• Nie Znaleziono Wyników

Tak polskie były Sulajki

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tak polskie były Sulajki"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Krystyna Pisarkowa

Tak polskie były Sulajki

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4-5 (28-29), 274-280

(2)

274

o rozm aitych porażkach — powieść w p ły w a na ostrość w artościu­ jących sądów Siikósda i to zjaw isko n ależy uznać za je j zwycięstwo. D latego też nie trzeb a tak bardzo jej bronić — sw y m istnieniem

sam a się uzasadnia n ajlep iej.

Anna Martuszewska

T a k p o ls k i e b y ł y S u l a j k i

W S u la jk a c h je s t cy rk. N a aren ie c y rk u ciem ­ ny, półnagi typ. S taje, przeciąga się, o tw iera szk atu łk ę. Co w niej jest? Co by mogło być? Noże! D ługie, ostre, niebezpieczne. T yp przy w ołu je A nitę S ieb u k at, u staw ia ją pod ścianą i zaczyna ob rzu­ cać nożami. Bogu dzięki — w szystkie chybiają! W idzow ie w ydają tłum ione odgłosy przerażenia, ale jed en, ogrom ny ry b a k W alenty Copek zryw a się z ław y, w kracza na aren ę, podchodzi do m iotacza noży i mówi:

„«Ta kobiecinka potrafiła na nasze powitanie znaleźć m iłe słow a. Dlaczego u jasnej cholery rzucasz w nią nożami? Co? Jeszcze jeden rzut i ... ja się z tobą rozprawię. Bo u nas nie ma zwyczaju, żeby rzucać nożem do ludzi. Dobrze mówię?»

«Dobrze!» — poszedł pomruk po w idow ni”.

A nita Siebukat, w łaścicielka w ędrow nego cy rk u opanow ała sytuację. N u m er z nożam i p rzerw ano. M iotacza noży zastąpił p restid ig itato r. Jego sztuka p rzyniosła m u ogrom ny aplauz. Zachęcony powodze­ niem p rzy stąp ił na sam k ra j a re n y , sięgnął za kam izelkę w u ja S ta ­ nisław a G iergula i w yciągnął sta m tą d białego królika.

W idow ni odjęło mowę, a w u je k — słowo ho noru — zaczął po kolei zdejm ow ać różne części g ardero by w nadziei, że znajdzie następn e króliki.

C yrk później om ijał m iejscowość, w k tó re j się z d arzy ły opisane w yżej i inne w ypadki. D zieją się one w w ym yślonej wiosce m az u r­ skiej. Je j m ieszkańców cechuje „po pierw sze coś, co p sy c h ia tria n a ­ zyw a niskim progiem inteligencji, a co n ap ra w d ę znaczy: in telig en ­ cja nie pojęta dla o b serw atora z zew nątrz. Po dru gie cechuje ich to, że m ają duszę. A z kolei do cech ow ej duszy należą błyskaw icz­ n y sp ry t, klockow ata podstępność, ró w nie ciężka, niedźw iedziow ata tkliw ość i w zru szająca cierpliw ość” .

W ioskę w y m y ślił S iegfried LenzJ^ zachodnioniem iecki pisarz, którego ‘ S. Lenz: So zärtlich w a r Sulajken (tak tk liw e b yły Sulajki). Wyd. I. Ham­ burg 1955 Hoffman u. Campe. Wyd. II 1975. Cytuję za wyd. II.

(3)

275 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y

książki m iesiącam i tkw ią na pierw szych m iejscach list bestsellerów . U n iw ersy tet w H am b u rg u czci Len za w 1976 r. d oktoratem hono­

ris causa. C zytelnik polski zna Lenza z p rze k ład u słynn ej powieści L ekcja niem ieckiego 2 i in n ej: Całe m iasto m ó w i 3.

