• Nie Znaleziono Wyników

JW. Warszawa, d. 29 grudnia 1895 r. Tom

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "JW. Warszawa, d. 29 grudnia 1895 r. Tom"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JW. 5 2 . / Warszawa, d. 29 grudnia 1895 r. T o m X I V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PREN U M E R A TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W a rs z a w ie :

rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie rs. 10 półrocznie „ 5 P renum erow ać m ożna w Redakcyi „W szechświata*

i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

K o m ite t R edakcyjny W s zec h ś w iata

stanow ią Panow ie:

D eike K., D ickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K., K w ietniew ski WŁ, Kram sztyk S., M orozewicz J., N a- tanson J., Sztolcman J., Trzciński W . i W róblew ski W .

. A , d r e s ZE5ed.aJKc;yi: l ^ r s t l s o w s l s i e - F r z e c Ł r c i i e ś c i e , GG.

0 z m i a n a c h , j a k i m u l e g a j ą

rośliny, przeniesione z nizin

na znaczne wysokości ,).

W geografii botanicznej pod nazwą strefy alpejskiej znany jest pas pomiędzy górną granicą roślinności drzewnej a dolną granicą

■wiecznych śniegów; florę tej strefy znamionu­

je szczególny pokrój roślin, należących nawet do najrozmaitszych rodzin.

Przedewszystkiem w roślinach alpejskich2) uderza nadzwyczaj slaby rozwój łodyg, tak że liście tworzą na powierzchni ziemi rozet­

kę, dalej rośliny te posiadają ciemno zabar­

wione liście i nader żywo zabarwione kwiaty.

Rośliny po większej części są drobne, a łody­

gi często ścielą się po ziemi lub tulą do

*) S treszczo n e z G. B o n n ie ra , L es p la n te s de la re g io n alp in e e t le u rs ra p p o r ts avec le clim at.

A n n a le s de g eo g rap h ie, ro k IV , n -r 17 z r . 1 8 9 5 . 2) P a tr z W szech św iat z r . 1 8 9 0 n -r 19,

•str. 3 0 3 .

skały, nakoniec rośliny te często tworzą d a r­

nie. Zdaje się, źe życie roślin możliwe jest tylko w pewnej nieznacznej ponad powierzch­

nią ziemi wysokości, powyżej życie ustaje i rośliny aby żyć, kwitnąć i owocować muszą rozrastać się poziomo.

D rugą cechą roślin alpejskich jest ich trwałość, wszystkie bowiem mogą rozmnażać się zapomocą korzeniaków, bulw i t. p. Tym sposobem w razie niedojrzewania nasion, wskutek nieprzyjaznych warunków klima­

tycznych danego roku, byt gatunków jest zapewniony.

Podczas krótkiej pory pomiędzy śniegiem wiosennym a jesiennym jesteśmy świadkami nadzwyczaj wytężonych objawów życia roślin, które rozwijając się w przyśpieszonem tem ­ pie pokrywają zielenią wszystkie załamy i rozpadliny skał najbardziej stromych. Nie­

mniej natężone życie rozwija się pod ziemią:

bulwy, korzenie, korzeniaki, rozmaitego ro­

dzaju odrostki rozwijają się i splatają two­

rząc gęstą sieć i już pod śniegiem przygoto­

wują rośliny do szybkiego rozwoju wraz po stajaniu śniegów a nawet jeszcze przed­

tem.

Niemało trudności przedstawia wydobycie

w całości podziemnej części rośliny, a jeżeli

przy cierpliwości dokonamy tego, jesteśmy

(2)

818 W SZEC H SW IA T- N r 52.

zdziwieni nadzwyczajnym rozwojem tej czę­

ści podziemnej w porównaniu z częściami po- wietrznemi.

Te części podziemne jesienią zawierają, w porównaniu do rozwoju łodyg i liści, za­

dziwiająco znaczną ilość materyałów zapaso­

wych: mączka, cukier, materye białkowe są nagromadzone i jakby natłoczone w tkan­

kach rośliny; ich to kosztem z nastaniem sprzyjającej pory, roślina rozwija się nad­

zwyczaj szybko. Stąd powstaje pytanie, ja ­ kim sposobem, podczas krótkiej pory letniej, przy słabym rozwoju liści i części powietrz­

nych roślina może nagromadzić tak znaczne zapasy?

Zanim zdołamy rozstrzygnąć to pytanie, wypada odpowiedzieć na inne, mianowicie:

czy wszystkie rośliny strefy alpejskiej przy­

stosowane są do warunków, jakie klim at wy­

tworzył dla nich od wieków. F lo ra alpejska składa się nietylko z gatunków wyłącznie właściwych tej strefie, ale i z takich gatun­

ków lub odmian, które znajdujemy i na znacznie mniejszych wysokościach.

P . Gaston Bonnier postanowił na drodze doświadczalnej rozstrzygnąć pytanie, co się stanie z rośliną, należącą do ostatniej kate- goryi, jeżeli zostanie nagle przeniesiona w strefę alpejską? czy będzie mogła przysto­

sować się do nowych warunków? jakie zmia­

ny anatomiczne i fizyologiczne zajdą w jej budowie i czynnościach?

P . Bonnier wybrał około 150 roślin nizino­

wych o obszernym zasięgu w górę, osobnik każdy podzielił na dwie połowy, z których jednę pozostawił w miejscu jej pochodzenia, drugą przesadził na wyżynę. Oba stano­

wiska posiadały jednakowy skład gruntu, oba zarówno były wystawione na działanie promieni słońca. N astępnie porównywał zmiany anatomiczne, zachodzące w przenie­

sionej roślinie, ich wzmaganie się z roku na rok, nakoniec czas potrzebny do przyjęcia pokroju właściwego pokrewnym sobie osob­

nikom górskim. Doświadczenia prowadził od roku 1883 na kilku stacyach doświadczal­

nych w Alpach i Pirenejach. Najwyższe leżały na stokach Mont Blancu, około Aiguil- le de la Tour (2 300 m) i w Pirenejach na Pic d’Arbizon (2400 m). Niższe stacye le­

żały na 1220 m, a nawet na 740 m. N a równinach stanowiska wybrane były w F o n ­

tainebleau, w Pierrefonds, dep. Eure i Gers.

Ażeby wyłączyć wpływ gleby, rośliny stano­

wisk dolnych posadzone zostały w ziemi przyniesionej z gór. N a zarzut, że ilość opa­

dów atmosferycznych na dwu stanowiskach jest różna, że zachodzą różnice w natężeniu światła i wilgotności powietrza można odpo­

wiedzieć, że te różnice stanowią właśnie róż­

nice klimatyczne, odbijające się na pokroju, roślin.

Na hodowlach, leżących w środku sfery alpejskiej, śnieg zniknął w końcu maja i spadł w końcu września, we 4 więc miesiące rośliny musiały odbyć cały cykl swego rozwoju części nadziemnych. Prócz tego przynajmniej dwu­

krotnie spadał śnieg i pokrywał na dni kilka rośliny warstwą mniej lub więcej grubą.

Doświadczenia prawadzone były w ciągu lat 10-ciu nad roślinami, należącemi do najroz­

maitszych rodzin.

Pierwszym wynikiem było, źe rośliny, któ­

re napotykamy zarówno na równinach jak i w sferze alpejskiej, zdolne są wytrzymać nagłą zmianę a następnie przystosować się do nowych warunków. Inne rośliny tej zdolności nie posiadają. Przystosowanie wy­

m aga pewnego czasu i z każdym rokiem sta­

je się zupełniejsze, tak, że po 10-ciu latach roślina przybiera niemal wszystkie cechy swojej odmiany górskiej. D la przykładu p.Bonnier daje rysunki posłonka zwyczajnego (Helianthemum vulgare), hodowanego na łańcuchu dA rbizon, na wysokości 2400 w . Łatwo zauważyć, źe okaz hodowany w gó­

rach posiada bardzo rozwinięte części pod­

ziemne, łodygi są skrócone, liście umieszczo­

ne tylko przy podstawie, darniowate, zbite,, skręcone i jakby spłaszczone przy ziemi;

w porównaniu z okazami nizinowemi są one mniejsze i silniej omszone.

Najmniejszym zmianom ulegają owoce i kwiaty, z wyjątkiem barwy płatków znacz­

nie jaskrawszej.

Jeszcze wybitniejsze różnice przedstawia przewiertnik sierpowaty (Bupleurum falca- tum): kwiaty stały się większe, a kwiatostan przypomina wyłącznie gatunki górskie prze- wiertnika. Łodyga jest pojedyncza i ulist- niona tylko u dołu, liście są mięsistsze a zie­

leń ich ciemniejsza. Niektóre rośliny już po dwu latach okazują pewne zmiany, np.

przywrotnik pospolity (Alchemilla Yulgaris)-

(3)

N r 52. W SZECH SW IA T. 819 Bardzo ciekawy przykład przedstawia bulwa

(Helianthus tuberosus): roślina już w pierw­

szym roku przystosowała się i zmieniła po­

krój do tego stopnia, że stała się nie do po­

znania, łodyga znikła, a na ziemi rozłożyła się rozeta wielkich, silnie omszonych liści, tak, że tylko zapomocą badania anatomicz­

nego liści można było określić roślinę, po- równywając z wierzchołkowemi liśćmi jednego z osobników stacyi pośredniej.

