6"
1
-2/94
U - / 7 3 < i 3
7 4 5 6 1 1 f
MIESIĘCZNIK KOŚCIOŁA ZIELONOŚWIĄTKOWEGO W POLSCE PL - ISSN 0209 - 0120
strona 3
strona 7
Jam je st ... 3
Przem iana przez odnow ienie um ysłu ...4
A postoł ró w n o w a g i... 7
Jak pom óc b e z ro b o tn y m ... 10
Byłem nieuleczalnie c h o ry ... 13
Dlaczego to się zdarza? ... 15
Czy m usim y być g w ałto w n ik am i?...18
C hrześcijańska TV ...19
M ały chrześcijanin ... 21
D rodzy c z y te ln ic y ...23
Pół w ieku pracy Pańskiej we W rocław iu ... 24
Okręg Centralny ...27
W iadom ości z kraju ... 28
W iadom ości ze św iata ... 29
W iadom ości polonijne ... 30
Tego jeszcze nie było - koncerty uwielbienia w Lublinie ....31 strona 15
Wydawca: Naczelna Rada Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce. R ada Program ow a: M ichał H ydzik, M arian Suski, K azim ierz Sosulski (redaktor naczelny), E dw ard C zajko, M ieczysław C zajko.
Adres redakcji: “Chrześcijanin”, ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa, tel, (22)248575, fax (22)204073.
Prenumerata: roczna krajowa: 120.000 zł; półroczna: 60.000 zł. Należność prosimy wpłacać na konto korzystając z blankietu dołączonego do dwóch numerów lub przekazem pod adresem redakcji.
Roczna prenumerata zagraniczna: Europa - 18 USD (zwykła) i 20 USD (lotnicza); Ameryka Płn. - 25 USD, Australia - 30 USD. Do krajów zamorskich wyłącznie poczta lotnicza. Prenumeratę zagraniczną można wpłacać na dwa sposoby:
(1) czekiem osobistym z zaznaczeniem "Chrześcijanin" wysyłanym listownie pod adresem: Roman M usiał, 126 Bellamy Apt. 901, Scarborough, Ont. M łJ 2L1, Canada; (2) przelewem bankowym na konto: Instytut W ydawniczy
"Agape" PBK, III O/Warszawa, Nr: 370015-8497-136. Każdy wpłacający za granicą otrzyma potwierdzenie. Nazwa miesięcznika prawnie zastrzeżona. Pismo ukazuje się od 1929 roku. Skład własny wydawnictwa.
2
01) REDAKCJI
Zrozpaczona Marta, siostra Łazarza, usłyszała od Mistrza: Jam jest zmar
twychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie (Jn 11,25). W Ewangelii tej ośmiokrot
nie Jezus mówi: JAM JEST. On jest chlebem żywota, światłością świata, drzwiam i dla owiec, dobrym pasterzem, zmartwychwstaniem, dro
gą prawdą i żywotem. Jego żydows
kich rozmówców, którzy uwierzyli w niego, ale nie zaufali mu całkowicie, zdenerwowało, gdy powiedział: Zapra
wdę, zaprawdę powiadam wam, pier
wej niż Abraham był, Jam je s t (Jn 8,58). Nie chcieli mu jednak całko
wicie zaufać. W odpowiedzi chwycili kamienie.
Dobrze jest wiedzieć, że nasz Ojciec w niebie się nie zmienia. Jest to jedyna ostoja w zmieniającym się świecie. Ileż niepewności i zalęknienia niesie każdy nowy dzień. Nie wiemy, co wydarzy się w roku, który je st przed nami.
Coraz trudniej zaufać ludziom. Nie możemy polegać naw et na sobie.
Jedno wiemy - bezgranicznie polegać możemy jedynie na Tym, który powiedział: Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat. Oto jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata (Jn 16,33.
Mt 28,20).
Kazimierz Sosulski Pewnej niedzieli wracaliśmy samo
chodem z nabożeństwa. Jechała z nami starsza członkini naszego zboru, którą podwoziliśmy do domu. Gdy rozma
wialiśmy o nabożeństwie, siostra ta powiedziała: Pastorze, zauważyłam ostatnio, że po nabożeństwie nic już nie pamiętam z kazania. Martwi mnie to, chciałabym być w porządku wobec Boga.
Zapytałem o jej duchowe samo
poczucie podczas nabożeństw a.
Odpowiedziała, że czuła się bardzo dobrze, wszystko rozumiała, doś
wiadczała Bożej obecności. Tylko teraz je st jej nieswojo, bo nic nie pam ięta z tego co było głoszone.
Ostatnio często się tak z nią dzieje.
P rzy szed ł mi w tedy na m yśl Psalm 23.
Pan je st pasterzem moim, Niczego mi nie braknie.
Na niwach zielonych pasie mnie.
Nad wody spokojne prowadzi mnie.
Duszę moją pokrzepia.
Wiedzie mnie ścieżkami sprawiedliwości Ze względu na imię swoje.
Choćbym nawet szedł ciemną doliną, Zła się nie ulęknę, boś Ty ze mną, Laska twoja i kij twój mnie pocieszają.
Zastawiasz przede mną stół wobec nieprzyjaciół moich, Namaszczasz oliwą głowę moją, kielich mój przelewa się.
Dobroć i łaska towarzyszyć mi będą Przez wszystkie dni życia mego.
I zamieszkam w domu Pana przez długie dni.
Zwróciłem uwagę naszej siostry na słowo: JEST. Pan jest pasterzem moim niezależnie od tego jak się czuję. Choć się zmieniam, posuwam w latach, zachodzą zmiany w moim organizmie i zdarza się, że nic nie pamiętam choć bardzo chciałbym. Jednak On, mój Pasterz, się nie zmienia Zawsze jest taki sam. I to jest podstawa naszej wiary. Nie nasze samopoczucie, lecz Jego nie
zmienność!
To mocarne JESTEM towarzyszy człowiekowi od płonącego krzewu na pustyni. Zalęknionemu Mojżeszowi Bóg objawił swój"
imię: JESTEh KTÓRY JESTE1V Zawsze trwając}
Niezmienny.
3
PRZEMIANA
PRZEZ ODNOWIENIE UMYSŁU
Ż
yjemy wśród przedmiotów.Są potrzebne, ładne, a wiele z nich przed staw ia dla nas także specyficzną wartość. Pamiątka, prezent od bliskiej osoby będą zawsze droższe, niż określa to ich cena w sklepie. Zapytani co jest w ich życiu ważne, ludzie często myślą o przed
miotach.
Ten błąd może być popełniany także w chrześcijaństwie. Wzgórze Golgoty, domniemana część drewna z krzyża Jezusa, pogrzebowy całun - wydają się być wyjątkowo cenne.
Problem stanowi często jedynie to, czy dana rzecz jest naprawdę auten
tyczna.
W starym p rzy m ierzu n ajw a
żniejszą rzeczą dla Bożego ludu była skrzynia świadectwa. Gdy została Izraelow i zrabow ana, D aw id nie m ógł spać ro z m y ś la ją c ja k j ą odzyskać. Jednakże dla nas, uczest
ników nowego przymierza, sytuacja wygląda zupełnie inaczej. W Bo
żych oczach to nie rzeczy materia
lne przedstawiają wartość, nie one są św ięte. Ż aden p rzed m io t nie
wpływa ani na naszą wiarę, ani też na n a s z ą pozycję p rzed Panem . Również nie przedmioty decydują o tym, gdzie spędzimy wieczność. Bo Bóg jest Duchem, nasza relacja z Nim - duchowa. Biblia stwierdza, że pierwsze przymierze posiadało braki (Hbr 8,7), natomiast to drugie, jak pisze apostoł Paweł, jest “o ileż lepsze!” (Hbr 7,22). Dzisiaj mamy do czynienia z tym, o czym pro
rokował Jeremiasz: “Takie zaś je st przymierze, które zawrę z domem Izraela po upływie owych dni, mówi P an: p ra w a m oje w łożę w ich umysły i na sercach ich wypiszę j e ” (Hbr 8,10).
W now ym p rzy m ierzu , to co najbardziej w artościow e, zostało ukryte, złożone w ludzkich sercach i u m ysłach . Jak je d n o z n a c z n ie stwierdza List do Galacjan, żyjemy w czasie, w którym “ani obrzezanie, ani nieobrzezanie nic nie znaczy, lecz nowe stworzenie” (Gal 6,15).
P rzez całe w iek i c h rz e śc ija n ie zapominali o tej prawdzie. Kościoły w im ię “w yższych ra c ji” prow a
dziły w o jn y o spraw y czysto zewnętrzne. Jednak to, co najwa
żniejsze w oczach Boga, ukryte jest w lu d zk im sercu , a tak że - ja k stwierdza Słowo - w umyśle.
