• Nie Znaleziono Wyników

Adres Eedakcyi: KTralso-wsłsie-^rzed.in.ieście, USTr 66. J\°. 24. Warszawa, d. 16 czerwca 1895 r. Tom XIV.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres Eedakcyi: KTralso-wsłsie-^rzed.in.ieście, USTr 66. J\°. 24. Warszawa, d. 16 czerwca 1895 r. Tom XIV."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\°. 24. Warszawa, d. 16 czerwca 1895 r. T om X I V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M ER A TA „ W S Z E C H Ś W IA T A " . W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 kw artalnie 2 Z p rz e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie rs. lo półrocznie „ 5 P renum erow ać m ożna w Redakcyi „W szechświata*

i w e wszystkich księgarniach w k raju i zagranicą.

K om itet R edakcyjny W s zec h ś w iata stanow ią P anow ie:

D eike K., D ickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K., Kw ietniew ski W ł., K ram sztyk S., M orozew icz J., Na- tanson J „ Sztolcman J., Trzciński W . i W róblew ski W .

A d res E edakcyi: KTralso-wsłsie-^rzed.in.ieście, U STr 66.

3 S T X X j. ‘>

Z pomiędzy rzek kuli ziemskiej żadna za­

pewne nie je st tak sław ną ja k N il; słynny je s t z cywilizacyi, k tó ra kw itła nad jego brzegam i, słynny z powodu tajem nicy, k tóra ta k długo otaczała jego źródła, słynny swą długością, wynosi ona bowiem •/,„ obwodu kuli ziemskiej, słynny nakoniec ze względów politycznych ja k w przeszłości ta k zapewne i na przyszłość. M rok, który otaczał źró dła N ilu, został rozproszony dopiero przez po­

dróżników, należących do obecnego pokole­

nia. W iadom o dziś powszechnie, że za rz e­

czywiste źródło tej rzeki należy uważać j e ­ zioro N yanza W iktorya, to morze wody słodkiej, położone pod samym równikiem i ustępujące wielkością tylko jezioru W yż­

szemu, w S tanach Zjednoczonych A m eryki półn. Z pomiędzy kilku znacznych rzek, za-

') A rtykuł p ow yższy oparty je s t na odczycie p. Colin Scott-M oncrieff, dyrektora słu żb y irry- gacyi E gip tu , w ypowiedzianym w R oyal Insti- tucion.

i silających to jezioro, niektóre w ytryskają pod 5° szer. poł.:—wypływ jeziora zwrócony je st ku północy. P ow stała takim sposobem rze­

ka tworzy wodospady Ripon, których wyso­

kość Speke oznacza n a 3,60 m; w tem miejscu, rzeka zaledwie 120— 130 m szeroka zwraca się ku północo-zachodowi i zachowuje ten kierunek n a przestrzeni 430 km aż do wodo- : spadu M urchisona (36 m wysokości), poza którym dotyka północnego końca, odkrytego przez B ackera, jeziora N yanza A lb erta.

Opuściwszy to jezioro, na przestrzeni 1000 Jem przebiega okolicę bagnistą, przyjm uje od za­

chodu B ahr-er-G azal, a trochę niżej od s tro ­ ny praw ej, podążający od wschodu z gór A bi­

synii, Sobat. W tej części biegu, powstałe ze splątanych wodnych roślin pływające wyspy zapychają łożysko rzeki, jeżeli zaś zo­

staną zatrzym ane w swoim biegu tw orzą od brzegu do brzegu zapory, zwane Sadd. W o­

dy Sobatu nadzwyczaj czyste w yjaśniają wo­

dę N ilu, aż dotąd zieloną i niezdrową z po­

wodu przejścia przez owe bagna.

O 1000 km niżej rzeka przyjm uje N il nie­

bieski (Bahr-el-A zrek), wypływający z gór Abissyńskich, a o 300 km jeszcze niżej A tb arę, k tó rą właściwiej można uważać za olbrzymi górski potok niż za rzekę. B aker opowiada, że 22 czerwca 1861 r. obozował

(2)

WSZECHSWIAT. N r 24.

n ad suchem łożyskiem A tb ary , n azaju trz pę­

dziła tędy rzeka 900 m szeroka i 4,5— 6 m głęboka. Pomiędzy K artu m em i A ssuanem (1760 km ) rzeka zatacza dwa ogromne łuki i tworzy 6 k a ta ra k t utrudniających żeglugę.

Pierw sza z nich, licząc od północy, leży bez­

pośrednio powyżej A ssuanu, o 1200 km od morza Śródziemnego.

Od ujść A tb a ry do m orza Nil na prze­

strzeni 2 680 km nie przyjm uje żadnego do­

pływu, przeciwnie ilość wody jego zmniejsza się wskutek parow ania, wsiąkania i rozpro­

wadzania w celu irrygacyi. W m iarę swoje­

go biegu po tej bezdeszczowej krainie m asa wód coraz bardziej zm niejsza się; stwierdzo­

no, że w czasie wylewu najw iększą m asę wód toczy Nil poniżej ujścia A tb ary , podczas zwykłego zaś stanu wód pod K a rtu m em 0 3 000 km od m orza Śródziemnego.

C ałą długość rzeki, od wypływu z jezio ra N yanza W ik to ry a do ujścia, obliczają na 5 630 km . Możemy sobie wytworzyć do kład­

niejsze pojęcie o tych wym iarach przypomi­

nając, że K a ir leży na połowie drogi pom ię­

dzy N yanza W iktorya a Petersburgiem . Gdyby T am iza u ro sła do rozm iarów Nilu, ujście je j leżałoby w Zatoce P ersk iej.

D la dopełnienia tego krótkiego szkicu n a ­ leży wspomnieć o oazie F ayum i jeziorze B irket-el-K urun. O 64 km n a południe od K a iru wzgórza Libijskie, otaczające dolinę N ilu od zachodu, posiadają wyłom, którym wody rzeki napływ ały do zagłębienia zw a­

nego F ayum , m ającą powierzchnię wynoszącą około 1000 k m 2. W ody z tej przestrzeni spływ ają ku zachodowi i tw orzą jezioro B ir­

ket-el-K urun, położone około 40 m poniżej poziomu m orza. J u ż w najgłębszej sta ro ­ żytności F ay u m słynęło z urodzajnej ziemi 1 wybornego klim atu. Liczne pom niki s ta ro ­ żytnego E g ip tu świadczą o znaczeniu F ayum . Tu, według H ero dota, istniał labiryn t, k tó re ­ go ślady odkrył p. L inant. D o tą d nie je s t jed n ak napewno znane miejsce, w którem leżało, opisane przez H erodota, jezioro Moe- ris, m ające stanowić rezerw oar dla wód nilo­

wych podczas nizkiego stanu wody. Jezio ro B irk et nie mogło być tym zbiornikiem, gdyż, ja k widzieliśmy, poziom jego leży bardzo nizko, podniesienie tego poziomu spowodowa­

łoby zalew całej oazy. P rzypuszczają, że część F ayum , położona tuż poza wyłomem,

j a zatem najwyższa, była od strony oazy ogroblona i ona to stanow iła owe sztuczne ] jezioro, które, według obliczań p. L inan ta, zawierało około 3 miliardów m 3 wody i wy-

| starczało do nawodnienia 180 000 hektarów gruntu.

J a k ą powinna być rola wielkiej rzeki i ja k tę rolę N il spełnia? J a k o odpływ nadm iaru

| wód deszczowych N il spełnia swą czynność jaknajpożyteczniej. Z am iast bowiem o d pro­

w adzać te wody do m orza, rozlewa je po k ra i­

nie, k tó ra bez tego byłaby spiekłą pustynią.

J a k o droga wodna służy parowcom, p rzynaj­

mniej podczas wylewu, aż do k a ta ra k ty F ola, t. j. n a przestrzeni 4 8 0 0 km . Podczas zwyk­

łego stan u wody k a ta ra k ty tam u ją żeglugę i wątpliwem je st, czy wykucie w skałach k a ­ nału d la ominięcia k a ta ra k t zapewniłoby na­

leżyte korzyści. Z wyjątkiem kilku kół usta-

| wionych w F ay um , wątpliwą je s t rzeczą, czy N il o bracał kiedykolwiek choć jedno koło hydrauliczne. Ponieważ jed n ak siła spadku istnieje, może nadejdzie kiedy czas, w którym okolice k a ta ra k t będą stanow iły gęsto za­

ludnione cen tra i teraźniejsze przeszkody stan ą się źródłem pomyślności.

A le rzek ą nieporów naną je s t N il ja k o do­

broczyńca E g ip tu , przez którego działalność pustynia zam ienia się w upraw ną krainę, tak żyzną, źe może wyżywić ludność wynoszącą 250 mieszkańców n a kilom etr kwadratowy (14 000 n a milę kw adr.). H erodot m ógł zu­

pełnie słusznie powiedzieć, że E g ip t je s t d a ­ rem N ilu. Głównie się do tego przyczynia nadzw yczajna prawidłowość jeg o wylewów połączona z obfitością m ateryj użyźniających^

unoszonych przez w ezbrane wody.