W ym yślona w ioska nazyw a się S u lajk i. P o zn ajem y ją w książeczce składającej się z dw udziestu „pow iastek m azu rsk ich ” . S u la jk i leżą na połudn iu P ru s W schodnich, m iędzy bag nam i i piaszczystym pustkow iem , m iędzy u k ry ty m i w lasach jezioram i. Z am ieszkują je ludzie z kości i k rw i m ieszanej. J e s t to k re w „p rusk o -p o lsk o -b ran - d e n b u rsk o -ro sy jsk a” . K siążka je st „w yznaniem m iłosnym i dow cip­ nym hołdem dla ziem i i jej m ieszkańców ” , k tó rz y ży ją w w y obraź­ ni, ale i w pam ięci pisarza. Nie w szystko bow iem je st w ty m zbio­ rze pow iastek zm yślone. K siążeczka je s t — m im ochodem w yzna­ ny m — św iadectw em p raw d y o polskości okolic E łk u i Olecka. P raw d a ta przeb ija w a rstw ę językow ą te k stu niem ieckiego o ryginału i bije w oczy raz jako zbiór nazw isk i nazw m iejscow ych w ym yślo­ nych, stylizow anych, ale i nierzadko a u ten ty czn y ch , choć cytow a­ nych z pam ięci lu b podpow iadanych przez w yczucie językow e cu­ dzoziemca. N azw ty ch nie znajd ziem y n a m apach niem ieckich, ale n iek tó re z nich z n a jd u ją się w in deksach nazw przem ianow anych. Np. „O lecko” — „O letzko” w g a tla su V elhag en a-K lasinga 4 p rzem ia­ now ane n a „H erzogshöhe” ; „ S y b a” („S zyba”) — „ S y b b a” przem iano­ w ane na „W ald en ’^ F ik c y jn e , stylizow ane: „W szscinsk” .

„Przeżycie to przedziwne zdarzyło się moim krewnym w spokojnym miejscu targowym poniżej Narwi, nazywanym «Wszscinsk», co u nas może n iejed­ nemu połam ać język, ale po polsku brzmi niezw ykle m elodyjnie” (s. 61). K rew n i n a rra to ra z a trzy m u ją się w gospodzie „T chicha W oda” . O tw arcie ko lejk i w ąskotorow ej (s. 139) odbyw a się u podnóża w znie­ sienia nazyw anego „G oronzä G ora” 5. T rasa kolejk i biegnie od S u la- jek przez „Schissom ir” , „S y b b ę” , „B orsch” (pew nie „barszcz”), i „S uno w k en ” . P ostaci noszą dźw ięczne im iona i nazw iska, np. „Bon- dzio” , „S tan islau s S k rrb ik ” (pew nie „ S k a rb e k ” ), „B ogdan” , „P lew ” , „ Jag ie lk a ”, „Z ap p k a” (pew nie „C apk a” , „C zapka”), „ G rieg u ll” („G ry- g u l”, „ G ie rg u l” , „G ierg u ł” ?), „ K u k iełk a” , „D ziobek” , „S todollik” , „Joseph J e n d ritz k i” , „Jadw iga Płock” , „Jadw iga T rczk” (pew nie „T raczyk”), „Adam A rb atzk i” .

2 Czytelnik 1971. s Czytelnik 1965.

4 Velhagen u. Klasings Grösser Volksatlas. Bielefeld u. Leipzig 1940, s. 135—

136 (Änderungen von Ortsn amen in Ostpreussen).

5 Tak (ä) słyszy i zapisuje Kazimierz N itsch „dawne a ” na w schodniej gra­ nicy Prus, por. D ialekty polskie Prus Wschodnich. W: W ybór pism polo­

(4)

276

D rugie przebicie dostrzegam y w sty lizacji składniow ej. Sklejone ze strzępów dziecięcych w spom nień Lenza, urodzonego w E łku w 1926 r., postaci opow iastek, a n a w e t i n a rra to r m ów ią i m yślą zdaniam i nie­ m ieckim i zbudow anym i nierzadko po polsku. G dyby się Lenz tego dziw nego języka w dzieciństw ie rzeczyw iście nie nasłu chał, nie b y ł­ by go w ym yślił. P rz y k ła d ó w takiej obcej niem czyźnie składni pol­ skiej znajdziem y w S u lajk ach kilka ty p ó w .jW każd ym razie na ty le dużo, żeby w nich w idzieć przedziw ne połączenie zacytow anej obcej ,,k o m p etencji” , u ry w k i langue (polszczyzny) w polskich schem atach zdaniow ych w ypełn io n y ch w k o n k retn y m akcie parole niem ieckim i leksem am i. Oto p rzy k ła d y s tru k tu r polskich:

1. Szyk orzeczenia podrzędnego w w ypow iedzeniu złożonym tuż po podm iocie zam iast na końcu zdania podrzędnego

„Amerika ist geworden unser Nachbar, w eil (...) wir gebaut haben unsere neue Kleinbahn” (s. 144).