U m ysł czło w iek a je s t p rz e d miotem Bożej troski, Bożego zain
teresowania. Nie jest obojętne co i w jaki sposób myślimy, gdyż to, o czym i jak myślisz wpływa na całe tw oje życie. Jeśli je s te ś Bożym dzieckiem musisz na nowo nauczyć się myśleć, abyś był “myśli Chry
stusow ej” (IK or 2,16). Polecenie dotyczące naszych umysłów jest w B ib lii w y rażo ne b ard zo jasn o:
“A nie upodobniajcie się do tego św ia ta - p isze P aw eł - ale się p rze m ie ń c ie p r z e z odnow ienie um ysłu sw ego, ab yście um ieli rozróżnić, co je st wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe” (Rz 12,2).
Ponownie jest mowa na ten temat w Liście do Efezjan, w którym apostoł wzywa wierzących, aby “zewlekli z siebie starego człowieka” i “odno
wili się w duchu umysłu sw eg o ”.
N astępnie m ają oni “oblec się w t
4 fTfilfiw 1-2/94
nowego człowieka, który je st stwo
rzony według Boga w sprawiedliwo
ści i świętości prawdy” (E f4,22-24).
Jak to zrobić? Jak wykonać bibli
jne polecenie? To się nie stanie od razu. Nasza przemiana jest proce
sem, który musi trwać jakiś czas i czas ten na pewno będzie długi. Bo musi to być proces gruntowny, nie może być powierzchowny; prawda i św iatło m u sz ą d o trz e ć w głąb naszej o so b o w o ści. W inniśm y zatem być b ard ziej w zględem siebie krytyczni: badać i poznawać jak ma się nasze wnętrze do tego,
czego oczekuje od nas Bóg.
Wielu ludzi sądzi, że osobowość człowieka je st niezm ienna. Lecz nawet psychologia definiuje j ą jako zespół w z g l ę d n i e stałych cech psychicznych i fizycznych danej osoby. Oznacza to, że mogą one w pew nym zak re sie ulegać zmianie. Według zaś Bożego Słowa nasza stara natura nie tylko może, ale musi ulegać przemianie. Nikt inny, jak tylko my sami musim y dołożyć wszelkich starań, by reali
zował się ten proces.
UCZESTNICY NATURY BOGA
W Drugim Liście Piotra czytamy, że Bóg nas o b d aro w ał: m am y wszystko co jest potrzebne do życia i p o b o żn o ści. To b og actw o nie spływa na nas z nieba bezpośred
nio, ale pochodzi z poznania Jezusa Chrystusa. To przez Niego “daro
wane nam zostały drogie i najwięk
sze o b ie tn ic e ” . W ja k im celu ?
“Abyście przez nie - wyjaśnia apo
stoł - stali się uczestnikami boskiej natury, uniknąwszy skażenia ja kie na tym św iecie p o cią g a za sobą p o żą d liw o ść. I w ła śn ie d lateg o dołóżcie wszelkich starań i uzupeł
niajcie waszą wiarę cnotą... ” (2 Ptr 1,3-5).
W łaśnie d latego B óg u czy n ił wszystko, abyśmy mogli być po
dobni do Jezu sa. Bóg o tw orzył nasze oczy i przekonał nas o grze
chu, On posłał na ziemię Jezusa.
Boże obietnice zostały nam daro
wane po to, aby każdy z nas za
ch ow ał w e w n ę trz n ą św ięto ść, nawet jeżeli jest otoczony przez zło.
Przed skażeniem nie uchroni nas ucieczka od świata. Nie uchroni nas trzymanie się zakazów, czy reguł.
M u si w każdym z nas zo stać utwierdzona Boża natura. Prawdzi
w ie św ięci, czyści, oddzieleni - będziemy dopiero po tej przemianie wewnętrznej.
W nowym przymierzu, to co najbardziej wartościowe, zostało ukryte, złożone w ludzkich
sercach i umysłach.
D o łó żcie w sz elk ic h starań - mówi Biblia - do tego ogromnego daru w Jezusie Chrystusie. Nasz w y siłek , n asza p raca s ą w ięc konieczne; “starając się” będziemy iść przez dośw iadczenia i próby.
W drod ze ku zm ianom naszym przewodnikiem jest Duch Święty.
On wciąż przypomina, że mamy nie ustawać w staraniach. Gdy to rozu
m iemy, to cho ciaż nie je s t nam łatwo - wytrwamy. Zmienimy się, jeśli w naszych sercach pragniemy
być podobni do Pana.
JAK WIDZISZ SIEBIE?
Nasz umysł analizuje to wszystko, co dzieje się dookoła nas. Widzimy ludzi i mamy o nich swoje zdanie, modlim y się i mamy nasze w yo
brażenia o Bogu, obserwujemy świat i mamy własne opinie o różnych sprawach. Te opinie wydają się nam właściwe, jednak dopóki nie są one zgodne z Bożym sądem - wymagają zmiany. “Prawda jest w Jezusie” - stwierdza List do Efezjan (Ef 4,21) i jest to prawda nie podlegająca dysku
sji. Nasz umysł powinien zawierać Boże myśli, a nasze spojrzenie - gdziekolwiek je kierujemy - powinno być spojrzeniem przez “Boże oczy”.
Najpierw każdy z nas powinien właściwie spojrzeć na samego sie
bie. Kompleksy niższości, a także pycha nie może mieć w nas miej
sca. Nie umniejszajmy zalet ani ta
lentów, które naprawdę posiadamy;
trzeba jednak pamiętać, że cokol
wiek jest w nas dobrego - pochodzi od Boga. Dlatego możemy cieszyć się tym, co On nam dał, ale miejsce dumy powinno zająć dziękczynie
nie. Bądź świadomy, że posiadasz w iele zalet, pam iętaj jed nak , że m asz tak że m nóstw o wad. Bóg w idzi b elk ę w tw oim oku, dla cieb ie do tąd n ie d o s trz e g a ln ą i czeka kiedy j ą usuniesz. Możesz powiedzieć: “W Jezusie Chrystusie jestem tym kim jestem. Znam swoje słabe punkty, których jest tak wiele, lecz B óg da mi we w szy stk im zwycięstwo. Nie jestem załamany, bo w iem , że dzięki memu Panu mam szansę się zmienić”.
TW ÓJ OBRAZ BOGA
N asze sp o jrz e n ie na B oga to druga b ard zo w ażn a d zied zin a, któ ra w ym aga przem ian. K ażde fałszywe pojęcie, wymysł czy fanta
zję m usi w n aszy ch um ysłach zastąpić prawda biblijna. Czasami Bóg jawi nam się jako ktoś srogi i surowy lub też sądzimy, że On jest sprawcą zła, które nas spotkało. Nie je st to jed n ak praw da, w istocie bowiem jest On pełen współczucia, dobry, kochający. Jest Ojcem, który czule troszczy się o swoje dzieci.
Miłość Bożą, każdy kto nie jest jej pewien, może dostrzec w Jezusie C h rystusie, w fakcie, że zdecy
dował się On na śmierć dla naszego zbawienia. Jeżeli tak ujrzymy Boga naszy m i duch ow ym i oczam i, z naszy ch serc z n ik n ie gorycz i strach , a p o ja w ią się: m iłość, radość, zaufanie.
SPOJRZENIE NA BLIŹNICH
W ram ach przem ian y um ysłu musi się zmienić też nasze spojrze
nie na bliźnich. Drugi człowiek to ktoś, kto czu je ja k my i ma w oczach Boga ta k ą sam ą wartość.
O dpow iedź na py tan ie, kto je s t
5
naszym bliźn im zaw arł Jezus w historii o Samarytaninie. Ta historia m usi stać się d la nas św iatłem , kiedy mówimy o zmianie stosunku do bliźnich. Nie jest łatwo zrezy
gnować z egoizmu. Zdecydować, by od pew n ego m om entu n asza pom y słow ość szła w k ie ru n k u pomagania innym. Dlatego właśnie mówimy o przemianie; mówimy o
“w szelk ich sta ra n ia c h ” , n ie z b ę dnych aby osiągnąć Boży standard.
JAK
WIDZISZ ŚWIAT?
Kolejnej, czwartej zmiany wy
m aga nasz sp o sób p a trz e n ia na otaczający nas świat. M ur wrogo
ści, który tak chętnie w znosim y między nami a tym właśnie światem - musi zostać rozebrany. Bo Biblia stwierdza, że Bóg umiłował świat, u m iło w ał lu d z i, k tó rzy ż y ją w świecie. Nienawidząc zła, musimy mieć współczucie dla wszystkich, k tórzy s ą p o grążeni w grzechu.
Ciemność jak a ogarnia ich życie u stąp i, gdy my zan iesiem y im światło. Nasze zadanie nie polega na tym, aby wynosić się nad świat, lub odgradzać od niego, w obawie, że nas urazi. Powołani jesteśmy do tego, by iść do świata z Bożą miło
ścią, z dobrą now iną o zbawieniu w Jezusie.