Liście roślin alpejskich są ciemniejsze a kwiaty jaskrawsze, ma to miejsce jednak tylko wtedy, kiedy porównywamy kwiaty i liście tegoż samego gatunku, ale pochodzą­

ce z osobników nizinowych i alpejskich.

Liście, należące do gatunków jaśniej zabar­

wionych, chociaż pochodzące z osobników górskich, mogą być jaśniejsze, aiź liście ga­

tunków ciemniej zabarwionych, chociaż po­

chodzących z osobników nizinowych. Toż samo dotyczę i kwiatów: tak np. kwiaty dzwonka brodatego (Campanula barbata), jakkolwiek ciemniejsze niż kwiaty tegoż ga­

tunku, pochodzące z nizin, jaśniejsze są niż kwiaty dzwonka okrągłolistnego (O. rotun- difolia). Spostrzeżenia te mają jednak tyl­

ko wtedy istotną wartość, jeżeli dotyczą roślin hodowanych, pochodzących z pnia wspólnego. W innych warunkach wyniki mogą zmienić wpływy postronne i różnice indywidualne P. Bonnier przytacza przykład skalnicy gronkowej (Saxifraga Aizoon), po­

siadającej rozmaite pod względem siły za­

barwienia korony, odmiany; krzak rozdzie­

lony na połowy, z których jedna pozostała na wysokości 970 m w dolinie Chamounix, druga przeniesiona na P ara, w grupie Mont Blanc, na wysokość 1 600 m po kilku latach posiadała płatki zabarwione pomarańczowo.

Toż samo doświadczenie, prowadzone wT ten­

że sposób z innemi roślinami, dało też same rezultaty, uwidoczniając wpływ klimatu.

Godne uwagi zmiany dał przelot (Anthyllis Yulneraria): po 8-iu latach połowa przenie­

siona na stanowisko górskie, nabrała barwy purpurowej, liście zmieniły formę, stały się jędrniejsze, ciemniejsze i silniej omszone, tak, źe cały pokrój rośliny zbliżył się nad­

zwyczajnie do czysto alpejskiego gatunku Anthyllis Dillenii.

W pływ klimatu alpejskiego nie ogranicza się tylko do kształtów zewnętrznych i zmian

morfologicznych, sięga on głębiej, odbija się na tkankach i wszystkich elementach, wpły­

wając na ich budowę. Wiele z tych zmian zajmuje tylko botanika, ale jedna z nich do­

tyczę bezpośredniego przystosowania do kli­

matu i zostaje w ścisłym związku z ważnemi zmianami, jakie zachodzą na funkcyach rośliny.

Dotyczę to budowy liści; wiemy, że liście roślin alpejskich stają się mięsistsze i ciem­

niejsze. Poprzeczne przecięcie liścia wska­

zuje, że komórki zawierające chlorofil są liczniejsze, prostopadle wydłużone do po­

wierzchni liści, ziarna zaś chlorofilu liczniej­

sze i ciemniejsze. Porównywając np. po­

przeczne przecięcia liści oźanki (Teucrium scorodonia), widzimy różnicę budowy osobni­

ków górskich i nizinowych. Uderza szcze­

gólniej rozwój komórek słupkowatych (pali­

sadowych) znacznie wydłużonych w kierunku prostopadłym do naskórka. Temuż samemu przeobrażeniu ulegają i niższe warstwy ko­

mórek. Widoczna jest teź zmiana długości włosków. Ta budowa oddziaływa na czyn­

ności fizyologiczne, a szczególniej na funkcye chlorofilu, które odbywają się tylko tam, gdzie chlorofil wystawiony jest na działanie światła. Do czynności tych należy asymila- cya i parowanie. Jeżeli taż sama ilość światła pada na równe powierzchnie liści rośliny górskiej i nizinowej, promienie światła na pierwszą muszą działać znacznie silniej—

bowiem przenikają one:

1) Znacznie grubszą warstwę tkanki zielonej.

2) Elementy tkanki wydłużone prosto­

padle do powierzchni, przedstawiają swoją zawartość w kierunku promieni.

3) Komórki zawierają większą ilość ziarn chlorofilu.

4) Ziarna chlorofilu posiadają barwę ciemniejszą.

Liczne doświadczenia dowiodły, że w tych warunku ilość pochłoniętego i rozłożone­

go bezwodnika węglanego jest znacznie większa, a toż samo i ilość wyparowanej wo­

dy. Wszystkie czynności, które pośrednio

lub bezpośrednio zależą od chlorofilu, są

wzmocnione, np. wytwarzanie olejków, smoły

i t. p. Wpływ tej działalności wzmocnionej

odbija się nawet na nasionach, które kiełku-

(4)

820 W SZ EC H SW IA T . N r 52.

j ą prędzej i dają szybciej rozwijające się rośliny.

Do tycb samych wniosków, chociaż na in­

nej drodze, dochodzi p. W agner, porówny­

wając budowę anatomiczną roślin należących do flory alpejskiej i flory nizin.

Powyższe badania jasno wykazują zmiany, jakim ulega roślina pod wpływem klimatu górskiego. A le ponieważ wyraz „klim at”

oznacza składową rozmaitych czynników, możemy zkolei zapytać, od którego z nich zależą te zmiany. Porównywając dwie poło­

wy tejże samej rośliny, które się zróżnicowa­

ły pod wpływem klim atu alpejskiego, docho­

dzimy do wniosku, że to zróżnicowanie doko­

nało się pod wpływem:

1) Silniejszego oświetlenia, 2) Suchego powietrza i 3) Niższej tem peratury.

Istnieją inne jeszcze różnice pomiędzy kli­

matem gór i nizin, jako to: mniejsze ciśnie­

nie i większa wilgotność gruntu. Co do pierw­

szego, badania p. M iintza w Pirenejach wy­

kazały jego nicość. Co do drugiej—warunki kultury, prowadzonej przez Bonniera, usuwały ją prawie całkowicie. Pozostają tylko trzy pierwsze. P. Leon Dufour wykazał doświad­

czalnie wpływ silniejszego oświetlenia na tkanki roślin w jednakowych warunkach po­

zostałych: liście stawały się grubsze, ziarna chlorofilu obfitsze, tkanki lepiej przystoso­

wane do asymilacyi.

P . Genean de Lam arliere wykazał również silniejsze w świetle parowanie. Te doświad­

czenia, wraz z rezultatam i, otrzymanemi przez

j

Bonniera, wykazują stanowczo, że natężenie

j

oświetlenia jest najsilniejszym czynnikiem klimatu alpejskiego. Też same wyniki otrzy­

m ał p. Bonnier, hodując rośliny w halach centralnych przy oświetleniu elektrycznem o rozmaitem natężeniu.

Jakiż wpływ wywiera większa suchość po­

wietrza?

Z badań pp. Bonniera i L atheliera wynika, że wpływ ten jest podobny do wpływu światła, tylko mniej wybitny. Te wpływy nie w ystar­

czają jednak do wyjaśnienia innych zmian, jako to: zmniejszenia liści : i nadziemnych części roślin, nakoniec spłaszczenia całej rośliny przy powierzchni ziemi. Tu oczy­

wiście pańującą przyczyną jest niższa tem pe­

ratura.

W pływ zimna może być nietylko fizyczny, ale i mechaniczny. Bośliny, przeniesione z niższych stanowisk, w pierwszym roku w yrastają wyżej niż otaczające rośliny, ale jeśli w ciągu la ta spadnie śnieg, przygniecio­

ne gałęzie nie podniosą się po stopieniu śniegu do pierwotnej wysokości. Podczas nocnych przymrozków górne części rośliny zostają zmrożone _i roślina zaczyna wydłużać boczne gałęzie i rozrastać się w kierunku poziomym. Termometr, umieszczony o 1 m nad powierzchnią ziemi, wskazuje często znacznie niższą tem peraturę, niż umieszczony na samej powierzchni. Temi sposobami zimno wpływa na skarłowacenie rośliny.

Ogół przytoczonych doświadczeń i obser- wacyj pozwala odpowiedzieć na powyżej wy­

rażone pytanie: jakim sposobem roślina alpejska podczas krótkiej pory roku, w której góry pozbawione są śniegu, może się roz­

wijać i nagromadzić stosunkowo znaczny za­

pas materyałów zapasowych. Oto przez zróżnicowanie tkanek liści, w taki sposób, aby jednostka powierzchni mogła z najwięk- szem natężeniem dokonywać czynności przy­

swajania w powietrzu i świetle. Tym sposo­

bem słaby rozwój części powietrznych, wywo­

łany przez działanie nizkiej tem peratury, wynagradza sobie roślina bardziej natęźonem prżyswajaniem pod wpływem suchego po­

wietrza, 5 a szczególniej silniejszego oświe­

tlenia.

