• Nie Znaleziono Wyników

Światło : czasopismo poświęcone powieściom, nauce i sprawom bieżącym. 1909, T.2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Światło : czasopismo poświęcone powieściom, nauce i sprawom bieżącym. 1909, T.2"

Copied!
192
0
0

Pełen tekst

(1)

ŚWIATŁO

c z a so p is m o

poświęcone powieściom, nauce i sprawom bieżącym

wychodzi jako Dodatek do Juńago Dzwonka".

W ydawca i red ak to r: Ks. M arceli D ziurzyński.

R ocznik I. — T o m II.

(za d ru g ie p ó łr o c z e 1909 r.)

K R A K Ó W .

N a k ł a d e m K s . M . D z i e r ż y ń s k i e g o .

(2)

7 P

« U ° ,THę

m Ą

v N ,v - ^ ^ ‘AaEL‘7

C«AC0 VlEN8 lf.

Z drukarni Z w iązkow ej w K rakow ie, pod zarząd em A. S z y je w sk ie g o .

(3)

SPIS RZECZY.

Stronica Na co o ś w i a t a ...2, 21, 37, 49, 65

Rzem iosło w artem je s t z ł o t a ... 5

Jerozolim a i jej okolice . 8, 25, 40, 56, 73, 86, 120, 167, 134, 146, 180 Piosnka dziewczyny ( w i e r s z y k ) ... 12

Czem gasić pragnienie? ... 12

H istorya pijaka ... 17

Moje szczęście ( w i e r s z y k ) ... 24

Figle staropolskie ... 33

Z g o s p o d a r s t w a 44, 60, 158, 174, 191 Szkolnictwo w J a p o n i i ... 45

Zwyczaje w eselne w Księstwie Ł o w i c k i e m ... 51

S en Szm ula ... 55

Ksiądz P iotr Skarga i m u r a r z ... 60

Św. Franciszek S e r a f i c k i ... 67, 84, 104, 113 Dwaj p u łk o w n ic y ... 70

H istorya d z w o n ó w ... 79

Juliusz S ł o w a c k i ... 8-1 R ozsądna u w a g a ... 90

P otom stw o p i j a c z k i ... 97

Lilia W e n e d a ... 98

Syn i m atka, czyli dom yślność s e r c a ... 106

Miód jako lekarstw o . . ... 109

U c ie c z k a ... 117

Nie pogardzaj (wierszyk) . . . ... 125

O statnie chwile T adeusza K o ś c iu s z k i... 125

Słów kilka o robotnikach polskich w Ameryce . . . . 130

Duch m a t k i ... 131

W ojna w p o w i e t r z u ... 139

Obsługa dom ow a na z a c h o d z i e ... 141

Jak się żywią r o ś l i n y ... 143

(4)

Co robić w jesieni i w zimie ... 145

Psie pole ... 153

Złote myśli i z d a n i a ... 155

Sejm polski w A m e r y c e ... 155

Przem iana s o c y a li s t ó w ... 157

W ażne słow a Ojca ś w i ę t e g o ... 161

Kościół św. M i c h a ł a ... 162

Cesarz i p u s t e l n i k ... 171

Rodzice n a w r ó c e n i ... 171

Chodźmy do J e z u s a ... 177

Kolenda ( w i e r s z y k ) ... 179

Zdanie Am erykanina o P o l a k a c h ... 183

\ j Skutki nauki bez religii ... 184

O krucieństw a Anglików i B e l g i j c z y k ó w ... 185

Katolicyzm w J a p o n i i ... 185

Ludność m iast ... 185 R óżne rady pożyteczne ... 78, 92, 159, 187 R o z m a i t o ś c i ... 15, 30, 46, 62. 93, 110, 126, 143 Z hum orystyki (Figle i żarty) . . 16, 32, 48, 64, 80, 96, 112, 176

(5)

Rocznik I. Kraków I-go lipca 1909. (Półrocze ll-gie) Nr. 1.

ŚWIATŁO

pismo powieściowe i popularno-naukowe

wychodzi d w a r a z y w miesiącu, dnia i i 15-go.

jako dodatek do „Nowego D zw onka".

„ ś w ia tła 11 o s o b n o prenumerować n i e m o ż n a — tylko razem z N o w y m D zw o n k ie m .

„N ow y D zw onek11 razem z „Św iatłem *5 kosztuje na pól r o k u : 2 korony 50 hal. — Do NIEMIEC półrocznie: 3 Marki. —

Do AMERYKI na pół roku I dolar.

ADRES: Redakcya „NOWEGO DZWONKA11 w Krakowie ul. Powiśle 12.

Od w ydaw nictw a.

N i e r a z w miesiącu, jak zapowiedzieliśmy — ale dwa razy w miesiącu, to jest dnia 1 i 15-go, czyli do każdego num eru Nowego Dzwonka dodawać będziemy

Ś w ia tło ,

aby Szan. Czytelnicy nie potrzebowali czekać cały miesiąc na to pismo, lecz mieli je razem z Nowym Dzwonkiem.

Z pojedynczych numerów Światła da się z końcem półrocza złożyć książka, która ze względu na swą treść p o w i e ś c i o w ą i n a u k o w ą , ma w artość i na przyszłość.

Prócz tego dajemy darmo książkę:

N a sz a ST&ar- b n ic a

każdemu, kto s o b i e t e r a z o d l i p c a na to drugie półrocze zaprenumeruje Now y Dzwonek razem ze Światłem i nadeśle jako p ó ł r o c z n ą prenum eratę: 2 ko­

rony 50 halerzy.

Prosimy o r y c h ł e nadsyłanie powyższej prenum eraty i o rozszerzanie naszych pism między znajom ym i!

Adresować trzeba do Redakcyi „Nowego Dzwonka"

w Krakowie ul. Powiśle 12.

(6)

N a co o ś w i a t a ?

Serce każdego dobrej woli człowieka cieszy się i ra ­ duje, gdy spostrzega ludzi w gruncie duszy religijnych i uczciwych, garnących się chętnie do nauki i oświaty, zasięgających rady u osób światlejszych i roztropnych, słu­

chających przestróg i upomnień zbawiennych, czytających książki pobożne i pożyteczne, starających się nietylko o do­

bro. własne, ale też dzieci i sług swoich. Lecz tak szczę­

śliwych u nas mało; wszędzie bowiem widzimy więcej cie­

mnych i niemądrych, niż m ądrych i światłych.

Brak zdrowej oświaty wśród ludu naszego i u mało- mieszczan czuć się daje prawie na każdym kroku. Same nadużycia, oddawna między nami zakorzenione, niektóre zwyczaje, nałogi, zabawy, sposoby radzenia sobie w nie­

doli i trudnych okolicznościach życiowych — dowodzą przekonywująco, że jeszcze w bardzo wielu głowach oświata

nie rozjaśniała.

Czemu tak? Bo nasz lud, nasz małomieszczanin i ro ­ botnik wznacznej części nie widzi potrzeby nauki, nie poj­

muje jej błogich skutków i ma jakieś mylne wyobrażenia o oświacie. Sądzą jedni, że nauka zajmuje się rzeczami choć ciekawemi, ale nie koniecznie potrzebnemi dla ludzi z pracy ręcznej żyjących.

Drudzy znów mniemają, że to wszystko, co się dru­

kuje, służy tylko dla przyjemności i zabawki osobom wyż­

szych stanów, a prostaczków wcale nie dotyczy. Tym cza­

sem wszyscy, którzy tak myślą, błądzą i strasznie się mylą.

N auka nie zajmuje się lichemi i próżnemi rzeczami, lecz waźnemi i poźytecznemi. Oświata, z nauki płynąca, jest niezbędnie potrzebna nietylko ludziom pańskiego uro­

dzenia i wyższych stanów, lecz także mieszczanom, wło­

ścianom i robotnikom choć najbiedniejszym; nigdy ona w niczem człowiekowi nie przeszkadza, a do wszystkiego pomocna, bo jest tem dla rozumu, czem światło dja oczu.

Należycie i gruntownie nabyta nauka kształci i do­

skonali człowieka, zbliża go do Pana Boga i czyni najuży­

teczniejszym członkiem społeczeństwa i Ojczyzny.

* *

(7)

Nr. 1 Ś W I A T Ł O 3 O ś w i a t a , czyli kształcenie rozumu, j e s t t o n a b y ­ w a n i e p o ż y t e c z n y c h w i a d o m o ś c i w tym celu, byśmy mogli coraz więcej podnosić się do Pana Boga, ciągle się doskonalić i stać się dobrymi członkami społe­

czeństwa. A by to lepiej pojąć, trzeba wiedzieć, że każdy człowiek posiada rozum, od Boga dany nie napróżno, lecz dla rządzenia się nim stale, zawsze i zgodnie we wszyst­

kiem z wolą Bożą. A ponieważ rozum gnuśniejąc, traci swe światło i staje się stekiem błędów, przeto wzbogacać go wiadomościami pożytecznemi jest naszym koniecznym obowiązkiem.