S tarożytna legenda przypisuje w ezbrania łzom, k tó re Izyd a wylewa nad grobem Ozy­

rysa. K ażdy Egipcyanin zna Lailet-en-N uk- tah , noc, podczas której rzeka otrzym uje te n nadzwyczajny zasiłek, jestto noc 17 czerwca.

H e ro d o t nie zna je d n a k tej legendy; w owe czasy G recy podawali trojakie tłum aczenie tego zjawiska, ale nie przywiązywali wiary do żadnego z nich, a jako najśmieszniejsze z po­

między nich uważane było topnienie śnie­

gów'. W krainie ta k gorącej nie przypusz­

czali oni istnienia śniegu i wiele stuleci upły­

nęło zanim poznano położone pod równi­

kiem śnieżne szczyty K enia, K ilim andżaro i Ruwezzori.

(3)

N r 24. WSZECHSWIAT. 371 P o ra deszczów w krainie górnego (białego)

N ilu rozpoczyna się w kwietniu. W ody spadłe spychają naprzód zielonawą wodę okolicy bagnistej, te wody pojaw iają się pod K airem około 15 czerwca, a mniej więcej we dwa tygodnie później rozpoczyna się wylew Właściwy. P o ra deszczów w Abissynii roz­

poczyna się dopiero około 15 m aja i wtedy B ahr-el-A zrek (Nil niebieski) zaczyna do­

prowadzać swoje wody zawierające m uł użyź­

niający. W ody N ilu p rzybierają barw ę i nie­

mal gęstość czekolady. R zeka wzbiera nad­

zwyczaj szybko i nieraz jednodniowy przybór wynosi 0,90 m, ponieważ A tb a ra napoiwszy piaski swojego łożyska, wypełnia je po brze­

gi. W ylew w Assuanie dosięga maximum około 1 września; pod K airem opóźnia się o dni 4, jeżeli woda nie zostanie zużytkowana w celu irrygacyi, przyczem dolina N ilu zmie­

nia się w olbrzymie jezioro, w takim razie najwyższy stan wód wypada na początek października.

Deszcze w A bisynii u sta ją około połowy września, a N il niebieski i A tb a ra szybko opadają, wielkie jed n ak jezioro i kraina bag- nisk nad białym N ilem są wypełnione po brzegi i od dają powoli nagrom adzone wody zasilając rzekę aż do następnego czerwca.

Corocznie, z zadziwiającą ścisłością, po­

w tarza się to zjawisko. Zboczenia pomiędzy najwcześniejszym i najpóźniejszym wylewem wynoszą zaledwie 3 tygodnie. Przeciętny stan wysokich wód pod Assuanem wynosi 7,75 m ponad 0. Jeżeli wylew dochodzi 8,80 m cały E g ip t je s t w niebezpieczeństwie, jeżeli przeciwnie wylew nie dochodzi 6 m do­

lina nie zostaje nawodnioną. T ak i wypadek w nowszych czasach zdarzył się tylko raz jeden w 1877 r .—klęska była straszliw ą.

P od K airem przeciętna m asa wody wynosi n a sekundę 8000 m3, podczas najwyższego stan u dosięga 11300 m 3, podczas nizkie- go spada do 400 a naw et od kilku la t do 280 m 3 ‘). W ciągu trzech miesięcy ilość wody wzmaga się w stosunku 1 : 40.

A ż do bieżącego stulecia tylko wyłącznie wysokie wody wylewu były używane w celu

') Przeciętna ilość w ody W isły w ynosi 1 3 Ś 0 m 3, podczas nizkiego stanu 5 5 0 , podczas w ylew u 8 2 5 0 m 3 na sekundę.

1 nawodnienia. Zapewne po wszystkie czasy istniały machiny i przyrządy służące do czer­

pania i podnoszenia wody, ale działanie ich ograniczało się tylko do niewielkich obszarów ogrodów warzywnych i t. p. N ie sądźmy jednak, że wezbrane wody rozlewają się swo­

bodnie po całej dolinie E giptu—rzeka jest ogroblona z obu stron wysokim wałem, się­

gającym powyżej wód wysokich. W górnym Egipcie, gdzie dolina rzadko m a więcej niż 18 km szerokości, tam y prostopadłe do kie­

runku rzeki dzielą j ą n a podłużne prostoką­

ty, których spadek g ru n tu zwrócony je s t ku rzece; są one z trzech stro n otoczone grobla­

mi, z czwartej wzgórzami tworzącemi dolinę Nilu. W Egipcie dolnym, gdzie rzeka dzieli się na ram iona, system at ten je s t trochę od­

mienny, ale zasada pozostaje taż sama. P o ­ wierzchnia tych basenów irrygacyjnych wy- : nosi 1 200— 1 600 hektarów, niekiedy dosięga 24000. Zapom ocą kanałów przecinających główną tam ę napełniają się baseny wodą do wysokości 0,90 m— 1 m. Pozostaje tu ona miesiąc lub więcej i przez ten czas osadza m uł użyźniający. Po skończonym wylewie pozostałe wody spływ ają do rzeki, albo bez­

pośrednio wskutek pochyłości gruntu, albo stopniowo przez szereg zbiorników przy po­

mocy urządzonych w tym celu stawideł.

W listopadzie, kiedy wszystkie wody spły­

nęły i m uł zgęstniał n a tyle, że może utrzy­

mać człowieka i parę wołów, przystępują do orki drewnianym pługiem, często poprostu zakrzywioną gałęzią drzewa i sieją pszenicę lub jęczm ień. Ziem ia je s t do takiego stopnia nasycona wilgocią, źe zboże dojrzewa w kwiet­

niu lub m aju, niepotrzebując ani kropli desz­

czu, ani ponownej irrygacyi. Zbiory są nad­

zwyczajne. Jed e n z wielkich piwowarów angielskich utrzym uje, że przy słodowaniu jęczm ienia angielskiego 3% ziarna nie kieł­

kuje, jeżeli jęczm ień je s t kilkoletni procent ten dochodzi do 20; nic podobnego nie zdarza się z jęczmieniem egipskim, naw et w kilko- łetnim każde ziarno kiełkuje. P o żniwach nagie pola pozostają wystawione na palące promienie słońca zwrotnikowego aż do na­

stępnego wylewu.

Turyści, którzy napływ ają do E g ip tu , aże­

by uniknąć naszych szkaradnych pór roku i zimy, nie m ają żadnego pojęcia o wspania­

łości wylewów Nilu. Starożytny nilometr,

(4)

372 WSZECHSWIAT. N r 24.

na południowym końcu wyspy R odos położo­

nej bezpośrednio w górę K airu , je s t je d n ą z osobliwości m iasta. W oda rzeki zapom ocą przewodu dostaje się do w nętrza studni, w środku której umieszczony je s t słup k a­

mienny, opatrzony podziałką. Z każdej strony studni istnieją zagłębienia 1,80 m sze­

rokie i 90 cm głębokie, zakończone ostrołu- kiem opatrzonym w wersety koranu; takież napisy istnieją i naokoło studni. Schody we w nętrzu studni pozw alają zstępować dla od­

czytania stanu wody, ale schody te dostępne są tylko dla nielicznych uprzywilejowanych, a szeik, piastujący urząd nadzorcy nilom etru, je st nielada osobistością. Budowa nilom etru sięga podobno 861 r., a w archiw ach K a i­

r u istnieją podobno codzienne obserwacye od 1000 lat. Inżynierowie angielscy, pro­

wadzący prace n ad Nilem, urządzili na podstaw ach bardziej naukowych nilom etry w W udi-H alfa, A ssuanie, K a irze i t. d.

Skoro rozpoczęło się w ezbranie, sta n wody je st codziennie obwoływany n a ulicach K a iru , dopóki wysokość wody na wodoskazie nie dosięgnie 16 łokci. W tej chwili Khalig-el- M asri, dawny k a n a ł przecinający środek K a i­

ru, zostaje otw arty— aż do tej chwili nie za­

wiera on wody. N apełniony wodą czy próżny, kan ał z punktu zdrowotności budzi najw ięk­

sze obrzydzenie, ale przesądy i fanatyzm przyw iązują - do niegó wielką wagę. K a n a ł około 10 to szeroki oddziela się od prawego brzegu rzeki powyżej m iasta, p raw ą stronę jego stanowi m ur, lewą pochyłość ziemna.

Dno jego położone je s t w ten sposób, iż k a­

n a ł może się napełniać wodą z chwilą, kiedy ta dosięgnie 4 ‘/ 2 łokcia, ale poprzeczny n a­

syp ziemny pozwala wodzie zalewać k a n a ł dopiero wtedy, kiedy poziom rzeki wzniesie się jeszcze o 1,2 to wyżej.