Jakież są zastosowania powyższych wyni­

ków do geografii botanicznej?

Naprzód wypada zaznaczyć, źe przyczyny, które oddziaływają na kształty, oddziaływają również na rozmieszczenie roślin. W rzeczy samej, jeżeli istnieją rośliny wspólne równi­

nom i strefie alpejskiej, ilość tych, które przeniesione na wyżyny i odwrotnie, przysto­

sować się nie mogą do nowych warunków jest daleko większa. D la większości g atu n ­ ków istnieją pewne granice, pomiędzy które- mi roślina może żyć i prosperować, im g ra­

nice te są ciaśniejsze tem rośliny są charak- terystyczniejsze dla flory danej miejscowości.

Otóż ze wszystkich czynników pod tym wzglę­

dem najważniejszym jest tem peratura.

Zasięgi roślin w górach nie zależą od bez­

względnej wysokości. Nieraz zasięg po stro­

nie północnej, w zacienionej i śniegiem na-

i pełnionej dolince, różni się o jakieś 600 m

(5)

N r 52. W S Z E C H S W IA T . 821 od zasięga na silnie oświetlonego i wystawio­

nego na południe stoku. Ani wysokość, ani oświetlenie, ani suchość powietrza nie regu­

lują, w ogólny sposób granicy strefy alpej ­ skiej, głównie wpływa tem peratura, a jeszcze bardziej, jak to wykazał Alfons de Candolle, suma tem peratur użytecznych. Rozpatrując mapę, na której oznaczona jest dolna granica strefy alpejskiej, widzimy, źe zniża się ona w wysokich dolinach, należących do główne­

go grzbietu, wznosi na graniach i leży wogó­

le wyżej na stokach południowych. Badając linie wiosennnego topnienia śniegów p. Bon- nier zauważył, źe odpowiadają one (z rzad- kiemi wyjątkami) zasięgom rozmaitych roślin alpejskich. N a tej samej grupie gór mogą się wzajemnie zbliżać lub oddalać, ale prawie nigdy się nie krzyżują.

W geografii botanicznej trzeba uwzględ­

niać jeszcze dwie inne grupy czynników, wpływających na pokrój i rozmieszczenie geograficzne roślin, a mianowicie: wpływ epok minionych i walkę o byt pomiędzy ga­

tunkami.

Ażeby dać przykład oddziaływania tych czynników na rozmieszczenie roślin w gó­

rach, p.Bonnier porównywa regiony alpejskie Alp francuskich i Pirenejów.

Dla scharakteryzowania tej porównywanej strefy daje opis 25 roślin wyłącznie do niej należących, t. j. rosnących powyżej granicy lasów i regionu podalpejskiego; rośliny te są wspólne obu pasmom ').

Obfitość tych i niektórych innych gatun­

ków w strefie wyższej tych gór nadaje im cechę pewnej jednostajności, wszakże flory te nie są identyczne. Ale obok tych roślin w skład flory obu pasm wchodzą gatunki znacznie różniące się pomiędzy sobą, jednych brakuje w Alpach, innych w Pirenejach.

Niektóre mogą być uważane jako zastępcze lub odpowiednie. Te różnice nie mogą za­

leżeć od nieznacznych różnic własności fizycz­

nych obu pasm. Tam, gdzie suma tempera­

tu r użytecznych jest jednakowa, przystosowa­

nie się przeniesionych roślin odbywało się w taki sam sposób.

Ażeby zdać sobie sprawę z wpływu walki

0 byt pomiędzy roślinami miejscowemi a no- wo-wprowadzonemi, można dokonać próby, czy nasiona, przyniesione z innego łańcucha, nie dadzą nowych gatunków. K ilka prób, dokonanych przez p. Bonniera, dały rezultaty ujemne. Nasiona alpejskie zostały przenie­

sione na Pireneje i odwrotnie i rozsiane bez poruszenia ziemi. W obu wypadkach kilka roślin, które kiełkowały, a nawet kwitły, w ciągu lat 10 -ciu nie zdołały nabyć praw obywatelstwa i zostały zagłuszone przez rośliny miejscowe. Można przewidywać, że większa ich część zmarnieje.

Z nastaniem okresu lodowcowego rośliny Alp i Pirenejów zostały zepchnięte na rów­

niny, gdzie na znacznych przestrzeniach zmieszały się z sobą. To pomieszanie roślin 1 prawie jednakowe warunki obecne wyjaśnia­

ją podobieństwo jednej i drugiej flory pomię­

dzy sobą. Powody różnic mogą zależeć tylko od różnicy przebiegu walki o byt. Po minięciu epoki lodowcowej rośliny powoli za­

częły wstępować na góry, stoczone przez erozyą lodowcową, ale na obu łańcuchach panowały różne warunki współzawodnictwa życiowego. Badanie dowodów paleontolo­

gicznych wykazuje, że od czasu okresu lodow­

cowego pod względem formy rośliny uległy nieznacznej zmianie, głębokie zmiany zaszły tylko w ich rozmieszczeniu.

Jeżeli chcemy sięgnąć w jeszcze dalszą przeszłość, ażeby poznać pochodzenie gatun­

ków ściśle umiejscowionych w strefie alpej­

skiej, możemy tworzyć tylko hypotezy, opar­

te na wynikach doświadczeń powyższych.

Pomiędzy roślinami, będącemi przedmio­

tem doświadczeń, jedne zmieniły swój pokrój już w ciągu jednego roku, inne w ciągu lat 10-ciu uległy nieznacznym zaledwie zmianom, istnieje więc cała skala plastyczności, zależna od gatunku, z jakim mamy do czynienia.

Stąd można wyprowadzić wniosek, źe jesz­

cze inne gatunki potrzebowały daleko znacz­

niejszego czasu do przystosowania się do klimatu alpejskiego. Mamy prawo przy­

puszczać, że stopniowo wznosiły się one na góry, ażeby z biegiem czasu wytworzyć ga­

tunki czysto alpejskie.

W. Wr.

') Z pow yższych 25 g atu n k ó w 16 z n a jd u je

sig we „ F lo r z e T a t r ” F . B e rd a u .

(6)

822 W SZ E C H S W IA T . N r 52.

Z teoryi analizy chemicznej.

Wydzielanie i pochłanianie gazów,

Widzieliśmy w poprzednim rozdziale ‘), źe cłiemik-analityk nadzwyczaj często spotyka się z zadaniem rozdzielenia na części składo­

we układu, w którym istnieją lub mogą być wytworzone ciała stałe obok cieczy. Daleko rzadziej praktyk spotyka się z mieszaninami gazów i cieczy albo samych gazów pomiędzy sobą. Przy rozwiązywaniu zagadnień tego rodzaju może się zdarzyć potrzeba zamienie­

nia cieczy na gaz, lub odwrotnie—gazu na ciecz albo ciało stałe. K tóry z tych przy­

padków spotkamy w danym razie, zależy od tego, czy układ pierwotnie do rozbioru wzię­

ty przedstawiał ciecz, czy też ciało gazowe.

Przypadek wydzielania z cieczy gazu, za­

wartego w niej w stanie gotowym, albo też mogącego się w niej wytworzyć z jakichś czę­

ści składowych, podlega, tak samo ja k strąca­

nie, prawom równowagi w układzie niejedno­

rodnym. Nie mamy tylko tutaj tego uprosz­

czenia, które tak ważne znaczenie m a przy strącaniu, źe jedna z części składowych ma stale stężenie. Można jednakże uważać za ciało o stężeniu stałem każdy gaz czysty i znajdujący się pod stałem ciśnieniem, np.

ciśnieniem atmosferycznym. K oncentracyą tę wszelakoż, albo ciśnienie parcyalne d a­

nego gazu, możemy bardzo łatwo obniżyć wedle naszej woli zapomocą przymieszki j a ­ kiegokolwiek gazu innego i w tej okoliczno­

ści mamy bardzo ważny środek pomocniczy dla praktyki rozbiorowej.

Poztwory gazów, nawzór roztworów ciał stałych, łatwo mogą przechodzić w stan prze­

sycenia. Taki roztwór gazu, przesycony w słabym tylko stopniu, przechowuje się d łu ­ go bez zmiany, gdy przesycony w stopniu wy­

sokim—wydziela gaz samowolnie,dając zjawi­

sko pienienia się, musowania. Wcelu naru-

’) P o ró w n . W sz e c h ś w ia t z r . b ., s tr . 7 1 2 .

szenia równowagi niestałej w roztworach prze­

syconych, zawierających ciała krystaliczne, należy^, ja k pamiętamy, roztwór podobny ze­

tknąć z gotowym kryształkiem tegoż samego ciała; roztwory przesycone gazów wydzielają nadm iar zawartego w nich ciała gazowego już przez zetknięcie z jakimkolwiek gazem.

