• Nie Znaleziono Wyników

J)@. 50. Warszawa, d. 15 grudnia 1895 r. Tom XIV.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "J)@. 50. Warszawa, d. 15 grudnia 1895 r. Tom XIV."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J)@. 50. Warszawa, d. 15 grudnia 1895 r. Tom X I V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A TA „ W S Z E C H Ś W IA T A " . W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 kwartalnie 2 Z p rz e s y łk ą p o c zto w ą : rocznie rs. lo półrocznie „ 5 Prenum erować można w Redakcyi „W szechświata*

i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą,.

K o m ite t R edakcyjny W s z e c h ś w ia ta stanowią Panowie:

D eike K ., Dickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K ., Kwietniew ski W !., Kram sztyk S., M orozew icz J., Na- tanson J „ Sztolcman J., Trzciński W . i W róblew ski W .

^ . d r e s T S ed L alsicyl: K I r a k o w s k i e - P r z e d m i e ś c i e , IbŃTr ee.

0 materyi martwej i żyjącej.

W ostatniej swej książce „O fizyologii

■ogólnej” ') Verworn porusza kwestyą różnic -charakterystycznych między m ateryą żyjącą

i martwą, kwestyą, stanowiącą podstawę ! fizyologii, oddawna już rozpatrywaną przez umysły pragnące poznać zagadnienia życia i w najrozraaitszem przedstawianą świetle.

Ciała organiczne i mineralne możemy po­

równywać z czterech punktów widzenia, na które złożą się morfologia, chemia, fizyka i hi storya rozwoju; nauki te dadzą nam naj­

lepszy pogląd syntetyczny, streszczający wszelkie jDodobieństwa i różnice, zachodzące między temi dwoma tak napozór odrębnemi j światami. Ulubionem, wielokrotnie powta- rzanem porównaniem było zestawienie orga­

nizmu z kryształem, twierdzono zwykle, że ciała mineralne są twarde, mają kształty

') Y erw orn. A lgem eine P h y sio lo g ie. E in G ru n d riss d e r L e h re vom L e b e n . J e n a , 1 8 9 5 .

geometryczne, przedstawiają ścianki płaskie, kąty dające się matematycznie obrachować, niezmienne dla danego gatunku i stanowią­

ce jego wybitną cechę,— przytem uderzał w kryształach brak organów, mogących słu ­ żyć do przeróżnych funkcyj, a jednolitość ich materyi przeciwstawiano specyałnej budowie komórkowej organizmów. Obserwacye te okazały się zbyt powierzchownemi, gdyż upa­

dają, skoro zwrócimy uwagę na istnienie ogromnej ilości organizmów, budujących so­

bie niezmiernie drobne skorupki, lub za­

mkniętych w prawidłowych pancerzach, któ­

rych kształty i ozdoby są niemal geometrycz­

nie wykreślone (korzenionóżki, promieniow­

ce), gdy zobaczymy pod mikroskopem tkan­

kę, złożoną z wielkiej ilości wzorzystych, wielościennych komórek, lub jaje o niezmien­

nym kształcie kulistym. Istnieją przeciwnie, organizmy, pozbawione wyraźnych organów i składające się z jednolitej masy protoplaz- matycznej, ja k zwyczajny pełzak (Amoeba), poruszający się po mchu wskutek swej rozle­

wającej się swobodnie zarodzi, pozbawionej błonki.

Chcąc wykazać w sposób bardziej nauko-

t

wy różnice między kryształem a organiz­

mem, Yerworn zestawia go z komórką, uzna-

j jąc tylko tę formę porównania za logiczną,

(2)

7 8 6 WSZECHSWIAT.

N r 50.

gdyż kryształ jest niejako jednostką mine­

ralną, jest jednorodnym, martwym osobni­

kiem, którego rozdzielać nie możemy bez naruszenia jego własności, a komórka jest jednostką biologiczną, także jednolitą, której również zmniejszyć już bardziej niepodobna.

Dawne zatem tak często powtarzane porów­

nanie kryształu ze złoźonem wielokomórko- wem ciałem organicznem, musi upaść jako nie dość ścisłe; jeszcze wyraźniej zatrą się przed nami różnice morfologiczne, gdy po­

szukamy porównań całkiem dotychczas nie­

używanych, gdy weźmiemy np. masę płynną mineralną i organiczną; w tej formie materyi niezorganizowanej nie odróżnimy, na pierwszy rzut oka, od materyi organicznej.

Różnice rozwojowe wyodrębniają napozór dwa te światy jeszcze wyraźniej; twory orga­

niczne posiadają własność rozmnażania się,za­

sadzającą się na dzieleniu masy protoplazma- tycznej na dwie lub więcej części,-—z komórki pełzaka powstają tym sposobem dwa nowe osobniki; każde życie powstaje z życia i dać może początek nowej istocie żyjącej. Czyż dzielenie się komórki nie przypomina nam jednak rozpadnięcia się kropli rtęciowej na wiele drobnych okruszyn, które przedstaw ia­

j ą jakgdyby nowopowstałe osobniki, różniące się od kropli macierzystej jedynie swoją wiel­

kością. Możemy ogólnie uważać rozpadnię- cie się jakiegokolwiek ciała mineralnego na mniejsze cząstki, jako odpowiadające dziele-

j

niu się, a zatem rozmnażaniu ciał żywych, należących do pewnych szczebli rozwoju.

Powstawanie ciał organicznych może być nawet postawione na równi z otrzymywaniem ciał mineralnych, odkąd postępy chemii po­

zwoliły uczonym uskutecznić wiele syntez organicznych. "Wohler pierwszy otrzym ał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko­

hole, barwniki, aż Grimaux ') w r. 1885 przy­

gotował nawet zapomocą syntezy ciało, przed­

stawiające pewne podobieństwo do białka, jakkolwiek znacznie od niego w składzie che­

micznym prostsze, a Schiitzenberger 2) w r.

1891 przedstawił Akademii francuskiej zwią­

zek, posiadający wszystkie cechy chemiczne

') S a b a tie r. E s s a i s u r la v ie e t la m o rt.

2) A . G a u tie r. C him ie b io lo g ią u e .

i fizyczne peptonów. Rośliny dają nam dos­

konały przykład takich subtelnych pracownią w których fabrykują się ciała białkowe, cukry,, tłuszcze wprost z pierwiastków mineralnych i przez długi bardzo czas sądzono, że białko, a ogólnie mówiąc związki organiczne, powstać mogą tylko drogą przyrodzoną, wewnątrz ciał żywych; postępy nauk przeczą jednak temu poglądowi.

Mimo otrzymanych sztucznemi sposobami tylu ciał organicznych, chemia nie stanęła jednak tak wysoko, aby zdołała zbudować komórkę żyjącą, gdyż nie znane jej są wa­

runki niezbędne do rozbudzenia życia w ma­

teryi organicznej. Pierwsza istota żyjąca, w odpowiednich znajdując się warunkach, po­

wstała z m ateryi mineralnej, twierdzą jedni;

ale odtworzyć te okoliczności, na które złożyć się musiały przeróżne zjawiska, zależne od ciepła, ciśnienia,elektryczności, wilgoci i t. p., odtworzyć warunki, sprzyjające przed wieka­

mi rozbudzeniu się pierwszego życia w mate­

ryi mineralnej, jest dla nas niezmiernie trudne, jeżeli nie zupełnie niemożliwe. Inni (Prayer) twierdzą wręcz przeciwnie, że świat mineralny powstał z organicznego, żyjącego;, wyznają oni tezę nieprzerwanej ciągłości ży­

cia—życie, według nich, tylko z życia powstać może. N ierozpatrując sprzecznych i licz­

nych hypotez, dotyczących powstania pierw­

szego życia na kuli ziemskiej, zauważymy, że obracają się one koło dwu przeciwnych twier­

dzeń, w których świat mineralny i organicz­

ny wzajemnie od siebie zależą. U źródła pochodzenia dwa te światy wzajemnie się schodzą. W łasność rozwoju, uznawana przez długi czas jako należna wyłącznie organiz­

mom, zdaje się znów zaznaczać granice, dzielące je od natury martwej; istotnie, orga­

nizm podlega całemu szeregowi przemian, które czynią go osobnikiem dojrzałym, po­

dobnym do swych przodków, minerał zaś nie podlega przemianom tak widocznym, tak łatwo podpadającym pod zmysły. Yerworn przytacza przemiany alotropijne, jako dowód istnienia ewolucyi mineralnej; stopiona siar­

ka, wlana do zimnej wody, przemienia się na gąbczastą, dającą się wyciągać, plastyczną masę, wcale niepodobną do żółtego kryszta­

łu, który uległ stopieniu; fosfor żółty krysta­

liczny, silnie trujący, świecący w ciemności,

zapalający się przez potarcie, skoro zostanie

(3)

N r 50.

WSZECHSW1AT.