„Ameryka stała się naszym sąsiadem, bo (...) zbudowaliśm y naszą nową w ąskotorówkę”.

„«Wo», sagte er «gibt es Hasen, die zu leben pflegen unter der Weste eines Herrn?»” (s. 112).

„Gdzie — rzekł — są takie zające, które mają zwyczaj bytować pod kam i­ zelką m ężczyzny?”.

„(...) W eil man zu sagen pflegt, dass die Wahrheit ist unbestechlich, w ollen W’ir sie entscheiden lassen” (s. 121).

„Ponieważ się mawia, że prawda jest nieprzekupna, pozwólm y jej rozstrzy­ gać”.

2. W przykładzie o statnim , gdzie orzeczenie p odrzędne nie m a do­ pełn ien ia an i określników okolicznikowych, k tó re by należało w su­ nąć m iędzy nie a podm iot, sygnałem podrzędności je s t zm iana szyku członów orzeczenia złożonego: zam iast „ist u n b estech lich ” — „u n b e­ stechlich ist” . Szyk elem entów orzeczenia złożonego, ta k c h a ra k te ry ­ stycznego dla języków bezaspektow ych, u zup ełn iający ch b rak asp ek ­ tu licznym i w a ria n tam i czasów złożonych, n astręcza Sulajczanom , ja k w ogóle Polakom i Słow ianom w iele kłopotów . S k u p iają oni cząstki s tru k tu ry p ery frasty cznej np. czasu teraźniejszego dokona­ nego, przeszłego dokonanego, przyszłego, orzeczeń nacechow anych m odalnie w jed n y m ciągu, na w szelki w ypadek, aby się nie pogu­ biły:

„Wir sind gew orden Nachbarn” (s. 144) — „staliśm y się sąsiadam i”, zam iast je zgodnie z regułą gram atyki niemieckiej rozbić: w ir sind Nachbarn g e w o r­

den.

„Denn kaum w a r verflossen die übliche Zeit, als...” (s. 104) — „ledw ie u p ły­ nął odpowiedni czas” zam iast kaum w ar die ... Zeit verflossen ;

„Das Häschen hat g ew ohn t unter meiner W este” (s. 112) — „zajączek m ieszkał pod moją kam izelką” zam iast ... hat unter m einer W este gewohnt;

(5)

277 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y

„Wer hat schon gehabt die M öglichkeit” (s. 143) — „któż zresztą m iał m oż­ ność” zam iast ... hat schon die M öglichkeit gehabt;

,,Wenn w ir es melden, man w ird untersuchen das Tantchen” (s. 72 — „jeśli zgłosimy, zbadają cioteczkę” zamiast m an w ird das Tantchen untersuchen ; „Das Kind muss haben einen N am en” (s. 145) — „dziecko m usi m ieć im ię” zam iast ... muss einen Namen haben.

3. D odatkow ym i polonizm am i składniow ym i są in n e zakłócenia szy­ ku, k tó re z ilu stru ję kilkom a p rzy k ład am i bez w d aw ania się w a n a ­ lizy g ram atyczne. Na przykład: H e n ry k K łębiś, z a p y ta n y przez w i­ z y tato ra, ja k się przygotow uje do egzam inu, odpow iada:

„Mein Vater hat schon zu m Räuchern gegeben den Schinken für die Prüfung. Er wird ihn aushändigen dem Herrn Lehrer zur rechten Zeit” (s. 171) — ,,tatuś już dał szynkę do wędzenia za egzamin. On ją w ręczy panu nauczy­ cielow i w e w łaściw ym czasie”;

inny

„Jetzt w ir d auftreten ein Man nam ens Bośniak (...), w er m it ihm ringen

möchte zw ei Minuten” (s. 115) — „teraz w ystąpi mężczyzna nazw iskiem Boś­

niak, kto się z nim chce zmagać przez dwie m inuty”.