N a granicy więc zetknięcia podobnego roz­

tworu z gazem jakimkolwiek odbywa się dy- fuzya, która jest tem żywsza, im rostwór jest bardziej przesycony. Każdy, choćby naj­

drobniejszy pęcherzyk jakiegokolwiek gazu, który się znajdzie w takim roztworze, stano­

wi ognisko, około którego wszczyna się wy­

dzielanie nadm iaru gazu rozpuszczonego.

K orzystając z tej okoliczności, usuwamy ostat­

nie resztki gazu, niewydzielające się już do­

browolnie z roztworu, zapomocą przepuszcza­

nia przez ten roztwór strumienia jakiegokol­

wiek gazu obojętnego.

Ilość gazu, zatrzymana przez ciecz, zanim do jej usunięcia zastosujemy ostatnio wspo­

mniany środek, zależy od ciśnienia, od współ­

czynnika rozpuszczalności gazu (zmniejszają­

cego się w miarę wzrostu tem peratury) i od objętości cieczy. Samowolne wydzielanie się gazu, burzenie się, może nastąpić dopiero wtedy, kiedy uwalniająca się w danej chwili ilość gazu znacznie przewyższa jego ilość roz­

puszczalną w cieczy na mocy praw powyższych.

Jeżeli więc mamy zasadę do przypuszczania, że w przedsiębranem doświadczeniu wydzieli się niewielka ilość gazu, powinniśmy starać się o możliwie największe stężenie i najwyż­

szą tem peraturę.

Te gazy, które, rozpuszczając się w wodzie, w znacznej części rozpadają się naiony wol­

ne, nie mogą być wcale w tej ostatniej posta­

ci wydzielone ze słabych roztworów. P rzy­

kładem tego są kwasy chłorowcowodorne.

Chcąc otrzymać podobne ciała w stanie gazo­

wym, musimy je wytwarzać w takich warun­

kach, w których jest przecięta albo przynaj­

mniej znacznie utrudniona możność rozdziela­

na się na iony, więc przedewszystkiein—

w nieobecności wody. Wydzielanie się chlo­

rowodoru gazowego z roztworu w wodzie, na­

stępujące za dolaniem kwasu siarczanego, jest spowodowane przez łączenie się ionów chlorowych z wodorowemi na zasadzie prawi­

deł, poprzednio (str. 440 Wszechś. z r. 1895)

wyłożonych. Wiemy, źe praktyka oddawna

(7)

N r 52. W SZEC H SW IA T. 8 2 3

io rz y s ta z tej przemiany w celu otrzymywa­

nia chlorowodoru czystego.

Wszystkie gazy, które w całości mogą być wydzielone z roztworu wodnego, są ciałami obojętnemi, lub conajwyżej—słabemi tylko zasadami albo kwasami. Dwutlenek siarki i amoniak stanowią mniej więcej punkty kre­

sowe w szeregu gazów podobnych. Ten spo­

sób zapatrywania się jest zarazem wskazów­

ką, ja k i kiedy zachować się mamy, jeżeli nam wypada ciało jakie zamienić na gaz w celu wydzielenia go z mieszaniny: gaz otrzymany bowiem powinien być o ile można zupełnie obojętnem ciałem, ponieważ iony są nielotne. Jeżeli w roztworze panuje słaby

"tylko stopień dysocyacyi, to wydzielenie gazu jest wprawdzie utrudnione, nie jest jednak zupełnie niemożebne. Kiedy bowiem część nierozdzielona na iony usunie się z roztworu, to równowaga dysocyacyi zostaje naruszona, a wtedy nowa ilość niedysocyowanej materyi wytwarza się z ionów, znowu się usuwa, i toż samo powtarza się aż do zupełnego wydziele­

nia ciała gazowego.

Przechodząc teraz do~odwrotnego zjawiska pochłaniania gazów, musimy zastosować do niego uwagi powyżej wypowiedziane w zna­

czeniu odwrotnem. Tak przedewszystkiem, tutaj starać się musimy o ułatwienie warun­

ków dysocyacyi elektrolitycznej, a więc po­

chłaniać gazy kwaśne przez ciecze alkaliczne, a gazy zasadowe—przez ciecze kwaśne. W y­

dzielenie gazu obojętnego z mieszaniny za­

pomocą absorpcyi jest bardzo trudne, po­

nieważ wszelkie reakcye z nieelektrolitami odbywają się daleko trudniej, aniżeli reakcye z ionami. Zresztą, jednem z głównych na­

szych starań powinno być ułatwienie działa­

jącym ciałom jaknajdokładniejszego zetknię­

c i a się wzajemnego, o czem mówiliśmy już nieraz poprzednio z rozmaitych powodów.

Mniej zbadana sprawa pochłaniania gazów przez ciała stałe podlega jednak, o ile się zdaje, zupełnie tym samym, co powyższe, prawom. Rozstrzygające znaczenie dysocya­

cyi elektrolitycznej występuje i tutaj na jaw w tej okoliczności, że reakcye ogólne ustają zupełnie albo przynajmniej słabną w naj­

wyższym stopniu w razie doskonałej suchosci spotykających się z sobą zarówno gazów sa­

mych jako też i gazów i ciał stałych. Na praktykę rozbiorową zasada powyższa nie

wywiera wpływu zbyt wielkiego, ponieważ większość ciał, z któremi analityk ma do czy­

nienia, już skutkiem samych sposobów ich wytwarzania posiada w sobie ilość wilgoci, dostateczną do tego, żeby dysocyacya nastą­

piła, chociażby w małym tylko stopniu. J e ­ żeli uprzytomnimy sobie to wszystko, co wie­

my o reakcyach elektrolitycznych, zrozumie­

my, że sam już początek dysocyacyi na iony jest dostatecznym warunkiem rozpoczęcia reakcyi chemicznej. Pozostaje wszakże jesz­

cze do sprawdzenia, czy wpływ powyższy jestbezwarunkowo obowiązującym dla wszyst­

kich reakcyj między ciałami stałemi a gazo- wemi.

W y k ł ó c e n i e .

Metoda rozdzielania, oparta na zastosowa­

niu rozpuszczalników wzajemnie niemieszają- cych się z sobą, bywa używana zawsze w celu wydobycia jakiegoś ciała z roztworu wodne­

go. Musimy co do tej metody przedewszyst­

kiem zrobić zastrzeżenie, że iony wolne nie posiadają skłonności do opuszczania roztworu wodnego, podobnie, jak nie mogą być wy­

dzielane w stanie gazowym. Chcąc przeto wydzielić pewną materyą z jej roztworu w wodzie zapomocą wykłócenia z eterem, benzolem i t. p., musimy przedewszystkiem materyą ową doprowadzić do takiego stanu, w którymby ona nie była ionem wolnym ani częścią składową ionu.

M ając w tym razie do czynienia z ciałami, ulegającemi dysocyacyi częściowo, możemy do nich zastosować to, co przed chwilą było powiedziane o gazach słabo dysocyowanych.

Wykłóceniu uledz może tylko część niedyso- cyowana i do niej tylko stosują się prawidła o współczynniku rozdzielenia, poprzednio (Wszechśw. z r. 1894, str. 810) przytoczone.

W celu zatem najdokładniejszego wykłócenia musimy w taki sposób kierować robotę, ażeby część niedysocyowana była jaknaj większa.

W tym kierunku, jak domyśleć się łatwo, najdzielniejszym środkiem będzie możliwie największe stężenie roztworu wodnego, a da­

lej: w przypadku kwasów średnio mocnych—

dodanie kwasu bardzo mocnego, np. solnego, w przypadku średnio mocnych zasad— doda­

nie mocnej zasady. Podobne dodatki, jak

to już wielokrotnie wspomniano, zwiększają

(8)

824 W SZ EC H SW IA T . N r 52.

w roztworze ilość materyi niedysocyowanej, co sprawia, źe ciecz wykłócająca ma sobie ułatwione zadanie wydobywania ciała, o któ­

re nam chodzi.

Możnaby powiedzieć, że metoda wykłóca­

nia jest jeszcze w kolebce. Należałoby ją opracować głębiej i obszerniej, ze względu chociażby na usługi, jakie oddać nam może w takich np. sprawach, ja k wydobywanie alkaloidów i innych ciał pochodzenia roślin­

nego. Należałoby wystudyować znaczenie rozmaitych środków pomocniczych w kierun­

ku ich wpływu na dysocyacyą elektrolityczną, która tu taj, jak i w całej chemii rozbiorowej, jest rzeczą podstawową, z którą liczyć się

muszą wszystkie używane metody.

* ;j«

*

Powyższy rozdział zamyka w książce Ost­

walda, streszczanej lub parafrazowanej przeze mnie, część ogólną chemii analitycznej jako­

ściowej. Po krótkich uwagach, odnosząeych się do czynności rozbiorowych ilościowych, autor przechodzi do zastosowań specyalnych.