W puszczenie wody do kan ału je s t jed n ą z największych uroczystości w Egipcie. W y ­ pada ona pomiędzy 5— 15 sierpnia. N am ioty uiluminowane niezliczonemi lam pam i rozbite są wzdłuż m uru praw ej strony; n a stronie przeciwnej przygotow ane są wspaniałe fa je r­

werki. W szyscy urzędnicy przyw dziew ają paradne uniformy lub szaty kapłańskie, sam kedyw lub jego przedstaw iciel je s t obecny.

Uroczystość rozpoczyna się w wigilią, wieczo­

rem; początek jej obwieszczają w ystrzały i tłum podąża nad k anał. Ulicam i ciągną

i powozy mieszczące zakwefione kobiety, figury przystrojone we flagi i uiluminowane stoją na N ilu u wejścia do kanału, przypom inając czasy, kiedy n a tę uroczystość Rzeczpospolita wenecka, przysyłała swego przedstawiciela.

L u d grom adzi się n a brzegu lewym, dostojni­

cy n a prawym . Uroczystość je s t w pełnym biegu, fajerw erki ośw ietlają niebo, o d b ija ją się w ciemnych wodach i rzu cają fantastycz­

ne św iatło na robotników przekopujących ] w tam ie otwór, przez który za chwilę wody w padną do kanału. P o spaleniu fajerw er-

j ków dygnitarze i tłu m powoli opuszczają plac, ażeby zebrać się znowu n azaju trz rano.

O godzinie 7 '/2 wszyscy są na swoich miej-

; scach, z ostatniem uderzeniem motyki b ru ­ natn e wody w padają do kanału. Szeik-ul- Islam zanosi dziękczynne modły do wszech-

j mocnego i m iłosiernego A llah a i prosi o jego błogosławieństwo. Tymczasem wody rzeki w ypełniają k an a ł unosząc mnóstwo pływa-

j ków, którym rzu cają piastry.

(Dok. nast.).

W. Wr.

O P O T R Z E B IE

wiadomości mmmmm

DLA R O L N IK Ó W .

O D C Z Y T P U B L I C Z N Y .

(D o k o ń c z e n ie ).

P rzekonano się jed n ak w ostatnich cza­

sach, że azot nietylko z grun tu może być czerpany przez rośliny. K w estya pobierania przez rośliny azotu z pow ietrza by ła dysku­

tow aną od czasów de S aussurea, a re z u lta ­ tem bad ań ówczesnych było przeświadcze­

nie, źe t a wielka ilość azotu atmosferycznego, stanow iąca 4/s części powietrza, je s t dla

| roślin zupełnie bezpoźyteczną, gdyż azot m o­

że być przez nie czerpany tylko z g ru ntu.

! Obecnie, dzięki doświadczeniom W ilfo rtha,

(5)

N r 24. WSZECHŚW IAT. 373 H ellriegla, B erthelota, a u nas prof. P raż - i

mowskiego, kwestya ta przedstaw iła się w całkowicie odmiennem świetle. Zbadanie ilościowego składu roślin strąkow ych do­

wiodło, że rośliny te zaw ierają więcej azotu niż ziemia, na której je hodowano i nasiona, z których powstały. N a korzeniach tych roślin znaleziono narośle w kształcie broda­

wek rozm aitej wielkości. Też same rośliny hodowane w ziemi sterylizowanej lecz nie i pozbawionej azotanów, nie m iały owych b ro ­ dawek i zawierały znacznie mniej azotu.

W 1885 r. B runchorst odkrył, że brodaw ­ ki te są zbiorem niezliczonej ilości bakteryj.

B akterye zatem stanowią isto tn ą przyczy- j nę tworzenia się brodawek korzeniowych.

Drobnoustroje te ulegają w kom órkach ro ­ ślinnych rozlicznym przem ianom , aż wreszcie przekształcają się, ja k tw ierdzi prof. P raź- mowski, w osobliwe ciałka białkow ate. B ak ­ terye wiążą wolny azot z powietrza, a same sta ją się łupem roślin motylkowych. W prze­

konaniu prof. P ra ż mowskiego i francuskiego uczonego, Duclaux, mam y tu szczególny przykład symbiozy, gdyż rośliny strąkowe rozpuszczają ciała bakteryj pasorzytniczych i żywią się niemi. In n i uczeni zgadzają się z tem zapatrywaniem , tw ierdząc, że bakterye służą tu wprawdzie do wzbogacenia rośliny w azot, a przez to i w ciała białkow e, wy­

tw arzające się w brodawkach korzeniowych, lecz sam e nie służą bynajmniej za pokarm roślinie.

B real wpadł na szczególny pomysł prze­

konania się, czy rzeczywiście m ikroorganiz­

my pośredniczą w przysw ajaniu azotu z po­

wietrza. Zastosow ał tu m etodę szczepień:

igłą, k tó rą przekłuł brodaw kę korzeniową lucerny, przekłuw ał korzenie lucerny, na których nie było brodawek. P ró b a w ypadła pomyślnie, gdyż wszystkie rośliny, w taki sposób szczepione, rozwijały na swych ko­

rzeniach liczne brodawki i ro zrastały się niezmiernie obficie, choć w glebie nie było azotanów, gdy inne, wyrosłe na ziemi steryli­

zowanej, bez azotanów, ginęły w krótkim czasie gdy im nie zaszczepiono bakteryj, za- pomocą których czerpaćby m ogły azot z po­

wietrza.

W roku zeszłym, szczepienia dokonane przez F u rw irth a z W ashingtonu n a innych roślinach strąkowych, potwierdziły najzupeł­

niej doświadczenia B reala. B erth elo t poło­

żył jedn ak największe zasługi w kwestyi przysw ajania azotu wolnego z powietrza. J u ż w 1885 r. przekonał się, źe niektóre grunty gliniaste absorbują wolny azot z pow ietrza i wiążą go chemicznie za pośrednictwem bakteryj. B erthelot i W inogradsky odo­

sobnili te bakterye i zbadali ich własności.

Przekonali się, że drobnoustroje te są anaero- barni, to je s t że rozwijać się i rozm nażać mogą bez dostępu pow ietrza—dlatego żyć mogą w glebie, k tóra choć je st przewietrzana ale zawiera sporą ilość ciał i bakteryj, tlen wciąż pochłaniających. Poglądy P a ste u ra przeniknęły zatem i do agronomii—powiada Duclaux. Między rośliną, k tóra um iera, a tą, któ ra m a powstać, istnieje cały szereg po­

średnich hodowli bakteryj, których zadaniem je s t przem ieniać roślinę um arłą na m atery ał pożyteczny dla powstającej. Tym sposobem bakterye są pośrednikami w tej ciągłej p rz e­

mianie m ateryi i ciągłem je j krążeniu.

Bośliny rozkładając się, wydzielają wę­

giel w postaci dwutlenku węgla, azot w for­

mie am oniaku, wodór jako wodę—a dzięki głównie dwutlenkowi węgla, amoniakowi i wodzie, m łoda roślina przy współudziale ciepła i promieni słonecznych, wytwarza ma- tery ą organiczną. Dwie siły, dwie potęgi w spółdziałają w tych pierwszorzędnych pro­

cesach życiowych: siła chemiczna i bakterye.

Przysw ajanie najważniejszego dla roślin pierwiastku, azotu, dzieje się za pośrednict­

wem tych drobnych istotek, tak m ało napo- zór przedstaw iających znaczenia.

G leba nie je st zwyczajną podstawą, pod- ścieliskiem martwem , bezruchowem, nie je s t ona prostem zbiorowiskiem związków mine­

ralnych — gleba je s t m ateryą przepełnioną istotam i żywemi, pełnem i ruchu, których czynnością je st niejako czuwanie nad życiem istot powstających z je j łona.

Ten k ró tk i zarys najważniejszych iunkcyj cheiniczno-fizyologicznych roślin je st podsta­

wą rozumienia całej doniosłości stosowania nawozów w uprawie gleby.

Ziem ia uboga w fosforany nie zawiera do­

statecznego pokarm u dla roślin—sole potaso­

we są dla nich również potrzebne, lecz n a j­

niezbędniejszym pokarmem są związki azotu.

Szczególnie rośliny zbożowe, niem ając włas­

ności przyswajania azotu z powietrza, muszą

(6)

374 W SZECH SW IAT, N r 24, mieć w gruncie obfity pokarm azotny, mogący j

przy jąć postać azotanów. Rośliny strąkow e nietylko że obejść się mogą bez podobne- | go pokarm u, lecz wzbogacają naw et g ru n t w związki azotu, gdyż, ja k wiemy, k o rzy stają one z azotu zawartego w atmosferze.

A zotan sodu lub potasu, użyty jak o nawóz dla roślin zbożowych, je s t zupełnie odpo­

wiedni, gdyż stanowi dla nich bezpośrednie pożywienie, przedstaw ia jed n ak tę niedo­

godność, że rozpuszczając się niezmiernie łatw o w wodzie, zostaje spłókany przez deszcze lub przeniesiony w głąb g runtu. D la ­ tego też trzeba, żeby ziemia sam a wytwarzać m ogła azotany—innemi słowy, powinna z a ­ wierać w sobie bakterye nitryfikacyjne. W ów­

czas dopiero spodziewać się można obfitych plonów.