O tej sprawie może każdy, acz najprostszy człowiek tak myśleć: jeżeli mam oko do patrzenia, ucho do słysze­

nia, ciało, które winienem żywić i odziewać, to czyź rozum, ten wielce szacowny dar Boski może leżeć odłogiem? czy mogę pozostawić go bez żadnego ćwiczenia? Nie mogę.

Owszem, muszę kształcić go i rozwijać, dostarczać mu od­

powiedniego pokarmu, tem bardziej, że przez grzech pier­

worodny jest on przyćmiony.

Zaiste, wiemy z Pisma świętego, że pierwszy człowiek był stworzony zupełnie doskonałym, mógł więc łatwiej różne wiadomości pojmować; skoro zaś zgrzeszył, skaził siebie i wszystkich swych potomków. O dtąd rozum ludzi został znacznie przyćmiony i przez to samo mniej zdolny do poznawania prawdy i różnych rzeczy. Z tego powodu wszyscyśmy powinni dokładać największego starania, żeby poprawić w sobie to zepsucie i uzdolnić się do nabywania wiadomości i umiejętności sobie potrzebnych czyli oświaty.

Oświatę daje nauka, której twórcą jest sam tylko Bóg, jak o tem wyraźnie Pismo święte mówi: « P a n d a m ą d r o ś ć , a z u s t j e g o r o z t r o p n o ś ć i u m i e j ę- t n o ś ć » . (Przyp. 2, 6). Ze zaś w istotnej swej świętości nienawidzi występku, a w nieskończonej mądrości brzydzi się wszelkim błędem, więc nauka, jako od Niego pochodząca, jest rzeczą godziwą, dobrą i potrzebną.

Pod wyrazem «n a u k a » rozumieć należy wszelaką umiejętność, zarówno w rzeczach duchownych i świeckich, zarówno w rzeczach fizycznych jak moralnych. A chociaż rozmaite są nauki, wszystkie jednak dążą do odkrycia prawdy, nawzajem sobie dopomagają i, podnosząc coraz

(8)

wrodzoną szlachetność człowieka przez kształcenie jego ro ­ zumu, zbliżają go coraz bardziej do najwyższego wzoru wszelkiej mądrości, do Boga. Trzeba tylko nabytej nauki używać na cel dobry, a mianowicie: na chwałę Bożą, na postęp w cnocie i na pożytek bliźniego.

Nauka, im dokładniej oświeca rozum człowieka, tem więcej go do Boga zbliża, gdyż tem pewniej wskazuje: co ma czynić, a czego się wystrzegać, nakłania zmysły i po­

budza chęć do dobrego, ćwiczy i wzbogaca pamięć. Przy­

taczam tu zdanie uczonego Bakona: «Mało nauki oddala od Pana Boga».

Niegdyś nauka ludzi, po lasach wałęsających się oswo­

iła, zaprawiła do pracy, zgromadziła w jedność i uczyniła z nich porządne, bogate, kwitnące narody i państwa.

Niema żadnego stanu ani zawodu, w którym by nauka pom ocą dla ludzi nie była. O na panującym w narodach daje wskazówki rządzenia, rycerstw u umiejętość szlachetną, rzemieśnikom doskonałość w kunszcie, rolnikom sposób rozumnego gospodarowania, ubogim uczciwy zarobek na kawałek chleba.

Każdy człowiek umysłowo wykształcony, w jakim bądź stanie i położeniu znajduje się, jest podobny do po­

dróżnego, który dokładnie znając, kędy ma podążać nie­

chybnie do zamierzonego kresu przybywa. Nieuka zaś można przyrównać do ślepego, który nie inaczej idzie, tylko omackiem; czyni on tysiące kroków fałszywych i niepo­

trzebnych, błądząc bezustannie; najłatwiejsze rzeczy stano­

wią dlań nieprzezwyciężone trudności.

Nasz Zbawiciel powiedział, że k t o w c i e m n o ś c i c h o d z i , n i e w i e , k ę d y i d z i e . (Święty Jan 12, 35).

Kiedy człek w nocy wejdzie bez świecy do izby, dużo się namęczy i czasem głowę lub rękę sobie tłucze, nim znaj­

dzie to, czego szuka.

Również każdy człowiek na tym świecie bez oświe­

cenia nieraz nie da sobie rady, namęczy się, przypłaci do­

statkiem, zdrowie i spokój serca utraci zwłaszcza w zda­

rzeniach nieprzewidzianych. S tąd też nie dziw, jako często słyszymy, że ten ciemny a ta nieumiejętna zbłądzili z drogi życia i wpadli w przepaść zatracenia.

( Ciąg dalszy nastąpi).

(9)

Nr. 1 Ś W I A T Ł O 5

Rzemiosło w a r t e m jest złota!

Było to zimą roku 1785. Słońce chyliło się ku za­

chodowi. W wspaniałej komnacie starego zamku książąt francuskich Burbonów znajdowały się dwie osoby, żywą zajęte rozmową.*

Był to hrabia Dorny i syn jego Emil. Obydwaj przy­

sunęli sobie krzesła do kominka na którym jasny płonął ogień, stary hrabia siedział pochylony, jak gdyby smutny, podczas kiedy Emil śmiał się wesoło i swobodnie. Ubrania ojca i syna świadczyły o wielkiem ich bogactw ie; i rze­

czywiście, hrabia Dorny był najmajętniejszym obywatelem na całą okolicę. Starszy jego syn Edw ard miał objąć póź­

niej dobra jego, młodszy zaś Emil skrom ny miał tylko m a­

jątek.

Dziś właśnie rozmawiał stary hrabia z Emilem o jego przyszłości. W staroszlacheckich rodzinach bywało zwykle tak, że starszy syn dziedziczył posiadłości, młodszy zaś wstępował albo do wojska, albo do służby dworskiej, albo też do zakonu.

— Wiesz, mój synu — mówił hrabia — że sam musisz sobie zdobyć przyszłość! Oprócz wolnego mieszka­

nia w zamku masz kilkanaście tylko tysięcy franków....

— W iem o tem — przerwał Emil, — ale ja nie zważam na zaszczyty i m ajątk i! Są to rzeczy znikome i przemijające!

— Tak, tylko że ty musisz na nie zważać, bo sam nic nie masz! Czem więc chcesz zostać? Oficerem czy też księdzem ?

— Ani tem, ani tem — mój ojcze!

— Chcesz zatem siedzieć na zawsze w zamku, zado­

wolić się małemi procentam i i ślęczeć nad książkami?

— Nie — chciałbym najchętniej wyuczyć się jakiego rzem iosła!

— R zem iosła! — zawołał hrabia przerażony. — P raca nikogo nie hańbi, i nie można nigdy wiedzieć, co nam przyszłość przyniesie! — Jakie rzemiosło podoba ci się naj­

więcej ?

— S to larstw o ! — W iesz ojcze, że będąc dzieckiem miałem juz bardzo wielkie zamiłowanie w wykrawaniu

(10)

różnych przedmiotów z drzewa. Byłeś nam zawsze dobrym ojcem i mam nadzieję, że nie odmówisz mej prośbie — dodał Emil, całując gorąco rękę ojca.

H rabia zamyślił się na chwilę.

— Zgadzam się na wszystko, — rzekł nareszcie. — Nie wiem, czemubym ci miał zabraniać tego, co ci taką przyjemność sprawia, że jednak jako hrabia D orny nie możesz iść w naukę do pierwszego lepszego stolarza, przeto poproszę starego Jakóba, aby się na pewien czas przeniósł z miasteczka do zamku i wyuczył cię tutaj swego rzemio­

sła. W lewem skrzydle zamku możesz, sobie urządzić warsztat.

—- Dziękuję ci ojcze z całego serca — zawołał Emil uradowany — uszczęśliwiłeś mnie tem więcej, niż sam może m yślisz!

W tejże chwili wszedł Edw ard do pokoju.

Był to piękny, wytworny młodzieniec, o twarzy d u ­ mnej i wyniosłem spojrzeniu.

— Powodziło ci się na polowaniu? — spytał go oj­

ciec, patrząc z upodobaniem na syna.

— O i j a k ! — zawołał Edw ard i otworzył torbę my­

śliwską. — Są tu zające i kuropatwy, memu strzałowi żadna nie ujdzie zwierzyna.

— Tak, tyś najlepszy strzelec, jakiego znam! Znako­

mity jeździec i równie dzielny szerm ierz! Prawdziwy rycerz z cieb ie! Jak dobrze, że jesteś starszym moim synem — twój brat nie ma takich arystokratycznych skłonności.

— Emil powinien zostać księdzem — rzekł Edw ard lekceważąco.

— Ale ja niestety nie mam żadnego powołania do stanu duchownego — zaśmiał się Emil wesoło.

— On nie chce być ani oficerem, ani dworzaninem, ani księdzem — westchnął stary hrabia. — Wiesz, czem chce zostać?

— No i czem? — odparł Edward, rzucając się na krzesło.

— Rzem ieślnikiem !

Edw ard własnym nie dowierzał uszom.