4. W języ k u niem ieckim obow iązuje w zasadzie w y rażan ie podm io­ tu zaimkowego, któ ry w polszczyźnie m oże być przem ilczany, do­ m yślny. D om yśleniu się podm iotu, jego osoby (1 czy 3?, a n a w e t rodzaju w czasie przeszłym : „szedł” , „szła” , „szłam ” , „szedłem ” itd.) sp rzy ja w yrazistość fle k sy jn a końców ki osobowej orzeczenia. W S u- lajk ach przenoszą polską sk ładnię p rzem ilczania podm iotu dom yśl­ nego do sk ła d n i niem ieckiej. Na p rzy k ła d b ra k podm iotu trzeciej osoby:

„hereingewogt kam dieser Bośniak, [er] Ging so, dass die Bänke zitterten,

[er] zeigte seine Zähne itd.”. (s. 116) — „wpłynął ów Bośniak. Szedł tak, że

ław ki drżały, pokazywał zęby” ;

„da hinten m eldete sich einer, [er] w a r nur so dünn, dass man ihn einfach übersah” (s. 116) — „z tylu zgłosił się jeden, ale b y ł tak cienki, że się go nie dostrzegało”;

,.Es starb au f einer kleines Reise ins Polnische... m ein Tantchen Arafa, [es albo sie] War ein schwerer, fülliger Mensch, m ein Tantchen, [es albo sie] hatte m ächtige Schultern” (s. 70) — „zmarło w czasie m ałej podróży w «pol­ skie»... m oje ciotczysko. Było ciężkim, pełnym człow iekiem , m oje ciotczysko, m iało potężne bary”.

B rak podm iotu w 2 osobie:

„«Kannst [du]» „sprach er «lesen?»” (s. 220) — „umiesz, m ówił, czytać?” „«Willst

(6)

278

Trzecim wreszcie św iadectw em polskości opisyw anego przez Lenza k ra ju są polonizm y leksy k alne zacytow ane ze św iadom ością ich obcości, ale praw dopodobnie Lenzowi niezrozum iałe, np.:

„Seit Ritterchen hier waren, seit anno Jagello” (s. 208) — „odkąd rycerzy­ ki (Krzyżacy) tu byli, od anno Jagiełło”.

„Du bist noch jung, moja Z onka” (s. 190) — „tyś jeszcze młoda, moja żonko”. W innym opow iadaniu A m adeusz Loch pow iada do sw ojej żony: „«Es ist» sagte er «moja Zonka, ein Mangel aufgetreten von einem Kilochen N ägel»” (s. 155) — „zabrakło, moja żonko, kilka (kilko) gw oździ”.

Treść opow iadania podsuw a m yśl, iż chodzi o kilka gwoździ, co chło­ piec niem iecki (Lenz) o słuchany z polszczyzną, ale jej nie znający, id en ty fik u je jako zd robnienie („to”) „kilko” od rzeczow nika „kilo” . Że takie w łaśnie nie w pełn i zrozum iałe, albo w ręcz nie zrozum iane c y ta ty przechow ał i nieco zdeform ow ał w pam ięci, pokazuje też in ­ n y przykład.

S pójrzm y na n iejasn y zw ro t „pani pron z” w kontekście in te rp re ta ­ cji Lenza:

„In unseren Wäldern beliebte ein Hirsch zu wechseln, des so über die M assen stattlich war, dass man ihn pani pronz nannte w as etw a heisst: Herr S tolz” (s. 237) — „w naszych lasach m iał pew ien jeleń zwyczaj zrzucać rogi, a b ył on tak niezw ykle w spaniały, że się go nazywało pani pronz, co mniej w ięcej znaczy Pan Duma”.

Choć w książce się o ty m nie mówi, po jakiem u „p an i p ro nz” z n a ­ czy „pan d um a” , w iem y, że tłum aczenie to jest błędne. Treść opo­ w iadania o jeleniu , na k tórego polow ali zaw ołani m yśliw i p rzy je zd ­ ni (myślę, że N iem cy „z m ia sta ”), a którego rozm aitym i sposobam i ludność m iejscow a chroniła, narzuca inne w yjaśn ienia. Lenz m ógł tak usłyszeć m ianow nik lu b wołacz liczby m nogiej „p an y ” (do Niemców). Tajem nicze „p ro n z” odczytujem y jako „proc” , „precz” (?), „p rąd z” (?), więc jak o ponaglenie: „P a n y p recz” albo „ P a n y prędzej!” n iestaran n ie w y arty k u ło w an e. W każdym razie je s t to w yrażenie p o lsk ie 6, podobnie ja k polska je s t skład n ia niem czyzny w „egzotycznych” S u lajk ach .