787 ogrzany w gazie obojętnym do tem peratury

blizkiej punktu wrzenia, zamienia się na od­

mianę nieszkodliwą, bezkształtną, czerwoną, nieświecącą i trudno palną. Po kilku dniach zobaczymy jednak, że siarka plastyczna staje się znowu ciałem żółtem twardem, podobnem do siarki pierwotnej; czerwona odmiana fosforu przechodzi także w odpowiednich oko­

licznościach w żółtą i wszystkie cechy znane nam fosforu trującego wystąpią w niej wy­

raźnie. Siarka i fosfor przedstawiają nam tu przebieg ewolucyjny, zakończony powro­

tem do stanu pierwotnego. Wielce orygi- nalnem jest to filozoficzne zapatrywanie się Yerworna na dotąd niedostatecznie wytłu­

maczone zjawiska alotropii. Analogia, któ­

r ą widzi między temi przemianami a ewolu- cyą biologiczną jest niezawodnie jednym z ciekawszych punktów jego poglądów na pokrewieństwo, istniejące między wszelkiemi rodzajami materyi. Skoro jednak przyzna­

my minerałom własność rozwoju, to zauwa- żymy przeciwnie, że niektóre organizmy są jej pozbawione, lub bardzo drobnym podle­

gają zmianom; pełzak dzieląc się tworzy dwa osobniki, różniące się wielkością tylko od ga­

tunku pierwotnego.

W zrost wreszcie, przez długi czas uważa­

ny był za przywilej świata żyjącego i wiele lat minęło zanim spostrzeżono, że minerały także rosną choó w odmienny sposób. O rga­

nizmy wzrastają przez wewnętrzne przyjmo­

wanie pokarmów i przemianę materyi, wsku­

tek której odbudowywać mogą bezustannie rozkładające się związki, tworzące ich ciało, kryształy zaś zwiększają się przez układanie się nowych warstw m ateryi na ich zewnętrz­

nej powierzchni. Skoro jednak zechcemy porównać komórkę z płynną masą mineralną, to zauważymy, że obie rosnąć mogą przez wprowadzenie związków wewnątrz protoplaz- my lub roztworu; jeśli rozpuścimy sól kuchen­

ną w wodzie, to nastąpi zupełne połączenie cząsteczek soli przez dyfuzyą z cząsteczkami wody,—woda pochłonie sól i zwiększy swą

J

objętość, ja k komórka, gdy pobiera po­

karm.

Własności fizyczne zwróciły także uwagę badaczy; spostrzeżono, że ciała żyjące poru-

j

szają się, zmieniają miejsce, gdy martwe są tych własności pozbawione; starożytni przy- nawali nawet morzom, oceanom i wiatrom

j

własności żywotne z powodu ich bezustanne-

j

go ruchu. Przez długi czas, mimo prze­

świadczenia, którego później nabrano, że

| rozbałwaniony ocean jest martwy, a nasienie

i

roślinne, spokojnie w ziemi leżące, zawiera w sobie zarodek życiowy, stale powtarzano, że istoty żyjące są obdarzone ruchem, martwe zaś—ruchu pozbawione; można istotnie wy­

tłumaczyć bezustanne uderzanie fal morskich,

j

jako spowodowane przez bodziec zewnętrzny, taką siłą poruszającą może być np. wiatr, gdy ruch mięśniowy występuje jako objaw przemiany energii, odbywającej się wewnątrz organizmu. Jeżeli jednak porównamy ruch istoty żyjącej do ruchu maszyny parowej, to powiemy, że oba są zasilane paliwem, wpro- wadzonem do wnętrza i cała różnica upad­

nie. Organizm, na równi z maszyną parową, potrzebuje niezbędnie pożywienia, aby módz wydołać pracy—powiemy więcej: pożywienia te są podobne, gdyż istoty żyjące przyjmują prawie wyłącznie związki węglowe, węgiel ten podobnie ja k i węgiel wprowadzony do pieca utlenia się, pali, ogrzewa, a rezultatem chemicznym spalenia w obu wypadkach jest tworzenie się i wydalanie dwutlenku węgla.

Ciała organiczne obdarzone są wreszcie wrażliwością, polegającą na odpowiadaniu skurczem lub ruchem na różne podrażnienia.

Kiedy drażnimy protoplazmę wstrząśnięciem mechanicznem, ciepłem, światłem, prądem elektrycznym, odczynnikami chemicznemi, wówczas widzimy pewne objawy zewnętrzne w tej protoplazmie, pozwalające nam przy­

p uszczacie istnieje w niej elementarna draź- liwość na te bodźce. Ciała mineralne jednak posiadają także swój sposób odpowiadania na teź same podniety. Następstwem bowiem wymienionych bodźców bywają często zja­

wiska chemiczne, wydzielanie ciepła, światła, a nawet rozkład związku, jak to się zdarza z ciałami wybuchowemi; przez wstrząśnięcie nitrogliceryna rozpada się, wydając dwutlenek węgla, tlen, azot, wodę; zbyt silna podnieta może również uśmiercić istotę żyjącą.

Różnice fizyczne zacierają się podobnie ja k morfologiczne i genetyczne skoro zblizka i bez uprzedzenia przypatrujem y się wszel­

kim rodzajom m ateryi. Chemiczna jej pod­

staw a je st także jedną, gdyż pierw iastki są zawsze teź same bez względu na to, czy bu­

dują komórkę żyjącą, organizm wielce złożo­

(4)

788

WSZECHSWIAT.

N r 50.

ny, zwyczajny kam ień albo pokłady skał.

W sposobie łączenia się m ateryi elem entar"

nej istnieje jed n ak niezm ierna różnica;

w istotach żyjących spotykam y związki tak bardzo skomplikowane, ja k białko, tłuszcze, cukry, cechujące m atery ą żyjącą i poza n ią nie tworzące się nigdzie w przyrodzie. C ząs­

teczka b iałk a sk ła d a się z wielu zapewne se_

tek atomów, je st niezm iernie wielką i nie.

zmiernie złożoną, z niej tworzy się proto- plazm a, pierw otne podścielisko życia. B ia ł­

ko znajduje się we wszystkich organizm ach bez w yjątku w wysoko ukształconych i w pier­

wotnych, w roślinach zarówno ja k i w zwie­

rzętach; gdy więc niem a ani jednego o rg a­

nizm u pozbawionego białka, to istotnie po­

wiedzieć możemy, że je s t ono c h a rak tery ­ stycznym związkiem wspólnym dla wszyst­

kich organizmów, p iętnuje wszelkie życie—

w świecie m ineralnym zaś nie spotykam y po­

dobnego zjaw iska, nie znajdziemy w nim związku, któryby się pow tarzał w każdym minerale, któryby w ten sposób c h a rak tery ­ zował świat m artwy.

W łasność tw orzenia związków białkowych niezmiernie złożonych, byłaby poważną ró ż­

nicą, n a k tó rą Y erw orn zw raca uwagę, gdy­

by inne znamiona nie godziły ze sobą przy­

rody organicznej i nieorganicznej. Tw orze­

nie się białka w organizm ach je s t procesem bardzo złożonym, gdyż z niego b u d u ją ko­

mórki substancyą swego ciała; ciało to jed n ak bezustanku się niszczy, pali, ro zkłada i nano- W'o musi być odbudowanem; n a tem ciągłem tworzeniu i rozkładaniu się b iałk a polega przem iana m ateryi, będąca procesem che­

micznym, właściwym istotom żyjącym. C iała m ineralne przedstaw iają nam je d n a k bardzo często analogiczne przem iany, a Y erw orn chcąc udowodnić tę tezę czerpie p rzy k ład z fabrykacyi angielskiego kw asu siarczanego:

skoro kwas azotny zmieszamy z bezwodni­

kiem kwasu siarkawego, wówczas ten ostatni odbiera tlen od kwasu azotnego, re d u k u jąc go na azotawy, a sam z łatw ością zamieni się n a kwas siarczany, gdy dość będzie m iał wody. K w as azotawy utleniać się będzie na kwas azotny przy ułatwionym dostępie po ­ wietrza i znów oddawać będzie swój tlen bez­

wodnikowi siarkawem u, dążącem u do zam ia­

ny na kwas siarczany. Tym sposobem cząsteczka kwasu azotnego ciągle się rozpa-

! da, oddaje tlen i napow rót odtw arza łącząc się z tlenem powietrza; możnaby przez czas

| bardzo długi uskuteczniać tę przem ianę, an a­

logiczną do przem iany m ateryi isto t ży­

jących.

P rzebieg życia nie je s t wieczny; po pełnem życiu następ u je powolny proces rozkładowy, zwany okresem nekrobiozy, prow adzący do śmierci. Śmierć powoli rozwija się z życia i razem z niem stanowi dwa skrajne stany w szeregu przem ian, odbywających się w o r­

ganizm ach. M aterya m artw a także nie je s t wieczną; podlega ona również powolnemu rozkładowi, rozpada się na związki coraz mniej złożone, na bryły coraz to mniejsze, jednem słowem —um iera. N ieśm iertelną jest tylko m atery a elem entarna, ta, z której zbu­

dowaną je s t cała p rzyroda—związki zaś jej wszystkie u leg ają rozkładowi i zburzeniu.

D -r Zofia Joteyho.

Z Riviery.

IY .

G o r b i o.

Przew odniki dla podróżnych bardzo m a ­ ło się zajm ują licznemi wycieczkami, jak ie można urządzać ze stacyj n a Riyierze w głąb kraju.

Przew ażnie pod ają one tylko wyliczenie miejsc, godnych zwiedzania, pom ijając n a j­

bliższe, często najpiękniejsze ich okolice, a polecając dalekie, tru d n e, często nieopła- cające się wycieczki.

A tymczasem n a Riyierze przydałyby się bardzo książki, zawierające dobre wskazówki d la podróżnych, gdyż działalność stow arzy­

szenia alpejskiego nie rozciąga się poza góry, przewodników niem a, a m ieszkańcy rzadko po siadają wiadomości o drodze, a nigdy o piękności danego miejsca.