J a k o część składow ą nawozu azotowego należy wymienić węglan wapnia, niezbędny przy zjawisku utleniania, jako pożywienie dla bakteryj i jak o środek służący do zobojętnie­

nia kwasu azotnego. T u wspomnieć należy o znaczeniu siarczanu wapnia. Jeszcze F ran k lin , p ó łto ra wieku tem u, zauważył, że użycie siarczanu w apnia czyli gipsu, jak o do­

d atku do nawozu azotnego, działa niezm ier­

nie korzystnie na lucernę. Później stosowa­

no go do uprawy koniczyny, następnie do wszystkich strąkow ych, do buraków, a w ostatnich czasach także przy hodowli krzewu winnego. G ips działa jak o środek utleniający azot organiczny, sam zaś prze­

chodzi w stan siarku wapnia, utleniającego się łatw o wobec dostępu pow ietrza znowu na siarczan.

Od najdawniejszych czasów używano ju ż do użyźniania gruntu zwyczajnego nawozu, składającego się przeważnie z wydzielin zwierzęcych. Nawóz ten posiada wszystkie części składowe, niezbędne dla rośliny jak o pokarm . Części płynne zaw ierają przew ażną ilość azotu, węglanów i soli potasowych—sta ­ łe bogate są w fosforany.

A zot, w skutek specyalnej ferm entacyi, przechodzi bardzo łatw o w stan węglanu amonu. T en je s t łatw o lotny i wyliczono, że nieraz 50 — 6 0 % azotu ginie, ucho­

dząc w powietrze, z powodu lotności tych związków. D latego też obmyślano rozm aite środki zapobiegające tej stracie, zatrzym ują­

ce sole amonowe w gruncie. W tym właśnie

celu dodaw ano często do nawozów gipsu i in­

nych ciał mineralnych. W ostatnich jed n ak czasach, uczony francuski, D eherain, wy­

stąp ił przeciw użyciu gipsu, dowodząc, że proces nitryfikacyi odbywać się może jedynie wobec n adm iaru am oniaku. Gips choć dzia­

ła dodatnio wiążąc amoniak, powstrzym uje jed n ak ten ważny proces i dlatego użycie jeg o m usi być bardzo ograniczone, gdyż nie­

wielki nawet nad m iar tego ciała najgorszy wpływ wywrzeć może na rozwój roślin.

Zwyczajny nawóz zwierzęcy działa nie­

zm iernie dodatnio n a rośliny, pod jego wpły­

wem rozwój ich postępuje szybko i jaknajpo- myślniej. C ała roślina wzmacnia się i na­

biera sił. Zauważono, powiada D eherain, że korzenie roślin n a gruntach obficie nawo­

żonych są niezm iernie silne i daleko dłuższe, niż korzenie roślin upraw ianych bez nawo­

zu. T e ostatnie, z powodu krótkich korzeni, m ogą czerpać wodę z powierzchownych tylko części gleby, zaw ierających często bardzo niewielką jej ilość, szczególnie w k ra ja c h su­

chych; pierwsze długiem i korzeniam i sięgnąć m ogą do części znacznie głębszych i lepiej zaopatrzonych w wodę. U pały zatem letnie, susza, nie ta k dotkliwie czuć się im dają;

je stto przystosowanie pierwszorzędnej wagi w rozwoju i życiu roślin. W reszcie i sole potasowe i azotany, spłókane z powierzchni w g łąb gruntu, mogą być jedynie spożytko­

wane przez rośliny posiadające długie i silne korzenie.

Je d n e m słowem, nawóz pod wszystkiemi względami d ziała jaknajkorzystniej dla ro­

ślin, gdyż niedość, źe stanowi sam najdosko­

nalszy dla nich pokarm , ale pozw ala im jeszcze korzystać z pokarm u głęboko w zie-

| mi będącego, niedostępnego d la roślin sła­

bych i pozwala przystosować się im do zmian hygrom etrycznych i cierpliwie znosić przez długi czas susze i upały letnie.

Czy jed n ak nie m oźnaby spożytkować r o ­ ślin strąkow ych, tych szczególnych roślin wiążących azot powietrza, wzbogacających , g ru nty pozbawione tego pierw iastku, stano­

wiących niejako żyjące fabryki związków azotowych, — czy nie dałoby się spożytkować roślin tych w celu nawożenia roli? D eherain powiada, że byłby to świetny sposób nawoże­

nia, tem bardziej, że rośliny strąkow e obda­

rzone długiem i korzeniam i zabierają azotany

(7)

N r 24. W SZECHŚW IAT. 375 z głębi gruntu, azotany, uważane za stracone

dla rolnictwa. Możnaby zatem śmiało ho­

dować strąkowe na gruntach bogatych w azot w celu wzbogacenia gruntu, a same rośliny użyć jak o „nawóz zielony,” zagrzebu- ją c je w ziemi. Możemy zatem — powiada Duclaux — siać nawóz ja k się sieje zboże, możemy przyglądać się, ja k ten nawóz kieł­

kuje, w zrasta, dojrzewa, możemy wreszcie go zebrać.

Rolnik ciągle myśli o azocie, gdyż nawóz azotowy najdrożej go kosztuje, a je s t niezbęd­

ny. P rze jd ą jednak te troski, skoro małym kosztem azot pow ietrza i azot uznany za stracony w głębi gruntu będziemy mogli spo­

żytkować, zam ieniając go na roślinę.

W G rignon, we F rancyi, pozostawiono w celu doświadczenia kilka obszarów przez dziesięć la t bez nawozu. S kład chemiczny g runtu wykazał, że w przeciągu tego czasu ubyła niezm ierna ilość hum usu czyli próch­

nicy, a że zbiory były bardzo liche, więc De- herain wywnioskował, źe próchnica je s t nie­

zbędną do życia roślin i stanowi dla nich pokarm pierwszorzędnej wagi. Próchnicą nazywamy m atery ą organiczną zaw artą w glebie; składa się ona przeważnie z odpad­

ków roślinnych, ja k z butwiejących liści, gni­

jących korzeni; skład chemiczny jej je s t b a r­

dzo zawiły, przeważnie jed n ak je s t utworzo­

n a z dwu pierwiastków, węgla i azotu. Z n a ­ czenie próchnicy dla roślin je s t podwójne, fizyczne i chemiczne. Fizyczne, gdyż ta k ja k glina zatrzym uje potrzebne sole dla rośliny, niepozw alając im wsiąkać wraz z wodą w głąb gruntu. Chemiczne, albowiem ulegając wyływowi powietrza zawartego w ziemi lub innych czynników, podlega utlenianiu, które­

go rezultatem je s t tworzenie się kwasu azot- nego i azotanów. Próchnica ulega także działaniu drobnoustrojów nitryfikacyjnych i dlatego znaczenie jej je s t ta k doniosłe w ży­

ciu roślin. U tlenianie się próchnicy je st tem prędsze i tem głębiej sięga, im krążenie po­

wietrza w ziemi je s t lepsze, a w gruntach pozbawionych powietrza nitryfikacya ustaje.

W tym wypadku wielka ilość próchnicy stać się może szkodliwą dla roślin; naprzy kład na dużych łąkach, które przez długi czas nie podlegają orce ani bronowaniu, plony zmniej­

szają się rok rocznie, choć ilość ciał azot- nych wciąż się w ziemi zwiększa. Związki te

jed n ak nieutlenione nie służą roślinom, tem- bardziej, że są nierozpuszczalne w wodzie.

Próbowano wielokrotnie stosować elek­

tryczność do uprawy, gdyż przekonano się, że wywiera na rośliny wpływ dodatni. E lek ­ tryczność atm osferyczna je st dla nich nawet niezbędną, o czem przekonano się zapomocą bardzo prostego doświadczenia. Jeśli hodo­

wać będziemy jakąkolw iek roślinę w m eta­

licznej klatce, to wkrótce roślina um iera, gdyż je st izolowaną, odosobnioną, pozbawio­

n ą wszelkiej elektryczności. Doświadczenia podobne wykonywał wielokrotnie G randeau.

Przekonano się również, źe nasiona naelek- tryzowane znacznie prędzej kiełkowały a ro ­ śliny były bujniejsze. Elektryczność stoso­

waną była do rolnictwa przez bardzo wielu uczonych. Elektryzowali oni ziemię zapomo­

cą odpowiednio ustawionych w niej stosów lub przez maszyny. Spechnew spożytkował na ten cel elektryczność atm osferyczną ustaw ia­

ją c na polu metalowe słupy, z wierzchołka których spuszczał metalowe łańcuchy na po­

la uprawne.

E lek tro k u ltu ra daw ała w większości wy­

padków jaknajlepsze rezultaty, plony zboża były obfitsze, a jarzyny odznaczały się nie­

zm ierną wielkością i soczystością. B erthelot tłum aczy to zjawisko wpływem, ja k i w jego mniemaniu elektryczność wywiera n a nitryfi- kacyą g run tu i n a żywotność bakteryj azot utleniających. W przekonaniu Spechnewa, elektryczność przyczynia się również do przy­

sw ajania azotu wolnego z powietrza.