Zdawało mi się jednak, że specyalniejsza ta część wykładu nie byłaby na swojem miejscu w łamach W szechświata, jako ważna już tylko dla samych chemików zawodowych.

Z n .

O Ś W IE C E N I U

r o z ż a r z o n y c h c i a t s t a ły c h .

Z darza się często w dziejach nauki, źe zjawiska, najlepiej napozót- znane i wyjaśnio­

ne, przy badaniach dalszych ulegają znów zagmatwaniu, występują nowe odkrycia, świadomość nasza okazuje się niedostępną, a dokumenty do archiwum juź złożone trzeba nanowo wydobywać, poprawiać, uzupełniać.

Przyroda bowiem potrafi dociekaniom na­

szym zawsze nowe pole otwierać i nowe wi­

doki odsłaniać.

Uwag.ę tę nasuwają nam nowe szczegóły, dotyczące świecenia rozpalonych ciał s ta ­

łych. Najpobieźniejsze dostrzeżenia uczą, że ciała dostatecznie ogrzane rozżarzają się naj­

pierw do czerwoności, przy rozgrzaniu sil- niejszem światło ich staje się pomarańczo- wem, a wreszcie rozpalają się do białości.

Pryzm at dozwolił okoliczności te rozpatrzeć dokładniej. W tem peraturze, w jakiej za­

czynają świecić, wszystkie ciała, które utrzy­

m ują się wtedy jeszcze w stanie stałym, lub' też przez stopienie w stan ciekły przechodzą, wysyłają najpierw promienie tylko czerwone;

przy dalszem podsycaniu tem peratury wzma­

ga się natężenie istniejących już promieni czerwonych, a do nich przybywają stopniowo promienie coraz wyższej łamliwości, żółte, zielone, niebieskie, fioletowe wreszcie, a wte­

dy ciało jest juź do białości rozżarzone.

Widmo więc, począwszy od czerwieni, roz­

przestrzenia się coraz dalej, nieokazując przytem zgoła przerw żadnych, co innemi słowy znaczy, że wszystkie ciała stałe i ciek­

łe, dostatecznie rozgrzane, wysyłają widmo ciągłe, czyli światło o falach wszelkiej dłu­

gości. W r. 1847 D raper poddał próbom najrozmaitsze ciała, metale, minerały, szkła, a z doświadczeń tych wyprowadził wniosek, że wszystkie ciała stałe i ciekłe w jednakiej tem peraturze, około 525°, świecić zaczynają,

j

O dtąd przyjmowano powszechnie, że widmo

| ciał stałych jedynie od ich tem peratury za- i wisło, od ich natury zaś bynajmniej nie za- ' leży. Gdy więc następnie rozwinęła się ana­

liza spektralna, ciała stale i ciekłe m ateryału do jej poszukiwań dostarczyć nie mogły, je ­ dynie bowiem w stanie lotnym rozmaite sub- stancye różnemi się widmami cechują, gazy tylko i pary posiadają właściwe sobie widma, od natury ich zależne.

Powątpiewanie o bezwzględnej słuszności zasady D rapera wzbudziły dopiero dostrzeże­

nia W ebera w r. 1887; rozgrzewając, miano­

wicie, stopniowo działaniem prądu elektrycz­

nego blachę platynową, przekonał się, źe za­

nim zaczyna ona wysyłać promienie czerwone, w znacznie niższej już tem peraturze okazuje pewien blask „mglisto-szarawy”, który w wid­

mie przypada w tem miejscu, gdzie przy rozżarzeniu wyższem występuje zieleń wid­

mowa. W niósł więc stąd, źe wysyłanie światła nie rozpoczyna się od promieni czer­

wonych i nie rozszerza się jednostronnie aż

do błękitnego końca widma, ale że przede-

(9)

N r 52. W SZEC H SW IA T. 825 wszystkiem emisya światła ma miejsce w środ­

kowej, zielonej części widma, a wraz ze wzrostem tem peratury widmo wydłuża się w obie strony. Być wszakże może, że objaw ten nie jest bynajmniej fizycznym, ale fizyo- logicznym, wypływa zaś stąd, że oko nasze najbardziej jest wrażliwe na światło zielone, a raczej, że odczuwa je już przy najsłabszem natężeniu. Gdy natężenie światła słabnie, wszystkie barwy przechodzą również w po- dobnyź, nieokreślony blask szarawy, ale światło zielone najsilniej osłabianem być musi, aby przestało już na oko działać. N a­

wzajem więc i przy podsycaniu temperatury, przy poczynającem się rozjaśnieniu, promienie zielone najpierwej ukazują się oku, powodu­

jąc wrażenie pewnego blasku mglistego. Po­

mimo to rzecz stanowczo rozstrzygniętą jesz­

cze nie jest, w ostatnich bowiem czasach do­

strzeżono, że tem peratura, przy której po­

czątkowe to światło występuje, zależy nie­

tylko od przysposobienia oka, ale i od natury ciał rozżarzonych.

I pod innym wszakże jeszcze względem za­

sada D rapera nie okazała się dostatecznie ogólną, poznano bowiem, źe widmo emisyjne ciał do białości rozżarzonych nie zawsze jest jednakiem, ale okazuje pewne różnice, za­

leżne od natury ciał świecących. Odstęp­

stwo takie zdradza zwłaszcza najsilniej tlen- nik erbu, czyli ziemia erbowa. E rb należy do najrzadszych metali i napotyka się w nie­

wielkich ilościach tylko w kilku bardzo rzad­

kich minerałach szwedzkich. Ziemia erbowa stanowi proszek różowy, który się w kwasach rozpuszcza i tworzy sole również różowe.

Otóż, przy badaniu tych soli, dostrzegł che­

mik szwedzki Bahr, że wydają one osobliwe widmo absorpcyjne; gdy mianowicie przez roztwory te przebiegają promienie słoneczne, wydają one w spektroskopie widmo przecięte kilku czarnemi smugami, zwłaszcza w części zielonej, która wskutek tego zupełnemu p ra­

wie przytłumieniu ulega. Podobnież zacho­

wują się i czerwone sole dydymu, z różnych względów do soli erbu zbliżone. Takież sa­

me zresztą widmo powstaje, gdy promienie słoneczne są przepuszczane przez szkła, so­

lami metali tych zabarwione.

Aby zbadać i widmo emisyjne ziemi erbo- wej, B ahr wprowadził drobną jej ilość na druciku platynowym do słabo świecącego

palnika Bunsena i otrzymał widmo różne zupełnie od widm wszystkich innych ciał stałych; nie jest ono bowiem ciągłe i nie­

przerwane, ale złożone z linij jasnych, wy­

stępujących na ciągłem, ale słabo świecącem tle jasnem, przedstawiając tem pewne podo­

bieństwo do widma ciał lotnych. Linie te jasne łączą się w smugi, wybitniejsze w świe­

tle zielonem, tak że ziemia erbowa barwi płomień na zielono; występują zaś w tychże miejscach, gdzie w widmie absorpcyjnem soli erbowych ukazują się smugi ciemne. P o ­ dobnie więc, ja k dla ciał lotnych, służy dla ziemi erbowej zasada Kirchhoffa, że zdolność wysyłania każdego rodzaju promieni wyrów­

nywa zdolności ich pochłaniania. Zachowanie się takie erbu i pokrewnych mu metali, które niedawno miało znaczenie jedynie naukowe, zyskało obecnie i pewną doniosłość praktycz­

ną w technice oświetlania, odkąd A.uer użył rzadkich tych substancyj do swoich żarowych lamp gazowych.

Wszystkie sposoby oświetlania sztucznego polegają na rozżarzaniu ciał stałych, prze­

ważnie zaś pod tym względem korzystamy z węgla; płomienie świec, olejów roślinnych i mineralnych, gazu, światło elektryczne, zarówno żarowe jak i łukowe, wszystkie jasność swą zawdzięczają jedynie rozżarzo­

nym cząstkom węgla stałego. W lampach natomiast A uera światło wydają rozpalone ziemie metaliczne, jak to już zresztą po­

przednio miało miejsce w świetle wapiennem Drummonda i w świetle cyrkonowem Linne- manna. Jeżeli więc różne te sposoby oświe­

tlania tak odrębne na oko nasze wywierają działanie, pochodzi to stąd, że wysyłane przez nie światło białe posiada skład niejed- naki. Wbrew temu, co dawniej przyjmo­

wano, źe natura ciała rozżarzonego bynaj­

mniej nie ma wpływa na rodzaj wysyłanego

przez nie światła, które jedynie zależeć miało

od temperatury tego ciała, przekonywamy

się obecnie, że widmo emisyjne różnych ciał

rozżarzonych przedstawiać może znaczne

różnice, chociaż w ogólności odrębność nie

jest tak dalece posuniętą, ja k to ma miejsce

z ziemią erbową. Niewielka tylko ilość ciał,

które się rozżarzać mogą, wydaje smugi tak

wybitnie charakterystyczne, by ich widmo

absorpcyjne łatwo rozpoznać się dało, jako

odwrócenie ich widma emisyjnego, jak to ma

(10)

826 W SZECH ŚW IA T . N r 52.

zawsze miejsce co do par i gazów; ale też niema w ogólności ciała żadnego, któreby nie okazywało choć słabego pochłaniania pew­

nych, oznaczonych części widma. Odpowied­

nio zaś do tego pochłaniania, także i w świe­

tle przez ciało to wysyłanem, promienie pew­

ne posiadają natężenie silniejsze, aniżeli promienie inne. W szczególności zaś różnice te ujawniają się w świetle żarowych lamp gazowych, zabarwienie bowiem jego ulega zmianie, skoro rozżarzona w płomieniu siatka z innych wyrabia się substancyj. K ażda z użytych ziem posiada nieco różne widmo emisyjne, a oko nasze, nawet bez pomocy pryzmatu,, który rozszczepia światło na od­

dzielne jego części składowe, rozmaitość tę dostrzega.