6 Uważam to wyrażenie za polskie przede w szystkim ze w zględu na składnię: w ołacz „Pany!”, co nie w yklucza interpretacji wyrazu „pronz” („pronc”) jako spolszczoną fonetycznie formę rzeczownika niem. „Prinz” — „książę”. D opusz­ czam bowiem m ożliwość, że tak nazywano owego wspaniałego jelenia. P ier­ w otne znaczenie niem ieckiego m usiało jednak być na tyle zatarte, że nie od­ czytał go sam Lenz, który w idzi tu rzekomy polski odpowiednik „duma” niem ieckiego „Stolz”.

(7)

279 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y

N iestety niew iele w iem y o sk ład n i ów czesnej tam te jszy c h dialek­ tów polskich. N iezm ordow any N itsch n asłu ch iw ał ich w praw dzie dw ukrotnie, w 1907 i 1937 r., ale w yznał z żalem , że an i nie był w okolicy Ełku, an i się nie zajm ow ał szczegółowo składnią, n a k tó rą nie starczyło czasu. 'W 1937 r., czyli w ted y , gd y urodzony w E łku Lenz m iał jedenaście lat, N itsch pisał:

„Język polski sięgał niegdyś w Prusiech W schodnich nieco dalej ku północy niż dziś, gdy zasięg jego obejmuje: najbliższą okolicę Iławy, całe powiaty ostródzki i olsztyńsko-południow y kąt powiatu reszelskiego, pow iaty ządz- borski (dziś Nidzickie), lecki (dziś mrągowski) i olecki i oczywiście wszystko od nich na południe. Z w yjątkiem północnego paska nie ma po w siach ca­ łego tego obszaru starszego człowieka, który by po polsku nie um iał i to nieraz lepiej niż po niem iecku” 7.

D ziw nym zbiegiem okoliczności potw ierdza tę nauk ow ą p raw d ę na sw ój sposób tek st literacki. Że to zresztą te k st będący po p ro stu w y ­ razem tęsk n oty za okolicą, nam Polakom zbliżona w „pow iększeniu” litera c k im E dw arda Redlińskiego 8 — to już in n a historia.

N ależy do tej h isto rii ko m p let różnic i podobieństw m iędzy S u la j- kam i a T ap laram i R edlińskiego, po budzają one w y obraźnię nie tylko polonisty, a le i folklo ry sty . Mimo że sty k a się on tu z m a te ria ­ łem w tó rn y m , bo przetw o rzo n y m w edług re g u ł org an izujący ch fik ­ cję literack ą, znajdzie surow iec ró w n ie w y ra z isty ja k w y razista je st w a rstw a językow a tek stu.

Różnice oczywiste, obiektyw ne, leżą w odm ienności czasu. S u la jk i są starsze od T ap laró w nie tylko o tak ą różnicę w ieku, jak a dzieli Lenza od Redlińskiego, ale i o przyspieszenie ch ara k te ry sty c z n e dla rozw oju polskiej w si p ow ojennej. Ś w iat R edlińskiego, choć niby nie określony k o n k retn ie w czasie, je s t now szy, późniejszy, bo m a na sobie ślady d o brodziejstw naniesionych na m apę przez histo rię i ekonom ię Polski L udow ej (np. elek try fik acja).

Różnice stylistyczne, sub iek ty w n e, leżą w niepo ró w nyw aln ej od­ m ienności stopnia „tkliw ości” . K lockow atość T ap laró w rzeźbi R ed- liński dłu tk iem cieniutkim . D ostatecznym p rzy k ład em subtelności w yrazu je s t sam ry su n e k w ą tk u m iłosnego (K azik i K onopielka). K sz tałt m iłości w S u la jk a c h poznajem y w opow iadaniu E ine L iebes­

geschichte. Je j b o h atera, d rw a la Józefa W ald em ara G ryczana (G ritz-

an) spotyka miłość. Nie je s t to „draśn ięcie ch udą strz a łk ą A m ora” . Stosow nie do bran ży , w k tó re j Jó zef „ro bi” , rąb n ie go „ciężka sie­

7 K. Nitsch: J ęz yk polski Pomorza i Prus Wschodnich. W: W y bór pism polo­

nistycznych. T. III. 1954 TMJP, s. 361 (przedr. z: Słow n ik Geograficzny Pań ­ s tw a Polskiego, t. I. Warszawa 1937).