D otychczas, tylko pow tórna jazd a n a Ri- yierę może zapoznać z jej pięknościami tych,

(5)

N r 50.

W SZE CHS W IAT.

789 którzy się nie obawiają niepotrzebnej włó­

częgi.

Każdy podróżny, odczuwający piękność przyrody, a nieszczędzący zmęczenia, powi- nienby iść z Mentony przez Gorbio do Roc- cabruna.

Większości nawet najbardziej przedsię­

biorczych turystów wystarcza wycieczka do Castellar. W dolinie Gorbio nie przechodzą oni za Gorbio, niewiedząc, źe tam mianowi­

cie powinni się udać.

A przecież właśnie na brzegu, po drugiej stronie Gorbio, najwspanialszy krajobraz rozwija całą swą piękność.

Cala wycieczka może trwać 5 godzin; na­

leży ją urządzać popołudniu. Aż do Gorbio prowadzi teraz piękna droga jezdna.

Zaczyna się ona przy hotelu Aleksandra i biegnie w licznych zakrętach wraz z doliną.

Dolinę, bardzo urodzajną, przerzyna oka­

zały strumień, z początku szeroki, zwężający się wyżej.

Do drogi przytykają ogrody willi, później zaś skromne zagrody wiejskie.

Z nad murów wyglądają kwitnące rośliny, z początku, u bogaczów, wykwintne, później, u biedniejszych, zwykły lak, lewkonie, pelar­

gonie, zawilce.

Gdzieniegdzie wznoszą się pojedyńcze cy­

prysy, często oplecione różami, przypomina­

ją c krajobrazy wschodnie. Sady cytrynowe i pomarańczowe ciągną się jedne za drugie- mi, dalej spotkać można drzewa figowe. W y­

żej trafiają się już oddzielnie nasze drzewa owocowe, okryte kwieciem.

Właściwie na tej wysokości jest dla nich jeszcze zaciepło, to też udają się dobrze do­

piero koło Sant’ Agnese, za skałami, zamy- kającemi od północy dolinę.

W dolinie Gorbio warto zbierać rośliny.

Ardoino, który ułożył florę Alp morskich, wylicza przeszło tysiąc dziko rosnących ga­

tunków, spotykanych w dolinach, otwierają­

cych się koło Mentony.

Trzebaby przejść prawie całą Irlandyą i Szwecyą, chcąc znaleźć tyle różnych roślin ile tu można widzieć na przestrzeni 15 mil kw.

Doliny Mentony są nadzwyczaj bogate w storczyki, które kwitną prawie wszystkie na wiosnę. Można tu znaleźć wiele rzadkich wogóle paproci.

Botanik będzie szukał przedewszystkiem

paproci drobnej, Gymnogramme leptophylla, zbliżonej do paproci „złotych” i „srebrnych”, należących do tego samego rodzaju, hodo­

wanych w naszych cieplarniach.

Am ator roślin przełoży nad Gymnogram­

me kapilorki czyli włosy W enery, Adiantum Capillus Yeneris, które przystrajają wilgotne zagłębienia skał.

S tara brukowana droga wznosi się w górę wśród gajów oliwnych. N a jednym z zakrę­

tów jej spostrzegamy nagle tuż przed sobą całe Gorbio, na szczycie spadzistego pagórka pokrytego oliwkami.

Powyzębiane skały otaczają amfiteatrem ten dziwnie piękny i malowniczy widok.

Wchodzimy na pagórek, przechodzimy plac ocieniony przez wiąz, zbaczamy na lewo i schodzimy na drogę pieszą, idącą po stoku góry, obok otwartej studni.

Po półgodzinnej drodze pod górę, docho­

dzimy do krzyża, który zdaleka widoczny, urąga burzom na urwisku skały.

Podczas silnie wiejącego mistralu niepo­

dobna się zatrzymać w tem miejscu, a zdruz­

gotany krzyż, wznoszący już tylko jedno r a ­ mię ku niebu, świadczy o gwałtowności burz, które tamtędy przechodzą.

Od ki-zyźa roztacza się czarująco piękny widok na wszystkie doliny, otwierające się koło Mentony.

N a wyżynach królują dzikie zamczyska Lascaris i Grimaldi, które kiedyś panowały nad temi dolinami. 'Wzrok obejmuje cały półokrąg stromych gór, otaczających doliny i stanowiących nieprzebytą dla niego zaporę, gdy znów na południe oko bez żadnego ogra­

niczenia sięga daleko na błękitne, nieskoń­

czone morze.

Nie można sobie wyobrazić dalszego stop­

niowania wrażeń, trudno się rozstać z tem miejscem, a jednak obraz zyskuje na m a­

jestacie, gdy go się ogląda z grzbietu gór­

skiego, prowadzącego na południe do Rocca- bruna.

W tedy olbrzymy skalne, zamykające doli­

ny, rozsuwają się ja k potężne dekoracye, a kontury obrazu stają się coraz bogatsze, coraz ruchliwsze.

W krótce w środku krajobrazu ukazuje się

Saint’ Agnese, spora wieś, która zdaje się

wisieć nad przepaścią na zawrotnej wyżynie,

niby gniazdo jaskółcze na skale.

(6)

790

W SZECHSWIAT.

N r 50.

Któżby podejrzy wał istnienie tej miejsco­

wości? Od strony morza zasłaniają j ą zu­

pełnie skały, na których się czepia.

Te same skały miały kiedyś chronić i kryć S a n t’ Agnese przed przenikliwym wzrokiem Saracenów, puszczających się na morze T y r­

reńskie.

A jednak właśnie przywódca Saracenów, H arun, zbudował, według podania, w X w.

zamek, którego ruiny wieńczą szczyt góry.

Przyszedł on tu n ie ja k o wróg, ale z miłości ku jakiejś chrześcijance, którą poślubił, przy- jąwszy jej wiarę.

Nawet ten, kto zna najpiękniejszą część

"Włoch południowych, odczuje z pewnością całą potęgę tego wspaniałego, typowo włoskie­

go krajobrazu. A jakże podnosi to wrażenie zachód słońca, gdy wierzchołki gór zaczną się czerwienić, długie, ciemne cienie padają w doliny, a S an t’ Agnese zabłyśnie w złota­

wym blasku na szarej skale.

Jed n ak czas nagli do odwrotu, bo słońce skryło się już dawno na zachodzie za Tete de chien; cienie nocy zalegają przepaści, a długa jeszcze, kamienista droga dzieli nas od Cabbe-Roquebrune, stacyi kolei żelaznej.

Na dworcu w Cabbe-Roąuebrune oczekuje nas rozkosz botaniczna.

Nad wysokim murem, na pochyłości, stoją wysokie Oercis siliąuastrum, judaszowce, spuszczające nadół bezlistne gałęzie, pełne kwiatów. Piękne, skupione kwiaty wyrasta­

ją i na starem drzewie, tak, że cała korona wygląda ja k jeden pęk różowo-czerwonego kwiecia. Ojczyzną tego drzewa jest Europa południowa i Palestyna, gdzie je często spo­

tykamy w ogrodach koło Jerozolimy. Stąd zapewne powstało podanie, jakoby Judasz miał się na niem powiesić.

V.

P o n t St. Lo u is.

Czarująco pięknie przedstawia się Mento- na z Pont St. Louis. Jestto jeden z wido­

ków, czyniących najsilniejsze wrażenie na Rivierze.

Należy go podziwiać rano, gdy słońce oświetla od wschodu starą Mentonę. W y ­ chodzi się z Mentony na wschód drogą wiej-

| ską, a od miejsca, gdzie się rozdwaja, jej le­

wem ramieniem.

Droga idzie zwolna pod górę między wil- [ lami i murami i jest nadzwyczaj przyjemna, jeżeli niema wiele kurzu, gdyż przylegające

j

do niej ogrody przepełnione są roślinnością,

j

która się wychyla na drogę.

Rośliny m ają zamało miejsca w zakreślo­

nych granicach i dążą na swobodę.

Różowo-czerwone i ogniste pelargonie wy­

chylają się przez kraty, tam zwiesza się krzew róży obsypany kwieciem, tu cały mur aż do dołu pokrywają bocianie noski, Pelar- gonium pellatum, których liście znikają pod mnóstwem blado-czerwonych kwiatów.

Krzew, który się przegina zgrabnym łu-

j

kiem ponad innym murem, to Boddleya

j

Lindleyana z gronami żółtych kwiatów, po- dobnemi do kłosów. Heliotrop wijący się na tyce napełnia całą drogę swym zapachem, dalej znów przechodzimy obok szpaleru sza- franowo-żółtych róż. Przypołudnik, Mesem- bryanthemum acinaciforme, przystraja mur mięsistemi łodygami, liśćmi i czerwonemi lub żółtemi kwiatami. Cytryny i pomarańcze, obficie pokryte owocem, rozwijają już także wonne kwiaty.

Przechodzimy koło francuskiej komory celnej i oto już jesteśmy u celu, przy moście San Luigi, przerzuconym w śmiałym łuku nad przepaścią, dzielącą Francyą od Włoch.

W idok z mostu na Mentonę jest rzeczy­

wiście uderzająco piękny.

Stare miasto pokrywa wązki grzbiet gór­

ski, spuszczający się ku morzu. Domy piętrzą się skupione jedne nad drugiemi i obok siebie. Wszystkie są zbudowane w stylu włoskim, z loggiami, balkonami i t a ­ rasami, pomimo tego każdy innego kształtu i wielkości, zdają się łączyć w jednę masę bez żadnego planu.

