on najnowsze grupy kró­ lestw a roślin i zwierząt, to jest również odkrywanie — poza zew nętrznym i a s­ pektam i — zasadniczej jedności życda i istotnej solidarności w szystkich istot żyjących” il.

C zy ż n ie tr z e b a sz u k a ć ź ró d ła teg o p rz e c z u c ia w d z ie le M a e te rlin c k a

In te lig e n c ja k w ia tó w ? I rzeczy w iście, M a e te rlin c k — a b y w y ja ś n ić

„z a p ło d n ie n ie ro ś lin n e ” — u ż y w a te r m in ó w u cz u cio w y ch :

(10)

161

„Gra pręcików i słupków, urok zapachów, w ołanie harm onijnych i żyw ych k o­ lorów, w ytw arzanie nektaru bezużytecznego kwiatom i produkowanego tylko po to, aby zwabić i zatrzymać obcego oswobodziciela, wysłannika m iłości — pszczołę, trzmiela, muchę, motyla, ćmę — który ma mu przynieść pocałunek dalekiego, niewidocznego, nieruchomego kochanka...” 12.

A o to ja k z k o le i P ro u s t o p is u je o c z e k iw a n ie k w ia tu :

„Zadawałem sobie pytanie, czy nieprawdopodobny owad zjawi się opatrznościo­ w ym trafem, aby odwiedzić gotowy na jego przyjęcie samotny słupek. (...) o ale cud m iałby się zdarzyć — beznadziejnego prawie przybycia (poprzez tyle przeszkód, odległości, utrudnień, niebezpieczeństw) owada wysłanego z tak daleka w ambasadzie do dziewicy od dawna w yczekującej na daremnie. W ie­ działem, że to w yczekiw anie nie jest całkow icie bierne, tak samo jak u m ęsk ie­ go kwiatu, którego pręciki obróciły się samorzutnie, iżby owad mógł łatwiej przyjąć ich pyłek, tak samo znajdujący się tutaj żeński kwiat, w razie gdyby owad przybył, w ygiąłby zalotnie sw oje słupki i, aby ów owad lepiej mógł weń w niknąć, zrobiłby doń nieznacznie — niby obłudna, lecz nam iętna dziew ­ czyna — pół drogi”. (IV, s. 8—9).

L ecz n a z y w a ją c się „ b o ta n ik ie m m o ra ln y m ” lu b „ h e rb o ry s tą lu d z ­ k im ” P r o u s t je s t jeszcze d a le k o o d w y ja w ie n ia n a m w S o d o m ie i G o­

m o rze k o n s e k w e n c ji w y p ły w a ją c y c h z n ie u św ia d o m io n e j p a r ti i jeg o

d z ie ła lite ra c k ie g o , a k tó r e w y c ią g n ą ł z p rz e b ie g ło śc i k w ia tó w . Z ro b i to d o p ie ro w C zasie o d n a le zio n y m :

Aż do tego w ięc dnia całe moje życie m ogłoby i nie m ogłoby streścić się w ty ­ tule: Powołanie. Nie mogłoby w tym sensie, że literatura nie odegrała w moim życiu żadnej roli. Mogłoby pod tym względem , że to życie, wspom nienia jego sm utków, radości tworzyły zapas podobny owemu białku umieszczonemu w komórce jajowej roślin, skąd roślina czerpie pokarm, by przekształcić się w ziarno, w owym czasie kiedy nic jeszcze nie wiadomo, iż embrion jej się roz­ wija, a jest on przecież m iejscem , gdzie zachodzą zjaw iska chem iczne i odde­ chowe, utajone, lecz nader aktywne. Tak w ięc życie moje kojarzyło się z tym, co sprowadziłoby na nie dojrzałość” (VII, s. 280).

W y n ik a z tego, że jego w iz ja b o ta n ik a je s t ró w n o c ześn ie w iz ją ze­ w n ę tr z n ą i w e w n ę trz n ą . B a ń iz ie j n iż o b se rw a c ja , P ro u s to w s k ie zro ­ zu m ie n ie ży cia ro ślin z d a je się w y p ły w a ć z poczucia, że ży ł i tw o rz y ł n a lich sposób.

O s ta tn ie p u b lik a c je n a te m a t d ziw n e g o ży c ia k w ia tó w , u ja w n iły n a m jeszc ze raiz u n iw e r s a ln y g e n iu sz P ro u s ta , k tó r y u m ia ł s k o rz y sta ć z o d k ry ć D a rw in a z t y m sa m y m e n tu z ja z m e m , z k tó r y m c z y ta m y d z i­ siaj ś w ie tn ą p ra c ę J e a n -M a rie P e lta .

Rina Viers.

Tłumaczyli: Danielle Sim on-R eczyńska, Józef Opalski 12 M. Maeterlinck: Uintelligence des fleurs. Paris 1907.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jakie jest prawdopodobieństwo, że suma dwóch na chybił trafił wybranych liczb dodatnich, z których każda jest nie większa od jedności, jest nie większa od jedności, a ich

Stąd procesy mające dostęp do tego samego systemu plików mogą się komunikować przez pliki FIFO. Operacje zapisu odczytu do / z pliku FIFO są

type Łańcuch określający typ łącza ”r” do odczytu ”w” do zapisu Funkcja tworzy nowy proces, nowe łącze i w kontekście nowego procesu wywołuje shell przekazując mu

o udzielenie pozwolenia/zgłoszenia robót niewymagających pozwolenia do dnia 20.11.2019 r. a-f, nastąpi w siedzibie Zamawiającego w terminie 14 dni, licząc od daty

Zadania do omówienia na ćwiczeniach we wtorek 20.02.2018 (grupa 1 LUX) i ewZ. Obliczyć

Należy umieć wskazać zadania, które sprawiły najwięcej

sin(mx) · cos(nx) dx w zależności od parametrów całkowitych dodatnich m,

Miasto Kraków ze swoim okręgiem ogłoszone będzie na wieczne czasy miastem wolnym, niepodległym i Ściśle neutralnym pod opieką Rosji, Austrii i Prus. Jakie terytoria byłego