Nie każdy nawóz bywa jed n ak odpowied­

nim do wszelkich gruntów i roślin, gdyż skład chemiczny gleby nie je s t wszędzie jednaki i każdy gatunek rośliny żywi się nieco od­

miennie. Okazuje się zatem potrzeba roz- , bioru chemicznego gleby, dającego niejako m iarę jej urodzajności; na tej zasadzie do­

piero nawożenie może być racyonalnie stoso­

wane. B adanie rozbiorowe składu chemicz­

nego ziemi staje się jed n ą z pierwszych po­

trzeb gospodarczych, gdyż wyrokuje o g atun­

ku danego gruntu, o nawozach niezbędnych do jego użyźniania, o roślinie, k tó rą mamy wybrać do zasiewu— mówi nam wreszcie o plonach, których możemy się spodziewać.

Chemia, ja k widzimy, coraz to szersze miejsce zajm uje w nauce rolniczej i w ciągu krótkiego stosunkowo czasu zdołała j ą pchnąć

(8)

3 7 6 W SZECH SW IAT. N r 24.

n a nowe tory. Odkrycia, zdobyte w p r a ­ cowniach naukowych, wywierają, bezustanny i ciągły wpływ na um iejętność czysto p ra k ­ tycznej natury, ja k ą je s t agronom ia, zmienia­

ją c poglądy ustalone latam i, przez długi czas uznawane za nieomylne, n a miejsce teoryj em­

pirycznych w prow adzając rozum ow ania,w yni­

kające z doświadczeń ścisłych i niemniej ścisłych obserwacyj. Rozwój zatem umie­

jętności praktycznych je st zupełnie zależnym od postępu nauk— i od nauki też oczekiwać należy dalszej ich ewolucyi.

N a u k a je st wielkim dobroczyńcą ludzkości, od niej bowiem zależy w większej p rzynaj­

mniej części dobrobyt a z nim i szczęście lu ­ dzi. Chemia zaś je st właśnie je d n ą z tych nauk, które wywołują największe przew roty w przemyśle. P ro ste napozór doświadczenia, dokonane w retorcie lub tygielku, prom ieniu­

ją nieraz szeroko, wywołując przew roty finan­

sowe, zm ieniając lub niwecząc całe gałęzie fabryczne.

Dużo już, bardzo dużo zdziałała chemia i dla rolnictwa, a teraz, gdy coraz to bardziej uczeni zajm ują się kwestyami rolnem i, spo­

dziewać się możemy głębokich zm ian w tej ważnej gałęzi działalności ludzkiej. L a ta dopiero wykażą jednak, do jakich granic ulepszenia n au k a doprowadzić może umie­

jętności i czem będzie chemia rolna przy­

szłości.

D -r Zofia Joteyko.

O W P Ł Y W I E

WRAŻEŃ WZROKOWYCH

n a ż y e ie fiz y e z n e i d u c h o w e . ')

Jakkolw iek tylko urywkowo znamy drogi, łączące nerwy zmysłowe z ośrodkam i i n e r­

wami ruchowenii, np. drogi pomiędzy po-

') U eber die Ruckwirkung der G esichtsem p- findungen au f das physische und das p sychische L eben. E in e ophtalm ologisch - p sych ologisch e Betrachtung nebst Erfahrungen an Schw achsich-

| wierzchnią ciała a narządem ruchowym, po-

| między nerwem wzrokowym a źrenicą, jed nak wiele faktów przem aw ia za ścisłym związ­

kiem sfery zmysłowej z ruchową, zdolność zaś bodźców zmysłowych do wywoływania od­

ruchów należy do rzeczy znanych powszech­

nie. Ściślejszy atoli, niż z ośrodkami rucho­

wymi, je s t związek wzajemny zmysłów. Otóż wzrok, głównie nas w niniejszym artykule i obchodzący, wiąże się najsłabiej ze smakiem i powonieniem. Obadwa te zmysły, wpraw­

dzie u wielu zwierząt niezmiernie rozwinięte i dla ich inteligencyi wielce doniosłe, w życiu j psychicznem człowieka zajm ują miejsce d ru ­

gorzędne: całkowity ich zanik nie pociąga za sobą żadnych zaburzeń intelektualnych,

| w przypadkach zaś nadm iernego rozwoju nie dorównyw ają pod względem doniosłości du­

chowej innym zmysłom. Co większa, nie­

zwykłe wydelikacenie sm aku 6ywa częsta tylko następstw em pośrednictw a wyższych zmysłów, zwłaszcza oka. N aprzyk ład na- przem ian podaw ane płyny o sm aku całkiem } odm iennym rozróżniam y z trudnością bez pomocy wzroku, a n ajtrudniej, gdy przez za­

tkanie nosa wykluczono powonienie. Daleko większy udział w życiu duchowem m ają bodź­

ce czuciowe, pochodzące z powierzchni ciała;

przyczyniają się one w wysokim stopniu do

| regulow ania inerwacyi mięśni oraz do wy-

| tw orzenia ciągłej świadomości o stanie natę-

| żenią m uskulatury, położeniu] i postawie koń­

czyn oraz równowadze ciała podczas stania i chodzenia. D o nabycia atoli wszystkich tych wyobrażeń i ich stosunków niezbędną była pomoc innych zmysłów, nadewszystko

| oka. B ad ania R aehlm anna, dokonywane na dzieciach oraz ślepych od urodzenia, dowodzą,

j że koordynacya ruchów świadomych, służą- I cych do chwytania i m acania, odbywa się przeważnie pod kontrolą w rażeń wzrokowych, ta k samo ja k mowa rozwija się pod kontrolą j słuchu, gdyż dziecko, które nie słyszy mowy, nigdy nie nauczy się mówić, a wytwarzanie pierw szych dźwięków wypływa zawsze z po­

rów nania psychicznego tonów wydawanych z tkwiącemi w ośrodku obrazam i wcześniej

tigen und B linden. Yon E . R aelilm ann in D or­

pat. (Z eitschrift fur P sy ch o lo g ie u. P h ysiologie d. Sinnesorgane, 1 8 9 5 , tom VIII, zeszy t 6, str. 4 0 1 ).

(9)

N r 24. WSZECHSW IAT. 3 7 7

słyszanych dźwięków. Dzieci ślepe od uro- | dzenia lub wcześnie oślepłe zaledwie z wielką trudnością m ogą stać prosto i chodzić, że po­

miniemy trudność oryentowania się. Skurcz m uskulatury kończyn służy przeważnie do zmiany miejsca; właściwość koordynacyi tych ! skurczów i należytość inerwacyi zależą od tego, czy odpowiadają one swemu zadaniu, t. j. pewnej prawidłowości, rządzącej przesu- I waniem ciała w przestrzeni. Owóź praw i­

dłowość rzeczona — ja k to wypływa z obser- j wacyj na dzieciach oraz niewidomych, którzy odzyskali wzrok drogą operacyi — wytwarza się podczas pewnych prób m acania i chodzę- j nia jedynie z pomocą oczu, które, przystoso­

wując rozm iar ruchu do żądanego rozm iaru przestrzennego, uczą odnajdowania właściwej m iary inerwacyi. W pływ bezpośredni wzro­

ku na wykonywane ruchy zaczyna stopniowo się zmniejszać i coraz bardziej maleje, gdyż owa prawidłowość drogą doświadczenia zu­

pełnie została ustaloną; wówczas dopiero za­

czyna się przewaga t. z. czucia mięśniowego i inerwacyjnego, t. j. nabytych przy współ­

udziale wzroku wyobrażeń ruchowych, które wraz z bodźcami skórnemi, m ającem i swe źródło w ruchach ciała, zmianach położenia, skurczach mięśni i t. d., d ają ośrodkom od­

powiednim możność nietylko wyboru nie­

zbędnej do wykonania pewnego ruchu dowol­

nego inerwacyi, lecz również uregulow ania : się w jej następstw ach, określenia pozycyi i kończyn i t. d.

T ak ustalony u dorosłego człowieka zwią­

zek inerwacyi z rucham i może uledz dwoja­

kiego rodzaju zaburzeniom . Możliwem jest, popierwsze, wskutek cierpień umiejscowio­

nych w określonych okolicach mózgu, zniesie­

nie wielu lub naw et wszystkich wyobrażeń ruchowych: następuje u tra ta ruchów dowol­

nych dotkniętych kończyn obok zresztą do­

skonale zachowanej ich zdolności ruchowej wogóle. Chory staje się podobny do dziecka, nieposiadającego jeszcze odpowiednich wyo­

brażeń; musi on nanowo uczyć się wszystkich ruchów, a mianowicie przy pomocy oczu, z tą samą, co dziecko zaczynające chodzić tru d n o ­ ścią i niezręcznością. Zakłócenie zwykłego stosunku inerwacyi do ruchu może zależeć, j

powtóre, od ustan ia wszelkich w rażeń czucio- i wych na powierzchni danych kończyn. B ra k j wtedy stopniomierza, inform ującego nas

o rozm iarze wykonywanego ruchu, jego natę­

żeniu, nawet o samem jego wykonaniu, co wszystko wyklucza również należytą inerwa- cyą. W takim stanie znajdują się chorzy, dotknięci bezczułością czyli t. z. anestezyą.