— Ależ to o k ro p n e ! — krzyknął, — jak może się szlachcic tak poniżać!

(11)

Nr. 1 Ś W I A T Ł O 7

— O poniżaniu się niema tu mowy, bracie — rzekł Emil łagodnie. — W szyscy jesteśm y do pracy stworzeni, chodzi tylko to, w jaki sposób pracujemy! P raca uszla­

chetnia człowieka...

— Przecież nie pozwolisz na to, ojcze — przerwał Edw ard gwałownie.

— Czemu nie? Przyznaję, że i mnie się to nie bardzo podoba, ale nie widzę w tem nic nie uczciwego — odpo­

wiedział hrabia. — Skłonności są rozmaite, a zresztą Emil młodszym jest synem. Wiesz Edwardzie, że nie stawiałem wam nigdy oporu, gdy chodziło o rzeczy dozwolone!

Stary stolarz Jakób zamieszkał więc w zamku i zna­

lazł w Emilu bardzo pilnego i gorliwego ucznia, a po kilku latach był hrabia Emil Dorny jednym z najbieglejszych sto­

larzy i tokarzy w Paryżu. Najpiękniejsze meble z zamku i wszelkie ozdoby w kaplicy jego było dziełem, a wszyscy arystokraci kupowali u niego za drogie pieniądze rozmaite meble. Edw ard szydził z brata, jeźd?ił na polowania, pił, grał w karty i tracił pieniądze, jak mógł.

I tak nadszedł pam iętny rok 1793. Stary hrabia nie doczekał już wszystkich okropności rewolucyi, synowie jego ratowali się jedynie ucieczką. W szyscy prawie arystokraci uciekli do Anglii, a będą przyzwyczajeni do zbytków i bezczynności, nie wiedzieli, jak sobie zapracować na ży­

cie. Popadli więc w najokropniejszą n ę d zę !

I wtedy jeden szlachetny człowiek zlitował się nad nimi i zajął się ich losem z prawdziwem poświęceniem sa­

mego siebie.

Był to hrabia Emil Dorny, który jako zręczny sto­

larz i tokarz znalazł wnet miejsce w jednym z najpiękniej­

szych składów w Londynie. Dochody, jakie miał, zapewniały nietylko jem u samemu życie bez troski, ale nadto pozwa­

lały mu wspierać hojnie nieszczęśliwych rodaków.

Mianowicie Edw ard potrzebował nieustannie jego po­

mocy. Nie umiejąc się zająć żadną pracą, byłby umarł z głodu, gdyby nie brat, z którego dawniej tak szydził!

W stydził się teraz swej dawniejszej złośliwości i uznał sam, że ani jego umiejętność w strzelaniu, ani w konnej jeździe, ani w fechtowaniu nie byłaby go uratow ała od śmierci głodowej.

(12)

Kochany i szanowany przez wszystkich, którzy go znali, przepędził Emil lata wygnania w dostatkach i szczę­

ściu, mając to przeświadczenie, ie może innym pomagać.

Gdy po śmierci b rata odziedziczył później rodzinne majątki we Francyi, nie zaniedbał wcale swego rzemiosła. W zam ku miał zawsze jeszcze swój w arsztat i każdą wolną chwilę przepędzał przy heblu. A gdy się ożenił i gdy Bóg go dziećmi obdarzył, zabierał je z sobą do ulubionego warsztatu i opowiadał im o rzemiośle, które mu tyle szczęścia dało.

Nauczał synów, aby nigdy nie gardzili rzemieślnikami, i za­

chęcał ich w młodych już latach do pracy i pilności.

Na rzemiośle spoczywa błogosławieństwo Boskie — je uświęcić pracą rąk swoich w warsztacie ciesielskim swego opiekuna, św. Józefa.

Jerozolim a i jej okolice.

W sp om n ienia z polskiej pielgrzym ki 1907 r.

(C iąg dalszy).

IV. Ogrojec.

Po ustanowieniu Najświętszego Sakram entu Ołtarza i pożegnaniu się z Apostołami, opuszcza Pan Jezus W ie­

czernik i udaje się z nimi przez potok C e d r o n do O g r o j c a , aby się tam — według zwyczaju swego — wieczorem pomodlić. Towarzyszmy w duchu Panu naszemu i przypatrzmy się temu świętemu miejscu. Zaznaczyć je­

dnakże muszę, że Pisma św. z rąk wypuszczać nie możemy, bo jeśli, gdzie, to przy opisie pam iątek męki Pana Jezusa jest ono nam niezbędnie potrzebne, gdyż w niem jest za­

warta historya Jego cierpień, a ja chciałbym i miejsce wskazać, opisać.

1. O g r o j e c lub ogród G e t s e m a n i (znaczy: tłocznia oliwy) jest cząstką — góry oliwnej, leży na jej stoku 50 metrów na wschód od potoku Cedronu, a około 500 me­

trów od murów miasta. Dawniej znajdował się to folwark Getsemani. Zapewne ogród jako i folwark odebrał nazwę od tłoczarni owoców oliwnych, w które ta góra niegdyś

(13)

Nr. 1 Ś W I A T Ł O 9 bardzo obfitowała, dlatego i ją nazwano g ó r ą o l i w n ą . W 1669 roku nabyli ogród Getsemani 0 0 . Franciszkanie, później go nieco zwiększyli tak, że obecnie wynosi 52 me­

trów długości, a 50 szerokości.

Jest to więc prawie kwadratowy pięknie i starannie utrzym any o g ró d ek ; ozdabiają go kwiaty na pięknych klombach lub koło ścieżek. W 1 8 4 7 -roku otoczyli go Oj­

cowie murem 2 i pół m etra wysokim, aby uchronić staro ­ żytne drzewa oliwne przed zniszczeniem. Okazała się po­

trzeba otoczenia tych drogich pam iątek wysokim murem nie tyle z obawy znieważania, jak raczej dla zapobieżenia niewłaściwej pobożności pielgrzymów, którzyby i drzewa i kwiaty z Ogrojca na pam iątkę porozbierali. Lecz i mur nie dosyć zabezpieczał tych pam iątek 0 0 . Franciszkanów, musieli się wystarać u Stolicy Apostolskiej, że pod k l ą ­ t w ą k o ś c i e l n ą (ekskomuniką) nie wolno nikomu z ogrodu Getsemani zabrać, najmniejszej rzeczy, jak listka z drzewa kwiatka lub kamyka.

Przy wstępie do Ogrojca uprzedzono nas o tej klątwie.

Samym tylko 0 0 . Franciszkanom przysługuje prawo zozda- wania pam iątek z tego miejsca świętego. Żeby zadosyć- uczynić pobożnemu życzeniu i pragnieniu pielgrzymów, rozdawał nam braciszek zakonny, kiedyśmy parami cho­

dzili po ścieżkach ogrodu Getsemani, i głośno odmawiali cząstkę bolesną Różańca świętego, rozważając te słow a:

« K t ó r y s s i ę z a n a s k r w i ą p o c ił...» kwiatki tu kwi­

tnące i obrazek Pana Jezusa konającego w Ogrojcu z li­

ściem starożytnego drzewa oliwnego. Przyjęliśmy z wielką czcią i radością te święte pamiątki, żeby zabrać i przecho­

wać w naszych domach ojczystych.

W roku 1873 zaprowadzili Synowie św. Franciszka na wewnętrznej ścianie Ogrojca piękne stacye drogi krzyżowej, a w roku 1879 umieścili pod daszkiem kopulastym obraz Pana Jezusa konającego w Ogrojcu. Jest to śliczna płasko­

rzeźba, wykonana na kararyjskim marmurze dzieło rzeźbia­

rza Torelliego, dar W enecyi.

Na wzmiankę zasługuje jeszcze w Ogrojcu 8 bardzo starych drzew oliwnych, które według tradycyi miały być świadkami modlitwy i konania tam Jezusa na tem miejscu.

Mają 5 — 6 metrów w obwodzie, najgrubsze nawet do 8 me­

(14)

trów.... Lubo są bardzo grube, przecież nie wysokie, we­

wnątrz prawie zupełnie puste, mają jednak gałęzie i wy- dawają owoce. Ojcowie Franciszkanie oliwę z tych drzew starożytnych zbierają do flaszeczek, z pestek robią Różańce, z opadających gałązek robią krzyżyki, a suche listki przy­

lepiają na obrazki, które rozdawają pielgrzymom.

Nie chcę się wdawać w możliwość i krytykę pobożnej tradycyi, czy te starożytne drzewa istotnie pochodzą z cza­

sów Pana Jezusa. W spom nę tylko, że główny i najważ­

niejszy zarzut przeciwników tej tradycyi nie da się utrzy­

mać. Opierają się oni na J ó z e f i e , historyku żydowskim (Woj. żyd. VI., I.), który powiada, że cesarz Tytus polecił po­

wycinać wszystkie drzewa koło Jerozolimy na odległość czte­

rech godzin drogi, aby mu w obleganiu miasta nie prze­

szkadzały ; toż samo miał później uczynić cesarz H adryan (135 roku po Cli.). Lecz góra oliwna leży zbyt blizko mu­

rów miast, bo około 400 -- 500 metrów, żeby trzeba drzewa oliwne i to w s z y s t k i e b e z w y j ą t k u pow ycinać; ró­

wnież i o tem pam iętać należy, że drzewa oliwne odra­

stają z korzeni, podobnie, jak n. p. nasze wierzby.