Nie bez powodu zostaliśmy na
zwani solą ziemi, wonnością Chry
stusową, listem... Ten “list” może być czytany nawet setki razy. Dla wszystkich, którzy nie znają Boga, życie chrześcijanina stanowi fakt zwracający uwagę. “Świat” będzie nas więc “wertował” na wszystkie strony, b ęd zie n as sp raw d zał, dochodził o nas całej prawdy. Taki
“lis t” m oże być czy tan y przez w ielu. Potem je s t zm ięty, nieco sfatygowany, rozdarty... Tak często ch cielib y śm y p ro w ad zić n asze
“święte” życie zamknięci w czte
rech ścianach naszych domów. Ale Bóg mówi: “Posyłam cię do świata, je s te ś m oim św ia d kiem , m oim lis te m ”. Gdy przyjm u jem y to wezwanie, wtedy nasze życie nie
będzie już więcej spokojne i “siel
skie”. Często czujemy się tak, jakby nas włożono w ogień, wystawieni na ataki, odsłonięci. Gdy inni na nas patrzą, musim y bardziej się mobilizować; musimy również bar
dziej zbliżać się do Pana. D okła
damy starań, aby sprostać zadaniu, aby odczytano z nas to, co powinno zostać odczytane.
Listów, które nie są ciekawe - nikt nie otwiera, lub też wyrzuca je zaraz po otwarciu. Są czyste, nie- pomięte. Nie przynoszą życia, leżą więc przez wszystkich zapomniane.
ZMIEŃ SW OJE REAKCJE
Wielka przemiana, jaka dokona się w naszym sposobie patrzenia, będzie z kolei prowadzić nas do zmian w reagowaniu. Dzieci Boże mają być szczere, otwarte i w taki też sposób reagować na otoczenie. Tak więc potrzebne nam jest większe zaufanie do braci i sióstr, do pastora, do usługujących kaznodziejów. Pamię
tajmy, że chcą oni naszego dobra i pozbądźmy się wobec nich zahamo
wań, czy też kompleksów. Kiedy ktoś podejdzie do nas aby porozmawiać, potraktujmy to jako wyraz miłości, sympatii. Gdy ktoś nas napomina - podziękujmy. Chrześcijanin powinien stronić od pochlebców; ale ci, którzy pomagają nam pozbyć się "belki" z naszych często zaślepionych oczu, to dobroczyńcy, to lekarze, których pomoc przyspiesza nasz duchowy wzrost. Reagujmy otwarcie, bądźmy wdzięczni i nie sądźmy, że czyjeś napomnienie kryje w sobie atak, że jest to skierowany przeciwko nam
podstęp.
DZIAŁAJ INACZEJ
Przemiana umysłu byłaby bezce
lowa, gdyby miało pozostać bez zmian nasze działanie. Zbawieni z łaski, przeznaczeni jesteśmy przez Boga do “dobrych uczynków, abyś
my w nich c h o d z ili” (E f 2 ,10).
D latego też D uch Ś w ięty w oła
przez apostoła: “Składajcie ciała swoje jako ofiarą żywą, świętą, miłą B o g u ” (Rz 12,1). Nie je st tp bez znaczenia, co ro b ią nasze ręce i dokąd prow adzą nas nasze nogi.
Czy idziesz po to, aby czynić dobro i dzięki temu przysparzać chwały B ogu? O ddajm y sam ych sieb ie dobrej sprawie, oddajmy nasz czas, talenty i pieniądze.
Bóg zdecydował, aby w nowym przymierzu, to co najbardziej cenne zostało ukryte. Nie jest to przed
miot, ale wartość duchowa - Boże prawa wpisane w nasze serca. Nie są one jednak zakopane tak głęboko, abyśmy nie mogli ich zobaczyć.
Choć ukryte - mogą być widziane z zewnątrz: jako nowe reakcje i nowe sposoby zachowania.
Człowiek który stał się nowym stworzeniem nie podąża za wzorcami tego świata. Upodabnia się on do Jezusa Chrystusa, aby być uczestni
kiem Bożej natury. W tego właśnie człowieka o nowym sercu i przemie
nionym umyśle mamy być obleczeni.
“Stworzeni według Boga w sprawie
dliwości i świętości prawdy”.
Kazimierz Sosulski
SPROSTOWANIE W numerze “Chrześcijanina”
9 -10/93, w a rtyk u le “R o c k -
“ W S ta n a c h , s k ą d p o c h o d z i w ię k szo ść c h rze śc ija ń sk ich
roc&owyca, w
tw ó rc zo ść ta j e s t ch ora i zanieczyszczona Powinno ono brzmieć:
“W Stanach, skąd pochodzi
ści je s t chora i zanieczyszczona
1
6 1-2/94
SYLWETKI KUCHU ZIELONOŚWIĄTKOWEGO
APOSTOŁ
RÓWNOWAGI
"Nigdy nie wolno nam zapom nieć, ż e jedność to sprawa dotycząca jednostek. Kiedy Pan nasz m odlił się
"aby w szysc y byli je d n o ", m iał na m yśli p o szczeg ó ln ych u c zn ió w - nie denom inacje, c z y kościoły.
Apostolskie nawoływania do jedności dotyczą jednostek. Prawdziwa jedność łączy m nie bezpośrednio z moim bratem, niezależnie o d tego, c zy należym y do tej samej, c zy różnych wspólnot. Nie spotykam y się po to, b y "stw o rzy ć " je d n o ś ć , b o ona istn ieje d z ię k i łasce B ożej. M usi b y ć je d y n ie p ie lęg n o w a n a . Sprawdzianem jest tu nieustanne podporządkowywanie się w ładzy Chrystusa. Żywotność tej jedności nadaje jeden chrzest w D uchu Świętym, którego udziela Chrystus. Celem takiej jedności jest - "aby uwierzyli".
ZIELO N O ŚW IĄ TK O W Y A PO LO G ETA
B
ył właściwie pierwszym szeroko znanym i bardzo cenionym w całym ru chu zielonośw iątkow ym n au czy cielem Słowa Bożego - teologiem, choć nie posiadał formal
nego wykształcenia w tej dzie
dzinie. Donald Gee, bo o nim mowa (1891-1966) wiele podró
żował nauczając w zborach, na konferencjach i w szkołach bi
blijnych. N apisał 30 książek i kilkaset artykułów. Był jednym z inicjatorów światowych konfe
rencji zielo n o św iątk o w y ch . Zainteresowany właściwym roz
wojem i jednością w światowym ruchu zielonoświątkowym zda
wał sobie sprawę, że nie jest to do osiągnięcia na drodze admi
nistracyjnej, ale działał w tym k ierun ku ja k ty lk o to było m ożliw e. Był w ydaw cą i redak
torem czasopisma o zasięgu świa
towym - ”Pentecost” (1947 - 1966), które to pismo było przede wszys
tkim przeglądem działania Bożego poprzez zbory zielonoświątkowe w różnych stronach świata. Zadanie to powierzono mu na pierwszej Świa
towej K onferencji Z ielonośw iąt
kowej w Zurychu w roku 1947. Był
rów nież muzykiem - wydał pier
wszy kancjonał Zborów Bożych (1924 r.), pisał pieśni. Pełnił też obowiązki dyrektora szkoły biblijnej an g ielsk ich Z borów B ożych w Kenley pod Londynem (1951-1964).
Jest autorem pracy o historii ruchu zielonoświątkow ego, której pier
wsze wydanie miało miejsce w roku 1941, drugie (po praw ion e) - w
1949, a dodatkow e rozdziały pisał do roku 1964.
Posiadł umiejętność czynienia zrozumiałymi zagadnień, które dla wielu ludzi były niejasne, czy wręcz zawiłe. Zdecydowanie unikał niezrozum iałych słów, starał się przedstawiać wszystko w sposób możliwy do pojęcia dla ludzi o różnym poziomie wiedzy duchowej, czy ogólnej. Bardzo dbał o to, by przedstaw iać omawiane prawdy i problemy w sposób zrównoważony. Zawsze brał pod uwagę opinie krańcowe, aby - rozw ażyw szy sprawę z dw óch różnych perspektyw - znaleźć “śro dek d ro g i” tzn.
przedstaw ić wyważony punkt w idzenia. Z tej w łaśnie racji otrzymał przydomek “apostoła rów now agi”. Tak nazywali go inni przyw ódcy zielonośw iąt
kowi, którzy go znali. W przed
m ow ie do jeg o h isto rii ruchu zielonośw iątkow ego pt. "W iatr i płom ień" n ap isano o nim: "Bez wątpienia Donald Gee był jednym z wielkich mężów stanu ruchu (zie
lonoświątkowego) z którym ściśle się identyfikował przez całe swoje życie. Był kimś wiele znaczącym na wszystkich światowych konferen
cjach zielonoświątkowych, dobrze
7
znał w szystkich liderów zielono
świątkowych swoich czasów".