(8)

k iera m iłości” . Je j cios pada, gdy d rw al spostrzega zdrow ą postać dziew czyny schylonej p rzy p ra n iu n a d rzeczką, jej okazałe ram iona i pokaźne kolana.

Podobieństw a zachodzą w w a rstw ie przed język ow ej, w podświado­ mości nie zw erbalizow anej, nie u k ształto w an ej w świadomości. O bej­ m u ją relację m ieszkańców ob u wsi do św iata. D otyczą jego obrazu, ogólnego u k ład u jego isto tn y ch elem entów . W S u la jk a c h i Tapla - ra c h ży ją podobne drzew a. Zdolne do m iłości i nienaw iści. Tkliw e i m ściwe, gdy trzeb a k rzy w d ę zdradzonego, którego uosabiają, pomścić.

Obie w ioski w śród bagien i piachów stoją na tw a rd y m grun cie „ego­ centrycznego” poczucia w spó ln o ty g ru p y , k tó ra się w T aplarach określa p ro stą form ułą: tu te jsi.

„A w y kto, nie polak? Nie. A kto, niemiec? Nie. To może francuz? Nie. Rusin? Nie, nie rusin. Nu to kto? Ja tutejszy. Jaki tu te j s z y ?

A tu tejszy, mówio Domin. Z Bagna” •.

Z tego p u n k tu w idzenia k ażd y, kto nie ży je w T ap larach z dziada pradziada, będzie po p ro stu n ie tu te js z y bez w zględu na to, czy żyje w S ulajkach, W szscinsku czy O lecku — i koniec. D latego w S u la j­ k ach nie pada słowo o polskości Józków , S tanisław ów , Jad w ig i Bog­ danów . Im ono niepotrzebne. W T ap larach p otrzebn e było urzęd n i­ kow i z m iasta, w S u lajk ach Lenzowi. N iniejszym się rzekło.

K r y sty n a Pisarkowa

8 Konopielka. Warszawa 1974 LSW, s. 48.

P o j e d z e n i u

(...) w społeczeństw ie kom u nistyczn ym , w k tó r y m nikt

nie m a wyłą cznego krę gu działania, lecz może się w y k szta łcić w ja k ie jk o lw ie k dowolnej gałęzi działal­ ności, społeczeństw o reguluje ogólną produkcję i przez

Cytaty

Powiązane dokumenty

3 uerorc HecynepeqJruBoro BpaxyBaHHrI croxacru.{Hocri qux.ltivuzx cnrFIaris npu ix ruropQolorivHouy crarucrnqHoMy anarisi Ta rpla crarl4crur{HoMy aHarisi ix

Poprzez precyzyjne i związane z fizycznymi zjawiskami towarzyszącymi rozwojowi pożaru, określenie wymagań i ocenę właściwości ogniowych wyrobów, a następnie

Znajduje najczęściej zastosowanie jako model tendencji rozwojowej (w któ- rym najczęściej występuje tylko jedna zmienna objaśniająca – czas)... 2.2

„Przyczynek do znajomości fauny ską- poszczetów w odnyc h Galicyi" opisuje poraź pierwszy w Galicyi 34 g atun ki ską- poszczetów w odnych, prostując p rzytem

Zmiana znaku R d powoduje odpo- wiednią zmianę znaku delt  i i automatycznie zmiany znaków Q,M; czyli wystarczy jeden raz przeliczyć przypadek górniczy (rys3. Ponieważ P

tem świat zmienił się tak, że metaświat skonceptualizowany przez Wallersteina nie jest już dziś wystarczającym punktem odniesienia. Joanna

tym bardziej warto±ci zmiennej koncentruj¡ si¦

Jaki warunek geometryczny charakteryzuje punkty krzywej eliptycznej rz¸edu 2, rz¸edu