Gdybyśmy więc naw et przypuścili, że Rzymianie w cza­

sie oblężenia Jerozolimy powycinali w s z y s t k i e drzewa oliwne w Ogrójcu, to przecież nie mamy najmniejszego po­

wodu przypuszczać, że powyrywali zarazem i korzenie tych drzew z ziemi, aby już nie odrosły. Przypuszczać przeto słusznie musimy, że w cieniu tych drzew oliwnych przebywał nieraz Pan Jezus z uczniami swymi, tu często wieczory i noce na modlitwie przepędzał, a już stanowczo twierdzimy, że w każdym razie obecne drzewa są odro­

ślami z korzeni tych drzew, k tóre były świadkami jednej z najrzewniejszych chwil życia Chrystusowego, przed­

śmiertnej Męki i konania Syna Bożego, twierdzimy, że ich korzenie są zroszone łzami i Krwią Najświętszą Boga-Czło-

wieka na ziem i!...

O gród Getsemani leży w zaciszu, zabezpieczony przez górę Morya i Syon przed wschodnimi i zachodnimi wia­

trami, to też zawsze, nawet w grudniu i styczniu, jest poJ kryty zielenią i kwiatami. Ogrodnikiem jest braciszek za­

konny, który staranie i z wielkim pietyzmem utrzymuje to święte miejsce.

(15)

Nr. 1 Ś W I A T Ł O

W Ogrojcu napotykam y rozmaite kwiaty, jak tulipany, hyacenty, rozmaryny, gwoździki i czerwone nieśmiertelniki, które nazywają « K r w i ą M e s y a s z a » . Miło, przyjemnie jest obecnie w Ogrojcu; woń i zapach kwiatów roztacza się do­

koła; Ogrojec stał się ożywczą oazą, rajem, wśród pu­

styni, rażąco bowiem odbija od swego sm utnego otoczenia, od skwaru słonecznego wypalonej ziemi i od doliny Józefata otoczonej po obydwóch stronach cmentarzami. Miejsce więc sm utku i boleści Zbawiciela jest obecnie przyjemnem i mi- łem, jakoby było znakiem, że i Jego Męka przyniosła nam pożądane wesele zbawienia!

Ogrojec znajduje się niedaleko za miastem, w zaciszu i ustroniu; hałasy i gwary miasta do niego nie dochodzą, dlatego nadaje się bardzo na modlitwę i rozmyślanie. To tez było zapewne powodem, że Pan Jezus Ogród Getsemani tak ukochał i w nim się zazwyczaj wieczorami modlił,' jak to wyraźnie zaznacza Ewangelista: «I w y s z e d ł s z y (Je­

z u s z wieczernika), s z e d ł w e d l e z w y c z a j u n a G ó r ę O l i w n ą ; a z a n i m t e ż s z l i i uczniowie*. (Łk. 22, 39).

Również przestrzeń i odległość miejsc poszczególnych zgadza się dokładnie z opisem Ewangelistów. Święty Marek w te słowa opisuje te ostatnie chwile i ostatnią modlitwę Pana Jezusa w Ogrójcu. «I p r zy s zl i d o f o 1 w a r k u , k t ó ­ r e m u i m i ę G e t s e m a n i , i r z e k ł u c z n i o m s w o i m : s i e d ź c i e t u , aż s i ę p o m o d l ę . I w z i ą ł z s o b ą P i o ­ t r a i J a k u b a i J a n a i p o c z ą ł s i ę s t r a c h a ć i t ę ­ s k n i ć s o b i e i r z e k ł i m: S m ę t n a j e s t d u s z a m o j a a ż d o ś m i e r c i , z o s t a ń c i e t u , a c z u wa j c i e. A o d ­ s z e d ł s z y m a ł o (na rzut kamienia) p a d ł n a z i e m i ę i m o d l i ł s i ę , ż e b y g o d z i n a , j e ź l i m o ż e b y ć o d e ­ s z ł a o d n i e g o . I m ó w i ł : A b b a , O j c z e w s z y s t k o t o b i e j e s t p o d o b n o , p r z e n i e ś o d e m n i e t e n k i e ­ l i c h , a l e n i e t o . c o j a c h c ę , a l e c o ty. I p r z y ­ s z e d ł i z n a l a z ł i c h ś p i ą c y c h i r z e k ł P i o t r o w i : S z y m o n i e s p i s z ? N i e m o g ł e ś c z u w a ć j e d t i e j g o ­ d z i n y ? C z u w a j c i e i m ó d l c i e s i ę , b y ś c i e n i e w e ­ s z l i w p o k u s z e n i e . . . . * (Mr. 14, 32 —38).

Naprzeciwko wejścia do Ogrojca pokazują płaską skałę, na której kilka osób wygodnie może się pomieścić; tu miał — według tradycyi — Zbawiciel zostawić Apostołów)

(16)

mówiąc do nich: « s i e d ź c i e t u , a ź s i ę p o m o d l ę » . jakie dziesięć lub dwanaście kroków w południowym kie­

runku od tej skały wskazują miejsce (rodzaj absydy), gdzie Judasz pocałunkiem zdradził P ana i Mistrza swego. W pół­

nocnej zaś stronie na «rzut kamienia» od Ogrojca znaj­

duje się G r o t a K o n a n i a Pana Jezusa. W spom niem y nieco dokładniej o niej.

( Ciąg dalszy nastąpi).

PIOSNKA DZIEWCZYNY.

Nie pójdę ja za dziedzica, Bo ja swego Błażka wolę Dyć to chłopak kiejby świeca, Jak wyjedzie orać w pole;

Gdy ma nową kamizelę Kiej mu czapka kipi z ucha,

Czy to w karczmie, czy w kościele, Gdzie takiego szukać zucha?

Niech tam sobie miejskie dziewczę Nosi szaty ze szlachecka,

Mnie się państw a wcale nie chce, W olę mego parobeczka,

Bo mi wiejska szata miła, I nieznane wiejskie sztuki, Jak w sukmanie babka była, T ak w sukmanie będą wnuki.

Czem gasić pragnienie?

W nadchodzącej porze upałów, kiedy to przy sianie, przy żniwie, lub innych pracach dużo się potu wylewa, nie­

jeden zadaje sobie pytanie, czem gasić pragnienie ?

Każdy wie o tem, że najlepszą jest czysta, zimna woda źródlana, przy której tyle tylko zachować należy ostrożności, aby jej nie pić wiele naraz zwłaszcza, gdy ktoś jest bardzo spocony; może bowiem sprowadzić cho­

(17)

Nr. 1 Ś W I A T Ł O 13 robę Nie zawsze jednak ma się na zawołanie dobrą wodę źródlaną. Na polach rozległych, albo łąkach oddalonych nieraz daremnie się pragnie szklanki czystej wody.

W ówczas to ludzie piją wodę z rowu, błotnej sa­

dzawki, lub dołka jakiego na łące, a to jest wielce szko- dliwem i niebezpiecznem. T aka w oda zawiera mnóstwo za­

razków przeróżnych, mnóstwo drobnych żyjątek, okiem nie- dostrzeżonych, które jednak, wprowadzone do organizmu, fatalne mogą wywołać skutki. T aką wodą zatruć się m o­

żna. — Trzeba więc sobie radzić inaczej.

Przedewszystkiem nie pić żadnych napojów alkoholi- cznych, ani wódki ani piwa One nietylko nie ugaszą pra- dnienia, ale je jeszcze spotęgują; siły także nie dodają, ale przeciwnie, zmniejszają. Dobrą jest na ugaszenie pragnienia zimna herbata, albo kawa bardzo lekka. D obrą jest także woda z kilku kroplami octu, alko jakiego kwaśnego soku, o którym dobra gospodyni z roku na rok pomyśleć po­

winna. Smaczny i orzeźwiający do wody jest ocet mali­

nowy, który można łatwo przygotować w porze dojrzewa­

nia malin, zwłaszcza gdy takowe rosną po lasach. Na dwa funty malin (mniej więcej) nalać kw artę dobrego zwyczaj­

nego octu — zostawić na noc. Na drugi dzień wycisnąć to dobrze przez płótno czyste, zlać w jaki rądelek lub czy­

sty saganek, dodać cukru, żeby był dosyć słodki, i prze­

gotować dobrze; następnie zlać do salaterki, a gdy osty­

gnie, pozlewać w butelki, zakorkować i wynieść w chłodne miejsce. Może stać dwa lata, a dolewany po trosze do wody lub herbaty, stanowi napój przyjemny.