Z astępując miejsce stopniomierza i wytyka­

ją c nietkniętym wyobrażeniom ruchowym stosowny do potrzeby zakres, oko wyświadcza tym chorym tę samę przysługę co i dziecku.

Chód i ruchy celowe zachowały się w zupeł­

ności, ale tylko pod kontrolą oczu.

Doniosłe znaczenie wzroku w sprawie ko­

jarzen ia czyli koordynacyi ruchów kończyn uw ydatnia się zatem osobliwie w przypad­

kach wadliwej lub całkiem zniesionej kontroli ze strony czucia skórnego. Skoro chodzenie bez pomocy oczu po gruncie chwiejnym lub elastycznym, a więc w warunkach, kiedy no­

ga traci swe czucie dotykowe, a przy s tą p a ­ niu występuje niepewność, je s t naw et dla człowieka zdrowego z normalnem czuciem połączone z nadzwyczajnemi trudnościam i, to tem bardziej w wypadkach, w których czu­

cie skórne je st skutkiem spraw chorobowych zmniejszone lub zgoła zniesione; wówczas bo­

wiem wcale nie może być mowy o ruchu celo­

wym, niezbędnym do chodzenia, stania i t. d., jeżeli go tylko oczy nie kontrolują i nie w ska­

zują m iary w inerwacyi. Z zamkniętemi oczyma taki człowiek nie jest w stanie wyko­

nać najmniejszego ruchu celowego.

Z e słuchem wzrok je s t daleko luźniej zwią­

zany, aniżeli z czuciem. W praw dzie już około 13-ego tygodnia życia daje się zauwa­

żyć skojarzenie ruchów ocznych ze słuchem, gdyż dziecko odwraca prawidłowo głowę i oczy w stronę, skąd pochodzi podrażnienie słuchowe; zawsze jed n ak ruchy te zachowują przynajm niej we wzmiankowanym okresie jeszcze swój pierwotny ch arakter odruchowy.

N a szczególną uwagę zasługują objawy przenoszenia podrażnień z jednej sfery zmy­

słowej do drugiej. S ą osoby, u których do­

strzeganie (percepcya) pewnych tonów łączy się stale z pewnemi, zawsze jednakowemi wrażeniami św ietlnem i R aehlm ann znał oso­

biście pewnego pana nader wykształconego, który kojarzył z wszelkiemi tonami wysokiemi czucie subjektywne jasnego św iatła, z niz- kiemi—wyobrażenie ciemności. U innej znów ' osoby rozmaitym tonom i dźwiękom odpowia­

dały rozm aite, ale zawsze te same barwy,

(10)

3 7 8 W SZECH ŚW IAT. 24

0 natężeniu św iatła mniejszem lub większem, stosownie do wysokości tonu, ta k że koncert instrum entalny był zarazem dla niej harm o ­ nijnie mieniącą się g rą barw. Zachow anie się takie względem wrażeń wzrokowych i słu ­ chowych okazywało wielu członków tej samej rodziny, a i wogóle do rzadkości nie należy.

Inny rodzaj współwrażeń tw orzą tow arzyszą­

ce bodźcom muzycznym wyobrażenia ro z ­ ciągłych powierzchni, figur geometrycznych, budynków, krajobrazów . Podobne wypadki opisał niedawno W allaschelt pod nazwą typu wzrokowego w muzyce. J e d n a np. pani, gdy tylko usłyszy dźwięki muzyki, wnet sobie wy­

obraża rozm aite krajobrazy, zm ieniające się 1 rozwijające wraz z biegiem muzyki. In n a znowu pani k ojarzyła nietylko w wyobraźni wyobrażenia wzrokowe z w rażeniami słucho- wemi, osobliwie z muzycznemi, lecz faktycz­

nie w idziała przed sobą białe figury, ja k tylko instrum enty zaczynały grać. M am y tu przyk ład prawdziwej iluzyi w zakresie wzroku, wywołanej przez określone bodźce słuchowe, p rzykład przenoszenia wrażeń z je d ­ nej sfery w drugą, odbywającego się drogą kojarzenia wyobrażeń, które u pewnych osób łączą się z sobą łatw iej i prawidłowiej niż u innych. Jed n a k że w obecnej chwili nie znamy wcale dróg nerwowych, uskuteczniają­

cych rzeczone kojarzenie wyobrażeń, oraz n atu ry zagadkowej owego procesu psychicz­

nego, skutkiem którego dwa zupełnie odręb­

ne ośrodki odpow iadają na podrażnienie je d ­ nego z nich.

Również ciemny je s t dla nas proces prze­

noszenia bodźców słuchowych w sferę czucia.

Ulubiony sposób tłum aczenia tego zjaw iska zapomocą histeryi lub hypnotyzm u właściwie nic nie wyjaśnia; nie d a się wprawdzie za­

przeczyć, że napotykam y je bardzo często w hi ster 3'i i neurastenii, wogóle w stanie t. z.

drażliwego osłabienia układu nerwowego, ale też i u osób zdrowych i krzepkich; dużo np.

osób nie może znieść pewnych instrum entów muzycznych bez jednoczesnego uczucia boles­

nego. R aehlm an znał jednę panię, k tó ra słysząc basy dostaw ała bolesnych drgaw ek; j a i każdy z nas m a wielu znajom ych, którzy jednocześnie zdźw iękam i ostrem i doznająnie- zwykle przykrych uczuć, np. zim na, dreszczów i t. d. (przy skrobaniu tabliczki rylcem, przy skrobaniu garnków ostrem narzędziem i t. d.).

W rozwoju życia duchowego należy się t. z.

zmysłom wyższym, wzrokowi i słuchowi, miejsce naczelne. W brak u jednego z nich, kierownictwo duchowe obejm uje drugi, oczy­

wiście ze szkodą d la umysłu. N ie znaczy to, aby głuchy lub ślepy nie był w stanie rozwi­

nąć się nad poziom pospolity, dzieje się to jed n ak zawsze wyjątkowo i wym aga ruchliwej czynności innych zmysłów i znacznie większej pracy wychowawczej.

N iezm iernie ciekawe są w tej mierze myśli o życiu psychicznem, wygłoszone przez a u to ­ ra niewidomego, F ry d e ry k a H itschm ana.

U trzym uje on, że „w życiu duchowem ślepego (m a się rozumieć, od urodzenia) wyobrażenie przestrzeni m a znaczenie daleko mniejsze, aniżeli u widomego,” oraz że „zależy ono bardziej od słuchu aniżeli od dotyku.” „My­

śląc o osobach, ślepy nie uprzytom nia sobie ich cielesnej obecności, lecz łączy raczej oso­

bowość duchową wprost z czynnikiem zmysło­

wym, bezpośrednio nań oddziaływającym , a więc ze słuchem .” Spostrzeżem ia R aehl- m anna w zupełności potw ierdzają poglądy H itschm ana. A zatem wyobrażenie p rz e­

strzeni, które niewidomy od urodzenia wy­

tw arza sobie zapomocą pozostałych zmysłów, nie odpowiada wyobrażeniu cielesności i prze­

strzeni człowieka widomego; dopiero po od­

zyskaniu wzroku drogą operacyi odsłania się człowiekowi ślepemu w prawdziwem znacze-

j niu słow a wyobrażenie św iata cielesnego, I którego dotychczas nie posiadał.

N iedostateczny rozwój lub zanik obu wyż­

szych zmysłów, słuchu i wzroku, sprowadza u człowieka wysoki stopień niedołęstw a fizycz­

nego i duchowego, w razie zaś ich u tra ty człowiek pozostaje przy tym samym co i przed­

tem zakresie um ysłu, którego więcej nie roz­

szerza. W ielokrotnie wypowiedziane i obec­

nie jeszcze bardzo rozpowszechnione mnie­

manie, jak ob y b ra k lub u tra ta jednego ze zmysłów powodowały wzmożoną niejako „za­

stęp czą” czynność pozostałych, o tyle tylko je s t słuszne, o ile, naturalnie, zmysł utracony nie z a p rz ą ta uwagi człowieka, mogącej zwró­

cić się niepodzielnie w stronę innych zmysłów, np, u niewidomego w stronę słuchu. M nie­

m anie jed n ak , jako by ślepy lepiej słyszał od widomego, pozbawione je s t wszelkiej p od sta­

wy faktycznej i, zdaniem H itschm ana, pro ­ wadzi konsekwentnie do wniosku niedorzecz­

(11)

N r 24. W SZECH SW IAT. 3 79

nego, że „istota, której ze wszystkich zmy­

słów pozostał tylko smak, otrzym uje za jego pośrednictwem niemal tyleż wrażeń, ile inni ludzie za pośrednictwem wszystkich zmy­

słów.”