SP R A G N IO N Y B O G A
B
ył jedynym synem wdowy, osieroconym przez ojca w wieku 9 lat. W raz z m atk ą uczęszczał do kościoła kongregacjonal- nego (jedno ze skrzydeł ewangelicy- zmu kalw ińskiego) w Londynie.
W roku 1905 zorganizowano tam spotkanie z udziałem m isjonarza Setha Joshuy, jednego z działaczy przebudzenia, którym ogarnięta była w tedy P o łu d n io w a W alia. Jego zwiastowanie nie przypadło zbytnio do gustu londyńskiem u zborowi.
N aw róciły się tylko trzy osoby.
Jedną z nich był w łaśnie Donald Gee. Miał wtedy 14 lat.
W jakiś czas po swoim nawróce
niu stwierdził, że połowa jego istoty pochłonięta jest dość zewnętrznymi spraw am i zw iązanym i z przyna
leżnością do kościoła, podczas gdy jego druga część pragnie głębszego duchowego zaspokojenia. W tym też czasie jego matka poszukująca bogatszego ży cia w C h ry stu sie trafiła do zboru baptystycznego i przy jęła tam ch rze st wiary. D la Donalda Gee nawet sama myśl o poddaniu się tem u sam em u była wtedy irytująca. Zupełnie nie brał tego pod uwagę. Jednak Bóg działał w jego sercu i w lutym 1912 roku on również został ochrzczony w innym baptystycznym zborze. Tego samego dnia ochrzczona została rów nież jego narzeczona - Ruth Clackson.
“Latem tego samego roku - pisze Donald Gee - udałem się na moje pierw sze zgrom adzenie zielono
świątkowe. Byłem naprawdę głodny Boga. Sposób prowadzenia nabo
żeństwa wydał mi się dość dziwny w porównaniu z formami, do jakich byłem przyzwyczajony.” Po raz pier
wszy usłyszał tam ludzi “mówiących językami” i nie miał wątpliwości, że było to zgodne z tym, co na temat tego zjawiska mówi Biblia. Choć całkowicie przekonany o prawdzie zielonoświątkowego przeżycia i z radością uczestniczący w zielono
świątkowych społecznościach, sam
nie starał się otrzym ać chrztu w Duchu Świętym. Wyjaśnia to tak:
“Często słyszałem ludzi opowiada
jących jak długo musieli ‘trwać w oczekiwaniu’ i wydawało mi się to bardzo nużące i niezbyt zachęca
ją c e .” A le w m arcu 1913 roku, pew nego środow ego w ieczoru znalazł się na nabożeństwie, gdzie usługiwał pewien ceniony kazno
dzieja z Irlandii. Ten zwrócił się do Donalda Gee z kilkoma pytaniami, poddał go swoistemu testowi wiary.
“Jesteś zbawiony? - tak. Przyjąłeś chrzest w wodzie? - tak. Zostałeś ochrzczony w Duchu Świętym? - nie. D laczego n ie?” D onald Gee opow iedział o swej niechęci do długiego w yczekiw ania. W tedy kaznodzieja przeczytał Słowo z Łuk.
11,13 i Marka 11,24 i zapytał go, czy wierzy temu co napisano. Odpo
w iedź była tw ierdząca. W tym samym czasie, gdy deklarował swą wiarę w konkretną Bożą obietnicę, D onald Gee odczuł n ap ełn iającą serce pewność, że realizuje się ona w jego życiu. Oczekiwał w związku z tym pojawienia się u siebie tego, co opisuje Boże Słowo - języków.
U płynęło około dw óch tygodni, zanim - w ielbiąc Boga - z braku słów angielskich zaczął wypowiadać słowa w innym języku. Zawsze też uważał, że znakiem przeżycia chrztu w Duchu Świętym jest mówienie innymi językami.
M AŁŻEŃSTW O I PRACA N A FARMIE
W
'tym samym roku ożenił się i wraz z żoną nadal mieszkał wspólnie ze sw ą matką. Wybuch I wojny światowej spowodował, iż młode małżeństwo przeniosło się na farmę, gdzie D onald pełnił - jak byśmy to dziś powiedzieli - służbę zastępczą. Zgodnie z tym, czego nauczano wówczas w zborze, do którego należał i w którym był organistą nie chciał brać udziału w przele
waniu krwi. Koniec I wojny świa
towej zastał m ałżeństw o Gee na farmie. M ieli ju ż dwójkę dzieci.
Donald Gee odczuwał powołanie do służby kaznodziejskiej, ale choć wiele
było już zborów zielonoświątkowych w Anglii, tylko nieliczne mogły w ogóle brać pod uwagę możliwość utrzymywania kaznodziei z rodziną.
Wrócił więc do swego poprzedniego zajęcia i malował szyldy, od czasu do czasu usługując w pewnym małym londyńskim zborze. D ośw iadczał wtedy wraz z rodziną wielkich trud
ności materialnych.
PASTOR
W B E N N IN G T O N TALL HALL
W
m aju 1920 roku zo stał popro szon y, by służyć zborowi w Edynburgu. Przeniósł się tam i był pastorem do roku 1930.Dość szybko po jego przybyciu zbór w ybudow ał sobie no w ą kaplicę.
Otrzymała ona nazwę Bennington Tali H all. Już na początku swej służby w Edynburgu miał zwyczaj co rano udawać się do zboru, aby przez pół godziny pisać na zadany sobie samemu temat. Potem wyrzu
cał to do kosza. Te “wprawki” pisa
rskie pozwoliły mu stać się jednym z n a jle p sz y c h p isarzy z ie lo n o św iątkow ych. P isał je po to, by osiągnąć jasność w wyrażaniu myśli i doskonalić swój styl. Jako pisarz zad e b iu to w ał w “R edem p tion T id in g s” - czasop iśm ie Zborów Bożych w Anglii w styczniu roku 1925. Była to odpowiedź komuś, kto w sw oim liśc ie serd eczn ie zachęcał Donalda Gee do zerwania z ruchem zielonośw iątkow ym , a w tedy (jak sądził korespondent) otworzą się przed nim drzwi - obe
cnie sz c z e ln ie zam kn ięte - ” do błogosławionej służby i wspaniałej społeczności z innymi ew angeli
cznymi chrześcijanam i". W swej świetnie zredagowanej odpowiedzi pt. “Czy powinniśmy zrezygnować z języków?” Donald Gee ujął w czte
rech punktach powody, dla których nie mógłby tak postąpić:
1. Negując swoje faktyczne przeży
cie duchowe, podkopałby własną wiarę w realność przeżyć ducho
wych w ogóle i znieważył Boga - dawcę daru.
t
1-2/94
2. Biblia uczy inaczej. Wezwał swego korespondenta do podania jednego choćby tekstu biblijnego, który by uzasadniał konieczność “zre
zygnowania z języków”.
3. Nie sądził, by było właściwe ogra
niczanie się do społeczności, które nie p o zo staw iają w olności dla objawiania się darów duchowych.
(Znał dobrze inne zbory ewan
geliczne.)
4. Twierdzeniu, że języki przeszka
dzają ewangelizowaniu zaprzeczają wydarzenia opisane w drugim i dziesiątym rozdziale D ziejów Apostolskich.
N A U C Z A N IE I P O D R Ó Ż E
P
o ośm iu latach pracy p astorskiej w zborze w Edynburgu nastąpiła w jego życiu zmiana.
Pewnego dnia otrzymał telegraficzne zaproszenie z Australii do nauczającej usługi w tamtejszych zborach.Trudno mu było podjąć decyzję wyjazdu (w tym czasie chorował jego mały syn), ale we wspólnej modlitwie, małżon
kowie Gee otrzymali pewność, że zaproszenie powinno zostać przyjęte.
Wrócił po 10 miesiącach podróży, w której objechał św iat dookoła i odwiedził wiele zborów.
O
gólnie rzecz biorąc, w ruchu zielonoświątkowym liczyli się wówczas przede wszystkim ewangeliści. Przywiązywano wielką wagę do objawiania się spektakularnych darów Ducha, znaków i cudów. Tego też przede wszystkim oczekiwano od usługujących. Dlatego gdziekolwiek Donald Gee pojawiał się po raz pier
wszy, zwykle zanoszono modlitwy o
"ew angelistę, który przyjechał z dalekiej Anglii" i proszono, by Bóg mógł go "potężnie używać", przez co rozumiano głównie uzdrawianie cho
rych. Nie doceniano wtedy dostate
cznie właściwego nauczania, które służy utwierdzaniu zborów w wierze, czynieniu uczniami nowo naw ró
conych, słowem, tego co stanowi mniej w idow iskow ą lecz rów nie ważną służbę przekazaną wierzącym przez Chrystusa. Jak to ujmuje biograf Donalda Gee - John Carter, więcej
uwagi zwracano na “ogień” niż na
“światło”. Wiele było emocjonalizmu, mniej wyjaśnień pozwalających rozu
mieć. D onald Gee w swym rozw ażaniu na tem at cudownego rozmnożenia chlebów i napełnienia siedmiu koszów, zwracając uwagę na bezpośrednio po tym w ydarzeniu okazaną przez apostołów troskę o to, że nie zabrali ze sobą chleba,wyraził to tak: “Cuda szybko zostają zapom
niane, a dusza potrzebuje innego pokarmu niż znaki i cuda, by mogła zostać uzdolniona do silnej i trwałej w iary” . Gdy więc podróżował po świecie, po jego usłudze odkrywano, że rów nież nauczanie może być
“zielonoświątkowe”, przekazywane pod pomazaniem Ducha Świętego i z objawianiem się darów Ducha, choć nie zawsze tak widowiskowych, jak oczekiwano.