Każdy jest innego koloru, ale w blasku słońca sprzeczności się zlewają razem i z od­

dali całe miasto świeci jak białe.

Od masy domów odcina się kościół z wy­

smukłą dzwonnicą.

Jakież wspaniałe ramy otaczają ten obraz!

W oddali zarysowywuje się mglisto, ledwie

widoczny profil zębatego E sterelu. Dalej

brzeg ucieka przed morzeni i dopiero Tete de

chien nad Monaco ośmiela się mu stawić

czoło, stojąc jakby na straży u brzegu. Z a

(7)

N r 50.

WSZECHSWIA.T.

791 nim potężne, majestatyczne góry posuwają

się coraz bliżej ku Mentonie. Cap M artin wysuwa się, ja k zielona aksam itna wstęga na błękitne morze, a za M entoną wznoszą się zębate olbrzymy skalne i błyszczą na słońcu niobieskawo-szare.

Niżej w zielonych wąwozach jasna zieleń gajów oliwnych miesza się z ciemnym od­

cieniem ogrodów cytrynowych, a na stokach kryją się wśród liści białe wioski.

W pobliżu połyskują jasno nagie grzbiety górskie, pokryte gdzieniegdzie zielonemi oazami lasów sosnowych.

Pierwszy plan obrazu zachwyca przepy­

chem barw, gdyż cała niższa część wąwozu, nad którym idziemy, zamieniona jest w jeden ogród, zstępujący stopniami, a ziemia niknie zupełnie pod kwieciem.

Jasno i ciemno-czerwone bodziszki(geranie) skupiają się w gęste bukiety, kuliste krzewy złocieni (Chrysanthemum frutescens) usiane są tysiącami kwiatów, jak białemi gwiazdami.

Drzewo judaszowe, obsypane kwiatami, po­

chyla nad białemi złocieniami swoje różowo- czerwone gałęzie.

K rzak róży, kwitnącej żółto, wspina się na czerwony judaszowiec; smukłe bambusy wznoszą się jak pióropusze w powietrze, obok palm wachlarzowych.

Ciemno-zielone wysokie cyprysy, drzewo pieprzowe o jasno-zielonych, delikatnych pie­

rzastych liści na zwisających gałęziach, ciemno-czerwone Bougainvillea po ścianach, stanowią prawdziwy kalejdoskop.

Wysokie daktylowce, wystające ponad wą­

wóz, obejmują ramionami widok Mentony, pierwszy plan stanowią fantastyczne opuncye tuż przy moście.

Cały ten barwny obraz kąpie się brzegiem w ciemno-błękitnych wodach. Świeży powiew płynie od morza, wiosna spogląda ku nam z wąwozu niezliczonemi oczyma kwiatów.

Obraz to harmonijny i wesoły.

Zapomnijmy więc, że tam, nad Mentoną, gdzie wśród szarych murów wznoszą się białe kamienie i ciemne cyprysy, to miejsce ża­

łoby.

Kiedyś na wyżynie tej stał zamek Grimal- dich, później wśród jego zwalisk powstał tam cmentarz.

P anuje on nad słonecznym krajobrazem, jak kiedyś panował zamek.

Staram się oderwać od niego myśli, ale na- próżno, znowu do niego wracają.

Żaden cmentarz nie usposabiał mnie smut­

niej od tego, z jego grobami, ukrytemi wśród kwiatów. Trudno sobie wyobrazić większą sprzeczność między słoneczną, radosną przy­

rodą, a straszną śmiercią. Serce się ściska na widok tej sprzeczności.

Spoczywający na tym cmentarzu spieszą ze wszystkich stron świata.

W kwiecie wieku, zdała od ojczyzny, ukła­

dają się na wieczny spoczynek pod jaśminem i różami.

Może im ta ziemia lżejszą będzie, bo kwia­

ty nigdy na niej nie więdną. Szczególniej wiele znajduje się tam róż: białe, żółte, krwawo-czerwone roztaczają woń upajającą.

Gdym raz odwiedzał ten cmentarz, cały świat promieniał blaskami wdosny, a w po­

wietrzu czuć było radość życia. W tedy właśnie najsmutniej było wśród tych kwiato­

wych grobów.

N a świeżo wzniesionym pomniku siedział młody rzeźbiarz i wykuwał z kamienia twarz młodej dziewczynki, śpiewając wesołą piosnkę.

Długo stałem przy tym grobie, bo mi się i przypomniały tragedye Szekspira.

Wysoko ponad mostem San Luigi wznoszą się zębate skały, otaczające wąwóz.

Wąwóz podnosi się tu nagle, w romantycz-

! nej dzikości. Ze środka jego wznosi się po- jedyńcza stożkowata skała, ostro zakończona.

W skałach znajdują się liczne jaskinie.

N a każdym występie skały czepiają się wilczomlecze, jałowiec, rozmaryn i malwy (L av atera maritima) o wielkich kwiatach, przerywając ich jednostajność.

W dole wszystko się zieleni od bujnej roś­

linności. M ały strumyczek spływa w dół szemrząc po szczelinach skał i tworzy śliczne wodospady.

Część wody zbiera się w małym wodociągu, który biegnie nadół w malowniczych zakrę­

tach i sklepionym łukiem przechodzi nad strumieniem.

Wszystko łączy się na tej niewielkiej przestrzeni, efektownej ja k dekoracya tea­

tralna.

W nadzwyczaj ciepłej okolicy Piviery wą­

wóz ten stanowi najcieplejsze miejsce. Oto­

czony i zasłonięty przez wysokie góry, otwar­

(8)

792 N r 50.

ty je st tylko dla wiatrów południowych. Ju ż w grudniu zaczynają tu kwitnąć fiołki, a j a ­ skółki nigdy stąd nie odlatują. Jaszczurki powinnyby tu zapomnieć o potrzebie snu zi­

mowego. Pożywienia je s t tu aż zbyt wiele.

Owady brzęczą w powietrzu, a pająki nawet w zimie zastawiają na nie sieci.

Edward Strasburger.

Tłum. Z. S.

Wpływ ciśnienia atmosferycznego

n a s t a ł ą i c i e k ł ą p o w ł o k ę z i e m i 1) . !

W rozprawie, której dokładny ty tu ł poda­

łem wprzypisku, znany geofizyk, S. Giinther, rozbiera szczegółowo wpływ, jaki wahania ciśnienia atmosferycznego wywierają na część stałą i płynną powierzchni ziemi. P o ­ nieważ w rozprawie tej autor dotyka wielu zagadnień i spostrzeżeń, interesujących, być może, nietylko specyalistów, podajemy ją tu zatem w możliwie dokładnem streszczeniu.

Zacznijmy od stałej powłoki ziemi. Czy mniej lub więcej silne ciśnienie powietrza wpływa na zmianę poziomu stałego gruntu?

A priori możemy powiedzieć, że tak, gdyż ten ostatni, jak to skądinąd wiemy, nie jest zupełnie stałym i nieruchomym, lecz odzna­

cza się pewnego rodzaju sprężystością i pla­

stycznością 2) i jako taki odczuwa (w nie­

wielkiej wprawdzie mierze) zmiany, zacho-

j

dzące w gęstości atmosfery. Jeżeli przy­

puścimy, że górne warstwy ziemi m ają sta ­

') S.

G iin th er. L u ftd ru c k s c h w a n k u n g e n in ih re m E in flu sse a u f die fesfen u nd fliissigen B e sta n d th e ile d e r E rd o b e rfla c h e (B e itra g e z u r G eophysik. Z e itsc h r. f. p h y sik a lisc h e E r d k u n d e , lierau sg e g eb en v. G. G erlan d .

II,

7 1 — 1 5 2 , 1 8 9 4 ).

P orów , ta k ż e r e f e r a t z te j rz e c z y p rz e z p. B ro n c o | w N . J a h r b . J . M . e tc . 1 8 9 5 , t. I.

2) P o ró w n . W sz e c h św ia t z r . 1 8 9 4 , n -r 1 i 2, a rty k u ł: „O w pływ ie tw o rz e n ia się g ó r n a b u d o ­ wę sk a ł i m in erałó w ” .

łość szkła, to podczas minimum barometrycz- nego powierzchnia ziemi musi zająć położenia o 9 c m wyższe, niż podczas maximum. Zbo­

czenia pionu, spowodowane przez te wahania barometryczne, dochodzą do 0,0292 sekun­

dy łukowej, a zatem przedstawiają wielkość kąta, która już jest dostępna dla pomiarów.

Od dwu przeszło wieków trw ają usiłowania, mające na celu ścisłe określenie zboczenia pionu. N a szczególną uwagę zasługują pod tym względem spostrzeżenia v. Rebeur-Pa- schwitza z Wilhelmshaven nad wahadłem poziomem. Gliniasty grunt tamtejszy, prze­

jęty wodą, posiada wielką stosunkowo sprę­

żystość i pod wpływem zmian ciśnienia atmo­

sferycznego naprzemian nadyma się jak po­

duszka elastyczna, lub też opada, oddziały- wając tym sposobem na ruchy wahadła po­

ziomego.

Od dość dawnego ju ż czasu przez rozmai­

tych uczonych wypowiadanem było przeko­

nanie, źe wysoki stan ciśnienia atmosferycz­

nego sprzyja powstawaniu t. zw. dyzlokacyj- nych trzęsień ziemi, t. j. takich, którym towarzyszą mniej lub więcej znaczne zabu­

rzenia w układzie warstw skorupy ziemskiej.