Dobrze jest także dojrzałe wiśnie, lub śliwki węgierki ułożyć w garnku kam iennym lub słoju i zalać octem nie­

zbyt mocnym, przegotowanym z cukrem i kawałkiem cyna­

monu. Śliwki, czy wiśnie można używać do mięsa, lub jako zakąskę w ciągu roku, a ocet zachować do wody na lato.

Jest jeszcze nadto jeden dobry, a dla każdego dostę­

pny środek na ugaszenie pragnienia — to cukier. Prosty cukier, czy jakieś przetwory cukrowe, czy woda osłodzona orzeźwia i gasi pragnienie. Po zmęczeniu cukier także prę­

dko siły podnieca i czyni człowieka zdolnym do dalszej pracy. Nie odurza on nigdy i nie osłabia, jak napoje spi­

(18)

rytusowe, —- ale owszem, przy dłuższem używaniu pokrze­

pia i zmacnia.

Dawno już spostrzeżono, że w krajach, Jgdzie więcej cukru używają, lepiej ludzie mogą pracować. N. p. Anglik lepiej bez porównania pracuje, niż Rosyanin, ale też Anglik spożywa ośm razy więcej cukru, niż Rosyanin. Z różnych prób, jakie w ostatnich czasach z cukrem robić zaczęto, okazało się, że cukier w jakiejbądź formie spożywany, przy ciężkiej pracy fizycznej, daje pracującym cztery razy wię­

cej siły, niż ta sam a ilość mięsa. To samo stosuje się nie- tylko do ludzi, ale i do zwierząt. Koń n. p. gdy mu do pa­

szy dodać cukru, może pracować lepiej i mniej się męczy.

Żołnierze również w marszu mniej się męczą, jeżeli im dadzą więcej cukru.

Szkodliwą, zwłaszcza w upały, a drogą wódkę za­

stąpm y napojami osłodzonymi, a przekonamy się rychło, jak się rzeźwi i zdrowi poczujemy; a tego, pisząc'te uwagi, jak najbardziej dla naszych kochanych Cytelników pra­

gniemy.

R ó żne rady pożyteczne.

Kit do zlepiania stłuczonych naczyń. Bierze się ły żk ę gęstego w apna gaszonego i tyleż sera świeżego do miski, mięszając to i gniotąc dobrze przez chwilę, w skutek czego powstaje ciągnący się gęsty klej. T y m klejem smarować części potłuczonego naczynia i składać je, poczem wkrótce zaschnie i trzym a bardzo silnie. Jeżeli naczynie jest na więcej części potłuczone, trzeba każdy kaw ałek p rz y k ła ­ dać osobno, czekając aż pierwszy zaschnie.

Czyszczenie szyb. Szczotki lub ścierki z grubej ma- te ry i uszkadzają zwykle powierzchnię szk ła; używać za­

tem należy m iękkich ścierek lub delikatnej skóry jelon­

kowej. Ażeby miejsca zszarzałe i matowe usunąć z po­

wierzchni szyb, należy użyć mocnego octu, którym się cokolwiek szybę zwilża. Po o p łu k an iu wodą staje się szkło znown zupełnie przeżroczystem.

Obmywanie ran ałunem. Małe ran y , zdraśnięcia i wogóle uszkodzenia skórne u zwierząt, bardzo dobrze się goją zm ywając je 2 — 3 procentow ym rozczynem a łu n u lub

(19)

obkładając nim uszkodzone miejsca. Zaleca się używać letniej wody. Niebezpieczeństwo zatrucia jest wykluczonem, ponieważ rozczyn a łu n u nie jest trucizną. D ziałając odka­

żająco i zapobiegając zapaleniu ran y , jest rozczyn ten n a ­ der skutecznym środkiem, Leczenie większych ra n trzeba naturalnie powierzyć konewałowi. Oderwane kaw ałk i skóry trzeba po dokładnem zmyciu miejsca, starannie przyszyć.

Chleb z łubinu. Niebieski łu b in — ja k pisze pan B.

Siewkowski w Poradniku gospodarskim — nadaje się zna­

komicie jako przym ieszka do upieczenia najpyszniej- szego c h le b a ; chleba tego nie można rozróżnić od zw yczaj­

nego.

Postępowanie jest jest n astęp u jące: Ł u b in odgorycza się w letniej wodzie tak długo, dopóki gorycz z niego nie odejdzie, ziarno wysusza się w piecu po wysadzeniu chleba tak, żeby dało się zemleć, lecz łu sk ę trzeba poprzednio zżubrować. Na mąkę miele się sam czysty łu b in bez ł u ­ ski. Mąki rżanej bierze się tylko jako domieszkę do w y ­ g n iatan ia chleba. Smak chleba ma być doskonały, lecz chleb trzym a się się najdłużej 5— 6 dni, potem kwaśnieje.

R O ZM AITO ŚCI.

0 apetycie zwierząt.

Przysłow ie, „je ja k ptaszek11, polega n a bardzo nie- dokładnem badaniu n atu ry , gdyż faktem jest, że w łaśnie ptaki przy swej nadzwyczajnej ruchliwości i szybkiej przem ianie m ateryi ciała, posiadają doskonały apetyt.

Tyczy się to przeważnie ptaków śpiew ających, żyw iących się robakam i, u któ ry ch stwierdzono, że codziennie zja­

dają pożywień.e, p ó łto ra razy cięższe od w łasnego ciała.

Jeszcze większą żarłoczność spotykam y u zwierząt niższego rzędu. N iektóre g atu n k i gąsienic pożerają w ciągu jednego miesiąca sześć tysięcy razy tyle, ile same ważą, a m ała pijaw ka wyssie naraz krw i cztery i p ó ł razy tyle, ile sam a waży. Szczególnem także jest, iż wiele zwierząt może spożywać silne trucizny bez szkody dla swego zdro­

wia. T ak n. p. ptaki spożywają jagody i nasiona, a nie­

(20)

które chrząszcze mogą jeść bez szkody nawet strychninę i kwas pruski, niemało tez robaków przepędza swój ży­

wot w grzybach trujących.

Co kraj to obyczaj. W Chinach, w misyjnych szko­

łach wiek uczniów waha się od lat dziesięciu do trzy­

dziestu pięciu. Nieraz ojciec z synem uczęszczają razem do szkoły i wswółzawodniczą w nauce. Niekiedy pociąga to nieprzyjemne następstwa. Niedawno nauczyciel zauważył, że niema jednego z uczniów i zapytał o powód jego nie­

obecności, z czego w ynikła następująca rozmowa w chiń­

skim stylu :

U c z e ń p i l n u j ą c y p o r z ą d k u w s z k o l e : — Pa­

nie! Li-ho-wach niezdrów.

N a u c z y c i e l : — A co mu jest?

U c z e ń : — Wczoraj wieczorem ojciec obił go srogo i dlatego nie b y ł w stanie przyjść do szkoły.

N a u c z y c i e l : — Musiał dopuścić się złego czynu, kiedy zasłużył na chłostę. Co uczynił?

U c z e ń : — Śm iał się wczoraj, kiedy ty, panie, bi­

łeś jego ojca....

Dobre buty. — Panie majster! Dopiero dwa tygo­

dnie, jak kupiłem od was te buty, a już mi się rozłażą.

S z e w c : B a ! a te marne korony, co od was wzią­

łem, to lepsze ? Na drugi dzień już mi się ro zla zły ! Ojciec mówi do syna: Wierz mi, Jasiu, że musiałem cię ukarać, boli mnie to więcej, niż ciebie.

J a ś : Ale nie w tem samem miejscu.

Sprytny chłopiec. — Dlaczego kupujesz, chłopcze, mięso twarde?

— A bo mój ojciec ma liche zęby, więc nie będzie m ógł jeść.

W ydaw ca i redaktor odpow iedzialny: Ks. Marceli D ziurzyński.

Z drukarni Z w iązkow ej w K ra k o w ie, pod zarządem A . S zyjew sk iep o.

(21)

Rocznik I. Kraków 15-go lipca 1909. (Półrocze ll-gie) N r. 2 .

ŚWIATŁO

pismo powieściowe i popularno-naukowe

wychodzi d w a r a z y w miesiącu, dnia i i 15-go.

jako dodatek do „Nowego D zw onka".

„ś w ia tła " o s o b n o prenumerować n i e m o ż n a — tylko razem z N o w y m D zw o n k ie m .

„N ow y D zw onek11 razem z „ Ś w ia tłe m " kosztuje na pó ł r o k u : 2 korony 50 hal. — Do NIEMIEC półrocznie: 3 Marki. —

Do AMERYKI na pół roku I dolar.

ADRES: Redakcya „NOWEGO DZWONKA" w Krakowie ul. Powiśle 12.

H ISTORYA PIJAKA.

(Zdarzenie prawdziwe. — Opowiedział Fr. Gorczyca).

W si ani osób nie wymienię, lecz zapewnić mogę Szan.

Czytelników, że obrazek ten wzięty jest z rzeczywistości.