Z resztą stopień możliwy rozwoju duchowe­

go zależy nietylko od czynności samych n a ­ rządów zmysłowych, lecz nadto od stanu od­

powiednich ośrodków t. j. od należytej ich budowy m atem atycznej, i stąd właśnie po­

w stają różnice w uposażeniu rozmaitych .zmysłów, występujące oczywiście również u osób w tym lub owym względzie upośledzo­

nych. Tem się tłum aczą zdolności je d n o ­ stronne u ludzi skądinąd m ało rozwiniętych.

K.aehłmann zn ał dwie dziewczynki ślepe, do­

tknięte małogłowiem i idyotyzmein, a pomimo to posiadające wybitne zdolności muzykalne i chwytające melodye z zadziwiającą dokład­

nością. W początkach siódmego dziesięcio­

lecia znajdow ał się w zakładzie'N ietleben pod H a llą idyota głuchoniemy, obdarzony zdum iewającą zdolnością do kopiowania ry­

sunków. Kopiow ał wszystko co mu podaw a­

no i we wszelkich rozm iarach. B ardzo czę­

sto, by go czemś zająć, dawano mu do ręki ołówek, kładziono przed nim arkusz papieru i pierwszy lepszy obraz: wnet zaczynał kopio­

wanie, pomimo, źe nie posiadał najmniejszego poczucia formy i nie był w stanie dokonać .z własnego popędu najbłahszego szkicu. B y­

ło dlań rzeczą obojętną jak rysunek leżał:

prosto czy krzywo, oraz skąd zaczynał, z pra- wegu lub lewego końca lub naw et ze środka;

rozm iar atoli, w którym raz zaczął, zachowy­

w ał konsekwentnie do końca—kopia była zawsze wykończona i podobna do oryginału.

Położono przed nim rysunek konia (staloryt i n 4°), ale odwrócony głową na dół, ujęto ręk ę jego trzym ającą ołówek i zaczęto ry so­

wać kontury jednej z tylnych kończyn w p ra ­ wym górnym kącie czystego arkusza papieru.

Tego było dosyć, aby idyota wykonał rysu nek, nietroszcząc się o jego położenie.

Przytoczone jed n ak przykłady należą do n ad e r rzadkioh wyjątków. Ogółem zaś bio­

rąc, spostrzegam y w razie u tra ty jednego z dwu zmysłów wyższych raczej mniejsze użytkowanie pozostałych, co wprost już wy­

pływa z znacznego uszczuplenia fizycznych warunków kojarzenia, spowodowanego usu­

nięciem jednego ze zmysłów (wyższych). P sa,

któregośm y widzieli i słyszeli szczekającego, poznajemy zarówno z obrazu wzrokowego ja k ze szczekania; obadw a zaś wyobrażenia ta k ściśle się kojarzą z sobą, źe, gdy słyszy­

my szczekanie psa, wnet w nas powstaje jego obraz wzrokowy. "Wyobrażenie tedy psa jest niejako podwójne, t. j. w dwu okolicach zmysłowych umiejscowione: wzrokowej i słu ­ chowej, zatem u tra ta jednego z obu zmysłów musi w odpowiedni sposób zluźnić samo wyo­

brażenie, innemi słowy: wrażenie je s t znacz­

nie mniej p ełn e u ślepego niż u widomego.

U osób ociemniałych spostrzegam y zazwy­

czaj również upadek sprawności psychicznej, niedający się tłum aczyć wyłącznie przygnę­

bieniem i sm utkiem, w jakim bywają po grą­

żeni ci nieszczęśliwi wskutek poniesionej s tra ­ ty i który w znacznej mierze ham uje czyn­

ność ich umysłu. W idzim y to bardzo często u ludzi, dotkniętych wieloletnią k atarak tą.

Dawniej zdrowi i rzeźcy, popadają oni nader szybko w niedołęstwo fizyczne i duchowe, a nadewszystko okazują osłabienie energii psychicznej większe niżby oczekiwać należało od zboczenia fizycznego i wywołanego przez nie uczucia bolesnego. Istotnie, życie du­

chowe tych chorych skutkiem ociemnienia uległo n ader wielkim zmianom: najgłów niej­

szy gościniec, którym wrażenia i pobudki zdą­

żają do duszy, został przerwany, co spowo­

dowało niejako wykolejenie asocyacyi zmy­

słowej. Nic więc dziwnego, że czynność całości została w wysokim stopniu zatam o­

wana. W łaśnie na tych chorych przekony­

wamy się o wpływie doniosłym percepcyj wzrokowych na przebieg wszystkich funkcyj psychicznych.

Osoby dotknięte wieloletnią k a ta ra k tą są oddawna niemal zupełnie ślepe i oczu swych prawie nie używają; zachowały tylko żywe wspomnienie dawno ubiegłych i pełnych św iatła dni, które, budząc się bardzo często, gdy chorzy świeżo operowani leżą jeszcze w ciemnym pokoju pod opatrunkiem , dosięga czasem siły niezwykłej. Niekiedy spraw a dochodzi do pomieszania, którego treść je s t niem al zawsze ta sam a, mianowicie: halucy- nacye przeważnie natury wzrokowej i szał, w którym chorzy odtw arzają i bezładnie mieszają wrażenia wzrokowe la t ubiegłych.

Z d arzają się atoli czasem w ciemnych poko­

jach klinik okulistycznych również przypadki

(12)

380 W SZECH ŚW IAT N r 24.

prawdziwych halucynacyj i iluzyj wzroko­

wych, niemających charakteru zboczeń um y­

słowych i gdzie świadomość je s t zupełnie zachowana. 73-letnia pacyentka H aehlm an- n a doznawała pod opatrunkiem , w p arę dni po zdjęciu k atarak ty , wszelkich możliwych wrażeń wzrokowych, które jak o halucynacye wpływały po części w sposób zakłócający na jej sądy, w znacznej wszakże mierze były tłum aczone, jako czyste iluzye bez wTiary w ich rzeczywistość. O pow iadała np., ja k o ­ by pokój, w którym przebyw ała, był ładnie umeblowany, widziała w nim lustro o złotych ram ach i obok niego dwa obrazy. W id zia ła też dokładnie trzy zegary i ru ch ich w ahadeł, dodaw ała jednak, że, pomimo zwróconej w tym kierunku uwagi, uderzeń w ahadeł nie słysza­

ła . P od obne halucynacye i iluzye w zak re­

sie wzroku, połączone lub niepołączone z pod­

nieceniem psychicznem, w ystępują przew aż­

nie u osób operowanych z powodu k atarak ty : m ają one przebieg prawidłowy, rozpoczynają się w p arę dni po operacyi i u stęp u ją zazwy­

czaj bezpowrotnie po zdjęciu opatrunku.

Być może, że i wiek podeszły osób operowa­

nych nie je st pozbawiony pewnego znaczenia;

w każdym wszakże razie odzyskanie długo nieobecnego zmysłu wzrokowego doniosłe m a znaczenie przy powstawaniu tych zjawisk, gdyż pierwsze w rażenia wzrokowe, przedo­

stawszy się oddaw na u tartem i drogam i do szeregów psychicznych, muszą spowodować całkowity przew rót w przebiegu procesu my­

ślowego. Świeże percepcye wzrokowe, koja­

rz ąc się nanowo z wrażeniami, pochodzącemi z innych zmysłów i przeistaczając niejako życie podmiotowe, m ogą jednocześnie h a­

mować lub zakłócać zwykły bieg procesów duchow ych,tem samem dając powód do istot­

nych złudzeń zmysłowych. N iem niej po­

tężnie wpływa odzyskanie wzroku na fizyczną stronę przejawów życiowych. Obok słabości, j b ra k u energii, całkow itego opanowania przez nieszczęście, bojaźliwości i zw ątpienia, przed­

wczesne zestarzanie się, tw arz zw iędła, po­

zbawiona życia — oto cechy, znam ionujące niemal bez w yjątku wszystkich ludzi, dotknię­

tych od wielu la t obustronną k a ta ra k tą i świadczące o wpływie czynności oka n a stan fizyczny organizmu. G dy chorym takim wzrok drogą operacyi został przywrócony, j

obraz powyższy wnet się zmienia; widoczna,

I

że m łodnieją, tw arz przyjm uje znowu dawną żywość i wyraz, energia znakomicie wzrasta.

Ł atw o zrozumieć, o ile donioślejszym być musi wpływ odzyskanego po wieloletniej śle­

pocie wzroku n a życie duchowe człowieka, nie dość że niewidomego lecz nadto głuchego.

T aki w swoim rodzaju wyjątkowy przypadek obserwował R aehlm ann.