D
onald Gee był jedn ym z członków założycieli angielskich Zborów Bożych - jednej z dwu głównych denominacji grupujących tam tejszych zielonoświątkowców pow stałej w roku 1924. Od roku 1925 aż do swej rezygnacji w roku 1963 pozostawał członkiem Rady Kościoła. W latach 1934 - 1944 był jej wiceprzewodniczącym, a w latach 1945-1948 - przewodniczącym. Był też (wspólnie z Johnem Carterem) redaktorem oficjalnego organu Kościoła “Redemption Tidings” od roku 1932. Na dwa lata przed śmier
cią zrezygnował z funkcji dyrektora szkoły biblijnej i przede wszystkim pisał. Miał trójkę dzieci (dwie córki i syna). O wdowiał w roku 1950.
Zachęcony przez przyjaciół, ożenił się powtórnie w roku 1964.
Dla nas w Polsce interesujący jest fakt, że D onald Gee był także wykładowcą w Gdańskim Instytucie Biblijnym , który istniał w latach międzywojennych w Gdańsku. Od
wiedził również tzw. Kresy, gdzie w tym czasie rozkwitło przebudzenie zielonoświątkowe.
O S O B O W O Ś Ć D O N A L D A GEE
C
hoć nieraz ubolewał nad tym, że edukacja form alna ja k ąotrzymał była raczej przeciętna, jego wrodzona inteligencja, naturalne zale
ty umysłu sprawiały, że inni przywód
cy liczyli się z jego radą. Był czło
wiekiem o szerokich horyzontach umysłowych, otwarty na inne zdania i racje, choć zdecydow any też postępować zgodnie z tym, o czym był przekonany, mimo sprzeciwu swych w spółbraci, jak choćby w sprawie kontaktów ekumenicznych (patrz: “Chrześcijanin” 1991 nr. 3).
Zależało mu bardzo na solidnym przygotow aniu do pracy zielono
świątkowych duchownych.
Nie był pozbawiony temperamen
tu, ale daleki od wybujałego emo
cjonalizmu, ekscytacji - raczej opano
wany. Samokrytyczny, gotowy przy
znać się do swych braków. Bardzo dużo pracował. Pisał i redagował pełniąc jed n o cześn ie różne inne funkcje. Nie przerywał swej pracy pisarskiej i edytorskiej w czasie swych podróży, co powodowało iż goszczący go ludzie mieli pewne pod
stawy, by uważać go za osobę mało towarzyską. Z jego pokoju, gdziekol
wiek się znajdował, dobiegało stu
kanie m aszyny do pisania? Jako dyrektor szkoły biblijnej wprowadził dość ścisłą dyscyplinę ograniczającą różne poczynania studentów, ale gotów był też ich wysłuchać i “z czu
ciem” zareagować, gdy zgłaszali swe zastrzeżenia. Miał osobowość, która - jak mówiły jego dzieci - czyniła z niego ojca w trochę “wiktoriańskim”
stylu, tj. takiego, z którym niełatwo się spoufalić. Nie był jednak pozba
wiony poczucia humoru.
Na zakończenie chcę przytoczyć jedną z żartobliwych rozmów Donalda Gee. Pewien trochę starszy od niego brat pewnego razu żartował: “Ciągle depczesz mi po piętach. Urodziłem się - ty zaraz za mną. Bez przerwy - gdzie ja, tam zaraz i ty: w K ościele, w Radzie Kościoła, w szkole biblijnej...”
Na to Donald Gee - “Mam nadzieję, że pójdziesz do nieba.”
W dniu 20 lipca 1966 roku odszedł do Pana.
Ludmiła Sosulska
9
J a k o b r y g a d z is ta p r z e p r a c o w a ł p o n a d t r z y d z i e ś c i la t.
Zaw sze su m ien n y w wypełnianiu obowiązków, n ie podejrzew ał, ie w c h w il i k ie d y p r z e k r o c z y s z e ś ć d z i e s ią tk ę , s ta n ie p r z e d k o n ie c zn o śc ią szu k a n ia n o w ej pracy. D o em erytury brakow ało m u ju ż tylko p ię c iu lat, ale tego z u p e łn ie n ie b r a ł p o d u w a g ę n o w y d y r e k to r . Z w o ln io n o w szystkich , k tó rzy b yli w “zb yt za a w a n so w a n y m ” w ieku. P r a ktycznie m u sieli odejść w szyscy po w yżej pięćdziesiątki.
C
o dzieje się w życiu człow ieka, który traci pracę?
Jeśli jest jeszcze młody, łatwiej mu zacząć coś z u p ełn ie od now a.
Jednak często bezrobocie staje się tragedią ludzi w różnym wieku. W dalszej konsekw encji, ta przykra
życiowa komplikacja prowadzi do kłopotów zdrowotnych, rodzinnych, małżeńskich i oczywiście finanso
wych. Ale brak pracy to nie tylko brak pieniędzy; to problem o wiele poważniejszy.
Mówimy: jestem informatykiem, malarzem, fryzjerem, architektem.
Wielu z nas często odczuwa dumę zw iązaną z wykonywanym zawo
dem. Praca daje człowiekowi oso
b is tą saty sfak cję i o k reśla jeg o wartość.
Jeszcze zanim grzech pojawił się na świecie, Bóg kazał ludziom pra
cować. Było to naturalne od samego początku: “7 wziął Pan Bóg czło
wieka i osadził go w ogrodzie Eden, aby go uprawiał i strzegł” - czyta
my w K sięd ze G enesis (2,15).
N iep rzy p a d k o w o A dam zo stał postaw iony w sytuacji, w której musiał wypełniać konkretne obo
wiązki. Były one związane z oto
czeniem człowieka, a także z tym, czego potrzebował sam człowiek.
Praca przydaje życiu znaczenia i celowości. Prestiżowy zawód jest nie tylko źródłem dochodów, ale dodatkowo - podnosi też godność i
Jeśli twoją tożsam to, co robisz, a zostałeś
bez pracy - kim jesteś?
rangę jego osoby. Człowiek zyskuje wiele w swoich własnych oczach, a tak że w o czach in nych lu dzi.
Trudno się dziwić, że z chwilą gdy tego mu zabraknie - następuje kry
zys. Jeśli tw oją tożsamość określa to, co robisz, a zostałeś bez pracy - kim je s te ś ? Z ach w ian e zo staje poczucie własnej tożsamości, to jak siebie postrzegam y, ja k o sobie myślimy.
Bezrobotny może czuć się nie
przydatny i bezwartościowy. Prze
żywa gorycz, odrzucenie, a dręczą
ce go pytanie: “Po co żyję?” - nie zyskuje zadowalającej odpowiedzi.
Bywa, że dodatkowym stresem i cierpieniem jest utrata znajomych
J eśli n ie w iesz kim je steś, a ju ż n arodziłeś się na nowo,
B iblia udzieli ci ja sn e j odpow iedzi na tw oje pytanie.
Jesteś dziedzicem B oga, w spółdziedzicem Chrystusa.
lub izolacja od grupy społecznej, jakiej było się członkiem. Ponure myśli, ubóstw o i bezczynność - niszczą człowieka, rodzinę, a także Kościół, jeśli bezrobocie dosięga ludzi wierzących. Jak radzić sobie w p od o b n y ch sy tu acjach ? Jak bronić się przed poczuciem bezsen
su i beznadziejnością?
Chociaż wobec tego problem u bezradne są rządy państw, politycy i społeczeństwa, chrześcijanie mają możliwość skorzystania z Bożych rozwiązań.
P
rzede wszystkim musimy dostrzec błąd tkw iący w n a
szym dotychczasowym rozumowa
niu. To bardzo dobrze, gdy czło
wiek sum iennie w ykonuje sw oją pracę, je d n a k ta je g o p raca nie może być całym sensem życia.