Szedłem jednej niedzieli, jak zwykle do Czytelni, gdzie co tydzień gromadzili się porządniejsi gospodarze i mło­

dzież na wspólne pogadanki i krótkie odczyty. Chcąc skró­

cić sobie drogę i ominąć błoto w głównej ulicy wiejskiej, szedłem ścieżką poza opłotkami. Z daleka ujrzałem koło jednego z domów grom adkę ludzi żywo gestykulujących, i słychać było jakiś przeraźliwy krzyk. Myślałem, że stało się jakie nieszczęście, przyspieszyłem kroku i za kilka mi­

nut byłem na miejscu.

Pytać się o przyczynę zbiegowiska i krzyku nie po­

trzebowałem, bo obraz, którym zobaczył, jasno mi wszystko wytłumaczył. Przed chatą stała kobieta już starsza i głośno płakała; z za węgła chaty wybiegł wyrostek siednastoletni z siekierą w ręku i krzycząc w niebogłosy uciekał przed mężczyzną, który za nim gonił z motyką. Ten krzyk i go-

(22)

nitwa musiały już trwać dłużej, bo ze sąsiednich chałup zgromadziło się wokoło sporo widzów, którzy bądź śmiejąc się, bądź ubolewając patrzyli na to smutne wido­

wisko. Nie namyślając się wiele, szybkim krokiem posze­

dłem ku chacie, chcąc kres położyć tej gorszącej scenie.

Na mój widok chłop goniący stanął, spuścił wzniesioną mo­

tykę, a chłopak rzuciwszy siekierę, uciekł gdzieś na wieś.

Znowuście się upili Kazimierzu, rzekłem surowo do chłopa, i wystawiacie się na pośmiewisko całej wsi — bę­

dziecie widzieć, że źle skończycie.

— A bo proszę pana ten zatracony Józek powiedział mi, że mię z chałupy wyrzuci, że ja tu nie mam nijakiego prawa, porwał się na mnie, tom juchę chciał uśmiercić — odrzekł chłop.

— Aby za to zgnić w kryminale, co was czeka, jeśli się nie poprawicie i nie przestaniecie pić. Już i tak jeste­

ście pośmiewiskiem wszystkich — a patrzcie do czegoście doprowadzili w gospodarstwie.

Chata brudna, stajnie się walą, w płotach dziury, pola nie ma czem obrobić, ani obsiać. Pamiętajcie Kazimierzu, źle skończycie.

Tymczasem zbliżyli się sąsiedzi, co dotąd zdała się tylko przypatrywali, a z obawy by guza nie oberwać, nie szli na ratunek; Kazimierz zawstydzony poszedł, mrucząc do chałupy, a żona jego płacząc, dziękowała mi za inter- wencyę. Poszedłem do Czytelni — miałem dziś dobry te­

mat do pogadanki — a dostarczył mi go Kazimierz.

Opowiem tu jego smutną historyę.

Był on najstarszym synem dość zamożnego gospoda­

rza. Od pierwszej młodości zaprawiał się do kieliszka, ro­

bota mu nie szła w smak; najbardziej podobała mu się furmanka, furmanił też ojcowskimi końmi, lecz znaczną część dobrego zarobku zostawiał w karczmie. Naturalnie taki podział zarobku nie mógł się podobać ojcu, to też gdy drugi syn Jan podrósł powierzył mu ojciec wóz i konie — a Kazimierza, który się nie chciał jąć żadnej roboty, z domu wyrzucił.

Poszedł więc Kazimierz do służby; nie mógł jednak długo zagrzać miejsca, bo wszędzie wypędzała go wódka.

(23)

Nr. 2 Ś W I A T Ł O 19 Gdy ojciec umarł, zapisał grunt na syna Jana i za­

mężną córkę — a Kazimierza wydziedziczył zupełnie, oba­

wiając się słusznie, aby on ojcowizny nie przepił. T esta­

m ent był formalny przy świadkach, więc Kazimierz nie mógł go obalić, choć chodził po adwokatach. To zarzą­

dzenie ojcowskie wpłynęło z początku dobrze na Kazimie­

rza, przestał czas jakiś pić i chwycił się roboty — ale nie na długo.

Umarł właśnie jeden z zamożniejszych gospodarzy, pozostawiając wdowę z kilkuletnim synem. Kobieta w pra­

wdzie już nie była młoda, i nie ładna, ale za to gospodar­

stwo miała wcale piękne. Dwanaście morgów dobrej ziemi w jednym kawałku ciągło się szerokim pasem aż do granicy, oprócz tego pięć morgów krzaków i łąki — dom obszerny, sad, budynki dobre, w stajni dwa konie, pięć krów — a to wszystko pod wielkiem miastem — a więc majątek chłopski nielada.

Zaczął Kazimierz zalecać się do wdowy — a że chłop był przystojny i młody, więc nie długo obchodzono we wsi huczne wesele.

Całe szczęście jeszcze, że gospodarstw o na którem te ­ raz osiadł, było własnością wyłączną pasierba a nie matki.

Przy pracy i rządności, można było na tem gospo­

darstwie nietylko żyć dostatnio, ale nawet coś odłożyć — ale Kazimierz nie na to się ożenił ze starszą kobietą, żeby pracować, ale żeby używać.

W ciągu kilkoletniej gospodarki doprowadził wszystko do ruiny.

W ypróżniły się stajnie i chlewy, posprzedawał bowiem konie, krowy, zdziczał sad, płoty i budynki się rozpadały, krzaki wyciął, grunta wydzierżawiał — a wszystko niósł do karczmy.

Był wprawdzie opiekun małoletniego, ale ten, gdy mu przedstawiano rabunkową gospodarkę Kazimierza, ruszał ramionami i mówił:

Po co mi się do tego mieszać, jeszczeby mię spalił.

W śród nieustannych zmartwień i trosk podupadła żona Kazimierza na zdrowiu i choć nie bardzo jeszcze stara, wy­

glądała jak babka, to też Kazimierz nie oszczędził jej i tej przykrości, że jawnie prawie utrzymywał stosunek miłosny

(24)

z młodą wdową i co tylko mógł spieniężyć lub zastawić — przepijał ze swoją kochanką. Gdy pasierb Kazimierza p o d ­ rósł, gdy poznał, że gospodarka ojczyma zrujnowała jego ojcowiznę, zaczął się hardzo stawiać niesumiennemu ojczy­

mowi i to doprowadziło do takich gorszących scen, jaką na w stępie opisałem.

W pierwszych latach gospodarki Kazimierza, kiedy złe jeszcze nie doszło do takich wielkich rozmiarów — gdym w gminie zakładał Czytelnię i Kółko rolnicze, jednym z pierw­

szych, którzy się do Czytelni i Kółka zapisali, był Kazi­

mierz. Z początku pod wpływem moim i swego b rata Jana, zmienił się i zdawało się, że się popraw ił, lecz gdy raz i drugi na zebrania przychodził całkiem pijany i gdy napo­

mnienia nie skutkowały, został z listy członków w ykre­

ślony i zabroniono mu wstępu na nasze zebrania.

Zamiast go poprawić, wykluczenie to pogorszyło jesz­

cze spraw ę; nie znał teraz żadnego hamulca. Widząc, że dzieje się coraz gorzej, skłoniłem wójta do tego, że zawia­

domił sąd opiekuńczy o zniszczeniu majątku małoletniego — odebrano więc opiekuństwo dotychczasowemu opiekunowi i naznaczono innego, który zarząd m ajątku sieroty ujął w swoje ręce, a Kazimierza od gospodarki usunął. Pozba­

wiony dochodów począł Kazimierz przemyśliwać nad tem, skądby wziąć pieniędzy na dalszą pijatykę. Przypomniał sobie, że go ojciec wydziedziczył, a m ajątek zapisał bratu i siostrze. Zaczął tedy nachodzić brata swego Jana i żą­

dać od niego, by mu oddał część ojcowizny, grożąc w razie odmowy podpaleniem.

Jan był przeciwieństwem Kazimierza. Trzeźwy, praco­

wity, choć miał tylko cztery morgi gruntu, z którego utrzymywał liczną rodzinę, miał się dobrze, bo dochody gospodarstw a pomnażał zarobkiem przy cegielni.

Spokojny i zgodliwy zapytał mnie o radę, co ma zro­

bić z żądaniem Kazimierza. Powiedziałem mu, żeby nic nie dawał, bo Kazimierz i tak przepije to, coby mu dał. Ze zdziwieniem dowiedziałem się w kilka dni później, że po­

czciwy Jan, nie mogąc słuchać, jak Kazimierz w straszny sposób lżył i naruszał prochy ojca — dobrowolnie oddał Kazimierzowi m órg gruntu, namówił siostrę do odstąpienia

(25)

Nr. 2 Ś W I A T Ł O 21 ze swej strony drugiego m orga, .poszli do notaryusza i zeznali odpowiedni akt. I cóź się stało?

Skoro tylko Kazimierz dostał do ręki akt intabulacyi na swoje imię dwóch morgów, odstąpionych mu przez b rata i siostrę, tego samego dnia poszedł do żyda i sprze­

dał ten grunt za 800 złr., choć według miejscowych sto­

sunków w art był dwa razy tyle. Z tego dostał 200 złr. na rękę, które wkrótce przepił ze swoją kochanką, resztę po­

woli wybierał po największej części wódką. Spłakał się biedny Jan na wiadomość, że część ojcowizny przeszła w tak lekkomyślny sposób w ręce żydowskie, ale pora­

dzić już na to nie mógł. Ale kara boska była już blizko.