Ze wszystkich ciał znanych nam, węgiel rozżarzony wydaje światło najbardziej do słonecznego zbliżone, to zaś wiąże się bezpo­

średnio z czarną jego barwą. Rozpalona ziemia erbowa wysyła światło zielone dla­

tego, że gdy jest białem światłem słonecznem oświetlona, również promienie zielone po­

chłania i stąd to różową barwę posiada.

Węgiel zaś, który jako ciało czarne, wszyst­

kie padające nań promienie pochłania, wysy­

ła też po rozżarzeniu wszelkie rodzaje pro­

mieni, promienie wszelkiej długości fali, wy­

daje też światło białe, gdy rozgrzany je s t do tem peratury dostatecznie wysokiej, ja k to ma miejsce w łuku woltaicznym. Gdyby węgiel nie był ciałem czarnem zupełnie, nie wydawałby światła tak korzystnego.

W krystalicznej swej postaci, jako dya- ment, węgiel jest zupełnie bezbarwny i wszystkie promienie w jednakiej mierze przepuszcza, a pomimo to, spalony w tlenie, wysyła światło oślepiającej białości. P ra w ­ dopodobnie wszakże w tem peraturze ta k wy­

sokiej dyament utrzymać się nie może i prze­

obraża się w grafit, który je st już czarną odmianą węgla, a w takim razie żywy blask dyamentu palonego odpowiada oślepiającej jasności łukowej lampy elektrycznej.

S. K.

SPRAW OZDANIE.

Podręcznik do analizy chem icznej jak o ś cio w e j, p rz e z d r a J u lia n a S ch ram m a, p ro fe so ra u n iw e r­

s y te tu ja g ie llo ń sk ie g o . W y d .I I . K rak ó w , 1 8 9 5 . S tr . I X -(-2 6 5 , ry s. 7.

K a ż d y , k o m u z d a rz y ło się w życiu sp ęd zić czas ja k iś n a stu d y acli w p raco w n i n a u k o w ej, w ie d o b rz e ja k ie to zn aczen ie, d la p o c z ą tk u ją c e g o zw łaszcza, p o sia d a d o b ry p rz e w o d n ik do ćw iczeń i z a ję ć p ra k ty c z n y c h . N iem a w ą tp ien ia, że w y­

k ła d u stn y p ro fe so ra i w skazów ki a s y s te n ta s t a ­ n o w ią tu g łó w n ą p o d sta w ę , ale czyż p o d o b n a z a ­ p a m ię ta ć lu b n a w e t z an o to w ać w szy stk o , a u czeń , k tó r y od n ied aw n a z a c z ą ł p o zn aw ać się d o p iero z biegiem m yśli nau k o w ej i z j e j sw oistym ję z y ­ k iem , czyż m oże chw ycić od ra z u p u n k ty n ajw aż­

n ie jsz e , w śró d n aw ału szczegółów d o strz e d z m yśl p rz e w o d n ią A je s z c z e ż w chem ii ro z b io ro w e j, w k tó r e j, d o p ó k i nie p rz y jd z ie w p raw a, zn am io ­ n a , w y ró żn iające ciała je d n e od d ru g ic h , m ie sz a ją się i k łó c ą ze so b ą, ileż to ra z y m łody a n a lity k ra d z ić się m usi k s ią ż k i alb o n o ta te k . A i d la w y k ła d a ją c y c h d o b ry p rz e w o d n ik do ćw iczeń p ra k ty c z n y c h m a w ielkie znaczenie, n ie k a ż d y b o ­ w iem czuje chęć lu b siły do sam o d zieln eg o u ło ż e ­ n ia k u rs u

W y m a g a n ia je d n a k , sto so w an e do k s ią ż k i p o ­ d o b n e j, nie są m ałe. M u si ona być p is a n a do- g m a łycznie, n a k a ż d e p y ta n ie , ja k ie zad ać j e j m o­

że p o c z ą tk u ją c y p r a k ty k n aukow y, m usi d aw ać od p o w ied ź stan o w czą, n ied w u zn aczn ą. Z d r u ­ giej stro n y nie m oże to by ć z b ió r sam ych ty lk o r e c e p t i p rz e p isó w rzem ieśln iczy ch , bo w szakże czy teln ik iem ta k ie j k sią ż k i m a być m łodzieniec, o d d a ją c y się stu d y o m n aukow ym . D a le j, tre ś ć te j k s ią ż k i m a b y ć b o g a ta , lecz n ie p rz e c ią ż o n a szczeg ó łam i, a tu ju ż d la a u to ra w y b ó r p ra w d z i­

w ie tru d n y , bo w d zisiejszy m sta n ie szybkiego p o s tę p u n a w szy stk ich p o la c h , rz e c z p ew na, k tó r a w czo raj b y ła nic n iezn a czący m szczeg ó łk iem s p e ­ c ja ln y m , j u 'r o w y ro sn ąć m oże n a fa k t p ie rw s z o ­ rz ę d n e j d o niosłości we w zg lęd zie nau k o w y m lu b tech n iczn y m . O p ró cz te g o w szy stk ieg o , ja k ż e t u tr u d n o osięg n ąć do k ład n o ść i z ro z u m ia ło ść bez p o w ta rz a n ia się, bez n u żąceg o o d sy ła n ia z je d n e j stro n ic y n a d ru g ą .

K s ią ż k a p . S ch ram m a zw ycięsko p rz e s z ła p ró ­ b ę n a jtru d n ie js z ą ; od la t d ziesięciu p rz y ję ła się w e w szy stk ich n a sz y c h p raco w n iach chem icznych i d o c z e k a ła się p o w tó rn eg o w ydania, pom im o, że w n aszem sp o łeczeń stw ie p o c z e t nabyw ców ta k ie j k s ią ż k i n ie m oże być z b y t liczny. To p rz e m a ­ w ia z a n ią lep iej i d o n io ślej, niż w szelkie p isan e p o ch w ały . M iałem p rz y je m n ą sposobność w idze­

n ia w sw oim czasie, j a k p rę d k o i stanow czo

(11)

N r 52. W SZECH SW IA T. 827

P o d rę c z n ik S ch ram m a usu w a z rą k m łodzieży w szelkie obce k s ią ż k i te j sam ej tre śc i.

P la n , k tó reg o a u to r trzy m a! się w swej k s ią ż ­ ce, j e s t n a stę p u ją c y : Część p ierw sza d a je u czn io ­ wi m ożność z a p o z n a n ia się z te m i w łasnościam i m a*eryj, k tó r e są w yzyskiw ane p rz e z analizę w łaściw ą, j a k niem niej z reak cy am i, w ywoływane- m i p rz e z odczy n n ik i szczegółow e i z zasto so w a­

niem o dczynników ogólnych. T u m am y p ie r ­ w iastk i, pod zielo n e n a g rom ady uznaw ane p rz e z ch em ią an ality czn ą, p rzy czem k a ż d y p ie rw ia ste k j e s t o p isan y p o k ró tc e z p rz y to czen iem n a jw a ż ­ n iejszy ch j ego zn am io n fizycznych i chem icznych i n ajg łó w n iejszy ch w łasności ogólnych je g o zw iąz­

ków . N a stę p u je sz e re g ćw iczeń, k tó re p r a k ty ­ k a n t m a p rz e ro b ić , w iedząc zaw czasu , z ja k ie m ciałem m a do czynienia. K a ż d ą g ro m ad ę k o ń czą u w ag i, d o ty czące w y b o ru i odpow iedniego z e s ta ­ w ienia czynności an ality czn y ch , do je j ro z p o z n a ­ nia słu żący ch . G ro m ad y m e ta li rz a d k ic h , p o ­ b ieżniej tra k to w a n e , są zam ieszczone n a k o ń cu p ierw szej części k sią ż k i, o s ta tn i zaś j e j ro z d z ia ł j e s t pośw ięcony p ierw iastk o m n iem etalicznym i ich zw iązk o m .— W części d ru g ie j sp o ty k am y s y ­ ste m a ty c z n y opis p rz e b ie g u w łaściw ej an alizy j a ­ kościow ej. T u ta j, p o w yłożeniu b a d a ń w stę p ­ nych i opisie n ajw ażn iejszy ch czynności a n a lity c z ­ nych, j a k ro z p u sz c z a n ia , s trą c a n ia osadów , filtro ­ w a n ia , p rzem y w an ia i t. p ., a u to r po d aje n a jw a ż ­ n iejsze m eto d y w y k ry w an ia z n ajd u jący ch się