Prof. Giinther nie przypuszcza jednak, aby wprost tylko wzmaganie się i obniżanie ciśnie­

nia powietrza mogło mieć jakiś ważniejszy wpływ na wahania skorupy ziemskiej, skłania się on raczej ku poglądowi, według którego tylko nagłe a wielkie zwiększenie się ciśnienia może wpływ ten wywierać. Oto zresztą własne jego słowa i pogląd na sprawę: „Nie mamy bezpośredniego dowodu na to, że z podnoszeniem się ciśnienia atmosferycznego zwiększa się jednocześnie podatność skorupy ziemskiej do wahań o większej amplitudzie;

bywały nawet wypadki, w których nizki stan barom etru zdawał się sprzyjać powstawaniu zjawisk sejsmicznych, co jednak trudnem jest do zrozumienia z punktu widzenia mecha­

nicznego. Co dotyczę raptownych zmian ciśnienia, to wpływ ich może stanowić dopie­

ro przedmiot do dyskusyi, lecz nie jest by­

najmniej faktem niezbicie .dowiedzionym.

Jedno tylko spostrzeżenie nie ulega żadnej wątpliwości, a mianowicie to, że w zimnej porze roku trzęsienia ziemi są daleko częst­

sze, niż w ciepłej. Okoliczność ta przemawia

wyraźnie za tem, źe zaburzenia tektoniczne

wewnątrz skorupy ziemskiej odbywają się

(9)

N r 50.

WSZECHSWIAT.

793 łatwiej i częściej podczas panowania wyso­

kiego ciśnienia atmosfery”.

Ju ż Hoernes i in. starali się sprowadzić ruchy mikrosejsmiczne ziemi wyłącznie tylko do efektów meteorologicznych. N a podsta­

wie spostrzeżeń Eerthellego twierdzić może­

my z pewnością, że raptowne zmiany ciśnie­

nia atmosferycznego wywołują jednocześnie wahania tromometru, przyczem spadanie b a ­ rometru sprowadza bardziej silne kołysania, jakkolwiek żadnej proporcyonalności w am ­ plitudach obu wahań nie dostrzeżono; prze­

ciwnie się rzecz ma podczas wysokiego stanu barometru: ap a ra t zachowuje się zwykle b ar­

dzo spokojnie, nawet przy dość silnym wie­

trze. Bertelli należał jednak do zwolenni­

ków poglądu, wedle którego wstrząśnienia mikrosejsmiczne ziemi całkowicie zależą od gazów, zawartych w głębi ziemi; ponieważ nie mogą one wydostać się ze swego ukrycia, powodują przeto tylko wstrząśnienia leżącej nad niemi powłoki. Z poglądem tym nie zgadza się Giinther, albowiem niema ścisłych dowodów, któreby zaprzeczały innemu jesz­

cze przypuszczeniu, że przyczyną wstrząśnień tych są wiatry. Giinther przypisuje zatem mikrosejsmiczne ruchy ziemi działaniu po­

dwójnych przyczyn: zewnętrznych (ciśnienie atmosfery i wiatry) i wewnętrznych, czyli geologicznych. W każdym jednak razie przyznać trzeba, że istnieje związek przyczy­

nowy pomiędzy raptownem spadaniem ciśnie­

nia atmosfery i bardziej ożywionemi oscyla- cyami gruntu.

Wybuchy wulkanów również pozostają w pewnym związku z ciśnieniem atmosfery.

Ponieważ masa ognistopłynna wulkanu i po­

chłonięte przez nią gazy podlegają wielkiemu

j

ciśnieniu, zmniejszenie się więc tego ostatniego, choćby je tylko wywołało po wietrze, niem o-

j

że pozostać bez skutku, zwłaszcza w tych wulkanach, które, jak np. Stromboli, znajdu­

ją się w stanie ciągłego niepokoju, ciągłej pulsaoyi. Go dotyczę wulkanów drzemiących, a tych jest większość, to i tu siła wybuchu pozostaje w odwrotnym stosunku do ciśnienia atmosferycznego. Z drugiej jednak strony wątpliwą jest rzeczą, aby się kiedykolwiek dowieść udało, że pierwotną, początkową przyczyną działalności wulkanu było nizkie ciśnienie powietrza.

Zrozumiałą je s t także zależność energicz­

niejszego wydzielania się gazów z pokładów węgla od nizkiego stanu barometru.

Jeśli się teraz zwrócimy do wpływu atm o­

sfery na płynną powłokę ziemi, to przyznać musimy, że od dawiendawna dostrzeżono związek pomiędzy powolnemi nierównomier- nemi wahaniami poziomu morza i ciśnienia powietrza. Jeżeli sobie wyobrazimy dwa zbiorniki wody połączone wązkim kanałem, to, rzecz prosta, wyższym poziomem wody będzie się odznaczał ten zbiornik, nad któ­

rym panuje mniejsze ciśnienie atmosfery, jak to zresztą wypływa i z rozbieranych przez Giinthera stosunków hydrograficznych N or­

wegii.

Prócz tych nieprawidłowych kołysań po­

ziomu morza znane są również i wahania rytmiczne, które na morzu Baltyckiem m ają nawet nazwę specyalną „morskiego niedźwie­

dzia” (Seebar). Zjawisko mianem tem wy­

różnione polega na tem: jeżeli na końcach linii AB, która w jakimkolwiek kierunku przecina powierzchnię zbiornika wody całko­

wicie albo prawie całkowicie objętego lądem, ciśnienie powietrza nie będzie jednakowe, lecz, dajmy na to, w A będzie większe albo mniejsze niż w B, to w pierwszym punkcie musi nastąpić obniżenie się (resp. wzniesie­

nie) poziomu wody, w B zaś wzniesienie (resp. obniżenie). W ten sposób wytwarza się oscylacya, której amplituda prędko zmniejsza się i najczęściej w krótkim już cza­

sie dochodzi do zera. Amplitudę tę mogą powiększyć wiatry, towarzyszące zmianom ciśnienia atmosferycznego, a zwłaszcza wichry raptowne, jeśli do ich wytwarzania się istnie­

j ą w danej miejscowości odpowiednie w a­

runki.

N a źródła słodkie wywiera teź powietrze wpływ niemały, „Niema żadnej wątpliwo­

ści—są słowa prof. G iinthera —że każde źródło, którego początek kryje się w zwalis­

kach skał, odciętych zupełnie od dopływu powietrza, podczas zwiększonego ciśnienia atmosfery wydaje mniej wody, niż podczas depressyi”. Zewnętrznie wpływ ten wyraża się przez mętnienie w wielu źródłach wody po raptownym spadku barometru, lub nagłej zmianie pogody jasnej na słotną. Ź ródła gazowe jeszcze w większym stopniu wpływo­

wi temu podlegają. „Ilość dwutlenku węgla

(znowu słowa prof. Giinthera), wydzielają*

(10)

794

WSZECHSWIAT.

N r 50.

zau w ażo n e, d la te g o p o d a ję j e p o n iżej w z e s ta ­ w ien iu z d an em i d -ra S c h ro e te ra d la w y k azan ia zac h o d z ą c y c h ró ż n ic , a m ianow icie: L y c o g a la E p id e n d ro n L in n e . P o sp o lity , u k a z u je się od czerw ca do lis to p a d a n a s fary ch p n ia c h , w o k o li­

cach M ięd zy rzeca sp o ty k a łe m go n ajcz ęściej n a z m u rsz a ły c h p n ia c h b rzo zo w y ch . W e d łu g S c h ro e ­ te r a m a z a ro d n ik i g ła d k ie . W ok azach , "p rzeże­

ranie ro z p a try w a n y c h , zn ajd o w ałem pow yższe o rg an y o k ry te b łoną, k tó r a p r z y 3 0 0 p o w ięk sze­

n iu p rz e d s ta w ia ła się zaw sze w y raźn ie p u n k to ­ w an ą.

H y d u u m re p a n d u m L in n e . G rzy b te n u J ó z e ­ fa J u n d z iłła nosi n azw ę p o ls k ą k o łc z a k a o b łą- czystego, n a le ż y do ja d a ln y c h . W ty ch stro n a c h w idyw ałem go we w rz e śn iu w sosnow ych i liś ­ ciasty ch la s a c h , lu b o n a d e r rz a d k o . W sz y stk ie b a d a n e p rz e z e m n ie o k a z y w liczb ie sześciu m iały z a ro d n ik i p raw ie k u lis te , g d y ż dłu g o ść ich w yno­

s iła od 5 — 7 [J., a szero k o ść 4— 6 jj.. W ed łu g S c h ro e te ra m a ją k s z ta łt p o d łu żn o -elip ty czn y , d łu ­ gość 9 — 11 [i, szero k o ść 5 ,5 — 7 [X. P rzeciw n ie d -r W iinscbe w sw em d z ie łk u p . t. „ D ie P iltz e ” , w y d an em w L ip s k u w r . 1 8 7 7 , w k tó re m ty lk o b a rd z o ogólnie w spom ina o za ro d n ik a c h ro d z a ­ jó w , w y jątk o w o n ad m ien ia, że u pow yższego g a ­ tu n k u są one k ą to w o -k u liste , a w ięc b a rd z ie j z b li­

żone p o s ta c ią do z aro d n ik ó w , zauw ażonych

cego się w jednostce czasu ze źródła gazo­

wego, jest odwrotnie proporcyonalną do ciś­

nienia w danej obwili panującego”. W ielka ilość spostrzeżeń, dotyczących źródeł wydzie­

lających gazy, prawo to stwierdza najzu­

pełniej.