Zalewając się wciąż wódką, wpadł Kazimierz w szał pija­

cki, w szale dopuścił się zbrodni ciężkiego uszkodzenia ciała na swoim sąsiedzie, za co został aresztowany, a po­

nieważ w więzieniu okazywał zboczenie umysłowe, został umieszczony w zakładzie dla obłąkanych.

Oto macie prawdziwą historyę niepoprawnego pijaka, który —* gdyby nie w ódka, mógłby być pożytecznym członkiem społeczeństwa.

N a co o ś w i a t a ?

(Ciąg dalszy).

O św iata p o d trz y m u je godność cjzło- wiekra.

Rozum ludzki — to wielki dar nieba. Rozróżniamy przezeń praw dę od fałszu, cnotę od grzechu, dobry czyn od złego. — Zapomocą rozum u, przypatrując się róż­

nym stworzeniom, dochodzimy do przekonania, że jest Róg, Stwórca wszech rzeczy. Im zaś więcej kształcimy wzrok rozumu, tem bardziej spostrzegamy we wszystkiem rękę wszechmocności, mądrości i dobroci Najwyższego, oraz nabieramy poczucia obowiązku oddawania Mu czci i hołdu, jako najdoskonalszej Istocie i do kochania Go, jako naj­

lepszego Ojca. A z tego któż nie poznaje, że Pan Bóg obdarzając rozumem, tem światłem przyrodzonem, oddzielił nas od zwierząt?

(26)

Mimo to, gdyby człowiek zaniechał nauki i oświaty, pozostałby zawsze na nizkim stopniu.

Różniłby się co prawda, od zwierząt szlachetnemi władzami duszy, rozumem i wolą, ale bez użytku pozo­

stałyby one w jego ręku, jak martwe bogactwa. Nawet gorzej jeszcze, bo niewiadomość jak gęsta chmura, zasłania­

jąc rozum człowieka, takby rozluźniła zmysły i osłabiła serce jego, że wciąż broiłby bezwiednie i stałby się do nierozumnych zwierząt podobny.

Jeżeli chcemy mocniej o tem się przekonać, przy­

patrzmy się ludziom. W niektórych krajach Azyi, Afryki i Ameryki, dotychczas jeszcze zostają ludzie w tak wiel­

kiej ciemności i dzikości, że się mało różnią od zwierząt.

Żyją oni bez praw, bez porządku, bez żadnego zagospo­

darowania się, bardzo są biedni, tułają się po lasach i po­

lach, trudnią się rozbojem, surowem mięsem się żywią.

Cóż za przyczyna takiego ich poniżenia? Ta tylko, że po­

zbawieni są oświaty. Mają rozum, ale tak pogrążony w cie­

mności, iż nic zdrowo nie rozważa, nad niczem się nie zastanawia.

Owóź te dzikie narody życiem i czynami swemi wskazują nam jasno, że człowiek niedbały o oświecenie rozumu i uszlachetnienie serca, pozbawia się przymiotów, które wywyższają go nad inne stworzenia i do Pana Boga zbliżają, — że taki człowiek idzie w parze z nierozumnemi tworami i mało lub zupełnie się od nich nie różni. Zwierzę rządzi się ślepą skłonnością, czyli — jak zwykle mówimy—

instynktem; również i człek ciemny, niemający oświaty.

A czy przystoi, czy wolno gardzić tak darami Stwórcy, zrzekać się czci i godności własnej ? Z pewnością nie.

Bóg bowiem nakazuje człowiekowi rządzić się rozumem, lecz nie ślepemi namiętnościami. Na początku jeszcze świata rzekł: « Po d t o b ą b ę d z i e p o ż ą d l i w o ś ć , a t y n a d n i ą p a n o w a ć b ę d z i e s z » . (Rozdz. 4, 7). Żeby zaś postępować wedle woli Boskiej i rządzić się rozumem, trzeba wykstałcić go wprzódy. A właśnie rozum kształci się nauką, bo ona mu światło daje.

* * *

(27)

Nr. 2 Ś W I A T Ł O 23

O św ia ta r z e c z ą , n ie z b ę d n ą do u p r a ­ w ia n ia cnoty.

Świętym obowiązkiem każdego człowieka jest starać się zawsze o to, aby prowadzić życie cnotliwe, coraz le­

psze i doskonalsze; lecz tego spełnić nie może bez dokła­

dniejszego przygotowania. «Moralność — mówi pewien uczony — idzie za oświeceniem. Bo, żeby pokochać to, co dobre, trzeba je znać; żeby je poznać, trzeba być oświe­

conym, ponieważ sami z siebie znać onego nie możemy, przynosząc na świat grzech i niewiadomość».

Toż samo mamy rozumieć i o cnocie chrześcijań­

skiej, która jest ścisłem zachowywaniem prawa Bożego, cią­

głą walką z namiętnościami i pokusami, oraz niestrudzoną pracą z pomocą łaski Pana Boga.

W rzeczy samej, do nabycia cnoty, należy jej pra­

gnąć. Kto zaś o czem nie wie, tego pragnąć nie może, i na odwrót, o tyle chcemy różnych rzeczy, o ile je znamy.

Jakimź więc sposobem człowiek może pragnąć cnoty i wolę swoją do uprawiania jej nakłaniać, jeśli nie wie, że ku temu trzeba znać okoliczności, w których prawo najczę­

ściej zwykło się przekraczać, znać wreszcie środki, przez które można cnotę nabyć. A iż nie można nabyć cnoty bez jej poznania, zatem każdy powinien oświecić swój ro­

zum nauką Religii świętej.

Nie przeczymy, że cnota nie zawsze nabywa się przez wytężenie rozumu i pilne jej rozważanie, ani też przez czytanie książek, gruntownie o niej mówiących, ani przez wyliczanie jej rodzajów i najdrobniejszych prawideł. By­

wają zaiste tacy, którym nie równie łatwiej mówić o cno­

cie, niż okazać ją w czynie, i dają się znowu widzieć pro­

staczkowie cnotliwi, którzy cnoty nazwać nie umieją. Ale to są zdarzenia wyjątkowe. Lecz idźmy dalej.

Wiadomo, że ciągle czyha na nas pożądliwość, którą w skażonej naturze nosimy. Jeżeli nie umiemy jej poskra­

miać, występuje rychło z granic i, wziąwszy górę nad ro­

zumem i wolą, do najgorszych grzechów może nas skłonić.

Im zaś grutowniej poznamy ohydę grzechu, a wzniosłość cnoty, tem chętniej będziemy mogli czuwać nad sobą i przy pomocy laski Bożej stawić opór swej pożądliwości.

(28)

Prócz tego człowiek posiada miłość własną, której zbytek zaślepia go, w pychę unosi i często zabija duchowo.

Zaledwie człowiek nabędzie pozór cnoty, a miłość ta upe­

wnia go, że jest już doskonałym ; robi coś występnego, a miłość własna wystawia to niby za rzecz obojętną. Czyż ten, kto się powoduje taką miłością własną, pozbędzie się wad i grzechów? czy obierze środki stosowne ku popra­

wie? Bynajmniej, tego wszystkiego zamiłowanie w sobie samym widzieć nie pozwala.

Przeto należy mieć dokładne oświecenie umysłu, któ- reby zbytek miłości własnej poskromiło, skoro zaś to n a­

stąpi, człowiek wstydzić się będzie swego błędu, odrzecze się dawnego zdania i śmiało drogą rozumu i cnoty pójdzie.

( Ciąg dalszy nastąpi).

Moje szczęście.

(Prz eto ż y ł z niemieckiego. X . Józef Janiszewski z Seretu).

Jam szczęśliwy bracie, Niech będzie jak chce, Bo tam w mojej chacie, Szczęście kwitnie m e ! Choć bogaty złota, Ma drogiego w bród, Mojem szczęściem, cnota, A to większy — cud!

Nie przypadek światem rządzi, Lecz sam Bóg, co dusze sądzi;

Bo co czyni On i chce,

Dobre to, w tem szczęście m e !

(29)

Nr. 2 Ś W I A T Ł O 25

Jerozolim a i jej okolice.

W sp om n ienia z polskiej pielgrzym ki 1907 r.

(Ciąg dalszy).