•obok siebie w m ieszan in ach ciał ro zm aity ch , z a ­ ch o w u jąc p o d z ia ł n a g ro m ad y , w prow adzony w części p ierw szej. Część d ru g a służy ju ż ja k o p rzew o d n ik d la p ra k ty k a n tó w , obeznanych z w ła s­

nościam i an ality czn em i ciał i z użyciem odczyn­

ników , m ogących z ate m p rz e ra b ia ć zad an ia a n a ­ lity czn e z m ieszaninam i, k tó ry c h sk ła d nie je s t im znany.-—C zęść tr z e c ia nareszcie stanow i k r ó t­

k i p rz e b ie g p o stęp o w an ia sądow o chem icznego w w y p ad k ach p o d ejrzew an ej obecności tru c iz n m in eraln y ch i organicznych. C zęść t a j e s t z a ­ m ieszczona ze w zg lęd u n a p o trz e b y słuchaczów fa rm a c y i, k tó ry m n a stę p n ie b y w a p o w ierzan a e k sp e rty z a sądow a.

J ę z y k P o d rę c z n ik a analizy chem icznej ja k o ­ ściow ej j e s t w ogóle dość czysty i p opraw ny. M oż- n ab y zro b ić uw agę, n ie s te ty , pow szechnie p r a ­ w ie sto s u ją c ą się do naszych k sią ż e k naukow ych,

■że na sk ła d n i znać m ocno w pływ sk ład n i n ie ­ m ieckiej. M nie osobiście ra z i ta k ż e zbyteczny w n iek tó ry ch ra z a c h p u ry zm językow y: M am y j uż od dość d aw n a nięszczęśliw y p rz e k ła d sp ek ­

tr o s k o p u n a w idm ow idz, czyż isto tn ie tr z e b a b y ­ ło po m n ażać to b ogactw o .przez w idm om ierz, k tó ­ r y n aw et, g d y b y koniecznie m iał istnieć, oznaczać m u siałb y chyba s p e k tro m e tr. T erm inologia che­

m iczna wr P o d rę c z n ik u je s t „u g o d o w a” , lw ow ska.

Z n .

SEKCYA CHEMICZNA.

P osiedzenie 12 -te w r . 1 8 9 5 Sekcyi chem icznej odbyło się d n ia 2 4 listo p a d a r . b. w g m ach u M uzeum p rzem y słu i rolnictw a.

P ro to k u ł p o sied zen ia p o p rzed n ieg o z o sta ł o d ­ czy ta n y i p rz y ję ty .

P rzew o d n iczący o bradom , p . B o h d an Z a to rs k i, w ręczył w im ieniu Sekcyi p. W ładysław ow i L e p - p e rto w i p am iątk o w y a lb u m z fotografiam i człon­

ków Sekcyi.

P o w y razach p odziękow ania i zapew nienia 0 z am iarze szczerego d alszego u d z ia łu w p ra c a c h Sekcyi, p. W ł. L e p p e rt w ygłosił rz e c z „O o trz y ­ m yw aniu k w asu azo tn e g o p o d zm niejszonem ciśn ien iem ” .

Z azn aczy w szy , że rozw ój fab ry k a c y i p ro c h u bezdym nego i fa rb anilinow ych p ow iększył za p o ­ trzeb o w an ie kw asu azo tn eg o i w yw ołał p o stę p y w je g o fab ry k acy i, p. L e p p e rt p rz e s z e d ł do o p isu p aten to w a n eg o sp o so b u V alen tin era o trzy m y w an ia k w asu azotnego, z k tó ry m to system em m iał m ożność z ap o zn an ia się w czasie swej o sta tn ie j p o d ró ż y do L ip sk a . A p a ra t Y a le n tin e ra s k ła d a się z re to rty żelaznej lan ej, z a p a ra tu k o n d e n s a ­ cyjnego i z p om py p o w ietrzn ej sy stem u w odnego.

R e fo rta m a k s z ta łt k u li, złożonej z k ilk u części.

M ieści ona do 8 0 0 kg sa le try , g d y daw niej u ż y ­ w ane p rz y rz ą d y nie m ieściły w ięcej n a d 3 0 0 — 4 0 0 k<j saletry . R e to rta , przygo*ow yw ana na zlecenie francuskiego m in istery u m w ojny, m a z a ­ w ierać naw et 2 4 0 0 kg sa le try . R e to rta w sa­

m ym hełm ie m a otw ó r do w rz u c a n ia sa le try , o tw ó r z r u r k ą ż e la z n ą do pom ieszczenia te r m o ­ m e tru , otw ór do w lew ania k w a su siarczan eg o 1 otw ó r do o d ciąg an ia gazów z o d pow iednią r u r ą s z k la n ą . Z dolnej zaś części r e to r ty w ychodzi r u r a z k ran em do w y p u szczan ia kw aśnego s ia r ­ czanu sodu.

P r z y r z ą d k o n d en sacy jn y sk ła d a się:

1

) z w ężownicy g lin ian ej o śred n icy 6 0 mm i o pow ierzchni chłodzącej 4 — 7 m2.

2

) z dw u w ielkich tu ry

11

, o o b jęto ści po 2 6 0 li rów .

3

) z jed n ej m ałej tu r y lii o o b jęto ści 8 0 litró w .

4

) z drugiego o zięb iacza m niejszego o ś re d n i­

cy 6 0 mm i p o w ierzch n i chłodzącej 2 ,4 v 2.

5

) z pięciu tu r y li m n iejszy ch o o b jęto ści 8 0 litró w z k ran am i u do łu do o d p u sz c z a n ia k w a su i k ra n a m i do p o w ie trz a u góry. Z nich w d r u ­ giej z szereg u z n a jd u je się w oda, a w czw artej m leko w apienne w ty m celu, ab y p rz e z nie op łó - k iw aly się g azy w ciągane do p o m p y ssącej.

P o m p a p o w ietrzn a p o ch o d zi z fa b ry k i W eg eli-

na i H u b n era i m a śred n icy 2 0 cm.

(12)

8 2 8 W SZ EC H SW IA T . N r 5 2 . R o b o ta w ty m p rz y r z ą d z ie p ro w a d z i się, j a k

n a s tę p u je : p o w rzu cen iu s a le try do r e to r ty , p u s z ­ cza się w ru c h p o m p ę p o w ie tr z n ą i d o p u sz c z a k w a s sia rc z a n y z o d m ierzo n eg o z b io rn ik a . R e- a k c y a z ach o d zi b a rd z o p rę d k o sa m a i n ie w ym a­

g a o g rzew an ia r e to r ty . P o z m n ie js z e n iu ciśn ie­

n ia o 5 0 0 mm, r e t o r ta o g rz e w a się. T e m p e r a tu ra w re to rc ie u trz y m u je się p o czątk o w o n a 8 0 ° C, n a stę p n ie n a 1 3 0 °, a p o d k o n ie c p o d n o si się do 1 7 0 ° C w celu p o w ię k sz e n ia p ły n n o ś c i sia rc z a n u so d u .

T e m p e r a tu ra w d w u p ie rw sz y c h o d b ie ra ln ik a c h n ie p o d n o si się w yżej n a d 3 5 ° do 4 0 ° C. R e to r ­ t y m ało się n iszczą i re f e re n t w id z ia ł w L ip s k u r e to r tę p ra c u ją c ą od 3-ch la t. Co do w y d atk ó w k w a su azo tn e g o , o trz y m y w a n e g o w ed łu g te j m e ­ to d y re fe re n t p o d a je n a s tę p u ją c e d a n e liczeb n e:

p r z y u ży ciu s a le try n iesu szo n ej 9 5 ° /0-owej i k w a ­ su siarczan eg o 6 0 ° B , o trz y m a n o 9 5 ,7 k w a ­ s u azo tn e g o 4 6 u B , a 3 ,8 ° /0 w p o s ta c i k w a su s łab szeg o 1 4° B , ogółem o trz y m a n o 9 9 ,5 ° /0 te o ­ re ty c z n e j ilości k w a su a z o tn e g o , z a w a rte g o w sa ­ le trz e . W innem d o św iad czen ia z s a le try n ie s u ­ szonej 9 5 ° /0-ow ej i k w a su sia rc z a n e g o 6 4 ° B, o trz y m a n o k w asu a z o tn e g o 9 9 % w p o sta c i k w a ­ su 4 6 ° B i 0 ,8 ° /o w p o s ta c i k w a su 6° B. N a r e s z ­ cie su szo n a s a le tr a i k w as s ia rc z a n y 6 6 ° B , d a je p ra w ie z u p e łn ie cz y sty m o n o h y d ra t 4 8 ° B.