Zwykle ludzie identyfikują się z tym co ro b ią swoje poczucie bez
pieczeństwa czerpią na ogół z faktu posiadania rodziny, dzieci lub wła
śnie z wykonywanego zawodu. Jeśli chodzi o c h rz e śc ija n , ró w n ież istnieje silna pokusa, by swoje życie
w id zieć w k o n te k ście tego co widzialne. Biblia uczy nas jednak patrzeć Bożymi oczami i stawiać spraw y duchow e na pierw szym m iejscu. M ając to na uw adze, m usim y zaw sze p am iętać kim je steśm y : tw orzym y w yjątk o w ą grupę - lud, który Bóg kupił na własność dzięki krwi Jezusa.
obrze jest rozmyślać, szcze- L / go ln ie kiedy p rz y c h o d z ą kłopoty, o miłości, która wciąż pło
nie w sercu Ojca. On nie oszczędził nawet własnego Syna, ale Go za nas wydał. W tym zaw iera się nasza unikalna wartość i nasza identy
fikacja: pochodzą one od Chrystusa.
Jeśli nie wiesz kim jesteś, a już n a ro d z iłe ś się na now o, B ib lia ud zieli ci jasn ej odpow iedzi na twoje pytanie. Jesteś dziedzicem Boga, współdziedzicem Chrystusa, tym, którego Bóg obdarzył swoją wieczną miłością. Na miłość tę nie m usiałeś zasłużyć i nadal - bez względu na to jak ci się wiedzie - jesteś kochany. Nie patrz więc na siebie poprzez wykonywany zawód, lecz powiedz: "Jestem kimś w Jezu
sie; jestem tym, kim jestem dzięki Jego łasce".
Każdy człowiek stworzony został na Boży obraz i każdy w oczach Stwórcy posiada wartość. Jest tak cenny, że zostało ofiarowane za nie
go życie Bożego Syna. Tak więc żadna okoliczność nie może pozba
wić go tej wartości. Nie możemy poddawać się sytuacji.
Dla tych, którzy poczucie bez
pieczeństwa oparli na mocnym fun
damencie, na Bogu - utrata pracy nie staje się życiow ą tragedią. Z c a łą p e w n o śc ią je s t ona p ró b ą wiary, ale taka próba nie niszczy;
ona sprawia, że człowiek staje się silniejszy.
Źródłem pokoju i ufności dla chrześcijan jest Jezus. On obiecał, że nigdy nie zostawi nas samych.
Jest więc z tobą. Jeśli stoisz wobec problemu bezrobocia, On to widzi i nie jest bezsilny w tej sytuacji.
Z
bór, Boża rodzina, może wiele uczynić dla braci, których pozbawiono pracy. Nasza postawapomoże im zobaczyć Bożą miłość i Boże zainteresowanie ich życiem.
Osoby dotknięte przez bezrobocie, potrzebują zrozumienia, akceptacji oraz poczucia przynależności do wspólnoty. To co sądzi świat nie może zasłaniać prawdy, którą ma Boży lud.
Dlatego daj odczuć bezrobotnemu czy bezrobotnej, że zm iana ich społecznej i ekonomicznej sytuacji nie zmienia twojego szacunku dla nich. Podkreśl, że nadal są wspa
niałymi braćmi, siostrami, a Bóg chce zaspokoić ich potrzeby. Zaproponuj modlitwę. Istnieje wiele świadectw udowadniających, że wtedy Boża interwencja jest szybka i konkretna.
Częstokroć nowa praca jest nawet lepsza od tej, którą utracono.
Jeśli chcesz komuś pomóc, wskaż mu na Jezusa, ja k o Tego, który rozwiązuje problemy. Postaraj się, by przez Boże Słowo i modlitwę taka osoba nawiązała bliską społeczność z Duchem Świętym. Unikaj rozczula
nia się. Użalanie się, które czasem chcem y zaoferow ać ludziom , to fałszywa pomoc. Nie pochodzi od Boga. Jej źródłem jest przeciwnik.
Rozczulanie się i samoużalanie, to jaw ne uznanie faktu, że jesteśm y pokonani. Taka postawa skutecznie osłabia w iarę i spraw ia, że Bóg w ydaje się pozbaw iony mocy, mglisty i daleki. Tymczasem Biblia wyraźnie nazywa nas zwycięzcami, dodając, iż "zwyciężamy przez tego, który nas umiłował" (Rz 8,37). To Boże Słowo przyjęte do realizacji w naszym życiu musi zastąpić kłamst
wo. I Boże Słowo uczyni w naszym życiu cud.
1 eśli jesteś bezrobotny - nie ża
rn m artw i aj się, lecz przede wszystkim wzmocnij swoją relację z Panem. Przestudiuj to, co Pismo Święte ma do powiedzenia o tobie ja k o B ożym dzieck u . C hociaż świecki, czy “ludzki” punkt widze
nia może być inny, prawdę stanowi to jedynie, co mówi Pan. Aby zwy
ciężyć i znaleźć rozwiązanie prob
lemu - m usisz zgodzić się z B o
giem, całkowicie akceptując jego sposób patrzenia na ten problem.
ŚWIADECTWO
Zwolnienie z pracy spraw ia na ogół, że człowiek ma więcej wolnego czasu. Czas ten może być pożyte
cznie wykorzystany. Szukanie nowej pracy, modlitwa i studiowanie Słowa - z pew nością nie zajm ą ci całego dnia. Pozostanie jeszcze wiele go
dzin i wiele do zrobienia.
Zauważ, że ta sytuacja umożliwia ci udzielenie pomocy innym. Usłu
guj im według twoich możliwości i całym sercem . Szybko przesta
niesz czuć się nieprzydatny, zniknie p o czu c ie p u stk i, bo w każdym
Zwolnienie z p ra cy spraw ia na ogół, że człowiek m a więcej woł-
nego czasu. Czas ten m oże być pożytecznie wykorzystany.
zborze jest zawsze do wykonania jakaś praca. Zgłoś się do pastora i szczerze porozmawiaj z nim na ten temat. Możesz brać udział w ewan
gelizacjach, odw iedzać chorych.
“Na co natknie się twoja ręka, abyś to zrobił, to zrób w edług tw ojej możności” (Kazn 9,10).
Jeśli masz rodzinę, jest to okazja, by więcej czasu pośw ięcić teraz dzieciom, wykonać domowe napra
wy, a może odnowić i umocnić więź ze współmałżonkiem. To, że już nie jesteś zatrudniony w twym dawnym przedsiębiorstwie, nie musi wcale niszczyć relacji rodzinnych. Skoro zaufałeś Bogu i złożyłeś na Niego swoją troskę, On cię poprowadzi, pokazując w jaki sposób wykorzys
tać każdy dzień. Nie marnuj czasu, lecz szukaj Bożego Królestwa - n a j
p ierw , a potem będzie ci dodany nowy pracodawca.
H
isto ria m ężczyzny, który stracił posadę mając sześćdziesiąt lat je st praw dziw a. P ra
wdziwe też jest jej zakończenie: po kilku miesiącach czekania na Bożą odpow iedź, człow iek ten stał się odpowiedzią na modlitwę innych.
Jego nowe obowiązki zbliżały go do ludzi w ierzących i bardziej anga
żowały w życie zboru. Choć w pier
wszej chw ili zw olnienie z pracy wyglądało na tragedię, w rezultacie prow adziło do bardzo korzystnej zmiany.
Czasami zdarza nam się nie doce
niać tego, co posiadamy. Nierzadko musimy to stracić, a wtedy dopiero widzimy prawdziwą wartość danej rzeczy lub sytuacji. Tak właśnie może być z pracą która - chociaż uciążliwa - w istocie stanowi dla nas wielkie błogosławieństwo. Jeśli masz pracę, traktuj j ą jak Boży prezent, bądź wdzięczny i szanuj to, co otrzymałeś.
Szczególnie chrześcijanie powinni przykładać się do wypełniania obo
wiązków i starać, aby to, co robią wypadło jak najlepiej. Gdy sumien
nie pracują - tym samym składają świadectwo o Panu; ich zwierzchni
cy m ogą być pozyskani dla Chry
stusa bez długich wywodów.
W ten właśnie sposób powinni
śmy traktować naszą pracę zawodo
wą. Nie jest ona - sama w sobie - celem życia i nie przesądza o niczy
jej wartości. Mimo to stanowi wa
żny dodatek i jest drogą do pomno
żenia błogosławieństwa.
Jako dzieci Boże możemy naszą pracę wykonywać z radością. Mamy przywilej widzieć w niej nie mozół i utrapienie, lecz w ieczną wartość, która z powodu Chrystusa nie prze
mija. Każdego dnia prośmy Pana o pomoc, a wówczas do wszystkiego co robimy, On doda jeszcze coś od siebie. Praca, która wydaje ci się nu
dna, nieatrakcyjna, zyska w twoich oczach, gdy zaczniesz pracować z Je
zusem. Bóg chce, abyś wszystko co robisz, robił jak najlepiej i “nie tylko pozornie, aby się przypodobać lu
dziom”. Pracuj jako ten, który “boi się Pana”, a On zadba o to, by owoc twoich wysiłków przeszedł oczeki
wania. Do zmęczonych i zniechę
conych pracą Biblia kieruje słowa:
"Cokolwiek czynicie, z duszy czyń
cie, jako dla Pana, a nie dla ludzi, wiedząc, że od Pana otrzymacie jako zapłatę dziedzictwo, gdyż Chrystusowi Panu służycie" (Kol 3,23-24).
opracowanie redakcyjne
na podstawie “Pentecostal Evangel”
z sierpnia 1993r.
ychow ałem się w rodzinie chrześcijań
skiej. M oi rodzice uczęszczali do zboru i starali się wpoić swoim dzieciom zasady wiary. Przyszedł jednak czas, że sam zacząłem decydować o zasa
dach, którym chciałem być posłu
szny. Rodziców już nie słuchałem.