II. Grota konania.

G r o t a k o n a n i a jest w tem miejscu, gdzie się Pan Jezus Krwią Swą Przenajświętszą pocił i doznawał boleści konania dla grzechów naszych. W tej zachodniej stronie jest otwór, w którym osadzono drzwi, żelazem okute, za­

mykające się na klucz. Od drzwi tych 'prowadzi osiem sto­

pni do podłużnej nieforemnej pieczary, której długość (ze zachodu na wschód) wynosi 17 metrów, szerokość do­

chodzi do 9-ciu, wysokość do trzech metrów. Sklepienie opiera się na trzech słupach ze skały wykutych i na trzy dorobionych filarach. W środku wspomnianego skle­

pienia jest okrągły otwór, zaopatrzony w kratę, który do­

puszcza trochę światła do wnętrza Ściany nie są, jak w innych pamiątkowych grotach (n. p. w Betleem) wykła­

dane marmurowemi płytami, lecz znajdują się w pierwo­

tnym stanie, w jakim były za czasu P ana Jezusa, gdy tu za nas cierpiał. Na ścianach na sklepieniu spostrzedz m o­

żna ślady łacińskich napisów i malowideł (gwiazdy), które prawdopodobnie pochodzą z czasów panowania Krzyżo­

wców na Wschodzie. Spód wyłożono płytami m arm uro­

wemi.

W grocie znajduje się trzy o łtarze: główny w części północno-zachodniej, a po bocznych ścianach są dwa inne;

wszystkie z marmuru, lecz bardzo skromne. Nad głównym ołtarzem jest obraz, przedstawiający tę chwilę, gdy « u k a ­ z a ł M u s i ę A n i o ł z n i e b a , p o s i l a j ą c G o. (Łk. 22, 43). Pod mensą ołtarza palą się lampy i oświecają miejsce, na którem jest rozeta z pięciorakiem krzyżem Ziemi świę­

tej i łacińskim napisem, wyjętym z E w angelii: «Hic fac- tus est sudor eius sićut giitiae sangnims decurrentis in ter- ram«; co w przekładzie znaczy: « T u s t a ł s i ę p o t J e g o , j a k o k r o p l e K r w i , z b i e g a j ą c e j n a z i e m i ę .

Łk. 22, 44).

(30)

W tej grocie Męki i konania Pana Jezusa miałem szczęście odprawić Mszę św. i poić się tą samą Krwią Przenajwiętszego Boskiego mistrza!... Wielkie, rzewne, uczu­

cia przepełniły serca nasze, na wspomnienie tej bolesnej sceny, która się tu przed wiekami odbywała. Wszystko zaś w szczególniejszy sposób przemawiało do serca, do duszy naszej. I miejsce samo zroszone Krwią Boga-Czło- wieka i słowa kaznodziei i rzewne polskie śpiewy ludu, jak: «Jezu Chryste..., W isi na Krzyżu..., Ach mój Jezu, jak T y klęczysz....» Chwil podobnych doznaje się mało w ży­

ciu ludzkiem, nie zatrze nic ich wrażenia aż do śmierci!

Prawie wszyscy pielgrzymi się tu spowiadali i przyj­

mowali Komunię świętą.

Po nabożeństwie zacni 0 0 . Franciszkanie przyrządzili nam śniadanie na stoku Góry Oliwnej, obok ogrodu Get-

semani.

W pobliżu Groty konania pokazują miejsce Z d r a d y i p o j m a n i a Pana Jezusa. Pismo święte opisuje nam tę boleść i zniewagę wyrządzoną Zbawcy w ten sposób:

«A g d y o n j e s z c z e m ó w i ł (Pan Jezus do Apostołów), o t o J u d a s z j e d e n ze d w u n a s t u p r z y s z e d ł , a z n i m w i e l k a r z e s z a z m i e c z m i i k i j m i , p o ­ s ł a n i o d p r z e d n i ej s z y c h k a p ł a n ó w i s t a r s z y c h l u d u . A k t ó r y g o w y d a ł , d a ł i m z n a k , m ó w i ą c : k t ó r e g o k o l w i e k p o c a ł u j ę , t e n c i j e s t ; i m a j c i e go. I n a t y c h m i a s t p r z y s t ą p i w s z y do J e z u s a r z e k ł : B ą d ź p o z d r o w i o n y R a b b i i p o c a ł o w a ł Go . A J e z u s r z e k ł mu: p r y j a c i e l u na c o ś p r z y ­ s z e d ł ? T e d y p r z y s t ą p i l i i r z u c i l i s i ę na J e z u s a i p o j m a l i Go». (Mat. 26, 47).

Miejsce to oznaczono słupem wpuszczonym w mur z napisem: «Tutaj Judasz wydał siepaczom Kapłanów swojego Mistrza, witając go pocałunkiem: b ą d ź p o z d r o ­ w i o n y R a b b i » . Jest ono w powszechnej pogardzie, na­

wet Turcy uważają je za przeklęte; przechodnie zaś na znak wstrętu rzucają na nie kamieniami.

Następnie zwiedzaliśmy w dalszym ciągu Górę Oli­

wną; wspomnimy o tem szczegółowo później. Obecnie udajmy się w duchu za pojmanym przez zgraję Panem Jezusem z powrotem do Jerozolimy.

(31)

Nr. 2 Ś W I A T Ł O 27

III. Pamiątki uświęcone na bolesnej drodze Męką Zbawiciela.

Wśród licznych szyderstw, obelg i zniewag prowa­

dzono związanego Pana Jezusa przez dolinę Jozafata, przez most, zbudowany nad potokiem C e d r on. Według trady­

cyi strącił motłoch żydowski skrępowanego Zbawcę z mo­

stu do wody; — Pan Jezus miał zostawić odcisk Ciała swego świętego na kamieniu. Tą samą drogą, przez do­

linę Jozafata i przez ów obecnie (wymurowany most) po­

stępowaliśmy wzruszeni do głębi. Oglądaliśmy i wspo­

mniane odciski, które są, zapewne z powodu zmiany pór roku, bardzo niewyraźne, starte.

«I p r z y w i e d l i g o — mówi Pismo święte — n a ­ p r z ó d d o A n n a s z a , b o b y ł s k w i e k i e r Ka i f a - s z ó w , k t ó r y b y ł n a j w y ż s z y m k a p ł a n e m r o k u o n e g o » . (Jo. 18, 13.).

Na onem miejscu, gdzie stał dom Annasza, znajduje się obecnie żeński klasztor armeński. W bocznej kaplicy klasztornej po lewej stronie (od wejścia) ustawiono ołtarz na miejscu, gdzie Pan Jezus miał stać, gdy Go Annasz przesłuchiwał. Tu również niegodziwy służalec wymierzył policzek Zbawcy, któremu Pan Jezus łagodnie odpowie­

dział: « J e ź l i m ź l e r z e k ł , daj ś w i a d e c t w o o z ł e m;

a j e ź l i ź d o b r z e , c z e m u m i ę bi j esz?. . . » Jo. 18, 23.).

Annasz odesłał związanego Pana Jezusa do Kaifasza, który Go ponownie przesłuchiwał i za to, że się «czynił Synem Bożym» skazał na śmierć. Dla późnej pory nocnej wtrącili Zbawiciela do więzienia, żeby Go nazajutrz rano do Piłata odprowadzić, aby wydany wyrok śmierci po­

twierdził. Na miejscu domu Kaifasza znajduje się kościół Salwatora, należący do męskiego klasztoru schizmatyckich Armeńczyków. W e wielkim ołtarzu znajduje się część ka­

mienia, którym był przywalony Grób Chrystusa. Po pra­

wej stronie ołtarza (epistoły) są małe drzwi, prowadzące do niewielkiej ciemnej kapliczki, w której prócz ołtarzyka zaledwie dwie osoby w postawie klęczącej pomieścić się mogą. Jest to w i ę z i e n i e C h r y s t u s o w e , gdzie Pana Jezusa wtrącono na całą noc po wyroku wydanym przez Kaifasza.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wydaje mi się, że ważny jest tu sam fakt takiej właśnie postawy czytelników oraz przekonanie, że nie ulegnie ona zasadniczej zmianie w momencie wybudowania gmachu

Należy kon- centrować się na maksymalizacji zysku w ujęciu całego cyklu życia produktu, a nie w ujęciu po- szczególnych jego faz, bowiem decyzje optymal- ne dla danej fazy mogą

Dzieje się to zaś dzięki poziomowi duchowemu obywateli, 0 który się starano przez lat dziesiątki, co w p a ­ jano dzieciom już od wczesnego dzieciństwaA. Do

Otóż ta droga mleczna, co nam się wydaje jakby tylko jakaś mgła jasna — niczem innem nie jest, jak olbrzymiem mrowiskiem gwiazd, które można rozróżnić

Zaczyna się od niew innego kaszlu, aż tu po tygodniu albo dwóch pojaw iają się kurczow e nap ad y kaszlu, połączone niekiedy z womitami, krw iotokam i z nosa,

Niekiedy gromadzą się ptaki (wrony, jaskółki i t. d.) przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi, albo też w celu wspólnego gnieżdżenia się, ale i tu rzadko dostrzedz

— Pancernik rosyjski Petropaw łosk, wysadzony w powietrze przez minę japońską dnia 13 kwietnia b.. — Paw eł Kruger były prezydent Rzeczypospolitej boer- skiej

Leonowi XIII udało się także założyć kolegium portugalskie i przez to przysługuje się ono niemało małemu n a­.. rodowi portugalsko-katolickiemu, a który