J . M.

n listopada.

Kształt i wielkość zarodników u niektórych gatunków grzybów z działu śluzowców (M yxo- mycetes) podstawko-zarodnikowych (Basidio- mycetes i woreczko-zarodnikowych (Ascomy-

cetes).

W iad o m o , że d o jrz a łe z a ro d n ik i g rz y b ó w , p o ­ c h o d zące od je d n e g o i te g o sam ego g a tu n k u , z a ­ c h o w u ją s ta le je d n a k ie p ię tn a w sw ych k s z ta ł­

ta c h , b arw ie, a n aw et i w w ielkości. Cechy te m a ło u w zg lęd n ia n e p rz e z d aw n iejszy ch a u to ró w , o p isu ją c y c h g rz y b y , z o s ta ły d o p ie ro p rz e z n o w ­ szy ch b a d a c z y z u ż y tk o w a n e w dyagriozach m yko- lo g iczn y ch , w celu u ła tw ie n ia o k re ś le ń g a tu n k ó w lu b rodzajów '. Z teg o p o w o d u i d -r S c h ro e te r w sw em d z ie le p . t. „ P i l z e ” , k tó r e d o ty c h c z a s je s z c z e w całości nie w y szło z d ru k u , o p is u je p o w ięk szej części z a ro d n ik i k aż d e g o g a tu n k u , n a p o d sta w ie b ą d ź w łasnych b ą d ź cudzych p o s trz e - ż e ń . N ie w sz y stk ie je d n a k ż e p rz e z n ieg o p r z y ­ to c z o n e d a n e , d o ty czą ce k s z ta łtu i w ielk o ści rz e c z o n y c h n a rz ą d ó w , k tó r e d o tą d m iałem sp o ­ so b n o ść sp ra w d z a ć , s ą z g o d n e z m o je m i o b se r- w acyam i, w y ją te k o b a rd z ie j ró ż n ią c y c h się z a ­ ro d n ik a c h sta n o w ią n a s tę p u ją c e g rz y b y : L y c o g a la E p id e n d ro n L in n e , H y d n u m re p a n d u m L in n e , C o p rin a riu s d ic h ro u s P e rs o o n , C o rtin a riu s cinna- m o m eu s L in n e , C o rtin a riu s y io la c e u s L in n e , C o rtin a riu s v ib r a tilis F r i e s , R o zites c a p e ra ta P e rs o o n , A g a ric u s n id u la n s P e rs o o n , A g a ric u s c o rtic o la P e rs o o n , A g a ric u s o s tre a tu s J a c ą u in , A g a ric u s n e h u la r is B a ts c h ., E la p h o m y c e s cervi- n u s L in n e.

W ym ienione ro ś lin y w in n y c h z r e s z tą cechach s ą zu p ełn ie z g o d n e z p rz y to c z o n e m i p rz e z w spom ­ n ia n e g o a u to r a , p rz y c z e m cech y te są o ty le c h a ­ ra k te ry s ty c z n e , że w y k lu c z a ją m ożliw ość b łę d u o k reślen ia . P o n iew aż b r a k m i in n y ch d z ie ł, o p i­

s u ją c y c h b a rd z ie j w y c z e rp u ją c o n a rz ą d y ro z m n a ­ ż a n ia g rzybów , p rz e to n ie w iem czy d o s trz e ż o n e p rz e z e m n ie niezg o d n o ści b y ły j u ż j p r z e z kogo

w o k a z a c h m ięd zy rzeck ich .

C o p rin a riu s d ich ro u s P e rso o n . Z b iera łem szczeg ó ln iej we w rz e śn iu i p a ź d z ie rn ik u , n a p a stw isk a c h p o dleśnych, m ięd zy tr a w ą . R ó żn ica z aro d n ik ó w teg o g a tu n k u p o leg a ty lk o n a w iel­

k o ści. S c h ro e te r p o d a je ich długość od 6 — 7 [X,

a sz ero k o ść 4 — 4 ,5 ' (i. W e d łu g m oich po m iaró w d łu g o ść d o c h o d z iła od 1 0 —13 p,, sz ero k o ść od 6 — 7 jj..

C o rtin a riu s cinnam om eus L in n e. U k a z u je się dosyć często o d lip c a do g ru d n ia m ięd zy m cham i w lasach i z a ro ś la c h zaró w n o sosnow ych j a k liś­

c iasty ch . W e d łu g S c h ro e te ra b ło n a zaro d n ik ó w te g o g rz y b a j e s t g ła d k ą , czego je d n a k ż e w z u p e ł­

ności p o tw ie rd z ić nie m ogę, gdyż w iększość r o z ­ p a try w a n y c h okazów m ia ła z a ro d n ik i o k ry te b ło ­ n ą, k tó r a p r z y 3 0 0 -n em p o w ięk szen iu p rz e d s ta ­ w ia ła się m niej lu b w ięcej p u n k to w a n ą .

C o rtin a riu s v io laceu s L in n e . Z n an y m i z j e d ­ nego o so b n ik a z e b ra n e g o w sie rp n iu , w cienistym liśc ia sty m lesie. J e s tto g rz y b n a d e r c h a ra k te ­ ry s ty c z n y z p o w o d u , ż e w szy stk ie je g o części ta k z e w n ę trz n e , j a k w ew n ętrzn e są ciem no-fioletow e- go k o lo ru , w y jąw szy zaro d n ik ó w , m ający ch b ło n ę rd z a w e j b a rw y w y ra ź n ie p u n k to w a n ą . O te j o s ta tn ie j w łasn o ści b ło n y Schroeder nic nie n a d ­ m ien ia, nie m ów i bow iem - czy j e s t g ła d k ą czy c h ro p a w ą , s ą d z ę więc, że n ie m iał p o d ty m w zglę­

dem d o k ła d n e j pew ności i d la teg o p o m in ą ł p o ­ w y ższy szczeg ó ł w swej d y ag n o zie . T a k sam o n ic nie w sp o m in a o b ło n ie z a ro d n ik ó w C o rtin a riu s y ib r a tilis F rie s , k tó r e w o k azach p rz e z e m n ie b a ­ dan y ch by ły w y raźn ie n a p o w ierzch n i p u n k to ­ w ane.

(11)

N r 50.

WSZECHSW1AT.

795

R o zites c a p e ra ta P e rs o o n . P o s p o lity w o k o li­

c a c h M ięd zy rzeca, u k a z u je się w sie rp n iu i w rześ­

n iu w la sa c h sosnow ych, n iek ied y g ro m a d n ie n a niew ielkich p rz e s trz e n ia c h . I te n g a tu n e k , za zd an ie m w m ow ie b ęd ąceg o a u to r a , m a b ło n ę z a ­ ro d n ik o w ą g ła d k ą , g d y ty m czasem zn ajd o w ałem j ą zaw sze w y raźn ie p u n k to w a n ą .

A g aricu s n id u la n s P e rs o o n . S p o ty k ałem w j e ­ sieni n a p n ia c h sosnow ych. O z a ro d n ik a c h teg o g a tu n k u S c h ro e te r p isze, że są e lip ty c z n e ( p o d ­ łu g K a rs łena) 3— 5 |jld łu g ie , 1 [A szero k ie. P rz y ta k im sto su n k u d łu g o ści do sz ero k o ści n ie m o żn a ich uw ażać z a elip ty czn e, ale ra c z e j z a cy lin d ry c z ­ ne. K s z ta łt is to tn ie e lip ty czn y m iały za ro d n ik i o k azó w m ię d z y rz e c k ic h , m ierzy ły bow iem od 5— 6 jj. długości i 2 ,5 — 3 [j, szerokości.

A g aricu s c o rtic o la P e rs o o n . D o strz e ż o n y k il­

k a ra z y p rz y k o ń c u m a ja i w p a ź d z ie rn ik u m ię­

d zy m cham i, o k ry w ającem i k o rę w ierzb y k ru c h e j.

G rzy b te n d ro b n y ch ro z m ia ró w , opró cz cech z e ­ w n ętrzn y ch , w y ró żn ia się d o k ład n ie od innych sw em i m acz u g o w atem i c y sty d y am i, k tó re w g ó rn ej t. j . szerszej p o ło w ie o p a trz o n e są w alcow atem i w y ro stk am i, n a jb a rd z ie j w y d łu żo n em i n a w ierz­

c h o łk u ty ch c y sty d y j. W e d łu g S c h ro e te ra z a ­ ro d n ik i teg o g a tu n k u są cy lin d ry czn o -elip łyczne lu b ja jo w a te 9 — 11 jj. d łu g ie , 4 — 5 [J. szero k ie.

W o k azach m ięd zy rzeck ich b y ły k s z ta łtu albo d o k ła d n ie k u liste g o , albo p ra w ie k u liste g o , m ie­

rz y ły bow iem w śred n icy 6— 10 [J., albo długość p rz e w y ż sz a ła sz e ro k o ść od 1 — 2 |A.