Nie słuchałem tego, co mi mówili.
Zacząłem prowadzić życie z daleka od Boga i wszystkiego, co mogło być z Nim związane. Uważałem, że Bóg jest mi niepotrzebny. Moja mama próbow ała ze m ną rozm aw iać.
Bezskutecznie. Później, gdy miałem już własną rodzinę, odpowiadałem jej: “Mamo, jeżeli chcesz żebym do ciebie przyjeżdżał, nie poruszaj ze mną takich tematów”.
Nie jestem pewien na ile to wów
czas rozumiałem, lecz dziś widzę wyraźnie, że rodzice nie przestali modlić się o mnie, a Bóg nigdy mnie nie zostawił. Jego ręka była nade mną w różnych sytuacjach. I choć wielo
krotnie musiałem sam płacić za swoje błędy, to jednak łaska Boża uchroniła mnie kilka razy od nieszczęścia.
Pamiętam jak pewnego dnia moje życie zostało przez Boga ocalone po prostu cudem. W hucie, gdzie pra
cowałem na składowisku żużlu, ober
wała się część ciężkiego urządzenia.
Było to jarzmo, które podnosi kadź pełną roztopionej miedzi. Spadło prosto na mnie, a ja... doznałem tylko potłuczenia biodra.
Pomimo tak cudownej ochrony, nie zw róciłem swych m yśli i swojej wdzięczności ku Bogu. Podobnie jak mamie zabraniałem mówić mi o Nim, tak też żonie zapowiedziałem, aby tego nie robiła, jeśli kiedykolwiek uwierzy. Było to w czasie, gdy żona, poznawszy moją rodzinę, zapragnęła zobaczyć jak to jest wśród chrześci
jan. Pozwoliłem jej wyjechać z dzieć
mi na kurs dla nauczycieli szkół niedzielnych. I właśnie wtedy zastrze
głem: “Gdy wrócisz, nie próbuj mnie przekonywać”.
Myślę, że podczas tego wyjazdu, Bóg zaczął pukać do jej serca. Po powrocie często prosiła: “Zawieź mnie do Legnicy na nabożeństwo”.
1
Bytem
nieuleczalnie chory
Spełniałem te życzenia, lecz sam nie wchodziłem do zboru. Nie zamie
rzałem odpowiadać Bogu na Jego pukanie do mojego serca. Postano
wiłem być twardy.
Nasze dzieci wychowywaliśmy po katolicku. Uważałem, że to wygodna religia. Nominalny katolik to ktoś często praktycznie niewierzący. Jeśli grzeszy, jest to powszechnie akcep-
I
Uważałem, że B óg je s t m i niepotrzebny.towane. I jakoś lepiej - jak mi się wówczas wydawało - być kimś takim, niż po prostu nie mieć żadnego zwią
zku z religią.
Do jesieni 1982 roku prowadziliśmy w miarę spokojne życie. Lecz oto nagle, na przełomie października i listopada nastąpił wstrząs. Planowałem właśnie zmienić pracę i myślałem, że w najbliższy poniedziałek pojadę do kopalni, aby to załatwić. Tymczasem wszystko potoczyło się inaczej.
W ciężkim stanie, z wysoką gorą
czką nieprzytomny - znalazłem się w szpitalu. Lekarz postawił najpierw błędną diagnozę, a po kilku dniach stwierdził, że to choroba płuc. Gdy przewieziono mnie do innego szpitala, mój stan zdrowia zaczął się jeszcze bardziej pogarszać. Najpierw przeży
łem zawał serca i musiałem spędzić dwa tygodnie na oddziale reanimacji.
Później okazało się, że nie mogę jeść -
z powodu zapalenia górnego odcinka przewodu pokarmowego.
W szpitalu odwiedzał mnie pewien brat, członek zboru w Legnicy.
Podczas jednej z w izyt zapytał wprost: “Kazik, jak twoje sprawy duchowe?” Oj, dawno już z nikim nie rozm aw iałem na taki tem at. Co miałem odpowiedzieć? Roztrząsanie tych rzeczy wydało mi się - jak kiedyś - zbędne. Mimo to poprosiłem :
“Módlcie się o wiarę dla mnie”.
Myślę, że jak na tamtą chwilę, słowa te były szczere. Nie miałem przecież żadnej wiary. Zbór zaczął regularnie wstawiać się o mnie, wołając zarówno o nawrócenie, jak i o zdrowie. W tym czasie moja żona nie była jeszcze w pełni oddana Bogu. Lecz ona także modliła się za mnie i uczęszczała na zborowe nabożeństwa. Według jej obserwacji istniała wyraźna zależność między moim samopoczuciem a modli
twą. W dniach, w których miały miejsce zgromadzenia modlitewne, czułem się zdecydowanie lepiej.
Ale stan mojego zdrowia nie uległ poprawie, a nawet systematycznie się pogarszał. Byłem chory na raka, ale nic o tym nie wiedziałem. Zatajono przede mną wyniki badań i rozpozna
nie lekarskie. Pamiętam, że pewnego dnia zapragnąłem dowiedzieć się, co mi właściwie dolega. Zaczęły męczyć mnie pytania: “Co ja tu robię, tu gdzie umiera tylu ludzi?” Istniała możli
wość zajrzeć ukradkiem do skiero
wań, które na stoliku leżały przed pokojem pielęgniarek. Skierowania te dotyczyły badań analitycznych wyko
nywanych co dwa dni. Obok butelek z moczem leżał cały plik kartek z wpisanymi nazwiskam i i rozpoz
naniem chorób. Wszystko to czekało zwykle na kogoś z laboratorium i przez ten czas stało na stoliku.
Wystarczyło więc zakraść się, znaleźć swoją kartkę i przeczytać.
Próbowałem tej drogi dwa razy.
Było to na początku choroby, kiedy miałem jeszcze nieco sił i jeździłem po korytarzu na wózku. W chwili, gdy trzymałem już skierowanie w rękce, obok mnie zjawiła się pielęgniarka.
Zabrała mi je. Za drugim razem byłem jeszcze bliżej celu: niemal trzymałem kartkę z moim nazwiskiem. Ale i
N asze dzieci wychowywaliśmy p o katolicku. Uważałem,
że to wygodna religia.
teraz pielęgniarka była szybsza. Od tego dnia nasze skierow ania nie pojawiły się już na korytarzu. Na
prawdę, było to Boże działanie. Pan ochronił m nie, abym nie wykrył prawdy o swej chorobie. On wiedział, że w tajemnicy przed wszystkimi pow ziąłem pew ien plan. M iałem ukrytą fiolkę z luminalem i myślałem:
“Jeśli zachoruję na raka, skorzystam z niej. Nie będę musiał się męczyć”.
13
Widziałem jak obok mnie ludzie umierają na raka płuc. Była to stra
szna śmierć, poprzedzona wielkim cierpieniem. O tym, że ja sam już prawie umieram - nie wiedziałem. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, w jakim jestem stanie. Traciłem siły, aż
I
Lekarze poinform owali Żonę, ze zbliża się śmierć.wreszcie nie mogłem nawet normal
nie mówić. Z moich ust wydobywały się tylko pojedyncze sylaby. Lekarze poinformowali żonę, że zbliża się śmierć. Dawali mi już niewiele dni życia. Ale zbór legnicki nadal bojował o mnie, modliła się moja siostra, ro
dzice i również moja żona.
Pewnego dnia choroba jakby stanęła w miejscu: nie było poprawy, nie było również pogorszenia. Wyniki badań pozostawały bez zmian, ale samopoczucie wydawało się lepsze.
Odwiedził mnie brat ze zboru i powie
dział krótko: “Pom odlim y się” . Poczułem wstyd: co powie mój sąsiad z pokoju, gdy ja zacznę się modlić? Co pomyślą pacjenci i personel szpitala?
Nie do wiary jak bardzo wiązał mnie wstyd wobec ludzi. Najważniejsze dla mnie było to, aby nie wypaść głupio!
Jednak ów brat nie zważał na moją niechęć. Zaczął się modlić, a kiedy skończył, mówi: “Teraz ty”. Co mia
łem robić? W modlitwie, pierwszy raz od dzieciństwa, zwróciłem się do Boga. Czułem, że w tamtej chwili coś przełamało się we mnie. Byłem szcze
ry i szczerze otworzyłem serce przed Panem.