S zybkość ro b o ty w p rz y r z ą d z ie Y a le n tin e ra j e s t te ż d alek o w ięk szą, n iż w d o ty ch czaso w y ch sp o so b ach fab ry k acy i: n a ro z k ła d 8 0 0 kg s a le try p o trz e b a 7 — 8 go d zin , g d y obecnie z u ż y w a się n a ro z k ła d 3 0 0 — 4 0 0 kg s a le try 1 5 — 2 0 g o d zin . O p ału sy stem Y a le n tin e ra zu ży w a te ż m n iej, niż d aw n iejsze sy stem y : n a 1 0 0 kg s a le tr y w ychodzi w sy stem ie Y a le n tin e ra 1 4 — 1 6 kg, g d y w daw ­ n ie jsz y c h sy stem ach w ychodzi 3 2— 35 kg w ęgla.

O dpow iednio te ż do te g o w sy stem ie V a le n tin e ra zu ży w a się m niej w ody c h ło d z ą c e j. N a re sz c ie p o d w zględem h y g ien iczn y m a p a r a t V a le n tin e ra p ra c u je id e a ln ie .

W d y sk u sy i n a d ty m p rz e d m io te m z a b ie ra ją g ło s pp. R o zp en d o w sk i, k tó r y z a p y tu je o sp o só b u sz c z e ln ie n ia a p a ra tu ; n a co p . L e p p e r t p o d a je ja k o k ity : k it a z b e sto w y z a z b e s tu i sz k ła w o d ­ neg o . i k it żela z n y z s ia rk i, o p iłe k żelaznych i kw asu octow ego, a p . Z a to rs k i o św iad cza, że ró w n ież d o b ry j a k k it az b e sto w y j e s t k it z m ą c z ­ k i g ra n ito w e j i s z k ła w odnego, a o a p a ra c ie Y a­

le n tin e r a w y ra ż a się, że j e s t on w p ra w d z ie d o b ry , a le j e s t sk o m p lik o w an y , w y m ag a ro z u m n e g o i w yrobionego ro b o tn ik a i tr u d n o go d o k ła d n ie u sz c z e ln ić . P . L e p p e r t o d p o w iad a, że w fa b ry c e V a le n tin e ra o b serw o w ał sta łe ciśnienie w w ak u - m e trz e . P . Z a to rs k i z a p y tu je d a le j o n iszczen ie p o m p y p rz e z g a z y kw aśn e, n a co p . L e p p e r t ośw iad cza, że to nie m a m ie jsc a . W sp ra w ie zu ż y c ia o p a łu z a b ie ra gło3 p . Z a to rs k i i o św ia d ­

cza, że k o s z t o p a łu p r z y w y so k iej cenie k w a su J azo tn e g o m ało w zg lęd n ie o b c ią ż a k o s z t w łasn y k w a su , a p . B o g u sk i w y k ła d a , że te o re ty c z n ie rz e c z y b io rą c , p r a c a z a m ia n y n a p a rę k w a su

azo tn e g o j e s t t a sam a d la w ysokiego ciśnienia,, co i d la n izkiego i że p ra c a ta w p o ró w n a n ia z p ra c ą , p o tr z e b n ą do o g rz a n ia płynnego k w a su do p o d n iesien ia je g o te m p e ra tu ry , j e s t b a r d z o w ielk ą, że za te m z teg o w zg lęd u oszczęd n o ści n a o p ale spodziew ać się n ie m ożna. D alej p . B o ­ g u sk i z a p y tu je , ja k ie g a z y p o m p a w y rzu ca i z a ­ z n a c z a , że g d y b y a p a r a t b y ł szczelnym i w e­

w n ą trz niego p anow ało n izk ie ciśnienie, p o m p a p ra c o w a ć b y n ie m ogła. P . L e p p e r t o św iad cza, że g a z y ssane p rz e z p o m p ę nie b y ły a n alizo w an e i że d ane je g o s ą w zięte z p ra k ty k i, z fa b ry k i V alen tin era.

O b ję ty p o rz ą d k ie m dziennym o d c z y t p . P io ­ tro w s k ie g o z pow o d u spóźnionej p o ry z o s ta je o d ­ ło żo n y m , a w d ro b n y ch w iadom ościach p . L e p p e rt o św iad cza, że w p rzem y śle chem icznym niem iec­

k im w ielkiego z n aczen ia n a b ra ły w czasach o s ta t­

n ich b a d a n ia n au k o w e, u sk u te c z n ia n e w p ra c o w ­ n ia c h fab ry czn y ch , że obecnie w zn aczn iejszy ch fa b ry k a c h n iem ieck ich są czynne t. zw . E rfin - d u n g s la b o ra to rie n , z a ję te w yłącznie posu w an iem w iedzy tech n iczn ej n a p rz ó d , p o d k ie ru n k ie m n a j­

w y b itn iejszy ch zaw odowców .

N a tem p o sied zen ie zo sta ło u kończone.

P o sie d z e n ie 1 8 -te K om isyi te o ry i ogrodnictw at i n a u k p rz y ro d n ic z y c h pom ocniczych o d b y ła się d n ia 18 g ru d n ia 1 8 9 5 ro k u o g o d z in ie

8 -ej w ieczorem .

1. P ro to k u ł p o sie d z e n ia p o p rz e d n ie g o z o sta ł o d c z y ta n y i p rz y ję ty .

2 . S e k re ta rz K om isyi o d c z y ta ł te rm in y p o ­ sie d z e ń n a r o k 1 8 9 6 , k tó r e K o m isy a z a tw ie r­

d z iła .

W ro k u 1 8 8 6 K om isya I - a odbyw ać b ę d z ie p o sie d z e n ia sw e w p ierw sze i trz e c ie c z w a rtk i k ażd e g o m iesiąca o g odzinie 8-ej w ieczo rem ,

| z w y ją tk ie m m ie sią c a lip c a , s ie rp n ia i p ie rw sz e j [ p o ło w y w rześn ia, o ra z z w y ją tk ie m św iąt.

P o sie d z e n ia p rz y p a d a ją : 2 i 16 sty c z n ia 1 8 9 6 r ., 6 i 2 0 lu te g o , 5 i 19 m a rc a , 2 i 16 k w ie tn ia , 7 i 21 m a ja , 18 czerw ca, 17 w rześn ia,

1 i 15 p a ź d z ie rn ik a , 5 i 19 lis to p a d a , 3 i 1 7 g ru d n ia .

3 . P . J ó z e f M orozew icz p rz e d s ta w ił S ekcyi

100 -funtow ą b ry łę d o sk o n ale sk ry sta liz o w a n e j s k a ły , o trz y m a n e j sztu czn ie w h u c ie „ T a rg ó w e k ”’

i z a w ie ra ją c e j około 2 0 % k o ru n d u . P o w o łu ją c się n a je d e n z p o p rz e d n ic h sw ych k o m u n ik a tó w (z d n ia 21 czerw ca 1 8 9 4 r .) , w k tó ry m by ły wy­

ło żo n e p o d sta w y sztu czn eg o o trzy m y w an ia k o r u n ­

d u ze sto p ó w k rzem io n k o w y ch , p . M oro zew icz

Cytaty

Powiązane dokumenty

nych, jako też i w przeważnej części Afryki południowej słoń już wyginął, a karawany muszą się coraz dalej do środkowych jej części wdzierać, by kość

K iedy się jednakże przekonano, że istnieją całe grupy gwiazd, zajm ujących na sklepieniu niebieskiem pozy- cye naw et bardzo od siebie odległe, których ruchy

W reszcie następuje ostatni okres, okres powolnego upadku: fontanna powoli ustaje, powoli zmniejsza się dopływ ropy n a dnie szachtu, w końcu płyn przestaje się

wać. Jeżeli jak ie pobudzenie działa często, pow tarza się wielokrotnie, to oddziaływanie n a to pobudzenie powoli ujednostajnia się i staje się niem al

cesem asymilacyi. Oprócz tego wykazał, że mączka ginie w liściach roślin umieszczonych w ciemności, a natychmiast się pojawia, gdy rośliny zostaną wystawione na

Zapomnijmy więc, że tam, nad Mentoną, gdzie wśród szarych murów wznoszą się białe kamienie i ciemne cyprysy, to miejsce

żają słabsze, które powstały drogą płciową przez skrzyżowanie się mało pokrewnych z sobą rodziców. Pierwotnie u roślin płci były rozdzielone na odrębnych

rzenie wśród ogółu wiedzy przyrodniczej jest zadaniem w każdym kraju niełatwem, gdyż wiedza ta ma swoją metodę, swój sposób zapatrywania się, a nawet swój