A g a ric u s osfcreatus J a c ą u in . Z au w ażo n y w p a ź ­ d z ie rn ik u n a d w u p n ia c h po ścięty ch to p o la c h k a n a d y js k ic h i n a żyjącej to p o li p ira m id a ln e j, | w m iejscu w yp ró ch n iałem . S c h ro e te r u trz y m u je , | że z a ro d n ik i te g o g rz y b a są ta k ie sam e, j a k J

u A g a ric u s sa lig n u s P e rs o o n , czego je d n a k ż e p o ­ szu k iw a n ia m o je nie p o tw ie rd z a ją , o s ta tn i bo­

w iem , p rz y tra fia ją c y się tu ta j częściej, m a o rg an y , o k tó ry c h m ow a, k s z ta łtu cy lin d ry czn eg o w ob u ! k o ń cach z a o k rą g lo n e , 1 0 — 14 [j. d łu g ie, 3 — 4 jj, | sz e ro k ie , t. j . zgodne z opisem S c h ro e te ra , p o d ­ cz a s g dy o k a z y A g a ric u s o s tre a tu s , p rz e z e m n ie ro z p a try w a n e , m ia ły z a ro d n ik i b a rd z o k ró tk o e lip ty c z n e , g d y ż dłu g o ść ich w ynosiła 3 ,5 — 4 jj,, a sz e ro k o ść 3 [J..

A g aricu s n e b u la ris B a tsc h . B a z ty lk o za u w a ­ żo n y w p a ź d z ie rn ik u w je d n y m z ogrodów m iej­

sk ic h , w sk u p io n ej w iązce, liczącej p rz e s z ło 30 osobników . W e d łu g S e h ro s te ra za ro d n ik i teg o g a tu n k u są ja jo w a te , u d o łu sp iczasto z a k o ń ­ czo n e, 7— 9 jj. d łu g ie , 4 — 4 ,5 ja szero k ie. W e ­ d łu g z aś B ritz e lm a y ra (D ie H ym enom yceten A u g sb u rg s) m a ją 3 — 5 |J, d ługości i 3 [A sz e ro k o - j

ści. O kazy p rz e z e m n ie z e b ra n e p o siad ały z a ro d ­ n ik i k u liste lu b p ra w ie k u lis te o śred n icy od

5—6 [i.

E lap h o m y ces cerv in u s L in n e . P oniew aż g rzy b t e n w y ra sta n a k ilk a cm p o d p o w ierzch n ią ziem i p rz e to ty lk o w y p adkow ym sposobem m ożna go n a p o tk a ć . D o tą d zn an e m i są dw a ok azy , je d e n z n a le z io n y p rz e d k ilk o m a la ty w k w ie tn iu p rz y

w ykopyw aniu k o rzen ićw k i (M o n o tro p a h y p o p ity s), d ru g i w r . b. w m a ju d o strz e ż o n y n a k re to w isk u , w idocznie p rz e z k r e t a n a p o w ierzch n ię w y rzu co ­ ny. O ba by ły z u p e łn ie d o jrz a łe i m iały z a ro d ­ n ik i o k ry te b ło n ą b ro d a w k o w a tą a lb o ra c z e j o p a tr z o n ą n a p o w ierzch n i niefo rem n em i w y ro s t­

k am i do 1,5 [j, w ysokiem i. S c h ro e te r z aś p isze, że b ło n a zaro d n ik ó w tego g a tu n k u j e s t g ła d k a , to sam o u trz y m u je i d -r W iinsche, k tó ry w dya- gnozie ro d z a ju E laphom yces pow iada, że z a ro d ­ n ik i są g ład k ie lu b p raw ie g ład k ie.

Z pow yżej p rzy to czo n y ch niezgodności w idzi­

m y, że z a ro d n ik i p rzy n ajm n iej n ie k tó ry c h g a tu n ­ ków grzybów n ie zaw sze z ach o w u ją s ta łe cechy, j a k to n a p o c z ą tk u niniejszej n o ta tk i zazn aczo n o , ale, zależn ie od pew nych w aru n k ó w , u leg ać m ogą m n iejszy m lu b w ię k sz y m zm ianom . Z d a je się, że d o tą d m ało zw racan o uw agi n a te ró żn ice, p oczy­

tu ją c j e m oże ra c z e j z a w y n ik b łęd n ej obserw acyi, niż za n astęp stw o zm ienności, ta k p rz y n a jm n ie j m ożnaby w nosić z opisów d -ra S c h ro e te ra , k tó r y zaledw ie g d zien ieg d zie obok swoich p o strz e ż e ń n a d z a ro d n ik a m i p rz y ta c z a p o strz e ż e n ia innych a u to ró w . J e ż e li j e więc p o m in ął, to nie d la te g o , ab y o nich nie w iedział, ale p ra w d o p o d o b n ie d la ­ te g o , że ja k o niezgodne z je g o w łasnem i, p o c z y ­ t a ł za m ało p raw d ziw e. P rzeciw n ie, g d y b y u z n a ­ w ał m ożliw ość zm ienności w tych o rg an ach b y łb y w łasne obserw acye albo z e sta w ił z obcem i, alb o p o ro b ił pew ne z a strz e ż e n ia p rz y opisie z a ro d n i­

ków , t a k sam o j a k to czyni, g d y mówi o inn y ch cechach ty ch ro ślin .

B . Eichler.

SPRAWOZDANIE.

Physikalische K rystallog rap hie e tc ., p rz e z p ro f . P . G ro th a. W y d an ie 3-cie; 7 0 2 d rz e w o ­ r y ty , 3 ta b lic e ko lo ro w an e, X V I + 7 8 3 stro n ic.

L ip s k , 1 8 9 5 .

T rzecie z u p ełn ie p rz e ro b io n e i zn aczn ie p o ­ w iększone w y d an ie p ow szechnie znanego p o d ­ rę c z n ik a „ K ry sta lo g ra fii fizycznej “ p ro f. G ro th a z M onachium j e s t d o skonałym dow odem n a d z w y ­ c zajnego ro z w o ju te j n a u k i w o sta tn ic h l a t d z ie ­ s ią tk a c h , je j em an cy p acy i, ja k o sam oistnej u m ie ­ ję tn o ś c i m atem aty czn o -fizy czn ej. K to z n a ty lk o p ie rw sz e w y d an ie z ro k u 1 8 7 6 , a o obecnym s t a ­ nie n a u k i sk ą d in ą d nie j e s t p oinform ow any, te n w trz e c ie m je j w ydaniu z r. b. zn a jd z ie p rz y n a j­

m niej połow ę rozdziałów* z u p e łn ie d la sieb ie n o ­ w ych. K ry s la lo g ra fia i d ziś je s z c z e w y k ła d a n ą j e s t zazw yczaj w p o łą c z e n iu z m in e ra lo g ią w sp o ­

(12)

sób czysto opisow y, sch o lasty cz n y , b y n ajm n iej n ieo dpo w ia d aj ący d z is ie jsz e m u je j sta n o w i. J u ż tw ó rc a k ry s ta lo g ra fii, U aiiy , u siło w a ł n iety lk o o p isy w ać lecz i ra c y o n a ln ie tłu m a c z y ć p o sta c i k ry s ta lic z n e . G dy zaś p ra c e B re w s te ra , S en ar- mon*a, G ra ilic h a , a w czasach now szycli M a lla rd a i in. dow iodły szczegółow o p raw id ło w e g o zw ią z k u p o m ię d z y fizy czn em i w łasn o ściam i k r y s z ‘a łu i j e ­ go fo rm ą , stopniow o w y jaśn iło się p rz e k o n a n ie , że p o sta ć z e w n ę trz n a k r y s z ta łu j e s t w ynikiem j e ­ go budow y w e w n ę trz n e j. B u d o w a z aś t a p o leg a n a ścisłem zesp o le n iu n a jd ro b n ie js z y c h c z ą ste c z e k k ry s z ta łu , k tó r e o d d z ia ły w a ją n a sieb ie pew nem i o k reślo n em i i ściśle od k ie r u n k u z a le ż n e m i s iła ­ m i, czyli że b u d o w a t a j e s t w łasn o ścią fizyczną d an ej su b sta n c y i. N a d ro d z e czy sto g eo m etry cz- nej w y p ro w a d z ili n a p rz ó d H essel, a p ó źn iej n ie ­ z a le ż n ie od sieb ie B ra y a is i G a d o lin w szy stk ie m ożliw e b ry ły k ry s ta lic z n e ; do tych sam ych z u ­ p e łn ie re z u lta tó w d o p ro w a d z iły te o r y e b u d o w y w ew n ętrzn ej o śro d k ó w k ry s ta lic z n y c h , o p ra c o w a ­ n e p rz e z B ra v a is a , S o h n ck eg o , F io d o ro w a i S chónfliessa i o p a rte n a w łasn o ściach fizycznych k ry s z ta łó w . Z p ra c ty c h o k a z a ło się, że k r y s ta ­ lo g ra fią n a le ż y tra k to w a ć , ja k o część fizy k i m o le ­ k u la r n e j, a w łaściw ie m ów iąc, ja k o fizykę m o le ­ k u la r n ą ciał sta ły c h w ogóle, g d y ż i t, zw . ciała b e zp o stacio w e czyli am o rfic zn e z d a ją się b y ć, j a k te g o d o w o d zi V o ig t, sk u p ie n ie m b a rd z o d ro b n y c h c z ą s te k k ry s ta lic z n y c h . D la te g o te ż p ro f. G ro th z a c z y n a sw ój w y k ład od ro z b io r u w łasności fizycznych k ry s z ta łó w w ścisłem słow a teg o z n a ­ czen iu , a więc o p ty czn y c h , te rm ic z n y c h , m ech a­

n iczn y ch i t. d ., a b y n a b y te m i w te n sposób u o g ó ln ien iam i p rz y g o to w a ć c z y te ln ik a do p o z n a ­ n ia i z ro z u m ie n ia „ te o r y i b u d o w y ciał k r y s ta lic z ­ n y c h ” . T e o ry ą t a w y k a z u je , że w sz y stk ie m o żli­