N . N ., p an n a 19-letnia, u traciła, jakoby w następstw ie odry, w 9-tym roku życia słuch, i do dziś dnia je st zupełnie głucha n a oba uszy. W dzieciństwie odznaczała się żywem usposobieniem. Do 9-ego roku uczęszczała do szkoły i w czasie, kiedy zachorowała, czytała już biegle i p isała. W rok po u tra ­ cie słuchu wystąpiły obustronne zboczenia wzrokowe, a po upływie kilku miesięcy głu-

! cha dziewczynka ociemniała na oba oczy. Do tego czasu jeszcze mówiła, po ociemnieniu posługiw ała się z początku tylko w wyjątko­

wej potrzebie mową (przytłum ioną, ja k to czynią głusi); powoli jed n ak p rzestaw ała mó­

wić i od la t blizko 9-ciu jednego nie wymó­

wiła słowa. W czasie przyjęcia do kliniki była to postać wysmukła, niezmiernie wy­

chud ła o rysach zwiędłych i wyrazie tw arzy niezwykle apatycznym ; pomimo obustronnej k a ta ra k ty szybko odczuwała ilościowe różni­

ce św iatła, m ogła spostrzegać również więk­

sze przedm ioty, trzym ane tuż przed oczyma, ale ich k ształtu nie rozróżniała. Podczas ośmiodniowej obserwacyi przed operacyą oka­

zyw ała stan zupełnej apatyi i b rak u energii;

po największej części sypiała w pozycyi leżą­

cej lub siedzącej; o ile zaś czuwała, siedziała

j obojętnie, zadum ana i niewymawiając ani słowa. P rzeprow adzona z jednego m iejsca na drugie i gdziekolwiek posadzona, siedziała tam dalej nieruchom o. P o k arm przyjm owa­

ła tylko wtedy, gdy go przed nią stawiano łyżkę do rą k dawano. Czucie skórne na powierzchni ciała było w wysokim stopniu zmniejszone, jakkolw iek nie zniesione w zu­

pełności, również odruchy. Gdy w p arę dni po szczęśliwie dokonanej operacyi zdjęto opatrunek, niepodobna było nakłonić chorej do otworzenia oczu. N ag le jed nak je otwo­

rzyła, p a trz a ła kró tki czas w osłupieniu i znowu zam knęła. N agle d rg n ę ła całem ciałem a n a tw arzy wystąpiły spore krople potu. Pozostawiono j ą sam ą z opatrunkiem . W k ró tc e potem posługaczka szpitalna do­

(13)

N r 24. W SZ.ECHS WIAT. 381 niosła, źe niema dotychczas pacyentka prze­

mówiła, a pierwsze słowo było „wody.”

W zrok został zupełnie odzyskany. Jed n o ­ cześnie nastąpiła zmiana gruntow na w zacho­

waniu się pacyentki: daw na żywość wróciła, chodziła wiele i mówiła, lubo głosem przy tłu ­ mionym ludzi głuchych. Odwiedzającej ją m atce opowiedziała cały przebieg operacyi oraz wszystko, co się z nią działo. R aehlm an- nowi przeczytała w głos kilka wierszy z książ­

ki znanej jej jeszcze z czasów szkolnych.

D otyk, badany po upływie pewnego czasu, okazał się zupełnie norm alny, odruchy zaś były raczej wzmożone aniżeli osłabione.

Grodzi się zastanowić bliżej nad życiem psychicznem tej istoty głuchoniemej i za ra­

zem ślepej. B rakło jej najgłówniejszych zmysłów; oprócz sm aku i powonienia, pozo­

sta ła jedynie przy wrażeniach, odbieranych zapomocą czucia skórnego. Tymczasem owo właśnie czucie nie było bynajmniej — ja k to każe przypuszczać powszechne mniemanie 0 „zastępczej czynności zmysłów” — wzmo­

żone, wydoskonalone, lecz, przeciwnie, w po­

równaniu z czuciem ludzi zdrowych znacznie osłabione. Z e śpiączki i apatyi, cechującej naszę pacyentkę, niepodobna kłaść n a karb wyłącznie niemocy, w jakiej znajduje się człowiek pozbawiony wzroku i słuchu, lecz że należy uważać je raczej za następstwo u traty

■najważniejszych organów, pośredniczących w nabyciu wyobrażeń, za następstw o b rak u wrażeń zmysłowych, a więc zubożenia um ysłu w wyobrażenia i myśli, za tem przem aw iają, z jednej strony, aż n adto jaskraw o uw ydat­

niona ciągła zadum a i zbyt tępe zachowanie się naszej pacyentki, powtóre następujące spostrzeżenia. U człowieka, cieszącego się zupełnem zdrowiem fizycznem i używającego wszystkich swych zmysłów, p o trzeba snu ma się w określonym stosunku do pracy mięśni 1 zmysłów. S tan czujny mózgu zależy, ja k pierwszy wykazał Pfłtiger, od należytej wiel­

kości bodźców zmysłowych, głównie wzroko­

wych i słuchowych, jakoteż skórnych, mniej więcej ciągle oddziaływających na mózg i sta­

le go zatrudniających. Isto tn ie rzeczowe pobudzenia zmysłowe m a ją ta k doniosłe zna­

czenie w sprawie sprowadzenia snu, że przez zredukowanie ich do minimum lub całkowite zniesienie można sztucznie wywołać sen u człowieka i u zw ierząt, ja k to wypływa nie­

wątpliwie z doświadczeń H eybla i spostrze­

żeń klinicznych Striim pella, Heynego, Ziems- sena i innych. W zmiankowani badacze mieli do czynienia z chorymi, dotkniętym i ogólną anestezyą skórną, odbierającym i zatem w ra­

żenia zewnętrzne tylko zapomocą słuchu i wzroku. Dość było u tych chorych zatkać źródło, skąd płynęły wrażenia, t. j. zam knąć oczy i uszy, aby zasnęli; próby nigdy nie z a ­ wodziły, sen następow ał już po upływie kilku minut. W naszym przypadku rzecz m a się nieco inaczej: nieczynne są zmysły wyższe, zachowało się tylko czucie skórne na powierzchni ciała, jakkolwiek osłabione, a stan pobudzenia um ysłu, o ile wogóle się ujawnia, wiąże się wyłącznie z wrażeniami skórnemi. Otóż wrażenia te w stanie spo­

kojnym ciała są n ad er słabe, innych zaś w ra­

żeń zupełnie brak: stąd śpiączka i żywot gnuśny naszej pacyentki.

N ic nie świadczy tak dosadnie o doniosło­

ści samego odzyskania wzroku, ja k zniknięcie zupełne ospałości, powrót do dawnej żywości, odzyskanie mowy i wzmożenie ogólnej po­

budliwości czuciowej. N ie ulega najm niej­

szej wątpliwości, że przywrócony wzrok na- nowo ożywił i przydatnem i uczynił dla sp ra­

wy tworzenia dźwięków stare asocyacye po­

budzeń psychicznych, zapomocą których ośro­

dek ruchów mownych łączył się niegdyś z określonemi wrażeniami wzrokowemi. Było to widoczne, gdy pacyentka na głos czytała kilka zdań z książki, podług której dzieckiem jeszcze się uczyła. U jrzane zgłoski i wyrazy drukowane, znane jej z czasów dzieciństwa, dały pierwszy impuls do odnalezienia inerwa- cyi, niezbędnej do wydawania dźwięków mownych, od la t dziewięciu nie używanych.

D r A ■ Grosglik, (podług Raehlmanna).

Praw ie w każdem dziele florystycznem znajdu­

ją, się wzmianki o tem , że porzeczka górska (R i- bes alpinum L .) bywa dwudomuą, lub też mie-

Cytaty

Powiązane dokumenty

wać. Jeżeli jak ie pobudzenie działa często, pow tarza się wielokrotnie, to oddziaływanie n a to pobudzenie powoli ujednostajnia się i staje się niem al

Zapomnijmy więc, że tam, nad Mentoną, gdzie wśród szarych murów wznoszą się białe kamienie i ciemne cyprysy, to miejsce

ności fizyologiczne, a szczególniej na funkcye chlorofilu, które odbywają się tylko tam, gdzie chlorofil wystawiony jest na działanie światła. Do czynności tych

runkowego, jeśli się opiera na prawie n atu ry , które wymaga spółbytności lub następstw a rzeczonych wrażeń; przeciwnie spółbytność i kolejność przypadkowa

ra zatem powłoki lodowej Grenlandyi przy naj silniejszem nawet promieniowaniu słońca wznieść się nad zero nie może; jeżeli więc tem peratura powietrza po nad

jących nas zewsząd, je st większa jeszcze, aniżeli w ydaw ać nam się mogło przy po- wierzchownem rzeczy rospatrzeniu.. G ałęzią nauk przyrodniczych, k tóra

Nam w ystarcza wiadomość, że każdy pierw iastek ma atom y odznaczające się innym ciężarem i że o ciężarach tych wnioskow ać możemy z ciężarów jak ichk olw

M łodzieniec pracujący nad chem iją prędzej nauczy się po hebrajsku, niż z temi obezna znak am i”.. my, posiadało nasz najsilniejszy