I właśnie wtedy do pokoju wszedł mój współlokator. O dziwo: nie spe
szyło mnie to. Cały wstyd gdzieś zniknął, zapomniałem o ludziach i modliłem się. W ten sposób zrobiłem w kierunku Boga pierwszy krok. On miał mi się odwzajemnić całą serią całą lawiną kroków w moją stronę.
Od tego dnia moje zdrowie zaczęło się poprawiać. Żonie wyjaśniono, że jest to nonnalne zanim nastąpi koniec.
Tylko że ja jakoś nie umierałem. Mi
nęły już tygodnie od daty śmierci za
powiadanej przez lekarzy i nic. Byłem
coraz zdrowszy. Po ponad 3-miesię
cznym pobycie w szpitalu wreszcie wypisano mnie do domu. I dopiero w domu, kilka dni po powrocie, żona wyjawiła mi prawdę, dodając: “Dzię
kuj Bogu za życie”.
Jak to?! Byłem chory na raka?!
Nieuleczalnie chory, a teraz odzyskuję siły? O tak, miałem za co dziękować.
Oszołomiony tym co usłyszałem, próbowałem pojąć wydarzenia ostat
nich miesięcy. Przedtem żyłem na własną rękę, miałem swoją drogę, swoją filozofię i uparcie twierdziłem, że Boga nie potrzebuję. Ciężką pracą i kosztem wielu wyrzeczeń realizowa
łem moje pomysły. Przede wszystkim chciałem dojść do pieniędzy. Owszem, udało nam się kupić samochód.
Dalsze plany przerwał atak choroby, który zwalił mnie z nóg. Otarłem się o śmierć, ale potem zostałem przywró
cony życiu. To był cud.
Jakby stopniowo przeżywałem swoje nowe narodzenie. Bóg odkrywał przede mną prawdę “po kawałku”.
I trzeba było dłuższego czasu, aby ta prawda została we mnie ugruntowana.
M usiałem jeszcze wiele przejść.
Często byłem atakowany przez szatana. Przychodził w postaci takich oto myśli: “Jesteś grzesznikiem . Wyrzekłeś się Boga i On nie potrzebu
je ciebie. Umrzesz. Zostałeś skazany za życia”.
Te walki w moim umyśle trwały długo. Ale po wyjściu ze szpitala zacząłem czytać Biblię i Boże Słowo usuwało mrok. Razem z żoną i dzie
ćmi postanowiliśmy chodzić do zboru regularnie, rezygnując zupełnie z chodzenia do kościoła katolickiego.
W październiku 1983 r., rok po tym jak zachorowałem, żona i ja przyję
liśmy chrzest wodny.
Jestem szczęśliwy, że Bóg posłużył się moim uzdrow ieniem , ażeby dotrzeć do serc innych ludzi. Pewna młoda kobieta, lekarka, specjalistka od chorób płucnych, usłyszała o mnie od jednego z braci. Co ciekawe, dzie
wczyna ta miała właśnie odbyć prak
tykę pod kierunkiem mojej byłej dok
tor prowadzącej. Rozmawiałem z ową młodą kobietą mając okazję przed
stawić jej swoje świadectwo. Wspo
mniałem też, że choroba, która mnie niszczyła, była, z punktu widzenia medycyny, “ciekawym przypadkiem”.
W szpitalu została po mnie bogata
“dokumentacja” - wyniki badań, zdję
cia rentgenowskie. Z tym wszystkim owa młoda osoba miała okazję zapoz
nać się na praktyce. Uwierzyła. Dzisiaj jest chrześcijanką nawróciły się rów
nież jej mama i rodzona siostra.
Dziękuję Bogu za moje dwa życia:
to jedno fizyczne, i to drugie - ducho
we. Za drugie dziękuję Mu bardziej, bo to je st życie, które się nigdy nie skończy. Stopniowo wzrastałem w Panu, doświadczając Jego wszechstron
nej opieki. Doświadczyłem jej także pod względem materialnym. Tak ciężko było przedtem “dorabiać się”, tymczasem po moim powrocie z kliniki
C a ły w s ty d g d z ie ś z n ik n ą ł, z a p o m n ia łe m o lu d zia ch i m o d liłem się.
W te n s p o s ó b z r o b iłe m w k i e r u n k u B o g a
p i e r w s z y k r o k .
stwierdziłem, że nasza rodzina zaopat
rzona jest we wszystko, co było nam potrzebne. Nie zaznaliśmy biedy ani niedostatku, pomimo, że jeszcze przez pewien czas nie mogłem podjąć pracy i musiałem korzystać ze zwolnienia.
To nie znaczy, że życie człowieka wierzącego układa się “po różach”. Nie jest ono wcale takie bezproblemowe.
Lecz w porównaniu z tym, co musi przeżyć człowiek, który nie zna Boga, życie to jest o wiele łatwiejsze. Gdy chrześcijanin ma kłopot, może przyjść do Pana, wiedząc, że On mu pomoże.
Ja tak w łaśnie robię. Gdy czegoś potrzebuję, przypominam sobie, że Bóg przygotował wszystko, czego możemy potrzebować. Wyciągam wtedy moje ręce wiary i biorę od Ojca to, co On ma dla mnie i co chce mi dać. Każde dziecko Boże ma prawo wziąć w taki sposób. Ale dokąd ma udać się człowiek, który nigdy nie zaprosił Jezusa do swego serca?
Kazimierz Malinowski, USA
Ameryka. Przodujące mocarstwo. Liczy się w światowej polityce, w nauce, w g o sp o d a rce. D la w ielu lu dzi, szcze g ó ln ie żyją cych na wschodzie Europy, Stany Zjednoczone wydają się być przysłowiowym
“rajem na ziem i”. USA - to nowoczesne technologie, wysoki standard Życia, wolność, równość, gdy chodzi o praw a obywatelskie. M ało je s t m iejsc, k tó rych siła p r zy c ią g a n ia j e s t ta k ogrom na. P a trzą c na A m erykę, nie sposób nie zauw ażyć, że kraj ten należy do bardzo ublogoslawionych. Jednak p rzy wszystkich pozytyw nych osiągnię
ciach, rozwinęło się tu coś jeszcze: grzech.
W spółczesne a m erykań skie sp ołeczeń stw o trudno b yłoby nazw ać chrześcijańskim. Świadczy o tym ogromna liczba przestępstw krymi
nalnych, narkomania, homoseksualizm. Liczba morderstw, gwałtów i aborcji osiąga w USA rekordow e rozm iary. N iem oralne treści są często “eksportowane” poza granice kraju - w postaci film ów , p ro gramów telewizyjnych, literatury. A poniew aż - według obiegowych opinii - wszystko co pochodzi zza oceanu je s t “postępow e”, treści te wpływ ają rów n ież na k ieru n ek zm ian w naszym społeczeń stw ie i a k ce p to w a n e p r z e z n ie s ty le życia . Warto w ięc w ie d zie ć j a k na współczesną A m erykę p a trzą sam i A m erykanie. Interesują nas tu oczywiście opinie chrześcijan.
J
ed n ą z bardziej znanych postaci jest Dawid Wilkerson.Ten pastor, kaznodzieja, swego czasu powołany przez Boga do pracy wśród młodzieży z marginesu społecznego, autor książki “Krzyż i sztylet”, widzi
dziś wydarzenia, które zachodzą w Ameryce, jak prorok. To nie przy
padek, że w USA nasilają się kryzysy, rośnie bezrobocie, a rzeki występują z brzegów powodując niespotykane w historii powodzie. Niezwykłe wstrzą
sy pogodowe: klęski suszy, gradobi
cia, ulewne deszcze - to nie jakieś
“kaprysy przyrody”. Zdaniem Dawi
da Wilkersona, w ten sposób Bóg wyraża swoje niezadowolenie z tego, co dzieje się w Ameryce.
Jak to możliwe - pyta wielu opo
nentów powyższego stanowiska - aby Bóg, który jest pełen łaski i miłosier
dzia, spow odow ał tak straszliw e tragedie? Powódź, która w lipcu 1993 roku do tknęła środkow y zachód Stanów Zjednoczonych, pozbawiła dachu nad głową ponad 30 tysięcy ludzi. Z alany został obszar o pow ierzchni 17 tysięcy mil kw a
dratowych, a straty szacuje się na 10 m iliardów dolarów . W bilansie zniszczeń trzeba uwzględnić pozry
wane mosty, tysiące farm zamienio
nych w bagna, uszkodzone oczy
szczalnie ścieków, ujęcia wody pitnej.
Czy rzeczywiście - pytają niektórzy - wszystko to sprawił Pan i czy w ten sposób wypełniła się Jego wola?
Dawid Wilkerson odpowiada na , to pytanie odwołując się do Księgi A m osa: “ C hociaż to Ja w strzy-
15
foto: Mariusz Olszewski