we u k ła d y p ra w id ło w e c z ą s te c z e k w p rz e s trz e n i n a jd o k ła d n ie j o d p o w ia d a ją m ożliw ym ro d z a jo m z e w n ę trz n e j s y m e try i k ry s z ta łó w . D a le j w te o ­ ry i te j z n a jd u ją ta k ż e o b ja ś n ie n ie z ja w is k a tw o ­ rz e n ia się i w z ro stu k ry s z ta łó w , p o w sław an ie ty ch lu b in n y ch ścian w z a le żn o ści od w aru n k ó w k r y - sta liz a c y i i t . d. T a k w ięc k ry s ta lo g r a fia d z i­

s ie js z a j e s t je d n ą z n a jb a r d z ie j te o re ty c z n ie o p raco w an y ch g a łę z i fizyki, p o s ia d a p ie rw s z o ­ rz ę d n e zn aczen ie w p o z n a w a n iu p rz y r o d y ciał sta ły c h , a d la chem ii, n a u k i z a jm u ją c e j się w ła s­

n o ściam i ow ych c ia ł, m a do n io sło ść w y ją tk o w ą . N ad m ien im y tu ty lk o , że p rz e z d o k ła d n e i ścisłe o k re śle n ie p o ję c ia „ s y m e tr y i” z d o łan o należy cio w y św ietlić s to su n e k p o m ię d z y fo rm ą z e w n ę trz n ą a t . z w. d z ia ła n ie m o p ty czn e m , k tó r y w s k u te k w ażn y ch o d k ry ć P a s te u r a , s ta ł się p u n k te m w y jścia d la d z is ie jsz e j „ s te re o c h e m ii” . R ozw ój k ry s ta lo g ra fii w k ie r u n k u fizycznym m a a to li z n a ­ czen ie n ie ty lk o te o re ty c z n e , le c z ro d z i w z r a s ta ją ­ ce z dniem k a ż d y m z a sto so w a n ia p ra k ty c z n e . C ałkow ite p o z n a n ie p raw id ło w e g o z w ią z k u p o ­ m ię d z y w łasn o ściam i o p ty czn e m i k r y s z ta łu a je g o sy m e try ą m iało w sw ym s k u tk u p o w sta n ie m eto - | d y o p ty c z n e j, z a p o m o c ą k tó r e j m o żem y d z iś j

796 N r 50.

w p r e p a r a ta c h m ik ro sk o p o w y ch ro z p o z n a w a ć i o k re śla ć c ia ła k ry s ta lic z n e z d o k ład n o ścią, o j a ­ k iej p rz e d k ilk u dziesią+kam i l a t nie m iano n a w e t p o ję c ia . P o sp o licie zn an em j e s t p rz e o b ra ż e n ie , ja k ie m u u le g ła p e tro g ra fia p rz e z w p ro w ad zen ie te j m eto d y do sw oich b a d a ń , j a k w ażnym ś r o d ­ k iem pom ocniczym j e s t d la ch em ik a „ a n a liz a k ry s ta lic z n a ” , o p ra c o w a n a p rz e z O. S eh m an n a, H a u sh o fe ra i in ., w reszcie j a k b ło g ie sp ra w iło s k u tk i w p ro w ad zen ie m eto d k ry s z ta ło o p ty k i d o b a d a ń b o tan iczn y ch i h isto lo g iczn y ch .

P o d rę c z n ik k ry s ta lo g ra fii fizycznej p ro f. G ro th a w z u p ełn o ści o d p o w iad a d z is ie jsz e m u p o stęp o w i te j u m ie ję fności, o ile w ogóle now sze je j z d o b y ­ cze w k sią ż c e p o p u la rn e j w yłożyć się d a ją . N ie b ęd zie m y tu p o szczeg ó le ro z b ie ra li b o g atej tre ś c i te g o d zieła, zw rócim y ty lk o uw agę c z y te ln ik a n a te u stę p y , k tó r e stre s z c z a ją w sobie n a jn o w sz e re z u lta ty ro z w o ju k ry s ta lo g ra fii ra c y o n a ln e j.

Część I-s z ą k sią ż k i a u to r p o św ięca w ykładow i w łasności fizycznych k ry s z ta łó w , z k tó re g o w y­

ła n ia się stopniow o zw iązek i s to su n e k p o m ięd zy o d d zieln em i ich p o sta c ia m i. C zęść t a w w y d an iu obecnem z a czy n a się od o p ty k i, ja k o p ra k ty c z n ie n a jw a ż n ie jsz e j; p rz y c z e m p o d sta w ą te g o ro z d z ia ­ łu nie j e s t te o ry ą sp rę ż y sto ś c i o g ólnej, lecz czysto g eo m etry czn e tw ie rd z e n ia F le tc h e ra . N a d ro d z e te j dojść m o ż n a n aw et b ez te o ry i m a te m a ty c z n e j dtf p raw id ło w eg o ro z u m ie n ia zjaw isk ta k zaw i­

ły ch , j a k n p . re fra k c y a k o n iczn a (sto żk o w a), m a ­ j ą c a w ielkie zn aczen ie w b a d a n ia c h m ik ro sk o p o ­ w ych. Ze w zg lęd u na te o sta tn ie d o d ał a u t o r w tem w y d an iu now y ro z d z ia ł o b a rw a c h p o la r y ­ zacy jn y ch . Z u p e łn ie p rz e ro b io n y , a w łaściw ie nanow o o p raco w an y j e s t ro z d z ia ł o w łasnościach ele k try c z n y c h , a zw ła sz c z a o d z ia ła n iu sił m ech a­

nicznych n a k ry s z ta ły , d zied z in a, w k tó re j Y oigt p o czy n ił ta k w iele s p o s trz e ż e ń w ażnych i ciek a­

w ych. R o z d z ia ł te n op raco w an y z o sta ł p r z y w sp ó łu d ziale B eck en k am p a; p rz y u k ła d a n iu a r t y ­ k u łu o b u d o w ie m o le k u la rn e j k ry s z ta łó w b y ł znów pom ocnym a u to ro w i inny sp e c y a lista , Sohn- cke. W a rty k u le ty m w yło żo n a j e s t d o k ła d n ie n a p rz ó d te o r y ą B ra y a is a , n a jp r o s fsza i w w ielu w y p ad k ach w z u p ełn o ści w y sta rc z a ją c a ; co zaś d o ty c z ę now szych te o ry j S ohnckego, F io d o ro w a i S ohonnfliessa, to p o d a n e s ą one ty lk o w z a ry ­ sach o g ólnych, g d y ż b a rd z ie j szczegółow e ich tr a k to w a n ie zn aczn ieb y pow ięk szy ło i ta k j u ż p o.

k a ź n ą o b ję to ść d z ieła, a j a k a u to r p rz y p u s z c z a , b y ło b y n a w e t tru d n o zro zu m iałem bez o d p o w ied ­ n ich m o d eli. A le i to , co d a je a u to r, w y sta rc z a do p rz e k o n a n ia , że p o g lą d y n a w e w n ę trz n ą b u ­ dow ę ciał k ry s ta lic z n y c h w te o ry a c h ty ch w y p o ­ w ie d z ia n e , tłu m a c z ą nam z a d a w a ln ia ją c o z ja w is ­ k a , ja k i e n a k ry s z ta ła c h d o strz e g a m y i u ła tw ia ją ty m sposobem z ro zu m ien ie ich isto ty .

N a jw a ż n ie jsz e je d n a k z m ian y p o czy n ił w czę­

ści II-ej sw ej k sią ż k i, w k tó r e j tr a k t u j e o w ła s­

no ściach g eo m etry czn y ch k ry s z ta łó w . Do d zis d n ia w u ż y c iu b ę d ą c a sy s te m a ty k a b ry ł k r y s t a ­ liczn y ch , g łó w n ie p rz e z N a u m a n n a w y ro b io n a, WSZECHSWIA.T.

Cytaty

Powiązane dokumenty

daje się ona do dem onstrowania własności prom ieni elektrycznych.. Prom ienie elektryczne rozchodzą się z

Osoby dotknięte wieloletnią k a ta ra k tą są oddawna niemal zupełnie ślepe i oczu swych prawie nie używają; zachowały tylko żywe wspomnienie dawno ubiegłych

dza się przez ruch przewodnika, podczas gdy J prąd wzbudzający pozostaje w spoczynku, a stąd wyprowadza i pozostałe przypadki, gdy prąd się porusza,

nych, jako też i w przeważnej części Afryki południowej słoń już wyginął, a karawany muszą się coraz dalej do środkowych jej części wdzierać, by kość

dług powyższej hypotezy, posiadają siłę świetlną słońca. N a zasadzie takich samych rachunków wypadłoby, że objętość Syryusza, gdyby ten należał do gwiazd

W reszcie następuje ostatni okres, okres powolnego upadku: fontanna powoli ustaje, powoli zmniejsza się dopływ ropy n a dnie szachtu, w końcu płyn przestaje się

cesem asymilacyi. Oprócz tego wykazał, że mączka ginie w liściach roślin umieszczonych w ciemności, a natychmiast się pojawia, gdy rośliny zostaną wystawione na

ności fizyologiczne, a szczególniej na funkcye chlorofilu, które odbywają się tylko tam, gdzie chlorofil wystawiony jest na działanie światła. Do czynności tych